Jeżeli planujecie zrobienie czegoś nowego na rynku, to zawsze warto wziąć paru potencjalnych klientów i przetestować, czy Wasze wyobrażenia o wnoszonej wartości dodanej pokrywają się z ich opinią. Warto też w tej grupie testowej dobrać pełne spektrum zaawansowania i doświadczenia.
Dzisiaj macie przykład, jak upewniłem się, że przygotowywane przeze mnie specjalistyczne wydanie Klinika Negocjacji Alexa Barszczewskiego dla agentów nieruchomościowych ma sens i wnosić będzie bardzo dużą wartość dodaną.
Jak to zrobiłem:
Wziąłem jednego początkującego przedstawiciela grupy docelowej
Wziąłem jednego bardzo zaawansowanego przedstawiciela grupy docelowej z kilkunastoletnimi sukcesami na tym polu
Zaproponowaliśmy im eksperymentalną sesję 2h rozwiązywania ich kazusów z klientami
Sesja była bezpłatna, ale oboje Uczestników zgodziło się na jej nagranie i upublicznienie dowolnych fragmentów
Pod koniec sesji poprosiliśmy o szczery feedback
Jako ciekawostkę, dołączam Wam fragment z tym feedbackiem. Mamy też nagrane kilka bardzo dobrych praktycznych rozwiązań dla pośredników nieruchomości, ale te opublikuję po montażu.
Podobnie zrobiłem ostatnio z adwokatami i radcami prawnymi, z tą różnicą, że ze względu na charakter tamtej grupy nie nagrywaliśmy niczego, za to dostałem ich wrażenia na piśmie. Teraz wiem, że mam co najmniej dwa specjalistyczne produkty, które mogę doszlifować i opublikować. Co nastąpi pewnie w przyszłym tygodniu.
Polecam Wam takie podejście, jeśli chcecie uruchomić coś z naprawdę górnej półki. Uruchamianie przeciętnych projektów odradzam w obliczu nadchodzącego kryzysu gospodarczego.
Dzisiaj postanowiłem skonsultować jeden drobiazg z lokalnym lekarzem, aby nie stać niepotrzebnie w kolejce w Krakowie. Poszliśmy razem, sprawa była szybciutko załatwiona, ale wywiązała się tak miła rozmowa, że sympatyczny Pan Doktor spontanicznie zaprosił nas do swego apartamentu kilka pięter wyżej na pogawędkę, a na dłuższą kawę spotkamy się wkrótce jak wrócimy nad morze.
Takie rzeczy jak spontaniczna sympatia obcych ludzi, bezproblemowe negocjowanie różnych wyjątków itp. zdarzają nam się ciągle, mimo, że:
Nie jesteśmy żadnymi celebrytami
Oprócz może znacznej różnicy wieku, jesteśmy całkiem normalna parą kochających się i lubiących swoje towarzystwo ludzi. Ludzi, którzy całkiem normalnie się ubierają i zachowują.
Żadne z nas nie jest tylko misiem panda do przytulania, bo np. zawodowo w razie potrzeby jesteśmy bardzo ostrzy i skuteczni.
Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo takie coś ułatwia i uprzyjemnia życie, o tworzeniu nowych sposobności już nie mówiąc.
Teraz do przemyślenia mam do Was pytania:
Jak myślicie, co jest powodem takich obserwowanych przez nas reakcji?
Jak często obserwujecie takie reakcje obcych ludzi w stosunki do Was?
Jak zmieniłoby się Wasze życie, gdyby takie pozytywne niespodzianki zdarzały znacznie częściej?
Jestem bardzo ciekaw Waszych przemyśleń i zapraszam do dyskusji w komentarzach
W ostatnim mailu wysłanym do osób zapisanych na ogólną listę mailingową, oprócz informacji o kolejnych spotkaniach online zamieściłem następującą wiadomość:
„Organizuję też eksperymentalnie specjalny „Stolik Kawiarniany” dla nieprzedsiębiorców, a mianowicie 2.06 w godz. 18-20. Różnica w dotychczasowych polegać będzie, że nagramy całość i jeśli będą ciekawe fragmenty, to opublikujemy na YT lub FB. Kilka osób w PM zasygnalizowało, że nie będzie miało z tym problemu, więc spróbujemy :) Spodziewam się mniej chętnych, więc będziemy mieli więcej czasu zająć się kwestiami każdego z uczestników.”
Poniżej była jeszcze formułka zgody na nagrywanie i publikację, którą należało wkleić w maila do mnie.
Normalnie, to powinna być okazja pokonferowania ze mną w bardzo małym gronie i podpytania mnie o różne rzeczy, prawda?
Odpowiedziały tylko 2 osoby, z tego jedna, w bardzo ładnym zresztą mailu, napisała zamiast tej formułki zgody:
„Sprawa jest bardzo dyskretna… … nie chciałbym , żeby ktoś ode mnie z branży dowiedział się o tym z Youtube, dlatego liczę na dyskrecję”
Pierwsza myśl: WTF? Pisałem przecież, że to eksperymentalne spotkanie, gdzie nagrywamy!
Normalnie wzruszyłbym ramionami i zapomniał o człowieku, ale ponieważ reszta maila była naprawdę ładnie napisana, to odpisałem:
„Dziękuję za maila. Przykro mi, spotkanie 2.06 jest właśnie takim eksperymentalnym, które nagramy za zgodą uczestników. Dlatego niestety muszę to zgłoszenie odrzucić.
Na marginesie odradzałbym teraz branie kredytów jakiegokolwiek rodzaju, zwłaszcza wobec powiększenia się rodziny”
W odpowiedzi dostałem znowu naprawdę bardzo miły mail z poglądem, że wzięcie kredytu jest konieczne. W omawianej sytuacji to bardzo niemądre rozwiązanie, ale I rest my case, jak mówią amerykańscy adwokaci …
Dlaczego o tym piszę?
Wiele osób, często niechcący, albo przez niewłaściwe przyzwyczajenia, traci szanse na gratisowe zdobycie wartościowych informacji, rad i rozwiązań od ludzi, którzy normalnie zarabiają na tym spore pieniądze. Ludzi, którzy zarabiają na wykorzystywaniu tych rad w prawdziwej gospodarce, a nie tworzeniu szkoleniowych lejków a potem sprzedawaniu innym marzeń i ładnie opakowanych banałów, które znając język bez trudu i za darmo znajdziesz w internecie!!!
Co mógłby lepiej zrobić ten człowiek z maila?
Jeżeli ma tak delikatną (w jego odczuciu) sprawę, to mógł na przykład:
Poznać mnie osobiście przy normalnym „Stoliku Kawiarnianym”
Albo przynajmniej zaistnieć w mojej świadomości chociażby komentując cokolwiek co publikowałem
Napisać do mnie takiego maila, jak w tym zgłoszeniu, opisując stan rzeczy, pytanie i podając numer telefonu na wszelki wypadek
Albo, po mojej odmowie na niewłaściwe zgłoszenie zgłosić się na normalny „Stolik Kawiarniany”
Tam jest jeszcze kilka aspektów, których ze względu na poufność nie będę tu poruszał
Zdumiewa mnie fakt, że jedni inteligentni i sympatyczni ludzie widząc np. takiego nieszablonowego faceta jak ja, który żyje dziwnie, ale najwyraźniej bardzo dobrze, kiwają głową z niedowierzaniem, podejrzliwością czy nawet obawą (????), podczas kiedy tylko stosunkowo nieliczni zadając sobie trudu poznania mnie, potrafią z tego skorzystać i to w taki sposób, że z mojej strony otrzymują prezenty, które chętnie im daję.
