Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Szybka selekcja – jak to robi Alex cz.1

W dyskusji pod postem o szybkiej selekcji ludzi, z którymi mamy do czynienia pojawiło się kilka głosów, świadczących, że część z Was zrozumiała mnie nieco inaczej niż zamierzałem.
Wielu Czytelników zastanawiało się na przykład, jak odciąć się od niepasujących osób, które  znają bliżej od dłuższego czasu.
U mnie ten problem raczej nie występuje, bo selekcja, o której pisałem dokonywana jest na samym początku znajomości a nie po miesiącach, czy latach. Dlatego nazwałem to „szybką selekcją”.
Po namyśle zdecydowałem, że może najlepiej w cyklu postów opiszę jak ja to konkretnie robię, wtedy każdy będzie mógł sobie wziąć i dopasować to, co mu odpowiada.
Zanim przejdziemy do szczegółów mam kilka bardzo ważnych uwag. Proszę o ich dokładne przeczytanie, bo zrozumienie ich będzie konieczne w dalszej dyskusji.
Pierwszą rzeczą jest fakt, że nie biegam po świecie z jakąś „checklistą” na której odhaczam punkty dodatnie lub ujemne i po przekroczeniu pewnej ilości tych ostatnich naciskam klawisz „game over”. Raczej czynię to dość intuicyjnie i aby napisać ten post musiałem intensywnie zastanowić się jak ja to właściwie robię. Tak więc tekst poniżej jest rezultatem swojego rodzaju „reverse engeneering”, kiedy na podstawie moich zachowań starałem się odtworzyć i opisać mechanizmy nimi rządzące. To jest istotne, bo inaczej mógłby powstać fałszywy obraz Alexa – komputera, który bezdusznie odrzuca ludzi.
Drugą rzeczą jest to, iż odrzucenie przeze mnie kogokolwiek nie oznacza zazwyczaj oceny tej osoby jako człowieka. Jedynym kryterium jest kompatybilność do mnie, co w którymś momencie dokładniej wyjaśnię. Jest na świecie prawdopodobnie mnóstwo wartościowych i interesujących ludzi, z którymi pozytywna komunikacja będzie dla mnie niemożliwa, lub co najmniej znacznie utrudniona. I lepiej będzie jak ją sobie darujemy.
To nic nie mówi o tym, czy ktoś jest „lepszy” lub „gorszy”, tak jak niepasowanie pewnego klucza do określonego zamka nic nie mówi o jakości każdego z nich.
Trzecie, wspomniana kompatybilność nie oznacza takich samych poglądów!!! Mam wielu bliskich znajomych, zarówno prywatnie jak i biznesowo, którzy w wielu sprawach mają kompletnie inne poglądy niż ja, to nam nie przeszkadza dopóki szanujemy naszą odmienność i komunikujemy jak cywilizowani ludzie.
Po tym istotnym wstępie przejdźmy do konkretów.
Generalną zasadą, którą się kieruję, jest wyeliminowanie z mojego bliskiego otoczenia osób niepasujących już na samym początku znajomości.
To wiąże się z najmniejszymi problemami natury emocjonalnej, nie pojawiają się też inwestycje jakiegokolwiek rodzaju, które powodowałyby, że będzie nam szkoda podjąć niezbędne decyzje „bo już tyle w tę relację włożyliśmy”.
Pierwszą rzeczą, którą robię to ……. pozwalam innym na zdyskwalifikowanie mnie jako bliskiego znajomego :-)
To ma tę zaletę, że nie wymaga żadnych specjalnych działań z mojej strony i oszczędza mi sporo czasu i środków na zadawanie się z ludźmi, z którymi nie jest mi „po drodze”.
Jak to robię? Bardzo prosto :-) po prostu jestem sobą i raczej nie udaję nikogo innego. Pisze „raczej” bo czasem wciągam brzuch i wypinam klatę, ale któż nie ma chwil słabości :-)
Ponieważ niektóre moje podejścia do życia są, delikatnie mówiąc, dość nietypowe, to wielu ludzi uznaje mnie za dziwaka, dziwoląga, albo wręcz stukniętego faceta, z którym lepiej się nie zadawać. W ten sposób niepasujące osoby same usuwają się z mojego życia i nawet nie muszę ich „selekcjonować” :-) Wygodne i ekonomiczne, nieprawdaż?
Dodatkowym „narzędziem”, które do tego wykorzystuje jest ten blog. Jako że wypowiadam się na nim otwarcie  o bardzo wielu różnych sprawach jest to kopalnia informacji o tym, jakim jestem człowiekiem i jakie mam poglądy na wiele spraw życiowych. Tak wiec, jak poznaje kogoś nowego, to gdzieś tam dość szybko przemycam informację, że taki blog prowadzę i ktoś zainteresowany może mnie tam „podejrzeć”. Potem patrzę jaki jest efekt tej lektury :-)
Z punktu widzenia selekcji istotne są następujące przypadki:
  • ktoś po poczytaniu moich wypowiedzi nie kontynuuje znajomości ze mną. To jest ciąg dalszy tej autoselekcji o której wspomniałem wyżej
  • ktoś po przeczytaniu wyraża się z pogardą lub brakiem szacunku o mnie, tym blogu lub jego Czytelnikach. Wtedy ja, jak w myśliwcu odrzutowym naciskam przycisk „eject” katapultujący daną osobę (z mojego życia oczywiście)
  • ktoś wykazuje kompletny brak zrozumienia dla idei tego blogu. Eject!!! Ten brak zrozumienia może przejawiać się  np. w pytaniu „Nie szkoda Ci czasu na takie bzdury?”, albo „Jak możesz się tak publicznie obnażać?” :-) :-) Z tym „obnażaniem” się to jest ciekawa sprawa, bo uważni Czytelnicy zauważą, że jestem bardzo powściągliwy jeśli chodzi o fakty z mojego życia prywatnego, a jeśli ktoś otwartą dyskusję o poglądach nazywa w ten sposób, to nie bardzo jest z mojej bajki :-)
Poza blogiem rzeczą dyskwalifikującą jest też, jeśli widzę, że ktoś nie szanuje ludzi o tzw. „niższym statusie społecznym” i np. z wyższością odnosi się do kelnerów, pokojówek, konduktorów, kasjerów, sprzedawców i…… osób młodszych wiekiem. Eject!!!
Jeżeli ktoś jest chamski, gburowaty, nieuprzejmy, ponury, arogancki, nie chce komunikować to też pociąga to za sobą natychmiastowe użycie katapulty :-)
Osobiście jestem bardzo otwartym człowiekiem i powyższe kryteria chyba wyczerpują listę tych, przy wystąpieniu których „kasuję ludzi na dzień dobry” (względnie pozwalam się kasować :-))
Oczywiście potem selekcja idzie dalej, bo chodzi o zakwalifikowanie się do jednej z 2 grup:
  • bliższa znajomość
  • niezobowiązujące kontakty społeczne
No ale o tym napiszę w następnym odcinku/odcinkach.
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania lub uwagi to zapraszam do dyskusji w komentarzach.
PS: Dalsze odcinki będą, jeśli temat okaże się dla Was interesującym.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (148) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Dylematy Malwiny

Dzisiaj zauważyłem, że jedna  z naszych Czytelniczek zamieściła bardzo długi komentarz pod jednym ze starych postów. Był on bardzo szczery i dotyczy problemu, z którym w ten czy inny sposób spotyka się sporo młodych ludzi, którzy kontaktują się ze mną.  Szkoda mi było zostawiać go pod tamtym postem, kiedy może to być temat bardzo ciekawej i owocnej dyskusji. Za zgodą Autorki przenoszę go więc tutaj a pod nim skopiuje też dotychczasową dyskusję. Jestem przekonany, że bedziecie mieli na ten temat dużo  ciekawego do powiedzenia w komentarzach, a komuś jeszcze ta dyskusja się przyda.

