Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Parę informacji o Biblioteczce

Mam dla Was kilka informacji dotyczących naszej Biblioteczki

Wstawiłem znowu dwie interesujące książki, szczegóły są jak zwykle tutaj.

Wprowadziłem też rozwiązanie umożliwiające Wam skorzystanie z nowych książek, zanim ja znajdę czas aby je przeczytać.
Nowa pozycja w Zasadach wygląda następująco:

_
Od dziś pojawia się nowa kategoria książek, oznaczona literami *PA* przed nazwiskiem autora.
Skąd sie to wzięło i co oznacza?
Otóż stwierdziłem, że ostatnio nie miałem zbyt dużo czasu na czytanie książek i w związku z tym nagromadziła mi się kupka pozycji, co do których mam uzasadnione przypuszczenie że są dobre. Nie chcę abyście czekali na nie niepotrzebnie długo tylko dlatego, że ja mam coś innego do roboty, dlatego ta kategoria.
*PA* oznacza „przed Alexem”, czyli zainteresowani Czytelnicy mogą poznawać różne nowości zanim ja znajdę czas aby to zrobić.
Reguły sa takie:
1) książki oznaczone *PA* wolałbym wypożyczać Czytelnikom, którzy poradzą sobie z przeczytaniem pozycji w ciągu tygodnia
2) pierwszy Czytelnik obiecuje napisać kilka zdań w „Opiniach o książce”
3) Kolejni Czytelnicy mogą się zapisywać, akceptując fakt, że mogę wskoczyć w kolejkę w dowolnym momencie i na dowolną ilość czasu
4) Generalnie każda książka z *PA* wypożyczana będzie z indywidualnym ustaleniem warunków, które mogą odbiegać od standardowych tak długo, jak długo pozycja będzie miała status PA
5) Po przeczytaniu książki przeze mnie będzie ona wstawiona do normalnego księgozbioru poprzez usuniecie prefixu *PA*

_

Wprowadziłem też małą zmianę w regulaminie :

_

Jeśli ktoś potrzebuje więcej niż jedną z pozycji na raz do konkretnej pracy zawodowej albo na studiach, to proszę o kontakt ze mną. W razie możliwości zrobimy jakiś wyjątek od zasady „1 książka na raz”, szczególnie wobec osób już korzystających ze zbioru

_

Potrzebuję tez ochotnika, który by raz na  6-8 tygodni „przejechał” po książkach i zrobił mi list,e pozycji, które są przetrzymywane ponad miarę. Znajdzie się ktoś? Proszę o info na priv.
A teraz parę słów dla tych Czytelników, którzy uważają mnie za przyjaciela i są gotowi usłyszeć coś ważnego. Pozostałych proszę o nieczytanie tekstu poniżej.

___________________________________________

Generalnie jestem bardzo zaskoczony, jak w gruncie rzeczy niewiele osób korzysta z Biblioteczki.

Dla nieświadomych i wahających się przypominam najważniejsze zasady:

  • wypożyczanie jest bezpłatne, trzeba tylko na własny koszt odesłać książkę z powrotem priorytetem poleconym (ok 8-9 zł)
  • ja nie zbieram Waszych adresów i nie molestuje Was w jakikolwiek sposób, chyba że ktoś rzeczywiście długo przetrzymuje książkę, wtedy dostaje ode mnie uprzejmego maila przypominającego
  • aby korzystać z Biblioteczki trzeba tylko mieć choć jeden komentarz na blogu. Napisanie „Chcę korzystać z Biblioteczki” pod postem „Biblioteczka otwarta” całkowicie wystarczy :-)

Jeśli macie jakiekolwiek trudności techniczne z korzystaniem to napiszcie do mnie, chętnie pomogę.

Jeżeli sami nie macie takiej potrzeby/możliwości aby czytać, to powiedzcie o tym innym ludziom, którzy z tego mogliby skorzystać. Znakomita większość z pozycji to są naprawdę wartościowe książki i szkoda aby leżały u mnie na półce. Mam też przygotowane pewne fundusze, które gotów jestem wydać na więcej książek dla Was, ale muszę mieć dla kogo :-)
A teraz jeszcze trochę hard core, ale muszę Wam to powiedzieć. Jeżeli Waszą ambicją jest zarabianie 5-8 tysięcy złotych miesięcznie, to rzeczywiście nie musicie się specjalnie wysilać. Jeżeli jednak ktoś chciałby docelowo uczciwie zarabiać przeciętną polską płacę w ciągu jednego dnia albo i lepiej, to zapomnijcie o swoim polskim dyplomie i zacznijcie wreszcie swoja prawdziwą edukację! Tutaj macie dobry punkt startowy. I niekoniecznie musi przy tym chodzić o gromadzenie majątku, ale mielibyście wtedy mnóstwo czasu na inne, ważne dla Was rzeczy w życiu. Nie jest to warte świeczki?

Jedna z osób, z którymi na ten temat rozmawiałem wysnuła hipotezę, że może Wasza praktyczna znajomość angielskiego jest zbyt nikła. Trudno mi w to uwierzyć po spotkaniach z wieloma młodymi ludźmi, którzy z tym językiem nie mają żadnego problemu, ale jeśli tak jest to trzeba koniecznie zacząć coś z tym robić i to najlepiej teraz. Jeżeli ktoś potrzebuje wsparcia w tym zakresie, to niech do mnie napisze. Na pewno nie można tego tak zostawić, kto nie potrafi czytać po angielsku, ten w pewnych kręgach już dziś jest postrzegany jako półanalfabeta. Nie bierzcie przykładu z takich ludzi jak np. były minister, a przyszły (?) europoseł Zbigniew Z. który dopiero teraz uczy się angielskiego i paru innych, podobnych panów. Ich czas powoli, ale nieodwołalnie się kończy.
 

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2009-04-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak dobierasz sobie partnera?

Zastanawialiście się kiedyś, jak właściwie dobieramy sobie kandydatów na partnera do poważniejszego związku?

Część osób „idzie na żywioł” zdając się na przypadek i biorąc co popadnie. Inni, zwłaszcza wielu młodych mężczyzn kieruje się różnymi „wskaźnikami anatomicznymi” :-). Kobiety też nie zawsze są lepsze, słyszałem o przypadku czterdziestokilkulatki ciągle jeszcze czekającej na tego „gitarzystę z długimi włosami” !!! Niektóre osoby mają zdumiewająco precyzyjne kryteria aż po kolor włosów, dokładny wzrost w centymetrach i tym podobne „opcje”.
Takie podejście nie jest specjalnym problemem jeśli chodzi o przelotną (dwuznaczność zamierzona :-)) znajomość, która z założenia będzie trwała od kilku godzin do kilku tygodni. Stosowanie ich w przypadku, kiedy chcemy budować intensywny, monogamiczny związek z jedną osoba, w którym oboje partnerów będzie razem wzrastać jest zazwyczaj bardzo kontraproduktywne. Oczywiście może przydarzyć się nam szczęśliwy traf, niemniej nie polegałbym na tym. Zycie jest zbyt krótkie i samo w sobie wystarczająco skomplikowane, aby je sobie niepotrzebnie utrudniać inwestując mnóstwo czasu i emocji w ludzi, którzy po prostu nie pasują do nas, bądź uganiając się za wyimaginowanym „księciem z bajki”
Te wspomniane wyżej utrudnienia i komplikacje nie tylko obserwowałem i obserwuje u innych ludzi, ale sam tego w przeszłości doświadczałem w myśl wspomnianej już kiedyś zasady „wszystkie błędy, które opisuje na tym blogu sam kiedyś popełniałem” :-)

Właśnie kilkanaście lat temu, kiedy sfrustrowany niezrozumiałym dla mnie nieprzyjemnym końcem kolejnej historii damsko-męskiej jechałem pociągiem i zastanawiałem się „że przecież mogło być tak wspaniale…” postanowiłem zmienić nieco moje podejście. Uświadomiłem sobie dziś dla mnie oczywista prawdę, że generalnie te ważniejsze i ukształtowane przez całe lata są cechy drugiego człowieka są znacznie mniej podatne na trwałe zmiany pod wpływem związku z nami niż się nam to wydaje. I to niezależnie od tego, jak bardzo kogoś kochamy lub jak dobrze jest nam z tą osobą w łóżku!!

Postanowiłem wtedy, że nie będę już wchodził w relacje typu „projekt nad którym trzeba pracować” i zamiast tego zacznę szukać partnerki, z którą „na dzień dobry” będzie mi dobrze i to w wielu różnych dziedzinach. Zacząłem od szczerego odpowiedzenia sobie samemu na pytanie jakie cechy kobiety są dla mnie konieczne, aby mieć z nią harmonijny i długoletni związek, który będzie zaspokajał bardzo szerokie spektrum moich potrzeb. Świadomie użyłem słowa „konieczne”, bo starałem się przy tym odrzucić to, co nie było moja autentyczna potrzebą, lecz wynikało z oczekiwań otoczenia, wpływu mediów itp. Wywalenie wszystkich tych cech niekoniecznych dało mi dużą elastyczność w doborze, co zaowocowało później bardzo interesującymi i nieszablonowymi znajomościami
Rezultat moich przemyśleń zawarłem w formie listu do tej idealnej kobiety, akurat taki sposób spisania tego przyszedł mi wtedy do głowy. Ostatnio znalazłem go w moim starym archiwum i po namyśle postanowiłem podzielić się z Wami zarówno jego zawartością, jak też informacją jakie były długoterminowe (kilkunastoletnie) rezultaty jego stosowania. Jest to dość intymna sprawa i normalnie tutaj jak wiecie nie „odkrywam” aż tak bardzo mojego życia prywatnego, robię to teraz tylko z przekonania, że taki konkretny przykład przyda się tym, którzy będą chcieli zastanowić się nad własnymi kryteriami doboru.

