Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Co robić jeśli pracujesz “na galerze” albo “w burdelu”

Ostatnio dyskutowaliśmy o dwóch rodzajach “zapłaty” za nasza pracę, jakie powinniśmy oczekiwać od naszego pracodawcy. Jak się okazało, dość częstym przypadkiem (nie tylko w Polsce!!) jest sytuacja, kiedy ktoś otrzymując kiepską zapłatę finansową “dostaje” do tego zerowa a nawet ujemna zapłatę emocjonalną, co porównałem do pracy na galerze niewolników.
Drugim szczególnym, choć niemniej częstym przypadkiem jest sytuacja, kiedy ktoś “prostutuuje się” za spore pieniądze, jednocześnie cierpiąc z powodu braku lub “ujemności” zapłaty emocjonalnej. To porównałem do pracy w domu publicznym :-)
Dziś zajmiemy się odpowiedzią na pytanie, co robić, jeśli w jakimś okresie naszego życia znaleźliśmy się w jednej z tych pożałowania godnych sytuacji.
Zacznijmy od tego, że przejściowe znalezienie się na “galerze” lub w “burdelu” nie jest żadnym powodem do hańby, zwłaszcza jeśli zarabiamy na utrzymanie w miarę uczciwie, najlepiej wnosząc w życie innych coś pozytywnego. Sam jako były sprzedawca gazet i mieszkaniec piwnicy zdaję sobie sprawę, że bywają okoliczności, kiedy ekonomicznie musimy chwytać się nawet przysłowiowej brzytwy, dlatego daleki jestem od wytykania palcami zarówno “galerników” jak i “prostytutki”.
Z drugiej strony znakomita większość z nas potrzebuje tej emocjonalnej zapłaty, więc nie powinniśmy tego tak zostawić z komentarzem “takie jest życie”.
Co więc można zrobić?
Naturalnie znajdą się ludzie, którzy będą Wam zalecali różne półśrodki, jak np. poszukanie sobie “zapłaty emocjonalnej” w rodzinie, życiu towarzyskim lub jakimś hobby.
To jest jakieś rozwiązanie, ze szczególnym naciskiem na słowo “jakieś”, bo o ile zapewnia nam (ewentualnie) pewne elementy tejże zapłaty, to po pierwsze są to tylko elementy, a po drugie nie załatwia nam to faktu, że osiem godzin dziennie (a więc mniej więcej połowę naszego czasu, kiedy nie śpimy) robimy coś, co drenuje nas emocjonalnie. A to jest szkoda trudna do nadrobienia, tym bardziej że wcale tak nie musi być!!!
Moje zalecenie, jeśli potraktuje się je serio, jest dość ekstremalne i mimo iż zadziałało dla mnie i wielu innych ludzi, to oczywiście stosujcie się do niego na własną odpowiedzialność.  Brzmi ono:

Pracując “na galerze” lub “w burdelu”, jeżeli jesteś w miarę pewien, że brak “zapłaty emocjonalnej” wynika z charakteru pracy/firmy a nie z Twojego nastawienia, to potraktuj to jako coś całkowicie tymczasowego, z wszelkimi tego konsekwencjami!!

Oznacza to miedzy innymi, że:

  1. “stemplujesz” aktualne zajęcie w swojej głowie jako tymczasowe. W praktyce oczywiście wykorzystujesz ewentualnie pojawiające się możliwości względnie łatwego osiągnięcia nieco wyższej zapłaty finansowej, niemniej nie starasz się zrobić kariery w obecnym miejscu pracy. Zamiast tego bardzo aktywnie szukasz sobie bardziej obiecującego zajęcia/firmy pracując jednocześnie intensywnie nad swoją wartością rynkową, bo w dobrym miejscu musisz się zakwalifikować, do tego prawdopodobnie przy sporej konkurencji. Rezygnacja z robienia kariery w aktualnym miejscu pracy może być trudna do przełknięcia dla nas samych, a szczególnie naszego otoczenia, szczególnie jeśli otrzymujemy różne propozycje “awansu”, ale jesli pragniemy całkiem innego (patrz punkt 2 poprzedniego postu) życia zawodowego, to musimy być konsekwentni.
  2. dopóki pracujemy na “galerze” lub w “burdelu” to nie staramy się uprzyjemnić sobie życia innymi sposobami, takimi jak wspomniane wyżej życie towarzyskie, rodzinne, lub hobby. Dlaczego? Bo jak się nam zrobi zbyt wygodnie, to łatwo stracimy zapał do radykalnej zmiany, nawet jeśli z punktu widzenia naszych długoterminowych potrzeb jest ona konieczna. Wtedy możemy stać się jak ta żaba w garnku z powoli podgrzewana wodą. Obejrzyjcie koniecznie podlinkowany filmik i zastanówcie się, czy tego naprawdę chcecie.

Jeżeli już jesteśmy przy uprzyjemnianiu sobie życia w celu skompensowania frustracji wynikających z pracy w omawianych dziś miejscach, to warto zwrócić uwagę na szczególnie niebezpieczne i niestety bardzo rozpowszechnione jej formy:

  1. alkohol i narkotyki – bardzo wiele osób ucieka do tego sposobu zmiany (choć na chwilę) postrzeganej rzeczywistości, co nie tylko szkodzi zdrowiu, ale też znacznie pogarsza nasze faktyczne możliwości zmiany sytuacji. Jak czytam o takich przypadkach, jak np. ten z działaczami PZPN to pod żadnym pozorem nie zamieniłbym się z tymi panami na życie.
  2. wymuskane mieszkanie (zwłaszcza na kredyt), jest równie częstym i podobnie nieadekwatnym antidotum na frustracje wynikające z braku “wynagrodzenia emocjonalnego”. Co prawda zazwyczaj nie szkodzi ono na zdrowie tak jak wspomniane wcześniej używki, ale z jednej strony bardzo ogranicza nasza mobilność, co może uniemożliwić nam skorzystanie z wyjątkowej sposobności, a z drugiej, będąc wygodnym azylem stępi nasz głód i konsekwencję w poszukiwaniu czegoś lepszego, jeśli chodzi o sposób zarabiania pieniędzy. A to na dłuższą metę będzie miało bardzo negatywne skutki dla Waszego życia. Jestem teraz nad polskim morzem i codziennie widzę mnóstwo ludzi, którzy mimo wakacji i niezłej pogody nie sprawiają wrażenia wesołych i szczęśliwych. Na pewno chcecie do nich dołączyć?