A oto tekst:

„Nie wiedzieć czemu mój komentarz nie chce się wysłać. Postaram się rozbić go na dwa mniejsze i może wtedy pójdzie. Z góry przepraszam, że tak bardzo się rozpisałam, ale nie potrafiłam bardziej tego streścić, oraz za bałagan w wypowiedzi, ale odzwierciedla on mniej więcej to, co dzieje się teraz w mojej głowie.
Piszę tutaj, ponieważ mam kompletny mętlik w głowie i zupełnie nie wiem, co mam zrobić. Nie oczekuję cudownych, gotowych rozwiązań ani bezpośrednich rad. Po prostu myślę, że pomogłoby mi, gdyby ktoś to przeczytał i napisał cokolwiek, co nasuwa mu się na myśl, albo przychodzi do głowy. A wydaję mi się, że blog ten czytają ludzie o takich cechach, jakie ja w przyszłości chciałabym w sobie wykształcić.
Aktualnie jestem na pierwszym roku stomatologii. Moja mama jest stomatologiem i prawdę mówiąc gdyby nie jej stały, dobrze płatny zawód, już dawno mieszkalibyśmy w jakimś małym, jednopokojowym mieszkanku. Teraz mieszkamy w domku jednorodzinnym, na którego odnowienie został wzięty ogromny kredyt, który zostanie spłacony po 20-30 latach jak dobrze pójdzie, ale nie o tym chciałam mówić.
Jestem więc na tej stomatologii, ale prawdę mówiąc studiowanie tutaj nigdy nie było moim marzeniem. Jakoś tak “wyszło”, że w podstawówce wiedziałam, że “mam” lubić przyrodę, później biologię, następnie poszłam do klasy biologiczno-chemicznej w najlepszym liceum w mieście, a spośród studiów przyrodniczych już chyba te najbardziej mi pasowały. Zawsze słyszałam, że to będzie dla mnie cudny zawód, zwłaszcza że mam zdolności manualne. Że będę mieć świetny start, bo mama jest stomatologiem. Więc przyjmowałam to, zagłuszałam ten cichy głosik w mojej głowie, który mówił mi, że to może nie jest “to”, ciężko pracowałam przez liceum, żeby się tu dostać, a kiedy już zobaczyłam moje świadectwo maturalne… pomyślałam tylko “no fajnie, przynajmniej nie będę musiała ponownie pisać matury, nie będę mieć problemów”.
Od początku studiowania nie chciało mi się uczyć, bo nie dostrzegałam celu, który byłby wart tych pięciu lat wyjętych z życiorysu. Miałam tylko mamę, która stała nade mną i niczym wyrzut sumienia mówiła: “Ucz się, bo nie zaliczysz. Robisz wszystko, żeby tylko zawalić ten rok. I znowu gadasz po parę godzin z chłopakiem, jak niby chcesz zdać kolokwium, skoro swój czas poświęcasz na bezcelowe rozmowy, zamiast na naukę? W dzisiejszych czasach kobieta musi być niezależna, mieć pewny zawód, żeby w razie czego móc utrzymać siebie i dziecko”. I tak w kółko. Co jakiś miesiąc przechodziłam załamania pod tytułem “ja nie chcę tutaj być, rezygnuję”. Ale zawsze mama przywoływała mnie do porządku swoimi logicznymi argumentami, a ja później miałam dzikie wyrzuty sumienia, że znowu straciłam czas na rozmyślania, zamiast się uczyć.

Bo tak naprawdę moja wizja przyszłości nie jest tak pewna, jak stomatologia. Argumenty na jej korzyść są tak mało przekonujące, że aż boli. Moim największym marzeniem sprzed jakichś pięciu lat jest otworzyć własną kawiarnię. Już kiedyś na tym blogu był poruszany temat, że niedługo będzie cały wysyp kawiarni. Ale na nią mam konkretny, myślę że dobry pomysł. Mogłabym otworzyć firmę, sprzedającą ręcznie robioną biżuterię (robienie biżuterii to moja pasja, którą niestety zaniedbałam, bo trzeba się było uczyć). Mogłabym pracować w redakcji, bo uwielbiam pisać, co też w liceum zaniedbałam i teraz żałuję (wiem, że tutaj jest bardzo mała szansa na zatrudnienie). Mogłabym pracować w firmie reklamowej (choć nie wiem, czy nie jestem za mało dynamiczna i pewna siebie). Mogłabym być stylistką, projektantką, grafikiem, słowem robić cokolwiek bardziej twórczego, niż dłubanie ludziom w zębach. Tyle że te zawody są strasznie niepewne, co mojej mamy zupełnie nie przekonuje. Myślałam o tym, żeby pójść na psychologię, ale to tak dla siebie, aby rozwinąć swoje zainteresowania, poznać ciekawych ludzi. Ale mama mówi, żebym “dała sobie szansę”, czyli skończyła stomatologię, a później “będę mogła robić, co chcę, iść na jakie studia chcę i otwierać, co tylko mi się będzie podobać”. A skoro chcę już teraz pójść taki nic nie dający i łatwy kierunek, to żebym szła na studia zaocznie, poszła do pracy, opłacała studia i miała swój wkład w utrzymywanie 1/3 domu. Boję się, że nie dam rady tego pogodzić, zwłaszcza że podczas tego rodzaju studiów trzeba robić coś w kierunku rozwijania swoich kwalifikacji: podszlifować język, zrobić jakieś kursy, iść na bezpłatne praktyki do jakichś firm, etc. Atmosfera w domu jest gęsta, mama jest na mnie obrażona i próbuje na wszelkie sposoby wywołać we mnie poczucie winy. Ja jestem w kompletnym dołku i nie wiem, co zrobić.
Ktoś może spytać czemu nie posłucham mamy: czemu nie skończę tej stomatologii, aby mieć to zabezpieczenie, a później najwyżej otworzę sobie kawiarnię. Ja po prostu widzę, jak te studia mnie strasznie zmieniają. Nie potrafię cieszyć się życiem, nie mogąc bez wyrzutów sumienia zrobić czegoś, co lubię, bo w tym czasie mogłabym się pouczyć. Mój chłopak twierdzi, że staję się coraz bardziej smutna, nieufna w stosunku do ludzi, narzekająca. Mam wrażenie, że coraz bardziej upodabniam się do swojej mamy, którą naprawdę bardzo szanuję, ale nie chcę mieć życia, takiego jak ona. Nie chcę być drugą nią, a mam wrażenie, że postępując według jej rad i zasad, tak się właśnie dzieje. Z drugiej strony jest jeszcze tata, który z wykształcenia jest inżynierem, ale nigdy nie pracował w zawodzie. Od momenty skończenia studiów miał własną firmę, która dobrze prosperowała przez parę lat, a później świetlane czasy minęły. Otwierał kolejne firmy, które wpędzały nas w coraz to nowe długi. Przez wiele lat nasz cały dom utrzymywała mama ze swoją “pewną pracą”. Wszyscy mówią, że jestem podobna do taty. Mam świadomość, w którym miejscu to podobieństwo jest wadą i staram się nad tym pracować, ale boję się, że skończę tak, jak on mówiąc, że “ma 50 lat i zmarnowane życie”. Ciężko mi uwierzyć w siebie, skoro moi rodzice we mnie nie wierzą. Ciężko mi podjąć kroki w kierunku zmiany, bo boję się, że nie dam rady. Ciężko mi iść pod prąd, sprzeciwiać się mamie, która robi wszystko, abym w końcu dostrzegła swój “życiowy błąd”. Gdy tak mnie poczytać, to ręce opadają, prawda;)?
Jeśli ktoś z Was dotrwał do końca, pewnie załamał się moją osobą. Tak, jestem teraz w dołku i możliwe że ton mojej wypowiedzi przypomina użalanie się nad sobą (i może tym właśnie jest), ale chciałabym z tego dołka wyjść. Potrzebuję jakiejś obiektywnej rady kogoś rozsądnego, kto potrafiłby spojrzeć na sytuację z dystansem. Wytknąć błędy w myśleniu albo postępowaniu. Z góry naprawdę bardzo temu komuś dziękuję. Każdy odzew będzie dla mnie bardzo cenny.”
____________________
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Komentarze (95) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Zapraszam do wersji audio

Warto być miłym

Opowiem Wam małą historię.

