Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Skuteczny detektor ściemy chłopów austriackich

Mieszkając w różnych krajach i zanurzając się w lokalną kulturę, nauczyłem się wielu ciekawych podejść i spojrzeń na życie. Są wśród z nich takie miłe i sympatyczne, jak np. “Pura vida”, którą podłapałem w Kostaryce, są też brutalne w swojej bezpośredniości, jak to cytowane w tytule powiedzenie dawnych chłopów z południowej Styrii (Steiermark/Austria). Ci ludzie, którzy dawniej zajmowali się rolnictwem w górach, w naprawdę trudnych warunkach terenowych i klimatycznych, musieli wyrobić sobie ekstremalnie pragmatyczne i odporne na ściemę nastawienie życiowe, bo inaczej by po prostu nie przeżyli. Z tamtych czasów pochodzi lokalne powiedzenie „Was wiegt’s das hat’s” (WWDH), które wymawia się mniej więcej “woas wieagts, des hoats” :) Dosłownie oznacza ono “tyle ile waży, tyle ma”, czyli np. jeśli kupujesz na targu świnię na mięso (wybaczcie to porównanie, ale stamtąd pochodzi to powiedzenie), to patrzysz na naprawdę istotny czynnik, jak w tym przypadku jej waga, ignorując wszelkie marketingowe “story”, które dotychczasowy właściciel chciałby ci opowiedzieć na jej temat :) Nie ma też znaczenia, jakie tytuły ma ten właściciel, czy jest ładnie ubrany, czy nie, czy będziemy mogli się pochwalić, że akurat od niego coś kupiliśmy itp. Sprawdziwszy, że świnia jest zdrowa wrzucasz ją na wagę i… tyle ile waży, tyle ma, niezależnie od ewentualnego przypudrowania czy opakowania :-)

Ostro, prawda?

Niekoniecznie zalecam stosowanie tego na co dzień w życiu prywatnym, choć od czasu do czasu, taka bezpardonowa i pozbawiona upiększeń analiza pozwoliłaby rozpoznać różnych wampirów energetycznych schowanych w strojach “przyjaciół”, czy tez tzw. “bliskich”.

Osobiście stosuję WWDH w następujących kontekstach:

  • Biznesowym kiedy coś dostarczam – koncentruję się na bardzo konkretnym rezultacie dla klienta, tak, aby wnoszona wartość dodana była oczywista i bezdyskusyjna. Dzięki temu od ponad 20 lat to klienci znajdują mnie :-)
  • Kiedy ktoś chce mi coś sprzedać, zarówno jeśli chodzi o rzeczy materialne jak i np. szkolenia. Tutaj “trup ściele się gęsto”, ilość “wypełniaczy” i “upiększaczy” w ofertach na rynku jest niewiarygodnie wielka :) Gdybym zaczął się tym dzielić publicznie, to bardzo wielu ludziom zepsułbym biznes, a jeszcze większej liczbie osób humor, bo kto lubi dochodzić do wniosku, że zamienił i nadal zamienia sporą część życia (bo pieniądze trzeba kiedyś zarobić) na błyskotki niewiele wpływające na faktyczną jakość naszego życia. Nie mam prawa tak robić, dlatego ograniczam rozważania WWDH dla siebie i kilku bliskich mi osób. Większość i tak nie chciałaby przyjąć tego do wiadomości, choć nasza efektywność, po usunięciu wypełniaczy niezwykle wzrasta :-) To pozwala na łatwe wyprzedzenie tejże większości, która ciągle się tymi błyskotkami bawi :-)
  • W stosunku do własnych pomysłów i działań, co jest zresztą najtrudniejsze i najbardziej bolesne, bo kto lubi przyznawać się przed samym sobą do próżności, iluzji i innych form ściemniania samego siebie :-) Mimo tych wad, takie stosowanie WWDH w dużej mierze przyczyniło się do osiągnięcia ulubionej przeze mnie kombinacji wysoka jakość życia przy rozsądnym czasie zużywanym do jej sfinansowania.
  • Czasem, w niewielkich dawkach, kiedy kogoś mentoruję pro bono, ale tylko wtedy, kiedy widzę chęć i odporność psychiczną i dużą potencjalną korzyść mentorowanego :-)

Jeśli ktokolwiek z Was chciałby tego spróbować, to ostrzegam przed zarówno negatywnymi jak i pozytywnymi skutkami ubocznymi do których mogą należeć:

  • Potężna frustracja
  • Postawienie wielu “oczywistości” pod potężnym znakiem zapytania
  • Wyobcowanie w dotychczasowym środowisku znajomych
  • Zaskoczenie, jak łatwo można wylądować w życiu w całkiem innej, bardziej dla nas wartościowej lidze.

Jako ciekawostka, koncepcja WWDH w swojej istocie nie występuje tylko u bauerów w Styrii :-) Nasz genialny Stanisław Lem opisał coś podobnego w książce “Kongres Futurologiczny”. Jedyna jego pomyłka, to założenie, że powszechna ściema będzie wywoływana substancjami chemicznymi, a nie informacją :-) Dlatego zamiast o WWDH pisał on o “antychu z grupy ocykanów” (od “ocknąć się”), który pozwalał spojrzeć na rzeczywistość jaka jest. Pozwolę sobie zacytować odpowiedni fragment opisujący rezultat takiego ocknięcia się:

„Trzęsącymi się rękami odkorkowałem flaszeczkę. Profesor odebrał mi ją, ledwie się zaciągnąłem ostrym migdałowym oparem; do oczu napłynęły mi obfite łzy. Gdy je strąciłem końcem palca i otarłem powieki, straciłem dech. Wspaniała sala, wyłożona kobiercami, pełna palm, o majolikowych ścianach, z wykwintnie roziskrzonymi stołami, z dworską kapelą w głębi, co przygrywała nam do pieczystego, znikła. Siedzieliśmy w betonowym bunkrze, przy nagim stole drewnianym, ze stopami zanurzonymi w porządnie już starganej, słomianej macie. Muzykę słyszałem nadal, ale widziałem teraz, że płynie z głośnika zawieszonego na pordzewiałym drucie. Kryształowo tęczujące kandelabry ustąpiły miejsca zakurzonym nagim żarówkom; najokropniejsza przemiana zaszła jednak na stole. Śnieżysty obrus znikł; srebrny półmisek z dymiącą kuropatwą na grzance obrócił się w fajansowy talerz, na którym leżała nieapetyczna, szarobrunatna bryja, klejąca się do cynowego widelca, bo i jego stare szlachetne srebro zgasło”

