Wielu młodych ( i nie tylko :-)) ludzi zadaje mi to pytanie co robić w życiu, ostatnio Martyna w sąsiedniej dyskusji.
Jeśli nie wiesz co chcesz robić, drogi Czytelniku, nie jest wcale taka zła sytuacja, zwłaszcza, jeśli jesteś w stosunkowo młodym wieku. Dzięki temu możesz bez jakichkolwiek uprzedzeń zacząć badać, co tak naprawdę Cię „kręci” i to nie tylko jeśli chodzi o karierę zawodową, ale też i życie w ogóle. To bardzo zaniedbywany temat i dlatego mamy potem tak wielu ludzi w wieku 35-50 lat, którzy przechodzą w którymś momencie ciężki kryzys wieku średniego. Nagle uświadamiają sobie, że przeżyli sporą część życia zupełnie inaczej niż tak naprawdę by chcieli i potem zaczynają się albo dramaty, albo „życie w cichej desperacji”. Po co tak długo czekać?? Po co tak długo żyć „sztucznym” życiem?
Stąd moja rada dla każdego, kto mnie o to pyta: próbuj bardzo różnych rzeczy, stylów życia, rodzajów relacji z najprzeróżniejszymi ludźmi, ewentualnie zawodów i sposobów zarabiania na siebie. To wszystko najlepiej w różnych krajach i kręgach kulturowych. Po kilku latach takich praktycznych doświadczeń, będziesz mieć znacznie lepsze pojęcie, co dla Ciebie jest dobre i ważne, oraz na czym polega Twoja misja życiowa. Ta wiedza jest moim zdaniem niezbędna, aby długoterminowo prowadzić satysfakcjonujące i spełnione życie.
Zdobywając ją warto pamiętać, aby w trakcie tego poszukiwania:
- nie narażać się na niepotrzebne ryzyko w sensie fizycznym i zdrowotnym. Tu naprawdę warto być rozsądnym i mieć oczy szeroko otwarte – niestety nie wszyscy ludzie to anioły, a pewne przyjemności (niezabezpieczony seks, alkohol, narkotyki itp.) mogą mieć bardzo niepożądane długoterminowe skutki
- nie tworzyć przedwcześnie nieodwracalnych, lub trudnych do zmiany faktów (małżeństwo, dzieci, duże kredyty itp.)
- być uczciwym w stosunku do innych ludzi, nawet jeśli czasem może to być niewygodne. Nigdy nie zdobywaj doświadczenia oszukując lub wykorzystując kogokolwiek innego!
- zamiast starać się sobie logicznie uzasadnić rzeczy, które „powinniśmy” robić „bo takie jest życie”, słuchajmy głosu naszego serca, czy to co aktualnie robimy jest rzeczywiście dla nas i czy czujemy się z tym naprawdę dobrze (ta rada brzmi dość niezwykle w ustach człowieka, który coachuje topowych managerów i teamy negocjacyjne, nieprawdaż?)
- być ostrożnym i bardzo krytycznie analizować wszelkie rady udzielane Ci przez inne osoby, dotyczy to oczywiście też i tego, co ja piszę. Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma nieomylnych „guru”, tak naprawdę, to wszyscy jesteśmy na etapie szukania różnych odpowiedzi. Coś dobrego dla kogoś innego, nie musi być dobre dla Ciebie. Z drugiej strony, jeśli podobają Ci się czyjeś rezultaty, to zapytaj jak on to robi (i o cenę którą za nie płaci też!!)
- szybko rozpoznawać toksyczne środowiska nieszczęśliwych, sfrustrowanych ludzi (wtedy bierzmy nogi za pas i to szybko). To dotyczy szczególnie relacji jeden na jeden. Przy tych miliardach ludzi na świecie, nie ma potrzeby szkodliwego uzależniania się od jakiejkolwiek jednostki, czy grupy.
W trakcie tych poszukiwań powinieneś utrzymywać się we w miarę dobrej formie fizycznej i zdrowiu, oraz (niezależnie od zainteresowań) nauczyć biegle operować co najmniej dwoma językami. Jeśli do tego zadbasz o umiejętność komunikowania się z innymi, to masz bardzo duże szanse na wylądowanie w zupełnie innych realiach, niż te w których żyje większość ludzi i to niezależnie od Twojej pozycji wyjściowej (pamiętasz, że ja kiedyś mieszkałem w piwnicy i sprzedawałem gazety?)
Tyle moja nieco uproszczona, ale szczera i otwarta odpowiedź.
Koniecznie należy przy tym zwrócić uwagę na parę efektów ubocznych, z którymi trzeba się liczyć rozpoczynając takie odkrywanie siebie:
- powyższe podejście jest w wielu punktach dokładnie odwrotne od tego powszechnie uznanego w polskim społeczeństwie za „normalne”. Stosując je masz duże szanse narazić się na ostrą krytykę ze strony dotychczasowego środowiska, możesz stracić wielu znajomych, czy nawet „przyjaciół”. Z drugiej strony możesz nagle odkryć, że jest wielu ludzi znajdujących się na podobnej drodze jak Ty, z którymi łatwo będzie Ci znaleźć wspólny język.
- na samym początku możesz mieć wrażenie, że zostajesz w tyle za tymi, którzy szybko skoncentrowali się na jakiejś karierze zawodowej, pozakładali rodziny a Ty nie. Jeśli tylko naprawdę pracujesz nad sobą (a nie tylko udajesz), to nic złego się nie dzieje. Życie to, jak już gdzieś wspomniałem, bardzo długodystansowa „gra” i wcale nie chodzi o to, aby pewne sprawy rozwiązać jak najszybciej, tylko o to, aby rozwiązać je dobrze. Dotyczy to zarówno sposobu, w jaki zarabiasz na siebie, gdzie i jak mieszkasz, jak też człowieka, z którym chcesz przejść przez życie.
- jeśli przeprowadzisz takie poszukiwania tego, jak naprawdę chciałbyś żyć, to jest duża szansa, że doprowadzi to u Ciebie do dobrej znajomości Twoich potrzeb, łatwości komunikowania ich, oraz podwyższonego poczucia własnej wartości. To może, szczególnie w wypadku kobiet spowodować zawężenie puli potencjalnych partnerów życiowych, bo wielu mężczyzn będzie się przy Was czuć niepewnie. Z drugiej strony nabycie takich cech będzie czynić Was atrakcyjniejszymi dla całkiem innych grup potencjalnych partnerów, niekoniecznie tych gorszych :-)
- będziesz wcześniej świadom odpowiedzialności za własne życie (Ty, a nie państwo, społeczeństwo czy krewni), co na początku może zmniejszyć Ci poziom beztroski wywołanej ignorancją. Z drugiej strony możesz uzyskać potem większą beztroskę opierającą się na własnych możliwościach i zasobach, a ta jest chyba lepsza :-)
Na zakończenie kilka ważnych uwag:
- To co napisałem powyżej jest moim osobistym zdaniem, które nie pretenduje do miana prawdy absolutnej. Niemniej przyniosło to pozytywne skutki zarówno w moim życiu, jak i życiu dość sporej grupy osób w wieku 20-54 lat i to mimo często bardzo niedoskonałej implementacji.
- Postępowanie w wyżej omówiony sposób nie gwarantuje Ci szczęśliwego i spełnionego życia, po prostu znacznie zwiększa Twoje szanse i upraszcza wiele procesów.
- Postępowanie wbrew moim zaleceniom nie oznacza, że nie masz szans na szczęśliwe i spełnione życie. Po prostu będziesz stał przed innymi wyzwaniami i niektórzy tak wolą.
- I jak zwykle apel: „use your judgement!”
Jeśli po uważnym przeczytaniu tego postu macie jakiekolwiek pytania lub uwagi, to zapraszam do komentarzy i to niezależnie od tego, czy podzielacie moje zdanie, czy też nie.
Uzupełnione 14.11.2010 : Jeżeli ktoś z Was uważa, że jest za stary na pewne zmiany to zapraszam do przeczytania postu „Póki żyjesz nie jest za późno„
Na wstępie dziękuję Alex za życzenia urodzinowe… Już wczoraj chciałam w jakiś sposób skomentować ten tekst i dodać swoje 3 grosze, ale nic mądrego, co wniosłoby coś więcej niż zostało już napisane, nie przychodziło mi do głowy. Pomyślałam, że poczekam na inne komentarze może mnie zainspiruje…a tu nic. Komentarzy brak. Dochodzę zatem do wniosku, że po prostu Alex wszystko tak pięknie napisał, że nic dodać nic ująć, tylko zakasać rękawy i wziąć się jak najszybciej do roboty w celu poszukiwania swojej najlepszej drogi i poprawy jakości życia:)
Iwona
Brak komentarzy może mieć bardzo wielorakie przyczyny. To jest ogromna wada blogu, w rozmowie face to face masz natychmiast jakiś feedback, widzisz jaki jest odzew i czy to, co komunikujesz jest dla rozmówcy przydatne. Tutaj tego mi brakuje, szczególnie jeśli piszesz długi post, po którym nikt nie zabiera głosu :-)
Pozdrawiam
Alex
Tak, rozmowa twarzą w twarz jest zawsze najlepszą metodą komunikacji. Jednak ja potrzebuję często czasu, aby móc sobie wszystko spokojnie poukładać i przemyśleć co tak naprawdę chcę powiedzieć lub o co zapytać. Nie mam jak to się określa refleksu psychicznego… dlatego blog jest dla mnie chyba idealną formą komunikacji.
Ukłony, Iwona:)
Alexie, swietny post! Bomba! Bede do niego wracac za kazdym razem, kiedy slabnie mi motywacja i energia do dalszego poszukiwania…
pozdrawiam,
rita
Alex….
To jest bardzo trafiony post- szkoda, że nie trafiłem na coś takiego 10 lat temu :-) no cóż ale to były inne czasy, a poza tym pochodzę z środowiska, które ma dość specyficzne podejście do życia- dość konserwatywne i z dość sztywnym modelem życia- któryś raz z rzędu mam w głowie brainstorm po tym co czytam na tym blogu….
Rita
Miło znów widzieć Cie tutaj :-) Ty i tak jesteś już od dawna w drodze. Keep moving!!
Bartek
gdybym ja to wiedział 20 la temu!! :-)
Właśnie dlatego piszę takie rzeczy, aby ktoś nie musiał czekać tak długo :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
->Iwona
>>”Pomyślałam, że poczekam na inne komentarze może mnie zainspiruje…a tu nic. Komentarzy brak.”
Moim zdaniem to efekt ostatniego zdania w tej notce/newsie/poście: „Jeśli po uważnym przeczytaniu tego postu macie jakiekolwiek pytania lub uwagi, to zapraszam do komentarzy i to niezależnie od tego, czy podzielacie moje zdanie, czy też nie.”
Genialny sposób prowadzenia bloga. Kilka razy czytałem pierwszy akapit i nadal nie wiem na czym polega trick. Za pierwszym razem zrozumiałem 50% tekstu (aczkolwiek jak zawsze w bardzo prosty sposób napisany) a i tak przychodziło mi do głowy tysiąc pomysłów na skomentowanie. Potem jak czytałem jeszcze raz to przychodziły kolejne wnioski, a o starych zapomniałem. I tak jest za każdym razem jak czytam coś na alexba.eu. Jest coś w tej technice. No i generuje w magiczny sposób stałych czytelników – chce się wracać i tak nie pamiętając na czym polegała satysfakcja.
Chyba życie nie jest takie kolorowe i proste jak na tej stronie – ale to nie znaczy, że nie trzeba w prosty i sympatyczny sposób myśleć. Strzelam, że to kolejna technika, pisać prosto i przyjemnie, a tak trzeba w czasach, gdy czytelnicy przebywają na blogach średnio nie więcej niż kilka minut. Najlepsze jest to, że można napisać swoje zdanie i odzew za każdym razem wygeneruje pozytywne emocje – to pewnie efekt szanowania każdego z rozmówców przez autora strony.
-> alexba
świetna historię ze swojego życia przedstawiłeś w jednym z ostatnich postów. aż chce się próbować czegoś podobnego.
tricki w prowadzeniu blogów: http://weblogs.about.com/od/weblogsbasics/a/timemanagement.htm
Pakerson
Witaj na naszym blogu :-)
Muszę przemyśleć to ostatnie zdanie postu, w zasadzie chodziło mi o zaproszenie do uważnego przeczytania (bo temat może być bardzo emocjonalny) i wypowiadania się.
Hmmmm….. jeśli przy pierwszym czytaniu zrozumiałeś 50% to muszę jeszcze popracować na klarownością wypowiedzi :-) Całe szczęście, że miałeś motywację do powtórki.
Szanowanie rozmówców to dla mnie podstawowa sprawa, niezależnie od medium przy pomocy którego odbywa się komunikacja.
Piszesz: „Chyba życie nie jest takie kolorowe i proste jak na tej stronie „. Chyba nigdzie nie twierdziłem czegoś takiego. Raczej uważam, że możemy nasze życie uczynić bardziej kolorowym i prostszym i o tym właściwie piszę. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy w nim konfrontowani z wyzwaniami. Zobacz choćby post „Kto nie ma problemów”
Pozdrawiam
Alex
Cześć :)
Z tego co zrozumiałem to najważniejsze jest nie pakowanie się za młodu w zobowiązania bo to powoduje że nasze możliwości manewru są nader ograniczone…
Niestety w naszym społeczeństwie coraz więcej ludzi postępuje według „nacisków” otoczenia czyli… studia/studia zaoczne+praca w międzyczasie dziewczyna, później ślub a przecież trzeba gdzieś mieszkać no to kredyt, własne mieszkanie/dom i okazuje się, że nawet zmiana pracy na inną jest bardzo ciężką decyzją bo co jeśli po miesiącu/dwóch/trzech mnie wywalą, co jeśli się nie sprawdzę.. to może już lepiej zostanę tu gdzie jestem pomimo, że wcale nie robię tego co bym chciał….
Ciężko się z takiej sytuacji „wyzwolić”, spróbować czegoś innego…
Tutaj dużą rolę gra to co potrafimy, jak „potrafimy się sprzedać” a chyba przede wszystkim jak postrzegamy swoją wartość… niestety zauważyłem, że dużo ludzi albo nie docenia swoich umiejętności – szczególnie gdy naprawdę potrafią coś zrobić albo wręcz przeciwnie niewiele potrafią i mają wybujałe ambicje…
Ale chyba zawsze MOŻNA zmienić woje życie… nie koniecznie jednym gwałtownym zrywem, czasami drobnymi kroczkami i starannym planowaniem… trzeba chcieć i dążyć do celu… pracować nad sobą bo samo nic nie przyjdzie a sprawy pozostawione swojemu biegowi przeważnie mają tendencję do komplikowania się…
Przynajmniej tak mi się wydaje :)
Pozdrawiam.
Romek.
Romku
Unikanie niepotrzebnego (z punktu widzenia indywidualnych celów życiowych), lub przedwczesnego pakowania się w zobowiązania jest ważne nie tylko za młodu, lecz na każdym etapie życia. oczywiście takie „zapakowanie sią” za młodu ma zazwyczaj najbardziej niekorzystne skutki, co wychodzi często dopiero po upływie wielu lat (bo ludzie lubią racjonalizować swoje decyzje).
Nie jestem pewien, czy można powiedzieć, że tym naciskom ulega „coraz więcej” ludzi. Odkąd pamiętam, to tak było, z tym, że teraz jest łatwiej podjąć takie decyzje ze względu na łatwą dostępność kredytów itp.
Mnie osobiście to dziwi, bo jest rzeczą logiczną, że postępując jak większość ludzi będziemy mieli zbliżoną do nich jakość życia. A tak patrząc wokoło, nie mam wrażenia, że jesteśmy społeczeństwem ludzi szczęśliwych. I to w okresie koniunktury gospodarczej!!! Co będzie jak ta się odwróci? Piszę to jako człowiek, który przeżył już osobiście dwie recesje.
Piszesz:”niestety zauważyłem, że dużo ludzi albo nie docenia swoich umiejętności – szczególnie gdy naprawdę potrafią coś zrobić albo wręcz przeciwnie niewiele potrafią i mają wybujałe ambicje… „ i to pokrywa się w 100% z moimi obserwacjami :-)
Ale to już inny temat.
Zmienić swoje życie zawsze możemy i często ewolucja jest lepsza od rewolucji.
Pozdrawiam
Alex
Witajcie,
Ja bym dodał do tego, o czym mowa w tym wątku sprawę dojrzewania do zmian. Wydaje mi się, że nawet najzłotsze rady i propozycje nic nie zmienią, jeśli do nich nie dojrzejemy, jeśli nie będziemy potrafili ich zintegrować, „oswoić”.
A pisząc to mówię o swoich własnych doświadczeniach. Moja własna ścieżka od dobrej zabawy (lekkości bytu), poprzez coraz większą aktywność zawodową, kreatywność, wspaniały (trwający :) ) związek z kobietą aż do niedawnej frustracji doprowadziła mnie ostatecznie do prób zmian i przeorganizowania swojego życia. Gdy się sobie przyglądam to wiem, że nie było takiej możliwości bym zasady, o których piszesz przyjął wcześniej, jakoś zintegrował (bo to słowo wydaje mi się najodpowiedniejsze).
Co o tym myślisz?
P.s. Dziwię się sam sobie, że tu trafiłem nawet pomimo tego, że odkąd korzystam z Internetu (a jest już szmat czasu) omijam blogi z daleka. Zatem musi to być zasługa Alexa :) i w tym sensie zgadzam się z pakersonem, jest coś w tym, że „chce się tu wracać”. Mam nadzieję, że będę zaglądał tu częściej, bo bez wątpienia temat ten zasługuje na rozszerzenie.
Pozdrawiam.
Krystian
Witaj na naszym blogu :-)
Z tym dojrzewaniem do zmian to masz niewątpliwie rację, różni ludzie dochodzą do tego w różnych momentach swojego życia. Nie zmienia to jednak faktu, że osobista i praktyczna znajomość istniejących w życiu opcji zazwyczaj przyśpiesza ten proces. Do tego dochodzi działanie zasady Pareto przy ich integracji: nie musi ona być ani perfekcyjna, ani kompletna aby osiągnąć wyraźne pozytywne rezultaty. Na sam początek wystarczy „nie twórz nieodwracalnych faktów w młodym wieku”, tak jak to było np- w moim przypadku.
Kto ile z tego zintegruje, to jest jego indywidualną sprawą, ważne, aby przynajmniej słyszał jak można do tego podejść, bo wtedy ma możliwość wyboru.
Pozdrawiam
Alex
PS: Niezależnie od tego, jak tutaj trafiłeś zapraszam do odwiedzania i zabierania głosu. :-)
Witam
Pytanie zadane w temacie jest o tyle przewrotne, ze nie mozna na nie odpowiedzieć jednoznacznie, gdyż każdemu człowiekowi należy się zupełnie inna. Można powiedzieć że każdy w 'innym świecie’ żyje, każdy funkcjonuje na innych parametrach i zasadach.
Natoniast jedno słowo będzie łączyć wszystkie indywidualne recepty na życie, będzie to SUKCES = zadowolenie z życia = szczęście. To stan uniwersalny, znaczący to samo na każdym polu i w każdych warunkach.
Mam na to dwa spojrzenia:
1. Jeżeli interesuje nas stabilizacja bez większego ryzyka, odpowiedzialności i wysiłku to jesteśmy w stadzie owiec. W tym przypadku sprawa się kończy, nie ma nad czym rozważać gdyż tutaj ograniczają nas wąskie ramy ( też na zasadzie 'co ludzie powiedzą’) ale gdy jestesmy szczęśliwi , krytykować nikt nie ma prawa, bo sukces został osiągnięty.
2. Opuszczamy stado, patrzymy teraz z szerokiej perspektywy. Idziemy tam gdzie nikogo nie ma, albo 'stado’ jest na tyle nieliczne że jesteśmy jednostką zauważalną i znaczącą , co przekłada sie na mniejszą konkurencję.
A mniejsza konkurencja równa się wieksze prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu przy mniejszych nakładach.
Porównując 2. do 1. można na to spojrzeć tak:
– mamy dwa kierunki, jeden popularny(modny), szanowany przez młodzież ALE z setkami absolwentów których rynek pracy nie moze wchłonąc. Drugi kierunek mało ciekawy z perspektywy 'dumnego’ licealisty wręcz śmieszny ALE z garstka absolwentów. jaki wniosek? 'modny’ absolwent klepie biedę za niską pensję albo dużym nakładem pracy jeszcze sie dokształca, a drugi w tym momencie wybiera pracodawce który mu odpowiada najbardziej np na warunkach finansowych o których pierwszy może jedynie pomarzyć.
– tak samo w biznesie , największe zyski są tam gdzie jeszcze nikogo nie ma (z perspektywy small biznes)
– najlepsze techniki np sprzedaży są te, ktore jeszcze w książkach nie opisane
i nie będące standardem.
pozdrawiam, Piotrek
ps. Alex, dzięki za ten blog,daje możliwość spojrzenia na sprawy z boku (wyjscie ze stada :) ) , nabrania oddechu kiedy duszno.
Piotrku
Witaj na naszym blogu :-)
Ten stan uniwersalny, o którym piszesz będzie prawdopodobnie dla każdego z nas miał bardzo różnorakie składniki wymieszane w różnych proporcjach.
Stąd ta potrzeba „wybadania”, jaka „receptura” czyni mnie osobiście szczęśliwym.
Ciekawe jest to, co piszesz o pierwszym spojrzeniu: „stabilizacja bez większego ryzyka, odpowiedzialności i wysiłku „
Jeśli te trzy czynniki miałyby występować jednocześnie, to ta stabilizacja będzie możliwa tylko na jakimś bardzo niskim poziomie. Ten z kolei pociągnie za sobą podwyższone ryzyko wrażliwości na większe zmiany w otoczeniu, bo masz wtedy generalnie niewielki „power”. Wyrażam to jasno?
Podoba mi się ten drugi wariant, bycie jednym z niewielu, albo wręcz unikalnym w swoim rodzaju to bardzo dobra recepta na sukces, jeśli tylko znajdziesz na siebie odpowiedni „rynek”. Ja tak robię od lat :-)
Teraz do tych spojrzeń:
ad 1) przed wyborem kierunku studiów, czy jakiejkolwiek innej sporej inwestycji (czasowej, finansowej, emocjonalnej) sprawdź, co naprawdę lubisz robić. Potem stań się w tym bardzo dobrym i poszukaj sobie rynku. jak nie musisz zarabiać milionów zawsze coś znajdziesz.
ad 2 ) powiedzmy, że w small biznesie przychody będą (w dużym uproszczeniu) wprost proporcjonalne do różnicy, którą robisz u klientów razy ilość tych klientów i odwrotnie proporcjonalne do ilości innych, równorzędnych dostawców. Przy zyskach musielibyśmy jeszcze uwzględnić sporo innych czynników, co wychodzi poza zakres tego postu.
ad 3) w sprzedaży (przynajmniej B2B i bez korupcji) najlepsze wyniki osiągniesz przez tzw. consultative selling co jest opisane w literaturze (ok, dość kiepsko a skuteczna implementacja też wygląda trochę inaczej). Każda dobra firma z grupy wspomnianej w poprzednim zdaniu stosuje tę metodę, inaczej marże poruszałyby się nieuchronnie w kierunku zera, co czasem obserwujemy u innych.
Mam nadzieję, że nie masz mi tego małego doprecyzowania za złe :-)
Pozdrawiam serdecznie i życzę wiele pożytku i dobrej zabawy w korzystaniu z tego blogu
Alex
Alex
Chciałbym rozjaśnić parę zagadnień z mojego postu, których rzeczywiście nie widać wprost czytajac go. Ogólnie rzecz biorąc opierałem sie na przykładach 'z życia wziętych’ , a wiec:
– pisząc '…stabilizacja bez większego ryzyka, odpowiedzialności i wysiłku…’
widzę swojego przyjaciela z ławki który jest nauczycielem angielskiego.
Nie szuka nowych wyzwań,lubi spokojne życie rodzinne i jest szczęśliwy. Dochody które osiąga w pełni mu wystarczaja i on też jest człowiekiem sukcesu patrząc z jego perspektywy.
– pisząc 'o wyborze studiów’
widzę drugiego kumpla który nie dostał się na wymarzony kierunek i poszedł na wydział 'Metali Nieżelaznych’ na AGH w Krakowie. Jest teraz jednym z niewielu specjalistów w Niemczech w swojej specjalizacji. Tak poza tym ten AGH-owski wydział jest jednym z niewielu w Europie o tak unikalnych specjalizacjach (na zasadzie łatwo sie dostać trudno skończyć). Inni kończąc 'modnie’ muszą z mody w butikach zrezygnowac z braku funduszy (nie mówię o wszystkich, ale sporej cześci 'modnych absolwentów’)
– pisząc o 'small biznesie’
-Otwieramy interes w małym mieście? -ok. Teraz, kolejny sklep spożywczy, piątą apteke? Zawsze można, tylko już przy tak dużej konkurencji ze zlotówki wyciągniemy góra 20gr.
– Można inaczej, np. wokolo miasteczka budują się nowe osiedla domków jednorodzinnych. Otwieramy jako pierwsi w mieście firmę sprzedającą i montującą kominki. dzięki braku konkurencji na rynku z jednej złotówki wyciagniemy drugą złotówkę czystego zysku. Oczywiście to wszystko w duzym uproszczeniu ale chodzi o zasadę. W tym przypadku największym naszym kapitałem jest pomysł
– pisząc o 'technikach sprzedaży’
chodziło mi tutaj bardziej o wprowadzanie innowacji, których jeszcze nie zdążyła użyć konkurencja (chociaż w tym wypadku stosujemy spore ryzyko, gdyż trzymamy narzedzia nie sprawdzone na danym rynku)
Tyle mojego urzeczywistnienia postu ;)
Pozdrawiam
Latwo powiedziec, zeby zaczac szukac, ale jak to zrobic. Powiedziec rodzicom wiem, ze to dla was spory wydatek mnie utrzymywac, ale rzucam po 2,5 roku studia bo mnie totalnie nudza. I co dalej? Nie moge ot tak sobie zaczac innych studiow i zyc przez kolejne 5 lat na ich utrzymaniu. Jaka ja moge znalezc prace ze srednim wyksztalceniem, bez zadnego zawodu? Kolejna kwestia to jakie studia zaczac. Co bedzie gdy te rowniez okaza sie niewypalem. Wieczny student na utrzymaniu rodzicow?
Piotrze
Pomyślmy przez chwilę, jakie ryzyko podejmuje ten nauczyciel. Jakie cenne umiejętności nabywa on w swojej pracy, które umożliwią mu znalezienie nowej, w przypadku, kiedy ze względu na np. niż demograficzny, jego usługi nie będą poszukiwane? Jakie rezerwy finansowe stworzy na wypadek, gdyby jemu, lub jego rodzinie przytrafiło się coś naprawdę niedobrego? Pamiętajmy, że życie to dość długodystansowa „gra” i warto pomyśleć o następnych rundach, kiedy jest na to jeszcze czas.
Jeśli chodzi o ten wybór studiów to rozumiem Twoją argumentację, tylko że jest to dopiero połowa równania. Gdyby jakość życia zależała liniowo od dochodów, to miałbyś rację. Niestety tzw. „kasa” to nie wszystko, o czym powie Ci wielu bogatych ludzi, jeśli skłonisz ich do otwartej rozmowy na ten temat. I teraz, jeśli ktoś studiuje jakiś kierunek tylko dlatego, bo obiecuje mu to dobrą pracę w przyszłości, a jednocześnie jego serce jest zupełnie gdzieś indziej to nie jest to dobry początek naprawdę spełnionego życia. Chyba, że godzisz się na standardowe „życie”, które w cichej desperacji prowadzi wielu ludzi.
W sprawie technik sprzedaży, to ciągle jeszcze mam kłopot ze zrozumieniem, co masz na myśli pisząc o innowacjach, których nie zdążyła użyć konkurencja?
Marcin
Na postawione przez Ciebie pytanie, nie znając konkretnych realiów, niełatwo jest w odpowiedzialny sposób odpowiedzieć. Pozwól więc, że przemyślę chwilę ten temat i wystartujemy nowy wątek, który zaczynając od Twoich pytań zajmie się tym zagadnieniem, zgoda?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex,
To jeszcze ja się dorzucę przy okazji postu Marcina ponieważ w pewnym sensie nachodziły mnie podobne pytania. Obecnie jestem w jakimś stopniu na etapie szukania odpowiedzi na to co chciałbym w życiu robić. Trochę już wiem, a trochę jeszcze nie wiem. Mam aktualnie 27 lat, nadal studiuję i jestem na utrzymaniu rodziców (co mnie wcale jakoś nie cieszy) Nie jest to moja pierwsza próba studiowania (z poprzednich studiów musiałem zrezygnować z powodu niedostatecznych wyników w nauce i wcale nie chodziło o to, że materiał był za trudny po prostu ja byłem za leniwy i zawsze za późno zabierałem się do pracy co zazwyczaj nie było wystarczające do uzyskania zaliczenia) Teraz też nie jest najlepiej, a rodzice coraz częściej naciskają abym jednak poszedł może do pracy, a studiował ewentualnie zaocznie (ja się im po prawdzie nie dziwię pod doświadczeniach z moim pierwszym kierunkiem na którym spędziłem zbyt dużo czasu zamiast wcześniej jednak zrezygnować) Problem w tym, że pomimo pewnych aktualnych trudności z nauką wreszcie jakoś wyklarował mi się obraz w którym kierunku chciałbym iść, co więcej niejako po drodze byłoby mi wznowić studia na moim starym wydziale tyle, że w nieco innej specjalizacji. Pozostaje jednak problem rodziców i istnieje obawa, że przy marnych wynikach w nadchodzącej sesji może się okazać że w domu zapanuje niezdrowa atmosfera i tym samym wzrośnie wskaźnik PITA studiowania.
Z drugiej zaś strony pociąga mnie w jakimś stopniu inna wizja. Może to trochę niemądre, ale chciałbym się utrzymywać z tworzenia gier komputerowych (dokładniej rzecz ujmując chodzi mi o gry zaliczane do rodzaju casual games) wylegiwania się na plaży w Trinidadzie i Tobago i graniu w Go :P Jest to wizja na tyle atrakcyjna, że czasami sobie myślę czy aby jednak nie rzucić tych studiów (zwłaszcza wtedy gdy dociera do mnie jak czasami mało rozumiem na danym przedmiocie) z drugiej zaś strony (zwłaszcza po niektórych zaliczeniach i uświadomieniu sobie, że jednak coś rozumiem) dostaję powera i mam ogromną chęć kontynuowania nauki (tym bardziej, że wizja, jak już to wspomniałem, ostatnimi czasy bardziej mi się wyklarowała) Jestem więc w takiej sytuacji, że z jednej strony wiem co chciałbym robić (tworzenie gier lub praca związana z kierunkiem moich studiów) z drugiej mam chwile zwątpienia czy to jest aby na pewno to (w przypadku gier musiałbym poprawić znacznie moje zdolności programistyczne nie mówiąc już o trudnościach z dostarczeniem odpowiedniej oprawy audiowizualnej i czasami mam wrażenie, że byłoby to bardzo trudne do osiągnięcia, a przecież musiałbym taki wytwór jeszcze sprzedać. W przypadku zaś studiów zwątpienie nachodzi przy wspomnianym uświadomieniu sobie luk w mojej wiedzy) Dodatkowo rośnie presja ze strony rodziców abym coś w końcu konkretnego z moim życiem zrobił. W takiej sytuacji trudno jest szukać tego co mnie najbardziej kręci, a człowiek z wykształceniem średnim bez doświadczenia zawodowego w wieku 27 lat ma w jakimś sensie zawężone pole działania, a akurat sprawdzenie pewnych opcji (pisanie gier / skończenie studiów i praca) jest zadaniem czasochłonnym i dochodzą tu inne czynniki zewnętrzne (w postaci rodziców) które całą taką operację utrudniają. Rozumiem więc Marcina, że nie chce być wiecznym studentem na utrzymaniu rodziców (wiem z autopsji, że jest wiele minusów takiej sytuacji) i wątpliwości co do tego na co w takiej sytuacji w szukaniu swojego miejsca w życiu można sobie pozwolić gdyż i mnie takie myśli nachodzą…
W ogóle zaś to pragnę podziękować za ten blog gdyż jest naprawdę świetnym miejscem i mam tylko nadzieję, że za bardzo się nie zamotałem i nie zanudziłem całą wypowiedzią… ;)
Pozdrawiam :)
Grzegorz
Przede wszystkim dziękuję Ci za tak obszerne i szczere opisanie twojej sytuacji. Myślę, że parę interesujących przemyśleń znajdziesz w moim nowym poście i tam proponuję przenieść dalszą dyskusją na ten temat.
Zastanawiam się, czy przy tej drugiej opcji (gry plaża itp) zrobiłeś cokolwiek, aby sprawdzić możliwości jej zrealizowania. Może nawet jakiś wolontariat w firmie, która programuje gry? Wiesz, w którymś momencie musimy zacząć coś konkretnie robić, nie tylko w naszej głowie. Sam miałem z tym kiedyś spore kłopoty i dopiero przyjęcie bardziej proaktywnej postawy (też w sensie aktywności) zmieniło moje życie
Pozwól, że wrócimy do tego tematu jutro, zrobiło się trochę późno
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Masz racje co do wyboru studiów mających się przekładać na przychody, trzeba na to patrzeć szerzej, moje spojrzenie było raczej z pozycji 'stada owiec’ heh.
Co do kumpla (nauczyciela), też jest to fakt. Zresztą piszesz w tym wypadku jak amerykanin, bo z tego co słyszałem tam zawód belfra nie jest taka pustą świętą ikoną jak u nas (tam w szkole są też prawa rynku i dzięki temu mają najlepszą edukacje na świecie).
Chociaż to co piszesz, że bedzie niż demograficzny i nie bedzie miał pracy, to też nie tak do końca. Chłopak jeszcze chwila i zostanie 'mianowanym’ nauczycielem a wtedy z niego już świeta krowa i cieżko takiego zwolnić. Niestety taki u nas system , jeszcze z PRL.
O tych technikach sprzedaży i innowacjach, hm… trochę niepotrzebnie wrzuciłem do postu, bo temat rzeka ale nie pasuje do tego tematu. może kiedyś zapodasz temat pokrewny to podyskutujemy (tak na szybko – konsument w rzeczywistości nie kupuje produktu , tylko 'opakowanie’. stąd nasza cała praca aby szybciej nasz produkt wpadł do koszyka niż prod konkurencji)
Grzegorz
Poczytałeś naszą dyskusję w tamtym poście? Co na to powiesz?
Piotrze
Nie bardzo rozumiem, co chcesz powiedzieć, że piszę jak Amerykanin. Nawiasem mówiąc z tą najlepszą edukacją to można by podyskutować. ostatnio nawet czytałem wypowiedź, ze w USA są jedne z najgorszych szkół średnich (mówimy o „państwowych), za to najlepsze uniwersytety. Podkreślam, że w tym ostatnim zdaniu relacjonuję czyjąś relacje, sam nie mam z tamtym systemem żadnego osobistego doświadczenia.
Jeśli ten chłopak o którym piszesz lada chwila zostanie mianowanym nauczycielem, to co z tego wynika? Naprawdę chciałbyś do końca życia wykonywać ciężką i w sumie kiepsko opłacaną pracę, w świadomości, że niektórzy rówieśnicy zarabiają jego miesięczną pensje w kilka, kilkanaście godzin i to robiąc rzeczy, które lubią? Wiem, że są tacy ludzie i jest to całkowicie w porządku, tylko czy my też tak chcielibyśmy? Warto pamiętać, że zawsze jest cena do zapłacenia, niektórzy płacą ją chętnie, inni przeżywają frustrację.
Jeśli chodzi o sprzedaż, to widzę że masz na myśli sprzedawanie konsumentom. Ja pisałem cały czas o sprzedaży biznes to biznes, stąd różne podejścia.
Pozdrawiam
Alex
Alex
Pisząc o 'amerykaninie’ chodziło mi o to, że większość jankesów właśnie tak postrzega zawód nauczyciela jak napisałeś i mi sie skojarzyło. Nie jest on tam zbytnio szanowany (przynajmniej na poziomie srednim) właśnie dlatego ze jest taki stateczny, bez możliwości osiągnięcia sukcesu w rozumieniu amerykańskim.
Dając mojego kumpla-belfra za przykład, nie stawiam go jako wzór dla siebie, bo to by bylo nierealne , przy pewnych zalożonych celach.
Co do sprzedaży to fakt, zasada podbna ale jednak dwa rozne światy.
pozdrawiam
Wielkie dzięki Alex!!!
Mam 20 lat i jestem na pierwszych roku prawa- ku uciesze wszytskich wokolo, tylko nie mojej. Postanowiałm w Święta to rzucić i poszukać innej drogi. Dla mojej rodziny będzie to moja klęska życiowa. JAK !NO JAK !! można rzucic takie dobre studia!! Tyle pieniędzy i powazanie!!Ale czuję i wiem, że robię dobrze. W ciągu dnia około 1000 razy myślałam, jak nienawidze tych studiów, a jadąc autobusem często nie miałam ochoty wysiadać na przystanku uczelni, tylko jechać dalej, dalej….zaliczałam wszystko i pewnie byłabym w stanie utrzymać się na moim kierunku. Ale tego nie zrobię. Już myślę o psychologii albo ….kto wie. W moim środowisku mało jest ludzi „poszukujących”- i określani są oni przez mojego ojca jako „nienormalni”. I faktycznie nie chciałam być gorsza od moich znajomych, którym na uczelni „super idzie i zajebiście się podoba”. A jest ich większość. Ch.
Chociaż tzw. średniozadowoleni też mają sporą reprezentację;p odczuwam jednak duży nacisk ze strony rodziny-nie tylko rodziców, ale też babi, cioć itd. oraz znajomych. Jeśli na ich pytanie-jak tam studia? odpowiadam szczerze, że mnie nie kręcą, to oni przejmują się bardzo moim losem(albo przynajmniej taką postawę udają) i robią ze mnię największego nieszczęśnika na świecie. Kogoś, kto nie potrafi cieszyć własnym szczęściem. A przecież to, co jest szczęściem dla nich nie musi być szczęściem dla mnie. Nie będę płakać ani rozpaczać po rzuczeniu tych studiów. Uważam, że będzie to moja pierwsza dorosła i odpowiedzialna decyzja. ta o pójściu na ten kierunek z pewnością taka nie była. Może nie wiem jeszcze, co chcę w życiu robić, ale jestem pewna, że nie chcę być prawnikiem.
Rozgladam się za pracą do czerwca a potem wyjazd za granicę. A od października próbuję znowu.
Dziękuję bardzo za tego bloga- jakąś podporę dla moich rozmyślań. Jeden z nielicznych głosów mówiących-że można tak, jak się chcę. A wręcz trzeba! Dzięki wielkie jeszcze raz. Pozdrawiam
Aniu
Masz przed sobą niełatwą decyzję (którą już chyba podjęłaś) i jak zwykle Ty będziesz musiała żyć z jej konsekwencjami. Cokolwiek byś nie postanowiła, pamiętaj, ucz się dalej, wszystko jedno w jakiej formie i gdzie. Problemy z życzliwą rodziną, która chce dobrze, ale inaczej niż Ty to dość powszechna sprawa. Jeśli pójdziesz swoją drogą postaraj się wytłumaczyć to bliskim w przyjazny, rozsądny sposób. Potraktuj ich jak dorosłych, życzliwych ludzi i oczekuj tego samego z ich strony. Doświadczenie pokazuje, że nie zawsze to otrzymujemy, więc weź ewentualnie poprawkę na to. Druga strona też nie ma doświadczenia z taką sytuacją :-) Be gentle!
Dodatkowe przemyślenia napiszę później na blogu.
Powodzenia
Alex
Post Twój jest bardzo ciekawy i jak dla mnie klarowny tylko wciąż mi nie oddaje odpowiedzi na tytułowe pytanie:“Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?”Mam 18 lat, chodze do dobrej szkoły i najlepszej klasy w niej.Mój kierunek jest ścisły:mat-fiz-inf i dobrze sobie z nim radze.Jednak nie jestem ograniczona, dobrze tez mi idzie J. Polski.Doskonale trafiam w sedno poezji co tez przejawia się u mnie w zyciu.Lubie rozmawiac z ludzmi i Ci tez czesto prosza mnie o rady w wielu sprawach.W przyszłosci nie chce pracowac tylko zarabiac pieniadze-to jest moj cel.Konkretniej mowiac do realizacji tego potrzebna mi firma, nie chce byc podlegla i zarabiac na czyjas korzysc.Pragne wziasc sprawy w swoje rece i sama kierowac swoim zyciem.Tylko aby to osiagnac jaka musze droge obrac?Nie potrafie sobie odpowiedziec na pytanie: „co chce w zyciu robic?” -wiem jak ( co tez w tym poscie pisze) ale nie wiem CO….
Ada
Założeniem mojego postu nie było udzielenie takiej uniwersalnej odpowiedzi dla każdego. Zbyt wiele jest różnych sytuacji wyjściowych i potrzeb ludzkich, aby można to było w odpowiedzialny sposób zrobić. Bardziej zależało mi na poruszeniu kilku ważnych aspektów, na które warto zwrócić uwagę niezależnie od tego jakimi drogami przebiegają nasze poszukiwania.
Piszesz:”W przyszłosci nie chce pracowac tylko zarabiac pieniadze”
Nie jest dla mnie całkiem jasne, co chcesz dokładnie przez to powiedzieć. Jeśli będziesz miała firmę, to jeśli nie będziesz ograniczać się do bycia pasywnym inwestorem, to zawsze będziesz miała coś do roboty :-)
Pomysł wzięcia spraw w swoje ręce jest z pewnością dobry, o ile zwłaszcza na początku (bo wtedy mamy najmniej doświadczenia) postępuje się na tyle rozważnie, aby nie zrobić sobie niechcący sporej krzywdy. Z tego co piszesz, to natura wyposażyła Cię w dobry i wszechstronny umysł i z tym narzędziem możesz zacząć szukać sobie optymalnego (a przynajmniej bardzo dobrego :-)) miejsca w życiu. Jeśli to ma być Twoje życie, to nikt tego za Ciebie nie może zrobić. Próbując różnych rzeczy pamiętaj tylko stare rosyjskie przysłowie „wsio wzmożno, tolko astarożno” :-) Powodzenia!!
Alex
no to może rozwine to zdanie;) przeczytałam kiedyś pracę pewnego pana, który swoje życie porównywał do „efektu motyla”.W wieku 20 kilku lat dorobił sie fortuny i pisał jak tego dokonać.Było tam własnie takie ( jak dla mnie) mądre zdanie: „chciałem zarabiać ale nie chciałem pracować”. W gruncie rzeczy to dwa odrebne pojecia.Pracowanie na pieniadze to jeden z najłwtwiejszych sposobow ich zdobycia.Oczywiscie nie mam na mysli ze wygrana na loterii czy obrobienie banku jest lepszym sposobem;)Jednakze ten człowiek potrafił tak pokierowac swoim zyciem iz w krotkim czasie i malym kosztem zarobil naprawde duzo pieniedzy.Robil to co lubi i nie bal sie ryzykowac.Zalozyl wlasna firme i jakoze znal sie na swoim fachu udalo mu sie ja rozwinac.Zdaje sobie sprawe ze nie bylo to latwe.Potrzeba duzo lat aby nauczyc sie wszystkiego co dotyczy naszej wybranej drogi.Nie jestem naiwna wiem ze w zyciu nie wszystko uklada sie wedlug przez nas zalozonych schematow.Mimo to, ten człowiek jest dla mnie autorytetem.Moj problem polega na tym ze brakuje mi punktu zaczepienia.Nie mam czasu na pasje, zyje na pelnych obrotach.Moj wszechstronny umysl jest dla mnie bardziej przeklenstwem niz przywilejem.Nie dlugo bede musiala wybrac kierunek na studia a ja wciaz nie wiem w czym sie bede czula najlepiej.Na maturze napewno bede zdawala matematyke bo ona mi otwiera droge na wszystkie studia.Tylko teraz moje pytanie, jak mam sobie odpowiedziec w czym bede czula sie spelniona?:( Wiem ze stawiam pana w trudnej sytuacji i tez wiem ze pan za mnie nie moze zadecydowac;) ale podobalo mi sie jak pan doradzal innym ludziom o tym jak znalezc w sobie ta droge.Teraz juz pan mniej wiecej wie czego ja oczekuje od zycia i moze i mi sie uda panu cos doradzic;)pozdrawiam i czekam na rychla odpowiedz!
„Co zrobić kiedy się nie wie co się chce robić” – pytanie bardzo ważne i moim zdaniem najważniejsze w życiu, bo skąd możemy wiedzieć, co będziemy robić za 10 lat, czy nie zafascynuje nas coś nowego, odmiennego…jeżeli pojawi się to pytanie, to znaczy, że jesteśmy na tyle zorientowani na własne życie, że zostaliśmy zoobligowani do poszukiwania swojego sensu w życiu…jest wiele płaszczyzn, na których można odnaleźć siebie i poszukiwać własnego szczęścia. Ja mając dopiero co skończone 26 lat dochodzę do tego co tak naprawdę chciałbym w życiu robić, lecz mogę powiedzieć, że spowodował to pewien przypadek, a oczywiście było to „nie dostanie się” na studia dzienne, więc wylądowałem na studiach zaocznych. W wieku niespełna 20 lat zostałem przez rodziców postawiony przed wyborem, którego nigdy nie było, czyli zapłacimy ci za rok szkoły, a ty masz szukać sobie zajęcia, czyli pracy i samodzielnie radzić sobie z zobowiązaniami. Z początku potraktowałem to jako żart, ponieważ jako dopiero co upieczony absolwent liceum, nie potrafiłem realnie odnieść się do życia na serio, czyli nie zarabianie wtedy, gdy potrzebna jest większa gotówka, ale pracowanie na serio i bycie odpowiedzialnym za siebie. Jakie było moje wielkie rozczarowanie szukaniem pierwszej poważnej pracy, generalnie klapa za klapą, podstawą oczywiście była gazeta (czego nigdy więcej już nie zrobię), po kilku miesiącach byłem na zaledwie kilku rozmowach i jak teraz sobie przypomnę co ja wówczas za dyrdymały wypowiadałem to, aż się przerażam, ale ewoluując dalej, nauczyłem się jak doprowadzić ten aspekt do perfekcji i zdobywać taką pracę jaką sobie zechcę(w tej chwili to jest banalnie łatwe). Najgorsze było to, że ani moi rodzice, ani moi rówieśnicy nie potrafili mi za bardzo pomóc w szukaniu pracy, nie wiedziałem jak to robić, gdzie szukać, wówczas nie zdawałem sobie sprawy co to jest CV oraz LM, a stworzyć takie arcydzieło to była jedna wielka abstrakcja. Ale po roku poszukiwań udało się w końcu coś znaleźć, była to moja pierwsza poważna praca trwająca dłużej niż 3 miesiące i tak się zaczęło. Od tamtego czasu, byłem pomywaczem, sprzątaczem, roznosicielem ulotek, chłopcem na posyłki, ochroniarzem w klubie nocnym, kelnerem, barmanem, agentem ubezpieczeniowym, przedstawicielem handlowym, account managerem, brand managerem, a obecnie specjalistą ds. public relations. Wszystkie te zawody nie do końca były w tej kolejności, ale mniej więcej taka była ich droga ewolucji. Za każdym razem zmiana pracy była powodowana tym, że chciałem coś więcej, rozwijać się, nie zostać na dole drabiny społecznej, mieć do powiedzenia coś więcej niż tylko dobrze szefie, zrobi się, a dodatkowo czerpać radość z tego co robię. Za każdym razem, gdy zmieniałem pracę, robiłem to z własnej woli i nikt mnie nie wyrzucał, ale każda zmiana nie zawsze przebiegała płynnie, więc pojawiały często spore kłopoty finansowe, bo rachunki trzeba było płacić, fakt czasem pomagali mi rodzice, choć do tej pory nie rozumieją co ja robię i po co, generalnie mają mi za złe, że nie chce załatwionej przez tatę ciepłej posadki i kredytu na mieszkanie, tylko kombinuje, a pieniędzy wciąż nie mam. Ale ja wiem, że to jest droga do mojej realizacji, a pieniądze to rzecz wtórna, owszem bardzo ważne, ale nie najważniejsze i przed 30 i tak będę miał ich pod dostatkiem. Bardzo chcę mieć już za 2 lata własną firmę i na pewno tego dopnę.
Wszystkim, którzy poszukują siebie polecam studia, jakiekolwiek by one nie były (oczywiście trzeba wybrać wg swoich preferencji i prestiżu szkoły), ponieważ poszerzają światopogląd i wiedzę o świecie, umożliwiają spotkanie wielu interesujących ludzi i uczestniczenie w wielu ciekawych projektach. Te aspekty studiów sprawiają, że łatwiej poznać siebie, znaleźć ten fragment rzeczywistości, który da satysfakcję. Natomiast dla tych, którzy nie studiują, ale również poszukują siebie, mogą oczywiście się dokształcać, chodzić na kursy językowe czy specjalistyczne. Za to płaci Unia Europejska często, ja dla przykładu powiem, że przez rok uczyłem się za darmo języka angielskiego i hiszpańskiego, a za wszystko w 100% zapłaciła Unia, wystarczy chcieć i zacząć szukać, bo kto pyta nie błądzi. Ja znalazłem swoją drogą, choć nie powiem, żeby było mi łatwo, ponieważ ciągle borykam się z problemami finansowymi, często ryzykuje, ale generalnie się opłaca. Moja droga prosta nie jest, są takie wertepy, że czasem trzeba specjalne ochraniacze stosować, ale powoli droga się prostuje, z czego się bardzo cieszę, oczywiście moje poglądy również ewoluują, jedynie szkielet zostanie ten sam niezmieniony, parę zasad, które wg mnie dadzą mi pełnie szczęścia , jak je osiągnę to zabiorę się za inne…
Fakt nie mam zobowiązań, dlatego ryzykuje, choć moja dziewczyna już mnie temperuje, abym się uspokoił, ale powinna wytrzymać :-)
Szukajcie a znajdziecie, ktoś kiedyś tak powiedział, moja rada to założenie sobie Internetu, bo to ułatwia życie i kontakt z wieloma wspaniałymi ludźmi i ideami oraz zastanowieniem się nad tym czego się pragnie, co się lubi, co sprawia wam przyjemność, co chcielibyście robić, wszystkie nawet abstrakcyjne i wzięte z kosmosu pomysły spiszcie na kartce i pomyślcie jak je rozwiązać, a potem próbujcie to robić, albo krokami milowymi, albo malutkimi kroczkami!
I gdyby nie wynaleziono Internetu, to nie odnalazłbym siebie (kocham Internet :-) )
Pamiętajcie! Tylko krowa nie zmienia swoich poglądów!!!
Ada
Zacznijmy może od końca. Jeśli to możliwe, to proszę zwracajmy się tutaj do siebie po imieniu, bez tego “panowania” :-)
Przytaczasz historię pewnego człowieka, który “W wieku 20 kilku lat dorobił sie fortuny i pisał jak tego dokonać. “ Bardzo trudno wypowiadać się na ten temat mając przed sobą tak ogólnikowe stwierdzenia. Twoje streszczenie jego książki nie posuwa nas dalej, bo ciągle brak twardych faktów, do których można by się ustosunkować. Trudno nawet określić co to oznacza ta “fortuna”, bo dla różnych osób nawet czysto finansowe kryteria tego słowa mogą bardzo się różnić. Pozwól więc, że nie będę odnosił się do tej historii, chyba że dostarczysz nam więcej konkretnych informacji na jej temat.
Piszesz :”Nie mam czasu na pasje, zyje na pelnych obrotach “. Czy oznacza to, że robisz wiele rzeczy, z których żadna tak naprawdę Cię nie fascynuje? To samo w sobie nic złego o ile te rzeczy ciągle się zmieniają – wtedy możemy to podciągnąć pod poszukiwanie własnych dróg :-)
Wracając do Twojego pytania o spełnienie, to bardzo dużym plusem jest fakt, że zadajesz je sobie już w tak młodym wieku (pod tym względem jesteś o lata świetlne “do przodu” w stosunku np. do mnie, jeśli porównamy sposób myślenia pod koniec szkoły) jest już bardzo dużym plusem. Niestety na to nie mam gotowej odpowiedzi i bądź bardzo sceptyczna, jeśli ktokolwiek będzie twierdził, że ją dla Ciebie ma. Spełnienie to jest odczucie powstające głęboko w Tobie i tylko Ty możesz powiedzieć, że to jest to i czego potrzebujesz. Jeśli chcesz się tego dowiedzieć to własne próby i błędy są przy tym nieuniknione i jeśli odpowiednio rozsądnie podejdziemy do doboru tych “eksperymentów”, to nawet “niepowodzenia” nie muszą być nieprzyjemne :-) Jak kompletnie nie wiesz co chcesz robić, to napisz sobie na początek listę cech, które powinno mieć Twoje wymarzone zajęcie i potem rozglądaj się bazując na niej i oczywiście będąc gotowa, w miarę jak nabierasz doświadczenia, ciągle ją zmieniać. Tak samo możesz z taką listą poodwiedzać trochę uczelni (a przynajmniej wydziałów) i porozmawiać tam ze studentami i kadrą (tak, tak!). Zwracaj przy tym uwagę nie tylko na plany dydaktyczne, lecz też na sposób, w jaki ludzie będą się do Ciebie odnosić, zbyt wiele osób przyzwyczaja się na studiach do tego, że mogą być traktowane jak śmieci i potem jest z tym kłopot w dalszym życiu.
Mamy już jakiś początek? :-)
Pozdrawiam
Alex
Mark
Opisałeś bardzo ciekawą historię Twojego dotychczasowego życia i dziękuję, że zechciałeś się nią z nami podzielić. mamy nareszcie przykład kogoś, kto poszukuje swojej drogi poprzez aktywne eksperymentowanie. Myślę, żę Twoje doświadczenia mogłyby być cenne dla innych i zachęcam do dzielenia się nimi.
Firma w wieku 28 lat? Skąd ja to znam? :-) Masz już ideę w jakiej to ma być branży?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Wydaje mi się, że Ada mówi o ebooku Kamila Cebulskiego pt. „Efekt motyla” (można go znaleźć na http://efekt-motyla.zlotemysli.pl/podrecznik.php) Samej publikacji nie czytałem, więc się na jej temat nie będę wypowiadał, ale tak mi się tytuł skojarzył… Jeżeli zaś moje przypuszczenie jest słuszne to samym Kamilu można poczytać na jego stronie http://www.kamilcebulski.pl/kariera.php może to jakoś pomoże… :) Jeśli chodzi o studia to ja bym postąpił tak jak radzi Alex i nawet jeśli okaże się, że akurat ten czy inny kierunek nie był trafiony zawsze można go zmienić i nic złego nie powinno się wydarzyć z tego powodu… :)
Grzegorz
Dziękuję za linki, myślę, że Ada mogłaby nie pozostawiać nas z domysłami :-)
Człowiek na tamtej stronie to raczej nie może być tą osobą, o której wspominała Ada. Ada pisze o kimś, kto w młodym wieku dorobił się fortuny, a na podanej przez Ciebie stronie jest mowa o kimś, kto zrobił w swojej firmie internetowej milion złotych rocznego obrotu. Ta druga liczba wygląda na pierwszy rzut oka imponująco, ale bez takich drobiazgów jak marża, poniesione koszty i podatki nie mówi absolutnie nic :-) Wybaczcie mi to beznamiętne, ekonomiczne spojrzenie, ale nawet gdyby to był przychód ( a nie jest) to ok 250.000 euro rocznie trudno nazwać fortuną (choć jest to całkiem przyzwoita sumka :-))
Pozdrawiam
Alex
hmm…tak chodzi mi o tego czlowieka.No drodzy panstwo sami mówiliscie że „fortuna”to pojęcie względne;) Co prawda czytajac jego historie nie brałam pod uwage tych wszystkich „drobiazków”.Mam dopiero 18 lat i na temat prowadzenia firmy dopiero sie ucze ;) ( poza tym ten milion zarabiał w wieku 21 lat a pozniej jego firma ciagle sie rozwijała) mimo to i tak mi sie wydaje ze biorąc pod uwage sytuacje w naszym kraju ten czlowiek zdobył fortune.Z tym ze tu bedziemy patrzeć na nią jako pojecie względne gdyz składa się z kilku czynników.Poruszam tu juz sprawe polityki ale wszystko ze wszystkim sie wiaze.U mnie w domu jest bardzo dobra sytuacja jezeli chodzi o sprawy finansowe.Niestety odbywa się to nie mniejszym kosztem :( Moja mama pracuje za granicą wiec praktycznie nie ma jej w domu, mój tata pracuje na dwa etaty..panstwowo i prywatnie (a nie nalezy do klasy”roboli”).To wtracenie mialo na celu pokazanie tego iz pracuje on w cenionym fachu i w zasadzie dobrze płatnym jak na nasz kraj.Mimo to jest to wciaz za malo by zyc na normalnym poziomie.Czyli takim aby jezdzic sobie na dobre wczasy, narty itp. bez robienia nadgodzin.(teraz juz pewnie możecie się domyślić dlaczego nie mam czasu na pasję.Cały dom jest na mojej głowie a do tego dochodzą inne czynniki takie jak nauka, choroba, smierć dziadka, pomoc babci itp.)Życie przeciętniaka w Polsce wygląda mniej więcej tak: uczy się żeby dostać się na studia, kończy studia, szuka pracy(ok.25lat), załapuje się na roczną praktyke-w zasadzie bezpłatną,dostaje stały etat-słaba płaca i tak aż do wyrobienia stażu gdzie dopiero można liczyć na podwyżkę.Teraz rodzi się pytanie: a gdzie młodość?Idąc tą drogą ustatkuje się dopiero w wieku 30 lat-a tu jest już nawet ryzyko z pierwszą ciążą(bo zakladam że wcześniej nie bylo mowy o maciezyńskim).Ja pragnę tak jak Kamil:z początku poprostu żyć sobie na średnim poziomie, czerpać satysfakcje z pracy i co najcenniejsze posiadać WOLNY czas.Właśnie te czynniki skaldają się na jego fortune.Przeciętny człowiek aby żyć sobie na poziomie musi pracowac od rana do nocy a wolne soboty są w ogóle abstrakcją.Chcę pracować w dobrych warunkach, posiadać przyzwoite dochody i mieć czas aby z rodziną po pracy iść np. do kina- a to bez żadnych wyrzutów.Z tego co czytalam o Kamilu jemu właśnie tego udało się dokonać.To jest prawdziwa fortuna-pieniadze sa tylko jej częścią.Wiem że troche mieszam i wciąz poruszam nowe wątki ale takie już są uroki mlodości;)Wierze ze mi to wybaczycie…Ja się staram pisac coraz jaśniej i wyjasniać wszystkie moje myśli.Mam nadzieje ze robie postępy;) Bardzo jestem wam wdzięczna za wasze rady to dla mnie naprawdę bardzo ważne.Nie wiem czy może znacie dobrze zjawisko efektu motyla?Lorenz twierdził iż drobne czynniki(początkowe) z upływem czasu mogą być następstwem wielkich zmian.Może dzięki waszym radą, które mogą się wydawać mało istotne w przyszłości osiągne sukces;)jeszcze raz dziękuje i czekam na nowe komentarze!Pozdrawiam!;)
Ada
Dziękuję za tak obszerną i szczerą wypowiedź. Zajmijmy się po kolei poruszonymi w niej zagadnieniami.
Rozumiem doskonale, że jak piszesz, w wieku 18 lat możesz dopiero uczyć się na temat podstaw prowadzenia firmy. Jeśli ktoś kupi (np. na tzw kredyt kupiecki) towaru za milion i sprzeda go za milion, to będzie miał obrót w wysokości miliona złotych, ale na takim “interesie” straci, bo musi jeszcze pokryć swoje koszty. Takiego “biznesu” wolałbym nie prowadzić :-) Nie twierdzę, że tak było w wypadku Twojego idola, piszę to tylko po to, aby uświadomić Ci, że pewne pojedyncze wskaźniki są prawie bezwartościowe do oceniania, czy jakieś przedsięwzięcie gospodarcze jest sukcesem, czy też nie. Właśnie dlatego bardzo pilnuję, aby na tym blogu nie dochodziło do pomieszania pojęć (np. obrotu firmy z dochodami netto jej właściciela), czy też tak modnego na innych stronach bezkrytycznego operowania niespecyficznymi pojęciami takimi jak “fortuna”, “majątek”, “megabiznes”, “hiperbiznes” itp :-)
Jeśli chodzi o takie podstawowe pojęcia z rachunkowości, to na pewno jest gdzieś w internecie miejsce, gdzie są one wyjaśnione, jeśli nie, to aż się prosi aby je stworzyć.
Nawiasem mówiąc, pomylenie przez niedoświadczonego właściciela przychodów z dochodami netto jest dość często przyczyną ekonomicznej śmierci wielu nowo zakładanych firm :-)
Sytuacja domowa, którą opisujesz jest dość typową w naszym kraju, z czego sama zresztą zdajesz sobie sprawę. Bardzo wiele rodzin przerabia ja w różnych wariantach i naturalną rzeczą jest zadanie sobie pytania, czy tak musi być i czy na tym ma polegać życie.
Jeśli teraz uważnie przeczytasz moje posty i komentarze na tym blogu, to stanie się dla Ciebie jasne, że z jednej strony tak wcale nie musi być, a z drugiej, że jest przy tym cena do zapłacenia (jak za wszystko w życiu). Cena polegająca głównie na przejęciu odpowiedzialności za swoje życie i zastanowieniu się, czego tak naprawdę od niego potrzebujesz, niezależnie od tego, co próbuje Ci wmówić otoczenie. Potem czeka Cię dość długi proces realizowania i dopracowywania Twojej wizji życia (bądź przygotowana na wiele korekt w początkowej fazie). O tym wszystkim piszę na blogu o gorąco polecam Ci przeczytanie wszystkich postów i dyskusji w komentarzach “ode deski do deski”. Spróbuj prześledzić sposób rozumowania w każdej z nich i zastanów się na ile możesz go zastosować. Na sam początek gorąco zalecam Ci znalezienie w Twoim życiu takiej dziedziny, która sprawia Ci wiele przyjemności a potem zastanowienie się, jak i gdzie możesz w niej zarobić przyzwoite pieniądze. Tylko wtedy będziesz w czymś naprawdę dobra, a to jest warunek trwałego sukcesu. W międzyczasie możesz pracować nad Twoją wartością rynkową i uważać, aby nie wpaść w lejek (o co łatwo, jak chce się w wieku dwudziestu kilku lat mieć rodzinę i dzieci). Do tego nawiązuj bezpośrednie kontakty z ludźmi, których sposób życia naprawdę Ci się podoba (mam na myśli ten rzeczywisty sposób życia, nie to na pokaz).
Bardzo podoba mi się, że w przeciwieństwie do wielu Twoich rówieśników zdajesz sobie sprawę, że pieniądze to tylko jeden z czynników na szczęście w życiu. Nie można przeginać też w drugą stronę (coś jest w tej wypowiedzi Clintona “economy first”), niemniej zarówno z mojego osobistego doświadczenia, jak i bardzo interesujących studiów tego zagadnienia wiem, że przyrost radości życia po przekroczeniu pewnego, wcale nie tak nieosiągalnie wysokiego poziomu dochodów wcale nie jest taki duży. Na ten temat warto napisać osobny post, bo wielu, zwłaszcza młodych ludzi ma na ten temat wykreowane przez media wyobrażenie , które bardzo odbiega od rzeczywistości.
O Efekcie Motyla Lorenza i paru błędnych koncepcjach z nim związanych, też napiszę wkrótce, teraz pozwól, że zajmę się czymś innym.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Na wstępie witam serdecznie. Pana rady wydają sie bardzo pozyteczne lecz nie znalazłem tu odpowiedzi na to co chciałbym w żyicu robić. Ja wiem że to tylko jest w jakims stoponiu nakierowaniem mnie właśnie na to. Ale co wtedy gdy jestem ograniczony na wiele sposobów do zrealizowania tych celów. Brak przebojowści pozbawia mnie działania. Kiedyś myslałem ze gra w piłke nożna to co bede w zyciu robił szybko jednak uświadomiłem sobie że nie mam szans osiągnąc tego do czego dąże, zrezygnowałem… Równo od tego czasu zacząłem uczeszczać do szkoły średniej nie przejmując sie wogóle brakiem tego co powodowało ze byłem szczęśliwy i zapełniało mi w pewien pozyteczny sposób czas. Wierzyłem że czas młodości sie dla mnie zaczyna pełną parę lecz nie mogłem znaleźc dziewczyny do tej pory nie moge (obwiniam o to swoją niesmiałość i problemy z cera :s normalne jednak przeze mnie wyolbrzymione). Nawet pomimo tego że wiele mi sie podobało i dawały ze swojej strony tez to odczuć ja po prostu utracałem kontakt i wracałem do swojego „normalnego” życia. Pewien czas mi sie podobał- imprezy, spotkania z kumplami na papierosie (przez to sie uzależniłem) kompletny luz i olewka.
Jednak od kilku miesięcy zdaje sobie sprawe że zmarnowałem 2 lata… Nie robie nic (od czasu do czasu zabawa, sporty rekreacyjnie)
Wiem że to głupio zabrzmi ale ma Pan dla mnie jakąś rade co mógłbym zrobić by to swoje zycie w jakims stopniu odmienić…
Kajtek
Wybacz, że chwilkę trwało zanim odpowiadam.
Będziemy sobie mówili po mieniu, zgoda?
Zaczniemy może od końca, od tych dwóch lat. Niekoniecznie trzeba uznać je za zmarnowane, bo przynajmniej dowiedziałeś się jak nie chcesz żyć. To też jest coś warte :-) Gdybym myślał inaczej, to takich „zmarnowanych” lat byłoby u mnie znacznie więcej. To wszystko są doświadczenia, lekcje w praktycznej szkole życia i lepiej je zrobić w młodym wieku. :-)
Teraz zaczyna się trudna dla mnie część. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś, kogo tak naprawdę kompletnie nie znasz spodziewa się konkretnych rad. Dlatego pozwól, że na razie dam Ci kilka wskazówek, z którymi możesz zrobić co chcesz.
1) Podejmij do końca decyzję, czy chcesz w przyszłości „żyć” w taki sposób jak dotychczas, czy też w komforcie psychicznym (robisz ciekawe rzeczy, masz blisko siebie interesujących ludzi – kobiety też :-)) i materialnym (nie musisz obracać każdej złotówki dwa razy.
2) W tym drugim przypadku zaakceptuj, że w większości przypadków „samo nie przyjdzie”, trzeba będzie sporo zrobić samemu.
3) Jeśli Cię to nie odstrasza, to zacznij od poszerzania Twoich horyzontów, więc np.
– dużo czytaj, najlepiej naucz się przynajmniej rozumieć jakiś język (angielski, niemiecki) i czytaj w tym języku
– staraj się poznać całkiem innych ludzi niż dotychczas, najlepiej w realu
– zastanów się, gdzie możesz zrobić coś wartościowego dla innych, nawet jeśli będą to drobnostki
– przeczytaj od deski do deski ten blog (z komentarzami) :-) :-)
– nie oglądaj polskiej telewizji
Z innych spaw:
– odwiedź dermatologa – w międzyczasie są sposoby na prawie wszystkie problemy z cerą, a poczujesz się pewniej. To nie musi kosztować wiele pieniędzy
– wyobraź sobie, że nie jesteś nieśmiały i spróbuj tak postępować wobec innych ludzi, szczególnie płci przeciwnej. Zrozum, że każda odmowa niekoniecznie ma coś wspólnego z Tobą, czasem to druga strona ma problem. Tak czy inaczej, komunikuj otwarcie i patrz co z tego wyniknie. Ja miałem kiedyś z tym ogromny problem i bardzo mi pomogło doświadczalne stwierdzenie, o jak wiele rzeczy mogę poprosić innych ludzi mówiąc im to wprost.
Na razie tyle, jeśli chcesz więcej, to muszę wiedzieć więcej….
Zabierz się za siebie!! :-)
Pozdrawiam
Alex
PS: Niezależnie od tego, co próbujesz postępuj rozważnie i nie zrób sobie krzywdy
uufff;)) troszkę mi zajęło przeczytanie tego tematu w całości :)
jestem nowy na tym blogu więc pragnę się przywitać zarówno z Tobą Alex jak i Blogowiczami:)
Mam skłonności do nie zawsze udanego upraszczania moich wypowiedzi ale tym razem się postaram:)
Mam teraz 22 lata , pochodzę ze średnio zamożnej rodziny(wg.kwadrantu Kiyosakiego z kwadrantów- samozatrudniony/pracownik) i tak szczerze nikt w mojej rodzinie nie prowadzi własnego biznesu/nie jest inwestorem… a ja od 16 roku życia tylko taką drogę widzę dla siebie…teraz w zasadzie moze była to chyba trochę niezdrowa presja na samego siebie bo kto w wieku 18 zamęcza się myśleniem typu”jak teraz nie założę własnej firmy i nie zacznę zarabiać to już nigdy mi się to nie uda” mam 22 kończę 3letnie studia z ekonomii i dalej nie mam swojej firmy:) jestem znacznie spokojniejszy(nie znaczy spokojny;) wiem dużo więcej i dalej się uczę etc. z tej perspektywy nie wydaje mi sie ,ze zmarnowałem te kilka lat chociaż nie zająłem sie od razu rozkręcaniem biznesu jak wymieniony wcześniej Kamil Cebulski.
Mam co jakiś czas naprawdę ciekawy pomysł na biznes ( szczerze wierzę w konieczność występowania „pierwiastka innowacyjności” :) w przedsięwzięciach biznesowych)… i zaczyna mnie denerwować kiedy widzę jak ktoś realizuje idee podobne do moich konceptów … chyba zbytnio czekam aż „wszystkie światła będą zielone” dlatego jeszcze nie odważyłem się na realizację moich pomysłów.. zdaję sobie sprawę,że każda porażka jest nauką i zbliża nas do celu ale ciężko to zaakceptować.
Niedawno zacząłem się w końcu zastanawiać co ja tak naprawdę lubię robić i jak na tym mogę zarobić :)) no i nawet na to pytanie znalazłem odpowiedź ale to co lubię robić- jako praca nie powodowałby u mnie tego wspaniałego uczucia która zapiera dech w piersiach i działa na organizm jak 2 kawy wypite pod rząd :)
więc dochodzę do wniosku,ze tak naprawdę chcę coś stworzyć (od samego początku – organizację/firmę)zdając się jedynie na własne umiejętności i wiedzę .chyba to moze mnie usatysfakcjonować( wdrażanie nowych,ryzykownych strategii ciągle coś nowego)
Po 3 latach studiowania mam dosyć – mam ochotę zrobić coś konkretnego i chyba oszaleję ;) jak nie zacznę. Nie stwarzam sobie zobowiązań w żadnym wymiarze zebym nie zaczął się bać ryzykować… generalnie jestem osobą która jak ma dużo rzeczy do zrobienia to „działa dobrze” a jak się troszkę nudzę to zaczyna działać „sprzężenie zwrotne”:) i chce mi się coraz mniej ,coraz więcej się boję( czy już wystarczająco wiem żeby spróbować założyć firmę??jezeli tak to który pomysł jest najwłaściwszy?czy dam radę to zrobić??- i tak w kółko;) )NIEZDECYDOWANIE mnie dobija :) jak to zwalczyć ??
na koniec jeden z moich ulubionych cytatów
„nie ma sprzyjającego wiatru dla tego kto nie wie dokąd płynie”
ps.Jezeli ktoś doczytał to do końca to z czystym sumieniem może dopisać do swojego CV „wytrwałość”
Alex co o tym myślisz ?
pozdrawiam Marek
Czesc ja mam juz 24 lata i ciagle nic sie nie dzieje w moim zyciu. Czasami myśle że poprostu oszaleje. Chce cos wreszcie zrobić, wyjśc na świat i zacząc żyć, ale kompletnie mi to nie wychodzi. Juz piaty rok siedze na studiach, które mnie zupełnie nie interesują. Echh dla mnie to poprostu strata czasu, ale nigdy nie potrafiłem zrezygnować. Moje życie to praca od pon. do soboty a w wekendy i po pracy nauka czegos co mnie zupełnie nie kreci. Studiuje zarzadzanie w turystyce, ale dochodze do wniosku ze niechce niczym zarzadzać to nudne i głupie dla mnie. Niech robia to ludzie którzy tego pragna. Mnie pociągaja kolory, lubie cos tworzyć i splatac barwy. Myślałem o architekturze wnętrz. Lubie projektowac pokoje i zajmowac sie dekoracjami. Ale nie wiem co z tym fantem zrobić. Jak juz wspomniałem mam już 24 lata. Z utęsknieniem czekam na obrone pracy mgr. Bo chciałem sie wkońcu wyprowadzic z domu i zacząć zyć. Nie chce ugrzęznąć w nastepnej szkole na następne 5 lat i obudzić się z 30-tka na karku nie mając zupełnie nic. Nie wiem juz nic, czuje sie pusty i przerazony. Zaczynając studia miałem wiele sił, chęci, pomysłów i przyjaciół. Teraz praktycznie nie ruszam sie z domu. Wstaje rano ide do pracy, wracam zachacze czasem o sklep i sie ucze. Nie mam juz chyba zadnych znajomych bo i tak nie mam na nich czasu. Co mam z zycia? Nic. No prawie mam depresje i bezsenność. Za sypiam miedzy 3 a 5 rano i to po tabletkach nasennych. Chce to zmienić, ale nie potrafie. Czuje się strasznie związany. Chciałbym wiele a sił starcza na tyle by jakoś przeżyć nastepny dzień, a z każdym dniem jest trudniej to znieść.
Marek, Gobar
Widzę, że w natłoku zajęć zaniedbałem ten wątek.
Zabiorę się za niego jutro wieczorem
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex. Kryzys wieku średniego, wypalenie zawodowe? Nie wiem co to jest, ale mnie dopadło. Rozmyślam jak się dźwignąć i trochę brak pomysłów. Może podyplomówka na uniwersytecie, po to by odejść z policji (po 16 latach) – właściwie nigdy nie było to moje srodowisko, może szlifowanie języków, nasz „ojczysty” rosyjski znam dobrze, niemiecki kulawo, angielski… ąż wstyd się przyznać. Fascynują mnie obecne czasy, bo pchają do ciągłego samorozwoju, ale brak wiary w to, że dam radę radę zacąć coś nowego i wpływ obecnego mojego środowiska zawodowego („aby było”, „po co się wysilać?”), ograniczają rozwinięcie skrzydeł. Wspaniale piszesz. Może się zarażę. Pozdrawiam. Małgosia.
Witam!!
Mam 17 lat i nie wiem co mam robic nie kumam co napisał Alex jak mi to pomuc??
Nie mam pojęcia co dalej,,
Hlodinie odpisałem na priv, Ty Marku poczytaj dokładnie co piszę na tym blogu i jeśli zadasz bardziej specyficzne pytanie to chętnie odpowiem.
„W ciemno” mogę zalecić Ci dalsze poszerzanie Twojej wiedzy i umiejętności, najlepiej w kierunkach, które Cię interesują
Pozdrawiam
Alex
Bardzo dobre rady:)W sam raz dla 20-letniego faceta który zastanawia się nad swoim życiem(mówię o sobie):)Pozdrawiam
Alex,
od dzis zaczne regularnie tu zagladac. Bardzo podoba mi sie ten blog, poruszane tu tematy, a w szczegolnosci sposob w jaki piszesz i wyjasniasz trudne, czesto nigdy nierozwiazane przez niektorych, sprawy.
Smuci mnie tylko jedno: to zalozenie, ze w wieku dwudziestu kilku lat nie nalezy sie wiazac. Sama mam 24 lata, jestem mezatka, studiuje na dwoch kierunkach, rozwijam sie poza uczlenia, mam mnostwo planow zarowno na wakacje, jak i na nieco dalsza przyszlosc i nie czuje sie przy tym wszystkim ograniczona.
Owszem, zdaje sobie sprawe z tego, ze przyszlosc i zdobywane z czasem doswiadczenie zyciowe moze przyniesc zaskakujace zmiany w zyciu prywatnym i zawodowym. Jednak na dzien dzisiejszy oboje jestesmy pelni entuzjazmu, energii i checi dzialania. Nie ograniczamy siebie nawzajem, wrecz przeciwinie – dajemy sobie wsparcie i wzajemnie sie motywujemy.
Chcialam tylko podkreslic, ze nie traktuje tego jako ograniczenie.
Jeszcze raz gratuluje wspanialego blogu.
Pozdrawiam,
Ania
Witaj Alexie. Ładuję akumulatory Twoim blogiem, a to teraz dla mnie bardzo ważne. Powoli zaczynam rozumieć, co powinnam robić dalej ze swoim życiem, bo mimo 39 lat głód na „nowe” wciąż się we mnie wzmaga. Nie jest łatwo dźwignąć się po sporym czasie dreptania w byle czym (praca w polskiej policji), poczucia zmniejszającej się własnej wartości, przeświadczenia, że tak jak jest już musi być. Trochę wieczorów nad tym strawiłam, a gdy zabrakło dystansu była też pomoc psychologa. Dziś wiem jedno: czas dać nogę z miejsca, gdzie źle i nie bać się nowego. Nowe już spróbowane i choć niełatwe (praca w hospicjum dziecięcym), to wreszcie ogromna satysfakcja. No i kop do zrobienia drugiego fakultetu w tym kierunku. To fajne marzyć jak 20 lat temu, układać plany, nawet błądzić. Po co niszczyć to co stabilne, znane (choć nudne!)? Po to chyba, żeby ŻYĆ. Aniu, tak trzymaj! Masz satysfakcje z tego jak żyjesz, a to podstawa! Małgosia lub Hlodina (jak kto woli)
Jan
Cieszę się, że podoba Ci się to co piszemy. Pamiętaj tylko, aby wszystko co czytasz tutaj, bądź gdziekolwiek indziej przemyśleć patrząc z Twojego punktu widzenia i stosować tylko to, co ma dla Ciebie sens.
Aniu
Cieszę się bardzo, że jesteś w udanym związku, który jest dla Ciebie wsparciem a nie ograniczeniem. Z całego serca życzę Ci, aby tak pozostało!
Jak wiadomo, jesteśmy wszyscy trochę różni od siebie i dla niektórych ludzi taki model, jaki wybrałaś rzeczywiście jest optymalny.
Nie zmienia to jednak faktu, iż przynajmniej z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że większość ludzi podejmuje zbyt wcześnie ważne i trudno odwracalne decyzje życiowe, co potem bardzo niekorzystnie odbija się na jakości ich życia.
Tak więc delektuj się rezultatami Twojego, najwyraźniej dobrego wyboru, a z tego blogu bierz to, co pasuje do Twojego obrazu życia. I oczywiście dziel się z nami proszę Twoimi refleksjami.
Małgorzato
Cieszę się, że ten blog ładuje Twoje akumulatory.
Pytanie, czy zawsze trzeba niszczyć to co stabilne, aby zacząć na nowo żyć ?
Tutaj jestem dość ostrożny, często można zrobić płynną transformację minimalizując potencjalne ryzyko. No ale to trzeba zawsze rozważać w indywidualnych przypadkach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Więc nie tylko ja mam takie problemy… :) Jestem na trzecim roku studiów licencjackich i nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Chciałbym wszystkiego i wszędzie:) Teoretycznie da się zrobić. Tylko, że omówione wyżej rozwiązanie rodzi kilka problemów. Np. mam dziewczynę, która już wie co chce robić i już to robi tu gdzie mieszkamy (czyli nie duże 80 tyś. miasto zwane Lubinem, w którym nic się nie dzieje) i nie chce stąd wyjeżdżać… A ja męczę się bardzo, bojęsię trochę tak ekstremalnych rozwiązań. Co jak sięnie uda? A ajk będę rzałował do końca życia? Co tydzień zmienia mi się koncepcja i strasznie mnie to irytuje. Zazdroszczę ludziom, którzy od zawsze wiedzą co chcą robić…
Dzien dobry Pawel
Mam na imie Tomek, to co napisales jest mi bliskie z takich czy innych powodow. Napisalem to ponizej w odpowiedzi na Twoj post.
Zmienia Ci sie koncepcja co tydzien. Bardzo dobrze. Moze po prostu Twoj mozg poszukuje najwlasciwszego rozwiazania. Pozwol sobie na to. Po co sie irytowac.
Kiedy znajdziesz rozwiazanie bedziesz na pewno wiedzial ze to jest TO, ale badz cierpliwy. Jednym to przychodzi od razu i w podstawowce innym nawet w wieku 40 – 50 lat. Nie jest to pocieszajace ? To nie ma byc pocieszajace. Chce dac Ci kopa i odwage do poszukiwania. Wez pod uwage ze poszukiwanie to nie siedzenie przed telewizorem i tylko wyobrazanie sobie. Zeby sprawdzic czy to jest TO musisz sprobowac to zrobic, po prostu dzialaj. Nie marudz ze inni maja lepiej bo np. oni wiedza czego chca lub maja wiecej pieniedzy, to bardzo dobrze dla nich, swietnie, ale to ich zycie nie Twoje.
Jedynym odpowiedzialnym za twoje zycie jestes ty Pawel. Wiec jesli masz jakis pomysl rozejrzyj sie, zaplanuj poszczegolne kroki, rozplanuj siebie w czasie i przestrzeni, zobacz siebie na koncu tej drogi. Widzisz tam siebie czy nie? zastanow sie w czym jestes dobry i co lubisz – to zawsze(!) idzie w parze. nie sugeruj sie tak bardzo przeszloscia – moze w przeszlosci sie myliles. popatrz na siebie dzisiaj. I zrob to !
Twoja dziewczyna. Czy to jest tylko Twoja wymowka aby stac w miejscu czy naprawde sie kochacie ? Zakladam ze naprawde sie kochacie. Wiec tym lepiej dla Ciebie. Twoja motywacja bedzie wieksza. Jesli chcesz wyjechac wyjedz. Nie przejmujcie sie. Przy dzisiejszym stanie technologii bedziecie sie widywac czesciej niz myslicie.
I jeszcze jedno. Czy jest szansa ze bedziesz zalowal do konca zycia ? Tak jest takie prawdopodobienstwo. Ale czy potrafisz powiedziec o czym kolwiek ze jest trwale i pewne ? Tylko o jednym. Ze umrzesz. A byc moze wtedy bedziesz zalowal bardziej ze jednak zaniechales, za bardzo sie bales i nie miales sil.
Badz rozwazny, badz madry, ufaj swojemu rozsadkowi i rozumowi, nie krzywdz innych i nie pozwol zeby inni krzywdzili Ciebie. Masz jedno zycie o ktorym wiesz na 100% ze istnieje. To zycie jest bardzo krotkie. Nie trwon energi na ludzi, rzeczy i dzialania ktore sa bezwartosciowe. Wymyslaj siebie dzien po dniu. Smiej sie, placz, wyj z radosci i zwijaj sie z bolu. Nikt nie obiecywal Ci ze bedzie latwo. Jesli znalazla Cie Milosc juz wygrales. Jesli nie, daj sie znalezc Milosci. Kazde zadanie traktuj jak jedyne najwazniejsze zadanie w zyciu. Nie przejmuj sie porazkami i bledami tylko ucz sie z nich. Dbaj o innych poniewaz kazdy ma swoje zycie i jest CZLOWIEKIEM.
JESTES WYJATKOWY, pamietaj o tym kazdego dnia.
Tomek.
Tomku
Bardzo ładnie to napisałeś, dziękuję.
Mam nadzieję, że PawełB to przeczyta
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hej :)
Przeczytałam uważnie wszystkie posty i wreszcie dotarłam tutaj. Otóż – jak się pewnie domyślacie, ja również nie bardzo wiem, co mam w życiu robić. Ale ze mną wygląda to trochę inaczej, niż z większością moich przedmówców (a może tak mi się tylko wydaje?). Mam 30 lat, z czego ponad 6 spędziłam w Londynie pracując i studiując. Dwa lata temu przyjechałam stamtąd z dyplomem tłumacza dwukierunkowego i sporym doświadczeniem w pracy (m. in w wydawnictwie muzycznym oraz w biurze tłumaczeń). Nauczyłam się bardzo ładnie pisać CV i 'nawijać’ na rozmowach kwalifikacyjnych dokładnie to, co mój rozmówca chciałby ode mnie usłyszeć. Można więc powiedzieć, że wypracowałam sobie dość mocną pozycję na rynku, mam dobre papiery, ale… ciągle coś jest nie tak. Tym czymś jest fakt, że nie jestem w stanie utrzymać pracy (żadnej pracy) dłużej, niż rok, chociaż jak na razie nie mam większych problemów z jej znalezieniem. To może się wydawać dziwne w sytuacji, gdy dla większości osób najważniejszą rzeczą zdaje się zaczepienie, przysłowiowe 'wsadzenie stopy w drzwi’, a reszta jakoś już pójdzie. Teraz wiem, że papiery (tzw. 'twarde kwalifikacje’) są ważne, ale one umożliwiają dokładnie to: wsadzenie stopy w drzwi, i niewiele ponadto. Liczą się również – nie wiem, czy nie o wiele bardziej – tzw. 'miękkie’, czyli takie jak komunikatywność, odporność na stres, zdolności organizacyjne, intuicja itp. To właśnie one stawały mi na przeszkodzie w wykonywaniu pracy. Kiedyś wydawało mi się, że ludzie bez pracy albo jej jeszcze nie znaleźli, albo ją stracili w wyniku redukcji etatów, kiepskiej koniunktury, czy innych tego typu czynników zewnętrznych. Natomiast ja zawsze traciłam pracę dlatego, że sobie z nią zupełnie nie radziłam i to niezależnie od tego na jakim była poziomie (równie źle radziłam sobie w pubie, restauracji, przy sortowaniu płyt CD, wysyłaniu paczek co w pracy przy tłumaczeniach i wysyłaniu emaili). Przez jakiś czas wydawało mi się, że może nie staram się wystarczająco, że jestem leniwa, ale przecież tyle w siebie zainwestowałam, angielski jest moją pasją, pracuję w zawodzie moich marzeń… Teraz wiem już co jest moim problemem – zdiagnozowano u mnie ADD (to coś takiego jak ADHD, tylko bez H-hyperaktywności, natomiast deficyt uwagi pozostaje). I od razu wiele spraw stało się jasne: dlaczego nie mogłam pracować w pubie, bo się myliłam przy najdrobniejszej wpłaconej kwocie (i nie miało to znaczenia, że kasa była 'inteligentna’ i sama wyświetlała ile mam wydać reszty), w restauracji nieustannie myliłam stoliki, klientów i zamówienia, przy sortowaniu płyt mieszałam okładki i płyty, przy wysyłaniu paczek mieszałam naklejki z kodami kreskowymi, więc paczka wysłana do Oxfordu lądowała w Liverpoolu, zresztą jej zawartość zawsze była niezgodna z zamówieniem, mimo, że ślęczałam z markerem i 3 razy sprawdzałam listę produktów. W biurze tłumaczeń po prostu się nie wyrabiałam z tempem pracy i sterta niezałatwionych spraw rosła. Większości emaili nie zauważałam, pomimo skomplikowanych ustawień sortującej skrzynki mailowej. Sporo doświadczenia, jak na sześć lat, co? I może wygląda to niewninnie, a nawet uroczo, ale zapewniam, że moi pracodawcy byli, delikatnie mówiąc, niezbyt wyrozumiali. A ja byłam coraz bardziej zestresowana tą sytuacją. Kończąc studia myślałam, że świat stoi przede mną otworem, a ja mam przed sobą tyle możliwości. Natomiast z każdym rokiem okazywało się, że każda praca ma jakiś feler, z którego powodu nie mogę jej wykonywać. Oczywiście wiadomo, że nie ma pracy idealnej, ale normalni ludzie potrafią jakoś dostosować się do niedogodności, zacisnąć zęby, ewentualnie rozważyć za i przeciw i zmienić pracę na inną. A ja się czuję w tej kwestii upośledzona, tak jakby mój główny procesor działał w jakimś innym rytmie, niedostosowanym do naszej ziemskiej czasoprzestrzeni. Chociaż pozornie wyglądam na normalną osobę. Ale czuję się, jakbym była pozbawiona jakiegoś wewnętrznego kompasu, mówiącego mi o tym, że to co w tej chwili robię jest właściwe lub nie, a za chwilę powinnam zacząć robić coś innego, oraz wychwycić moment kiedy ta zmiana ma nastąpić. Rzadko kiedy mi się to udaje – może dlatego tak często się spóźniam, w ogóle nie mam poczucia czasu i muszę mocno się starać, żeby moje życie nie zostało zdominowane przez chaos organizacyjny. Już w podstawówce byłam jak ten Dyzio Marzyciel, co wszystkiego zapomina i chodzi z głową w chmurach. Teraz uczę angielskiego w szkole i już mam problemy z utrzymaniem dyscypliny, uzupełnianiem dziennika, a także zdarza mi się spóźniać na lekcje – co prawda niewiele, ale szkoła jest akurat takim miejscem, gdzie spóźniać nie można się wcale. Udaje mi się przeżyć tylko dlatego, że jestem cierpliwa, staram się nie przejmować tym więcej niż potrzeba (to bardzo trudne), a także obserwować siebie i skupiać na tym, co mi idzie dobrze (a na szczęście jest parę takich rzeczy). W idealnej sytuacji, zatrudniłabym nianio-sekretarkę;) czyli coacha, który pomógłby mi wsadzić mój świat w jakieś ramy i przypominać mi o sprawdzeniu klasówek, niesiedzeniu do późna w nocy, połknięciu tabletki, odpisaniu na emaila. W Stanach i UK są tacy ludzie, ale co do Polski, to mam wątpliwości. Zwłaszcza, że nie mieszkam w Warszawie, czy Krakowie. Kiedyś trochę pomagał mi mój partner, ale nasz związek się rozpadł, prawdopodobnie po części dlatego, że miał dość tego mojego ciągłego opierania się na nim. A ja mam bardzo silne poczucie niezależności i odpowiedzialności, ale czasami wydaje mi się, że nie obejdę się bez pomocy drugiej osoby.
No, to się rozpisałam, ale musiałam to z siebie wyrzucić :) W sumie nie jest to koniec swiata, są na pewno gorsze schorzenia, chociaż ADD pozostanie ze mną do końca życia. Na pocieszenie mówię sobie, że Einstein też je miał i jakoś dał sobie radę :)
Aha, i jeszcze jedno: obiema rękami podpisuję się pod radami Alexa na temat podróżowania, poznawania różnych kultur, a przede wszystkim rzetelnej nauki języka: nie tylko dlatego, że angielski jest związany z moim zawodem. Gdyby nie angielski, nie miałabym przyjaciół z Londynu, Norwegii, USA, Indii, Filipin i wielu innych krajów. Poza tym, bez angielskiego, mogłabym korzystać jedynie z niewielkiego ułamka zasobów Internetu, nie mówiąc o oglądaniu filmów i czytaniu książek w oryginale – odbiór i wrażenie bez porównania lepsze. I wreszcie, dobrze mieć tę świadomość, że jeśli nawet wywalą mnie z każdej pracy, to mogę jeszcze żyć z korków – a na to zawsze będzie zapotrzebowanie. Zwłaszcza, że w lekcjach indywidualnych, gdzie nie ma dzienników i nic nie zakłóca przebiegu zajęć – w tym jestem bardzo dobra :)
S.
