Bardzo spodobało mi się przeprowadzenie „Zapytaj Alexa o cokolwiek”. Uczestnikom ostatniego spotkania chyba też :-)
Formuła doboru uczestników zainteresowanych podobnym tematem, odpowiadania na konkretne pytania, dyskutowania różnych aspektów, podpowiadania praktycznych rozwiązań jest bardzo dobrym pomysłem. Nagrywanie, aby wszyscy mogli z tego skorzystać też :-)
Jak pomyślę, ile ciekawych tematów poruszaliśmy wcześniej przy „Stoliku Kawiarnianym”, to żałuję, że ich nie uwieczniliśmy :-(
No cóż, uczymy się ciągle.
Aby maksymalnie skorzystać, ważnym jest aby mieć w miarę klarowne pytania i umieć je w miarę klarownie wyrazić, tego będę jeszcze bardziej pilnował w przyszłości. Zaraz nagram film, jak najlepiej się zakwalifikować i skorzystać z tej bezpłatnej inicjatywy.
A na razie zapraszam do obejrzenia nagrania z pierwszej takiej „tematycznej” sesji z 24.07
Chcecie zobaczyć, jak upierdliwy Alex w ciągu 30 minut skutecznie przygotowuje sympatyczną Panią, do przekonania istniejącego przedsiębiorcy MŚP, że warto z nią współpracować? To uważnie obejrzyjcie ten film, najlepiej kilka razy pod rząd, bo jest tam sporo prostych i skutecznych zagrań :-)
Jeśli chodzi o prowadzącego, to nie zobaczycie na nim eleganckiego faceta, który miękkim, łagodnym głosem opowiada w okrągłych zdaniach jak skutecznie przekonywać :-)
Wręcz przeciwnie!!!
Ale jak myślicie, które podejście „produkuje” faktyczne rezultaty w realnym życiu? Zwłaszcza w krótkim czasie?
Zapraszam do obejrzenia, szerowania jeśli uznacie film za pożyteczny, oraz wypowiedzi w komentarzach
Jeżeli planujecie zrobienie czegoś nowego na rynku, to zawsze warto wziąć paru potencjalnych klientów i przetestować, czy Wasze wyobrażenia o wnoszonej wartości dodanej pokrywają się z ich opinią. Warto też w tej grupie testowej dobrać pełne spektrum zaawansowania i doświadczenia.
Dzisiaj macie przykład, jak upewniłem się, że przygotowywane przeze mnie specjalistyczne wydanie Klinika Negocjacji Alexa Barszczewskiego dla agentów nieruchomościowych ma sens i wnosić będzie bardzo dużą wartość dodaną.
Jak to zrobiłem:
Wziąłem jednego początkującego przedstawiciela grupy docelowej
Wziąłem jednego bardzo zaawansowanego przedstawiciela grupy docelowej z kilkunastoletnimi sukcesami na tym polu
Zaproponowaliśmy im eksperymentalną sesję 2h rozwiązywania ich kazusów z klientami
Sesja była bezpłatna, ale oboje Uczestników zgodziło się na jej nagranie i upublicznienie dowolnych fragmentów
Pod koniec sesji poprosiliśmy o szczery feedback
Jako ciekawostkę, dołączam Wam fragment z tym feedbackiem. Mamy też nagrane kilka bardzo dobrych praktycznych rozwiązań dla pośredników nieruchomości, ale te opublikuję po montażu.
Podobnie zrobiłem ostatnio z adwokatami i radcami prawnymi, z tą różnicą, że ze względu na charakter tamtej grupy nie nagrywaliśmy niczego, za to dostałem ich wrażenia na piśmie. Teraz wiem, że mam co najmniej dwa specjalistyczne produkty, które mogę doszlifować i opublikować. Co nastąpi pewnie w przyszłym tygodniu.
Polecam Wam takie podejście, jeśli chcecie uruchomić coś z naprawdę górnej półki. Uruchamianie przeciętnych projektów odradzam w obliczu nadchodzącego kryzysu gospodarczego.
Dzisiaj postanowiłem skonsultować jeden drobiazg z lokalnym lekarzem, aby nie stać niepotrzebnie w kolejce w Krakowie. Poszliśmy razem, sprawa była szybciutko załatwiona, ale wywiązała się tak miła rozmowa, że sympatyczny Pan Doktor spontanicznie zaprosił nas do swego apartamentu kilka pięter wyżej na pogawędkę, a na dłuższą kawę spotkamy się wkrótce jak wrócimy nad morze.
Takie rzeczy jak spontaniczna sympatia obcych ludzi, bezproblemowe negocjowanie różnych wyjątków itp. zdarzają nam się ciągle, mimo, że:
Nie jesteśmy żadnymi celebrytami
Oprócz może znacznej różnicy wieku, jesteśmy całkiem normalna parą kochających się i lubiących swoje towarzystwo ludzi. Ludzi, którzy całkiem normalnie się ubierają i zachowują.
Żadne z nas nie jest tylko misiem panda do przytulania, bo np. zawodowo w razie potrzeby jesteśmy bardzo ostrzy i skuteczni.
Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo takie coś ułatwia i uprzyjemnia życie, o tworzeniu nowych sposobności już nie mówiąc.
Teraz do przemyślenia mam do Was pytania:
Jak myślicie, co jest powodem takich obserwowanych przez nas reakcji?
Jak często obserwujecie takie reakcje obcych ludzi w stosunki do Was?
Jak zmieniłoby się Wasze życie, gdyby takie pozytywne niespodzianki zdarzały znacznie częściej?
Jestem bardzo ciekaw Waszych przemyśleń i zapraszam do dyskusji w komentarzach
Zauważyłem, że od wielu lat, w bardzo różnych sytuacjach życiowych i zawodowych, nie robię tego, co zdaje się robić większość ludzi – nie namawiam nikogo i nie przekonuję nikogo do siebie. Zamiast budowania zoptymalizowanej „marki osobistej”, po prostu otwarcie komunikuję co robię i jakie jest moje podejście i jakie wartości. Pokazuje się też z normalnej ludzkiej strony, bez specjalnego upiększania mojego wizerunku. Druga strona może sobie wybrać, czy chce, czy też nie. Jeśli tak, to super, jeśli nie, to nie ma urazy.