Na początek kilka ważnych uwag:

  • tekst poniżej to są oryginalne wyobrażenia Alexa kilkanaście lat temu, czyli wtedy, kiedy byłem w wieku bardziej zbliżonym do większości z Was
  • celem było stworzenie związku, w którym dwoje ludzi razem mieszka, wiele ze sobą przebywa i wspólnie zdobywa pewną pozycję zawodową i społeczną
  • poniższe przemyślenia nigdy nie były kryterium oceny innych ludzi na „lepszych” czy „gorszych”, jedynie na lepiej pasujących do długoterminowego związku ze mną, lub też mniej.

_______________________________________
Jaka jesteś moja idealna kobieto?

Poniżej znajdziesz parę cech, które, po szczerym zastanowieniu się, uznałem za ważne, abyśmy razem mogli wyruszyć na spotkanie szczęściu. Wszystkie inne, o których nie wspominam (na przykład wiek itp.), są dla mnie sprawą drugorzędną i nie powinny przeszkodzić nam w harmonijnym związku.  Jest rzeczą oczywistą, że w każdym z tych poniższych punktów możesz oczekiwać ode mnie co najmniej tego samego co ja od Ciebie.

W idealnym przypadku jesteś osobą wolną zarówno z prawnego punktu widzenia jak też emocjonalnie. Jeśli ktoś z Twojej przeszłości, z którym masz poważne niezałatwione sprawy nadal zajmuje Twoją energię i uwagę, to rozwiąż to najpierw bo inaczej będzie to obciążeniem dla nas obojga.
Jesteś osobą ciekawą świata i możliwości, które nam on stawia do dyspozycji. Potrafisz zidentyfikować się z poglądem, że nasze życie na tym świecie jest nagrodą a nie karą i że powinniśmy o tym każdego dnia pamiętać i tą nagrodą aktywnie się delektować. Potrafisz doszukiwać się jego pozytywnych aspektów i nie tracisz czasu na rozpamiętywanie doznanych krzywd i niesprawiedliwości. Zamiast tego myślisz w jaki sposób mogłabyś zwiększyć jakość życia Twoją i osób Ci bliskich.
Jesteś osobą stabilną emocjonalnie, nie wpadasz w złość z byle powodu, a drobne przeciwności życia codziennego nie powodują u Ciebie złego humoru lub depresji.
Jesteś kobietą z krwi i kości. Co najmniej lubisz, a najlepiej kochasz Twoje ciało i uważasz się za osobę atrakcyjną, co przecież nie ma nic wspólnego z odpowiadaniem jakimś żurnalowym kanonom piękności. Jest w porządku jeśli każdy z nas widzi w sobie różne elementy warte „poprawy”, ale te elementy, cokolwiek by to nie było, nie są dla Ciebie źródłem złego humoru, lub zażenowania i kompleksów. Delektujesz się Twoją kobiecością i rozumiesz, że Twoje ciało jest cudownym instrumentem do dostarczania rozkoszy i przyjemności zarówno Tobie jak i Twemu partnerowi. Uwielbiasz otrzymywać i dawać wiele czułości, objęć, dotyków i pocałunków. Uważasz seks za prawdziwy dar niebios i pragniesz z tego daru jak najczęściej korzystać. Zdajesz sobie sprawę z tego, że używanie seksu jako narzędzia nacisku albo manipulacji nie jest dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli chodzi o dłuższy i głęboki związek.  Potrafisz otwarcie mówić o swoich potrzebach w tym zakresie i rozumiesz, że dobra komunikacja znacznie zwiększa szansę przeżywania czegoś naprawdę wspaniałego.

Nie uważasz „zaliczenia” wielu partnerów seksualnych jako sposobu na poprawę poczucia własnej wartości i po znalezieniu tego naprawdę odpowiadającego Ci mężczyzny chcesz pracować nad pogłębianiem i intensyfikacją wzajemnych przeżyć w monogamicznym związku.
Uważasz się za osobę posiadającą otwarty i elastyczny umysł, chętnie uczysz się nowych rzeczy i to niezależnie od ich praktycznej przydatności, oraz zachowałaś albo odzyskałaś na nowo tę dziecięcą ciekawość świata, który nas otacza. Często zadajesz sobie albo i innym tzw. „głupie” pytania i próbujesz dociec jakie mechanizmy rządzą różnymi sprawami z którymi mamy do czynienia.
Lubisz  i chcesz poszerzać Twoją wiedzę. Potrafisz się porozumieć w paru językach, a przynajmniej jesteś gotowa nauczyć
się ich w elementarnym stopniu (co jest prostsze niż większość ludzi uważa), aby móc porozumiewać się w różnych kręgach językowych i kulturowych, gdzie wielu wspaniałych ludzi czeka aby zostać naszymi przyjaciółmi.

Chcesz dalej rozwijać się jako człowiek i rozumiesz że dla mnie rozwój osobisty też jest sprawą ważną.
Posiadasz pewne minimum zdolności organizacyjnych oraz rzutkości i przedsiębiorczości.
Bardzo lubisz totalną bliskość i brak jakichkolwiek zahamowań względem partnera. Wiesz że oboje jesteśmy ludźmi i „nic co ludzkie nie powinno nam być obce”. Rozumiesz jednakże że każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu swojego „prywatnego czasu” i że nie jest to oznaką braku miłości lub generalnej potrzeby przebywania razem.
Znajdujesz przyjemność w otwartych rozmowach ze swoim partnerem na różne możliwe tematy a otwarta i spontaniczna wymiana myśli jest dla Ciebie sprawą bardzo ważną. Potrafisz jednakże zrozumieć, że moja praca jako konsultant dużych firm i ich managementu często wymaga ode mnie zachowania dyskrecji i moje milczenie na te tematy nie jest przejawem braku zaufania do Ciebie, lub jeszcze gorszych rzeczy, takich jak inne kobiety czy jakaś działalność sprzeczna z prawem.
Potrafisz delektować się dobrobytem materialnym, ale nie uważasz go za jedyny cel w życiu. W szczególności przedkładasz jakość Twoich doznań i przeżyć ponad ilość posiadanych przedmiotów wszelkiego rodzaju. Nie uważasz że Twoja zdolność przeżywania szczęścia zależy od posiadania jakiejś konkretnej rzeczy . Nie uważasz za rzecz wstydliwą korzystanie z istniejących środków finansowych partnera i rozumiesz że zawsze jesteś warta wszelkich prezentów, które otrzymujesz a ich przyjmowanie nie zobowiązuje Cię do niczego, z drugiej strony nie próbujesz z dawania tych prezentów zrobić jego obowiązku. Masz wyważone podejście do pieniądza, nie uważasz go za bóstwo, które za wszelką cenę trzeba oszczędzać i gromadzić kosztem wielkich wyrzeczeń,a z drugiej strony rozumiesz że do jego zarobienia potrzebny jest czas i energia, które być może można użyć w inny, bardziej przyjemny sposób. Jesteś zdania, że każdy może swobodnie i według swego uznania decydować o sposobie wydawania pieniędzy, które sam zarobił.
Czujesz się równie dobrze prowadząc bardzo wykwintny styl życia, bywając w eleganckich hotelach i lokalach, jak też żyjąc bardzo prosto, w bliskim kontakcie z piękną naturą. Potrafisz np. wyobrazić sobie mieszkanie przez pewien czas na jachcie żaglowym pływającym pomiędzy tropikalnymi wyspami.
Lubisz podróże, może niekoniecznie nieustanne przemieszczanie się w szybkim tempie (typu 5 stolic w 5 dni), lecz spędzanie dłuższych okresów czasu w różnych atrakcyjnych miejscach i próbowanie różnych stylów życia. 

Potrafisz otwarcie ocenić gdzie Ci jest dobrze nie kierując się czynnikami takimi jak patriotyzm lub sentymenty rodzinne. Uważasz emocjonalne wsparcie rodziny za rzecz dobrą, ale nie jesteś od tego uzależniona w jakikolwiek sposób.
Przedkładasz samorozwój i używanie życia z partnerem nad programowaną przez społeczeństwo, kościół i rodzinę potrzebą jak najwcześniejszego posiadania i wychowywania dzieci.  Zdajesz sobie sprawę, że świadome lub podświadome traktowanie dzieci jako zabezpieczenia na starość jest w stosunku do nich nie fair (nikt je najpierw o zgodę nie pyta), a nasze potrzeby kontaktu z młodymi ludźmi możemy zaspokoić bez konieczności zajmowania się nimi 24 godziny na dobę przez ok. 18 lat.
Jesteś wolna od poważniejszych uzależnień, a oszałamiająca erotyka to jedyny sposób w jaki się odurzasz (nie oznacza to kompletnej abstynencji w innych używkach, po prostu umiar). Rozumiesz że zawsze możemy w trwały sposób zmienić naszą rzeczywistość na bardziej atrakcyjną nie uciekając się do narkotyków.
Jeśli do tego wszystkiego potrafisz spędzać czas sama ze sobą, ale uważasz że we dwójkę jest przyjemniej to być może jesteśmy dla siebie stworzeni….. przekonajmy się o tym.