Witam wszystkich,
chciałabym się podzielic moimi przemyśleniami w związku z powyższymi wypowiedziami.Jestem obecnie studentką IV roku prawa.Wybór studiów był najgorszą decyzją w moim życiu!Po maturze życzliwi nauczyciele i znajomi mówili -Wybierz prawo – to są takie prestiżowe studia.W liceum uwielbiałam historię ale nie wiedziałam do końca co chciałabym robić (chociaż w głębi serca chciałam wybrać socjologię na którą się dostałam)ale nie miałam na tyle siły aby sprzeciwić się naciskom.Już po pierwzsym tygodniu wiedziałam ,że nie podobają mi się te studia ale ich nie rzuciałm ,bałam się.Po pierwszym roku uzyskałam stypendium i znowu nie zmieniłam kierunku.Drugi rok mnie wykończył-nabawiłam się depresji i czułam się kompletnie zagubiona.Zdecydowałam rzucić prawo i rozpocząć psychologię.Ale po tygodniu nauki stwierdziłam że to też jednak nie to!I……wróciłam na prawo.Nadal nie wiem co chcę robić w życiu ale mam nadzieję że znajdę swoje miejsce.W tym roku znów zaczynam nowy kierunek-tym razem jednak chcę pociągnąć go razem z prawem.(Zal mi by było tych trzech lat).Nauczyłam się jednego ,żeby zawsze słuchać głosu swojego serca w wyborze swojej drogi życiowej ,bo postępowanie wbrew sobie może doprowadzić do tragedii i ciągłego pyatnia siebie a co by było gdyby.
Saskia
Wybacz tak wielką zwłokę w mojej reakcji (mam nadzieję, że nadal czytasz ten blog .-))
Przekonanie że ADD pozostanie z Tobą do końca życia jest ……….. tylko Twoim przekonaniem. Dopóki będziesz tak myślała to, cytując Biblię „stanie się według wiary Twojej”. Pamiętaj, że ja do 28 roku życia też byłem zupełnie innym człowiekiem niż obecnie. U mnie zmiana nastąpiła, kiedy przestałem wykorzystywać wcześniejsze „diagnozy” jako usprawiedliwienie dla braku własnego działania.
Może to będzie jakąś wskazówką dla Ciebie?
Pola
Witaj na naszym blogu :-)
Takie perypetie z szukaniem własnej drogi ma bardzo wielu młodych ludzi, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że dotyczy to też sporej grupy ludzi w zaawansowanym wieku. Samo w sobie to przecież dobre zjawisko, bo jak nie próbując masz znaleźć to, co jest dla CIEBIE najlepsze i da ci spełnienie w życiu?
Wspomniane przez Ciebie słuchanie głosu serca jest bardzo ważną metodą i gratuluję Ci, że zaczęłaś ją stosować. Wymaga ona przejęcia odpowiedzialności za skutki naszych działań, ale to niewielka cena za wolność i zadowolenie z życia, które możemy osiągnąć
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
piszę bo już nie wiem gdzie szukać pomocy. Przeczytałam wszystkie posty i Twoje odpowiedzi (chyba mieliśmy zwracać się „per ty” J)ale nadal mam masę wątpliwości. Chodzi o to, że właśnie skończyłam studia, licencjat z administracji, nic specjalnego, studia generalnie mnie nie interesowały i z radością je zakończyłam. Mogłabym i w sumie powinnam iść na mgr ale z racji, że była to dla mnie męczarnia – nie idę. Poza tym wraz z rozpoczęciem studiów /zaoczne/ zaczęłam również pracę w biurze, gdzie nadal pracuję. Generalnie praca ok., dobre zarobki, ludzie też ok., niby nie ma na co narzekać, ale bez szału. W czym problem? Nie wiem co z sobą zrobić, nie jestem szczęśliwa, moje życie jest nudne i pomimo tego, że mam 22 lata czasem czuję się jak 30-latka. Pomyślałam, że wyjadę – usamodzielnię się, zdobędę nowe doświadczenia, poznam trochę świat, fajnych ludzi, a że uwielbiam podróżować i uczyć się języków to uznałam to za dobry pomysł. Pomyślałam – Anglia, znam biegle angielski to coś znajdę. Mogłabym tam pójść na kurs ang. i zrobić sobie dobry certyfikat (CAE). Nie wiem. Myślałam jeszcze o Francji i wyjazd jako au-pair. Plusy: zawsze marzyłam by zobaczyć Francję, a opcja mieszkania tam to już w ogóle bajka /może naoglądałam się za dużo franc. filmów i wcale nie jest tak kolorowo/, mogłabym nauczyć się francuskiego którego już nawet się uczyłam w LO i który strasznie mi się podoba, plusy podobne jak w Anglii – usamodzielnienie się, nowe doświadczenie itp. Minusem są niskie zarobki – jakieś 300 Eur., a na drogą Francję to marne grosze, nie ma szans by coś odłożyć mimo mieszkania i żywienia się u rodziny, której dzieckiem będę się opiekować, a co za tym idzie w razie powrotu do kraju /jak wiadomo ciężko jest tam znaleźć normalną pracę/ musiałabym znowu zamieszkać z rodzicami i zaczynać wszystko od nowa z zerowym kontem. W sumie w tych „wyjazdach” to o kasę najmniej mi chodzi. Chodzi raczej o jakąś odmianę, przeżycie jakieś przygody, zdobycie nowych doświadczeń. Anglię wybrałabym chyba tylko dlatego, że mogłabym się usamodzielnić, nawet gdybym wróciła do Polski, to nie wrócę „goła i wesołą”, Francja natomiast to bardziej przygoda, spełnienie marzeń, robienie czegoś co naprawdę lubię /podróżowanie, nauczenie się francuskiego/. Myślę, że wyjazd dobrze mi zrobi, może w końcu dowiem się czego tak naprawdę chcę w życiu. No i ostatnia sprawa – rodzice- oczywiście „na nie”, „ gdzie sama będziesz jechać do obcego kraju, języka dobrze nie znasz daj spokój i przestań wymyślać” no więc uznałam, że dyskutować to ja już nie będę, tylko sama zadecyduję. No i tu znowu problem, bo w podejmowaniu decyzji to ja dobra nie jestem… i tu moja prośba. Potrzebuję porady – co mam zrobić, wyjechać do Anglii? Francji? Próbować czegoś nowego i wypływać na szersze wody czy zostać i szukać innych możliwości na miejscu.
Z góry dziekuję za pomoc.
Pozdrawiam serdecznie
Kasia
Kasiu
Pozwól że zacznę od końca Twojego komentarza. Nie znając Cię bliżej (w sensie Twoich potrzeb, zainteresowań, postawy życiowej i umiejętności) nie będę sugerował Ci żadnego ze stojących przed Tobą rozwiązań. Tutaj musisz niestety sama przejąć odpowiedzialność zarówno za podjęcie decyzji, jak i za jej skutki (te pozytywne i negatywne). Nie jesteś w tym osamotniona, my wszyscy stajemy czasem przed takimi dylematami i nawet osoby ponad dwa razy starsze od Ciebie niekoniecznie wiedzą co wybrać :-)
Popatrzmy za to na kilka Twoich wypowiedzi i zastanówmy się co z tym zrobić.
Piszesz:”studia generalnie mnie nie interesowały i z radością je zakończyłam „
To cenne doświadczenie i moja pierwsza rada: W miarę możliwości nie rób w życiu rzeczy, które Cię nie interesują, bo w najlepszym razie będziesz w nich przeciętnie dobra, a to w epoce ostrej konkurencji nie wystarczy. Decyzja o niekontynuowaniu tego kierunku świadczy o wyciągnięciu przez Ciebie właściwego wniosku.
Na tym niestety nie możemy poprzestać, bo jeśli nie odziedziczyliśmy sporych pieniędzy, to musimy jakoś na swoje życie zarobić. I tutaj pojawia się kwestia naszej wartości rynkowej, której nieodłącznym elementem są posiadane przez nas umiejętności i to takie, które są odpowiednio cenione na rynku. Z tym chyba na razie u Ciebie krucho i kolejne dyplomy, certyfikaty itp. raczej tego nie zmienią. Czas, aby zacząć coś konkretnego w życiu robić, najlepiej rzeczy, które Cię interesują. Jeśli jeszcze nie wiesz co to takiego, to nie ma innego wyjścia jak poeksperymentować. W Twoim wieku i przy braku poważniejszych zobowiązań to najlepszy okres na poszukiwanie samej siebie. Mogę Cię pocieszyć, że większość ludzi tak mniej więcej do trzydziestki nie za bardzo wie kim naprawdę są (ci, którzy twierdzą inaczej często po prostu nie mieli przed sobą innych sposobności :-)) więc to nic takiego. W tym wypróbowywaniu ważne jest tylko pamiętanie o starym rosyjskim przysłowiu „wsio wzmożno, tolko ostorożno”, przede wszystkim uważając, aby nie stała nam się fizycznie jakaś poważniejsza krzywda. Inne bóle, rozczarowania i upadki to normalny proces uczenia się, to jak nauka chodzenia przez małe dziecko.
Zajrzyj w siebie i postaraj się znaleźć cokolwiek, co Cię fascynuje. Potem pomyśl, czy istnieje jakiś sposób, aby robiąc to zarabiać na życie. Czasem mogą to być nieoczekiwane rzeczy i otoczenie będzie się stukać w czoło. O ile ci „doradcy” nie są ludźmi, którzy żyją tak, jak Ty byś chciała to możesz to w dużej mierze zignorować, bo nie wiedzą co mówią (to tak ja gdyby kura chciała przekonać pisklę orła, że latanie jest niemożliwe)
Rodzice chcą dla nas dobrze, problem polega na tym, że często są niewolnikami własnego ograniczonego obrazu świata i w oparciu o niego dają Ci rady. Jeśli patrząc na nich możesz uczciwie powiedzieć „tak chciałabym żyć” to posłuchaj ich, jeśli nie, to musisz poszukać własnej, lepszej drogi.
Tak czy inaczej pamiętaj o tym rosyjskim przysłowiu: „wszystko można, tylko ostrożnie „
Powodzenia w szukaniu!!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Może ktoś z młodszych Czytelników, który miał podobne dylematy zechce podzielić się z Kasią doświadczeniami w jaki sposób je rozwiązywał
PPS: Zobacz jak odnalazła swoją pasję inna Kasia
Jeżeli masz co jeść i dach nad głową to nie masz się czym martwić.
Po prostu coś rób (najlepiej jak potrafisz) i bądź otwarta na nowe możliwości.
Ja swoje pierwsze pieniądze zarabiałem naprawiając ludziom komputery po domach. Nie dysponowałem wówczas jakąś szczególną wiedzą czy umiejętnościami. W gronie moich ówczesnych kolegów byłem całkiem przeciętny. Pomogła cierpliwość i umiejętność poszukiwania informacji. Doświadczenia nabrałem z czasem.
Potem z niebagatelną pomocą mamy (18-latkowi raczej nikt kredytu nie da ;) ) otworzyliśmy drugą kawiarenkę internetową w mieście. W tamtych czasach strzał w dziesiątkę. Internet mieliśmy marny, a lokal w podłej dzielnicy (kradli nie tylko sprzęt ale i np. krzesła) ale z czasem to opanowaliśmy i były z tego pieniądze.
Pod koniec spłacania rat nastąpiła katastrofa. Komputery były w leasingu, a firma która go udzieliła – zbankrutowała. Komputery stały się własnością jakiegoś banku, który zażądał ich zwrotu. To nie było fer. Zrobiło się smutno i trochę się podłamałem.
Prawie pół roku zajęło załatwienie nowego kredytu i sprzętu. Kawiarenka została przeniesiona do lepszego lokalu. Dobre czasy jednak minęły. W mieście pojawiło się prawie 30 innych kawiarenek, w domach było coraz więcej komputerów i łącz internetowych.
Łącza internetowe były jednak drogie. Ze składek zainteresowanych zbudowałem sieć osiedlową, podłączając kilkanaście sąsiadujących z kawiarenką bloków. Tym sposobem ludzie mieli tani internet, a my na czynsz. Pojawiła się też masa roboty serwisowej.
Dwa lata później obroty w kawiarence wciąż malały. Sieć osiedlowa powoli traciła racje bytu ze względu na spadające ceny łącz indywidualnych. Za to komputerów w domach ludzie mieli coraz więcej i coraz więcej było roboty dla serwisanta. Decyzja o zamknięciu kawiarenki została podjęta zdecydowanie zbyt późno. Byłem z nią i z siecią, którą położyłem związany emocjonalnie. Kosztowało to tak z 10tyś. Obym w przyszłości nie powtarzał takich błędów.
Przez jakiś czas byłem serwisantem. Bez pracowników i lokalu. Zacząłem pracować dla firm. Finansowo było bardzo ok.
Po przeprowadzce do Poznania byłem o krok od otworzenia dużej firmy oferującej usługi serwisowe sprzętu komputerowego. Zleceń było całe mnóstwo. Ja byłem w tym dobry. Kasa w większym mieście była dużo lepsza.
Zrezygnowałem.
Wadą tej pracy była konieczność bycia dyspozycyjnym. Zdałem sobie sprawę, że nie chcę być niewolnikiem awarii i inwazji wirusów. Chcę więcej wolności.
Zobaczyłem inną drogę. Od czasów kawiarenki trafiali się klienci, którzy chcieli strony internetowe. Jako serwisantowi też nie raz trafiały mi się takie zlecenia „człowiek od komputerów to strony na pewno robić też umie” ;) Tworząc stronę własnego serwisu poznałem też potęgę pozycjonowania w wyszukiwarkach (40% zleceń ze strony, 60% z polecenia). Zacząłem to robić na większą skalę.
Gdyby nie rodzina umarłbym z głodu :) Trochę za gwałtownie przestałem zajmować się serwisem – chciałem mieć więcej czasu na własną działalność. Teraz powoli odzyskuje stabilność finansową. Ciesze się z podjętej decyzji.
Muszę zgodzić się z Alexem co do jednej rzeczy. Nie wiem jeszcze kim jestem. Nie wiem kim będę za 5 lat. W moim wieku (25) to wydaje się strasznie długim czasem. Mam wizje celu ale luźno wiąże się ona z biznesem. To co robie teraz daje mi satysfakcje i wolność, której pragnąłem ale jeżeli uznam, że warto – zrezygnuje z tego.
Obecnie potrafię prowadzić działalność, zarządzać niewielkim zespołem, serwisować komputery, administrować siecią i serwerami linuxowymi, tworzyć strony internetowe i pozycjonować je, nie straszne mi też roboty instalacyjne. Poradzę sobie.
Czasami tylko trochę przytłacza mnie fakt, że lista umiejętności, które chciałbym posiąść mogłaby podwoić długość tego komentarza.
Alex: jeszcze pamiętam, że to Twój blog, a nie mój ;)
Mam nadzieje, że nikt nie ma mi za złe tej przydługawej historii. Może kogoś zainspiruje.
Warto:
– coś robić
– angażować się w to
– szukać nowych możliwości, choćby na wszelki wypadek
– rezygnować w porę
– działać, działać, działać, działać! ;)
Adam
Dziękuję za bardzo ciekawą historię :-)
I nigdy tutaj nie martw się, że jakaś wypowiedź jest zbyt długa!! To nie jest onet.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Super artykul i bardzo mnie podniosly na duchu wypowiedzi roznych osob…
Musialem w koncu trafic na tego bloga – mam 28 lat i przez ostatnie 3 lata, czyli od skonczenia studiow we Francji non stop sie zastanawialem co chce robic w zyciu. Pomyslalem ze strasznie trace swoj czas, ze musze szybko znalesc moj wymarzony zawod, ze juz pozno i musze sie poospieszyc by nie zmarnowac zycia… Po jakims czasie przybralo to rozmiary jakiejs obsesji… Gdy bralem prysznic zastanawialem sie co mam robic, gdy bylem w kinie zastanawialem sie co mam robic, myslalem ze juz z tego nie wyjde. Bo ciagle musialem sie zastanawiac, bo moze akurat dzisiaj, teraz trafie na to co mnie interesuje…
Bardzo zle sie czulem z praca w informatyce, dla mnie to okropnie nudne i za wszelka cene szukalem czegos ciekawszego. Praca w kieracie 8h na dzien to bylo cos nie dla mnie, zbyt monotonne, zycie od weekendu do weekendu… Jednoczesnie jednak gralem w teatrze, pisalem artykuly, robilem milion roznych rzeczy… A musialem pracowac, bo chcialem zostac we Francji i nie wyobrazam sobie narazie powrotu do Polski.
Ostatnio jednak zauwazylem ze moje poszukiwania przeszly na nowy etap. Po roku bycia szefem projektu na poludniu Francji rzucilem prace, przejechalem cala Europe pociagiem, spalem u roznych obcych ludzi, rozmawialem z nimi o tym, co robia, i obserwowalem. Jakos sie wewnetrznie uspokoilem… Widze juz ze nie ma pracy idealnej. Ze wlasciwie moja sytuacja nie jest taka zla (chociaz nadal chce ja zmienic). Teraz jednak juz nie szukam na sile, wiem ze artykuly mi sprawiaja wielka przyjemnosc, podobnie jak granie w teatrze, i narazie to moge robic po pracy. W ciagu dnia mam najprostsza prace w informatyce jaka istnieje, cos co robia studenci zazwyczaj, i unikam jakiejkolwiek kariery a wieczorem rozwijam skrzydla, czytam, pisze, gram… I juz mam spokoj wewnetrzny, ktory przyszedl z czasem, kiedys rozwine skrzydla moze i jeszcze w czyms innym, ale narazie dobrze jest jak jest. Jeszcze nie wiem dokladnie co bede robil. Ale najwazniejsze ze sie rozwijam, poznaje nowe rzeczy, od pazdziernika ide na kurs rysunku, co dla mnie jest zupelnie nowe.
Pozdrawiam autora bloga i zycze spokoju ducha wszyskim.
Normalnie jak bym słyszała siebie. Cześć Wojtek właśnie przeczytałam Twój list i muszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawił. Jestem w całkiem podobnej sytuacji, tylko póki co nadal na etapie – obsesja – mimo, że mam dopiero/aż 22 lata. Zaczęłam się nawet chwilami zastanawiać, czy jest ze mną aby wszystko ok, bo chwilami to szczerze powiedziawszy można dostać w głowę jak się tak myśli i myśli, ale jak widzę nie jestem sama. Spodobał mi się ten pomysł z podróżą, dzięki której jak widzę odzyskałeś na nawo spokój, którego tak potrzebowałeś. W ogóle gratuluję odwagi rzucenia pracy, sama się nad tym zastanawiam. Trochę mnie to wszystko pocieszyło, po pierwsze że nie jestem sama /rodzice zupełnie mnie nie rozumieją, uważają, że tylko wymyślam/ a po drugie, że jednak czasem rozwiązanie jest prostrze niż myślimy. Cieszę się, że udało Ci się i życzę powodzenia w dalszych poszukiwaniach. Pozdrawiam z Polski, a może niedługo z Francji.
Alex, to od Ciebie powinnam zacząć, więc przepraszam. Chciałabym podziękować za tak szybka i wyczerpującą odpowiedź. Nadal mam wątpliwości, ale Twoje cenne uwagi na pewno się przydały. Jak tylko coś zdecyduję, a mam nadzieję, że już niedługo, na pewno nie zapomnę Cie powiadomić. Tymczasem dziękuję jeszcze raz za pomoc i pozdrawiam serdecznie.
Kasia
Witam
Ciekawe miejsce z ciekawymi tematami ten Twój Blog Alex.
Mam 24 lata i w czerwcu skończyłem studia. Było to Zarządzanie i Marketing na specjalności Informatyka w Zarządzaniu przedsiębiorstwem. Magistra obroniłem z metod ilościowych. Moje studia to był dobry wybór i to było pięc dobrych lat w moim krótkim życiu. Od dwóch lat utrzymuje się sam ( finansowo) mimo , że studiowałem dziennie. Teraz dostałem się na studia doktorskie na miejsce stypendialne ale… w ostatnich dniach dopadły mnie straszne wątpliwości … czy aby warto…szczególnie w sensie finansowym. Widząc ludzi z wykształceniem średnim technicznym i wysokośc wynagrodzeń niektórych spośród tego grona dopadło mnie nie lada zwątpienie czy warto…spędzic na uczelni kolejne 4 lata. Biorąc pod uwagę Twoje doświadczenie i kontakty z wieloma osobami prosze napisz jakie jest Twoje zdanie w tym temacie. Czy warto?
Z góry dziękuje.
Pozdrawiam
Jarek
Witam,
Bardzo cieszy mnie fakt, że znalazłam ten blog na internecie, a wpisałam w wyszukiwarkę hasło „ciekawy pomysł na życie” :)
Otóż, sama szukam ciekawego pomysłu na życie i trochę czasu mi to zabiera, bo mam już prawie 27 lat. Przerażający jest fakt zbliżającej się trzydziestki! W dodatku jestem na bezrobociu:) Zrezygnowałam z pracy, w której, jak zdałam sobie w pewnym momencie sprawę, marnowałam swój czas – pracowałam tam 1 rok. Powierzono mi początkowo jedną funkcję, później co chwilę dodawano kolejne, co uniemożliwiało mi rozwój w jednym, konkretnym kierunku. Najbardziej odpowiadają mi obowiązki z zakresu zakupów i logistyki.
Z wykształcenia jestem co prawda filologiem języka francuskiego, ale jak w przypadku kilku osób na tym blogu, studia te nie były moim powołaniem. Uwielbiam francuski, ale nie na tyle, żeby zajmować się zawodowo tłumaczeniem czy nauczaniem, po prostu nie jest to moją pasją i nie za bardzo się do tego nadaję – brak cierpliwości. Język jest dla mnie narzędziem. Odpowiada mi właśnie logistyka, koordynacja i używanie przy tym języków obcych (także angielski, hiszpański). Skończyłam Podyplomowe studium Handlu Zagranicznego, rzuciłam pracę i od półtora miesiąca szukam kolejnej, bez konkretnego rezultatu. Może błędem jest nastawianie się tylko na francuski, to jest moje najważniejsze kryterium wyboru oferty, gdyż na naukę tego języka poświęciłam największy kawał mojego życia. A tu nic. Zastanawiam się nad ponownym wyjazdem do Francji, ale to z kolei wiązałoby się z zerwaniem poważnego związku tutaj w Polsce. Właściwie to ciągnie mnie do Francji, mieszkałam tam i odbywałam praktyki w Paryżu, mam tam znajomości, ale wiem, że jeżeli miałabym wyjechać to sama. Związałam się z patriotą, który za nic nie wyjedzie z pięknej Ojczyzny:), poza tym zna tylko i to słabo język angielski i nie ma ochoty rozwijać znajomości tego języka.
Z jednej strony podcina mi to trochę skrzydła, z drugiej, może powinnam znaleźć jakąś alternatywę tutaj w Polsce, właśnie ciekawy pomysł na życie, który pozwoliłby mi osiągnąć to, co chcę, rozwijać się, używać języków, doskonalić ich znajomość, a jednocześnie nie zrywać związku, który i tak wystawiłam już parę razy na wielką próbę – mój wyjazd do Paryża, dylematy, czy zostać w Paryżu czy wrócić, przeprowadzka do Warszawy (w tym przypadku Patriota zdecydował się podążyć moim śladem:).
* Adam Krywko: „Czasami tylko trochę przytłacza mnie fakt, że lista umiejętności, które chciałbym posiąść mogłaby podwoić długość tego komentarza.”
-skąd Ja to znam ;) .
* „Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?” – w Moim przypadku zadawałam Sobie podobne pytania już na etapie podstawówki, zawsze czułam silną potrzebę robienia czegoś, co naprawdę lubię: jednak nie wiedziałam konkretnie CO, nie mogłam też wiedzieć czy widzieć możliwości, które otworzyły Mi się wraz z poszukiwaniami dopiero po Liceum. Za to interesując się kilkoma tematami, przy okazji nauczyłam się nowych rzeczy, które sądziłam iż będą „poboczne”-jak się okazało, były bardziej trafionymi niż to,co dotychczas :).
Musiałam też zarobić na szkołę, z której zrezygnowałam wraz z rezygnacją z pracy zarobkowej. To też była dobra decyzja: nie ukończyłam szkoły, nie miałam zysków finansowych, ale za to odetchnęłam (praca ta dość negatywnie wpłynęła na Mnie i znacznie hamowała rozwój) i miałam dużo czasu, by rozwinąć się dość mocno „na własną rękę” ciesząc się z efektów w stosunkowo krótkim czasie.
* Alex:”powyższe podejście jest w wielu punktach dokładnie odwrotne od tego powszechnie uznanego w polskim społeczeństwie za „normalne”. Stosując je masz duże szanse narazić się na ostrą krytykę ze strony dotychczasowego środowiska, możesz stracić wielu znajomych, czy nawet „przyjaciół”.”
-tak też się stało w Moim przypadku, choć niełatwo jest „wziąść nogi za pas i to szybko”, jednak podejmując się tego zyskałam przestrzeń zapełniającą się przez ludzi nietoksycznych, którzy nie podcinają Mi skrzydeł :) .
„Czas, aby zacząć coś konkretnego w życiu robić, najlepiej rzeczy, które Cię interesują. Jeśli jeszcze nie wiesz co to takiego, to nie ma innego wyjścia jak poeksperymentować.” – A co, jeśli takich rzeczy interesujących daną osobę jest przynajmniej kilka z różnych dziedzin? :) Chciałoby się skupić na jednej i dzięki niej zarabiać, z drugiej strony czuję potrzebę poznawania nowych rzeczy – a wiem, że to czasochłonne, podobnie jak budowanie Swej wartości rynkowej powiązaną z rozwojem osobistym. Być może uda Mi się to wszystko pogodzić za jakiś czas, póki co staram się poszukiwać nowych rozwiązań i rozwijać się dalej w tym, co robię :) .
Tym, którzy poszukują Swojej Drogi – życzę powodzenia i kierowania się głosem serca i, jak mówi Alex „Zajrzyj w siebie i postaraj się znaleźć cokolwiek, co Cię fascynuje.” – od tego się wszystko zaczyna i wiele może zmienić… na lepsze :) .
Pozdrawiam serdecznie, Kasia :)
Margot
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz:”Przerażający jest fakt zbliżającej się trzydziestki”. Co Cię tak przeraża?? :-)
Nasze dorosłe, prawdziwie niezależne życie często dopiero wtedy się zaczyna, pod warunkiem, że zrobimy coś z tego.
Nastawianie się tylko na jeden język, jako kryterium wyboru oferty trochę mnie dziwi. To trochę tak, jak eliminowanie z góry blondynów jako partnerów życiowych. Zastanów się może, co naprawdę dla Ciebie ważne jest w pracy, a potem jej szukaj. Jeśli niezbędny do tej wymarzonej pracy język znasz w stopniu wystarczającym, to bierz ją :-)
Napisałaś też:”Związałam się z patriotą, który za nic nie wyjedzie z pięknej Ojczyzny:), poza tym zna tylko i to słabo język angielski i nie ma ochoty rozwijać znajomości tego języka”
W latach 90-tych zaobserwowałem takie zjawisko, że tego rodzaju „patriotyzm” był u wielu ludzi odwrotnie proporcjonalny do znajomości języków obcych. Myślałem, że to należy już do przeszłości :-)
Co do pozostałych aspektów Twojego związku może przyda się lektura tego postu.
Katarzyno
Oczywiście, że moje podejście nie jest „normalne” :-) Jak patrzę jak większość „normalnych” ludzi żyje, to wcale nie jest to dla mnie atrakcyjne :-)
Utrata wielu dotychczasowych znajomych to przyjemny efekt uboczny. Piszę przyjemny, bo robią oni miejsce dla całkiem nowych, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy, a którzy wnoszą w nasze życie dokładnie to, czego potrzebujemy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Jeżeli chodzi o strach przed trzydziestką, to nie chodzi tu po prostu o wiek, chodzi o strach, że wkraczając w ten wiek nie mam jeszcze ustabilizowanej sytuacji ani zawodowej ani prywatnej, po prostu. A wkraczanie w ten wiek zobowiązuje – masz 30 lat nie jesteś już smarkczem, potrafisz zarządzać swoim życiem itp.
Sam wiek, okres 30-40 to chyba najatrakcyjniejszy wiek każdego człowieka, tak mi się przynajmniej wydaje.
Jezeli chodzi o wybór pracy – wiem czego chcę, wiem, ze to musi być logistyka, bo świetnie się w tym czuję, ale też wiem, ze muszę używać w niej francuskiego, zeby nie stracić tej umiejętności. Szukam ofert z francuskim plus inne języki, np. angielski i francuski itp. Także szukam dalej.
Pozdrawiam
Margot
Nieustabilizowana sytuacja zawodowa i prywatna w wieku 30 lat nie jest niczym, co świadczyłoby negatywnie o człowieku, bo niby dlaczego?
Każdy ma własne życie i jeśli żyje je bez pasożytowania na innych to na czym ma polegać to zobowiązanie wiekiem??
Czy wiesz, że wiele bardzo atrakcyjnych zawodów (aktor, reżyser, trener, konsultant) zazwyczaj pozbawionych jest elementu stabilizacji, po prostu działasz od zlecenia do zlecenia?
Czy zdajesz sobie sprawę, że to jest pogłębiająca się tendencja?
Jeśli chodzi o ten francuski jako warunek konieczny, to powtórzę to, co napisałem w poprzednim komentarzu – znacznie ogranicza to Twoje możliwości wyboru.
Pozdrawiam
Alex
Witam :)
Przede wszystkim – duza, usmiechnieta buzka po przeczytaniu Twojego posta Alex. It rocks! :)))
Mam 27 lat — za kazdym razem, kiedy mnie ktos pyta o wiek, jest chwila zawahania we mnie – musze sobie to przypomniec! Na dluzej, zmienilam kraj juz po raz trzeci. Najpierw wyjezdzajac na studia, potem decydujac sie na kontynuowanie kariery za granica – skoro juz zaczelam prace w globalnej firmie, to naturalne wydalo mi sie skorzystanie z mozliwosci, jakie to ze soba niesie.
Ale o czym chcialam. Ten post podejrzanie :) trafnie oddaje strachy, ktore czasem przelatuja mi przez glowe — gdy ewaluuje swoje podejscie do zycia, ktore rowniez bardzo trafnie naszkicowales. Potem mysle o tym, w jak dotychczas nieznane, FASCYNUJACE, wzruszajace…obszary zycia, mnie samej to wszystko zawiodlo. Czuje, ze to jest wlasnie to. Ze wlasnie o to w zyciu chodzi.
Potem patrze na niektorych rowiesnikow, znajomych, nawet przyjaciol. Czasem mnie to umacnia. Czasem wywoluje strachy… Dotychczas udawalo mi sie je z usmiechem przeganiac. Nie wiem, czy tak moze byc zawsze. Na pewno beda trudniejsze momenty.
Alex, zachowuje Twoje doswiadczenie na takie chwile.
Serdecznie pozdrawiam.
toska
Toska
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję też za miłe słowa!! Patrzenie na innych nie jest optymalnym sposobem oceniania własnego zadowolenia, bo zazwyczaj widzimy tylko wycinek ich rzeczywistości. Łatwo wtedy ulec złudzeniu „jak to dobrze oni mają”. Nie wyklucza to oczywiście korzystania z ich doświadczeń, niemniej trzeba pamiętać o tym niepełnym obrazie ich życia.
Zyczę Ci dalszej interesującej podróży przez życie
Alex
Witam…
Na ten blog trafilem wpisujac fraze „nie wiem co zrobic ze swoim zyciem” w Google.. Mam 20 lat, po maturze wyjechalem do Anglii, aby sobie zarobic na studia. Jednak tam wiele rzeczy poszlo nie tak. Po pierwsze przez caly czas nie zastanowilem sie dokladnie nad kierunkiem studiów. Duzo pieniedzy zainwestowalem w sprzet i siebie (jak chociazby kursy angielskiego itp). W koncu znalazlem niby fajny kierunek, ale powoli dochodze do wniosku, ze chyba jednak to nie jest to czego chce. Perspektywy zawodowe tez nie sa zbyt zachwycajace.
Dzis staje przed dylematem: czy zrezygnowac ze studiów, wyjechac i spróbowac ponownie za rok na nowym, bardziej praktycznym kierunku, czy ciagnac to przez 5 lat…by dowlec sie do tytulu magistra…
Boli mnie to, ze czas leci…wszyscy znajomi ida dalej a ja nadal czuje sie jak niezdecydowany maturzysta. Do tego problemy osobiste, zwiazane z partnerka, strach aby nie zawiesc rodziców, ostatnio wszystko idzie nie tak…
czasami mysle, ze sam nie wiem czego chce…..
pozdrawiam pana Alexa
Kris
Witaj na blogu :-)
Po pierwsze, to na tym blogu darujmy sobie tych „Panów”, zgoda?
Trudno jest dawać rady, może przyda Ci się znajomość faktu, iż ja w wieku 20 lat nie miałem żadnego pojęcia co zrobić z moim życiem. Nawet ładnych parę lat później, kiedy inni rówieśnicy pilnie kończyli studia i szczycili się „małą stabilizacją” (wtedy M3 i Fiat 126p ) to ja eksperymentowałem z różnymi rzeczami i starałem się poznawać różne możliwości. Dziś nie zamieniłbym się z nikim z moich ówczesnych kolegów. Może to stwierdzenie przyda Ci się. Nie porównuj się z innymi, lecz szukaj swojego prawdziwego „ja”, najlepiej robiąc to w miarę inteligentnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam!
Trafiłem tu wpisując w google „co mogę robić w życiu”.
Mam 21 lat, studiuje na trzecim roku ekonomii. Wybierając ten kierunek inaczej go sobie wyobrażałem – bardziej przez pryzmat matematyki (będącej dla mniej wyrazem niezmienności reguł gry i logiki działania) niż np. rachunkowość, prawo (synonim półprawd, niekompletności). Okazało się że w większości zdobywam wiedzę, która w życiu mi się nie przyda.
Na fali wewnętrznego rozbicia i pytań: co dam światu będąc ekonomistą?! zainteresowałem się masażem. Początkową fascynacje rozbiła mi mama: „kto potrzebuje masażystów?, po ekonomi to wszędzie można znaleźć pracę a i tak będziesz musiał się uczyć w pracy”. I zarzuciłem masaż
Jedyne co wiem to że:
1) lubię uczyć, tłumaczyć etc., bo sprawia mi satysfakcję to że ktoś pojął to co tłumaczę
2) chciałbym pracować tak by pchać świat do przodu: odkrywać nową wiedzę, pomagać chorym czy podłamanym na duchu itp. (ale spektrum…)
I co teraz? Nie widzę celu. Na studiach dobrze mi idzie, mam stypendium naukowe, ale nie ma we mnie żadnej iskry.
Pamiętam jak w liceum było stanie na rękach. Potrafiłem tylko stać przy ścianie przyklejony do niej (słabe mięsnie). I tak zapragnąłem stanąć na rękach, że przez 3 miesiące codziennie próbowałem przy drzwiach w domu.
I w końcu byłem w stanie zrobić nawet 15 pompek na rękach w pionie.
Nie piszę to po by się chwalić bo to nie wyczyn.
JA CHCE ODZYSKAĆ TO WSPANIAŁE UCZUCIE NIEUSTĘPLIWEGO DĄŻENIA DO CELU!
Czy powinienem zainteresować się masażem ponownie?
CZy jeśli znajdę TO CO CHCE ROBIĆ to uczucie samo wróci?
Sebastian
Witaj na naszym blogu :-)
Skąd w wieku 20 lat miałeś wiedzieć, co Cię naprawdę interesuje? Wystartowałeś ze studiami ekonomicznymi, to okazało się nie tym co chciałeś – jesteś bogatszy o nowe doświadczenie. Czy z tym doświadczeniem chcesz dalej iść w kierunku, który jest dla Ciebie niezbyt atrakcyjnym, to oczywiście jest Twoja decyzja. Pamiętaj tylko, że prawdopodobnie zmiana kursu w życiu nigdy nie będzie tak prosta jak teraz (rozumiem, że nie masz w tej chili większych zobowiązań). Mam chce dla Ciebie dobrze, bo zdaje sobie sprawę, że zazwyczaj musimy jako zarabiać na życie, pomija tylko (jak wielu ludzi) element przyjemności z tego, co się robi.
Co zrobiłbym na Twoim miejscu? Próbowałbym praktycznie różnych rzeczy szukając takiej dziedziny, w której nie będziesz musiał „na siłę” motywować się do pracy. U mnie trwało to długo, ale rezultat podoba mi się bardzo :-) Masaż to jedna możliwość, ale jak na razie oznaczałoby to, że wybierasz jedną z dwóch znanych Ci alternatyw. Dlaczego nie rozszerzyć Twojego horyzontu o inne?
Jak to było? „Szukajcie a znajdziecie” :-)
Trzeba szukać.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Cześć!!
Trafiłem tu jak większość z nas zadając sobie pytanie – co robić?
Jako 34 letni mężczyzna z pewnym bagażem doświadczeń mogę tylko powiedzieć, że zazdroszczę Ci Alex że już znalazłeś to (coś…)
Ja tak właśnie żyje – szukam, bez przerwy szukam.
Boję się tylko, że mi życia nie starczy aby (zasmakować ..) to wszystko.
Chciał bym się tylko (najeść ..) a czuję już że mam (niestrawność..).
Pozdrawiam
Wiesiek
Jako 34 latek nie wiedziałem bardzo wielu rzeczy, które znam teraz.
Przestań się bać, delektuj się :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wieśku,
Od niestrawności się nie umiera. ;-)
Louis de Funès zaczął żyć w wieku lat 40, Colonel Sanders po 60.
Zastanawiające, nieprawdaż ?
Chciałem coś napisać, napisałem, skasowałem, nie będę się rozwlekał. Powiem tylko „dziękuję” za tego posta, dał mi do myślenia…
Witam :D
Mam 21 lat, no prawie 22 :). Pozdrawiam wszystkich moich poprzedników i Ciebie Alex. Ten blog dał mi wiele do myślenia. Trafiłem tu, podobnie jak Sebastian, wpisując w Google „co robić w życiu”.
Już od kilku lat zastanawiam się nad tym i jak do tej pory nie uzyskałem odpowiedzi. Ostatnio często rozmawiam o tym z mamą (ojciec nie żyje, ale to nic, i tak nie mieszkał z nami odkąd skończyłem 6 lat). Ostatnio ROZMAWIAMY, bo do tej pory były to zazwyczaj kłótnie o studia. Mama, i cała rodzina, mówiła, że muszę coś skończyć żeby znaleźć dobrą pracę itp. Zresztą przed maturą sam chciałem iść na studia.
Dostałem się na Politechnikę na kierunek Automatyka i Robotyka gdyż nie miałem innego pomysłu, a roboty mnie trochę interesowały. Było ciężko już na I semestrze, głównie przez moją niechęć do nauki, ale się starałem. Chodziłem na korepetycje, kosztowało to mamę sporo pieniędzy (jesteśmy średnio zamożni), ale niestety nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Nie zaliczyłem części przedmiotów, jednak mogłem przejść na II semestr warunkowo. Uznałem jednak, mimo sprzeciwów rodziny, że nie warto tego kontynuować. Zrezygnowałem.
Zamierzałem przeczekać pół roku i we wrześniu iść na inne studia (nie wiedziałem jeszcze na jakie). Pod naciskiem ze strony rodziny poszedłem zaocznie na informatykę (na semestr zerowy) w lutym. Dodam, że komputerami interesowałem się dużo bardziej niż robotami już od początku liceum, uczyłem się w domu programowania, sprawiało mi to przyjemność. Zaliczyłem semestr „0” i rozpocząłem „I”. W między czasie zdobyłem uprawnienia operatora wózków widłowych, podjąłem pierwszą pracę.
Jednak ku mojemu zdziwieniu pasja do informatyki zaczęła stopniowo wygasać. Podobnie jak na Politechnice nie zaliczyłem kilku przedmiotów, lecz tym razem się nie poddałem i warunkowo przeszedłem na „II” semestr. Ale już zupełnie straciłem zapał do nauki, „olałem” egzaminy i tym samym cały semestr został niezaliczony :)
Postanowiłem po raz kolejny zmienić kierunek, tym razem w obrębie tej samej uczelni. Rozpocząłem od nowa studia na kierunku zarządzanie.
Zastanawiałem się też nad fotografią gdyż uwielbiam to robić. Kocham fotografować przyrodę, szczególnie owady, latem potrafię godzinami biegać łące żeby zrobić zdjęcie jakiegoś owada w locie :) Jednak nie zdecydowałem się, może z braku odwagi, wybrałem łatwiejsze wyjście, które nie wymagało ode mnie podjęcia nowych wyzwań.
Obecnie zbliżają się egzaminy na pierwszym semestrze zarządzania, myślę, że sobie poradzę bez większych problemów, ale… No właśnie, ale nie chcę zarządzać, bo to wydaje mi się strasznie nudne i nieciekawe. Nie czuję do tego zamiłowania, postanowiłem to studiować żeby wreszcie „coś” skończyć…
Jednak po przeczytaniu tego bloga zastanawiam się czy ma to sens, poświęcić jeszcze trzy lata na coś, co i tak mi się zupełnie nie przyda. Presja ze strony rodziny już właściwie zniknęła, więc teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie żeby coś zmienić.
Alex, piszesz, że szukając celu w życiu powinno się próbować różnych rzeczy, prac i to najlepiej w różnych krajach i kulturach. I ja się z tym zgadzam. Piszesz też, że nie powinniśmy tworzyć trudnych do odwrócenia faktów. Z tym też się zgadzam. Mam ten komfort, że nie stworzyłem do tej pory takich „więzów”. I chcę też próbować różnych rzeczy, poznawać inne kraje i kultury. Już od kilku lat, co jakiś czas nachodzą mnie myśli żeby coś w moim życiu zmienić. Może nie powinienem narzekać, teoretycznie niczego mi nie brakuje (no może poza tymi 11 tys. zł na Hondę Hornet 600 ;)). Mam spokojną pracę, pieniądze, które tam zarabiam wystarczają mi na podstawowe potrzeby + coś extra ;), mam wielu dobrych znajomych, rodzinę, która mnie wspiera, choć nie rozumieją co robię i czego jeszcze szukam :)
Jednak nie jestem w pełni zadowolony ze swojego życia, cały czas mi czegoś brakuje. Od dawna ciągnie mnie za granicę, i to nie z powodu zarobków. Właściwie to nie wiem czemu, może to chęć poznawania czegoś nowego. Praca nie sprawia mi satysfakcji, chciałbym robić coś ekscytującego, może nawet niebezpiecznego.
Na moje szczęście mam sporo pomysłów. Uwielbiam fotografię. Uwielbiam się ścigać samochodami (obecnie zaczynam przygodę z motocyklami). Jak już wspominałem chciałbym wyjechać za granicę. Ale moim wielkim nieszczęściem jest to, że boję się (chyba) zabrać za którąś z tych rzeczy na poważnie. Zdjęć robię mnóstwo, ale na studia fotograficzne nie poszedłem. Jeżdżę szybko samochodem, kiedy jest okazja ścigam się, ale niestety tylko po ulicach narażając innych. Miałem okazję wyjechać za granicę już kilka razy, ale się nie odważyłem. Chcę zmienić swoje życie, ale nie mam odwagi, nie wiem czy to strach przed nowym czy też przed reakcją otoczenia. Pewnie to i to. Wiem, że powinienem zacząć działać, ale nie mogę sobie z tym poradzić…
Przepraszam, że tak się rozpisałem, ale jeśli ktoś przeczytał ten post do końca to jestem mu wdzięczny. Mam nadzieję Alex, że będziesz miał jakieś uwagi i rady co do mojego postępowania. Dziękuje i pozdrawiam…
Radek
Dziękuję za bardzo ciekawy i otwarty wpis. Jak już wspominałem w innym komentarzu, miałem ostatnio trochę gorący okres, dlatego odpiszą Ci obszerniej w najbliższych dniach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
czesc…bardzo fajny poradnik Alexie…szkoda tylko ze jeszcze nigdy nie miałam odwagi postepowac według niego..hmm.cale zycie tak przejmowałam się tym co mysla o mnie inni ludzie. mowili mi ze jestem zbyt ambitna..odnosiłam naprawde wiele sukcesow.ale po przyjsciu na studia zaczeło sie prawdziwe zycie.wczesniejsze sukcesy tłumacze srodowiskiem po prostu…tak naprawde teraz straciłam całkowicie wiare w siebie i mimo ze jestem mloda mam wrazenie ze nic dobrego mnie nie spotka bo jestem beznadziejna, nic mi nie wychodzi…przepraszam bardzo za chaotycznosc mojej wypowiedzi…ale kurcze no…zaczynam teraz watpic we wszystko.ze to w co wierzyłam kiedys teraz w ogole nie ma swojego przełozenia w rzeczywistosci..dlaczego swiat jets tak dziwnie urzadzony, ze ciagle musimy stawiac czoła nowym to ideologiom i bardzo sprzecznym ze sobą….hmmm…
@Renata: Może najpierw usiądź spokojnie, weź kilka głębokich oddechów i poczuj, jak powietrze wpływa i wypływa z Twoich płuc. Nie wpadaj w panikę i pisz wolniej. W ogóle – po co się tak spieszyć – smakuj życie i odkrywaj siebie po kawałeczku. A jeśli musisz przejmować się tym, co mówią o Tobie inni ludzie, to staraj się usłyszeć także i dobre opinie – ja na przykład wcale nie sądzę, że jesteś beznadziejna.
Renata
Mam trochę trudności z wyłowieniem głównego problemu, o którym chciałabyś porozmawiać.
Czy jest to:
1) fakt, że przywiązujesz zbyt wielką wagę do opinii innych
2) wystąpienie trudności podczas aktualnych studiów
3) zbyt niskie poczucie własnej wartości
4) wyzwanie życia w świecie, w którym wszystko zmienia się w dość dużym tempie
Proszę, doprecyzuj, od czego mamy zacząć.
Tak, czy inaczej ważne jest, że zdajesz już sobie sprawę, że jakieś problemy występuję
Pozdrawiam serdecznie
Alex
probowałam wczesniej odpisac ale cos sie nie dało…no tak, moim obecnym problemem są studia. moze troche wyolbrzymiam problem.ale sprawa wyglada nastepująco….
Dostałam sie na architekture, co graniczyło z cudem, ale jednak…cieszyłam, pewnie że tak..nikt mnie nie zmuszał…ale z załozenia stwierdziłam, ze predziej czy pozniej mnie wywalą.Troche do tego podswiadomie dązyłam.pierwszy semestr zaliczyłam ( a srednio sie starałam), drugi sobie praktycznie olałam, bo bez sensu,z eby mi znowu poszło…przeciez na to nie zasłuzyłam:dostałam sie przez przypadek, poza tym nie jestem taka, jaka (chyba) powinnam byc pod wzgledem przygotowania do studiow(rysunek!!!) i postrzegania ich jako jedynej swojej drogi od ZAWSZE.
ale ostatecznie nie zrezygnowałam.teraz jestem po połrocznym urlopie idziekanskim (co oczywiscie wywołało niezadowolenie wsród otoczenia) i niby miałam czas na przemyslenia.ale nagle przeciez nie bedzie mi super szło…a nie chce tez, robic czegos, w czym nie jestem dostatecznie dobra.boje sie, ze blokada powroci..w głebi serca chyba mnie ciagnie do tego, ale jestem zbyt słaba, zeby zniesc taka odpowiedzialnosc..Wstydze sie swoich niedoskonałosci…przez to terazz mam nawet problemy w zawieraniu nowych znajomosci.a w zyciu chce byc po prostu spelniona..nie chce byc zwykłym uzytkownikiem zycia, a ciagle spotykam sie z ograniczeniami…nie chce popadac w schematy, to wiem na pewno…ale brakuje mi siły do działania..wszystko skazuje na niepowodzenie.wiem , że to paradoks…hmmm….mam 21 lat i przeraza mnie, ile jeszcze przede mną.
i oczywiscie bardzo dziękuję za wypowiedz, Alexie. Mam nadzieję, że jescze znajdziesz dla mnie chwilkę w nalbliższym czasie, ktorego, wiem, że masz mało.
Renato
Dziękuję za wyjaśnienia.
Jeśli widzisz, że dany kierunek studiów ci nie odpowiada (a na to wygląda), to kontynuowanie go jest prawdopodobnie drogą do jeszcze większej frustracji. Po co?
Zdaję sobie sprawę, że często otoczenie wywiera na nas presję, abyśmy po prostej linii realizowali to, co jego zdaniem jest dla nas idealne, tylko zadajmy sobie pytanie, czyje życie właściwie będziemy żyć przez następne kilkadziesiąt lat. Jakkolwiek nie kochalibyśmy naszych rodziców, czy inne osoby z otoczenia, to będzie to Twoje osobiste, niepowtarzalne życie. Mając 21 lat możesz jeszcze nie wiedzieć, na czym to Twoje prawdziwe życie ma polegać (ja nie miałem wtedy zielonego pojęcia), ale nie próbując (w miarę ostrożnie :-)) różnych rzeczy nigdy się tego nie dowiesz. Wybór, jak zwykle należy do Ciebie. Eksperymentowanie w życiu czasem może boleć i prowadzić do rozczarowań, ale to należy do całej zabawy :-)
Na temat wstydu spowodowanego Twoimi niedoskonałościami, to przeczytaj może post http://alexba.eu/wp-admin/post.php?action=edit&post=374
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zdanie o eksperymentowaniu podoba mi sie najbardziej:) Dlatego dam sobie jeszcze jedną szansę na arch.czy takie ryzyko ma sens? chyba zalezy to ode mnie..w tym momencie to nawet nie wiem co bym miała innego studiowac tak na dobra sprawe.mam oczywiscie swoje zainteresowania jak literatura, poezja, śpiew, ale tym wole sie zajmowac hobbystycznie, nie zawodowo…i wyszedł mi apel do samej siebie:) Dzieki za właczenie mojego wewnetrznego głosu…i jeszcze raz gratuluje świetnego bloga:)
Dlaczego zdawałaś na architekturę? Czy ktoś Cię namówił, czy sama chciałaś?
Jeśli ktoś Cię namówił i satysfakcja z dostania się na te studia wynika jedynie z tego, że temu komuś zrobiłaś przyjemność, to nie tędy droga.
Jeśli sama chciałaś, to przypomnij sobie, co takiego wspaniałego jest w architekturze.
Zupełnie nie rozumiem Twojego stwierdzenia: „Dostałam sie na architekture, co graniczyło z cudem, ale jednak…cieszyłam, pewnie że tak..nikt mnie nie zmuszał…ale z załozenia stwierdziłam, ze predziej czy pozniej mnie wywalą.”
Dlaczego zakładałaś, że Cię wywalą?
bo twierdziłam, ze ten kierunek polaczy w miare to, ze jestem(tzn. byłam w liceum) dobra w przedmiotach scisłych (zdawałam matematyke i fizyke na maturze) i to ze czuje sie troche artystką, ale ani w jednym, ani w drugim nigdy sie nie wybijałam…az tak super nie rysuję, a z matmy byłam tylko dobra…jak ze wszystkiego- po trochu…chodzi o to, ze mało prawdopodobne było , ze w ogole zdam rysunek na egzaminie wstępnym…sprobowałam, bo nie miałam nic do stracenia (tak jak inni- lata nauki rysunku)ale wyszło ok, bo był prosty temat.doliczając punkty z matury wystarczyło by sie dostac…miałam szczescie…no i wyrzuty sumienia troche…i mnie to meczyło…czy aby napewno jestem we wlasciwym miejscu. taki brak pewnosci siebie, ktory mnie teraz przesladuje.
nikt mnie nie zmuszał.nie chciałam nikomu zrobic przyjemnosci.Wrecz odwrotnie…Moi bliscy we mnie wierzyli (i chwała im za to), bo twierdzili ze ja zawsze niepotrzebnie „biadole”.Gdybym sie nie dostała, to ja bym miała rację.Wszystko zalezy od punktu widzenia..w pewnym momencie nie wiedziałam juz, z ktorej strony na siebie patzrec. Stad te wszystkie rozterki…
Renato
W kontekscie tego co piszesz chciałem przypomnieć prosty i mądry cytat Forda, który po polsku brzmi mniej więcej tak:
„Czy myślisz, że możesz, czy myślisz, że nie możesz w obu przypadkach masz rację.”
Więc jeśli architektura Ci się podoba, ale uważasz, że nie zasługujesz na bycie dobrym architektem, to takim myśleniem niepotrzebnie sabotujesz sama siebie. I niestety, w dłuższym czasie prawdopodobnie okaże się, że miałaś rację. Tak samo jakby było w przypadku, w którym uwierzysz w siebie i osiągniesz wszystko co najlepsze – w obu przypadkach będziesz miała rację :)
Jeśli jednak nie jesteś pewna, czy architektura będzie Cię fascynowała, nawet jeśli będziesz najlepsza na świecie, to życzę powodzenia w dalszych eksperymentach i poszukiwaniach :)
Pozdrawiam
Tomek
@Renata: Nie obraź się proszę, ale z tym „biadoleniem” to coś jest na rzeczy. Zamiast odtrąbić zdanie przerażającego egzaminu z rysunku jako wielki sukces, Ty szukasz dziury w całym – mówiąc, że było łatwo. Pytanie kontrolne: Czy wszyscy zdający razem z Tobą zdali ten egzamin? Nie sądzę. Z tego, co wiem rysunek jest głównym sitem odsiewającym kandydatów na architekturę. Jesteś więc lepsza od wielu swoich rówieśników. W dodatku jesteś wystarczająco dobra z pozostałych przedmiotów.
Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia! Dziś, w tej chwili rzuć biadolenie. To taki sam szkodliwy nawyk, jak palenie papierosów. Spróbuj nie biadolić przez 21 dni. Tylko 21 dni. Gdy tylko najdzie Cię ochota, żeby pobiadolić, powiedz sobie „Wytrzymam. Mam teraz 21-dniowy okres bez biadolenia.” Powodzenia.
A cytat przytoczony przez Tomka wart jest zapamiętania – umysł ludzki ma niesamowitą moc sprawczą. Lepiej zatem, jeśli jest to jasna strona mocy. :-)
Niechaj zatem moc będzie z Tobą!
Tomku,
Dzięki za mądre słowa. To dla mnie naprawdę ważne:)
TesTeq,
Dobrze, że chociaż nie palę:P. Bardzo oryginalny pomysł na terapię…Spróbuję, ale nie wiem, czy…(STOP, WYTRZYMAM, nie było żadnego „ale”)
Pozdrawiam
Witam!
Widzę, że nie tylko ja wpisuje w google absurdalne wyrażenia, jak „co zrobić ze swoim życiem”. :) Artykuł naprawdę ciekawy, powiem, że miałem i mam bardzo podobne poglądy, ale zawsze jest jakieś ale. Mam 19 lat, skończyłem jedną z lepszych szkół ogólnokształcących w Polsce, a obecnie studiuje w Anglii. Długo zastanawiałem się nad kierunkiem studiów, które powinienem podjąć, żeby finalnie pójść za głosem serca i studiować moją największą pasję- muzykę. Wysłałem swoje demo, złożyłem aplikacje na studia, no i jestem. Studia dają mi naprawdę dużo satysfakcji, na pewno więcej niż moim znajomym, którzy postawili na „pewne” studia, takie jak bankowość, marketing, czy ekonomia. Pomimo to czuję, że coś jest nie tak. Wiem, że muzyka jest tym, co powinienem w życiu robić, wiem, że jestem w tym dobry, ale czuję, że nigdy nie otrząsne się z obaw, które ciągle mną targają. Ciągle mam w głowie glosy rodziców i znajomych „co ty poźniej zrobisz ze swoim życiem”, „to nie jest pewny zawód”. Wiem, jak trudno jest się przebić w przemyśle muzycznym, wiem, że czeka mnie mnóstwo pracy, ale chyba nie żałuję. Nie potrafię sobie wyobrazić, że robię coś innego. Może nie będę miał za dużo pieniędzy, może nigdy nikt o mnie nie usłyszy, ale wiem, że będę miał świadomość, że nie zmarnowałem tych pięciu lat mojego życia na coś, co nie przynosi mi satysfakcji.
W każdym razie cieszę się, że mogę się tym podzielić.
Pozdrawiam,
Paweł
:D
Paweł
Pytanie „co robić ze swoim życiem?” zadaje sobie bardzo wielu ludzi, właśnie dlatego napisałem ten post :-)
Piszesz :”ale czuję, że nigdy nie otrząsne się z obaw, które ciągle mną targają.”
Jeśli nie otrząśniesz się, to naucz się z nimi żyć traktując jako naturalną cenę do zapłacenia za życie jakie chcesz prowadzić. W życiu bardzo niewiele rzeczy jest „na pewno” i oswojenie się z tym faktem znacznie poszerza nasze możliwości działania.
W jakiejkolwiek dziedzinie byś nie działał dobrym pomysłem jest zbudowanie pewnej poduszki finansowej (nie w postaci mieszkania na kredyt!!!!) na nieprzewidziane wypadki. Potem ciesz się życiem!!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Paweł:
A jaki jest „pewny zawód”?
Moim zdaniem tylko ten, który jest Twoją pasją, który wykonujesz z przekonaniem.
Wchodzimy w erę treści multimedialnych, gdzie zapotrzebowanie na oryginalną muzykę będzie olbrzymie.
Głowa do góry, stań się autentycznym fachowcem w swojej dziedzinie i poszukaj swojej niszy na rynku.
Bankowców użerających się w okienku z klientami jest na pęczki, a Piotr Rubik (abstrahując od artystycznej oceny jego twórczości) jest jeden.
Helo! Podobnie jak większośc trafiłam tutaj wpisując w google – co robić w źyciu. Skończyłam szkole muzyczną I,II st w miedzy casie normalne LO, obecnie matematykę finansowa i …. nie wiem co dalej. Cignie mnie spowrotem do muzyki, zukam cośw tym kierunku , ale nic nieznajduję… BOJE sie ze wyladuje w pracy ktorej nie lubie, ale bede ja sobie wmawiac ze lubie, bo juz tak raz wyladowałam. Utrzymujemy z facetem mieszkanie które wynajmujemy. Narazie ja piszę praće inź i dostaję kase od rodziców, ale jak sie obronie to nie chce byc na utrzymaniu kogokolwiek!! Doradzcie coś, podrzućcie jakiś pomysł cokolwiek. .. Załamana…
Olcia Says: „Cignie mnie spowrotem do muzyki, zukam cośw tym kierunku , ale nic nieznajduję”
Co to znaczy „ciągnie mnie z powrotem do muzyki”. Sprecyzuj to (dla siebie, nie dla mnie). Chcesz śpiewać, grać, komponować, tańczyć, pisać o muzyce, prezentować ją w radiu? Myślę, że bez uszczegółowienia nic nie znajdziesz, bo nie wiesz, czego szukasz.
TesTeq – chyba masz racje – tak naprawdę nie mam pojęcia jak to z ta moja muzyka będzie , muszę jakoś odpowiedzieć sobie na to pytanie. Boję sie tylko że zajmie mi to parę lat , a przez te pare lat bede pracować w czymś co mi się niepodoba. MYśle ze tak cholernie się zniechęciłam po ostatniej mojej ppracy, ze teraz boję się znów do niej iść. A tak wogóle to też docelowo nie chcę pracować na kogoś tylko załoźyć swój interes. Niestety nie mam pomysłu…
Olcia Says: „A tak wogóle to też docelowo nie chcę pracować na kogoś tylko załoźyć swój interes. Niestety nie mam pomysłu”
To dobre stwierdzenie, ponieważ „chcę założyć własny interes” nie jest dobrym pomysłem na założenie własnego interesu. Dobrym pomysłem jest robienie tego, co Cię interesuje, pasjonuje.
Myślę, że powinnaś zmusić się do zapisania na kartce rzeczy, które Cię interesują, które chciałabyś robić. Wykreśl te, które nie rozwiązują problemów innych ludzi, albo nie dostarczają im tego, czego mogą szukać. Na przykład „lubię oglądać serial 'M jak miłość'” nic nikomu, oprócz Ciebie, nie daje. Natomiast już założenie bloga o 'M jak miłość’ może zaspokoić potrzeby wymiany myśli na ten temat wielu osób. Oczywiście w tej dziedzinie możesz spodziewać się dużej konkurencji, więc im bardziej unikalne będą Twoje pasje, tym lepiej (oczywiście nie do tego stopnia, żebyś była jedyną osobą na świecie, która tym czymś się interesuje :-) ).
Olcia
Zdziwisz się zapewne, kiedy napiszę, iż Twoja sytuacja jest dość normalna dla człowieka, który ma zbyt mało „danych” o życiu i że chyba większość ludzi przechodzi w którymś momencie taki okres. Ze mną było podobnie i trwało to dość długo :-)
Czytałaś dokładnie mój główny post? Co sądzisz o wprowadzeniu jeszcze większego zróżnicowania w twoim życiu? Chodzi mi dokładnie o to, aby zamiast prowadzić życie X i tylko na różne sposoby starać się na nie zarobić, zacząć rzeczywiście próbować w praktyce różnych podejść życiowych i zajęć. Poznasz wtedy wiele możliwości (i „niemożliwości”) o których teraz siłą rzeczy nie masz pojęcia, poznasz wielu różnorodnych ludzi, od których będziesz mogła nauczyć się różnych nowych rzeczy i podejść. Nie chodzi mi przy tym aby kogokolwiek kopiować w całym zakresie, lecz aby „podłapać” pewne nowe i obiecujące elementy.
Fakt, że masz partnera może być Ci w tym bardzo pomocny, bo daje Ci kogoś, kto w razie czego trzyma szeroko rozumianą linę asekuracyjną, albo też być poważną przeszkodą, jeśli druga strona najchętniej przejęłaby rolę ciężkiej kotwicy. Jak jest w Twoim przypadku to musisz sama określić.
Wiele osób boi się przy tym „straty czasu”. To jest nieuzasadnione, bo na początku drogi życiowej wszystko co robisz należy zaksięgować jako „learning experience”, co najwyżej ważne jest tylko, aby bez końca nie powtarzać tego samego doświadczenia, zwłaszcza jeśli nie jest ono zbyt satysfakcjonujące. Pisałem o tym w poście
http://alexba.eu/2007-11-16/rozwoj-kariera-praca/doswiadczenie/
którego przeczytanie polecam.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: teraz zauważyłem, że w międzyczasie TesTeq napisał CI bardzo sensowną radę. Problem chyba polega w tym, że jak napisałem nie masz zbyt wielu i zbyt zróżnicowanych rzeczy do wyboru. Dlatego myślę (o ile dobrze się domyślam), że powinnaś najpierw zastosować się do mojej rady, a potem do tej danej Ci przez TesTeq
Alex W. Barszczewski Says: „Chodzi mi dokładnie o to, aby zamiast prowadzić życie X i tylko na różne sposoby starać się na nie zarobić, zacząć rzeczywiście próbować w praktyce różnych podejść życiowych i zajęć.”
Masz rację, Alex. Szczególnie, że Olcia pisze „MYśle ze tak cholernie się zniechęciłam po ostatniej mojej ppracy, ze teraz boję się znów do niej iść.” Warto te negatywne emocje przekuć w impet napędzający zmianę.
Moja rada z kartką papieru może być mało efektywna w przypadku niewielkiej liczby danych wejściowych, ale często spisanie wszystkiego „rozjaśnia umysł”.
bardzo mi sie podobaja niektorych osob wypowiedzi,byc moze dlatego , bo sa mi bardzo bliskie
do alexa
troche mnie irytuje jak uzywasz angielskich slow jak np: small bisnes, be gentle itd
mieszkam pare lat za granica i bardzo irytuja mnie te syfiate nalecialosci w jezyku polskim,zreszta nie tylko mnie…poza tym powinno byc ci blizej do niemieckiego bo tam mieszkasz ..rozumie ze chcesz byc cool w oczach mlodych
odnosnie twojego punktu widzenie,nie ma tam nic co bym nie przeczytal wczesniej,wiec prosze nie komentuj mojego wpisu
uderzylo mnie twoje zdanie „szybko rozpoznawać ….. nieszczęśliwych, sfrustrowanych ludzi (wtedy bierzmy nogi za pas i to szybko) ”
mam nadzieje ze osoby ktore to czytaja ,rozumieja ,ze takim ludzia niejednokrotnie powinno sie pomoc ,bo z reguly one w tedy najbardziej nas potrzebuja ,a nie odwracac glowe ,czy „brac nogi za pas”- to bardzo niemieckie spojzenie (niektorzy to nazywaja tolerancja na ludzka krzywde)
a tak na marginesie przeczytalem o wielu osobach ,ktore odnalazly prawdziwy sens zycia w pomaganiu innym…
„Nie wycofujemy sie,po prostu posuwamy sie naprzod w innym kierunku”
Piotrze
Witaj na naszym blogu :-)
Przykro mi, że takie drobiazgi irytują Cię, co robisz, jak zdarzają Ci się naprawdą poważne sprawy?
Jeżeli już staramy się tak poprawnie używać języka ojczystego, to:
1) w języku polskim imiona własne zaczynamy od dużej litery
2) nie wiem co dokładnie masz na myśli pisząc „syfiaste”, ale z pewnością znajduje się na to określenie odpowiednik w języku, który używamy na tym blogu. Polecam Słownik PWN z którego sam chętnie korzystam
Piszesz: „poza tym powinno byc ci blizej do niemieckiego bo tam mieszkasz”
To błędna konkluzja, dla twojej informacji używam zawodowo trzech języków, czasem zamiennie (bo trzeba coachować kogoś, kto nimi będzie operował)
Wypowiedź „rozumie ze chcesz byc cool w oczach mlodych” zostawię bez komentarza :-)
Oczywiście masz prawo zajmować się frustratami wszelkiego rodzaju, tak samo jak ja mam prawo odradzać tego na moim blogu. I to wcale nie jest „niemieckie” podejście” :-)
Jeśli chodzi o Twoją ostatnią wypowiedź, to jej sens jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Moi znajomi tutaj gdzie akurat jestem zapytaliby zapewne „what is the point?” ale już wiem, że angielskie wstawki Cię denerwują :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex W. Barszczewski Says: „Moi znajomi tutaj gdzie akurat jestem zapytaliby zapewne 'what is the point?’ ale już wiem, że angielskie wstawki Cię denerwują
Proponuję polski zamiennik „o co siem rozchodzi?” lub „o co ciebie biega?”
alexie
prosilem cie zebys nie komentowal mojego wpisu,ale widze ze troche wszedlem ci na ambicje-przepraszam cie za to
sprostowanie
„Przykro mi, że takie drobiazgi irytują Cię, co robisz, jak zdarzają Ci się naprawdą poważne sprawy?”
jak zdarzaja mi sie naprawde powazne sprawy to sie nad nimi zastanawiam i je rozwiazuje, a irytujace wywoluja u mnie niesmak tylko gdy na nie patrze,gdy sie odwracam one znikaja
„1) w języku polskim imiona własne zaczynamy od dużej litery”
oczywiscie ze tak,ale pewnie da sie zauwazyc ze wielu ludzi w internecie uzywa tylko malych liter,nawet niejednokrotnie programy, filmy w telewizji koncza sie wylacznie malymi literam
zanim doczepisz sie(mmhh czy alex zrozumie te slowo?.) do moich jezykowych bledow, dodam ze jak ok.15%ludzi w polsce cierpie na dyslekcje,wiec jestem pewny ze jestes milym i inteligetnym facetem,ktory docenia moje starania w poprawnym pisaniu bez wzgeldu na ostateczny wynik
„2) nie wiem co dokładnie masz na myśli pisząc “syfiaste”, ale z pewnością znajduje się na to określenie odpowiednik w języku, który używamy na tym blogu. Polecam Słownik PWN … ”
nie uwazam ,zeby to bylo jakies wulgarne okreslenie,jesli nie rozumiesz zapytaj obojetnie kogo kto mieszka w polsce to ci wytlumaczy co ono znaczy.
troche zmartwilem sie tym bo co by sie stalo ,gdybys pewnego dnia mial doczynienia z jakims hip-hopowce…ile bys z tego zrozumial co on do ciebie mowi…a to chyba wazne w twoim fachu rozumiec ludzi
wiec polecam doszlifowac sie w tym miejscu ,nigdy napewno nie wiez moze pewnego dnia nie bedziesz mial do czynienia wylacznie z uczniami lo ,studentami czy bisnesmenami
slownika pwn nie zamierzam otwierac,bynajmniej tu
otworze go jak wejde na strone poprawnej polszczyzny
na tej stronie odnioslem wrazenie ze powinienes dawac przyklad i skupiac sie na tresci a nie na formie…
„Oczywiście masz prawo zajmować się frustratami wszelkiego rodzaju, tak samo jak ja mam prawo odradzać tego na moim blogu”
mam prawo i tak robie….nie zamierzam odwracac glowy…jesli komus moge zawsze pomoge
a „frustratami wszelkiego rodzaju” brzmi dla mnie troche bez szacunku…
„Moi znajomi tutaj gdzie akurat jestem zapytaliby zapewne “what is the point?” ale już wiem, że angielskie wstawki Cię denerwują”
co z tego ze wiez jak wciaz uzywasz
dziekuje osoba ktore sie tu wpisywaly,naprawde pouczajace i interesujace przemyslenia i historie zyciowe
„wiecej nauczyly mnie moje porazki niz sukcesy”
pozdrawiam
piotr Says: „slownika pwn nie zamierzam otwierac,bynajmniej tu”
Masz rację. Nie warto. Strasznie nudna książka i mało hip-hopowa. :-)
-> piotr
zabraklo mi tchu, wiesz?.. postanowilem jednak poswiecic chwile i napisac co moim zdaniem nie zagralo w Twojej wypowiedzi. i jako ze cenisz sobie bogactwo jezyka posluze sie ilustracja, ktora nastepnie wyjasnie w przystepny sposob.
no wiec ilustracja prezentuje sie nastepujaco:
„wchodzisz do czyjegos domu (0) ze skwaszona mina (1) i ubloconych butach (2) tylko po to, zeby skrytykowac sposob w jaki nosza sie gospodarze (3) a konczysz proponujac zmiane ustawienia mebli (4).”
i teraz wyjasnienie:
0 – witryna internetowa, a blog tym bardziej, stanowi prywatna przestrzen
1 – wyraz poirytowanie juz na progu
2 – choc Twoja stylistyka, interpunkcja i ortografia pozostawiaja wiele do zyczenia…
3 – … to nie masz skrupolow komentowac stylistyki tekstow
3 – przedstawienie jedynego slusznego (w Twoim mniemaniu) traktowania ludzi
co do punktow pierwszego, drugiego i trzeciego to chyba nic nie da sie zrobic. to znaczy ja nie moge – Ty moim zdaniem powinienes.
ale przy dalszym ciagu moge pokusic sie o konkretny komentarz:
Alex mowil juz kiedys, iz komunikacja zyskuje, gdy nie uzywa sie wielokrotnych parabol. a ze dostepnosc i jasnosc przekazu wydaje sie byc priorytetem – stad i taki, a nie inny dobor sformulowan [to moje spostrzezenie]. ponadto osoba ciekawa swiata, a nie znajaca obcego jezyka zapewne cieszy sie majac mozliwosc poznania nowych zwrotow [na mnie na przyklad nieodmiennie robi wrazenie znajomosc i umiejetnosc wykorzystania laciny]. jest jeszcze jeden aspekt sprawy: mieszkasz za granica, rozmawiasz z obcokrajowcami, masz wiec swiadomosc tego jaki ladunek pozawerbalny niosa pewne konstrukcje (przykladem tego o czym mowie niech bedzie deklaracja genialnego tlumacza, ktory stwierdza, iz zwykle musi wybierac miedzy tlumaczeniem pieknym a tlumaczeniem wiernym… niestety) – w takich wlasnie przypadkach nie powinno razic korzystanie z oryginalu. no moze do momentu, gdy uda sie zaadaptowac do jezyka tlumaczenie, ktore naprawde bedzie dobrze brzmialo.
abstrahujac od tych argumentow: nie kazdy aspiruje do pozycji Panow Bralczyka, czy Miodka, poza tym patrz punkt 0 – w tym miejscu to absolutnie kwestia osobistego wyboru.
co do sposobu na dobre, szczesliwe zycie to Alex do znudzenia powtarza, ze to sa jego decyzje, jego wybory, jego sposoby i ze w zadnym wypadku nie nalezy ich traktowac jako prawd objawionych. pozwol wiec gospodarzowi urzadzac jego zycie tak ma ochote. i tym, ktorym podoba sie jego kwitnacy przeciez ogrod, pytac, prosic o rady i korzystac z nich.
ciesze sie, ze pozwoliles mi wyrazic swoje zdanie na temat Twojego komentarza. dziekuje i EOT.
na marginesie: czy wiesz dlaczego skorzystalem z powszechnie znanego i uznawanego akronimu?.. bo EOT oznacza mniej wiecej „Uciecie wszelkiej dyskusji. W domysle spowodowane brakiem checi jej kontynouwania z dla wiekszosci oczywistych powodow, jednak niekoniecznie jasnych dla zainteresowanego)”.
niniejszym pozwole sobie faktycznie zakonczyc.
i mimo wszystko pozdrawiam Cie serdecznie :)
TesTeq, Rafał
Widzę, że kiedy ja wygrzewałem się na plaży, to załatwiliście tę sprawę za mnie i nie muszę już nic dodawać :-)
Dziękuję
pozdrawiam serdecznie
Alex
ciekawe czy ktos to przeczyta…
jestem w ostatniej klasie liceum, za 1,5 miesiaca mam mature.
Zdaje angielski i geografie na podstawie.
nie wiem na jaki kierunek studiow pojsc(nawet nie wiem jake sa……)
Teraz jest fajnie bo jeszce wiem co robic a co pozniej??jaka droge w zyciu objac???wszyscy mowia ogolnikami a ja szukam porady CO MAM ZROBIC???wiem ze ostateczna decyzje podejme sam ale prosze pomozcie mi…..
Marcin19 Says: „ciekawe czy ktos to przeczyta”
Sam jestem ciekawy. :-)
Marcin19 Says: „nie wiem na jaki kierunek studiow pojsc(nawet nie wiem jake sa”
„Jeśli nie jesteś za gruby ani za chudy, nie masz rodziny na utrzymaniu, nie jesteś Tutsi ani Hutu te sprawy, musisz sobie odpowiedzieć na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: co chcesz robić w życiu – i zacząć to robić.” – Laska („Chłopaki nie płaczą”)
Całkiem serio przytaczam dla Ciebie ten cytat, bo niesie on w sobie jedną z najważniejszych prawd o życiu. Zastanów się zatem, co lubisz i chcesz robić, a potem do dzieła. I – jak zwykle radzi Alex – próbuj różnych dróg. Wszystko przed Tobą.
@Alex: Przepraszam za wulgaryzm w cytacie, ale jest coś w tej dosadności.
Marcin19
Witaj na naszym blogu :-)
Ja czytam z opóźnieniem, bo jestem chwilowo w innej strefie czasowej :-)
Zadałeś niełatwe pytanie, zwłaszcza, że praktycznie nic nie wiemy o Tobie. W takim przypadku trudno dać Ci bardziej konkretną odpowiedź, niż tą zaproponowana przez TesTeq. Nic nie wiemy o ewentualnej konieczności utrzymania się, Twojej znajomości języków, o tym, co ewentualnie robiłeś w szkole poza zajęciami. jeśli w wieku 19 lat nie wiesz jakie są kierunki studiów, to sprawia to wrażenie, że niezbyt wiele dotąd robiłeś z własnej inicjatywy i ciekawości. Taka pasywność może być bardzo dużą przeszkodą w osiągnięciu zadowalającego Cię życia i jeśli tak jest, to pomyśl jak mógłbyś to zmienić. Nie chodzi wcale o wywracanie świata do góry nogami, ale choćby o małe kroki. Zacznij coś konkretnego robić, choćby przynajmniej porozmawiaj z ludźmi wykonującymi różne zawody. W dobie internetu nie powinno to być problemem.
TesTeq
Wiesz doskonale, że staram się unikać tego rodzaju języka. Ty sam na ogół piszesz ciekawie i klarownie, jestem pewien, że gdybyś użył własnych słów byłoby to co najmniej tak samo przekonujące, jak ten cytat.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam
Dzieki za tak piekne informacje. Mozna wiele z tego bloga wyniesc i zrozumiec. Podziwiam Cie za Twoja wiedze. Caly czas szukam i dzialam po to aby znalezc swoj cel i sens w tym co robie. Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i dla czytajacych bloga.
Marcin19,
Uważam, że przy wyborze zawodu i kierunku studiów warto wziąść dwa czynniki pod uwagę:
1. Należy pracować dla siebie, a nie dla firmy, czy dla kraju. Mam tu na myśli to czyj rozwój i czyją markę budujemy.
2. Praca powinna być naszym hobby i powołaniem, tak by ją wykonywać z przyjemnością i nie liczyć godzin w niej spędzonych.
Jak wygląda praca bez spełnienia tych warunków dobrze opisuje ten tekst:
http://niniwa2.cba.pl/korporacje_na_osmym_miejscu_sa_krzesla.htm
Warto się zastanowić nad zawodami:
– naukowca
– artysty
– polityka, działacza społecznego, księdza, misjonarza
– nad własną firmą realizującą nasz własny oryginalny pomysł
– lub wejściem w dużą korporację ale jako gwiazda, np. tak jak Anders Hejlsberg w Microsofcie
Witam
Jestem w podobnej sytuacji co Marcin 19. Nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Najchętniej wyjechałabym gdzies,ale dokąd??? sama nie wiem :( prawdopodobnie przez szkołę mam bardzo niską samoocenę wszyscy mi mówią „musisz bardziej wierzyć w siebie” tak uwierz w siebie, jak cokolwiek bym nie zrobiła w tej sprawie to i tak mi nie wychodzi.Cóż, co mnie interesuje? muzyka, filmy i to by było na tyle hahaha jestem żałosna. Nie wiem po co to piszę i tak pewnie skończę w jakiejś beznadziejnej pracy, w której będę harować jak wół za grosze :/ heh przepraszam ale w ostatnich dniach jestem strasznie pesymistycznie nastawiona do życia. Nie mam z kim o tym porozmawiać wiec piszę tutaj :]
Pozdrawiam
Adrian, Asia
Witajcie na naszym blogu :-)
Byłem do teraz w podróży (Miami Beach – na pewno spodobałoby się Wam :-)), dlatego dopiero teraz mogłem odblokowań Wasze komentarze.
Adrian, to że szukasz, to już bardzo dobry początek. Teraz tylko nie ustawaj w tym działaniu.
Asia, przestań pisać o sobie negatywne rzeczy, przynajmniej tu na blogu. Jeśli rzeczywiście jesteś żałosna i wyjdzie to kiedyś, to delikatnie to zatuszujemy :-) Nie ma potrzeby wychodzenia z czymś takim „na wszelki wypadek”.
I nie zwalaj swojej niskiej samooceny na szkołę, bo to TY pozwoliłaś jej na taki wpływ na Ciebie. To nic niezwykłego, wielu z nas to przechodziło. Najważniejsze jest rozpoznanie tego i jak najszybsze podjęcie kroków naprawczych.
Ważną rzeczą dla wszystkich młodych ludzi jest znalezienie jakiś w miarę kompetentnych życiowo i życzliwych ludzi. Może od tego zaczniecie?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mirek Kordos Says: „Należy pracować dla siebie, a nie dla firmy, czy dla kraju. Mam tu na myśli to czyj rozwój i czyją markę budujemy.”
„Należy pracować dla siebie” – to nie brzmi dobrze w moich uszach. Praca dla siebie nie przynosi długofalowych, pozytywnych rezultatów, zarówno finansowych, jak i w zakresie zadowolenia z tego, czego się dokonało.
Moim zdaniem należy wziąć odpowiedzialność za swoje życie, ale jako cel swojej pracy przyjąć pomaganie innym ludziom i rozwiązywanie ich problemów. To jest dopiero samograj, który daje satysfakcję osobistą i bardzo często finansową.
Nie widzę też nic zdrożnego w pracy dla kraju, chociaż w pełnej cynizmu Polsce nie jest to obszar, gdzie można łatwo spełnić się w działalności dla dobra publicznego.
Asia Says: „Najchętniej wyjechałabym gdzies,ale dokąd??? sama nie wiem”
Spójrz prawdzie w oczy. Wyjazd w tej formie, to próba ucieczki przed wzięciem odpowiedzialności za swoje życie.
Asia Says: „co mnie interesuje? muzyka, filmy i to by było na tyle hahaha jestem żałosna.”
Dlaczego uważasz, że osoby interesujące się muzyką i filmem są żałosne?
Asia Says: „i tak pewnie skończę w jakiejś beznadziejnej pracy, w której będę harować jak wół za grosze”
Skoro tak uważasz, to najprawdopodobniej tak będzie. Świat realizuje nasze wizje przyszłości znacznie częściej, niż nam się wydaje.
Testeq,
Chodziło mi o to, żeby nasza praca podnosiła naszą własną wartość, a nie, żeby jako nieznaczący trybik w jakiejś firmie podnosić tylko wartość prezesa tej firmy, bo wtedy jak się firma nas pozbędzie, to nasza pozycja na rynku pracy będzie żałosna. Robienie czegoś dla innych – jestem jak najbardziej za, ale jak sam zauważyłeś to „daje satysfakcję osobistą i bardzo często finansową” – czyli w sumie buduje naszą markę i przyczynia się do naszego własnego rozwoju, jeżeli tylko pracuję dla innych jako ja, a nie jako anonimowy pionek w jakiejś firmie.
Może jedni rodzą się już z unikalnym przeświadczeniem co chcą w życiu robić, czy też może wychowano ich tak, że zaoszczędzono im zadręczania się pytaniami, kim chcą byc w życiu
Ja nie wiem. Nie dlatego że nie szukałam. Kiedyś myslałam, że studia same przyniosą odpowiedź. Nie przyniosły. Studiowałam, nie tam gdzie chciałam, ale tam, gdzie mnie chcieli. Notabene, nie był to wcale taki zły kierunek – rusycystyka. Ale to nie było to. Uciekałam – na wymianę do Krakowa, na styendium do Moskwy.
Pracowałam od pierwszego roku. Pilnowałam sal muzealnych, sprzedawałam obrazy. Byłam barmanką w klubie nocnym ze striptizem i kelnerką na Cyprze. Opiekowałam się dziećmi w Danii i sprzątałam mieszkania w Londynie. Zajmowałam się dziećmi z patologicznych rodzin w domu dziecka w Rosji. W Los Angeles pracowałam w korporacji a potem w organizacji pozarządowej w Nowym Orleanie, zaraz po powodzi.
Za parę miesięcy się obronię. Studiowałam dziennie przez 5 lat, ale tylko dwa i pół spędziłam w Warszawie. Nie biorę pieniędzy z domu od dwóch lat. Nie mam stałej pracy.
W „Dźwiękach muzyki” siostra przełożona spiewa do młodziutkiej Marii gdy ta przybiega z prośbą co ma rocić; CLIMB EVERY MOUNTAIN
potem usłyszałam
I HAVE CLIMBED EVERY MOUNTAIN (..)
BUT I STILL HAVENT FOUND WHAT I’M LOOKING FOR
ja tez
czasami szukanie zajmuje dlużej niż miesiące czy lata
wierzę że znajdę
pozdrawiam wszystkich szukających, szczególnie tych byłych ;)
Witaj Asia,
Bardzo dużo robisz, żeby znaleść swoją „górę”. Czy któreś z tych zajęć, które wykonywałaś dawało Ci radość i satysfakcję ? Czy tłumaczyłaś kiedyś filmy lub muzykę z rosyjskiego ?
Pozdrawiam
Przyłączam się do pytania Moniki.
A może jakiś element tego, co dotychczas robiłaś sprawiał Ci szczególną przyjemność?
Może warto się przyjrzeć jakie zawody dają statystycznie największą satysfakcję i w których krajach ludzie są najszczęśliwsi i zastanowić się skąd się to wzięło.
http://www-news.uchicago.edu/releases/07/pdf/070417.jobs.pdf
http://thehappinessshow.com/HappiestCountries.htm
Asia
Witaj na naszym blogu :-)
Widzę, że popróbowałaś już trochę! To ma tę zaletę, że w wielu dziedzinach orientujesz się już „o co biega”. Teraz warto pomyśleć, co wspólnego mają ze sobą Twoje dotychczasowe działania i jeśli nie całkiem Ci odpowiadały, to spróbować czegoś całkowicie odmiennego, nie mającego tego wspólnego elementu.
Mirek
Ten drugi link traktuję bardzo sceptycznie, w sytuacji, kiedy musisz walczyć o przeżycie trudno mi uwierzyć, że czyni to ludzi najbardziej szczęśliwymi. Ktoś te dane zweryfikował?
W statystyce brakuje mi ważnej (i zazwyczaj bardzo zadowolonej) grupy ludzi a mianowicie semi- retirees :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
dzięki za odpowiedzi, osiedlić sie w kraju, gdzie mieszkańcy są najbardziej zadowoleni..? otoczenie wpłynie na mnie i..
może pomysł i jest..? przenosimy się do Nigerii (gdzie statystyka zadowolenia jest najwyższa) aby cały dzień zbierać opał na ognisko, na którym wieczorem ugotujemy garstkę kukurydzy. Jesteśmy zmęczeni, napracowani i… szczęśliwi.
albo cały dzien objadamy się tortillami w Meksyku i popołudnia spędzamy zagniatając carnitas tamale w meksykańskiej kuchni, razem ze swoimi piętnastoma kuzynkami. A potem fiesta z margaritą i latynoską muzyką
a jeśli często bywamy szczęśliwi, na tyle często, że prawie w każdej pracy odnajdujemy satysfakcję, i.. dlatego nadal nie jesteśmy pewni co chcemy robić
warto było by się specjalizować ale w jakiej dziedzinie?
Asiu
„a jeśli często bywamy szczęśliwi, na tyle często, że prawie w każdej pracy odnajdujemy satysfakcję, i.. dlatego nadal nie jesteśmy pewni co chcemy robić”
masz w takim razie co najmniej dwa wyjścia:
1) po prostu żyć, nie przejmując się za bardzo odpowiedzią na pytanie, czy to jest to. Pomyśl o zasadzie Pareto.
2)podejść bardzo wnikliwie do tematu zaczynając od odpowiedzi na pytanie: po czym rozpoznam, że to co robię to jest na pewno to, co chcę robić
Ja mając w życiu podobne dylematy szedłem „na łatwiznę” pierwszego rozwiązania, ale są oczywiście ludzie bardziej dociekliwi ode mnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
dzięki za drugie pytanie :) może właśnie nigdy nie padło: po czym rozpoznam, że robię to co chcę robić
a zasada pierwsza nie jest wcale łatwizną, tylko ciekawym bogatym życiem
pozdrawiam
Asia
Asia
Jak łatwo zauważyć umieściłem określenie „na łatwiznę” w cudzysłowie :-)
To drugie pytanie jest prosto z NLP (na tym blogu!!???), w tym przypadku bardzo użyteczne
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Niewiecie co robić w życiu? To bardzo proste… róbcie to co robi Alex… sam nie wie co robić w życiu dlatego doradza innym co mają robić :) i dzięki temu jeździ sobie po świecie i ma głęboko w poważaniu takich jak Wy!
Łukasz
Witaj na naszym blogu :-)
Ciekawe na podstawie jakich przesłanek wyciągnąłeś wniosek „Alex… sam nie wie co robić w życiu” oraz ten : „i ma głęboko w poważaniu takich jak Wy”
Ten drugi sugeruje brak szacunku dla Czytelników, czego naprawdę trudno byłoby doszukać się na tym blogu. Ten pierwszy jest nieco przesadzony, to że prawdopodobnie jak każdy staramy się odkryć nowe drogi i ciekawe zajęcia niekoniecznie oznacza, że nie wiemy co robić w życiu.
Nawiasem mówiąc, ja nie ograniczam się do doradzania (to bez tzw. egzekucji byłoby proste), lecz dostarczam konkretnych rozwiązań moim klientom. To tak gwoli ścisłości :-)
Pozdrawiam
Alex
Witaj.
Twój blog znalazłem bo wpisałem w google – „nie wiem co robić w życiu”
Tak naprawdę to możliwe, że jestem wyjątkiem spośród większości która nie wie czego chce. I ze mną jest gorzej bo..ja wiem co mnie pociąga, wiem w czym bym się spełnił.
Mam 26 lat, najnudniejszą pracę na rynku – tak, jestem księgowym, i ostatnio tj.pół roku depresję wywołaną przez różne kłopoty ale wynikającą z tego, że spieprzyłem (przepraszam) to jedno moje życie. Zawsze chciałem trenować wschodnie sztuki walki, nie od czasu do czasu ale profesjonalnie, uczyć się języków, podróżować. Wiem, że to dałoby wymierne korzyści choć na majątku mi nie zależy. Tak naprawdę nie mam pojęcia czemu do tego doprowadziłem. Miałem zawsze na to chęć ale.. Czy po prostu brak mi odwagi? Wiem jeśli rzucę pracę to nic się nie stanie bo co się może stać? Mieszkam z rodzicami opłacam tylko studia zaoczne. Wiem, że inne problemy też są (będą) błahe. No widzisz, mam tego wszystkiego świadomość. Mam dziewczynę i przyjaciela który stosuje w życiu Twoje wskazówki w tym temacie ale tak naprawdę. Właśnie.. I muszę widocznie usłyszeć jakieś słowa od obcego, mądrego człowieka. Pozdrawiam.
@Sebastian: Przepraszam, że się wtrącam – pytanie zadałeś Alexowi, ale ja mam do Ciebie jedno pytanie:
Czy po pracy trenujesz już wschodnie sztuki walki?
Nie musisz przecież od razu rzucać pracy. Nie staniesz się też od razu profesjonalistą.
Jest taka stara zagadka:
– Jak zjeść słonia?
– Kawałek po kawałku.
Nie czas na heroiczne akty. Zrób pierwszy krok – zacznij ćwiczyć wschodnie sztuki walki, jeśli rzeczywiście jest to Twoją pasją.
Zadanie na dziś:
Znajdź kontakty do najbliższych ośrodków, gdzie można trenować wschodnie sztuki walki.
Witajcie:
Sebastian:
Jeśli mogę coś od siebie dodac. Jestem niewiele starszy od Ciebie – mam 27 lat. Również jak byłem młody obejrzałem „Wejście Smoka” no i cos we mnie zakiełkowało. Stety niestety nie poświęciłem się temu tematowi – chociaż wiem, że mam do tego „żyłkę”. Wtedy to nie był mój czas !. Gdybym wtedy zaczął może nie odbierałbym tego co dziś robię w taki, a nie inny sposób. Obecnie trenuje Aikido i Judo – już cztery lata. Wcześniej było Kung-fu, JKD. I nie chodzi o to abym był mistrzem olimpijskim w Judo – aczkolwiek chodziło mi coś takiego po głowie, ale zgodnie z zasadą Miyamoto Musashiego „nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” zacząłem pytac siebie czego tak naprawdę od tych sztuk walki chcę. Okazało się po dłuższych rozmyślaniach, że tak naprawdę chodzi mi o rozwój, a nie zdobywanie sławy i szacunku poprzez zdobywanie medali. Na zdobywanie medali na szczytach już byłem „za stary”, biorąc pod uwagę poziom zawodowców nie miałbym szans ich dogonic, a gdybym tego dokonał to byłbym już za stary i młodsi by mnie zniszczyli ;). Zastanów się tak naprawdę dlaczego chcesz cwiczyc…i rób to :). Widzisz, może i nie będę startował na Olimpiadzie, ale cieszę się tym co mam :). Jeżdzę na zawody, wygrywam :) i przegrywam :), biorę udział w treningach i to daje mi siłe i spełniam się. Napisałeś
„Mam 26 lat, najnudniejszą pracę na rynku – tak, jestem księgowym, i ostatnio tj.pół roku depresję wywołaną przez różne kłopoty ale wynikającą z tego, że spieprzyłem (przepraszam) to jedno moje życie.”
Nie spieprzłes ! jeszcze nie !!! jak będziesz leżał an łożu śmierci to wtedy może, a i tak wątpie ! – ja również tak myślalem, ale dziś to przeszłośc :). Tak jak powiedział TesTeq – znajdź jakiś klub i zacznij cwiczyc!!. Jeśli nie jesteś pewien co do sztuki walki, stylu bądź trenera – idź do różnych klubów, popatrz co się dzieje, posłuchaj co ludzie mówią, poczuj atmosfere.
Sebastian wydaje mi się, że brak Ci optymizmu, ale i to można zmienic!.
I wiesz co….a propos tego zdobywania przeze mnie medali. Jeśli czujesz, że chcesz….to w tym względzie mnie nie słuchaj :). Idź i walcz o zawodowstwo, ale powoli i z głową :)
Pozdrawiam :)
Marcin
Sebastian,
Marcin ma rację, że za profesjonalnie sztuki walki powinieneś się zabrać 20 lat temu, teraz to możesz robić jedynie jako hobby, bo nigdy już czołówki nie dogonisz. Ale poza sportem i muzyką w większości dziedzin wiek nie jest ograniczeniem by odnieść największy sukces.