Tak od ponad 20 lat funkcjonuję w życiu zawodowym i mimo braku aktywnego marketingu z mojej strony, bardzo dobrze mi się powodzi.
Ciekawym jest, że podobnie postępuję w życiu prywatnym. Nikomu nie staram się przypodobać, nikogo nie namawiam. Nawet w przypadku Karoliny, mojej idealnie pasującej żony, widząc jakie są możliwości po prostu byłem sobą z różnymi moimi wadami i pozwoliłem Jej zadecydować czy chce.
Takie postępowanie może teoretycznie prowadzić do utraty różnych szans w życiu. Z drugiej strony, zauważyłem, że jeśli staram się cały czas rozwijać jako człowiek i traktuję inne osoby jak żywych i czujących ludzi, to ani w życiu zawodowym, ani w prywatnym nie cierpię niedostatków.
Za to mam to wewnętrzne poczucie, że jeśli ktoś już „jest ze mną”, to jest ze mną, a nie z jakim sztucznie wykreowanym obrazem.
Wiecie jaki to jest komfort psychiczny!
I na pewno nie mam tzw. „imposter syndrom”, syndromu udawacza, na który cierpi znacznie więcej ludzi, niż mogłoby się wydawać.
Napiszcie, jak Wy podchodzicie do tego zagadnienia, jeśli macie pytania to też zapraszam do komentarzy.
Jako mały przykład mojego nastawienia zobaczcie co odpowiedziałem dziś widzowi na komentarz pod moim ostatnim filmem na YouTube
„Nie potrafiły wykonać prostej instrukcji, bo nie jesteś sam w internecie. Jest tysiące grup o biznesie do których można dołączyć. Kalkulacja jest prosta. Jak widzę, że kolejny admin grupy zadaje 100 pytań do, nie szanuje mojej prywatności (np. wymaga mojego zdjęcia i pełnego imienia i nazwiska [nie bierze pod uwagę, że nie chcę żeby sąsiad czy kolega/szef z pracy czytał co piszę na internecie]) i nie mam informacji, że grupa jest jakaś wyjątkowa, to sorry, szkoda życia – idę dalej. Po prostu mam X ciekawych grup, których już nie jestem w stanie przerobić. Nie wspomnę, że grupy to jest promil tematów w internecie, które walczą o uwagę. Moim zdaniem to wręcz dobrze świadczy o osobach, które nie dołączyły do twojej grupy. Zrób opcjonalne te pytania i po sprawie.”
Odpisałem Koledze:
„Dziękuję za obszerny komentarz. Przy Twoich założeniach, szczególnie, kiedy zależałoby mi na popularności, albo wręcz zarobku z tego, co robię w internecie, to Twoje rozumowanie byłoby całkowicie słuszne. Tyle, że w przypadku mojej działalności jest zupełnie inaczej. Pomyśl o mnie jako o facecie, który zarabia spore pieniądze dla dużych klientów z zupełnie innej rzeczywistości, a tutaj od lat udziela się traktując to tylko jako misję wspierania za darmo fajnych ludzi. Dając im w razie potrzeby w prezencie wartość, która na jego rynku kosztuje dużo a dla większości nie jest dostępna. To, co chcę osiągnąć poprzez np. bardzo proste zresztą kryteria wstępu, to wyeliminowanie ludzi, na których szkoda mi mojego czasu. I ja nie walczę o uwagę, bo jeśli od jutra zniknąłbym z wszystkich mediów społecznościowych, czy YouTube, to jakość mojego życia nie uległaby żadnemu pogorszeniu, a może zamiast tego napisałbym więcej poczytnych książek jak np. https://sukceswrelacjach.pl/ którą nawiasem mówiąc też stworzyłem jako praktyczny podręcznik dla młodych ludzi.
Czyli tutaj sytuacja jest dokładnie odwrotna do typowej: to nie ja staram się o zainteresowanie publiczności, lecz dla widzów, czy członków mojej grupy dyskusyjnej dużą szansą jest znalezienie się na mojej „orbicie”, co na przestrzeni lat, dla sporej ich liczby okazało się bardzo przydatne w karierze życiowej. Reszta mnie ani ziębi, ani grzeje, większość ludzi może mnie śmiało ignorować i biec do celebrytów różnego rodzaju:) Rozumiesz w czym rzecz?
Jeżeli ktoś nie przeczytał uważnie postu Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami? to polecam koniecznie nadrobienie tego przed dalszym czytaniem tego tekstu, gdyż będzie on jego kontynuacją.
Opisałem tam między innymi odkrycie mojej krytycznej słabości w czasach COVID-19 i jakie działania podjąłem niezwłocznie, aby coś z nią zrobić. Jeśli nie zrobiłbym tego jak najszybciej, to byłbym głupcem niepotrzebnie podnoszącym ryzyko bardzo poważnych konsekwencji! I nie byłoby wytłumaczeniem to, że zazwyczaj jestem mistrzem prokrastynacji i zajęć przyjemnych, choć niekoniecznych, albo że głównie staram się delektować życiem.
W obliczu realnego zagrożenia wirusem i jeszcze bardziej realnego nadchodzącego potężnego kryzysu gospodarczego pierwszą rzeczą jaką każdy rozsądny człowiek powinien zrobić, to:
bezlitosna analiza, gdzie ma on właśnie takie niebezpieczne słabe miejsca
niezwłoczne podjęcie działań zabezpieczających
Wiecie, że większość ludzi ma już poważny problem z punktem 1, głównie ze względu na własne niedoedukowanie i/lub życie w świecie medialnej i społecznej iluzji, niewiele mającej wspólnego z rzeczywistością?
To w czasach rozwoju gospodarczego i nieobecności wirusa było stosunkowo niegroźne, teraz, przynajmniej przez kilka lat, będzie zabójcze. Pisałem o tym już w poście
Z tą analizą jest tak źle, że wielu inteligentnych ludzi nie zdaje sobie sprawy z takich niebezpiecznych słabości nawet jak mają wyraźny obraz przed oczami!!!
Dam Wam przykład.