Alex

____________________________

Jakie były rezultaty stosowania powyższych kryteriów:

  • miałem kilka niezwykle interesujących i bardzo intensywnych relacji trwających od jednego do sześciu lat, które bardzo wzbogaciły mnie nie tylko w kwestii bezpośrednich przeżyć, ale też  nauczenia się wielu rzeczy, które w decydujący sposób wpływają na moją jakość życia aż po dzień dzisiejszy
  • przeżyłem niezliczone godziny namiętności, dobrych rozmów, bliskości, przytulania się, wspólnie przeżywanych przygód i oczywiście bardzo dobrego seksu
  • jak zwykle we współżyciu miedzy ludźmi zdarzały się nieporozumienia i problemy, ale z paroma wyjątkami brak było ewidentnych błędów w doborze partnera. Te nieliczne wyjątki to rezultaty nietrzymania się mojej „specyfikacji”, no cóż, człowiek jest czasem słaby i racjonalizuje błędne decyzje sprowokowane hormonami :-))
  • w moich kryteriach nie było nic o urodzie, mimo tego były to atrakcyjne kobiety, pewnie dlatego, że harmonia wewnętrzna przekłada się zazwyczaj na taką w wyglądzie

„Ceną” powyższego było to, że tak intensywnie delektując się moimi związkami nie miałem ani czasu ani motywacji aby np. postawić na nogi jakiś większy biznes. Zawsze jednak potrafiłem zarobić naprawdę przyzwoite sumy, więc nie odczuwam tego jako wadę, bo co przeżyłem to moje i nie da się tego kupić za żadne pieniądze :-)

Na zakończenie kilka rzeczy wartych podkreślenia:

  • powyższy list odzwierciedla moje kryteria w czasie, kiedy go pisałem. Każdy powinien zastanowić się nad swoimi własnymi, bo to Wy macie być szczęśliwi
  • moje kryteria są w sumie dość proste, wyzwaniem było znalezienie kogoś, kto łączy je wszystkie w jednej osobie. W Polsce głównymi problemami były kwestie stabilności emocjonalnej i autentycznej ciekawości świata. No ale kto szuka, ten znajduje :-)
  • nie ma żadnych gwarancji na to, że stosując taką metodę znajdziecie to, czego poszukujecie, choć jestem głęboko przekonany, iż uświadomienie sobie o co nam naprawdę chodzi w tym drugim człowieku znacznie te szanse poprawia. Moja dość bogata praktyka życiowa potwierdza to przekonanie
  • daleki jestem od jakiegokolwiek oceniania ludzi, którzy dobierają sobie partnera w zupełnie inny sposób. To ich osobista sprawa i szanuje to w pełni. Jesteśmy różni i każdy ma prawo szukać szczęścia według swoich wyobrażeń
  • moja wizja związku też uległa ewolucji, dziś niekoniecznie uważam, że należy mieszkać razem, czy tez wspólnie budować pozycję zawodową. To rozluźnia kilka kryteriów (np. językowe), no ale to już jest temat na zupełnie inny post :-)
  • kwestia dzieci też się rozwiązała, bo teraz sporo kobiet w pasującym do mnie wieku ma dzieci odchowane i są znowu wolne

Jak wygląda to u Was?

Komentarze (161) →
Alex W. Barszczewski, 2009-03-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jakość Twoich rozmów cz.1

Ostatnio usłyszałem bardzo interesujące zdanie: „Jakość Twojego życia jest proporcjonalna do jakości rozmów, które w nim prowadzisz”.

Jeżeli się nad tym bliżej zastanowimy, to  ta współzależność, aczkolwiek niekoniecznie ściśle matematyczna, staje się wyraźnie widoczna. Z kim, w jaki sposób i o czym rozmawiamy ma miedzy innymi wpływ na takie rzeczy jak:

  • jak szybko i w jakim kierunku przebiega nasz rozwój osobisty (o ile w ogóle przebiega)
  • w jaki sposób i jakim nakładem czasu zdobywamy środki na utrzymanie i realizacje naszych potrzeb i pragnień
  • jakie mamy szanse poznania naprawdę pasującego do nas człowieka/ludzi z którymi będziemy mieli wielką frajdę w życiu
  • jak wielką przyjemność i głębie doznań będziemy mieli z tymi ludźmi, którzy są nam w jakiś sposób bliscy

Nawet pobieżne przyjrzenie się, jaka jest jakość rozmów większości ludzi prowadzi do smutnego wniosku, że generalnie jest z tym dość kiepsko. Typowe dwie słabości to:

  • rozmawiamy z ludźmi, którzy kompletnie nie wnoszą nic pozytywnego do naszego życia, wiedzy i doświadczenia
  • prowadzimy rozmowy, w których nie ma autentycznej głębszej wymiany myśli, uczuć i doznań

Ta smutna sytuacja ma oczywiście zalety, bo w takich okolicznościach dość łatwo pozytywnie się wyróżnić – jak mówią Niemcy „wśród ślepych jednooki jest królem”, niemniej przyjemnie jest przebywać wśród „widzących”.

Zagadnieniem, którym zajmiemy się w dzisiejszym poście to dwa elementu naszego sposobu komunikowania się, które wielu ludziom utrudniają podtrzymanie znajomości z interesującymi rozmówcami, którzy zniechęceni poszukają sobie na przyszłość innych partnerów (a ciekawi ludzie zawsze mają z czego wybierać :-))

Pierwszy element, to sposób w jaki wypowiedzi obydwu partnerów przeplatają się w czasie. Mamy tutaj następujące możliwe warianty rozmowy:

  • jeden rozmówca kończy swoja wypowiedź, potem jest chwila ciszy po której zaczyna mówić ten drugi
  • jeden rozmówca kończy swoją wypowiedź, drugi zaczyna mówić zaraz po tym
  • jeden rozmówca kontynuuje wypowiedź, drugi nie czekając na jej zakończenie

Ten ostatni przypadek jest niestety bardzo rozpowszechniony w Polsce (wystarczy włączyć telewizor i przysłuchać się rozmowom, nawet tym „prowadzonym” przez Dziennikarzy Roku, którzy przynajmniej teoretycznie powinni być profesjonalistami). Takie zachowanie w wielu interesujących kręgach uchodzi za skrajnie nieokrzesane i dyskwalifikuje takiego rozmówcę permanentnie. Problem polega na tym, że często poprzez otaczające nas niewłaściwe wzorce i przebywanie z niewłaściwymi ludźmi pozwoliliśmy wytresować sobie takie zachowanie i często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, że postępujemy jak nieucywilizowany  dzikus z Koziej Wólki. Pierwszym zadaniem będzie uświadomienie sobie tego bo to dopiero daje nam szansę na zmianę. Dlatego pierwsze zadanie, które polecam Wam to uważna obserwacja jak często przerywamy naszym rozmówcom, bo mamy wrażenie że musimy teraz coś powiedzieć. Jeżeli przyłapiecie się na tym, że robicie coś takiego to macie problem, którym koniecznie trzeba się zająć. Całe szczęście, że największym wyzwaniem jest zdanie sobie sprawy z takiego zachowania, jak już o tym wiemy to możemy się świadomie przypilnować. Polecam Wam to gorąco!!

Drugie zagadnienie, którym zajmiemy się dzisiaj to „długość frazy” kiedy mówimy do rozmówcy

Tutaj też możemy wyróżnić trzy przypadki, choć granice między nimi będą dość płynne:

  • kiedy jest nasza „kolej”, to wypowiadamy się pojedynczymi słowami lub  fragmentami zdań, czasem przy tym wyświechtanymi, rutynowymi zwrotami bez głębszego znaczenia
  • tak dobieramy długość naszych wypowiedzi, aby rozmówca otrzymał pewną w miarę kompletna myśl nie przeładowując go nadmiarem słów
  • kiedy, mówiąc językiem komputerowców, włączamy tzw. „burst mode” (w dużym uproszczeniu dla laików: jedno z urządzeń komputera przejmuje kontrolę nad linią komunikacyjną i nie pozwala innym na przerwanie mu wysyłania danych).

