Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Feedback – jeszcze o udzielaniu informacji zwrotnej

Kiedyś już pisałem o udzielaniu informacji zwrotnej, dzisiaj poruszymy jeszcze jeden ważny aspekt takiego działania.

Pamiętacie jeszcze z tamtego tekstu Zasadę Alexa: „jeśli nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia, to nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” :-)

Ta zasada bardzo pomaga nam w utrzymaniu harmonijnych relacji z innymi ludźmi, jest jednak pewnym uproszczeniem zagadnienia i jako takie nie zawsze wystarczającą wskazówką.

Nie ma problemu jeśli mamy to „zlecenie” (jesteśmy albo poproszeni o feedback, albo nasze stanowisko pracy „z definicji” wymaga od nas udzielania informacji zwrotnej). W pozostałych sytuacjach termin „konsultacje” może nie być wystarczająco jasny i dlatego dziś omówimy całe zjawisko znacznie szerzej.

Generalnie udzielając informacji zwrotnej możemy wyróżnić następujące przypadki:
Feedback - tabela

W wielu przypadkach możemy jeszcze wyróżnić feedback ogólny lub szczegółowy, oraz feedback w trakcie wykonywania jakiejś czynności, względnie po jej zakończeniu. Do tych przypadków nawiążę poniżej.

Zanim przejdziemy do ich omawiania, małe wyjaśnienie co rozumiem przez pozytywny, a co przez negatywny feedback.

Pozytywny feedback oznacza potwierdzenie, że robisz coś dobrze, bądź wskazówkę jak możesz coś zrobić lepiej

Negatywny feedback oznacza wytknięcie drugiej osobie, że robi coś źle, bądź wskazówkę czego ma zaprzestać

Feedback z własnej inicjatywy oznacza, że niepytani udzielamy go drugiej stronie

Feedback na zapytanie oznacza, że udzielamy go tylko na życzeniu partnera

Wcale oznacza, że nie udzielamy go w żadnym z powyższych przypadków

Zobaczmy jak te kombinacje działają w życiu zawodowym (patrz tabelka powyżej):

Feedback pozytywny z własnej inicjatywy lub na zapytanie:

  • ogólny: „podoba mi się jak rozmawiasz z tymi trudnymi klientami”
  • szczegółowy: „doskonale, że przekonałeś klienta do alternatywnego produktu w sytuacji, kiedy mie may tego, co chciał”

Feedback negatywny z własnej inicjatywy lub na zapytanie:

  • ogólny: ” źle traktujesz klientów”
  • szczegółowy: „zwracasz uwagę pracownikom tylko wtedy, kiedy coś sp….. a nigdy wtedy, kiedy zrobię coś wyjątkowo dobrze”

Brak feedbacku:

  • dosłownie nie zabierasz głosu
  • mówisz rozmówcy „to Ty powinieneś sam wiedzieć”

Powyższe przykłady są z natury rzeczy bardzo ogólne i niewystarczająco wyraźnie pokazuję zalety i wady każdego z podejść. W życiu zawodowym wykonujemy bardzo różne czynności, mamy różne sytuacje i ze względu na brak wspólnych doświadczeń trudno jest znaleźć takie, które będą przemawiały do wszystkich. Dlatego zastanowiłem się nad przykładem, który dotyczyłby prawie wszystkich Czytelników i ….. znalazłem :-) :-)

Jest nim seks i to dla utrudnienia z partnerem/partnerką których upodobań nie zdążyliście jeszcze bardzo dobrze dobrze poznać. Wyobraźmy sobie, że wylądowaliśmy z taką osobą w łóżku z zamiarem sprawienia sobie nawzajem naprawdę dużej przyjemności (bo przecież nie jesteśmy egoistami :-)) i otrzymujemy od drugiej strony następujące rodzaje feedbacku:

Feedback pozytywny, z własnej inicjatywy partnera i na bieżąco:

  • ogólny: „o tak!!! taaaak”
  • szczegółowy: „pięknie używasz twojego języka!”, albo „doskonale, rób to tylko odrobinę wolniej”

Feedback pozytywny, z własnej inicjatywy partnera po fakcie:

  • ogólny: „było super”
  • szczegółowy „miałem/miałam totalny odjazd kiedy robiłaś/robiłeś XY”

Feedback pozytywny, na Twoje zapytanie i na bieżąco:

  • ogólny: „nie pytaj tylko rób tak dalej” :-)
  • szczegółowy: „bardzo dobrze robisz XY”

Feedback pozytywny, na Twoje zapytanie i po fakcie:

  • tak samo jak feedback pozytywny, z własnej inicjatywy po fakcie

Feedback negatywny, z własnej inicjatywy partnera i na bieżąco:

  • ogólny: „nie tak!!!”, „co ty robisz!!!”
  • szczegółowy: „robisz to za delikatnie”

Feedback negatywny, z własnej inicjatywy partnera po fakcie:

  • ogólny: „nie masz pojęcia jak zaspokoić kobietę/mężczyznę”
  • szczegółowy: „zbyt mocno/delikatnie pieściłeś mnie ….”

Feedback negatywny na Twoje zapytanie w trakcie i po fakcie:

  • podobnie do analogicznych sytuacji z własnej inicjatywy partnera

Brak feedbacku w trakcie:

  • Ze względu na brak wyraźnych wskazówek werbalnych, bądź niewerbalnych musisz cały czas domyślać się na podstawie różnych drobnych obserwacji, czy jesteś na dobrej drodze, czy też nie.

Brak feedbacku po fakcie:

  • Słyszysz wypowiedź typu: „prawdziwy mężczyzna/kobieta powinni sami z siebie wiedzieć jak zaspokoić partnera!”

OK, teraz wyobraź sobie, że trakcie miłych (z założenia) chwil spędzonych razem otrzymujesz od partnera/partnerki każdy z tych rodzajów feedbacku. Który z nich najbardziej przyczyni się do maksymalizacji dobrego nastroju i pozytywnych przeżyć po obydwu stronach? Pomyśl potem, że inni ludzie prawdopodobnie w zbliżony sposób będą reagować na sposób przekazywania przez Ciebie informacji zwrotnej. Mamy z tego jakieś wnioski na całe życie?
Seks jest dziedziną, gdzie takie różnice widać najwyraźniej i dlatego z niej wziąłem przykłady, niemniej podobnie funkcjonuje to we wszystkich rodzajach interakcji między ludźmi. Dlaczego mamy sobie je niepotrzebnie psuć tylko dlatego, że kiedyś nauczono nas nieefektywnych metod dawania informacji zwrotnej??

PS: Gdyby ktoś chciał całkiem wyraźnie wiedzieć, jaki feedback staram się generalnie udzielać (choć są oczywiście wyjątki) to jest to pozytywny feedback z własnej inicjatywy zarówno w trakcie, jak i po fakcie (naturalnie w różnych dziedzinach życia :-))

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Parę spraw bieżących….