Tyle na razie, bo nie chcę aby ten post rozrósł się za bardzo. Jak zwykle zalecam Wam “use your judgement” jesli chodzi o praktyczne stosowanie tego, co napisałem i zapraszam do dyskusji w komentarzach

Komentarze (76) →
Alex W. Barszczewski, 2012-07-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Szukaj podwójnego wynagrodzenia za pracę

Tytuł tego postu brzmi jak  reklama podejrzanych interesów, albo żądania nie posiadającego umiaru związkowca, dlatego śpieszę z wyjaśnieniem o co mi chodzi.
Generalnie, jeżeli już gdzieś pracujemy poświęcając na to czas i energie naszego życia, to możemy (powinniśmy ?) otrzymywać gratyfikację w dwóch postaciach:
  1. materialna zapłata za wyniki naszej pracy, najczęściej są to pieniądze lub takie rzeczy jak służbowy samochód, telefon itp. Tymi pieniędzmi płacimy na nasze mieszkanie, wyżywienie i wszelkie inne rzeczy, które potrzebujemy, a które można kupić
  2. wynagrodzenie emocjonalne w postaci możliwości poznania i pracy z ciekawymi ludźmi, w pozytywnej atmosferze wypełnionej energią, kreatywnością i wzajemnym szacunkiem. Ta emocjonalna część wynagrodzenia to też możliwość rozwoju, rozszerzenia własnych horyzontów wiedzy i doznań, praktycznego podniesienia poczucia własnej wartości w zdrowy, nie robiący nikomu krzywdy sposób.
Teraz, jak się zapewne domyślacie, zapraszam każdą Czytelniczkę i każdego Czytelnika, do zrobienia uczciwej analizy, jak tak kwestia wygląda u nich w praktyce. O ile większość ludzi zastanawia się nad tą materialną częścią zapłaty (i przeważnie jest z niej niezadowolona), o tyle moim zdaniem zbyt mało osób patrzy uważnie, jak wygląda ta “płaca” emocjonalna. A to przecież ta druga, o ile nasze najbardziej elementarne potrzeby fizyczne zostały zaspokojone, ma ogromny wpływ zarówno na jakość naszego życia w chwili obecnej, jak też jego perspektywy w przyszłości.
Obserwując innych ludzi często niestety widzę jeden z dwóch przypadków:
  1. zapłata materialna jest kiepska i wynagrodzenia emocjonalnego albo nie wa wcale, albo co gorsza jest ujemne (poniżanie, frustracja itp.). To przypomina mi galerę, gdzie biedni galernicy batem nadzorcy zmuszani są do wiosłowania w kierunku i rytmie, na który nie maja żadnego wpływu, a do jedzenia i picia dostają akurat tyle, aby nie umrzeć z głodu.
  2. zapłata materialna jest dobra a nawet bardzo dobra, pracuje się w eleganckich biurowcach itp. Za to wynagrodzenie emocjonalne, podobnie jak w wypadku powyżej, jest zerowe lub ujemne (konieczność robienia rzeczy wbrew sobie, znoszenia zlej atmosfery w pracy, podchodów, polityki i zwykłego draństwa). To, jak się zastanowimy, przypomina z kolei dom publiczny lepszej klasy, nieprawdaż?
“Pracujesz” na galerze? Prostytuujesz się w “domu publicznym”?
Nawet jeśli bardzo wielu ludzi wokoło robi to samo, to zastanów się, jaki to ma wpływ na dalszą część Twojego życia, o dzisiejszym dyskomforcie już nie wspominając. Jeśli ta perspektywa niezbyt Ci się podoba, to zabieraj się DZISIAJ do roboty, aby  to zmienić. To być może nie da się zmienić od razu, ale przynajmniej w średnioterminowej perspektywie jest na pewno możliwe, choć niewykluczone, że będziesz musiał przy tym się nieco wysilić, a i nie wszystkim z Twojego obecnego otoczenia się to spodoba. To jest Twój wybór, ale jeśli chcesz zmiany, a nie tylko jałowej dyskusji, to zabierz się za to jeszcze dziś!
Na zakończenie, aby ubiec zarzuty, że w Polsce nie ma takich prac, które dają nam zarówno wysokie wynagrodzenie materialna, jak i emocjonalne, śpieszę z informacja, że np. ja takową wykonuję. Jednym z powodów, dla których przeważnie widzicie mnie uśmiechniętego i pełnego energii jest to, że jak już pracuję, to dostaje za to nie tylko spore pieniądze, ale przede wszystkim mam do czynienia z inteligentnymi, ciekawymi ludźmi, kontakt z którymi bardzo mnie wzbogaca, nawet (a może właśnie dlatego), jeśli w wielu sprawach bardzo się różnimy. To jest chyba dobry moment, aby im wszystkim za to podziękować!
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Komentarze (51) →
Alex W. Barszczewski, 2012-06-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Audycja ze mną w radiu Planeta FM

Trochę ponad 2 tygodnie temu Edyta Walecka z Radia Planeta FM napisała do mnie mail z propozycją nagrania audycji na temat podobny do tego, o którym mówiłem na spotkaniu ze studentami w Łodzi, czyli „Co robić na studiach, aby potem żyć lepiej niż dobrze”. Ponieważ nigdy czegoś takiego nie robiłem, a zachęcając Czytelników do eksperymentowania w życiu powinienem sam świecić przykładem :-) więc powiedziałem „oczywiście” :-) Szybko ustaliliśmy o czym chcemy rozmawiać i tydzień później rano po dłuższej obcojęzycznej telekonferencji wstałem od stołu, wsiadłem do taksówki i pojechałem do studia. Jazda taksówką to był cały dostępny czas na przemyślenie co będę mówił :-) niemniej Edyta była bardzo sympatyczną rozmówczynią i całość chyba wyszła nam nieźle.