Tej zimy znalazłem w Playa del Ingles bardzo dobry Steak House i jako miłośnik tego rodzaju jedzenia kilkakrotnie tam gościłem. W styczniu przeniesiono tam wielki grill na węgiel drzewny z kuchni na główna salę i kiedy byłem tam przedostatnio, to po bardzo udanym posiłku podszedłem do kucharza i w moim kulawym hiszpańskim podziękowałem mu za perfekcyjne przygotowanie steków dla mnie i moich gości. Potem jeszcze trochę przyjacielsko pogadaliśmy i pożegnaliśmy się.

W środę wpadłem znowu do nich i podchodząc do grilla zapytałem „Cześć Carmelo, co dobrego mi dziś zgrilujesz?”

Na to on „Alejandro, może zjesz solidnego T-bone?”. Tutaj małe wyjaśnienie, to co na wyspie nazywają „chuleton” i tłumaczą jako T-bone to tak naprawdę według mnie rib steak, ale tak czy inaczej jest to potężny kawał smakowitej argentyńskiej wołowiny.

Pożartowałem trochę, że jest to stek do popełniania samobójstwa, ale zamówiłem go medio-rojo, czyli medium-rare :-)

Ponieważ nawet jak dla mnie wielkość była rekordowa, to zrobiłem poniższe zdjęcie (a Carmelo ma naprawdę wielkie dłonie :-))

Ku mojemu zdziwieniu na moim talerzu wylądowało potem coś takiego:

Nie trzeba być uważnym obserwatorem, aby zauważyć, że temu stekowi nagle „dorósł” całkiem normalny kawał polędwicy, który normalnie wystarczyłby na samodzielne danie.  W ten sposób dostałem „skonstruowany” porterhouse steak, czego nie było ani w karcie, ani na rachunku, który przyszło mi tego dnia zapłacić :-)

Niektórzy z Was, mogą teraz się zapytać, po co to całe gadanie, cóż takiego w tym, że jakiś kucharz w restauracji sprezentował mi mięso za 10-12 euro?

Otóż piszę o tym, bo jest to typowy przykład bardzo wielu uprzejmości i prezentów otrzymywanych od innych ludzi, których często właściwie ledwo znam. Przy czym nie zawsze chodzi tu o drobiazgi jak ten powyższy, czy mieszkanie w jednym z 3 najlepszych apartamentów w  bardzo sympatycznym, kameralnym hotelu za superpromocyjną cenę.
W moim życiu otrzymywałem już  różne oznaki sympatii warte wiele tysięcy euro czy dolarów i to nie jako część jakiegoś dealu biznesowego!
A to robi już bardzo dużą różnicę w jakości życia i to nie tylko poprzez lepsze samopoczucie!!

Moja rada dla Was: Bądźcie mili dla innych ludzi i to wszystkich bez wyjątku, dopóki jakieś jednostki nie pokażą Wam jednoznacznie, że na to nie zasługują!!

Koniecznie przeczytajcie uważnie ten stary post http://alexba.eu/2006-04-03/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-czy-jestes-milym-czlowiekiem/ i od dziś zacznijcie stosować wspomniane tam zalecenia. Podkreślam słowo „stosować” bo sama teoria Wam nie pomoże.

Dodatkowo dostrzeżcie i wyraźcie uznanie, jeśli ktoś robi coś dla Was i robi to naprawdę dobrze. I to bez różnicy, czy jest to konsultant, któremu płacicie tysiące za godzinę, czy pokojówka sprzątająca wasz pokój. Szczególnie zróbcie to w wypadku tej  pokojówki!!! Chodzi o wyrobienie sobie pewnej postawy.

Jak się da, to rzucajcie promień słońca w życie innego człowieka,  a da się to zrobić znacznie częściej niż przypuszczacie.

Generalnie warto też stosować to podejście.

Dlaczego o tym piszę?

Konsekwentne stosowanie powyższych rad zrobi długoterminowo w Waszym życiu znacznie większą różnicę, niż większość z Was może sobie teraz wyobrazić. Mówię to zarówno z własnego bogatego doświadczenia, jak i wielu obserwacji.

Wypróbujcie i zobaczycie!

Jeżeli macie pytania lub uwagi to zapraszam do komentarzy.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (46) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Szybka selekcja ludzi – dlaczego warto?

Czytając wiele moich postów takich jak np. „Stabilność emocjonalna, lub „No hassle in my castle” można by odnieść wrażenie, że jestem zimno kalkulującym człowiekiem, który dla czystej wygody „eliminuje” ze swojego otoczenia ludzi, którzy mu nie pasują. Pisałem wtedy o wpływie takich decyzji na moją jakość życia itp. a pominąłem jeszcze jeden ważny aspekt, który był dla mnie  tak oczywisty, że go nie zauważyłem :-)
Pamiętacie, jak w poście „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2″ twierdziłem, że chyba wszyscy przychodzimy na świat jako wrażliwe istoty, którym potem ta wrażliwość zostaje wyamputowana?
Jak pisałem o tej księżniczce, dzięki której nauczyłem się na nowo używać serca i mieć szeroka gamę subtelnych emocji?
Przy tym wszystkim odkryłem też, że jestem bardzo wrażliwym człowiekiem i że ta wrażliwość umożliwia mi bardzo wiele rzeczy zarówno prywatnie jak i zawodowo (tak, tak, bez niej nie byłbym dzisiaj tak daleko jak jestem!!)
Z drugiej strony wszyscy żyjemy w realnym życiu, gdzie pojawiają się różni ludzie, nie zawsze w stosunku do nas mili czy dobrze nastawieni.
W takiej sytuacji bardzo wrażliwa osoba ma następujące możliwe rozwiązania:
  • na nowo wyhodować sobie gruba skórę – czyli księżniczka męczyła się nadaremnie
  • zabarykadować się przed „złym światem” w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół – to prowadzi do „monokultury” http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/ co znacznie ogranicza nasze możliwości wszechstronnego rozwoju
  • wytworzyć sobie zdejmowalny pancerz, który zakładamy wychodząc na zewnątrz, a  zdejmujemy w domu – jest to niewygodne i łatwo prowadzi do de facto rozszczepienia osobowości.
  • robić to tak jak ja – łatwo dopuszczać do siebie bliżej bardzo różnych ludzi, ale szybko i bez ceregieli eliminować za swojego życia tych, którzy po bliższym poznaniu nam nie pasują. Podkreślenia wymaga „szybko i bez ceregieli”, bo w naszej polskiej kulturze mamy tendencję do zbyt dużej pobłażliwości i cierpliwości w stosunku do niemiłych lub nieodpowiednich dla nas zachowań innych.
Jakie główne zalety dla mnie ma takie podejście:
  • nie muszę się ciągle przestawiać, mogę być cały czas tym samym człowiekiem z „sercem na dłoni”
  • mogę swobodnie dalej rozwijać we mnie subtelności odczuwania i postrzegania, co jest niezwykle przydatne w bardzo szerokim zakresie zagadnień od seksu począwszy a na trudnych negocjacjach biznesowych skończywszy
  • mam do czynienia z samymi miłymi ludźmi i to zarówno prywatnie, jak i w biznesie. To ostatnie uważam za duże osiągnięcie, bo ile osób może uczciwie coś takiego  stwierdzić.
  • wchodzę w bliskie kontakty z bardzo szeroką gamą różnych ludzi, od których wciąż uczę się czegoś nowego. Robiąc to mam coraz więcej doświadczenia i wprawy w nawiązywaniu takich kontaktów a to zmniejsza potencjalne uzależnienie o jakiejś konkretnej osoby

Jakie potencjalnie negatywne skutki uboczne mogą się pojawić i jak sobie  z tym radzę:

  • jak już wspomniałem powyżej jest to w naszej kulturze dość nietypowe podejście i przez niektórych ludzi będę uznany za dziwoląga lub po prostu zdyskwalifikowany. Nie mam z tym problemu, bo to otwiera drogę do tych, dla których jest to w porządku
  • mogę przedwcześnie zdyskwalifikować jakiś nieoszlifowany diament. To ryzyko akceptuję, zwłaszcza jeśli wciąż znajduję diamenty, które błyszczą bez konieczności szlifowania (metaforycznie)
  • wobec wspomnianej łatwości nawiązywania kontaktów bardzo trudno jest mieć mnie na wyłączność, zwłaszcza bez mojej woli w tym kierunku. To zawsze odstraszało sporą część ludzi, zwłaszcza płci przeciwnej :-) Na szczęście nie wszystkich, więc problemu nie ma :-)
  • jeśli jeszcze coś pominąłem, to na pewno Czytelnicy przypomną mi o tym w komentarzach  :-)
To, co napisałem powyżej jest jak zwykle moim osobistym podejściem, co nie oznacza że jedynym lub najlepszym.  Dla mnie funkcjonuje super i napisałem ten post w odpowiedzi na wasze sugestie abym pisał o tym jak robię różne rzeczy.
Serdecznie zapraszam dyskusji.
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Wszystkiego Najlepszego w Roku 2011 !!!