Te prezenty są chyba dość wartościowe, jeśli tacy ludzie jak np. Anna Kucharska twierdzą, że kilka przyjacielskich rozmów ze mną posunęło ją w biznesie dalej, niż wiele kosztownych szkoleń. A Ania jest kimś w branży nieruchomości! Takich moich znajomych jest więcej, tylko nie chciałem ich już na szybko prosić o zgodę na publikację.
Warto wiedzieć, że takich podobnych do mnie szczodrych ludzi, którzy mają się czym dzielić też jest więcej!!! Wyobraźcie sobie teraz, ile to w sumie szans pójścia w życiu lepszą ścieżką niepotrzebnie marnujemy! I to niezależnie od osobistych celów, bo te mamy przecież bardzo różne!
Parę lat i kilkanaście kilogramów więcej nagrałem taki film, który może się w tym kontekście przydać: https://youtu.be/k4gUN2BlKNM
PS: Po „Stolikach Kawiarnianych” dostaję często maile takie jak ten: „Zapisałam 4 strony a wiedza na nich zawarta była bardziej wartościowa niż moje 5 lat studiów :-)”
Zauważyłem, że od wielu lat, w bardzo różnych sytuacjach życiowych i zawodowych, nie robię tego, co zdaje się robić większość ludzi – nie namawiam nikogo i nie przekonuję nikogo do siebie. Zamiast budowania zoptymalizowanej „marki osobistej”, po prostu otwarcie komunikuję co robię i jakie jest moje podejście i jakie wartości. Pokazuje się też z normalnej ludzkiej strony, bez specjalnego upiększania mojego wizerunku. Druga strona może sobie wybrać, czy chce, czy też nie. Jeśli tak, to super, jeśli nie, to nie ma urazy.
Tak od ponad 20 lat funkcjonuję w życiu zawodowym i mimo braku aktywnego marketingu z mojej strony, bardzo dobrze mi się powodzi.
Ciekawym jest, że podobnie postępuję w życiu prywatnym. Nikomu nie staram się przypodobać, nikogo nie namawiam. Nawet w przypadku Karoliny, mojej idealnie pasującej żony, widząc jakie są możliwości po prostu byłem sobą z różnymi moimi wadami i pozwoliłem Jej zadecydować czy chce.
Takie postępowanie może teoretycznie prowadzić do utraty różnych szans w życiu. Z drugiej strony, zauważyłem, że jeśli staram się cały czas rozwijać jako człowiek i traktuję inne osoby jak żywych i czujących ludzi, to ani w życiu zawodowym, ani w prywatnym nie cierpię niedostatków.
Za to mam to wewnętrzne poczucie, że jeśli ktoś już „jest ze mną”, to jest ze mną, a nie z jakim sztucznie wykreowanym obrazem.
Wiecie jaki to jest komfort psychiczny!
I na pewno nie mam tzw. „imposter syndrom”, syndromu udawacza, na który cierpi znacznie więcej ludzi, niż mogłoby się wydawać.
Napiszcie, jak Wy podchodzicie do tego zagadnienia, jeśli macie pytania to też zapraszam do komentarzy.
Jako mały przykład mojego nastawienia zobaczcie co odpowiedziałem dziś widzowi na komentarz pod moim ostatnim filmem na YouTube
„Nie potrafiły wykonać prostej instrukcji, bo nie jesteś sam w internecie. Jest tysiące grup o biznesie do których można dołączyć. Kalkulacja jest prosta. Jak widzę, że kolejny admin grupy zadaje 100 pytań do, nie szanuje mojej prywatności (np. wymaga mojego zdjęcia i pełnego imienia i nazwiska [nie bierze pod uwagę, że nie chcę żeby sąsiad czy kolega/szef z pracy czytał co piszę na internecie]) i nie mam informacji, że grupa jest jakaś wyjątkowa, to sorry, szkoda życia – idę dalej. Po prostu mam X ciekawych grup, których już nie jestem w stanie przerobić. Nie wspomnę, że grupy to jest promil tematów w internecie, które walczą o uwagę. Moim zdaniem to wręcz dobrze świadczy o osobach, które nie dołączyły do twojej grupy. Zrób opcjonalne te pytania i po sprawie.”
Odpisałem Koledze:
„Dziękuję za obszerny komentarz. Przy Twoich założeniach, szczególnie, kiedy zależałoby mi na popularności, albo wręcz zarobku z tego, co robię w internecie, to Twoje rozumowanie byłoby całkowicie słuszne. Tyle, że w przypadku mojej działalności jest zupełnie inaczej. Pomyśl o mnie jako o facecie, który zarabia spore pieniądze dla dużych klientów z zupełnie innej rzeczywistości, a tutaj od lat udziela się traktując to tylko jako misję wspierania za darmo fajnych ludzi. Dając im w razie potrzeby w prezencie wartość, która na jego rynku kosztuje dużo a dla większości nie jest dostępna. To, co chcę osiągnąć poprzez np. bardzo proste zresztą kryteria wstępu, to wyeliminowanie ludzi, na których szkoda mi mojego czasu. I ja nie walczę o uwagę, bo jeśli od jutra zniknąłbym z wszystkich mediów społecznościowych, czy YouTube, to jakość mojego życia nie uległaby żadnemu pogorszeniu, a może zamiast tego napisałbym więcej poczytnych książek jak np. https://sukceswrelacjach.pl/ którą nawiasem mówiąc też stworzyłem jako praktyczny podręcznik dla młodych ludzi.
Czyli tutaj sytuacja jest dokładnie odwrotna do typowej: to nie ja staram się o zainteresowanie publiczności, lecz dla widzów, czy członków mojej grupy dyskusyjnej dużą szansą jest znalezienie się na mojej „orbicie”, co na przestrzeni lat, dla sporej ich liczby okazało się bardzo przydatne w karierze życiowej. Reszta mnie ani ziębi, ani grzeje, większość ludzi może mnie śmiało ignorować i biec do celebrytów różnego rodzaju:) Rozumiesz w czym rzecz?
Jeżeli ktoś nie przeczytał uważnie postu Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami? to polecam koniecznie nadrobienie tego przed dalszym czytaniem tego tekstu, gdyż będzie on jego kontynuacją.
Opisałem tam między innymi odkrycie mojej krytycznej słabości w czasach COVID-19 i jakie działania podjąłem niezwłocznie, aby coś z nią zrobić. Jeśli nie zrobiłbym tego jak najszybciej, to byłbym głupcem niepotrzebnie podnoszącym ryzyko bardzo poważnych konsekwencji! I nie byłoby wytłumaczeniem to, że zazwyczaj jestem mistrzem prokrastynacji i zajęć przyjemnych, choć niekoniecznych, albo że głównie staram się delektować życiem.
W obliczu realnego zagrożenia wirusem i jeszcze bardziej realnego nadchodzącego potężnego kryzysu gospodarczego pierwszą rzeczą jaką każdy rozsądny człowiek powinien zrobić, to:
bezlitosna analiza, gdzie ma on właśnie takie niebezpieczne słabe miejsca
niezwłoczne podjęcie działań zabezpieczających
Wiecie, że większość ludzi ma już poważny problem z punktem 1, głównie ze względu na własne niedoedukowanie i/lub życie w świecie medialnej i społecznej iluzji, niewiele mającej wspólnego z rzeczywistością?
To w czasach rozwoju gospodarczego i nieobecności wirusa było stosunkowo niegroźne, teraz, przynajmniej przez kilka lat, będzie zabójcze. Pisałem o tym już w poście
Z tą analizą jest tak źle, że wielu inteligentnych ludzi nie zdaje sobie sprawy z takich niebezpiecznych słabości nawet jak mają wyraźny obraz przed oczami!!!