Jak myślicie, jaki byłby rezultat tak trzeźwego spojrzenia na naszą „rzeczywistość”? Ktoś chętny na porcję antychu/WWDH? :-)

PS: jeśli uważacie ten tekst za pożyteczny, to proszę pomóżcie rozpowszechnić go dalej. Może pomoże jeszcze komuś :-)

PPS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/577584462820966/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2020-01-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Szczodrość – warunek konieczny poważnego związku

W języku, który słyszymy wokół nas, jednym z bardzo rzadko używanych słów stało się słowo “szczodry”

Według Słownika PWN oznacza ono “rozdający coś obficie”.

Ja na własny użytek mam definicję: “rozdający obficie coś, co jest jego własnością, bez oczekiwania konkretnych korzyści w zamian”, bo polityków, rozdających moje i Twoje pieniądze w celu uzyskania głosów należałoby raczej określić mianem złodziei , a o licznych “guru”, którzy rozdają różnego rodzaju błyskotki, aby wrzucić Ciebie w ich “lejek sprzedażowy” to wyróbcie sobie własne zdanie.

Dlaczego większość ludzi nie jest szczodra?

Na pewno podpowiesz mi co najmniej kilka powodów, ja osobiście mam następującą hipotezę:

Większość ludzi żyje w stanie rzeczywistego, lub urojonego niedoboru!

Ten niedobór przeważnie ma charakter materialny, czasem jest to niedobór czasu, a czasem tylko asertywności, aby powiedzieć blisko spokrewnionym osobom “teraz nie będę z wami, bo robię coś dla obcych ludzi”. W tym ostatnim użyłem tu rozróżnienia zapożyczonego z mojej książki o relacjach , bo w stosunku do osób naprawdę bliskich nie potrzebujesz w takich sprawach się tłumaczyć, prawda?

Szczodrość jest bardzo silnym wskaźnikiem szeroko rozumianego bogactwa, bo generalnie tylko ten, kto ma wystarczająco dużo pieniędzy, czasu, wiedzy, inteligencji lub innych zasobów, jest w stanie bezinteresownie rozdawać coś bardziej znaczącego. Świadomie użyłem słowa “lub”, bo do szczodrości nie potrzeba posiadać wszystkich tych zasobów razem, choć oczywiście kombinacja “nadmiarowości” we wszystkich, lub przynajmniej większości wymienionych zakresów jest bardzo pomocna.

Ma to dla Ciebie sens?

No to zróbmy eksperyment myślowy:

Co by było, gdybyś jako miernika prawdziwego bogactwa drugiego człowieka używała jego szczodrości, a nie posiadanych przez niego dóbr materialnych, lub co gorsza, dobrze zainscenizowanych zdjęć na FB, Instagramie itp?

Gdybyś, podobnie jak ja, potrafiła wprawdzie dogadać się, szanować, a nawet zaprzyjaźnić z ludźmi pod tym względem bardzo różnymi od Ciebie, ALE do pewnych dziedzin życia kwalifikowała wyłącznie osoby bogate według tego, co powyżej napisałem?

O jakich dziedzinach myślę?

Na przykład przy doborze partnera do długoterminowych związków i małżeństwa! Ile problemów i rozczarowań można by uniknąć wchodząc w nie wyłącznie z ludźmi prawdziwie bogatymi?

Podkreślam, że zachęcam do konsekwentnego stosowania tego kryterium głównie do poważnych związków, bo w przypadku luźniejszych relacji możesz (szczególnie wobec chwilowego braku lepszych możliwości) obniżyć nieco poprzeczkę, choć szczodrość partnera (NIE rozumiana tutaj materialnie), nawet w przypadku one night stand prawdopodobnie zrobi pozytywną różnicę ;)

Oczywiście sama szczodrość nie wystarczy do zbudowania szczęśliwego długoterminowego związku, ale bez niej bardzo trudno go stworzyć i… utrzymać. Mówiąc językiem logiki, jest to warunek konieczny, choć na pewno nie wystarczający! O tych innych możemy sobie porozmawiać przy następnej okazji, o ile będzie zainteresowanie.

Piszę to nie tylko z mojego osobistego wieloletniego doświadczenia, ale też niezliczonych, bardzo szczerych rozmów z osobami obojga płci i w bardzo różnym wieku.

Warto też pamiętać, że u takiego partnera prawdopodobnie trzeba będzie się zakwalifikować podobnym podejściem. Zakwalifikujesz się?

Jeszcze parę słów jeśli myślisz, że nie możesz być hojna, bo masz mało pieniędzy. Jako były sprzedawca gazet, który mieszkał w piwnicy, wiem jak to jest być bardzo biednym. To jest ciekawa historia, jak mimo tej biedy, dzięki kilku aktom szczodrości wylądowałem na drodze, która doprowadziła mnie do dzisiejszego, bardzo dobrego życia, ale to może opowiemy sobie przy okazji :) Zamiast tego, kilka współczesnych praktycznych przykładów jako inspiracja:

Kiedy ostatnio byłem w Warszawie, przez 3 dni spotykałem się z różnymi znajomymi. Prawie każdy z nich dostał ode mnie prezent, choć w żądnym z przypadków nie było to coś materialnego. Jednej osobie podpowiedziałem rozwiązanie, dzięki któremu będzie mogła zabłysnąć w miejscu pracy, innej przypomniałem dawno zapomniany pomysł, komuś rozwiązałem sporą zagwozdkę biznesowa, komuś otworzyłem bardzo wartościowe drzwi. Żaden z tych prezentów nie wymagał wydania ani złotówki, choć przy właściwym wykorzystaniu będą one z pewnością o wiele bardziej wartościowe, niż jakiś zdawkowy upominek. Pomyśl, czy możesz zrobić coś podobnego? Prawie na pewno, a jeśli myślisz, że jeszcze nie, to może po prostu nie doceniasz własnych możliwości :)

Inny przykład, to ostatnie 1,5h w Wigilię, kiedy zrobiłem spotkanie na wideo dla osób, które spędzały ją same. Każdy, kto ma laptopa z kamerką, albo smartfona i dostęp do internetu mógł to zrobić! Może to pomysł dla Ciebie na następny raz?