Dużo się ostatnio dzieje zarówno na blogu, jak też i w moim życiu w „realu”

W styczniu blog pobił kolejny rekord czytelnictwa zaliczając ponad 60.000 odwiedzin, co biorąc pod uwagę jego niszowość i niezależność od dużych portali jest chyba bardzo przyzwoitym rezultatem.

To cieszy mnie nie tyle jako powód do dumy, lecz przede wszystkim jako sygnał, że to, co piszę w jakiś sposób pobudza do myślenia coraz większą grupę ludzi. A o to mi przecież w tym przedsięwzięciu chodzi.

Takie rozszerzanie się grupy Czytelników nie byłoby możliwe bez Waszego współudziału zarówno w postaci komentarzy, jak i rekomendowania tego blogu innym, potencjalnie zainteresowanym koleżankom i kolegom. Za to Wam wszystkim serdecznie dziękuję. Dziękuję też tym z Was, którzy od czasu do czasu zadają sobie trudu aby wstawić jakiś post na Wykop lub podobny serwis społecznościowy (średnio raz na 2 miesiące :-)). Nawet jeśli post nie wyląduje na stronie głównej, to każda taka akcja powoduje, iż znajduje nas (i najwyraźniej pozostaje) nowa grupa Czytelników.

Cieszy mnie też pomyślne wystartowanie inicjatywy postów gościnnych. Mirek przetarł szlak swoim tekstem o dzieciach i karierze (nawiasem mówiąc w polskich Google po wrzuceniu tam słów „dziecko kariera” jego wpis pojawia się na drugim i trzecim miejscu na 2.740.000 wyników !!!). Mogę Wam zdradzić, że rozmawiałem już z czterema innymi osobami, które wkrótce podzielą się z Wami swoją interesującą wiedzą bądź doświadczeniami.

Poza tym blogiem „zaliczam” też dość gorący okres. Kilku moich klientów pilnie potrzebuje mnie teraz i będąc z nimi w przyjacielskich stosunkach oczywiście nie odmawiam im. Oznacza to sporo zajęć i to często na granicach tego, co zazwyczaj robię, czasem zdumiewam się jak szerokim wachlarzem zagadnień muszą się ostatnio zajmować i to do tego w różnych językach. Takie banalne zadania jak przygotowanie jakiejś ekipy sprzedażowej do zdobycia wielomilionowego kontraktu posługując się polskim muszą poczekać :-)

To wszystko powoduje, że nie tylko trochę mniej regularnie ostatnio piszę na blogu, ale co gorsza doprowadza do zaległości w Waszej prywatnej korespondencji ze mną. Za te zaległości chcę Was tutaj przeprosić, jeśli nie pisaliście do mnie w sprawach pilnych, to może się zdarzyć, że trzeba trochę poczekać na odpowiedź. Nie jest to przejaw lekceważenia z mojej strony, chcę każdemu z Was porządnie odpisać i to wymaga czasu i wolnych „mocy przerobowych” w mojej głowie, które są w tej chwili towarem deficytowym :-)

Naturalnie nic z tego nie ginie i już wkrótce mam nadzieję że będę mógł się tym zająć. To samo dotyczy tych z Was, którzy zaproponowali mi wsparcie w przygotowaniu ebooków. Do tego projektu wrócimy jak tylko zakończy się ten bardzo gorący początek roku.

Plusem tej gorącej sytuacji jest zdobywanie wielu nowych doświadczeń i obserwacji. Ze względu na wymogi poufności nie mogą o nich wprost pisać na blogu, ale z pewnością znajdą one swoje odbicie w niektórych tekstach publikowanych w przyszłości. Wolicie chyba, aby tutaj pisał praktyk stojący mocno w życiu i aktualnej sytuacji biznesowej, więc z pewnością pewna nieregularność związana z tym okresem znajdzie Wasze zrozumienie :-)

Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o Waszą korespondencję do mnie to mam dwie uwagi:

  • Jeśli to tylko możliwe, to pytajcie w dyskusjach, wtedy z odpowiedzi może korzystać więcej osób
  • Jeśli pytacie mnie o radę, to dodajcie trochę istotnych informacji. Oczekujecie przecież kompetentnej odpowiedzi a tej nie da się udzielić w sytuacji, kiedy prawie nic o Was nie wiem.

Na zakończenie jeszcze raz dziękuję Wam za współtworzenie tego blogu jak i wirtualnej społeczności z nim związanej

Komentarze (12) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie musisz być doskonały aby być kochanym…

… powiedziała mi bardzo dawno temu pewna kobieta.
Ostatnio obserwując poczynania (bądź ich zaniechanie) ze strony kilku znajomych muszę stwierdzić, że ta zasada odnosi się nie tylko do spraw damsko-męskich, lecz także w odniesieniu do wielu przedsięwzięć związanych zarówno z naszym szeroko rozumianym życiem społecznym, jak i kwestią zarabiania pieniędzy.
W czym rzecz?
Jeśli uważnie przyjrzymy się ludziom wokół nas, to możemy rozróżnić trzy dość wyraźnie odróżniające się grupy:

  • liczna grupa ludzi, którzy z praktycznego punktu widzenie umieją naprawdę niewiele, lecz starają się różnymi trikami autoprezentacji sprawić wrażenie „większych” i bardziej kompetentnych niż są w rzeczywistości
  • stosunkowo nieliczna grupa ludzi, którzy naprawdę coś potrafią i nie obawiają się sprzedawać to otoczeniu
  • dość liczna grupa osób, które posiadają na tyle rozbudowane kompetencje, aby zdawać sobie sprawę ze swoich braków i niedoskonałości. Ta świadomość niedoskonałości powoduje, że wyceniają się dużo poniżej możliwej do osiągnięcia wartości na szeroko rozumianym „rynku”, lub wręcz w ogóle rezygnują z podejmowania pewnych wyzwań.