Zobacz np. jakie są dzienne zarobki programistów javy na kontraktach: http://www.itjobswatch.co.uk/contract.aspx?sortby=0&orderby=0&q=java&id=0&lid=2618
Na to jeszcze nie jesteś za stary. A to Ci da wystarczającą ilość pieniędzy, żeby jako hobby ćwiczyć sztuki walki i między jednym a drugim kontraktem podróżować po całym świecie. A i sama praca jest całkiem interesująca (w poróznaniu z księgowiością przynajmniej) i jednocześnie znacznie bardziej realna do osiągnięcia w porównaniu do szans zostania mistrzem świata w czym kolwiek.
Sebastian
Byłem zbyt zajęty, aby wcześniej odpowiedzieć na Twój komentarz, ale widzę że inni Koledzy zrobili to zamiast mnie, za co im serdecznie dziękuję.
Myślę, że masz teraz pewien materiał do przemyśleń i ciekaw jestem co z tym zrobisz.
Napisz o tym i oczywiście o ewentualnych dalszych twoich pytaniach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Sebastian
Tak jak tu inne osoby zaproponowały najważniejsze chyba jest to by coś zaczął robić czyli krótko mówiąc trzeba rozpocząć treningi… :)
Mirek, Marcin.
Nie wiem czy mogę zgodzić się z Wami co do tego, że na zawodowe czy profesjonalne uprawianie sztuk walki jest już za późno tzn. zależy co rozumiemy przez oba te terminy – jeżeli zdobywanie medali, udział w Olimpiadzie to rzeczywiście jest już to raczej niemożliwe. Z drugiej strony nie trzeba przecież być mistrzem olimpijskim (zgodnie z zasadą, że nie trzeba być doskonałym, aby nas chcieli – z resztą w przypadku takich sztuk jak Aikido o ile mnie pamięć nie myli nie ma żadnych zawodów czy turniejów) aby zostać instruktorem i otworzyć własne dojo :) Myślę, że nawet zaczynając w wieku 26 lat bez problemu można zdobyć czarny pas i kolejne stopnie dan. Wtedy można naprawdę pomyśleć o tym aby uczyć innych i z tego się utrzymywać (trochę tu gdybam gdyż nie wiem jakie są zarobki instruktorów sztuk walki ani jakie dokładnie wymagania trzeba spełnić aby uzyskać stopień instruktorski) W każdym razie jeżeli dana osoba potrafi się utrzymać z prowadzenia treningów to chyba możemy mówić o zawodowym czy profesjonalnym zajmowaniem się sztukami walki. (Oczywiście nie oznacza to, że Sebastian powinien zaraz rzucać swoją obecną pracę)
Mirek piszesz: „Zobacz np. jakie są dzienne zarobki programistów javy na kontraktach: http://www.itjobswatch.co.uk/contract.aspx?sortby=0&orderby=0&q=java&id=0&lid=2618
Na to jeszcze nie jesteś za stary.”
To niekoniecznie jest najlepsza rada ponieważ to nie wysokość ewentualnych zarobków jest najważniejsza. Idąc tym tropem mogło by się okazać, że kolega Sebastian zamieniłby frustrującą pracę księgowego na równie frustrującą pracę programisty. Nie mówiąc już o tym, że aby uzyskać odpowiednie umiejętności programistyczne, które pozwoliłyby na uzyskanie stawek podanych w tamtym linku też potrzeba odpowiednio dużo czasu.
Pozdrawiam serdecznie :)
Witam :)
Grzegorz:
” Myślę, że nawet zaczynając w wieku 26 lat bez problemu można zdobyć czarny pas i kolejne stopnie dan. Wtedy można naprawdę pomyśleć o tym aby uczyć innych i z tego się utrzymywać”
Oczywiście mozna i jesli ktos czuje do tego powołanie, to nawet trzeba :) oczywiście zajmie to trochę czasu, ale dla spełnienia marzeń warto (Sebastian to w szczególności do Ciebie :) ).
„(trochę tu gdybam gdyż nie wiem jakie są zarobki instruktorów sztuk walki ani jakie dokładnie wymagania trzeba spełnić aby uzyskać stopień instruktorski)”
Po prostu cwiczyc, cwiczyc i jeszcze raz cwiczyc. Wtedy przystepujesz do kolejnych egzaminów na stopnie „z lekkością”, będąc pewnym swych umiejętności. Myślę, że kiedy jesteś dobry i nie tylko technicznie. Jeśli potrafisz przyciągac do siebie ludzi poprzez podejście do tego co robisz to będzie ok :). Sam miałem przyjemnośc trafiac na takie osoby, które z tego żyją i robią to naprawdę z duszą, a przy okazji są doskonałymi technikami.
„W każdym razie jeżeli dana osoba potrafi się utrzymać z prowadzenia treningów to chyba możemy mówić o zawodowym czy profesjonalnym zajmowaniem się sztukami walki. (Oczywiście nie oznacza to, że Sebastian powinien zaraz rzucać swoją obecną pracę)”
Zgadzam się. Dziękuję, że zwróciłeś na to uwagę. W tym kontekscie jest to jak najbardziej zawodowstwo. Bardziej spojrzałem na ten termin od strony Judo – czyli profesjonalne zawodnictwo.
Pozdrawiam :)
Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się takiego odzewu. Przez moment poczułem się jak osoba publiczna:) Wyjaśniając kolegom nie tylko chodzi mi o sztuki walki, ale o w ogóle życie dla swych planów i tego, co chce się robić. A mówiąc o tym „zawodowstwie” uprawiać sztuki nie mam zamiaru dla medali a pisząc, że profesjonalnie to prostu nie robić tego czasami jak wypad na grilla, ale robić to dobrze. W końcu jak coś się robi to trzeba to robić dobrze, nawet, jeśli nawet chodzi o zabawę. Myślę, że zawsze działanie musi wypływać z motywacji. Nie można czegoś „poważnego” robić czy nawet zacząć bez tego. Aczkolwiek wszystko dało mi do myślenia. Zwłaszcza potrawka ze słonia przepisu TesTeqa:)Obiecuję, zgodnie z poleceniem służbowym Alexa odezwać się kiedyś i poinformować o ewentualnych zmianach. Może wtedy ja komuś rozjaśnię myślenie. Dzięki wszystkim i pozdrawiam!
„… Jesli znalazla Cie Milosc juz wygrales. Jesli nie, daj sie znalezc Milosci. …”
A co jeśli ta miłość stałą się dla nas utrapieniem i przygniata nas do ziemi ?
pozdrawiam wszystkich
A i jeszcze jedno, bo widziałem że koledzy tam wyżej piszą o sztukach walki w kontekscie utrzymywania się z prowadzenia treningów.
Ja trenuję już dziesięć lat karate, w ciągu tego czasu przewinąłem się przez kilka klubów i kilku nauczycieli i o to co mam na ten temat do powiedzenia.
Jeśli ktoś na początku swojej drogi wychodzi z założenia że zdobędzie czarny pas i będzie uczył innych to lepiej niech sobie da spokój. Nie będzie dobrym nauczycielem. Trenowałem u kilku z takim podejściem i wiem że nie byli. Karate musi być jego życiem. A jeśli tak faktycznie będzie to być może kiedyś chęć nauczania wypłynie z Ciebie sama ale wtedy nie będziesz liczył na profity.
Poza tym z mojego doświadczenia wynika że ciężko byłoby z tego wyżyć bo kiedyś sam się nad tym zastanawiałem :-). No chyba że masz masakrycznie dużą i wierną grupę. Ale przy obecnej konkurencji i dużej ilości różnych sztuk walki ciężko jest to osiągnąć.
@Sebastian: Są dwie drogi w życiu – dynamiczna i statyczna.
Dynamiczna polega na tym, że robisz pierwszy krok w kierunku, który według Twojej najlepszej wiedzy jest prawidłowy, po nim drugi, trzeci i tak dalej. Czasami trochę pobłądzisz, ale generalnie masz dużą szansę dotrzeć do celu, zwiedzając przy tym różne ciekawe zakątki.
Statyczna polega na tym, że stoisz w miejscu i dziwisz się, że nic się nie zmienia. Sfrustrowany dzielisz się swoim zdziwieniem z ludźmi, którzy przechodzą obok. A najbardziej Cię denerwuje, że od tego stania coraz bardziej bolą Cię nogi, a ci przechodnie, których zapewne też bolą nogi, uśmiechają się i z entuzjazmem stawiają krok za krokiem.
Wniosek z tego jest taki, że nogi i tak Cię rozbolą, ale od czego rozbolą – ten wybór należy do Ciebie.
Powodzenia!
-> Darek
to wtedy sie inaczej nazywa, Darku. no ale faktycznie dopoki ten nieszczesliwiec bedzie te emocje w ten sposob nazywal tak dlugo bedzie ona dla niego utrapieniem i bedzie przygniatala go do ziemi.
i lepiej dla niego zeby to zrozumial, odkryl, jakkolwiek, bo w przeciwnym wypadku moze go ominac cos naprawde pieknego: milosc wlasnie.
-> Sebastian
co do sprawy sztuk walki to podchodzac do sprawy po mesku (to znaczy wedle schematu 'problem? poczekaj chwile, niech pomysle. dobra, masz tu rozwiazanie! i problemu nie ma, jedziemy dalej z koksem’ ;)) i rzeczy o ktorych pisales, czyli sztuki walki, podrozowanie i nauka jezykow moglbys bardzo ladnie polaczyc wyjezdzajac do Chin. jesli tylko mowisz dobrze po angielsku – w Kantonie powinienes sobie poradzic bez problemu (mowie o utrzymaniu), na miejscu bedziesz uczyl sie mandarynskiego i poszukasz sensei ze skosnymi oczami :) jesli chcialbys dowiedziec sie czegos o Chinach z pierwszej reki to polecam swietna, bardzo niedawno wydana – wiec aktualna – ksiazke Radoslawa Pyffela 'Chiny w roku olimpiady’ (znajdziesz ja np. tutaj: http://www.fijor.com/index-jkl.php?bid=92).
no ale to bylo rozwiazanie problemu. a teraz o ideach ;)
ale tak powaznie to wiesz co? mysle, ze w Twojej wypowiedzi pierwsze zdanie bylo wazne. to znaczy pytanie, ktore zadales google. i wiesz jaka byla moja pierwsza mysl?..
chcialbym, zebys poswiecil duzo czasu na przejrzenie i przemyslenie prezentacji ze spotkan TED (http://www.ted.com/talks). ja ile razy tam zagladam nie moge wysiedziec spokojnie, roznosi mnie energia gdy widze tylu pozytywnych ludzi, ktorzy robia tak niesamowite rzeczy. w zeszlym tygodniu obejrzalem na przyklad prezentacje Dave’a Eggersa (z marca tego roku) i do tej pory nie moge wyjsc z podziwu jak wiele mozna osiagnac majac tak malo srodkow, ale z wizja i konsekwentnie. swietna rzecz!
nawet gdybys nie znalazl tam nic konkretnego dla siebie to prezentacje naladuja Ci akumulatory i bedziesz mial wiecej energii do poszukiwan na wlasna reke.
powodzenia! :)
A co proponujecie robić w przypadku (chyba nie rzadkim w ostatnich czasach), gdy tylko jedną z części naszego planu jesteśmy w stanie spełnic (przynajmniej tak nam się wydaje, że tylko jedną). Przykładowo chcę być prawnikiem i mieszkać w Londynie. W Polsce mogę w miarę łatwo dostać pracę w tym zawodzie, a w Londynie musiałbym robić raczej coś innego. Jak tu w pełni zrealizować swoje marzenie?
-> Mirek
przykladowa odpowiedz moglaby zabrzmiec rownie lakonicznie jak pytanie: 'trzeba zaczac od przeksztalcenia marzenia w cel’. inna przykladowa odpowiedz jest jeszcze prostsza: prosze wzorowac sie na bohaterze filmu 'Pursuit of Happiness’, ktory sie przeciwnosciom nie klanial (czy z sukcesem – tego nie powiem!).
a powaznie to chcialbym powtorzyc motyw mojego poprzedniego komentarza – z uporem maniaka, dopoki nie udzielisz przekonujacej odpowiedzi, bede Ci zadawal pytania w rodzaju 'ale skad ten prawnik sie wzial?’ 'dlaczego 'chcesz byc prawnikiem’?.. potem dopiero bedziemy mogli, juz z odpowiednia doza motywacji, szkicowac plany.
przy czym nawet i tutaj oczekiwalbym raczej przygotowanego juz brudnopisu, lub nawet kompletnego planu, nad ktorym moglibysmy wspolnie pracowac (’wspolne pracowanie’ obejmuje oczywiscie rowniez totalna jego zmiane – bo czemu niby nie, od tego jestesmy, zeby wskazac lepsze rozwiazania, o ile istnieja?). dlaczego?.. bo znacznie wiecej niz duzo zalezy od tego jakie sa Twoje mocne strony, w czym czujesz sie mocny. od tego zalezy na przyklad czy bedziesz mogl poprosic o bilet juz jutro, czy tez moze potrzebny jest dobry rok pilnej nauki jezyka angielskiego.
ta wiedza z kolei do czego potrzebna? bo mysle, ze uniwersalne rozwiazanie moze i dobre w ogolnosci, niekoniecznie sprawdzi sie w szczegolnej, Twojej, sytuacji.
itd. itp.
mam nadzieje, ze nie odbierzesz powyzszego jako niemily tekst. ja po prostu mysle, ze bez szczegolow to mozna sobie co najwyzej pogdybac (np. „czy istnieje takie miasto Londyn” bo „jest Lądek, Lądek Zdrój…” ;)).
Mirek
W takiej sytuacji patrzę na tę „nierealną” część moich marzeń (bo w Twoim przykładzie trudno mówić o planie, najwyżej o chęciach) i robię następujące rzeczy.
1) zadaję sobie pytanie, czy nawet przy użyciu mojej kreatywności ta część jest nierealna, bądź nie do osiągnięcia przy rozsądnym nakładzie zasobów wszelkiego rodzaju (czas, koszty itp.)
2) jeśli nie, to zadają sobie pytanie, jakie elementy tego „nierealnego” zajęcia są dla mnie najważniejsze i co one w ostatecznym rozrachunku mogły by mi dać
3) zastanawiam sią, jak mógłbym te pożądane rezultaty osiągnąć w inny sposób
jak na razie to działa u mnie całkiem nieźle :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wyszła właśnie druga książka Marka Szurawskiego „Pamięć i Intelekt”. Bardzo dobrze się ją czyta, podobnie, jak pierwszą jego książkę. Rozdział 1.9 zatytuowany „Klucz do wszystkiego – cele oraz misja i wizja życia” podaje bardzo ciekawy sposób na odkrycie co chcemy robić w życiu (rozbudowa met. Leonarda) poprzez zrobienie listy naszych wartości i upodobań (z pomocą zamieszczonych w książce pytań i wskazówek, np. pragnienia odnośnie świata, relacji z ludźmi, umiejętności, osiągnięć, itd.), a także kontrupodobań a następnie sortowanie tych odpowiedzi względem ważności dla nas i ostateczne zkoncontrowanie się na jednej lub kilku pozycji z góry listy.
Miałam ustalone całe życie (no może troche przesadziłam) ale z pewnością kilka najbliższych lat. W planach były dobre studia mieszkanie z koleżanką … Ale niestety niecały miesiąc przed maturą zapadłam na depresje i raczej z dobrych studiów nici. Co zrobić żeby pózniej nadrobić ten stracony czas,zeby dogonić zaprzepaszczoną szanse? Co zrobic by pomimo porażek dojśc do miejsc do których zamierzaliśmy.
Patryśka:
Od porad to będę daleki. Powiem jednak Tobie coś, co ktoś mi kiedyś powiedział i co można znaleźć tutaj na blogu, a czym warto się kierować w życiu:
„To, czy dany okres życia będzie czasem stracony zależy tylko i wyłącznie od Ciebie”. Jeśli z tego kresu depresji wyciągniesz jakieś wnioski, czegoś się nauczysz o sobie to z pewnością nie będzie to czas stracony. Ja po 2 miesiącach przygaśnięcia zdecydowałem, że nigdy w życiu nie mam zamiaru znaleźć się ponownie w takim stanie, bo mnie męczy i jest stanem nieefektywnym. I tu nie chodzi o to, że mam 22 lata, studiowałem, lecz tak naprawdę formalnie nic z tego nie mam. Ważne jest to, co wiem z tego okresu i jakie lekcje wyciągnąłem na przyszłość i do czego dążę (teraz).
A w życiu jeszcze wiele razy zmienisz plany, bo „Jedyna stała to ciągła zmienność”.
Życzę wyciągnięcia dobrych lekcji, w stylu „co w przyszłości zrobić lepiej”.
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
PS:
„Co zrobic by pomimo porażek dojśc do miejsc do których zamierzaliśmy.”
Odp: Wstać i iść dalej – tak jak to robią niemowlaki gdy uczą się chodzić.
Orest
Ronald Gross
Myśleć jak Sokrates
Rozdział I Poznaj siebie
„Rozmowa pochodzi ze Wspomnień o Sokratesie Ksenofonta, autora, który obok Platona najpełniej zrelacjonował życie i myśl Sokratesa.
SOKRATES: Powiedz mi,Eutydemie, czy odwiedziłeś kiedy wyrocznie delficką?
EUTYDEM: Owszem sokratesie. Dwukrotnie. Gdy mam podjąć ważną decyzję, zawsze szukam najlepszej rady.
SOKRATES: Czy zauważyłeś nad wejściem do świątyni inskrypcję? Trudno ją przegapić.
EUTYDEM: O której myślisz, Sokratesie?
SOKRATES: O tej, co powiada POZNAJ SIEBIE (gnothi seauton).
EUTYDEM: Tak! Ale domyślam się, że nie poświęciłem jej należytej uwagi. Tak mnie tam popędzali, najpierw do wchodzenia, a potem do wychodzenia, że nie miałem czasu się nad nią zastanowić.
SOKRATES: A potem Eutydemie? Czy nie wydało Ci się, że warto nad tym pomyśleć, skoro miałeś podjąć tak ważną decyzję?
EUTYDEM: Nie, Sokratesie. Gdy wychodziłem, znałem już słowa wyroczni i nie sądziłem, bym miał jeszcze nad czym myśleć. Uważam też, że przecież znam siebie, no bo jakże mógłbym siebie nie znać. Nie jestem aż takim skomplikowanym człowiekiem, Sokratesie.
SOKRATES: No cóż, o tym tylko ty jeden możesz decydować, Eutydemie. Ale spójrzmy na sprawy z innego punktu widzenia. Wczoraj widziałem Cię u Arystydesa, gdy oglądałeś konie. Chcesz kupić wierzchowca?
EUTYDEM: Tak, Sokratesie. Wybieram się tam zresztą teraz, by dobić targu.
SOKRATES: Czy wiele czasu spędziłeś na oglądaniu konia, nim oceniłeś jego zalety i wady, jego zdrowie, wiek i temperament?
EUTYDEM: Oczywiście, Sokratesie. W ostatnich dniach spędziłem w stajni i na wybiegu ładnych parę godzin.
SOKRATES: A myślałeś nad tym, do czego wykorzystasz tego konia i jak się będzie sprawiał?
EUTYDEM: Przede wszystkim o tym, Sokratesie.
SOKRATES: I rozważałeś to, co ujrzałeś, by osądzić, czy koń będzie zdatny do użytku, jaki mu przeznaczasz?
EUTYDEM: Dokładnie tak, Sokratesie.
SOKRATES: Ale, Eutydemie, nie wybrałeś się do wieszczka czy kapłana po to, żeby Ci radził, jaką podjąć decyzję?
EUTYDEM: Nie. Sokratesie. Czemu miałbym to zrobić? Sam potrafię ocenić konia i jasne dla mnie było, że ten się nada.
SOKRATES: Ale gdy masz podjąć decyzję, która będzie miała wpływ na całe życie twoje i twoich bliskich, przyjmujesz słowa wyroczni, zamiast pójść za jej radą nakazującą poznać siebie…
EUTYDEM: Rozumiem już o co chodzi, Sokratesie. Mogłem zbadać samego siebie przynajmniej równie starannie jak konia, którego zamierzam kupić.
SOKRATES: W istocie o to mi chodzi, Eutydemie. A czy myślisz, że ludzie mądrzej mogą wybierać, jeśli znają własne mocne i słabe strony?
EUTYDEM: Tak się wydaje, Sokratesie. Czyż nasz przyjaciel Podokles nie żalił się wczoraj gorzko na znienawidzony trud garncarza? Czy nie żałował, że nie znalazł sobie zajęcia, które pozwoliłoby mu lepiej wykorzystać posiadane uzdolnienia?
SOKRATES: Tak, pamiętam naszą rozmowę. Dlatego właśnie chciałem z Tobą porozmawiać. Myślałem, że może zechcesz wziąć pod uwagę, że ludzie, którzy znają samych siebie, wiedzą, co dla nich dobre, i umieją rozróźnić między tym, co potrafią i czego nie potrafią. Robiąc to, o czym mają pojęcie, zarazem zaspokajają swoje potrzeby i odnoszą sukcesy. Powstrzymując się od robienia rzeczy, na których się nie znają, unikają pomyłek i nieszczęścia.
EUTYDEM: Z pewnością wiele razy byłem tego świadkiem, Sokratesie, lecz nigdy nie pomyślałem, że się to stosuje także do mnie. Domyślam się, że dlatego napisali POZNAJ SIEBIE nad wejściem do świątymi w Delfach, bo gdy siebie nie znasz, to JAKĄKOLWIEK BYŚ DOSTAŁ RADĘ OD KAPŁANÓW, NIE ZROZUMIESZ JEJ WŁAŚCIWIE LUB NIE WYKORZYSTASZ MĄDRZE. Ci, którzy nie znają samych siebie i tkwią w błędzie co do swoich uzdolnień, w tym samym są położeniu, gdy stykają się z innymi ludźmi lub gdy rozpatrują inny aspekt ludzkich spraw”.
Wiecie co? Odpowiedź na wasze pytanie tkwi w Was samych. Zaglądnijcie tam… dokładnie… i odwagi ;)
Witam Wszystkich serdecznie!
Już próbowałam skomentować ten tekst (jestem początkująca w te klocki), i mojego komentarza nie widzę [jeśli nabałaganiłam i przypadkiem skomentowałam inny wpis, przepraszam], ponawiam więc próbę. Mam nadzieję, że tym razem się uda :)
Nie przeczytałam wszystkich komentarzy, jest ich cała masa, trochę czytania przede mną :) Odniosę się bezpośrednio do tekstu Alexa.
Post stary, ale jary. Szkoda, że rodzice rzadko mówią takie mądre rzeczy swoim dzieciom… :) W pełni popieram, Alex. To, co napisałeś jest proste, logiczne i zgodne z moimi wyobrażeniami [doświadczenia przede mną].
Jedna uwaga: wydaje mi się, że często popełnianym błędem jest przesadna ostrożność. Tę ostatnią należy absolutnie zachować, tak jak, zdrowy rozsądek. Jednak ludzie w dłuższej perspektywie bardziej żałują, że czegoś nie zrobili niż, że coś zrobili (mimo, że początkowo mogą sobie pluć w brodę, że porzucili swoją sferę komfortu i dobrze sobie znaną, wygodną przestrzeń), dokładnie tak, jak w poniższym cytacie (który uwielbiam):
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj. Mark Twain
Czytam blog od jakiegoś czasu, z różną częstotliwością, ale zawsze z ogromną przyjemnością :) Fajnie, że są takie blogi i tacy ludzie. Dzięki serdeczne, Alex!
pisalem dzisiaj, ze przegladam ulubione, oto jeszcze jedna perelka. sentencja John McCarthy, w wolnym tlumaczeniu mniej wiecej tak brzmiaca:
'Twierdzisz, ze nie moglbys zyc ze swiadomoscia, ze nie ma glebszego celu w istnieniu swiata. Innymi slowy stwierdzasz ze nie potrafisz sformulowac takiego celu samodzielnie, ze potrzebujesz kogos, kto powie Ci co masz robic. Musze Ci powiedziec, ze przecietne dziecko wykazuje wieksza inicjatywe i wydaje sie miec wiecej odwagi i oleju w glowie.’
wiecej tutaj: http://en.wikiquote.org/wiki/John_McCarthy. jak widac lubi walic prosto z mostu, jednak trudno mu cokolwiek zarzucic, bo wszystko co robil i robi fantastycznie zaprojektowane i piekielnie dobrze przemyslane. McCarthy to niewatpliwie geniusz, ikona swiata informatyki. chyba wystarczy powiedziec, ze on wlasnie stworzyl LISP i to jemu przypisuje sie autorstwo terminu 'Artificial Inteligence’.
takze… takze warto wziac sobie te sentencje do serca, sadze :)
Kuba
Możesz proszę szerzej skomentować zamiar, który przyświecał Ci przy zamieszczaniu tego obszernego cytatu?
Paulino
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Szkoda, że rodzice rzadko mówią takie mądre rzeczy swoim dzieciom… ”
Ja jestem w wieku rodziców sporej części Czytelników, więc zastępczo robią to za nich :-)
Ten blog powstał jako zapełnienie poważnej luki informacyjnej, którą obserwuję. Z czytelnictwa i zaangażowanie Komentujących widać, że było to potrzebne
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Paulina pisze: „Szkoda, że rodzice rzadko mówią takie mądre rzeczy swoim dzieciom”
Bardzo często rodzice sami o tym nie wiedzą albo stosunki rodzinne są tak zagmatwane, że zostaje tylko żal, wzajemne urazy i brak zaufania. A zaczyna się to wszystko od malutkich nieuczciwości typu:
– przebieganie z dzieckiem przez skrzyżowanie na czerwonym świetle i jednoczesne tłumaczenie, że tak nie wolno;
– mówienie „powiedz, że mnie nie ma”, kiedy dzwoni telefon.
Ogólnie można powiedzieć, że szkolno-domowy system edukacyjny uczy młodych ludzi nie tego, czego będą potrzebowali w życiu i każdy musi odkrywać tę swoją Amerykę na własną rękę. Chyba, że spotka właściwego mentora albo wzorzec postępowania w literaturze.
Alex, TesTeq,
Czuję się w obowiązku wypowiedzieć raz jeszcze a propos rodziców. :)
Owszem (podobno), rodziców się sobie nie wybiera, można próbować ich sobie wychować, ale to ciężki kawałek chleba :). Ja źle nie trafiłam :), nie narzekam. Zresztą, co tam, nikt nie jest idealny i ja idealną mamą też nie będę.
Pisząc „Szkoda, że rodzice rzadko mówią takie mądre rzeczy swoim dzieciom…” miałam na myśli głównie to, że rodzice niechętnie namawiają do eksperymentowania, rzadko dają totalnie wolną rękę, raczej doradzają, wierząc, że to, co proponują jest najlepsze dla dziecka. Raczej chcą, żeby iść sprawdzonym, utartym, pewnym i bezpiecznym szlakiem niż podążać za swoimi marzeniami, na własną rękę, podejmować ryzyko. Niby wierzą w ciebie, ale się o ciebie boją. Niby dają ci prawo wyboru i jakąś swobodę, ale i tak wiedzą lepiej, bo mają więcej doświadczenia. Nie zawsze, ale bywa i tak.
Moja wizja roli rodzica z punktu widzenia córki: czasem rodzic faktycznie powinien być ekspertem i działać zdecydowanie – głównie w sytuacjach kryzysowych i z młodszymi dziećmi, jednak dużo korzystniejsza (i pewnie nieco trudniejsza) jest postawa a la coach: rób, co chcesz, możesz się mnie zapytać o radę, ale to Ty zdecydujesz, nie bój się, poradzisz sobie, wierzę w Ciebie, smakuj życie, zbieraj doświadczenia – te miłe i te pouczające… żyj pełnią życia :)
No, a swoim rodzicom oddaję sprawiedliwość, nie jestem wyrodnym dzieckiem! :)
Fajnie, ze jest ktos kto potrafi wesprzec mlodych ludzi. Uwazam, ze Pan Alex tym blogiem przyczynil sie do podniesienia na duchu wielu zagubionych. Przeczytalam caly blog, zrobie to jeszcze z trzy razy zeby sobie utrwalic. Nie mam zamiaru dostosowac swojego zycia sie w 100% do zamieszczonej tresci. Jednak niektore rady, wnioski i sposob na plan zycia wezme sobie do serca.
Zycze Powodzenia Wszystkim na drodze budowania sobie zycia.
Marika
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za słowa uznania, rzeczywiście piszę ten blog dla wielu Alexów płci obojga, którzy szukają różnych inspiracji.
Bardzo dobrze, że nie przejmujesz niczego bezkrytycznie, tylko starasz się dopasować to do Twojej osoby. Powodzenie na tej drodze
Alex
PS: Proszę daruj sobie tego „pana” :-)
witaj Alex :)
witajcie :)
Przepraszam, że tak późno odpisuje. Zupełnie, nie spodziewałem się dialogu i w ogóle na ów temat nie zaglądałem. Opóźnienie było pierwszy i ostatni raz :).
Przeglądnąłem… Fenomenalny blog :). Zaloguje się na stałe i przeczytam wszystkie tematy od deski do deski.
Powracając do tematu i mojego przydługawego cytatu… odwoływałem się do pierwszego Twojego postu (głównego pytania) zaczynającego temat. Chciałem dołożyć swoja cegiełkę ponieważ sam się szarpie i jestem, że tak powiem w temacie :).
Otóż, moja cegiełka polega na załączeniu a właściwie interpretacji powyższego cytatu. Rozumiem go w taki sposób, że odpowiedź na tytułowe pytanie tkwi w nas samych. Ludzie często szukają odpowiedzi w otaczającym nas świecie a odpowiedź na nurtujące ich pytania mają w sobie. Należy usiąść, zastanowić się (najlepiej wziąć kartkę i długopis tudzież ołówek ;> ) i poznać samego siebie. Jasno określić co lubimy robić a co nie, w czym jesteśmy dobrzy, jakie mamy talenty, co nas kręci a co zniechęca. Tylko dobrze znając siebie, jesteśmy w stanie właściwie interpretować rady innych. Każdy z nas jest innym światem i to, że ktoś nam doradza (z całego serca)… nawet bardzo mądry nie oznacza, że ma zawsze rację. On patrzy z własnego świata, z własnej perspektywy i rzeczywistości. Wcale nie musi mieć racji w naszym przypadku. Naszym zadaniem jest uważne wysłuchanie takiej osoby i zinterpretowanie tego co mówi zgodnie z naszym światem :). Mnie się wydaje, że tylko znając siebie, jesteśmy w stanie właściwie korzystać z rad.
Mój przypadek jest też specyficzny. Cztery dyplomy w kieszeni… wiele możliwości.. niby wszystko fajnie… Jednak, na dzień dzisiejszy jest to moje przekleństwo. Nie jestem specjalistą w żadnej dziedzinie i umiem wiele rzeczy po trochu czyli właściwie nic. Jednym słowem rozdrobnienie. Mój profil wykształcenia to informatyka, informatyka w zarządzaniu, zarządzanie międzynarodowe. Niby ok… perspektywistyczny kierunek, ale jakoś wewnętrznie czuję, że to nie to… co chce robić w życiu. Nie mogę powiedzieć, że tego nie lubię, ale coś mi tam w środku mówi… Jest to praca bardzo twórcza, kreatywna, ale mająca mniejszy kontakt z ludźmi. Jestem strasznie żywiołową osobą i obawiam się wielu lat spędzenia w takim trybie pracy przed monitorem.
Uwielbiam handel międzynarodowy, negocjacje (dwie prace pisałem na ich temat), prowadzenie prezentacji, tworzenie strategii, sprzedaż. Problem w tym, że nie ma tutaj rewelacyjnych zarobków a tam gdzie są, ciężko jest się przebić zwłaszcza w mojej sytuacji (w informatyce, widząc po znajomych to praca ich szuka a nie oni pracę). Biegle znam tylko angielski, podstawy niemieckiego. W tym zawodzie, ludzie śmigają trzema, czterema językami. Potrzeba mi kilku lat, aby nadrobić na tym polu… i obawiam się, że utknę w jakimś miejscu. Z dwóch uczelni mam porównanie… z jaką łatwością informatycy zdobywają bardzo dobrze płatną pracę praktycznie na samym początku swojej drogi, a jak męczą się ekonomiści… (mam na myśli średniego studenta, wybitni nigdy nie mają problemów ;> )
Aby dogonić obie te grupy… muszę włożyć mnóstwo pracy i wysiłku, ale dwóch srok za ogon nie złapie. Muszę się na coś zdecydować… i dać z siebie wszystko… .
Jakby nie patrzeć, życie to długodystansowe zmagania. Czy wybrać informatykę, która nie jest taka zła. Bardzo dobre zarobki, ale coś tam czuć… . Zawsze coś, za jakiś czas można kombinować na boku z zarobionych pieniędzy. Czy iść w to co mówiłem wcześniej. Przebidować kilka lat, na tym poziomie mizerne szanse, że dostane coś ciekawego (konkurencja jest wielka), zacisnąć zęby ucząc się języków obcych ile się da i mieć nadzieję, że w końcu coś złapie ciekawego…
Obawiam się tej decyzji, że mogę żałować za kilka lat…, ale muszę podjąć ją jak najszybciej…
Nie wiem, może jestem cudak :)), wydziwiam, cuduje, brać co życie przynosi, ale tak jakoś się wewnętrznie szamotam. Niby jasno wiem, jak to ze mną jest… ale chyba brak odwagi na niepewny grunt…
Pozdrówki :))
Kuba
@Kuba: Myślę, że za dużo myślisz i w dodatku negatywnie.
Piszesz: „Cztery dyplomy w kieszeni… wiele możliwości.. niby wszystko fajnie… Jednak, na dzień dzisiejszy jest to moje przekleństwo. Nie jestem specjalistą w żadnej dziedzinie i umiem wiele rzeczy po trochu czyli właściwie nic.”
Czy mieć 4 dyplomy, to rzeczywiście przekleństwo? A może lepiej nie mieć żadnego i być byłym pracownikiem PGR-u codziennie topiącym żal w butelce taniego wina? Przestań się użalać nad sobą. Chociaż… Może rzeczywiście 4 dyplomy to tragedia… Przecież ani Bill Gates, ani Richard Branson nie mają żadnego dyplomu, więc już na starcie jesteś obciążony zbędnymi dowodami posiadanych kwalifikacji. :-) Piszę to z przekorą mając nadzieję, że przestaniesz patrzeć w przeszłość i zajmiesz się teraźniejszością i przyszłością.
Piszesz: „Obawiam się tej decyzji, że mogę żałować za kilka lat…, ale muszę podjąć ją jak najszybciej…”
Jeśli podejmiesz jakąkolwiek decyzję i zaczniesz od razu działać w celu realizacji swojego zamierzenia, to być może będziesz potem żałował. Jeśli w ogóle nie podejmiesz decyzji, będziesz żałował napewno. Poza tym świat zmienia się tak szybko, że prawdopodobnie za parę lat będziesz musiał podjąć kolejną decyzję – zmiany kursu są nieuniknione.
Kuba:
„Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się czegoś nie zrobiło.” Choć to wiem to i tak nie zawsze się tym kieruję.
4 dyplomy? Zawsze można je schować do szuflady i wystartować z czystą kartą. Przecież nie musisz się nimi chwalić :) Odnoszę wrażenie, że jesteś świeżo po studiach, więc jeszcze kawał życia przed Tobą. Jeśli bardzo ciekawi Cię handel międzynarodowy, negocjacje itd. to szybciej podniesiesz swój poziom wiedzy i umiejętności w tych tematach niż w informatyce zarządczej.
Chcesz przeczytać blog od „deski do deski”? Bardzo dobre rozwiązanie: sam jeszcze jakiś czas temu nie byłem pewien za co się zabrać, choć interesowało mnie wiele rzeczy – dziś, po przeczytaniu ponad połowy postów z komentarzami, płynnie i z dużą prędkością zmierzam w obranym przez siebie kierunku :)
Ten blog to niesamowita dawka motywacji i pozytywnego myślenia.
Pozdrawiam i życzę trafnych decyzji oraz działań :)
Orest
-> TesTeq
bardzo mi sie podoba to co napisales, zgadzam sie z kazdym zdaniem.
-> Kuba
jesli chcialbym cos dodac do tego co powiedzial TesTeq to brzmialo by to mniej wiecej jak 'wyluzuj’. i zaraz po tym 'zacznij cos robic, cokolwiek’. przy czym dobrze zeby to 'cokolwiek’ bylo jak najblizej tego co najbardziej Ci sie podoba. dlaczego?.. a bo z doswiadczeniem przyjdzie dystans do rozwazan 'co by bylo gdyby’, 'muszę podjąć ją jak najszybciej’ i 'jakoś się wewnętrznie szamotam’. jakie by te doswiadczenia nie byly to zobaczysz ze usmiechniesz sie wtedy czytajac swoj komentarz :)
przepraszam za to 'spojrzenie z dystansu’ (zeby nie powiedziec 'z gory’). na usprawiedliwienie powiem, ze sam klade na to ostatnimi czasy duzy nacisk. to znaczy zeby wiecej robic, a mniej kombinowac. i juz wyjasniam o co chodzi :) zdaje sobie sprawe z problemu – jak to Alex nazywa – 'przenoszonej ciazy’. tak wlasnie widze pomysly, ktore umieraja bo czlowiek czeka z implementacja do momentu gdy pomysl bedzie idealny, dopracowany we wszystkich szczegolach. a uniwersalna prawda jest prosta: nie da sie opracowac dlugofalowy plan i trzymac sie go w szczegole (no moze i jest, tylko ze jego opracowywanie bedzie tak zajmujace, ze nie bedzie czasu na jego wdrozenie… a – pytanie retoryczne – gdzie jest najwieksza radocha?..). dodam tylko, ze przemawia przeze mnie doswiadczenie, a dokladnie niepowodzenia w 'ponadczasowym teoretyzowaniu’ jak to na wlasny uzytek nazywam :)
takze powtorze jeszcze raz, ze podoba mi sie to o czym pisal TesTeq, przeczytaj co napisal i jesli watpliwosci nie przycichly – dyskutuj :)
TesTeq – masz rację, za dużo myślę… . Jestem tego świadomy, a tak jakoś wychodzi…
Orest Tabaka – jeśli jesteś zainteresowany materiałami związanymi z motywacją to mam ich pełno i mogę podesłać (uważam, że niektóre pozycje to obowiązkowa lektura każdej osóbki). Faktycznie blog jest wielką pozytywną energią ;)
Rafal Mierzwiak – dziękuje za post, ciekawe spojrzenie…
Pozdrowienia
Kuba
Witam Wszystkich
Obecnie mam 25 lat,mieszkam rodzicami.Na blog trafiłem przez przypadek wpisując w google coś w rodzaju „co z tym życiem robic”.Było to z 2 tyg temu,może mniej.
Myślę że od tego momentu lekko ze 100-200 h poświęciłem zagadnieniom poruszanym tu wraz z komentarzami :).Teraz jest to ok 10 h++ więc przepraszam z góry za blędy bo własnie ptaszki za oknem zaczęły śpiewać :).O NLP dowiedziałem sie z 6 miesięcy temu.Jestem w momencie zauważania życia do okola siebie.Poszukiwania oraz przypominania sobie umiejętności,które gdzieś po drodze pogubiłem.
Moim problemem jest różnorodność zainteresowań o czym będzie na końcu więcej :).Kiedyś grałem w siatkówkę,wiązałem z tym swoją przyszłość jednak sie nie udało.Poświęcałem sie temu naprawdę z całych sił nie opuszczając nauki w technikum budowlanym.Dodatkowo sam trenowałem ,żeby być lepszym od innych(czytałem książki,prace badawcze nt cech motorycznych i wcielałem to w życie metodą prób i błędów itd).Chciałem być doskonałym zawodnikiem,najlepszym itd..Niestety problemy ze zdrowiem spowodowały ,że zostałem na lodzie….Przez ten cały okres urazogenezy :),zainterasowałem się również leczeniem ich,profilaktyką itd.
Równolegle w technikum podobało mi się projektowanie(mało),sam od młodości lubiłem majsterkować,budować,rysować i to nawet całkiem całkiem jak na taki wiek(nauczyciel z plastyki w 6-8 klasie mnie przytemperował i zostawiłem to :(.Szukałem błędów, lubiłem naprawiać,kombinować,szukać optymalnych rozwiązań .Kończąc technikum miałem również rozwód co dalej.Ale w głowie ciągle sport.Poszedłem na zaoczne z budownictwa,nie znając planów itd.Nawet nie wiedziałem w jakie dni są zajęcia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jak powszechnie wiadomo mecze są w weekendy,hehe noi posprzątane.
Wybrałem oczywiście sport.To był mój ostatni sezon również.
Efektem tego wszytskiego(a było to w roku olimpijskim 2004)wyjechałem do Grecji.
Jednym słowem uciekłem !!!Poddałem się..Dokładnie na wyspie Kreta(wschód),miasto Sitia.
Różnie było.Ogólnie zostałem tam 6 miesięcy.Pracowałem przy wszystkim ,począwszy od farmy rybnej(ah hta zatoka i klify),poprzez budownictwo,skończywszy na załatwianiu innym pracy :D i zbiorach winogron oraz oliwek i czegoś tam jeszcze hehehe.Poznałem wspaniałych ludzi różnych narodowości(Albania,Bułgaria,Rosja,Włochy,Polska,Anglia,sporo tego było)..
Obserwowałem jak pracuja,jakie sprzety wykorzystują,jakie technologie wdrażają,na czym gospodarka ich polega.Można powiedzieć taki wywiad mały zrobiłem :).
Zazdrosciłem tubylcom :
beztroskiego życia,spokoju,gościnności,otwartości,SIESTY,braku spostrzegania problemów,braku pośpiechu,chęci pomocy innym,słońca :)
Denerwowało mnie:utrudnianie sobie pracy nawzajem,bo można coś było prościej,szybciej zrobić.Zwracając uwagę spotykałem się ze stwierdzeniem „siga siga”(powoli powoli)..
Napływało coraz więcej Polaków,stawka zaczęła spadać:(..
Ewakuowałem się do Polski pełen sił,optymizmu z planem
Można powiedzieć podsumowując ten okres ,że cześc tych cech sobie przykleilem :D
Poszedłem na fizjoterapie bo chciałem pomagać innym w podobnej sytuacji do mojej.Pisząc ten post jestem w momencie obrony pracy dyplomowej.Do tego mam technika masażyste.Pracowałem w przeróżnych szpitalach,sanatoriach,spa itd..
W trakcie studiów wybiegłem w wąskiej dziedzinie znacznie poza materiał akademicki.Biomechanika,anatomia ruchu,terapia manualna,masaż,trening sportowy i kinezyterapeutyczny.Reszta tych studiów to nieporozumienie :D.
Wypaliłem się,nie chce mi się już tego tematu zagłębiać :(,rutyna…nic twórczego.
Miałem wiele pomysłów nt działalnośći,mam nadal .Dziś znowu pare hehe.Tylko ,że jest jeden minus.Finansowo za mało biorąc pod uwagę trud włożony w pracę:(.
Dopiero od niedawna zacząłem brać właśnie taki szczegół,jak czas oraz poświęcenie .
Patrząc sie na to z wielu stron wole dziedzinę życia w której pomagam(ciekawe w której sie nie pomaga :PP),ale w większym stopniu.
Tworze coś co pomorze innym lepiej funkcjonować,wydajniej,bezpieczniej.
Nowe rozwiązania korzystając z nowoczesnych technologii.Udoskonalając już istniejące.Szukając nowych ścieżek w wielu dziedzinach życia.Jeżeli interesuje mnie dany temat potrafię godzinami,dniami i nocami.Szukam we wszystkich możliwych źródłach .
Moje rozmyślenia są nt powrotu na budownictwo lub na co wpadłem ostatnio budowę maszyn!To ostatnie jest to nowy temat i daje równie ogromny wpływ na rzeczywistość jak i pole działania.
Dodam,że jeżeli chce nauka mi idzie jak burza :)
To było by na tyle w olbrzymim skrócie,czekam na Wasze uwagi :)
———pauza———–
To skończyłem pisać o godzinie 4:30 chciałem wysłać a tu net odłączony.
Położyłem się,nie mogłem zasnąć ,aż do teraz ,dochodzi 10!!!Nie spałem w nocy nic,marzyłem itd :D.wpadłem na pomysł,żeby iść na tą budowę maszyn,wykorzystać swoją wiedzę i pasje nauk o człowieku i wsadzić do maszyny hehehe.
To już mnie przerasta.Ciągle o budownictwie ,a tu takie coś.Jakby nie było wznoszenie budowli jest równie wspaniałe,I co tu zrobić :(.
W dodatku naszło mnie coś jeszcze ,na budownictwo mogłem iść zaocznie bez problemu,nie jest mi to obca branża.Natomiast budowa maszyn no tu już mniej mam do powiedzenia.Z tym ,że nie mam żadnych złych jak narazie przeżyć z tym związanych :).Kolejna kwestia wyjechać z rodzinnych stron?plss help hehe
No,mam nadzieje ,że teraz pójdzie w świat :)
Pozdrawiam i czekam na odzew :)…
Kuba:
Napisz do mnie na orest ( małpka ) tabaka.eu – jestem zainteresowany tą tematyką, chociaż już nie mam problemów z wysoką motywacją. Kilka dni temu znalazłem ciekawy sposób i teraz się pilnuję :)
Maciek:
Witaj na blogu. Bardzo ciekawa historia… od kilku dni zbieram historię dojrzewania od Czytelników tego blogu :) Chcę to przemyśleć przy kolacji – za jakiś czas coś napiszę :)
Pozdrawiam,
Orest
Maciek:
W sumie co ja mogę napisać. Prawie brak doświadczeń w podróżowaniu, życie dopiero przede mną. Jedno wiem, żeby zawsze robić tylko to co się naprawdę chce robić oraz nie zawsze da się robić wszystko, co się chce i czym się człowiek interesuje :)
Czeka mnie długa noc z przemyśleniami :)
Pozdrawiam,
Orest
Witam
Właśnie wróciłem z długiej podróży przez moje dotychczasowe życie.Zawinąłem do portu.Zrobiłem pętle przez góry,pagórki,doliny,pustynie,lasy,zimne i zaśnieżone krainy mojego umysłu,doświadczenia życiowego,wiedzy,umiejętności.
Odpowiedziałem sobie po raz pierwszy w życiu co chce robić.Znalazłem to brakujące ogniwo,zepsute wymieniłem na świeże ,osłabione wzmocniłem i w ten sposób powstał łańcuch.Jednym słowem poszukiwałem w tej wędrówce poprawy jakości życia swojego oraz innych.Stąd zapewne połączenie sfer zdrowotnej oraz inżynierskiej.Teraz już wiem ,że praca w jednej nie da mi tego czego chciałbym osiągnąć.Mówiąc krótko i treściwie będę pomagał podwyższać już istniejący poziom jak i również pomagać innym dojść do niego w miejscach dostrzeżonych jak i również jeszcze nie odkrytych.
Ps:
Dzięki temu blogowi sam sobie odpowiedziałem na swoje posty :D.
Naprawdę jest to inteligentna maszyna ,samo funkcjonalna.
Ciekawe co będzie jak rozwiążemy wszytskie problemy na planecie :d?
Apokalipsa hehehe?Kosmos?
Będzie trzeba zniszczyć ten twór zwany „blogiem Alexa” i uchronić ludzkość :D
Albo zakopać go gdzieś i niech sobie odnajdą go za 1000 lat,tzn mam na myśli artefakt:)..
Drodzy użytkownicy miejcie sie na baczności :)
Pół-żartem i pół-serio kończe tego posta…
Pozdrawia i życzy miłego dnia/nocy :)
Maciej AN
Jako ze jest to moj pierwszy post.
Witam wszystkich czytelnikow bloga.
Trafilam tutaj wpisujac w wyszukiwarce google
\”nie wiem co chce robic w zyciu\”.
I powiem ze ten blog bardzo pozytywnie mnie zaskoczyl.
Przeczytalam ten post i wszystkie komentarze.
Potem mam zamiar przeczytac pozostale najwazniejsze tematy.
Moze cos o mnie. Mam 21 lat. Po ukonczeniu LO i zdaniu matury dostalam
sie na studia na panstwowej uczelni (ekonomia). Po pierwszym semestrze postanowilam ze rezygnuje.
Kierunek byl wybrany przypadkowo bo byly tam wolne miejsca. Mialam problemy z nauka przedmiotow scislych
(jestem humanistka) a na dodatek coraz bardziej rozumialam ze to nie jest to i nie mialam juz motywacji i checi
do nauki. W polowie sesji egzaminacyjnej dalam sobie spokoj i poczulam ulge.
Jak powiedzialam w domu rodzicom ze zrezygnowalam ze studiow i powiedzialam dlaczego, oczywiscie byla awantura bo \”jak to!?\”
\”wrocisz i pozaliczas!\”.
Przez caly rok siedzialam w domu i zajmowalam sie mlodsza siostra i pomagalam mamie w domu.
Jednoczesnie caly czas zastanawialam sie co ze soba zrobic, co chce robic w zyciu prywatnym i zawodowym.
Jestem osoba bardzo niesmiala i gdzies przeczytalam ze niesmiali maja bardzo wysoka samoswiadomosc. Nie wiem czy to prawda czy nie.
Wiele razy analizowalam cale swoje dotychczasowe zycie w roznych aspektach i zastanawialam sie nad przyszloscia. Gdy dowiedzialam sie sama o sobie
czegos nowego, to od poczatku analizowalam swoje dotychczasowe zycie i potencjalna przyszlosc.
Podczas rekrutacji na kolejny rok akademicki dalej nie mialam pomyslu na swoje zycie i w koncu nie poszlam nigdzie. Teraz zaczyna sie rekrutacja na
kolejny rok akademicki, a ja dalej siedze w domu, zajmuje sie mlodsza siostra i potrochu domem, jednoczesnie myslac caly czas o tym
co chce robic w zyciu.
W rodzicach i dalszej rodzinie nie mam w tej sprawie zadnego oparcia. Oczywiscie wiem ze chca dla mnie jak najlepiej na swoj sposob, ale
to co jest dobre dla mnie w/g ich nie musi byc dobre dla mnie w/g mnie. Ciagle co jakis czas od roku slysze, ze musisz cos robic, albo studiowac, albo pracowac, albo to i to.
Ja wiem o tym. Wydaje sie jakby pomysl na zycie dla mnie widziany oczami moich rodzicow byl taki: jakies studia, jakas praca. Ciagle slysze z ich ust ile to czasu zmarnowalam, ze dawne kolezanki w
moim wieku juz beda na tym i na tym roku studiow a ja co? ze inne rowiesniczki i mlodsze kolezanki pracuja, ucza sie, robia, ucza i pracuja, maja chlopakow a ja co?.
To strasznie dolujace. Wiele razy probowalam rozmawiac z rodzicami, ale odnosze wrazenie ze oni mnie nie rozumieja i sa odporni na moje argumenty
Przez to mam hustawki nastrojow. Czuje sie ze jestem gorsza od innych bo inni robia cokolwiek albo to co wszyscy a ja nie robie nic.
Czasem mam ochote wyjsc z domu i wyjechac gdzies w nowe miejsce, tam gdzie nikt mnie nie zna nawet z widzenia. Na dodatek moja straszna niesmialosc wcale mi w niczym nie pomaga.
Stracilam juz kontakt ze znajomymi ze szkoly, z ulicy. Zadko wychodze z domu. Kiedy juz to robie to niechcialabym aby ktos kto mnie zna spotkal mnie na ulicy i zagadal bo co odpowiem? ze od wielu miesiecy nie robie
nic ze swoim zyciem? Nie wyjezdzam nawet na spotkania rodzinne zeby unikac rozmowy o sobie.
Wiem ze wyglada to jak wylewanie swoich zali, ale tak wlasnie sie czesto czuje
Zrozumialam ze wiedzialam juz od dawna co chce robic w zyciu, przynajmniej jezeli chodzi o zycie prywatne. Jest to zwiazane ze sportem, jako zawodnik, a jezeli nie to chcialabym byc w inny sposob zwiazana z tym sportem.
I wiem ze cokolwiek bede robila w zyciu zawodowym to i tak bede dazyla do tego aby znalezc czas i w wolnym czasie zajmowac sie tym sportem. Nie chodzi o jakies wielkie sukcesy, poprostu sprawia mi to przyjemnosc. Mimo ze nie da sie
na tym zarabiac to nie przeszkadza mi to. Jeszcze pozostaje mi do podjecia decyzja co chce robic w zyciu zawodowym. Wiem ze nie musze koniecznie studiowac, ale obawiam sie czy za jakis czas nie bede zalowac ze nie studiowalam. Takie poczucie ze osoby po studiach sa pod jakims wzgledem lepsze.
Czyli wiem co chce robic w zyciu prywatnym i wiem ze tak czy inaczej bede tom robic. Ale trzeba tez z czegos zyc i dobrze zeby to bylo robic to co sie lubi. Stawiam tez na nauke jezykow obcych i umiejetnosci komunikacji z ludzmi. To predzej czy pozniej przyda sie w zyciu prywatnym i zawodowym cokolwiek bym nie robila.
Chce mieć dużo fajnych ludzi wokół siebie. Przyjaciół i znajomych. Nie chodzi tylko o pieniadze i prace. Tylko czasami czuje ze stracilam tyle czasu i ze jestem do tylu w stosunku do rowiesnikow ale i mlodszych ludzi.
P.S. Jezeli ktos przeczytal to do konca to gratuluje wytrwalosci. To i tak taki skrot o mnie bo nie sposob napisac wszystkiego co siedzi w glowie. Przez ten czas nic nie robienia wiem o sobie troche wiecej. Teraz dosc teoretyzowania o tym co bylo, co jest i bedzie. Teraz czas na praktyke.
Pozdrawiam
MIKI pisze: „I wiem ze cokolwiek bede robila w zyciu zawodowym to i tak bede dazyla do tego aby znalezc czas i w wolnym czasie zajmowac sie tym sportem. Nie chodzi o jakies wielkie sukcesy, poprostu sprawia mi to przyjemnosc. Mimo ze nie da sie na tym zarabiac to nie przeszkadza mi to. Jeszcze pozostaje mi do podjecia decyzja co chce robic w zyciu zawodowym.”
To chyba proste – w życiu zawodowym zajmij się sportem. Rekreacja fizyczna i fitness to dziedzina z olbrzymią przyszłością. Możesz wybrać związany z tym tematem kierunek studiów. Tylko – jeśli naprawdę tego chcesz – zacznij działać!
Miki
Jeśli masz coraz mniej kontaktów z innymi ludźmi, to chyba znajdujesz się na niekorzystnej spirali w dół.
Nie chodzi oczywiście o ilość kontaktów, ale zamykając się w domu pozbawiasz się koniecznej praktyki komunikowania z innymi. To na pewno nie pomoże Twojej nieśmiałości (piszę to bo kiedyś sam byłem nieśmiały). Lekarstwem jest właśnie skonfrontowanie Twoich obaw i przekonanie się, że wiele z nich jest bezpodstawnych.
Twoje ostatnie zdanie „Teraz czas na praktyke.” napawa optymizmem, to na pewno dobry kierunek
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia
Alex
Miki, Alex:
Właśnie piszę u siebie podsumowujący post odnośnie mijającego dziś pół roku odkąd porzuciłem studia. Jedną z lekcji jest taka:
” Nie rezygnuj z kontaktów z innymi ludźmi, aby mieć więcej czasu dla siebie!
Pozytywna interpretacja: Utrzymuję kontakt z innymi ludźmi, bo to oni są źródłem siły, inspiracji, chęci życia, motywacji i to dzięki nim rozszerzam swoje horyzonty i możliwości.”
W moim (i nie tylko) przypadku to naprawdę działa.
Pozdrawiam,
Orest
hmmm niewiem co zrobic ze swoim zyciem studia ktore obralam wprawiaja mnie w totatlna depresje z drugiej strony nacisk rodzicow na skonczenie ich paralizuje mnie przed zaczeciem czegos nowego podjeciem ryzyka i co tu robic?
Dzazmina
Przykro mi stwierdzić, ale jakie pytanie taka niestety odpowiedź.
Czego spodziewasz się po nas dając nam tak skromne informacje na Twój temat. Bez znajomości choć zarysu Twojej sytuacji życiowej nikt rozsądny nie będzie Ci czegokolwiek radzić, bo byłoby to nieodpowiedzialne.
Pozdrawiam
Alex
dzasmina pisze: „hmmm niewiem co zrobic ze swoim zyciem studia ktore obralam wprawiaja mnie w totatlna depresje”
1) Zastanów się dlaczego te studia wpędzają Cię w depresję? Nie radzisz sobie? Nie chce Ci się?
2) Nie wystarczy sobie powiedzieć „chciałabym robić coś innego”. To „coś” trzeba zdefiniować, żeby nie dokonywać negatywnych wyborów.
miki – jest takie powiedzonko: każda najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
jeśli interesują cię języki obce – zacznij udzielać korepetycji. choćby maluchom z podstawówki. jeśli uprawiasz sport (nie piszesz jaki i na jakim poziomie) idź za radą TesTeq – spróbuj włączyć się w istniejącą w twojej okolicy lub założyć nową grupę sportową?
piszesz, że rodzina cię nie wspiera, bo stawia ci wymagania. spójrz na to inaczej – nie zarabiając na siebie bez ich wsparcia miałabyś już poważne egzystencjalne kłopoty, brutalnie powiem: co byś jadła i gdzie mieszkała? nie są w stanie wskazać ci drogi życiowej, z której byłabyś zadowolona – ale przecież ty sama nie wiesz jeszcze co jest dla ciebie dobre, dopiero to odkrywasz…
jesteś bardzo młoda i to naturalne, że się zastanawiasz, ale możesz się zastanawiać jednocześnie rozwijając swoje pasje lub po prostu zarabiając na siebie, choćby będąc nianią do dzieci. posiadanie własnych pieniędzy i poczucie, że w dużym stopniu kontrolujesz swoje życie, jesteś za siebie odpowiedzialna – daje dużo siły i satysfakcji.
może to nie jest dobra rada, ale myślę tak: jeśli nie wiesz, co robić – rób cokolwiek*, pomysły przyjdą z czasem.
cokolwiek – w tym wypadku oznacza: nic nielegalnego, co krzywdzi ciebie i/lub innych itd :)
Witam serdecznie!
Jestem Michał, mam 26 lat, skończyłem w tym roku teologię a od roku uczę w gimnazjum j. angielskiego, ale nadal nie wiem czy to jest to, ciągle szukam, teraz mam wakacje i myśle, co by tu robić. Wpisałem w googlach, jak wielu innych, „co robić w życiu?” i tak tu trafiłem:) świetne rady! gratuluję Autorowi! Póki co czytam wszystko i pozdrawiam!
Michau
Witaj na naszym blogu :-)
Zyczę Ci udanych poszukiwań i pożytecznej lektury!
Zapraszam też do zabierania głosu w komentarzach
Pozdrawiam
Alex
Witam,
Studiuję prawo i z każdym wykładem zastanawiam się czy to jest to. Perspektywa ciągłego siedzenia z nosem w książce nie jest szczególnie budująca… Idąc na te studia wiedziałam jak to jest. To znaczy widziałam to z perspektywy dziewczyny prawnika. Ale nigdy spojrzenie z boku nie jest do końca obiektywne, bo myśli sie wtedy 'jak on dał radę, to ja też’ – a przecież wszyscy jesteśmy różni, mamy różne podejście do życia, różne tempo przyswajania wiedzy, różne predyspozycje. Nie chodzi o to, że źle oceniłam swoje predyspozycje do tych studiów czy zawodu prawnika… po prostu dopiero teraz widzę jak jest ciężko. Każdego dnia mam wrażenie, że życie ucieka mi bokiem, bo ja cenię każdą minutkę, żeby uczyć się do egzaminu. Inni wyjeżdżają, mają czas na imprezy (szczerze mówiąc to nie przepadam za imprezami więc to nie tragedia), czy na różne inne rzeczy, a ja albo nie potrafię zagospodarować czasem wystarczająco dobrze, żeby starczyło go na wszystko inne oprócz nauki, albo po prostu jestem tak arcygłupia, że nie potrafię się nauczyć 800 stron w tydzień – czyli jednym słowem nie nadaję się na prawnika.
Ostatnio mam taką depresję przeogromną, że chcę zrezygnować. I tutaj pojawia się kolejny problem – nie widzę raczej niczego w czym byłabym dobra. A jeśli już to jest to zajęcie słabo opłacalne – a z czegoś trzeba utrzymać w przyszłości rodzinę… Dlatego nawet jeśli przerwałabym studia, to nie wiem co dalej. Nie wiem czy podjęłabym kolejne studia i kmpletnie nie wiem (jeśli w ogóle) na jakim kierunku.
To tyle z uzewnętrzniania wnętrzności przyszłej(być może)-niedoszłej(to bardziej prawdopodobne) prawniczki.
Pozdrawiam serdecznie,
Kaśka.
Kaśka
Witaj na naszym blogu :-)
Wielu z nas miało bardzo pokręconą drogę życiową i potrzebowało paru „podejść” zanim znalazło to, co im odpowiada, więc nie jesteś odosobnionym przypadkiem. Tak jest lepiej, niż „bohatersko” wytrzymać tam, gdzie nam nie odpowiada i potem dalej brnąć przez życie robiąc rzeczy, które nie sprawiają nam satysfakcji.
Napisałeś: „jak on dał radę, to ja też”. Czy naprawdę chodzi o to, aby „dać radę”, czy też o to, aby robić to, co nas rozwija i interesuje? Słusznie podkreślasz konieczność utrzymania się z ulubionego zajęcia, praktyka wykazuje, że wyłamując się ze schematycznego myślenia możemy znaleźć opłacalny rynek dla wielu „dziwnych” zajęć.
Jeśli teraz uczysz się bez przerwy, to odpowiedz sobie sama na pytanie, jak wygląda Twój rozwój osobisty, jako człowieka, jako kobiety. Możesz mówić o harmonijnym wzrastaniu, czy też typowym lejku? Pisałem o takich rzeczach na tym blogu.
Wspominasz też :”nie widzę raczej niczego w czym byłabym dobra”. A jak masz być w czymś innym dobra, jeśli poświęcasz 100% Twojego czasu na jedną rzecz? :-)
Jeśli pytasz mnie o zdanie, to młody wiek jest najlepszym okresem do zbierania doświadczeń i eksperymentowania w życiu, trzeba tylko znaleźć na to w sobie odwagę i …. zaakceptować odpowiedzialność za ewentualne pomyłki :-)
Zyczę Ci dobrych przemyśleń i jeszcze lepszych decyzji – to Twoje życie i masz je w swoich rękach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Kaśka pisze: „Idąc na te studia wiedziałam jak to jest. To znaczy widziałam to z perspektywy dziewczyny prawnika. Ale nigdy spojrzenie z boku nie jest do końca obiektywne, bo myśli sie wtedy 'jak on dał radę, to ja też'”
Przemyśl „do dna” powyższe uzasadnienie Twojego wyboru. Myślę, że złudne jest – przy wyborze własnego zajęcia – kierowanie się tym, co robi Twój partner życiowy, a jeszcze złudniejsze ambicjonalne podejście „ja też dam radę”. Oczywiście nie ma nic złego w tym, że prawnik i prawniczka są ze sobą, jeśli prawo jest dla nich obojga życiową pasją (niezależnie od tego, czy są razem, czy też nie).
Moim zdaniem w każdym zdrowym związku jest pewien zakres spraw wspólnych i pewien zakres spraw osobistych. Do spraw osobistych zaliczam wybór zajęcia zawodowego. Partner może stanowić przykład, udzielać rad, konstruktywnie krytykować, ale w ostatecznym rozrachunku Twoje życie należy do Ciebie.
Idąc dalej za tym co napisał TesTeq wsadzę głębiej kij w mrowisko zmieniając jego wypowiedź na „… co robi Twój aktualny partner życiowy…” :-)
Pamiętacie co pisałem o seryjnej monogamii?
Pozdrawiam i odmeldowuje się do popołudnia
Alex
Też właśnie miałam lub mam podobny problem jak osoby powyżej tzn. z nie trafionymi studiami, po wakacjach 3 rok… szkoda zrezygnować tym bardziej ze to licencjat – jeszcze rok a papier dostane. Postanowiłam zacząć 2 kierunek zaocznie, nie wiem jeszcze czy dobry pomysł ale lepszego póki co niewiedze. Właściwie to idąc na studia wiedziałam co chce robić w życiu ale program nauczani okazał sie zupełną pomyłką w stosunku do nazwy owego kierunku (polskie szkolnictwo). Na szczęście rodzice mnie wspierają bo widzą jak sie mecze na tych studiach ;) Jestem dobrej myśli bo wreszcie będę się uczyć tego co naprawdę chce w życiu robić. A brakiem czasu lub ograniczona jego ilością sie nie przejmuje bo człowiek jest takim sprytnym bytem który im ma mniej czasu tym więcej zrobi, kto choruje na syndrom odkładania ten wie o czym mowie;)
Basiu
Witaj na naszym blogu :-)
Oszukiwanie etykietkami zdarza się w Polsce niestety nie tylko w szkolnictwie. Spróbuj kupić w supermarkecie produkt na którym napisane jest „Masło” i zobacz co w wielu wypadkach naprawdę dostałaś. Jeśli taki przypadek miał miejsce z Twoją szkołą, to możesz śmiało napisać co to za wydział i na czym polegało rozczarowanie. Może w ten sposób oszczędzisz go komuś innemu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
no więc Uniwersytet Rzeszowski a kierunek nazywa sie matematyka stosowana w finansach i bankowości. A wygląda to tak mam jakieś 8 przedmiotów w semestrze z czego jeden jest typowo finansowy, 2 informatyczne!!! (w końcu trzeba jakoś wykładowcom innym godz zapełnić), język, 1 to jakaś pierdoła która miała udawać ze jest przedmiotem finansowo-matematycznym – wynik jest taki ze olewają go i nauczyciele i studenci… a reszta to czysta matma. Ogólnie to wielka mistyfikacja mająca na celu zachęcić studentów do tego kierunku, okazująca sie przeróbka starego kierunku, dodam przeróbką tylko z nazwy…
Zauważyłem, że wiele osób w pasywny sposób podchodzi do swoich studiów. Oczywiście rozumiem, że młody człowiek może po prostu jeszcze nie wiedzieć, czego chce i dopiero rozgląda się po świecie. Jednak sukces odniosą ci, którzy wchodzą aktywnie w życie, uważnie obserwują otaczającą ich rzeczywistość, eksperymentują, określają cel nauki, a potem wybierają uczelnię i studiują według własnego programu.
Chodzi o odwrócenie ról. Zamiast iść na uczelnię, której wybór ma często czysto logistyczną podstawę, żeby studiować zgodnie z zaproponowanym tam programem nauczania, dobrze jest podjąć próbę zdefiniowania, co nas „kręci” i naszkicowania własnego programu studiów. W porównaniu z XX wiekiem obecnie mamy do dyspozycji Internet, za pomocą którego można zdobyć wiedzę o różnych programch studiów związanych z interesującą nas dziedziną.
Wczoraj wygrzebałem coś, co może przydać się niektórym z Was. Self made miliarder Mark Cuban prowadzi własny blog i znalazłem tam interesujący wpis o jego początkach, kiedy jako młody człowiek bez kasy szukał swojej drogi. Polecam uważną lekturę i o ile niekoniecznie trzeba naśladować wszystko co on robił (bo sytuacja każdego z nas jest nieco inna), to bardzo cenne jest też zastanowienie się CZEGO NIE ROBIŁ.
Interesującej lektury (jest trochę długa, ale warto):
http://www.blogmaverick.com/2007/12/24/success-and-motivation/
Pozdrawiam Alex
-> Kasia
znajomy prawnik pisal mi w zeszym roku o swoich wrazeniach po obejrzeniu filmu 'Michael Clayton’. rowniez obejrzalem i zgadzam sie, ze to obowiazkowa pozycja dla wszystkich wannabe-prawnikow. polecam goraco!..
-> TesTeq
„Myślę, że złudne jest – przy wyborze własnego zajęcia – kierowanie się tym, co robi Twój partner życiowy”
dodalbym jeszcze, ze to jak trzymanie wszystkich jajek w jednym koszyku ;) i jesli mialoby sie okazac, ze dziedzina nie jest tak intratna jak stalo w zalozeniach to czlowiek uczy sie znaczenia pojecia 'dywersyfikacja’ w ekspresowym tempie :)
Czesc,mam 30 na karku,za soba prace w moze dwudziestu kilku miejscach,w kraju i za granica,znam kiepsko jeden jezyk obcy i generalnie moje zycie wyglada tak,jak tu radzisz i co? Nic,bo jaka ja zdobede prace po ogolniaku?Na studiach bylem kiedys pol roku i wiem ,ze to nie dla mnie,nie mam jakos serca do nauki.Ostatnio zmieniam prace coraz czesciej,moja frustracja jest coraz wieksza,zaczynam watpic,ze to szukanie ma jakis sens ale co mam zrobic?
vito pisze: „Czesc,mam 30 na karku,za soba prace w moze dwudziestu kilku miejscach,w kraju i za granica,znam kiepsko jeden jezyk obcy i generalnie moje zycie wyglada tak,jak tu radzisz i co? Nic,bo jaka ja zdobede prace po ogolniaku?Na studiach bylem kiedys pol roku i wiem ,ze to nie dla mnie,nie mam jakos serca do nauki.”
O ile rozumiem podejście Alexa, to zachęca on do zdobywania doświadczeń i wiedzy, a szczególnie do biegłego posługiwania się językami obcymi. Nie wiem zatem skąd wniosek: „moje zycie wyglada tak,jak tu radzisz”.
Do poszukiwaczy taniej porady na życie mam cytat który bardzo pasuje do waszych pytań:
– Czy mógłbyś mi powiedzieć, w którą stronę mam pójść? – spytała Alicja.
– Zależy to od tego, dokąd chcesz dojść – powiedział kot.
– Nie wiem dokąd chcę iść – powiedziała Alicja.
– Więc tym bardziej nie ma znaczenia, w którą stronę pójdziesz – powiedział kot.
„Alicja w krainie czarów.”
Lewis Carroll, właściwie: Charles Lutwidge Dodgson
Pozdrawiam serdecznie,
Marcunio
P.S. Przeczytanie całej książki też nic nie wyjaśni, ale sprawi wiele przyjemności. :-)
Witam!
Marcunio
Bardzo dobry cytat :) Dzięki!
Po prostu eksperymentować trzeba.. :)
Pozdrawiam serdecznie,
Paulina
Vito
Podajesz trochę mało danych, aby móc Ci cokolwiek konkretnego doradzić, przyjrzyjmy się więc temu co mamy:
Jeśli w wieku lat 30 zmieniałeś pracę ponad dwadzieścia razy, to oznacza, że średnio wytrzymywałeś na jednym miejscu około 6 miesięcy. Jestem ciekaw listy Twoich zajęć, bo wygląda to na wzór wyborów, które niekoniecznie odpowiadają Twoim zainteresowaniom.
Myślałeś kiedyś, aby znaleźć jakieś zajęcie odpowiadające jakimkolwiek zainteresowaniom, które może gdzieś tam masz?
Większość ludzi szuka pracy według kryteriów zarobku, czy też tzw. pewności, co jest długoterminową receptą na frustrację, bądź „cichą desperację” (za Thoreau).
To, że rzuciłeś studia niekoniecznie oznacza, że nie miałeś chęci do nauki w ogóle. Na pewno nie miałeś chęci do nauki w takim systemie jak polskie „studia wyższe”, co doskonale potrafię zrozumieć :-) Może nauczyłbyś się czegoś przydatnego w inny sposób?
Może zamiast zaprzestania szukania po prostu radykalnie zmienisz sposób robienia tego, bo ten dotychczasowy najwyraźniej nie funkcjonuje?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam
Wiele mądrego jest tutaj opisane. „Nie bierz udziału w bezsensownym przedsięwzięciu” – ktoś wyżej napisał. Za rok biorę ślub mam 21 lat i od kilku lat sam się utrzymuje nie jestem chory nie mam problemów z urodą, wpakowałem się w małe kłopoty finansowe ale do wyjścia tylko ten ślub zarabiam jakieś 2 tys ms a sam go muszę sfinalizować więc ciężko a prócz tego jakieś kredyty i karty kredytowe które w między czasie trzeba spłacić w okresie jakiś 9 ms. Nie wiem czy dam radę, Zrezygnowałem ze studiów dlatego ze moja przyszła żona kazała mi wybrać studia w obcym mieście czy ona(oczywiście zaoczne nie dał bym rady dziennie) utrzymuję się sam. Wiem ze pewnego dnia nie obudzę sie z palcem w nocniku. Nie miałem lekko w życiu ale jakoś dawałem rade nie narzekałem na to ze muszę pracować, wiem ze w życiu trzeba sie samemu wszystkiego dorobić i na nikim nie polegać. W sumie teraz chciałbym mieć dom rodzinę spokój cisze, rodzinne obiady śniadania moc do kogo wracać może dlatego ze ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, Ale z drugiej strony chce robić to do czego moje serce tęskni chce studiować filozofie. Zacząłem na Jagielonce ale nie udało mi się i zrezygnowałem z własnej głupoty z durnych dyskotek czego teraz ogromnie żałuję, Chciałbym kupić sobie działkę. Nie wiem czy nie popełniam błędu z tym ślubem. Wiem że stać było by mnie na kogoś lepszego. Dużo moich znajomych mówi również że stać by mnie było na znacznie lepszą partie. W sumie chodzi o miłość, ale czy ja Ją kocham…hmmm. Nie wiem jest mi z nią dobrze bardzo dobrze ale czy to miłość. Mam ochotę czasem wyjść na dyskotekę sie pobawić i nie mogę. Chciałbym nauczyć się grać na gitarze to było zawsze moje marzeń ie a nie ma na to czasu bo prawie całe dnie spędzamy razem na marnowaniu go siedząc przed tv jeżdżąc do rodziców na działki. Nie wiem jakoś chyba nie tak. Chociaż mi to pasuję jestem typem domownika który lubi czasem się pobawić. Czuję że ograniczam się z tym ślubem, że robię to tylko dlatego że nigdy nie miałem własnego domu. A co z moimi pragnieniami ze studiami ze spłaceniem d ługów, nie wiem na co mam pieniądze przeznaczyć z wypłaty co z nauka gry na gitarze. Odkąd jesteśmy razem a jesteśmy niecały rok prawe w ogóle już nie czytam książek. Nie wiem po prostu nie wiem nie wiem czy nie idę w ślepą uliczkę.
Alex co o tym sądzisz. Czy ta sytuacja jest beznadziejna?
Pozdrawiam
Igor
Mam wrażenie, że odpowiedzi na Twoje pytania znajdują się w Twoim komentarzu :-)
Tak na szybko to zastanów się nad kilkoma zagadnieniami:
1)Zamierzasz wziąć ślub za 9 miesięcy,mimo, że jak sam piszesz, Twoja obecna partnerka jest „rozwiązaniem” dalekim od Twoich wyobrażeń. Slub, już tak całkiem na zimno, to jest przynajmniej umowa cywilno prawna, którą dość trudno rozwiązać. Po co Ci coś takiego? Co, Twoim zdaniem zmieni się na lepsze, jeśli będziesz miał taki papierek i wynikające z niego zobowiązania?
2) napisałeś „Zrezygnowałem ze studiów dlatego ze moja przyszła żona kazała mi wybrać studia w obcym mieście czy ona”
Jeśli ktoś postawiłby mi wybór pomiędzy realizacją rzeczy, które są dla mnie ważne, a byciem z taką osobą, to zdecydowanie wybrałbym to pierwsze!! Ponad 6 miliardów ludzi na świecie, musi być gdzieś ktoś lepiej pasujący!! :-)
3) piszesz: „W sumie teraz chciałbym mieć dom rodzinę spokój cisze, rodzinne obiady śniadania moc do kogo wracać ”
Może poczekasz z realizacją tego marzenia i najpierw wyruszysz trochę w świat, aby zobaczyć jakie możliwości czekają tam na Ciebie? Dobry wybór ułatwia znajomość tego, z czego właściwie można wybierać, a o tym, jak wynika z Twojego komentarza, masz na razie bardzo mierne pojęcie.
Reasumując, przemyśl, czy to jest dobry pomysł, aby już teraz utrwalać Twoją obecną sytuację. To Twoje życie i oczywiście musisz sam podjąć decyzję, więc życzę Ci dobrych przemyśleń
Pozdrawiam
Alex
@Igor:
1) Rób tylko to, co według Twojej najlepszej wiedzy jest słuszne.
2) Jeśli masz wątpliwości co do ślubu – nie bierz go. („Zrezygnowałem ze studiów dlatego ze moja przyszła żona kazała mi wybrać studia w obcym mieście” – nie przesadzaj z kompromisami, bo Twoja żona wyjdzie za mąż za ulepionego przez siebie plastelinowego ludzika, a nie za Ciebie).
3) Weź pod uwagę fakt, że to będzie trochę nieuczciwe wobec Twojej potencjalnej przyszłej żony żenić się z nią i zapewniać ją o tym, że „jej nie opuścisz aż do śmierci”, kiedy już teraz masz co do tego poważne wątpliwości.
4) Czasami człowiekowi wydaje się, że z pewnych sytuacji nie można się już wycofać, ale to tylko złudzenie i strach przed odrzuceniem. Nie warto z tego powodu być nieuczciwym wobec samego siebie.
Witajcie!
@Igor, dziwię się, że nie słuchasz intuicji. Jak są wątpliwości to powinno się zastanowić czy to co robimy sprawia radość, przynosi oczekiwane rezultaty.
Może powinieneś więcej na „trzeźwo” myśleć o swojej przyszłości, wyznaczyć sobie pewne cele, których realizacja sprawi Ci przyjemność? Sama z powodu pewnych chwilowych rozterek stworzyłam listę podzieloną na kilka głównych działów (nauka, praca, języki, dodatkowe), którą mam zamiar krok po kroku realizować. Coś a la plan życia na 3-4 lat. O dziwo, już następnego dnia „wmuszano” mi prawie wyjazd do Berlina :) (co było jednym z punktów do zrealizowania). Taka lista mocno motywuje, polecam! Oczywiście nasza „praca” nie kończy się na zapełnieniu długopisem czystej kartki papieru… ;)
Pozdrawiam
Odnoszę wrażenie, że wiele porażek i frustracji, jakich doświadczają ludzie bierze się ze strachu przed otwartym i nieagresywnym przedstawieniem swojego stanowiska (najczęściej dotyczy to powiedzenia w pewnym momencie „nie”). I żeby nie było, że tylko tak sobie filozofuję – najpoważniejsze błędy w moim życiu popełniłem właśnie z tego powodu.
Wbrew pozorom mówienie „nie” nie jest takie trudne, jeśli mamy – o czym pisze Agnieszka M. Ryczko – własne cele, które chcemy realizować. Jedyna rzecz, której należy się nauczyć, to kulturalne i – powtarzam jeszcze raz – nieagresywne przedstawianie swoich racji (w dużej mierze ta agresja bierze się z obaw, jak nasza wypowiedź zostanie przyjęta przez odbiorcę).
Witam wszystkich.
A co jeśli ma się wrażenie że każda decyzja życiowa którą się podejmuje jest zła???
Kiedy postawię na rodzinę – będę musiał zrezygnować z wielu marzeń – jeśli postawię na marzenia to zaniedbam rodzinę, która też jest jednym z moich marzeń- celów życiowych. Nie ma dobrych decyzji… zawsze ktoś będzie cierpiał, ja lub ci których kocham. Każde dobre postępowanie jest nie dobre za razem.
To takie trudne…
@Marbad: Dlaczego masz rezygnować z realizacji marzeń, gdy założysz rodzinę? Załóż rodzinę z osobą, która ma podobne marzenia i realizujcie je razem!
Marbad
Witaj na naszym blogu :-)
Zanim zaczniesz realizowań marzenia, które wymagają dużych i trudno odwracalnych zobowiązań, to lepiej je przetestuj a także zastanów się, czy tego, co naprawdę potrzebujesz nie możesz osiągnąć w alternatywny sposób.
Dlaczego też zakładasz, że „Nie ma dobrych decyzji… zawsze ktoś będzie cierpiał, ja lub ci których kocham.”? Wcale tak nie musi być
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Bardzo fajnie Alex opisałeś o tym, że nasze życie na przykładzie lejka. A co jeśli ja sam do końca nie wiem jaką powinienem podjąć decyzję. Hmm za 9 ms biorę ślub przypomina mi się, że mam jeszcze czas na zabawę. Że kiedyś gdy zostawiła mnie moja ex. Przywróciła mnie do życia pewna książka. I wtedy zacząłem się naprawdę dobrze bawić byłem optymistycznie nastawiony do świata. Chciało mi się coś robić, nie wiem czy popełniam błąd czy nie. Ale mam coraz więcej wątpliwości. Ciężko mi jest zakończyć ten związek ponieważ się strasznie przyzwyczaiłem i hmm dobrze mi jest z nią. A czasu coraz mniej na podjęcie decyzji, która w pewien sposób ukształtuje moje przyszłe życie. Chyba boję się, że później mogę nikogo nie znaleźć z kim mógłbym założyć rodzinę. Choć wydaję się to głupie bo mam 21 lat. Kurcze naprawdę nie wiem co mam robić. Kobieta z która jestem nie jest ideałem, ale jest mi z nią dobrze. Tylko co z moimi marzeniami nie mam na nie czasu. Jej postępowanie jest całkowicie inne. Troszkę denerwujące czasami. Rozumiem, że każdy z nas ma wady. Ale ciężko mi jest zaakceptować niektóre. Może rzeczywiście nie pasujemy do siebie. Jak uważasz Alex czy istnieje wyjście z tej sytuacji. Czas ucieka. Czas nie czeka na człowieka jak ktoś kiedyś napisał. Najgorsze jest tylko to, że czuję że tracę swoje marzenia i okres zabawy.
Pozdrawiam serdecznie
Igor
Igor
Widzę, że mocno walczysz z myślami. Tak to jest, że ludzie się przyzwyczajają, ale zazwyczaj niewiele dobrego z tego wynika. Jak już wsłuchałeś się w swoje odczucia, to nie ignoruj ich.
Z drugiej strony, nie musisz zmieniać wszystkiego. Jeśli Wasz związek ma sens, to dlaczego nie sprawdzić, czy przetrwa bez trudno odwracalnych formalności?
Warto nauczyć się mówić czasami 'nie’.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Fajny tekst. Odnoszę wrażenie Alex, że masz jakieś negatywne doświadczenia co do długoterminowych zobowiązań jakiekolwiek by nie były ;) Ja mam kłopot z następującą sprawą. Co jakiś czas wypisuje sobie co chciałbym w życiu robić i robię to zwykle wieczorem (może tu tkwi przyczyna). Kiedy wstaje rano i patrzę na listę to stwierdzam, że właściwie to nie jest to co chce robić. Zbliżam się już wielkimi krokami do 30 i do tej pory wszystko co chciałem to dostawałem. Choć zarabiam całkiem nieźle – może wystarczająco jak narazie (jako jednoosobowa działalność gospodarcza), moge spać do późna, załatwiać prywatne sprawy w ciągu dnia to nie jestem z tego w tej chwili zadowolony – znudziło mi się. Myślałem, żeby znaleźć sobie pracę na etat, ale nie widzę siebie jako pracownika etatowego, który stawia się codziennie o 9.00 w biurze – straszna nuda (koszt), stałe dochody (zysk +/-). Jednym słowem przywyczaiłem się do wygodnego życia ale chcę podnieść standard nie rezygnując z dotychczasowych wygód (dużo wolnego czasu). Co do rozwinięcia biznesu to trzeba mieć pomysł i zwykle się do tego dużo narobić (a do tego nie przywykłem). Nawiązując do tematu i mojego tekstu nie jestem w stanie określić co w życiu robić? Zastanawiam się cały czas nad moją misją i jestem w ciężkiej d… Zastanawiam się jak podjąć próby zgodnie z Twoim tekstem Alex ale nie rezygnując z dotychczasowego poziomu życia (zmianę profesji traktuję wiążę z cierpieniem i brakiem pieniędzy przez jakiś czas pod warunkiem, że w nowej pójdzie dobrze).
Igor pisze: „Hmm za 9 ms biorę ślub przypomina mi się, że mam jeszcze czas na zabawę.”
Wybacz, ale to brzmi tak, jakbyś czekał na wykonanie wyroku. Ten ślub wygląda z Twojego opisu jak koniec świata, po którym następuje tylko ciemność. Większość ludzi oczekuje ślubu z wielkimi nadziejami i radością (o ile nie muszą brać ślubu z powodu nieplanowanej ciąży). Dopiero potem w pewnej liczbie przypadków przychodzi rozczarowanie. A Ty jesteś zdołowany i widzisz wiele negatywów już na 9 miesięcy przed ślubem. Nie rozumiem więc, dlaczego w to się pakujesz.
Zauważyłem odkąd jestem z obecną kobietą, że strasznie się zmieniłem, kiedyś byłem pewniejszy siebie teraz nie wiem. Boję się, że ją stracę. Znaczną część wolnego czasu spędzamy razem, może dlatego również się boję, samotności. Że już nie znajdę nikogo z kim mógłbym być do końca życia. Myślę, że tutaj chodzi o to że nie jestem do końca przekonany co do tej inwestycji na przyszłość. Fajnie jest być razem budować wspólnie przyszłość. Ale jeśli osoba z którą jestem nie umie rozmawiać ze mną o moich marzeniach, która odbiega całkowicie od romantyczności i marzeń(ja po części taki jestem) zawsze wierzyłem w marzenia i siłę ich spełnienia. Jest mi teraz dobrze ale raczej wydaję mi się że z samotności aby nie zostać samemu. Alex napisał, że to co nam się teraz podoba nie znaczy, że będzie nam się podobać za kilka lat. Ciężko jest mi stwierdzić czy chę być z tą osobą za kilka lat gdy już teraz mam wątpliwości. Ja powinienem być facetem podejmować męskie decyzję, że to koniec i tak ma być a ja tutaj gram jakiegoś cipka który boi się zostać samemu. Mam obawy, że mogę nikogo nie znaleźć. To głupie ale tak sądzę, choć nie jestem z natury brzydki i nie mam żadnych problemów ze sobą. Co miałbym robić gdy będę sam skoro teraz poświęcamy tak dużo czasu na przebywanie ze sobą. Przeczytałem tutaj, że życie to bardzo długo dystansowa gra i nie chodzi w nim o to by przejść przez nie jak najszybciej ale jak najlepiej. Ja oczekuję aby kobieta w moim życiu była choć troszeczkę inna. Jak się pozbyć strachu przed cierpieniem. Tak naprawdę kupę czasu przede mną. Potrzebuję chyba jakiegoś kopa w tyłek aby się obudzić…z dnia na dzień coraz trudniejsze dylematy, co dalej robić?
Nieznośna …..
Napisałeś „Odnoszę wrażenie Alex, że masz jakieś negatywne doświadczenia co do długoterminowych zobowiązań jakiekolwiek by nie były”
Może nie tyle są to negatywne doświadczenia ile obserwacje doświadczeń innych (tak jest taniej) i komplikacji wynikających z niepotrzebnego podejmowania trudno rozwiązywalnych zobowiązań :-)
Jeśli chodzi o Twoją listę, która napisana wieczorem nie podoba Ci się się rano, to najlepiej przestań pisać listy, zacznij praktycznie próbować różnych rzeczy!!
Jeśli prowadząc własną działalność gospodarczą z zazdrością patrzysz na zarobki ludzi pracujących na etacie, to chyba coś jest nie tak z Twoim modelem biznesowym albo jego realizacją.
Igor
Koledzy napisali Ci już chyba wszystko, co na Twój temat należałoby powiedzieć. Zadałeś sobie jednak trudu, aby dość otwarcie podzielić się Twoimi obserwacjami, więc będzie fair, jeśli skomentuję je pojedynczo:
1) „odkąd jestem z obecną kobietą, że strasznie się zmieniłem, kiedyś byłem pewniejszy siebie teraz nie wiem.”
dobra relacja to taka, w której wzrastamy, czyli jesteśmy lepsi niż byliśmy przed nią. Twoja obecna relacja najwyraźniej jest dla Ciebie destrukcyjna
2) „Boję się, że ją stracę.”
stracić możesz tylko to, co posiadasz. Wierz mi, „posiadanie” drugiego człowieka to iluzja, chyba że mówimy o faktycznym niewolnictwie. Tak więc nie masz co się martwić, chyba że zamiast „ją stracę” masz np. na myśli „stracę wygodną partnerką do seksu”. W tym ostatnim przypadku też nie powinien to być wielki problem, bo w Polsce mieszka ponad 19 milionów kobiet i całkiem spora ich grupa ma potrzeby seksualne równie duże jak my :-)
3) „Znaczną część wolnego czasu spędzamy razem, może dlatego również się boję, samotności.”
Jak w takim razie chcesz się nauczyć nawiązywania i utrzymywania kontaktów z innymi ludźmi? Do tego potrzebujesz więcej okazji i im prędzej zaczniesz ich szukać tym lepiej dla rozwoju Twoich umiejętności społecznych.
4) „Że już nie znajdę nikogo z kim mógłbym być do końca życia.”
bycie z kimś (w pozytywny sposób) do końca życia wymaga wyjątkowego dobrania się nie tylko pod względem aktualnego dopasowania, lecz też kierunków przyszłego rozwoju, gdzie właśnie pojawiają się problemy. Dlatego wielu ludzi żyje w seryjnej monogamii o której kiedyś pisałem na blogu
5) „że nie jestem do końca przekonany co do tej inwestycji na przyszłość. ”
jesteś pewien, że możesz mówić o inwestycji???
6) „Ja powinienem być facetem podejmować męskie decyzję”, „ja tutaj gram jakiegoś cipka który boi się zostać samemu”
to brzmi bardzo dobrze, sam wiesz jak jest i co trzeba zmienić
7) „Mam obawy, że mogę nikogo nie znaleźć”
jeśli będziesz myślał i postępował tak, jak dotychczas, to Twoje obawy są w pełni uzasadnione!! Dlatego masz wybór, albo coś istotnie zmienisz (i to w sobie!!!), albo będziesz cierpiał
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Igor:
Z jednej strony piszesz:
„Chciałbym nauczyć się grać na gitarze to było zawsze moje marzeń ie a nie ma na to czasu bo prawie całe dnie spędzamy razem na marnowaniu go siedząc przed tv jeżdżąc do rodziców na działki.”.
Z drugiej strony piszesz:
„Co miałbym robić gdy będę sam skoro teraz poświęcamy tak dużo czasu na przebywanie ze sobą.”.
Wynika z tego, że boisz się stracić możliwość marnowania czasu.
Przychylam się do opinii Alexa, że posiadanie drugiego człowieka, to iluzja. Tym bardziej, że sądząć z tego, co piszesz, to prędzej Twoja partnerka ma Ciebie, niż Ty ją.
Rozejrzyj się dookoła. Popatrz, ile fajnych dziewczyn chodzi po ulicy. Dziewczyn, które gotowe są zaakceptować Ciebie takim, jaki jesteś, a nie takim, jakim chciałyby, żebyś był. Które chętnie posłuchają, jak uczysz się grać na gitarze.
A, i jeszcze jedno. Napisałeś, że ślub to dla Ciebie w obecnej sytuacji kłopoty finansowe. Porozmawiaj o tym ze swoją partnerką. Jeśli uważasz, że rozmowa na ten temat będzie nietaktem, to znaczy, że nie jesteście w stanie być wobec siebie szczerzy i waszemu małżeństwu zawsze będzie towarzyszył fałsz i zakłamanie. A tego chyba nie chcesz?
Witaj Alex,
Witajcie Wszyscy.
Bardzo rzadko zabieram głos na tym blogu a robię to wówczas, gdy coś mnie poruszy. Chodzi tutaj o historie Igora. Nie dość, że mamy te same imiona to jego historia jest podobna do mojej.