Ten pierwszy przypadek pozostawia rozmówce w stanie niedosytu, bo dostał za mało, nie było szansy na stworzenie prawdziwego, głębszego kontaktu człowiek-człowiek. Często taki sposób wyrażania się jest rezultatem braku umiejętności wyrażania pewnych wrażeń i odczuć, czasem niestety jest syndromem braku takowych w ogóle. Tutaj niestety my mężczyźni przodujemy w tym upośledzeniu, choć zdarzają się i kobiety, które nie miały w życiu okazji aby nabrać wprawy w takiej komunikacji. Jeżeli zdiagnozujecie u siebie taki problem (co jest bardzo trudne, bo niechętnie się do takich rzeczy przyznajemy, nawet sami przed sobą), to nie wszystko jest stracone, bo przecież życie toczy się dalej i wciąż będzie podsuwać nam okazje aby to nadrobić. Warto się tym zająć bo pozostawienie tego tak jak jest (w imię „to jest moje prawdziwe ja„) będzie zniechęcać do nas wielu sympatycznych i otwartych ludzi, a to będzie miało wielki negatywny wpływ na jakość Waszego życia.
Na drugim biegunie jest „burst mode”, kiedy monopolizujemy konwersację i „nadajemy” bez zważania czy to co mówimy nadal jeszcze odbiorce interesuje, lub czy on sam chętnie by coś na omawiany temat powiedział. To jest często spotykana słabość inteligentnych i elokwentnych lodzi, którzy (błędnie) zakładają, że skoro mają dużo do powiedzenia i potrafią to zrobić, to na pewno rozmówca będzie zachwycony słuchając ich wielominutowych wynurzeń. Może tak i być, ale tego nie wiemy na pewno i warto to w trakcie naszej wypowiedzi sprawdzać. Inaczej niestety też możemy sobie zaszkodzić. Znam przemiłe i sympatyczne osoby, do których np. bardzo rzadko dzwonię bo nie sposób (bez symulowania awarii telefonu, lub utraty zasięgu) przeprowadzić z nimi pięciominutowej rozmowy telefonicznej :-)

W takim przypadku warto pamiętać, że  rozmowa dwojga ludzi (pominąwszy jakieś szczególne, przeważnie zawodowe przypadki) to wzajemne dawanie i branie, oraz to, iż zawsze powinniśmy sami dbać o to, aby obie strony miały z tego przyjemność. Inaczej nasi rozmówcy poszukają sobie partnerów, z którymi będzie to możliwe. A jak już wspomniałem, interesujący i nietuzinkowi ludzie prawie zawsze mają możliwość wyboru.

Komentarze (98) →
Alex W. Barszczewski, 2009-03-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Twoje prawdziwe „ja” w czasach kryzysu

Tematem „Nasze autentyczne ja” zajmowałem się już dwa lata temu. Wracam do niego, ponieważ w czasach kryzysu i trudności gospodarczych nadmierne rozdmuchiwanie tej definicji może mieć opłakane skutki dla osób ograniczających w ten sposób swoje możliwości rozwoju.

Bardzo chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że w najbliższych latach czekają nas przemiany w życiu gospodarczym (a co za tym idzie też w tym „prywatnym”), które postawią na głowie wiele wyobrażeń, które mają ludzie wychowani w ostatnim długim okresie względnej prosperity. To trochę tak, jak drastyczne załamanie się warunków atmosferycznych na akwenie, gdzie „zawsze” panowała dobra pogoda i wiał przyjemny zefirek napędzający wszystkie żaglówki. Mało kto jest przygotowany na sztorm i ofiary będą nieuniknione. Na razie widać tylko ciemne chmury na horyzoncie, trochę silniej wieje i u niektórych zaczyna już trzeszczeć omasztowanie. To są poważne sygnały ostrzegawcze, całe szczęście jeszcze nie jest za późno, aby jakoś się przygotować pod warunkiem, że nie powiemy sobie, że „ja jestem jaki jestem i jakakolwiek poważniejsza zmiana oznaczałaby utratę mojej tożsamości” W tym drugim przypadku łatwo może spotkać nas los kutra „Andrea Gail” z filmu „The perfect Storm. Tam też skipper obstawał przy utrzymaniu dotychczasowego kursu, a bardzo wrażliwe na uderzenia fal okna sterówki załoga usiłowała zabezpieczyć dopiero w środku niezwykle rozszalałego sztormu.

Czego najbardziej kurczowo trzymają się ludzie, a co może okazać się bardzo niekorzystne w skutkach?

  • wyniesione ze studiów i pracy w niektórych korporacjach proceduralno-procesowe nastawienie do życia, czyli „Jak coś się robi w dany sposób, to trzeba się go trzymać”. Oczywiście w pewnych sprawach takich jak lądowanie samolotem, przygotowanie jachtu do długiego rejsu po oceanie, czy tym podobnych zadaniach wypracowane procedury są niezwykle pomocne, czy wręcz konieczne. Gorzej, kiedy ludzie stosują takie podejście w sprawach takich jak znalezienie klienta, pracy, czy nawet partnera w życiu. Całkiem niedobrze jest wtedy, kiedy traktują je jako część swojej tożsamości, którą bronią z uporem maniaka. Czasem zdarza mi się pokazywać ludziom nowe, znacznie skuteczniejsze (a przy tym oczywiście etyczne itp.) metody, które są niezwykle opornie przyjmowane z komentarzem „my tak nie robimy”, lub „to nie byłbym ja”. Co ciekawsze, to zjawisko generalnie występuje tym silniej, im niżej poruszamy się w hierarchii stanowisk. Logicznie rzecz biorąc zrozumiałbym, gdyby było odwrotnie, bo przecież ci, którzy zaszli wysoko musieli wiele rzecz zrobić dobrze i tym bardziej mocno trzymać się sprawdzonych metod :-)
  • bardzo wielu Rodaków (mnie w to wliczając) zostało wychowanych na potulnych poddanych, którzy nie potrafią wyrazić klarownie własnej woli i poglądów (częściowo z powodu wyuczonej bezradności lub bezkrytycznej wiary w tzw. autorytety, częściowo ze względu na kiepską praktyczną znajomość języka polskiego). Ta „choroba” jest wyleczalna, sprawdziłem to na sobie :-) pod warunkiem, że nie potraktujemy jej jako części naszej tożsamości. Tutaj też starania nauczenia kogoś bardziej przywódczej postawy, a przynajmniej bardziej eksperckiego języka napotykają na opór osób, które mówią ” to nie jestem ja”. Ciekawe jak wygląda u nich „utrata własnego ja”, kiedy posługują się np. angielskim? :-) Stawka jest duża, bo za kilka lat aby utrzymać się w dobrych  firmach trzeba będzie koniecznie umieć przejąć przywództwo i skutecznie sprzedawać swoje idee oraz wartość dodaną.
  • wielu Rodaków uważa używanie niecenzuralnych słów i określeń jako element własnej tożsamości. O szkodliwych skutkach pisałem już tutaj, gorzej jak ludzie bronią się przed zmianą tego, bo traktują to jako nieodłączną i konieczna część własnej osobowości. Długofalowo robią sobie sami „kuku” :-) Ja sam jako dwudziestokilkulatek potrafiłem „rzucić wiązką”, całe szczęście że nie byłem do tego zachowania tak przywiązany jak wiele innych osób i kiedy sobie uświadomiłem jego szkodliwość, to po prostu przestałem. To otworzyło mi potem wiele atrakcyjnych drzwi w życiu.
  • u wielu Polaków można zauważyć niezwykle wysoką gotowość do agresywnych zachowań. Nie będę teraz wnikał w przyczyny tego stanu rzeczy takie jak np. permanentne poczucie bezsilności lub podmiotowości w życiu, brak prawdziwej satysfakcji seksualnej itp. Ważne jest, że w ten sposób dokonujemy skutecznej selekcji negatywnej ludzi, z którymi mamy do czynienia odstraszając tych miłych i sympatycznych, którzy mają w sobie dość siły i możliwości wyboru, aby nie musieć być z takimi zachowaniami skonfrontowani. Długofalowo pozostają wokół nas podobni „agresywni”i całe towarzystwo często kończy na „galerach” z przeświadczeniem, że „życie jest to d…”.
    Tę skłonność do agresywnych zachowań też można zmienić pod warunkiem, że nie potraktujemy tego jako niezbywalnej części naszego „ja”. Znowu jestem tego przykładem (pamiętajcie, że jak pisze o różnych bzdurach, to większość z nich sam popełniałem :-)) Problem polega znów na tym, że większość „zainfekowanych” tym współbliźnich nie wyobraża sobie siebie, jako łagodnych, a przy tym bardzo skutecznych ludzi i mówi „taki właśnie jestem i to jest wyraz mojej osobowości”

Można by tak dalej, ale jeżeli dałoby coś zrobić z tymi czterema problemami, to wiele osób miałoby znacznie większe szanse dobrze przesztormować ewentualny trudny okres w gospodarce. Polecam Wam przyjrzenie sie sobie i zdiagnozowanie, czy przypadkiem któryś z tych punktów nie jest o Was. To samo w sobie nie jest żadną hanbą (jak już wspomniałem sam cierpiałem na każdy z nich), ale trzeba koniecznie i szybko cos z tym zrobić, inaczej szkodzimy naszym szansom na przyszłość.

Jeżeli ktoś interesuje się kwestia wpływu naszej tożsamości w nieco szerszym zakresie, to polecam lekturę eseju Paula Grahama, w którym pokazuje on ładnie, jak „wbudowanie” w nią elementów religijnych i politycznych zaciemnia naszą zdolność klarownego myślenia o nich.

Dla leniwych zacytuje dwa dobre zdania:

„ If people can’t think clearly about anything that has become part of their identity, then all other things being equal, the best plan is to let as few things into your identity as possible„

oraz

„The more labels you have for yourself, the dumber they make you„

Podpisuję się pod tym obydwoma rękami :-)

PS: O przyklejaniu innym etykietek wszelkiego rodzaju napisze następnym razem

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2009-02-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Dwa pytania

Po dwóch tygodniach bardzo intensywnych zajęć wracam powoli do normalnego rytmu i czas napisać coś na naszym blogu :-)

Ostatnio zachęcony przez Paulinę obejrzałem film “The Bucket List” (”Choć goni nas czas”), rzeczywiście warto.