Podczas wielu moich działań pro bono, kiedy zarówno na żywo, jak i online pokazuję na poczekaniu rozwiązania różnych wyzwań negocjacyjnych, wiele osób wyraża podziw dla moich praktycznych umiejętności budowania argumentacji i bardzo skutecznego doboru zarówno strategii jak i konkretnych słów. Miłe ale…
… znakomita większość zdaje się nie dostrzegać że:
Alex Barszczewski nie jest żadnym niezwykłym geniuszem
Z tego wynika, że jest takich osób musi być więcej, tylko wykorzystują swoje umiejętności „po cichu” nie pokazując się w jakichkolwiek mediach. Wierzcie mi, ja sam tak żyłem ponad 14 lat, zanim nie postanowiłem robić coś za darmo młodych ludzi w Polsce.
Jeżeli punkty 1 i 2 są prawdziwe (a są!) to w nadchodzącym kryzysie, gdzie będzie ogromna konkurencja i bardzo mało sposobności, przedstawiciele tej większości będą mieli bardzo małe szanse przeciwko tym z grupy opisanej w punkcie 2.
Muszę tłumaczyć, jakie to będzie miało konsekwencje dla Was i Waszych rodzin? Nie tylko ekonomiczne, ale i psychiczne czy emocjonalne? Przejrzyjcie na oczy!
Uświadomienie sobie tego, jacy jesteśmy ciency w takiej krytycznej umiejętności, to jest pierwszy próg, który i tak pokonuje stosunkowo niewielu. A to przecież dopiero początek! Dalej jest jeszcze gorzej.
Trzeba przecież zebrać się w sobie i zacząć aktywnie coś z taką słabością robić teraz, mimo wyzwań takich, jak na przykład:
Trudności funkcjonowania pod jednym dachem 24/7 jako pracownik, partner i rodzic
Już istniejących problemów finansowych
Już istniejącego zagrożenia utraty źródeł dochodu
Trudności z „namierzeniem” faktycznego wsparcia i źródeł konkretnej wiedzy
„Wstydliwości”, nieśmiałości i słabego poczucia własnej wartości
Ogólnej ociężałości i lenistwa
Te wyzwania nie znikną kiedy solidnie walnie nas w głowę kryzys gospodarczy, a zmarnowany czas trudno będzie nadrobić, tego chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.
Trzeba „mimo wszystko” ruszyć się i zacząć robić skuteczne rzeczy już teraz, podobnie jak ja zrobiłem z moją słabością „COVIDOWĄ”, czyli nadwagą i insulinoopornością.
Z tym ruszeniem się jest kiepsko :(
W podanym przykładzie ponad 200 osób z listy przedsiębiorców, którzy się na nią zapisali, po ponad miesiącu spotkań w „Rozmowach w Klinice” mam trudności, aby z nadesłanych zgłoszeń dobrać choć jedną grupę osób, które w zgłoszeniu do bardzo zaawansowanej już sesji „Zapytaj Alexa” napisały wystarczająco klarownie o co im chodzi, aby można było je zaprosić. Większość albo nie napisała wcale, albo nie potrafiła napisać „Zapytaj Alexa” w temacie wiadomości :(
A przecież to była sposobność dostania czegoś bardzo wartościowego za darmo od faceta, który normalnie ma czterocyfrowe honorarium godzinowe!
Pamiętajcie, że jest to tylko jeden przykład, ale bardzo wymowny, bo tu działanie nie wymagało żądnych nakładów finansowych, a jednocześnie potencjalna różnica jest bardzo duża.
Jak oceniacie taką postawę?
Gdzie robicie podobne błędy?
Jak w czasach kryzysu rokuje tak słabe wykorzystanie sposobności?
Napisałem ten tekst, aby przynajmniej kilku sympatycznych ludzi obudzić z letargu zanim o wiele brutalniej zrobi to kryzys gospodarczy. Rzeczywistość nie będzie się nikim patyczkować!
I nikomu nie życzę, aby do niego miało zastosowanie to, co powiedział mistrz Kochanowski:
„Próżno puklerza przebici macają. Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie; Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie: Nową przypowieść Polak sobie kupi: Że i przed szkodą i po szkodzie głupi.”
Pierwsza linijka we współczesnym języku oznacza „za późno chwytać za tarcze, jak jesteś przebity”. Gdzie jest Twoja tarcza???
Napiszcie co o tym sądzicie, a jeśli tekst uważacie za przydatny, to poszerujcie go dalej
Mam nadzieję, że wielu z Was, a szczególnie bardziej zagrożeni członkowie Waszych Rodzin, wzięło sobie do serca zalecenia, które opisywałem w poprzednich dwóch postach. Nawet, jeśli ktoś dotąd kompletnie zaniedbywał któryś ze wspomnianych tam elementów, to lepiej zacząć działać właśnie teraz, bo wirus zostanie z nami dłużej i każdy tydzień możemy wykorzystać do powiększenia naszych szans w wypadku złapania go.
Jak wspominałem wielokrotnie, nic nie daje nam absolutnej pewności, ale im więcej ze wskazanych elementów naszej obrony uruchomimy, tym większe będą nasze szanse przeżycia. A to jest, szczególnie w obliczu niezadbania przez rząd o właściwe przygotowanie Służby Zdrowia, bardzo ważne.
Na prośbę niektórych z Was nagrałem nawet wideo na YT, aby ci nieco starsi ludzie mogli zobaczyć, że nie poleca to jakiś młodzieniec, tylko człowiek w wieku zbliżonym do nich. Człowiek, który też jest w grupie podwyższonego ryzyka, a ma bardzo dobre życie, z którym nie chce się rozstawać, zwłaszcza w wyniku błędów czy niedopatrzeń, których można uniknąć. Jeśli jeszcze w jakiś sposób mogę pomóc komukolwiek w przekonaniu osoby bliskiej, to napiszcie w komentarzach, co mogę zrobić.
