Jak wszyscy wiemy, mamy obecnie pandemię SARS-CoV-2, nowego wroga o którym jeszcze stosunkowo niewiele wiemy. To, co wiemy, to fakt, że dla niektórych ludzi zakażenie nim kończy się dość nieprzyjemną śmiercią i prawdopodobieństwo tego faktu wzrasta wraz z wiekiem i innymi czynnikami ryzyka. Innymi słowy, zakażając się bierzemy udział w tzw. rosyjskiej ruletce, przy czym liczba zabójczych nabojów w bębenku rośnie wraz ze wzrostem wspomnianych powyżej, powszechnie omawianych w mediach czynników.
Jako osoba dość zaawansowana wiekowo (64 lata) i z pewną nadwagą zaliczam się do grupy bardziej zagrożonych, a mając od wielu lat bardzo dobre życie zdecydowanie nie chciałbym się z nim też pożegnać. Dlatego stosuję 2 linie obrony, zdając sobie sprawę z tego, że jak na wojnie, nawet najlepsze przygotowanie nie jest gwarancją że nie zginiesz, choć odpowiednie przygotowanie i wyposażenie zmniejsza ryzyko takiego niefortunnego wydarzenia.
Dzisiaj podzielę się z Wami tym, co sam robię, może się to komuś przyda. Zacznę jednak od podkreślenia, że nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem, nie jestem epidemiologiem, a to, co napiszę jest tylko opisaniem moich doświadczeń i metod i tylko jako taki opis ma byś rozumiane. Faktem jest, że od kilku lat hobbystycznie edukuję się w fizjologii, biochemii i medycynie funkcjonalnej korzystając wyłącznie ze źródeł angielsko i niemieckojęzycznych. Wszystkie działania które opisuję nie są więc rezultatem wyczytania czegoś w gazecie, lecz dość dogłębnych studiów i porównywania różnych źródeł, a następnie użycia własnego umysłu do wyrobienia sobie poglądu, jak w naszym organizmie działają te niezwykle skomplikowane i współzależne mechanizmy. Pozwólcie, że w tym tekście, zwłaszcza opisując moją 2 linię obrony, po prostu opiszę co robię, bez dogłębnego cytowania prac naukowych itp. zgoda?
No to do dzieła :-)
Pierwsza linia obrony – nie zaraź się!
Dopóki nie ma ani skutecznej szczepionki, ani terapii, a szpitale mogą być przeładowane, to jest to podstawowa strategia, polegająca na nie dopuszczeniu wirusa do mojego organizmu. Będąc w grupie podwyższonego ryzyka wolę też pomylić się przesadzając ze stosowanymi środkami, niż stosując je zbyt słabo.
Do opisania mojego podejścia posłużę się najpierw małą metaforą:
Wyobraźcie sobie, że jakaś zbrodnicza organizacja postanowiła Cię zabić mając do dyspozycji preparat, który:
- Jest w wielu przypadkach zabójczy, jeśli dostanie się do twoich śluzówek w nosie, ustach lub oczach.
- Możesz zostać zaatakowany przez niewinnie wyglądających zamachowców, którzy rozpylą ten preparat w odległości do 2m od nich. Zamachowcem może być każdy, nawet zaatakowany preparatem członek Twojej rodziny.
- Preparat ten dłużej utrzymuje się w powietrzu w pomieszczeniach zamkniętych.
- Możesz zostać zaatakowany podstępnie, przez naniesienie tego preparatu na różne przedmioty, na których pozostaje on aktywny 2-5 dni.
- Jeżeli atak się powiedzie, to nie jest obojętne, czy trafiło Cię dziesięć, sto, tysiąc czy też dziesięć tysięcy jednostek tego preparatu. Im mniej, tym masz większe szanse go od razu odeprzeć, o czym napiszemy w części drugiej.