Uważni słuchacze z pewnością zauważą, że chwilami najwyraźniej z rozpędu myślałem w innym języku niż mówiłem :-) co widać w paru konstrukcjach słownych, a nawet użyciu nie tych przypadków rzeczownika co trzeba :-)

Mimo tego korzystam z uprzejmości Edyty i zamieszczam pliki z audycji na blogu, może ktoś chętnie posłucha.

Gdybyście mieli jakieś pytania i komentarze, to zapraszam do wypowiedzi na blogu.

Część 1 (mp3, niecałe 14 MB)

Część 2 (mp3, niecałe 10 MB)

PS: Pliki są gościnnie na innym serwerze, wiec się nie dziwcie.

Komentarze (24) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz. 7

Witajcie po długiej przerwie spowodowanej głównie, hm… intensywnym zbieraniem nowych doświadczeń życiowych :-)

Wróćmy na chwilę do naszego cyklu „Nie masz prawa….” aby zwrócić uwagę na jeszcze kilka czynników, których znajomość pomoże nam w prywatnych relacjach z ciekawymi ludźmi.

Dzisiaj porozmawiajmy o stwierdzeniu:

„Nie masz prawa obarczać innych ludzi swoimi problemami”

Przy tym przez obarczanie rozumiem nie tylko próby „delegowania” rozwiązania moich problemów na innego człowieka, lecz nawet opowiadanie mu o nich. Oczywiście jest w tym kilka wyjątków, o których napisze za chwilę, niemniej zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest odmienne od tego, co widzę i słyszę dookoła. Ludzie zdają się z lubością opowiadać o swoich kłopotach i nieszczęściach, generalnie im bliższa dana relacja, tym bardziej czują się „uprawnieni” do tego i naturalnie oczekują podobnej postawy od Ciebie :-) W rezultacie rozmowy Polaków często przeistaczają się w długie sesje wspólnego narzekania, co z jednej strony może mieć chwilowe działanie terapeutyczne („nie tylko moje życie jest do d…”), z drugiej często dołuje uczestników i pozbawia resztek dobrej energii. Już to powinno nas powstrzymać od takich praktyk, ale cena bywa jeszcze wyższa. Jeśli trafisz na kogoś o podobnym nastawieniu do mnie (a w grupie ludzi nieźle żyjących jest to dość prawdopodobne) i rozmowy zamienisz w sesje omawiania Twoich problemów, to zobaczysz jak szybko dana osoba przestanie się z Tobą umawiać. Nie jest to z jej strony żadna forma „kary” dla Ciebie, po prostu próba racjonalnego wykorzystania cennego czasu, jaki każdy z nas ma na tej planecie. Pomijając wspomniane już wyjątki oraz wszelkiego rodzaju działania z pobudek humanitarnych ja wolę po prostu prowadzić rozmowy, które inspirują, ładują energią i wzbogacają obie strony. Mam do tego prawo, nieprawdaż? I jak już wspomniałem w postach o selekcji http://alexba.eu/2011-01-04/jak-to-robi-alex/szybka-selekcja-ludzi/ i http://alexba.eu/2011-01-14/jak-to-robi-alex/szybka-selekcja-alex-cz-1/ często robię z takiego prawa użytek.

Ktoś teraz może powiedzieć, że ten Alex to ma dobrze, bo najwyraźniej nie ma w swoim życiu problemów. Nic bardziej błędnego!! Im dłużej żyję na tym świecie wchodząc w intensywne i bliskie relacje z innymi ludźmi, tym bardziej nabieram przekonania, iż suma wyzwań i kłopotów jest dla większości ludzi dość podobna, chyba że ktoś totalnie wyłącza swój umysł i hoduje sobie ich „ekstra porcję” :-) Oczywiście mają one często różna postać i charakter, ale poradzić sobie z nimi trzeba tak, czy inaczej.

Moje stanowisko w tym wszystkim jest następujące:

Z własnym „śmietnikiem” powinienem poradzić sobie sam, a nie „zanieczyszczać” nim czyjegoś życia. To oznacza, że generalnie nie „raportuję” o moich trudnościach osobom z mojego otoczenia (niezależnie od stopnia bliskości) z następującymi wyjątkami:

  1. Jeżeli mój problem może mieć negatywne oddziaływanie na danego człowieka, lub wspólne przedsięwzięcia, to należy koniecznie mu o tym powiedzieć i to jak najszybciej. Inaczej jesteśmy w stosunku do tej osoby bardzo nie w porządku, a tego przecież nie chcemy.
  2. Jeżeli dana osoba wyraziła kiedyś chęć uczenia się ode mnie, i mój problem może być dla niej wartościową lekcją, to oczywiście opowiem jej o tym, najwyżej prosząc o zachowanie dyskrecji jeśli chodzi o wyjątkową głupotę z mojej strony (zdarza się :-))
  3. Tam gdzie się da, próbuję dokupywać rozwiązania u specjalistów, ale nie zawsze mamy takiego pod ręką, a czasem nie jest nawet jasne, kto to mógłby być. Jeżeli dana znajoma osoba ma wiedzę, kontakty lub doświadczenie w rozwiązywaniu problemu, z którym nie mogę sobie w rozsądnym czasie dać rady sam, to delikatnie pytam ją, czy zechciałaby mi pomóc, bez szemrania akceptując ewentualna odmowę. Jeżeli dana osoba zgadza się, to staram się minimalizować jej zaangażowanie, bo przecież ma ona też jeszcze swoje własne życie do zajęcia się nim.

W ten sposób raczej rzadko dostarczam komuś dodatkowego ciężaru do dźwigania, co zdecydowanie pozytywnie wpływa na wiele relacji, bo jestem w nich postrzegany jako „dostawca” pozytywnej energii, a nie jej konsument. W wielu wypadkach ta różnica to być albo nie być cennego kontaktu.

Warto też ciągle pamiętać słowa Dorothy Boyd z filmu Jerry Maguire „Let us not share our sad stories tonight”

Jak to widzicie? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Wersja audio będzie wkrótce

Komentarze (72) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-28
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Historia M.G.