Zobacz na Twoją obecność w internecie. Czy większość postów, które zamieszczasz jest po to, aby ktoś z tego skorzystał, czy bardziej służą one Twojemu ego i biznesowi? Czy w tym drugim przypadku mogłabyś ( i chciała) coś zmienić?

Mała wskazówka – jeśli poznasz faceta, z którym rozważasz dłuższy związek, to przeanalizuj jego “twórczość” pod tym względem :) Podkreślam, koncentracja na zaspokajaniu ego i na biznesie to nie są czynniki wykluczające kogoś ze znajomości, ale jeśli chodzi o poważniejszą, intymną relację … bądź sceptyczna.

Na razie tyle, pozwolę sobie tylko stwierdzić, że dziś prowadzę dostatnie życie właśnie dlatego, bo od bardzo dawna byłem szczodrym człowiekiem, a nie odwrotnie.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach

PS: Tekst jest napisany do Czytelniczki, ale oczywiście odnosi się też do Panów.

PPS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/573445799901499/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-12-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Ulepszasz świat (i siebie), delektujesz się nim, czy walczysz o przetrwanie

Kiedy tak próbuję beznamiętnie spojrzeć na siebie i innych ludzi, to widzę, że generalnie to, co robimy (poza snem i czynnościami fizjologicznymi) można zaliczyć do jednej z trzech kategorii:

  1. Ulepszanie otaczającego nas świata, w tym też i naszej skromnej osoby, naszego biznesu itp.
  2. Delektowanie się otaczającym nas światem i jego możliwościami
  3. Szeroko rozumiana walka o przetrwanie

U różnych ludzi, te aktywności występują w różnych proporcjach i ciekawym może być zrobienie sobie małej inwentaryzacji, jak to wygląda u każdej/każdego z nas. Spróbujecie?

Moją istotną strategią od wielu lat było unikanie sytuacji, które mogłyby mnie zmusić do zajmowania się trzecią kategorią. To brzmi mało sexy, ale co najmniej kilka razy unikanie “owczego pędu” który widziałem wokoło (szaleństwo mieszkaniowe na kredyt, zbyt ambitne próby zbudowania niepotrzebnie dużego biznesu itp.) pozwalały na spokojne, “organiczne” rozszerzanie moich możliwości, tak aby “walka o przetrwanie” nie zajmowała zbyt wiele czasu, a do tego sama w sobie była interesującym i wzbogacającym zajęciem.

Oczywiście, zdarzają się losowe wyzwania ograniczające nas, sam miałem przez pierwszą połowę roku spore niedogodności wynikające z pewnej komplikacji medycznej, ale niezależnie od tego warto być ostrożnym w wydawaniu pieniędzy, których nie mamy lub porywanie się na zbyt ambitne przedsięwzięcia, tylko dlatego, aby komuś coś udowodnić, względnie pomasować własne ego!

Piszę to, bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mnóstwo ludzi wmanewrowało się w takie przymusowe sytuacje a pod wpływem mediów, rodziny i różnych guru kolejna grupa jest w pełnej gotowości, aby to zrobić. To, jak wspomniałem może być tylko moje wrażenie, więc jeśli ktoś pokaże mi, że nie mam racji, to chętnie ten pogląd zrewiduję.

Dla mnie osobiście, dużym wyzwaniem jest wyważenie pomiędzy aktywnościami pierwszej i drugiej grupy.

Czysto teoretycznie, powinienem w moim dość zaawansowanym wieku skoncentrować się na tej drugiej, szczególnie, że mam z jednej strony nieźle opanowaną „Strategię Jastrzębia”, a z drugiej bardzo dobrze pasująca partnerkę :) Jako hedonista, mam też ku temu silną tendencję, co przejawia się w często stosowanym przeze mnie procesie decyzyjnym typu: “Gdybyś wiedział że za miesiąc umrzesz, to które działanie wybrałbyś” :) :) Podobnie nie bardzo mogę zrozumieć (choć szanuję takie decyzje!) ludzi, którzy codziennie około 6 rano zaczynają swoją rutynę samorozwoju, nie mówiąc już o zalecanej przez Robina Sharmę rutynie o 5 rano, czy całkowicie dla mnie abstrakcyjnej optymalizacji życia niektórych miliarderów, zaczynającej się o 4 rano!!! Ranek jest do spania, a jak już się budzisz wcześniej niż musisz, to do intensywnych czułości z kimś bliskim!!! W moim świecie nie ma lepszego początku dnia ;) Dziwię się, dlaczego nikt nie zaleca tego, przecież to takie ludzkie, nic nie kosztuje i nie wymaga specjalnego sprzętu.

Mimo tego nastawienia, ciągle aktywują się we mnie działania tej pierwszej kategorii. Ulepszanie siebie jest u mnie pewnie rezultatem ogromnej ciekawości życia i tego, co można jeszcze w nim zrobić. Ulepszanie świata wokoło, jest chyba przejawem takiego bardzo ludzkiego programu wspierania innych, który podobno ma każdy z nas, choć czasem wątpię w to twierdzenie obserwując świat wokoło. Też tak macie?

Po co na przykład piszę ten tekst w Pendolino do Warszawy, zamiast obejrzeć coś na Netflixie, czy poczytać dla siebie? Powodów jest kilka: Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta (choć jak na FB jest to długi tekst), zastanowi się nad sobą, zrobi wspomnianą wcześniej inwentaryzację i dojdzie do nowych wniosków, które zresztą wcale nie musza być podobne do moich. Albo wkurzy się myśląc “taki Alex może to robić, to ja tym bardziej”, albo, jak ostatnio mi się zdarzyło, umówi się ze mną na kawę i będziemy mieli wartościową rozmowę o różnych aspektach życia, kompletnie niezwiązanych z zarabianiem pieniędzy.