Jest tam taka scena, kiedy obaj bohaterowie siedzą na piramidzie a postać grana przez Freemana opowiada o tym, że starożytni Egipcjanie wierzyli, że dusza po śmierci spotyka u wrót nieba Boga, który zada jej tylko dwa pytania. Od odpowiedzi na nie zależy, czy zostanie ona wpuszczona, czy też  nie. Niezależnie od prawdziwości historycznej takiego stwierdzenia (czego nie mogę teraz sprawdzić), taka koncepcja bardzo do mnie przemawia.

Te pytania to:

  • „Have you found joy in your life?”
  • „Has your life brought joy to others?”

W pierwszej chwili pomyślałem, że to całkiem niezłe wejściówki do nieba, przy których na pewno bym się zakwalifikował, bo moje życie mimo wielu różnych wyzwań i komplikacji pełne było radości. Mimo moich wad przyniosłem też sporo radości dużej grupie innych ludzi, więc i w tej kategorii byłbym OK :-)
Potem pomyślałem, że życie jest przecież tak skonstruowane, że nie musimy czekać aż do śmierci aby doświadczyć czegoś, co możemy określić jako „niebo”.Być może stoimy u jego bram znacznie częściej niż myślimy i nie zostajemy wpuszczeni, bo nie mamy dobrych odpowiedzi na te dwa kluczowe pytania?

Stąd jesteśmy o krok od myśli, że warto częściej się nad nimi uczciwie i otwarcie zastanowić a jeśli któraś z odpowiedzi brzmi „nie”, to traktować to jako sygnał, że coś jest nie w porządku z naszym życiem. Idealnie byłoby pewnie zadawać sobie je każdego wieczoru, niemniej zdaję sobie sprawę, że żyjemy w realnym życiu i nie każdy dzień przebiega gładko (coś mogę o tym powiedzieć :-)). Dlatego na początek wystarczy, aby w każdy weekend popatrzeć przez chwilę na miniony tydzień i udzielić sobie odpowiedzi na pytania:

  • Czy w ostatnim tygodniu doświadczyłem prawdziwej, niekłamanej radości?
  • Czy w ostatnim tygodniu przyniosłem prawdziwą, niekłamaną radość innym ludziom? 

Taki „reality check” zajmie tylko kilka minut i mogę traktować go jako narzędzie sprawdzające, czy jestem na właściwym kursie. Chodzi o wczesne rozpoznawanie niekorzystnych odchyleń i odpowiednie ich korygowanie.
Jak Wam się taka koncepcja podoba?

PS: W tym doświadczaniu i przynoszeniu radości nie chodzi naturalnie o to, aby robić to bezustannie, niemniej jej tygodniowe „dawki”, które dajemy sobie i innym powinny być spore :-)

Komentarze (66) →
Alex W. Barszczewski, 2009-02-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Kupowanie nieruchomości – parę ważnych doświadczeń (post gościnny)

Pomysł na poniższy post gościnny powstał zupełnie przypadkowo podczas prowadzonej przez telefon dyskusji na zupełnie inny temat. W którymś momencie jako przykład pojawiła się sytuacja związana z kupnem mieszkania i po chwili zapytałem Ewę, czy nie podzieliłaby się swoimi doświadczeniami z Czytelnikami mojego blogu. Odpowiedź była „tak” i znając jej napięty harmonogram spodziewałem się tekstu mniej więcej za miesiąc. Ku mojemu zdziwieniu 48 godzin później to, co możecie przeczytać poniżej leżało w moim komputerze! Jeszcze raz dziękuję Autorce za ten bardzo otwarty tekst, a Was zapraszam do lektury

________________________________________________
Kilka dni temu w rozmowie telefonicznej z Alexem pojawił się wątek mieszkania, kredytu etc. Alex zapytał, czy mogłabym swoje doświadczenia opisać na blogu. Czemu nie, mam rzeczywiście ciekawe doświadczenia: 13 przeprowadzek, 5 miast, 2 kraje, 8 lat własnej działalności gospodarczej, ponad 40 lat życia gdy dojrzała we mnie decyzja o zakupie własnego „M”, w tym ponad 15 lat w wynajmowanych mieszkaniach. Odrobiłam kilka ważnych lekcji dotyczących poszukiwania tymczasowych mieszkań i bardzo ważne lekcje dotyczące zakupu własnego mieszkania. Tekst będzie długi, ale wielu rzeczy nie sposób opisać krócej, żeby nie stworzyć „ogólnej instrukcji obsługi życia” – ja takich nie cierpię:-).
Lekcja 1.  Mieszkanie z pięknym tarasem
W naszej rzeczywistości  lat 2005-2006 kredyt mieszkaniowy mogła dostać osoba pracująca na etacie, na czas nieokreślony, a działalność gospodarcza dla banku oznaczała niewypłacalność i brak wiarygodności kredytobiorcy. Podobnie nie miały znaczenia dochody z umów zleceń czy umów o dzieło (wiem, ze to się w ostatnich latach zmieniło). Moja decyzja o zakupie mieszkania była więc silnie powiązana z decyzją o przejściu na etat. Po 8 latach własnej działalności rozpoczęłam pracę na etacie, z przyzwoitym wynagrodzeniem, co pozwoliło mi na uzyskanie zdolności kredytowej na poziomie przekraczającym wówczas moje plany inwestycyjne.  Piszę o tym, bo wielu młodych ludzi rozpoczyna poszukiwania nieruchomości zanim rozpoznają swoje możliwości kredytowe i doznają potem wielu rozczarowań.
Rynek nieruchomości był stabilny. Rozpoczęłam poszukiwania wcześniej definiując swoje potrzeby. Znalazłam mieszkanie zgodne z oczekiwaniami. Intuicyjnie sprawdziłam developera, porozmawiałam z mieszkańcami wybudowanego i oddanego już do użytkowania sąsiedniego budynku (ludzie okazali się rozmowni i życzliwi). Zaprzyjaźniłam się, z panią z biura sprzedaży. Rozmawiałam o swoich obawach (to były początki złych praktyk developerów :-)). Dostałam projekt umowy wstępnej, z której niewiele rozumiałam poza tym, że muszę sporo zapłacić za „dziurę w ziemi” i obietnicę mieszkania. W czasie jednego ze spotkań zaprzyjaźniona pani zasugerowała, że nie wszystko jest takie optymistyczne jak przedstawia developer. Przeprowadziłam wiec swoje śledztwo i choć już w głowie meblowałam swoje mieszkanie i opalałam się na tarasie – wycofałam się z transakcji.
Podobno developer podjął kilka decyzji o dużym poziomie ryzyka i istniały 3 możliwe scenariusze:

1 – wszystko pójdzie zgodnie z planem a ja w terminie zamieszkam na swoim,

2 – inwestor rozpocznie realizację budowy mojego mieszkania dopiero po sprzedaży tej ryzykownej inwestycji, czyli mieszkania będą z dużym opóźnieniem, a dodatkowy czas oczekiwania oznaczał dla mnie nieplanowane koszty (nie tylko finansowe, także emocjonalne),

3 – inwestor odda mieszkania w terminie, ale z obciążona hipoteką (o tym ostrzegła mnie pani z biura sprzedaży), co prawnie uniemożliwi mi założenie hipoteki dla mojego kredytu, podwyższy koszty, i będzie przyczyna wielu kłopotów.

Moja decyzja – szukam dalej, nie podpisuję umowy, zwłaszcza że w umowie transze kredytu nie były powiązane z realizacją kolejnych etapów inwestycji, czyli developer mógł nic nie wybudować, a ja i tak musiałabym zapłacić terminowo wszystkie transze kredytu i dopiero potem mogłam wnosić sprawę do sądu z powództwa cywilnego. Uznałam, że ryzyko jest za duże.
Dzięki temu doświadczeniu dowiedziałam się, że ludzie mogą mi pomóc i chętnie to robią – nawet nieznajomi, że w Sądzie Gospodarczym mogę uzyskać wiele ważnych informacji na temat developera, że Internet to kopalnia wiedzy na temat firmy budującej moje mieszkanie, że zakładanie różowych okularów nie jest dobrym rozwiązaniem.
Nota bene kiedy kupiłam obecne moje mieszkanie (o czym dalej) i na 3 tygodnie przed terminem odebrałam do niego klucze, dowiedziałam się, że „pierwsze” ww.  mieszkanie jeszcze jest w powijakach – a zgodnie z planem miałam tam już mieszkać od kilku miesięcy. Warto było być ostrożną.