Sam stosuję wszystkie elementy tego, co napisałem w poprzednich postach tej serii, plus planuję jeszcze rozpocząć ćwiczenia siłowe w mieszkaniu. Nieźle mi idzie utrata wagi, choć odżywiając się w ostatnich tygodniach naprawdę smakowicie, znacznie wyhamowałem ten proces. Muszę go trochę stuningować, bo z jednej strony im szybciej zjadę z wagą tym lepiej, z drugiej dłuższe głodowanie podnosi poziom stresu i osłabia odporność. A z trzeciej, lubię delektować się życiem :-)
Powiedzmy sobie jeszcze o używaniu masek. Wiele osób, w tym jeden, podobno bardzo popularny w internecie lekarz, pogardliwie wypowiada się o ich używaniu „bo nic nie dają”. Tacy ludzie albo są totalnymi egoistami, albo po prostu są niedouczeni. Poczytajcie sobie tę pracę naukową https://jamanetwork.com/journals/jama/fullarticle/2763852a szczególnie zobaczcie zamieszczone w niej wideo pokazujące w bardzo zwolnionym tempie efekt kichnięcia zdrowej osoby. W wypadku osoby z podrażnionymi infekcją drogami oddechowymi, będzie to prawdopodobnie znacznie silniejsze. Taką „chmurkę”, tylko mniejszą generujemy też kiedy mówimy, a nawet kiedy „tylko” wydychamy.
Dodajmy do tego, że spory odsetek osób zarażonych (i zarażających) może o tym nie wiedzieć, albo myśleć, że ma zwykły katar, stając się niechcący „aniołami śmierci” dla osób o osłabionym systemie odpornościowym.
Jakakolwiek maska, którą mamy na twarzy znacznie zmniejszy nie tylko ilość emitowanych przez nas potencjalnie zakaźnych drobinek śliny, śluzu itp. ale też bardzo ograniczy „zasięg” takiej chmury, jak na wideo w tych badaniach.
Używajmy ich właśnie do takiej ochrony współbliźnich i to od razu, bez administracyjnego przymusu, zwłaszcza kiedy nie możemy uniknąć mijania innych w dużej odległości, albo w pomieszczeniach.
Przy okazji, nawet bardzo niedoskonała maska też ograniczy wchłoniętą przez nas ilość kropelek z wirusem, które wyemitował ktoś zarażony. To może zrobić różnicę pomiędzy liczbą wirusów, z którą poradzi sobie nasza pierwsza linia obrony immunologicznej, a taką, która zacznie destruktywnie działać w naszym organizmie.
Masz już maskę?
Jeśli uważasz ten tekst za wartościowy, to proszę poszeruj go, aby dotarł do możliwe dużej grupy osób.
Drugą linią mojej obrony jest mój system odpornościowy. Wybaczcie mi wszelkie uproszczenia, którymi będę się zaraz posługiwał, ale to nie publikacja naukowa, a chodzi o łatwe zrozumienie dość skomplikowanych mechanizmów jego działania i tego, jak możemy na niego pozytywnie wpłynąć.
Nasz układ odpornościowy, to fantastyczna i bardzo zróżnicowana armia, która broni nas ciągle przed wszelkiego rodzaju intruzami próbującymi wtargnąć do naszego organizmu. Jeżeli macie teraz czas, to postudiujcie sobie w wiarygodnych źródłach jak on działa, naprawdę warto!
Mamy w nim „siły szybkiego reagowania”, które niezwłocznie rzucają się na każdego intruza i bardzo wielu z nich eliminują od razu, a jeśli nie dadzą mu od razu rady, to włącza się tzw. układ adaptacyjny, który zazwyczaj w ciągu kilku dni wypracowuje wyspecjalizowaną na tego napastnika broń, aby w końcu nie tylko wyeliminować go z organizmu, ale też zachować w „archiwum” gotowe jej plany, aby następnym razem zlikwidować go na samym początku inwazji. Czasem, z różnych powodów, ta „druga linia” wymyka się spod kontroli i jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany demoluje nie tylko napastników, ale i spore części naszego organizmu. Stąd się bierze na przykład taka duża różnica w reagowaniu na styczność z wirusem SARS-Cov2 u różnych ludzi, niektórzy mając mocny i skuteczny system obrony „wykańczają” wirusa na szybko i bezobjawowo, inni niestety nie, a u nielicznych z powodu słabości systemu i mechanizmów go kontrolujących dochodzi właśnie do takiej zabójczej demolki w płucach, czy mięśniu sercowym.
Stąd moja druga linia obrony to wzmacnianie tego systemu i jego mechanizmów kontrolnych, oraz redukowanie czynników, które na niego wpływają osłabiająco.
Zanim opisze jak to robię, znowu podkreślam, że nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem, nie jestem epidemiologiem, a to, co napiszę jest tylko opisaniem moich doświadczeń i metod i ma być rozumiane tylko jako taki opis. Faktem jest, że od kilku lat hobbystycznie edukuję się w fizjologii, biochemii i medycynie funkcjonalnej korzystając wyłącznie ze źródeł angielsko i niemieckojęzycznych. Wszystkie działania które opisuję nie są więc rezultatem wyczytania czegoś w gazecie, lecz dość dogłębnych studiów i porównywania różnych źródeł, a następnie użycia własnego umysłu do wyrobienia sobie poglądu, jak w naszym organizmie działają te niezwykle skomplikowane i współzależne mechanizmy.
Czynniki, nad którymi przynajmniej w pewnym stopniu mam kontrolę i staram się z nimi robić coś, co dobrze wpływa na moją odporność opiszę poniżej. Podkreślam, żaden z nich nie gwarantuje, nawet jeśli zoptymalizujemy je wszystkie, że się nie zarazimy wirusem, ale razem powiększają szansę, że taka potyczka zakończy się naszym zwycięstwem. A to już dużo warte! Zacznijmy od tych najłatwiejszych do wprowadzenia:
Sen – jest bardzo ważny nie tylko dla naszego nastroju i formy mentalnej, ale też dla właściwego działania naszego układu odpornościowego. Ten czynnik bardzo łatwo poprawić, a działanie jest zdecydowanie pozytywne. To co robię to:
Najpóźniej 2h przed spaniem staram się zmienić oświetlenie mieszkania na ciemniejsze i w miarę możliwości bardziej czerwone.
W tym samym czasie, na wszystkich moich urządzeniach z ekranem włącza się tryb nocny, który ma właśnie barwy bardzo ciepłe.
Łóżko generalnie jest przeznaczone wyłącznie do spania, seksu i wszelkich miłych aktywności fizycznych we dwoje.
Pomieszczenie w którym śpimy powinno być zaciemnione, jeśli jest to niemożliwe, to używamy takich opasek do spania na oczy.