A jaki odzew wywołał u Ciebie ten tekst? Zakładając optymistycznie, że doczytałaś/doczytałeś go do końca :)

Podziel się proszę z nami :)

PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/553097125269700/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-12-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Na ile potrzebujesz dyplomów i certyfikatów?

(uwaga! post jest kontrowersyjny)

Oglądając FB co chwila napotykam się na zdjęcia ludzi, którzy dumnie prezentują różne certyfikaty i dyplomy ukończenia jakiegoś kursu. Nie mówię teraz o formalnym wykształceniu koniecznym do wykonywania niektórych zawodów (np. lekarz, adwokat, architekt), lecz o różnych innych kursach, wykładach itp.

Zastanawiam się, jaki sens ma taki certyfikat i w ilu przypadkach ma on zastąpić konkretne rezultaty i stworzyć wrażenie udziału w czymś pożytecznym :)

Wielu z Was się teraz oburzy, ale spróbujcie spojrzeć na to świeżym okiem. Jeżeli biorę udział w jakiejś imprezie edukacyjnej, to podchodząc do tego pragmatycznie, jedyne co się liczy, to kombinacja umiejętności, postawy i adekwatnej wiedzy, którą z tego wynoszę. Jeżeli widzę znaczącą różnicę, to niepotrzebny mi certyfikat, że coś ukończyłem. Jeśli potrafię to z powodzeniem zastosować w biznesie, to drugiej stronie takie „zaświadczenie” tym bardziej nie jest potrzebne.

Czy nie jest to w takim razie tylko gadżet marketingowy, pomagający sprzedawać następne kursy, szkolenia i seminaria?

Jeżeli sam organizujesz takie rzeczy, to czy jesteś tak dobra/dobry w tym co robisz, że nie potrzebujesz tego rodzaju wsparcia? A jeśli nie, to jak dojść do takiej skuteczności?

Potraktuj to jako radę, jeśli chcesz możliwie szybko osiągnąć taki poziom zarobków, aby nie musieć pracować dużo i mieć środki na dobre życie.

Jako ciekawostka, od ponad 20 lat prowadząc warsztaty na bardzo wysokim poziomie, nigdy nie wystawiłem certyfikatów, chyba za wyjątkiem jednego przypadku w zamierzchłych czasach, kiedy poprosił mnie o to klient :) Niezależnie od tego, czy pracowałem z Zarządem dużej firmy, czy pro bono z młodymi ludźmi w projektach Top Gun.

Ba, wszyscy ci ludzie bardzo by się zdziwili, gdybym chciał im coś takiego wystawić :) Daje Wam to do myślenia?

Ciekaw jestem Waszych przemyśleń

PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/550304438882302/

Komentarze (5) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jaki niedobór odczuwasz w życiu?

Od czasu do czasu sam zastanawiam się nad takim pytaniem starając się odpowiedzieć sobie na nie całkiem „bez ściemy”.

To wcale nie jest takie proste, bo na pierwszy rzut oka pojawiają się przed nami różne aktualne problemy, od których też nie jestem wolny. Większość z nas ma zapewne całą kolekcję wyzwań do przewalczenia, począwszy od „banalnych” jak zalany laptop, czy bałagan w różnych kwestiach życiowych, po tak poważne jak choroba własna, czy bliskiego członka rodziny. Takie rzeczy w moim odczuciu należą do naszej egzystencji, tak samo, jak jedzenie czy oddychanie. Jest to więc „normalka”, z którą w danym momencie w lepszym czy gorszym stopniu sobie radzimy i jakoś radzić będziemy (miejmy nadzieję, że w miarę wzrostu doświadczenia coraz lepiej).

Wiele osób koncentruje się przy tym na pieniądzach i ich zarabianiu. Wbrew powszechnemu mniemaniu, o ile ktoś jest na swoim (a nie na garnuszku rodziców, społeczeństwa lub partnera), przy tym nie postępuje jak całkowicie bezmyślny głupiec albo nie miał akurat jakiegoś poważnego zdarzenia losowego, pieniądze nie muszą być największym z niedoborów (dla mnie nie były, nawet jak żyłem ze sprzedaży gazet na ulicy i wedle „normalnych” standardów byłem biedny jak przysłowiowa mysz kościelna!!!!) I a propos „postepowania w sprawach finansowych jak bezmyślny głupiec”, to ten, komu się to nigdy nie zdarzyło niech pierwszy rzuci kamieniem ;)

Znacznie większym problemem, często całkowicie nieuświadamianym lub wepchniętym w jakiś kąt, to niezaspokojona potrzeba bliskości. Nie mówię teraz o seksie, bo przy odrobinie właściwego podejścia można mieć niezależnie od płci i wieku znacznie więcej sposobności, niż fizycznych możliwości skorzystania z nich :) Mówię o tym prawdziwym ludzkim poczuciu bliskości, w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu, nie tylko fizycznym.

Jeżeli niezależnie od Twojej sytuacji rodzinnej odczuwasz taki niedobór, to mam dla Ciebie dwa obiecujące kierunki działania, które możesz obrać nie zakłócając dotychczasowych relacji.

Są to:

  • głęboka i otwarta rozmowa z drugim człowiekiem
  • robienie rzeczy wielkich razem z innymi ludźmi (chodzi o własne poczucie wielkości, niekoniecznie o opinię otoczenia, czy tzw. autorytetów!!)

Zajmijmy się dziś tym pierwszym.

O jakiej rozmowie mówimy?

Przede wszystkim chodzi tu o nie związaną z biznesem, prywatną rozmowę dwojga świadomych siebie, dorosłych ludzi.