Witajcie po długiej przerwie. Mam w głowie kilka nowych postów, ale wczoraj w nocy otrzymałem mail od Czytelnika, który bardzo spodobał mi się i po rozmowie telefonicznej przekonałem go, aby zgodził się na jego publikację. Myślę, że może to być inspiracją dla wielu Czytelników. Kolega prosił tylko o użycie w tekście jego inicjałów, oraz wykasowanie nazwy firmy, co chętnie zrobiłem, bo cała reszta jest bardzo istotna.  Zapraszam Was do lektury i do dyskusji na blogu. M.G. obiecał, że w miarę możliwości i wolnego czasu będzie odpowiadał na Wasze komentarze.
_______________________________________________________________________
Nazywam się M.G. i jestem wiernym czytelnikiem Twojego bloga. Piszę ten list ponieważ chciałbym Ci opowiedzieć historię jaka mi się przydarzyła. Może najpierw parę słów o sobie. Mam 25 lat, studiowałem zarządzanie i marketing na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Mimo, że studia skończyłem 2 lata temu wciąż się nie obroniłem (ale  w końcu na czerwiec mam wyznaczony termin obrony : ). W Polsce pracowałem w amerykańskiej firmie brokerskiej gdzie przez rok zdobywałem doświadczenie w pracy korporacyjnej. Choć tak naprawdę to raczej byłem tam jako pomoc biurowa :) W styczniu postanowiłem to wszystko rzucić i wyjechać do Norwegii w poszukiwaniu szczęścia właśnie tam. Wcześniej już trochę jeździłem po świecie w poszukiwaniu pracy ale były to głównie wyjazdy 3-4 miesięczne w czasie wakacji ( USA, Kanada, Cypr, Hiszpania). Nie powiem, te wyjazdy bardzo dużo mi dały. Sprawdza się to o czym tak często piszesz na swoim blogu. Jesteś młody? Jedź w świat zdobywać bezcenne doświadczenie, imaj się każdej pracy jaka Ci się trafi (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku:)
Początki tutaj w Norwegii były naprawdę trudne, nie mogłem znaleźć żadnej pracy, było zimno i ciemno (luty, marzec) a pieniędzy niestety ubywało.ja też niestety nie miałem żadnego doświadczenia w jakiś pracach budowlano-wykończeniowych a właśnie takich pracowników tu potrzebują głównie. Miałem parę momentów zwątpienia, myślałem o powrocie do Polski ale nie chciałem się mimo wszystko poddawać i wracać z opuszczoną głową… W końcu w kwietniu coś się ruszyło, pojawiły się prace sezonowe, głównie sprzątanie ogródków, zamiatanie liści, jakieś malowanie. Nie było tego dużo ale pozwalało na przeżycie. Tydzień temu dostałem propozycję rozdawania ulotek w centrum Oslo dla jednej z firm telekomunikacyjnych.. Praca łatwa miła i przyjemna za w sumie całkiem niezłe pieniądze (ach, te Norweskie stawki :) ) W piątek menager który mnie zatrudnił poprosił żebym przez weekend pomyślał w jaki sposób mógłbym dotrzeć do Polskich klientów tutaj w Norwegii. Wiadomo trochę nas tu jest, więc to łakomy kąsek, szczególnie, że firma wcześniej się nie nastawiała w ogóle na Polaków (wystarczy powiedzieć, że jestem jedynym Polakiem pracującym dla nich w Norwegii) Wczoraj rano jeszcze rozdawałem ulotki, popołudniu natomiast zostałem zaproszony na rozmowę aby przedstawić swoje pomysły. Spodobały mu się na tyle, że przedstawił mnie naszemu CEO i poprosił abym powtórzył mu swoje przemyślenia. Ten natomiast następnie zrobił małą telekonferencję z menagerami od marketingu z Londynu. Przedstawiłem im jeszcze raz swoje pomysły po czym zostałem mianowany…  Polish segment marketing executive na Norwegię… Mam tworzyć a także wprowadzać strategię rozwoju firmy w Polskiej społeczności tutaj w Norwegii. Dostałem swoje biurko,  komputer, telefon i sztab najlepszych marketingowców z Londyńskiego City do pomocy. Dzisiaj miałem pierwszy dzień na nowym stanowisku, cały spędziłem w sumie na konsultacjach z ludźmi z Londynu. Czuję się niesamowicie w tym wszystkim. Zdaję sobie sprawę, że na razie nic nie osiągnąłem, dopiero dostałem szansę, a czy ją wykorzystam zależy już tylko ode mnie… Nie zmienia to chyba jednak faktu, że ta cała historia jest jakby wyjęta z filmu… Taki American Dream… Wczoraj jeszcze rozdawałem ulotki i wyrywałem chwasty a dzisiaj jestem executive menagerem w międzynarodowej korporacji w Oslo. W tym miejscu chciałem CI bardzo podziękować, bo bez czytania Twojego blogu pewnie nigdy bym w siebie nie uwierzył (zawsze miałem z tym problemy). Mam także parę pytań, może bardziej prośbę o poradę…Jak ja mam się w tym wszystkim odnaleźć? Albo inaczej bo ku mojemu zdziwieniu właśnie się świetnie odnajduję w zaistniałej sytuacji :) Może jakieś porady na czym mam się skupić, czego unikać? Bo przyznam, że troszkę mam obaw, ale w sumie bardziej to wszystko traktuję jako ogromne wyzwanie i przygodę! Bo w sumie do stracenia nie mam nic a do zyskania naprawdę dużo. Cholera, nigdy nie byłem tak pewien siebie, nie czułem się tak dobrze jak w tej firmie. Trochę się rozpisałem ale chciałem się Tobą podzielić moją historią, w którą dalej chyba do końca nie wierzę :) Może się rano obudzę i znowu będę domki malował? :) I na koniec: Sky is the limit!
Pozdrawiam,
M.G
Komentarze (35) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Spotkanie na Uniwersytecie Łódzkim

Otrzymałem i wstępnie przyjąłem (patrz post http://alexba.eu/2012-04-08/tematy-rozne/jak-zaprosic-alexa/) zaproszenie na spotkanie zorganizowane przez Studenckie Koło Naukowe Marketingu MarkeTEAM. Głównym motywem przewodnim będzie dyskusja na temat:

„Co robić na studiach, aby potem żyć lepiej niż dobrze?”