Dam Wam przykład.
Podczas wielu moich działań pro bono, kiedy zarówno na żywo, jak i online pokazuję na poczekaniu rozwiązania różnych wyzwań negocjacyjnych, wiele osób wyraża podziw dla moich praktycznych umiejętności budowania argumentacji i bardzo skutecznego doboru zarówno strategii jak i konkretnych słów. Miłe ale…
… znakomita większość zdaje się nie dostrzegać że:
Alex Barszczewski nie jest żadnym niezwykłym geniuszem
Z tego wynika, że jest takich osób musi być więcej, tylko wykorzystują swoje umiejętności „po cichu” nie pokazując się w jakichkolwiek mediach. Wierzcie mi, ja sam tak żyłem ponad 14 lat, zanim nie postanowiłem robić coś za darmo młodych ludzi w Polsce.
Jeżeli punkty 1 i 2 są prawdziwe (a są!) to w nadchodzącym kryzysie, gdzie będzie ogromna konkurencja i bardzo mało sposobności, przedstawiciele tej większości będą mieli bardzo małe szanse przeciwko tym z grupy opisanej w punkcie 2.
Muszę tłumaczyć, jakie to będzie miało konsekwencje dla Was i Waszych rodzin? Nie tylko ekonomiczne, ale i psychiczne czy emocjonalne? Przejrzyjcie na oczy!
Uświadomienie sobie tego, jacy jesteśmy ciency w takiej krytycznej umiejętności, to jest pierwszy próg, który i tak pokonuje stosunkowo niewielu. A to przecież dopiero początek! Dalej jest jeszcze gorzej.
Trzeba przecież zebrać się w sobie i zacząć aktywnie coś z taką słabością robić teraz, mimo wyzwań takich, jak na przykład:
Trudności funkcjonowania pod jednym dachem 24/7 jako pracownik, partner i rodzic
Już istniejących problemów finansowych
Już istniejącego zagrożenia utraty źródeł dochodu
Trudności z „namierzeniem” faktycznego wsparcia i źródeł konkretnej wiedzy
„Wstydliwości”, nieśmiałości i słabego poczucia własnej wartości
Ogólnej ociężałości i lenistwa
Te wyzwania nie znikną kiedy solidnie walnie nas w głowę kryzys gospodarczy, a zmarnowany czas trudno będzie nadrobić, tego chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.
Trzeba „mimo wszystko” ruszyć się i zacząć robić skuteczne rzeczy już teraz, podobnie jak ja zrobiłem z moją słabością „COVIDOWĄ”, czyli nadwagą i insulinoopornością.
Z tym ruszeniem się jest kiepsko :(
W podanym przykładzie ponad 200 osób z listy przedsiębiorców, którzy się na nią zapisali, po ponad miesiącu spotkań w „Rozmowach w Klinice” mam trudności, aby z nadesłanych zgłoszeń dobrać choć jedną grupę osób, które w zgłoszeniu do bardzo zaawansowanej już sesji „Zapytaj Alexa” napisały wystarczająco klarownie o co im chodzi, aby można było je zaprosić. Większość albo nie napisała wcale, albo nie potrafiła napisać „Zapytaj Alexa” w temacie wiadomości :(
A przecież to była sposobność dostania czegoś bardzo wartościowego za darmo od faceta, który normalnie ma czterocyfrowe honorarium godzinowe!
Pamiętajcie, że jest to tylko jeden przykład, ale bardzo wymowny, bo tu działanie nie wymagało żądnych nakładów finansowych, a jednocześnie potencjalna różnica jest bardzo duża.
Jak oceniacie taką postawę?
Gdzie robicie podobne błędy?
Jak w czasach kryzysu rokuje tak słabe wykorzystanie sposobności?
Napisałem ten tekst, aby przynajmniej kilku sympatycznych ludzi obudzić z letargu zanim o wiele brutalniej zrobi to kryzys gospodarczy. Rzeczywistość nie będzie się nikim patyczkować!
I nikomu nie życzę, aby do niego miało zastosowanie to, co powiedział mistrz Kochanowski:
„Próżno puklerza przebici macają. Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie; Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie: Nową przypowieść Polak sobie kupi: Że i przed szkodą i po szkodzie głupi.”
Pierwsza linijka we współczesnym języku oznacza „za późno chwytać za tarcze, jak jesteś przebity”. Gdzie jest Twoja tarcza???
Napiszcie co o tym sądzicie, a jeśli tekst uważacie za przydatny, to poszerujcie go dalej
Spróbuj szczerze odpowiedzieć na to pytanie, zwłaszcza jeśli chodzi o znaczącą pomoc, wymagającą z Twojej strony osobistego zaangażowania.
Zapewne, podobnie jak ja, wolisz pomagać osobom, z którymi masz jakąkolwiek pozytywną relację, a nie tym, którzy z prośbą o pomoc właśnie pojawili się w Twoim życiu. I im ta relacja jest głębsza, tym zazwyczaj nasza gotowość wspierania kogoś jest większa, prawda?
Z drugiej strony, podobnie do większości Polaków, masz pewnie opory przy proszeniu o wsparcie nieznajomych, prawda? To jest zrozumiałe, łatwiej, co nie zawsze znaczy łatwo, zwrócić się do ludzi, z którymi mamy dobre relacje i z którymi łączy nas też wzajemne zaufanie. Wyzwanie polega na tym, że bardzo wielu z nas ma stosunkowo mało zróżnicowany krąg prawdziwych (w przeciwieństwie do wirtualnych) znajomych, a praktyczna umiejętność budowania nowych relacji jest dość kiepska.
Czasy mamy trudne, a wygląda na to, że będą jeszcze trudniejsze. Pomijając już bardzo źle wyglądające kwestie czysto ekonomiczne, pogodzenie w obecnej sytuacji obowiązków rodzinnych z zawodowymi, szczególnie jak się jest zamkniętym z dziećmi i rodziną 24h pod jednym dachem, staje się dla wielu osób drugim kolosalnym problemem. Dla wielu ludzi tworzy to razem bardzo duże obciążenie i jeżeli będąc w takiej sytuacji będziemy usiłować radzić sobie z tym w pojedynkę, to ciężar może okazać się zbyt duży. A jeszcze trzeba dbać o zdrowie ze względu na koronawirusa.
Zacznijmy sobie wzajemnie pomagać!!
Rozejrzyjmy się wśród istniejących (rzeczywistych) znajomych, może możemy coś dla nich zrobić?
Rozejrzyjmy się wśród istniejących (rzeczywistych) znajomych, może ktoś chętnie zrobi coś dla nas, jeśli tylko dowie się o co chodzi?
Najlepszy czas na budowanie nowych, prawdziwych relacji już minął. Drugi najlepszy moment, aby zacząć to robić jest właśnie teraz. Nie przegapmy go, nawet jeśli jest to obecnie trudniejsze. Łatwiej nie będzie!
Jeżeli chodzi o ten ostatni punkt, to warto rozważyć dwie drogi:
Spójrz na relacje, które już masz, nawet jeśli są w stanie uśpienia, bądź obciążone jakimiś zaszłościami. Może da się je przenieść na wyższy poziom w kwestii zaufania, zrozumienia, sympatii. Mam wrażenie, że w epoce, kiedy wszyscy trąbią o przenoszeniu się do sieci, lejkach sprzedażowych itp. bardzo łatwo przeoczyć taką istniejącą i czasem zdumiewająco skuteczną możliwość. Czasem trzeba pierwszemu wyciągnąć rękę, czasem powiedzieć „przepraszam”, czasem zaproponować nowy start. Nie wszyscy z tego skorzystają, ale warto podjąć próbę. Możecie się bardzo i pozytywnie zdziwić.