Ta ostatnia postawa bierze się zapewne z szeroko rozpowszechnionego w polskich szkołach kultu szukania dziury w całym i wmawiania nawet najzdolniejszym uczniom, że są słabi i tylko nauczyciel jest „bogiem”. Wystarczy też przysłuchać się typowej polskiej naradzie, aby w przeważającej ilości przypadków zauważyć, że jeśli ktoś proponuje jakiś pomysł, to większość dyskutantów nie zastanawia się jak go zaimplementować, bądź ulepszyć, lecz koncentruje się na podkreśleniu jego wad i słabości. Mało konstruktywne, nieprawdaż?
W rezultacie wielu z nas żyje życiem znacznie gorszym od tego, które moglibyśmy prowadzić, bo błędnie uważamy że do pewnych spraw jeszcze „nie jesteśmy wystarczająco dobrzy” . Myśląc tak w nieskończoność tkwimy w dołkach startowych, lub co gorsza zajmujemy się pracami znacznie gorszymi od tych, które moglibyśmy wykonywać, co często prowadzi do „uwstecznienie się”. Ja sam znam parę takich przypadków osób w wieku 30-54 lat, które posiadają rzadkie i cenne umiejętności a z powodu takiej niewiary w siebie od co najmniej 2 lat brak im odwagi, aby zacząć skutecznie sprzedawać je na rynku. Przy tym mówię o robieniu przez nich rzeczy, które lubią i potrafią, oraz, w przeliczeniu na godzinę pracy, o 5-10 krotnie większych zarobkach na początek!!!! Na mnie robi to przygnębiające wrażenia pisklęcia orła wychowanego przez kury i z tego powodu nie mającego odwagi do użycia posiadanych przez nie skrzydeł.
Tak więc drogi Czytelniku:

  • Jeśli przypadkiem możesz zaliczyć się do tej powyższej grupy (wiem że to wymaga odwagi, aby się do tego przyznać) to czytaj uważnie dalej.
  • Jeśli nie do końca jesteś zadowolony z jakości Twojego życia, ale uważasz że za to odpowiedzialne są czynniki obiektywne, to też na wszelki wypadek poczytaj poniższe wypowiedzi :-)

Zacznijmy od bardzo ważnej uwagi. Rzeczywiście są dziedziny życia w których perfekcyjne, bądź zbliżone do perfekcji wykonanie jakiegoś zadania jest niezmiernie istotne i pod żadnym pozorem nie można w nich iść na kompromisy. Weźmy dla przykładu pracę pilota lądującego samolotem, czy też neurochirurga przy skomplikowanej operacji. Takich i podobnych zadań moje poniższe rozważania nie dotyczą!!

W odniesieniu do pozostałych przypadków okazuje się, że choć naturalnie pewna perfekcja byłaby mile widziana, to w praktyce wystarczy znacznie skromniejszy poziom „dostawy”
Typowym przykładem była moja pierwsza firma produkująca software. Wiedziony przekonaniem, że „albo jesteś super, albo nic nie wartym” o mało nie zbankrutowałem dopieszczając bez końca produkty, które w międzyczasie z powodzeniem były już użytkowane przez klientów.
Dopiero ten zimy prysznic zmusił mnie do ograniczenia się do robienia programów dobrych, co przyniosło ogromne oszczędności w tzw. „effortach” (ilości czasu i innych zasobów potrzebnych do wyprodukowania danego oprogramowania). To jeszcze nie był koniec mojej edukacji w tym względzie, bo z powodu różnych zdarzało się czasem dostarczać klientowi program, który nie tylko nie był perfekcyjny, ale nawet trudno go było uznać za dobry, po prostu jakoś działał :-) Ku mojemu zdziwieniu klienci byli bardzo często szczęśliwi, że go mieli!!!

I to dotyczy nie tylko IT. Uświadommy sobie, że tak naprawdę w bardzo wielu przypadkach najważniejsze jest to, że robimy pozytywną różnicę, niekoniecznie musi to być robione w sposób zasługujący na międzynarodowe wyróżnienia!! Czekanie do momentu kiedy będziemy perfekcyjni pozbawia zarówno nas, jak i naszych „klientów” korzyści, które obie strony mogłyby osiągnąć, gdybyśmy „odważyli się” wychylić odpowiednio wcześniej. Ważne w tym jest, abyśmy na początku otwarcie przedstawili klientowi swoje możliwości bez upiększania czegokolwiek, ale jednocześnie bez umniejszania tego, co rzeczywiście możemy dla niego zrobić. To umniejszanie widzę i słyszę nagminnie przy okazji różnych kontaktów w Polsce, a szkoda.
Parę przykładów korzyści z robienia rzeczy, mimo że są dalekie od perfekcji:

  • Ten blog :-) W stosunki do rozwiązań, które dostarczam moim klientom jest to pisany na kolanie dość chaotyczny brudnopis niektórych myśli jego autora. Mimo tego zwiększająca się ciągle ilość odwiedzin (w styczniu ponad 60.000) jest wyraźnym sygnałem, że mimo oczywistych dla mnie słabości ten „produkt” jest przydatny dla coraz większej grupy odbiorców. Mimo tychże samych słabości byłem też już wielokrotnie cytowany z nazwiska jako ekspert w ogólnopolskich gazetach, oraz poznałem sporo bardzo interesujących ludzi, to ostatnie znacznie wzbogaciło moje życie. Te wszystkie (częściowo nieplanowane) efekty nie wystąpiłyby gdybym czekał z realizacją tego pomysłu do momentu, kiedy będę mógł robić to perfekcyjnie (czyli do św. Nigdy :-))
  • Kiedyś otrzymałem zapytanie od klienta, czy mógłbym poprowadzić pewne warsztaty związane z bardzo skomplikowanym tematem, gdzie patrząc „na szybko” w 50% zagadnień moja uczciwa ocena brzmiałaby „ nie mam zielonego pojęcia”. Powiedziałem to otwarcie przez telefon, wzmiankując, że w pozostałych 50% mogę zrobić pozytywną różnicę i proponując małą konferencję z top managementem, na którą druga strona zaprosiła mnie kilka dni później. W międzyczasie doszedłem do wniosku, że w omawianej kwestii moje kompetencje pokrywają najwyżej 30% zagadnienia i postanowiłem, że przyjadę na ten meeting, w godzinę powiem klientowi co wiem i co można w danej sytuacji zrobić, po czym po prostu zaproponuję im znalezienie kogoś innego do przeprowadzenia koniecznych warsztatów. Tak też zrobiłem zaczynając od dokładnej ewaluacji zagadnienia, przekazaniu pewnej wartościowej wiedzy i pomysłów w tym zakresie, gdzie byłem kompetentnym i stwierdzenia, że w pozostałych zagadnieniach nie mam ani wiedzy, ani doświadczenia, ani żadnych dostępnych źródeł informacji (w praktyce biznesowej zdarzają się takie rzeczy, do których niezwykle trudno jest znaleźć ekspertów). Ku mojemu zaskoczeniu w rezultacie wymyśliliśmy takie działania, które mimo braku pewnych kluczowych informacji przyniosły klientowi istotne korzyści i które oczywiście ja poprowadziłem. Podczas tych niezwykle interesujących warsztatów okazało się, że jest jeszcze jedna rzecz, gdzie mogę zrobić dla nich istotną różnicę, co zaowocowało jeszcze jednym zleceniem. Gdybym

Jeśli chcecie, to mogę podać więcej konkretnych przykładów, też z zakresu rekrutacji na pewne stanowiska. Myślę jednak, że to, co już napisałem da niektórym z Was materiał do przemyśleń, które być może otworzą Wam nowe możliwości.

Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?

Komentarze (52) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Wasz człowiek w Berlinie

Dziś podpisałem zeznanie podatkowe za 2006 :-)

Witajcie po małej przerwie. Jak już wspominałem, spowodowana ona była kilkoma bardzo absorbującymi zleceniami, paroma innymi „niespodziankami” oraz koniecznością złożenia w moim berlińskim urzędzie skarbowym zeznania za 2006 (tak, tak, za 2006!!!)

Uważni Czytelnicy mojego blogu stwierdzą teraz, że i tak się poprawiłem, bo w zeszłym roku oddałem je dopiero w połowie marca (nawiasem mówiąc bez jakichkolwiek negatywnych konsekwencji dla mnie). W tym roku znów musiałem się gimnastykować, jak legalnie zapłacić jak najmniej podatków, co jest zdecydowaną wadą używanego tutaj progresywnego systemu podatkowego. Dopóki ktoś zarabia stosunkowo niewiele, to ze względu na dość wysokie progi płaci się nie za dużo, ale potem zaczynają się schody. Jeśli kogoś interesuje jak wygląda tutaj podatek dochodowy (płacony przez pracujących na własny rachunek – u pracowników jest trochę bardziej skomplikowanie, choć pewnie efektywne stawki powinny być takie same) to tutaj jest link do Kalkulatora Podatków udostępnionego na stronie niemieckiego Ministerstwa Finansów.

Jeśli ktoś chciałby popróbować jaki podatek dochodowy zapłaciłby u naszych zachodnich sąsiadów to wystarczy w pierwszym polu podać wysokość rocznego dochodu (po odjęciu wszelkich kosztów) a w drugiej linijce podać, czy rozliczasz się sam, czy też z żoną. Potem naciskamy „Berechnen” i już mamy wynik :-)

Dla leniwych podaję parę wartości dla osoby stanu wolnego według schematu: dochód roczny w Euro, wysokość podatku dochodowego, stawka procentowa

7.000 Euro, 0 Euro 0% – wolne od podatku

10.000 Euro, 398,00 Euro 3,98%

15.000 Euro 1.626,81 Euro 10,84%

20.000 Euro 2.850,00 Euro 15,03%

27.000 Euro 5.939,96 Euro 19,03% – czyli tak jak liniowy w Polsce

35.000 Euro 7.868,19 Euro 22,48%

40.000 Euro 9.730,26 Euro 24,32%

50.000 Euro 13.816,28 Euro 27,63%

70.000 Euro 22.667,73 Euro 32,38%

100.000 Euro 35.960,73 Euro 35,96%

150.000 Euro 58.115,73 Euro 38.74%

Tak to wygląda w Niemczech, może kogoś takie dane zainteresują

Jutro mam przed sobą długą podróż, podczas której napiszą coś na zupełnie inny temat :-)

Komentarze (32) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Co możemy zmienić – cd.

Jak zapewne zauważyliście w ostatnim tygodniu dość rzadko udzielałem się na blogu. Jest to związane z kilkoma niezwykle interesującymi, a jednocześnie absorbującymi projektami, w których biorę udział w ramach mojej „pracy zawodowej”.

Nie oznacza to oczywiście zaniedbania koncepcji omawianych w poście „Co możemy zrobić dla innych” i w związku z tym chcę Was poprosić o radę w związku z jednym, konkretnym działaniem, które wynikło ostatnio.
Pewna organizacja studencka z Krakowa zaprosiła mnie do przeprowadzenia szkolenia (w szerokim tego słowa znaczeniu) dla grupy która będzie rekrutowana ze studentów różnych krakowskich uczelni. Po upewnieniu się, że uczestnicy nie będą za to nic płacić powiedziałem „OK” :-)

Zrobienie tego tak, jak zazwyczaj pracuję (1-8 osób w intensywnym treningu na bardzo wysokim poziomie) zdaje mi się być nieco niepraktyczne, bo takie rzeczy wolę robić w ramach „eksperymentów” z uczestnikami starannie dobranymi pod względem poziomu i zainteresowań. Trzeba znaleźć inną, skuteczną i atrakcyjną formułę na takie powiedzmy na początek max. jednodniowe spotkanie z grupą zainteresowanych młodych ludzi, na której skład mam niewielki wpływ.

Dlatego mam kilka pytań:

  • do młodszych Czytelników, którzy studiują, bądź stosunkowo niedawno studia skończyli – gdybyście mieli sposobność spędzenia kilku godzin z takim człowiekiem jak ja, to w jakiej formie mogłoby się to odbywać? Jakie tematy interesowałyby Was najbardziej?
  • do pozostałych Czytelników tego blogu – jakie tematy Waszym zdaniem byłyby dla ludzi kończących studia najbardziej przydatne? Co z rzeczy w których jestem w miarę kompetentny, przydałoby Wam się najbardziej na początku Waszej kariery zawodowej?

Jeśli oprócz tego macie jakieś dodatkowe kwestie, które Waszym zdaniem należy poruszyć, to oczywiście też zapraszam do komentarzy.

Ciekaw jestem Waszych sugestii.

Komentarze (56) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Co możemy zrobić dla innych

Po intensywnej dyskusji zarówno w poście o hinduskim outsourcingu, jak i „Nieprzyjemnej Diagnozie” zastanawiałem się, co ja osobiście mogę w ramach tego blogu zrobić, aby przyczynić się do poprawienia istniejącej sytuacji i tych omawianych słabości.
Przyszły mi do głowy następujące inicjatywy:

  • Ten blog – w miarę stojącego do dyspozycji czasu będę dalej prowadził go w podobny sposób. Przyjęta przeze mnie metoda postowania (nieco rzadziej, za to dłuższe teksty) najwyraźniej najlepiej nadaje się do naszych tematów inicjując niezwykle ciekawe dyskusje i wymianę poglądów. Taki post z kilkudziesięcioma długimi komentarzami nie da się co prawda przeczytać „rzutem oka”, niemniej dzięki temu często można w takiej kombinacji znaleźć informacje trudno dostępne gdzieś indziej.
  • Posty gościnne innych autorów – chcę przez to osiągnąć dwa cele. Pierwszy to oczywiście zwiększenie użyteczności blogu dla Czytelników, poprzez rozszerzenie poruszanych tutaj tematów. Są osoby znacznie bardziej kompetentni w sprawach, które związane są z szeroko rozumianym zakresem tego blogu i danie im możliwości podzielenia się wiedzą może być tylko korzystne. Ten drugi, to stworzenie ludziom, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia sposobności, aby uczynili to w dość poczytnym miejscu odwiedzanym przez ponadprzeciętną publiczność. Wiele takich osób często nie ma własnego blogu, ani nawet strony internetowej, czasem brakuje śmiałości w „wychyleniu się”. Tutaj mamy takie bezpieczne miejsce, gdzie bez problemu można to zrobić. Dlaczego tylko ja mam z tego korzystać :-)
  • Wywiady z interesującymi praktykami – znam parę osób, których z różnych powodów raczej nie namówię na napisanie postu, może dadzą się one skłonić do zrobienia wywiadu. Znów chodzi mi o danie Czytelnikom dodatkowych możliwości rozszerzenia swoich horyzontów poprzez kontakt z ludźmi, którzy osiągnęli ciekawe rezultaty w życiu
  • Ogólnotematyczne spotkania Czytelników – będę to robił jak dotychczas, najlepiej w grupach nie większych niż 20 osób, bo wtedy możliwa jest wspólna dyskusja wszystkich uczestników
  • Śniadania/obiady/kolacje z Alexem – trochę tego robiłem już dotychczas, zamierzam tę formę rozwinąć. Jest to spotkanie „by invitation only” i służy wymianie myśli pomiędzy ludźmi, którzy robią różne, interesujące rzeczy w życiu
  • Telekonferencje na Skype – przebywając w miejscach, gdzie mam wystarczający dostęp do internetu będę krótkoterminowo inicjował takie wirtualne spotkania w grupie do max. 10 osób. Jestem też otwarty na telekonferencje na określony temat w wąskim gronie zainteresowanych Czytelników.
  • Eksperyment „top gun” – chodzi za mną już od zeszłego roku. Zamierzam zebrać grupę naprawdę zaawansowanych Czytelników i zrobić z nimi szkolenie specjalne na takich samych zasadach jak zwykle (bezpłatnie, z zasadą „podaj dalej„), z tym, że pod każdym względem na najwyższym poziomie.
  • Ewentualny eksperyment z grupą całkiem młodych ludzi, podobnie jak ten w zeszłym roku
  • Ewentualna kontynuacja eksperymentu dla ubiegłorocznej grupy, jeśli przekonają mnie że warto :-)
  • Ewentualne spotkania ze studentami – kontaktowało się ze mną kilka organizacji i jeśli znajdziemy taką formułę, że wartość dodana dla uczestników uzasadni taką akcję, to proszę bardzo
  • Promowanie innych wartościowych blogów – znam sporo osób, które z braku czasu udzielają się tylko tutaj. Zwrócenie ich uwagi na inne ciekawe blogi byłoby typowym win-win dla wszystkich zainteresowanych. Początkowo sądziłem, że taką rolę przejmie nowy Blogfrog, ale w międzyczasie można tę opcję zapomnieć

To wszystko zamierzam robić nie rezygnując z mojego życia w realu i wszelkich związanych z tym zadań i przyjemności. To zapewni Wam, że nie będą to wywody jakiegoś zagrzebanego w sieci, czy książkach teoretyka, lecz rzeczy sprawdzone i przetestowane w aktualnej praktyce.

Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie na moje usługi i parę projektów osobistych może to nie być łatwe, niemniej jak widzę, że coraz więcej ludzi odwiedza i czyta ten serwis to jest to dla mnie silną motywacją.
Jak Wam się podoba taki program? Co zrobilibyście inaczej? Przeoczyłem jakąś możliwość?
Ci z Was, którzy mają takie możliwości – co zamierzacie z Waszej strony zrobić dla innych?

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

Nasz system wartości

Właśnie otrzymałem interesujący mail od 21 letniego Czytelnika mieszkającego w niezbyt dużym mieście położonym w centralnej Polsce.

Za zgodą autora pozwolą sobie najpierw zacytować ten list dokładnie tak, jak był napisany ograniczając się tylko do wyiksowania pewnych mogących zidentyfikować go informacji (wytłuszczenia pochodzą od niego):

„Podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej , wspomniałem , że rozstałem się z firmą dla której pracowałem przez ostatnie trzy miesiące . Pracowałem w sklepie RTV-AGD na stanowisku sprzedawcy. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że strategia sprzedażowa obowiązująca w tej firmie nie pokrywa się z moim systemem wartości , nie dając mi tym samym możliwości rozwinięcia skrzydeł.

W sporym uproszczeniu strategia sprzedaży polega na …. staraniu się o sprzedaż artykułów na których sklep zarabia najwięcej. Wysoka marża jest główną wytyczną , którą powinien sugerować się sprzedawca proponując klientowi dany towar. W praktyce wygląda to tak , że sklep zarabia najwięcej na tanim sprzęcie …którego jakość często pozostawia wiele do życzenia.Występują również sytuacje , w których na tej samej półce cenowej znajdziemy produkty różniące się jakością , te o niższej jakości przynoszą większy zysk ,ich cena jest nieadekwatna do jakości… ale sklep zarobi więcej .

W sytuacjach kiedy klient nie wie czego chce, a tych jest zdecydowanie najwięcej , …wymaga to korzystania z jego niewiedzy i ufności w naszą : rzetelność, doświadczenie ,oraz wiedzę z zakresu znajomości danego produktu . Takie zestawienie powoduje zapalenie się w mojej głowie lampki …. Zestawmy podejścia dwóch stron przyszłej transakcji ….

Sprzedawca : korzystania z niewiedzy klienta / Klient : ufności w rzetelność, doświadczenie ,oraz wiedzę z zakresu znajomości danego produktu

Jak dla mnie to coś tu jest nie tak :) . Ja takiemu podejściu do robienia biznesu mówię nie :) . Nasze drogi rozeszły się , a ja jestem bogatszy o nowe cenne doświadczenia :D:D:D .Zgodnie z punktami sprzedażowymi naliczanymi przez system miałem najmniejszy wynik :) .Ktoś miał polecieć ,więc siłą rzeczy była to osoba o najmniejszej ilości punktów ..Ja :D:D:D . Decyzje została podjęta przez osobę z centrali w XXXXXXX , na podstawie ilości uzyskanych punktów :) .

Podczas mojej ostatniej rozmowy z kolegą , który jest w tym sklepie kierownikiem , usłyszałem o planach firmy wobec mojej osoby. Kolega powiedział mi , że Local Manager uznał , że szybko się uczę i mam predyspozycje na bycie jednym z najlepszych sprzedawców XXXX w Polsce . Chciał wysłać mnie na kilkudniowe szkolenie do centrali w XXXXXXX , w celu nauczenia mnie kilku „sztuczek” … ale zrezygnował , zdał sobie sprawę z tego, że mogę być odporny na tego rodzaju wiadomości :) . Tak czy inaczej miło było to usłyszeć :D:D:D”

Jak widać, ten młody, znajdujący się w niezbyt łatwej sytuacji człowiek już teraz rozumie, że długotrwały dobry biznes buduje się dbając o wnoszenie wartości dodanej dla klientów i budowaniu ich zaufania zarówno do naszej kompetencji jak i przyzwoitości. I ponieważ zarówno te wartości jak i szacunek dla samego siebie są dla niego ważne gotów był zrezygnować z rozpoczynającej się „kariery”. Do tego w sytuacji, kiedy właściwie nie za bardzo mógł sobie na to pozwolić.
Jeśli ktokolwiek z Was pomyślał teraz, że to ze strony tego chłopaka było naiwne, to śpieszę z zapewnieniem, że dokładnie takie same zasady przyczyniają się walnie do tego, że ja dziś zarabiam stosunkowo duże pieniądze robiąc to co lubię i to kompletnie bez marketingu lub „szarpania się” z klientami.