Tak oto całkiem niepostrzeżenie skończył sie (prawie) rok 2010 :-)

Dla mnie końcówka była niezmiernie obfita w różne spotkania, dyskusje i projekty, co dobrze wróży na nadchodzący 2011.

Jeszcze parę spotkań, parę podróży, parę maili i znowu będzie czas na Gypsy Time, bo względnie pracowity rok widać już na horyzoncie :-)

Wszystkim Wam dziękuje za udział w naszych dyskusjach na blogu i poza nim, a w nadchodzącym roku życzę miłej i bezproblemowej realizacji tego, co dla każdego z Was jest najważniejsze

Wasz

Alex

Komentarze (17) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-31
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak chcemy dyskutować?

Ostatnio zastanawiałem się nad formą i zakresem dyskusji,  które prowadzimy na blogu, a szczególnie moim w nich udziałem.
Niektórzy z Was, zwłaszcza ci, którzy stosunkowo niedawno są na blogu czytając nasze rozmowy mogą czasem odnieść wrażenie pewnej szorstkości, a czasem wręcz arogancji z mojej strony. Warto więc może wyjaśnić, skąd się to bierze.
Zacznijmy od tego, że jest to od początku swego istnienia blog edukacyjny, którego głównymi celami są:
  1. stworzenie dla jak największego grona osób możliwości dowiedzenia się jak do wielu rzeczy w życiu podchodzi taki dość nietypowy facet,  jakim jestem ja.  Nie chodzi tutaj o masowanie mojego własnego ego, czy niepotrzebną mi autoreklamę (bo jak mówią Rosjanie „ciszej idziesz, dalej zajdziesz”), lecz o poznanie wielu alternatywnych metod jak dość do naprawdę wysokiej jakości życia i to bez „pleców”, kumoterstwa, wchodzenia komukolwiek w tyłek, niewolniczej pracy, czy działań niezgodnych z prawem
  2. danie możliwości bezpiecznego potrenowania sztuki polemiki, argumentacji i prezentacji własnych racji, oraz otrzymania bardzo indywidualnego, bezpośredniego i otwartego feedbacku kogoś, kto jest życzliwym, choć niełatwym sparring partnerem
Ten pierwszy punkt, jeżeli nie ma to być grzeczne i konformistyczne powtarzanie rzeczy usłyszanych w mediach lub wyczytanych w książkach, wymaga ode mnie zrobienia dwóch dość trudnych rzeczy:
  • po pierwsze muszę przynajmniej bardzo oględnie opisać rezultaty, jakie długoterminowo mam  stosując opisywane metody i postawy. Rezultaty i samopoczucie przy ich osiąganiu są dla mnie kluczowym kryterium oceny własnego postępowania i pozbawienie Czytelników tych informacji stawiałoby mnie w jednym rzędzie z akademickimi pseudoekspertami życiowymi, jakich wielu  wokół nas. Z drugiej strony, jeśli napiszę na blogu, że w danym roku XXXX pracowałem bardzo intensywnie 40 dni, 90 dni siedziałem na Kanarach, 45 nad polskim morzem, 40 w fascynującej metropolii, a resztę czasu też spędziłem ciekawie i pożytecznie w towarzystwie interesujących osób, to wielu Czytelników zarzuci mi samochwalstwo, wywyższanie się i tym podobne rzeczy. A to nie o to chodzi!! Opis rezultatów powinien być integraną częścią opisu jakiejkolwiek metody! Jak proponujecie rozwiązać na otwartym, publicznym blogu? Podkreślam przy tym, że nie mam żadnego problemu z postawami jak w poście „Jak ja nie lubię Alexa” :-)
  • po drugie muszę mówić o bardzo niekonwencjonalnych metodach i podejściach, które stosuję.  Często są one rezultatem uważnej obserwacji, w miarę nieskrępowanego użycia własnego umysłu i mojej dużej gotowości do eksperymentowania w życiu. Bywa, że są one w sprzeczności do utartych i bardzo rozpowszechnionych „prawd” i „aksjomatów”, tego co mówią w mediach, na ambonie i uczelniach, a nawet, jakby to powiedział Goebbels „wbrew zdrowemu odczuwaniu Narodu”.  Nic na to nie poradzę, jeśli coś działa to jest to dla mnie „prawda”, choć oczywiście nie twierdzę, że prawda uniwersalna i do zastosowania dla każdego. Zawsze jestem chętny do bliższych wyjaśnień, problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś usiłuje mnie przekonać, że nie mam rezultatów, które mam :-) albo generalnie usiłuje mnie „nawrócić”  na „zdrowy sposób myślenia” bez bliższego zapoznania się i zrozumienia (co nie musi oznaczać zgody) moich racji.  Na to jest mi trochę szkoda mojego czasu. Co zrobimy z tą kwestią?
Przy realizacji drugiego celu blogu, pojawia sie pytanie jak to najlepiej zrobić, przy czy poprzez „najlepiej” rozumiem metodę, która da większości Czytelników najwięcej korzyści, bez wikłania mnie w długotrwałe i jałowe dyskusje na temat mojego charakteru lub podejścia :-) O co konkretnie chodzi?
Weźmy jako przykład coś z jednej z ostatnich dyskusji. Wszystko co zawarte jest w cudzysłowach jest  za wyjątkiem kilku dodanych wytłuszczeń dokładną kopią wypowiedzi na blogu.
W dyskusji http://alexba.eu/2010-12-03/rozwoj-kariera-praca/refleksje-o-poprzednim-poscie/
powiedziałem między innymi:
„Zauważasz: „..Dziewczynkom nie pozwala się z kolei na złość ..”
I słusznie, bo złość szkodzi na urodę :-)
A tak zupełnie serio, to po co odczuwać złość? Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio mi się to zdarzyło. Ja czasem się niecierpliwię, czasem, choć bardzo rzadko przełączam się w tryb zimnej bezlitosnej agresji, ale złośc?
Wyobraź sobie, jak zmieniłoby się Twoje życie i relacje z innymi, gdybyś nie odczuwała złości?
No ale to jest już zupełnie inny temat „
trochę później odpowiedziałem na pytanie jednej z Czytelniczek, jak w sytuacjach zazwyczaj generujących złość mieć inne emocje (wytłuszczenia dodane teraz):