Ludzi, którzy:

  • trochę zastanawiają się nad swoim życiem i w związku z tym mają o czym rozmawiać ponad suchą relacją jakiś faktów i powtarzaniem cudzych opinii
  • chcą w tym życiu jeszcze osiągnąć coś, ponadto co mają (niekoniecznie tylko w sferze materialnej)
  • wiedzą, że rozmowa w każdym wypadku pozostanie pomiędzy nimi
  • w związku z tym nie mają problemu, aby bezpośrednio i „bez ściemy” mówić o swoich przemyśleniach, błędach i wątpliwościach. I to niekoniecznie tych banalnych, lecz i tych bardzo głębokich i intymnych, które ma większość z nas.
  • niezależnie od tematu rozmowy prowadzą ją, aby się wzajemnie nauczyć, zainspirować, zrobić coś dla przyszłości, a nie bezproduktywnie przeżuwać coś, co wydarzyło się w przeszłości.
  • mają zdrowy dystans do samego/samej siebie
  • nie oceniają, czy wręcz osądzają drugiej osoby zdając sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy ma swoja kolekcję głupich zachowań, niemądrych decyzji itp.

Każdy z tych warunków jest w sumie dość prosty do spełnienia ale zastanów się, czy potrafisz spełnić je wszystkie razem? Jeśli nie, to warto zrobić sobie z tego „projekt rozwoju własnego”, bo długofalowo będzie to miało znacznie większy wpływ na jakość Twojego życia niż posiadane dobra materialne! A z całym szacunkiem i sympatią, muszę stwierdzić, że większość ludzi tego nie potrafi, co zresztą stanowi znakomitą możliwość pozytywnego wyróżnienia się.

Porozmawiamy?

PS: Dyskusja na tent temat odbyła się na facebooku:
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/542400499672696/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Porzuć wszystko i podążaj za pasją ????

Bardzo często, zwłaszcza ostatnio, natrafiam na takie zachęty (w tej czy innej formie) w internecie, na FB itp. Często okraszone budującymi zdjęciami czy nagraniami.

Czasem przytacza się przykłady przedsiębiorców, którzy tak zrobili i odnieśli sukces, czy choćby Corteza, który kazał spalić statki na których przybył na podbicie państwa Azteków w Ameryce.

To ładnie i inspirująco wygląda w internecie, ale jest, delikatnie mówiąc niemądre!

Osoby, które upowszechniają poglądy jak w tytule tego postu, z całym szacunkiem są nieco lekko niedouczone i “niedoczytane”.

Każdy, kto czytał coś więcej, niż beletrystykę i amerykańskie poradniki typu “jak zostać milionerem/miliarderem”, powinien wiedzieć, że jest coś takiego, jak survivor bias (”błąd przeżywalności”), który należy uwzględnić przy analizie takich przykładów. Co to oznacza?

Zazwyczaj mówi się o tych przypadkach, którym mimo dużego ryzyka, w ten czy inny sposób udało się osiągnąć sukces. Nikt specjalnie nie zajmuje się dziesiątkami, setkami, czy tysiącami podobnych prób, które skończyły się niepowodzeniem i totalnym bankructwem inicjatorów. Dotyczy to zarówno pojedynczych osób, jak i firm. W rezultacie, osoby mniej doświadczone w biznesie, często niestety ulegają takiej iluzji, że “trzeba mieć odwagę” i rzucając wszystko zacząć od zera. A to się zazwyczaj źle kończy, czego nikomu nie życzę.

Pisze o tym, bo ostatnio prowadziłem sporo rozmów z niezadowolonymi z życia ludźmi w wieku 35-55 lat, którzy doszli do wniosku, że szkoda ich życia na kontynuowanie tego, co robili i czas na duże zmiany. Mówię “Brawo!!!” i to jest szczere. Uważam, że mając to jedno życie, które mamy na pewno, spędzanie go w sposób znacznie odbiegający od tego, czego pragniemy, faktycznie byłoby marnotrawstwem. I sam “zaliczyłem” w życiu kilka radykalnych zwrotów.

Ale…

Prawie nigdy nie robiłem tego rzucając dotychczasowe działania i ślepo podążając za nowym pomysłem, nawet jak był on bardzo obiecujący!

Co najmniej stosowałem wtedy drugą zasadę eksperymentowania, o której mówiłem na moim kanale YT w filmie “Eksperymentuj odważnie, ale bezpiecznie” – “Eksperymentuj tak, aby ewentualne niepowodzenie Cię nie zabiło”

Bardzo Was proszę, pilnujcie tej zasady, niezależnie od tego, co mówią Wam różni “guru”. Nawet jak są medialnie bardzo wyeksponowani i “sławni”. Zapraszam do dyskusji i zadawania pytań w komentarzach. Czasem zdarza się, że odpowiadam po 1-2 dniach, ale ty staram się odpowiedzieć zawsze.

PS: Mogę Wam dać ostatni przykład z mojego życia.

Dość niechcący, razem z Karoliną wpadliśmy ostatnio na pomysł usługi dla MŚP która:

  • prawie każdemu przedsiębiorcy może znacząco zwiększyć jego skuteczność negocjacyjną
  • praktycznie każdego przedsiębiorcę będzie na nią stać
  • w tej jakości i skuteczności byłaby bardzo trudna do skopiowania przez innych
  • może przynosić profity różnym organizacjom biznesowym, zawodowym izbom gospodarczym itp.

Teoretycznie, przy tak dużym potencjalnym rynku należałoby rzucić się na to z całych sił, nieprawdaż? :)

A jednak Karolina nie porzuca swojej świetnie funkcjonującej kancelarii, a ja dalej staram się perfekcyjnie służyć moim klientom z “dużego” świata biznesu.

Mogąc wydać bardzo konkretne pieniądze, rzucić wszystko i wystartować “z grubej rury”, zamiast tego po prostu:

  • Wykupiłem domenę i założyłem fan page na Facebook – koszt kilkanaście zł
  • Spisałem na Cyprze bardzo ogólną koncepcję, konsultując ją z Karoliną – koszt 0 zł
  • Wysłałem ją kilku kompetentnym i zaufanym znajomym z prośbą o feedback – 0 zł
  • Doszlifowałem niejasności wynikające z feedbacku (generalnie bardzo pozytywnego) – koszt 0zł
  • Z bardziej wykrystalizowaną koncepcją zwracam się teraz do szerszego grona znanych mi przedsiębiorców z prośbą o feedback koszt 0zł
  • Pewnie trzeba będzie zrobić informacyjną stronę internetową, choć myślę, że to się będzie rozchodzić wirusowo :) Oczekiwane koszty strony -??? Pewnie pomijalne.
  • Koszty wystartowania ze świadczeniem usługi – hmmm, zapewne podobnie pomijalne :)

Piszę to, aby wielu z Was uświadomić, że nawet jeśli możemy sobie na to pozwolić, to są mało “sexy” podejścia typu “najpierw zamoczę palec stopy w basenie”, które długofalowo i statystycznie są znacznie bardziej obiecujące, niż tak propagowany “bohaterski” skok na główkę. Jeszcze bez sprawdzania, ile w tym basenie jest wody! I że bardzo często koszt wystartowania, jeśli się coś umie i ma odpowiednie grono znajomych, jest minimalny!