Przy takim opisie wroga, przeciwdziałania pierwszej linii są dość oczywiste:
- O ile nie jesteś absolutnie pewien, że Twoje dłonie nie zostały skażone tym preparatem, to w żadnym wypadku nie dotykasz twarzy, dopóki tej pewności nie masz. Możesz ją uzyskać poprzez staranne mycie i odkażanie dłoni, to drugie preparatem zawierającym co najmniej 65% alkoholu. Płyny „przeciwbakteryjne” o innym składzie są w tym wypadku wątpliwe, bo nasz wróg to nie bakteria. Odkażanie rąk jest więc konieczne po powrocie z wszelkich wyjść poza Twoje mieszkanie, jak też po kontakcie z przedmiotami, które z zewnątrz znalazły się w tymże mieszkaniu i odstawiłeś je do „kwarantanny” o czym za chwilę.
- Starasz się minimalizować bezpośrednie kontakty Twoje i domowników z innymi ludźmi, a jeśli jest to nieuniknione, to staraj się mijać ich w odległości co najmniej 2 m. Bez absolutnej konieczności nie wpuszczasz do Twojego domu ludzi tam nie mieszkających! Ty też nie odwiedzasz innych, o ile nie jest to naprawdę konieczne. W miarę możliwości unikaj pomieszczeń poza swoim mieszkaniem, szczególnie tym mniejszych i kiedy są w nich inni ludzie. Jeśli musisz przebywać w takich miejscach, to staraj się działać antycyklicznie, bądź tam wtedy, kiedy większość robi coś innego. Ja na przykład robię zakupy w ogromnej hali Makro i to wtedy, kiedy jest bardzo niewiele osób i nie ma kolejek przy kasach. Jak nie masz własnych doświadczeń w tej kwestii, to posłuż się Google Maps, tam przy każdym większym sklepie jest pozycja „Popularne godziny” i możesz sprawdzić, jak w tym, który Cię interesuje to zazwyczaj wygląda a nawet jak wygląda w chwili obecnej!
- Jeśli kurier lub listonosz przynosi Ci przesyłki do domu, albo lądują tam zakupy czy cokolwiek z zewnątrz, to zakładaj, że na każdym z tych przedmiotów zamachowcy mogli rozpylić ten zabójczy preparat. Aby się chronić możesz zrobić jedną z następujących rzeczy:
– poddać przedmiot kwarantannie – ostrożnie odłożyć przedmioty w bezpieczne miejsce na odpowiedni czas, a samemu potem umyć i zdezynfekować zarówno ręce, jak i wszelkie powierzchnie które z tymi przedmiotami miały kontakt. Jeśli przedmioty są z papieru lub kartonu, to kwarantanna 48 h jest wystarczająca, jeśli to plastik lub metal, to zapomnij o ich istnieniu na 4-5 dni. To nie zawsze jest do zrobienia przy zakupie łatwo psującej się żywności, wtedy stosujemy następną metodę, a mianowicie odkażanie.
Odkażamy co najmniej 70% roztworem alkoholu etylowego (spirytusu), który łatwo możemy zrobić sami np. z denaturatu. Bierzemy 0,5 l 92% denaturatu, dodajemy 157 ml wody i mamy gotowy 70% roztwór odkażający. Nie trzeba dodawać wody utlenionej, bo zwalczamy tylko wirusy, a nie przetrwalniki bakterii. Papier odkaża się źle (można zniszczyć), więc lepiej wysłać na kwarantannę. Większość przedmiotów szklanych (np. mój Samsung S7), plastikowych czy metalowych znosi takie odkażanie dość dobrze, ale próbujesz na własne ryzyko. W razie wątpliwości, lepiej na kwarantannę.