„Pytasz o sposoby i jak to zrobić?
  • ogranicz interakcje z ludźmi, którzy mają tendencję do budzenia w tobie negatywnych emocji
  • powymieniaj sobie własną reakcję na różne bodźce np, tak prosta technika jak visual swish (wygugluj, jest szeroko opisywana). Na na przykład na wiele bodźców, na które ludzie reagują złością reaguje ciekawością i zainteresowaniem. Możesz sobie wyobrazić, jaki to ma wpływ na moją skuteczność i jakość życia?”
aby po kilku komentarzach dostać coś takiego (wytłuszczenia moje):
„Alex, brałam udział w kilku szkoleniach NLP i stosuję z powodzeniem wiele technik, które tam poznałam. Visual switch pozwala mi pozbyć się albo przynajmniej złagodzić nieprzyjemne uczucia związane z pewnymi osobami lub wydarzeniami, ale nie wpadłam jeszcze na pomysł w jakiej formie to ćwiczenie przeprowadzić, żeby od tej pory czuć jedynie błogość i radość w dowolnych życiowych okolicznościach. :-)
Piszesz, że zdarza Ci się odczuwać irytację czy frustrację i wydaje mi się, że może być tak, że Twoja irytacja oznacza to samo, co moja złość. Dla mnie to są uczucia z tej samej skali, tylko o różnym natężeniu. Kiedy piszę, że czułam złość to nie mam na myśli wściekłości, która mąci zmysły. „
I co mam teraz z czymś takim zrobić?
Mógłbym odpowiedzieć na to w dwóch równie prawdziwych wersjach:
_
Wersja light:
To dobrze, że już zaczęłaś wpływać na poprawę emocji w bardziej świadomy i skuteczny sposób. Możesz popróbować wykorzystać visual swish do dalszej zmiany odczuć, ale postaw sobie bardziej realistyczne cele niż odczuwanie w każdej sytuacji błogości i radości. Ja w moich wypowiedziach mówiłem o frustracji a nie irytacji. Podoba mi się, że w ostatnich dwóch zdaniach podkreślasz, że piszesz z Twojego własnego punktu widzenia.
Wersja full (taką zaserwowałbym płacącemu klientowi, z tym że w rzeczywistości nie miewają oni tak elementarnych problemów z komunikacją):
W Twojej ostatniej wypowiedzi jest kilka rzeczy, którymi koniecznie musimy się zająć, bo inaczej mogą Ci one znacząco zaszkodzić w rozmowach prywatnych i biznesowych.
Po pierwsze chwaląc się przejściem kilku szkoleń NLP i używając określenia „visual switch” ryzykujesz zaliczeniem Cię do bardzo licznego grona pseudowyedukowanych Polaków, u których „gdzieś dzwoni, ale nie bardzo wiadomo gdzie”. Technika o której pisałem to „visual swish”. Jest co prawda taka technika „foreground, background switch” ale to nie o tym tutaj mówimy :-)
Kiedy ja mówiłem „ Na na przykład na wiele bodźców, na które ludzie reagują złością reaguje ciekawością i zainteresowaniem”
to nawiązując do mojej wypowiedzi piszesz: „..żeby od tej pory czuć jedynie błogość i radość w dowolnych życiowych okolicznościach.”
To jest zupełnie inne ustawienie celów i jeżeli tak się wypowiadasz to albo nie słuchałaś/czytałaś uważnie, albo nie rozróżniasz znaczenia tych pojęć (bardzo niedobrze!!), albo robisz to manipulacyjnie. Tak czy inaczej bardzo zmniejsza to Twoją wiarygodność w oczach wielu rozmówców, zmień to jak najprędzej, bo zaszkodzi Ci to w oczach ludzi z górnej półki. A to są często osoby decydujące o Twojej dalszej karierze!!
Podobnie kiedy powołujesz się na rzekomo moje słowa: „ Piszesz, że zdarza Ci się odczuwać irytację czy frustrację i wydaje mi się, że może być tak, że Twoja irytacja oznacza to samo, co moja złość.”
W żadnym miejscu nie pisałem o mojej irytacji, więc odnoszenie się do niej jest absurdalne i bardzo podważa Twoją wiarygodność u rozmówcy, który po kilku takich wpadkach przestanie traktować Cię serio. Wkładanie w usta rozmówcy słów, których on nie powiedział pachnie manipulacją i bardzo pogarsza atmosferę rozmowy. To ujdzie Ci może w polskiej polityce, ale poważniejszych sprawach jest nie do przyjęcia.
Nie używaj określenia „wydaje mi się że..” bo w ostrej rozmowie wystawiasz się na strzał „nie jest to jedyna rzecz, która ci się wydaje!!”
Dobrym jest, że w ostatnich dwóch zdaniach podkreślasz, że piszesz z własnego punktu widzenia, ale po uprzednich wpadkach jesteś już „trafiona zatopiona”” i to Ci wiele nie pomoże
Teraz mam do Was, drodzy Czytelnicy dwa poważne pytania:
  1. Która wersja mojej odpowiedzi wnosi dla Was więcej wartości dodanej?
  2. Która wersję chcielibyście i jesteście gotowi ode mnie otrzymywać (to nie to samo pytanie co poprzednie:-))?
Prosze Was o chwilę zastanowienia i szczere wypowiedzi.
W wypadku, gdyby Wasza odpowiedź na ostatnie pytanie brzmiała „ta druga”, to czy jesteście gotowi zaakceptować kilka prostych warunków z mojej strony?
  • jeśli chcesz cokolwiek skomentować, to przeczytaj uważnie tekst, do którego się odnosisz
  • jeżeli jest w nim coś niejasnego to po prostu zapytaj, najlepiej używając pytania otwartego
  • jeżeli napisałeś komentarz do jakiejś wypowiedzi to zanim go opublikujesz przeczytaj na spokojnie oba teksty i sprawdź, czy odnoszą się do tego samego.
  • jeżeli komentujesz moją wypowiedź a ja poproszę Cię o jej ponowne przeczytanie, to nie jest to próba deprecjonowania Cię lub złośliwości, lecz szczerze pojęty feedback.
  • Jeżeli ponowne przeczytanie tekstu nie rozjaśni Ci o co chodzi, to zapytaj wprost o to, co jest dla Ciebie niejasne. Nie jest wstydem pytać, wstydem jest udawać że się wie i rozumie
  • możemy się wszyscy totalnie nie zgadzać w różnych kwestiach, to jest w porządku, ale nie atakujemy niemerytorycznie innych uczestników dyskusji