Pomieszczenie w którym śpimy nie powinno być zbyt ciepłe, a powietrze dobrze nawilżone.
Dla większości ludzi optymalną długością snu jest 7-8h, ograniczanie jej z jakichkolwiek powodów, na które mamy wpływ jest delikatnie mówiąc nierozsądne.
Jeśli zdarza się Wam iść w nocy do toalety, to wstawcie tam taką małą nocną lamkę w kolorze żółtym, aby nie trzeba było włączać głównego światła, które prawie na pewno przerwie Wam np. produkcję melatoniny.
Ruch – bardzo ważny czynnik, łatwy do zmiany i często niedoceniany, też czasem przeze mnie:
O ile to możliwe staramy się prawie codziennie maszerować z dala od ludzi 2-6 km.
O ile świeci słońce, to staramy się tak dobierać miejsce tego maszerowania, aby maksymalizować wystawianie twarzy na bezpośrednie promienie słoneczne. Wbrew temu, co twierdzi wiele osób, nie chodzi przy tym o wytwarzanie witaminy D, które o tej porze roku, przy odkrytej tylko twarzy jest praktycznie zerowe. Bardziej chodzi o dobroczynny wpływ takiego światła na układ nerwowy, nasz nastrój i ogólne samopoczucie. A te ostatnie też są istotne dla skutecznego działania układu odpornościowego.
To, co zamierzam wprowadzić, to w dni pochmurne robienie mojej wersji HIIT oraz trochę ćwiczeń w domu z użyciem ciężaru własnego ciała.
Stres – zwłaszcza ten długotrwały, bardzo zmniejsza naszą odporność. Typowy przykład to ktoś, kto tygodniami pracuje w napięciu nad ważnym projektem, potem jedzie na wakacje i tam łatwo łapie jakąś infekcję. Z minimalizacją stresu, w aktualnej sytuacji wiele osób może mieć problem, ale róbmy co możemy:
Jeżeli tego jeszcze nie zrobiłaś/zrobiłeś przestań natychmiast oglądać jakąkolwiek telewizję, ci ludzie utrzymują Twoją uwagę najbardziej alarmistycznymi meldunkami, aby sprzedać Cię reklamodawcom. To buduje fałszywy obraz rzeczywistości i niepotrzebnie stresuje widza, o stracie cennego czasu już nie mówiąc. Rzetelna informacja to jest ostatnia rzecz, której możesz się tam spodziewać.
Podobne zalecenie dotyczy większości innych mediów komercyjnych. Jeśli wprowadzą stan wyjątkowy, to gwarantowanie się o tym dowiesz i bez nich.
Jeśli tylko możliwe, to wywalaj z Twojego życia ludzi kłótliwych, upierdliwych itp. Nawet kiedy nie można spotykać się na żywo, można poznawać i współdziałać z nowymi znajomymi, jak to robią na przykład uczestnicy „Rozmowy w Klinice”. Takich możliwości jest wiele, rozejrzyj się.
Jeśli masz do tego partnera/partnerkę to uprawiaj dużo seksu, przytulania się, całowania. To oprócz wydzielania sporej dawki oksytocyny działa generalnie odstresowująco, więc jest korzystne dla naszej odporności :-)
Jak to nie pomoże, to sięgaj po medytację, jogę itp. Ja tego nie stosuję, więc się tu nie wypowiadam.
Suplementy – Nasz organizm potrzebuje oprócz odpowiedniego pożywienia różnych substancji, których nie potrafimy wytworzyć sami. Większość Polaków biega po świecie z różnymi deficytami, co bardzo niekorzystnie przekłada się na sprawność i zdolność samoregulacji (pamiętacie tego słonia w składzie porcelany) naszego systemu odpornościowego. Dlatego regularnie konsumuję dziennie następujące suplementy:
Witamina C naturalna (acerola+dzika róża) 400 mg. Używam naturalnej, bo oprócz kwasu askorbinowego zawiera też 3 inne istotne mikroskładniki tego kompleksu, których nie posiadają tabletki zrobione tylko z wytworzonego chemicznie kwasu askorbinowego. UPDATE: Od pewnego czasu stosuję 160mg+500mg oddzielnie w różnych porach dnia
Witamina D3+K2/MK7. Konsumuje 9000 I.U D3 oraz 200mcg K2. Normalnie podtrzymuje poziom D3 biorąc 5000 I.U, ale chwilowo chcę go sobie podwyższyć. UPDATE: Po kilku miesiącach stosowania 5000 I.U. na wszelki wypadek biorę 7000 I.U. postaram się zrobić wkrótce badanie D3 (25OH), bede tu raportował
Witamina A+E. Z witaminą A trzeba uważać, bo przedawkowanie może prowadzić do poważnych komplikacji! Biorę A 2500 IU oraz 200 mg E, będąc raczej po bezpiecznej stronie, bo to ok. połowa dawki, która mogę brać przy mojej masie ciała. Biorę od niedawna, jestem w fazie testowania mojego organizmu.
Magnez 200 mg w postaci cytrynianu magnezu, powinienem 300mg, ale mój żołądek tego nie lubi. UPDATE: Przestawiłem się z tabletek z cytrynianem na taki cytrynian magnezu spożywczy (nie taki do analizy!!!) 2g rozpuszczone w wodzie dają ok 300 mg magnezu w dobrze przyswajalnej formie. Nie kupujcie reklamowanych tabletek z deklarowaną dużą ilościa magnezu zawierających tlenek magnezu – bardzo kiepsko przyswajalna forma! 0,5 kg cytryniany spożywczego kosztuje ok 30 zł! :-), do tego mala łyżeczka pomiarowa i mamy.
Cynk 25 mg. Zalecenie ostatnio 50-75 mg, sprawdzę w innej literaturze, bo nadmiar cynku blokuje przyswajanie miedzi.
UPDATE: Od pewnego czasu razem z cynkiem biorę też 500mg Quercetin (Kwercetyna), która działa jak jonofor ułatwiający wnikanie cynku do wnętrza komórek, gdzie ma on działanie blokujące replikację wirusów. Protokół opublikowany ostatnio (28.09.20) przez Eastern Virginia Medical School, Norfolk, VA mówi o 250 mg dziennie, zbadam w innych źródłach.