A więc Igor:
– napisałeś, że straciłeś pewność siebie, i że to Ty powinieneś podejmować męskie decyzje-więc dlaczego tego nie robisz?;
– nie bój się samotności-każdy z nas w rzeczywistości jest samotnym człowiekiem i przede wszystkim powinien nauczyć się przebywać w swoim własnym towarzystwie bez żadnego lęku;
– nie będę oryginalny powtarzając słowa Alexa, aby „nie tworzyć trudno odwracalnych faktów”
– niech kobieta nigdy nie będzie wyznacznikiem oraz katalizatorem Twojego życia; naucz się tworzyć własne życie wg własnych pomysłów a wówczas odpowiednia kobieta sama się do tego przyłączy;
– dla mnie najważniejsze „NIE BÓJ SIĘ ZMIANY NA LEPSZE”.
Wiele z tych kwestii jest ciągle przeze mnie przerabiane, i choć wydaje mi się, że na szukaniu marnuje czas, to z perspektywy czasu widać zmiany. To tylko kwestia podarowania sobie szansy. Igor, jesteś młodym człowiekiem, który w życiu musiał sobie dawać radę i na pewno nie raz wygrałeś nie jedną bitwę. Ale nie musisz w nieskończoność udowadniać, że zawsze dasz sobie rade. Ten ślub wygląda mi na kolejny dowód na własną zaradność. Oczywiście posiadasz prawo podjęcia decyzji i nikt inny tego nie zrobi. Przemyśl tylko czy warto.
P.S. Wiele z tego co napisałem traktuje jako tekst o sobie samym-a jednocześnie do siebie samego…
Pozdrawiam
Igor
Witajcie
Igor:
Jeżeli chodzi o tą zaradność to nie wiem może masz rację. Chodź nie do końca. Chciałbym mieć to czego tak naprawdę nigdy nie miałem, dom rodzinę. Tylko nie jestem pewny co do tego czy za 10 lat nie spotkam kobiety która odmieni moje życie. Nie chce rezygnować z marzeń, bardziej bym wolał je spełniać z tą osobą. Niestety mało interesują „Ją” moje marzenia. Alex napisał, o kryzysie osób wieku średniego. Nie chcę się obudzić w wieku 30 lat mając dwójkę dzieci rodzinę a niespełniając żadnych z moich marzeń które sobie zaplanowałem. Jednym z nich jest wyjazd na pewną wyspę, niestety wycieczka bardzo dużo kosztuje. Miał to być wyjazd mój i mojego najlepszego przyjaciela. Moja narzeczona uważa jednak, że ona nie żyje w iluzji a ja wierzę w takie rzeczy. Myślę, że ciężko jest spotkać osobę tak podobną do siebie którą by interesowało wszystko. Nie chce spełniać jednej rzeczy kosztem drugiej. Igor jak wygląda twoja sytuacja podobna wspomniałeś. Czasu coraz mniej. Taki pewien Polski zespół Akurat śpiewa „Czas goni nas czas dogania nas”. Chyba potrzebuję porządnego kopa w tyłek aby móc się obudzić wziąść za siebie. Chyba jak piszecie strach. Ale jak go przezwyciężyć. To nie takie proste! A co jeśli wszystko będzie wtedy do dupy, jeśli już się nie pojawi taka osoba, która zechciała by założyć dom, taka która by mi odpowiadała. Ja dodam, że obecna partnerka mi się jak najbardziej podoba wizualnie, jeśli chodzi o charakter to jest problem. Co należy zrobić poświęcić jedne marzenie kosztem drugiego. Czy spełniać inne i liczyć na uśmiech losu, że pewnego dnia…?
Igor:
Uwierz mi,że nie powinno się udzielać żadnych rad nie ponosząc za skutki żadnych konsekwencji…
Myślę, że jeżeli znalazłeś się na tym blogu to jesteś na dobrej drodze.
Iluzja dla kogoś nie zawsze jest iluzją dla Ciebie.
Pozdrawiam
igor
@Igor pisze: „Chciałbym mieć to czego tak naprawdę nigdy nie miałem, dom rodzinę.”
Tego nie zbudujesz na siłę. Co właściwie dla Ciebie oznacza „dom, rodzina”. Według mnie to jest pewien związek ludzi mających w dużej mierze wspólne cele. Nie dostrzegam tej wspólnoty w Twoim obecnym związku.
@Igor pisze: „Czasu coraz mniej.”
Chyba żartujesz. Uważam, że większość mężczyzn dojrzewa do założenia rodziny po czterdziestce. Wtedy mają odpowiednią bazę finansową i poczucie własnej wartości niezbędne do skutecznego poprowadzenia przedsięwzięcia, jakim jest rodzina oraz przyjęcia odpowiedzialności za wychowywanie dzieci. W przypadku kobiet jest inaczej – biologia ma swoje wymagania. Znam bardzo udane związki 40-letnich facetów z dwudziestoparoletnimi kobietami.
@Igor pisze: „Ja dodam, że obecna partnerka mi się jak najbardziej podoba wizualnie, jeśli chodzi o charakter to jest problem.”
A co będzie za 20 lat, kiedy uroda nieco przeminie, a zostanie tylko charakter. Planujesz rozwód? A jak zamierzasz wspierać przyszłą żonę w wychowywaniu Waszych dzieci? Jak, przy takiej różnicy charakterów, zachowacie konsekwencję i jednolite podejście do tej kwestii? Koniecznie przeczytaj dyskusję pod wpisem Alexa http://alexba.eu/2008-09-11/rozwoj-kariera-praca/wstep-wzbroniony/ .
TesTeq
Piszesz: „Uważam, że większość mężczyzn dojrzewa do założenia rodziny po czterdziestce.”
Pójdę jeszcze dalej twierdząc, że nie jest to tylko kwestia dojrzałości do założenia rodziny, lecz wystarczającego doświadczenia, aby taką decyzję w miarę świadomie podjąć (rozważając wszelkie za i przeciw). Na ten temat można napisać szalenie kontrowersyjny post, który wyśle wiele tradycyjnie myślących kobiet na barykady, może się za to zabiorę :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
a co ma zrobic osoba, która czuje się bardzo daleko za swoimi znajomymi, nie mam planów na przyszłość, nie do końca wiem co chciałabym robić a moze bardziej jak zacząć to robić, nie lubię już swojej pracy, moi znajomi mają po 2 dzieci, meżów , żony i rodziny a ja nie, nawet nie jestem pewna czy facet z którym jestem bardzo długo jest tym odpowiednim , jak zacząć zmiany? od czego?
@pink: W swoim komentarzu sporządziłaś dość wyczerpującą listę na „nie”. Teraz spróbuj dla każdego „nie” wymyśleć sytuację przeciwną, przez Ciebie pożądaną. Nie mówię, że to proste i że od razu znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania, ale warto zastanowić się nad drugą stroną medalu.
Zapewniam Cię, że znaczna część Twoich znajomych, którzy „mają po 2 dzieci, meżów , żony i rodziny” zazdrości Ci Twojej wolności i braku zobowiązań.
Pink:
Piszesz „nie do końca wiem co chciałabym robić” – a gdybyś miała tyle pieniędzy, że już nigdy nie musiałabyś pracować, że tak naprawdę nie stanowiłyby one żadnego problemu, to co chciałabyś robić? Może jakieś marzenie z dzieciństwa?
Piszesz „nie mam planów na przyszłość” – gdy wymyślisz sobie co chciałabyś robić to łatwiej stworzyć plany. One się mogę i pewnie będą zmieniać, lecz najważniejsze to wiedzieć co się chce robić, bo wtedy jest sens.
Techniką którą ja stosuję jest słuchanie nostalgicznej muzyki (leżąc) lub długi spacer, gdzie myśli same zaczynają krążyć i skupiają się na tym co faktycznie chcę. Później pozostaje mi spisanie tego na papier, zastanowienie się co mogę zrobić, aby to osiągnąć… i zabranie się za to. Zrób coś z tym nim na dobre przyjdzie jesień i mała ilość słońca – pozwól sobie dać energetycznego kopa na całą zimę, jakimi są plany i marzenia.
Pozdrawiam, życzę wytrwałości i jeśli jakoś mogę pomóc, to daj znać.
Orest
Wielkie dzięki za rady i ciepłe słowa.
TesTeq
Niestety ta lista na „nie” jest o wiele dłuższa a co gorsze na „tak” mam niewiele. Jakie jest „tak” na to, że nie lubię już swojej pracy?? A co do tych dzici, mężów, żon i rodzin to przychodzi poprostu taki czas, że znajomi „się wykruszają” jeden po drugim i zostaje się sam na sam ze swoim brakiem rodziny i poniekąd znajomych – bo zajmują się już rodzinami a nie znajomymi. W dobie singli nie powinno to tworzyc problemu, a jednak :(.
Orest Tabaka
Pomysł z marzeniami jest OK. Mam ich kilka i jedna rzecz bardziej mnie interesuje (fotografia). Teraz tylko muszę dojść co w związku z tym i co mogę z tym zrobić :). Oj nie, tylko nie nostalgiczna muzyka. Padnie moja psychika i złapię doła. Nie ukrywam, że jesień ma duży i niekorzystny wpływ na mnie. Brak słońca, krótki dzień. Ostatnio wstaję ze słowami „jak mi się nic nie chce robić”. Pewnie nie nastraja mnie to za dobrze no ale co ja mogę, samo się wyrywa.
Pink:
Przykład z muzyką był tym co ja robię… i przyznam, że mnie to potrafi też przybić na cały wieczór. Obrałem jednak taką technikę, bo w moim przypadku jest skuteczna. W Twoim to może być spacer, hamak i książka, pobyt nad jeziorem… cokolwiek, co odcina Cię od myśli i spraw dnia codziennego. Na pewno taki masz.
Przyznam, że im starszy jestem tym jesień ma bardziej niekorzystny wpływ na mnie, dlatego na tegoroczną jesień i kolejne szykuję nowe plany i atrakcje. Dwa lata temu dodatkowy kierunek i mnóstwo obowiązków uczelnianych, w tamtym roku porzucenie studiów, w tym nowa praca i kilka innych „nowych” aktywności w moim życiu … to daje mi kopa :)
Ja wstaję ze słowami:
(napisane na kartce przyklejonej do sufitu – nad głową).
Nie zdarzyło mi się, abym odpowiedział z całą stanowczością „Tak”, lecz jestem coraz bliżej pewności, że „Tak” :)
Masz marzenie… teraz plan. Jestem pewien, że wiesz jak to marzenie zrealizować. Za miesiąc zapytam na jakim etapie realizacji jesteś :)
Pozdrawiam słonecznie,
Orest
pink pisze: „Jakie jest 'tak’ na to, że nie lubię już swojej pracy??”
Odpowiedzią jest zastanowienie się, co lubisz robić. To coś powinno być pożyteczne dla co najmniej jednej osoby oprócz Ciebie.
Pink:
Nie jesteś osamotniona w tym, że zbliżasz sie do 30-tki a znajomi są już w fazach: zaawansowanego łączenia się w pary i efektywnej prokreacji. Jest nas więcej :-) A to zonacza, że nie wszyscy są tacy sami i są na tym samym etapie. No właśnie! Eureka! Każdy jest na swojej własnej ścieżce życia i na swoim własnym etapie rozwoju. Jeśli chcemy czuć się dobrze w swojej skórze powinniśmy ten fakt zaakceptować.
Właściwie to jesteśmy jeszcze z jednego względu w podobnej sytuacji – ja także nie mam sprecyzowanego celu zawodowego i prace, których się imam nie satysfakcjonują mnietak, jakbym sobie tego życzyła. Przyznam, że boleję nad tym, a jednak nie poddaję się i szukam dalej. Taktyka ta nie polega na zmianie pracy co miesiac ale na uważnym zastanawianiu się nad sobą: nad moimi mocnymi i słabymi stronami, nad tym, co mnie motywuje, a co gasi itp.
Jesli mogę Ci coś zasugerować: nie mów sobie każdego ranka takiej negatywnej mantry – to jest programowani się na nieszczęścia! Po co to robić? Przecież szukasz szczęsica – jak my wszyscy :-) I tego Tobie i wszystkim (włączając w to siebie) życzę!
Pozdrawiam,
Marysia
Pink pisałaś od czego zacząć..
Od wstawania pomimo „ale mi się nie chce” od wędrówki do sklepu po świezą bułeczkę na śniadanie, od dobrej kawy. Od wybrania się na poranny spacer pod parasolem (odgarniając butem /lub kaloszem/mokre liście z chodnika). Od dobrze wykorzystanego czasu w pracy na pracę. Od spokojnych powrotów po pracy i odpoczynku. :-) Nabieraj energii i postaw pierwszy krok.
W każdym jest to coś które można rozpalić i ruszyć do działania.
:-)
Dobranoc
Marzena
Marysia:
Ja też się zbliżam do 30-stki, choć mi jeszcze bardzo daleko. Efektywną prokreację i łączenie się w pary obserwuję coraz częściej wśród ludzi, którzy mają bliżej 20-stki niż 30-stki. I teraz gdyby tak patrzeć na otoczenie to jestem niesamowicie zacofanym człowiekiem… lecz to ja ustalam co ja potrzebuję i wcale nie muszę patrzeć na otoczenie :) Każdy ma swoje własne potrzeby i chyba cała sens zamyka się w tym czy „potrzeby mojego otoczenia są również moimi potrzebami”?
Co do poszukiwania szczęścia (jest taki film „The Pursuit of Happyness” – „W pogoni za szczęściem”) to ciekawą kwestię w swojej książce poruszył Jacek Santorski pt. „Sukces emocjonalny”. Zauważył tam, że
To jeden z paradoksów, lecz receptą na to (wg Santorskiego) jest:
I przyznam, że coraz częściej to ja staram sie dostarczyć szczęścia innym osobom i że wtedy lepiej się czuję niż gdy kiedyś szukałem szczęścia dla siebie.
Marzena:
Opisałaś świetny przykład życia „tu i teraz”. Nawet jesień może być piękna :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest:
Co do Twojego pierwszego akapitu: podtrzymam swoją opinię, mówiącą, że ludzie z mojego otoczenia zakładają rodzinę raczej koło 30-go roku życia. I choć może nie jest to grupa reprezentatywna, dla mnie samej stanowi punkt odniesienia. Bez zbędnych porównań, a jednak – nie jesteśmy bezludną wyspą i widzimy siebie na tle innych ludzi.
Pana Santorskiego znam z innej książki („Alchemia kariery”) i z audycji radiowej, której był częstym gościem (w radio TOK FM) i choć bardzo cenię jego wypowiedzi, to ta przytoczona przez Ciebie, nie do końca mnie przekonuje. Być może dlatego, że wyrwana z kontekstu jest przeze mnie opatrznie rozumiana. Jeśli bowiem mowa o szczęściu, to jest mi ostatnimi czasy bliższy pogląd Dalajlamy, który twierdzi, że naszym celem jest dążenie do szczęścia. Te proste słowa przewartościowały moje własne poglądy. Dla mnie to było odkrycie. Jeżeli Ty czujesz się lepiej dostaraczając szczęscia innym, to „good for you” :-) Ja czuję, że nie mogę uszczęśliwić innych, nie czując własnego szczęścia. Potrzebny jest balans i chyba to ma na myśli Św. Franciszek:)
Pozdrawiam,
Marysia
Marysia pisze: „Ja czuję, że nie mogę uszczęśliwić innych, nie czując własnego szczęścia.”
A może jednak? Myślę, że jesteśmy w stanie rozświetlić czyjeś życie nawet wtedy, gdy nasze serce jest zachmurzone. Musimy tylko bardzo tego chcieć. A wtedy nasza energia powróci do nas i rozpędzi spowijające nas chmury. Wierzę w to.
Marysia
Właśnie „nie jesteśmy bezludną wyspą i widzimy siebie na tle innych ludzi”. Dlatego martwi mnie, że moi znajomi są już na dalszym etapie swojej ścieżki życiowej a ja tak jak pisałam nawet nie jestem pewna czy facet, z którym jestem, jest „tym”. A może ktoś wie jak to sprawdzić? To jest mój kolejny problem z którym borykam się no niestety kilka lat. Najbardziej mnie martwi brak wspólnych planów na przyszłość.
Orest Tabaka
Wychodzi na to, że potrzeby mojego otoczenia nie są moim potrzebami, ale czy to nie dziwne??
A co do sprawiania radości innym, to też trudna sprawa. Robiłam tak. Oczywiście cieszyło mnie to i nadal cieszy ale ograniczyłam się już w tym gdyż bardzo często brak niejako odwzajemnienia tego. Nie oczekuję „coś za coś”, jesli coś robię to bezinteresowanie, nie staram się późneij wymuszać rewanżu ale zawsze mam nadzieję, że ktoś kiedyś i mi sprawi radość, ale się tego nie doczekuję. To poprostu smutne :(.
pink pisze: „Wychodzi na to, że potrzeby mojego otoczenia nie są moim potrzebami, ale czy to nie dziwne??”
Wydaje mi się to całkiem normalne. Gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, to świat byłby strasznie nudny. :-)
Czyli mam się nie martwić, że nie mam męża, nie mam dzieci i wcale mi się do tego nie śpieszy :)). To mnie pociesza :) Casami tylko przychodzą czarne myśli.
Tes Teq,
Sądzę, że człowiek będący w stanie przygnębienia jest zbyt skupiony na sobie, aby mysleć o uszczęśliwianiu innych.
Pink,
Widzimy się na tle innych, ale nie znaczy to, że mamy stapiać się z tym otoczeniem tak, by nic nas od tego tła nie wyróżniało. Nie chodzi o bycie innym za wszelką cenę, ale o bycie sobą mimo wszystko; mimo innych ludzi.
Nie wiem, jak sprawdzić, czy Twój mężczyzna jest „tym”. Jeśli jednak nasuwają Ci się w tym temacie wątpliwości, to może zapytaj siebie, co jest ich przyczyną.
Pozdrawiam,
Marysia
Marysia i Pink:
Wasze słowa to kolejny dowód na moje odrealnienie. Bezludną wyspą nie jestem (jeszcze) i nie mam problemu porównywania się do innych/z innymi. W zasadzie Marysia zauważyłaś bardzo dobrą rzecz: „Być sobą mimo wszystko/mimo innych ludzi”. Więc jeśli nie mam potrzeby posiadania dzieci w wieku 20-stu kilku lat, żyjąc w otoczeniu 20-sto paro letnich rodziców, to czy nie jestem sobą? To nie sytuacja w której mówię „Wy macie dzieci, to ja ich mieć nie będę”. To sytuacja w której ja mówię „Macie dzieci… to dobrze, ja teraz tego niepotrzebuję więc uszanujcie to, że ich nie mam”. W głowie mam post właśnie o tym, „czy potrzeby mojego otoczenia są moimi potrzebami”… oraz drugą stronę tego medalu… „jakie masz priorytety i dlaczego inni nie muszą mieć takich samych?” I tu znika nuda o której wspomniał TesTeq.
Co do uszczęśliwiania innych…
Pink – napisałem kilka dni temu post o „bezinteresowności”, gdzie m.in. wspomniałem o tym co mam z pomagania innym… poczucie, że mogłem zrobić coś dobrego dla innej osóby i to jest to, co ja otrzymuję z powrotem. Każdy ma jednak inne potrzeby związane z „dawaniem” i rozumiem Twoje stanowisko w tej kwestii.
Marysia – można podejść dwojako: najwpierw zainwestować w innych aby się zwróciło (o czym pisał TesTeq) albo najwpierw zainwestować w siebie (uszczęśliwić się) aby później móc innych (Twoje podejście). Życie jest jak gra w szachy, tenisa, golfa… – każdy ma inny styl gry, najważniejsze to aby był skuteczny.
Pozdrawiam,
Orest
Witajcie
Piszecie wszyscy o szczęściu jak je osiągnąć, nie wiecie co robić jak dalej postępować. Dużo się dowiaduję z tej dyskusji. Marysiu piszesz, że nie wiesz czy twój facet jest tym jedynym mam podobny problem nie wiem czy moja kobieta jest tą jedyną. Tak samo nie oczekuję czegoś za coś. Ale czasem fajnie jest jak ktoś sprawi Ci bez interesowną radość. U mnie to jest tak, że czasu coraz mniej do ślubu. Dziś byliśmy załatwić kolejną rzecz na ślub fotografa. Gdy byliśmy na miejscu poczułem się jak CIPA dosłownie. Siedziałem grzecznie potulnie. A jak wymamrotałem swoje zdanie podniosła głos strasznie mnie to trafiło. Że coś źle powiem, i nagle obawiam się reakcji „jej”. Coś tu jest nie tak nie zawsze tak było. Nie wyobrażam sobie resztę życia spędzić w strachu. Jestem głupim romantykiem. Marysiu piszesz, że nie macie wspólnych planów. My również. Ja mam inne i ona inne, nie wiem co dalej. 'JA chce mieć ciszę spokój działkę dom. Wierzę w siłę marzeń. Ona chce mieszkać w łodzi nie wierzy w marzenia i nie interesują ją rzeczy które mnie wprawiają w poczucie wartości. To co jest całym mną jej to nie interesuje. Ostatnio rozmawiając zdałem sobie z tego co pisał Alex, że zarażamy się negatywnymi ludźmi. Przebywamy z osobami które mają negatywny wpływ na nasze życie. A powinno być na odwrót powinniśmy spędzać czas z ludźmi którzy nas nawzajem motywują. Ja zdałem sobie sprawę, że mało jest takich ludzi w moim otoczeniu. Coś czego obiecywałem sobie, że nie zniosę u kobiety teraz muszę to akceptować – papierosy. Kiedyś pewny siebie mówiłem, że nie zaakceptuję gdy kobieta pali. Teraz nie umiem się przeciwstawić jej paleniu…Czas z dnia na dzień ucieka. Czy to oznacza, że najwyższa pora coś zmienić. Obudzić się mieć wszystko gdzieś po prostu być sobą. Albo Cię ludzie zaakceptują takim jakim jesteś albo nie. Pisałem wyżej brak mi chyba takiego domowego ogniska – ale czy warto, narażać całe swoje przyszłe życie i jedne szczęście zamieniać na drugie. Co będzie po 10 latach gdy nadal pozostanę Cipkiem nie mającym swojego zdania i nie mogącym powiedzieć co jemu się podoba – ale czy są jeszcze ludzie którzy potrafią Cię zaakceptować takim jakim się jest. I co zrobić z bólem po rozstaniu czym się zająć gdy nagle plany i marzenia znikają jak bańka mydlana. I znów trzeba planować na nowo gdy nie ma się wiary w siebie że takie coś jeszcze mnie spotka…I przede wszystkim jak się obudzić jak zrozumieć, że to co jest teraz złe i sprawia ci męczenie się – nie nadaję się na wiązanie przyszłości?
Igor
Parę uwag na szybko:
Piszesz: „że nie zniosę u kobiety teraz muszę to akceptować – papierosy.”
A propos „musieć” przeczytaj post :
http://alexba.eu/2008-05-03/rozwoj-kariera-praca/musisz-umrzec/
dalej: „I co zrobić z bólem po rozstaniu czym się zająć gdy nagle plany i marzenia znikają jak bańka mydlana”
Tak jak to opisujesz, to te plany i marzenia są tak czy inaczej bańką mydlaną :-)
Co do bólu, to cytowałem już niemieckie powiedzenie „lepiej bolesny koniec, niż ból bez końca”
Co do obudzenia, to jesteś już obudzony, tylko zbyt wygodny, do ruszenia umysłem i tylą częścią ciała, przynajmniej ja tak to widzę. No cóż, to Twoje życie…
Pozdrawiam
Alex
Igor:
Załóżmy, że chcesz wziąć ten ślub. Gdybym był Twoim najlepszym przyjacielem, mieszkał w Sydney i wolne miałbym tylko weekendy, a Ty byś chciał abym to ja był świadkiem na Twoim ślubie – jakbyś mnie przekonał, żebym przeleciał kilka tysięcy kilometrów, był tylko na ceremomii ślubu, wsiadł w samolot i wrócił do Sydney? Dlaczego ten ślub miałby być dla Ciebie tak ważny, abym ja leciał pół świata tylko na 2 godziny? Co mógłbyś mi powiedzieć?
(swoją odpowiedź możesz umieści tutaj, a możesz zachować dla siebie)
Pozdrawiam,
Orest
Igor
To nie Marysia pisała tylko ja ;) Nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem. To z jednej strony pocieszające, że nie tylko ja mam takie myśli i tak się czuję w swoim związku, a z drugiej to straszne, że tak źle jest z kimś z kim spędziło się dużo czasu (w moim przypadku 6 lat i dwa rozstania i powroty) i planuje się przyszłość (w Twoim przypadku). Ja na Twoim miejscu odpowiedziałabym sobie na pytanie „czy chcę tego ślubu? czy chcę resztę życia spędzić z tą osobą?”. U mnie odpowiedz wciąż nie jest jednoznaczna i jeszcze nie jestem pewna że z ta osobą chcę się zestarzeć, dlatego ja nie naciskam ani on nie naciska. Jak pisałam mam czasami problem z tym, że moi znajomi „się wykruszają” z grona wolnych ale moja niepewność jest silniejsza i nie podejmę tego kroku tylko dlatego aby do nich dołaczyć. Szukam odpowiedzi co jest problemem, czy to jest miłość a może tylko przyzwyczajenie, a może strach przed samotnością, strach przed bólem? W końcu dwa razy się rozstawaliśmy z mojego powodu, a jednak wracaliśmy do siebie. Nie umiem sobie nawet na to odpowiedzieć.
Papierosy… też miałam problem z nimi na początku tej znajomości, ale byłam bardzo stanowcza. Nie zaakceptuję palącego faceta, jasno dałam to do zrozumienia na początku znajomości, no i rzucił. Nie wyobrażam sobie abym wracała do domu zadymionego i śmierdzacego papierosami to raz, a dwa nie wyobrażam sobie nawet całowania z taką osobą (fuj). To moje zdanie, jestem wielką przeciwniczką papierosów.
Albo Cię ludzie zaakceptują takim jakim jesteś albo nie. Moim zdaniem każdy się zmienia pod wpływem tej drugiej osoby, pod wpływem otoczenia i ludzi z jakimi przebywa. Chyba najważniejsze abyśmy te zmiany postrzegali jako zmiany na lepsze. Ja z wielu rzeczy w pewnym momencie zrezygnowałam aby było tak jak on chciał. Teraz nie poznaję sama siebie, nie ma już mnie sprzed tej znajomości i wcale mi nie jest z tym dobrze. Rzeczy, z których zrezygnowałam teraz mi ich brakuje i powoli powracam do nich. I już wiem, że można się zmieniać ale w granicach tego co mi pasuje z czym będę się dobrze czuła i nadal pozostanę sobą.
Zastanawiam się jaka byłaby moja odpowiedz na ostateczne postawienie sprawy ślub albo rozstanie?
Pink
Wiesz, masz rację chyba nie można wyrzekać sie czegoś co jest częścią nas samych – my właśnie tacy jesteśmy i ciężko jeśli ktoś nie akceptuje tego jacy jesteśmy można na chwilę zapomnieć o rzeczach którymi się kierujmy w życiu. Zazwyczaj zdarza się tak, że na skutek jakiś wydarzeń losowych porzucamy to co jest w nas ale z czasem to powraca. ja tak miałem i teraz tak jest widzę, że u Ciebie również. Kurcze ja też nie poznaję siebie od tamtego czasu odkąd byłem sam. Całkowicie inny człowiek nie ten sam i co gorsza zapomniałem kim jestem i jaką mam wartość. Jaka jest moja decyzja z każdego dnia jestem skłonny ku „Nie” Alex fajnie napisał o przysłowiu niemieckim „lepiej bolesny koniec, niż ból bez końca” – tylko ciężko jest skazać siebie na ten bolesny koniec – w mierze człowieka jest chyba tak że dąży do szczęścia a tu pojawia się duży mur który trzeba przebić i dopiero po pewnym czasie nastaje ulga. Ja szukam sposobu na pokonanie tego muru – może ty jakiś znasz?
Igor:
Słuchaj powiedział bym Ci ,że to jest najważniejszy dzień mojego życia, że oprócz Ciebie to teraz będzie najważniejsza osoba która ma i miała największy wpływ na moje życie. I , że jestem w stanie zrobić bardzo wiele byś mógł przyjechać. Jesteś jedną z ważniejszych osób która się dla mnie liczy i że jest to moim marzeniem. Myślę, że jeżeli byś był moim najlepszym przyjacielem to byś przyjechał. Ale jakie to ma znaczenie co ja bym tobie powiedział. To nie zmieni faktu w jakim stanie rozważań się znajduje i nie przeskoczy muru który muszę przebić.
Podobno czas leczy rany. Ale czy czas pokaże jak mam postąpić?
Igor:
Gdyby odwrócić sytuację, gdybym to ja brał ślub a Ty byś był moim przyjacielem i ja chciałbym, abyś był świadkiem, to odpowiedz sobie sam: Czy takie słowa (jakie Ty napisałeś) z moich ust skłoniłyby Ciebie, abyś przeleciał pół świata?
Jak musiałbym umotywować zaproszenie, abyś poczuł, że faktycznie przylatujesz na najważniejszy i najpiękniejszy dzień mojego życia? Jakie musiałoby być moje nastawienie do tego wydarzenia, abyś pomyślał:
„Ale Orest to szczęściarz… wiem, że teraz zaczyna się jego najlepszy okres w życiu!”?
Pozdrawiam,
Orest
@Igor: Nie obraź się, ale z tego, co piszesz wynika, że chcesz ożenić się z okropną, palącą kobietą, która będzie Cię gnębiła i zabijała Twoje „ja” do końca dni Twoich. Czy potrafisz powiedzieć o niej coś dobrego?
Zamierzasz z nią realizować wspólne marzenia, które nie istnieją. Piszesz, że nie chcesz jej stracić, a tak naprawdę oczami wyobraźni cały czas widzisz kogoś innego i masz nadzieję, że twoja narzeczona w momencie ślubu przemieni się w tę wyimaginowaną istotę.
Otóż nie! W wielu przypadkach ślub zmienia stosunki między partnerami na gorsze, ponieważ ludzie odpuszczają sobie i jednocześnie nie krępują się egzekwować tego, co w ich mniemaniu im się należy.
Przyłączam się do Oresta. Przekonaj nas do tego, żebyśmy chcieli uczestniczyć w najszczęśliwszym dniu Twojego życia, jakim będzie dzień Twojego ślubu. Potrafisz?
A co powiecie na to, że ludzie którzy długo ze sobą chodzą i w końcu decydują się na ślub, częściej i szybciej decydują się później na rozwód? Oczywiście długie chodzenie ze sobą, dla mnie przynajmniej, wiąże się z tym, że któraś ze stron nie jest pewna czy tego chce czy nie, że są wątpliwości czy to jest odpowiednia osoba, tak jak w moim i Igora przypadku.
pink: Chyba po to długo się ze sobą chodzi, żeby przekonać się, czy ewentualnie chce się sformalizować taki związek w świetle prawa. Moim zdaniem to nieroztropne próbować ratować rozsychający się układ partnerski przysięgą składaną wobec urzędnika lub księdza. To forma przykuwania do siebie partnera za pomocą przepisów prawa.
O jakości związku nie świadczy długość jego trwania, tylko jakość wyrażona w tym, czy zalety partnera przesłaniają nam jego wady, czy też jest odwrotnie.
Długo sobie chodzić to można w podstawówce albo w liceum a w dorosłym życiu moim zdaniem 3 lata to max no może 4 i czas mieć konkretne wspólne plany. Wiem, że działam wbrew temu co sama uważam za słuszne ale nie biorę siebie pod uwagę w tym przypadku. Kiedyś moja koleżanka powiedziała, że tylko mi i w kreskówkach przydarzają się takie rzeczy :) (wiele miała ich na myśli). Czasami nieracjonalnie działam i w tym przypadku może też, że mam nadzieję, że próbuję wciąż i wciaż się przekonać, że pomimo 2 rozstań można coś jeszcze zbudować. Ja wiem, że każdy powiedziałby daj sobie spokój, to nie ma sensu, przecież… (i tu wiele rzeczy, które zrobiłam) ale łatwo tylko się mówi a w rzeczywistości rozstanie z kimś po 6 latach wydaje się niemal niemożliwe. Wiele rzeczy jest na plus i naprawdę pozytywnych, aż wstyd mówić co jest minusem i strefą „tabu”, w której nie dochodzimy do porozumienia. A pytanko bardzo serio gdyż mam znajomych, którzy po 7-8 letnich związkach się rozstawali rok po ślubie, albo tuż przed nim. Kolejne związki szybko trafiały przed ołtarz… obawa straty czasu? wpędzanie się w lata? ( tak powiedziała jedna z moich koleżanek, którą zostawił facet po 7 latach i z pierścionkiem na palcu… )
Pink
Piszesz: „dorosłym życiu moim zdaniem 3 lata to max no może 4 i czas mieć konkretne wspólne plany. ”
Nie bardzo rozumiem???
Na czym ma polegać „konkretność” wspólnych planów??
Jeśli z zaprzyjaźnioną kobietą planujemy pójść wieczorem na dobrą kolację, mieć dobrą konwersację a potem dobry seks to czy to jest w Twoim mniemaniu konkretne, czy nie. Z mojego punktu widzenia zdecydowanie tak :-) I nie trzeba na to czekać bardzo długo. Taka dobra relacja może też trwać latami bez jakiejkolwiek konieczności „formalizowania” jej.
Wspominasz też: „rzeczywistości rozstanie z kimś po 6 latach wydaje się niemal niemożliwe.”
Jest możliwe, choć rzeczywiście, jeśli były w to zaangażowane uczucia, to jest to dość trudna sprawa. Niemniej jeśli chodzi o mnie, to wszystkie te bolesne rozstania powodowały, że w efekcie wzrastałem jako człowiek i żadnej z tamtych decyzji nie żałuję.
O ciąganiu innych do ołtarza (albo urzędnika stanu cywilnego) napiszę kiedyś bardzo kontrowersyjny post, ale na to muszę mieć wolną głowę.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq:
Ja nie chcę, aby Igor nas przekonywał. Ja chcę, aby Igor był przekonany i gdy będzie zapraszał znajomych i przyjaciół na ślub, czy to osobiście czy telefonicznie, to że zrobi to z pełnym przekonaniem.
Zaproszenie: „Zapraszam na ślub, bo go mam w sobotę…” jest takim zaproszeniem, gdzie odrazu poczułbym, że za rok czy dwa otrzymam zaproszenie „Zapraszam na rozwód, bo go mam….” czy też „Zapraszam na mój drugi ślub…”.
Wiem Igor, że jesteś bystrym facetem i cieszę się, że już teraz refleksyjnie podchodzisz do swoich przyszłych planów. Na rok przed już wiesz, że chcesz być fair wobec siebie i drugiej osoby. Masz jeszcze czas na podjęcie odpowiedniej decyzji – czy to uwolnienia się, podjęcia planu naprawczego (bo z jakiegoś powodu wcześniej się z narzeczoną związałeś, coś Was łączyło i może teraz o tym nie pamiętasz) czy też tkwienia w tym stanie co jesteś. Możliwości wiele – najlepsza decyzja to ta, którą Ty podejmiesz.
Pozdrawiam,
Orest
Tak Alex, plany na wieczór na pewno są konkretne. Mi jednak chodzi o coś więcej niż tylko plany na wieczór, chodzi o plany na życie, plany na wspólną przyszłość, plany na wspólny dom i rodzinę. Nie mówię o zaciąganiu nikogo przed ołtarz. Papierek nie ma dla mnie większego znaczenia, ważniejsze jest jednak jakiś wspólny cel, wspólne widzenie siebie za kilka lat. Nie chciałabym, aby się okazało, tak jak u Igora, że on ceni ciszę i spokój a przyszła małżonka widzi ich mieszkających w mieście. To takie troszkę błahe ale rozbieżne i ktoś będzie musiał poświęcić się i swoje plany a może nawet wielkie marzenia. Piszesz o dobrej relacji, która może trwać latami. Dla mnie to jest poniekąd taka dobra relacja a może bardziej wygodny związek, tylko wygodny do czasu. Belka drewniana się uginała, uginała aż wreszcie trach… Miałam dwa duże wyskoki, po których się rozstawaliśmy, później schodziliśmy i sklejałam belkę. Ile takich sklejeń wytrzyma?
Alex,
jako, że dopuszczasz u siebie na blogu w komentarzach prowadzenie dyskusji niezwiązanych ściśle z tematem danego postu wyrażę swoje zadowolenie z tego, że napiszesz tekst o „ciąganiu innych do ołtarza”, ponieważ jest rzecz, która najbardziej mi w Twoim widzeniu świata nie odpowiada i chętnie zrozumiałbym ją głębiej, ponieważ może nie do końca Cię w tym segmencie rozumiem.
Witam
Bardzo podobaja mi sie teksty zawarte zarowno w blogu jak i w komentarzach. Nieskromnie moge stwierdzic ze moja sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana niz Igora czy Pink ale takze podobna.
Zaczne od tego, ze mam 23 lata, studiuje, mam dobra prace, fajny samochod, jestem w stalym zwiazku a mimo to nie jestem w zyciu szczesliwy. Wszystko przez to ze dziewczyna z ktora jestem juz od 5 lat jest w sumie w porzadku, jednak ciagle bardziej dostrzegam jej wady niz zalety. Jak w kazdym zwiazku zdarzaly sie nam powazne klotnie, przy ktorych mowilem sobie ze z nami juz koniec, jednak albo uczucie do niej, albo silne przyzwyczajenie nie pozwalalo mi tego zrobic. Ona tez kilka razy probowala ze mna zerwac, jednak po kilku dniach zawsze do siebie wracalismy. Problem w tym, ze chociaz jej charakter mi odpowiada, to jej wyglad mowiac szczerze jest dla mnie sredni i nie wyobrazam sobie ze bedac z nia, nie beda fascynowac mnie inne kobiety. Chcialbym aby moja partnerka na cale zycie byla na tyle wyjatkowa aby o innych kobietach po prostu zapomniec, bo inaczej zawsze bede sie wahal.
No i tu pojawia sie dylemat, bo w moim zyciu jest jeszcze kobieta ktora od kilku lat sie we mnie podkochuje i chociaz jej wyglad okreslilbym jako super, to niestety zupelnie nie odpowiada mi jej charakter. Mimo ze jest sympatyczna, mila i bardzo wrazliwa to jednak nie nadajemy na tych samych falach, po prostu nie mamy za bardzo o czym rozmawiac. Dlatego, mimo ze jej wyglad bardziej mi odpowiada, to nie wyobrazam sobie nas razem, no chyba ze po jakims czasie, moze bysmy sie dotarli.
Piszac o sobie, nie moge nie wspomniec o trzeciej kobiecie, o ktorej mimo usilnych checi nie moge zapomniec od 5 lat. Jesli istnieje cos takiego jak pierwsza milosc ktora trwa przez caly zycie, to boje sie ze ona jest wlasnie dla mnie taka miloscia. Mimo ze wczesniej mialem wiele dziewczyn z ktorymi bylem bardzo zaangazowany, to wszystkie sa dla mnie tylko wspomnieniami. Ta kobieta, ciagle jest w moim sercu, mimo ze zawsze bylismy tylko przyjaciolmi, a jakiekolwiek proby zblizenia z jej albo mojej strony konczyly sie fiaskiem. Takie to zycie jest… Teraz zaluje ze wtedy nie bylem bardziej stanowczy i nie zrobilem wszystkiego abysmy byli razem, ale bylem mlody i glupi i nie wiedzialem ze o niej nie zapomne. Ostatni raz gdy ja widzialem, 5 lat temu, calowala sie z innym facetem, a mimo to ciagle o niej mysle i czasami o niej snie. Probowalem sie z nia ostatnio skontaktowac, jednak wyjechala do Anglii, moze za kilka miesiecy mi sie uda, ale nawet jesli tak, to prawdopodobienstwo ze bedziemy razem jest bardzo male. Niestety, jestem prawie pewien ze ona do mnie juz nic nie czuje i wogole o mnie nie pamieta.
Podsumowujac jestem juz 5 lat z dziewczyna ale ciagle mam duze watpliwosci czy powinienem z nia byc. Teraz jest mi z nia dobrze, jednak na przestrzeni calego zycia moze byc inaczej, bo nie potrafie przestac myslec o innych kobietach. Jakby tego bylo malo, mam chorobe genetyczna, ktorej nie widac na pierwszy rzut oka, jednak nie da sie jej tez ukryc i przeniesie sie rowniez na moje dzieci. Tak wiec boje sie zarowno tego, ze jesli bede dalej ze swoja dziewczyna to nastapi slub, ona bedzie chciala dzieci, ktorych ja nie chce ze wzgledu na ta chorobe i zmarnuje jej zycie, ale boje sie rowniez tego ze jesli zerwiemy, to nie znajde zadnej innej kobiety ktora tak odpowiadalaby mi pod wzgledem osobowosci i zaakceptowalaby mnie, mimo mojej choroby. Naokolo wszyscy sie zenia/wychodza za maz, a ja nie wiem co robic i zazdroszcze im tego szczescia. Mam wrazenie ze co bym nie postanowil to i tak bedzie zle. Bo decydujac sie na slub z moja dziewczyna, nie dosc ze moge nie byc w 100% szczesliwy ze wzgledu na jej wyglad to jeszcze moge jej uprzykrzyc zycie nie dajac jej dziecka, ale z drugiej strony boje sie ze juz zadna inna kobieta mnie tak nie pokocha jak ona i nie zaakceptuje mojej choroby, przez co bede do konca zycia sam…
@Rafal:
1) Czy wygląd Twojej obecnej dziewczyny nie da się podrasować? Trochę ruchu na świeżym powietrzu i eksperymentów fryzjersko-kosmetycznych czasami potrafi zdziałać cuda.
2) Związek z osobą, z którą nie nadaje się na tej samej fali to męczarnia.
3) Muszą być jakieś przyczyny tego, że z Twoją dawną miłością nigdy nic Ci nie wyszło. Jakie? Ty sam powinieneś wiedzieć najlepiej.
Wygląd przemija. Piękno nie jest trwałe. Jeśli się nią zainteresowałeś 5 lat temu to jednak czymś przykuła Twoją uwagę. Charakter u osoby dorosłej trudno jest zmienić. To są nawyki, przyzwyczajenia, wychowanie wyniesione z domu. Od dziecka się w nas zakorzeniają i trudno sie złych nawyków pozbyć. Poza tym to co Ty uważasz za złe dla niej może jest OK i wcale jej nie przeszkadza i nie będzie chciała tego zmienić. Nawet jeśli na początku będzie udawało się zmieniać zachowanie, niby docierać to ja nie wierzę, że to będzie trwale – to wiem po sobie, że zmieniałam się dla faceta i na początku było OK, a teraz nie ma mnie takiej jak kiedyś i nie pasuje mi to, zatraciłam swoje ja i źle mi z tym, od kilku miesięcy pracuję nad tym aby być taka jak kiedyś :). Zmiany muszą być naturalne i wynikać z naszej potrzeby a nie z potrzeby otoczenia, które wymusza je na nas.
Witajcie:
AleX dowiedziałem się dziś ciekawostki o tobie mianowicie, że studiowałeś filozofie na Uniwersytecie Jagielońskim. Hmm to było moje marzenie które ja przerwałem. Tez tam studiowałem i też filozofie. Bardzo jestem ciekaw czy pewnego dnia znów do niego powrócę. Jakoś bardzo mnie to do Ciebie zbliża. Jak myślę jak pokonałeś problem z własną firmą porzucając studia odnoszę wrażenie, że nie wszystko przychodzi w tedy kiedy tego chcemy. Po prostu przychodzi winnym mniej oczekiwanym momencie. Mimo, że mieszkam w Łodzi warto było co dwa tygodnie jeździć i słuchać po kilka godzin tego co mnie naprawdę interesuję i czułem, że się spełniam(no może nie zawsze było interesujące, ale to już inna historia):).
Nadal mam problem, jednego dnia uświadamiam sobie, że jednak chcę być z moją narzeczoną a kolejnego, że chyba chcę się spełniać, najgorsze jest to, o czy chyba wcześniej nie pisałem w ten sam dzień i o tej samej godzinie. Biorą ślub moi znajomi z którymi znam się spory kawałek czasu dłużej jednak niż z moją narzeczoną, głupio wyszło wiem ale obydwoje dowiedzieliśmy się o tym z zaskoczenia. Niestety nikt nie przełożył terminu. Czas nas goni. A ja czuję, że moi znajomi czują jakąś do mnie urazę z tego powodu, ale czemu oni nie mogli przełożyć tej daty. Wiem, że zgadzając się na ślub nie będzie tam moich znajomych z którymi zawsze byliśmy razem. Sylwester czy inne wesela imprezy zawsze byliśmy razem. I teraz muszę wybierać. Wezmę ślub będzie w większości tylko rodzina, i pewna uraza, że jednak Nie wiem czy oni tej daty nie mogli zmienić. A z drugiej wezmę ślub a co z moim spełnianiem się, a jeśli to nie jest osoba dla mnie przeznaczona. Nie jest tak jak pisaliście wyżej że wady zakrywają zalety chyba troszkę bardziej jest na odwrót. Każdego dnia myślę o tym coś innego . Niedługo popadnę w obłęd, jak tak dalej pójdzie.. Fajnie jest się budzić codziennie rano koło kogoś i wiedzieć, że ona zawsze będzie koło ciebie, że jesteś dla kogoś ważny.A jeśli stać mnie na kogoś lepszego?. Kurcze tak wiele pytań …Chyba po prostu chcę mieć dom rodzinę ciepło. Ja widzę na razie dwa radykalne wyjścia albo poświęcić się dla Niej albo zrezygnować i zacząć wszystko od początku ze świadomością, że popełniam największy błąd w życiu. A może to jak się wszystko układa to jakiś znak, że tak musi być. Jest taka piosenka Iry „zamykam oczy jestem daleko stąd” Zawsze jak było źle lub się czegoś bałem przypominała mi się…
Igor
Napisałeś: „AleX dowiedziałem się dziś ciekawostki o tobie mianowicie, że studiowałeś filozofie na Uniwersytecie Jagielońskim.”
Generalną zasadą tego blogu jest podawanie prawdziwych informacji, a ta jest zdecydowanie fałszywa. Kto umieszcza na blogu fałszywe informacje, zwłaszcza jak można było łatwo sprawdzić ich prawdziwość ląduje w moderacji :-)
Alex
@Igor: Myślę, że w tej chwili Twoje emocje przeważają nad analitycznym podejściem do spraw – nawet w przypadku Aleksa informacja o domniemanym kierunku jego studiów „zbliżyła Cię do niego”.
Podobnie jest z Twoim myśleniem o ślubie. Wyobrażasz sobie świetlaną przyszłość, ale masz niebezpodstawne wątpliwości co do realności Twoich marzeń w obecnym związku.
A już z tym zderzeniem się terminów ślubów, to już przesadzasz. Piszesz: „A ja czuję, że moi znajomi czują jakąś do mnie urazę z tego powodu, ale czemu oni nie mogli przełożyć tej daty.”
Na jakiej podstawie to czujesz? Masz ósmy zmysł? Jeśli naprawdę tak czują, to im przejdzie.
Witam
W takim razie przeczytałem coś przez pomyłkę. Przepraszam Alex. Mam nadzieję że się nie gniewasz. Widocznie to się nie tyczyło Ciebie.
Cóż „Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba”…do zobaczenia po rozwiązaniu sprawy:) Ogromne dzięki za pomoc.
Pozdrawiam
Igor
Igor pisze: „Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba”
Wybacz, ale nie mogę tego zostawić bez komentarza.
Ludzie wynaleźli parasol, żeby przeciwstawiać się woli nieba. Bo spuszczenie nam strug deszczu na głowę to jest wszystko, co niebo może nam zrobić (no jeszcze czasami może strzelić w nas piorunem). A pozostałe sprawy leżą w naszej gestii, choćby niebo nie wiem jak się napinało.
Igor
Piszesz: „“Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba””
To nie jest kwestia woli nieba, lecz niezamieszczania tutaj fałszywych informacji :-)
Heh:) No chyba znów macie rację :)
Pozdrawiam serdecznie
Igor:)
Co ma kierunek studiów do zbliżania się ludzi do siebie??
Pink:
Miesiąc temu obiecałem zapytać jak zmiany… więc co w ciągu ostatniego miesiąca zrobiłaś? Jakie kroki poczyniłaś w realizacji marzeń (fotografia)? Z jakim nastawienie wstajesz rano?
PS: Na to, aby nas ludzie lubieli jest ciekawa książka Dale Carnegie „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”. Jeśli tylko kilka z metod tam opisanych zastosujesz to szybko odczujesz podniesienie jakości swojego życia :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest Tabaka
A to już miesiąc minął? Jak ten czas szybko leci :). W sprawie marzeń nic się nie zmieniło :( nadal pozostają marzeniami. Wstaję bez słowa, pracuję nad radosnym początkiem dnia i nie mówię, że nic mi się nie chce :).
Zastanawiam się czy wszyscy muszą mnie lubić?? Może to właśnie to, że jestem jaka jestem i przecież nie będę pasowała każdemu, a dostosowując się do każdego to będę taką chorągiewką. Jak będzie X to jestem i mówię to co pasuje X a jak przyjdzie Y to będę zachowywała się tak aby Y był zadowolony. To trochę chyba zakłamane???
@pink: Być może nie dotyczy to Ciebie, ale stwierdzenie „jestem jaki jestem” bardzo często jest wymówką usprawiedliwiającą stan bezruchu i brak pracy nad sobą. Nie mówię, że trzeba tańczyć tak, jak inni nam zagrają, ale warto popatrzeć na siebie krytycznie i zastanowić się, czy nasze postępowanie jest skuteczne, czy osiągamy nasze cele postępując po swojemu oraz zastanowić się czy istnieją lepsze i jednocześnie etyczne metody działania.
Pink:
Tak… to już miesiąc :) Cieszę się, że „pracujesz nad radosnym początkiem dnia”… i tu zrobiłbym modyfikację „mówię, co dziś mi się chce” :)
Wiesz jak najłatwiej nie być lubianym? Gdy odnosisz sukces i masz lepiej niż otoczenie. W pewnych środowiskach to działa… możesz mieć uciechę w tym jak zobaczysz, że innym tętnice szyjne się napinają a oczy przekrwione się stają ;)
Inne środowiska, gdy odnosisz sukces, to Cię jeszcze wspierają i pomagają odnieść kolejne… warto więc dążyć do tego, aby znaleźć się w takim wspierającym środowisku.
Człowiek tak ma, że lepiej się czuje, gdy go inni lubią. Nie chodzi o to, żeby być inną osobą, tylko aby inaczej podchodzić do kontaktu z ludźmi… na początku możesz mieć takie wrażenie, że udajesz coś, kogoś kim nie jesteś… lecz to złudne. Samemu z Carnegie niewiele stosowałem… a teraz widzę jak to działa i oprócz tego, że inni mnie lubią to i ja lepiej się czuję w towarzystwie tych osób… nie wspominając o tym, że metody z Carnegie pozwoliły mi pracować tu, gdzie pracuję obecnie :)
TesTeq:
W pełni się zgadam.
Pozdrawiam,
Orest
TesTeq
Powiedzenie „jestem jaka jestem” miało bardziej znaczenie, że nie chcę grać jak mi inni zagrają jeśli nie jest to zgodne z moimi przekonaniami. Mówię co myślę, nawet jeśli się to komuś nie będzie podobało, ale nie potrafię kłamać. Jeśli ktoś chce znać moje zdanie to niech się liczy, że niekoniecznie będzie ono takie jak ta osoba chciałaby usłyszeć. Bardzo prosty przykład jeśli ktoś zapyta się mnie czy ładna bluzka? ok ładna, ale jak zapyta czy ładnie jej w tej bluzce to już inna sprawa a poza tym, to moje zdanie, innym może się podobać, mi nie musi, ale nigdy też nie skłamię mówiąc że brzydko jeśli mi się będzie podobało. Jedni powiedzą, że ładnie aby nie urazić uczuć tej osoby, ale nie będą szczerzy wobec tego co sami myślą a ja powiem, że nie, że mi się nie podoba, ale uzasadnię to. I tak wyjdę na tą zołzę, której nic się nie podoba. Co jest lepsze sprawiać zakłamaną przyjemność czy być szczerym do bólu??
Czy osiąganie celu za wszelką cenę jest OK? Dla mnie brzmi to jak po trupach do celu… Czemu mam postępować etycznie wobec innych a wobec siebie nie do końca być fair? Preferuję być OK wobec siebie przede wszystkim i nie krzywdzić innych.
Orest
Chyba masz rację, że bycie szczęśliwym unieszczęśliwia otoczenie, oczywiście pewnego rodzaju otoczenie. Nigdy nie rozpatrywałam tego w takiej kategorii. Dzięki za nowe spojrzenie :). Pomimo, iż nie jestem konkurencją dla „tej” od opinii, że nikt mnie nie lubi to chyba wkurzam ją byciem radosną. Przestałam się przejmować tym co ona mówi, bo to nie pierwszy jej wyskok w tym rodzaju w stosunku do mnie. Tylko po co być złośliwym jeśli co najmniej 8 godzin dziennie spędza się razem???
Myślisz, że w pracy można mieć takie wspierające środowisko?? Nie mam na myśli swojej własnej firmy gdzie jesteś szefem i masz „władzę”, tylko firmę gdzie jesteś jednym z wielu pracowników.
pink pisze: „Co jest lepsze sprawiać zakłamaną przyjemność czy być szczerym do bólu??”
Jest wiele odcieni pomiędzy czernią a bielą. Są też i inne kolory. Chcę przez to powiedzieć, że nie należy demonstracyjnie narzucać się ze swoimi szczerymi sądami, ponieważ adresat może wcale ich nie oczekiwać. Nie radzę na przykład na widok wchodzącego do biura szefa wykrzykiwać: „Ala ma Pan zniszczone buty! Mógłby Pan już sobie kupić nowe.” Szczere i uczciwe? Z pewnością. Rozsądne? Nie!
Z innej beczki: Tak, w pracy można mieć wspierające środowisko!
Pink
Piszesz „Powiedzenie “jestem jaka jestem” miało bardziej znaczenie, że nie chcę grać jak mi inni zagrają jeśli nie jest to zgodne z moimi przekonaniami. Mówię co myślę, nawet jeśli się to komuś nie będzie podobało,”
Ja robię dokładnie to samo, z małym ograniczeniem wynikającym z mojej zasady „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia ” :-)
Pytałaś też Oresta :” Myślisz, że w pracy można mieć takie wspierające środowisko?? Nie mam na myśli swojej własnej firmy gdzie jesteś szefem i masz “władzę”, tylko firmę gdzie jesteś jednym z wielu pracowników. ”
Pozwól, że powiem CI tutaj moje zdanie: Oczywiście, że można, jeśli odpowiednio długo będziesz szukać i nie zadowolisz się pracą na galerach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam. Jak wielu z wypowiadajacych sie tutaj odnalazlam ten post wpisujac w Google mniej wiecej jego tytul. A bylo to jakies poltora roku temu… Przypomnial mi sie ten blog i tu zajrzalam – a tu widze zycie wre i temat ciagle aktualny!
Wtedy bylam niezadowolona ze swojej sytuacju zyciowej, czulam, ze utknelam i szukalam wskazowek co dalej. Pamietam, ze to co tu przeczytalam, dalo mi duzo motywacji, ale tez otuchy, ze nie jestem jedyna, ktora utknela w zyciu.
Mysle ze w takich sytuacjach wazne jest, aby nie niszczyc tego, co juz sie posiada, bo czasem tylko nalezy odkryc wartosc tego co juz mamy, zauwazyc te dobre strony, bo na tej podstawie mozna zbudowac cos lepszego. Wazne jest, aby dac sobie czas na zastanowienie sie czego tak naprawde nam potrzeba, wczucie sie w wlasne wnetrze. A potem tylko dzialanie i wiara. Duzo pomaga w realizacji tak prosta rzecz jak wypisanie sobie na papierze celow i planow dzialania.
Musze powiedziec, ze wtedy udalo mi sie to zmienic, a konkretnie chodzilo o zmiane rodzaju pracy. Ale gdy marzenia sie spelnia, pozostaje pustka, ktora najlepiej zastapic nowymi marzeniami.
Tak wiec tu jestem znowu. W punkcie wyjscia, a jednak bogatsza o doswiadczenie i wiedze. Pozdrawiam wszystkich szukajacych i zycze powodzenia – mysle, ze sam proces poszukiwania i zdobywania jest bardzo fascynujacy i moze dostarczyc wiele satysfakcji.
Nie wyrywam się ze swoimi osądami niepytana. Ale jeśli ktoś powiedzmy miałby bluzkę na lewą stronę założoną albo rozporek rozpięty to bym delikatnie o tym powiedziała. Chyba dla jego dobra?? Aby nie chodził tak przez pół dnia aż w końcu i tak ktoś mu o tym powie. To tak jak u kobiet z make up’em. Jeśli masz nierówno położony to powiem ale jak widzę, ze ktoś ma wogóle nieumiejętnie położony to nie będę się wyrywała i robiła wykładu na temat jak powinno się to robić. Chyba że mnie o to zapyta. A z tymi kolorami, ze nie wszystko jest czarne albo białe, to oczywiście. Jak zatem powiedzieć jeśli ktoś mnie zapyta czy w tym jest jej ładnie. Mi się nie będzie podobało, nie mój styl, to raz a dwa że rzeczywiście ta osoba w tym nie wygląda ładnie. Oczywiście to moje zdanie. Ktoś inny może być zachwycony. Jak tutaj nie dać czarnej albo białej odpowiedzi?
Pink:
„Tylko po co być złośliwym jeśli co najmniej 8 godzin dziennie spędza się razem???”… też nie wiem po co :)
Na pytanie czy można mieć wspierające środowisko to już Alex i TesTeq Tobie odpowiedzieli – można. Jednak bycie właścicielem, szefem wcale nie ułatwia sprawy, bo możesz mieć bandę lizusów, a nie wspierających pracowników. To kwestia podejścia i wzięcia odpowiedzialności za współpracowników. Obecnie mam bardzo wspierającego menedżera – wspiera mnie gdy chcę coś robić i wspiera mnie gdy nic nie robię ;)
Zespół w którym pracuję też się wspiera… mogę ich wspierać a oni mnie. Pewnych rzeczy też nie przeskoczysz, bo jeśli są Zosie-Samosie (ja taką jestem), to wsparcia nie otrzymasz i z niego nie skorzystasz.
Bożena:
Stajemy się lepsi w tym co trenujemy – np. w realizacji marzeń. Jesteś na dobrej drodze, aby być w tym conajmniej dobra :)
Doświadczenie i wiedza pomagają być coraz lepszym… możesz więc te półtora roku zapisać po stronie zysków.
Pozdrawiam,
Orest
pink pisze: „Jak zatem powiedzieć jeśli ktoś mnie zapyta czy w tym jest jej ładnie. Mi się nie będzie podobało, nie mój styl, to raz a dwa że rzeczywiście ta osoba w tym nie wygląda ładnie. Oczywiście to moje zdanie.”
Ja bym odpowiedział tak:
„Wiesz, ja ubieram się w zupełnie innym stylu, więc moja ocena może nie być obiektywna, ale powiem ci, że najważniejsze jest, żeby samemu dobrze się czuć w ubraniu, które się nosi.”
TesTeq
Dla mnie to „bla bla” nic nieznaczące i nie odpowiadające na zadane pytanie. I tak za każdym razem mam odpowiadać? Przykład to ubranie ale przecież nie chodzi tylko o to. Dla mnie to takie wymiganie się od niemiłej odpowiedzi i jej konsekwencji, chęć bycia super dyplomatą, ale przecież nie można wciąż udzielać takich „wymijających” odpowiedzi? To tak jakbyś mi powiedział „jeśli masz coś miłego do powiedzenia to powiedz, ale jeśli to ma być niemiłe zachowaj dla siebie”. To może przed odpowiedzią zapytam czy mam być miła czy szczera?? :)
Pink
Ja mam taką jedną ogólną zasadę:
Możesz drugiemu człowiekowi powiedzieć coś miłego to powiedz to natychmiast. Możesz powiedzieć coś niemiłego, to zastanów się 3 razy czy to ma sens.
Druga, to oczywiście wspomniane wcześniej nieudzielanie konsultacji bez zlecenia.
Trzecia, w wypadku otrzymania zlecenia to zapytanie jak bezpośredni feedback życzy sobie osoba pytająca :-)
Pozdrawiam
Alex
@pink: Ja nie utożsamiam szczerości z mówieniem wszystkiego, co mam do powiedzenia na każdy temat. Nie utożsamiam także dyplomacji z zakłamaniem. Istnieje koncepcja „radykalnej szczerości”, ale z mojego doświadczenia wynika, że strategia taka może przynieść więcej strat niż korzyści. Wbrew pozorom wiele osób nie chce usłyszeć prawdy o sobie, więc nie uszczęśliwiajmy ich na siłę.
TesTeq
Nie piszę o uszczęśliwianiu na siłę tylko o odpowiedzi na czyjeś pytanie. Po co pytać jeśli nie chcesz usłyszeć prawdy? Ja jeśli już pytam o czyjąś opinię w różnych sprawach to zależy mi na ich szczerej odpowiedzi. Na tym co oni myślą albo jak postrzegają pewne problemowe dla mnie zagadnienia. Z takiego też powodu znalazłam ten blog. Nie zapytałam co robić jeśli nie wiem co zrobić po to tylko aby usłyszeć miłe odpowiedzi ale może po to aby dostać kopniaka od kogoś i zastanowić się, że czas wziąć się w garść bo nikt za mnie nie przeżyje mojego życia.
No tak szczerość to niekoniecznie mówienie wszystkiego, bo można coś przemilczeć i wcale nie być kłamcą. A później jak to wyjdzie na jaw to będzie to niedopowiedzenie… Nie do końca mi się to podoba.
Może mierzę innych swoją miarą? Uważam, że skoro ja chciałabym znać całą prawdę a nie tylko jej część to i inni też by tak chcieli?
Alex
Rozumiem wszystkie 3 zasady. Uważam podobnie. Pisząc, że jestem „szczera do bólu” to nie mam na myśli, że plotę trzy po trzy i nie zastanawiam się czy kogoś zranię czy nie, nie mówię niemiłych rzeczy jeśli są niepotrzebne i tylko miałyby na calu zranienie kogoś. To nie sprawia mi przyjemności.
pink pisze: „Po co pytać jeśli nie chcesz usłyszeć prawdy?”
Z moich doświadczeń wynika, że w większości przypadków ludzie pytają, żeby usłyszeć prawdę w sprawach fachowych, związanych z pracą, hobby itp.
Natomiast w sprawach osobistych często pytają po to, żeby utwierdzić się w swoich przekonaniach – są zadowoleni, gdy nasza odpowiedź jest zgodna z ich oczekiwaniami, obrażają się zaś w przeciwnym przypadku.
Alex, dzięki bardzo za ten artykuł. Daje do myślenia.
Witajcie,
Tak jak wiele innych osób, wpisałam w google „nie wiem, co zrobić ze swoim życiem”…w ten sposób trafiłam na wpis Alexa na blogu o podobnym tytule – wielkie dzięki za niego… poczytałam też komentarze innych, dały mi trochę do myślenia…przy okazji dowiedziałam się, że nie ja jedna mam ten problem, że nie wiem, co ze sobą zrobić – dość podbudowujące…Pozwólcie, że napiszę coś o sobie…
Mam 22 lata, w tym roku skończyłam studia licencjackie na kierunku fizjoterapia i rozpoczęłam uzupełniające studia magisterskie (dwuletnie). I w tym sęk, że nie wiem, czy dobrze zrobiłam… będąc jeszcze w liceum, planowałam iść na medycynę ku wielkiej radości moich rodziców. Dodam tylko, że w mojej rodzinie wielu jest lekarzy, prawników, ekonomistów i tym większa była radość wszystkich, że chcę pójść w ich ślady. W klasie maturalnej podjęłam jednak decyzję, że medycyna to nie moje powołanie. Widziałam wielki zawód i zaskoczenie w oczach moich rodziców… jednak postanowiłam złożyć papiery na fizjoterapię i psychologię. No i dostałam się na ten pierwszy kierunek. Moje wyobrażenie o zawodzie fizjoterapeuty niestety odbiegało od tego, jak wygląda to w istocie, zwłaszcza w naszym pięknym kraju… Właściwie już od początku miałam wątpliwości, czy dobrze wybrałam, ale stwierdziłam, że to dopiero 1.rok, jeszcze wiele się nauczę… na drugim i na trzecim roku powtarzałam sobie to samo. Miałam stypendium naukowe, dobrze mi szło, ale ciągle nie byłam pewna… no i niestety do tej pory pewna nie jestem, czy dobrze zrobiłam, idąc na sum :/ wciąż zadaję sobie pytanie, czy naprawdę to zawód dla mnie – podoba mi się to, że można nieść pomoc, że taka praca daje wiele satysfakcji…ale z drugiej strony nie wiem, czy się po prostu do tego nadaję. Nie raz po zajęciach z ciężko chorymi ludźmi, po wypadkach itp. nie mogłam opanować łez, wszystko mnie przytłaczało…. Do tego dochodzą smutne polskie realia, w których fizjoterapeuta jest traktowany jak ktoś gorszy, nie tylko przez lekarzy. Niestety prawda jest taka, że to ciężki, bardzo ważny zawód, ale absolutnie nie doceniany….poza tym widziałam do teraz widzę ludzi na moim roku, których to wszystko naprawdę pasjonuje, to dla nich całe życie… patrzę na nich i czuję, że daleko mi do ich zaangażowania…. Są też na roku osoby, które czują to, co ja. Tkwią w miejscu i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Rzucić to wszystko i zacząć coś nowego – ale co? Może lepiej zostać, poczekać….?
Wracając do mojej decyzji o kontynuowaniu studiów… przyznam, że duże znaczenie, jeśli chodzi miało zdanie moich rodziców, a zwłaszcza taty, któremu ufam, jak nikomu, i który jest dla mnie prawdziwym autorytetem. Poza tym, myślę, że po prostu zabrakło mi odwagi, żeby zacząć coś nowego… bo tak naprawdę nie wiem, co innego mogłabym robić w życiu. Wiem na pewno, że kocham dzieci i mogłabym z nimi pracować, ale znów pojawia się problem, bo często nie mogę patrzeć na ich cierpienie. Nie wiem, może to przychodzi z czasem, człowiek się do tego przyzwyczaja? Poza tym pasjonuję się fotografią, uwielbiam robić zdjęcia, zwłaszcza portrety… ale to raczej hobby… jeśli chodzi o dodatkowe zajęcia, opiekuję się dorywczo dziećmi, co sprawia mi radość. Uwielbiam też spędzać czas ze swoimi dwoma siostrzeńcami….
Wiem natomiast, że gdybym miała jeszcze raz wybierać studia, nie poszłabym na fizjoterapię. (Nie raz zadaję sobie pytanie – skoro kocham dzieci, czemu nie poszłam na pedagogikę? – niestety nie znajduję odpowiedzi :/) Teraz jestem na takim etapie, że staram się znaleźć pozytywy mojego kierunku. Bo faktem jest, że niekiedy wydaje mi się, że może jednak odnajdę się w tym, znajdę coś, co mnie tak naprawdę zafascynuje… bo fizjoterapia jest naprawdę obszerną dziedziną, tylko ja na razie nie wiem, na czym mogłabym się skupić. Nic mnie do tej pory nie pochłonęło….teraz pozostaje mi chyba tylko skończyć te studia, postarać się w tym odnaleźć, może połączyć to potem z innym kierunkiem….dużym minusem mojej obecnej sytuacji jest to, że po tych studiach tak naprawdę jest się nikim tzn. po samych studiach. Żeby nauczyć się praktycznych umiejętności potrzebne są specjalistyczne kursy. Żeby wybrać się na taki kurs, trzeba wiedzieć, w czym się chce specjalizować… Nie muszę chyba dodawać, że kosztują majątek… i mimo, że wiem, że pójście na nie, nie byłoby wielkim problemem, to jednak nie chcę angażować się w coś, z czego być może potem bym nie korzystała…
Gdybym była pewna, co chcę robić w życiu, na pewno zrezygnowałabym ze studiów i zaczęła od nowa. Mam takie wewnętrzne pragnienie dążenia do wymarzonego celu, poświęcenia się czemuś… Najgorsze, że całe to rozdarcie stopniowo „przybiera na sile”, czasem myślę tylko o tym, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Dużo mnie to wszystko kosztuje, tak emocjonalnie… do tego dochodzi myśl, że zawodzę rodziców, których kocham najbardziej na świecie…choć sami mi tego oczywiście nie mówią… wiem, jak bardzo mnie kochają, jak bardzo chcieliby, żebym była szczęśliwa. Mam starszą siostrę, która odnalazła się w tym, co robi, poświęciła się karierze naukowej, wciąż osiąga sukcesy, zarówno zawodowo, jak i prywatnie jest bardzo szczęśliwa i widzę, jak bardzo rodzicie są z Niej dumni… cieszę się Jej szczęściem, też jestem z niej dumna…ale niestety Jej sukcesy zamiast mnie motywować do działania, tylko mnie przytłaczają, bo mam świadomość, że też tak powinnam, i chcę tego, ale czuję się tak bezradna i zupełnie nie wiem, co robić :( Przepraszam, że tak się rozpisałam… będę bardzo wdzięczna za wszelkie rady. Pozdrawiam serdecznie.
Witam serdecznie!
Chyba trafiłem na ten temat tak jak większość z nas- wpisałem w wyszukiwarce tytuł tego postu- to było prawie rok temu. Dzięki niektórym radom i swoim własnym przemyśleniom moje podejście do życia bardzo się zmieniło. Jestem zadowolony z tego co robiłem przez ostanich kilka misięcy i mam nowe pomysły na przyszłość. Po części zrozumiałem co jest dla mnie ważne i czym należy kierować się w życiu!!
Do Mojitoo:
słuchaj wszystko przed tobą!! Skoro nie czujesz się dobrze w tym co robisz to zmień zajęcie, zacznij studia pedagogiczne- przecież tego chcesz. Miałem podobną sytację ze swoimi studiami- studiowałem na I roku Geografii i w pewnym momencie stwierdziłem, że to nie dla mnie(nie tylko kierunek ale i miasto- otoczenie gdzie studiowałem). Sesje zaliczyłem bez problemów i było mi po prostu szkoda tego co juz osiągnąłem. Decyzji o zmianie nie podjąłem w ciągu 2 dni- z myślami biłem się kilka tygodniu i momentami miałem na prawde dość wzystkiego!! Potem udało mi się daleko wyjechać na dłuższy czas i to były najlepsze miesiące w moim życiu- miałem czas na spełnianie marzeń i relaizację własnych potrzeb. Do rzeczywistości musiałem wrócić. Zacząłem nowe studia, poszedłem do pracy. Jestem zadowolony ale chce czegoś innego i staram się znowu wyjechać tym razem jeszcze dalej!
Moja własna rada- przecież nie dowiesz się co chcesz robić w życiu nie próbując tego robić!! Te same słowa są w tekście Alexa. Próbuj różnych rzeczy, poznawaj świat i ludzi to na prawdę rozświetla umysł. Najważniejsze to się nie poddawać i załamywać, musisz uparcie dążyć do realizacji własnych marzeń. Kochasz dzieci i chcesz z nimi pracować? Postaraj się o relizację tego pomysłu(marzenia) Pomyśl że za 5 lat będziesz mówiła to samo, że się nie odnajdujesz w fizjoterapii- 5 lub więcej straconych lat!! To ty decydujesz o tym jak będzie wyglądała twoja przyszłośc. Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz, zawsze będziesz mogła powiedzieć, że próbowałaś!!!!!! Pamiętaj o tym!!!
To są moje rady. Też kiedyś byłem w poważnej kropce i myślałem, że chyba już w niej zostanę- w tej chwili śmiało mogę powiedzieć ze poszedłem do przodu. Wpływ na moje decyzje z pewnością po częśći miał ten artykuł.
Pozdrawiam Rafał
Mojitoo:
Witaj! Zaobserowałem u siebie, że najbardziej męczy mnie stan w którym coś chcę zrobić, lecz nie robię bo … coś. Przez rok czasu męczyłem się, gdyż nie potrafiłem podjąć decyzji, a gdy rzuciłem to kamień z serca. To samo z ostatnią pracą dla korporacji – nie byłem przekonany, rozpocząłem, bo tak miało być, a gdy 5 dni temu przekazałem swoją decyzję o rezygnacji właściwym osobom, to kamień z serca. Dziś byłem zamykać ten krótki fragment mojego życia… i byłem chyba najweselszą osobą w biurze :)
Lekcja z tego dla mnie jest jasna: najbardziej męczą niepodjęte decyzje.
A mając 22 lata… piękny wiek – wiem coś o tym :) Możesz jeszcze wiele zrobić ze swoim życiem… dużo by pisać, bo możliwości masz wiele…
Rafał:
Dobrze prawisz – pokazałeś tym samym, że można odmienić swoje życie. Gratuluję i trzymam kciuki za dalsze powodzenia i korzystne zmiany :)
Pozdrawiam,
Orest
Mojitoo, Rafał
Witajcie na blogu :-)
Dziękuję za bardzo interesująca wypowiedzi, że względu na ekstremalne spiętrzenie prac odezwę się za kilka dni
Pozdrawiam serdecznie
Alex
hej! Witam Wszystkich!
Piszę na szybko, chciałabym wziąć udział w dyskusji, ale bieżące sprawy chwilowo nie pozwalają, może później. ;) W skrócie: wiem, o czym rozmawiacie, bo miałam i (nadal) mam podobne dylematy.
Generalnie to, co ja staram się wdrażać to: robić to, na co mam ochotę w danej chwili i próbować różnych rzeczy. Trzeba się namyśleć, co nam pasuje, ale póki nie spróbujemy, nie dowiemy się, czy faktycznie TO JEST TO. Sama mam tendencję do zbyt długich i zbyt głębokich przemyśliwań, które.. często sprowadzają się do szukania pretekstów, by niczego nie zmieniać, bo nie jest tak źle, bo stracę, to, co wypracowałam, bo inni mówią, że to nierozsądne… Trzeba UFAĆ SOBIE, wtedy, czego byśmy nie zrobili, będzie dobrze, bo będziemy DZIAŁAĆ. I robić to z przekonaniem. I zawsze znajdziemy rozwiązanie. (sorry, bo wpadam w wysokie tony, strasznie tego nie lubię).
Każda ODWAŻNA decyzja nas wzmacnia i zbliża nas do tego, czym jesteśmy.. ;-)
A tutaj link do angielskiej wersji ładnego wiersza Jorge Luis Borges’a:
http://www.eecg.toronto.edu/~flouris/docs/borges1.html
Moją uwagę zwrócił szczególnie początek:
„If I could live again my life,
In the next – I’ll try,
– to make more mistakes,
I won’t try to be so perfect”
To słowa 85 letniego staruszka… Dla mnie są budujące. ;)
Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki za odważne decyzje (swoje i Wasze),
Paulina
Mojitoo: Jesteś młodą, inteligentną, szczerą, myślącą osobą. (To nie żadne kadzenie, tylko wrażenie, jakie odniosłem po przeczytaniu Twojego komentarza.) Proponuję Ci zatem następujące ćwiczenie:
1) Znajdź godzinę czasu i zaszyj się w miejscu, w którym nikt nie będzie Ci przeszkadzał.
2) Wyobraź sobie, że wyjeżdżasz do innego miasta, kraju, na inny kontynent (chodzi o to, żebyś w tym nowym miejscu nie odczuwałą bezpośredniego oddziaływania Twojej rodziny).
3) Zacznij sobie wyobrażać, co byś chciała w tym nowym miejscu robić.
Jeśli wpadniesz na jakiś doskonały pomysły – zacznij go realizować tu i teraz, jeśli nie – powtórz taką sesję jeszcze raz.
Wierzę, że Twoi rodzice są rozsądnymi, kochającymi Cię ludźmi. W związku z tym jestem pewien, że zaakceptują każdy Twój wybór, jeśli zobaczą pasję w Twoich oczach.
Witajcie.
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze i cenne rady.
Rafał: dzięki za Twoją historię i świetny przykład.
Orest: zazdroszczę Ci odwagi w podejmowaniu ważnych decyzji… wiem, że mi tego brakuje, ale postaram się to zmienić.
Alex: będę bardzo wdzięczna za choć krótki komentarz.
Paulina: dzięki za wiersz – jest przepiękny; zachowam go na przyszłość.
TesTeq: dziękuję za budujące słowa i radę. Jeśli chodzi o moich rodziców, jestem pewna, że zaakceptowaliby każdy mój wybór. Problem w tym, że nie wiem, jakiego powinnam dokonać… może ćwiczenie, które mi poleciłeś, choć trochę rozjaśni mi umysł – dzięki.
Zdaję sobie sprawę, że na pewno muszę stać się bardziej aktywna… postaram się, choć wiem, że będzie ciężko się przełamać. Ale spróbuję… może jakaś nowa dorywcza praca, może wolontariat, a może kurs fotografii, który od dawna chodzi mi po głowie… zobaczymy. Póki co szukam inspiracji i odwagi.
Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim za dobre słowo.
Witam z powrotem;)
A jak podejmować decyzję które zmieniają po części nasze życie, napisał ktoś nie robimy tego bo…COŚ, ale jak właśnie wywalić to coś. Jak robić to co się chce podjąć jedną stanowczą decyzję o zmianie na to co chcemy i pragniemy. Ma ktoś pomysł Orest, Alex, TesTeq?
Cześć Igor
Pozwól, że ja spróbuję :)
„Jak robić to co się chce podjąć jedną stanowczą decyzję o zmianie na to co chcemy i pragniemy”
Może zrozumieć, że skupa się myśli zupełnie nie na tym co trzeba.
* Biedny człowiek myśli o tym, żeby nie stracić tego co ma. Bogaty, żeby pozyskać jak najwięcej nowego.
* Przegrany skupia się na przeszkodach. Zwyciązca na sposobie osiągnięcia sukcesu.
Nie walcz z przeszkodami, tylko po prostu zostaw je za sobą. Zamiast szukać tysiąca wymówek, znajdź tylko jeden powód, dla którego naprawdę warto podjąć decyzję o zmianie. Otwórz się na nowe, bo tylko to może wywołać prawdziwą zmianę.
Powodzenia
Tomek
Igor:
Najlepiej podejmować decyzje skutecznie – jeśli od jutra masz zamiar wstawać o 5:00 to jutro wstajesz, a nie że jeszcze o 8:00, będąc w łóżku, rozmyślasz o tym jak fajnie byłoby być rannym ptaszkiem. Podejmujesz decyzję i przez tydzień, 2, 4… sprawdzasz czy to „nowe coś” odpowiada Tobie.
I jak zawsze powtarzam – najlepsza decyzja to ta, którą Ty podejmniesz; nie mama, nie brat, przyjaciele, lecz Ty. Ona nie musi być najkorzystniejsza, lecz będzie najlepsza – bo Twoja. Ucząc się podejmować decyzje staniesz się w tym coraz lepszy i łatwiej będzie Tobie powiedzieć „no to zmiana… na lepsze” :)
PS: A czy miałeś, Igor, w życiu taką sytuacje, gdzie po podjęciu decyzji coś w Twoim życiu zmieniło się na lepsze?
Pozdrawiam,
Orest
Wiecie co jest taki mały problem. Za mało asertywności jestem jak liść na wietrze. Ciężko jest mi pokazać że jestem coś wart i obronić swojego zadania być takim femme fatale w wydaniu męskim. Nie umiem bronić swojego zdania. Przez to duzą część osób mnie wykorzystuje robi ze mnie takiego kozła ofiarnego. Może ma to związek z tym, że czasami nei wiem co mam mówić jak jest nagle duża grupa osób ja nie wiem co mam mówić to jakby strach przed wysmianiem. Zauważyłem ostatnio tez pewna charakterystyczną rzecz że boję się że mogę coś stracić moją obecna pozycję wiem że to trochę bezsensu bo i tak to pewnego dnia stracę. Dąże cały czas do takiej pełenj stabilizacji, aby mieć swój mały kawałek domku i zamknąć się w nim i nikogo tam nie wpuszczać. Co zrobić aby wychylic się poza ten swój mały światek izacząć walczyć o swoje. Jak zaćżąć mieć do siebie zaucfanie i wierzyc w swoje słowa i przekonanie. Niesamowicię było by mieć wiare w siebie słuszność swoich racji. Odkąd pamiętam od malego byłem taki potulny miś. Bardzo dobrzę obrazuję to postać kevina Spacey w filmie American Beauty. I zacząć dokładnie tak zyć, biorąc tak pod uwagę to, żemam na głowie za pół roku ślub jakis tam maly kredyt i i przymus odkładania na wesele oraz kłopty w pracy. hmm może istnieją takie równiez przyapdki Jak sądzicie Alex, Igor?
Igor,
Kiedyś przytaczałem link, zrobię to i teraz: http://www.youtube.com/watch?v=QMBZDwf9dok – to bardzo dobry motywator. Posłuchaj, postaraj się skupić. To było nakręcone ponad 30 lat temu, ale jest ponadczasowe. Zastanów się co z tego wyniosłeś po obejrzeniu?
Piszesz o tym, że boisz się mówić, bo boisz się wyśmiania. Czym jest wyśmianie? Zastanawiałeś się? Moim zdaniem jeśli przejmujesz się takim czymś to tylko tracisz czas i energię, poważnie. Zastanawiałeś się może co się konkretnie dzieje gdy zostajesz wyśmiany? Czy coś konkretnego tracisz? Opinię u innych? Jeśli ktoś zacznie szydzić, to spytaj się go np „Co Cię tak śmieszy, sam nieraz podobne błędy zapewne robiłeś, czyli śmiejesz się z własnej głupoty”?
Niedawno był wątek o wartości oczekiwanej. Zastanów się nad nim, bo to idealnie pasuje do obawy o wyśmianie. Od dziecka uczy się „nie popełniaj błędów”, wymaga absurdów, w stylu trafności rzędu 90% aby być „bardzo dobrym”, itp.
Boisz się właśnie tego, że popełnisz błąd. A przecież każdy człowiek musi je popełniać. Stricte apetyt na ryzyko, u Ciebie jest to awersja.
Piszesz, że robią z Ciebie kozła ofiarnego. Czyli ten Twój sposób na stabilizację nie działa. Pomyśl nad tym, co można zmienić. Problemem wielu ludzi, w różnych kategoriach życiowych jest NIEUMIEJĘTNOŚĆ ADAPTACJI. Ktoś wypracuje jedną strategię i jest kompletnie, ale to kompletnie nie potrafiący zmienić swojej opinii, tej strategii. Wychodzi z założenia, że jak raz coś zrobił to będzie to wieczne. Nie patrzy się na to, że zmienia się otoczenie. NIE POPEŁNIAJ TEGO BŁĘDU.
Piszesz, że boisz się bronić własnych racji. Nie wiem jak to się objawia, ale jeśli ktoś stara Ci się narzucić swoją opcję, to próbowałeś pytać go o konkrety i co Ty wg. niego zyskasz na jego radach?
A jak ktoś się zacznie dziwić, czemu się zmieniasz, informuj, że po prostu takie jest Twoje zdanie, odbij piłeczkę i spytaj „A czemu muszę wg. Ciebie przyjmować Twoje zdanie”, „Czy nie mogę ewoluować, tylko mam stać w miejscu jak Ty”? Podaję ogólną myśl, możesz mniej lub bardziej grzecznie!
Wiara w samego siebie to praca dosłownie u podstaw. U mnie to kształtował ś.p. dziadek, i bardzo dobrze mu wyszło. Poza tym od dawna muszę brać odpowiedzialność za swoje czyny i decyzje.
Może więc tego spróbuj? Zacznij decydować, raz tracić, raz zyskiwać? I nie bój się błędów, strata. Przyjmij to jako lekcję, jako doświadczenie.
Wiem, zbiór rad i myśli rzuciłem, ale to jest jedyne co mi przychodzi do głowy.
Zwróć też uwagę, że samym tym postem JUŻ POCZYNIŁEŚ JAKĄŚ DECYZJĘ. Chcesz się zmienić. Więc to rób. Put Your money where Your mouth is! To będzie Twój pierwszy „egzamin” nowego trybu życia. Zacznij brać odpowiedzialność za swoje słowa i nie bój się mówić. Nie bądź kozłem ofiarnym, tylko trykaj rogami każdego kto chce Cię złapać :D
Dziekuje za wspanialy blog. Trafilam tutaj ze strony Cynika9, co tez w sumie jest przejawem poszukiwania nowej drogi, bo nigdy wczesniej nie mialam do czynienia ani nie interesowalam sie finansami glebiej. Powyzsza dyskuja jest bardzo ciekawa i w kazdym poscie znajduje cos wartosciowego do przemyslenia, wiec bede jednoczesnie czytajac dopisywac tresc tego postu. Przede wszystkim caly czas jestem poszukujaca swojej drogi-ale troche trustrujace jest dla mnie to, ze caly czas poszukuje i nie moge zatrzymac sie na ktoryms przystanku na dluzej. Bardzo zaluje, ze nie trafilam na taki blog dobre 10 lat temu, po maturze :) Coz, zawsze marzylam o zajmowaniu sie sprawami zdrowia, to odczuwam jako moje chyba jedyne powolanie, w ktorym moglabym sie spelniac, ale zycie jednak 'wydryfowalo’ mie gdzie indziej. Zawsze mialam bardzo niska samoocene (dzieki mojemu Mezowi to sie zmienilo -choc choc czasem nasz rolls royce zwiazku zmienia sie w starego Łazika:D – to wtedy gdy mam za dobre samopoczucie w tym temacie) i pomimo obiektywnych mozliwosci nawet nie probowalam przygotowywac sie i zdawac na medycyne czy pokrewne kierunki, wychodzac wtedy z zalozenia, ze to nie dla mnie, tylko dla INNYCH i lepszych. Na szczescie pociagaly mnie jeszcze nauki scisle wiec nie mialam problemu z wyborem i dostaniem sie na trudny, niepopularny acz bardzo wartosciowy kierunek, ktory w tej chwili teoretycznie dawalby mi wspaniale perspektywy. Na studiach szlo mi bardzo dobrze, ale nie 'czulam miety’ im bardziej sie w nie zaglebialam, ale coz, tak jak juz niejeden autor przyznal szkoda bylo mi rezeygnowac i zaryzykowac tym, ze nie dostane sie, albo co gorsza, nie utrzymam na wymarzonym kierunku. A i przyzwoite stypendium naukowe robilo swoje. Teraz wiem, ze brakowalo mi kogos lub jakiegos impulusu, aby zastanowic sie chwile i stwierdzic, ze nawet 1 czy 2 stracone lata to nic w perspektywie calego zawodowego zycia. Skonczylam swoje studia, i…. rozpoczelam doktorancie w tej samej dziedzinie, do ktorych stosunek mialam podobny jak do magisterskich. Lubilam zajecia ze studentami, a i praca naukowa byla ciekawa ale nie porywajaca. Teraz dobijam do 30 i czesto mam poczucie, ze zmarnowalam swoje zycie zawodowe, bo prawde mowiac jest oczywiste, ze w Polsce nierealnym jest zaczynanie 'kariery’ w tej dziedzinie tak pozno. Wyjazd za granice jest nierealny (koszty i Maz patriota)- zreszta kiedy bylam na stypendium to juz rozeznawalam sprawe pod takim katem. Maz, pomimo, ze bardzo tolerancyjny i wspierajacy jednak ma prace, ktora narzuca pewne ograniczenia (miejsce zamieszkania), a ktore z perspektywy mojego wyksztalcenia raczej utrudnia mi poszukiwania satysfakcjonujacego zajecia (zawezony horyzont mozliwosci). Wiem, ze chcialabym robic cos dla siebie (wlasny rozwoj jest dla mnie b.wazny) i dla innych-sprawia mi przyjemnosc zadowolenie innych z mojej pracy/uslug (czesto znajomi zwracaja sie do mnie o porady dot. zdrowego trybu zycia, 'domowej’ medycyny, ziol itp), a tak naprawde nie zalezy mi na zarabianiu (vide praca naukowa :D ). I w tej chwili sama nie wiem jak pokierowac swoim zawodowym zyciem, bo czasem dopada mnie chandra i mysle, ze juz nie warto niczego nowego probowac bo i tak nigdy nie bede robic tego co chcialabym. Maz niestety nie rozumie moich rozterek, bo sam robi dokladanie to czego zawsze pragnal, i nigdy nie spotkalam (a mam zawodowo konktakt z wieloma ludzmi), kogos kto bylby taki spelniony zawodowo jak On :). Z jednej strony piszac ten post, obiektywnie klaruje mi sie obraz tego co moglabym zrobic, aby choc troche przyblizyc sie do tego co zawsze chcialam robic ale ja juz wiem, ze to nie jest wlasnie TO tylko polsrodek :(. Nawiasem mowiac jak Autor bloga zapatruje sie na 'obiektywne trudnosci’ i czy sadzi, ze jednak nie warto nigdy zarzucac nadzieji i nie poprzestawac w poszukiwaniach tak dlugo, az nie znajdzie sie wlasnie TEGO. Czy jednak kiedys trzeba sobie powiedziec sobie STOP (ale kiedy?) i poddac sie, aby nie popadac w coraz wieksze rozczarowanie i frustracje, bo oczywistym jest (nawet ze statystycznego pktu wiedzenia), ze to niemozliwe aby kazdy odnalazl wlasnie dokladnie to czego szuka w zyciu.
pozdrawiam wszystkich Czytajacych :)
Mala Mi
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za obszerny i szczery wpis, pozwól że wrócę do niego jutro. Dziś miałem dość długi dzień, a chcę Ci porządnie odpowiedzieć
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Igor:
Nie mieszałbym asertywności z obroną swojego zdania. W moim przypadku działa to tak, że mam swoje zdanie, lecz bardzo często go nie bronię. Bo mi nie zależy. Są czasem sytuacje, gdzie w ten sposób mogę coś zyskać bądź skłonić do myślenia inne osoby. Wczoraj miałem taki mini „assessment centre” z ciekawymi ludźmi i przez ok. 3,5 godziny broniłem swojej koncepcji życiowej. I nie dlatego, że mi zależało, aby postawić na mojej koncepcji (bo przecież i tak zrobię po swojemu), lecz aby tych ciekawych ludzi skłonić do zastanowienia się nad swoją koncepcją. Przy okazji dostałem ciekawy feedback, który wpłynie na moją koncepcję.
Gdy jestem skonfrontowany z osobami, które nie wykazują tendencji do własnego myślenia (działają w oparciu o dogmaty, stereotypy, popularne schematy) to nawet niepodejmuję wysiłku… bo szkoda mojego czasu i energii.
Nie broniąc swojego zdania jestem wciąż asertywny, bo nie daję się wciągnąć w niepotrzebną (moim zdaniem) dysputę.
Alex być może powiedziałby (domniemuję), że warto bronić swojego zdania nawet dla treningu, ja że warto tylko, gdy komuś ma to przynieść korzyść. Jak zwykle więc „use you judgement” i do dzieła :)
Pozdrawiam,
Orest
Igor pisze: „Bardzo dobrzę obrazuję to postać kevina Spacey w filmie American Beauty. I zacząć dokładnie tak zyć, biorąc tak pod uwagę to, żemam na głowie za pół roku ślub jakis tam maly kredyt i i przymus odkładania na wesele oraz kłopty w pracy.”
Obejrzyj parę razy American Beauty i zobacz, jak łatwo z człowieka przegranego stać się facetem z jajami. Czasami wystarczy po prostu olśnienie.
A z tym przymusem odkładania na wesele to już przesadzasz. Zastanów się, jakie konsekwencje Ci grożą, jeśli powiesz swojej narzeczonej: „W dzisiejszych czasach kryzysu, kiedy system finansowy się wali, dzieci w Afryce głodują, a globalne ocieplenie zagraża naszej cywilizacji niemoralnym byłoby urządzać wystawne przyjęcia. Nie mirzmy siły naszego uczucia liczbą osób na weselu. Zróbmy to skromnie, tylko dla najbliższej rodziny.”