Bądź szczególnie otwarty na budowanie całkiem nowych relacji, nawet jeśli fizyczne spotkania twarzą w twarz nie bardzo są możliwe. Bardzo wiele osób ma sprzęt, dzięki któremu można spotykać się online, to stwarza możliwości, z których stosunkowo niewielu ludzi potrafi dobrze skorzystać. Nic dziwnego, jak nie potrafili tego dobrze w realu, to jest trudniej zacząć teraz. Niemniej jak wspomniałem, właśnie teraz jest drugi najlepszy moment na nauczenie się.
Obie drogi działają, to wiem zarówno z własnego doświadczenia ostatniego miesiąca, jak i rezultatów młodych profesjonalistów, których w ramach pewnego projektu od 3 tygodni regularnie szkolę. U nich chodzi o „wirusowe” tworzenie nowych sposobności i ich optymalne wykorzystanie w biznesie, ale to samo dotyczy też wielu dziedzin życia prywatnego.
Jeżeli przyjmiesz radę ode mnie, weterana różnych kryzysów, a jednocześnie miłośnika dobrego życia:
Zacznij pracować nad rozwijaniem Twoich relacji i ucz się aby jak najszybciej być w tym dobra/dobry. W obliczu bardzo prawdopodobnych i niestety złych scenariuszy rozwoju dalszej sytuacji, może Ci się to przydać o wiele bardziej niż teraz przypuszczasz!
Jeśli mogę być w tym pomocny i nie poruszałem jakiegoś istotnego aspektu relacji w moich publikacjach online, to napisz w komentarzu.
PS: Nie jest moim zamiarem bezwstydna autopromocja, niemniej już ponad 7000 osób skorzystało z napisanego przeze mnie, łatwego w czytaniu, pełnego wskazówek podręcznika Sukces w relacjach międzyludzkich i to jest bardzo dobry punkt aby zacząć. Książka, szczególnie w wersji elektronicznej (epub,mobi, pdf) specjalnie ma taką cenę, aby każdego było stać, a zmieniła życie wielu ludzi. Wspomniane przez Czytelnika „odarcie ze złudzeń” dotyczy oceny jego aktualnych umiejętności, potem już jest tylko lepiej :)
Dziś rozpoczniemy dyskusję na bardzo trzeźwiący temat, a mianowicie o tych z naszych słabości, które mogą nas zabić fizycznie albo ekonomicznie.
Uprzedzam, że to nie będzie budujący post z kwiatuszkami i słoneczkiem, więc jeśli ktoś nie jest gotowy, to lepiej niech nie czyta dalej, bo będzie grubo.
Czy nam się to podoba, czy nie, to będziemy w najbliższych miesiącach a prawdopodobnie i latach skonfrontowani z dwoma poważnymi zagrożeniami:
Wirusem SARS-CoV-2, który może nie tylko doprowadzić do bardzo nieprzyjemnej śmierci, lecz także do uszkodzenia wielu istotnych narządów wewnętrznych, a co gorsza też do problemów z naszym układem nerwowym, z czego większość ludzi nie zdaje sobie sprawy. Poguglujcie sobie nazwę wirusa z terminem „dysexecutive syndrome”, to traficie na prace naukowe na ten ostatni temat. Bardzo trzeźwiące.
Potężnym kryzysem gospodarczym, który zapowiadał się już przed epidemią, wirus tylko przyśpieszył i spotęgował jego nadejście. Wolałbym się mylić, ale raczej musimy się liczyć ze zniknięciem bardzo wielu firm, bardzo dużym bezrobociem i ogólnym chaosem w społeczeństwie.
W takich „podwójnych kleszczach” nie ma żadnych gwarancji, że wyjdziemy z tego bez szwanku, ale jako istoty rozumne możemy poszukać słabych punktów naszej „obrony” i koniecznie jak najszybciej je załatać. To może decydująco zwiększyć nasze szanse, że być może nie tylko przetrwamy ten trudny czas, ale w miarę możliwości nawet podelektujemy się życiem.
Widzę, że różni znani „guru” (o ile nie zniknęli niespodziewanie) propagują pracę nad dobrymi nawykami i silnymi stronami, testy tych ostatnich też stają się znowu popularne, wow!
Wasz stary Alex zamiast tego psuje zabawę i mówi: „Przede wszystkim nie daj się zabić!!! Ani fizycznie ani ekonomicznie!”
A w kryzysie zabić nas może nie zbyt wolny rozwój naszych talentów, lecz niedopilnowanie, aby w naszych liniach obronnych nie było niebezpiecznych luk i słabości. A tych jest zazwyczaj sporo.
Biorą się one z powszechnej i bardzo niebezpiecznej kombinacji następujących czynników:
Niewiedzy
Arogancji
Ociężałości
Szczególnie popularna jest ta kombinacja w sprawach ekonomicznych i już teraz wiele osób ma sytuację nie do pozazdroszczenia. Ale o tym porozmawiamy sobie następnym razem.
Dziś na rozgrzewkę zajmijmy się lukami związanymi z zagrożeniem wirusem, bo mogę podać kilka przykładów mojego osobistego podejścia.
Jak tylko okazało się, że epidemia przywędrowała do nas, zacząłem intensywnie edukować się, bo im więcej wiemy o przeciwniku, tym lepiej możemy się zabezpieczyć. Dostępna wiedza na początku była dość skromna, ale z czasem korzystając z porządnych źródeł, wypracowałem sobie 2 linie obrony, które dokładnie opisałem na grupie. Szczególnie istotna jest ta druga linia https://alexba.eu/blog/survival-first-moje-2-linie-obrony-w-czasach-koronawirusa-cz-2/ bo istnieje duże ryzyko, że mimo stosowania tej pierwszej, prędzej czy później się zarazimy. Nie jest wszystko jedno, jeśli nastąpi to tak późno jak tylko możliwe bo:
Może w międzyczasie powstaną skuteczne terapie farmakologiczne
Może w międzyczasie powstanie szczepionka
Możemy mieć dużo czasu, aby proaktywnie wesprzeć nasz układ odpornościowy
Prawie 800 osób przeczytało to, co napisałem na grupie o tym, jak przeprowadzić ten pkt. 3. Szczerze, ilu z Was przeprowadziło uczciwą analizę swojego stanu faktycznego a potem konkretne i kompleksowe działania naprawcze u samego siebie obejmujące wszystkie opisane tam zakresy? Mając wiedzę podaną na talerzu, po polsku i prostym językiem?
Jeżeli nie, to jaka kombinacja niewiedzy (?) arogancji i ociężałości zadziałała?
Niektórzy z Was pomyślą może „co sobie ten Alex wyobraża?” „Jakim prawem tak pisze?”, ale przecież daliście mi już dawno licencję do pisania bez ogródek, prawda? No cóż, każdy może kompletnie zignorować to, co mówię, wypisać się z grupy i zapomnieć o całej sprawie. Ja nie mam z tym problemu. Ale jeśli uważasz, że coś w tym jest, to najwyższy czas się obudzić i zacząć działać. Bo to podejście nie ogranicza się tylko do zdrowia, o czym porozmawiamy następnym razem.
Jeśli interesuje Was, jak serio ja podchodzę do tego, co piszę, to proszę bardzo :-)
Stosuję się do wszystkiego z obydwu linii obrony, które opisałem, a analiza moich słabych stron wykazała następujące istotne elementy ryzyka:
Zaawansowany wiek (64,5 lat) – z tym nic nie mogę zrobić, trzeba cieszyć się życiem :-)
Sporą nadwagę – mimo prawie miesięcznej kwarantanny i robienia zakupów tylko co 7-10 dni cały czas tracę kilogramy i to w rozsądny oraz zdrowy sposób, bez specjalnych wyrzeczeń.