Nawiasem mówiąc, jeśli ktoś z moich Znajomych ma podobnie jak ja, jakąś koncepcję, którą chciałby skonsultować, to też służę bezpłatnie do dyspozycji, tak naprawdę to robię to regularnie, tylko nie rozgłaszam tego (tylko wczoraj w 2 przypadkach :-)) Ale dotyczy to tylko osób, które znam :)
Tyle a propos budowania relacji :)

Zapraszam do dyskusji

PPS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/540307449882001/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Czy już zabrałeś się za swoje życie, czy jeszcze rozwiązujesz testy osobowości?

W trakcie gorącej dyskusji pod moim poprzednim postem otrzymałem na PM komentarz pewnej młodej osoby, którą osobiście znam. Uznałem go za tak wartościowy, że poprosiłem ją o zgodę na publikację tutaj, jako post gościnny. Polecam przeczytanie i zapraszam do dyskusji. Tytuł pochodzi ode mnie :) więc w jego sprawie proszę mnie atakować :)

„Uwielbiam wszelkie testy, ale nie dlatego, że je traktuję jako wyrocznię i drogowskaz życiowy, ale dlatego, że lubię sobie popatrzeć, kto i jak to tak zaprogramował, że wyrzuca pasujące lub niepasujące do mnie rezultaty. Kilka lat temu ze względu na zobowiązanie służbowe zrobiłem test talentów Gallupa oraz dołączyłem do forum dyskusyjnego traktującego o wzmacnianiu tychże talentów. Cóż, przeraziłem się. To jest dorabianie ideologii do bycia normalnym, kulturalnym, serdecznym człowiekiem i/lub efektywnym pracownikiem. Kilka razy trafiłem na wpisy typu „pomogłam pani w sklepie zdjąć towar z półki, ponieważ mam talent Relator, który za to odpowiada”!!!

Nie mogę się nadziwić temu, że ludzie rozwiązują testy, kupują podręczniki, chodzą na szkolenia, próbują się na siłę nauczyć całej długiej listy jakichś „nawyków milionerów” zamiast po prostu zabrać się do roboty.

Żeby było zabawniej, ja sam mogę z boku wyglądać jak takie „zombie produktywności”, choćby dlatego, że wstaję bardzo wcześnie rano i pracuję w różnych dziwnych godzinach. Spośród listy wspominanych już „nawyków milionerów”, wykonuję na co dzień niemalże wszystkie (kiedyś sobie z ciekawości obejrzałem film na Youtubie na ten temat i całkiem mnie to rozśmieszyło). Ale to jest wszystko dla mnie naturalne i jeśli dla kogoś innego nie jest, to nie znaczy, że postępuje niewłaściwie. Zresztą już jakiś czas temu obalono mit, że „ludzie sukcesu wstają przed świtem i 20 minut czytają książkę”.

Wydaje mi się, że ludzie którzy poszukują tego typu instrukcji, są po prostu bardzo zagubieni. Szkoła nie dała im kreatywności ani pomysłu na siebie (nic dziwnego – nikomu nie dała), ale skutecznie wtłoczyła ich w schematy myślenia tego o czym pisałeś: poszukiwania instrukcji, potwierdzenia, zaszufladkowania. Dlatego błądzą po omacku i wydaje im się, że właśnie w ten sposób to znajdują. A tak naprawdę dalej dają się mamić i jedyne co znajdują, to poczucie bezpieczeństwa i „dotarcia do bezpiecznej przystani”. Co też jest oczywiście ważne, ale… do „milionerstwa” ich nie zaprowadzi.

Szczerze – ja się cieszę, że ludzie robią takie rzeczy, bo dzięki temu zostaje więcej miejsca dla tych, którzy potrafią szukać SWOJEJ drogi i SWOICH rozwiązań zgodnych ze SWOIMI predyspozycjami, czasem nieopisywalnymi, a nie instrukcji podanych na tacy. Umówmy się – ci, którzy takie instrukcje podają, wcale nie chcą, żebyś był człowiekiem sukcesu – byłoby im to bardzo nie po drodze.”

PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/536989720213774/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Zabijmy kolejną „Świętą Krowę” :)

Dzisiejszy tekst będzie bardzo szczery, ale zapewne dla wielu kontrowersyjny, więc czujcie się ostrzeżeni :)

W czasie dyskusji pod jednym z postów tej grupy, wywiązała się dyskusja na temat testu Gallupa, a w szczególności stwierdzenia, że jego wyniki pokazały dwóm osobom ich silne strony, co ma się przyczynić do łatwiejszego osiągnięcia przez nie sukcesu. No cóż…

Nazwa grupy zaczyna się od “Bez ściemy…” ale zacznijmy najpierw delikatnie :)