Selen 200 µg.
Omega 3 (0,5 g DHA i 0,4 g EPA) plus ok 800 IU witaminy A, 800 IU witaminy D i 3 mg witaminy E. Te dodatkowe witaminy są w znakomitym „Tranie Norweskim”, który stosuję. Razem z branymi osobno suplementami tych witamin ciągle jestem w bezpiecznym zakresie, na co trzeba uważać. Jeżeli ktoś rozważa branie Omega 3 w postaci ALA (np. olej lniany), to warto wiedzieć, że sprawność organizmu w przekształcaniu ALA na konieczne potrzebne DHA i EPA jest bardzo kiepska.
4 kubki zielonej herbaty, w miarę możliwości bio ze względu na możliwe zanieczyszczenie pestycydami
½-1 łyżeczki kurkumy z odrobiną pieprzu. Też lepiej bio, jeśli macie dostęp
Biorąc różne suplementy, należy uważać, aby nie brać jednocześnie tych, które nawzajem mogą zaburzać wzajemne wchłanianie. Dlatego przyjmuję:
Rano przed jedzeniem Cynk i Quercetin
Do jedzenia witamina C, D3/K2, A/E, Magnez, Omega 3. Witaminy D3 i A najlepiej zażywać do posiłku z tłuszczami, to zwiększa wchłanianie
Długo po posiłku selen
Podkreślam, że powyżej opisałem tylko to, co sam stosuję, nie należy tego traktować jako poradę medyczną, choć we własnym interesie jest to oparte o dość intensywne studia aktualnej literatury medycznej.
Zażywanie tych suplementów nie uchroni nas od infekcji wirusem, niemniej wzmacnia nasz system odpornościowy zwiększając znacznie szanse, że sobie on z tym poradzi. Zwłaszcza jak ktoś, jak większość, ma niedobory. Wszystkie te preparaty są stosunkowo tanie i łatwo dostępne, nie potrzeba jakiś egzotycznych mikstur o nieznanym składzie i za spore pieniądze..
Metabolizm – jednym z czynników bardzo zwiększających ryzyko śmierci od zakażenia tym wirusem jest cukrzyca i inne czynniki towarzyszące często temu schorzeniu, jak nadwaga, nadciśnienie, czy schorzenia serca. Do tego wiele osób konsumuje produkty „hodujące” stany zapalne w organizmie jak np. te z nadmiarem omega 6 (większość tzw. olejów roślinnych) czy zawierające lektyny, szczególnie gluten. Do tego konsumpcja cukru, który dodawany jest praktycznie do wszelkich produktów przetworzonych, albo konsumowany w postaci „zdrowych” soków u wielu ludzi bardzo źle wpływa na stabilność poziomu cukru, co z kolei negatywnie wpływa na układ odpornościowy. Niektóre „zdrowe” warzywa, jak np. szpinak, botwinka, jarmuż itp. zawierają duże ilości szczawianów, które oprócz „hodowania” kamieni nerkowych i zmniejszania przyswajania wapnia tez powodują sporo komplikacji w organizmie. To wszystko zajmuje nasze siły obronne, zamiast mieć je w gotowości na agresję patogenów z zewnątrz.
Sam nie jestem bez grzechu, nie mam co prawda cukrzycy, ale za to ciągle jeszcze nadwagę i jak większość osób „z brzuszkiem” sporo tłuszczu trzewnego. A ta tkanka też podtrzymuje procesy zapalne, w tym wydzielanie cytokin. A wiemy, że tzw. burza cytokinowa jest powodem śmierci wielu ofiar COVID-19, zwłaszcza tych w młodszym wieku. Ja tam wolę nie mieć takiego dywersanta we własnym ciele i w ciągu ostatnich trzech miesięcy na spokojnie i bez męczenia się zrzuciłem już prawie 9 kg z dalszą tendencją spadkową. Prawdopodobnie, jak większość ludzi z nadwagą mam pewną insulinoodporność, którą przy okazji też zmniejszam. Co robię (w przybliżeniu):
Stosuję Intermittent Fasting – w wersji jedzenia w określonym „oknie czasowym” w ciągu doby. Uzależnionym od cukru zalecam na początek wariant 8 godzin jedzenia (np. 10-18) reszta to ew. tylko niesłodzone napoje jak woda, czarna kawa, herbata. Potem można to okno zawężać. Ja w międzyczasie mam dość elastyczny metabolizm i mogę bez problemu jeść w oknie 2h nie odczuwając głodu przez resztę doby, ale nie zalecam tego na początek. UWAGA! W obecnym okresie pandemii nie jest dobre poszczenie w dłuższych okresach, bo podnosi to poziom stresu w organizmie i przejściowo osłabia układ odpornościowy.
Jem bardzo mało węglowodanów – chyba, że mamy akurat z Karoliną dzień znakomitych bagietek z Flomaro, czy ciastek od Oskara. Okazyjnie można tez skusić się na pizzę, czy podobne grzeszki. Ale poza tymi dość rzadkimi wyjątkami nie jem pieczywa, ryżu, ziemniaków, makaronu, większości owoców za wyjątkiem borówek. Nie jem fast foodu i produktów gotowych, oraz wszelkich tych, o których wspomniałem na początku tego bloku.
Tak wygląda w skrócie dbałość mój układ immunologiczny. Mimo różnych błędów i zabranie się za jego tuningowanie dopiero stosunkowo niedawno, co najmniej od 6 lat nie miałem żadnej grypy czy przeziębienia z gorączką, raz miałem jelitówkę przez 24h i w listopadzie jakiś wirus pozbawił mnie na 48h normalnego głosu, ale bez gorączki. Piszę o tym, bo jeśli dotąd nie zadbaliście o tę linię obrony, to najwyższy czas zacząć. Koronawirus zostanie z nami na długo, pojawią się nowe i dobrze mieć naszą „armię” w dobrej kondycji i gotową do działań.
Na zakończenie podkreślam, że jest to tylko opis tego, co robię (i czego nie robię), a opisy zachodzących procesów są bardzo uproszczone. Jeśli ktoś jest zainteresowany i zna angielski, a może do tego i niemiecki, to znajdzie źródła, w których jest to dokładnie opisane, wszelkie badania naukowe dostępne są w bazie Pubmed.