Prawdopodobną insulinoodporność, którą ma większość osób „z brzuszkiem” – poza Świętami praktyczne wyeliminowanie pieczywa, ciastek, makaronu itp. Ostatnio dopiąłem się znowu o jedną dziurkę w pasku dalej, idę więc w dobrym kierunku, bo tzw. tłuszcz trzewny to poważny nieprzyjaciel.
Zbyt siedzący tryb życia – 4-7 km maszerowania dziennie plus czasem wieczorne spacery ładnie mnie uruchomiły :-)
Ciśnienie na górnej granicy normalnego – ładnie schodzi w dół razem z wagą i większą ilością ruchu
Oczywiście zawsze się może zdarzyć, że wirus albo cokolwiek innego przetransferuje mnie na tamten świat, ale przynajmniej rozgrywam wszystkie szanse, a to jest bardzo ważne.
Napiszcie, co o tym sądzicie, chętnie też odpowiem na Wasze pytania.
Dziś porozmawiajmy o tym, jak skutecznie wspierać innych w tych trudnych czasach. Przy czym nie mam teraz na myśli takich oczywistych gestów wsparcia, jak zrobienie zakupów czy załatwienie czegoś starszym, zagrożonym ludziom. To jest proste, wystarczy trochę dobrej woli, taktu i środków ostrożności, abyśmy sami im czegoś niebezpiecznego nie przywlekli. Podobnie, jeśli ktoś chce wpłacić na jakąś zbiórkę czy fundację.
Te rozważania poświęcimy sytuacji, kiedy:
Posiadamy pewne unikalne umiejętności i/lub możliwości, mogące znacznie i konkretnie pomóc innym ludziom.
Sami tak zadbaliśmy o nasze sprawy życiowe i finansowe, że nie mamy konieczności poważniejszego borykania się z nimi.
Jesteśmy empatycznymi ludźmi, którzy chcą bezpłatnie pomóc innym sympatycznym osobom, które z różnych powodów nie znajdują się w sytuacji opisanej w pkt.2
Zanim przejdziemy do tego, jak znaleźć takie wartościowe osoby w potrzebie, dwie ważne uwagi:
Pamiętacie instrukcję, którą czytają Wam przy starcie samolotu: „w razie spadku ciśnienia najpierw załóż maskę sobie, a potem innym”? Zróbcie najpierw solidną analizę, na ile sami jesteście zabezpieczeni. Przy różnych możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji, też takich bardzo negatywnych. Nie ma sensu, abyście sami popadli w tarapaty.
Lepiej jest zawęzić się do jakiejś „grupy docelowej”, nawet jeśli będzie ona dość szeroka.
Przy powyższych założeniach, widzę dwie możliwe metody znalezienia beneficjentów, które ostatnio przepróbowałem z różnym skutkiem. Ponieważ takich osób jak ja, jest więcej (sam znam co najmniej 4 prawdziwych ekspertów chętnych do pomocy), to pozwolę sobie omówić je na własnych doświadczeniach, może komuś się przyda.
Metoda 1 – „wirusowa”
„Zarażasz” taką informacją, że chcesz coś dobrego zrobić za darmo różne osoby, które Cię znają i albo same mogą skorzystać, albo znają kogoś, komu to się przyda i mają zaufanie Twoich znajomych. Jak masz dobrą reputację i szerokie grono znajomych, to wystarcza i większość znanych mi ekspertów do tego się ogranicza. Ja w ten sposób już prawie 3 tygodnie temu wystartowałem z bardzo konkretnym workshopem dla zdeterminowanej i zmotywowanej grupy młodych adwokatów, a wkrótce ze specjalnym „COVID Top Gun” dla tych, którzy wsparli moją inicjatywę robienia dobra i którzy wyrażą faktyczną chęć udziału.
Metoda ma następujące zalety:
Minimalny nakład „administracyjny”. Z tą grupą adwokatów zrobiłem już 3 sesje po 2h, na wysokim poziome, ich autentycznych kazusach i zwracając uwagę na dopasowane do każdej z uczestniczek podciągniecie ich umiejętności w niuansach, z których istnienia większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy. Mój „koszt” administracyjny, to 3*15 min, kiedy jestem wcześniej w pokoju, aby każdy mógł sprawdzić łącze.
Nie trzeba nikogo ekstra zachęcać do otwartości, ani przekonywać do korzyści, bo albo ktoś już czekał na taką sposobność, albo korzyści zostały mu przekazane „wirusowo”, bez mojego udziału.
Bardzo wysoka motywacja uczestników, przekładająca się na efektywność workshopu.
Widoczne wyraźne postępy wpływające na moje zadowolenie :)
Wada:
Świadomość, że gdzieś tam są fajni ludzie, którym chętnie byś pomógł, gdyby byli znajomymi, ale nawet uwzględniając „sześć stopni oddalenia” nie macie realnej szansy, aby to nastąpiła taką drogą.
Właśnie ta wspomniana świadomość nie dawała mi spokoju, więc spróbowaliśmy też innej metody.
Metoda 2 – „lejek pomocy”
Założeniem tego podejścia jest dość szerokie otwarcie drzwi wsparcia dla wartościowych ludzi, których nie znam i normalnie nigdy bym nie poznał. Robisz to przez szeroką zapowiedź takiej inicjatywy i zaproszenie do kontaktu wszelkich zainteresowanych ludzi (w moim wypadku małych przedsiębiorców). Robisz w miarę nieskomplikowany system rekrutacji, aby odsiać tych całkiem nieogarniętych (tak, tak i tacy się zdarzają), po czym robisz serię dość otwartych tematycznie spotkań online, aby bliżej poznać zarówno ich, jak i ich potrzeby. Potem, w założeniu, zestawiasz pasujące do siebie niewielkie grupy i robisz z nimi warsztaty na dokładnie takim poziomie, jak „Top Gun”. W teorii to powinno zadziałać, w praktyce poczytajcie niżej.
Zalety:
Możliwość znalezienia wartościowych ludzi, którym można pomóc, a których nie spotkalibyśmy w inny sposób.
Poznanie szeregu bardzo sympatycznych osób (faktycznie tak się stało :-))
Teoretyczna możliwość zrobienia pozytywnej różnicy dla ludzi z branż, z którymi nie mam normalnie kontaktu.
Wady:
Z punktu widzenia wykorzystania mojego czasu, jego duże marnotrawstwo na czynności czysto administracyjne takie jak pisanie mailingów, zaproszeń, postów o akcji itp.
Dość słaby odzew, na 9 zaplanowanych dwugodzinnych spotkań online, w którymś momencie zaczęły zgłaszać się ciągle te same osoby, które zobaczyły, że nawet te „ogólne” przynoszą konkretne wartości, a nawet zaczęły między sobą ćwiczyć to, co się dowiedziały. To jest miłe, ale nie taki był cel „Stolika kawiarnianego” i z braku wystarczającej liczby nowych zgłoszeń odwołałem dwa z nich. W końcu mam co robić, a zarezerwowany czas 18-20 jest dla mnie bardzo atrakcyjnym „slotem”, bo wtedy jestem najbardziej kreatywny.
Nie udało się wyłonić ani jednej grupy łączącej jednocześnie podobne wyzwania i odpowiednie zaangażowanie, co jest warunkiem zrobienia workshopu na najwyższym możliwym poziomie. Ponieważ na tym ostatnim bardzo mi zależy, jego rezultat jest moją porażką.