  1. W całym moim życiu nigdy nie posłużyłem się jakimkolwiek testem, który miał mi powiedzieć jakie to mam mocne strony. Na różnych etapach życia były to zresztą różne rzeczy i wynajdywałem je metodą prób i błędów. Robiłem to poprzez działanie, patrzenie zarówno na rezultaty jak też na moje samopoczucie przy ich osiąganiu. Jak miałem 27 lat to starając się o przyjęcie do pracy jako programista zostałem poddany naukowemu testowi w jednej z największych wtedy firm IT na świecie. Wykazał on moją słabą przydatność do pracy jako programista :) Nie zważając na to, w wieku 28 lat założyłem własną firmę produkującą software, a jeden z systemów zarządzania, który sam zaprojektowałem i zaprogramowałem został u klienta zastąpiony nowym dopiero po ponad 20 latach!!! Potrzeba tu komentarza?
  2. Z racji mojego wieku i zawodu znam sporo osób, które naprawdę odniosły duży sukces biznesowy (nie w mediach, tylko naprawdę!!!) i niezależnie od ich wieku i branży nie znam nikogo, kto by powiedział “zrobiłem sobie na początku test i potem na bazie jego zaleceń rozwinąłem moją karierę” :)
  3. Żeby nie opierać się tylko na moich znajomych, jeśli ktoś przestudiuje biografię choćby Bransona, Vaynerchuka, czy młodszych milionerów, to znajdzie tam coś takiego “na początku zrobiłem sobie test mocnych stron i potem w oparciu o jego wyniki ustaliłem co mam robić, aby odnieść mój sukces”, albo przynajmniej “w którymś momencie mojej działalności zrobiłem sobie test i jego wyniki pozwoliły mi znacznie przyśpieszyć rozwój mojego biznesu”? Pisze tu o przypadkach biznesowych, bo o życiu prywatnym może następnym razem

Czy te powyższe punkty dają Ci co nieco do myślenia? Jeśli chcesz, to będziemy kontynuować, ale “będzie grubo” więc kontynuujesz na własne ryzyko i nie miej do mnie pretensji za bolesne wypowiedzi :)

  1. Większość ludzi w Polsce wychowano w braku zaufania do własnych obserwacji i osądów, wszczepiając w zamian za to przekonanie, że “ktoś inny wie lepiej kim jestem, co potrzebuję i do czego jestem zdolny”. W rezultacie mnóstwo wartościowych ludzi marnuje swój czas na często bezwartościowych studiach, kursach itp. tylko dlatego, że jakaś osoba odgrywająca rolę guru powiedziała im, że tak trzeba! I ta mentalna poddańczość jest często tak głęboko zakorzeniona, że dana osoba wcale tego nie odczuwa. Jeśli ktoś chce podejmować decyzje o poważnych działaniach życiowych w rezultacie zaleceń jakiegoś testu, to niech się nad tym lepiej dobrze zastanowi. Może odzyskanie wewnętrznej niezależności będzie znacznie większym krokiem do zadowolenia w życiu i sukcesów w biznesie! Moje obserwacje na sobie (bo też miałem kiedyś wszelkie te problemy) i innych ludziach mówią, że zdecydowanie tak! Powyższe dotyczy oczywiście testów związanych z osobowością, zdolnościami, charakterem i tym podobnymi sprawami. Nie zalecam ignorowania wyników testów medycznych czy choćby testu ciążowego! ;) Zalecam za to zdrowy dystans i sceptycyzm do wszystkiego, co zalecają nam inni ludzie, którzy przecież nie są w naszej sytuacji i nie mają pojęcia o całym kosmosie myśli, uczuć, wątpliwości i pragnień, które mieszkają w każdym z nas. To zalecenie sceptycyzmu dotyczy oczywiście i tego, co ja mówię i piszę :)
  2. Jeśli chodzi o moją osobę, to niezależnie od tej wspomnianej wpadki testu na programistę kiedy miałem 27 lat, to każdy porządny test przeprowadzony dzisiaj wykazałby całkowitą moją nieprzydatność do pracy wykraczającej poza pilnowanie parkingu :) Lenistwo, niesystematyczność, brak wytrwałości, kiepska pamięć, do tego kiedyś brak pewności siebie i słaba samoocena zdyskwalifikowałyby mnie na 100% :) A mimo tego, bez sugerowania się jakimikolwiek testami przez lata zbudowałem sobie taką unikalną kombinację umiejętności, która pozwala mi na bardzo dobre życie i to zarówno biznesowo jak i prywatnie. Droga do tej kombinacji i jej ostateczne składniki są tak pokręcone, że żaden test na świecie, żaden ekspert od psychologii i żadna metodologia nie mógłby mi ich podsunąć. Serdecznie Ci życzę znalezienia takiej właśnie indywidualnej drogi i kombinacji, która przecież może być i zapewne będzie całkiem inna od mojej. Musisz tylko zacząć ufać własnym wrażeniom, przemyśleniom i odczuciom, no i oczywiście przejąć odpowiedzialność za swoje losy. To ostatnie może być zresztą najtrudniejsze, o czym może napiszę w przyszłości.

PS: Jeśli chodzi testy psychologiczne i “utarte reguły” w znajdywaniu partnera/partnerki to jest tu jeszcze więcej ściemy, o czym mogę napisać przy okazji :)

Na razie życzę ciekawych przemyśleń i ciekaw jestem dyskusji w komentarzach.

PPS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/535543997025013/

Komentarze (3) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Hustler czy „hustle-free”

Przy śniadaniu rozmawialiśmy z Karolina Gorczyca – Barszczewska o naszym własnym podejściu, które nazwałbym hustle-free :)

Mamy sympatycznych znajomych, którzy sami określają się hustlerami, mamy sympatycznych znajomych, którzy wstają bladym świtem, aby (często wspólnie) pracować nad rozwojem osobistym. Szanujemy ich sposób na życie i rozwój, niemniej sami jesteśmy praktykami czegoś zupełnie innego. Podstawowe cechy naszego podejścia to:

  • Ciekawość świata i innych ludzi
  • Życzliwość wobec innych ludzi, dopóki nie przekonają nas, że nie warto
  • Chęć faktycznego uczenia się nowych rzeczy (a nie brania udziału w różnych imprezach pseudoedukacyjnych)
  • Bezkompromisowe zaangażowanie w interesie klientów, którzy nam zaufali
  • Wynikająca z dwóch poprzednich punktów skuteczność w działaniu dla tych klientów
  • Tam, gdzie to tylko możliwe, zastąpienie długiej i męczącej pracy intensywnym myśleniem a potem szybką i zdecydowaną akcją

Jeżeli przy tym podejściu zarabianie pieniędzy nie jest Twoim priorytetem numer jeden, to prawdopodobnie nie zostaniesz multimilionerem, nie będą o Tobie mówić media, nie będziesz otrzymywać wyróżnień.