Lekcja 2. Dom, róże, staw
Szukałam mieszkania, ale… Na rynku nieruchomości, jak się dobrze poszuka, można spotkać wiele tzw. okazji – mieszkania lub domy w tzw. wymuszonej sprzedaży (bank daje wierzycielowi czas kilku tygodni lub miesięcy na sprzedaż nieruchomości i spłatę kredytu zanim przystąpi do windykacji komorniczej). Dzięki kontaktom towarzyskim znalazłam kilkuletni dom: 150 metrów powierzchni mieszkalnej wykończonej prawie w całości, 100 m zabudowań połączonych z domem a przeznaczonych na działalność gospodarczą (idealne na letnie mieszkanie np. dla moich rodziców (ze sprzedaży ich mieszkania pokryłabym 70% zobowiązań kredytowych), ponad 2000 m ogrodu, własny staw, blisko las, 40 km od centrum Warszawy. Bank zrobił tzw. operat szacunkowy /ekspertyza techniczna wraz z wyceną nieruchomości/.  Nie kupowałam „kota w worku”.
To miało być Moje Miejsce na Ziemi. Już widziałam się jako gospodyni. Wiedziałam, gdzie róże, a gdzie będzie pergola z winoroślą, etc. Wysłałam zdjęcia do przyjaciół. Trzymali za mnie kciuki, ale też „podskórnie” czułam się przez to zobowiązana do realizacji tej transakcji. Przecież moja przyjaciółka już projektowała ogród, mój ówczesny partner szukał dla mnie dobrego samochodu i projektował przebudowę kominka… Wyobraźnia podsuwała coraz piękniejsze obrazy: choinka przed domem na święta, pikniki w ogrodzie, mój pies i ze dwa koty, ogień w kominku i wieczory przy stawie… Nakręciłam się nieźle.
Wiedziałam, że niecałe 300 tysięcy zł to super cena, a ja mam znacznie wyższą zdolność kredytową. Nie miałam jednak pojęcia o zakupie domu, o notariuszach, prawie lokalowym, rynku wtórnym. Musiałam tę wiedzę zdobyć. Zadzwoniłam do „mojej Pani od pierwszego mieszkania” (mogłam też zadzwonić do radcy prawnego – koszt porady 150 zł, a koszt inwestycji prawie 300 tysięcy zł – warto). Zapytałam, co powinnam sprawdzić. Usłyszałam kilka pytań: Czy była tam prowadzona działalność gospodarcza? Czy została wyrejestrowana? Poinformowała mnie, że w momencie podpisania aktu notarialnego wszyscy muszą być wymeldowani i trzeba mieć na to dokument, bo inaczej kupuje się dom z lokatorem i trzeba mu dać lokal zastępczy o określonym przez prawo standardzie (czyli kupić mieszkanie) lub mieszkać razem :-), nadto trzeba sprawdzić księgi wieczyste, czy oprócz kredytu bankowego nie ma w repertorium innych obciążeń. I trzeba jeszcze poprosić o dziennik budowy, pozwolenie na budowę domu i zabudowań gospodarczych, plany zagospodarowania terenu. Czułam się przytłoczona, ale miałam cel. Zebrałam siły i zaczęłam działać.
Właściciel naciskał na szybką sprzedaż. A tu zima, trudny dojazd, krótki dzień, a w pracy jak w piekle – co dzień więcej, co dzień trudniej, presja, zmęczenie (a miało być jak na „Alexowym” jachcie!). Trzeba zaufać, przestać się bać, odpuścić te wszystkie dyrdymały i zamieszkać – kusiła mnie szybka finalizacja. Emocje wariowały. Rozsądek jednak brał górę. Wzięłam urlop. Na tydzień. Nie miałam odwagi na dłuższy, bo praca ważna, bo kredyt, bo muszę być niezastąpiona, najlepsza…  Zakup nieruchomości przestawał być przyjemnością.
Zadzwoniłam do kancelarii notarialnej znalezionej w Internecie i zapytałam, czy jeszcze coś powinnam sprawdzić, zanim podpiszę akt notarialny. Przez telefon udzielono mi informacji podając magiczne hasło: Ordynacja podatkowa, rozdział 112a (o ile dobrze pamiętam) – jeśli nieruchomość w określony sposób jest powiązana z firmą (nie pamiętam jaki to rodzaj powiązań), a zobowiązania wobec skarbu państwa przekraczają kwotę 15 tysięcy zł (czyli wobec ZUS, US, Gminy), to ja kupując tę nieruchomość przejmuję zobowiązania sprzedającego. Smaku dodaje fakt, że instytucje te nie mają w Polsce obowiązku wpisywania tego w repertorium ksiąg wieczystych. A więc mogę kupić dom za 278 tysięcy i np. za rok czy dwa zapuka mi komornik i powie: Kupiła Pani dom, ale jest nam Pani winna 100…, 200…., 500… tysięcy (dowolna kwota większa od 15 tysięcy) bo były właściciel nie uregulował zobowiązań… Taka wizja sprowadziła mnie natychmiast z mojego pięknego nieba na ziemię.
Właściciel miał problem z dziennikiem budowy, jakieś przybudowane rzeczy nie miały pozwolenia, no dobrze, można to jakoś przeżyć, uzyskać wsteczne pozwolenie. Powoli robiłam się ekspertem. Czas gonił, właściciel naciskał. Wtedy poprosiłam go, żeby przyniósł zaświadczenia z gminy, US i ZUS, że instytucje te nie wnoszą roszczeń do tej nieruchomości. Spotkanie u notariusza było umówione. Na 12 godzin przed spotkaniem właściciel zadzwonił, że nie ma jeszcze wszystkich dokumentów. Tydzień później sprzedał  dom młodym ludziom, których rodzice wzięli kredyt za młodych. Ja zostałam ze swoją wiedzą na środku pustego pola :-)
Płakałam 3 dni niemal bez przerwy. Miało być tak pięknie.  Miesiąc minął na smutku. Myślałam, że jestem strasznie głupia i zbyt dociekliwa. Dużo brzydkich rzeczy wtedy sobie powiedziałam. Wstydziłam się przed przyjaciółmi, że tak „źle to wszystko zorganizowałam”. Po jakimś czasie zadałam sobie pytanie: Jeśli masz dom w wymuszonej sprzedaży  i masz dwóch potencjalnych kupców a papiery są w porządku, to co robisz? Wybierasz tego, który nie chce papierów, czy podbijasz cenę?  Odpowiedź była oczywista.
Moje bieganie wokół kupna domu zakończyło się zatem szczęśliwie, bo choć nie kupiłam domu, to przede wszystkim nie podjęłam decyzji obarczonej bardzo wysokim ryzykiem. Dodatkowo wiele się nauczyłam o procesie zakupu nieruchomości.  Przyjaciele gratulowali mi mądrości i odwagi. Nie doceniłam moich przyjaciół. To też była ważna lekcja.
Do dziś żal mi tego domu, ale mam już do tego właściwy dystans. W tym czasie jednak na rynku nieruchomości zaczęły się poważne zmiany – ceny szły w górę w bardzo szybkim tempie, ja miałam promesę kredytową i nie miałam na oku żadnej nieruchomości. Byłam starsza o kilka miesięcy, bardziej zmęczona ale mądrzejsza. I miałam mądrych przyjaciół.
Lekcja 3. Mieszkanie pod Warszawą
Byłam już specem od rynku wtórnego i miałam pojęcie o rynku pierwotnym. Moje obecne mieszkanie, w którym szczęśliwie mieszkam uwiodło mnie oknami. Sprawdziłam developera, poprzednie jego inwestycje, specyfikację etc, etc… Ceny zaczęły wariować. Szły w górę co 2 tygodnie.  Wiedziałam, że albo teraz, albo za kilka lat – po korekcie rynku. Zarezerwowałam mieszkanie gwarantując sobie cenę z dnia rezerwacji. Dostałam umowę tzw. przedwstępną. Zadzwoniłam do jednego z dziennikarzy  zajmujących się rynkiem nieruchomości – artykuł w gazecie był podpisany, telefon do redakcji znalazłam w Internecie. Porozmawiałam, wysłałam umowę z prośbą o uwagi. Uwagi dostałam, naniosłam swoje poprawki, 3 godziny negocjowałam z developerem. Wcześniej ustaliłam, na co mogę przystać, a na co zgodzić się nie mogę i zawarłam ze sobą cichy kontrakt: jeśli się nie zgodzą na określone 2 zmiany, to rezygnuję. Poprosiłam brata, żeby ze mną pojechał na negocjacje, wprowadziłam go w temat i powiedziałam, na co się mogę zgodzić, a na co nie. Miał być dla mnie zabezpieczeniem przed moja pochopną emocjonalną decyzją. Negocjacje były skuteczne.
Uznałam, że skoro mam wydać ponad 200 tysięcy na mieszkanie, to umowę przedwstępną muszę podpisać notarialnie, dokładając 1500 zł. Developer odwodził mnie od notarialnej umowy przedwstępnej mówiąc o niepotrzebnym wydatku. Ja jednak po doświadczeniach z „moim domem” i „pierwszym mieszkaniem” nie szłam na skróty. Notarialnie i koniec. Sprawdziłam w izbie notarialnej wiarygodność notariusza, kazałam sobie przesłać elektroniczną wersję mojej umowy notarialnej. W końcu niechętnie, ale się zgodzili (mają taki obowiązek, nie jest to niczyja łaska!).
Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wersja notarialna umowy ma kilkanaście stron a wersja jaką dawał mi developer – kilka. Różnice były istotne. Przygotowałam się do negocjacji. Umowę notarialną też można negocjować. Należy! Zabrałam brata i przyjaciółkę (prawniczka). Nie warto chodzić na takie spotkania w pojedynkę. Łatwiej ulega się presji. Dokonaliśmy kilku dla mnie ważnych poprawek. Notariusz odczytał poprawiony dokument i dał mi do podpisu. Powiedziałam, że nie mogę tego podpisać.. Zdziwienie było ogromne. Notariusz zapytał dlaczego. Odparłam, że w dokumencie jest napisane, że notariusz okazał księgi wieczyste, a mnie ich nikt nie okazał (powszechna praktyka niestety). Na to notariusz zapytał, czy rzeczywiście chcę je obejrzeć i czy się na tym znam, bo to bardzo zawiłe i długo będzie trwało, a po co? Powiedziałam, że moja przyjaciółka potrafi czytać księgi wieczyste i po to tu jest ze mną. Godzinę sprawdzałyśmy punkt po punkcie porównując księgi z zapisem w akcie notarialnym. Podpisałam umowę.
Notariusz zapytał, czy będę chciała wnosić do sądu o wpis umowy w księgi wieczyste developera, bo  to kosztuje 150 zł i trwa jakieś pół roku, więc już pewnie dawno będę mieszkać. Znowu mnie odwodził. Skoro ryzykuję ponad 200 tysięcy, to mogę wydać jeszcze 150 zł – pomyślałam. Sądowy wpis umowy do ksiąg wieczystych developera gwarantuje realizację umowy nawet jeśli developer upadnie, sprzeda inwestycję komuś innemu etc. To była moja gwarancja, że nie stanie się tak, jak pisano w prasie. Ludzie kupowali, a developer sprzedawał inwestycje podstawionej firmie (własnej), która wypowiadała umowy i sprzedawała te same nieruchomości po nowej cenie. Wszak ceny rosły jak zwariowane. To był „niezły biznes”.  Ja mogłam spać bezpiecznie za 150 zł.
Klucze odebrałam przed terminem. W dwóch budynkach jest około 100 mieszkań, może trochę więcej. Wiem, że tylko w kilku przypadkach umowa przedwstępna została podpisana notarialnie. Ja jedyna wpisałam tę umowę sądowo w repertorium ksiąg wieczystych developera. A przecież wszyscy ryzykowaliśmy podobne pieniądze. Wszyscy mamy dostęp do tych samych gazet i programów telewizyjnych, które w owym czasie pełne już były informacji o nieuczciwych praktykach na rynku nieruchomości….
Epilog (albo lekcja 4)
Jest jeszcze coś, co było trudnym ale bardzo ważnym moim doświadczeniem, a czego wielu ludzi nie bierze w ogóle pod uwagę (ja też nie brałam): miesiąc po odbiorze kluczy straciłam pracę (!). Moje oszczędności właśnie ekipa wykończeniowa wkładała w parkiet, gładzie, armaturę oraz glazurę. Nie byłam przygotowana na taką ewentualność ani emocjonalnie, ani finansowo. Blisko 2 lata zmagałam się z rzeczywistością, będąc jednoosobowo obciążona kredytem, czynszem, etc, nie mając stałej pracy a jedynie nieregularne zlecenia. Mam taki zawód i „wszczepioną” gotowość do zmian, że zwykle sobie dobrze radzę – podjęłam decyzję o sprzedaży mieszkania pół roku po jego wykończeniu. To wbrew pozorom bardzo trudna decyzja i warto sobie odpowiedzieć, czy w skrajnej sytuacji jest się gotowym do podjęcia takiej lub jakie są inne wyjścia awaryjne. Spakowałam rzeczy i wyjechałam z kraju. Mimo dobrej koniunktury moje mieszkanie nie chciało się sprzedać. Wniosek – jeśli myślisz, że w razie kłopotów zawsze możesz szybko sprzedać mieszkanie, to informuję, że to jest tzw. myślenie życzeniowe.