TesTeq,
Czy przypadkiem nie przesadzasz z tą opinią nt wesela? Że tak zapytam „co ma piernik do wiatraka”? Naprawdę uważasz za niemoralne zrobienie przyjęcia weselnego (wobec głodujących dzieci a Afryce – może racja, ale wobec kryzysu gospodarczego albo ocieplenia klimatu??)?
Widzisz takie argumenty są najprostszymi do wypowiedzenia i chyba najprostrzymi do obalenia.
1. Powiedz może co jadłeś dzisiaj na obiad? Ile wydałeś na niego – 10zł, 50zł? Czy nie uważasz że niemoralne jest jedzenie obiadu za kilkadziesiąt złotych, gdzie kwota ta starcza na miesięczne wyżywienie w Afryce?
2. Jak zmieni się globalne ocieplenie jak ktoś zrobi lub nie zrobi przycięcia??
3. Kryzys gospodarczy – jak JA uważam że chcę zrobić wesele i mam/zbieram na to kasę, to co mnie obchodzi kryzys, kłopoty banków, koncernów motoryzacyjnych etc.? (Tak wiem że kryzys dotyka każdego pośrednio)
I w końcu najważniejsze, bo często pojawia się tutaj podobny komentarz do Twojego. Czy bierzesz w ogóle pod uwagę że ktoś CHCE i LUBI zrobić sobie i innym przyjemność spędzając wspólnie czas na weselu? Zakładam że nie raz jadłeś w restauracji – czy jadłeś tylko żeby się najeść, czy żeby również spędzić czas z kimś z kim tam byłeś? Czy żałowałęś tych pieniędzy poświęconych na rachunek (których miałeś wcześniej przymus odłożenia)? Jak ktoś jest towarzyski, lub ma bliskie kontakty z rodziną, wspólna impreza (wesele, urodziny, chrzciny etc.) nie jest koniecznością ale przyjemnością i okazją spędzienia razem czasu. A że trzeba odłożyć wcześniej pieniądze to już inna sprawa – do osobistego „przekalkulowania”.
Pozdrawiam serdecznie,
Greg
PS. Jest jeszcze druga strona medalu. Zazwyczaj jest tak że wesele w pewnym stopniu się „zwraca” lub nawet „zarabia” (dzięki prezentom) – może nie elegancko o tym mówić, ale tak już jest. Nie mówię tutaj o tym żeby zarabiać na tym :) , ale o tym że kwestia nie jest: „robię i stracę X kasy; nie robię i zostaje mi X kasy” ale jest „robię i stracę/zyskuję/wychodzę na zero X-Y kasy (bo Y>X lub Y
dokonczenie bo ucięło komentarz
PS. Jest jeszcze druga strona medalu. Zazwyczaj jest tak że wesele w pewnym stopniu się “zwraca” lub nawet “zarabia” (dzięki prezentom) – może nie elegancko o tym mówić, ale tak już jest. Nie mówię tutaj o tym żeby zarabiać na tym :) , ale o tym że kwestia nie jest: “robię i stracę X kasy; nie robię i zostaje mi X kasy” ale jest “robię i stracę/zyskuję/wychodzę na zero X-Y kasy (bo Y>X lub Y
Jejku, coś niedobrego się dzieje z komentarzami… Jak możesz Alex to proszę scal te 3 komentarze.
dokończenie:
… kwestia nie jest: “robię i stracę X kasy; nie robię i zostaje mi X kasy” ale jest “robię i stracę/zyskuję/wychodzę na zero X-Y kasy (bo Y>X lub Y
(bo Y>X lub Y
nie jest dane mi dokończyć – przepraszam :( Ale myślę że sens przekazałem.
Proszę Alex scal te komentarze bo wygląda okropnie :(
TesTeq
Pisząc „kiedy system finansowy się wali, dzieci w Afryce głodują, a globalne ocieplenie zagraża naszej cywilizacji ” poszedłeś „o dwa mosty za daleko” :-)
Greg natychmiast to wykorzystał i zaatakował słabe punkty :-)
Greg
Oczywiście, że każdy, nawet będąc delikatnie mówiąc, osobą o skromnych zasobach finansowych, może zrobić sobie huczne wesele. Patrząc na ciemne chmury na horyzoncie (popatrzcie co np. dzieje się już w Niemczech) obawiam się, że może to stać się weselem na Titanicu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mala Mi
Wreszcie mam chwilę czasu, aby odpowiedzieć na Twój komentarz :-)
Piszesz: „… i nie moge zatrzymac sie na ktoryms przystanku na dluzej. ..”
Na czym ma polegać takie zatrzymanie się i jak długo jest „dłużej”?
Szczególnie to pierwsze pytanie wymaga dokładnej odpowiedzi :-)
Niska samoocena to istna plaga w tym kraju – jest to rezultat funkcjonujących tutaj jeszcze metod wychowania, plus szkoła i parę innych czynników. No ale to jest na szczęście software i można to zmienić.
Wspominasz: „Teraz dobijam do 30 i czesto mam poczucie, ze zmarnowalam swoje zycie zawodowe, …”
Hmmmm, czy wiesz, że ja moją obecną „karierę” zacząłem w wieku ok 36 lat? Gdzie wylądowałbym, gdybym dobiegając trzydziestki powiedział coś takiego jak Ty? Nie oznacza to, że rozwiązanie jest łatwe lub oczywiste, ale zazwyczaj jak zaczynamy dobrze szukać, to znajdujemy przedziwne rozwiązania, które funkcjonują.
Jeśli chodzi o wprowadzanie zmian w życiu, to zajrzyj na post, który dziś napisałem, może będzie on inspiracją. Ja stosuję tę metodę kaizen od wielu lat z rezultatami, które bardzo mi się podobają :-) Nie widzę też potrzeby mówienia sobie STOP, jeśli podczas całej podróży możesz mieć dobre życie, którym się delektujesz.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Greg pisze: „Czy przypadkiem nie przesadzasz z tą opinią nt wesela?”
Nie, nie przesadzam. Igor zamierza poważnie naruszyć swoją stabilność finansową czując się zmuszonym do organizacji wystawnego wesela. Uważam, że to jest bardzo niedobra sytuacja i otwarcie się jej sprzeciwiam. Natomiast jeśli kogoś stać na takie wesele, to nie widzę przeszkód. Ale powtarzam: Igor sam pisze, że ma „przymus odkładania na wesele”.
@Alex: To nie były argumenty dla Grega, ale dla narzeczonej Igora – rzeczywiście nieco przerysowane, ale mające na celu wskazanie Igorowi, że może warto przedstawić inne argumenty niż tylko te, które dotyczą jego sytuacji finansowej.
Igor
Z moich obserwacji z czasów jak mieszkałem na jachcie na Florydzie wynika, że ślub typu „six on the beach” jest całkiem atrakcyjną i niedrogą alternatywą :-)
Gdzieś mam nawet zdjęcia z takich ślubów, gdybyś potrzebował inspiracji.
Pozdrawiam
Alex
Dorzucę swoje 3 grosze. Mój ślub kosztował jakieś… 52,99zł. Dwie obrączki (srebrne) i świeczki o zapachu pomarańczy. Oczywiście, ja poszedłem z moją małżonką na totalny minimalizm, bo i tak wychodzimy z założenia, że liczy się nasze słowo i nasza miłość. Chyba o to chodzi w tym wszystkim, co nie? :) Więc co nie lepsze jak ślub w sposób totalnie spontaniczny na tylnej kanapie samochodu w środku lasu, ciemną zimową nocą, przy świecach? Jak dla mnie „magia momentu” sporo większa niż ślub który się kontraktuje rok wcześniej…
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to nie ma podstaw prawnych, ale to jest taki sam argument jak „bo nie było w kościele”, albo „bo za mało kosztowało”. To, że inni robią jakieś cuda na kiju – to nie jest dla nas akurat ważne. Miliony much jedzą co jedzą, ale ja muchą nie jestem :) Ja mówię jej per żona, ona mówi mi per mąż. Zdrowe podejście moim zdaniem, jeśli ktoś ma argumenty przeciwko to słucham, bo jeszcze nie usłyszałem żadnego popartego konkretami… :)
Zresztą ja mam i tak problem spod paragrafu 22 – moja rodzina nie uzna ślubu innego niż kościelny, a rodzina żony nie chce uczestniczyć w ślubie kościelnym…
Grag, bardzo ciekawe z tym zarabiającym weselem, ale jakoś nikomu z moich znajomych nawet nie zwróciły się koszty nie mówiąc o jakimkolwiek zarobku. A skoro piszesz o przyjemności spędzania czasu z rodziną to chyba nie zapraszasz ich licząc, że zarobisz na prezentach??? Na Twoim miejscu zastanowiłabym się po co się pobierasz. Dla prezentów, dla rodziny, na pokaz, dla wystawnego wesela czy dla idei bycia z kimś? Jasne, że można być i bez ślubu i bez papierka i być szczęśliwszym niż z nim, to już zależy od partnerów. Ale wśród wielu osób wciąz funkconuje zastaw się a postaw się. Po co brać kredyt na wesele dla rodzinki, z która się spotykasz albo i nie raz na kilka lat? Albo zapraszać znajomych, których nawet nie lubisz ale dla pokazania się ich zaprosisz. A nich im żal będzie! Dla mnie bez sensu. Ja chętnie gdzieś na plaży, gdzieś w ogrodzie, na łace tylko teraz nie mam z kim. Doceniam nie ilość a jakość.
Pink
Wątek z „zarabiającym” weselem był w PS, więc nie był to główny wątek mojej wypowiedzi. Poza tym nie mogłem dokończyć – chciałem tam napisać że Y>X, Y=X lub Y
Pink
Wątek z „zarabiającym” weselem był w PS, więc nie był to główny wątek mojej wypowiedzi. Poza tym nie mogłem dokończyć – chciałem tam napisać że Y jest mniejsze X, Y jest większe X lub Y jest równe X. Jedyne co chciałem przekazać to że nie zawsze wydane pieniądze w kwocie X, są pieniędzmi „straconymi” w całości.
piszesz „nikomu z moich znajomych nawet nie zwróciły się koszty nie mówiąc o jakimkolwiek zarobku”
A ja znam takie przypadki, gdzie „zarobili”, nie mówiąc o sytuacji gdzie częściowo się zwracają – to prawie zawsze.
„A skoro piszesz o przyjemności spędzania czasu z rodziną to chyba nie zapraszasz ich licząc, że zarobisz na prezentach???”
Oczywiście że nie, chyba jasno to przedstawiłem, jeśli nie – to masz tutaj odpowiedź :)
„Na Twoim miejscu zastanowiłabym się po co się pobierasz. Dla prezentów, dla rodziny, na pokaz, dla wystawnego wesela czy dla idei bycia z kimś?”
Już się zastanowiłem – „dla idei bycia z kimś” :)
„Po co brać kredyt na wesele dla rodzinki, z która się spotykasz albo i nie raz na kilka lat? Albo zapraszać znajomych, których nawet nie lubisz ale dla pokazania się ich zaprosisz”
Zgadzam się w pełnej rozciągłości! :) Jeżeli spojrzysz na mój post zobaczysz tam fragment gdy ktoś „CHCE i LUBI zrobić sobie i innym przyjemność spędzając wspólnie czas” oraz „Jak ktoś jest towarzyski, lub ma bliskie kontakty z rodziną, wspólna impreza (wesele, urodziny, chrzciny etc.) nie jest koniecznością ale przyjemnością i okazją spędzenia razem czasu”. :)
„Doceniam nie ilość a jakość.”
Gratuluję, ja też.
Pozdrawiam serdecznie,
Greg
PS. Alex już wiem co ucina posty: znak „mniejszy”… Po wstawieniu interpretuje to jak początek znacznika HTML.
Witold,
moim zdaniem powinieneś zawrzeć ślub kościelny. Przecież kochasz żonę, a co możesz dla niej zrobić lepszego jako mąż niż przeprowadzić ją przez ten ziemski poligon (nie mówię, że tutaj cały czas jest znój, fajnie też bywa, nawet bardzo) do nieba. Niech Was Bóg pobłogosławi przed Ołtarzem.
P.S. Przepraszam za off-topic.
Łukasz Kasza
Witold W. Wilk pisze: „Zresztą ja mam i tak problem spod paragrafu 22 – moja rodzina nie uzna ślubu innego niż kościelny, a rodzina żony nie chce uczestniczyć w ślubie kościelnym”
Zakładasz to, czy jesteś pewien? Uważam, że jeżeli będziecie chcieli sformalizować Wasz związek, to tylko od Was zależy, w jakiej formie to zrobicie.
Co to znaczy „moja rodzina nie uzna ślubu innego nż kościelny”? Co tu jest do uznawania albo nie? Równie dobrze można nie uznawać rozkładu jazdy pociągów.
Co to znaczy „rodzina żony nie chce uczestniczyć w ślubie kościelnym”? Czy to naprawdę takie wielkie poświęcenie? Chodzi przecież o samą obecność, a nie o aktywne uczestnictwo w uroczystości religijnej.
Wybacz ostrość tych sformułowań, ale zawsze jestem zdumiony, gdy ludzie przykładają nadmierną wagę do fasady zapominając o istocie sprawy.
Łukasz
Piszesz: „moim zdaniem powinieneś zawrzeć ślub kościelny.”
Na podstawie jakich osobistych doświadczeń dajesz takie rady??
Mam nadzieję (dla Ciebie) że masz dobrą odpowiedź na to pytanie
Alex
Witold
Piszesz: „moja rodzina nie uzna ślubu innego niż kościelny, a rodzina żony nie chce uczestniczyć w ślubie kościelnym…”
Co ma rodzina do gadania w takich sprawach??? Jesteś jej niewolnikiem, czy też samodzielną jednostką?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
jako człowiek wierzący nie widzę innej opcji. Nawet jeśli Witold nie wierzy (tego nie dociekę do końca) to zdecydowanie polecam ze względu na żonę lub wierzącą rodzinę, a przede wszystkim dla siebie – zacząć. Wtedy naprawdę wszystko jest… lepsze. I to już mówię z własnego doświadczenia, bo sam się nie żeniłem jeszcze. Rozumiem, że na blogu może ciekawiej by było zrobić tabelkę „plusy i minusy takiego a takiego ślubu”, albo tak jak u Pavliny mówić, że wiara to nic dobrego, no ale uważam inaczej. Zresztą, polecam także wspólne modlenie się z małżonką co wieczór – z wiarygodnego przekazu ustnego (nie śmiałbym u Ciebie strzelić jakimś innym!) dowiedziałem się, że 99,8 % małżeństw, które się wspólnie modlą się nie rozpada. Biorąc pod uwagę, jaki ogólnie procent małżeństw się rozpada trzeba, nawet z perspektywy niewierzącego przyznać, że coś w tym jest.
Więc, wracając do meritum – nawet jeśli miałbym niemówić o kwestiach wiary, całego tego religijnego piękna, to jako obserwator małżeństw chrześcijańskich (chrześcijańskich, a nie jakiś wydmuszek!) serdecznie radzę Witoldowi: i Ty stwórz taką. A prawdziwie chrześcijańska rodzina bierze ślub kościelny.
Rozumiem, że na własnej skórze jeszcze tego nie wypróbowałem. I pod tym względem moja rada może być słaba, toteż rozumiem Twoją uwagę. Jednak ja ufam, że taką prawdziwą (jak coś dwa razy w jednym poście podkreślam, to znaczy, że to jest bardzo ważne) chrześcijańską rodzinę ma Bóg w opiece. To co jej się tak na serio może stać? Życzę Witoldowi jak najlepiej, a lepszej rzeczy niż wszystko to, co opisałem, nie widzę.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Dla pełnego zrozumienia mojego postu: uwaga, bo wkradł się chochlik:
„I to już mówię z własnego doświadczenia, bo sam się nie żeniłem jeszcze”
„bo” trzeba zamienić na „choć”.
Łukasz Kasza
Łukasz
Napisałeś (po poprawce): „“I to już mówię z własnego doświadczenia, choć sam się nie żeniłem jeszcze”
Tak sobie pomyślałem.
Wiesz jak istotne jest dla mnie dzielenie się tutaj doświadczeniami, a nie prowadzenie indoktrynacji jakiegokolwiek rodzaju.
Zobacz jaki procent Twojego ostatniego komentarza to są Twoje osobiste doświadczenia w sprawie, która jest istotna dla Witolda, a w jakim procencie odtwarzasz coś, co powiedział Ci ktoś inny, być może mający tak samo mało osobistego doświadczenia w życiu z kobietą jak ty sam. Twoje przekonania religijne to absolutnie Twoja sprawa i nie mnie się na ten temat wypowiadać. Ten blog to moja sprawa i absolutnie nie chcę, aby powtarzane za kimś „prawdy” były odpowiedzią na bardzo poważny dylemat innego Czytelnika. Piszę „prawdy” w cudzysłowie, bo to co napisałeś aż się prosi aby wziąć to pod lupę tak jak ostatnio zrobiłem to z pewną recenzją w Dzienniku, ale jesteś Czytelnikiem tego Blogu i nie chcę sprawiać Ci przykrości. Proszę Cię tylko zdecydowanie, abyś takich rzeczy tutaj nie pisał. Mieliśmy już kiedyś podobną wymianę zdań, kiedy zamieściłeś linki religijne nie mające wiele wspólnego z tematem tamtej dyskusji i z ubolewaniem stwierdzam, że chyba nie zostałem wtedy zrozumiany. W którymś momencie zaczynam się niecierpliwić, potrafisz to zrozumieć?
pozdrawiam
Alex
OK, potrafię to zrozumieć.
pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Łukasz, widzisz, w skrócie można powiedzieć, że argument do mnie totalnie nie przemawia… Przyczyna jest prosta, jestem wg. mnie niewierzący, a wg. obecnej w Polsce nomenklatury – wierzący niepraktykujący… :)
Poza tym nie podoba mi się jedno, grasz na emocjach. Jeśli kochasz żonę to weź ślub kościelny. Jeśli kochasz żonę to pij sprite. itp. Po prostu zagrywka emocjonalna….. Uważasz, że nie wiem co robić jak ją kocham? :P Nie wchodź w taki rodzaj marketingu, bo rozmówca stwierdzi, że nie masz żadnego argumentu i dlatego wchodzisz na taki teren.
TesTeq, widzisz, niektórzy ludzie to masochiści i tyle… Dzięki naszemu rozwiązaniu nikt nic nie traci, za to my zyskujemy :) Uznawanie ślubu – chodzi o fakt, że oni uważają, że jeśli będziemy robić oficjalny ślub (dla nas ten był jak najbardziej oficjalny :) ) to ma wyglądać po ich myśli. Więc moja strona rodziny powiedziała, że się nie zjawi na uroczystości, jeśli nie będzie to kościelny. Strona mojej żony powiedziała, że do kościoła nawet nie wejdzie. Więc obejściem tego paragrafu 22 jest po prostu ślub bez żadnej gawiedzi. W końcu sami powiedzieli, że nie przyjdą, więc trudno… :) W końcu i tak założyli, że jeśli zrobimy inaczej niż chcą to nie przyjdą, więc… Ich wybór był :) Mnie to nie zdumiewa, dla mnie to już norma, iż ludzie lubią sobie sami stwarzać przeszkody.
Alex: zdawało mi się, że samodzielną, w końcu ślub wziąłem, czyż nie? Aż się zdziwiłem na Twoje pytanie :) Chyba nie po myśli żadnej z rodzin, ale trudno – w końcu co komu do tego w jakiej formie ślub zawieramy? Jedyne smutne jest to, że będą wypominać nam swój własny wybór. Cóż, moja rodzina i tak praktycznie wymarła, a jej… W końcu skądś muszą być dowcipy o teściach i zięciach :P (tak, ja wszystko biorę na wesoło)
Łukasz: w nawiązaniu do Twojego kolejnego postu z wyjaśnieniami – wiesz, że to co piszesz przypomina trochę podejście krzyżowców mordujących niewiernych? Zastanów się poważnie nad podejściem które reprezentujesz. Jeśli jedyną wierzącą stroną jest moja rodzina – i to wierząca na zasadzie „pokazać się w kościele, żeby nas widzieli”, lub nawet „wierzę gorliwie, ale do kościoła nie chce mi się iść” to robić ceremonię tylko z ich powodu jest bez sensu.
Co więcej nie ma szansy abym ja się wyspowiadał, bo nie wierzę w spowiedź jako taką, co automagicznie powoduje, że sakramentu nie dostanę. Chyba, że coś się zmieniło. Fakt, mógłbym jechać do Niemiec i tak w jakimś obrządku brać udział w spowiedzi powszechnej, wtedy i nasi muszą to uznać.
Z moją małżonką jest jeszcze gorzej, bo ona to się generalnie wypisała nawet, więc w spisach nie widnieje jak ja „katolik”… Ciekawe jak byśmy to obeszli? Lol.
Moje poglądy odnośnie kościoła są dość specyficzne, w skrócie i dosadnie napiszę: „nie będę czarnej mafii pchał pieniędzy do portfela”. Wybacz, że tak ostro, ale nie lubię ogłupiającej indoktrynacji z ich strony, a sporo durnot słyszałem w moim życiu ze strony księży, choćby słynne już dla mnie „w szpitalu gdzie na sali chirurgicznej nie ma krzyża nie wolno operować, bo to bezbożne” na lekcji religii – to zwątpiłem w sens istnienia tej instytucji. Gwoździem do tego było jeszcze poczytanie Biblii, którą to naprawdę polecam każdemu przeczytać ze zrozumieniem…
Plus akcja pt. szopka kolędowa, gdy ksiądz przyłazi, dostaje w kopercie 50zł i słyszy się od niego „co tak mało?”. Bezczelny. I jeszcze ja miałbym im za ślub płacić? W mszach uczestniczę – żałobnych – bo muszę, w takich chwilach nie będę nikomu przykrości robił. Włos mi z głowy nie spadnie jak do kościoła wejdę.
Przytaczasz argument o nierozpadalności małżeństw – jestem skłonny stwierdzić, że jesteś w błędzie, znam wiele małżeństw, które się rozpadły, a miały ślub kościelny. Za to dwie pary, które wiem, że żyją w konkubinacie mają się dobrze i wzór rodziny to jest. Skąd w ogóle to 99,8%? Jakoś nie wyobrażam sobie jak to zliczano… Pytano się tylko małżeństw, które jeszcze się nie rozpadły? :D Czy tylko tych aktywnie uczestniczących w obrządkach kościelnych? Statystyki… Wiesz, że 79,545% statystyk jest wyssanych z palca? Jeśli by się spytać rozwiedzionych, to trafią się tacy, co się wspólnie modlili i się rozpadło – wtedy będziesz miał 100%…
Mówisz, że chodzi o oddanie się Bogu w opiekę – ale tylko ślubem kościelnym. Wiesz, jeśli taki naprawdę Bóg byłby, to dziękuję bardzo, ale nie skorzystam z jego oferty, bo jeśli liczyłaby się dla niego otoczka i przedstawienie w kościele, to wybacz, ale jakoś nie byłby on w moim typie. Moje i jej spotkanie można nazwać „boską interwencją”, kwestia wiary. I cała nasza miłość – można ją określić jako „błogosławioną” – przez kogoś kto wierzy. Naprawdę, nie sądzę, aby Bogu otoczka w postaci spektaklu w kościele i kasy dla księdza była potrzebna…
Więc wybacz, argument moim zdaniem nie dość, iż chybiony to jeszcze pisany tak, jakbyś chciał wywrzeć presję psychiczną, że ktoś musi wziąć ślub kościelny jeśli kocha, bo jak nie weźmie to znaczy, że nie kocha. Jest to błędne rozumowanie.
Również co pisał Alex – mówisz z podawanego przekazu. Zauważ, że księża wypowiadają się często o rodzinie, wartościach rodzinnych, itp, a sami nigdy żony nie mieli (teoretycznie, bo znam pewnego proboszcza co ma dwójkę dzieci, ale ten jest o dziwo normalny).
I Łukasz, naprawdę nie obraź się, po prostu Twój argument totalnie nie trafił, nie ma sensu w niego dalej brnąć. Ślub kościelny jako taki mi nic nie da, bo liczy się uczucie i czyny, a nie otoczka ślubna, przynajmniej dla mnie.
pozdrawiam serdecznie
WW
Witold
Zwracam CI uwagę, że dyskutujesz w poście „Co zrobić w życiu” a nie o religii.
Zwróć uwagę na mój komentarz.
Chcesz podyskutować o religii to napisz post gościnny, nie ma sprawy.
Pozdrawiam, taksówka czeka na dole
Alex
Przepraszam Alex, jednak stwierdziłem, że nie mogę też pozostawić komentarza Łukasza bez odpowiedzi z mojej strony. Pisać posta gościnnego o religii – to nie jest zadanie dla mnie, ponieważ nie uważam się za znawcę, który mógłby coś takim postem wnieść. A propos, przypominam, że nadal czekam na Twój feedback odnośnie pewnego postu, który naskrobałem :P a który być może komuś mógł się przydać.
Temat religii więc uznaję za zakończony :)
pozdrawiam serdecznie
WW
Witajcie,
Ja jednak o religii, jednakże w duchu tego bloga. Będę pisał wyłącznie o własnych doświadczeniach a także nie odbiegając od tematyki posta, czyli że warto próbować różnych rzeczy i wybierać te, które pasują nam najlepiej.
Ja jak większość Polaków wychowany byłem zgodnie z tradycjami chrześcijańskimi. Wiele rzeczy kazano mi przyjmować na wiarę i kierować się w tym sercem a nie rozumem. Jednakże, ta logiczna rozumna część mojej osoby nie akceptowała braku jakichkolwiek dowodów na „prawdy” wtłaczane do bardzo młodego umysłu przez dorosłą osobę z autorytetem. Natomiast po drugiej stronie istniały wymierne dowody, oraz niewątpliwa przyjemność możliwości świadomego, własnego określenia poglądów na Wszechświat, życie i źródła moralności.
Łukasz Kasza pisze: „jako człowiek wierzący nie widzę innej opcji. Nawet jeśli Witold nie wierzy (tego nie dociekę do końca) to zdecydowanie polecam ze względu na żonę lub wierzącą rodzinę, a przede wszystkim dla siebie – zacząć. Wtedy naprawdę wszystko jest… lepsze.”
Ja też poczułem się znacznie lepiej, gdy odrzuciłem wpajane przez religię poczucie winy oraz ślepe wierzenie w rzeczy, które sprzeczne są z moim samodzielnie przemyślanymi poglądami na świat. Od tego czasu również czuję się znacznie lepiej, wewnętrznie spójny i spokojny.
Nie wykluczam istnienia Boga, nie mam na to dowodów, jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia szacuję na bardzo niskie.
Gdy ktoś mnie pyta czy jestem ateistą ? Odpowiadam, że oczywiście tak samo jak i pytający. Bo zapewne nie wierzy w greckiego Zesusa, rzymską Wenus czy w wiarę Inków, że Słońce jest ich stwórcą i Bogiem. Ja wiem, że Słońce powstało w wyniku kondensacji obłoków galaktycznego gazu, jest kulą zbudowaną między innymi z wodoru, który w wyniku reakcji jądrowych przetwarzany jest na hel. Inkowie w imię swoich przekonań religijnych, składali dla Słońca ofiary z małych dziewczynek. Dziś może to szokować i wydawać się oburzające, tak samo jak w przyszłości może być z aktualnym Bogiem i religią.
Pozdrawiam i życzę wszystkim szczęśliwego Bożego Narodzenia.
Artur
PS. Alex, jeżeli taką argumentację traktujesz jako off-topic daj znać.
Mam pewien problem dotyczący pracy. Otóż pracuję w jednej w firm juz jakiś czas niedługo miną dwa lata, W przeciągu tych dwóch lat bardzo dużo się pozmieniało. Część osób odeszła część została zwolniona wg mnie nie słusznie. Pojawił się nowy szef który wprowadził moim zdaniem i z tego co słyszałem niektórych inny osób bałagan. Bardzo duża liczba osób dostał wypowiedzenia umowy. Ja póki co sie utrzymalem. Jak pamiętam gdy zaczynałem to w dzisiejszym dniu nikt już z tamtych osób nie pracuje. Mijają dni i to stało się dla mnie bvardzo męczace a nie jest to tym czymś co chciałbym robic w żciu poprstu jak większość polaków pracuję bo muszę coś robić. Ale ostatnio od kilku miesięcy takiej pracy stało się to męczące i bardzo mnie zniechęciło moją chęć do pracy. Czuję że i na mnie przyjdzie kolej, a w tym rzecz że nie umiem pokazać że ja tez mam cos do powiedzenia. W przeciągu tych dwóch lat spora część osób moich znajomych awansowala niestety ja nie. Zacząłem teraz patrzeć bardziej w przyszłość by coś osiągnąć. A nie uważam że jestem totalna fajtłapą która w dzisiejszych czasach nie umiała by sprzedać chleba. Może mało osób to docenia albo rzeczywiście jestem do dupy. Jak zacząłem szukać pracy to okazało się że to wcale nie takie proste aby w Polsce znaleźć pracę za min 1800zł netto okazuję się to wręcz niemożliwe. ale ja wciąż chce wierzyć że to jest możliwe tym bardziej że nie chce zarabac kokosów wysokości 4000-5000tys zł ms. Chciałbym mieć normalną pracę gdzie bym się po części spełniał nie bał aż tak bardzo o swoją pozycję i gdzie doceniają ludzi tak naprawdę. Czy to już nie mozliwe?…
@Igor: Piszesz, że szukałeś pracy. Czy w Twoim CV jest sformułowanie typu: „Pracując przez ostatnie dwa lata w firmie X stałem się cenionym ekspertem od [tu podać opis zadań – na przykład „eksportu pralinek do państw Azji Południowo-Wschodniej]”? Bo jeśli nie, to rzeczywiście trudno Ci będzie znaleźć pracę z satysfakcjonującym wynagrodzeniem.
Igor
Przede wszystkim proszę nie używaj tutaj określeń typu „jestem do dupy”
Jeśli chodzi o Twój problem, to znów mamy dylemat polegający na niedostatecznej ilości danych aby dać jakąś użyteczną radę. Czytałeś tutaj o wartości rynkowej, o byciu „purpurową krową”? Bez tego łatwo wylądować w tej szrej masie, której nikt tak naprawdę nie chce jak nie musi (a wtedy płaci minimalne możliwe pieniądze)
Pozdrawiam
Alex
Igor, mam dość podobną sytuację, trochę ostatnio się nowych rzeczy dowiedziałem odnośnie pisania CV, itp -> jeśli chcesz to napisz mi maila witold kropka wilk małpa gmail dot com, podeslij CV i zobaczymy. A nuż coś się z moich doświadczeń przyda? Kluczem jest wiedza. Jest kilka ciekawych grup na goldenline – proponuję poczytać, do tego pogooglaj za „killer cv”. Spróbuj to wcielić w życie. I sporo info jest na blogu Alexa, wiem, że to żmudna robota i mi zajęło chyba ze dwa tygodnie, ale warto – jest kilka rad.
Dobra przeczytałem…to wszystko to prawda co piszesz tylko kurna to nie jest takie łatwe wszystko. Albo ja jestem za cienki żeby chociaż spróbować coś zmienić teraz. Zresztą każda decyzja jaką podejmuję w życiu jest zła. I jestem w 1000% że ze 20 lat będę żałował wszystkiego co do tego czasu zrobię. Mam już tak dziś zresztą na następny dzień wszystko wydaje się inne i myśle że każdy dzień jest porażką.
Mg
Witaj na naszym blogu :-)
Naprawdę chcesz paru prostych rad? Proszę bardzo :-)
Zacznij od zmiany słownictwa, którym się posługujesz, bo to jest Twoja wizytówka, którą sprzedajesz się światu.
Na dzień dobry daruj sobie np. słowo „kurna”, bo nie dodaje to wartości prezentacji Twojej osoby
Piszesz: „Albo ja jestem za cienki żeby chociaż spróbować coś zmienić teraz.”
Skąd taki wniosek? Próbowałeś zmienić cokolwiek? Jeśli tak, to już nie jesteś za cienki aby próbować :-)
Nie zgodzę się też z Twoim stwierdzeniem „każda decyzja jaką podejmuję w życiu jest zła”. Przekraczałeś kiedyś ulicę? Jeśli tak i ciągle jeszcze żyjesz, to znaczy że decyzja wyboru momentu wejścia na jezdnię byłe dobra :-) Nie generalizuj więc, każdemu z nas zdarzają się złe, chybione decyzje, ale to nie powód aby myśleć i mówić „każda”.
Podziwiam Twoją pewność dotyczącą Twojej opinii za 20 lat o zdarzeniach, o których dziś jeszcze nic nie wiesz. Skąd ją bierzesz?
Ostatnie zdanie wymagałoby odrobiny doprecyzowania, co chcesz przez nie powiedzieć
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Igor,
Nie napisałeś w jakiej w ogóle branży działasz, co robisz? To jest też istotna informacja, bo pewne branże mają swoją specyfikę. Tak, jak napisał Alex najlepie być „purpurową krową”. Choć na prawdę to jest konieczne jeśli chcesz zarabiać 5-cyfrowe kwoty. Na 4-5k, które Cię interesuje, całkowicie wystarczy, że będziesz jednym z wielu dobrych specjalistów w swojej wąskiej dziedzinie. Czy nim już jesteś, czy coś robisz by się stać?
Dobre CV, jak wspomniał Witold, to owszem jest metoda ale musi być ono podparte rzeczywistymi kwalifikacjami i rzeczywistymi osiągnięciami. Oprócz tego dobre prezentacje na rozmowie kwalifikacyjnej – jeśli maż parę minut na prezentację. Jak nie masz na to oficialnie czasu, to go sobie wygospodaruj, by zaprezentować się tak jak chcesz. Czy szukałeś w internecie dobrych stron o tym, jak się sprzedać jako przyszły pracownik (dobrych!, nie sieczki, jakiej jest większość).
I jeszcze jedno: podstawą jest networking. Czy rozszerzasz sieć swoich kontaktów, prezentując się w niej jako dobry specjalista i rzetelny człowiek?
Reasumując: Alex kiedyś zamieścił takie równanie w jednym ze swoich postów:
Twoja wartość rynkowa = twoje kwalifikacje x umiejętność sprzedania się x sieć kontaktów
pozdr.
Mirek
Witam
Robi w branży telekomunikacyjnej w jednej z sieci. Właściwie to jest już druga sieć w której pracuję. Przez 4 ms pracowałem w Erze jako konsultant a teraz w jednej z innych. Nie uważam abym był tragicznym sprzedawcą. Wydaję mi się, że potrafię sprzedać ludziom nakręcić ich na produkt. W końcu prawie dwa lata pracy w tej branży mnie ukierunkowało na tym punkcie. Wcześniej pracowałem w szybkiej pracy w fast foodach myślę że nauczyłem się tam wytrwałości i i ciężkiej pracy dlatego nie boję się, tego że pójdę gdzieś i nie dam sobie rady. Dziś wysłałem CV chyba z 40 na różne ogłoszenia zobaczymy co z tego wyjdzie. W tym rzecz że prawie w to nie wierzę że mogą mnie gdzieś docenić. Chyba brak mi wiary w siebie jeszcze dochodzą do tego problemy z tej pracy gdzie teraz jestem które myślę,że nie skończą się szybko. Nie wiem czy brak mi wiary czy po prostu żyjemy w czasach gdzie znalezieniem normalnej pracy graniczy z cudem. Mój bagaż doświadczeń wzrasta z każdym dniem. Ale czy tak trudno o pracę na poziomie 2 tys zł? Na początek rozumiem przez pierwsze 3 ms okres próbny jakaś podstawa 1500zł ok. Ale kurcze gdzie to jest. Tracę wiarę. Wiem, że mogę wrócić do McD, na całym etacie bym zarobił 1600zł ale czy chodzi o to by cofać się wstecz czy raczej iść do przodu. Zauważyłem, że jestem jakimś tchórzem w życiu boję się powiedzieć co myślę by nie skrzywdzić innych. To jest moja największa wada. Że nie mówię tego co myślę i przez to bardzo cierpię. Przez ostatnie 2-3 ms mam sam stres na głowie związany z pracą mając 21 lat po prostu padnę na zawał jeśli tak dalej pójdzie.
PS.
Wcześniej pisałem o ślubie. Nadal mam wątpliwości. Nie wiem czy mój los to bycie strachliwym dupkiem i tak umrę pewnego dnia na zawał. Nie czując że żyję. Bo będę się martwiło innych aby dobrze wypaść w ich oczach. Czy nigdy nie będę mieć własnego zdania.Trochę to wszystko pokręcone. Chciałbym pewnego dnia się obudzić bez tych problemów. Normalnie wstać i o tym nie myśleć. Jak to zrobić Alex? Mirek, Witold. Znacie jakieś możliwości. Chętnie posłucham
@Igor: Piszesz: „Dziś wysłałem CV chyba z 40 na różne ogłoszenia zobaczymy co z tego wyjdzie.” Dałeś radę przyjrzeć się działalności 40 firm i odpowiednio uwypuklić w każdym liście motywacyjnym swoje zalety i kwalifikacje – odpowiednio do profilu tych firm? Bo uniwersalne CV wysyłane dla uspokojenia sumienia mają małą skuteczność. Niemniej życzę Ci powodzenia.
Z tym Twoim ślubem, to trochę tak, jak z jazdą autobusem. Wsiadłeś do autobusu, bo myślałeś, że jedzie do Zakopanego, ale okazało się, że to autobus do Gdańska. Patrzysz przez okno, widzisz nazwy mijanych miejscowości, wiesz, że jedziesz w niewłaściwym kierunku, ale nie wysiadasz. Możesz oczywiście jechać do Gdańska, tylko po co Ci narty? :-)
Igor,
Sam napisałeś, przeczytaj raz jeszcze główne punkty Twego posta:
Przez 4 ms pracowałem w Erze jako konsultant a teraz w jednej z innych. Nie uważam abym był tragicznym sprzedawcą. Wydaję mi się, że potrafię sprzedać ludziom nakręcić ich na produkt.
Czyli jesteś ŚWIETNYM sprzedawcą i POTRAFISZ komuś sprzedać produkt pokazując jego zalety!!!
Wcześniej pracowałem w szybkiej pracy w fast foodach myślę że nauczyłem się tam wytrwałości i i ciężkiej pracy dlatego nie boję się, tego że pójdę gdzieś i nie dam sobie rady.
Tutaj nawet nic nie trzeba zmieniać! :)
Dziś wysłałem CV chyba z 40 na różne ogłoszenia zobaczymy co z tego wyjdzie.
Dużo. Może za dużo. Może warto bardziej „obrobić” CV pod daną ofertę? Poczytaj już podane „killer cv” które wygooglasz spokojnie. Chodzi o to, aby ktoś czytając to zwrócił już na Ciebie uwagę od razu. Na każde miejsce przychodzi wiele ofert i w pierwszym sorcie ZAWSZE odpadają CV niechlujne, ogólnikowe, nie zrobione pod daną firmę. ZAWSZE. Nawet dobre osoby są skreślane, bo nikt nie wnika, nikt się nie zastanawia.
Krąży nawet dowcip. Robiono rekrutację na handlowca, kadrowiec dostał 500 ofert, przyniósł kierownikowi do przesortowania. Kierownik wziął tak 3/4 z wierzchu i wrzucił do kosza ze stwierdzeniem „pechowców nie potrzebujemy”. Nie bądź pechowcem ;)
W tym rzecz że prawie w to nie wierzę że mogą mnie gdzieś docenić.
Dlaczego mieliby nie docenić dobrego, ba! ŚWIETNEGO handlowca? Musisz im tylko się zaprezentować.
Może w CV jako pierwszy fragment to nie standardowo dane personalne tylko:
DANE PERSONALNE (imię, nazwisko, adres, telefon i tyle!)
PROFIL
Młody i ambitny HANDLOWIEC w branży usługowej, posiadający znakomite wyniki, o wyjątkowym darze do przekonywania klientów poszukuje ciekawej i ambitnej pracy w charakterze [dostosuj do ogłoszenia]
potem
DOŚWIADCZENIE ZAWODOWE (wymieniasz tylko to co ma wpływ na stanowisko na które aplikujesz, podajesz twarde wartości w stylu „zwiększenie sprzedaży o 20%”, „zwiększenie ilości zawieranych umów o 30%” – rozumiesz?)
EDUKACJA (możesz wpisać same studia, jeśli studiujesz)
UMIEJĘTNOŚCI (jak przy doświadczeniu – na handlowca nie piszesz, że masz świetną orientację w terenie, itp)
ZAINTERESOWANIA (możesz nie)
Chyba brak mi wiary w siebie jeszcze dochodzą do tego problemy z tej pracy gdzie teraz jestem które myślę,że nie skończą się szybko. Nie wiem czy brak mi wiary … Tracę wiarę … Zauważyłem, że jestem jakimś tchórzem w życiu boję się powiedzieć co myślę by nie skrzywdzić innych. To jest moja największa wada. Że nie mówię tego co myślę i przez to bardzo cierpię. Przez ostatnie 2-3 ms mam sam stres na głowie związany z pracą mając 21 lat po prostu padnę na zawał jeśli tak dalej pójdzie.
Przeczytaj to raz jeszcze. Widzisz co Ci przeszkadza. Wiesz co jest złe. Apatycznie będziesz stał z założonymi rękami? Weź i to zmień!!! Zacznij od mówienia to co myślisz. Niektóre osoby się obruszą widząc tą zmianę, iż potulny zawsze Igor nagle zmienia nastawienie i zacxzyna być asertywny.
Trudno się mówi, ale to TWOJE życie, a nie INNYCH, więc jeśli czujesz, że się ograniczasz w mówieniu co myślisz – zacznij mówić co myślisz, bez żadnych skrupułów.
Wcześniej pisałem o ślubie. Nadal mam wątpliwości. Nie wiem czy mój los to bycie strachliwym dupkiem i tak umrę pewnego dnia na zawał. Nie czując że żyję. Bo będę się martwiło innych aby dobrze wypaść w ich oczach. Czy nigdy nie będę mieć własnego zdania.Trochę to wszystko pokręcone. Chciałbym pewnego dnia się obudzić bez tych problemów. Normalnie wstać i o tym nie myśleć.
Najprostsze metody to… dokładnie to co napisałeś. Zacznij mieć własne zdanie, zacznij się zachowywać tak jakbyś chciał, aby TOBIE było wygodnie.
Dobra, a teraz ode mnie, nie wiem jak u Ciebie z wiarą w astrologię, itp. Jeśli totalnie nie wierzysz i uważasz to za kawał szarlataństwa – nie czytaj tego akapitu :)) Chyba, że z ciekawości, bo może Ci się przydać – Pisałeś, iż masz 21 lat. Jest to okres, gdy pozycja na niebie dla planety Pluton (tak, wiem, niby asteroida, ale astrologowie traktują jako planetę) jest w kwadraturze (90 stopni) do pozycji, gdy Pluton był przy Twoich narodzinach. Akurat zwykle bywał ten aspekt później około 30tki, ale ze względu na orbitę nastąpiło „przyśpieszenie” w obecnych pokoleniach. Jest to „zgrzytający” aspekt, który jest bardzo męczący. Następny to będzie 180 stopni – około 50tki zapewne. Ale nieważne, ważne jest znaczenie tego. Przytoczę Ci z http://www.mooltrikona.com/pluto.html :
„The transit of Pluto square Pluto is usually the transit that many western astrologers talk about. The Pluto square essentially is the mid-life crisis transit where Pluto will ruthlessly come in to clean up any aspect of a person’s life that needs to be taken care of. Pluto will not necessarily bring about freedom to the person as Uranus does, but will force new growth for the individual by destroying the old stale position that they may find themselves in their life. This is usually very uncomfortable as everything in their life changes in a disruptive fashion beyond the control of the individual.”
jak dla mnie to co odczuwasz, skrępowanie, ograniczenie się, lęki – to wszystko to wpływ plutoński, który krzyczy – CZŁOWIEKU WEŹ SIĘ W GARŚĆ I ZRÓB COŚ Z TYM. Kiedyś jak o tym czytałem to ktoś napisał „stary! jak próbujesz się przeciwstawić temu aspektowi to tak jakbyś chciał słomką zawrócić rzekę!”.
Poważnie, dobitne to jest straszliwie, sam miałem dość oryginalny wpływ Plutona, w sumie nadal mam. Kluczem jest to, żeby nie walczyć, tylko przyjąć to i skierować w kierunku w jakim chcesz się rozwijać. Astrologowie uznają energię płynącą z plutona za trudną do opanowania, trudną do okiełznania – ale tylko osoby, które potrafią ją jakkolwiek wykorzystać na tym zyskują.
Piszesz o zmianie pracy. Piszesz o ograniczeniach jakie odczuwasz i lękach, które są na bazie własnej niepewności, która Ci przeszkadza. Musisz uwierzyć, że to co się dzieje to po prostu zmiana w Tobie. Każdy się jakoś zmienia. Teraz pojawia się kluczowe pytanie – co z tym planujesz zrobić? Tkwić w tym stanie w jakim jesteś, czy też ewoluować w nowego lepszego Igora?
Możesz nie wierzyć w „bajki” astrologiczne, ale to, że chcesz się zmienić i pozbyć się problemów – to widać. Nie możesz temu zaprzeczyć. Możesz więc przyjąć teorię dot. tego aspektu plutona (o którym wiele osób się rozpisywało w sieci) i WYKORZYSTAĆ to, aby skądś czerpać natchnienie. Możesz też uznać to za banialuki nie warte funta kłaków – Twój wybór. Tak czy owak stanąłeś przed problemem takim a nie innym…
Nie jest to niemożliwe. Igor, poważnie, zastanów się, to co napisałeś – to drobnostki. Gdybyś nie miał rąk i nóg to mógłbyś mówić o tym, że jesteś bezużyteczny, ale jak sam napisałeś – świetnie sprzedajesz, umiesz sprzedawać, jesteś w stanie pracować ciężko i nie narzekać (znam takich, co są starsi od Ciebie i nie pracują, bo im się nie chce, bo nie ma sensu, bo w ogóle nie wierzą w siebie – Ty jednak w jakiś sposób wierzysz i pracujesz i źle nie jest). Dlaczego pracy nie można znaleźć? Bo pracę dostają ludzie, którzy odpowiednio umieją się sprzedać. Pracodawcy fakt, szukają i przebierają w ofertach, od dawna, wbrew „rynkowi pracownika” który od ponad roku słychać. Sam mam problem ze znalezieniem pracy, jedyne co robię – to szukam nowych sposobów na lepsze sprzedanie się.
Więc weź się do roboty! Dobrze, że wyrzuciłeś z siebie to co Cię boli, zapisz to sobie gdzieś, wydrukuj, zaznacz co Ci się w sobie nie podoba… I zmieniaj to. Ot tak, po prostu. Nie mów, że łatwo mówić – bo łatwo zrobić, tylko trzeba przestać tyle mysleć nad tym! :D
Igor,
W przypadku decyzji o ślubie nie powinno być wątpliwości. Bycie z tą drugą osobą powinno być jednym z najmocniejszych pragnień. A Ty napisałeś, że nie wiesz czy kochasz swoją narzeczoną… Będziesz potrafił powiedzieć „ślubuję Ci miłość”? Nie widać w tym co napisałeś, że czekasz na to wydarzenie jako coś co jest Twoim najmocniejszym pragnieniem, coś co jest „Twoje”. Masz dopiero 21 lat, w tym wieku rzadko się ma dojrzałość odpowiednią do małżeństwa. A dojrzałość do małżeństwa – to też dojrzałość do podejmowania decyzji, wzięcia odpowiedzialności za życie swoje i innych.
Pozdrawiam,
Piotrek
Witaj Igor,
– „Zacząłem teraz patrzeć bardziej w przyszłość by coś osiągnąć.” – buduj na tych pozytywach które już osiagnąłeś.
– „mało osób to docenia” – ważne żebyś ty sam doceniał siebie. Samomotywuj sie do działania nie czekajac na oklaski. ” Rzadko tu słyszysz brawa, prędzej to drwiacy smiech”. W końcu trafisz na srodowisko, które będzie umiało pracować we wzajemnie motywującym sie zespole.
– „Przez 4 ms pracowałem w Erze jako konsultant a teraz w jednej z innych.Wydaję mi się, że potrafię sprzedać ludziom nakręcić ich na produkt.” – masz doświadczenie Wiesz co umiesz robić, rozwijaj to. Dobra sprzedaz to teraz bardzo cenna umiejetność.
– „Mój bagaż doświadczeń wzrasta z każdym dniem.” – no właśnie :-) zbieraj pozytywne doświadczenia, szukaj ich a z negatywnych wyciagaj konstruktywne wnioski.
– „Zauważyłem, że jestem jakimś tchórzem w życiu boję się powiedzieć co myślę by nie skrzywdzić innych” w ten sposób krzywdzisz siebie. Kochaj siebie.
– „Chciałbym pewnego dnia się obudzić bez tych problemów” – pewnego dnia obudzisz się traktując problemy jako wyzwania do rozwiązania.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex
Przeczytałem większość postów pod tym tematem. Zgadzam się, że trzeba próbować nowych rzeczy, poznawać lepiej swoje preferencje.Jednak nigdzie nie napotkałem się na chyba dość poważne ograniczenie.
Czy nie jest tak, że z ograniczoną liczbą umiejętności a na pewno nie popartą często jakimiś papierkami czy wymaganym doświadczeniem, jesteśmy w naturalny sposób odsunięci od sporej ilości doświadczeń zawodowych? Kelnerzyć możemy zawsze.
Dziękuje za przyszłą odpowiedź
pozdrawiam :)
Witam
Za niecałe 4 ms biorę ślub. Otóż nie jestem pewien do końca swojej decyzji. Jestem z moja nażeczoną już prawie półtora roku. Natomiast ja mam ogromne wątpliwości już od jakiś 2-3 ms. Nie wiem co zrobić. Jest mi z nią dobrze. Ale czy to milość. Nie wiem. Boję się, że po ślubie stracę na zawsze moją wolność robienie tego czego ja naprawdę chcę. Oganiczę się. Bardzo ciężko jest mi podjąć decyzję jestem z tego typu osób ktorzy podjemuja decyzję dopiero jak im się świat wali na glowę. Obecnie z moją nażeczoną już mieszkamy od jakiś 2-3 ms. Mamy już trochę spraw pozalatwianych m.in. fotografa orkiestre sale kościół oczywiście powpłacane tylko zaliczki. Natomiast jest mi ogromnie ciężko podjąć decyzję o rozstaniu. Wiem, że w życiu wyobrażałem sobie, że będzie naprawdę idealnie. A teraz mnie ogromnie ciągnie aby się bawić szaleć kożystać z mlodości i nie mysleć co będzie za miesiąc. Mam 21 lat. Nie wiem czy takie wątpliwości to normalna rzecz? Ale jak widzę jak moi znajomi wychodza na dyskotekę to aż mnie skręca że nie mogę wyjść z nimi. Ktoś kiedys powiedzial że lepszy tragiczny koniec niż tragedia bez końca. Jestem bardzo zdolowany ostatnimi czasy czasu coraz mniej a ja mam z dnia na dzień coraz większe wątpliwośći. Jest mi ogromnie głupio zawieść jej rodziców ją wrócić do domu zabrać znów wszystkie swoje rzeczy i wrócić tam gdzie mieszkalem. Najgorsze jest to, że ostatnio nam się nei uklada mamy coraz więcej sprzeczek, żyjemy taka monotonnością. Ja jestem raczej mażycielem ona realistką. Odkąd jesteśmy razem zapomnialem o tym co chce robic w życiu o moich marzeniach i o tym co mnie kręci. Maloczasu poświęcam na siebie. Nie mówię że to jej wina tylko poprstu jakoś tak się pozmieniało kumpli to już wogole nie widuję. Jest mi z nią dobrze ale czy to ta jedyna. Boję się samotności, że obudze się pewngo dnia i umrę gdy nie zadzwonię do niej nie porozmawiam czy dam radę przez pierwsze dni. Kurcze jest tak ogromnie ciężko wszyscy znajomi mi mówią że to nie ta a jeśli oni nie mają racji powienem sluchac siebie ale ja sam nie wiem. Już po raz kolejny podejmuję ten temat na tutaj. Nadal nie znam odpowiedzi. Alex mam nadzieję, że nie truję dupy, przepraszam za wyrażenie poprstu tutaj znajduję prawdę. Wiem że piszecie wszyscy prawdę. Obiecuję, że to już ostatni raz. Liczę na waszą pomoc i radę. Pozdrawiam
Igor:
Od sierpnia wciąż opowiadasz tę samą historię. Dostałeś tutaj wiele porad, odpowiedzi, sugestii. Z których z nich skorzystałeś? Czy jeśli dostaniesz kolejne to czy z nich skorzystasz?
Przeczytaj jeszcze raz wszystko co Tobie napisaliśmy, przemyśl sprawę i zacznij działać.
„Lepszy bolesny koniec niż ból bez końca” to radził Tobie Alex.
Dlaczego nie wyjdziesz na dyskotekę i nie zaprosisz na nią swojej przyszłej żony? Może ona wybrała Ciebie takiego, gdy chodziłeś na dyskoteki i teraz sama przeżywa podobne rozsterki przed zbliżającym się „uwięzieniem”?
Odnośnie „dupy”… czas ją ruszyć! Dasz radę! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Igor – z tego, co piszesz, nie masz wyjścia. Musisz wziąć ślub.
Co z tego, że będziesz nieszczęśliwy – najważniejsze, że nie zawiedziesz fotografa.
Co z tego, że będziesz nieszczęśliwy – najważniejsze, że nie zawiedziesz orkiestry.
Co z tego, że będziesz nieszczęśliwy – najważniejsze, że nie zawiedziesz właściciela sali.
Co z tego, że będziesz nieszczęśliwy – najważniejsze, że nie zawiedziesz księdza.
Co z tego, że będziesz nieszczęśliwy – najważniejsze, że nie zawiedziesz przyszłej żony, która chce dzielić swoje nieszczęście z Tobą.
Co z tego, że będziesz nieszczęśliwy – najważniejsze, że nie zawiedziesz przyszłych teściów, którzy będą patrzeć, jak pielęgnujecie swoje nieszczęście i czekać, aż przyjdzie na świat wasze nieszczęśliwe potomstwo.
Nie dziw się, że przy Twoich wątpliwościach co do ślubu, coraz bardziej się sprzeczacie. Będzie coraz gorzej.
A teraz z innej beczki – dlaczego według Ciebie odłożenie decyzji o ślubie oznacza definitywne zerwanie? Czy potrafisz myśleć tylko w kategoriach wszystko albo nic?
Krzysztof
Pytasz: „Czy nie jest tak, że z ograniczoną liczbą umiejętności a na pewno nie popartą często jakimiś papierkami czy wymaganym doświadczeniem, jesteśmy w naturalny sposób odsunięci od sporej ilości doświadczeń zawodowych?”
Zgadzam się w 50% :-), a mianowicie z wypowiedzią „że z ograniczoną liczbą umiejętności ..nie popartą………………………. wymaganym doświadczeniem, jesteśmy w naturalny sposób odsunięci od sporej ilości doświadczeń zawodowych?”
Dlatego cały czas piszę na blogu : „ucz się nowych rzeczy a nie gromadź nowych rzeczy” a w poście o wolontariacie mówiłem o pracy za darmo aby zdobyć doświadczenie i wypracować sobie markę.
Jeśli chodzi o formalne papierki, to jest parę dziedzin, gdzie bez nich nie możesz funkcjonować (pisałem o tym w http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/ )
Oprócz tego jest mnóstwo interesujących sposobności, gdzie pies z kulawą nogą nie będzie interesował się Twoimi papierkami, tylko tym co rzeczywiście umiesz
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq, Igor
A moze kategoria „wszystko albo nic” w tym wypadku da im jasną sytuację czy rzeczywiście się kochają i czy chcą spędzić resztę życia ze sobą?? Do niedawna, jak pojawiłam się na tym blogu też zastanawiałam się nad swoim związkiem. Byliśmy ze sobą bardzo długo i nie potrafiliśmy a raczej ja nie potrafiłam się zdecydować zawsze wydawało mi się, że coś jest nie tak, że wcale nie jesteśmy taką fajną parą jak bym chciała abyśmy byli. Obecnie nie jesteśmy ze sobą, uczę się żyć na nowo, ale staram się odzyskać faceta, „faceta mojego życia”. Strasznie trudno teraz mi jest to zrobić bo zraziłam i zraniłam go bardzo ale teraz jestem pewna, że jeśli mialabym szansę nie zastanawiałabym się nad przyszłością z nim czy nie… Czy będę mogła to naprawić? Nie wiem. Czas pokaże. Ja bym chciała. Teraz widzę to czego nie widziałam jak byliśmy razem.
@pink: Z tego, co pisze Igor wynika, że on nie za bardzo chce, ale musi. Moim zdaniem nie musi i powinien to poważnie rozważyć.
A czy w Twoim przypadku nie jest tak, że w momencie, gdy zniknęły uciążliwości codziennego wpółżycia, pozostały jedynie miłe wspomnienia i olbrzymie nadzieje na świetlaną przyszłość? Poza tym w marketingu bardzo często wykorzystuje się mechanizm obawy klienta przed utratą czegoś, co jeszcze wcale nie jest jego włąsnością. Oczywiście są to uwagi teoretyczne, które mogą, ale nie muszą dotyczyć Twojej osoby. Wierzę, że wybierzesz najlepsze rozwiązanie.
TesTeq
Nie wiem czy Igor musi ale na pewno ma wątpliwości, których podejmując taką decyzję nie powinien mieć. Nie jest to decyzja na całe życie bo oczywiście są jeszcze rozwody ale po co wchodzić w coś z założeniem, że jak nie to przecież się rozwiedziemy.
A jeśli chodzi o mój przypadek… uciążliwości codziennego współżycia… zawsze jakieś są, mniejsze lub większe. W moim mniemaniu było tego dużo, za dużo, ale chyba patrząc z innej perspektywy i patrząc na związki i małżeństwa znajomych to mój był idealny niemal, a ja zbyt czepliwa i za bardzo chciałam aby to wszystko było idealne. Teraz tak naprawde widzę swoje błędy, widzę to czego wcześniej nie dostrzegałam, bo za bardzo chciałam idealizować ten związek a czasami poprostu jesteśmy z kimś, akceptujemy jego wady, kochamy zalety i to co dla nas robi. Ja nie potrafiłam tego.
Zmieniłem swoje życie! Mieszkam w Australii! :) :)
Rafał! Winszuję! Może nie zazdroszczę, bo dla mnie zbyt ciepło pewno by było ;) Ale winszuję zdecydowanie, bo podobno bardzo pozytywny region! Mam nadzieję, że australijskie wino na miejscu smakuje lepiej niż u nas? (wytrawne białe, jeśli dobrze pamiętam nazwę „riddles creek”, takie o posmaku cytrusowym – wyśmienite jako aperitif/degustif do ryb, choć z ceny wynikało, że to klasa niższa – stołowe jeśli chodzi o wina… muszę odwiedzić tesco, kiedyś tam było w sensownej cenie… mintaj nie smakuje tak samo bez małej ilości tego specyfiku :)) ). Jak już zbierzesz jakieś odczucia to opisz, kto wie – może ktoś z tego blogu Cię odwiedzi zachęcony opisem? :D
Hmm bardzo ciekawy tekst zgadzam się z nimzupełnie dobrze jest znaleźć sobie jakąś siłę wiekszą niż ja sam Wtedy poddać się jej cieszyć się szczęściem i radością jednocześnie będąc bezpieczny i spokojny wiedząc że coś na dmną czuwa :)
„- nie oglądaj polskiej telewizji” ?
Nie rozumie. Dlaczego nie? :)
Klaudia
Powodów jest kilka
1) na ogół bardzo nieefektywne wzorce językowe
2) mało skuteczne postawy (zwłaszcza w polskich filmach)
3) często pokazywany mało przydatny obraz otaczającego nas świata
4) bardzo często poważne luki w edukacji prowadzących (znów gdzieś słyszałem o huraganach w Europie!! :-))
Wystarczy tak na szybko?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Klaudia:
Dla mnie jest jeden zasadniczy powód dlaczego nie warto – pesymistyzm. Przeważająca ilość informacji w mediach, filmów, seriali sieje pesymizmem, że nic się nie udaje, że wszędzie jest źle, każdy oszukuje itd. Nie chce się działać gdy dostaje się taki obraz pseudorzeczywistości :)
Pozdrawiam,
Orest
Hymm właściwie to jak zaczęłam się teraz nad tym zastanwiać to rzeczywiście jak oglądam coś mądrego to zazwyczaj jest to zagraniczny program więc chyba coś w tym jest ;) A swoją drogą bardzo ciekawy blog, cieszę się że na niego teraz trafiłam póki jeszcze mam troche czasu na podjęcie wszelkich życiowych decyzji. Pozdrawiam.
Witam:) może to chwalenie się, ale mam nadzieję, że tego tak nie zrozumiecie. Patrzyłam, i wciąż patrzę, na rodziców, którym słabo się robi jak idą do roboty. Robią coś co kompletnie ich nie interesuje, jest monotonne i liczą chwile do emerytury. Panicznie bałam się, że i mnie spotka ten los. Bo żyć z czegoś trzeba. Nigdy nie przepadałam za nauką, „zdolna, ale leń”. Na 4 roku studiów przyszło olśnienie. Co prawda ścieżka kująca, trudna i wyboista (jak się nie ma znajomości:/), ale dziś, ku szokowi moich znajomych z liceum, jestem asystentem/wykładowcą. Mam 25 lat i doktorat w głowie. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze, że Kocham moją pracę. Że uwielbiam moich studentów i przeżywam z nimi sesje. Że chce się uczyć by móc im przekazać to co wiem. Ciągle nowi ludzie, nowe wyzwania. Miałam różne prace. I codziennie dziękuje losowi, że tak wcześnie odkryłam co chcę robić. To mnie napędza do ciągłego podnoszenia kwalifikacji. Cieszę się, że nie robi mi się nie dobrze jak wstaje do pracy. I wszystkim tego z całego serca życzę!! W pracy spędzamy tak dużo swojego życia, że warto szukać „właściwej” ścieżki. I nie ważne czy odnajdujemy pasję na kasie w supermarkecie, czy zarządzając wielką firmą. Życzę wszystkim efektywnych poszukiwań:)
Kasia
Cieszę się, że znalazłaś swoje „powołanie” i delektujesz się tym co robisz. Jeżeli tak zostaniesz, to masz już przewagę nad znakomitą większością społeczeństwa, kture pracuje „bo musi” :-)
Nie do końca zgadzam się tylko z Twoim stwierdzeniem:
” nie ważne czy odnajdujemy pasję na kasie w supermarkecie, czy zarządzając wielką firmą.”
Małe ćwiczenie dla wszystkich: dlaczego się nie zgadzam? :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
„Małe ćwiczenie dla wszystkich: dlaczego się nie zgadzam?” :)
Mam dwie teorię.
1. Wychodzisz z założenia, że lepiej odnaleźć pasję i realizować się w swoim zawodzie/branży niż zaczynać gdzieś pracę by odnaleźć w niej pasję.
2. Na kasie ciężko realizować swoją pasję, jeśli jest się osobą ambitną :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Kasiu, Alex
” nie ważne czy odnajdujemy pasję na kasie w supermarkecie, czy zarządzając wielką firmą.”
Trzeba jeszcze porównać sposób/styl życia związany z realizacją danej pasji. Ja swego czasu wpadłem w pułapkę pasjonującego zajęcia, które oferuje niezbyt odpowiadający mi długofalowo styl życia.
Kasiu, piszesz: „To mnie napędza do ciągłego podnoszenia kwalifikacji.” Świetnie, tylko obawiam się jak długo wytrzymasz na polskiej uczelni z takim podejściem. :) Nie jest to zła informacja, na pewno jesteś na dobrej drodze, ale spróbuj czasami spojrzeć na sytuację w szerszym kontekście. Jest Ci dobrze nie dlatego, że robisz to co robisz, tylko dlatego, że bierzesz sprawy w swoje ręce.
Pozdrawiam
Tomek
Kasia pisze: „Patrzyłam, i wciąż patrzę, na rodziców, którym słabo się robi jak idą do roboty. Robią coś co kompletnie ich nie interesuje, jest monotonne i liczą chwile do emerytury.”
A mój Tata był pasjonatem swojej pracy i martwił się, gdy „wypychano go” na emeryturę – potem pracował nadal jako doradca i pełnomocnik. Mimo, że już odszedł, Warszawa pełna jest miejsc pamiętających jego zaangażowanie i entuzjazm.
nie spodziewałam się takiego odezwu, ale bardzo się cieszę. Może się ciekawa dyskusja wywiązać:) To po kolei:) ja oczywiście nie mówię o pracoholizmie, to mi raczej nie grozi z racji osobowości. Każda pasja wymykająca się spod kontroli może być dla nas niebezpieczna. Ja mam swoje słabości i np. uczę się asertywności, której totalnie było mi brak. Czy się wypalę? mam nadzieję, że nie, ale oczywiście nie przewidzę przyszłości. Przyjmuję, że teraźniejszość jest dla mnie na tyle sprzyjająca, że z totalnej pesymistki przeszłam na realizm. A to już postęp:)TesTeq szczerze zazdroszczę. Może łatwiej by mi było z takim wzorcem. Nie hamował by mnie tak. A życie nie przerażało. Natomiast najbardziej fascynujące jest dla mnie, że przyjęliście mnie bez oceniania i wywiązała się ciekawa dyskusja:)
Kasia pisze: „Natomiast najbardziej fascynujące jest dla mnie, że przyjęliście mnie bez oceniania i wywiązała się ciekawa dyskusja”
Bo my tutaj się nie oceniamy, tylko przedstawiamy własne zdanie. I potem każdy może ocenić, na ile to, co powiedzieli inni, przyda mu się we jego własnym życiu.
Witam Wszystkich!Jest u mnie teraz 4 rano a ja siedzę i zastanawiam. się nad życiem.Mam pewne marzenie.Niestety jeśli o im wspominam to większość osób mówi mi „odpuść sobie”, „za stara jesteś”.Mam 27 lat.Po maturze nie mogłam sobie znaleźć miejsca.Zaczynałam i uciekałam z różnych kierunków studiów, nic nie doprowadziłam do końca.Mój błąd.Jest jedna rzecz która zawsze mi się marzyła.Chciałam studiować medycynę.Z różnych względów nie zrobiłam tego.W większości przypadków tylko z własnej winy.Lecz ciagle ta myśl kołacze mi w głowie.Że to jest to czego bym chciała.Jak o tym komuś wspominam to słyszę tyko „no co ty, wiesz ile lat będziesz mieć jak skończysz studia?!33! A potem specjalizacje itd itp.!Odpuść!”.Muszę przyznać, ze dużo w tym racji.Ale czyż nie powinno sie robic tego o czym sie marzy i co sprawia satysfakcję?!Nawet jeśli miałoby sie to robic krócej ze względu na późny wiek?Czy to ie najważniejsze? Mnie wydaje się, że tak, ale gdy w koło słychac różne nieprzychylne głosy człowiek zaczyna powiątpiewać czy ma rację.Od dłuższego czasu staram sie pracować z ludźmi, pomagać im.Wcześniej hospicjum, teraz dom opieki i z dnia na dzień jestem coraz pewniejsza swoich marzeń.Ale wciąż za mało odważna, żeby podjąć decyzję i zaryzykować.
Dziękuję, ze mogłam sie tu wywnętrzyć tą nocną porą.Wszystkim życze dobrego dnia.
Witaj Ala
Pierwsza zasada to „Przetestuj Twoje marzenia” (patrz post: http://alexba.eu/2007-07-30/rozwoj-kariera-praca/przetestuj-marzenia/ )
W Twoim wypadku należałoby przetestować realia studiów medycznych i konkretnej pracy lekarza.
Jeśli taki test wypadnie pozytywnie, to wtedy łatwiej będzie Ci podjąć decyzję niezależnie od tego, co twierdzi otoczenie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@ala: Masz 27 lat i ktoś Ci mówi, że jesteś za stara? Widocznie sam czuje się za stary – niezależnie od wieku. Natomiast w każdym wieku decyzje należy podejmować w sposób rozważny, zatem Aleksowa propozycja przetestowania swoich marzeń jest jak najbardziej godna polecenia. Z tego, co słyszałem, sytuacja materialna młodych lekarzy w Polsce jest nieciekawa.
Dziękuję za odpowiedzi.Zaraz przeczytałam post o testowaniu marzeń.To bardzo dobry pomysł.Często wydaje nam się że czegoś bardzo chcemy, a gdy przychodzi co do czego, gdy już to mamy, to okazuje się, że wcale nam o to nie chodziło.Jednak nie wiem czy mogłabym bardziej przetestować to czego chce.Przeszłam przez pracę w hospicjum i w szpitalu.Nie wiem czy można zrobić cos więcej.Nie mogę przeciez na chwilę zostać lekarzem, żeby sprawdzic to dokładnie.Mogę pochodzić w domu w białym kitlu i ze stetoskopem (zrobiłam to – podoba mi się).
Myślę, ze może za bardzo przejmuję się opiniami ludzi.Nie watpię, ze oni szczerze wierzą, że radzą mi dobrze.Ale to większość takich osób dla których najwazniejsze własnie jest szybko zrobić JAKIEŚ studia, mieć szybko JAKĄŚ pracę i JAKIŚ związek.Według nich w pewnym wieku na pewne rzeczy człowiek juz jest za stary. Nie do końca się z nimi zgadzam.Ludzie nie są za starzy na większość rzeczy.i jeżeli jakaś babcia marzy o nauce salsy to nic na stoi na przeszkodzie.To samo dotyczy wędkarstwa czy nauki chińskiego.
Jedyne czego się obawiam, ze mając te 33 lata ja dopiero zacznę a konkurencją będą dla mie 24 latkowie.Czy to ie jest jakis problem.Czy nawet jeśli człowiek jest w czyms bardzo dobry, to nagle nie usłyszy „jest pani świetna, świetne wyniki, ale mamy tu dużo młodszych chętnych”. I jak w wielu dziedzinach wiek nie jest az tak wany to czy tutaj nie okaże się jednak przeszkodą.
Już się zakręciłam w tym co pisze.Tyle myśli mam w głowie.
Do TesTeq:sytuacja młodych lekarz faktycznie w niektórych przypadkach jest nieciekawa.Ale myślę sobie, znaczy mam taka nadzieję, ze wszytsko sie jednak w Polsce zmienia na dobre, że idziemy bardziej do przodu, niż stoimy w miejscu.I dlatego myślę, ze za te 6 lat za które bym zaczynała, sytuacja będzie już zupełnie inna.Lepsza!
Z innej beczki:świetny blog.Jestem po całej nocy lektury.Często może rozjaśnić pewne rzeczy które kołaczą sie nam gdzieś w głowie.Które czujemy ale boimy się do nich przyznać. Dziękuję!
Serdecznie wszystkich pozdrawiam
Alu,
Przeczytałam Twoją wypowiedź dotyczącą studiów medycznych i przypomniała mi się pewna historia:
Ponad 15 lat temu poznałam człowieka, który opowiedział kawałek swojej historii: po maturze rozpoczął studia medyczne. Przerwał je po 3 chyba roku i jego droga zawodowa odbiegła od pierwotnych (nieskończonych) studiów. Ożenił się, urodziło mu się dziecko, prowadził „stateczne życie”. Marzenia o zawodzie lekarza jednak wróciły. Nie znam dokładnie motywacji, niemniej w wieku 40 lat wrócił na studia medyczne! Dużo wysiłku to wymagało. Zamieszkali z żoną i dzieckiem w akademiku dla małżeństw, wspierali codzienny budżet oszczędnościami, bo nie da się studiować medycyny zaocznie. Skończył te studia po „czterdzietce”. Bardzo rzetelnie studiował, a jego życiowe doświadczenia i dojrzałość oraz determinacja powodowały, że był bardzo dobrym studentem. A potem bardzo dobrym lekarzem – stażystą. Wymagało to od niego sporego wysiłku, ale kiedy mówił o swoich studiach, widać było radość, pasję, entuzjazm.
Ty masz lat 27, jeśli nawet dołożysz do tego 6 lat studiów i 2 lata specjalizacji, to startujesz w zawód w wieku 35 lat i następne 30 lat pracujesz w wymarzonym zawodzie, realizując marzenia. Taka „matematyka” mnie przekonuje. To według mnie zdecydowanie lepsze, niż myślenie przez następne ponad 30 lat, ze się nie miało dość odwagi, że „gdybym wtedy… „. W moim odczuciu warto sobie zadać też ważne pytanie – jak zabezpieczyć środki materialne na czas studiów, kiedy trudniej będzie pracować i jednoczenie studiować. Moje pytanie nie ma na celu zniechęcania, wręcz przeciwnie; poszukania takiej formy, żeby strona materialna nie stała się przeszkodą w trakcie realizacji marzenia.
Moja przyjaciółka skończyła studia w określonym kierunku i po 15 latach pracy w zawodzie zupełnie niezwiązanym ze studiami (z sukcesami naprawdę istotnymi) zrezygnowała z pracy, została na rok w domu i żyła z doraźnych zleceń, „szukając drogi”. Wróciła do zawodu pierwotnie wyuczonego. Była to wymagająca wielu wysiłków droga (nigdy tego zawodu nie wykonywaławcześniej), studia uzupełniające, szkolenia, praktyki. Pokornie realizowała wszystkie konieczne etapy. Dziś, po 5 latach od tamtej decyzji jest szczęśliwą kobietą pewną tego, że ta zmiana była najlepszym, co mogła sobie zafundować. W momencie zmiany miała zdecydowanie więcej lat niż Ty.
Twój wiek może być Twoim sprzymierzeńcem, a nie wrogiem.
Pozdrawiam i życzę najlepszych dla Ciebie decyzji.
Ewa
Alu,
do poprzedniej wypowiedzi (powyzej) dopowiem, że ja diametralnie (!) zmieniłam zawód w wieku ponad 30 lat, rozpoczęłam kolejne studia i start w nowe. O podstaw – włacznie ze zmianą miejsca zamieszkania. I to była dobra decyzja. Dziś po kilkunastu latach od tamtego momentu zmiany wiem, ze nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w kwestii tego, co będę dalej robić:) Jestem w momencie, gdy poważnie rozważam możliwości zmiany, bo to dla mnie dalszy rozwój. Muszę to tylko bardzo dokładnie poukładać sobie w głowie. Daję sobie pełne prawo do kolejnej zmiany:) Wszystkie dotychczasowe doswiadczenia są moimi sprzymierzeńcami.
E
Ewo, bardzo podbudowało mnie to co napisałaś,dodało skrzydeł i nadziei. Własnie sprawa zabezpieczenia finansowego jest dla mnie najmniejszym zmartwieniem, gdyż siedzę teraz za granicą, zarabiam i odkładam.Jestem w stanie przez te 6 lat sie utrzymać. Więc chyba nie ma na co czekać!Do roboty!
Serdecznie Ci dziękuję.
Gratuluję odwagi na to, ze zdecydowałaś się na zmiany w takim wieku.Wielu ludzi stwierdziłoby, że to chore.Jednak najważniejsze to żyć w zgodzie z samym sobą.Bo najgorsze co może się trafić to byc nieszczęśliwym potem samemu ze sobą.
Raz jeszcze dzięki.
Alu,
za dobrze o sobie myślę i za bardzo siebie lubię, żebym miała się zgodzic na wariant pt: „oby jakoś dotrwać do emerytury”. Nawet jeśli to wygląda na „zwariowane” czy „chore”. Nie chcę żyć „jakoś”, bo według mnie to oznacza „nijak”. Chcę żyć dobrze, w zgodzie ze sobą, w harmonii, w poczuciu, że robię dla siebie dobre i mądre rzeczy i że wnoszę też dobre rzeczy w otoczenie. Taka moja mała filozofia. A zmiana jest w to wpisana. Także miewam wątpliwosci, obawy, czasem unikam podjęcia decyzji – takie to ludzkie chyba:). Staram się nie tracić z oczu jednak tego, co w moim życiu najważniejsze – siebie:)
Raz jeszcze życzę dobrych dla Ciebie decyzji.
E
@Ewa W pisze: „za dobrze o sobie myślę i za bardzo siebie lubię, żebym miała się zgodzic na wariant pt: 'oby jakoś dotrwać do emerytury'”
Moim zdaniem w ogóle koncepcja życia oparta na tym, że pracujemy po to, żeby dotrwać do emerytury jest nieporozumieniem. Dlaczego? Dlatego, że będąc w wieku emerytalnym bardzo często nie będziemy mieli już sił i zdrowia, żeby zrealizować swoje najśmielsze i najlepsze marzenia. Nie warto czekać. Warto wziąć się za ich realizację tu i teraz :!:
@Ewa W pisze: “za dobrze o sobie myślę i za bardzo siebie lubię, żebym miała się zgodzic na wariant pt: ‘oby jakoś dotrwać do emerytury’”
@TesTeQ pisze: „Dlatego, że będąc w wieku emerytalnym bardzo często nie będziemy mieli już sił i zdrowia, żeby zrealizować swoje najśmielsze i najlepsze marzenia. Nie warto czekać. Warto wziąć się za ich realizację tu i teraz :!”
Ja polecam rozważyć pójść kawałek dalej . To jest odrzucając idee kolejnego życia, możemy z większym podnieceniem korzystać z tego. „Tu i teraz” nie jest czymś co trzeba przeczekać przed wiecznym szczęściem lub potępieniem.
Tu i teraz to wszystko co mamy. Niech to będzie inspiracją by wykorzystać to maksymalnie..
pozdrawiam, Artur
Wracając jeszcze do wypowiedzi Ewy – ja obrałem obecny kierunek działania (zmieniając kurs mojego życia bardzo drastycznie) w wieku ok. 36 lat
Ani chwili tego nie żałuję, choć początki były trudne.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Oczywiście nie poszedłem na żadne studia, tylko preferowałem „learning by doing”
Artur Jaworski pisze: „Ja polecam rozważyć pójść kawałek dalej. To jest odrzucając idee kolejnego życia”
Żeby coś odrzucić, trzeba najpierw to przyjąć… :-)
TesTeq, „Żeby coś odrzucić, trzeba najpierw to przyjąć… :-)”
Jako dziecko katolickich rodziców, wyposażone w dziecięcy umysł, który wierzy we wszystko, co mówią dorośli, brałem wszystko jak leci.
A jak to było w Twoim przypadku ?
Pozdrawiam, Artur
Artur Jaworski pisze: „A jak to było w Twoim przypadku ?”
Nie pamiętam czasów, kiedy mój światopogląd nie był racjonalistyczny…
Witam!
Kasia
Gratuluję i trzymam kciuki! To budujące, co piszesz.
Alex,
odnośnie wypowiedzi Kasi: „I nie ważne czy odnajdujemy pasję na kasie w supermarkecie, czy zarządzając wielką firmą.” Dlaczego się nie zgadzasz? Chodzi o bycie jedynym na liście?
Miłego dnia,
Paulina
@Paulina Biedugnis: Przyznam, że nie starcza mi wyobraźni, żeby znaleźć pasję w pracy kasjera w hipermarkecie – szczególnie wobec instrumentalnego traktowania kasjerów przez te organizacje.
TesTeq
Zgoda, może szukam dziury w całym i głębi tam, gdzie jej nie ma.
Dobrej nocy,
Paulina
Nie wiem, co mam ze sobą zrobić…
12 lat temu skończyłam studia, których nie znosiłąm, ale kiedy juz chciałam z nich rezygnować, trafiłam na fajnych, wydawało mi się, ludzi i przebalowałam kolejne trzy lata.
Wiedzy, ze studiów, nie wyniosłam żadnej – trochę drobiazgów z tematów pobocznych(historia sztuki, język, rysunek – nic przydatnego do przyszłej pracy) skończyłam, architekturę.
Po studiach wyjechałam za granice, do przyszłego męża, którego nie kochałam i nie kocham – w dużej części nawet go nie lubię. Róznimy sie w niemal każdym względzie.
Za granicą żyłam życiem udawanym, troche pracowałam w restauracjach, kończyłam różne kursy, – nauczyłam sie języka.
Potem zjechalismy do Polski – mój mąż starcił pracę – założylismy firmę w Polsce. Idzie nam od początku jak po grudzie. Gdyby nie pomoc mojej rodziny – dawno musielibyśmy zawinąć się z tą zabawą w biznesy…
W międzyczasie urodził sie nam synek.
Jestem w jakims koszmarnym stanie niemocy – wiem, że powinnam cos zrobić ze soba, ze swoim życiem , ale nie wiem od czego zacząć, co robić, do czego dążyć.???
Poza miłością do synka – nic nie ma stałego, kierunku, którego mogłabym sie trzymać.
Ani uczucia, ani pracy, ani zawodu, ani mieszkania, ani pieniędzy, ani pasji, ani nicccc.
Jestem zmęczona poczucie porażki, któa towarzyszy mi od wielu już lat.
Jak mam szukać sensu i CELU?
Nie jestem „stosunkowo młoda” – niedługo kończę 38 lat.
Nie mam czasu na próby.
Czuję się jakbym pływałą na tratwie bez wioseł na środku oceanu…
Nie wiem, czy będzie sie Panu , czy komukolwiek czytac to, czy tym bardziej coś mi radzić…
Eule:
„Nie wiem, co mam ze sobą zrobić…”
A co byś chciała? I pytam poważnie.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
W Zatoce Zen były niedawno dwa posty mówiące o tym, że warto przeżyć w odpowiedni sposób „ból”. Eule, moim zdaniem też tak powinnaś. Zastanowić się, w którym miejscu popełniłaś błędy, co możesz zrobić, żeby zacząć lepiej żyć. I co wolisz: zmienić się, czy żyć jak żyjesz. Popełniłaś kilka błędów, ale być może nie wszystko w istocie jest takie fatalne, jak opisujesz. W zasadzie można powiedzieć, że jesteś obytą w świecie kochającą matką z dobrą rodziną, ze znajomością języków, kunsztem graficznym i zdrową ambicją (bo widzić, że to co masz jest słabe). Przecież dla takich ludzi świat stoi otworem.
Tylko jeszcze jedno: nie w każdy otwór należy się pakować.
Łukasz Kasza
Eule!
Twój post mnie poruszył. Chciałabym, aby dobra rada mogła uczynić cię bardziej promienną i zadowoloną z siebie, i z życia.
Łukasz ma rację, mówiąc o twoich mocnych stronach. Pomyśl, co masz i co chciałabyś posiadać. Błędy, tak jak ból, dają nam znać, że coś jest nie w porządku. Teraz trzeba pomyśleć i dokonać wyboru. Własnego wyboru. Dlatego w smutnej ocenie twojego obecnego życia nie dopatruję się tragedii, bo najważniejsze, co z tym zrobisz, jakie podejmiesz decyzje. Jeden z bohaterów powieści Remarqua wznosi toast za Mrok, dzięki któremu widzimy Jasność. Tak samo pomyśl o swoich błędach. Mogą z nich wyniknąć same dobre rzeczy:-)
Dlaczego nie chcesz próbować? Czas?! Zapomnij o czasie, a pomyśl o życiu. Jakie ma znaczenie, czy masz 20 czy 60 lat? Czy nie uważasz, że bez próbowania trudno będzie znaleźć to, co jest dla ciebie ważne, niezbędne, wnoszące radość i dające satysfakcję?
Przytulam….
Justyna
@Eule: Nieźle! Skończyłaś studia, których się nie lubiłaś, wytrzymujesz od wielu lat z facetem, którego nie lubisz, udawałaś życie, prowadzisz firmę, która jest niewypałem…
PODZIWIAM CIĘ!
Jesteś osobą o niezwykłej odporności psychicznej i determinacji, gotową znieść wiele wyrzeczeń.
Pomyśl – gdybyś wykorzystała swoją odporność, determinację i gotowość do wyrzeczeń do realizacji własnych celów, to osiągnęłabyś wszystko, co sobie wymarzysz. Do dzieła!
Witaj Eule,
Poruszył mnie Twój wpis, jak widzę nie tylko mnie. Zdecydowałam spokojnie przejeść przez to co piszesz, zatem moja wypowiedź będzie może długa, ale nie chcę bagatelizować tego, co piszesz. Jest tu wiele wątków. Ja widzę to wszystko następująco:
1. Nie masz wiedzy wyniesionej ze studiów i doświadczenia zawodowego związanego z kierunkiem studiów – to chyba nie problem, skoro i tak tych studiów nie lubiłaś. Temat zamknięty, szkoda się na tym zatrzymywać, wszak rozpatrywanie tego, co było przed 12 lat to strata czasu i energii. Ale to dało Ci też lekcje – ja czytam ją tak: „szkoda czasu i energii na działania pozorne i nielubiane”.
2. Jeśli chodzi o Twój związek – sama zdiagnozowałaś: nie kochałam, nie kocham, nie lubię. Czy jesteś masochistką? Może warto przemyśleć, czy trwanie w tym związku jest dobre dla Ciebie? Jeśli trwanie w związku z uwagi na dziecko jest motywacją, to współczuje dziecku, które będzie dorastało z wzorcem nieszczęśliwej, poświęcającej się matki. Jeśli Twój związek będzie kontynuowany tylko z uwagi na dziecko, to aż boli mnie myśl, z czym zostaniesz, gdy gniazdo opustoszeje, bo dziecko dorośnie. Mam takie wyobrażenie, że bardzo wiele energii musi Cię kosztować bycie w takim związku. Gdyby tę energię wykorzystać na zmianę, to , ach, jaka siła…
3. Przeżyłaś czas za granicą, co jest ciekawym i dobrym doświadczeniem swoich umiejętności adaptacyjnych, dokonywania zmian etc. Pracowałaś, poznawałaś inne realia. To ubogaca, trzeba tylko na to spojrzeć z innej perspektywy – poszukać korzyści.
4. Nie bardzo rozumiem sformułowanie „ żyłam udawanym życiem” – mam poczucie, że cos sobie sama takim sformułowaniem odbierasz. Nawet jeśli nie żyłaś w zgodzie ze sobą i nie realizowałaś się wewnętrznie, nawet jeśli udawałaś zadowoloną i szczęśliwą, a tak nie było, to żyłaś prawdziwym a nie udawanym życiem i na dodatek własnym życiem bo nie masz cudzego (to chyba standard, poza pewnie kilkoma przypadkami ciężkich chorób psychicznych). Mam poczucie, że odejście od takich deprecjonujących Ciebie sformułowań może przywrócić Ci także część dobrej energii. Żyłaś tak, jak żyłaś, i to jest przeszłość. Dobra lekcja – zebrałaś doświadczenia i wiedzę o sobie, znasz język, na kursach zdobyłaś jakieś kwalifikacje, wiesz, ze potrafisz robić różne rzeczy. Jak mawia moja przyjaciółka – „nie dokopuj sobie”, chyba ze jesteś masochistką:)
5. Założyliście z mężem firmę i ona źle prosperuje. Hmm, z niekochanym i nielubianym człowiekiem zakładasz firmę, w firmie nie idzie dobrze, Twoi rodzice to protezują, żeby się nie rozpadło… Ciekawe co ma się nie rozpaść – czy to jest protezowanie firmy, czy waszego związku… A gdzie Ty jesteś w tym wszystkim? Czy ta firma jest Ci potrzebna? Czy zaangażowanie Twoich rodziców tak naprawdę nie wyrządza Ci krzywdy? Może firmę warto zamknąć, albo zostawić ją mężowi i zająć się swoimi sprawami? Nie tworzyć fikcji?
6. Piszesz o synku. Świetnie, że go kochasz. To „zafunduj” mu szczęśliwą mamę. Ja wolałabym być dzieckiem szczęśliwych rodziców (bądź rodzica) niż rodziców mieszkających razem. Fajnie, jeśli jedno idzie w parze z drugim, ale nie musi – nie ma tu żadnych obwarowań nawet kulturowych.
7. Piszesz, ze jesteś w „jakimś koszmarnym stanie niemocy – wiem, że powinnam cos zrobić ze sobą, ze swoim życiem , ale nie wiem od czego zacząć, co robić, do czego dążyć.” Właściwie wcale mnie to nie dziwi – patrz wyżej. Popatrz, co wyciąga z ciebie energię i ochraniaj się przed tymi złodziejami energii. Dziecko może Ci energii dodawać. Może uda Ci się od dziecka nauczyć nowego obrazu świata? Dobrego i radosnego.
Wszystkiego nie da się jednocześnie uporządkować i zmienianie wszystkiego byłoby pewnie bardzo trudne także energetycznie i emocjonalnie. Ale może warto zacząć od prostych rzeczy TYLKO DLA SIEBIE? Banalnie – nowej ładnej fryzury, przyjemnego spotkania z przyjaciółką w saunie i mówienia tylko o babskich przyjemnościach z zakazem narzekania? A potem może powrót do marzeń? Żeby wybić się z tego nurtu męczeństwa i poczucia niemocy?
Mnie to w sytuacjach kryzysowych bardzo pomagało, dlatego o tym piszę. Zmieniłam też w pewnym momencie sposób, w jaki o sobie mówiłam (czasem jeszcze wraca stary nawyk, ale jestem w ciągłej pracy nad tym) – codziennie rano i wieczorem mówiłam sobie 5 rzeczy dobrych na swój temat. Zapisałam je sobie i jak się spieszyłam – to sobie je na głos czytałam. To mi przywracało z dnia na dzień właściwe spojrzenie na siebie. W oderwaniu od codziennych problemów. Zaczęłam się skupiać na tym, co we mnie dobre a ni na tym co kiepskie. Potem wpadłam na to, ze każdego dnia wieczorem pisałam sobie, z czego jestem dumna, w życiu, w danym dniu.. Bardzo dobre to były dla mnie ćwiczenia. Dopiero potem wróciły marzenia, a za nimi umiejętność planowania, decyzji niezależnych. Stanęłam przed sobą w prawdzie, ale do stanięcia w prawdzie potrzebne mi było najpierw zobaczenie różnych własnych dobrych stron. Potem zapytałam siebie, jakie mam możliwości a jakie ograniczenia i które z tych ograniczeń mogę zmienić, a które z możliwości wykorzystać. Potem… dziś zatrzymajmy sie tutaj. teraz mam 47 lat. Takie spotkania ze sobą odbyłam kilkakrotnie w życiu, warto było, oj bardzo. Dziś jestem zupełnie inna kobietą niż ta, która np. w wieku 39 lat uciekała w środku nocy donikąd…
I jeszcze coś – między sukcesem a porazka jest jeszcze całkiem spora galeria różnych odczuć i stanów – dobrych. Ja staram się nie używać tak skrajnych określeń. To bardzo osłabia.
Ostatnia myśl: piszesz, że nie masz czasu na próby, z racji wieku. Nie widzę związku z wiekiem (wiem co mówię, jestem starsza niemal o 10 lat). Nie żyj na próbę. Żyj swoim prawdziwym życiem, bo należy do Ciebie! Ale sprawdzaj po drodze, co jest naprawdę Twoje i dla Twojego dobra. Masz dużo siły i odpornosci. Wykorzystaj tę siłe na swoja korzyść.
Ewa
Witajcie,
trafiłam na ten wspaniały blog dzisiaj wieczorem i zmęczona miałam już kończyć czytanie, aby wrócić tu jutro lub innego dnia, bo temat mnie dotyczy, ale … mam 38 lat, popełniłam wiele błędów w życiu, przede wszystkim zawodowym i od dwudziestu lat szukam swojej drogi nierobiąc niestety nic poza rozmyślaniem na ten temat. I właśnie przeczytałam wpis Eule. Więc nie tylko 20-latkowie tu piszą o swoich poszukiwaniach! Swoją drogą jakie wspaniałe są możliwości w dzisiejszych czasach (np. internet). Cieszmy się i my (prawie czterdziestki:)), że możemy z nich korzystać.