Możesz za to mieć dostatnie życie, pełne wielu różnorodnych przeżyć z bliską osobą/osobami i doświadczać rzeczy, które Cię interesują.

Dla mnie to jest ważne. A dla Ciebie?

PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/532477080665038/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Czy masz własny komitet doradczy?

Generalnie w sprawach profesjonalnych jestem indywidualistą, takim typem niezależnego samuraja. Mimo tego, zwłaszcza przy całkiem nowych pomysłach, nie waham się zasięgnąć opinii kompetentnych ludzi, jeśli tylko jest taka możliwość. Piszę o tym, bo często spotykam albo „Zosie Samosie”, albo ludzi pytających niewłaściwe osoby, albo też robiące to w nieumiejętny sposób. A to znacznie ogranicza ich skuteczność. Na razie mówimy o zwykłym zasięgnięciu koleżeńskiej opinii na początku, a nie o angażowaniu profesjonalnego eksperta za pieniądze przy realizacji.

U mnie wygląda to tak:

  1. Jest stosunkowo niewielka grupa osób, od których mam „licencję” na swobodne korzystanie z ich wiedzy i doświadczenia (przeważnie one też mają taką „licencję” u mnie). Przeważnie mamy też obustronną „licence to kill” zapraszającą do dawania feedbacku bez zapytania, ale to tak na marginesie :) Ta grupa jest bardzo zróżnicowana zarówno jeśli chodzi o branże jak i o wiek.
  2. Istnieje grupa osób, do których mam kontakt, ale nasze dotychczasowe interakcje były ograniczone i nie mam od nich jednoznacznego zaproszenia do zadawania im pytań w razie potrzeby.
  3. W wyniku mojego niedbalstwa nie wynotowałem sobie kontaktów bardzo wielu osób, które kiedyś deklarowały same chęć wsparcia mnie w różnych dziedzinach :( To jest poważny błąd, do którego się przyznaję, abyście go nie powtórzyli. Gdybym dawno temu miał choćby kategorię „Wsparcie” w gmailu, to dziś nie musiałbym szukać na ślepo w tysiącach maili. Dziś zrobiłbym taką kategorię i podkategorie co pozwoliłoby mi łatwo odnaleźć pasujące osoby. Podkreślam, że nie chodzi tu o czyjeś usługi za darmo, ale przyjemność pracy z fajnymi ludźmi przy prototypowaniu czegoś ciekawego. Nie powtarzajcie mojego błędu!

Przyjrzyjmy się, jak w praktyce wykorzystuję takie ciało doradcze na przykładzie konkretnego pomysłu, jaki ostatnio miałem.

Pierwsza rzecz, to nawet mając licencje Grupy 1 szanuję jej czas. Odrabiam „zadanie domowe” i wysyłając im wystarczająco sprecyzowany opis, aby kompetentnie mogli się oni wypowiedzieć. Sam mam problem, kiedy ktoś zadaje mi krótkie i bardzo ogólne pytanie o coś, co może zaistnieć w wielu wariantach i w każdym z nich moja rekomendacja byłaby inna. Od członków mojej Grupy 1 nie otrzymuję takich kwiatków, ale czasem piszą do mnie inni ludzie, właśnie w tak nieprecyzyjny sposób i to nie jest dobry początek.

W moim konkretnym przypadku pierwszy szkic to były pełne 3 strony tekstu, gdzie starałem się w miarę dokładnie opisać, o co mi chodzi. Wysyłając ten szkic do kilku osób z Grupy 1 liczyłem się z tym, że ktoś może nie mieć czasu i/lub ochoty przyjrzeć się temu, więc w żadnym wypadku nie poganiałem i nie upominałem się o odpowiedź.

Po otrzymaniu feedbacku od tych ludzi, doprecyzowałem koncepcję do 6 stron i dopiero z takim dokumentem (ciągle nazwanym „szkic”) kieruję się do tych ludzi z Grupy 2, gdzie mam wrażenie, że mogą i zechcą się wypowiedzieć się na temat projektu. Naturalnie tutaj najpierw grzecznie pytam o zgodę, podając minimum informacji o co mi chodzi. Takie zapytanie nie byłoby zapewne konieczne, ale jest przejawem szacunku dla czasu tego drugiego człowieka. Nawet w wypadku jeśli np. ma on mniej, niż połowę lat ode mnie :)

To zapytanie o zgodę wygląda następująco (na początku jest imię adresata):

„Ostatnio, po przeprowadzeniu pewnego warsztatu pro bono dla nieformalnego klubu przedsiębiorców z południowo wschodniej Polski, wpadliśmy z Karoliną na pomysł, jak można w ciągu jednego dnia bardzo podciągnąć konkretne umiejętności negocjacyjne takich ludzi, przy cenie, która powinna dla większości być no-brainer :) Jak zwykle, najpierw chcę zapytać kilka zaufanych osób o zdanie i bardzo będę się cieszył, jeśli zechcesz się wypowiedzieć. Czy mogę podesłać szkic tego projektu?

Pozdrawiam serdecznie

Alex”

Nie wysyłam tego masowo do wielu adresów, które mam, lecz najpierw do kilku osób, przy których wiem, że mają w temacie coś ciekawego do powiedzenia i zapewne zechcą się wypowiedzieć. Potem w oparciu o ich feedback dalej szlifuję koncepcję i znów w podobny sposób pytam o zdanie :) Jeśli ktoś nie miałby czasu lub ochoty odpowiedzieć, to miałbym pełne zrozumienie, ale taki przypadek dotąd się nie zdarzył.

W rezultacie coś, co było tylko luźnym pomysłem nabiera bardzo konkretnych kształtów i wkrótce będzie gotowe do realizacji.

Mam nadzieję, że ten opis będzie przydatny, zachęcam do posiadania i wykorzystywania nie tylko „rady mędrców”, ale też i szerszego grona kompetentnych znajomych.
Ja z powodzeniem postępuję tak od dawna.

Napiszcie proszę w komentarzach, czy i jak wykorzystujecie taki „zespół doradczy”

PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/533934187185994/

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2019-11-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 10 of 40« First...«89101112»203040...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025