Teraz kilka propozycji do przemyśleń:

  • Czy też wyznajesz zasadę uczciwości w interesach opartych na wnoszeniu wartości dodanej dla drugiej strony?
  • Jeśli tak, to czy zawsze stosujesz się do tego biorąc udział wyłącznie w przedsięwzięciach, które taką wartość dostarczają?
  • Czy jesteś na tyle wolnym człowiekiem, aby w razie stwierdzenia, że tak nie jest móc powiedzieć „beze mnie”?
  • Jeśli nie jesteś na tyle wolny, to za co „przehandlowałeś” tę wolność? Czy na pewno było to tego warte?

Jeśli ktoś ma teraz nie najweselsze przemyślenia, to oczywiście może zachować je dla siebie. Nie chodzi mi o publiczną spowiedź, lecz o refleksję.

Chętnie zapoznam się z Waszym zdaniem.

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Dziecko czy kariera?

Drodzy Czytelnicy

Autorem dzisiejszego postu jest nasz Czytelnik Mirosław Kordos. W ten sposób otwieramy tutaj możliwość gościnnego postowania, która powinna zwiększyć wartość tego serwisu dla Was. Publikacja takiego postu na blogu nie musi oznaczać, że z wszystkimi tezami autora muszę się zgadzać, wystarczy uznanie że tekst jest wartościowy (to taki mały disclaimer :-)). Zapraszam każdego, kto ma ciekawe myśli do przekazania, wykraczające poza ramy komentarzy do moich postów i chciałby podzielić się nimi z szerszym gronem zainteresowanych Czytelników do kontaktu ze mną w tej sprawie.

A teraz zapraszam do lektury:
__________________________

W dyskusji na temat czy potrzebujemy Hindusów w Polsce padło stwierdzenie, że u nich cywilizacja istniała już od tysięcy lat, gdy u nas była jeszcze dzicz. Zaraz pojawiła się też opinia, że to było tak dawno, że nie ma już żadnego wpływu na dzień dzisiejszy. Otóż przebyta ewolucja ma wpływ na lepsze geny odpowiedzialnych za efektywność pracy. A to jest nie do nadrobienia w ciągu kilkudziesięciu lat.

Dlaczego testy na inteligencję (rozumianą jako IQ) trzeba na bieżąco modyfikować, jeśli średni wynik ma być dalej 100, a nie np. 120? Dlatego, że kolejne pokolenia są coraz inteligentniejsze. A to z kolei dlatego, że rodzice pomału zaczynają zajmować się rozwojem dzieci a środowisko wzrastania dostarcza im coraz więcej bodźców stymulujących rozwój. Oba te czynniki poprawiają genotyp oraz fenotyp (czyli cechy poszczególnych osobników).

Wpisałem w Google słowa: dziecko kariera
Na pierwszej stronie dostałem takie wyniki:
„Dziecko czy kariera? Trudno robić karierę kosztem dziecka.”
„Dziecko czy kariera? Coraz mniej kobiet decyduje się na dziecko przed trzydziestym rokiem życia.”

Następnie wpisałem: kid career
Oto wyniki:
„Directory of sites designed to help children and teens explore possibilities for their future careers”
„Children should begin thinking about future careers early”

W przeciwieństwie do bardziej cywilizowanych krajów, w Polsce dominuje pojęcie kariery jednopokoleniowej z dziećmi w roli przeszkadzajek, bez wykorzystania możliwości ewolucji. Niektórzy rodzice wprawdzie usiłują dbać o karierę swoich dzieci. Niestety na ogół nie mają pojęcia, jak się za to zabrać. Cytat gdzieś z internetu:

„Jędrek ma 7 lat, chodzi do szkoły niepublicznej. W szkole spędza czas od godz. 8 do 17, po szkole ma zajęcia dodatkowe: piłkę nożną, tenis, basen, nauka jazdy na nartach. W niedzielę Jędrek chodzi z rodzicami do filharmonii.”

Takie dbanie o karierę dziecka oczywiście przynosi odpowiednie efekty, co dobrze obrazuje kolejny cytat:

„Młodzi ludzie, którzy czują, że nie są w stanie sprostać wygórowanym wymaganiom rodziców stają się płaczliwi, często śpią po 12-18 godzin dziennie, mają zmienne nastroje, mogą się u nich także pojawiać myśli samobójcze.”

W pierwszych latach życia kształtuję się połączenia między neuronami w mózgu odpowiedzialne za predyspozycje i postawy życiowe, które raz ukształtowane już bardzo trudno zmienić (tak, jak trudno zmienić fundament, jak jest już dom zbudowany) i te lata są najbardziej decydujące dla przyszłej kariery.

Ludzie się rodzą z wieloma zdolnościami, ale większość z nich tracą. Na przykład słuch: absolutny, ale ponieważ od urodzenia ani nie mówią po chińsku, ani nie grają na skrzypcach, więc ten dobry słuch zanika. Podobnie zanika tak ważna dla osiągnięcia sukcesu pewność siebie i ciekawość świata, ponieważ używanie tych cech jest tępione w polskiej kulturze.

Można jednak stworzyć takie środowisko, by tych cech nie tylko nie stracić, ale je rozwinąć. Dla człowieka (szczególnie w wieku 0-7 lat) wszystko powinno być zabawą. Nie należy usiłować dziecka niczego uczyć, a jedynie się z nim odpowiednio bawić, tak by z zainteresowaniem odkrywało świat. Dziecko lubi takie zabawki, jaki dostanie i do jakich się przyzwyczai (dorosły tak samo). Więc tą zabawką może być tor wyścigowy, gdzie w kółko jeżdżą samochody na baterie, ale może też być Visual Studio i Amibroker. Amibroker jest dobrą okazją do zrozumienia po co i jak inwestować, fajnie przesuwają się wykresy, dzieci się tym lubią bawić, a z czasem rozumieją coraz więcej. W Visual Studio też się da wiele myszką poskładać. Jednym i drugim można się zacząć bawić nawet jeszcze nie znając liter. Ponadto w dzisiejszych czasach angielskiego trzeba używać od urodzenia, w ten sposób w ogóle nie trzeba będzie się go uczyć w wieku późniejszym. Jest na to wiele sposobów.