Zadługo czekałam. Nic z tego nie wynikło. Skończyłam prawo, jak wiele osób, które się tu wpisywało. Oczywiście studiów nie lubiłam. Potem pracowałam jako prawnik. Nie starczyło mi już samozaparcia, żeby dostać się na jakąś aplikację. Teraz wykonuję bardzo ciężki, kompletnie nie dla mnie zawód – syndyka. Chcę uciekać, ale nie wiem dokąd. Eule, zaczęłam jednak próbować. Teraz jest wiele możliwości. Chociaż mam rodzinę, zobowiązania i przede wszystkim bardzo mało czasu, który mogę wykorzystać tylko dla siebie – coś zaczęłam robić, aby znaleźć samą siebie. Bo to jest jak daleka droga w głąb siebie. Spotkałam się np. z osobą, która pomaga budować scieżki kariery w oparciu o naturalne talenty. Moje pierwsze próby przepłaciłam załamaniem nerwowym. Trzeba przeżyć ten ból, o którym ktoś już pisał. Te próby i poszukiwania burzą jakiś wewnętrzny ład, który zbudowałam sobie na własnym smutku i poczuciu niezrealizowania w życiu.
Wierzę, że te próby przyniosą wreszcie jakiś rezultat. Myślałam parę dni temu o tym, że dobrze by było nawiązać kontakt z osobami, które mogą wesprzeć człowieka w takich poszukiwaniach, o takiej nazwijmy to „grupie wsparcia”. I proszę, dzisiaj wieczorem – znalazłam ten blog.
Alex, dziękuję.
Eule, po tym, co napisałam wyżej, zrobiłam też pewne ćwiczenie w kategorii Public Relations (w końcu to jeden z moich zawodów). Stworzyłam „wersję prasową” Twojego życia na podstawie faktów, które przedstawiłaś. Pominęłam jedynie wszelkie emocjonalizmy i wiedzę o uczuciach, które przywołujesz. Posłuchaj – to o Tobie:):
„Skończyłam architekturę, wyjechałam za granicę, gdzie pracowałam, zdobywałam nowe doświadczenia, umiejętności i wiedzę (popartą szkoleniami), wyszłam za mąż. Po powrocie do Polski założyliśmy z mężem firmę. Moi rodzice nas wspierają. Mam wspaniałego i kochanego synka. Osiągnęłam to jeszcze sporo przed 40-ką.
Teraz czuje, że potrzebna mi jest zdecydowana zmiana, bo formuła mojego dotychczasowego życia przestała mi wystarczać. Poszukuje nowych wyzwań, nowych możliwości dalszego własnego rozwoju. Znam język, dobrze rysuję, potrafię uczyć się nowych rzeczy, potrafię radzić sobie w nowych sytuacjach, w zmieniającej się rzeczywistości. Jestem silna i otwarta na zmiany. Szukam inspiracji, otwarta jestem na ciekawe pomysły.”
He, jak Ci się podoba taka „wersja prasowa”? Zaskoczona? Ona nie osłabia. Nie odbiera mocy. To takie ćwiczenie „poprawiające nastrój”. Zobacz, nie napisałam niczego, co nie wynikałoby z Twojego postu. Jedynie postarałam się zinterpretować to na Twoją korzyść.
Dlaczego zadałam sobie takie ćwiczenie? Bo chcę Ci pokazać, że wszystko, co się dzieje w naszym życiu można interpretować na naszą korzyść. Nie musimy odbierać sobie siły. Nie zmieniamy przeszłości, ale nie nasycamy jej negatywnie. To pozwala uśmiechnąć się do siebie i poszukać mocnych stron i źródeł siły. Wtedy możemy stawać w prawdzie bez poczucia przegranej.
Na marginesie – gdybyś przyszła firmy i przedstawiła mi jako potencjalnemu pracodawcy taki obraz swojego życia, to byłabym wielce zainteresowana…
Chodzi mi o to, żebyś nie pielęgnowała w sobie obrazu przegranej osoby, ale zbudowała w sobie obraz osoby, która ma wiele możliwości.
Raz jeszcze pozdrawiam,
Ewa
@Ewa W: Znakomita wersja prasowa. Zajmujesz się tym zawodowo?
Tes Teq: Dzięki. Zajmowałam sie PR czyli „budowaniem reputacji/wizerunku” (jak napisałam wyżej – to jeden z moich zawodów). Dopóki po raz kolejny nie zmieniłam zawodu. Teraz korzystam z minionych doswiadczeń:) takze w swoich działaniach na rzecz siebie samej – czasem warto takie ćwiczenie wykonac dla siebie.
Jeśli interesuje Cię to, czym się zajmuję / zajmowałam, to info o mnie jest przy gościnnym poscie o zakupie nieruchomosci.
Ewa
witajcie,
mam tylko chwilkę, żeby coś napisać….
Dziękuję Wam bardzo, za Wasze słowa.
Dały mi do myślenia.
Chcę odnieść sie do Waszych odpowiedzi – mam nadzieję, że uda mi się to dzis wieczorem.
Jeszcze raz – dzięki:)
Zamykam firmę – to na pewno.
Za miesiąc umówiłam się na operacje, którą od lat przekładałam.
To działąnie na plus – mimo wszystko.
Codziennie zżerają mnie nerwy – z mężem nie jestesmy w stanie ze sobą rozmawiać. Jeśli juz zaczynamy, kończy sie totalna kłótnią.
Mam wrażenie, że ten kryzys, który przechodzimy jest jak gangrena, która nas toczy.
Propozycje mojego m. jak wyjść z patowej sytuacji finansowej, jest dla mnie nie do zaakceptowania. Ja niestety nie mam rozsądnej propozycji, bo – nie wiem, co mam ze sobą robić. I to też mniue dobija.
Staram sie znajdować w sobie mocne strony. Piszę coś w wolnych chwilach – zaklinam dobre myśli…
…ale jestem w kiepskiej formie.
Wiem, że na ludziach robię wrażenie pewnej siebie, energicznej, takiej co wszystko załatwi i nie da sobie w kaszę dmuchać. Chciałabym, żeby choć trochę mogła o siebie tak zadbać…
Muszę kończyc, bo znów tylko na chwilę mam dostęp do normalnego kompa.
Za Waszymi radami zaczynam STARAĆ sie odbierać pozytywnie.
Na razie nie mogę zacząć marzyć – zapominałam o marzeniach – okropne.
Teraz czuję, jka to jest potrzebne.
Eule
********* ROCZNICOWY KOMENTARZ *********
Dziś mija rok od czasu gdy trafiłem na tego bloga. Będzie historycznie i refleksyjnie… z lekcją dla Was.
Rok temu siedziałem i grzebałem w internecie. Trafiłem na pojęcie „Gapyear” i chciałem sprawdzić co to jest. Poprzez stronę gapyear.pl trafiłem właśnie na ten post. Byłem w bardzo kiepskiej kondycji psychicznej, nie chciało mi się nic robić… nawet nie wiedziałem co mógłbym robić (3 miesiące po porzuceniu studiów, 2 po porzuceniu planów na własny biznes, 1,5 po porzuceniu giełdy, bo zamiast na niej zarobić zrobiłem sobie 50% w plecy). Zdaje się, że niczego wielkiego nie spodziewałem się po tym poście, ale zaskoczył mnie tym, że autor dopatrywał się dobrych stron tej niewiedzy pt: „Co robić w życiu gdy się nie wie?”. Wciągnął mnie ten blog. Przez 12 dni czytałem jak szalony po kilkanaście postów dziennie wraz z dyskusjami i aż mi się wierzyć nie chciało, że na blogach mogą być głębsze treści niż to co w pamiętnikach nastolatek. Te dwanaście dni dało mi kopa. 22 marca postanowiłem:
„ZMIENIAM SIĘ NA LEPSZE. BUDUJĘ SOBIE ŻYCIE JAKIE CHCĘ”.
To był mój któryś z kolei start – skuteczny. Wyobrażałem sobie to jako pracę nad sobą w oparciu o posty Alexa. Kilka dni później wymyśliłem sobie, aby podzielić się swoją wiedzą o tworzeniu prezentacji z maturzystami. Nie dałem rady załatwić sobie tego, co trochę podcięło mi skrzydła. Zadebiutowałem/wychyliłem się 10 kwietnia. Jedna z najlepszych decyzji w życiu. Później kilka razy poobrażałem się na Alexa :) za to, że podważył mój obraz postrzegania świata, lecz cały czas patrzyłem przez pryzmat jego doświadczenia i tego jak sam sobie ułożył życie. Sam założyłem bloga by dzielić się moimi spostrzeżeniam z innymi. Przez ten rok poznałem wiele osób, wiele z nich bardzo ciekawych, ambitnych. Sprecyzowałem sobie to co chciałbym robić w życiu, jak to robić i jak chciałbym, aby moje życie wyglądało. Jeszcze daleko mi do tego obrazu. Powoli jednak, tip-topami, zmierzam w tym kierunku.
Co się zmieniło? Finansowo nic. To efekt mojej strategii tip-topów, niczego na siłę.
Mentalnie? Kolosalna różnica. Przede wszystkim zmieniłem podejście do błędów jakie popełniam (to lekcje, z których uczę się na przyszłość), podejście do ludzi (każdy może mnie czegoś nauczyć), poprawiła się moja samoocena i od pewnego czasu jestem w permanentnym stanie uniesienia, jakby motylki w brzuchu ;)
Stałem się sobą… słucham siebie, uczę się siebie, postępuję zgodnie z sobą.
Nawet jak mnie łapie słabsza forma psychiczna to pozwalam sobie na to, bo wiem, że za dzień, dwa wrócę do dobrej formy. Nabrałem dystansu do ludzi, rzeczy, wydarzeń. Nie oglądam telewizji, nie przejmuję się wojnami, kryzysami. Jakość życia ogromnie wzrosła. Dziś mam świadomość, że mogę sobie ułożyć życie tak jak chcę, że model „studia-praca-dom-rodzina” nie jest jedyny, że „Praca-dom-tv-praca-dom-tv…” jest nudny.
Alex! Pewnie już wiesz, jak wielką różnicę w moim życiu zrobił ten blog, zrobiłeś Ty. Kontynuuję „podaj dalej”…
Pozdrawiam radośnie Ciebie Alexie i Was Drodzy Czytelnicy (aktywni i nieaktywni),
Orest
A! Teraz się wiele wyjaśniło. Wiadomo, kto był twoją inspiracją i że wyprzedzasz mnie o 1 rok:-)))
To wielka przyjemność czytać o tym, że ktoś odnalazł radość w życiu. Dla mnie najważniejsze są słowa o poznaniu siebie. Heraklit pierwszy odkrył logos, które znaczy w zasadzie tyle, co poznanie. Było ono dla Greków najważniejsze, ponieważ odszukiwało sens życia. Dla mnie to również instancja ostateczna. Twój mail przypomniał mi także słowa G.Colli, który dzielił ludzi na dwa rodzaje: tych, którzy działają dla praktycznego celu i tych, którzy praktycznych celów sobie nie wyznaczają. O pierwszych mawiał, że to niemal cała ludzkość, drudzy – przypadki niezmiernie rzadkie…
Orest,gratuluję odkrycia logosu! :-)))
Justyna
Justyna:
Dziekuję za gratulacje :)
Nie był to łatwy okres w moim życiu, ale też nie był ciężki. Dużo dylematów psychicznych miałem, czy dobrze robię, czy może zrezygnować, olać wszystko. Wybrałem: olałem wiele nieistotnych rzeczy, spraw, ale siebie nie olałem. Po prostu głupio byłoby porzucić siebie na pastwę losu, jak można żyć innymi kategoriami z większym zadowoleniem z życia.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam
Jakiś czas temu pisałem;) minęło kilka kolejnych miesięcy. Cóż w dalszym ciągu biorę ślub w czerwcu nie zrezygnowałem. Może ze strachu a może…sam nie wiem. Nie wiem czy jestem szczęśliwy czy kocham. Oglądam się za innymi dziewczynami. Ale czy to miłość nie jestem pewny. Nadal mam mnóstwo wątpliwości. Mieszkam z moją narzeczoną. Ale czy ją kocham cóż jest mi dobrze. Ale nie czuję abym żył. Brakuje mi pasji życia. Wstawania rano z uśmiechem, że tego dnia mam coś do zrobienia. Coraz mniej czytam teraz prawie już w ogóle. Jakiś czas temu wziąłem się za ćwiczenia które po 3 tygodniach przestałem brak chęci lenistwo. Cóż brak mi motywacji. Kilka miesięcy temu kupiłem gitarę która do dzisiejszego dnia leży na szafie. Od kilku lat nie mogę się nauczyć grać z powodu słomianego zapału. Za co się biorę to po jakimś czasie porzucam. Najgorsze jest to jak piszecie moje życie stało się dom ->praca-> tv ->komputer->dom->praca itd. Nie czuję abym robił coś dla siebie jakbym się zatrzymał. Cały mój wolny dzień spędzam jak to opisał lester Vernon z filmu American Beauty „Onanizowaniu się przynajmniej raz dziennie” To prawda. Od jakiegoś czasu odkąd jestem w związku jest mi dobrze ale przez to nie czuję, adrenaliny tego czegoś że żyję. Że wstaję rano i działam do przodu. Za 2 miesiące mój ślub a ja nie jestem ani trochę pewny. Chciałbym dostać porządnego kopa w tyłek. Aby złapać wiatr w żagle i poszybować daleko chen. Ale póki co stoję tutaj na ziemi w kwadracie 2×2 i nie wiem co dalej robić. Męczy mnie już to od kliku miesięcy. Czy są jakieś drogi ku temu aby poczuć zapach wiatru i wznieść się?
GRATULACJE OREST !!! Trzymam kciuki :-)
Moje życie służbowe tez się pomalutku małymi krokami zmienia w dobrym kierunku, po prostu wyszłam z moim tysiacem pomysłów ( tylko połowa nierealna ;-) ) na zewnątrz i podobaja się :-) również Alex mnie do tego osmielił i również parę razy wkurzył. Dziękuję Alex :-).
Życie prywatne na szczęście się nie zmieniło i niech tak zostanie bo jestem w nim przeszczęśliwa.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Monika:
Jak widać Alex ma taką właściwość „wkurzania ludzi” ;) Swoją drogą jak czytam poprzednie moje dyskusje z nim to się dziwię jak mogłem się obrazić na coś, co dziś jest dla mnie oczywiste :D
Ja uruchomiłem tylko kilka pomysłów w otoczce bardzo abstrakcyjnej i szalonej strategii. Mnie się podoba :)
Dzięki za gratulacje.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest
Dobrze wiedzieć, że komuś to wszystko po roku pomogło zmienić swoje życie. Jak wiesz ja jestem od kilku miesięcy, wciąż walczę ze zmianami, a Ty byłeś jedną z pierwszych osób, które się odezwały na mój komentarz. Dzięki i oby tak dalej. Też mam nadzieje, że jak minie mój rok będę odmieniona i szczęśliwa.
pozdrawiam
pink
Pink:
Jedno co pewne, to za rok będziesz o rok starsza. To na co możesz wpłynąć to to jaka/kim będziesz za rok :)
Jak widać po komentarzach Igora, który od sierpnia stoi cały czas przed tym samym problemem to nie odpowiedzi innych osób sprawią, że coś się zmieni, tylko nasze działanie (Igor… to też uwaga do Ciebie).
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest… czasami aby zacząć działać trzeba dostać pożądnego kopniaka od kogoś lub od życia albo dużo czyjejś uwagi, czasu i zainteresowania od kogoś kto może nas popchnąć do działania, „wprawić w ruch”. Za rok na pewno będę starsza ale jakoś nie do końca wierzę, że mogę aż tak bardzo wpłynąć na to kim będę za rok. Samemu trudno podejmować ważne decyzje i postawić wszystko na jedną kartę, bez niczyjego wsparcia. Może to kwestia wiary w siebie, swoje umiejętności i możliwości, jesli tak to ja mam za mało pewności siebie.
Pink:
Właśnie ukończyłem post o byciu o rok starszym i kilku krokach jakie można począć (ten punkt z muzyką wymień sobie na coś innego).
W kwestii kopniaków: dla mnie takim kopem było uświadomienie się, że jeśli nic nie pocznę w kierunku zmian to już być może za 5 lat zostałbym „starym pierdzielem”, głaskającym kota i warczącym do telewizora. Może nie byłoby tak strasznie, lecz powiedziałem sobie „O nie, Oreścik! Szkoda by było ciebie” :D
Nastaw się na zabawę w zmiany, a dopiero za rok zorientujesz się, że pewne decyzje, które podjęłaś pod wpływem chwili były tymi ważnymi.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Igor:
Wiesz co Cię może zmotywować? Że tysiące ludzi jest lepszych od Ciebie, bardziej pracowitych, o lepszym charakterze… To ile pracujesz nad sobą, nad własnym rozwojem w pewnym sensie – choć nie do końca – stanowi o Twojej wartości. (Na pewno dla pracodawcy) Spójrz chodziażby na to zdjęcie: http://www.otofotki.pl/img7/obrazki/rt3612_religa.jpg. Widzisz do jakiego wysiłku człowiek jest zdolny? Oczywiście w miarę swoich możliwości. Nie marnuj swojego potencjału! Orest już pisał: DZIAŁAJ!!!
A jeśli chodzi o Twoje małżeństwo – to wyraźnie widać, że nie jesteś dojrzały do niego. Jak się chce ożenić to raczej trzeba wiedzieć czego się chce? Po prostu być dojrzałym. Pamiętaj, że w ten sposób zapraszasz do swojego życia 2 osobę i za nią też musisz być odpowiedzialnym, a Ty masz problem z wzięciem odpowiedzialności za swoje własne życie… Nikt Ci przecież nie powie na blogu, czy to ta osoba czy nie… To zbyt poważne.
Jeszcze raz przesyłam linka. Bo z kropką na końcu średnio działa ;)
http://www.otofotki.pl/img7/obrazki/rt3612_religa.jpg
@ Igor
Wiatr w żagle…
Dlaczego nie?! :-)Może czas gdzieś pożeglować, wyjechać, spojrzeć na wszystko z perspektywy. Kiedyś w swoim życiu byłam na zakręcie, albo raczej w przysłowiowej kropce.:-) Wyjechałam na tydzień na Cypr. Wiele mi ten wyjazd dał – nie tylko mogłam przemyśleć wszystko, ale również poznałam człowieka, który mi bardzo pomógł.:-) To było niesamowite siedem dni poznawania siebie, prowadzenia dialogu ze sobą na temat tego, czego chcę , co jest dla mnie ważne, etc. Nie wróciłam z gotowymi rozwiązaniami, ale wróciłam świadoma siebie, swoich potrzeb. W końcu, podjęłam decyzję.
Mam takie wrażenie jakbyś się poddał. Marzysz o wietrze w żaglach, ale przecież to marzenie jest po to, żeby je urzeczywistnić. Powtórzę za Orestem i Petrusem- działaj.
Justyna
Działaj, działaj jak wiesz co robić a jeśli nie masz pojęcia to co?? Rzucić się w wir pracy, a może rzucić prace i wyjechać?? Tylko gdzie i po co? Samemu?? To się tylko łatwo tak mówi działaj… Działanie też musi być jakieś, ukierunkowane na coś… :(
Właśnie! i należy to ukierunkowanie znaleźć, a nie robiąc nic, tzn. tkwiąc w tym samym miejscu, biadoląc i tłumacząc sobie, że działanie to taka trudna rzecz, nie osiągniemy niczego. Jedynie, co może nam się przydarzyć to stanie w miejscu lub cud:-) W książce P.Trunk „Brazan Careerist…” jest to jasno określone. Oczywiście książka odnosi się do drogi ku znalezieniu wymarzonej pracy, ale jest tam wiele uniwersalnych myśli, np. że niepewność jest synonimem możliwości. Jeżeli nie masz pojęcia, co robić, to nic nowego, bo miliony tego doświadczają. Jeżeli nie zaczniesz szukać, nie masz co liczyć na to, że rozwiązania, odpowiedzi, wskazówki wyskoczą jak przysłowiowe króliki z kapelusza:-)Jeżeli nie wyjechać, nie zmienić stylu życia, nie szukać nowego…, bo to wszystko jest nieukierunkowane, to co? :-)Po to się pewne kroki podejmuje, żeby odnaleźć. A jeśli nie to, jeżeli nie podejmiemy działania, bo wyda nam się „nieukierunkowane”, to co? Siedzenie w tym samym miejscu, w tej samej pracy, z tymi samymi dylematami, z tym samym poczuciem niespełnienia, etc. ??? Każdy z nas dokonuje wyboru.
Z wiosenną energią:-)
Justyna
„niepewność jest synonimem możliwości”… jakich możliwości?? możliwości które straciłam i nic poza dołem nie widzę??
Pink:
Jeśli kompletnie nie masz pomysłu co zrobić, to zajrzyj do mojego postu „… tak jak 90% społeczeństwa.” – sposób dzieci w sklepie z zabawkami może pomóc.
Dzieckiem jednak nie będziesz, jeśli przy decyzji za co się złapać pojawią się Tobie wątpliwości. Małe dzieci takich nie mają… biorą to co się świeci, błyszczy, jest kolorowe, niezależnie od ceny.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Pink, jeśli widzisz tylko dół to znaczy jedno… Przestań kopać. Zrób coś dla siebie. Nie wierzę, iż nie masz żadnych rzeczy które byś chciała zrobić, ale nie robisz…
Co do Twoich możliwości to tracisz je, gdy je porzucasz. Gdy przestajesz w nie wierzyć. Tyle co znam Cię z tego co piszesz na blogu Alexa to, to co napisałaś w tych dwóch postach kompletnie nie pasuje do Ciebie.
Przestań myśleć negatywnie o sobie, otwórz się na nowe perspektywy. Określ – co jest największą bolączką – zmień to. Wiem, że rozstałaś się z partnerem. Może warto zacząć nawiązywać jakieś inne znajomości? Ostatnie co powinnaś robić to użalać się nad sobą.
Orest, dzieci nie są moim zdaniem dobrym przykładem. Dziecko nie znając wszystkich faktów, nie biorąc pod uwagę długoterminowych efektów jest narażone na „branie” wszystkiego co daje dobry efekt krótkoterminowy. Dla przykładu, nawet abstrahując od dzieci, są narkotyki, alkohol – krótkoterminowo dają różne przyjemne efekty. Długoterminowo dają uzależnienie, niszczenie zdrowia, itp. Gdyby podejść do tego tematu „jak dzieci” to sięgamy po to, bo to przyjemne.
Jednak zgadzam się, że pink powinna zrobić też coś dla siebie, coś co chciała zrobić, albo bała się do tej pory zrobić. Przezwyciężyć jakąś swoją słabość, aby samej sobie pokazała, że jest zdolna do przestania myśleć o dole.
Witek:
Zgoda, że metoda „małego dziecka” długoterminowo jest nieefektywna, bo „chciejstwem” człowiek zdziała niewiele. Ja na takich szybkich, bezrefleksyjnych decyzjach (co robić w życiu) wyszedłem bardzo dobrze. Może dlatego, że nigdy nie zachwyciły mnie narkotyki czy alkohol :D
Chociaż psycholog Jacek Santorski miał taki epizod baaardzo bezrefleksyjnego życia (alkohol, narkotyki, wolna miłość), gdzie przełamywał wszelkie nasze moralne bariery… i wyszedł na ludzi :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Myślę że podejście Oresta wcale nie jest takie złe.
Należy jednak na sprawy patrzeć całościowo. Czyli czy coś się świeci nawet jeśli 'widzę’ jakie to będzie mieć efekty za 20 lat.
'Nie działa’ to jakaś społeczna choroba, nie lepiej podchodzić do sprawy: „Jakie warunki muszą zajść żeby takie podejście poskutkowało?”.
Pozdrowionka.
Orest, może źle to określiłem. Chodzi o fakt, że ludzie potrafią się uzależniać. Oczywiście ich „możliwość uzależnienia” określa pewnie coś podobnego do rozkładu Gaussa. Niektórzy potrafią się uzależnić łatwo, niektórzy kompletnie nie uzależniają się. Te osoby są na skrajach tego rozkładu… I wielu ich nie ma. Większość z nas nawyki po jakimś czasie przyswaja.
Przytoczyłeś jedną osobę, jako, że bez problemu ten styl życia rzucił można założyć, że ma bardzo twardą psychikę (choć co do uzależnień to ostatnie badania wskazują na to, że odporność na uzależnienia jest nabywana… genetycznie (!)). Ja natomiast znam kogoś, kto jest uzależniony od wielu rzeczy. Wystarczy, aby chwilę coś ta osoba porobiła i jest to już nawyk, którego nie da się odmienić. Wyobraź sobie, że pisząc pracę magisterską i czytając na temat pewnego rynku przemysłowego… Uzależniła się. Nie potrafi pisać pracy, tylko czyta, czyta, czyta o tym rynku. Nie interesuje jej to zbytnio, męczy się, nie może skupić na pisaniu, ale jest to już uzależnienie – musi czytać. Albo też wyobraź sobie, że ta sama osoba zawsze starała się uczyć „do oporu”, czyli do momentu zmęczenia. Ze względu na to, że w pewnym czasie swego życia nie musiała wstawać rano – jej biorytm się zmienił. Coraz później chodziła spać i później wstawała. Teraz kładzie się około 8 rano, aby wstawać… No właśnie o 9, bo musi wstawać wcześniej. Poprzednio spała 8-15… Mówię absolutnie poważnie. „SAD disorder” cały rok. Nauka skończona, nawyk (uzależnienie?) pozostało i zmiany są bardzo ciężkie…
Uzależniła się od życia nocą. Nie jest w stanie pójść wcześniej spać. Ale rano musi wstać i teraz chodzi „jak zombie” wręcz, ale nie pójdzie wcześniej spać i już… Uzależnienie.
A pośrodku jesteśmy my. Nigdy nie wiadomo jaka jest odporność na uzależnienia…. Wg. kanonu zależy od wychowania, wpojonych w domu zachowań… Ale jak mówiłem – niekoniecznie… Genetyka też gra rolę. Zastanów się jak to wygląda w Twojej rodzinie. Czy masz kogoś, kto uwielbia coś? Nie mówię o alkoholu, papierosach, jedzeniu… Mowa o zwyczajnych rzeczach. Internet – podobno też staje się uzależnieniem wielu. Kiedy ostatni raz totalnie się od internetu odłączyłeś? Tzn. kompletnie bez komputera – 2 tygodnie? Miałeś jakieś „objawy odstawienne”? Ja tak zrobiłem w tamtym roku, zaledwie tydzień, ale jednak… Było to dość ciężkie wyzwanie…
Przepraszam za zejście z wątku, ale to tak a propos używek i uzależnień, bo poniekąd „jestem w temacie” troszeczkę. Trzeba umieć wybrać taką drogę, która jest dla nas optymalna. Jedni wolą cieszyć się kompletną teraźniejszością, nawet za cenę zniszczenia sobie życia, niektórzy wolą żyć ascetycznie wręcz, aby w przyszłości móc mieć dostatnie życie. Najlepiej jest to wszystko połączyć i cieszyć się teraz, ale też móc cieszyć się później. Skoro nasza odporność na uzależnienia nie jest znana, możemy założyć, że się uzależniać możemy i nie prowokować losu…
Należy też zauważyć, że dzieci szybciej się uzależniają. Widok 10latka z cygaretem albo z piwem już nawet nie szokuje. Stąd pomysł z „dziecięcym poznawaniem” jak to Oreście pisałeś – nie jest do końca bezpieczny. Wszystko z umiarem można oczywiście, ale trzeba być świadomym – i to już nie jest „dziecięce”.
Witek:
A może by tak uzależnić się od robienia tego co się chce robić w życiu?:> Podałeś skrajny przypadek… a Jacek Santorski takim skrajnym nie jest. Po prostu miał pewien epizod w życiu i wyciągnął z niego wnioski, potraktował jak lekcje.
Ja się przyznaję… jestem uzależniony od internetu i sprawia mi to ogromną radość :)
W kwestii dzieci: ja już sam nie postępuję jak dziecko, bo wchodząc między półki z zabawkami już wiem, że roboty mnie nie ciekawią (miałem i już mnie się nie podobają), że lalki też nie, plastykowe auta także… rozglądam się tylko za metalowymi i na pilot. To doświadczenie, które się zbiera.
Ty już też masz doświadczenie i wiesz w którym kierunku podążać, mniej więcej masz wizję co robić. Lucky man! A jak ktoś kompletnie nie ma pojęcia to jest to jakaś metoda… nie mówię, że najlepsza, lecz warta rozważenia.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witold to nie ja kopię to już nie dół poprostu jak grzęsawisko, które wciąga coraz głębiej i głębiej. To nie tak, że nie mam nic co mnie interesuje ale na nic nie mam siły, nie mam ochoty, bo zawsze po jakiś kilku dniach, które są OK przychodzi wielki dół. I tak jest od kilku miesięcy. Próbuję coś robić, zająć się, nie myśleć, nie analizować, ale i tak przychodzi dzień kiedy zaczynam myśleć, zaczynam tęsknić i nie umiem się wtedy pozbierać. Wiele osób mi już powiedziało, że teraz ja to nie ja, ale niestety to wciąż ja kiedy mam doła, kiedy jest naprawde źle. Staram się na razie nie wpaść w „złe towarzystwo” i w zabawy alkoholowe, z tym walczę najbardziej, niestety biore antydepresanty – to nie jest rozwiązanie na długi czas ale teraz każda próba odstawienia albo ograniczenia kończy się źle. Długooo mogłabym opisywać to co się czuje w takim momencie ale to chyba nie o to chodzi … bardziej chciałabym się dowiedzieć jak sobie z tym poradzić. Brać życie garściami i wybierać sobie to co najlepsze?? Jak długo??
Orest
Dla mnie uzależnienie to nie coś co sprawia nam przyjemność, to coś co uprzykrza życie innym, naszym bliskim i rodzinie. Alkoholik nie zauważy problemu w piciu – jego rodzina zauważy. Spędzając czas przed kompem robisz to kosztem np. spotkań ze znajomymi, gorzej jak masz rodzinę i jej kosztem przesiadujesz przed komputerem. Znam takie osoby i niestety jest to uzależnienie. Ciężkie w skutkach dla bliskich, rodziny i znajomych.
Pink:
A może zamiast walczyć „z” zawalcz „o”: o dobre towarzystwo, o permanentną trzeźwość umysłu, o świetny stan emocjonalny? Z pozoru wydaje się to kosztować więcej energii, lecz to jest tak, że trzeba jej troszkę więcej na początku, a później samo się nakręca. Z tego co piszesz to potrafisz zebrać się na większy wysiłek.
Jakiej wiedzy potrzebujesz, aby zacząć żyć tak jak chcesz?
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witaj Pink :-)
Przeszłości nie da się ot tak zapomnieć, nawet jesli będziemy udawać, ze nie pamiętamy to i tak pamietamy. Z przeszłoscia najlepiej sie uporać. Wyznaczyc sobie samemu na to czas i sposób i ustalić ze sobą, ze jak ten czas minie to już ok. Przez ten czas robić wszystko to co jest nam niezbędne aby poukładac przeszłość, wyjasnić ją i wybaczyć sobie lub innym.
A potem nastawić się na sukcesy :-) chwytać z każdego dnia małe skrawki sukcesu. Udane wyjscie do kina ( wybieramy tylko komedie ;-) czas spędzony z ludźmi którzy sa dla Ciebie prawdziwymi przyjaciółmi, wspaniała książka ( pogodna ), spacer po mieście lub po lesie ( co wolisz ), pomoc komus nawet w drobnej sprawie. Mały sukces za sukcesem i ignorowanie małych błędów i niepowodzeń. czyli we wszystkim szukamy promieni słońca, jak się tego neuczymy to tak zostaje na zawsze :-)
pozdrawiam serdecznie
Monika
Monika
Staram się wybierać te promyki, małe rzeczy, cieszyć się pierdołami, doceniać drobiazgi. Udaje mi się ale nie zawsze. Niestety tak jak się mówi, że po burzy przychodzi słońce, u mnie po promyku przychodzi grad.
Orest
Jakiej wiedzy potrzebuję? Nie chodzi chyba o wiedzę bo naprawdę, teoretycznie wiem co powinnam zrobić tylko boję się tego. Wiem jakich jest kilka „najlepszych” sposobów tylko boję się skutków.
Pink:
Jeśli skutkiem jest radosne życie i ulepione z tego, co Ty byś chciała, to dlaczego takiego skutku miałabyś się bać?
Pink sukcesem jest to, że Ci się udaje, krokiem będzie jesli będzie Ci sie udawało coraz częściej. Jak przychodzi grad to na ile możesz na tyle myśl odwrotnie. jednak zacząc trzeba od posprzatania przeszłości.
Powodzenia
Monika
Orest – nie, Jacek w tym momencie jest w drugiej skrajności – miał taki epizod i nie uzależnił się od niego (narkotyki są dość uzależniające, alkohol również). Nie znam szczegółów. Jeśli ten jego epizod trwał dzień lub dwa to fakt, trudno się uzależnić. Ale jeśli miesiąc lub więcej to szanse rosną niesamowicie! Więc jeśli od tej pory nie ma pociągu do narkotyków i alkoholu – ewidentnie jest w tej „wytrzymalszej” części.
Pink, grzęzawisko jest wtedy kiedy tak sama uznajesz! Rozstałaś się z kimś, czujesz pewnie swego rodzaju „pustkę”? Też tak miałem, ja to rozwiązałem poprzez profile na… portalach randkowych :) Poznałem sporo ciekawych ludzi, nadal mam z nimi kontakt (nierandkowy, nieuczuciowy, normalny „przyjacielski”). Jeśli taka samotność jest problemem – to weź zacznij się spotykać z nowymi ludźmi. Może akurat trafisz na jakąś miłość, ale na pewno poznasz paru ciekawych ludzi z którymi będziesz mogła pogadać. Podejrzewam, że to jest głównym problemem – więc weź to zmień. Ja potrafiłem z nieznaną mi wcześniej kobietą wybrać się na wyprawę w góry – zero obaw, nastawienie na dobrą przygodę – świetna sprawa! I to w sumie nawet nie randkowo – gadaliśmy przez internet i tak jakoś wyszło.
Reasumując – zajmij się czymś. Nie mówię na zasadzie „znajdź sobie kogoś”, tylko – oderwij się od samotności. Nie musisz nikogo znajdować „zamiast byłego”. Podejrzane towarzystwo nie musi to być ;)
Chyba, że się mylę, i Twoje problemy nie wynikają głównie z rozstania… Mogę się tylko domyślać. Taki jest mój domysł… Chwytaj życie za rogi, zrób sobie parę zdjęć, zarejestruj profile na paru serwisach randkowych i działaj! Wiele osób tak właśnie rozwiązuje problem samotności – i dzięki temu można poznać nowych ludzi. Niekoniecznie w celach uczuciowych i seksualnych. Choć to dodatkowy argument za przecież! :D
Moniko,
Masz rację, że najważniejsze jest posprzątanie przeszłości. Od tego zacznę i będę próbowała się z nią uporać.
W kwesti zmiany z bloga Setha Godina:
„If you’re not happy with what you’ve got, what radical changes are you willing to make to change what you’re getting?”
Witek:
Jeśli dobrze pamiętam (tam były liczby, więc ich nie podam, bo nie pamiętam) to trwał ten epizod przez ileś miesięcy. Myślę, że zdecydowanie bardziej uzależnia wiedzenie radosnego życia. Trzeba go tylko zasmakować.
Bałbym się tak upraszczać sprawę zmian: „wyjdź do ludzi, wyjedź na wycieczkę itd.”. Jeździć rowerem teraz potrafimy, proste. Ale dla małego dziecka to nie jest takie proste, nawet gdy się wytłumaczy, że kierownicą się skręca, tu pedałuje, utrzymując równowagę. Ja miałem wiele razy pozdzierane kolana. Uczenie się nowej umiejętności (np. brania od życia tego co się chce) czy wszelkie wewnętrzne zmiany wymagają czasu, ale też spokojnego, powolnego procesu i dopuszczenie do siebie myśli, że błędy mogą się zdarzyć i jest to naturalne.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Pink, jedząc rano śniadanie, postaraj się poczuć jego zapach i smak oraz przypatrz się, jak leży na talerzu. I uciesz się, że Ci smakuje (mam nadzieję, że jesz to, co lubisz). I pomyśl, że wcale tak nie musiało być, że mogłaś urodzić się w Sudanie albo w innej Rwandzie. Bo to nie są wcale drobiazgi.
Znana jest przypowieść o wędkarzu siedzącym nad brzegiem rzeki i młodym biznesmenie, ale ją przypomnę:
– Widzę, że biorą. Weź pan kredyt, kup łodzie, zatrudnij rybaków, a zarobisz pan miliony – mówi biznesmen.
– I co ja zrobię z tymi milionami? – pyta wędkarz.
– Nooo… Będziesz pan mógł siedzieć nad brzegiem rzeki i łowić ryby.
Tes Teq
Zawsze mi mówili, że lepiej być najsłabszym wśród najsilniejszych niż najsilniejszym wśród najsłabszych…
Jeśli np. jesteśmy uzależnieni od spania w dzień uzależnijmy się od spania w nocy, wydajna metoda, jednak mało ludzi potrafi wybierać swoje uzależnienia.
Na uzależnienie można patrzeć jak na pewną wartość ujemną w naszym życiu. Niestety większość porad koncentruje się na tym żeby poradzić sobie z uzależnieniem, co bądź co bądź prowadzi do porażki. Dzieje się tak często gdyż zachodzi sytuacja podobna do tej:
Siedzimy do połowy w bagnie i próbujemy się nie zapadać, oczywiście i tak utopimy się tylko trochę później.
W tym przypadku trzeba dorwać 'gałąź’ i ciągnąć mocnej niż bagno nas wciąga.
W życiu jest tak samo, nie damy sobie radę dopóki nie zaczniemy starać się być bardziej dobrzy niż jesteśmy lewi.
To samo tyczy się też depresji.
Po kilku rozmowach ze znajomą, która pracowała z ludźmi psychicznie chorymi utwierdziłem się w przekonaniu, że problemem nie jest sama sytuacja jednak to, że ci ludzie mają ogromne potrzeby jeśli chodzi o jakość życia (żeby ich bliscy byli szczęśliwi, żeby dzieci mogły się cieszyć się z życia), problem polega na tym, że nigdy tych pragnień nie urzeczywistnili, lub bali się, że ludzie ich nie zaakceptują.
Tak więc w moim odczucie depresja jest to głęboka potrzeba zmiany rzeczywistości na lepsze, a człowiek żeby się wyleczyć to sam chory musi zacząć zmieniać tą rzeczywistość na lepsze…
Pozdrawiam.
Pink
Mówisz:”czasami aby zacząć działać trzeba dostać pożądnego kopniaka od kogoś lub od życia albo dużo czyjejś uwagi, czasu i zainteresowania od kogoś kto może nas popchnąć do działania, “wprawić w ruch”
A może jest dokładnie odwrotnie??
Może Życie/Kosmos/Bóg (niepotrzebne skreslić w zależności od osobistych przekonań) daje nam „kopa” wtedy, kiedy zapędzamy się w coś, co długoterminowo nie jest dla nas dobre?
Czytałaś ten post: http://alexba.eu/2007-04-22/rozwoj-kariera-praca/negatywne-wydarzenia-w-zyciu/ ? Polecam :-)
Piszesz też: „Zawsze mi mówili, że lepiej być najsłabszym wśród najsilniejszych niż najsilniejszym wśród najsłabszych… ”
To ma dość ograniczone zastosowanie. Słusznym jest np. w przypadku inwestycji w nieruchomości, zazwyczaj lepiej jest mieć najsłabszy obiekt w najlepszej lokalizacji, niż najlepszy w kiepskiej (stąd dziwie się ludziom, którzy kupują mieszkania w „apartamentowcu” zlokalizowanym tam, gdzie nocą strach wyjść na ulicę.
Słusznym jest tez np. jak chcesz się czegoś naprawdę nauczyć
Z drugiej strony weźmy taki kraj jak np. Polska. Przy całej sympatii i patriotyźmie trzeba stwierdzić, że pod względem średniej jakości życia, standardów demokratycznych i paru innych istotnych czynników jesteśmy w Europie raczej wśród tych słabszych (niezależnie od tego, co próbuje nam wcisnąć oficjalna propaganda). Mimo tego będąc tutaj „jedynym na liście” można żyć znacznie lepiej niż nawet jako średniak w wielu krajach bardziej zaawansowanych cywilizacyjnie.
Tak więc nie jest to zasada ogólnie ważna i warto z tego zdawać sobie sprawę.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję Alex,
Spróbuję na to spojrzeć w ten sposób „jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny. Następnym krokiem jest zastanowienie się, jaką właśnie głupotę chciałem popełnić (będąc zazwyczaj zaślepiony co do jej długoterminowych konsekwencji) i co mogę w przyszłości zrobić lepiej”.
Jaką głupotę chciałam popełnić?? Sama nie wiem bo nic konkretnego w planach nie miałam a może właśnie chodzi o brak tych planów?? W większości patrzę na wszystko negatywnie i trudno mi się zdystansować aby spojrzeć z innego punktu widzenia.
TesTeq
W poście do Eule napisałeś:
„Pomyśl – gdybyś wykorzystała swoją odporność, determinację i gotowość do wyrzeczeń do realizacji własnych celów, to osiągnęłabyś wszystko, co sobie wymarzysz. Do dzieła!”
Logiczna odpowiedź. Ale sadzę, że Eule ma osobowość zorientowana na świat zewnętrzny, innych i tam odnajduje wlasne cele.
Jendną z metod poprawy tego stanu rzeczy jest przemyślenie i oddzielanie spraw „intymnych” od „sluzbowych”. Dla Eule wazne jest również odnalezienie osobistych celów, które dadzą jej dobre samopoczucie i wewnętrzną radość. One są, ale moga być bardzo słabo słyszalne.
Krzysztof
pink pisze: „jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny.”
Dla mnie w takim momencie ważne jest po pierwsze obmyślenie zmiany kierunku, a po drugie odpowiedź na pytanie, czy wcześniej, wybierając zły kierunek, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby podjąć dobrą decyzję. Jeśli nie mam sobie nic do zarzucenia, to znaczy, że nie mogłem wybrać dobrze, bo moja wiedza nie była dostateczna.
Krzysztof Drupka: Ludziom wydaje się często, że wprowadzenie zmian we własnym życiu przerasta ich siły. Tymczasem te siły skierowane są na pielęgnowanie toksycznego status quo.
TesTeq,
Zgoda. Osobom, które mają silną energie w sobie łatwo jest wymienić toksycznych partnerów. Wiedzą czego chcą, nawet gdy się mylą.
Dla osób, które wiążą własne cele z innymi, takie zmiany mogą stanowić trudne wyzwanie. Te osoby zazwyczaj maja problem z identyfikacją własnych celów życiowych, a to bardzo utrudnia wprowadzanie zmian.
Krzysztof
TesTeq
To nie moje słowa, to cytat Alexa, ja mam zamiar w ten sposób na to spojrzeć ale nie wiem na ile mi wystarczy samozaparcia na takie myśli.
Krzysztof
Masz rację jeśli chodzi o problem z identyfikacją własnych celów. Każdy wydaje się równie zły co i dobry a właściwie nie wiadomo od czego zacząć jakiekolwiek zmiany. Łatwo się mówi i łatwo z boku oceniać postepowanie innych, ale w sobie nie widać wielu rzeczy i złych zachowań, może za jakiś czas bedę inaczej na to patrzyła niż teraz ale tego nie wiem.
pink pisze: „…problem z identyfikacją własnych celów. Każdy wydaje się równie zły co i dobry a właściwie nie wiadomo od czego zacząć jakiekolwiek zmiany.”
Ja mam problem z tym Twoim stwierdzeniem, ponieważ wciąż widzę wokoło wiele kręcących mnie spraw, które chciałbym zrealizować. I realizuję. Wszystkie są dobre albo bardzo dobre. Jedyną kwestią pozostaje wybór, co zrobić teraz, a co odłożyć na później.
Na przykład ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Kalifornii (i Nevadzie) i prawie nic mnie to nie kosztowało, ponieważ zostałem zaproszony na konferencję, jako człowiek, który jest wieloletnim internetowym propagatorem metodologii Getting Things Done Davida Allena. Systematyczne umieszczanie istotnych komentarzy na forum GTD, publikacja artykułów, korespondencja z innymi GTD-owcami doprowadziłą mnie do pozycji eksperta w tej dziedzinie. A jedynymi inwestycjami były: zakup książki Davida Allena, dostęp do Internetu i mój czas, któ¶y z radością poświęciłem temu tematowi.
TesTeq
To nie tak, że mnie nic nie kręci i nic mnie nie interesuje. Poprostu teraz mnie te rzeczy nie cieszą, to co kiedyś sprawiało mi przyjemność teraz jest mi obojętne. Ta obojętność nie jest dobra, wiem o tym ale jeszcze nie ma we mnie tyle siły aby ją pokonać.
Gratuluje Tobie i wszystkim, którzy osiągają swoje cele, umieją do nich dążyć i wyznaczać sobie nowe.
Pink, proszę, powiedz co cię kręci(ło) i interesuje(-owało). Nie musisz pisać tutaj – powiedz to sobie na głos. Teraz zastanów się i powiedz – dlaczego jest to już tylko obojętne? Czy jest jakiś związek? Jeśli tak to jaki? Jeśli nie, to dlaczego jest ten zły wpływ?
pozdrawiam serdecznie
WW
TesTeq
Gratuluję Kalifornii i dziękuje za zamieszczenie tej informacji. Może będzie ona inspiracją dla kogoś, że warto się wychylać, o czym już dość dawno pisałem na blogu
http://alexba.eu/2007-03-11/rozwoj-kariera-praca/jak-wybic-sie-w-zyciu-cz-1/
Pink
Piszesz: „to co kiedyś sprawiało mi przyjemność teraz jest mi obojętne”
To jest zupełnie normalne zjawisko :-)
Ja w życiu miałem wiele zajęć, które wydawały mi się wtedy „najlepsze na świecie”, a dziś no cóż…..
Tak samo z kobietami, w których byłem „nieśmiertelnie” zakochany, zazdrosny, itp. Dziś jest mi całkowicie obojętne co one robią i z kim sypiają.
Ważne jest, aby nie być zawieszonym w próżni, lecz mieć własne, w miarę interesujące życie. Wtedy nabieranie dystansu do pewnych rzeczy i ludzi staje się naturalnym efektem własnego rozwoju.
Jako rade zacytuję Ci słowa Sary z filmu „Sweet November” : :Get a life!!”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq
Je również gratuluję sukcesu zwiazanego z upowszechnianiem metody D. Allena. Metodę Getting Things Done stosuję od kilku lat. W mojej praktyce wygląda to następująco:
1. Oczyszczam umysl z wszystkich zadań do zrobienia, by nie przeszkadzały mi z podświadomości. To jest klucz. Te, które uderzają w moje emocje przypominają się czasami. By je zneutralizować jeszcze dokładniej obmyślam działanie.
2. Notuję każde zadanie w formie końcowego lub najbliższego, przemyślanego, działania, realizującego dany cel.
3. Zapisuję działania jako: projekty, działania bieżące, działania może/kiedyś. Mam również archiwa gdzie wkładam wiedzę.
Ten mój system dobrze działa. Czy może jest jeszcze w tej metodzie coś czego nie uwzględniam?
Krzysztof
@Krzysztof Drupka: To, co opisałeś to fundamenty odzyskiwania kontroli nad swoim życiem (GTD). Mam nadzieję, że nie rzadziej niż co dwa tygodnie robisz Przeglądy Tygodniowe. :-)
Ale, wracając do tematu postu Alexa, odzyskanie kontroli nad życiem to jedna sprawa, a odpowiedź na pytanie, po co nam ta kontrola, to odrębny problem do roztrzygnięcia. W GTD David Allen nazwał to perspektywą, czyli definiowaniem pewnych horyzontów patrzenia na swoje własne życie.
PS. Dziękuję wszystkim za gratulacje, ale sukces osiągniemy wspólnie z Davidem Allenem wtedy, kiedy GTD stanie się elementem programów szkolnych.
TesTeq
Dziekuje za odpowiedz. Mnie ta kontrola ułatwia utrzymywanie umyslu w stanie „otwartości” (mam ustawiony reminder na tygodniowy przeglad).
Szczegolnie wazna jest ta perspektywa z najwyzszego pulapu lotu samolotu. Jest przeciwwagą do „tunelowego” widzenia swoich spraw.
Krzysztof
Jak sie ciesze ,ze trafilam na tak interesujacy blog.Pozdrawiam.
Ja tez ciagle szukam,i przez przypadek znalazlam sposob na oszukanie czasu.
Najpierw spogladam na moje zycie i meza i corki z boku,tak jak obserwuje sie znajomych.Czesto siadamy z mezem i ,,obgadujemy siebie,,.Potem zaczynamy realizowac pomysl.A zeby zobaczyc czym jest czas ,zamykam oczy i mysle >chce to osiagnaczeby byl ten dzien,co ludzie mowia mi ,milego urlopuza dwa tygodnie kaze jej je otworzyc.
Dodaje,ze moje oczy sa zamkniete,otworze je w 2011.
Pozdrawiam.
Przepraszam za ten text bez ladu i skladu,ale koniecznie chcialam cos napisac i troche textu mi ucielo.Ale nastepnym razem bedzie lepiej.
Pozdrowienia.
Joanna
Tutaj nie trzeba przepraszać za spontaniczność :-)
Witaj na naszym blogu :-)
Alex
Bardzo pozytywny tekst. Widzę, że dużo osób się udziela jeśli chodzi o problemy… Otóz też mam problem. Pracuję w jednej z sieci komorkowej dość mlodej(nie będę tutaj reklamowal marki ;) ) mam w miarę stabilną pozycję ale jestem tylko konsultantem pracuję tutaj juz ponad 2 lata i żadnego kierownika. Jakoś po kilku wpadkach w mojej osobie nie widzę, abym mógł coś osiagnąć w tej firmie. Oczywiście moja pozycja jest tak jak pisalem w miare ukształtowana zarbiam tyle, że mi wystarcza…Ale no właśnie nie czuję że dalej się rozwijam, że przychodze do pracy by móc coś osiągnąć, a tutaj tym czasem dostalem propozycję pracy w innej konkurencyjnej firmie telekomunikacyjnej. Takie rzeczy tylko…;) no właśnie. Od najbliższego ms mialbym zmienić pracę. Tylko no wlaśnie i tutaj zaczynają się schody, co prawda lepsze warunki pracy ponieważ większa podstawa + tel sluzbowy itp. no i możliwość albo raczej większe prawdopodobieństwo awansu niż tutaj. Tylko klimat troszeczkę inny mniej luzu zdecydowania praca w stresie. A tutaj tego nie mam luzuję jak z reklamy chupa chupsa. I zdecydowanie większa odległośc do pokonania do pracy przy dzisiejszej cenie paliwa to zbankrutuję. I teraz pytanie czy warto. Zawsze chciałem tam pracować a teraz jak już to mam to zaczynają się problemy…albo stres przed nieznanym. Czy to normalne. Tutaj bezpiecznie a tam nieznane…Alex czy miałeś podobne przypadki w swoim życiu? Prosze was o pomoc Orest?
Wciąż niewiadomo dokąd…
Nim cokolwiek Tobie napiszę, powiedz czym się interesujesz, w jakich obszarach poszukujesz wiedzy, rozwijasz się? Może być tak, że ta zmiana pracy nic oprócz pieniędzy Tobie nie da, bo okaże się, że ta możliwość awansu wcale Cię nie będzie kusić.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
wciaż niewiadomo dokąd… pisze: „Jakoś po kilku wpadkach w mojej osobie nie widzę, abym mógł coś osiagnąć w tej firmie.”
Nie za bardzo rozumiem, co piszesz. Domniemuję, że coś zawaliłeś i przekreśliłeś tym szansę awansu. Z dalszej części wynika, że lubisz luz, a nie wyścig szczurów. W takim razie nie ścigaj się i siedź na tej grzędzie, na której Ci wygodnie. Serio. Nikt nie powinien awansować wbrew sobie, albo się rozwijać, gdy nie czuje takiej potrzeby.
wciaż niewiadomo dokąd… Says:
W jakim kierunku chcesz się rozwijać? Co chcesz zrobic, żeby się rozwijać, tzn. jaki wysilek jesteś w gotów włozyc we własny rozwój? W tej chwili się nie rozwijasz – jak piszesz, ale też nie przychodzisz do pracy by cos osiagnac, tylko żeby zarobic tyle, ze Ci „wystarcza”. I masz luz.
Inna firma oferuje Ci lepsze warunki (tel słuzbowy to nie jest według mnie bonus tylko smycz, ale to inna kwestia), zarobisz więcej, ale będzie dalej i jak rozumiem – wiecej wydasz na przejazdy i „zbankrutujesz”. Z tego wynika, ze nie będzie Ci wystarczać , a więc finansowo w efekcie gorzej wyjdziesz na zmianie. Chyba że zamienisz dojazdy samochodem na dojazdy autobusem, tramwajem czy metrem… (cena za mozliwosć rozwoju?)
Kiedy czytam to jako pracodawca, to odnoszę wrazenie, ze nie chce Ci się zmieniać swojego stylu pracy i nie chce Ci się wysilać bardziej niż do tej pory, chciałbys wiecej zarabiać, najlepiej być kierownikiem, mieć rózne bonusy bez dodatkowego wysiłku.
To oczywiście tylko moje wrazenie. Ty sam powinieneś sobie odpowiedzieć, o co tak naprawdę Ci chodzi i czy to na pewno jest rozwój.
Tes Teq:
Między luzem a wyścigiem szczurów jest jeszcze przestrzeń na normalną efektywną pracę wykonywaną solidnie i z zaangażowaniem.
Pozdrawiam
Ewa W pisze: „Między luzem a wyścigiem szczurów jest jeszcze przestrzeń na normalną efektywną pracę wykonywaną solidnie i z zaangażowaniem.”
Dziękuję za to uzupełnienie. Zaiste – z mojego ekstremalnego komentarza – ta możliwość nie wynika. Ale wykonywana solidnie i z zaangażowaniem praca to efekt innej motywacji niż wyścig szczurów.
dobra praca – wynika z chęci pozostawiania po sobie pozytywnego śladu na świecie;
wyścig szczurów – wynika z chęci pokazania, że jest się lepszym od innych dla osiągnięcia osobistych korzyści.
Tes Teq,
rozumiem, że w Twoim przypadku „dobra praca – wynika z chęci pozostawiania po sobie pozytywnego śladu na świecie”.
Wykonywana solidnie i z zangażowaniem praca to dla mnie inna energia niz w wyscigu szczurów, w innych miejscach ustawione „punkty kontrolne”, wyraz wewnątrzsterownosci (moje poczucie zgodnosci, spokoju wewnętrznego, harmonii)a nie sterownosci zewnętrznej (odniesienie do innych, porównywanie, wyścig)
W moim przypadku jest wyrazem mojego szacunku dla siebie i tego co robię, poczucia etyczności i kilku jeszcze innych elementów. Dla mnie to, jaki slad pozostawię po sobie na swiecie nie jest punktem odniesienia. Ważniejsze jest dla mnie że tu i teraz mogę uczynic kawałek dobra, poczuć zadowolenie. Ważne jest, że ludzie, których pracą kieruję będą z radością przychodzic do pracy, że będą to robic z pasja i radością a nie z konieczności.
Co do motywacji uczestniczenia w wyscigu szczurów niewiele umiem powiedzieć, nie mam takiego doswiadczenia.
Ewa W pisze: „Dla mnie to, jaki slad pozostawię po sobie na swiecie nie jest punktem odniesienia. Ważniejsze jest dla mnie że tu i teraz mogę uczynic kawałek dobra, poczuć zadowolenie. Ważne jest, że ludzie, których pracą kieruję będą z radością przychodzic do pracy, że będą to robic z pasja i radością a nie z konieczności.”
Właśnie to dobro, zadowolenie i radość podwładnych jest tym śladem, który pozostawiasz po sobie w otaczającej Cię rzeczywistości, tym śladem, o którym piszę.
Tes Teq,
Mówiłeś o motywacji a nie o efekcie.
Ja nie twierdzę, ze niczego nie zostawię po sobie. Ja tylko piszę, ze motywuje mnie coś innego – nie to, czy zostawię ślad czy nie. To dwie różne sprawy.
@Ewa W: Dla mnie motywacją jest efekt, a nie moje uczucia „tu i teraz”. Satysfakcję i ochotę do działania zdobywam wierząc, że to, co robię, czyni świat lepszym. I tę różnicę uważam za swój ślad odciśnięty w rzeczywistości. Dla własnego zadowolenia wystarczyłoby mi posiedzieć na słoneczku z lamką wina i dobrą lekturą. :-)
No więc sprawa przedstawia się następująco. Jest kilka kwestii dlaczego nie chce pracować w tej firmie. Ogólnie praca nie jest zła. Zarabiam tyle ile powinienem. Nie mam stresów ani nic z tym związanego. Natomiast czuję, że tutaj nie osiągnę nic już więcej przychodzę do pracy po prostu. Odbębnić swoje godziny i do domu. Mam już u mowę na czas nieokreślony. Natomiast tam oferują mi na zastępstwo do końca roku. zarobki wydają mi się podobne ale wielkość firmy jest nieporównywalnie większa. Niby powinno się próbować nowych rzeczy w życiu. Tylko że tak naprawdę ja sam już nie wiem czego chcę. Tam nim się wszystkiego nauczę minie trochę czasu tutaj jestem ekspertem. Od innych ludzi wiem, że tam jest stresująca praca ciągłe wizytacje itp. Tutaj się tym nie przejmuję. Ale czy nie jest tak, że powinniśmy iść do przodu. Zawsze tam chciałem pracować a teraz jak już mam okazję to pojawiają się problemy. Ogólnie jest tak, że dużo myślę a nie potrafię działać to mi bardzo dokucza w życiu. Czy warto próbować coś zmieniać. Czy poprstu zawsze się wydaję że na drugim brzegu jest lepiej?
Wciaż niewiadomo dokąd…:
Wiesz jak najłatwiej znaleźć to co się chce robić? Szukając!
Czyli możesz się zdecydować na zmianę pracy i sprawdzić czy ta nowa firma, nowa praca to jest to co chciałbyś robić… lub pracując tu gdzie pracujesz zacząć szukać rzeczy, którymi chciałbyś się w życiu zajmować. Może to wcale nie jest doradztwo i obsługa w zakresie telefonów komórkowych, a może aktorstwo? :)
Lepiej szukać poza pracą i pracę dopasować do zainteresowań a nie odwrotnie. W dzisiejszych czasach tak wiele rzeczy można przetestować i wcale nie trzeba iść do takiej pracy.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
wciąż niewiadomo jak
Najwyraźniej Twoja nowa praca będzie miała wyższy współczynnik PITA :-)
Teraz rozważ:
1) czy ta nowa praca da Ci tyle korzyści aby to zrównoważyć
2) a może ta stara, praca da Ci tyle luzu, że w tym czasie nauczysz sie czegoś atrakcyjnego, co pozwoli Ci zrobić skok w karierze? Einstein tez siedział za biurkiem w spokojnym Urzędzie Patentowym :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich,
to teraz ja: nigdy nie wiedzialam co chce w zyciu robic, rodzice podsuwali mi rozne zainteresowania,ja sie im oddawlaam,ale tylko na jakis krotki okres, i niestety dalej nic mnie za bardzo nie interesuje; igdy nie mialam problemow z nauka,bylam raczej 5-owa uczennica,mozna by powiedziec,ze zdolna besta bylam,choc przedmioty scisle nie byly moja najlepsza strona;z powodu paniki przed fizyka,odrzucilam pomysl studiowania medycyny,a chemia i biologia nie sprawialy mi problemow, zastanawialm sie nad prawem,ale wczesniej juz wybralam jezyki jako specjalizacje,bo z nimi nigdy nie mialam problemu; postanowilam studiowac na wyspach-jezyki (hiszpanski i niemiecki) bo nic innego mi nie przyszlo do glowy,skonczylam te dwie filologie rok temu, wladam super angielskim,hiszpanskim,troche gorzej niemieckim (jakos nie pajam do tego jezyka miloscia)mam podstawy portugalskiego i holenderskiego, na uczelni zaoferowali mi studia podyplomowe,odmowilam,nie wyobrazalam siebie przeznastepnych 7 lat na uczelni (chodzi tu o magistra i doktorat); wrocilam do Polski- sila wyzsza,szukalam tutaj pracy,w sklepch ,biurach etc,na tlumacza nie moge isc,bo sa ta licencjackie studia,a tutaj wymagany jest magister,zreszta nie bede sie wdawac detale jesli chodzi o nasz system a zachodni; odkrylam,ze nie chce byc nawet tym tlumaczem,udzielam korepetycji i tez juz wiem,ze nie chce byc nauczycielka; no i wlasnie!!! co dalej?? zlozylam papiery na prawo w Anglii i sie dostalam,czy to spelnienie ambicji z przeszlosci? chyba tak skoro czuje sie jakas niedowartosciowana i mysle,ze prawo podniesie moja wartosc,no i tu zaczyna sie problem,kiedy ja tak czytam, przez jakie meczarnie trzeba przejsc,aby stac sie „solicitor” to mnie ogarnia smutek,panika i juz sama nie wiem czy ja chce tego czy ja sie nadaje??? ja sie boje wszystkiego,nawet watpie w moja znajomosc angielskiego, nie umiem wybrac sobie specjazliacji w jakiej chcialabym pracowac,to wszystko staje sie jakims koszmarem, nie potrafie odnalesc swojej drogi,boje sie upadku,boje sie,ze wybieram cos co mnie nie kreci,bo kiedy mi pisza,aby zaczynala czytac gazety i sekcje business,to ja sie tym nudze,a moze ja jestem leniwa i mysle,ze mi wszystko latwo przyjdzie,nawet to prawo,czy ja po prostu sie boje czytac tych gazet?? oj chyba niezrozumiale napisalam,ale jestem podenerwowana,dodam,ze czekalam na list od uczelni umierajac ze stresu czy mnie przyjma czy nie,a teraz mam panike,ze jasie do tego prawa nie nadaje
jesli ktos dobrnal do konca,to ja dziekuje za przeczytanie moich wypocin i prosze o rade
A
Aniu,
W żadnej części swojej wypowiedzi nie zawarłaś informacji dość podstawowej – co lubisz robić, co Cię interesuje, co pasjonuje? Nie chodzi tu o pracę, tylko podstawowe rzeczy… Trzeba też na to odpowiedzieć sobie. Czy lubisz ludzi, czy od nich stronisz? Zastanów się – co tak naprawdę chciałabyś robić? Może idziesz w totalnie złym kierunku??
Panika… Ma swoje podłoże. Skoro sama nie jesteś pewna tego co robisz? Czy warto pchać się w kolejne studia, jeśli nie jesteś pewna, że chcesz to w życiu robić? Pewna osoba mądrzejsza ode mnie napisała kiedyś (wyciąłem części odnoszące się do aspektów giełdy walutowej – zostawiłem tylko fragmenty uniwersalne, które też i Tobie się przydadzą do przemyśleń):
„1.There is a tendency for newbies to PANIC (…) this is due to:
(…)
a. Probably scared to lose money
b. Probably undercapitalised
c. New to industry….therefore probably uncertain about your own abilities
(…)
f. Probably unsure who to talk to for guidance
2. The second problem is that they are all looking for the „Holy Grail” There is no (…) „Holy Grail”!(…)
However, let me tell you a secret…there is a „Holy Grail”. Every time you look in the mirror, you will see it. It is you.”
1.a) ja bym zamienił „money” na „time”, „life” w tym przykładzie
2.) brak logiki „there is no Holy Grail (…) there is a Holy Grail” – chodziło o to, że nie ma „mechanicznego” zarabiania, że nie jest to łatwe – dopóki nie patrzy się w siebie
Teraz zastanów się nad następującymi rzeczami:
1) co chcesz w życiu robić?
2) czego w życiu nie próbowałaś, a podejrzewasz, że jest przyjemne?
3) dlaczego panikujesz? (czy aby nie dlatego, że tak naprawdę te studia nie interesują Cię i mają jedynie dać Ci jakąś pracę, której nie chcesz wykonywać, ale „jest dobrze płatna”? – takie wrażenie odniosłem z Twej wypowiedzi)
Panika jest zła, sam kiedyś trochę przez nią straciłem. Ale ma zawsze swoje podłoże. Jeśli sama nie wierzysz w to co robisz, to wtedy wskakuje panika! Bez obaw – jeśli to co robisz się nie udaje, to nie jest to powód do panikowania w przyszłości – jest to powód, aby przemyśleć swoje postępowanie i ulepszyć się w przyszłości!
Mam nadzieję, iż zbyt dużo nie namieszałem. Zastanów się poważnie nad swoją decyzją o studiach. Jeśli chcesz to robić – to panika sama zginie! Jeśli nie chcesz – to może nie trać kolejnych lat na studia – a zajmij się tym co byś chciała robić! :)
@ania: Moim zdaniem skupiasz się na negatywnych wyborach. Z zapałem odkrywasz, czego nie chcesz robić, czego się boisz, do czego nie masz tytułu (magistra). Ja nie studiowałem żadnej filologii, a tłumaczyłem instrukcje do oprogramowania z angielskiego na polski, nie mam wykształcenia typograficznego, a tworzyłem polskie czcionki do drukarek. Nie chodziłem do szkoły muzycznej, a grałem solo i w zespole na gitarze. Pomyśl, co chcesz zrobić i po prostu to zrób, nie oglądając się na papiery.
Dziekuje za odpowiedzi,ale ja juz sama nie wiem co ja lubie robic; uwielbiam buty dlatego tez sprobowalam pracy w firmach z butami,znienawidzilam te prace, powiedzialam sobie,ze nie chce byc plotka w zyciu,bo na takich ludzie sie wyzywaja i tak robili na mnie-wyzywali i zastraszali etc,marka wielce prestizowa a takie swinstwo mnie spotkalo; mnie zawsze ciagnelo do spraw ludzkich,choc kosztuje mnie „zagadac” kogos,pierwsze minuty to dla mnie katorga ,ale pozniej sie rozkrecam,lubie ludzi,ale i tez lubie miec czas tylko dla siebie i nie czuc sie przez ludzi osaczona; co do prawa,to jest spelnienie ambicji i podniesienie swojej wartosci,zastanawiam sie coraz bardziej nad kryminologia,zawsze pociagaly mnie dobre filmy krymianlne, lapie sie na tym,ze lubie czytac kryminaly,im wiecej zagadek zawiera ksiazka tym bardziej sie w niej rozkochuje,nie wiem czy to co pisze ma sens,ale moze nie ide w zla strone,tez i nie czytam tego typu ksiazek nagminnie,lubie i nudne wypociny ;D;jestem nietrwala w swoich postanowieniach,kiedy idzie mi cos gladko,to ja to uwielbiam robic,a kiedy spotykam gwozdzie na swojej drodze,to mi sie wszystkiego odechciewa…,to moze nie problem lezy w wyborze tylko w mojej naturze?
Nie w naturze, a w wychowaniu raczej. Musisz nauczyć się pokonywania trudności, nawet tych najmniejszych. Zresztą potrafisz określić błędy w swoim postępowaniu, więc teraz wypada je po prostu przeanalizować i zmienić swoje zachowanie :) Sama widzisz, że pewne zalety posiadasz… Co do sprzedaży butów w sklepach – najwyższych lotów praca to nie jest ;)) Zresztą ja tam nie kupuję – tylko na Allegro. Buty lubisz… Może naucz się je… projektować? Zresztą sądzę, że pełno innych pomysłów przyjdzie Ci do głowy. Po prostu musisz ustalić cel, ustalić kiedy jest on niespełniony, i dopóki ten warunek brzegowy nie jest spełniony – dążyć do spełnienia tego celu… A nie wycofywać się, gdy wiatr zawieje Ci w twarz. Nawet jak leci kowadło – robisz unik. Rozumiesz?? Warunek brzegowy do wycofania się z inwestycji jest prosty – po prostu lecisz samolotem, zawodzą silniki, zaczynasz spadać. Więc naciskasz przycisk „Eject”. Mam nadzieję, iż dobrze zobrazowałem o co mi chodzi :) Po prostu trzeba próbować się zmienić. Widzisz dobrze gdzie masz słabe punkty, staraj się je niwelować :)
pozdrawiam serdecznie
WW
WW- wielkie dzieki,bardzo dobrze mi to zobrazowales; co do butow- to chcialam sprobowac czy bedzie mi wystarczajaco zalezec na pracy,aby sie wspinac po drabinie,az na sam czubek,najpierw trzeba sie napracowac,aby ktos zauwazyl ciebie i dal przepustke na czubek swiecznika,no ale coz nie wytrzymalam psychicznie; no wlasnie ja sie wycofuje bardzo szybko,za duzo rzeczy mi przyszlo latwo i nie mam ducha walki;DZIEKUJE
@ania: Mam dla Ciebie dwa pytania, które – według mnie – powinnaś sobie zadać i uczciwie na nie odpowiedzieć (absolutnie nie namawiam Cię do tego, żebyś odpowiadała na nie publicznie):
1) Czy nie było tak, że poszłaś do pracy związanej z butami zakładając, iż to „pewnie nie jest zajęcie dla Ciebie”?
Otoczenie bardzo łatwo rozpoznaje takie podświadome założenia i uznaje daną osobę za niepasującą do środowiska. Być może Twoje niemiłe doświadczenia wynikły właśnie z tego powodu. To tylko przypuszczenie, ale pytanie warte jest zadania.
2) Dla kogo robisz to, co robisz? Dla siebie, czy żeby komuś coś udowodnić?
Spotkałem wiele osób, których głównym celem działania było udowodnienie czegoś komuś (rodzicom, partnerowi, rodzeństwu, kolegom). Co najdziwniejsze jedne osoby starają się udowodnić, że odniosą sukces, a inne, że poniosą sromotną klęskę. Jak w tym kontekście oceniasz swoje przedsięwzięcie pod tytułem „studia prawnicze”? Dlaczego liczyłaś na to, że Cię nie przyjmą? Bądź ze sobą szczera do bólu. Jeśli Ci to pomoże, siądź nad kartką papieru i przelej na nią swoje myśli. Powodzenia!
1.pomyslalam sobie,ze podlozem moich wszystkich problemow jest „brak wiary w siebie”, ja nie wierze w swoje umiejetnosci,mysle ,ze sobie nie poradze w nowej dla mnie sytuacji; nie wiem z czego to sie bierze, rodzice zawsze we mnie wierzyli,motywowali,niczego im nie moge zarzucic, a ja zamiast wierzyc w siebie,to ja upadam na kazdym podtknieciu,a co gorsze,nie wiem czy upadne a juz spalam siebie na przedbiegach,zakladam z gory,ze mi nie wyjdzie,tak jest ze wszystkim!!
2. chcialabym w zyciu dojsc daleko i osiagnac pewien luksus tzn: dobrze platna prace i co za tym idzie wszelakie dobra materialne; popadam w obled kiedy wykonuja prace, ktora nie pobudza mnie intelektualnie,czuje ze sie cofam,dlatego strone od tzw prac studenckich, nie chce ukrywac (i nikogo tutaj nie obrazam,bron Boze),ze nie chcialabym skonczyc jako kelnerka
3. wybralam studia prawnicze- daja wszystko co opisane w punkcie 2
ale czy dadza satysfakcje?? tego nie wiem…ten caly swiat prawnikow mnie przeraza i pociaga zarazem
4. kolejny problem to: nie widze wyjsca z zadnej sytuacji plus mysle,ze zadna praca nie jest dla mnie,ze w zadnej sobie nie poradze; pisze tutaj powaznie- ja nie umiem sie sprzedac
mialam oferte pracy w Madrycie- mialam tylko tlumaczyc projekty i odbierac telefony,spanikowalam i odmowilam-, pomyslalam,ze sobie nie poradze
Jak sobie radzic z tym przeklenstwem- brakiem wiary w siebie?
Ania:
Ad 1. Od „mysle ,ze sobie nie poradze w nowej dla mnie sytuacji” do „daję sobie prawo do popełniania błędów” jest całkiem blisko. Póki nie zrobisz tym krzywdy psychicznej, fizycznej, ekonomicznej (choć ta ostatnia to tylko pieniądze) sobie i/lub innym to masz całe pole do nauki :)
Ad 2. Wnioskuję, że jesteś młodą osobą… masz jeszcze wiele czasu, aby dojść daleko.
Ad 3. Po studiach prawniczych nie trzeba być od razu prawnikiem. Przykładem jest Piotr Waglowski (autor Vagla.pl), który po takich studiach został konsultantem i specjalizuje się w interpretacji prawa w kontekście społeczeństwa informacyjnego. A Ty co chciałabyś robić?
Ad 4. Któraś praca jest dla Ciebie… może jeszcze takiej nie znalazłaś (patrz Ad 2). „Brak wiary w siebie” to nie przekleństwo – to takie paskudztwo jak grypa: utrudnia życie, ale można się z tego wyleczyć :D
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest,
Ad1. wlasnie mysle,ze juz robie sobie krzywde psychiczna; ciezko wszystko przezywam, bardzo sie denerwuje, placze,ogarnia mnie panika, stres powoduje ze nie jem i chudne :(; nie wiem jak sobie radzic ze stresem
Ad2. mam 24 lata,jeden licencjat za mna,a teraz podyplomowka z prawa; ktos kiedys mi powiedzial,ze zycie to nie wyscig,ale patrzac na to co sie dzieje,to wlasnie tor wyscigowy; „A ty co chcialabys robic?” chodzi Tobie o specjalizacje w prawie?? bo jesli ogolnie,to ja wlasnie czuje sie zagubiona i nie wiem co bym chciala robic gdyby tej podyplomowki nie bylo
Ad3. masz absolutna racje,ale sie zawsze boje,ze nie znajde pomyslu na siebie,ze pozostane w zawieszeniu,choc mysle,ze taka podyplomowka (gdyby doszlo to najgorszego) nie jest zla opcja
Pozdrawiam cieplutko z goracej Hiszpanii :)))
Ania:
Krzywdę psychiczną robisz sobie przez „zawieszenie”, a nie przez działanie.
W kwestii tego co chciałabyś robić to pytam ogólnie. Może się okazać, że prawo wcale Cię nie ciekawi. Jestem przekonany, że z pewnością masz coś co chciałabyś robić. Możesz zrobić sobie ćwiczenie, że wyobrażasz sobie swoje życie w którym masz nielimitowaną ilość pieniędzy na końcie i możesz robić dowolne rzeczy – co by to było? :)
PS: Nie szukaj czegoś takiego na całe życie – niemal na pewno to coś się zmieni kilka razy w Twoim życiu :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Aniu,
1. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego nie wierzysz w swoje umiejętności”? Musisz zidentyfikować powód dla którego jest jak jest. Nie odwołuj się, iż rodzice w Ciebie wierzyli… Powód musi być konkretniejszy. Nic nie rodzi się bez żadnej przyczyny, w szczególności problemy z własną wartością i wiarą w swoje siły. Znajdź przyczynę i zastanów się, czy jej po prostu nie możesz odrzucić. Piszesz, że zawsze tak miałaś – jeśli to jest powód, to jest on błahy – otóż jeśli „tak miałaś”, to znaczy, że możesz mieć inaczej – wystarczy to zmienić i nie patrzeć się, że kiedyś się nie udawało.
2,3. do szczęścia niesłychanego luksusu nie potrzeba… Jasne, że jest miło mieć więcej pieniędzy, ale czasami trzeba się zastanowić czy warto. Z tego co piszesz to mam wrażenie, że studia prawnicze to dla Ciebie coś, co Cię nie pociąga – prócz pieniędzy. Niestety, nie jest to moim zdaniem zbyt dobre połączenie…
4. Skorzystaj z biblioteczki, książka „How to sell yourself” Joe Girarda… Poważnie polecam Ci to uczynić, bo książka ta moim zdaniem dałaby Ci niesamowitą perspektywę i możliwość zmiany samej siebie. Przeczytaj ze 3 razy nawet. Główne myśli spisz sobie na kartce osobno i próbuj się do nich stosować.
Ad1. Ale po co panikować? Czy daje Ci to coś? Zastanów się. Wiem, że czasami trudno sobie stanąć obok siebie i ogarnąć sytuację, ale musisz pomyśleć bardziej realistycznie i obiektywnie… Chudnięcie nie jest dobrym objawem, bo robisz sobie sprężenia zwrotne wręcz na swoją psychikę – bo biologicznie Twój organizm zaczyna sam od siebie panikować, że coś jest nie tak, bo nie jesz tyle ile powinnaś. Ogarnij się dziewczyno!
Ad2. Bo życie to nie jest wyścig. Musisz to w końcu ogarnąć :))
Ad3. Przecież to właśnie bęedzie zawieszenie – będziesz studiować dodatkowo ileś tam lat, zamiast wziąć się w garść i zacząć robić coś co daje Ci przyjemność… Hiszpania się podoba? Pomyśl, czy nie ma możliwości połączenia Hiszpanii i Polski poprzez pracę. Generalnie opcje – jest ich pełno. Trzeba tylko na coś wpaść. Nie wpadniesz na nie, jeśli się martwisz o siebie, panikujesz, że nie wiesz co będziesz robić, itp.
Orest, bardzo dobra rada odnośnie szukania czegoś na całe życie. Przecież otoczenie i sytuacja się zmienia, za 10 lat będzie to zapewne całkowicie inny rynek. To jest jeden z problemów – ludzie wolą nastawiać się na tzw. „jackpot”, niż na sukcesywne polepszanie swojej sytuacji…
ania pisze: „nie wiem jak sobie radzic ze stresem… Pozdrawiam cieplutko z goracej Hiszpanii”
Chciałbym, żeby mój poniższy komentarz posłużył Ci za materiał do przemyśleń.
Miliony osób na świecie nigdy nie przeżyją rozterek, którymi się trapisz, bowiem nigdy ich nie będzie stać na to, żeby wybrać się do Hiszpanii. „Stresować się w słonecznej Hiszpanii” to dla nich niedoścignione marzenie. Masz bazę wyjściową, której może pozazdrościć Ci wiele, wiele osób. Masz wsparcie rodziców, a wiele osób w Twoim wieku musi wspierać rodziców. Dysponujesz olbrzymim kapitałem, którego nie warto przetracić, więc zastanów się, co w tej chwili uważasz za najbardziej inspirujące zajęcie i weż się za to na poważnie. Nie na spróbowanie.
Mistrzy Yoda powiedział do Luke Skywalkera: „Do, or do not. There is no 'try’.”
dziekuje wszystkim,
przemysle sobie wszystko to co tutaj zostalo napisane,
pozdrawiam,ale juz z Polski :)
Jednym wielkim problemem w moim życiu jestem….. ja sama. Naprawdę, aż wstyd się przyznać, ale nawet nie potrafię wykonywać podstawowych funkcji bez pomocy otoczenia. Miałam wiele pomysłów na życie, obecnie jestem jednak wypalona wewnętrznie. Trudno, będę musiała to przetrwać. Czasem słońce, czasem deszcz.
A pisze: „Jednym wielkim problemem w moim życiu jestem… ja sama.”
Nie przejmuj się. Każdy to ma. To nie problem, tylko wyzwanie. Nie przestawaj próbować. Uda Ci się. Nie tak, to inaczej.
A…
Przestań patrzeć na siebie jak na problem, patrz się na siebie jak na wielkie możliwości! Sama piszesz, że masz wiele pomysłów na życie – a wiele osób nie ma ich w ogóle. To, że jesteś wypalona – to też pewien znak, że trzeba spróbować robić coś innego. Swoje błędy widzisz (zależność od innych ludzi) – popraw je. Bo skoro Ci to przeszkadza, to zmień to. To takie moje 3 grosze :)
pozdrawiam WW
Witam wszystkich!
Od długiego już czasu jestem czytelnikiem tego świetnego Bloga (poradnika obsługi życia). Od pewnego zaś czasu rozczytuję się w komentarzach stanowiącego jakoby drugiego dno naszego Bloga. Odnajduję tu mnóstwo niesamowicie cennych porad ukazujących możliwości poprawy jakości naszego życia. Mimo moich 28 lat ( i godzinach lektury mądrych myśli zapisanych na tym Blogu) wciąż siedzę w poczekalni życia czekając na kopa dojrzałości niezbędnego w praktykowaniu (a nie tylko rozważaniu) dobrego życia.
Wielkie DZIĘKUJĘ dla Ciebie Alex!
Tomasz L.:
Przesyłam mentalnego kopa :) Wybierz jedną rzecz, jeden aspekt życia, który chciałbyś zmienić i po prostu coś z tym zrób. Będą błędy, potknięcia, ale z pewnością będziesz bliżej wymarzonego życia niż siedzą w poczekalni :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Drogi Alexie,
Bardzo dziękuję za Twoją wypowiedź a w szczególności za tę myśl poniżej:
„Życie to, jak już gdzieś wspomniałem, bardzo długodystansowa „gra” i wcale nie chodzi o to, aby pewne sprawy rozwiązać jak najszybciej, tylko o to, aby rozwiązać je dobrze.”
To jest właśnie TO.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie i wszystkich, którzy czytają tego bloga.
Judyta
Wypowiedź niczym w stylu poradnika życiowego, podoba mi sie aczkolwiek do tego potrzebna jest także odwaga! Jeśli ktoś ma w miarę ustabilizowane życie trudno będzie coś zmiebnić (trudno-nie wiem czy to dobre wyrażenie). Potrzebuje jakiejś zmiany, chcę zmienić swoje dotychczasowe życie ale ograniczają mnie niestety pieniądze. . Jak zacząć? hm to dobre pytanie..
Pozdrawiam Autora
@Ewelina: Czy masz wizję, jak powinno wyglądać Twoje nowe życie? Dlaczego do zmiany potrzebne są pieniądze?
Witam wszystkich!
Przeczytałam tylko ¼ postów (jest ich bardzo dużo i dlatego dokończę później). Alexie, podzielam opinię moich przedmówców, że Twój tekst jest świetny. Chciałabym część tych wskazówek zastosować we własnym życiu, ale jest pewne ale…Ja nie tylko nie wiem, co chcę w życiu robić ale nie wiem jak poradzić sobie z własnym życiem.
Zacznę od tego, że moje życie rodzinne to porażka. Mój ojciec jest alkoholikiem i lubi znęcać się psychicznie nad rodziną. Kiedy byłam młodsza wierzyłam, że kiedyś wszystko się zmieni. Myślałam, że pójdę na wymarzone studia, w między czasie będę dorywczo pracować, a po studiach znajdę dobrą pracę, będę mieć wspaniałą rodzinę i wieść inne niż dotychczas, szczęśliwe życie. Jednak teraz już wiem, że byłam niepoprawną marzycielką i do tego straszną idealistką. Mój cel z dnia na dzień coraz bardziej się rozmazuje a moje zdrowie psychiczne traci na kondycji.
Problemy zaczęły się w szkole średniej. Dostałam się do klasy matematyczno-fizycznej( z czego się bardzo cieszyłam). Jednak szkoła stawiała bardzo duże wymagania a nauczyciele byli bardzo krytyczni. Zdaje sobie sprawę, że taki jest scenariusz większości liceów w naszym kraju, dlatego nie narzekałabym gdyby tylko sytuacja w moim domu była inna. Codzienne awantury nie działały na mnie zbyt dobrze. Nie miałam chęci i warunków do nauki, a do tego wiodłam podwójne życie. W szkole byłam uśmiechniętą, pełną optymizmu nastolatką. Czasami jednak trochę wyniosłą i dumną, nie pozwalałam sobie na bliższe kontakty emocjonalne, bo nie chciałam za wszelką cenę dopuścić do tego, żeby ktoś mnie skrzywdził.Nikt nie wiedział i nawet nie zdawał sobie sprawy z moich problemów, bo moja rodzina uchodzi na przykładową, a mój ojciec krył się z alkoholizmem. Do tego nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym komukolwiek o tym mówić, wstydziłam się tego i chciałam żeby inni traktowali mnie normalnie a nie jak ofiarę losu. W głebi jednak czułam się źle, kiedy przychodziłam do domu to zamykałam się w swoim pokoju, płakałam albo pisałam pamiętnik i do tego musiałam znosić mojego ojca, który krytykował mnie na każdym kroku. Opuściłam się w nauce, nie miałam już żadnych ambicji, nawet przestawałam myśleć o studiach, chciałam tylko zdać maturę, nie zastanawiałam się co będzie potem. I właściwie udało się, maturę zdałam nawet dobrze, jednak najniższym kosztem, wszystko zdawałam na poziomie podstawowym. Potem, za namową mamy, która chciała żebym koniecznie miała prawo jazdy (jedyną osobą w domu, która posiadała prawko był ojciec, jednak z tej racji że pił, już dawno sprzedał samochód) zapisałam się na naukę, jednak okazało się, że kompletnie nie mogłam skupić się na jeździe, łapałam zawiasy i często byłam zamyślona. Mój instruktor nie miał do mnie cierpliwości, dlatego szybko to rzuciłam. W domu miałam z tego powodu awanturę, wypominali mi to chyba przez rok. W tym czasie powróciły do mnie znów myśli o studiach, zdecydowałam się nawet pójść na zaoczne finanse i rachunkowość, jednak za sprawą 2 dziewczyn, które poznałam na nauce jazdy wylądowałam na zarządzaniu na Politechnice. Mieli wolne miejsca, dlatego z tej racji stałam się studentką studiów dziennych. Poznanie tych 2 koleżanek, było jedynym plusem moich zmagań za kierownicą a Politechnika po części okazała się dobrym wyborem.
Dlaczego jednak po części? Szybko okazało się, że przedmioty ekonomiczne to nie moja działka. Dziękowałam losowi, że nie poszłam na uniwersytet, bo tam takie informacje musiałabym chłonąć książkami. Z tej racji, że studiowałam na Politechnice, miałam okazję poznać trochę przedmioty techniczne, były to tylko podstawy ale zaczęło mi się to nawet podobać. Zaczęłam zastanawiać się nad studiowaniem drugiego kierunku bardziej ścisłego i technicznego. Moje życie zmieniło się trochę na lepsze. Nie mieszkałam już w domu ale na stancji ze znajomymi. Było mi tam strasznie dobrze, wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Mimo że moi rodzice robili wszystko, żebym jak najczęściej wracała do domu to jednak ich toksyczny wpływ na mnie zmalał. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że wszystko co dobre jednak szybko się kończy. W sierpniu, po praktykach studenckich, wróciłam do domu na wakacje. Chciałam zacząć szukać sobie pracy na okres wakacji, jednak na nieszczęście mój ojciec miał wtedy urlop. Znęcał się nade mną całymi dniami, wchodził do mojego pokoju i prawił kilkugodzinne kazania o tym jaka jestem beznadziejna, że się do niczego nie nadaje, że moje zdanie nic nie znaczy, że jestem nikim dla niego i tylko sprawiam problemy, bo musi mnie utrzymywać. Wpadłam wtedy w depresję, pewnego razu zamknęłam się w pokoju, przez 3 dni wychodziłam tylko do ubikacji, nic nie jadłam i nic nie piłam. Mój ojciec chyba zdał sobie wtedy sprawę z powagi sytuacji i się uciszył, nie odzywał się w tedy do nikogo w domu, pił i oglądał telewizję tylko. Ja wreszcie mogłam zacząć „normalnie” funkcjonować w domu. Powoli zaczęłam wracać do siebie a pod koniec września udało mi się znaleźć mieszkanie i do tego zapisałam się na poprawę matury z matematyki (wcześniej zdawałam podstawową, a teraz chciałam zdać rozszerzoną). Kiedy znowu zaczęłam mieszkać na stancji, mój stan się poprawił, doszłam wtedy też do wniosku, że chciałabym studiować budownictwo, poznałam trochę osób z tego kierunku i zaczęło mnie to trochę interesować. Przy okazji planowałam już swoje wakacje, postanowiłam, że już nie dopuszczę do takiej sytuacji jak wcześniej, chciałam się wyrwać z domu, pojechać gdzieś zagranicę, zarobić trochę pieniędzy i uniezależnić się przynajmniej w połowie od rodziców. Na początku wszystko szło bardzo prosto, w czerwcu tego roku razem z koleżankami udało nam się zaplanować wyjazd do Holandii. Mieliśmy jechać na początku lipca, jednak wszystko się przedłużyło. Udało się jednak ustalić ostateczny termin pod koniec miesiąca, wszystko było zaplanowane, praca gotowa, hotel i bus zamówiony. Jechaliśmy pracować do byłej sąsiadki mojej koleżanki, która wyszła za mąż za Holendra, dlatego było bezpiecznie i wydawałoby się że nie będzie żadnych niespodzianek. Byłam już spakowana, miałam już położyć się spać przed wyjazdem, kiedy nagle zadzwonił telefon… Okazało się że nigdzie nie jedziemy, że Ci Holandii się rozmyślili i nie ma dla nas pracy. Poczułam się wtedy okropnie, jak idiotka i frajerka, która myślała że wreszcie jej coś w życiu wyjdzie. Byłam kompletnie załamana i to nawet nie przez to, że musiałam wydać trochę pieniędzy na wyjazd ale przez zawiedzione nadzieje. Chyba zbyt bardzo chciałam uciec z domu. Do tego jednak nie dostałam się na budownictwo, matura poszła mi średnio, miałam 66%, myślałam że może jednak wystarczy, ale próg okazał się naprawdę wysoki. O studiach zaocznych na razie natomiast nie myślę, za duzo by mnie kosztowały studia dzienne i zaoczne razem wzięte.Teraz planuje znaleźć pracę tutaj, z tymże nie jest to dla mnie takie łatwe. Mam zaniżone poczucie własnej wartości, czuje się nieudacznicą, mam kłopoty z koncentracją, nie umiem się zorganizować, jestem zapominalska i spóźnialska i w ogóle nie umiem dostrzec w sobie jakiś pozytywów.W sumie nie wyobrażam sobie nawet rozmowy kwalifikacyjnej. Bardzo chce pracować, nawet w trakcie roku akademickiego, mam sporo zajęć na uczelni ale myślę że mogłabym to jakoś pogodzić, problem w tym, że to mi się wydaje strasznie trudne. Wielu studentów nie ma problemów ze znalezieniem pracy a ja jestem w tym strasznie nieudolna.
Zdaje sobie sprawę, że potrzebuje pomocy, ale nie mam pojęcia gdzie mam jej szukać. Już dawno straciłam kontrolę nad własnym życiem. Chciałabym wierzyć że wszystko zależy ode mnie, ale obawiam się, że jednak tak nie jest. Noszę zbyt duży bagaż emocjonalny i już nie daje sobie z tym rady. Może ten blog nie jest najlepszym miejscem na tego typu rzeczy, ale znalazłam go jako pierwszy. Wiem, że do takich opowiadań ludzie mają różny stosunek, od współczucia po niechęć. Chcę jednak zaznaczyć, że nie szukam litości ale jakiejś rady, choćby drobnej. Co ja mam z sobą zrobić? Czy dla takich ludzi jak ja istnieje nadzieja? Nie mam siły już żyć dłużej.
Iza
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję Ci za bardzo obszerny i otwarty komentarz. Jestem chwilowo w podróży, więc pozwól, ze bardziej wyczerpująco odniosę się do niego później, a na razie napiszę kilka spontanicznych uwag.
Wielu z nas, jeśli chodzi o klimaty panujące w rodzinie w której wyrastaliśmy, miało delikatnie mówiąc sytuację bardzo daleką od optymalnej. Ja wiem, że to niewielka pociecha, niemniej po pierwsze jest to tylko pewien okres w naszym życiu, po drugie coś, z czego możemy się wyzwolić. Ty zresztą dobrze rozpoznałaś, że trzeba po prostu uzyskać dystans (też w sensie fizycznym) od osób, które działają na nas toksycznie. To że nie od razu to wychodzi, to nic dziwnego, gdzie się miałaś wcześniej nauczyć jak to się robi.
Podobnie ma się sprawa z potknięciami jak ten wyjazd do Holandii. Nie mając doświadczenia często ponosimy tego rodzaju „niepowodzenia”, to nie świadczy źle o Tobie. Następnym razem, wykorzystując te doświadczenia będziesz mogła zrobić to lepiej.
Mam do Ciebie jedno pytanie. Napisałaś „Mam zaniżone poczucie własnej wartości, czuje się nieudacznicą, mam kłopoty z koncentracją, nie umiem się zorganizować, jestem zapominalska i spóźnialska i w ogóle nie umiem dostrzec w sobie jakiś pozytywów.”
Napisz proszę, czy taka jesteś, czy też w obecnym okresie życia tak sie zachowujesz? Rozumiesz różnicę?