Mnie taki temat podoba się, bo choć sam studiowałem prawie w „czasach dinozaurów”, to w codziennej praktyce widzę gdzie leży ogromny niewykorzystany potencjał młodych ludzi. Sam wtedy nie byłem lepszy :-) ale w międzyczasie sporo się nauczyłem i chętnie o tym porozmawiam.

Zapraszający podesłali mi plakat, na któym znajdują sie wszelkie potrzebne informacje, pozwalam sobie reprodukować go poniżej:

Zgodnie z opublikowanymi wczoraj zasadami proszę uczestników spotkania o wpisywanie w komentarzach tematów i pytań, które szczególnie ich interesują. Pamiętajcie o punkcie  5, który brzmi „nie ma propozycji – nie ma Alexa, są propozycje – I am coming :-)”

Zapraszam !

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2012-04-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak zaprosić Alexa

Ostatnio otrzymuję zaproszenia na różne uczelnie, aby spotkać się ze studentami i myślę, że warto napisać parę słów instrukcji jak to zrobić, aby takie spotkanie doszło do skutku i było z pożytkiem dla wszystkich zainteresowanych.

Generalnie, jak widać zresztą na blogu, chętnie robię różne rzeczy dla młodych ludzi, którzy aktywnie starają się znaleźć swoją drogę w życiu. Spotkania i dyskusje z grupami takich osób są, obok Power Walks, one-to-one itp. niezła sposobnością „podpięcia się” do mojej wiedzy i doświadczenia, stąd w miarę czasu, który na to mogę i chcę przeznaczyć przyjmuję takie zaproszenia. Jest jednak kilka punktów, które warto rozważyć chcąc ściągnąć mnie gdziekolwiek:

  • Ponieważ ja robię to całkowicie za darmo, to oczekuję, że nikt ze słuchaczy/dyskutantów nie będzie musiał płacić za uczestnictwo. Wyjątkiem może być impreza typu Startup Weekend, gdzie jestem tylko dodatkiem do większego przedsięwzięcia, które z mojego punktu widzenia ma sens i umiarkowaną opłatę na wejściu.
  • Generalnie nie jestem ani wykładowcą, ani mówcą teoretykiem, lecz działającym w realnym życiu konsultantem i coachem. Z tego wynikają moje preferencje do wszelkiego rodzaju dyskusji zamiast stania na środku i mówienia przez dłuższy czas jako „guru” :-) Warto to uwzględnić rozpatrując formułę takiego spotkania. Doświadczenia pokazują, że zrobienie sesji Q&A z grupą ponad 100 osób nie stanowi dla mnie problemu.
  • Mówiąc otwarcie, mój czas jest bardzo cenny. Nie chodzi tu tylko o fakt, że kiedy pracuję to moje honoraria liczone są w tysiącach złotych za godzinę, lecz też o to, iż mam w życiu prywatnym wiele projektów i aktywności, które są dla mnie ważne, przynoszą wiele przyjemności, albo i to i to razem :-) Jeżeli teraz mam z tego życia wyjąć cały dzień (bo dojechać też trzeba), to robię to chętnie jeśli:
    – uczestnicy takiego spotkania będą z tego mieli dużą wartość dodaną
    – „fun factor” dla mnie będzie odpowiednio wysoki :-)
    Obydwa te warunki trudne są do spełnienia, jeśli np. stoję przed milczącą grupa ludzi, o których potrzebach niewiele wiem i muszę improwizować odgadując po minimalnych sygnałach, czy jestem w temacie istotnym dla słuchaczy.
    Dlatego wprowadzimy taki sposób postępowania:
    1) organizatorzy wysyłają mi zaproszenie (najlepiej odpowiednio wcześnie!!!)
    2) po mojej wstępnej akceptacji piszę o takim spotkaniu na blogu
    3) organizatorzy odpowiednio wcześnie informują o tym uczestników zapraszając do wpisywania w komentarzach pod moim postem tematów i pytań, którymi są oni zainteresowani. Ostatnio sprawdził się formularz Google Docs jak np. http://aktywnystudent.pl/sukceswrelacjach.php
    4) ja 2 dni przez imprezą patrzę czy w komentarzach są jakieś propozycje od uczestników
    5) nie ma propozycji – nie ma Alexa, są propozycje – I am coming :-)
    Jak na dzień mojego czasu nie są to chyba wygórowane wymagania :-)
  • Tematy, w których jestem w miarę kompetentny to:
    – wszelkie praktyczne aspekty komunikacji międzyludzkiej, szczególnie w dziedzinach takich jak nawiązywanie i budowanie relacji (prywatnych i zawodowych), zdobywanie zaufania, sprzedaż idei i przedmiotów materialnych, motywowanie ludzi i zarządzanie nimi, rozwiązywanie trudnych sytuacji konfliktowych, negocjacje wszelkiego rodzaju.
    – jak funkcjonować w życiu, aby mieć z niego możliwie najwięcej satysfakcji, radości i przyjemności i to często w niestabilnej sytuacji gospodarczej, jaką np. mamy teraz. Oczywiście nawet w sytuacji, kiedy musimy zaczynać gdzieś na dole drabiny społecznej, bez kasy i kontaktów (patrz mój życiorys)
    – jest jeszcze sporo innych, bardziej specjalistycznych, ale zapewne nie są one optymalne na spotkanie z młodymi ludźmi, którzy dopiero zaczynają przygodę z życiem
  • Kwestia nagrywania spotkań ze mną, jest dość delikatną kwestią. Na pewno w wielu sprawach powiem więcej grupie sympatycznych ludzi „off the record”, niż jeśli będę miał świadomość, że wszystko co mówię wyląduje na wieki w internecie. Dlatego wolę, abyście nie nagrywali spotkań ze mną jeśli chcecie uzyskać z nich maksimum informacji. Obiecuje, że będę wozić ze sobą kamerę i po odpowiedniej redakcji wrzucać większość kawałków do internetu, chyba że uczestnicy nie będą sobie tego życzyć.
  • Jeżeli muszę gdzieś dojechać i wrócić, to pamiętajcie, że jeżeli ktoś podróżuje na tej samej trasie, to może bez problemu spędzić ze mną kilka godzin w pociągu kontynuując dyskusję. Nie ma takiej gwarancji, ale dobrze być na taka możliwość przygotowanym :-)
  • Po spotkaniu nie oczekuję jakichkolwiek prezentów lub kwiatów. Jak już do Was przyjechałem, to sama możliwość ciekawych interakcji z Wami jest dla mnie wystarczająca nagrodą.