Poznanie liter leży w możliwościach dzieci jeszcze przed ukończeniem 2 lat. Wiele 7-latków już wykonuje całkiem zaawansowane strony www i całkiem dobrze programuje w jakimś języku. I to wcale nie są często dzieci urodzone jako genialne, tylko normalne dzieci, którym stworzono na tyle sprzyjające warunki rozwoju, że mogły się nieskrępowanie rozwijać. (wrodzone predyspozycje, też mają znaczenie, tak, jak duży wzrost w pewnych dyscyplinach sportu, i nie twierdzę, że każdy ma je jednakowe, lecz, że w 99% te predyspozycje są zaprzepaszczane). Dziecko w wieku 7 lat już może mieć dobrze sprecyzowane cele, np. zrobię automatyczny translator z angielskiego na polski. Ten cel może potem ulec stopniowej zmianie w całkiem inny cel, ale pozostaje w nim zrobienie czegoś wielkiego i to nie jako jakiś mglisty plan, tylko jako droga, którą już podąża.

I to jest właśnie praca za darmo (w właściwie twórcza zabawa), którą można się dostać prawie w każde miejsce na świecie. Jak zacznie w wieku 7 lat, to jest wystarczająco dużo czasu, by mając lat kilkanaście już miał to miejsce zapewnione. Jak tylko nie zaniedba rozwoju swojej inteligencji finansowej, to osiągnie na prawdę wiele.

Nie chodzi o samo poznawanie umiejętności, ale przede wszystkim znacznie ważniejsze rozwijanie zdolności niezależnego myślenia i kształtowanie nastawienia na sukces (całkiem na odwrót niż w polskiej szkole).

Dopóki dla dziecka wszystko jest zabawą, czuje, że sam to odkrywa, a nie, że ktoś go uczy na siłę i jakaś głupia ciota nie powiedziała mu, że to są za trudne dla niego sprawy, że to jest dla starszych, jest w stanie zrobić bardzo wiele. I jak nie będzie tego pewien, że wszystko jest łatwą zabawą i że starych ciot i głupich nauczycielek się nie słucha, to w szkole zabiją w nim chęć odniesienia sukcesu.

To, że wielu ludzi nawet nie ma ochoty nic zrobić, by poprawić swoje marne życie, to właśnie zasługa ich rodziców, którzy sami nie mając pojęcia, jak się za życie zabrać nie przekazali im w dzieciństwie odpowiednich postaw. No ale nie ma co winić rodziców, bo skąd mieli mieć takie postawy i taką wiedzę, skoro im dziadkowie tego nie przekazali. Ale dziadkowie też nie są winni, bo tak ich wychowali pradziadkowie. Gdy jednak któreś pokolenie zdecyduje się w końcu wyjść z tego błędnego koła i nie tylko zadbać o swoją karierę ale i o swoich dzieci, to efekty będą szybko narastać.

Oczywiście zdarza się, że z rodziny pijaków i nierobów wyrośnie geniusz. Ale to się zdarza rzadko. Natomiast znacznie częściej geniusz wyrasta z rodziny, która go dopinguje w tym kierunku. Większość ludzi, którzy odnieśli największe sukcesy już od najmłodszych lat miała zapewnione odpowiednie warunki rozwoju.

Np. Sergey Brin i Larry Page chodzili do Montessori school, (która polega na tym, że dzieci uczą się tam myślenia poprzez swobodne rozwijanie swoich zainteresowań, w przeciwieństwie do „normalnych” szkół w których uczą się bezmyślności przez wkuwanie na pamięć), a rodzice ich byli profesorami informatyki i matematyki.

Znakomity przykład kariery szczegółowo zaplanowanej jeszcze przed urodzeniem: László Polgár najpierw napisał książkę o tym, jak wychować dziecko na mistrza świata w szachach, a potem zaczął według niej wychowywać swoje trzy córki (nie chodziły nigdy do szkoły) i rzeczywiście zostały mistrzyniami świata.

Gdyby nami się ktoś w dzieciństwie tak zajął, mielibyśmy dużo większą szansę na dużo większy sukces.

Podsumowując: w karierze tym łatwiej o sukces, im jej planowanie jest bardziej długoterminowe, np. 200 lat zamiast 5 lat. Jednak główną przeszkodą jest nasze z zasady egoistyczne podejście: każdy myśli tylko o sobie, a skutek jest taki, że wszyscy na tym tracimy.

________________________

Autorem tekstu jest Mirek Kordos

Mirek pracował w branży IT w małej firmie, wielkiej firmie i we własnej firmie oraz na uniwersytetach i ośrodkach badawczych w różnych krajach. Aktualnie zajmuje się głównie badaniami nad sztuczną inteligencją oraz jej wykorzystaniem do rozwoju człowieka. Ma dwójkę dzieci w wieku 4 i 8 lat.

Komentarze (55) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nieprzyjemna diagnoza

Pod tekstem „Czy potrzebujemy Hindusów?” wywiązała się bardzo ciekawa i ożywiona dyskusja.

Biorąc w niej udział widzę, że dobrze będzie „idąc za ciosem” jasno i wyraźnie powiedzieć, dlaczego w ogóle zaistniała potrzeba napisania zarówno tamtego, jak mi paru innych postów.

Ponieważ jest to blog po polsku dla Polaków, więc możemy sobie „w rodzinie” pozwolić na otwartość i bezpośredniość. Ta bezpośredniość nie powinna przez nikogo być odebrana jako brak szacunku, wręcz przeciwnie. Tylko ludziom dojrzałym można pewne rzeczy powiedzieć wprost i bez ogródek.
Naturalnie w całej sprawie nie chodzi mi o Hindusów w szczególności, lecz o zupełnie inne zjawisko. Zjawiskiem tym jest niezwykle wśród nas rozpowszechniona ofermowatość w zagadnieniach sprzedażowo – biznesowych.