Wróciłam do kraju po krótkim ale ważnym dla mojego rozwoju czasie i zaczęłam od początku. Dokończyłam inwestycje. Powoli zapominam o tamtym wymagającym czasie. Teraz mam mnóstwo pomysłów, niektóre z pewnością zrealizuję, niektóre pozostaną tylko jako „gimnastyka mózgu”.  Jestem szczęśliwa, że te zdarzenia miały miejsce, choć nie zawsze tak o tym myślałam. Bez nich nie byłabym w tym miejscu, gdzie jestem teraz i nie byłabym bogatsza o cenną wiedzę o sobie i pewność, że moimi zasobami, na których mogę się oprzeć, są moi przyjaciele, moja wiedza i doświadczenia, mój optymizm wraz z gotowością do zmian. Wiem też, że moje mieszkanie nie ogranicza mnie w myśleniu i podejmowaniu ważnych decyzji życiowych.
Z debiutanckim pozdrowieniem, Ewa

_______________________________________________

Ewa Wytrążek
Od 2008 roku związana Polską Agencją Prasową, gdzie kieruje kilkunastoosobowym zespołem. Absolwentka programu MBA – Międzynarodowa Szkoła Zarządzania L. Koźmińskiego (nagroda za dyplomowy projekt doradczy) oraz polonistyki – Uniwersytet Wrocławski. Studiowała także muzykologię – KUL, a także  filologię rosyjską – UWr. Przez wiele lat prowadziła działalność gospodarczą realizując projekty w zakresie marketingu, PR i sprzedaży, m.in. dla PSE S.A., Pivotal Polska, Matrix.pl S.A., tygodnik Polityka. Doświadczenie zawodowe zdobywała także w instytucjach kultury – Państwowej Filharmonii Lubelskiej czy Teatrze Muzycznym Roma, gdzie stworzyła i prowadziła dział marketingu i reklamy, a następnie w agencjach PR i reklamowych. Nagrodzona za najlepszą kampanię PR w Polsce zrealizowaną w 1999 roku. Kierowała też działem marketingu w jednej z największych spółek medycznych w Polsce. Autorka publikacji m. in. z zakresu etnolingwistyki oraz marketingu i sprzedaży. Inicjatorka i współzałożycielka fundacji „Wiedza i Przedsiębiorczość”. W wolnym czasie realizuje projekty w doradcze i marketingowe dla polskich i międzynarodowych firm. Zainteresowania: psychologia społeczna, komunikacja, muzyka chóralna.

Komentarze (92) →
Alex W. Barszczewski, 2009-02-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Eksperyment 2009

Po tym, jak projekt „Biblioteczka” dość gładko wystartował (choć jej dotychczasowe praktyczne wykorzystanie jest nieco poniżej moich oczekiwań) czas na przygotowania do drugiego z moich trzech zamierzonych dla Was przedsięwzięć.

Tym projektem jest kolejna edycja Eksperymentu, polegającego na tym, że wybrana grupa ok. 6 osób otrzymuje bezpłatny dostęp do mojego fachowego know-how podczas intensywnego treningu w trzech dwudniowych sesjach. Poprzedni eksperyment był przeznaczony wyłącznie dla całkiem młodych ludzi, tym razem bez ustalania jakiś granic wiekowych chcę zebrać grupę osób które po prostu:

  • są ciekawe świata a ich marzenia życiowe to coś więcej niż mieszkanie na kredyt w bloku i plazmowy telewizor
  • znaczne zwiększenie ich skuteczności w komunikacji, prezentacji i negocjacjach ułatwi im osiąganie tych marzeń
  • chętnie uczą się i próbują nowe rzeczy
  • w jakiś sposób są niebanalni
  • mają dość wysokie standardy etyczne
  • obiecają, że w przyszłości zrobią coś dobrego dla innych ludzi (zasada „podaj dalej”)

Sam Eksperyment mógłby wystartować gdzieś wczesną wiosną, w międzyczasie podyskutujmy sobie nad jego formułą, zakresem i kryteriach doboru uczestników. Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych do wymiany poglądów i pomysłów.

PS: Dla Tych z Was, którzy nie byli z nami w 2007 podaję poniżej linki do dyskusji związanych z tamtym projektem


http://alexba.eu/2007-04-08/tematy-rozne/zaproszenie/

http://alexba.eu/2007-07-01/tematy-rozne/eksperyment-rozpoczety/

http://alexba.eu/2007-08-19/rozwoj-kariera-praca/nasz-eksperyment-cd/

http://alexba.eu/2007-09-03/rozwoj-kariera-praca/nasz-eksperyment-kontynuacja/

http://alexba.eu/2008-12-19/firmy-i-minifirmy/wprowadzanie-innowacji/

http://alexba.eu/2008-12-11/tematy-rozne/eksperyment-rezultaty1/ 

http://alexba.eu/2009-01-06/tematy-rozne/eksperyment-rezultaty2/

Komentarze (207) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Biblioteczka Czytelników otwarta !

Dzięki wydatnej pomocy Ludwika C. Siadlaka, Artura Jaworskiego i Tomasza Ciamulskiego z przyjemnością zapraszam Was do korzystania z naszej Biblioteczki Czytelników, której otwarcie zapowiadałem w jednym z ostatnich postów.

Myślę, że ta inicjatywa wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu wielu z Was a dobór książek w zestawie, który dzisiaj otrzymujecie do dyspozycji umożliwi każdemu z Was znalezienie czegoś odpowiedniego. Na tym oczywiście nie poprzestanę, około 8 dalszych pozycji czeka na uprzednie przeczytanie przeze mnie :-), jeśli będą coś warte to wylądują w zasobach.
Ten wątek w założeniu powinien służyć wszelkiej wymianie zdań na temat samej biblioteczki, jej zasad i sposobu działania. Zgodnie z wypróbowaną zasadą Agile Development, dostajecie do ręki coś, co działa i jest użyteczne (mam nadzieję :-)), w oparciu o Wasz feedback będziemy to dalej udoskonalać. A teraz kilka bezpośrednich adresów:

Biblioteczka Blogu Alexa
Zasady użytkowania (polecam uważne przeczytanie wszystkiego !!)