Jako ciekawostka, mając na liście 198 przedsiębiorców (którzy się tam sami, z własnej woli zapisali), napisałem do nich maila z prośbą o możliwe powody takiej sytuacji i sugestie co można zrobić inaczej. Z tej grupy tylko ok. 50 osób odpowiedziało, zresztą z bardzo wartościowymi uwagami i pomysłami. Jestem im za to bardzo zobowiązany i z pewnością nie zapomnę tego nikomu, kto znalazł na to chęci i czas. Doceniam bardzo! Z drugiej strony, wiele z tych propozycji byłoby świetnych, gdyby to był projekt komercyjny, na którym miałbym zarabiać. W sytuacji, kiedy chcę coś wartościowego dać w prezencie, płacenie np. za reklamy w internecie, czy robienie „profesjonalnej akcji marketingowej” z mojego punktu widzenia byłyby przegięciem. „Skomplikowany” sposób zapisywania się na spotkania (trzeba wysłać maila z określonym tekstem w temacie), też jest potrzebny, jako minimum odfiltrowujące niepasujące osoby. Jeżeli ktoś z kolei uważa, że ponieważ jest to za darmo, to niewiele warte, albo bo ja nie jestem „osobistością” w internecie czy mediach, to przecież też nie mój problem. Umiejętność wyłapywania prawdziwych sposobności jest przedsiębiorcy koniecznie potrzebna.
Konkluzja dla chcących pomagać w podobny sposób
Trzeba odwrócić proporcje zaangażowania i więcej czasu poświęcać tej „wirusowej” metodzie. Raz na tydzień, albo i rzadziej, robić sesje otwarte, aby nieznani nam, wartościowi ludzie mieli okazję pojawić się na naszym „radarze pomocy” i tych zdecydowanie wspierać. Nie płakać, jeśli większość to zignoruje lub pójdzie w innym kierunku. Ludzie mają teraz mnóstwo problemów na głowie i trzeba do tego mieć zrozumienie. Ja mam, nawet jak jestem przekonany, że w gospodarce będziemy mieli taką burzę, że naprawdę warto do niej się przygotować.
Mam nadzieję, że wielu z Was, a szczególnie bardziej zagrożeni członkowie Waszych Rodzin, wzięło sobie do serca zalecenia, które opisywałem w poprzednich dwóch postach. Nawet, jeśli ktoś dotąd kompletnie zaniedbywał któryś ze wspomnianych tam elementów, to lepiej zacząć działać właśnie teraz, bo wirus zostanie z nami dłużej i każdy tydzień możemy wykorzystać do powiększenia naszych szans w wypadku złapania go.
Jak wspominałem wielokrotnie, nic nie daje nam absolutnej pewności, ale im więcej ze wskazanych elementów naszej obrony uruchomimy, tym większe będą nasze szanse przeżycia. A to jest, szczególnie w obliczu niezadbania przez rząd o właściwe przygotowanie Służby Zdrowia, bardzo ważne.
Na prośbę niektórych z Was nagrałem nawet wideo na YT, aby ci nieco starsi ludzie mogli zobaczyć, że nie poleca to jakiś młodzieniec, tylko człowiek w wieku zbliżonym do nich. Człowiek, który też jest w grupie podwyższonego ryzyka, a ma bardzo dobre życie, z którym nie chce się rozstawać, zwłaszcza w wyniku błędów czy niedopatrzeń, których można uniknąć. Jeśli jeszcze w jakiś sposób mogę pomóc komukolwiek w przekonaniu osoby bliskiej, to napiszcie w komentarzach, co mogę zrobić.
Sam stosuję wszystkie elementy tego, co napisałem w poprzednich postach tej serii, plus planuję jeszcze rozpocząć ćwiczenia siłowe w mieszkaniu. Nieźle mi idzie utrata wagi, choć odżywiając się w ostatnich tygodniach naprawdę smakowicie, znacznie wyhamowałem ten proces. Muszę go trochę stuningować, bo z jednej strony im szybciej zjadę z wagą tym lepiej, z drugiej dłuższe głodowanie podnosi poziom stresu i osłabia odporność. A z trzeciej, lubię delektować się życiem :-)
Powiedzmy sobie jeszcze o używaniu masek. Wiele osób, w tym jeden, podobno bardzo popularny w internecie lekarz, pogardliwie wypowiada się o ich używaniu „bo nic nie dają”. Tacy ludzie albo są totalnymi egoistami, albo po prostu są niedouczeni. Poczytajcie sobie tę pracę naukową https://jamanetwork.com/journals/jama/fullarticle/2763852a szczególnie zobaczcie zamieszczone w niej wideo pokazujące w bardzo zwolnionym tempie efekt kichnięcia zdrowej osoby. W wypadku osoby z podrażnionymi infekcją drogami oddechowymi, będzie to prawdopodobnie znacznie silniejsze. Taką „chmurkę”, tylko mniejszą generujemy też kiedy mówimy, a nawet kiedy „tylko” wydychamy.
Dodajmy do tego, że spory odsetek osób zarażonych (i zarażających) może o tym nie wiedzieć, albo myśleć, że ma zwykły katar, stając się niechcący „aniołami śmierci” dla osób o osłabionym systemie odpornościowym.
Jakakolwiek maska, którą mamy na twarzy znacznie zmniejszy nie tylko ilość emitowanych przez nas potencjalnie zakaźnych drobinek śliny, śluzu itp. ale też bardzo ograniczy „zasięg” takiej chmury, jak na wideo w tych badaniach.
Używajmy ich właśnie do takiej ochrony współbliźnich i to od razu, bez administracyjnego przymusu, zwłaszcza kiedy nie możemy uniknąć mijania innych w dużej odległości, albo w pomieszczeniach.
Przy okazji, nawet bardzo niedoskonała maska też ograniczy wchłoniętą przez nas ilość kropelek z wirusem, które wyemitował ktoś zarażony. To może zrobić różnicę pomiędzy liczbą wirusów, z którą poradzi sobie nasza pierwsza linia obrony immunologicznej, a taką, która zacznie destruktywnie działać w naszym organizmie.
Masz już maskę?
Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, to proszę poszeruj go, aby dotarł do możliwe dużej grupy osób.
Drugą linią mojej obrony jest mój system odpornościowy. Wybaczcie mi wszelkie uproszczenia, którymi będę się zaraz posługiwał, ale to nie publikacja naukowa, a chodzi o łatwe zrozumienie dość skomplikowanych mechanizmów jego działania i tego, jak możemy na niego pozytywnie wpłynąć.
Nasz układ odpornościowy, to fantastyczna i bardzo zróżnicowana armia, która broni nas ciągle przed wszelkiego rodzaju intruzami próbującymi wtargnąć do naszego organizmu. Jeżeli macie teraz czas, to postudiujcie sobie w wiarygodnych źródłach jak on działa, naprawdę warto!
Mamy w nim „siły szybkiego reagowania”, które niezwłocznie rzucają się na każdego intruza i bardzo wielu z nich eliminują od razu, a jeśli nie dadzą mu od razu rady, to włącza się tzw. układ adaptacyjny, który zazwyczaj w ciągu kilku dni wypracowuje wyspecjalizowaną na tego napastnika broń, aby w końcu nie tylko wyeliminować go z organizmu, ale też zachować w „archiwum” gotowe jej plany, aby następnym razem zlikwidować go na samym początku inwazji. Czasem, z różnych powodów, ta „druga linia” wymyka się spod kontroli i jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany demoluje nie tylko napastników, ale i spore części naszego organizmu. Stąd się bierze na przykład taka duża różnica w reagowaniu na styczność z wirusem SARS-Cov2 u różnych ludzi, niektórzy mając mocny i skuteczny system obrony „wykańczają” wirusa na szybko i bezobjawowo, inni niestety nie, a u nielicznych z powodu słabości systemu i mechanizmów go kontrolujących dochodzi właśnie do takiej zabójczej demolki w płucach, czy mięśniu sercowym.