Tyle punktów przychodzi mi do głowy tego wielkanocnego poranka.

Życzę wszystkim Wesołych Świąt i oczywiście zapraszam do wypowiedzi w komentarzach, może pominąłem coś ważnego

UZUPEŁNIENIE 31.03.2014

Proszę o ustalenie z Działem Technicznym instytucji udostępniającej salę, że będę mógł do nagłaśniania podpiąć mój profesjonalny mikrofon bezprzewodowy Sennheiser (mam wszystkie możliwe wtyczki), nienawidzę mikrofonów typu „tłuczek” :-)

20140331_084951

Komentarze (4) →
Alex W. Barszczewski, 2012-04-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Alex w Toruniu

Jak zapewne słusznie wywnioskowaliście z mojej totalnej nieobecności na blogu, w ostatnim czasie życie w realu pochłonęło mnie bez reszty (nie ma obaw, tylko chwilowo :-)).

Jakiś czas temu Koleżanka z toruńskiej organizacji AIESEC tak ładnie mailem zaprosiła mnie do wystąpienia na ich Akademii Umiejętności, że mimo dość pełnego kalendarza zgodziłem się zrobić to pro publico bono.

Ponieważ jak wiadomo, nie jestem teoretycznym mówcą tylko konsultantem (niektórzy klienci twierdzą, że consigliere :-)) to mając 1,5 godziny do dyspozycji chcę porozmawiać ze słuchaczami na tematy ich interesujące i związane z ich wyzwaniami. Najlepiej jakieś życiowe, bardzo praktyczne sprawy w których trudno o nieszablonowe doświadczenia czy opinie.

Dlatego proszę wszystkich, którzy planują 13.03  o 16:00 zjawić się spotkaniu ze mną (miejsce wstawię tutaj jak tylko będę miał dokładną informację) o wypowiedzenie się w komentarzach, na jakie tematy chcieliby porozmawiać.  To znacznie podniesie użyteczność czasu, który spędzimy razem (a ja też jadę specjalnie do Was)

PS: Nie lubię pojawiać się na ostatnią chwilę więc chyba przybędę wcześniejszym pociągiem przed 10, co daje mi 5 godzin wolnego czasu w Toruniu. Jeśli któryś z lokalnych Czytelników chciałby spotkać się ze mną i porozmawiać przy herbacie, lub po prostu pokazać mi miasto, to proszę też niech się odezwie :-)

Komentarze (44) →
Alex W. Barszczewski, 2012-03-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Ile razy trzeba Ci powtarzać

Wielu naszych Rodaków, zwłaszcza starszych roczników (ale nie tylko, widzę to też u dwudziestokilkulatków) wykazuje zastanawiająca cechę w odbiorze skierowanych do nich komunikatów.

Cechą tą jest konieczność wielokrotnego powtarzania jakiegoś przesłania, aby dotarło do nadawcy.

Zabawnym, choć w miarę nieszkodliwym tego przykładem jest sytuacja, kiedy jesteśmy w gościach, ktoś proponuje nam coś do jedzenia lub picia a my mówimy „dziękuję, nie”. Jak często w odpowiedzi słyszymy „coś ty”, „a może jednak”, „a czemu nie”.

Taka reakcja, niezależnie od intencji mówiącego wskazuje na jeden z następujących problemów:

  1. ktoś nie rozumie prostego przesłania w języku polskim („dziękuje nie”), co bardzo negatywnie wpływa na postrzeganie tej osoby
  2. ktoś nie szanuje mojego prawa do podejmowania suwerennych decyzji, co skutkuje zakłóceniami we wzajemnej relacji

Oczywiście część z Was może pomyśleć, że się czepiam, że to taka polska tradycja gościnności itp.

Specjalnie napisałem powyżej „niezależnie od intencji mówiącego”, bo u pewnej grupy ludzi będzie Wam to poważnie szkodziło tak, czy inaczej!

Innym wariantem tej przypadłości, jest odbieranie czyichś zaleceń.

Jak wiecie zazwyczaj nie udzielam konsultacji bez zlecenia, ale w sprawach na których naprawdę dobrze się znam, jak widzę, że jakaś mi bliska albo przynajmniej zaprzyjaźniona osoba robi coś metodą A, która nie jest dobra, to czasem mówię do niej łagodnie „spróbuj metody B”. Jak myślicie, czy znakomita większość myśli „to jest bezpłatna wskazówka eksperta, lepiej ją wypróbuję”, czy też kontynuuje po swojemu?

Oczywiście to drugie :-)

A potem, jak wyniki są kiepskie to słyszę narzekania na niesprawiedliwe życie (bo ktoś się niepotrzebnie napracował), albo że się „nie da” :-)

To oczywiście nie wpływa dodatnio ani na mój szacunek dla umiejętności myślenia takiej osoby, ani na chęć udzielania jej wskazówek w przyszłości.

Chcielibyście być w takiej sytuacji? A może niechcący już wielokrotnie postawiliście się tracąc ciekawe znajomości? To zjawisko jest bardzo powszechne, więc na Twoim miejscu droga Czytelniczko/drogi Czytelniku przyjrzałbym sie własnym reakcjom w takich sytuacjach.