Do usłyszenia później
Alex
Iza,
Czytając twój opis dotychczasowego życia – przez więksość czasu miałam wrażenie, że czytam swój (wspominałam pryz ostatnim poście, że ja też jestem z patologicznej rodziny). A na dodatek w szkole podstawowej praktycznie cała klasa była przeciwko mnie tylko dlatego, że byłam młodsza od nich i chyba(?) zachwiałam pozycję obecnej wtedy 'ulubienicy nauczycieli’ (bo to ona w większości podburzała wszystkich). Z tą tylko różnicą, że na mnie ta sytuacja działała jako bodziec do zmian. Moją myślą było dosłownie 'zrobić wszystko, żeby jak najszybciej wyrwać się z tej sytuacji, z tej patologii, żeby nie widzieć tych codziennych awantur’. I uważam, ze mi się udało i to dysć dobrze. Nie chcę na forum publicznym, gdzie podpisuję się imieniem i nazwiskiem, roztrząsać swoich starych problemów. Jeśli chcesz, napisz do mnie na olga(dot)rakevich(at)gmail(dot)com. Może moje doświadczenia, jak radziłam sobie z takimi sytuacjami, pomogą ci, podpowiedzą jakiś kierunek.
To co uważam za najwazniejsze – znaleźć coś, co naprawdę lubisz robić. U mnie wtedy było hobby – taniec. Uważam, ze w dużej mierze on mnie uratował:) Poświęcałam temu każdą wolną chwilę, a w podstawówce miałam duużo wolnego czasu;-) i dzięki temu nie miałam czasu na zastanawianie się i roztrząsanie problemów, po-prostu robiłam, co uważałam za potrzebne, a resztę czasu tańczyłam.
Olga
Iza
Nie jest łatwo uporządkować życie będąc wewnętrznie rozbitym, ale to co robisz idzie chyba w dobrym kierunku. Najpierw dystans fizyczny od toksycznych kontaktów. Teraz przydałby się jeszcze dystans mentalny i uspokojenie emocji. To trudniejsze niż wyprowadzenie się z domu, do tego chyba nie masz za dużo środków finansowych, ale da się.
Zanim zaczniesz szukać konkretnej pracy (lub równolegle) spróbuj może zająć się czymkolwiek innym. Nie musi to być od razu Twoja wielka pasja, hobby, czy inne poważne zaangażowanie np:
1. wypady turystyczne (góry, kajaki, rajdy piesze), nawet tylko na weekend
– np. poprzez kluby turytyczne na uczelniach lub kluby „na mieście”
2. granie na instrumentach, śpiew, chór, taniec i inne zajęcia 'kulturalne’
– np. w domach kultury, często wszystko zupełnie za darmo – wystarczą chęci
3. treningi sportowe w jakimś klubie
Na wiele z tego typu aktywności wystarczą niewielkie kwoty, trzeba tylko trochę poszukać (sprawdziłem wielokrotnie)
Powyższe pozwoli Ci co najmniej:
– zapomnieć na chwilę o swoich problemach (zdystansować się i uspokoić nieco emocje)
– spotkać w naturalny sposób nowych ludzi, często bardzo ciekawych (wydmuszki raczej nie interesują się spacerami po górach, czy spływem kajakowym) i porozmawiać z nimi o róznych aspektach życia: jak sobie radzą, jak rozwiązują swoje problemy, czym i gdzie się zajmują itp.
Może nawet nawiązesz kontakty, które automatycznie rozwiązą część Twoich problemów! Rozmowy takie mogą Cie zainspirować i podsunąc nowe pomysły.
Rozwiązaniem nie musi być szybkie podjęcie pracy. Nawet niewskazane jeśli czujesz, że masz obecnie „zaniżone poczucie własnej wartości, czuje się nieudacznicą…”. Zacznij od satysfakcji z mniejszych przedsięwzięć.
Odwagi i powodzenia, dasz radę
Tomek
Dziękuje Wam za zainteresowanie.
Postaram się trochę ogarnąć i odpowiedzieć w miarę obiektywnie na pytania.
Alex, nie mogę powiedzieć, że tak było od zawsze. Co prawda byłam trochę nierozgarnięta, trochę nieobliczalna, szybciej mówiłam niż myślałam, ale nigdy nie miałam aż takich problemów. W szkole podstawowej i gimnazjum byłam bardzo aktywną osobą . Uprawiałam sport, jeździłam na zawody, śpiewałam w chórze i występowałam w szkolnym kabarecie, nawet pisałam wiersze. Zawsze też szukałam dreszczyku emocji, trochę adrenaliny, to pobudzało mój umysł.Nie chcę powiedzieć, że byłam geniuszem, ale zawsze miałam jakieś pomysły i chęć do działania, umiałam sobie zorganizować czas i byłam bardziej pewna siebie. Z nauką też nie miałam problemów. Wszystko zaczęło się psuć w szkole średniej, jak już wcześniej wspomniałam, od tamtej pory powoli się wypalam. Cokolwiek bym nie robiła, nie mogę się na tym skupić, zawsze w głowie mam słowa ojca, że jestem po prostu nikim i nic mi się nie uda. Nie mogę zapanować nad czasem. Kiedy wstaje rano, myślę o tej szarej rzeczywistości , która mnie przytłacza, a nie o tym o której mam autobus.Można powiedzieć, że się już zaprogramowałam negatywnie. Czuje się jakby ktoś mi zawiesił ciężarek na umyśle.
Olga, dziękuje za podanie swoich danych kontaktowych, na pewno napiszę. Jest wiele rzeczy, które chciałabym zrobić, ale chyba nie powinnam się aż tak bardzo śpieszyć. Na razie chcę znów zacząć uprawiać sport, dla przyjemności. W szczególności, chciałabym znów zacząć pływać, kiedyś dobrze mi szło, a teraz straciłam formę.
Tomaszu, dziekuję za wskazówki, muszę przyznać, że trafiłeś w mój gust ( nie licząc grania na instrumentach). Moim błędem jest to, że zamiast szukać osób o podobnych zainteresowaniach jak ja, próbuje bezskutecznie namówić na coś znajomych.
Iza
Piszesz: „zamiast szukać osób o podobnych zainteresowaniach jak ja, próbuje bezskutecznie namówić na coś znajomych”
Kiedyś wydawało mi się, że trudno o przyjaciela spoza znanego nam od lat środowiska (miejsce zamieszkania, szkoła, praca itd.) Wręcz przeciwnie, błędem jest ograniczanie puli znanych do najbliższego otoczenia. Dalej, nie wyobrażałem sobie, że z przyjacielem będę mógł dogadywać się w obcym dla nas obu języku, a jednak. Wiek też nie jest ograniczeniem. W moim przypadku rozpiętość wynosi od -10 do +25 lat w stusunku do mojego :) Życie staje się ciekawe i piękne.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomek
Masz rację:) Pewne rzeczy są proste a tak trudno na nie wpaść. Szczerze, to jakoś nigdy nie pomyślałam, że mogłabym przyjaźnić się z człowiekiem sporo starszym ode mnie z bardzo prostego powodu – brak tematu do rozmów. Dorośli żyją trochę innym życiem, są bardziej dojrzali i trochę onieśmielają, ale pewnie wszystko zależy od człowieka.
Pozdrawiam
Iza
Jako, że znalazłam się w sytuacji, w której mam ochotę wywrócić swoje życie do góry nogami, chciałabym zapytać co myślicie o rozpoczęciu studiowania w wieku 25-30 lat ? Może znajdzie się osoba, która rozpoczęła swoją przygodę ze studiowaniem w późniejszym wieku ? Zamarzyła mi się medycyna, ale to wiele lat nauki (jeśli pomyśleć o specjalizacji, to kilkanaście lat), a nie wiem czy zostanie lekarzem po trzydziestce/w okolicach czterdziestki ma sens. Dodam, że nie chodzi o wybór kariery zawodowej, raczej pasję, realizowanie się w życiu. Moja obecna praca sprawia satysfakcję jedynie pod kątem zarobkowym, a chciałabym czegoś więcej. Nie wiem co zrobić, czy trzymać się obranej drogi czy wbrew wszystkiemu spróbować czegoś nowego. Czy nie jest już za późno na zmienienie celu ? Może macie jakieś doświadczenia w nagłym zmienianiu kursu, mając już pewną stabilizację czy plany ?
Pozdrawiam serdecznie
kasia
Kasiu
Ja ostatnio znalazłem się w podobnej sytuacji, jako że pierwszy stopień studiów skończyłem 5 lat temu i muszę przyznać, że ciągle czułem niedosyt odnośnie swojej edukacji. W tym miejscu nadmienię, że bardzo lubię uczyć się nowych rzeczy a także tytuł mgr bardzo w mojej branży ułatwi mi życie. Tym różnię się od ciebie, iż ja nie zmieniam już obranego kierunku, mojej pasji, ja po prostu idę znacznie dalej by się wyspecjalizować w wąskiej dziedzinie.
Zawsze w swoim życiu robiłem to co czyni mnie szczęśliwym, a myślę, że praca jest ważną dziedziną naszego życia więc szkoda tracić czas na coś czego się nie lubi. Pozatym jeżeli coś lubisz to robisz to efektywniej, szybciej i z uśmiechem :) . No kto jak kto, ale lekarze raczej o finanse nie muszą się martwić, więc masz szanse zrobić coś pożytecznego dla siebie i innych. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem.
Pozdrawiam
Jarek
Iza,
przeczytałam z duzą uwagą to, co napoisałaś w obu komentarzach – tym pierwszym, bardzo otwartym i tym (równie otwartym) bedącym odpowiedzią Alexowi.
Powiem, jakie są moje refleksje:
1. Masz prawo (każdy je ma) nie słuchać, gdy ktos Cie obraża, wyjsc, przerwać rozmowę. Nawet jesli jest to rodzic. Albo – własnie dlatego, ze jest to rodzic, który piownien Cie wspierać, a nie poprawiać swoje samopoczucie przez psychiczne znecanie się nad Toba, przez umniejszanie Ciebie. Nie musisz zgadzać sie na takie traktowanie, masz prawo i wręcz obowiazek wobec siebie, by to przerwać. Np. zamiast siedziec 3 dni w pokoju i cierpiec – wyjsc i wiecej nie wracać. Bez poczucia winy i bez pławienia sie w poczuciu krzywdy. Nic i nikt oprócz Ciebie nie skazuje Cie na taka sytuację! Byłaś na to skazana jako dziecko, ale teraz dzieckiem nie jesteś. Nie warto sobie tego robić.
2. Z tego co napisałas odnoszę wrazenie, ze masz duzy potencjał, zdolności, mozliwosci. Napisałaś, ze czujesz „jakby ktoś mi zawiesił ciężarek na umyśle” I tak pewnie jest. Ktoś zawiesił Ci ciezarek, ale Ty jesteś swiadomą, dorosła kobieta i teraz mozesz zrobić ze swoim zyciem co chcesz – albo będziesz pielęgnowała ten cięzarek zawieszony Ci na umysle, albo go sama zdejmiesz!. Mowie poważnie. To od Ciebie zależy. I jestem przekonana, ze masz potencjał i jesli zechcesz – zdejmiesz ten ciezarek. Decyzja jednak zależy od Ciebie. Mam wrazenie, ze ten ciezarek zawieszono Ci w domu rodzinnym. Dla mnie to co piszesz brzmi jak „z pamiętnika DDA” czyli dorosłego dziecka alkoholika. Mozna korzystac z darmowych grup wsparcia i zobaczyc, ze nie jesteś jedyna z takimi problemami i ze są sposoby, by sobie z takim bagazem negatywnych doswiadczeń i wzorców poradzic – czyli zaczać tworzyc własny obraz siebie na podstawie własnych doswiadczeń a nie cudzych opinii.
3. Napisałaś do Alexa, ze „byłam trochę nierozgarnięta, trochę nieobliczalna”, a dalej:”zawsze miałam jakieś pomysły i chęć do działania, umiałam sobie zorganizować czas „. Jak to sie ma do „nierozgrnieta”? Ja widzę tu sprzecznosc i kierujac sie własnymi doswiadczeniami a takze uważną obserwacją ludzi (w tym niektórych dobrych znajomych), zaryzykuję stwierdzenie, ze : wiele negatywnych osądów siebie typu nierozgarnieta, niezbyt genialna, etc to cytaty z tekstów, jakie przez lata serwował Ci ojciec (a moze nie tylko) a te pozytywne; zawsze miałam pomysły, chec do działania…” to prawdziwa Ty.
Ja np. kiedys słyszałam często, ze jestem bałaganiarą i flejtuchem. Tak też o sobie nie tylko myslałam, tak też mówiłam, gdy ktos pytał, jaka jestem. Kiedy zamieszkałam sama, zdystansowałam sie do róznych opinii na mój temat, stwierdziłam, ze nie tylko nie jestem bałaganiarą, ale bardzo dobrze potrafie zorganizować swoje otoczenie. Okazało sie, ze pomiedzy perfekcjonizmem mojej mamy a bałaganiarstwem, jeszcze jest ogromna przestrzeń dla normalnego porzadku i zwykłej codziennej dbałosci którą reprezentuję. Dlatego próbuj moze zadać sobie trud i pomyśleć, co tak naprawdę jest tylko powtarzaniem przez lata wdrukowywanych Ci w głowę opinii na Twój temat (np. z „kazań” ojca), co bezrefleksyjnie zaczełaś powtarzać i wierzyc w to, a o czym tak naprawdę swiadczy to co robisz i jak zyjesz, jaka naprawde Ty jesteś i jak o sobie myslisz Ty – wolna od przeszłosci kobieta. I buduj nowe własne pozytywne doswiadczenia. Niepowodzenia nie naznaczaja nas jako nieudaczników, tylko sa kolejnymi doswiadczeniami niezwykle potrzebnymi. Odepnij ciezarek i realizuj marzenia – miałaś je i jak sądzę masz nadal:)
Moje refleksje nie są diagnozą sytuacji, nie jestem psychologiem, nie jestem specjalista od rozwoju, etc, jedynie dziele sie swoimi przemysleniami na bazie m.in. doswiadczeI z czasow szukania siebie i własnej drogi. Moze znajdziesz w tym inspirację.
I taka prośba: nie „dowalaj” sobie! Nie osłabiaj sie. Piszesz, ze wielu studentów nie ma zadnych problemów ze znalezieniem pracy. porównujac sie w ten sposób sie osłabiasz. Byc moze tak jest w Twoim otoczeniu, albo tylko wybierasz takie przykłady, zeby siebie pograzać. Ja widzę, ze wielu studentów ma poważne problemy ze znalezieniem pracy, stad np. korzystacja z wolontariatów, zeby zdobyc doswiadczenie, ze staży, praktyk. Zdobywaja doswiadczenia, zeby potem było łatwiej. Wielu absolwentów ma takze problemy ze znalezieniem pracy. Wielu dorosłych dojrzałych wiekiem ludzi miewa problemy ze znalezieniem pracy. Rozejrzyj sie i łap dystans, patrz czy przypadkiem sama siebie nie osłabiasz i sama nie odbierasz sobie energii, innymi słowy, czy teraz Ty sama nie zastepujesz sobie ojca, który Cie umniejszał. Jak zaczniesz robic dla siebie dobre rzeczy, to zaczniesz sie czuć warta tychze dobrych rzeczy i będziesz po nie siegała z większą odwagą i śmiałoscią. W moim odczuciu zycie nie przydziela jednym rzeczy dobrych a innym złych, tylko jedni maja śmiałosc i odwage siegac po dobre w bardzo naturalny sposób, a inni dopiero musza sie tego nauczyc.
Zastrzegam, ze to tylko moje refleksje i mogą nie przystawać do Twojej sytuacji, bo odnoszę sie tylko do tego, co napisałaś, ale byc moze mogą byc inspiracją.
Ewa W
Kasiu,
Ja zmianiałam diametralnie kurs w swoim zyciu po trzydziestce. Zrobiłam kolejne studia, zmieniłam zawód, miejsce zamiaszkania. To był bardzo dobry pomysł. Moja przyjaciółka zmieniła zawód w zdecydowanie późniejszym wieku.
Aktywni zawodowo jesteśmy jeszcze pod siedemdziesiatkę. Nawet jak zaczniesz byc lekarzem za 10 lat, czyli w wieku 45 lat, to będziesz miała przynajmniej 20 lat pracy w tym, co naprawdę lubisz. A jak tego nie zrobisz, to serwujesz sobie 30 lat w tym czego nie lubisz. Ja juz w tym rachunku widzę korzysci ze zmiany:)
Powodzenia w realizacji marzeń!
Ewa W
Jarku, dziękuję za wypowiedź. Sama przerwałam swoją edukację i zajęłam się prowadzeniem firmy. Przez te lata jednak uczyłam się we własnym zakresie, dla samej siebie, myślę więc, że z nauką nie byłoby większych problemów. Przez lata stawiałam na pieniądze, teraz chciałabym postawić na pasję. Nie mogę jednak wszystkiego rzucić. Mam nadzieję, że dalsza edukacja przyniesie Tobie sporo zadowolenia i spełnienia.
Ewo, planowałam rozpocząć studia najwcześniej w przyszłym roku, miałabym wtedy 24 lata. Lekarzem psychiatrą (w tym kierunku chciałabym podążać) zostałabym mając mniej-więcej 36 lat (bez żadnych przerw w procesie kształcenia). Oczywiście ze względu na pracę musiałabym podjąć naukę w trybie zaocznym, co wiąże się z pewnymi niedogodnościami, plus musiałabym mieć pewność, że przez te kilkanaście lat będę w stanie opłacać naukę (na dzień dzisiejszy może nie stanowić to problemu, jak jednak potoczą się moje losy, nie jestem w stanie przewidzieć). Zmiana kierunku spora, dzisiaj zajmuję się szeroko pojętą logistyką, a to nie sprawia mi wiele radości. Niestety, marzenia będą chyba musiały poczekać. Nie rezygnuję z nich całkowicie, ale na jakiś czas odkładam na bok. Gratuluję Tobie dobrze podjętej decyzji. Każda taka historia to dla mnie spory ładunek motywacji.
Serdeczne pozdrowienia
kasia
Dzis mam zly dzien mam go od wielu lat, dzis nawet wpisalam dwa slowa w wyszukiwarke „jak zyc” i trafilam na ten blog mam 25 lat a czuje sie jakbym byla stara i mam malo czasu juz za pozno na wiele rzeczy ,wszyscy mowia ,ze to fajny wiek.Odkad pamietam chcialam zostac psychologiem ,pewnie chcial nim zostac i chce bo chce pomagac ludzia a sama sobie pomoc nie potrafie.W momencie gdy zdawalam na studia rodzice sie sprzeciwili co do mojego wyboru i powiedzieli,ze jesli to zrobie moge zapomniec o pomocy finansowej z ich strony …zdawalam na prawo niestety badz na szczescie zabrakly mi 3 punkty.Zastanawialam sie co zrobic ,nie widzialama zadnych perspektych ,przyszlosci niczego co sprawiloby usmiech na mojej twarzy.Postanowilam wyjechac do Anglii z racji tego ,ze nie bylismy jescze w UE jedyna opcja byl wyjazd jako Au-pair .I tak tez zrobilam, wyjechalam.Trafilam na hinduska rodzine, moj angieslki byl bardzo slaby bo uczylam sie go sama.Bylo ciezko i sama nie moge uwierzyc ,ze to zrobilam ja ktora cale zycie byla niesmiala dziewczyna ” ze wsi ” :) ,bedac w Anglii postanowilam po cichu zdawac na uniwerystet. Dostalam sie na psychologie z polityka i zrezygnowlam bo uznalam ,ze nie znam na tyle jezyka i nie dam rady.Na wlasna reke postanowilam szukac pracy i mieszkania ,udalo sie dostalam prace w sieci hoteli moj jezyk byl juz duzo lepszy ,zaczelam nauke hiszpanskiego i tak powoli toczylo sie zycie jednak zawsze mi czegos brakowalo moje ambicje ,ze musze skonczyc studia …Wymysllam sobie ze zaczne studiowac zaocznie w Polsce i tak tez zrobilam ,zaczelam studiowac turystyke w jednej z lepszych uczelni.Dwa razy miesiscu latalam do Polski na wyklady bylo bardzo ciezko pogodzic zycie i prace w Londynie i studiowanie w Polsce ,ale jakos dawalam rade.wszyscy pukali sie w glowe i mowili,ze nie dam rady ,ale dalam rade zaliczyc 1,5 roku.Przpeprowadzilam sie do Hiszpanii poniewaz moj chlopak jest stad i mialam nadzieje ,ze uda mi sie kontynuowac nauke ,jednak tutaj juz nie bylo latwo drogie bilety,praca i musialam przerwac studia.Strasznie nad tym ubolewalam nie moglam spac w nocy i presja rodzicow co ja robie ze swoim zyciem .To sie stalo jak paranoja musze skonczyc studia ,moze to przez mojego brata,ktory juz robi drugi doktorat …
Nie wiem czego, chce boje sie strasznie z juz mam 25 lat i niczego konkretnego w moim CV .Moi znajomi wszyscy pochodza z roznych krajow 27-37 lat pokonczylii prawo ,ekonomie ,porobili doktoraty i porzucili to wszystko dla podrrozy,malarstwa badz pracy jako kelner czy recepcjonista ggdy sie ich pytam czemu?? zawsze odpowiadaja ,ze nie warto gonic bo zycie jest za krotkie trzeba robic to co daje spokoj duszy …Za 2 tyg bede zdawac na uniwerytet w Madrycie i nawet nie wiem co chce studiowac myslalam o psychologii,fotogorafii ,ale tutaj nie ma szans na prace to wyscig szczurow nie mam takiej sily przebicia ,wszytkiego sie boje ,zawsze widze te zle, slabe strony zawsze mysle ja?? dziewczyna ze wsi ?a jest tyle opcjii .Jest mi ciezko, umiem rozpoznac slabe strony wiem ,ze presja rodzicow i ich konserwatywne podejscie do zycia ma duzy wplyw na moje zycie moge stwierdzic ,ze jestem czarna owca rodziny ,ktora nie zyje pod dyktando.przez to wszystko zawsze bylam sama nie mialam wsparcia ,ktorego tak bardzo kiedys potrzebowalam.Popelanilam blad..teraz widze koleznaki z liceum ktore jedna po drugiej zakalad rodziny ,konczy studia a ja??? Wciaz sie blakam wciaz nie wiem nie chce popelnic bledu .Wielu ludzi mowi ,ze mnie podziwia za to co przeszlam ,ze nie blam sie porzucic nauki ,znajomych i pracy i po raz kolejny zaczynac wszystko od nowa w kolejnym kraju.A ja czasami jak to slysze to mysle sobie ” chetnie bym sie z Toba zamienilam ” .Moim marzeniem jest obudzic sie rano i stwierdzic ” mam cel musze wstac i robic to co sprawia ze zyje ” Jest pewien monolog z filmu z Danim Devito „The Big Kahuna”ten monolog to jak moje przykazania tylko jak to z przykazaniami bywa czesto o nich sie zapomina….
jednego jestem pewna co mnie trzyma przy zyciu to marzenia …
pozdrawiam goraco !
Enjoy the power and beauty of your youth. Never mind. You will not understand the power and beauty of your youth until they have faded. But trust me, in 20 years you’ll look back at photos of yourself and recall in a way you can’t grasp now how much possibility lay before you and how fabulous you really looked.
You are NOT as fat as you imagine.
Don’t worry about the future; or worry, but know that worrying is as effective as trying to solve an algebra equation by chewing bubblegum. The real troubles in your life are apt to be things that never crossed your worried mind; the kind that blindside you at 4pm on some idle Tuesday.
Do one thing every day that scares you.
Sing.
Don’t be reckless with other people’s hearts, don’t put up with people who are reckless with yours.
Floss.
Don’t waste your time on jealousy; sometimes you’re ahead, sometimes you’re behind. The race is long, and in the end, it’s only with yourself.
Remember compliments you receive, forget the insults; if you succeed in doing this, tell me how.
Keep your old love letters, throw away your old bank statements.
Stretch.
Don’t feel guilty if you don’t know what you want to do with your life. The most interesting people I know didn’t know at 22 what they wanted to do with their lives, some of the most interesting 40 year olds I know still don’t.
Get plenty of calcium.
Be kind to your knees, you’ll miss them when they’re gone.
Maybe you’ll marry, maybe you won’t, maybe you’ll have children, maybe you won’t, maybe you’ll divorce at 40, maybe you’ll dance the funky chicken on your 75th wedding anniversary. Whatever you do, don’t congratulate yourself too much or berate yourself, either. Your choices are half chance, so are everybody else’s. Enjoy your body, use it every way you can. Don’t be afraid of it, or what other people think of it, it’s the greatest instrument you’ll ever own.
Dance. Even if you have nowhere to do it but in your own living room.
Read the directions, even if you don’t follow them.
Do NOT read beauty magazines, they will only make you feel ugly.
Get to know your parents, you never know when they’ll be gone for good.
Be nice to your siblings; they are your best link to your past and the people most likely to stick with you in the future.
Understand that friends come and go, but for the precious few you should hold on. Work hard to bridge the gaps in geography in lifestyle because the older you get, the more you need the people you knew when you were young.
Live in New York City once, but leave before it makes you hard; live in Northern California once, but leave before it makes you soft.
Travel.
Accept certain inalienable truths, prices will rise, politicians will philander, you too will get old, and when you do you’ll fantasize that when you were young prices were reasonable, politicians were noble and children respected their elders.
Respect your elders.
Don’t expect anyone else to support you. Maybe you have a trust fund, maybe you’ll have a wealthy spouse; but you never know when either one might run out.
Don’t mess too much with your hair, or by the time you’re 40, it will look 85.
Be careful whose advice you buy, but, be patient with those who supply it. Advice is a form of nostalgia, dispensing it is a way of fishing the past from the disposal, wiping it off, painting over the ugly parts and recycling it for more than it’s worth.
But trust me on the sunscreen.
Luna
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „W momencie gdy zdawalam na studia rodzice sie sprzeciwili co do mojego wyboru i powiedzieli,ze jesli to zrobie moge zapomniec o pomocy finansowej z ich strony ”
Pomyśl, że rodzice Paulo Coelho dwukrotnie zamykali go w szpitalu psychiatrycznym, gdzie był poddawany elektrowstrząsom, to i tak upiekło Ci się.
Ważne jest, że potrafiłaś znaleźć w sobie dość energii aby wyjechać i próbować realizować Twoje marzenia. Szkoda, że „zrezygnowlam bo uznalam ,ze nie znam na tyle jezyka i nie dam rady. „. W takich sprawach wielu Polaków ma niepotrzebnie niskie mniemanie o swoich możliwościach.. To trochę jak z naszą Biblioteczką – wiele osób początkowo nie korzystało uważając, że nie poradzą sobie z angielskim, po spróbowaniu stwierdzili, że jst to prostsze niż myśleli.
Piszesz: „To sie stalo jak paranoja musze skonczyc studia ….”
Paranoja jest prawie zawsze bardzo niekorzystna. Może lepiej koncentrować się na tym czego naprawdę potrzebujemy, a nie na tym co chce od nas rodzina?
Dobrze że sama widzisz, że :”presja rodzicow i ich konserwatywne podejscie do zycia ma duzy wplyw na moje zycie moge stwierdzic ,ze jestem czarna owca rodziny ,ktora nie zyje pod dyktando. ”
Uwolnij się od tego, to dzieje się przecież tylko w Twojej głowie. Niezależność myślenia to wielki atut, sam wiem coś o tym (jako była „czarna owca ” :-))
Teraz czas coś z tym zrobić i nie patrz przy tym na koleżanki które w wieku 25 lat „jedna po drugiej zakaladarodziny ,konczy studia „. Z racji mojego wieku spotykam takie koleżanki 10-20 lat później, wierz mi, niekoniecznie chciałabyś się z nimi zamienić!
I nie przejmuj się błędami. Świadome kształtowanie własnego życia to kreatywny proces, a w takim jest lepiej popełniać błędy i zaraz je poprawiać, niż za wszelką cenę ich unikać
Życzę Ci powodzenia i pozdrawiam serdecznie
Alex
Ewa
Dziękuje za komentarz. Nie trzeba być psychologiem, żeby udzielać dobrych rad:)
1) Gdyby mogła to pewnie bym wyszła z domu i nie wróciła, ale problem tkwi w tym, że jestem zależna od rodziców finansowo. Czasami wychodzę na spacer sama lub biorę koleżankę, ale mimo wszystko muszę wrócić i znów słuchać tego samego.
Czytając jednak Twój post oraz posty innych osób dochodzę do wniosku, że jeśli chcę żyć normalnie, to nie mam wyjścia, muszę zdjąć ten „ciężarek” pomimo wszelkich trudności i przede wszystkim uwierzyć, że naprawdę jestem w stanie to zrobić.
2) Zdaje sobie sprawę, że nie tylko ja mam takie problemy rodzinne, biorąc pod uwagę skalę alkoholizmu w Polsce. Ostatnio pisałam do Centrum Interwencji Kryzysowej, maja tam podobno świetnych psychologów i powiedzieli, że mogę się do nich zgłosić. Teraz pozostaje mi tylko jedno: pójść tam i powiedzieć o tym co mnie dręczy!
3) Chyba masz sporo racji w tym co piszesz. Być może ( a raczej na pewno) nie rozróżniam swojego prawdziwego ja, nie jestem w stanie ocenić siebie realnie i obiektywnie. Chociaż uważam też, że rodzice i ich wychowanie kształtuje nas w znacznym stopniu. Jeśli ktoś przez dłuższy czas wmawia Ci, że jesteś nieudacznikiem, leniem lub kimkolwiek innym to po pewnym czasie taką osobą się staniesz.
Postaram się też „nie dowalać” sobie. „Co mnie nie zabije to mnie wzmocni” , a więc jestem silna i dam sobie radę. Nie pozwolę się też poniżać. Kiedy mnie obraża mogę nie tylko wyjść na jakiś czas z domu, ale mogę też zastosować inne środki, choćby zadzwonić po policję. Przestaje się już wstydzić, że jestem z takiej rodziny i nie obchodzi mnie co pomyślą inni. Zresztą pierwszy krok już zrobiłam: napisałam o tym na forum.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego!
Iza
Właściwie to na blogu, a nie na forum. Przepraszam za drobny błąd.
Iza
Witajcie
Jestem osobą ktora w zyciu szuka stabilizacji chodź wiem że nei jest to do końca dobre. Blokuje to mój rozwój tak jak Alex napisaleś. Probowanie wielu rzeczy uczy nas. Tylko, że ja jako typ człowieka ktory się strasznie boi zmian jest strasznie coś porzucic dla czegoś innego z jednej strony to dobre z drugiej, hmm no właśnie.
Moje pytanie „Czy da się zmienić siebie samego aby więcej w zyciu ryzykować i jak to osiągnąć?” Aby rozwijać tak jak Alex piszesz siebie samego i kontakt z innymi ludzmi i zdolnosci interpersonalne, . Staram się całe zycie czegoś uczyć, ale czego bym się nei podjął zawsze moje zapały są słomiane i zostaję w miejscu w którym jestem teraz. Akurat mam mozliwość zmiany pracy, w tej co jestem jest mi dobrze ale nie czuję się spełniony. Natomiast znów jest strach przed nieznanym. Z tego też wynika moja osobowość jako takiej cichej myszki która zawsze byłem aby nie urazić innych. Jestem bardzo ciekaw jak zmienić się w człowieka pewniejszego siebie który łatwiej nawiązuje kontakty z innymi i jest go pełno nie boi się wyzwań. Wszystkiego zawsze się bałem odrzucenia pogorszenia swojej sytuacji. Choć wiem że i tak jak cos ma się spieprzyć i tak się spieprzy.Bardzo dobrze ilustruję to film „American Beauty” Ja jestem gdzieś na etapie „frajera”…Nie oczekuję, że mi pomożecie ale mam nadzieję iz otrzymam kilka rad
pozdrawiam
„Wieczny Frajer”
Wczoraj starałam się jakoś ogarnąć te wszystkie posty,co zajęło mi jakieś 7 godzin,dlatego kwestie skomentowania zostawiłam na dzisiaj.
To było tak-wróciłam ze szkoły jak zwykle załamana,kolejna kompromitacja z ustnej odp.z języka polskiego,i wzmagające się przeświadczenie,jaka to jestem beznadziejna. Takie myśli towarzyszą mi gdzieś od skończenia gimnazjum, po którym dostałam się do jednego z lepszych liceów, gdzie już tak łatwo nie jest, a to wzmagało moją frustracje z dnia na dzień…bo jeśli jednak człowiek przyzwyczai się do bycia najlepszym, trudno pogodzić się ze zmianą na przeciętniaka. I to właśnie liceum zupełnie ugasiło mój olbrzymi po-gimnazjalny zapał i ambicje. Z czasem było coraz gorzej. Z energicznej, silnej optymistki zmieniałam się w skrajną pesymistkę,co to w ogóle dla siebie przyszłości nie widzi. Żałowałam może nie tyle wyboru szkoły, co profilu, bo był to wybór na ostatnią chwilę, zupełnie nie przemyślany. Do ostatniej chwili wahałam się,czy wybrać humanistyczny, czy ścisły…tak więc rozbieżność była nie mała. Polski,historia, WOK-oto i mój błąd życiowy…no tak,dałam się odrobinę nabrać na te wspaniałe obietnice szkoły na promocyjnej stronie internetowej. Powoli przekonywałam się, że żadna tam ze mnie humanistka. Co najlepsze,najmniej uczyłam się matematyki,a z tą, nie dość że problemów nie miałam, byłam jedną z najlepszych w klasie. Co z tego,skoro ja potrafiłam odpowiednio to sobie wytłumaczyć – że to klasa humanistyczna, i że to raczej kwestia niskiego poziomu klasy,w świetle którego ja tak dobrze wypadam. I wciąż upierałam się,że jestem humanistką z krwi i kości. Klasę mam bardzo nieprzyjemną- wszyscy się nienawidzimy, tylko czekamy do kwietnia, aż ta męka się skończy. W tak zatrutym środowisku, trudno myśleć pozytywnie, dlatego prawie każdy z mojej klasy ma „skrzywioną psychikę”, jesteśmy najbardziej pesymistyczną klasą jaką świat widział. Jeszcze jednym ciekawym powodem dla takiego stanu rzeczy jest…nasza wychowawczyni- jednocześnie nauczycielka nieszczęsnej filozofii i języka polskiego, który de facto jest drugą filozofia. I właśnie to jej okropnie egzaltowane i metafizyczne podejście do życia przekierowało nasze umysły na myślenie podobne człowiekowi u schyłku życia.
Oczywiście jakieś tam pomysły co do swojej przyszłości miałam: od filozofii, aktorstwa, reżyserii po…organizację produkcji filmowej i telewizyjnej. No właśnie-ten ostatni kierunek chodzi już za mną od jakiejś połowy roku. Kierunek łączący moją matematyczną sprawność i jakieś tam,powiedzmy,filmowe zainteresowania. Nie jestem do końca przekonana, że to właśnie chce w życiu robić, ale że nie przychodzi mi do głowy jak na razie nic ciekawszego skupiam się na tym celu.
I tutaj jest chyba miejsce na moje przeogromne podziękowania w stronę Alexa(głupio m tak po imieniu,ale stosuje się do zaleceń:) i was-wszystkich, którzy byli na tyle wspaniali by zamieścić swoje życiowe historie. I nie chodzi mi tutaj tylko o te z happy endem. Bo miło jest przeczytać,że komuś się w życiu udało mimo trudności postawić na swoim,że opłaca się dążyć, nie stać w miejscu, ale szukać odpowiedniejszego miejsca dla siebie w tym pogmatwanym świecie. Ale także ludziom którzy pozostawili tutaj ślad po swoich rozterkach, które to, przynajmniej mi,uwiadamiają, że błądzenie to rzecz ludzka, a nawet doświadczająca.
Coś magicznego jest w tym artykule oraz komentarzach pod nim. Na co dzień słyszałam mnóstwo dobrych ciepłych rad, ale były to takie trochę puste słowa, tzw. złote,uniwersalne myśli. A tutaj-nie dość,że te wskazówki emanują szczerością i dobrą intencją, to wsparte w autentyczne historie z życia tylu ludzi, stają się kopalnią złota, cudownym lekiem na życiowe zagubienie.
Teraz, moje spojrzenie w przyszłość jest o wiele jaśniejsze: jak nie to,to coś innego,spróbuje,zaryzykuje,nigdy nie jest za późno…oto,co uczyniliście. Dziękuje ślicznie,takiego miejsca ze świeczka szukać:)
Nawiasem mówiąc,mam zamiar zrewidować ten cudowny blog od a do z….tylko muszę znaleźć wolny czas,co nie jest łatwe z widmem zbliżającej się matury.
I kolejny nawias-Alex-ie,podziwiam po stokroć,że znajdujesz w tak ciekawym, zadziwiająco obszernym życiorysie,czas by wesprzeć i delikatnie pokierować „zagubionymi owieczkami” tego świata:)wyczyn,pierwsza klasa!
Przepraszam,jeśli są gdzieś jakieś błędy,czy niejasności …nie mam siły czytać de novo tych moich potwornych banałów:)
Kłaniam się nisko,Alabama:D
Wieczny frajer
Po pierwsze jak możesz obierać sobie taki nick???
Jeżeli sam za takiego się uważasz, to jak możesz oczekiwać, że inni ludzie będą Cię szanowali?
A ci ciekawsi też nie będą chcieli poprzestawać z osobą, która określa się takim mianem.
Piszesz: „jest strasznie coś porzucic dla czegoś innego „. Jasne, to dla większości ludzi (mnie wliczając) jest trudne. Zamiast tego, w wielu wypadkach można starać się zaaranżować „płynne przejście” tak, aby jak najkrócej znajdować się w stanie zawieszenia.
Alabama
Dziękuję za obszerny i szczery komentarz. W tym co piszesz jest kilka sprzeczności, na które chciałbym zwrócić uwagę:
1) piszesz: „dostałam się do jednego z lepszych liceów ” a potem o tej samej szkole: „to właśnie liceum zupełnie ugasiło mój olbrzymi po-gimnazjalny zapał i ambicje. ”
Już ta druga wypowiedź każe się zapytać na czym polegała „lepszość” tej szkoły. W moim odczuciu szkoła, która zabija w jej uczniach zapał uczenia się i ambicje to bardzo kiepska instytucja, praca w niej powinna być powodem do wstydu „ciała pedagogicznego”.
Dalej wspominasz: „Klasę mam bardzo nieprzyjemną- wszyscy się nienawidzimy,…” i „jesteśmy najbardziej pesymistyczną klasą jaką świat widział. ”
To następny gwóźdź do trumny w mojej oceny tej placówki i całkowita porażka osób odpowiedzialnych za budowanie kompetencji socjalnych jej uczniów.
Na takie coś może sobie pozwolić typowa instytucja państwowa, która nigdy nie musiała stanąć wobec prawdziwego rynku. Gdybym ja od klienta dostał jakąkolwiek pełną zapału grupę, która po szkoleniu byłaby bardziej zdemotywowana i skłócona, to wyleciałbym z hukiem z tego biznesu!!!
2) jak na osobę, która twierdzi : „że żadna tam ze mnie humanistka.” zdumiewająco dobrze i płynnie potrafisz wyrazić się w języku polskim :-) :-)
Jeżeli pominiemy niefortunne użycie słowa „zrewidować” (sprawdź w słowniku) i niepotrzebny makaronizm „de novo”, to właściwie cała reszta jest w porządku :-) Gdzie jest problem???
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Na przyszłość nie pisz o swoich tekstach „…moich potwornych banałów ”
Tak samo jak w wypadku Twojego poprzednika – jeżeli Ty sama nie będziesz szanować siebie i tego co robisz, to nie zrobi tego nikt inny
Moja polonistka zarzuca mi niespójność, gubienie wątków, chaotyczność. Poza tym, mam niesamowity problem z publicznym wypowiadaniem się, co owocuje niezbyt ciekawymi ocenami, o czym już wcześniej wspominałam.
A jeśli chodzi o szacunek do siebie i swojej pracy-wychowywałam się w przeświadczeniu, że skromność, nawet skrajna, wręcz chorobliwa, jest złotą cechą. Więc pozbycie się tego nawyku trochę mi zajmie i z pewnością będzie wymagało pracy….ale nie ma rzeczy niemożliwych. Mam tylko nadzieję, że ten mój zapał, to nie ten słomiany, ale bardziej długotrwały.
Zapomniałam o jednej ważnej sprawie, o tym, że już od samego początku w liceum nie czułam się tam dobrze i miałam poważne zamiary żeby się przenieść do innej szkoły. Ale niestety, w końcu stwierdziłam, że byłoby to zbyt nierozsądne i zostałam, i męczyłam się. Gdybym tak jak piszesz w artykule, wzięła nogi za pas i uciekła od tego niezbyt ciekawego towarzystwa, z pewnością uniknęła bym tego wszystkiego. Boję się, że to doświadczenie wywoła u mnie pewien strach przed decyzjami, głównie przy zbliżającym się wyborze studiów. Na pewno, po lekturze Twoich dobrych rad, postaram się obrócić tę sprawę na „doświadczenie” chroniące przed kolejnym takim błędem.
Zdążyłam polecić kilku osobom Twojego bloga. Uwierz mi, to coś ma przeogromną siłę rażenia :)
Dziękuje za dobre słowo, pozdrawiam
Alabama
Alabama
Po przeczytaniu Twojej historii przyszła mi do głowy ogólniejsza refleksja, związana z szukaniem „swojej drogi”:
W naszym systemie szkolnym uczniowie są nadal dzieleni na „umysły ścisłe” i „humanistów”. Taka etykietka może potem wpływać na nasze decyzje dotyczące kierunku studiów, wykonywanego zawodu, doboru lektur, grona znajomych itd.
Tymczasem, moim zdaniem, jest to podział sztuczny. Większość ludzi ma w jakimś stopniu rozwinięte cechy z obu tych obszarów. Niektórzy mają przewagę umiejętności „humanistycznych”, a niektórzy „ścisłych”, ale wiele osób ma jedne i drugie. Wydaje mi się, że Ty należysz do tej trzeciej grupy, co dobrze wróży, bowiem taka interdyscyplinarność jest coraz bardziej potrzebna i doceniana.
Zresztą wiele umiejętności trudno jednoznacznie zaklasyfikować do którejś z tych kategorii, np. :
– prowadzenie dyskusji posługując się logicznymi argumentami ubranymi w lapidarne zdania,
– napisanie na podstawie obszernego dokumentu dobrego, krótkiego streszczenia,
– docenianie piękna dowodów matematycznych.
Nie wkładajmy się do szufladek!
Alabama
Piszesz: „wychowywałam się w przeświadczeniu, że skromność, nawet skrajna, wręcz chorobliwa, jest złotą cechą.”
Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że wszystko co chorobliwe nie jest zdrowe :-)
Wielu z nas wychowano w takim kulcie umniejszania naszej wartości i dokonań – z takich ludzi łatwo zrobić bezwolną, sterowalna masę. Im szybciej się tego pozbędziesz tym lepiej. Oczywiście nie należy popadać w drugą skrajność, którą opisałem w poście http://alexba.eu/2007-02-16/rozwoj-kariera-praca/autentyk-pozory/
Krzysztof
Zgadzam się z Twoim postulatem, aby nie wkładać innych do szufladek i pozwolę sobie dodać: Nie pozwalajmy aby nas szufladkowano!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A co sądzicie o testach na predyspozycje zawodowe-czy mają sens i są w ogóle miarodajne?
Bo tak mnie dzisiaj naszło w drodze powrotnej ze szkoły, że może by czegoś takiego spróbować….a, że sprawę znam tylko z nazwy, chętnie poznam waszą opinie:)
Alabama
Ja kiedyż starałem się w Austrii o pracę jako początkujący programista. Firma wysłała mnie na testy predyspozycji do IBM, podobno wykazały one, że tak średnio się nadaję :-)
Trzy lata później (lata osiemdziesiąte) miałem własną firmę software i miedzy innymi napisałem rozwiązanie, które umożliwiło jednemu z klientów zarobienie milionów i było dla niego tak dobre, że dopiero w 2008 zastąpił je czymś nowocześniejszym.
Jeszcze jeden przykład:
Dwa lata temu zostałem zaproszony na rozmowę przez CEO pewnej prywatnej firmy polskiej. Po godzinie pogawędki ten człowiek wyjął z szuflady raport testów kompetencji komunikacyjnych przeprowadzonych na nim przez pewną renomowaną, wyspecjalizowaną firmę, która wzięła za to sporo pieniędzy i zapytał mnie, czy podciągnąłbym go z tych obszarów. Na to ja, zgodnie z prawda, że nawet na podstawie naszej dotychczasowej rozmowy mogę stwierdzić, że 3/4 tego to bzdura i ludzie, którzy te testy oceniali albo nie wiedza co robią, albo pomylili osoby :-) Tyle na ten temat.
Jeśli chodzi o wybór zajęcia, to pominąwszy te, gdzie wskazane są pewne predyspozycje (profesjonalny koszykarz, śpiewak operowy itp.) kieruj się swoim wyczuciem i tylko pilnuj, aby przy eksperymentowaniu nie wpaść w lejek
http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/
Jeśli rozumiesz po angielsku to polecam obejrzenie tego
http://notatki.alexba.eu/2009-10-28/gary-vaynerchuk-o-pasji-i-cierpliwosci/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam na blogu!
Alabama, napisałaś, że „Moja polonistka zarzuca mi niespójność, gubienie wątków, chaotyczność. Poza tym, mam niesamowity problem z publicznym wypowiadaniem się, co owocuje niezbyt ciekawymi ocenami, o czym już wcześniej wspominałam”.
Dorota Masłowska też ma problem z wypowiadaniem się (zobacz na YouTube), a jednak nie przeszkodziło jej to w zdobyciu nagrody Nike :-)
Pozdrawiam.
Witam! To mój pierwszy post na blogu!
Ja właściwie z podobnym problemem. Mam 20 lat i nie wiem co robić w swoim życiu.
Od października studiuję ekonomię. Wcześniej ukończyłem technikum o kierunku, którym wcześniej się intereresowałem – informatycznym. Jednka w 2-3 klasie czułem, że to nie jest to. Teraz obawiam się, że ekonomia może być również nietrafionym wyborem, choć obie decyzje – i technikum, i studia były w zupełności MOJE.
Boję się kolejnej wtopy, że to może nie być to. Jeśli naprawdę jest się czymś zainteresowanym, to bez namysłu się to coś robi, z energią i pasją. W tej chwili nie widzę tego u siebie w kontekście studiów i to bardzo mnie niepokoi. Rozsądek każe mi czekać jeszcze jakiś czas, by lepiej zapoznać się z materiałem, bo być może to niepotrzebne nerwy, ale wciąż się boję. Wciąż mam jakieś niepokoje i stresy, które na poważnie nie dają mi spać w nocy.
W ogóle, mam przekonaie, że już dawno powinienem był wybrać to, co lubię i już od wieku 15-16 lat rozwijać się w tym kierunku. I dziś hipotetycznie byłbym nieźle ustawiony. Ze mną tak nie jest, uważam, że na wszelkie zmiany (nawet zmianę totalną branży) jest już za późno ze względu na to, że aby być w czymś dobry, należy jak najwcześniej się z daną czynnością zapoznać (nawet od dziecka). A mam już 20 lat.
Jestem na rozdrożu i nie wiem, co dalej mam począć… Doradźcie coś, proszę…
Dziękuję z góry za wszelkie odpowiedzi!
Pozdrawiam!
Krzysztof
Witaj na naszym blogu :-)
Uśmiechnąłem się czytając: „Ze mną tak nie jest, uważam, że na wszelkie zmiany (nawet zmianę totalną branży) jest już za późno ze względu na to, że aby być w czymś dobry, należy jak najwcześniej się z daną czynnością zapoznać (nawet od dziecka). A mam już 20 lat.”
To może być prawda jeżeli np, chcesz zostać światowej klasy skrzypkiem, lub kimś posobnym. W innych dziedzinach życia nie jest tak krytycznie. Spójrz na mnie – decyzje o zostaniu trenerem podjąłem w wieku ok. 36 lat i jakoś nie przeszkodziło mi to osiągnąć w tej dziedzinie spory sukces.
Ważne jest, aby wcześniej nie trwonić czasu na puste rozważania, tylko robić coś konkretnego
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Krzysztof,
piszesz:
„Teraz obawiam się, że ekonomia może być również nietrafionym wyborem, choć obie decyzje – i technikum, i studia były w zupełności MOJE.”
Spróbuj przeanalizować z dystansu swoje wybory i wyraźnie rozróźnić, co wpływa na Twoje odczucia. Może być tak, że trafiłeś na niezbyt ciekawą szkołę i nauczycieli, którzy na to wpłynęli i jeśli znalazłbyś się w lepszym środowisku, to wszystko mogłoby wyglądać inaczej.
Wybór danej szkoły i kierunku nic nie gwarantuje. Trzeba samemu wykazać się daleko posuniętą inicjatywą.
Powodzenia
Tomek
Moim zdaniem, żeby w jakimś temacie się w miarę swobodnie poruszać – trzeba na to przeznaczyć ok. 1000 godzin. Natomiast przy dynamicznym, dobrze przemyślanym rozwoju i efektywnym wykorzystaniu czasu po ok. 10.000 godzin można być już ekspertem na skalę światową, co można zrobić w trzy lata, jak się bardzo chce, a nie trzeba zaczynać od urodzenia. Poza tym często ludzie są albo dobrzy we wszystkim za co się chwycą (a chwytają się za różne rzeczy na przestrzenii swojego życia), albo cały czas robią tylko jedno i są w tym cieńcy.
Tomasz ma rację. Zastanów się, czy to czasem nie jest tak, że ekonomia Ci się nie podoba, bo podobnie, jak nie trafiłeś w technikum na dobrego informatyka, tak na studiach jeszcze nie trafiłeś na dobrego ekonomistę.
pozdr.
MIrek
Witam serdecznie,
Czytam Twojego bloga od kilku dni. Trafiłam na niego, a dokładniej na tę notkę w idealnym momencie! Kończę obecnie jedne studia, jestem w trakcie innych. Ale nadal nie mam pomysłu na swoją przyszłość. Mam na myśli pomysł, który sprawi, że będę czuła prawdziwą satysfakcję, z tego co robię, czym się zajmuję. Myślę, kombinuję, przychodzą mi do głowy różne pomysły, próbuję różnych rzeczy, ale ciągle, że tak powiem jestem na etapie poszukiwań. I mam dokładnie taki pogląd na poszukiwanie siebie jak tu to opisałeś. Żeby poświęcić czas na próbowanie różnych rzeczy, rozwijać się, szukać. Może odstawać od innych na początku, ale co tam, jeśli jest szansa, że dzięki temu znajdę dla siebie idealne rozwiązanie. Mieć odwagę zawalczyć o swoją przyszłość. Jednak w tym moim myśleniu nie mam niestety wsparcia w domu, ani zrozumienia :-) Raczej trzeba kończyć studia, jak najszybciej iść do pracy w tym „wyuczonym” zawodzie, mieć poczucie bezpieczeństwa. Ale Twoja notka wsparła mnie bardzo, dodała motywacji i energii i jest swego rodzaju potwierdzeniem mojego poglądu, co wiele mi dało! Bo warto jednak dowiedzieć się, co się naprawdę chce robić w życiu, to potem procentuje.
Masz Alexie kolejnego wiernego czytelnika :-)
Pozdrawiam,
Maja M.
Maja Magdalena
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „…dzięki temu znajdę dla siebie idealne rozwiązanie.”
Mam dla Ciebie małą podpowiedź: to nie musi byc idealne rozwiązanie, wystarczy aby było bardzo dobre :-) Takie łatwiej znaleźć a frajda jest duża (patrz posty o Pareto)
Życzę Ci powodzenia w szukaniu
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Uczeń liceum ogólnokształcącego, lat 17. Jestem w drugiej klasie, ale zanosi się na to, że jej nie skończę. Nawet jeśli byłoby to możliwe do wykonania niewielkim nakładem pracy. Niczego nie żałuję, także i tego, że nie zanosi się na to, bym miał skończyć szkołę. Nie potrafię żałować, bo robię tyle, ile mogę i to, co chcę. Zapadam się w głąb siebie, co nie oznacza, że oddalam się od świata/ludzi. Wyzbyłem się większości lęków, kompleksów, narasta we mnie bezczelna pewność siebie. Zachowuję się swobodnie. Zdaje mi się, że jestem w stanie wchłonąć umysły wielkich filozofów i stanąć wyżej niż oni, mieć większy stopień świadomości i pokazać, co umknęło ich percepcji. Zdarzają mi się momenty nie tyle mistyczne, co głębszego wejrzenia w rzeczywistość, czy jak inaczej to nazwać. Dostrzegam wtedy, jak wszystko jest zaprogramowane, a społeczeństwo jakie ma poważne wady i ograniczenia dla jednostki, i jakie błędy się popełnia dosłownie od momentu przyjścia człowieka na świat.
Żadnych studiów nie skończę, jedynie studia filozoficzne by mnie mogły interesować, ale po głębszm zastanowieniu nawet one odpadają, m.in. dlatego, że nie jestem już w stanie uczyć się inaczej niż samodzielnie oraz wtedy, gdy chcę i robię to w odczuwanym głęboko poczuciu sensu tej nauki, oraz dlatego,że uniwersytet nie da mi nic, co by mi się przydało w autentycznej pracy filozofa, który na pierwszym miejscu stawia całkowitą uczciwość względem siebie, świata, i Prawdy. Zamiast studiować 5 lat wolałbym samodzielnie myśleć, rozpatrzać dogłębnie każdy nurt, każdego filozofa, zamiast poddać się utartym schematom myślowym. Poza tym, mam wtedy tę swobodę i dystans, że zawsze mogę powiedzieć coś w stylu: „90% myśli filozoficznej to pomyłka, ślepy tok rozumowania, kompletnie nieistotne analizy, które nie mają żadnej wartości dla człowieka w ogóle, i ja się tym nie będę zajmował.”
Myślałem o wstąpieniu do klasztoru buddyjskiego, ale to by mnie raczej za bardzo ograniczało. Myślę, że i tak mam już zawężony obszar zainteresowań, na szczęście. Moje przyszłe zajęcie będzie z pogranicza samodzielnego myślenia, medytacji(Zen- celem oczyszczenia umysłu i poznania natury wszechrzeczy), obserwacji rzeczywistości, zajmowania się tym, czego ludzie nie dostrzegają, nie są świadomi, może będę właśnie starał się obudzić w ludziach myślenie, może będę pisał książki, może rysował komiksy(talent mam duży do rysowania, ale zainteresowanie i przyjemność z rysowania wycichła). Na razie wiem tyle, że będę na 100% kimś wyjątkowym, i że jestem świadomym obserwatorem,tzn. mam „uszy do słuchania”, jakby to powiedział Jezus, jestem bardzo wrażłiwy. Dostrzegam, co tkwi w ludziach, kim tak właściwie są, a na ile się maskują. Coraz bardziej widzę rzeczy takimi, jakie są, i przede wszystkim słucham głosu wewnętrznego, emocji.
Mam jeden plan, ale nie mam jeszcze pełnych danych, by go spełnić. Mianowicie myślałem o życiu takim, w którym wszystko będzie tak, jak chcę, w którym całkowicie spełnię siebie- życiu poza społeczeństwem, w jedności z naturą, w górach czy w lesie. Survival to się nazywa. Ale nie znam się na tym, nie wiem, na ile realnie można wyżyć z jedzenia znalezionego w lesie, z liśći, dżdżownic…wiem natomiast, że jest parę metod zdobywania wody, można piec chleb samemu, ale mając mąkę oczywiście…czytałem o gościu, uważanym przez swoich znajomych za najszczęśliwszego człeka, jakiego znają. A człowiek ten mieszka we wnęce w skale, odrzuca pieniądze, żywi się tym, co wyrzucają hipermarkety.
Aha, i jeszcze jedno. Potrzebuję na swojej drodze pomocy kogoś mądrego, jakiegoś mentora, mistrza. Spotykam tylko ludzi, którzy rozumieją mniej ode mnie. No chyba, że jestem samoukiem, przerosłem już wszystkich nauczycieli…
Korneliusz
Biorąc pod uwagę Twój wiek i przemyślenia, które opisujesz nie czuje się kompetentny do dawania Ci jakichkolwiek rad. Bez wartościowania, znajdujemy się w zupełnie innych „bajkach”
Pozdrawiam
Alex
Co to znaczy „bez wartościowania”? Naprawdę nie wiem, co to znaczy. Czemu nie może mi pan udzielić rady? Nadajemy na „innych falach”, czy też jestem jeszcze za młody, by coś wiedzieć o świecie?
Korneliusz,
Z uwagą przeczytałam Twoje przemyślenia. Świat który masz w sobie w postaci emocji mógłby być interesujący również dla innych. Zwłaszcza, że z tego co piszesz masz talent plastyczny. Jesli potrafisz namalować lub narysowac to co czujesz – może to być Twoje miejsce na ziemi.
Mieszkać w jaskini i żywić się tym co da las można również z dyplomem wyższej uczelni w kieszeni. A dodatkowo masz wtedy możliwość wyboru gdybyś zmienił po latach zdanie.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Korneliusz
„Bez wartościowania” oznacza bez orzekania, czy coś jest lepsze, czy gorsze.
„Inna bajka” w tym przypadku oznacza, że opisane przez Ciebie realia i przemyślenia są zbyt odległe od moich, abym chciał się na ich temat wypowiadać
Pozdrawiam
Alex
Po pierwsze witam Autora oraz całą społeczność. Czytam blog już od pewnego czasu i uważam za bardzo interesujący, niektóre z podanych tu rad staram się stosować w życiu – choć nie zawsze to łatwe. Nadszedł czas i na wzięcie udziału w dyskusji :)
Korneliuszu
Na temat filozofii i buddyzmu nie będę się wypowiadał, gdyż nie czuję się kompetentnym w tym temacie. Jeśli chodzi o tzw. survival i odizolowanie się w lesie polecam film „Into the Wild” znany pod polskim tytułem „Wszystko za życie” ( http://en.wikipedia.org/wiki/Into_the_Wild_%28film%29 ) opowiadający o człowieku który zbliżonym do Twojego. Jeśli chodzi o stronę praktyczną, doradzam zapoznanie się z książkami „Dzikie rośliny jadalne Polski” oraz „Jadalne bezkręgowce Środkowej Europy” autorstwa doktora Łukasza Łuczaja, do wygooglowania.
pozdrawiam
Dziękuję za rady.
Panie Piotrze,
Film ten oglądałem i wiem, że jeszcze powinienem zagłębić się w historię człowieka, o którym on jest. Jeśli chodzi o znajdywanie jedzenia w lesie, i w ogóle przeżycie, to materiały już sam znalazłem i wiem, gdzie szukać.
Witam na forum.
Mam pytanie do Korneliusza. Czy nie obawiasz się, że zostaniesz odebrany przez społeczeństwo jako wyrzutek, czy nawet głupek? Może nawet nie teraz, ale w przyszłości? Czy nie obawiasz się, że będziesz pogardzany przez społeczeństwo, kiedy to społeczeństwo się dowie że nie skończyłeś studiów, nie masz matury, ba! nie masz nawet ukończonego liceum!?
Już teraz, osoba bez ukończonych studiów jest traktowana przez społeczeństwo jako ktoś „gorszy”, a mówie o tym po przejrzeniu for internetowe np. na Gazeta.pl.
Pytanie do Was wszystkich, które zrodziło mi się w głowie po przeczytaniu posta Korneliusza. Czy w dzisiejszym Świecie (mam na myśli głównie Polskę) można być „kimś” (zarabiać jak Alex, znać dobrych i wpływowych ludzi na poziomie i mieć przyjacielskie relacje i z osobami lepiej wykształconymi) bez:
– ukończonych studiów,
– bez zdanej matury,
– bez ukończonego liceum ???
Wydaje mi się, że to niemożliwe (głównie z powodów, o których pisałem wyżej, czyli negatywna ocena takiego postępowania przez społeczeństwo), ale chętnie przeczytam odmienne od mojego punktu widzenia posty, jak sprawa wygląda.
Korneliusz, czy myślisz że osoby wśród których przebywa Alex przyjmą Cię z otwartymi rękami i będą chcieli z Tobą rozmawiać, wiedząc o Twoich poważnych brakach edukacyjnych?
Drugie pytanie, to czy znacie historie osób, którym powinęła się noga w szkolnej edukacji, ukończyli szkołę później od rówieśników lub wcale jej ukończyli, a mimo to osiągnęli sukces w jakiejś dziedzinie lub po prostu bardzo dobrze im się żyje :-) ? Chętnie poczytam na ten temat, dlatego jeśli znacie jakieś artykuły/książki omawiające ten temat, to prosiłbym o podanie tytułów.
Załączam pozdrowienia,
SST.
SST
Napisałeś „o brakach edukacyjnych”… A wcześniej o braku ukończonego liceum, matury, studiów.
Czy naprawdę uważasz, że szkoły to jedyna forma zdobywania wiedzy? Kształcic się można samodzielnie. Są nawet odpowiednie dla tego określenia: samokształcenie, samodoskonalenie:)
Brak dyplomów a braki w edukacji to według mnie dwie odrębne rzeczy.
Jest wielu ludzi z dyplomami, którym brakuje wiedzy i są niewyedukowani w wielu dziedzinach, choc przeszli przez długi proces edukacji. Wiecej – są w wielu dziedzinach niekompetentni. Są też tacy, którzy nie majac dyplomów, świadectw, itd są ludźmi dosć rzetelnie wyedukowanymi. Bywają ekspertami.
Niedawno na pierwszym dosć kameralnym, spotkaniu czytelników tego bloga miałam okazje poznać też takich ludzi.
Moim zdaniem traktowanie tożsamo posiadania dyplomów i bycia wykształconym jest błędem.
Co do drugiego pytania, mogę powiedzieć tyle: tak, znam ludzi, którzy nie studiowali, a nawet takich, którzy nie skończyli liceum i nie zdawali matury, a realizują swoje pasje, maja dobre życie i są szcześliwi. I można z nimi bardzo ciekawie rozmawiać. Co wiecej – niektórzy z nich są cenionymi ekspertami i stanowią ważny zasób firmy, dla której pracują. Niektórzy z nich mają własne firmy.
Dyplom wyższej uczelni czy matura to nie jest przepustka do wartosciowego i szczęsliwego zycia, nie stanowi on też o byciu – jak to określiłeś -„kimś”.
Swoją drogą, określenie „być kimś” bardzo mi nie odpowiada, bo sugeruje, że mozna byc „nikim”…
Czy kiedy spotykasz po raz pierwszy jakiegoś człowieka, to prosisz go o okazanie dyplomu lub swiadectwa maturalnego?
Ja rozmawiam z człowiekiem i albo mam o czym z nim rozmawiac, albo nie. Jeśli jest ciekawym człowiekiem, to relacja się rozwija i nie proszę o okazywanie dokumentów potwierdzajacych etapy odbytej edukacji. Jeśli nie mam o czym rozmawiać lub okazuje się dla mnie nieciekawy, to też nie proszę go o dyplomy, tylko nie kontynuuję znajpomosci. A Ty?
Czy jak idziesz do warsztatu samochdowego to ważne jest dla ciebie, czy w garażu wiszą dyplomy, czy moze to, w jaki sposób mechanik naprawia Twój samochód i w jaki sposób traktuje Ciebie jako klienta i człowieka? Mnie interesuje to drugie.
Czy, jeśli chcesz, zeby ktoś Ci przetłumaczył tekst na jakiś obcy język, to co jest dla Ciebie ważne: fakt, ze ten ktoś biegle zna język i potrafi robic dobre tłumaczenia (ktoś go polecił jako specjalistę), czy to, ze ma dyplom ukończenia studiów filologicznych?
Wystarczy się uważnie rozejrzeć.
Ukończenie kursu ptrzygotowującego do zawodu coacha jeszcze z nikogo nie zrobiło dobrego coacha. Dyplom ukończenia studiów dziennikarskich nie czyni z nikogo dobrego dziennikarza. Ukończenie szkoły trenerów nie oznacza, ze ktoś będzie dobrym trenerem. Ukończenie szkoły gastronomicznej nijak sie ma do bycia szefem znakomitej restauracji z pysznymi daniami a nawet byciem kucharzem w takiej restauracji.
Takich przykładów nawet w naszej polskiej rzeczywistości można znależć bardzo wiele. Wystarczy mieć oczy otwarte i nie isć za stereotypami.
Pozdrawiam, Ewa W
@Korneliuszu
Jeżeli szukasz na tym blogu poparcia, by nie zaliczyć kolejnej klasy liceum, to możesz przypadkiem takie pozorne poparcie dostać. Tylko nie wiem, czy jest tu jakaś osoba bez średniego wykształcenia. I czy ktokolwiek poleciłby swojemu bliskiemu lub sobie zrezygnowanie z nauki w takim wieku prób i niepewności(owe 17 lat).
Można świetnie prosperować bez dokumentów ze szkół, ale trzeba mieć pomysł, jak przede wszystkim się utrzymać. W naszym kraju prawo jest takie, że w zasadzie jest obowiązek nauki do 18 roku życia-to po pierwsze, choć w sumie łatwe do ominięcia, ale po drugie do tegoż 18 roku życia odpowiadają za utrzymanie rodzice lub prawni opiekunowie i nawet do lekarza bez takiej osoby można nie być przyjętym.
Dziwne prawo-ale takie jest.
Innymi słowy-albo wymyślisz jak ze swojej pasji zrobić biznes, albo oddasz się skromnemu życiu w szałasie i korzonkami w garnku. Ale do tego trzeba mieć porządek we własnych emocjach, jak z tym u Ciebie?
SST
W kwestii studiów polecam przeczytanie http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, abyśmy mieli na blogu Czytelników w wieku ponad 20 lat bez szkoły średniej.
Pozdrawiam
Alex
Udzielacie mi tylko inteligentnych odpowiedzi. To wszystko. A jak się to umywa do rzeczywistości…Myślę, że nie warto tematu o mnie dalej kontynuować, choćby dlatego, że nikt nie ma wglądu w moją psychikę, rozwój osobowości i ostatecznie sam nie jestem pewien, czy moje plany i poglądy nie są po prostu skutkiem, objawem pewnych przemian dokonujących się we mnie, pewnych problemów.
Niepotrzebnie wysnuwacie takie pesymistyczne wizje- wszystko będzie w porządku, wystarczy, że ja o to dbam i tym się przejmuję.Panie Aleksie, o studiach już czytałem na pana blogu, jeśli kierował pan tego linka do mnie. Wyszło mi wiadomo co.
Meg,
Nie szukam tutaj poparcia w tej kwestii. Wiesz, mam to szczęście, że wiem, ile mogę robić, a ile nie, co jestem w stanie robić, a co mnie przerasta. Jeśli się nie uczę, to dlatego, że nie jestem w stanie, czy to w szkole czy w domu. To nie jest kwestia wyboru.
Korneliusz,
napisałeś „Udzielacie mi tylko inteligentnych odpowiedzi”.
Rozumiem, że nie o to Ci chodzi.
Czego zatem oczekujesz od nas – czytelników tego blogu (w kontekście Twojej dość obszernej wypowiedzi)?
Im lepiej sprecyzujesz swoją potrzebę i oczekiwanie, tym większa szansa, że dostaniesz to, czego potrzebujesz lub oczekujesz.
Ewa W
Szukałem zrozumienia, kogoś, kto powiedziałby:”idziesz dobrą drogą”, „dostrzegasz rzeczy, których inni nie widzą, nie jesteś zwykłym chłopakiem z ulicy”. Ale chyba nikogo tutaj nie ma, kto by rozumiał mnie, moje postrzeganie świata i przemyślenia.
Za wiele nas różni. Nie dojdziemy do porozumienia. A porady, które tutaj otrzymałem, nic mi nie dają, bo już słyszałem je i będę jeszcze nie raz słyszał od bliskich, nauczycieli, kolegów. Myślałem, że będzie tu głos innego człowieka, ale chyba się pomyliłem. Myślałem, że będzie ktoś, kto żyje inaczej od przeciętnego Kowalskiego, ktoś, kto to obszerną mądrość, kto by mi powiedział, kim jestem, co się ze mną dzieje, dokąd zmierzam.
Proponuję Korneliuszu rozmowę z psychologiem. Może czytając to zdanie, czujesz złość, często takie są reakcje. Ale jeżeli nie masz wyboru…i nie jesteś w stanie się uczyć ani w domu, ani w szkole, to wg mnie potrzebujesz pomocy w realu.
Co do zdanie:
„Wiesz, mam to szczęście, że wiem, ile mogę robić, a ile nie, co jestem w stanie robić, a co mnie przerasta.”
Może pocieszy Cię fakt, że często możemy znacznie więcej niż nam się wydaje, wystarczy, że znajdziemy odpowiednie inspiracje i motywacje, jeżeli nazwiemy potrzeby, które chcemy zaspokoić.
Pozdrawiam
Witam:), od jakiegoś czasu czytam blog Alexa i poczułam, że muszę się wypowiedzieć w tej kwestii…a więc Korneliuszu również zmagam się z podobnymi dylematami…
W ostatnim komentarzu napisałeś: „Szukałem zrozumienia, kogoś, kto powiedziałby:”idziesz dobrą drogą”, “dostrzegasz rzeczy, których inni nie widzą, nie jesteś zwykłym chłopakiem z ulicy”.A więc… odczytałam z tych słów chęć wyróżnienia się, a czy na tym ziemskim poletku nie jest ważne poczucie jedności, bycia częścią całości…???
Osobiście nie uważam się za nikogo wyjątkowego i jest mi z tym dobrze, po za tym myślę, że działanie którego motorem jest chęć bycia tym jednym „złotym trybikiem” nie prowadzi do spełnienia (patetycznie rzecz ujmując)…
moje zdanie wynika z własnych doświadczeń i może być nadto subiektywne…
Pozdrawiam. Dziękuję Ci Alex, dla mnie to już jest blog roku.
Meg,
jeśli chodzi o psychologa, to byłem już u jednego rzekomo najlepszego w mieście i jednej przeciętnej pani psychiatry. Myślę, że 99 % psychologów to przeciętni ludzie, tzn. oni mogą tylko cię dostosować do społeczeństwa, pomóc ci znów mieć dobre samopoczucie i pomóc dalej pomnażać PKB. Ale nie wiem, tak tylko napomykam o tym. Nie chcę o tym dyskutować. Sam zamierzam jeszcze skorzystać z pomocy terapeutów z Warszawy, psychologia transpersonalna, psychologia, która nie traktuje człowieka jak produkt na taśmie produkcyjnej, traktuje go jako coś znacznie więcej, niż ciało i zdrowie psychiczne.
AElliot,
źle odczytałaś moją chęć, więc całe dwa akapity poszły na marne:).
Ja Alexowi nie dziękuję, bo on robi tylko to, co lubi i uważa za słuszne- za co tu dziękować?:)
Korneliuszu
Pierwsze dwa akapity nie poszły na marne bo przełamały mój kompleks wypowiadania się na tym blogu, uwierz nie było łatwo:). Co do podziękowań…, to może rzeczywiście nie było to fortunne z mojej strony, ale przepraszać teraz przecież nie będę bo też nie byłoby za co. Pozdrawiam
Korneliusz, piszesz:
„Szukałem zrozumienia, kogoś, kto powiedziałby:”idziesz dobrą drogą”, “dostrzegasz rzeczy, których inni nie widzą, nie jesteś zwykłym chłopakiem z ulicy”. Ale chyba nikogo tutaj nie ma, kto by rozumiał mnie, moje postrzeganie świata i przemyślenia.”
Niemal każdy z nas żyje w innym (swoim) świecie, więc spodziewanie się potwierdzenia, wartościowania czy nawet pełnego zrozumienia Twoich poglądów przez innych ma mały sens. Inni mogą nam pomóc ewentualnie poszerzyć punkty widzenia i odkryć narzędzia pomocne w dalszym, SAMODZIELNYM kształtowaniu poglądów i dokonywaniu wyborów.
„Myślałem, że będzie ktoś, kto żyje inaczej od przeciętnego Kowalskiego…”
Zapewne jest to dobre miejsce do kontaktu z takimi ludzmi, ale trzeba inaczej poprowadzić dialog. Nie dostałeś tego, czego się spodziewałeś, lecz takie oczekiwania tylko rozczarowują.
Pozdrawiam
Tomek
Korneliuszu, wszyscy jestesmy indywidualistami, kazdy jest inny i nawet jesli jestesmy z ulicy to zauwaz, ze roznimy sie miedzy soba. Rady dla siebie tu nie znajdziesz bo tylko Ty sam musisz zrozumiec co dla Ciebie dobre i isc wlasna droga. Kazdy z nas doradzi Ci inaczej bo inaczej czuje i mysli. Czy kazdego z nas posluchasz? Zycie to umiejetnosc wyborow, proby i bledy oraz nauka do konca zycia. Jestes jeszcze tak mlody, ze pewnie odkryjesz co dla Ciebie najlepsze ale to Ty musisz o tym zadecydowac. Zaden „guru” nie okresli dla Ciebie drogi zyciowej. Zycze powodzenia w poszukiwaniu a za kilka lat odezwij sie i opisz co przezyles sam wybierajac swoja droge zycia
Aelliot
Dziękuję za podziękowania :-)
Korneliusz
Piszesz: „Ja Alexowi nie dziękuję, bo on robi tylko to, co lubi i uważa za słuszne- za co tu dziękować?:) ”
Bardzo oryginalny punkt widzenia, na którym chyba daleko nie zajedziesz w życiu (i nie chodzi tutaj wcale o moją osobę)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Wiele rzeczy potrafisz wywróżyć i wywnioskować z jednego zdania. To prawdopodobnie ta twoja mądrość życiowa. Sam nic nie rozumiem, nie potrafię powiedzieć, co z tego mojego podejścia wynika.
“Ja Alexowi nie dziękuję, bo on robi tylko to, co lubi i uważa za słuszne- za co tu dziękować?:) ”
Jakoś nie skupiam się na tym, czy to jest oryginalne podejście, czy nie, jakie niesie konsekwencje. Mówię rzecz jasną i prawdziwą. Pomaganie, czynienie dobra to naturalny stan, bezinteresowny. To jak z siostrą zakonną, która daje kawałek chleba bezdomnemu, a ten jej odpowiada: więcej nie miałaś? A siostra mówi: nie, nie miałam- i wraca do domu ani nie ciesząc się z tego, że uczyniła „coś wielkiego”-pomogła człowiekowi, ani nie smutna z tego, że nie przyjęto z wdzięcznością jej pomocy. Ona nie potrzebuję wdzięczności- jest sobą, wypełnia swoje przeznaczenie, zadanie. Tak jak już pisałem, możecie już przestać mi pomagać swoimi radami. Kończmy już ten wątek, bo nudny jak nic.
Korneliusz
Piszesz: „Kończmy już ten wątek, bo nudny jak nic. ”
Ten wątek ciągnie się już prawie 3 lata i na pewno nie Ty będziesz decydował o jego zakończeniu. Możesz za to sam zakończyć Twój udział.
Do pozostałych Czytelników
W realnym świecie postępowanie takie jak tego bezdomnego odetnie mu szanse, na wyjście z tej sytuacji, ale tego pewnie Wam nie muszę mówić
Pozdrawiam
Alex
Chodziło mi o „wątek” poświęcony mojej osobie.
Witam Was!
Trafiłem na tego bloga, podobnie jak niektórzy, z Googla.
Opiszę Wam moją historię, ale dla tych co nie lubią czytać to zapraszam od razu do ptk 2.
1. Po liceum nie wiedziałem co chcę robić w życiu, interesowało mnie wszystko i nic, byłem przeciętnym, solidnym uczniem. Średniakiem. Udało mi się dostać na dzienne prawo więc postanowiłem spróbować. Rodzice bardzo się cieszyli, a ja sam byłem dumny że reprezentuję „elitę”.
Od początku ciężko przychodziła mi nauka każdego przedmiotu, po części z winy mojej dezorganizacji, niesystematyczności, a także słabych wykładowców (większości). Każda sesja to był koszmar, większość egzaminów zdawana po 2 razy, co rok to warunek. Nie udzielałem się w środowiskach studenckich, czułem wstręt to przedstawicieli typowych zawodów prawniczych tj. adwokatów, radców, sędziów etc. Czułem też niechęć do wielu moich towarzyszy studentów, nie było to moje środowisko. Chciałem tylko skończyć te studia bo podobno można było mieć dobrą pracę po nich (dobra pozycja wyjściowa).
Najprzyjemniejszym etapem studiów był wyjazd na Erasmusa wraz z 3 kolegami do Barcelony.
Wyjazd ten poszerzył mi znacznie horyzonty, uświadomił, że należy szukać, próbować, i nie bać się. Idąc za ciosem załatwiłem sobie i 24 osobom pracę wakacyjną na Ibizie, gdzie zawsze marzyło mi się pojechać, później pracę na Euro 2008, (z racji mojej obsesji na punkcie piłki nożnej), zorganizowałem Erasmusa w Madrycie dla mojej ówczesnej narzeczonej (aktualnie żony). Zjechaliśmy naszą Skodą na gaz połowę Hiszpanii. Czułem, że moja nieustanna chęć do doznawania czegoś nowego napędza mnie do życia.
Po powrocie z Madrytu obroniłem się w katedrze prawa międzynarodowego ( Temat pracy (tytuł pracy usunięty na prośbę Autora komentarza) ) i zacząłem czynić starania o pracę w klubie ekstraklasy z mojego miasta. Nie interesowało mnie co bym tam dokładnie robił ale najważniejsze było to związane z piłką nożną. Niektórzy zarzucali mi że to infantylne podejście, ale jakoś tak czułem to z serca. Ludzie pukali się w głowę, czemu nie chcę zostać prawnikiem.
Przypadkowo dowiedziałem się że przydałby się w klubie specjalista ds. marketingu, więc na załatwionej przez znajomego rozmowie z prezesem udało mi się zaprezentować na tyle dobrze, że ten zaproponował mi pracę oprócz w klubie, to także w jego prywatnej firmie.
Żyłem tą pracą, non stop o niej rozmawiałem ze wszystkimi, nie dojadałem, wciąż myślałem o nowych pomysłach marketingowych. Wrodzona zdolność do organizowania, załatwiania, napędzała mnie dodatkowo. Myślałem że złapałem Pana Boga za nogi.
Widząc mój pobudzony stan, po 3 tygodniach pracy mama załatwiła mi wizytę u psychiatry na którą dla świętego spokoju się zgodziłem. Okazał się to wielki błąd , gdyż pani zaczęła straszyć mnie lekami, i to w obecności mojej narzeczonej. Zachwiało to całkowicie moją pewnością siebie i równowagą psychiczną, każdy chciał mi pomóc , (głównie rodzice z obu stron), przetoczyłem się przez psychologa, i 2 innych psychiatrów. Krótko mówiąc istny kocioł, skutkujący wzięciem L4.
Następnie dostałem wskutek stresu i wynikłej z tego utraty odporności, obustronnego zapalenia płuc i wylądowałem na 3 tygodnie w szpitalu. Umowy na czas próbny nie przedłużono, niebawem kończy mi się płatne chorobowe . W międzyczasie wziąłem ślub (który udało się mimo tych przebojów zorganizować) i teraz siedzę i zastanawiam się co by tu zrobić ze swoim życiem.
2. Targają mną wątpliwości :
Rozsądnie jest może wrócić do prawa, z którym męczyłem się kilka lat, które wydaje mi się bardzo nudną i trudną materią. Tutaj musiałbym się bardzo do tego zmuszać, a taka perspektywa mnie przeraża. Z drugiej bycie prawnikiem na pewno da w przyszłości profity , i sam nie wiem czy moja ocena jest słuszna, bo oprócz epizodu w kancelarii nie miałem kontaktu z praktyką. Nie chcę jednak nawet tego sprawdzać.
Druga opcja to starać się wrócić do pracy która mnie bardzo „kręciła” i która została nieoczekiwanie przerwana. Przerwana bez możliwości sprawdzenia jej efektów. Musiałbym się nauczyć tylko to ograniczać i wyhamowywać mój pracoholizm, gdyż nie tylko osobisty rozwój i kariera się dla mnie liczy. Wierzę, że jestem w stanie to zrobić.
Obawiam się , że prawa nie da się połączyć z marketingiem, a jeśli tak to chyba nic dobrego z takich mariaży nie wyjdzie.
Inną kwestią jest pytanie co ważniejsze ? Kariera czy rodzina, i czy da się to połączyć?
Czy warto być zbuntowanym, szukać własnej drogi , czy jednak iść na łatwiznę, nie szarpać się ale za to się zmuszać i za jakiś czas nosić w sobie poczucie niespełnienia?
Czy da się hobby połączyć z pracą? Czy to dalej pozostanie hobby? Czy nie opanuje każdej chwili mojego życia, przeszkadzając w życiu prywatnym?
Czy propozycja pracy na państwowej posadzie urzędniczej w sądzie może mi coś dać skoro wiem że ciężko będzie tam o rozwój?
Oczywiście nie jestem naiwny, i nie liczę że otrzymam od Was odpowiedź na wszystkie pytania, ale napiszcie przynajmniej co o tym sądzicie.
@Korneliusz.
Łatwiej jest radzić komuś, aniżeli sobie.
Widzę, że czujesz się naprawdę inny niż otaczający Cię ludzie. Wg mnie to dobrze że zagłębiasz się w refleksjach i przemyśleniach, ale należy być bardzo ostrożnym w wyciąganiu wniosków. Jak dla mnie to musisz założyć wersję ,że Ci się może w przyszłości całkowicie odmienić światopogląd . Wtedy będzie już dużo ciężej zabrać Ci się za choćby uzupełnianie wykształcenia czy naprawianie relacji ze światem zewnętrznym. Dlatego ja dociągnąłem prawo do końca zostawiając sobie jakąś furtkę, jakieś zabezpieczenie. Twój plan to jakieś ekstremum dlatego załóż jakąś opcję B. I przede wszystkim daj sobie czas na podejmowanie tak ważnych decyzji. Musisz koniecznie pamiętać o prozaicznych rzeczach i znaleźć złoty środek.
@Bart: Doskonale Cie rozumim chłopie! Mam dwie rady:
1. Ponieważ prawo jest Twoja polisa ubezpieczeniowa, to radzilbym Ci czym prędzej popros o usunięcie z Twojego komentarza tytułu pracy magisterskiej. Bo jak go podaż w cv i potencjalny pracodawca wrzuci go w google’a, trafi tutaj i przeczyta o tym, jak bardzo nie chcesz być prawnikiem. Własnie dlatego staram się być anonimowy :)
2. Jeśli „czujesz w koscich”, ze prawo nie jest dla Ciebi, to jak najszybciej poszukaj czegoś, w czym się spelnisz. Tak bedzie lepiej dla Ciebie i dla swiata! (poczytaj arhiwum bloga Alexa). Ze swojego doświadczenia wim, ze im dalej nie ta ścieżka, tym trudniej!
Pozdrawiam,
Wicher
Ps. Przepraszam za literowki = napisane na telefonie
Witam!
Podobnie jak niektórzy powyżej również i ja trafiłem tu z google dość przypadkowo. Co więcej nie wiedziałem, że jest tyle osób które tak jak ja szukają odp na pyt., co zrobić kiedy nie wie się, co zrobić w życiu. Wyrywkowo przeczytałem opisy Poli i Barta, co spowodowało, że postanowiłem podzielić się własnymi przemyśleniami na mój temat. Przedstawię po krótce moją historię.
Otóż jestem świeżoupieczonym mgr socjologi. Mam 24 lata i nie wiem co chcę robić w życiu. Kierunek wybrałem dość przypadkowo. Na maturze chciałem tak naprawdę zdawać angielski, jednak powiedzieli mi, że napiszę najwyżej na 3 i zasugerowano abym wybrał inny przedmiot. Więc wybrałem. Historię! Zaznaczam, że z historii w liceum nigdy nie miałem więcej niż 3 i nie czułem się z niej specjalnie mocny. Nigdy też nie miałem czerwonego paska. Byłem przeciętnym uczniem. Jednak matura z historii poszła zaskakująco dobrze jak dla mnie. Dostałem 4 ale wybór tego przedmiotu uważam za kompletny przypadek niż przemyślaną decyzję. Następnie szukałem kierynku na który zdaje się ów przedmiot i okazała się być to socjologia, która jest konsekwencją przypadkowego wyboru historii. Nie powiem, lubię ją, interesuje mnie i na studiach uzyskiwałem dużo lepsze wyniki niż w liceum.
Moje pytanie jednak brzmi, czy nie za dużo w życiu zależy od przypadku? To tylko jeden z przykładów, takich u siebie mógłbym namnożyć. Mam jednak dziwne wrażenie, że żyje tak 60%, że niewiele ode mnie zależy, że to wszystko dzieje się jakby niezależnie ode mnie, jakoś tak obok, poza mną. Nie wiem, może to brak motywacji do działania, pewności siebie, może coś innego albo wszystko naraz. Pomimo, że zostałem pierwszym w rodzinie mgr to nie odczuwam z tego jakiejś specjalnej satysfakcji, wyróżnienia, sukcesu. Traktuję to jako coś normalnego, zwykłego. Mam również pracę, której nie lubię ale dostaję pieniądze, co pozwala mi się utrzymać w mieście, w którym chcę zostać i tylko to utrzymuje mnie przy niej. Wiem jednak, że będę chciał ją zmienić ponieważ nie jest ona w żaden sposób związana z moim kierunkiem studiów. Sęk w tym, że chcę pożyć tym życiem swoim, przeżyć je, żyć pełnią życia a nie tylko przewegetować je. Mam tu na myśli robić to, co lubię i być szczęśliwym! Wiedzieć, że mam na coś wpływ, że moje życie jest ciekawe. Problem w tym, że nie wiem jak krok po kroku to osiągnąć? Od czego zacząć? Zmiany siebie, swojego myślenia, pracy? Skąd czerpać siłę i energię? Banalne i ckliwe ale tak to widzę. Generalnie nie ogarniam. Jestem jak przytomny nieobecny. :| Jestem ciekaw odp ludzi, którzy mnie nie znają. Pozdrawiam!
Czytam wynurzenia Korneliusza i łza nostalgii mi się oku kręci. Ach ten
młodzieńczy bunt, poszukiwanie swego miejsca w życiu i problem, kiedy
okazuje się, że przygotowane w masowej produkcji przez społeczeństwo
miejsca do zajęcia w życiu są do bani, ciasne i uwierają. I te
hardcorowe pomysły o żywieniu się korzonkami :-) Wszystko, byle tylko
wyrwać się z tej szarości, byle tylko żyć inaczej.
Mój bunt przeciwko instytucji skończył się powtarzaniem jednej klasy
liceum. Ale nie żałuję. Ten rok nie chodzenia do szkoły i czytania
czego tylko dusza zapragnie, ten czas intelektualnej wolności dał mi
bardzo dużo. Pozwolił na rozwinięcie skrzydeł i rozpoczęcie
samodzielnego życia. Wyrwania się wreszcie spod presji rodziców i
nauczycieli. Nic już nie było takie jak przedtem. Dorosłem do
podejmowania samodzielnych decyzji. Choć oczywiście na początku
większość z nich była całkowicie błędna :-)
Mój najlepszy kolega tamtych czasów miał takie odpały, że te
Korneliszowe to przy nich małe piwo. Ale i jemu się udało. Odnalazł w
życiu swoją pasję – rysowanie. Zaczął od gazetki szkolnej, potem
były komiksy, a skończył jako pan architekt. Wcisnął się jakoś w
miejsce w społeczeństwie. Choć oczywiście na swoich warunkach.
Problem licealistów polega na tym, że większość z nich nie wie
jeszcze, co chce robić w życiu. A jednocześnie musi szybko podjąć
decyzję, która dość mocno determinuje ich przyszłość. Robią więc to, czego oczekują od nich rodzice albo rówieśnicy, albo działają pod wpływem impulsu. Potem pojawiają się problemy.
Uważam, że chory jest system, który wymaga ukierunkowanego wysiłku od
najwcześniejszych lat, żeby osiągnąć jakąś liczącą się pozycję.
Dlatego właśnie podoba mi się ten blog. Pokazuje on, że nie trzeba
wciskać się w miejsca wskazywane przez innych, że jest inna droga. Że
można samemu sobie wyrąbać i wyciąć takie miejsce w życiu, jakie nam
pasuje.
@Wicher. Dziękuję za odpowiedź. Masz rację. Prawo to moja polisa ubezpieczeniowa. Myślę że masz rację aby usunąć tytuł mojej pracy tak na wszelki wypadek. A nuż za 10 lat mi się odmieni.
@Alex prosiłbym Cię o wyczyszczenie tego , przepraszam za zamieszanie.
Powoli sobie odpowiadam na wszystkie pytania i układam w głowie plan działania.
Mam nadzieję , że nowy rok przyniesie lepsze czasy :)
Dzień Dobry !
Piszę ten post,gdyż natrafilem jakiś czas
temu,na tego bloga podczas śledzenia internetu.Szukając wlasnej,przyszłej
drogi zawodowej i życiowej odwiedzam wiele stron w sieci. Jestem
studentem 5 roku prawa na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w
Olsztynie.Od dłuższego czasu utwierdzam się w przekonaniu,iż kierunek
studiów,który obrałem nie do końca jest tym co chciałbym robić w
życiu.Od niedawna moje zainteresowania zbliżają się do tematyki
zarządzania,treningu osobistego i coachingu.Związane to jest
niewątpliwie z pewnym etapem mojego życia oraz czasem osobistych
przeżyć i przemyśleń.Bez wątpienia ostatnie 3 lata moich studiów to
okres bezowocnego postępowania na gruncie studiowania oraz osobistego
rozwoju.Ostatnie miesiące studiowania skłoniły mnie do zastanowienia
się co było złe,czy mogę jeszcze nadrobić stracony czas, a jesli tak
to w jaki sposób.Uważany bylem i w zasadzie nadal jestem przez
środowisko moich znajomych jako osoba inteligentna ale w ostatnim czasie
bardzo leniwa.Postanowiełem,że rok 2010 to będzie rok rozwoju
osobistego i treningu przede wszystkim z samym sobą,czasem nadraniania zaległośći
oraz momenetm zwrotnym w moim życiu.Niewątpliwym błędem jaki
popełniłem było to,że nie wyjechałem na studia z rodzinnego miasta i
poszedłem na łatwizne postanwiąjąć zostać ” przy rodzicach
”.Jestem w pełni świadomy,iż takie zachowanie bardzo źle odbiło się na mnie
jako na młodej osobie.Spowodwało niewątpliwe upośledzenie w
podejmowaniu decyzji dotyczących mnie samego oraz tego co chciałbym
robić.Mieszkając z rodzicami, mając wszystko podane ” na tacy ”
,kolokwialnie mówiąc uwsteczniłem się.Oddałem się w pełni uciechom
życia studenckiego nie bacząc na konsekwencje.Na uciekający
czas,który mogłem poświęcić na ulepszanie własnej osoby i stawianie sobie
ambitnych celów.Tak jak już wspomniałem postanowiłem zmienić swoje
dotychczasowe życie i zrobić z nim coś naprawdę konstruktywnego aby
do końca nie pogrzebać drzemiącego we mnie potencjału.Widzę go na tle
moich znajomych i czuję,że marnuje swoje poklady i ukryte,teraz
stłumione ambicje.O. to specyficzne miasto.Nie tylko w moim
odczuciu jest to miasto ludzi mało ambitnych i miasto bardzo ograniczonych
możliwości.Brak tu inicjatywy oraz możliwości rozwijania się
osobistego i zawodowego.Podjąłem decyzję,że jest to ostatni moment
aby naprawić błąd,który popełniłem 5 lat temu.Piszę tego maila
również dlatego,iż kilka miesięcy temu przeprowadziłem bardzo ciekawą
rozmowę z kolegą,który obecnie jest front line managerem w koncernie M. .Jest absolwenetm zarządzania i początkującym,raczkującym ;) , managerem.Rozmawialiśmy o jego pracy o
fascynacjach związanych z kierowaniem ludźmi oraz o treningach
coachingowych,które byly przeprowadzane w M.Rozmowa ta skłoniła
mnie po raz kolejny do zastanowenia się nad swoją przyszła drogą
zawodową.Doszedłem do wniosku,iż zarządzanie,coaching będzie dla
mnie konkretną alternatywą ( czytam o tym od jakiegos czasu ).Praca nad sobą,która mnie czeka może stać się bodźcem do przekładania jej na prace zawodową.Myślę,że
doświadczenia,które będą mi towarzyszyły właśnie w pracy nad sobą
będę mógł wykorzystać w niedalekiej przyszłości.Jeśli istnieje
taka możliwość prosiłbym o poradę co do sposobu ropoczęcia swojej
”przygody” z treningiem osobistym,coachingiem oraz podstawami
zarządzania.Chodzi mi o literaturę ale też o kilka słów od
siebie.W najbliższy, czasie planuję wyjechać z O.,oderwać się
od atmosfery braku inicjatywy i marazmu.Zacząć pracę nad sobą a
jednocześnie tak pokierować swoim potencjałem i obrać taką scieżkę
zawodową ażeby nie ” osiąść na mieliznie ” ,jak wielu moich
znajomych.Jeśli to możliwe prosilbym o kilka slów zupełnie prywatnie
i zupełnie od siebie. Przytocze na koniec slowa coacha pracującego w M,które
niejako popchnęły mnie do poszukiwań i do napisania tego maila.Były one
bodźcem,który każe mi rozpocząć konkretną pracę nad sobą i nie
pozwala mi wierzyć,iż na coś jest już za późno. ” Łap życie za cugle i do przodu !”