To stwierdzenie może dla wielu z Was zabrzmi boleśnie (odkrycie tego kiedyś u mnie samego też było bardzo nieprzyjemne i długo tłumaczyłem sobie, że wcale tak nie jest), niemniej każda skuteczna terapia zaczyna się od trafnej diagnozy i tej ostatniej nie ma co upiększać. Osoby wrażliwe niech więc lepiej nie czytają dalej :-)
Ofermowatość ta przejawia się w kilku różnych postaciach, nie zawsze występujących w jednej osobie równocześnie. Niektóre z nich to:

  • niezdolność wychylenia się poza utarte schematy myślenia na temat tego co i jak jest możliwe do osiągnięcia w życiu
  • w związku z tym ograniczona umiejętność nie tylko wykorzystywania, ale wręcz dostrzegania różnych sposobności, które nam to życie podsuwa
  • świadome, bądź podświadome oczekiwanie, że „ktoś przyjdzie i nam da” (zadowalającą pracę, sukces, szczęście, spełnienie itp.) zamiast przyjęcia bardziej proaktywnej postawy
  • nieumiejętność rzeczywiście skutecznego posługiwania się językiem polskim (o obcych nie wspomnę) w celu uzyskania kluczowych informacji i przeprowadzenia przekonującej argumentacji. Z tego niezwykle poważnego problemu najmniej osób zdaje sobie sprawę i jest to typowy przykład „ślepej plamki” w szerszym (nie tylko fizjologicznym) znaczeniu tego słowa
  • silne uzależnienie od zdania innych, a co za tym idzie obawa przed błędami i niepowodzeniami, które są nieodłącznym składnikiem postępu
  • często głęboko ukryte słabe poczucie własnej wartości, a co za tym idzie niewystarczająca skuteczność w negocjacjach i sytuacjach konfliktowych, jak też zbyt szybkie poddawanie się w realizacji marzeń
  • bardzo rozpowszechniona wśród rodaków postawa wykorzystywania słabszych i mniej poinformowanych, zamiast próby wspólnego zbudowania większej całości do podziału. O tym zjawisku w odniesieniu do praco- i zleceniodawców napiszę osobny post

Większość powyżej opisanych problemów jest wzmacniana i utrwalana przez oficjalny system edukacji i tzw. mass media.
W rezultacie mamy wśród nas wielu naprawdę zdolnych ludzi, którzy mogliby żyć znacznie lepiej i dokonywać rzeczy wielkich, niestety z podanych wyżej powodów nie realizują tego. Zdaję sobie sprawę, że wielu taki stan rzeczy odpowiada, lecz jednocześnie czuję, że są tam gdzieś młodzi ludzie obojga płci, którzy z jednej strony wewnętrznie wiedzą, że chcieliby czegoś więcej, z drugiej zaś kończą na „karierach” dającym im tylko ułamek tego, co przy nieco tylko innym podejściu i umiejętnościach byłoby możliwe (pamiętajmy o „butterfly effect„).

Taki stan rzeczy po prostu mi przeszkadza i od dawna zastanawiam się, co ja osobiście mogę zrobić, aby choć trochę zmienić istniejący stan rzeczy. Oczywiście nie zamierzam zmieniać całego świata, lecz po prostu zrobić sporą pozytywną różnicę w życiu skończonej liczby odpowiednich i zmotywowanych ludzi. W najbliższych dniach poukładam moje przemyślenia na ten temat i podyskutujemy. Jedno jest pewne: to powinno być znacznie więcej, niż w roku 2007

Jakie jest Wasze zdanie o tej diagnozie (nie tylko zresztą mojej)?

Komentarze (57) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Firmy i minifirmy, Tematy różne

Czy potrzebujemy Hindusów?

Muszę przyznać, że kiedy swojego czasu prasa polska rozpisywała się o firmach z Indii wkraczających do Polski i otwierających tutaj centra offshoringowe, do tego zachwycając się tym faktem to odczułem pewne zniecierpliwienie (delikatnie mówiąc).

Z całym szacunkiem dla Hindusów, zacząłem się zastanawiać czy oni mają coś takiego, czego nie mają Polacy. Na szybko przyszły mi do głowy następujące czynniki:

  • umiejętności fachowe – gdyby Polacy ich nie mieli, to żadna obca firma nie zakładałaby tutaj swoich ośrodków, więc nie to jest problemem.
  • umiejętności managerskie – trochę w Polsce leżą (ciągle jeszcze zdarzają się „managerowie” twierdzący, że każdego dewelopera można zastąpić skończoną ilością tanich studentów i tym podobne „kwiatki”). Z drugiej strony znam dość sporo polskich managerów, którzy potrafią zestawić i prowadzić zespoły złożone z wybitnych ludzi. To nie powinno więc stanowić poważniejszej przeszkody.
  • dostęp do kapitału – wielu dobrych ludzi zaczynało karierę w dużych koncernach i tam nabyli całkowicie fałszywego wyobrażenia jak wystartować własną firmę i jakiego kapitału naprawdę do tego potrzeba. Rzeczywistość pokazuje, że w wielu przypadkach robiąc to inteligentnie można zacząć dysponując o wiele mniejszymi środkami. Magiczne słowo tutaj to bootstrapping, polecam każdemu lekturę doskonałego (i bezpłatnego) ebooka „Bootstrapper’s Bible” Setha Godina. To więc też jest do przeskoczenia.
  • kontakty z potencjalnymi klientami – tu może być pewien problem, bo według mojego stanu wiedzy, polskie uczelnie na ogół nie uczą studentów skutecznego nawiązywania relacji biznesowych, sprzedających prezentacji, czy też odpowiednich umiejętności negocjacyjnych. Teoretyczne wykłady na ten temat, często oparte na przestarzałej wiedzy książkowej i „mniemanologii” osób często nie mających praktycznego kontaktu z dzisiejszym biznesem robią tu więcej szkody niż pożytku. To jest poważny handicap z którym trzeba coś zrobić jeśli nie chcemy być tylko mrówkami robotnicami różnych egzotycznych obcokrajowców (przeciwko którym oczywiście nic nie mam).
  • poczucie własnej wartości – to jest często bardzo duży problem, bo w polskiej kulturze jesteśmy od dzieciństwa kondycjonowani na to, że jako jednostki jesteśmy mniej warci, że są inni „lepsi”, „szlachetniejsi”. To się zaczyna już w szkole (chyba że w międzyczasie zaszła jakaś rewolucyjna zmiana) i kontynuuje poprzez cały proces edukacji i niestety często dalej w życiu zawodowym. Znam dość wielu bardzo dobrych młodych ludzi, którzy nie tylko nie wierzą w swoje prawdziwe możliwości, ale co gorsza permanentnie „sprzedają się” grubo poniżej swojej własnej wartości. To jest duży minus, jeśli chcesz zaczynać jakiś rozsądny biznes.
  • mobilność i gotowość podejmowania rozsądnego ryzyka – też mamy minus, bo wielu bardzo dobrych ludzi przykutych jest do mieszkań w blokach, które  kupili za kredyty na 30 lat. Do tego dochodzi swojego rodzaju piętnowanie ludzi, którym nie powiodły się jakieś przedsięwzięcia. Przez to wiele osób podświadomie wybiera te pozornie całkiem bezpieczne, a przez to mało obiecujące drogi życiowe.

Tak więc jak widać, nie mamy w społeczeństwie jakiś nieusuwalnych przeszkód stojących na drodze do tworzenia małych, zwinnych firm, zwłaszcza w branży IT. Po co nam Hindusi? Co można zrobić, aby i u nas powstawało znacznie więcej startupów inicjowanych przez licznych przecież, bardzo zdolnych Polaków? Co ja mogę zrobić?

Komentarze (108) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 55 of 80« First...102030«5354555657»607080...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025