Możemy się umówić na takie zasady rozmowy?

Moim zdaniem znacznie podniosłoby to poziom naszych dyskusji i być może zachęciło wielu mających ciekawe rzeczy do powiedzenia Czytelników do wypowiadania się na blogu, a nie tylko w telefonicznych kontaktach ze mną. Skorzystamy na tym wszyscy.

Ten post jest kontynuacją tekstu „O czym tu pisać?” Tam wypowiedzieliście sie na temat zawartości naszych rozmów tutaj i uważni Czytelnicy na pewno zauważyli że zacząłem to już wprowadzać w życie. Teraz po tym „co” czas na „jak”

Zapraszam do wypowiedzi.

Komentarze (127) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne, Zapraszam do wersji audio

Wkrótce Święta


Wielu z Was wie, że nie jestem specjalnie przywiązany do kalendarza i różnych świąt w nim zawartych. Nie jest też moim zwyczajem, poddawanie się dyktatowi jakiejś daty i oczekiwanie w tym dniu czegoś bardziej szczególnego niż w innym.
Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że moje podejście jest bardzo nietypowe i dla wielu osób okres Świąt jest czymś szczególnym. Z własnych doświadczeń wiem też, że niektórzy nie są w stanie uczynić z tych dni niczego specjalnego, bo akurat znajdują się na samym dole drabiny społecznej, na samym dnie lejka, gdzie praktycznie nie ma swobody manewru.
Ludzie Ci tego dnia mogą i prawdopodobnie będą się czuli szczególnie źle, poprzez kontrast ich świata z tym pozornie kolorowym i wesołym  światem większości celebrującej Święta.
Zróbmy coś z tym.
Rozejrzyjmy się wokoło i znajdźmy takich współbliźnich. Rzućmy promień słońca w ich życie, przynajmniej w tych i dla nich szczególnych dniach. Ja doskonale pamiętam, jak siedziałem w Austrii biedny jak przysłowiowa mysz kościelna w tej mojej piwnicy i ktoś anonimowy wetknął mi w drzwi kopertę z pieniędzmi. Dzięki tym kilkuset szylingom ja wraz z moją ówczesną towarzyszką mogliśmy zrobić ŚWIĘTA!!! Pamiętam ten przeskok z przygnębienia do totalnej euforii, poczucia że świat o mnie nie zapomniał, że jakoś idzie dalej! Wow!!!
Zróbmy coś takiego dla innych!! Wyjdźmy poza krąg bliskiej rodziny, ciotek, wujków, kuzynów, poszukajmy w otoczeniu kogoś, komu możemy nawet niewielkim nakładem rzucić ten promień słońca.
Ja po powrocie do Polski zamierzam odwiedzić pewien kilkupiętrowy parking na Ursynowie, gdzie dość regularnie koczuje kilku bezdomnych. Musze ich odnaleźć, co nie jest banalne gdyż zimą dorabiają sprzątając śnieg, a z oczywistych powodów nie mogę do nich ani zadzwonić ani wysłać maila). Tych kilku, których znam jest generalnie w porządku, więc zapytam ich o plany na Święta. Ja sam obiecałem w Wigilie być u mamy w Katowicach więc czas jest większym problemem niż pieniądze, ale coś wykombinujemy.
Będę wam raportował pod tym postem co z tego wyszło. Każdego z Was zachęcam aby teraz, póki jest jeszcze czas pomyślał o swojej własnej, prywatnej akcji, bo niektóre działania wymagają rozpoznania i zaplanowania. Będę się bardzo cieszył, jeśli przeczytam coś o nich w komentarzach.
PS: Jeżeli macie inspiracje, co i dla kogo można zrobić to podzielcie się nimi tutaj, najlepiej jak najszybciej. Może pomoże to komuś, kto ma dobre chęci lecz brak pomysłów
_________________________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (100) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Zapraszam do wersji audio

Dyktatura rodziców- odpowiedź na kilka pytań

W jednym z ostatnich postów dyskutowaliśmy kwestie kto jest nam naprawdę bliski, a kogo nazywamy bliskim bo tak nakazuje nam konwencja społeczna lub tradycja.
W ciekawej dyskusji pod postem pojawiła się seria pytań, na które obiecałem odpowiedzieć w osobnej dyskusji, co niniejszym czynię.
Na początek mam dla Was ważną uwagę. To co opisuję, mniej więcej (ze względu na ograniczenia tekstu pisanego) odpowiada temu jak ja postępuję w danych sytuacjach. Podaje to Wam wyłącznie jako materiał do własnych przemyśleń i ewentualnej dyskusji w komentarzach. Nie oznacza to, że powinniście w taki sposób postępować, lub że inny sposób postępowania jest zły. Po prostu to  dla mnie działa bardzo dobrze, przynosi dobre rezultaty i dobrze się z tym czuję.
To, co napisałem poniżej zakłada też, że prowadzimy samodzielne życie nie będąc u rodziców na przysłowiowym garnuszku.
A teraz przejdźmy do pytań:
„Czy szukać prawdziwej bliskości (w rozumieniu Alexa) w rodzinie czy odciąć się od krewnych, a skupić na przyjaciołach?”
Rodzina jest naturalnym „rezerwuarem” osób, które mogą stać się nam bliskie. Z drugiej strony niestety jest to tak, jak napisał Richard Bach w książce „Illusions” że rzadko ludzie naprawdę sobie bliscy wyrastają pod jednym dachem. Co ja robię – staram się osiągnąć maksymalną bliskość ale z zachowaniem „ekonomii działań”, kiedy widzę, że mimo rozsądnych starań dalszy postęp jest trudny lub niemożliwy, to szukam gdzieś indziej. To jest szczególny przypadek mojej postawy opisanej tutaj http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
„Jak zachowywać się w stosunku do mamy/ojca, którzy wprawdzie dobrze nam życzą, ale mają zupełnie inne poglądy na to jak dobre życie powinno wyglądać, a o naszym dorosłym życiu nie wiedzą zbyt wiele?”
Tutaj jestem Wam winien cały post, kolejną część cyklu „Jak bronić się przed dyktatura pociotków i znajomych”:
http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/
http://alexba.eu/2010-01-26/rozwoj-kariera-praca/dyktatura2/
Może dziś opowiem to w pewnym skrócie:
  1. Po pierwsze, niezależnie od naszego wrażenia przyjmujemy robocze założenie, że rodzice chcą dla nas dobrze. Powiedzmy im o tym, że jesteśmy świadomi ich dobrych intencji.
  2. Po drugie zapytajmy, czy chcą na ten temat porozmawiać po partnersku jak dorośli ludzie i czy obiecują treść tej rozmowy zachować dla siebie.
  3. Jeśli nie, to kończymyć wszelkie dyskusje na ten temat, jeśli mimo wyraźnego wyrażenia woli będą one Wam dalej narzucane to ograniczamy wszelkie kontakty do absolutnego minimum (np. działania humanitarne, o których poniżej). „Dieta” kontaktowa czyni czasem cuda :-)
  4. Jeśli tak, to rozmawiamy z nimi jak z dorosłymi przekazując swoje racje i słuchając ich. Może każda ze stron nauczy się czegoś wartościowego.
  5. Jeżeli mimo ustnych deklaracji rodziców dalsza rozmowa nie ma charakteru partnerskiej wymiany zdań, to stawiamy uprzejme, aczkolwiek wyraźne ultimatum. Albo dalsza rozmowa będzie odbywać się po partnersku, albo zostanie zakończona. Przy braku pozytywnej reakcji idziemy do punktu 3
  6. Tak czy inaczej jest to Wasze życie i o ile nie planujecie nałożenia na rodziców dodatkowych obciążeń typu kredyty lub opieka nad Waszymi dziećmi to jest to Wasza sprawa co zrobicie ze swoim własnym życiem
„Jak wyłączyć z tematów poruszanych z rodzicami ten najbardziej drażliwy? (np. nie chcę mieć dzieci)”
Możecie przeprowadzić rozmowę podobnie jak w poprzednim przypadku, aby obie strony zrozumiały lepiej swoje motywacje i racje. Ostateczne decyzja o takich sprawach jak np. posiadanie dzieci należy wyłącznie do Was.
„Jak pogodzić brak bliskości w rozumieniu Alexa z pewnymi obowiązkami, które mogą na nas spaść w związku z posiadaniem bliskich krewnych? (np. mam w najbliższej rodzinie osobę niepełnosprawną, z którą nigdy nie osiągnę bliskości ale czuję się za nią w pewnym stopniu odpowiedzialna).”
Tutaj podejmujemy działania, które ja nazywam „humanitarnymi”. Większość z nas prędzej czy później spotka taki problem, bo nasi rodzice się starzeją i często w tym zaawansowanym wieku potrzebują wsparcia zarówno finansowego i organizacyjnego, jak i też emocjonalnego. Niezależnie od naszych aktualnych relacji z nimi powinniśmy docenić, że  w przypadku większości z nas nasi rodzice kosztem wielu wyrzeczeń i wysiłków co najmniej nas żywili, odziewali i dawali dach nad głową i to wtedy, kiedy nie byliśmy w stanie zrobić to sami. Elementarna przyzwoitość wymaga, abyśmy my nie zostawili ich w potrzebie.
Z drugiej strony często zdarza się, że tacy bliźni próbują nas terroryzować lub szantażować emocjonalnie. Do tego nie wolno dopuścić i pierwszym krokiem powinno być przeprowadzenie takiej partnerskiej rozmowy jaką proponowałem na początku tego postu. Jeżeli nie  da ona rezultatów, to ograniczamy pomoc humanitarną do absolutnego minimum jakie możemy znieść bez znaczącego ograniczania własnego życia i tego co jest w nim dla nas ważne. Można też stosować metody opisane pod tagiem „tresura”

Tyle odpowiedzi na Wasze zadane mi pytania. Jeżeli macie dodatkowe, lub cokolwiek wymaga bliższych wyjaśnien to zapraszam do zabrania glosu w komentarzach.

Jeszcze raz podkreślam, że ten post oddaje moje osobiste podejście do tego rodzaju zagadnień (sprawdzone w praktyce na trudnych przypadkach :-)) i tylko jako taki powinien być traktowany.