Aby w Twoim życiu nie było tak, jak w pewnej starej historii, którą przed laty gdzieś przeczytałem:

Drogą do miasta szedł sobie człowiek, kiedy nagle nadjechała rozpędzona kareta. Powożący tą karetą gwałtownie zahamował, po czym zawołał do piechura „jak daleko jest jeszcze do miasta”. Na to piechur odpowiedział „jeszcze godzina jeśli będzie pan wolniej jechał”. Na to powożący krzyknął „co za idiota”, zaczął okładać batem konie i bardzo szybko pojechał dalej, a nasz piechur kontynuował marsz w stronę odległego miasta. Za najbliższym zakrętem, tam gdzie droga była dość wyboista zobaczył tę samą karetę w rowie ze złamaną osią, a jej właściciel przeklinał na wszystko, a przede wszystkim na swój pech. Na to piechur powiedział „przecież mówiłem panu „jesli będzie pan wolniej jechał””

Nie pozwólcie, abyście na zakrętach życia lądowali w rowie, tylko dlatego bo dość nieprzytomnie słuchacie innych.

PS: Oczywiście w sprawach zawodowych, życia i śmierci oraz tych, gdzie przejąłem odpowiedzialność za rezultat to ja muszę dbać, aby moje przesłanie dotarło. Przy całej reszcie pozwala podziałać nowoczesnej ewolucji: „survival of the smartest”

Komentarze (58) →
Alex W. Barszczewski, 2012-02-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Listy Czytelników

List od Czytelnika

Otrzymałem następujący mail od Czytelnika:

Cześć Alex,

Ostrzegam na samym początku, że będzie to dość długi mail ;)

Piszę do Ciebie w sprawie pewnego problemu, który mam ostatnio ze swoimi rodzicami. Dzisiaj natrafiłem na twój post „Precz z dyktaturą pociotków i znajomych”, w którym opisujesz dość podobną sytuację do mojej. Z racji tego, że kończę obecnie studia, zaczęły pojawiać się pytania „Co dalej będziesz robił?”, „Co planujesz?”, „Czemu nie obroniłeś się w terminie?”, etc. Punktem kulminacyjnym były ostatnie święta, gdzie już po moim przyjeździe na wigilię, można było wyczuć napiętą atmosferę. Atak przyszedł w drugi dzień świąt. Rodzice dosłownie „zaatakowali” mnie i zaczęli przeprowadzać przesłuchanie. Starałem się spokojnie wszystko wytłumaczyć, a kiedy powiedziałem, że za niedługo mam zamiar otworzyć swoją firmę (o czym kiedyś im wspominałem), zaczęła się jeszcze bardziej agresywna wymiana zdań (z ich strony). Ja cały czas ze stoickim spokojem chciałem wszystko wytłumaczyć, ale się nie dało. Moja mama powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem i właściwie jedyną możliwością dla mnie jest etat. Przez szacunek dla moich rodziców nie chciałem wszczynać kłótni (pomimo licznych przykrych argumentach ad persona kierowanych w moją stroną) i po prostu milczałem, albo odpowiadałem półsłówkami. W końcu dyskusja (po ponad dwóch godzinach) dobiegła końca. Nie powiem, że było mi bardzo przykro. Nie jest to przyjemne, kiedy wszystkie twoje marzenia, pasje, pomysły na życie są dosłownie mieszane z błotem przez twoich własnych rodziców. Można powiedzieć, że jest to typowa sytuacja rodzinna, jednak chciałbym przedstawić kontekst całej sytuacji.

Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą firmę i właściwie przez całe moje życie tak mnie wychowywali, żeby w przyszłości prowadzić jakąś swoją własną działalność. Wpajali mi przez cały czas, żeby być nonkonformistą i podążać swoją drogą. Niestety na przestrzeni ostatnich lat, co jakiś czas moi rodzice szukają jakiejś „zaczepki” i powodu do awantury. Dodam, że od pierwszego roku moich studiów jestem całkowicie niezależny finansowo, wyjechałem dość daleko na studia i od końca liceum praktycznie nie wziąłem od moich rodziców ani jednej złotówki. Przez cały okres studiów pracowałem i starałem się utrzymać samodzielnie. Również realizowałem mnóstwo dodatkowych projektów (poza zwykłym studiowaniem). Niestety nawet jak robiłem dość spory projekt studencki (całkowicie społecznie), to i tak zostałem „opieprzony” za to, że coś tam się nie podobało moim rodzicom. Mimo, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na nic i w żadnym stopniu nie dotyczyło moich rodziców.

Mam pewne podejrzenia skąd może wynikać „agresja” moich rodziców w stosunku do moich działań. Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała. Niestety moi rodzice stwierdzili, że się nie znam i to nie jest takie proste i nie ma potrzeby niczego zmieniać. Przez kolejne lata czasem byłem pytany o zdanie dotyczące firmowych spraw, ale zawsze mój pomysł był zły i wszystko kończyło się kłótnią. Dlatego postanowiłem i o tym też oficjalnie powiedziałem rodzicom, że nie będę już udzielał się w tych sprawach, bo to nie ma sensu i znowu była awantura. Wydaje mi się, że wszystkie problemy biorą się stąd, że firma moich rodziców od pewnego czasu stoi w miejscu i stąd bierze się ta cała frustracja. Ja chciałem i chcę pomóc nadal, ale „nie znam się” (wg moich rodziców). Miałem nawet taki plan, żeby odłożyć na jakiś czas pracę magisterską i przez np. 3 miesiące zastąpić moich rodziców, żeby przeprowadzić potrzebne zmiany w firmie i ruszyć ją do przodu, ale po ostatnich kłótniach stwierdziłem, że byłaby to strata czasu.

Stąd moje pytanie; co w takiej sytuacji zrobić? Nie chciałbym przy kolejnej rozmowie o przyszłości wchodzić w kłótnię. Jeżeli odpowiem na ich pytanie o moje plany tekstem „Dlaczego o to pytasz?”, to znając moich rodziców, rozpęta się piekło. Niestety z moimi rodzicami nie mogę spokojnie, używając rozsądnych argumentów, podyskutować, tylko zawsze jest co najmniej podniesiony głos i bardzo żywiołowa dyskusja. Chciałbym mimo wszystko tego uniknąć i utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami.

Jeżeli dotarłeś do końca, to bardzo dziękuję za poświęcony czas. Również chciałbym podziękować za Twoje świetne teksty i pogratulować wspaniałego bloga!