Co powinienem zrobic kiedy juz wyjade.Czy wybrac sie na studia z zarzadzania HR ? Czy podejmowac kursy trenerskie ? Zdaje sobie sprawe,ze powinienem probowac wszystkiego i robic wiele ale robic wszystko rozsadnie.Jest to dla mnie bardzo powazna rozterka na progu doroslego zycia …
Serdecznie pozdrawiam wszystkich
Z wyrazami szacunku
Tomek
Tomek
Dziękuję za bardzo otwarty komentarz. To bardzo dobrze, że widzisz:
„Niewątpliwym błędem jaki popełniłem było to,że nie wyjechałem na studia z rodzinnego miasta i
poszedłem na łatwizne postanwiąjąć zostać ‘’ przy rodzicach
‘’.Jestem w pełni świadomy,iż takie zachowanie bardzo źle odbiło się na mnie
jako na młodej osobie.Spowodwało niewątpliwe upośledzenie w
podejmowaniu decyzji dotyczących mnie samego oraz tego co chciałbym
robić.”
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z ceny takiego „łatwego”rozwiązania.
Jeśli chodzi o karierę trenerską, to wypowiadałem się już wielokrotnie na tym blogu. Generalnie uważam, że dobrze jest najpierw zebrać doświadczenia w robieniu czegoś konkretnego w realnym świecie, a potem uczyć innych, szczególnie jeśli chcemy wyjść poza dawanie rad typu „Lap cugle i do przodu”. No ale to jest moje osobiste zdanie, możliwe są inne drogi.
Życzę CI powodzenia w znalezieniu Twojej
Alex
Czy mógłby ktoś się odnieść do mojego ww. postu? Pan Alex?
Moim zdaniem trzeba sobie najpierw odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: Co lubię w życiu robić??? a później trzeba zacząć to robić. Tylko nie liczcie że odpowiedź na to pytanie przyjdzie wam od razu do głowy.
„Napisałeś “o brakach edukacyjnych”… A wcześniej o braku ukończonego liceum, matury, studiów.
Czy naprawdę uważasz, że szkoły to jedyna forma zdobywania wiedzy? Kształcić się można samodzielnie. Są nawet odpowiednie dla tego określenia: samokształcenie, samodoskonalenie:)”.
Nie uważam tak. Ale duża część ludzi np. wypowiadających się forum Gazeta.pl tak uważa, co obrazuje poglądy naszego społeczeństwa, prawda?
W oczach niektórych ludzi, ukończenie studiów decyduje o tym, czy ktoś jest „kimś”. Jeśli ktoś ich nie ukończył, to znaczy że jest nieudacznikiem, dyskredytuje się jego sukcesy, umniejsza się jego wartości. Nie ja to robię. Po prostu bardzo często spotykam się z tego typu postawami. Przejrzyj, proszę niektóre wątki np. na forum Gazeta.pl, to dostrzeżesz te wypowiedzi.
——————————————–
„Brak dyplomów a braki w edukacji to według mnie dwie odrębne rzeczy.
Jest wielu ludzi z dyplomami, którym brakuje wiedzy i są niewyedukowani w wielu dziedzinach, choć przeszli przez długi proces edukacji. Więcej – są w wielu dziedzinach niekompetentni. Są też tacy, którzy nie mając dyplomów, świadectw, itd są ludźmi dość rzetelnie wyedukowanymi. Bywają ekspertami.
Niedawno na pierwszym dość kameralnym, spotkaniu czytelników tego bloga miałam okazje poznać też takich ludzi”.
Ewo, bardzo mnie zainteresowała Twoja wypowiedź. chciałbym Ci zadać kilka pytań, jeśli pozwolisz?
Jakie szanse mają w życiu te osoby (kontakty międzyludzkie, praca)?
Z jakimi innymi wyzwaniami, niż ludzie po studiach muszą się borykać?
——————————————–
„Co do drugiego pytania, mogę powiedzieć tyle: tak, znam ludzi, którzy nie studiowali, a nawet takich, którzy nie skończyli liceum i nie zdawali matury, a realizują swoje pasje, maja dobre życie i są szczęśliwi. I można z nimi bardzo ciekawie rozmawiać. Co więcej – niektórzy z nich są cenionymi ekspertami i stanowią ważny zasób firmy, dla której pracują. Niektórzy z nich mają własne firmy”.
Podobnie jak powyżej, nurtuje mnie kilka pytań.
Czy ludzie, o których piszesz są szanowani (cenieni), poza pracą przez społeczeństwo?
Jak te osoby wytrzymują konkurencję z osobami, które mającymi ukończone studia?
Domyślam się że to może być ogromne wyzwania, w kraju w którym praktycznie każdy ma dziś „papierek”.
Jeśli to nie naruszy prywatności, to napisz proszę, w jakich branżach pracują te osoby?
Ciekawi mnie też w jakich konkretnie zawodach, mogą w dzisiejszych czasach mogą pracować ludzie bez ukończonych studiów?
Ogólnie, to, o czym piszesz może brzmieć trochę niewiarygodnie, jeśli się weźmie pod uwagę kraj w którym żyjemy. Kraj, w którym praktycznie każdy studiuje, a nie pójście na studia to wielki „obciach” przez znajomymi, rodziną, pracodawcą… Poza tym, z moim obserwacji wynika że w naszym społeczeństwie dominuje pogląd, że osoba bez ukończonych studiów jest automatycznie na przegranej pozycji, tak towarzyskiej („ludzie Cię nie będą szanować”), jak na polu zawodowym („kto zatrudni osobę bez studiów?”)
Naprawdę, bardzo często spotykam się z osobami, które krytykują osoby bez ukończonych studiów. Jak zatem mają żyć osoby, które tych studiów nie ukończyły?
Przykładowa rozmowa:
Osoba A: Na jakie studia idziesz/Jakie studia ukończyłeś?
Osoba B: Nie idę na żadne studia/Nie ukończyłem żadnych studiów
W głowie osoby A w tym momencie często powstaje obraz osoby B, która jawi się jej jako ktoś gorszy, lub w lepszym przypadku osoba A stara się na siłę przekonać osobę B, że studia to w dzisiejszych czasach podstawa i bez ich ukończenia niewiele w życiu osiągnie.
——————————————–
Swoją drogą, określenie “być kimś” bardzo mi nie odpowiada, bo sugeruje, że można być “nikim”.
Ewo, można być „nikim”. Przynajmniej w oczach osób, które uważają że ukończenie studiów decyduje o byciu „kimś”. Poza tym, niektóre osoby nie wytrzymując presji społeczeństwa, same przyklejają sobie etykietkę z napisem „jestem nikim” z powodu nieukończonych studiów.
——————————————–
„Ukończenie kursu przygotowującego do zawodu coacha jeszcze z nikogo nie zrobiło dobrego coacha. Dyplom ukończenia studiów dziennikarskich nie czyni z nikogo dobrego dziennikarza. Ukończenie szkoły trenerów nie oznacza, ze ktoś będzie dobrym trenerem. Ukończenie szkoły gastronomicznej nijak się ma do bycia szefem znakomitej restauracji z pysznymi daniami a nawet byciem kucharzem w takiej restauracji”.
Czy nie uważasz jednak, że odbycie takich studiów otwiera drogę na rynku pracy? Pracodawca, mając do wyboru osobę, która ukończyła studia chętniej wybierze osobę z ukończonymi studiami, nieprawdaż… ? Ewo, czy mogłabyś rozwinąć ten wątek?
——————————————–
„Czy kiedy spotykasz po raz pierwszy jakiegoś człowieka, to prosisz go o okazanie dyplomu lub świadectwa maturalnego?
Ja rozmawiam z człowiekiem i albo mam o czym z nim rozmawiać, albo nie. Jeśli jest ciekawym człowiekiem, to relacja się rozwija i nie proszę o okazywanie dokumentów potwierdzających etapy odbytej edukacji. Jeśli nie mam o czym rozmawiać lub okazuje się dla mnie nieciekawy, to też nie proszę go o dyplomy, tylko nie kontynuuję znajomości. A Ty?”
Każdy mnie o to pyta, i ja również każdego o to pytam z czystej ciekawości, choć może niekoniecznie przy pierwszym spotkaniu. Raczej przy odpowiedniej okazji. Z czystej ciekawości.
Niektórzy mogą zadawać te pytania w celu szybkiego określenia kandydata na znajomego/partnera. Jeśli ktoś ukończył studia, to może zostać określony jako osoba bardziej inteligentna/mądra niż osoba, która przyzna, że studiów nie nieukończyła.
——————————————–
„Takich przykładów nawet w naszej polskiej rzeczywistości można znaleźć bardzo wiele. Wystarczy mieć oczy otwarte i nie iść za stereotypami”.
Nie znam wielu takich przykładów. Widocznie mam oczy zamknięte i idę za stereotypami :-(
Czytam w wątku Alexa o wielu sposobnościach dla ludzi bez studiów, ale nie widzę aż tak dużo konkretnych przykładów ludzi, którzy tak żyją i chcą się tym podzielić z innymi.
Chętnie zatem poznam zdania osób, które studiów nie ukończyły, a mimo to czują że coś w życiu osiągnęły.
Załączam pozdrowienia,
SST.
Ewo, powyższa wypowiedź jest moją odpowiedzą na Twój post. Przepraszam za brak informacji o tym we wcześniejszym pierwszym poście.
SST
Skierowałeś cały szereg pytań do Ewy W i z pewności odpowie Ci ona jak tylko przeczyta Twój komentarz i znajdzie czas. Dlatego ja pozwolę sobie na tylko kilka uwag z mojej strony.
Piszesz: „Ale duża część ludzi np. wypowiadających się forum Gazeta.pl tak uważa, co obrazuje poglądy naszego społeczeństwa, prawda? :
To co tam jest napisane obrazuje poglądy dużej części ludzi wypowiadających się na forum gazeta.pl :-) Ni mniej, ni więcej!
Dalej: „W oczach niektórych ludzi, ukończenie studiów decyduje o tym, czy ktoś jest “kimś”. ”
Zgadza się, tak samo jak np. w oczach innych ludzi posiadanie „odpowiedniego” samochodu lub innych dóbr materialnych decyduje o tym, czy ktoś jest „kimś”
No i co z tego???? Musimy z takimi ludźmi przestawać???
„Jeśli ktoś ich nie ukończył, to znaczy że jest nieudacznikiem, dyskredytuje się jego sukcesy, umniejsza się jego wartości. ”
Jeżeli ktoś ma własne znaczące sukcesy, to nie potrzebuje dyskredytować czyichś. Jeżeli ktoś dyskredytuje, to automatycznie mówi bardzo wiele o bidzie i nędzy własnego życia. Chcesz zwracać uwagę na to, co mówią prawdziwi nieudacznicy??
Pytasz: „Jak te osoby wytrzymują konkurencję z osobami, które mającymi ukończone studia?”
Polecam lekturę mojego postu:
http://alexba.eu/2007-06-09/rozwoj-kariera-praca/jak-chcesz-sie-pozycjonowac-w-zyciu/
„Domyślam się że to może być ogromne wyzwania, w kraju w którym praktycznie każdy ma dziś “papierek”. ”
Dodaj, że większość tych papierków jest dość bezwartościowa, o czym w międzyczasie wiadomo w lepszych firmach :-)
Stwierdzasz: „poza tym, z moim obserwacji wynika że w naszym społeczeństwie dominuje pogląd, że osoba bez ukończonych studiów jest automatycznie na przegranej pozycji, tak towarzyskiej (“ludzie Cię nie będą szanować”), jak na polu zawodowym (“kto zatrudni osobę bez studiów?”) ”
To brzmi jak typowa wypowiedź rodziców młodych ludzi, z którymi rozmawiam :-)
Wierz mi, na obydwu polach są ludzie, dla których „papierek” nie ma żadnego znaczenia. Do nich zalicza się też spora część managerów, z którymi mam przyjemność pracować.
Stwierdzasz: „Naprawdę, bardzo często spotykam się z osobami, które krytykują osoby bez ukończonych studiów. ”
Z całym szacunkiem dla Ciebie: w jakim towarzystwie Ty się obracasz???
To pytanie wzmacnia Twoja dalsza wypowiedź: „Każdy mnie o to pyta, i ja również każdego o to pytam …”
Resztę zostawię Ewie, do której Twoje pytania skierowałeś, podzielę się tylko jeszcze dwoma drobiazgami.
Po pierwsze zalecam przeczytanie mojego postu i dyskusji pod nim: http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/
Po drugie, wśród Czytelników, w gronie których od kilku dni prowadzimy ciekawe rozmowy na Gran Canarii (patrz http://alexba.blip.pl/ ) jest osoba, która będąc o połowę młodsza ode mnie może sobie pozwolić na długi pobyt na wyspie, wiele podróży i zarabianie na życie wykonywaniem swojego hobby. I to dzięki odpuszczeniu sobie studiów i skoncentrowaniu sie na byciu jednym z niewielu ekspertów swojej dziedzinie. Ze względu na to, co napisałem w poście http://alexba.eu/2009-12-20/szacunek-i-zaufanie-u-innych/nda/ nie będę teraz upubliczniał jego danych, ale jestem bliski przekonania go do napisania o sobie postu gościnnego na tym blogu. To będzie dynamit dla wielu Czytelników, którzy myślą, że pewne rzeczy dostępne są tylko dla starszych, „ustawionych” facetów takich ja ja :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Czu-czu
Dasz mi jeszcze chwilę na odpowiedź?
Big-smoke
Generalnie się z Tobą w tym aspekcie zgadzam :-) Dlatego w głównym poście zalecałem eksperymentowanie
Pozdrawiam
Alex
SST,
dziękuję za obszerny komentarz w odniesieniu do mojej wypowiedzi.
Odpiszę nieco później, ponieważ temat jest poważny – nie chcę traktować go pobieżnie. Potrzebuję trochę czasu.
Pozdrawiam, Ewa W
Tak się zastanawiam przypadkwoo weszłam na ten blog ale na temat już nie.Dlaczego? bo zbliża mi sie 30 na karku i czuje się wypalona tym co robię,duszno mi:( Szukam innej pracy i innej siebie bo wiem że ta teraz to kompletnie nie ja:( kiedyś mi ktoś powiedział”jest Pani zauważalna” hmm.. no chyba jednak nie skoro widze że nie mma swojego miejsca na tej ziemi.Czuję się stara i jakas taka inna,jakby moje zycie umarło gdzieś tam…:( jakbym już swoich planów nie miała bo niby jak je zrealizowac… skoro nie mam jak je wdrożyć.Mówi sie że trzeba spotkac ta osobę by mogła wskazać czy podac pomocną dłoń.To chyba racja.Wiem co bym chciała ale jestem uwięziona w klatce życia a raczej iluzji,nie tego świata.Widze wiećej niż inni,a reszta? zgadza się na takie życie,taki los.Ja jednak nie i to mnie boli,bo czuje się jak niewolnik atyle rzeczy chciałabym zrobić,dużo łez wylałam i przeszłam ale uśmiech mi znikł jakby go ktoś ukradł:( czy tak będzie zawsze? czy tak będzie wyglądało życie? takihc jak ja?oby nie.Potrzeba skrzydeł by znowu latać …
Tak Panie Alexie. Jestem ciekaw opinii.
Jestem tu pierwszy raz przez przypadek. Mam 31 lat i jestem po doświadczeniach w wielu pracach. Od kancelarii prawnej po pracę w urzędzie miejskim, przez przedstawiciela handlowego, medycznego, a skończywszy na firmie konsultingowej. W pierwszym punkcie podpowiedzi Alexa się zgadza, drugi podpunkt niestety nie do końca sie zgadza mam żonę ;-), córeczkę ;-)i kredyt na dom ;-) Jestem osobą nieszablonowa, łatwo nawiązuję kontakt, jestem dobrym sprzedawcą i potrafię sprzedać niemal wszystko (odnośnie kolegi, frajera). Problem jest w tym, że naszym hamulcem nie jesteś ty sam, tylko otoczenie!!! Chcę zostać trenerem, Coachem. Na rynku jest tego masa. Od pseudo trenerów-naciągaczy, po młode niedoświadczone osoby z pokroju fachowców od elearning-ów, które tylko zawalają mi pocztę nie potrzebnymi tematami. Mam prośbę, do Pana/Ciebie Alex jaki obrać kierunek rozwoju zawodowego . Jestem po rezygnacji z pracy(obecnie bezrobotny ale lepsze to niż dotychczasowa współpraca z osobą , która nie płaci) i z bagażem zobowiązań. Znam i przeczytałem wiele książek z pokroju psychoanalityki, neurolingwistyki, medytacji etc. Mam takie nieodparte wrażenie, że jesteś kolejnym człowiekiem, który z podziemi się wydostał, zarabiając grosze jako wielu dzisiejszych milionerów z USA, którzy teraz sprzedają bestselery ludziom takim jak ja, choro ambitnych, wystarczająco inteligentnych ale zagubionych w dzisiejszy czasach. Proszę nie odbieraj Alex to za zarzuty wobec Twojej osoby ale moja frustracja dosięga zenitu i mam mętlik w głowie. Może masz tabletkę na rozwiązanie problemu. Chętnie się spotkam. Pozd
Alexie, dziękuję za odpowiedź. Twój post, to jak kubeł zimnej wody na moją głowę!!!
PS. Jeśli przekonasz tą osobę (byłoby świetnie), to ten temat ma już pierwszego czytelnika :-) choćby z tego powodu, że ten czytelnik nie jest jeszcze tak ustawionym facetem, jak Ty Alexie :-D
Ewo, dziękuję za odpowiedź. Oczywiście poczekam, aż tylko będziesz gotowa z odpisaniem :-) Doceniam to, że chcesz mi jak najlepiej odpisać. Jestem niezmiernie ciekaw Twojej odpowiedzi.
Zgoda, czyli podzielam Alexowe mądrości. Ma chłop łeb na karku. Jak na razie, bardziej intuicyjnie, podążam takim właśnie „schematem” naszkicowanym przez Alexa. Nigdy nie należałem do „jakiejś” grupy, nie identyfikowałem się z czymś, z kimś. Ostatnio zburzyłem pozorny ład panujący w moim życiu rzucając paroletni pobyt za granicą, pewne doświadczenie, w tym również zawodowe, oraz w pewnym sensie stabilizację osiąganą latami – to tak jakbym nagle sam sobie podstawił nogę:-) Pcha mnie jednak nieustannie w jakąś prostotę, nieskomplikowanie, spokój. Im mniej posiadam, zwłaszcza rzeczy materialnych, tym lepiej się czuję. Błąkam się. Nie chcę dopasować się do współczesnego tempa, do kanonu, do szablonu, wzbraniam się. Z drugiej strony jakaś siła wypycha mnie gdzieś dalej, wyżej, to jak walka dobra ze złem. Powierzchownie wesoły, optymistyczny ze mnie gość, w środku jałowy, agresywny, płaczliwy laluś… Serce jednak mnie nie okłamuje i to ono jest osobistym managerem dzięki któremu mogę gnać dalej, i dalej, i dalej, powinniśmy bowiem ciągle być w ruchu, ciągle posuwać się w kosmiczną otchłań. To nasza konstrukcja. Alex ma rację.
Proszę wybaczyć mi za ten rebusowy komentarz, jestem artystą-poszukiwaczem:-)
Do Nikki.
Nikka nie jesteś jednak sama;-)
Alexie, ciągle czekam…
SST,
Szeroką odpowiedź na Twoje pytania i poruszane kwestie dotyczące posiadania (lub nie) „papierka”, z krótkimi historiami kliku osób etc zamiesciłam na swojej stronie, pod adresem:
http://www.ewytrazek.pl/zycie-bez-„papierka”/
Serdecznie zapraszam do lektury. Mam nadzieje, że lektura bedzie ciekawa i inspirujaca nie tylko dla Ciebie.
Ewa W
we mnie właśnie „kiszki się przewracają”…
sytuacja wygląda tak, że mam 23 lata (w czerwcu 24 :)), studiuję zaocznie ekonaomię, daje z siebie jakieś 5% prześlizgując się tylko z semestru na semestr, rok temu powinienem zdać pracę licencjacką, a mimo, że mam ją napisaną w 95% to nie mogę postawić kropki…
Od ponad dwóch lat jestem ze swoją narzeczoną i we wrześniu br mam termin swojego ślubu. i wielki dylemat co robić…
pracuję jako doradca w holenderskiej firmie ubezpieczeniowej od ok 1,5 roku i mam wrażenie że cofam się w rozwoju. mimo, że momentami lubię tą pracę i mam wspaniałych klientów to wiem, że jest to nie dla mnie. ok roku czasu utrzymywałem siebie i narzeczoną ponad stan i skończyło się na tym że mam kilkudziesięciotysięczne długi (kredyty itp.) i kompletny brak siły, motywacji, poczucia męskości…
ton mój wynika z faktu, że nie jestem obecnie w najlepszej sytuacji psychicznej.
problem w tym, że jeżeli chodzi o ślub, to mimo, że go chcę, to dojrzewam do myśli, że jednak jest to trochę przedwczesny krok… jeszce gdybym czuł się pewnie, miał stabilizację choćby finansową nie mówiąc o psychicznej to byłoby inaczej.
dochodzą do tego oczywiste aspekty „obciążenia genetycznego” w postaci wychowania i atmosfery rodzinnej , w której się wyrosło… odłożenie terminu ślubu raczej odpada (wybadałem) dziewczyna jest wspaniała, zranić Ją byłoby zbrodnia z mojej strony stąd ten potrzask.
przeszkadza mi jeszcze moje przeogromne lenistwo, które ogranicza chęć rozwoju.
chaos- przepraszam, ale trochę musiałem się wytpisać….
pozdrawiam wszystkich
Dzięki za tekst. Jestem właśnie na powiedzmy takim etapie gdzie musze wybrać co robić dalej w życiu. I wcale nie jestem pewien co robić. Najgorsze jest to że (tu nie chodzi o pychę), ale jestem dobry w większości rzeczy których się dotknę. I przez to nie mogę znaleźć czegoś co jest dobre tylko dla mnie. I faktycznie pewna presja środowiska jest – tzn wszyscy robią karierę, zakładają rodziny, ale jakoś czuje, że to nie dla mnie. Przynajmniej nie na tym etapie.
Witam wszystkich,
wpisałam dzisiaj w google myśl 'jak żyć’ i trafiłam tutaj na stronę. Rady są wspaniale napisane. Po przeczytaniu całego posta naszła mnie taka refleksja. Mam 20 lat, stoję przed najważniejszymi decyzjami w życiu. JEdnak wydaje mi się, że już podjęłam. Od kiedy weszłam w okres dojrzewania, mam problem w komunikacji z rodzicami niestety aż do teraz. Próbowałam wszystkiego przez muzykę, biznes, produkcję, aktorstwo, rysunek, projektowanie mody, śpiew. I nadal nie mogę znaleźć swojego miejsca. Jestem strasznie zagubiona, gdyż dzisiaj uświadomiłam sobie, że pracując w modzie, gdzie było to moim największym marzeniem od 10lat ostatnich, to nie jest to co ja chce robić, z jakimi ludźmi pracować. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że wszystkie moje decyzje są źle podjęte. Że przez całe życie chce polegać na rodzeństwu i rodzicach. Że wydaje mi się, że oni zawsze będą,pomogą mi. Nie wiem tak naprawdę już sama czego chcę od życia. Mam chłopaka, z którym jestem długo, ale mam uczucie, że nie będziemy do końca, że ja chcę jeszcze poszaleć, że chcę pobyć sama poznać siebie. Wszystko sobie tak pokomplikowałam właśnie przez chłopaków w moim życiu. Na tym etapie życie nie wiem co ze mną dalej. Wydaje mi się, że wszystkiego spróbowałam byłam we wszystkim dobra niestety, i nic mnie już nie zdziwi zaciekawi, bo znudziło mi się wszystko. Życie jest dla mnie strasznie trudne, albo moje decyzje są źle podejmowane….
Czu-czu
Czasem niektóre rzeczy trwają, ale jak widzisz nie zapomniałem o Twoim komentarzu :-)
Pytasz : „Moje pytanie jednak brzmi, czy nie za dużo w życiu zależy od przypadku? ”
Moja odpowiedź brzmi „i tak i nie” :-)
Tak, bo życie ciągle i bez większej inicjatywy z naszej strony podsuwa nam różne szanse i wyzwania.
Nie, bo w dużej mierze od nas zależy, co z tymi „prezentami” zrobimy :-)
Możemy przyjąć postawę pasywną wobec wyzwań (cierpienie w milczeniu) i nie zauważać szans, możemy podejść całkiem odmiennie.
Dziwi mnie Twoje zdanie: „..Moje pytanie jednak brzmi, czy nie za dużo w życiu zależy od przypadku? ”
Zmiana pracy, bo obecna Cię nudzi itp. to dobry powód, ale po to, aby dopasować ją do ukończonego kierunku studiów, to chyba nienajlepsza strategia, zwłaszcza dla socjologa.
Bardzo wielu ludzi z powodzeniem wykonuje kompletnie inne zawody od tzw. wyuczonych!
Dalej: „..chcę pożyć tym życiem swoim, przeżyć je, żyć pełnią życia a nie tylko przewegetować je. ”
Doskonała koncepcja, zacznij ja żyć!!! Nie musisz przecież wszystkiego od razu robić na 100% aby tum się delektować. Zacznij od rozszerzenia Twoich kontaktów z innymi ludźmi i to nie tylko w sensie ilościowym. Zadbaj, aby znać bardzo różnych ludzi i otwarcie z nimi rozmawiać. Zdziwisz się, jak bardzo mogą otworzyć Ci się oczy!
Ja siłę i energię biorę z robienia różnych rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Większość z nich nie wymaga albo żadnych pieniędzy, albo bardzo niewiele, więc nie jest to kwestia zamożności. Mam Ci podpowiadać od czego zacząć??? :-)
Rafał Ney
Warto zwrócić uwagę na Twoje zdanie: „…kiedy okazuje się, że przygotowane w masowej produkcji przez społeczeństwo miejsca do zajęcia w życiu są do bani, ciasne i uwierają. ”
Wbrew temu, co próbują nam wtłoczyć w głowę media, część rodziny i kościół rzeczywiście tak jest. Szkoda, że tak wiele osób rozpoznaje to dopiero po czterdziestce.
Warto przeczytać i zastanowić się nad „Ten rok nie chodzenia do szkoły i czytania
czego tylko dusza zapragnie, ten czas intelektualnej wolności dał mi
bardzo dużo. Pozwolił na rozwinięcie skrzydeł i rozpoczęcie
samodzielnego życia. Wyrwania się wreszcie spod presji rodziców i
nauczycieli. Nic już nie było takie jak przedtem. Dorosłem do
podejmowania samodzielnych decyzji. Choć oczywiście na początku
większość z nich była całkowicie błędna ”
Podsuń to pod nos młodym Kolegom.
Pozwolę sobie nie do końca zgodzić się z Tobą, kiedy twierdzisz o licealistach: „..A jednocześnie musi szybko podjąć decyzję, która dość mocno determinuje ich przyszłość. ”
To niezupełnie jest tak (na szczęście). O ile ktoś nie zdecyduje, aby zostać przestępcą, albo mieć dzieci w tak młodym wieku, to to silne determinowanie przyszłości jest mitem. Jak mawiają Niemcy ” nie je sie tak gorąco, jak było gotowane” :-)
Piszesz: „…chory jest system, który wymaga ukierunkowanego wysiłku od
najwcześniejszych lat, żeby osiągnąć jakąś liczącą się pozycję. ”
Dlatego trzeba postawić się obok systemu :-)
Dan
Przeczytanie nawet wielu książek, choć niewątpliwie przydatne, nie zrobi z Ciebie coacha. Zobacz co naprawdę potrafisz zrobić (nie tylko opowiadać o tym!!) i zastanów się, kto mógłby czegoś takiego potrzebować.
Nie do końca rozumiem Twoją wypowiedź „Mam takie nieodparte wrażenie, że jesteś kolejnym człowiekiem, który z podziemi się wydostał, zarabiając grosze jako wielu dzisiejszych milionerów z USA, którzy teraz sprzedają bestselery ludziom takim jak ja, choro ambitnych, wystarczająco inteligentnych ale zagubionych w dzisiejszy czasach. ” Możesz to doprecyzować?
Michał M
Jak myślisz, jaka będzie wartość takiego wykształcenia, o którym piszesz?
We wrześniu zamierzasz się ożenić, czytając Twój post zastanawiam się po co chcesz to zrobić? W tak młodym wieku? Czytałeś posty z serii http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/ ?
Długi to niedobra sprawa, ale pokaż mi kogoś, kto twierdzi że zawsze rozsądnie obchodził się z pieniędzmi :-)
Co masz na myśli pisząc „kompletny brak siły, motywacji, poczucia męskości… ” Zwłaszcza to ostatnie mnie dziwi.
Piszesz: „…to dojrzewam do myśli, że jednak jest to trochę przedwczesny krok… ”
Tutaj pozwolę sobie zgodzić się z Tobą :-)
Nie zwalaj na innych twierdząc „…dochodzą do tego oczywiste aspekty “obciążenia genetycznego” w postaci wychowania i atmosfery rodzinnej , w której się wyrosło… odłożenie terminu ślubu raczej odpada (wybadałem) dziewczyna jest wspaniała, zranić Ją byłoby zbrodnia z mojej strony ..”
To jest w ostatecznym rozrachunku Twoje życie i Ty ponosisz za nie odpowiedzialność. I nic tak naprawdę nie musisz (abstrahując, że każdy z nas któregoś dnia musi pożegnać się z tym światem), pod warunkiem, że zaakceptujesz konsekwencje Twoich decyzji.
Piszesz też: „przeszkadza mi jeszcze moje przeogromne lenistwo…. ”
Witaj w klubie :-) Nie rozumiem tylko, dlaczego miałoby ono ograniczać chęć rozwoju. U mnie jest dokładnie odwrotnie, bo im bardziej sie rozwijam, tym mniej musze robić rzeczy, których robić nie chce mi się :-)
Bartek
Jakoś nie martwię się o Ciebie :-)
Polala
Piszesz: „Od kiedy weszłam w okres dojrzewania, mam problem w komunikacji z rodzicami niestety aż do teraz. ”
Jesteś w bardzo licznym towarzystwie :-) I niekoniecznie musi to być coś negatywnego. Tacy ludzie częściej mają odwagę próbować czegoś nowego zamiast powielać wzorce poprzedniego pokolenia. Znam kilku stosunkowo młodych ludzi, którzy odnoszą sukcesy znacznie większe od moich i którzy w rozmowie twierdzą, że mając lepsze relacje z rodzicami nigdy by do tego nie doszli. Przy tym kochają swoich rodziców, po prostu trochę „wyrodzili się „.
Dalej wspominasz: „Próbowałam wszystkiego przez muzykę, biznes, produkcję, aktorstwo, rysunek, projektowanie mody, śpiew. ”
To bardzo pozytywne, choć lista nie wyczerpuje tego „wszystkiego” :-)
Tak samo nie mogę zgodzić się z Twoim twierdzeniem: „Dzisiaj uświadomiłam sobie, że wszystkie moje decyzje są źle podjęte. ” Jeżeli jeszcze żyjesz, to oznacza, że przynajmniej kilka decyzji dotyczących przekraczania jezdni podjęłaś wystarczająco dobrze :-)
A tak zupełnie poważnie, to na czym chcesz się uczyć jak nie na własnych decyzjach? Istotnym jest, aby przy tym nie wyrządzić sobie (i innym) poważniejszej krzywdy, resztę możesz zaksięgować jako czesne na uniwersytecie życia.
Piszesz :”Wszystko sobie tak pokomplikowałam właśnie przez chłopaków w moim życiu. ”
Uśmiechnąłem się czytając to, bo mając ponad dwa razy tyle lat co Ty też mogę powiedzieć „Wszystko sobie tak pokomplikowałem właśnie przez dziewczyny w moim życiu.” :-)
To pewnie naturalna kolej rzecz u ludzi, którzy nie są stworzeni do życia jak pustelnik albo święty, witaj w klubie :-)
Trochę muszę z Tobą popolemizować kiedy piszesz: „Wydaje mi się, że wszystkiego spróbowałam byłam we wszystkim dobra niestety, …
Jeżeli byłaś taka dobra, to pokaż mi konkretne rezultaty w:
– muzyce
– biznesie
– produkcji
– aktorstwie
– rysunku
– projektowaniu mody
– śpiewie
Nie zrozum tego jako złośliwości, po prostu pojęcie „dobry” jest bardzo szerokie i obejmuje nie tylko konkretną umiejętność, lecz też zdolność odpowiedniego sprzedania jej. Tutaj mamy prawie zawsze pole do poprawy (ja, będąc jednym z lepiej opłacanych ekspertów tez się do tego przyznaję), a sam proces doskonalenia tego jest ciekawy i pełen wyzwań.
Życzę powodzenia w podejmowaniu Twoich
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Dziękuje za odpowiedź Alexie. Obecnie wszystko próbuję sobie poukładać w Warszawie. Szukam też nowej, ciekawszej pracy. Spotkałem tu nieco ciekawych ludzi i mam nadzieję, że jeszcze spotkam. Jestem jak najbardziej otwarty na Twoje dalsze podpowiedzi ponieważ czerpiąc z różnych źródeł chcę poprawić swoją jakość życia! :)
Witam!
Jestem stosunkowo świeżym czytelnikiem, znalazłem ten blog całkiem niedawno, poszukując inspiracji, odpowiedzi na nurtujące mnie pytania i pomysłów na to, co mogę zrobić aby poprawić sobie jakość życia (albo raczej przerwać trwającą już dość długo wegetację).
Teoretycznie mam wszystko, czego potrzebuję: dach nad głową i pieniądze na to, by dożyć kolejnej wypłaty spłacając przy tym kredyt zaciągnięty na potrzeby spłaty innych zobowiązań. Mam też pracę, w której dobrze się czuję i szefa, który nie tylko jest przełożonym, ale i człowiekiem, który widzi we mnie duży potencjał. Jedyny problem tkwi gdzieś we mnie.
Od niedawna pracuję na stanowisku handlowca w firmie z dużymi możliwościami, świetnie dogaduję się z ludźmi, potrafię też skutecznie sprzedawać produkty znajdujące się w naszym portfolio. Żeby nie zabrakło motywacji, dostałem do zrealizowania 2 progi sprzedażowe: próg satysfakcji i próg marzeń (obydwa są wykonalne). Czyli okazji pod dostatkiem, motywacja jest, zapału nie mniej… brakuje tylko przełamania jednej bariery. Jest nią „new business developdevelopment”, „cold call” czy jakkolwiek inaczej by tego nie nazwać. Po prostu tak, że w momencie, kiedy podnoszę słuchawkę i zamierzam wykonać telefon przeżywam coś gorszego niż szesnastolatek próbujący „zagadać” do najładniejszej dziewczyny w szkole (powinno być raczej „niż ja w wieku 16 lat”). Mogę występować przed setkami osób prowadząc prezentację. Chętnie jeżdżę na spotkania i rozmawiam z ludźmi na dowolne tematy… Lubię dzwonić do ludzi, których już znam. Jedyne, co mnie „boli”, to telefon do całkowicie nieznanego mi człowieka w celu nawiązania kontaktu biznesowego.
Naczytałem się sporo o podejściu do takich rozmów, prawdopodobnie nawet zlokalizowałem źródło problemu. Według wszelkiego rodzaju podręczników dotyczących sprzedaży jest to „występowanie z poziomu sprzedawcy”, stawianie się poniżej rozmówcy zamiast na równi z nim. Kłopot w tym, że kiedy już podniosę słuchawkę i zaczynam rozmowę… gubię się, stresuję i często najzwyczajniej w świecie „palę” rozmowę (co dosyć dotkliwie spowalnia mi rozwój bazy potencjalnych klientów). Czy jest na to jakieś lekarstwo?
Pozdrawiam!
Lukaas,
a wierzysz, że to co chcesz sprzedać jest wartościowe dla potencjalnego klienta?
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Powiem więcej – ja to wiem! I potrafię to sprzedawać, jedyny mój problem polega na inicjowaniu pierwszego kontaktu z potencjalnym klientem.
Niebezpieczeństwo imitacji
————————–
Zajrzałem sobie na wylinkowany powyżej blog pana Oresta Tabaki.
Gościu założył blog o dokładnie takiej samej tematyce, jak blog Alexa. Zastosował nawet to samo oprogramowanie :-) Pisze używając charakterystycznych zwrotów Alexa: „witaj na naszym blogu”, „rozwiń to proszę” lub „co masz na myśli, mówiąc”. Założył tam też małą biblioteczkę. We wszystkim stara się naśladować swego idola.
Orest jest zauroczony życiem, jakie prowadzi Alex. Pragnie tego samego dla siebie. Ale idzie przy tym na skróty. Od razu, z pominięciem lat ciężkiej pracy i przymierania głodem w piwnicy (co zapewnie nie jest specjalnie pociagające), chce zostać couchem i trenerem. Alex prowadzi power-walk na Kanarach, Orest też robi sobie power-walk do „Biedronki” i z powrotem. Alex zaczął prowadzić blipa. Orest też ostro blipuje.
Oczywiście, w chęci dorównania innym nie ma nic złego. Każdy z nas chciał mieć kiedyś tylu przyjaciół, ilu miał Herman, być tak ładnym jak Rudolf czy bystrym jak Józiu. Niebezpieczeństwo pojawia się wówczas, kiedy nie tyle chcemy osiągnąć to samo, co inni, ale być tacy jak oni.
Niestety, Orest przez swoje naśladownictwo wcale nie staje się lepszym Orestem, a jedynie gorszą wersją Alexa. Żyje cudzym życiem i nic w ten sposób nie osiąga. Jest zwykłym przebierańcem, kukłą.
Niebezpieczeństwem imitacji jest to, że zamiast samemu działać – jedynie naśladujemy cudze działanie. A i to tylko w jego najbłachszych, zewnętrznych przejawach. Ubieramy się więc jak nasz idol lub staramy się wyrażać w ten sam sposób. Ale umyka nam najważniejsze – nie potrafimy robić tego, co on – więc cała ta otoczka jest blichtrem bez znaczenia.
Tak samo, jakby ktoś o powierzchowności Michaela Jacksona (oczywiście już po szeregu operacji plastycznych) założył ciemne okulary i powygibał się na scenie, myśląc, że od razu zostanie królem popu. Nie tędy droga panie klon-Jackson.
Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ludzie noszą obuwie, takie samo jakiego używa znany sportowiec, choć wcale przez to nie stają się atletami. Umieszczają pieniądze w banku firmowanym przez znanego aktora, choć bynajmniej nie przysparza im to bogactwa. Nie rozumiem tej chęci pozbycia się własnej tożsamości, aby przyjąć cudzą. Czyżby aż tak siebie nie lubili?
Rafał Ney
Musze przyznać, że nie całkiem podoba mi się pokazywanie kogokolwiek palcem.
Ja wychodzę z założenia, że każdy może sobie prowadzić dowolny blog, na dowolnym sofce :-)
Wordpress jest najpopularniejszym softem blogowym na świecie.
Nie widzę też problemu, jeśli ktoś podłapuje dobre pomysły, pod warunkiem, że nie przypisuje sobie ich autorstwa.
Piszesz: „Orest jest zauroczony życiem, jakie prowadzi Alex. Pragnie tego samego dla siebie.”
Tego nie możesz wiedzieć, bo nie siedzisz w jego głowie!!
Cała reszta opiera się na tej wątłej podstawie. Proszę nie pisz takich rzeczy tutaj. Miałem często dyskusje kompetencyjne z Orestem i w końcu poprosiłem go o niewypowiadanie się na moim blogu (do czego po dżentelmeńsku się dostosował – ma cały czas nieograniczony dostęp), ale przy wszystkich zastrzeżeniach do niego osobiście odbieram Twój komentarz jako niesprawiedliwy.
Niebezpieczeństwo imitacji jest zawsze istotne i może warto napisać o tym post, ale przykład chyba nie jest trafiony
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alexie,
Dokładie 4 godziny temu dowiedziałam sie o Twoim istnieniu:), a to za sprawa mojej siostry, która odwiedziła mnie w pracy i zaproponowała mi abym spojrzała na Twój blog. I takim to sposobem nie moge oderwac się od czytania postów -mimo, że jestem w pracy:/ (pierwszy raz taka sytuacja sie zdarzyła;)) Hmm…. co spowodowało, że siostra poleciła mi Ciebie? Pewnie fakt, że wciąż szukam ciekawego sposoby na swoje zycie …Opowiadała jak była na spotkaniu z Toba w Warszawie a ja jak mała dziewczynka z otwartą buzia jej słuchałam. Dzięki temu postowi podjęłam decyzję, której się troszkę obawiałam. Trochę czasu spędziłam za granicą i nie ukrywam, że nie miałam zamiaru wracać. Ale czasem nie mamy wpływu na sytuacje, które się dzieją wokół nas więc podjęłam decyzję o powrocie.Fakt powrotu nie nastrajał mnie optymistycznie ale także kończąc swój związek nie chciałam tam zostać. Jestem juz w Polsce 1,5roku i przez ten czas udało mi się zrobic napawdę dużo. Praca na kierowniczym stanowisku, ukończone studia. Ale czy mnie to zadowala??? W ogóle!!! Nie wiem czy jest we mnie brak cieszenia się z prostych rzeczy czy poprostu jestem typem osoby nie stabilnej, wiecznie poszukującej, nie znoszącej monotonii?! Kwestia 2 lat i praca, która na początku wydawała się tą wymarzona , okazuje się, że to nie to. Że czuję się niespełniona. Teraz mam możliwość wyjazdu do Stanów i żyję tylko tym. Kolejny raz rzucam wszystko(praca,kolejny fakultet na studiach, rodzice) aby szukać tego czegoś. I chcę tego bardzo i wiem, że warto! Dużym kosztem, ale to moje życie i chcę je przezyć jak najlepiej a nie osiąść na etacie i tak żyć z dnia na dziń bez żadnego celu. wiem, że są osoby, które potrzebuja stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa i to im daje spełnienie i są szczęśliwi ale ja do tych osób nie należę. Tak więc jadę za ocean i nikt już mnie nie powstrzyma:)) Wciąż próbuję różnych stylów życia, rodzajów relacji z najprzeróżniejszymi ludźmi, różnych zawodów:/ i sposobów zarabiania na siebie Alexie motywujesz moją osobę niemiłosiernie:) Dzięki wielkie:)
Lena
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Kolejny raz rzucam wszystko(praca,kolejny fakultet na studiach, rodzice) aby szukać tego czegoś.”
Szukanie jest super, ja robię to nadal, aczkolwiek niekoniecznie przez rzucanie wszystkiego, raczej przez „pączkowanie” :-) Może warto zastanowić się jak nie zaczynać za każdym razem od zera? W młodym wieku to ostatnie wyrabia cenne umiejętności pionierskie, z drugiej strony może można by lepiej wykorzystać to, co w międzyczasie osiągnęliśmy? Ja staram się właśnie wykorzystywać dotychczasowe dokonania jako trampolinę do nowych, jak na faceta w moim wieku nie zawsze całkiem rozsądnych projektów :-)
Tak czy inaczej życzę Ci powodzenia w nowym przedsięwzięciu kończąc cytatem, którym Casey Kasem zwykł kończyć swoją audycję American Top 40 w czasach, kiedy ja szukałem: „Keeep your head in the sky and your feet on the ground” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
MAM 26 LAT, CZY TO JEST DOBRY CZAS NA ROZPOCZECIE POSZUKIWAN? CZY JUZ JESTES ZA STARY I POWINIENEM SIE SKUPIAC NA „STABILIZACJI” ??
Gregsky,
a jak Ty sam o tym myślisz?
Pozdrawiam, Ewa
Alex,
Co masz na mysli piszac „learning by doing”?? Jak stosujesz ta zasade i jak ona wplywa/nela na Twoja „kariere zawodowa”??
Pozdrawiam.
Taa… Dobrze napisana notka :) Z tym, że szkoda, że ja właśnie się wpakowałem w pewne zobowiązania, których nie da się odwrócić… . Trzeba było jakieś 5 lat temu poczytać takie porady :) Wszystko chciałem za szybko. Wyprowadzić się z domu zdobyć jakąś dziewczynę, zarabiać na siebie i wszystkiego w życiu próbować. Szkoda, że zaniedbałem naukę przy okazji tego wszystkiego. Jakbym inaczej pokierował swoim życiem to pewnie teraz bym nie mieszkał w Gdańsku wraz z dziewczyną, z którą jak zaczynałem to nawet jej nie kochałem. Po prostu jakąś chciałem mieć. Teraz jesteśmy narzeczeństwem i chyba się nie da tego odkręcić… – przyzwyczajenie… Do tego ta nauka skończona na poziomie LO, które mi nic nie daje i jestem zwykłym robolem wiążącym ledwo koniec z końcem i zastanawiającym się „Co zrobić ze swoim życiem” tak naprawde nie mając już możliwości zrobienia czego kolwiek… Eh.. Gdybym tylko w jakis sensowny sposob mógłbym przekazać to wszystkim : Ludzie nie pakujcie się w cokolwiek jak nie macie pewności że to jest to czego chcecie! Zwłaszcza jak jesteście taką d…. wołową jak ja, że nie potraficie do końca swojego zdania wyrazić.. Wh..
Hehehe… nawet nie potrafie komentarza napisać :) Przecież to wszystko się nie trzyma kupy :) I pewnie dużo błedów ortograficznych :) Koniec mojego smęcenia :) Wielki szacunek dla prowadzącego tego bloga. Zaraz przejże go dokładniej :) Pozdrawiam
Paweł,
„(..)jak jesteście taką d…. wołową jak ja, że nie potraficie do końca swojego zdania wyrazić.. Wh.. Hehehe… nawet nie potrafie komentarza napisać Przecież to wszystko się nie trzyma kupy I pewnie dużo błedów ortograficznych (…)”
No, tak, dalej, jeszcze, dowal sobie mocniej, dokop! Tak na maksa! Potem już nic nie musisz, bo przecież wszystko jest nie tak. Tak najprościej. To bardzo wygodne, bo stwierdzasz, ze już się nic nie da zrobić i .. czujesz się zwolniony z dalszej odpowiedzialności za swoje Zycie. Super strategia dla kogoś, komu się nic nie chce zmieniać.
A teraz konstruktywnie:
– to, ze masz narzeczoną, nie oznacza, ze musisz się żenić. Przy takim podejściu jak reprezentujesz, to krzywdzisz i ja, i siebie. Lepiej usiąść i powiedzieć, ze się nie chce tego kontynuować. Do zrobienia czegoś sensownego ze swoim życiem potrzebna jest odwaga.
– sprawdź, co robisz ze swoim czasem po pracy i przeznacz go na własny rozwój, a za kilka lat będziesz w innym miejscu.
Narzekając zostajesz w tym samym miejscu. Dokopując sobie – cofasz się.
Pozdrawiam, Ewa W
To moje i ja napisze cos wiecej o sobie.
Zaraz po maturze zdawalam na kilka kierunkow humanistycznych i dostalam sie (jako jedna z nielicznych) na slawistyke (wolalam polonistyke, bo od zawsze fascynowalam sie ksiazkami, pisaniem, a takze muzyka – chodzilam do szkoly muzycznej, kultura, teatrem). Studia okazaly sie totalnym nieporozumieniem, czulam, ze trace na nich czas i – pomimo maminych protestow – rzucilam je w cholere. Nie wiedzialam co robic dalej, wiec odbylam polroczny staz w banku z urzedu pracy. Po jego zakonczeniu (dalej nie wiedzac co ze soba poczac) postanowilam wyjechalac do Irlandii. Nie chodzilo mi o zarobek (no moze nie byl to glowny powod), ale o przezycie przygody, nabranie dystansu, poznaniu siebie, otwarciu sie na nowe mozliwosci. Prace znalazlam w miare szybko, nie byla ona ambitna, ale nauczylam sie wiekszej zyczliwosci do ludzi, usmiechu, a przede wszystkim angielskiego (nie jest on moze idealny, ale bez problemow wiekszych umiem sie dogadac z wszystkimi). Po jakims czasie (1,5roku) zaczelam popadac w jakas depresje, niezadowolenie, czulam, ze zamiast sie rozwijac stoje w miejscu. Rzucilam prace, zaczelam imac sie roznych rzeczy, ale w zadnej sie nie odnalazlam. Wrocilam do branzy, w ktorej rozpoczynalam (sprzedaz), bo wydaje mi sie, ze w niej najlatwiej znalezc prace, a za cos utrzymac sie mucialam. I tak tkwie w tym miejscu juz prawie 3 lata! W miedzy czasie wyszlam za maz (bardzo szczesliwy zwiazek), skonczylam kurs administracji, odbylam staz w biurze nieruchomosci (szef byl swirusem, wiec pomimo jego propozycji nie przyjelam oferty jego oferty pracy na pol etatu), udzielam sie na polskim portalu w Irlandii jako dziennikarz (wolontaryjnie). Obecnie planuje zaczac kurs angielskiego zakonczony certyfikatem CAE i zdac prawo jazdy. Ale co potem? Czuje silna potrzebe zmiany pracy, bo czuje sie w niej robotem. Problemem jest niskie poczucie wartosci i brak odwagi, a takze strach, ze moj angielski nie jest wystraczajacy, ze nie mam odpowiednich kwalifikacji, jakas presja wewnetrzna, ze powinnam/musze/chce cos zrobic, rozwijac sie, ale nie wiem w ktorym kierunku pojsc (mam ciagly sentyment do gry na pianinie, do pisania tekstow, ksiazek). Za kazda rade bylabym wdzieczna :-)
Dzieki za „wysluchanie” i pozdrawiam!
Przypominam sie…:-)
Czytając to co piszecie i moje osobiste odczucia. Każdy człowiek jest zagubiona owieczką która nagle znalazła sie gdzies w srodku wielkiego swiata i musi wrócic do swojego domu. W moim zyciu pozmieniało sie wiele w przeciągu kilku lat. Ożeniłem sie, mam własne mieszkanie, prace, plany na przyszłość, próbowałem studia które zawsze były moją pasją mimo, że w szkole uchodziłme za nieuka dostałem sie na jagielonke. Cały czas póbuje nauczyc sie grać na piekielnej gitarze. Utrzymałem odrobinę samodyscypliny i po kilka razy w tygodniu chodze na basen robie coś dla siebie. Wydaję mi się, że nie znajduję sie teraz w miejscu w jakim będę za kilka lat. Ponieważ chodzi o to aby doskonalić swój warsztat. Każdy znasz również ty Agnieszko uważam, że coś tam w zyciu przeżył. Ale większość widzi to w czarnych barwach. Mnie prowadzi jedno zdanie..droge wytycza sie idąc…Nie jest powiedziane, że ja tego co teraz mam nie rzuce lub nie strace za kilka lat by miec coś innego. Życie wg mnie jest na tyle ekscytujące by robić i próbować rzeczy które chcemy. Jak byłem małym chłopcem nie umiałem jeździc na rowerze dopiero gdy dostałem rower na komunię było dla mnie ogromną frajda jak przejechałem kilka metrów. Teraz jak wracam wspomnieniami czuję, że dla takich rzeczy żyjemy. Od malucha strasznie bałem sie wody. Nie umiałem pływac a brat zawsze mnie straszył , że mnie utopi. śmieszna historia dopiero w ubieglym roku nauczyłem sie pływać oczywiście pókui co unosze sie na wodzie ale doskonalę swój warsztat. Teraz odnajduje droge robienia to o czego pragnę. Mam jeszcze kilka planów w zanadrzu. Szukałem odpowiedzi w internecie na forach w książkach i muzyce jak żyć. Ale żadna książka nie nakręciła mnie odpowiednio dobrze. One jedynie nas kierują na pewne wybrane kierunki które musimy obrać aby nabrac wiatru w żagle i pożeglować. Moja dawna zanjoma kiedys powiedziała, że w zyciu powinniśmy być jak kawałek strej deski rzuconej na bezmiarze oceanu niemającej żadnego wpływu na to gdzie nas poniesie. ;) Lub jak mówił alchemik Podróżowac dla samego faktu podrózowania. ;) (nie obyło się oczywiście bez kłopotów i tych gorszych dni one pojawiają się na codzień, ale starajmy sie widzieć szklankę w 3/4 pelną a tylko w 1/3 pustą)
Pozdrawiam
N.
Witajcie!
Niech moja historia posłuży za pewien przykład..Jestem absolwentem wydziału prawa i zarazem aplikantem adwokackim od dwóch lat. Wsród rodziny i znajomych uchodziłem za szczęściarza i „głowę”. A ja…z każdym dniem się dusiłem..za każdą kolejną nudną rozprawą sądową popadałem we frustracje..do tego te środowisko prawnicze, które w Polsce jest nie profesjonalne, układowe i zakłamane, nie jest to miejsce dla osób myślących inaczej to znaczy mających otwarte głowy…W pewien majowy poniedziałek o godzinie 10 rano, uderzyłem ręką w stół i wyszedłem z kancelarii, mówiąc sobie koniec z tym i czas zacząc realizowac swoje prawdzwie pasje i marzenia..zapytacie jakie? a mianowicie zainteresowania artystyczne i podróże. Uściślając jestem obecnie tatuażystą z międzynarodowym dorobkiem a praca pozwala mi na podróżowanie po całym świecie i zarabianie w każdym jego zakątku. Dla ludzi z dawngo środwiska jestem wariatem, ale to ja się realizuje i spełniam marzenia każdego dnia;-) inaczej pewnie siedziałbym teraz w nudnym biurze i pisał kolejną nudną apelację dla kierowcy który się przejechał w stanie nietrzezwości albo siedział w sądzie i słuchał świadków jak to zygmunt ze staszkiem się po flaszce bili… Kochani najważniejsze to nie patrzec na innych i realizowac siebie!!! bo to jedyny klucz do szczęscia i sukcesu. A to że jesteś inny jest właśnie w cenie. Jeśli ktoś Cię będzie krytykował to zapewne tylko dlatego że Ci zazdrości…;-)
Witam! Ja też długo poszukiwałem swojej drogi…Mam 27 lat i dopiero skończyłem szkołę, po której będę miał zawód, który daję mi radość i satysfakcję. Po rzuceniu dwóch kierunków studiów zdecydowałem się na poważny krok, czyli na całkowitą zmianę życia. Wiem co to jest ciężka praca, ale aktualnie jestem chwilowo na utrzymaniu rodziców, co było powodem tego że porzuciła mnie dziewczyna… Ja się nie poddaję, bo wiem że jeśli dopnę do końca to co zacząłem będę miał ciekawą pracę, która daje perspektywy na przyszłość…Ostatnio mam doła z powodu porzucenia ale wierzę że wszystko jeszcze przede mną…
_Alex pogratulować wszechstronności i odwagi.
Odwagą jest realizować swoje marzenia. Niewielki procent społeczeństwa się realizuje.
Witajcie
Dzisiaj nasunęła mi się prosta odpowiedź na pytanie w tytule postu.
… robić to co nam sprawia przyjemność, w miłym gronie ludzi :)
Pozdrawiam słonecznie!
Ciekawy post Alexie ;)
Bardzo często widzę życiowe niezdecydowanie wśród moich rówieśników.
W tym roku zdaję maturę i jestem przerażony, ale nie maturą a podejściem innych. Tak jak wspomniałeś w poście zdecydowana większość robi to co inni – powielają schematy swoich rodziców, są pod wpływami środowiska, w którym przebywają.
Nawet lekcje przedsiębiorczości w szkole przesiąknięte są zaściankowym myśleniem, które dalece odbiega od kreatywności, przedsiębiorczości w rzeczywistości.
Ci wszyscy, którzy idą na studia – które mają dać im zabezpieczenie finansowe(raczej niż satysfakcje czy szczęście), kierują się najzwyczajniej strachem. W ich mniemaniu papier jest rzeczą świętą, praca jest dobrem najwyższym. A przez to, że nie wiedzą co chcą robić to ich życie wygląda jak wygląda – nijako.
Brak zdecydowania, działania, siły charakteru, współpracy, myślenia – to wszystko w nas zabijają od dzieciństwa.
Najgorsze to być świadkiem takiej indoktrynacji, widzieć jak szkoły tworzą niezdatne do życia jednostki – kruche, słabe, niezdolne do radzenia sobie bez pomocy państwa, pracodawcy, ZUS-u itp..
Ktoś w komentarzach wspominał o działaniu – mi to zajęło 5 lat, teraz 18. Od etapu – kiedy uważałem, że wiem wszystko odnośnie biznesów, finansów itp.. wtedy wyszedłem z domu – rzeczywistość okazała się kompletnie inna niż w wyidealizowanym świecie teorii.
Ale przecież i tak nie ma problemów – a są same wyzwania.
Poza tym, z jakim problemem nie można sobie poradzić? Wystarczy tylko w siebie uwierzyć, albo nie traktować problemów, błędów w taki sposób jak nas nauczono.
Bo przecież co się może stać? Wystarczy wychodzić poza swoją strefę bezpieczeństwa;)
Pozdrawiam Igor Ziemiański
Życzę sukcesów i wielu feedback-ów z tzw.’porażek’.
No i wreszcie „zdobyłam się” na to żeby wpisać w wyszukiwarkę – NIE WIEM CO ZROBIĆ ZE SWOIM ŻYCIEM i pojawił się ten blog. To spojrzenie bardzo mnie zaintrygowało, ale i przestraszyło. Jestem studentką „modnego”kierunku, wybranego w konsultacji z moją rodziną, po tym jak chciałam studiować coś bardzo niepraktycznego. Nie mogę powiedzieć żebym była specjalnie nieszczęśliwa, albo idealnie zachwycona tym co teraz robię. Po prostu utrzymuję się na powierzchni.
Nie mam tyle odwagi żeby nagle coś zmienić, ale nie wiem też co mnie naprawdę interesuje. Pisze Pan, że trzeba spróbować wszystkiego. Ja na moją wielką przygodę z życiem zaczekam jeszcze dwa lata. Powodzenia dla odważniejszych!
drogi Alexie !
I tak tez przyszla na mnie kolej wpisania w wyszukiwarce: „co robic ciekawego ze swoim zyciem”…mimo tego ze walczylam od mlodosci o wolnosc wyboru i spelnienia marzen ,sama stalam sie niewolnikiem samej siebie .I nie wiem co robic…jestem na piatym roku studiow we francji , mam dobra prace (tzn. jesli chodzi o dochody !),ukochanego , ale to wszystko zabralo mi prawwdziwe szczescie … to ciagla gonitwa o to zebyc byc najlepsza , najmadrzejsza i ect.Taj jak piszesz powyzej nalezy dokonac” skoku”, ktory pozwoli nam swiadomie patrzec na swiat i ludzi .Jednak w czym ten skok mozna odnalezc?probowalam w zmianie kraju , opanowala idealnie jezyk francuski , podrozowalam …i nadal nic …pustka , ciagle jestem niezadowolna (co laczy sie oczywiscie z utrata radosci zycia ).I zadaje sobie to pytanie dzisiaj ; czy winna nie znajduje sie we mnie? a jesli tak to jak ja moge naprawic ? prosze o rady , bo jestem w depresji i nie wiem co moge dalej poczac !Tak jak powiada moj ulubiony filozof A.Camus :„Sobie wydałem wojnę i albo siebie zniszczę, albo się odrodzę, tylko tyle”.
pozdrawiam
Witam,
Ja tak samo zorganizowalam sie jak jedna z poprzedniczek, i wpisalam w google.pl co moge robic w zyciu. Czasem mam wrazenie, ze nic mi sie nie uda i , ze te wszystkie osiagniecia innych, ktore tak z boku obserwuje, nie sa dla mnie i czuje maly pesymizm do tego. Nie wiem czemu, ale czuje w sobie, ze nie uda mi sie nic w zyciu osiagnac. Juz od 14 roku zycia zaczelam myslec co zrobic z moja osoba w przyszlosci, zeby nie zmarnowac mojego zycia tak jak moja mama. To ona ciagle mi wpaja, ze nie powinnam skonczyc jak ona i zebym przestrzegala sie roznych „atrakcji zyciowych na krotka chwile”, bo moga mi zaszkodzic z zyciu. Czasem mysle, dlaczego mi to tak szybko mowi, dlaczego zaczyna mnie dreczyc, zebym na siebie uwazala. Z jednej strony uwazam, ze dobrze robi, bo mam swiadomosc jakie moga byc konsekwencje jednego niechcianego wybryku. Z drugiej strony mysle, ze za szybko zaczelam sie tak wszytskim przejmowac i teraz biore zycie naprawde na serio. Czasem nawet mysle, ze za duzo mysle o tym i czasem przeradza sie to w obsesje. Dlatego wyjechalam zagranice za propozycja mojej kuzynki, ktora powiedziala, ze moge u niej zamieszkac. Majac 15 lat opuscilam grono rodzinne i popadlam w mala depresje. Stracilam radosc z zycia i zapomnialam, ze istnieja jeszcze przyjemnosci dla ktorych warto zyc. I odbijalo mi sie na edukacji. Nowe miejsce, nowi ludzie, srodowisko sprawilo, ze stalam sie snobem i osoba bardzo negatywnie nastawiona na slowo NOWE. Mialam kompletnie dosc i poczulam, ze chce wracac. Ale jesli bym wrocila, wszytsko by sie zapadlo i nie mialabym juz kolejnej szansy, zeby wybic sie ponac wszytskich i cos osiagnac. Dlatego przyjechala mama i zaczela mnie wspierac. Myslalam, ze znowu zacznie mi powtarzac i ostrzegac jak wczesniej. Tego mi akurat w takiej sytacji nie bylo brak i nie chcialam nawet o tym slyszec. Poznalam i znienawidzilam stwierdzenie : Poczatki sa zawsze trudne.Pomalu, pomalu zaczynam wychodzic na prosta i nie mam dola z powodu tak diametralnej zmiany, aczkolwiek uwazam, ze moje wciaz dziecinstwo powinno potoczyc w inny sposob. Ale dzieki wlasnie temu mam duzo wieksze doswiadczenie i jestem teraz bardziej odporna na problemy, ktore wlasciwie problemami nie sa. Wszystko tak bardzo sie zmienilo przez rok, ktory konczy sie dokladnie za 2 dni. Odbieglam od tematu, przepraszam za to, ale musialam sie tak wyzyc, czuje sie teraz lzejsza emocjonalnie i psychicznie. Ale pozostaje mi pytanie : co mam robic w zyciu? Ale po przeczytaniu Pana bloga, stwierdzam, ze jest w nim duzo przydatnych porad, ktore wtdawaly mi sie oczywiste, ale jakos nie umialam ich tak poukladac w glowie, bo nie wydawaly mi sie one dla mnie. Przejmowalam sie, ze nie znajde juz znajomych. Teraz stwierdzam, ze wszytsko bedzie ok i, ze po co sie otaczac ludzmi, ktorzy zyja bez sensu i bez pomyslu. Wraz z droga w przyszlosc odnajde ludzi,ktorzy wiedza co chca, a nie tego,zeby zyc chwila.Kurcze, pogubialm sie w sobie i w tym co pisze, ale to nic, musialam to napisac, zeby zrozumiec. Czuje sie naprawde lzej i powiem nawet dziekuje. Wiem, pisze bez skladu i ladu, ale .. ale wiecie o co mi chodzi. :) Serdecznie pozdrawiam
Witam,
Na wstepie dziekuje za Pańskie przemyslenia i madre słowa. Znalazłam Pana strone przypadkie, gdy w wyszukiwarce google napisalam fraze „ja zrezygnowac z pracy ktora sie jeszcze nie zaczelo?”. Brzmi dziwnie, nie? Łatwo powiedziec szukac. A co wtedy jak ktos szuka po omacku…Tak chyba jest ze mna. Jutro rozpoczynam prace-moj 1szy dzien a ja juz dzis chcialabym uciec. Jest to praca za granica i mozna powiedziec ze w mojej branzy, tz. zgodnie z kierunkiem studiow jaki ukonczylam. Mimo iz wiele razy byla i mieszkalam za granica tym razem jakos inaczej bylo-nie chcialo mi sie wyjezdzac- bo do pracy z ktorej (podobnej) zrezygnowalam 1 rok temu. Wtedy wydawalo mi sie ze to kwesta miasta byla i tyranskiego szefa, ale teraz wydaje mi sie ze to moze chodzic o cos zupelnie innego. Moze poprostu nie chce dluzej pracowac w tym, chce zmiany na inny rodzaj pracy, inna branze. Teraz czuje sie w potrzasku i nie wiem jak ja jutro spojrze w oczy nowemu szefowi i wspolpracownikom. Czy bede miec na tyle sily by udawac jak mi sie tam podoba…skoro ja juz dzis chcialabym to wymazac z mojego zycia. Mam pewien pomysl na inna prace, zajecie ale czy to sie uda, czy nie bede idiotka rezygnujac z tej pracy nie majac nic innego…Boje sie co to bedzie. I co ja teraz mam poczac…?
Witam , na początku chciałbym wyrazić się z wielkim szacunkiem za napisanie tego teksu , chęć niesienia pomocy innym , lecz ja osobiście po przeczytaniu tego jestem trochę zawiedziony , zawarte tu informacje nie są mi obce , życiowe sytuacje ,większość wręcz logiczna , mimo że jestem osobą dosyć młoda mam 20 lat , ten tekst w żadnym stopniu nie zaspokoił mojej wewnętrznej pustki , myślę że odnalezienie własnego sensu życia jest trudnym zadaniem i wielu po prostu może się nigdy nie udać, nie krytykuję , jest to moja opinia i jeszcze raz brawo za chęci , niewątpliwie komuś to może pomóc ,wskazać inną drogę , pozdrawiam
..brakuje takich ludzi na swiecie jak Ty!
witam wszystkich,
gdybym nie znalazł się na tej stronie , nigdy bym nie uwierzył, że jest tylu ludzi mających problemy podobne do mnie.
z tym, że ja uważam siebie za naiwnego. nigdy człowiek nie realizuje siebie w 100%.
jeden polski miliarder powiedział, że w biznesie sukces to w 50% szczęście. w sztuce pewnie to szczęście jeszcze więcej stanowi.
w nauce tez.
heh pewnie każdy z was chciałby osiągnąć duży sukces osobisty. a wiecie kogo ja uważam za człowieka ogromnego sukcesu Józefa Stalina. Koleś sparaliżował życie grubo ponad setki milionów dusz. Był bogiem tu na ziemi? Chcecie tego samego. Z jednej strony chcecie osiągnąć sukces a z drugiej boicie się ceny jaką będziecie musieli płacić. Też jestem w tym chorym układzie.
Bo tak, za sukces się płaci. Można byc niewolnikiem na stanowisku prezesa banku i wolnym człowiekiem w więzieniu. Heh to też ciekawe. Wiekszośc osób piszących pisze, że chce szczęścia. A jednocześnie chce byc w czymś najlepszym. To się tak ma do siebie jak przysłowie sport to zdrowie. Rekreacyjny może i tak, wyczynowy nigdy.
W wyszukiwarce Google wpisałem „co chciałbym zrobić?” nacisnąłem Enter i uzyskałem na pierwszym miejscu: „Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu? – Blog Alexa”.
Skąd takie pytanie. Otóż mam Bratanka (lat 15), który jak mam wrażenie, że coś chciałby zrobić, tylko jak mi się wydaje nie bardzo wie co i jak?
Chyba młodzież nie potrfi pytać, nie potrafi wyartykułować tego co w nich się kłębi. Wiem coś o tym teraz mam 50 lat i mam wrażenie że niedawno dręczyły mnie podobne dylematy.
Polecę Bratankowi ten serwis. Pasja, pasja i jeszcze raz pasja, to pozwala człowiekowi być szczęśliwym. Reszta jest tylko dodatkiem.
Doskonały serwis, tak sobie właśnie wyobrażam społeczeństwo informacyjne (nie obywatelskie bo to słowo już nieco zużyte), wspierające się wzajemnie nie oglądając się na instytucje i inne organizmy nieco wynaturzone. Ewolujemy w kierunku nieznanego, które jak odczuwam jest bardzo intrygujące. Marzy mi się sieć informacyjna zawierająca wiele autoryzowanych i wiarygodnych faktów i reguł ich wzajemnie wiążących, a takie serwisy jak Pana powinny być filarem sieci wzajemnego wsparcia.
Wiedza i zasady jej stosowania będą wkrótce podstawowymi wyróżnikami Sieci. Szkoda tylko, że nasi Politycy są tak krótkowzroczni i nie potrafią zrealizować śmiałej europejskiej wizji społeczeństwa informacyjnego. A my jak zwykle na szarym końcu. Zaniechanie też jest grzechem.
Życzę Panu powodzenia i wielu zadowolonych czytelników. :))
Michał
Piszesz: „ ja osobiście po przeczytaniu tego jestem trochę zawiedziony , zawarte tu informacje nie są mi obce , życiowe sytuacje ,większość wręcz logiczna , mimo że jestem osobą dosyć młoda mam 20 lat , ten tekst w żadnym stopniu nie zaspokoił mojej wewnętrznej pustki „
Zawsze tak jest, że pewne rzeczy są dla niektórych ludzi przydatne, dla innych nie.
Krzysztof
Piszesz: „..brakuje takich ludzi na swiecie jak Ty! „
To zostań jednym z nich :-)
Będzie dobre dla Ciebie i dobre dla świata. Cały blog jest o tym jak się za to zabrać
Kamil
Po angielsku jest takie pasujące pytanie: what is your point?”
Kajtek
Tutaj zwracamy się do siebie po imieniu, zgoda?
Piszesz: „Chyba młodzież nie potrfi pytać, nie potrafi wyartykułować tego co w nich się kłębi.”
Ja myslę, że ten problem ma bardzo wielu ludzi niezależnie od wieku.
Piszesz: „Szkoda tylko, że nasi Politycy są tak krótkowzroczni i nie potrafią zrealizować śmiałej europejskiej wizji społeczeństwa informacyjnego. „
Większość czołowych polityków w Polsce (niezależnie od partii z której się wywodzą) nie potrafi porozumiewać się w językach obcych, o czytaniu różnych zaawansowanych rzeczy n ie wspomnę.
Dziekuję za miłe słowa: „Doskonały serwis, tak sobie właśnie wyobrażam społeczeństwo informacyjne (nie obywatelskie bo to słowo już nieco zużyte), wspierające się wzajemnie nie oglądając się na instytucje i inne organizmy nieco wynaturzone. „
Może warto w jakis sposób się dołączyć i zrobić coś od siebie? To nie jest takie trudne.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam!!!Przeczytalam wiekszą cześć tego blogu w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie „co zrobić jak nie wie się co się chce robić”. Nadal nie znalazłam odpowiedzi ale cieszę się, że nie tylko ja borykam się z takim problemem.
Z pozoru moje życie jest dosyć udane, ale jak zwykle to bywa, nie we wszystkich sferach może byc ono idealne. W sferze rodzinnej czuje się puki co spełniona, niestety w swerze zawodowej, lub też samorealizacji nie jest juz tak kolorowo. Mam 31 lat, przede mną kolejne zmiany w życiu, które z resztą uwielbiam – po raz kolejny zostane mamą, zmieniam kraj zamieszkania ( wracam do PL), rzucam swoja dotychczasową pracę ( zwykła, nudnawa praca za biurkiem dająca jedynie jakąs tam satysfakcje finansową)….no i właśnie, co dalej? Tak jak pisałam wcześniej, lubię zmiany, ponieważ wiem, że prowadzą one do nowych doświadczeń, dają nowe możliwości, tylko że powolutku dojrzewam do tego, że majac dwójkę dzieci i męża nie można już od tak sobie bujać w obłokach i planowac swojego życia, bo ono już od pewnego czasu idzie pełna parą do przodu. Żeby dłużej nie ociągać się w wytłumaczeniu istoty mojego problemu, zacznę od tego, że czuję sie osobą kompletnie niespełnioną zawodowo, nadal mimo upływającego czasu nie wiem, co tak naprawdę lubie i chcę robić, wydaje mi sie, że wiem w czym jestem dobra, ale jakoś nie potrafię tego wszystkiego wykorzystać w odpowiedni sposób. Zawsze uważałam, że nie nadaję się do pracy w korporacji, czy uogólniajac, do pracy dla kogoś. Jestem raczej typem kogoś, kto lubi pracować na własny rachunek ( mimo iż potrafie pracować z innymi, nie lubie tego). Miałam już swoją małą raczkującą firmę handlową, ale jestem raczej typem „kombinatorki”, która orientuje się w wielu rzeczach ale nie potrafi wykorzystać tego dla własnych korzysci. Jestem kimś, kto lubi mobilizować, motywować i pomagać innym. Wśród moich przyjacół jestem kimś, kto portafi załatwić i zorganizować wszystko, najtańsze wszasy, nakciekawszą wycieczkę, najfajniejszą restaurację, najlepsze mieszkanie, najbardziej wydajny kurs czy też studia, ciekawą pracę itp. O dziwo bardzo wielu osobom „pomogłam odnaleść samego siebie”, a nie potrafie tego zrobić ze sobą. Co gorsza, z wiekiem i okolicznościami, staję się coraz bardziej ostrożna, coraz mniej pewna siebie i swojej wartości. Nie jestem typem kury domowej, a boje się, że właśnie tak skończe, z powodu braku motywacji oraz pomysłu na to, co mam dalej ze soba robić. Wiem, że nikt nie odpowie za mnie na to pytanie, ale może ktoś pomoże mi okreslić siebie samą, przedstawić moje mocne i słabe strony oraz to jak mogę je wykorzystać. Życie ma się tylko jedno, a ja powolutku odczuwam, że zaczynam się poddawać w poszukiwaniu samej siebie, coraz mniej mam celów w życiu, coraz mniej planów, to nie wróży dobrze…
Korzystając z ciszy na blogu i braku ciekawszych tematów do przedyskutowania, pomyślałam, że poproszę o pomoc. Moja sytuacja na dzień dzisiejszy jest beznadziejna. Mam 25 lat, nie mam stałej legalnej pracy, zarabiam grosze, które ledwo starczają na pokrywanie mojej części opłat i wyżywienie się (mieszkam z rodzicami), brak mi zarówno konkretnych umiejętności i wiedzy, jak i tzw. umiejętności miękkich. Dodatkowo nie mam wykształcenia, żadnego – jestem po gimnazjum, nigdy nie skończyłam liceum. Od długiego czasu zastanawiam się, jak ruszyć z miejsca. Od czego zacząć, co zrobić, żeby mieć jakiekolwiek szanse na zdobycie pracy. Chciałabym również zacząć się ponownie uczyć, ale w chwili obecnej to chyba mój najmniejszy problem. Nie wiem kompletnie, w jaki sposób mogłabym polepszyć swoją sytuację, w jaki sposób naprawić błędy i nadrobić stracony czas. I tutaj mam prośbę o jakiekolwiek pomysły. Może ktoś z Was wie, czy są jakiekolwiek kursy i szkolenie, które mogłyby mi dać konkretne umiejętności i miałabym szansę faktycznie je wykorzystać? Może możliwość pracy za darmo (nie wiem czy ktokolwiek, kto nie jest studentem ma szansę załapać się gdziekolwiek na podobną opcję)? Jakiekolwiek pomysły, czym mogłabym się zająć, czego nauczyć? Mogę wyjechać, przeprowadzić się, zrobić naprawdę wiele, byleby tylko dostać szansę na cokolwiek. Wiem, że jestem bardzo trudnym przypadkiem, ale będę naprawdę wdzięczna za jakiekolwiek rady.
Daria,
Wbrew temu co napisałaś – nie jesteś ani wybitnie trudnym przypadkiem, ani Twoja sytuacja nie jest beznadziejna. Odważę się powiedzieć, ze wręcz przeciwnie!
– masz DOPIERO 25 lat (a nie „aż”)
– masz świadomość swojej sytuacji i jej ogląd
– potrafisz sprawnie posługiwać się językiem polskim, co widać w sposobie, jaki sformułowałaś swój komentarz – bezpośrednio, klarownie, jasno, bezpretensjonalnie
– masz odwagę sięgania poradę, szukasz – inaczej ani nie byłabyś na tym blogu, ani nie napisałabyś do nas
– odczuwasz POTRZEBĘ i CHCESZ zmiany
– jesteś gotowa nawet zmieniać środowisko i miejsce zamieszkania.
To według mnie doskonały punkt wyjścia!
Oto co przyszło mi do głowy: nie porównuj się do innych, będzie Ci łatwiej isc swoja drogą. Nie masz powodu czuć się gorsza. W odróżnieniu od wielu, wielu ludzi – Tobie się chce cos sensownego zrobić ze swoim życiem. Gratuluję!
Pierwsze rzeczy, które przyszły mi do głowy :
– Czytaj! Czytaj różne książki, o rozwoju własnym, o ciekawych ludziach, o wszystkim, żeby poczuć, co Cie interesuje, żeby mieć coraz większy zasób słów, wiedzy.
– Korzystaj z faktu mieszkania przy rodzicach, nie pakuj się w niepotrzebne zobowiązania i ograniczenia, żeby mieć więcej energii do działania na rzecz siebie.
– Pomyśl, co (gdyby wszystko było możliwe) chciałabyś robić, co według Ciebie dałoby Ci poczucie zadowolenia, wzbudziło pasję. Co lubisz robić. To podstawa. Nie warto robic byle czego, a to, co jest dla nas ważne, pasjonujące, a przynajmniej ciekawe.
Wyłącz telewizor, żeby nie zżerał Twojego czasu.
Jeśli masz dostęp do Internetu, szukaj choćby na you tube różnych nagrań z rozwoju osobistego, mowy ciała, prezentacji, komunikacji. Nie traktuj tego jak wzorce absolutne do naśladowania, ale sprawdzaj, jak Ci to pasuje, patrz co robią inni.
Na goldenline jest grupa pod nazwą „darmowe szkolenia”. Sprawdź, z czego możesz skorzystać nie płacąc. Nawet jeśli nie będą to szkolenia z najwyższej półki, albo nawet „takie sobie”, to będzie to Twoje działanie, poznasz innych ludzi, wyjdziesz ze swojego dotychczasowego kręgu.
Na ngo.pl jest baza organizacji pozarządowych. Być może w Twojej okolicy jest jakaś fundacja, w której mogłabyś być wolontariuszką i uczyć się nowych rzeczy. Jeśli tak – wyznacz sobie czas na bycie wolontariuszka – 3 miesiące? Chodzi o to, byś nie utknęła tam w pracy za darmo na wieki.
Jeśli chcesz uzupełnić szkołę średnią – zadzwoń do kuratorium oświaty i wychowania w mieście wojewódzkim, w którym województwie mieszkasz. Poproś o połączenie z kimś, kto poinformuje Cię o możliwości ukończenia państwowego liceum dla dorosłych w systemie zaocznym lub inne możliwości uzupełnienia liceum. Znam człowieka, który zrobił liceum w 2 lata i to bardzo dużo zmieniło przede wszystkim w jego poczuciu własnej wartości.
Uśmiechnij się do swojego życia – jest dobrze!
Pozdrawiam, Ewa
PS. Jak przyjdzie mi coś do głowy jeszcze, to napiszę.
Czy możesz podać choć region kraju, w którym mieszkasz – będzie mi może łatwiej pomyśleć o konkretach.
Na początku chciałabym sprostować stwierdzenie użyte w moim poprzednim komentarzu, że „nie mam stałej legalnej pracy”. Oczywiście nie miałam na myśli zdobywania wynagrodzenia w sposób niezgodny z obowiązującym w Polsce prawem, a jedynie fakt pracy bez umowy. Bardzo przepraszam za wyrażenie.
Ewo W, przede wszystkim chciałam podziękować za tak szybką reakcję na mój komentarz oraz za czas, który poświęciłaś na napisanie odpowiedzi. Jest mi również niezmiernie miło z ciepłej reakcji na moje problemy. Dziękuję Ci.
Niektóre z Twoich rad stosuję, np. staram się w wolnej chwili czytać przeróżne książki, blogi czy fora. Ostatnio próbuję również czytać w języku angielskim, zarówno interesujące mnie strony www, jak i książki. Gdybyś była w stanie podać konkretne tytuły warte przeczytania, z chęcią się z nimi zapoznam :)
Telewizor już dawno oddany ;) Często korzystam z serwisów edukacyjnych, czy stron prezentujących przeróżne wystąpienia, takich jak konferencje TED, kanał YouTube Edu czy kursów oferowanych przez jedne z najlepszych uczelni na świecie, jak MiT Open Course (tu bardziej dla nauki języka angielskiego).
Stale odwiedzam ngo.pl, przeszukuję różne oferty dotyczące wolontariatu. Niestety, najczęściej nie spełniam wymagań albo nie mam odpowiednich umiejętności. Wciąż jednak szukam. O grupie na GoldenLine nie wiedziałam, na pewno się z nią zapoznam, dziękuję.
Potwierdzam, że brak ukończonego liceum naprawdę obniża niesamowicie poczucie własnej wartości. Poszukiwałam różnych sposobów na zdobycie matury i natknęłam się na egzaminy eksternistyczne. W tym momencie wydaje mi się to optymalnym rozwiązaniem ze względu na krótki czas potrzebny do zdobycia świadectwa. Gdyby wszystko poszło dobrze, już w maju 2012 mogłabym przystąpić do egzaminu maturalnego.
Zastanawiałam się nad uczestnictwem w kursach oferowanych przez UOUW czy Uniwersytet Wirtualny, ale nigdzie nie mogę znaleźć informacji, jaką wartość ma ich ukończenie dla potencjalnego pracodawcy.
Wciąż myślę, co w życiu chciałabym robić. Może byłoby łatwiej, gdybym cokolwiek robić potrafiła;) Będę jednak nad tym intensywnie myślała.
Jestem teraz w takim miejscu w życiu, że czuję się bez znaczenia. Nie znajduję słów na opisanie mojego obecnego stanu. Jestem wściekła, bo choć bardzo pragnę w końcu coś robić, nie mam pojęcia co. Dlatego bardzo dziękuję za wszelkie sugestie, wiele dla mnie znaczą.
Prawie zapomniałam, jestem z Gdyni.
Pozdrawiam:)
Daria,
Zobacz, napisałaś dwie rzeczy według mnie którymi sie osłabiasz, a które nie są według mnie prawdziwe:
1. „Może byłoby łatwiej, gdybym cokolwiek robić potrafiła;)” – z powyższego komentarza wynika ze potrafisz sporo – szukać, korzystać z dostępnych źródeł, uczyć się nowych rzeczy, obsługiwać komputer, korzystać z internetu, a pewnie wiele więcej byś wyszukała, tylko zaprzeczasz wartości tego, co już umiesz i robisz (takie mam wrażenie) a to Cię osłabia.
2. „czuję się bez znaczenia” – trudno dyskutować z tym, bo tylko Ty wiesz, jak się czujesz, jednak to, co pomyślałam od razu brzmi: to zacznij się czuc inaczej. Zacznij zachowywać się inaczej, czyli jak ktoś kto ma znaczenie dla siebie. To brzmi moze śmiesznie, ale jesli sama wobec siebie bedziesz sie zachowywała, jak wartosciowa osoba, to i samopoczucie się zmieni i nastawienie otoczenia. To sie dzieje w głowie, a nie ma nic wspólnego z dyplomami, certyfikatami ani nawet z konkretnymi umiejętnościami.
3. „Jestem wściekła, bo choć bardzo pragnę w końcu coś robić, nie mam pojęcia co.” – uśmiechnęłam się bo to kolejna nieprawda. Wiesz co i robisz to – rozwijasz się i poszukujesz. To całkiem konkretne działania. Wściekłość na siebie spróbuj zamienić na działanie na swoja rzecz. Wszak to taka sama energia tylko skierowana w inną stronę (zamiast przeciwko sobie – na swoja korzyść).
Ja naprawdę jestem pod wrażeniem działań, które podjęłaś. Egzamin eksternistyczny w kontekście tego, o czym napisałaś jest dobrym pomysłem. W Gdyni są kursy przygotowujące do takich egzaminów – trafiłam na nie w internecie, jak poszukasz – znajdziesz. :-)
Poznanie tego, czym chcesz się zajmować dalej przyjdzie z czasem, jako efekt różnych działań, które teraz podejmujesz.
Jestem pełna uznania (i to nie jest powierzchowne gadanie).
Pozdrawiam, Ewa
Ewo W, bardzo Ci dziękuję za kolejną odpowiedź, którą (a co będę ukrywać :)) czuję się zawstydzona.
Kilka ofert kursów już znalazłam, myślę dodatkowo nad indywidualnymi korepetycjami i oczywiście uczę się sama korzystając z zasobów internetu.
Rozważam również opcję wyjechania, tylko w tym momencie chyba nie bardzo jest gdzie. Przynajmniej nie posiadając wykształcenia/doświadczenia/specjalizacji.
Chciałabym już teraz robić coś konkretnego, zarabiać pieniądze, wyprowadzić się, a brak takiej możliwości jest niezwykle frustrujący. Cóż, za błędy płacić trzeba ;)
Jeszcze raz dziękuję :) Dawno nie słyszałam żadnych pozytywnych słów skierowanych do mnie, potrzebowałam tego ;)
Pozdrawiam serdecznie
Dario,
Nie było moją intencja wprawienie Cię w poczucie zakłopotania czy wstydu. Nie ma najmniejszego powodu, byś tak się czuła. Jeśli tak sprawiłam, to przepraszam.
Co do dobrych słów – każdy z nas ich czasem potrzebuje. Tak myślę. Masz je na piśmie – możesz do nich wracać kiedy tylko zechcesz. Bez ograniczeń. :-)
Cieszę się, ze działasz. :-)
Dario,
Ja moge Ci zaproponowac wyjazd za granice, jesli uczysz sie angielskiego to moze wlasnie Anglia. Znam wiele osob, ktorym taki wyjazd pozwolil sie usamodzielnic i poszerzyc swoje horyzonty. Nie pisze tu o pogoni za chlebem, ale o wyjezdzie rozwojowym. Rozejzyj sie czy masz jakichs dobrych znajomych, ktorzy sa obecnie za granica i mogliby Ci pomoc jakos na poczatku. Jedyne o czym musisz pamietac, to niewazne jak i gdzie zaczniesz ale wazne zeby sie rozwijac. Wielu ludzi zamiast wykorzystac czas wyjazdu na nauke jezyka, kursy wybiera malo rozwojowa prace ktora nie daje im nic i siedza tam kilka lat uwsteczniajac sie….wazne, zeby czegos takiego nie zrobic.
Ewo W, nie, nie, nie przepraszaj ! To ja powinnam przeprosić za nieodpowiedni dobór słowa. Miałam na myśli takie raczej pozytywne zawstydzenie, wywołane Twoim przyjaznym komentarzem. Przepraszam za kolejną gafę.
Agnieszko, Tobie również dziękuję za komentarz :) Też myślę, że wyjazd byłby całkiem niezłą opcją w mojej sytuacji. Niestety znajomych żadnych za granicą nie mam, ale kto wie, może zdecyduję się na samotny wyjazd…
Pozdrawiam ciepło.
Dario,
Nawiązując do tematów wyjazdów zagranicznych i wolontariatu to niedawno natknąłem się na informacje o wolontariacie europejski.
http://www.mlodziez.org.pl/akcja-2/strefa-wolontariusza/abc-wolontariatu-europejskiego
Z tego co czytałem wygląda ciekawie.
Choć nie znam nikogo kto był na takim wolontariacie i nie wiem jak to się odbywa w praktyce.
Hej. Jestem tu nowa, na Pańskiego bloga dostałam się przez przypadek. Bardzo wciągnął mnie Pański tekst i już trochę czasu tutaj przesiedziałam zagłębiając się i analizując Pański pogląd na świat ..
Mam 19 lat. Od 1,5 roku spotykam się z chłopakiem i właśnie ukończyłam 3 letnie liceum. Moje życie ma teraz przekręcić się do góry nogami. Wyjeżdżam na studia, chłopak jest rok młodszy, zostaje tutaj, na miejscu. Ja oczywisce stawiam na jakies większe studenckie miasto i ciekawy kierunek. Też do końca nie wiem co w życiu robić, bo skąd mam wiedziec, skoro nigdy nie było mi dane nauczać w szkole czy być dziennikarką! Jestem osobą bardzo otwartą, komunikatywną, uwielbiam zawierać nowe znajomości, poznawać ludzi i ich słuchać. Nie jestem pewna czy chcę reszte życia spędzić z tą osobą, z którą jestem teraz. Ale ten rok (kiedy on bedzie konczyl liceum a ja bede na studiach) będzie chyba proroczy. taka przerwa od siebie chyba dobrze nam zrobi i dopiero wtedy będę mogła zupełnie otworzyć się na świat.. teraz trochę zżera mnie rutyna, a ja potrzebuję napędu, jakiegoś powera!
Pozdrawiam!!
widzisz Alex, ale co robić jak chcesz robić coś bardzo konkretnego, a np. nie spełniasz względów formalnych ( prawnych, etc,) po wielu latach życia w jakimś dziwnym stanie po stracie pracy problemach ze zdrowiem i pozniej po wyjsciu z nich ( znalazłem prace podobna do porzedniej, zrzuciłem 30kg pozabyłem sie choroby -nie poważnej ale uciążliwej) niestety okazło sie że przespałem swoja szanse – jest o wiele lepiej ale rozczarowanie mam – szukam dalej i zaczyna mnie sie odechciewać pomału czegokolwiek
Witam,
Bardzo ciekawa stronka, wiele interesujących dyskusji… oczywiście nie zapoznałem się jeszcze ze wszystkimi ;)
Czytając temat „Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?” stwierdziłem, że idealnie wpisuję się właśnie w opisywany tu przedział ludzi w wieku 35-50 lat, którzy którzy przechodzą w którymś momencie ciężki kryzys wieku średniego. Nie wiem, czy to co przechodzę to kryzys wieku średniego (chociażby z tego powodu, że nie czuję się jeszcze abym był w wieku średnim, bo tak na prawdę to „otwieram” wpomniany właśnie przedział wiekowy), natomiast wiem na pewno, że nie spełniam się zawodowo, a nie mam konkretnego pomysłu na zmianę.
Od wielu lat zajmuję wysokie stanowiska menadżerskie, kształciłem się też właśnie w takim kierunku.. jednak po kilkunastu latach pracy zawodowej i stopniowo budowanej kariery stiwerdzam, że nie przynosi mi to żadnej satysfakcji. Jest wręcz odwrotnie.. zaczynam się „dusić” i popadać w depresję, że nie jestem w tym co robie najlepszy, że jest już za późno na odwrót, że sytuacja prywatna, która przecież też budowana była równolegle w oparciu o pewną stabilizację zawodową, nie pozwala już na mocne, zdecydowane czy raczej ryzykowne ruchy mające na celu poszukiwania i znalezienie tego co mogłoby przynosić satysfakcję w życiu (szczególnie jeśli o życie zawodowe chodzi)
Nie jest to sytuacja człowieka, który dopiero stoi przed wyborami, któy nie wie c