______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Firmy i minifirmy, Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Jak zrobić z Alexa „otwieracz drzwi”? :-)

Pamietacie post „Historia pewnej rekomendacji”? Jak dobrze się to potem skończyło dla tego Kolegi?
Takie historie pojawiają się u mnie nierzadko, a dziś chcę Wam opowiedzieć o tym, jak ktoś kogo nie widziałem na oczy „załatwił sobie” że opis jego działalności wylądował w rękach jednego z najbardziej pasujących ludzi w Polsce.
  • Na początku był mail, jeden z wielu, jakie otrzymuję. Właśnie ten mail był dobrze napisany i dlatego chcę go szczegółowo omówić.
  • Potem był mój telefon, czy mogę ten mail po prostu wydrukować i przekazać właściwej osobie
  • Potem, traf chciał że tylko 24 godziny  później miałem prywatne, niebiznesowe spotkanie z właściwą osobą, podczas którego powiedziałem „ wiesz, mam tutaj opis czegoś ciekawego, co mogłoby pasować do Waszego biznesu. Nie znam człowieka osobiście ale zgodził się na wydrukowanie maila wysłanego do mnie i przekazanie go Tobie. Zobacz i wyrób sobie zdanie sam”
  • Mój rozmówca przeczytał, zapytał czy może zabrać wydruk ze sobą i powiedział „przyjrzymy się temu. Powiem Ci co z tego wyszło”. To ostatnie to jest nawiasem mówiąc ważny element, jak dostajesz od kogoś cynk, to daj mu potem feedback co z tego wyszło.
  • Potem wyleciałem na Gypsy Time
  • cdn. (oby :-))
Kluczowym w tym wszystkim był naturalnie mail od Czytelnika, przyjrzyjmy się mu bliżej. Otrzymałem zgodę na jego publikacje ale zostałem poproszony o zanonimizowanie  wszelkich informacji dotyczących Autora i jego serwisu, stąd te wszystkie X-y w tekście (a szkoda, bo bardzo ciekawe)
„Witaj Alex,
Od kilku lat jestem stałym czytelnikiem Twojego bloga. W komentarzach podpisuję się zwykle jako XXXX.”
Bardzo wazne przedstawienie się na samym początku. Mówi mi „od kilku lat jestem członkiem Twojej „rodziny” a nie przypadkowym człowiekiem. Możesz sprawdzić co mówiłem i w jaki sposób sie wypowiadałem”
To jest bardzo ważny element, bardzo często pomijany. Zwracanie się do mnie po imieniu potwierdza, że człowiek zna mnie z blogu :-)
„Zachęcony kilkoma postami, między innymi tymi dwoma:
http://alexba.eu/2009-05-05/rozwoj-kariera-praca/zadowolenie-byle-czym/
http://alexba.eu/2007-11-19/rozwoj-kariera-praca/studnia/
wziąłem sprawy w swoje ręce i postanowiłem spróbować wykopać swoją studnię zanim na dobre zachce mi się pić.”
Autor pokazuje, że rzeczywiście czyta mój blog i pozwala mi prześledzić,  jak powstała idea, o której zaraz usłyszę.
„Od około roku czasu prowadzę wraz z bratem bloga (a w zasadzie mały serwis) związany z  XXXXX (plus dokładny opis, przyp. Alexa)
Mamy również jedyną w kraju bazę danych XXXXX. Możemy pochwalić się wywiadami z największymi sławami polskiej sceny XXXXX. Tak, nawet totalni amatorzy mogli porozmawiać z XXXXXXX :). Brat studiuje dziennikarstwo więc wydaje mi się, że w kwestii merytorycznej nie mamy się czego wstydzić. Z zawodu jestem programistą więc stworzenie całości od strony technicznej było świetną zabawą i oderwaniem od pracy na etacie.”
Tutaj mieliśmy całą serię istotnych informacji takich jak:
  • nie jest to tylko pomysł lub prototyp, lecz funkcjonujący serwis. To robi ogromną różnicę dla kogoś takiego jak ja!!! Moje nastawienie do teoretyków znacie :-)
  • bardzo dobry opis o co w serwisie chodzi i dlaczego jest on „purpurową krową”
  • zręczne pokazanie paru osiągnięć
  • pokazanie, że team prowadzący, mimo tylko dwuosobowego składu ma niezbędne kompetencje merytoryczne i techniczne
„Wbrew opinii innych udało nam się osiągnąć coś czego nie mają nawet wielkie serwisy internetowe o XXXXX. XXXXX jest niszą w XXXXX, którą ludzie interesują się dopiero od niedawna. Szansa stworzenia czegoś dużego przynoszącego spore zyski z reklam, płatnego contentu, sklepu… jest bardzo duża. Pomysłów jest mnóstwo. Moje plany sięgają nawet momentu gdzie stworzymy własne XXXXXXX.”
Dalsza część pokazująca:
  • więcej „purpurowości” projektu
  • fakt, że team potrafim naprawdę coś konkretnego osiągnąć
  • fakt, że dotychczasowe wyniki są bardzo zachęcające, a projekt ma potencjał

Tego nigdy za wiele pod warunkiem że jest to prawdziwe i wiarygodne. jedyna uwaga, to zamiast „udało nam się osiągnąć” (gdzie brzmi element szczęśliwego przypadku) lepiej byłoby napisać „osiągnęliśmy”

„Śledząc Twojego bloga, którego uważam za bardzo wartościowego, nie trudno się domyślić, że znasz wiele osób z różnych dziedzin. Zarówno tych z wyższych lig jak i tych niższych. Dlatego mam pytanie. Czy znasz może jakąś osobę / firmę skłonną zainwestować pieniądze w rozwój takiego serwisu? Nie oczekuję ryby ale bardzo chętnie przyjrzę się wędkom, które mógłbyś posiadać. Każda rada czy wskazówka gdzie zacząć szukać będzie mi bardzo pomocna.”
Bardzo zręcznie napisane, czego Autor maila chce ode mnie. Właściwie postawione główne pytanie, ale też podanie mi celów zastępczych na wypadek, gdyby moja odpowiedź na to pierwsze była „nie znam”. Autor gra na wiele mozliwych szans, a nie na te jedyną największą.Wiele osób w biznesie i w życiu spina się na osiągnięcie konkretnego celu, nie widząc, że coś innego, co mogliby łatwo dostać tez znacząco posunie ich do przodu.
„Co mogę zaoferować w zamian? Jestem specjalistą w dziedzinie programowania. Służę radą przy tworzeniu serwisów internetowych oraz innych aplikacji. Mogę pomóc w wyborze technologii czy podsunąć konkretne rozwiązanie w kwestiach technicznych. Gdyby na jakiejś „biznesowej kolacji”, o których nie raz pisałeś na blogu, ktoś potrzebował konsultacji to chętnie pomogę o ile będzie się to mieściło w ramach moich kompetencji. Bardzo chętnie napiszę też na Twojego bloga swoją historię jako programisty, od czego się zaczęło i w jaki sposób wspinam się w górę aby dojść do tego co robię obecnie (póki co jestem liderem małego zespołu w firmie, w której pracuję).”
Ładnie napisany blok, co Autor może zaoferować mi w zamian. Akurat w moim przypadku niepotrzebny, bo jak już komuś pomagam, to robię to „za darmo”, ale świadczy o charakterze, a poza tym jest dobrym opisem kompetencji Autora na wypadek, gdybym ten mail posłał dalej :-)
A takie forwardowanie całego maila (oczywiście za zgodą jego autora)zdarza się często ludziom, którzy są zajęci innymi sprawami ale chcą coś dobrego dla Was zrobić. Pamiętajcie więc pisząc taki tekst, zredagujcie go tak, aby był odpowiednio przekonywujący tez dla osoby docelowej. Ja, gdybym nie mógł po prostu wydrukować maila Czytelnika i przekazać go dalej, to chyba „odpuściłbym” całą sprawę, bo miałem wtedy dość własnych na głowie.
„Jeśli chciałbyś z tego maila wykorzystać cokolwiek do swojego bloga to proszę bardzo.”
Dobre pociągnięcie, wiadomo, że jak mogę jednocześnie pomóc wielu ludziom, to będe bardziej zmotywowany do podjęcia działania :-)
„Gdyby łatwiej było Ci oddzwonić zamiast pisać to tutaj jest mój nr telefonu: XXXXXXXX. Możesz zadzwonić nawet w nocy jeśli będzie tak dla Ciebie wygodniej. To mi zależy na wskazówkach więc jedna nieprzaspana noc może być tego warta.”
Niezwykle ważny element, podanie różnych możliwości kontaktu. Ja czytam osobiście wszystkie maile skierowane do mnie ale mam spory kłopot z odpisywaniem obszerniejszymi tekstami, bo….. bardzo nie lubię pisać!!!! Dlatego czasem trwa to długo, bo trzeba się wstrzelić w rzadki moment kiedy mam czas i wenę na indywidualną korespondencję. Podanie telefonu znacznie ułatwia sprawę, kilkoro z Was przeżyło już ten szok, że napisali mi maila z telefonem i 20 minut później mieli mnie już w słuchawce, często dzwoniącego  z innego kontynentu :-)
Tak więc przypominam, telefon to jest konieczność, jeśli nie ufasz mi na tyle, aby go przekazać to nie pisz w poważniejszych sprawach wymagających mojego zaangażowania.
Ostatnie zdanie jest też bardzo ładną deklaracją, że Autorowi zależy.
Co wyniknie dalej z tej całej akcji nie wiemy. Nie wszystkie próby takie jak ta opisana kończą się powodzeniem, taka jest kolej rzeczy w biznesie. Ważne jest, aby próbować dużo i często, a powyższy mail jest dobrym przykładem jak to zrobić. No może za wyjątkiem literówki w ostatnim zdaniu :-) Use your spell checker!!
Zapraszam do dyskusji i pytan w komentarzach
PS: te „blabla , blabla” w wersji dźwiękowej to są linki do mojego blogu, nie słowa Autora maila!! :-)