Stąd moja druga linia obrony to wzmacnianie tego systemu i jego mechanizmów kontrolnych, oraz redukowanie czynników, które na niego wpływają osłabiająco.
Zanim opisze jak to robię, znowu podkreślam, że nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem, nie jestem epidemiologiem, a to, co napiszę jest tylko opisaniem moich doświadczeń i metod i ma być rozumiane tylko jako taki opis. Faktem jest, że od kilku lat hobbystycznie edukuję się w fizjologii, biochemii i medycynie funkcjonalnej korzystając wyłącznie ze źródeł angielsko i niemieckojęzycznych. Wszystkie działania które opisuję nie są więc rezultatem wyczytania czegoś w gazecie, lecz dość dogłębnych studiów i porównywania różnych źródeł, a następnie użycia własnego umysłu do wyrobienia sobie poglądu, jak w naszym organizmie działają te niezwykle skomplikowane i współzależne mechanizmy.
Czynniki, nad którymi przynajmniej w pewnym stopniu mam kontrolę i staram się z nimi robić coś, co dobrze wpływa na moją odporność opiszę poniżej. Podkreślam, żaden z nich nie gwarantuje, nawet jeśli zoptymalizujemy je wszystkie, że się nie zarazimy wirusem, ale razem powiększają szansę, że taka potyczka zakończy się naszym zwycięstwem. A to już dużo warte! Zacznijmy od tych najłatwiejszych do wprowadzenia:
Sen – jest bardzo ważny nie tylko dla naszego nastroju i formy mentalnej, ale też dla właściwego działania naszego układu odpornościowego. Ten czynnik bardzo łatwo poprawić, a działanie jest zdecydowanie pozytywne. To co robię to:
Najpóźniej 2h przed spaniem staram się zmienić oświetlenie mieszkania na ciemniejsze i w miarę możliwości bardziej czerwone.
W tym samym czasie, na wszystkich moich urządzeniach z ekranem włącza się tryb nocny, który ma właśnie barwy bardzo ciepłe.
Łóżko generalnie jest przeznaczone wyłącznie do spania, seksu i wszelkich miłych aktywności fizycznych we dwoje.
Pomieszczenie w którym śpimy powinno być zaciemnione, jeśli jest to niemożliwe, to używamy takich opasek do spania na oczy.
Pomieszczenie w którym śpimy nie powinno być zbyt ciepłe, a powietrze dobrze nawilżone.
Dla większości ludzi optymalną długością snu jest 7-8h, ograniczanie jej z jakichkolwiek powodów, na które mamy wpływ jest delikatnie mówiąc nierozsądne.
Jeśli zdarza się Wam iść w nocy do toalety, to wstawcie tam taką małą nocną lamkę w kolorze żółtym, aby nie trzeba było włączać głównego światła, które prawie na pewno przerwie Wam np. produkcję melatoniny.
Ruch – bardzo ważny czynnik, łatwy do zmiany i często niedoceniany, też czasem przeze mnie:
O ile to możliwe staramy się prawie codziennie maszerować z dala od ludzi 2-6 km.
O ile świeci słońce, to staramy się tak dobierać miejsce tego maszerowania, aby maksymalizować wystawianie twarzy na bezpośrednie promienie słoneczne. Wbrew temu, co twierdzi wiele osób, nie chodzi przy tym o wytwarzanie witaminy D, które o tej porze roku, przy odkrytej tylko twarzy jest praktycznie zerowe. Bardziej chodzi o dobroczynny wpływ takiego światła na układ nerwowy, nasz nastrój i ogólne samopoczucie. A te ostatnie też są istotne dla skutecznego działania układu odpornościowego.
To, co zamierzam wprowadzić, to w dni pochmurne robienie mojej wersji HIIT oraz trochę ćwiczeń w domu z użyciem ciężaru własnego ciała.
Stres – zwłaszcza ten długotrwały, bardzo zmniejsza naszą odporność. Typowy przykład to ktoś, kto tygodniami pracuje w napięciu nad ważnym projektem, potem jedzie na wakacje i tam łatwo łapie jakąś infekcję. Z minimalizacją stresu, w aktualnej sytuacji wiele osób może mieć problem, ale róbmy co możemy:
Jeżeli tego jeszcze nie zrobiłaś/zrobiłeś przestań natychmiast oglądać jakąkolwiek telewizję, ci ludzie utrzymują Twoją uwagę najbardziej alarmistycznymi meldunkami, aby sprzedać Cię reklamodawcom. To buduje fałszywy obraz rzeczywistości i niepotrzebnie stresuje widza, o stracie cennego czasu już nie mówiąc. Rzetelna informacja to jest ostatnia rzecz, której możesz się tam spodziewać.
Podobne zalecenie dotyczy większości innych mediów komercyjnych. Jeśli wprowadzą stan wyjątkowy, to gwarantowanie się o tym dowiesz i bez nich.
Jeśli tylko możliwe, to wywalaj z Twojego życia ludzi kłótliwych, upierdliwych itp. Nawet kiedy nie można spotykać się na żywo, można poznawać i współdziałać z nowymi znajomymi, jak to robią na przykład uczestnicy „Rozmowy w Klinice”. Takich możliwości jest wiele, rozejrzyj się.
Jeśli masz do tego partnera/partnerkę to uprawiaj dużo seksu, przytulania się, całowania. To oprócz wydzielania sporej dawki oksytocyny działa generalnie odstresowująco, więc jest korzystne dla naszej odporności :-)
Jak to nie pomoże, to sięgaj po medytację, jogę itp. Ja tego nie stosuję, więc się tu nie wypowiadam.
Suplementy – Nasz organizm potrzebuje oprócz odpowiedniego pożywienia różnych substancji, których nie potrafimy wytworzyć sami. Większość Polaków biega po świecie z różnymi deficytami, co bardzo niekorzystnie przekłada się na sprawność i zdolność samoregulacji (pamiętacie tego słonia w składzie porcelany) naszego systemu odpornościowego. Dlatego regularnie konsumuję dziennie następujące suplementy:
Witamina C naturalna (acerola+dzika róża) 400 mg. Używam naturalnej, bo oprócz kwasu askorbinowego zawiera też 3 inne istotne mikroskładniki tego kompleksu, których nie posiadają tabletki zrobione tylko z wytworzonego chemicznie kwasu askorbinowego. UPDATE: Od pewnego czasu stosuję 160mg+500mg oddzielnie w różnych porach dnia
Witamina D3+K2/MK7. Konsumuje 9000 I.U D3 oraz 200mcg K2. Normalnie podtrzymuje poziom D3 biorąc 5000 I.U, ale chwilowo chcę go sobie podwyższyć. UPDATE: Po kilku miesiącach stosowania 5000 I.U. na wszelki wypadek biorę 7000 I.U. postaram się zrobić wkrótce badanie D3 (25OH), bede tu raportował
Witamina A+E. Z witaminą A trzeba uważać, bo przedawkowanie może prowadzić do poważnych komplikacji! Biorę A 2500 IU oraz 200 mg E, będąc raczej po bezpiecznej stronie, bo to ok. połowa dawki, która mogę brać przy mojej masie ciała. Biorę od niedawna, jestem w fazie testowania mojego organizmu.