Pozostańcie zdrowi!
PS: Jeżeli uważacie to za przydatne, to proszę udostępnijcie jak najszerzej. To może uratować czyjeś życie!
Jak wszyscy wiemy, mamy obecnie pandemię SARS-CoV-2, nowego wroga o którym jeszcze stosunkowo niewiele wiemy. To, co wiemy, to fakt, że dla niektórych ludzi zakażenie nim kończy się dość nieprzyjemną śmiercią i prawdopodobieństwo tego faktu wzrasta wraz z wiekiem i innymi czynnikami ryzyka. Innymi słowy, zakażając się bierzemy udział w tzw. rosyjskiej ruletce, przy czym liczba zabójczych nabojów w bębenku rośnie wraz ze wzrostem wspomnianych powyżej, powszechnie omawianych w mediach czynników.
Jako osoba dość zaawansowana wiekowo (64 lata) i z pewną nadwagą zaliczam się do grupy bardziej zagrożonych, a mając od wielu lat bardzo dobre życie zdecydowanie nie chciałbym się z nim też pożegnać. Dlatego stosuję 2 linie obrony, zdając sobie sprawę z tego, że jak na wojnie, nawet najlepsze przygotowanie nie jest gwarancją że nie zginiesz, choć odpowiednie przygotowanie i wyposażenie zmniejsza ryzyko takiego niefortunnego wydarzenia.
Dzisiaj podzielę się z Wami tym, co sam robię, może się to komuś przyda. Zacznę jednak od podkreślenia, że nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem, nie jestem epidemiologiem, a to, co napiszę jest tylko opisaniem moich doświadczeń i metod i tylko jako taki opis ma byś rozumiane. Faktem jest, że od kilku lat hobbystycznie edukuję się w fizjologii, biochemii i medycynie funkcjonalnej korzystając wyłącznie ze źródeł angielsko i niemieckojęzycznych. Wszystkie działania które opisuję nie są więc rezultatem wyczytania czegoś w gazecie, lecz dość dogłębnych studiów i porównywania różnych źródeł, a następnie użycia własnego umysłu do wyrobienia sobie poglądu, jak w naszym organizmie działają te niezwykle skomplikowane i współzależne mechanizmy. Pozwólcie, że w tym tekście, zwłaszcza opisując moją 2 linię obrony, po prostu opiszę co robię, bez dogłębnego cytowania prac naukowych itp. zgoda?
No to do dzieła :-)
Pierwsza linia obrony – nie zaraź się!
Dopóki nie ma ani skutecznej szczepionki, ani terapii, a szpitale mogą być przeładowane, to jest to podstawowa strategia, polegająca na nie dopuszczeniu wirusa do mojego organizmu. Będąc w grupie podwyższonego ryzyka wolę też pomylić się przesadzając ze stosowanymi środkami, niż stosując je zbyt słabo. Do opisania mojego podejścia posłużę się najpierw małą metaforą:
Wyobraźcie sobie, że jakaś zbrodnicza organizacja postanowiła Cię zabić mając do dyspozycji preparat, który:
Jest w wielu przypadkach zabójczy, jeśli dostanie się do twoich śluzówek w nosie, ustach lub oczach.
Możesz zostać zaatakowany przez niewinnie wyglądających zamachowców, którzy rozpylą ten preparat w odległości do 2m od nich. Zamachowcem może być każdy, nawet zaatakowany preparatem członek Twojej rodziny.
Preparat ten dłużej utrzymuje się w powietrzu w pomieszczeniach zamkniętych.
Możesz zostać zaatakowany podstępnie, przez naniesienie tego preparatu na różne przedmioty, na których pozostaje on aktywny 2-5 dni.
Jeżeli atak się powiedzie, to nie jest obojętne, czy trafiło Cię dziesięć, sto, tysiąc czy też dziesięć tysięcy jednostek tego preparatu. Im mniej, tym masz większe szanse go od razu odeprzeć, o czym napiszemy w części drugiej.
Przy takim opisie wroga, przeciwdziałania pierwszej linii są dość oczywiste:
O ile nie jesteś absolutnie pewien, że Twoje dłonie nie zostały skażone tym preparatem, to w żadnym wypadku nie dotykasz twarzy, dopóki tej pewności nie masz. Możesz ją uzyskać poprzez staranne mycie i odkażanie dłoni, to drugie preparatem zawierającym co najmniej 65% alkoholu. Płyny „przeciwbakteryjne” o innym składzie są w tym wypadku wątpliwe, bo nasz wróg to nie bakteria. Odkażanie rąk jest więc konieczne po powrocie z wszelkich wyjść poza Twoje mieszkanie, jak też po kontakcie z przedmiotami, które z zewnątrz znalazły się w tymże mieszkaniu i odstawiłeś je do „kwarantanny” o czym za chwilę.
Starasz się minimalizować bezpośrednie kontakty Twoje i domowników z innymi ludźmi, a jeśli jest to nieuniknione, to staraj się mijać ich w odległości co najmniej 2 m. Bez absolutnej konieczności nie wpuszczasz do Twojego domu ludzi tam nie mieszkających! Ty też nie odwiedzasz innych, o ile nie jest to naprawdę konieczne. W miarę możliwości unikaj pomieszczeń poza swoim mieszkaniem, szczególnie tym mniejszych i kiedy są w nich inni ludzie. Jeśli musisz przebywać w takich miejscach, to staraj się działać antycyklicznie, bądź tam wtedy, kiedy większość robi coś innego. Ja na przykład robię zakupy w ogromnej hali Makro i to wtedy, kiedy jest bardzo niewiele osób i nie ma kolejek przy kasach. Jak nie masz własnych doświadczeń w tej kwestii, to posłuż się Google Maps, tam przy każdym większym sklepie jest pozycja „Popularne godziny” i możesz sprawdzić, jak w tym, który Cię interesuje to zazwyczaj wygląda a nawet jak wygląda w chwili obecnej!