______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi

Osoba bliska czy blisko spokrewniona?

Jedną ze specjalności naszych Rodaków jest używanie wielu słów w egzaltowany i niezgodny z ich pierwotnym znaczeniem sposób. To ma, w zamyśle mówiącego, szczególnie silnie wpłynąć na słuchaczy i w tym naszym kraju często niestety odnosi zamierzony (i manipulacyjny) skutek. Dziś jednak nie będziemy pastwić się nad nadużywaniem takich słów jak „bohater”, „polegli”, „zbrodnia” i tym podobnych, czy też nazywaniem „stekiem” kotleta mielonego z wieprzowiny, lub „szynką” produktów, które możemy nabyć w większości hipermarketów :-)
Przyjrzyjmy się za to czemuś pozornie o wiele bardziej banalnemu, a jednak w rezultacie prowadzącemu nas do nie zawsze najlepszych decyzji, a mianowicie użyciu słowa „bliscy” i jego najwyższej gradacji „najbliżsi”.
Często słyszę lub czytam zdania podobne do następujących:
„Swoją drogą ciekawe, że często to osoby bliskie (np. rodzice) podcinają nam skrzydła. „
„Moi bliscy nie akceptują moich wyborów życiowych”
„Ludzie mi bliscy aktywnie przeszkadzają mi z drodze do celu”
„Moi najbliżsi demotywują mnie swoimi komentarzami”
Wiecie co wtedy myślę?
Że ktoś tutaj potężnie pomylił pojęcia, przy czym ten błąd, nawet jeśli jest bardzo powszechnie popełniany ciągle jednak pozostaje błędem.
Wystarczy zastanowić się nad rozróżnieniem następujących określeń:
  • osoba z nami blisko spokrewniona lub spowinowacona
  • osoba rzeczywiście nam bliska
W tym pierwszym przypadku kryterium są więzy krwi (rodzice, brat, siostra), lub więzy prawne (mąż, żona, teść, teściowa). To jest dość proste w definicji i interpretacji
Ten drugi przypadek, osoby nam bliskiej jest źródłem wielu problemów, bo mnóstwo ludzi zakłada, że to jest to samo co osoby z tej pierwszej grupy, a to jest moim zdaniem spora pomyłka.
Zacznijmy więc od tego, kogo nazywam osobą mi bliską.
Abym ja kogoś określił w ten sposób potrzebne jest jednoczesne spełnienie następujących warunków:
  • ta osoba musi mnie dość dobrze znać i to w różnych aspektach życia
  • ta osoba musi autentycznie akceptować moje podejście do życia, wartości, które wyznaję i moje prawo do ich wyboru. Nawet jeśli sama wyznaje całkiem inne!!
  • ta osoba musi szczerze i otwarcie ze mną komunikować
  • ta osoba musi mi naprawdę życzyć osiągnięcia szczęścia i sukcesu w życiu według moich kryteriów
I dokładnie takie same warunki muszą być spełnione z mojej strony.
Dopiero wtedy określam kogoś „osobą mi bliską”.
Jakie z tego co napisałem powyżej wynikają praktyczne wnioski:
  • nikt nie staje się taką osobą automatycznie z powodów genetycznych, prawnych lub geograficznych!
  • „bliskość” jest czymś dynamicznym, zmieniającym się i ewoluującym. Może się zdarzyć, że ktoś mi bliski po pewnym czasie takim być przestaje i jest to naturalna kolej rzeczy, wynikająca między innymi z różnych kierunków rozwoju, zmian w potrzebach którejś ze stron itp.
  • z poprzedniego punktu wynika też, że brak bliskości nie jest „wyrokiem” na zawsze. Może sie zdarzyć, że w relacji z kimś brakuje jednego albo nawet kilku elementów aby uznać ją za bliską. Z czasem te elementy sie pojawiają in nagle „BUM!!” mamy osobę, która jest nam bliska.
Do tego co napisałem powyżej koniecznie trzeba dodać dwa punkty komentarza:
  • to jest moja osobista definicja bliskości, oczywiście możecie mieć dowolną inna :-) Trzeba jednak przyznać, że oferuje ona ciekawe spojrzenie na tę kwestię, nieprawdaż?
  • w oczywisty sposób bliskość nie jest czymś zero-jedynkowym lecz posiada bardzo szeroką gradację
  • pisząc o tych 4 czynnikach mam na myśli to co istnieje i jest obserwowalne w rzeczywistości a nie jakiekolwiek ustne deklaracje danej osoby!!
Dla zainteresowanych mam jeszcze małe ćwiczenie:
Weźmy kilka osób z naszego otoczenia, o których zwykliśmy mówić „moi bliscy” i oceńmy jak wygląda każdy z wymienionych przeze mnie „czynników bliskości”:
  • A – znajomość Twojego prawdziwego „ja” w skali od 0-5
  • B – akceptacja Twojego podejścia do życia i prawa wyboru w skali 0-5
  • C – otwartość i szczerość w komunikacji z Tobą w skali 0-5
  • D – życzliwość Twoim zamierzeniom i planom w skali 0-5
Potem wyliczmy „współczynnik bliskości” wg. Alexa:
B_alx=A*B*C*D
Zróbmy to dla naszych rodziców, dzieci, partnerów życiowych i zobaczmy jaki wynik w skali od 0 (kompletny brak bliskości) do 625 (maksymalna możliwa bliskość) otrzymamy.
Powtórzmy dla bliskich znajomych, przyjaciół, klientów, kochanków i kochanek :-)
W prywatności własnego umysłu zastanówmy się nad rezultatami. Reszta to już Wasza prywatna sprawa.
Ja jestem bardzo zainteresowany co o tym wszystkim myślicie i jakie jest wasze zdanie na ten temat. Dlatego zapraszam do dyskusji w komentarzach, myślę że będzie bardzo ciekawa, bo i temat jest niezwykle istotny.
______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (47) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 38 of 80« First...102030«3637383940»506070...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025