Jeśli mówimy np. o zapakowanej hermetycznie żywności (wędliny itp.), czy coś psującego się w słoikach, lub pojemnikach plastikowych, to odkaź opakowanie, zanim włożysz je do lodówki. Inaczej przedłużysz nie tylko żywotność jedzenia, ale też naszego zabójczego preparatu, o którym mówimy. Jeśli chodzi o pozostałe produkty spożywcze, to lepiej zastosować zasadę żeglarzy podróżujących na jachtach w tropikach: „peel it, cook it, or throw away”. Czyli jeżeli możemy coś umyć i obrać, względnie ugotować, to robimy to, rezygnujemy zaś z produktów, gdzie jest to niemożliwe. To niestety eliminuje większość pieczywa i prawie wszelkiego rodzaju liściaste zieleniny, które mogły zostać skażone, a nie mamy możliwości zastosować na nich opisanych wcześniej metod deaktywacji „preparatu”. Na szczęście rezygnacja z takich produktów jest nie tylko możliwa bez szkody dla zdrowia, ale w wielu wypadkach wskazana, o czym napisze w części mówiącej o drugiej linii oporu. Ja np. konsumuje w tej grupie wyłącznie sałatę lodową i czasem bagietki z jednego, absolutnie pewnego źródła. Jeśli chodzi o sałatę lodową, to mogą być skażone zarówno sama folia, w której jest zapakowana, jak i sałata. Jak mam czas, to zostawiam ją po zakupach na kilka dni kwarantanny w samochodzie na parkingu. Sałata tak szybko się nie zepsuje, a wirus w tym czasie się dezaktywuje. Jeśli chcę zjeść sałatę lodową bezpośrednio po zakupieniu, to ostrożnie pozwalam sałacie wyśliznąć się z folii, którą niezwłocznie wyrzucam, dezynfekuję ręce, usuwam dwie wierzchnie warstwy i reszta jest na pewno OK. Podaję to jako przykład procedury, którą każdy może zastosować. Nawiasem mówiąc, sałata lodowa to doskonały podkład do konsumowania sporej ilości oliwy z oliwek Extra Virgin, do czego też jej używam. - W mojej kurtce jedna kieszeń jest przeznaczona na „izolatkę” dla przedmiotów, które używam wyłącznie na zewnątrz (klucze, karta do samochodu), a w drugiej trzymam małe opakowanie żelu do odkażania rąk. Kupiony żel przelewasz do małej butelki z dozownikiem, jakie używamy do podróży lotniczych (100 ml max) lub podobnego typu tubek i masz „zestaw spacerowo-zakupowy”.
- Jeśli wychodzisz na zewnątrz, będziesz wyłącznie na świeżym powietrzu i jesteś pewien, że nie będziesz bliżej niż kilka metrów od innych ludzi, to maska nie jest Ci potrzebna, bo ani Ty, ani nikt inny nie może rozpylać „preparatu” tak, aby był niebezpieczny dla drugiej osoby. W innym przypadku lepiej zaopatrz się w maskę, którą należy używać! Nie musi to być ochrona klasy N95, przez którą zresztą ciężko się oddycha, ale cokolwiek pomiędzy Twoimi ustami i nosem, a resztą świata, zwłaszcza, jeśli będzie to dobrze przylegać do twarzy. Maska nie zablokuje wszelkich wirusów, ale nie przepuszczając większych kropelek wydzieliny je zawierających, drastycznie zmniejsza liczbę tych, które w najgorszym przypadku dostaną się do Twoich dróg oddechowych. A jak wspomniałem na początku, nie jest to wszystko jedno, bo z mniejszym atakiem bez problemu poradzi sobie zdrowy układ odpornościowy.
- Cokolwiek robisz, zrób wszystko aby nie stać się pacjentem z innym problemem, zwłaszcza wymagającym intensywnej opieki. Przy wszelkich działaniach rozważ najpierw ryzyko zranienia się, złamania, oparzenia itp. tak, jakbyś był w dzikiej dżungli oddalony o 1000 km od najbliższej cywilizacji. Bądź szczególnie ostrożny i przewidujący, a ryzykowne zachowania zostaw na później
To są podstawowe działania mojej pierwszej linii obrony, nastawionej na to, aby się nie zarazić. W drugiej części opiszę moją drugą linię, którą buduję na wypadek, gdyby pierwsza zawiodła: metody wzmocnienia i utrzymania w dobrej formie układu odpornościowego.
Na razie tyle, jeśli macie jakiekolwiek pytania, to zapraszam do komentarzy, a jeśli uznacie ten tekst za przydatny, to szerujcie proszę dalej. To może uratować komuś życie, zwłaszcza jeśli ten ktoś jest, podobnie do mnie, w grupie podwyższonego ryzyka.
PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/637194500193295/
Najnowsze komentarze