Książki

Jeszcze raz bardzo dziękuję zarówno Kolegom wymienionym powyżej, jak też tym, którzy deklarowali chęć wsparcia, z której nie skorzystałem.

Wszystkich zapraszam do odwiedzenia nowego serwisu i wypowiedzi na jego temat tutaj

PS: Książki, które mają moją rekomendację zaznaczę później, nie chcę niepotrzebnie opóźniać startu

Komentarze (260) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

120 sekund ciszy

Na początek wyjaśnię Wam moje nastawienie do podawania ludziom numeru własnego telefonu komórkowego.

Generalnie, dość bezproblemowo podaję ten numer wszystkim osobom, które uważam za rozsądne z dwoma tylko zastrzeżeniami:

  1. Nie przekazuj tego numeru dalej bez mojej wyraźnej zgody
  2. Wykaż zrozumienie, że mój telefon może być wyłączony, lub po prostu w danym momencie nie będę chciał/mógł z tobą rozmawiać (ten ostatni punkt nie dotyczy tych klientów, którzy specjalnie płacą za to, że w razie czego zawsze mogą do mnie zadzwonić :-))

Te ustalenia całkowicie wystarczają, czasem wręcz muszę zachęcać innych do zadzwonienia do mnie wieczorem, jeśli mają jakąś pilną sprawę (z zastrzeżeniem opisanym w punkcie 2). Mam zwyczaj chodzić dość późno spać i chętnie rozmawiam też i o takich porach.
Od czasu do czasu zdarza się jednak sytuacja jak wczoraj o północy. Po kilku dniach, kiedy zdecydowanie za długo czytałem przed zaśnięciem postanowiłem wreszcie przestawić sobie czas na bardziej rozsądny rytm dobowy i właśnie zasypiałem, kiedy zadzwonił telefon. Osoba dzwoniąca (znamy się dość powierzchownie)  pozdrowiła mnie i zaczęła coś opowiadać :-) Ja na to uprzejmie zapytałem czy chodzi o sprawę, która jest paląca i nie może poczekać do jutra. Odpowiedź była „nie”. Ja na to „no to zdzwońmy się może jutro rano, jestem akurat na wakacjach i teraz nie jest dobra pora na dalszą rozmowę”. Pożegnaliśmy się krótko i ponownie przyłożyłem głowę do poduszki. Dziesięć minut później znów zadzwonił telefon :-) Ta sama osoba chciała mi tym razem zrobić quiz, czy wiem skąd pochodzi nazwa „Wyspy Kanaryjskie”!!!

Tym razem niezbyt uprzejmie przerwałem i pożegnałem się, po czym niezwłocznie  uruchomiłem w mojej komórce „tajną broń” na takie przypadki (co w ciągu ostatnich 2 lat było konieczne dopiero po raz drugi ). Tą bronią jest specjalny dzwonek, który nagrałem, nazywa się on „120 sekund ciszy” i tak też brzmi :-). Taki dzwonek przyporządkowany konkretnemu numerowi powoduje, że jak ktoś z tegoż numeru próbuje się dodzwonić, to u mnie tylko rozświetla się wyświetlacz, a poza tym jest cisza i spokój :-)

To, co napisałem powyżej jest oczywiście prawdziwym zdarzeniem, ale zastanówmy się nad tym też z metaforycznego punktu widzenia.

  1. Czy każdy z Was ma taki „dzwonek z ciszą”, nie tylko w telefonie ale też i w innych dziedzinach życia, gdzie czasem inni ludzie (znajomi, nieznajomi, rodzina) bez zaproszenia, a nawet wbrew naszej woli próbują aktywnie ingerować w nasze życie?
  2. Czy jesteśmy mili i sympatyczni (co ciągle zalecam), ale kiedy ktoś ignoruje nasze wyraźne „Nie” potrafimy z całą konsekwencją wyegzekwować to co chcemy?
  3. Czy sami mamy mechanizmy zapobiegające temu, abyśmy my nie byli postrzegani jako intruzi kiedy inicjujemy jakąś interakcję?
    Każdy z Was, do którego kiedykolwiek dzwoniłem może np. potwierdzić, że ja dzwoniąc do niego zawsze:
    a) witam rozmówcę
    b) przedstawiam się
    c) pytam „Czy masz chwilę dla mnie?”, chyba że mogę zapytać bardziej precyzyjnie jak na przykład „Czy masz czas na jedno pytanie?”, albo „czy masz 1/3/5/10 minut czasu dla mnie?”. Zwróćcie uwagę, że nie zadaję pytania „czy nie przeszkadzam?” Wyrywając kogoś moim telefonem z tego, co akurat robi prawie zawsze jakoś przeszkadzam, więc nie pytajmy o rzeczy oczywiste :-)
    To dotyczy nie tylko telefonów, lecz też i innych form komunikacji. W jednym z ostatnich, cytowanych już na tym blogu postów Penelope Trunk jasno tłumaczy jak przy pomocy maila wkurzył ją znany autor Tim Ferris :-) Warto przeczytać i zastanowić się!

Polecam każdemu z Was intensywne przemyślenie powyższych pytań i w razie, gdyby odpowiedzi Was nie zadowalały, to przemyślenie co możemy zrobić, aby to zmienić

Zapraszam do dyskusji :-)

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Dziesięć minut przyjemności

Ostatnio w Berlinie miałem life coaching z pewnym obiecującym młodym człowiekiem, który oprócz biegłej znajomości 4 języków (w tym chińskiego) i dużego doświadczenia w międzynarodowym biznesie jest zapalonym tancerzem tango, jednym z tych tancerzy, którzy potrafią przetańczyć całą noc wędrując z jednej milonga do drugiej.

W trakcie naszej rozmowy w którymś momencie powiedziałem mu, że mam taką zasadę, która mówi: „Każdy człowiek, który zadał sobie trudu aby wejść ze mną w pozytywną interakcję powinien na tym być „do przodu””.

Na to mój rozmówca stwierdził : „Wiesz, u nas w tango jest też taka zasada, że podczas tych dziesięciu minut, kiedy tańczysz z jedną partnerką starasz się, aby było to dla niej przyjemne przeżycie. Wszystko jedno, czy dobrze do siebie pasujecie, czy też nie całkiem, czy styl tańca drugiej osoby Ci leży, czy też nie, przez te dziesięć minut starasz się zrobić z tego przyjemne przeżycie dla drugiej strony„

Pomyślałem sobie, że kiedyś zalecałem Wam rzucanie w życie innych ludzi promienia słońca. Oczywiście cały czas zachęcam Was gorąco do robienia tego!  Zdają sobie jednak sprawę, że takie postępowanie wymaga pewnego minimum proaktywności i uwagi na to co się dzieje wokoło. W naszym, czasem zabieganym życiu nie zawsze jesteśmy do tego zdolni. Dlatego proponuję Wam coś jeszcze prostszego, a mianowicie zastosowanie tej zasady tanga w codziennym życiu, w stosunku do ludzi, z którymi tak czy inaczej macie jakieś interakcje.

I tak:

  • Jeżeli macie z kimś interakcję w biznesie, to oprócz rzeczowego załatwienia nawet trudnej sprawy starajcie się, aby Wasza rozmowa była dla drugiej strony w miarę przyjemna. W normalnej praktyce biznesowej jest mnóstwo ludzi, którzy zatruwają Waszemu rozmówcy czas, zróbcie tę pozytywną różnicę.
  • Jeśli wdajecie się w pogawędkę ze znajomym, lub nieznajomym, to też aktywnie starajcie się, aby pozostawiła ona na rozmówcy miłe wrażenie. To ogranicza nam możliwości wylewania naszych żalów na innych, ale tego i tak nie powinniście robić.
  • Jeżeli załatwiacie coś w urzędzie, hotelu lub sklepie, to też aktywnie zadbajcie o to, aby kontakt z Wami był dla drugiej osoby miłym epizodem, nawet jeżeli mówimy o zestresowanej kasjerce w hipermarkecie
  • Jeżeli idziecie z kimś do łóżka, wszystko jedno czy z wielkiej miłości, czysto hedonistycznych pobudek, czy też powodów leżących gdzieś pomiędzy, to zadbajcie o to, aby dla partnera/partnerki było to naprawdę przyjemne przeżycie (w tym przypadku mam nadzieję, że dłuższe  niż 10 minut :-)). To właściwie powinno być zrozumiałe samo przez się, ale np. słyszałem od wielu kobiet wręcz  niewiarygodnie brzmiące historie o facetach typu „wejść-dojść-wyjść”.

To wszystko jest bardzo proste i dziwię się, że wiele osób tego nie robi. Napisałem ten post z egoistycznych pobudek, bo odkąd przeniosłem się do Polski jeszcze bardziej mi zależy na tym, aby atmosfera różnych codziennych zdarzeń z innymi ludźmi była sympatyczna. To na razie w kraju nie wygląda jeszcze najlepiej, ale jest już postęp. Przyśpieszmy go, dając na co dzień dobry przykład. Poza tym, jest to łatwy sposób, aby pozytywnie się wyróżnić. Zachęcam!!

Komentarze (58) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 48 of 80« First...102030«4647484950»607080...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025