I co mam na to powiedzieć? :-)

Mimo wszystko mamy trochę mało danych, a przede wszystkim brak punktu widzenia drugiej strony, czyli Twoich rodziców. Mając takie ograniczenia trudno coś bardzo konkretnie doradzić, niemniej spójrzmy na to, co mamy:

  1. „Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą firmę i właściwie przez całe moje życie tak mnie wychowywali, żeby w przyszłości prowadzić jakąś swoją własną działalność” – to jest bardzo dobre i cenne, wiekszość rodziców wychowuje dzieci na dobrych niewolników na pensji z kredytem na 30 lat
  2. „Wpajali mi przez cały czas, żeby być nonkonformistą i podążać swoją drogą.” – super, większość rodziców (razem ze szkołą) uczy dzieci zupełnie czegoś innego
  3. „ Dodam, że od pierwszego roku moich studiów jestem całkowicie niezależny finansowo, wyjechałem dość daleko na studia i od końca liceum praktycznie nie wziąłem od moich rodziców ani jednej złotówki. Przez cały okres studiów pracowałem i starałem się utrzymać samodzielnie” – brawo!!!
  4. „Moja mama powiedziała, że moja firma upadnie i będzie to oznaczało, że zostanę nieudacznikiem i właściwie jedyną możliwością dla mnie jest etat.”
  5. „jak robiłem dość spory projekt studencki (całkowicie społecznie), to i tak zostałem „opieprzony” za to, że coś tam się nie podobało moim rodzicom. Mimo, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na nic i w żadnym stopniu nie dotyczyło moich rodziców. „

Widzisz, że punkty 1-2 oraz 4-5 całkowicie do siebie nie pasują?

Stawiasz hipotezę, że ta przemiana miała miejsce kiedy:

„ Jako 19-latek miałem okazję kierować firmą rodziców, kiedy oni wyjechali na zagraniczne wakacje. Przyznam się, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia, bo w tym czasie nauczyłem się mnóstwa rzeczy. Kiedy przyjechali moi rodzice, przedstawiłem listę usprawnień, które można wprowadzić, żeby firma sprawniej funkcjonowała. Niestety moi rodzice stwierdzili, że się nie znam i to nie jest takie proste i nie ma potrzeby niczego zmieniać.”

Jak im to powiedziałeś? Z wyższością i lekceważeniem, czy też w cywilizowany, profesjonalny sposób?

Nawiasem mówiąc nastawienie „nie ma potrzeby nic zmieniać” jest bardzo powszechne wśród polskich drobnych przedsiębiorców i powoduje, że przy zmianie sytuacji na rynku albo padają jak muchy, albo pytają rząd „jak żyć”, albo przeżywają dzięki maksymalnemu „wyciśnięciu” biednych galerników, którzy u nich pracują.

Używasz takich określeń jak:

„ zaczęli przeprowadzać przesłuchanie”

„zaczęła się jeszcze bardziej agresywna wymiana zdań (z ich strony).” – wymiana zdań wymaga dwóch stron!!

„ kiedy wszystkie twoje marzenia, pasje, pomysły na życie są dosłownie mieszane z błotem przez twoich własnych rodziców” – na czym to mieszanie błotem dokładnie polegało?

Wiesz, w tych punktach powyżej teoretycznie mógłbyś byc „ofiarą” zjawiska, które opisałem w poście

http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/

Nie mówię, że tak jest, ale najpierw należałoby taką możliwość wykluczyć

Dziwnym dla mnie jest tez Twoje stwierdzenie: „Chciałbym mimo wszystko ….. utrzymać dobre relacje ze swoimi rodzicami.” bo to co opisujesz trudno mi nazwać „dobrymi relacjami”, więc znowu mamy jakąś sprzeczność.

Widzisz ile mam wątpliwości? Aby posunąć się dalej, należałoby koniecznie  je wyjaśnić.

Aby nie zostawić Cię całkiem bez odpowiedzi, załóżmy że je wyjaśnimy w zadowalający sposób i nie okaże się, że sytuacja jest całkiem inna niż w Twoim opisie, a firmę, którą chcesz założyć nie zamierzasz finansować z pieniędzy rodziców.

Wtedy mamy następujące punkty:

  1. jesteś finansowo niezależny i do przeżycia nie potrzebujesz rodziny
  2. masz wizję swojego życia na najbliższy okres
  3. z nieznanych powodów Twoi rodzice nie traktują Cie poważnie i szacunkiem należytym człowiekowi, który sam utrzymuje sie w życiu uczciwą pracą.

Podjąłbym następujące działania:

  1. napisałbym do rodziców list (bo najwyraźniej próby porozumienia się bezpośrednio źle się kończą), w którym wyraziłbym im wdzięczność i szacunek, za niezależna postawę, której Cię nauczyli. Wyraziłbym ubolewanie, że Wasza wzajemna wymiana zdań przebiega w taki sposób jak dotychczas i zadeklarował chęć zmienienia tego na lepsze. Zapytał, czy tez są gotowi usiąść z Tobą jak dorośli z dorosłym i porozmawiać po partnersku.
  2. Gdyby ten list, albo wynikająca z niego rozmowa nie przyniosły rezultatów (a rezultatem jest, jeśli niezależnie od ewentualnej różnicy zdań jesteś traktowany poważnie), to robisz rodzicom „dietę” z kontaktów z Tobą. Po prostu, pomijając jakieś poważne wypadki losowe, żyjesz przez pewien czas jakby oni nie istnieli na świecie zajmując się Twoim życiem. Taka „dieta” zastosowana odpowiednio długo czyni cuda :-) musi tylko byc „ścisła”, czyli żadnych wspólnych Świąt, urodzin, imienin itp.
  3. Wystartował z realizacją Twoich planów życiowych

Wszystko to, powtarzam jeszcze raz, pod warunkiem odpowiedniego wyjaśnienia moich wątpliwości wyrażonych powyżej.

To sa takie przemyślenia na szybko, przed wyjściem na plażę, więc bez bardzo dokładnej analizy.

Przyda się to komuś?

Komentarze (19) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 32 of 80« First...1020«3031323334»405060...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025