Jeśli kurier lub listonosz przynosi Ci przesyłki do domu, albo lądują tam zakupy czy cokolwiek z zewnątrz, to zakładaj, że na każdym z tych przedmiotów zamachowcy mogli rozpylić ten zabójczy preparat. Aby się chronić możesz zrobić jedną z następujących rzeczy: – poddać przedmiot kwarantannie – ostrożnie odłożyć przedmioty w bezpieczne miejsce na odpowiedni czas, a samemu potem umyć i zdezynfekować zarówno ręce, jak i wszelkie powierzchnie które z tymi przedmiotami miały kontakt. Jeśli przedmioty są z papieru lub kartonu, to kwarantanna 48 h jest wystarczająca, jeśli to plastik lub metal, to zapomnij o ich istnieniu na 4-5 dni. To nie zawsze jest do zrobienia przy zakupie łatwo psującej się żywności, wtedy stosujemy następną metodę, a mianowicie odkażanie. Odkażamy co najmniej 70% roztworem alkoholu etylowego (spirytusu), który łatwo możemy zrobić sami np. z denaturatu. Bierzemy 0,5 l 92% denaturatu, dodajemy 157 ml wody i mamy gotowy 70% roztwór odkażający. Nie trzeba dodawać wody utlenionej, bo zwalczamy tylko wirusy, a nie przetrwalniki bakterii. Papier odkaża się źle (można zniszczyć), więc lepiej wysłać na kwarantannę. Większość przedmiotów szklanych (np. mój Samsung S7), plastikowych czy metalowych znosi takie odkażanie dość dobrze, ale próbujesz na własne ryzyko. W razie wątpliwości, lepiej na kwarantannę. Jeśli mówimy np. o zapakowanej hermetycznie żywności (wędliny itp.), czy coś psującego się w słoikach, lub pojemnikach plastikowych, to odkaź opakowanie, zanim włożysz je do lodówki. Inaczej przedłużysz nie tylko żywotność jedzenia, ale też naszego zabójczego preparatu, o którym mówimy. Jeśli chodzi o pozostałe produkty spożywcze, to lepiej zastosować zasadę żeglarzy podróżujących na jachtach w tropikach: „peel it, cook it, or throw away”. Czyli jeżeli możemy coś umyć i obrać, względnie ugotować, to robimy to, rezygnujemy zaś z produktów, gdzie jest to niemożliwe. To niestety eliminuje większość pieczywa i prawie wszelkiego rodzaju liściaste zieleniny, które mogły zostać skażone, a nie mamy możliwości zastosować na nich opisanych wcześniej metod deaktywacji „preparatu”. Na szczęście rezygnacja z takich produktów jest nie tylko możliwa bez szkody dla zdrowia, ale w wielu wypadkach wskazana, o czym napisze w części mówiącej o drugiej linii oporu. Ja np. konsumuje w tej grupie wyłącznie sałatę lodową i czasem bagietki z jednego, absolutnie pewnego źródła. Jeśli chodzi o sałatę lodową, to mogą być skażone zarówno sama folia, w której jest zapakowana, jak i sałata. Jak mam czas, to zostawiam ją po zakupach na kilka dni kwarantanny w samochodzie na parkingu. Sałata tak szybko się nie zepsuje, a wirus w tym czasie się dezaktywuje. Jeśli chcę zjeść sałatę lodową bezpośrednio po zakupieniu, to ostrożnie pozwalam sałacie wyśliznąć się z folii, którą niezwłocznie wyrzucam, dezynfekuję ręce, usuwam dwie wierzchnie warstwy i reszta jest na pewno OK. Podaję to jako przykład procedury, którą każdy może zastosować. Nawiasem mówiąc, sałata lodowa to doskonały podkład do konsumowania sporej ilości oliwy z oliwek Extra Virgin, do czego też jej używam.
W mojej kurtce jedna kieszeń jest przeznaczona na „izolatkę” dla przedmiotów, które używam wyłącznie na zewnątrz (klucze, karta do samochodu), a w drugiej trzymam małe opakowanie żelu do odkażania rąk. Kupiony żel przelewasz do małej butelki z dozownikiem, jakie używamy do podróży lotniczych (100 ml max) lub podobnego typu tubek i masz „zestaw spacerowo-zakupowy”.
Jeśli wychodzisz na zewnątrz, będziesz wyłącznie na świeżym powietrzu i jesteś pewien, że nie będziesz bliżej niż kilka metrów od innych ludzi, to maska nie jest Ci potrzebna, bo ani Ty, ani nikt inny nie może rozpylać „preparatu” tak, aby był niebezpieczny dla drugiej osoby. W innym przypadku lepiej zaopatrz się w maskę, którą należy używać! Nie musi to być ochrona klasy N95, przez którą zresztą ciężko się oddycha, ale cokolwiek pomiędzy Twoimi ustami i nosem, a resztą świata, zwłaszcza, jeśli będzie to dobrze przylegać do twarzy. Maska nie zablokuje wszelkich wirusów, ale nie przepuszczając większych kropelek wydzieliny je zawierających, drastycznie zmniejsza liczbę tych, które w najgorszym przypadku dostaną się do Twoich dróg oddechowych. A jak wspomniałem na początku, nie jest to wszystko jedno, bo z mniejszym atakiem bez problemu poradzi sobie zdrowy układ odpornościowy.
Cokolwiek robisz, zrób wszystko aby nie stać się pacjentem z innym problemem, zwłaszcza wymagającym intensywnej opieki. Przy wszelkich działaniach rozważ najpierw ryzyko zranienia się, złamania, oparzenia itp. tak, jakbyś był w dzikiej dżungli oddalony o 1000 km od najbliższej cywilizacji. Bądź szczególnie ostrożny i przewidujący, a ryzykowne zachowania zostaw na później
To są podstawowe działania mojej pierwszej linii obrony, nastawionej na to, aby się nie zarazić. W drugiej części opiszę moją drugą linię, którą buduję na wypadek, gdyby pierwsza zawiodła: metody wzmocnienia i utrzymania w dobrej formie układu odpornościowego.
Na razie tyle, jeśli macie jakiekolwiek pytania, to zapraszam do komentarzy, a jeśli uznacie ten tekst za przydatny, to szerujcie proszę dalej. To może uratować komuś życie, zwłaszcza jeśli ten ktoś jest, podobnie do mnie, w grupie podwyższonego ryzyka.
Najnowsze komentarze