Magnez 200 mg w postaci cytrynianu magnezu, powinienem 300mg, ale mój żołądek tego nie lubi. UPDATE: Przestawiłem się z tabletek z cytrynianem na taki cytrynian magnezu spożywczy (nie taki do analizy!!!) 2g rozpuszczone w wodzie dają ok 300 mg magnezu w dobrze przyswajalnej formie. Nie kupujcie reklamowanych tabletek z deklarowaną dużą ilościa magnezu zawierających tlenek magnezu – bardzo kiepsko przyswajalna forma! 0,5 kg cytryniany spożywczego kosztuje ok 30 zł! :-), do tego mala łyżeczka pomiarowa i mamy.
Cynk 25 mg. Zalecenie ostatnio 50-75 mg, sprawdzę w innej literaturze, bo nadmiar cynku blokuje przyswajanie miedzi.
UPDATE: Od pewnego czasu razem z cynkiem biorę też 500mg Quercetin (Kwercetyna), która działa jak jonofor ułatwiający wnikanie cynku do wnętrza komórek, gdzie ma on działanie blokujące replikację wirusów. Protokół opublikowany ostatnio (28.09.20) przez Eastern Virginia Medical School, Norfolk, VA mówi o 250 mg dziennie, zbadam w innych źródłach.
Selen 200 µg.
Omega 3 (0,5 g DHA i 0,4 g EPA) plus ok 800 IU witaminy A, 800 IU witaminy D i 3 mg witaminy E. Te dodatkowe witaminy są w znakomitym „Tranie Norweskim”, który stosuję. Razem z branymi osobno suplementami tych witamin ciągle jestem w bezpiecznym zakresie, na co trzeba uważać. Jeżeli ktoś rozważa branie Omega 3 w postaci ALA (np. olej lniany), to warto wiedzieć, że sprawność organizmu w przekształcaniu ALA na konieczne potrzebne DHA i EPA jest bardzo kiepska.
4 kubki zielonej herbaty, w miarę możliwości bio ze względu na możliwe zanieczyszczenie pestycydami
½-1 łyżeczki kurkumy z odrobiną pieprzu. Też lepiej bio, jeśli macie dostęp
Biorąc różne suplementy, należy uważać, aby nie brać jednocześnie tych, które nawzajem mogą zaburzać wzajemne wchłanianie. Dlatego przyjmuję:
Rano przed jedzeniem Cynk i Quercetin
Do jedzenia witamina C, D3/K2, A/E, Magnez, Omega 3. Witaminy D3 i A najlepiej zażywać do posiłku z tłuszczami, to zwiększa wchłanianie
Długo po posiłku selen
Podkreślam, że powyżej opisałem tylko to, co sam stosuję, nie należy tego traktować jako poradę medyczną, choć we własnym interesie jest to oparte o dość intensywne studia aktualnej literatury medycznej.
Zażywanie tych suplementów nie uchroni nas od infekcji wirusem, niemniej wzmacnia nasz system odpornościowy zwiększając znacznie szanse, że sobie on z tym poradzi. Zwłaszcza jak ktoś, jak większość, ma niedobory. Wszystkie te preparaty są stosunkowo tanie i łatwo dostępne, nie potrzeba jakiś egzotycznych mikstur o nieznanym składzie i za spore pieniądze..
Metabolizm – jednym z czynników bardzo zwiększających ryzyko śmierci od zakażenia tym wirusem jest cukrzyca i inne czynniki towarzyszące często temu schorzeniu, jak nadwaga, nadciśnienie, czy schorzenia serca. Do tego wiele osób konsumuje produkty „hodujące” stany zapalne w organizmie jak np. te z nadmiarem omega 6 (większość tzw. olejów roślinnych) czy zawierające lektyny, szczególnie gluten. Do tego konsumpcja cukru, który dodawany jest praktycznie do wszelkich produktów przetworzonych, albo konsumowany w postaci „zdrowych” soków u wielu ludzi bardzo źle wpływa na stabilność poziomu cukru, co z kolei negatywnie wpływa na układ odpornościowy. Niektóre „zdrowe” warzywa, jak np. szpinak, botwinka, jarmuż itp. zawierają duże ilości szczawianów, które oprócz „hodowania” kamieni nerkowych i zmniejszania przyswajania wapnia tez powodują sporo komplikacji w organizmie. To wszystko zajmuje nasze siły obronne, zamiast mieć je w gotowości na agresję patogenów z zewnątrz.
Sam nie jestem bez grzechu, nie mam co prawda cukrzycy, ale za to ciągle jeszcze nadwagę i jak większość osób „z brzuszkiem” sporo tłuszczu trzewnego. A ta tkanka też podtrzymuje procesy zapalne, w tym wydzielanie cytokin. A wiemy, że tzw. burza cytokinowa jest powodem śmierci wielu ofiar COVID-19, zwłaszcza tych w młodszym wieku. Ja tam wolę nie mieć takiego dywersanta we własnym ciele i w ciągu ostatnich trzech miesięcy na spokojnie i bez męczenia się zrzuciłem już prawie 9 kg z dalszą tendencją spadkową. Prawdopodobnie, jak większość ludzi z nadwagą mam pewną insulinoodporność, którą przy okazji też zmniejszam. Co robię (w przybliżeniu):
Stosuję Intermittent Fasting – w wersji jedzenia w określonym „oknie czasowym” w ciągu doby. Uzależnionym od cukru zalecam na początek wariant 8 godzin jedzenia (np. 10-18) reszta to ew. tylko niesłodzone napoje jak woda, czarna kawa, herbata. Potem można to okno zawężać. Ja w międzyczasie mam dość elastyczny metabolizm i mogę bez problemu jeść w oknie 2h nie odczuwając głodu przez resztę doby, ale nie zalecam tego na początek. UWAGA! W obecnym okresie pandemii nie jest dobre poszczenie w dłuższych okresach, bo podnosi to poziom stresu w organizmie i przejściowo osłabia układ odpornościowy.
Jem bardzo mało węglowodanów – chyba, że mamy akurat z Karoliną dzień znakomitych bagietek z Flomaro, czy ciastek od Oskara. Okazyjnie można tez skusić się na pizzę, czy podobne grzeszki. Ale poza tymi dość rzadkimi wyjątkami nie jem pieczywa, ryżu, ziemniaków, makaronu, większości owoców za wyjątkiem borówek. Nie jem fast foodu i produktów gotowych, oraz wszelkich tych, o których wspomniałem na początku tego bloku.
Tak wygląda w skrócie dbałość mój układ immunologiczny. Mimo różnych błędów i zabranie się za jego tuningowanie dopiero stosunkowo niedawno, co najmniej od 6 lat nie miałem żadnej grypy czy przeziębienia z gorączką, raz miałem jelitówkę przez 24h i w listopadzie jakiś wirus pozbawił mnie na 48h normalnego głosu, ale bez gorączki. Piszę o tym, bo jeśli dotąd nie zadbaliście o tę linię obrony, to najwyższy czas zacząć. Koronawirus zostanie z nami na długo, pojawią się nowe i dobrze mieć naszą „armię” w dobrej kondycji i gotową do działań.
Na zakończenie podkreślam, że jest to tylko opis tego, co robię (i czego nie robię), a opisy zachodzących procesów są bardzo uproszczone. Jeśli ktoś jest zainteresowany i zna angielski, a może do tego i niemiecki, to znajdzie źródła, w których jest to dokładnie opisane, wszelkie badania naukowe dostępne są w bazie Pubmed.
Pozostańcie zdrowi!
PS: Jeżeli uważacie to za przydatne, to proszę udostępnijcie jak najszerzej. To może uratować czyjeś życie!
Najnowsze komentarze