Łatwa poprawa wydolności fizycznej bez dużych nakładów, to kolejny temat mojego Projektu Fenix.
Wczoraj zacząłem coś w tym kierunku robić. Jak wiecie jestem leniem i szukam możliwości „zhakowania” wszystkiego, co robię, aby zminimalizować nakład potrzebny do osiągnięcia celu.

Analiza informacji wskazała, że najlepszym rozwiązaniem dla mnie jest HIIT, ( High Intensity Interval Training), czyli seria krótkich, bardzo intensywnych wysiłków podzielonych chwilami odpoczynku. Jak to zrobić, kiedy jest się leniem, w dość zaawansowanym wieku, pomimo zrzucenia 11 kg wagi ciągle w pierwszym (niższym) przedziale otyłości klinicznej i do tego totalnie nierozruszanym? I aby było to możliwe praktycznie wszędzie, bez specjalnej odzieży czy obuwia (które jednak powinno być w miarę wygodne, szpilki się chyba nie nadają :-)).

Rozwiązanie, które z powodzeniem stosuję może być przydatne dla bardzo wielu osób w podobnej sytuacji, dlatego je tutaj opisuję:

  • Znajdujesz kawałek chodnika, ulicy czy równego terenu.
  • Nastawiasz na komórce czasomierz na 1 minutę.
  • Uruchamiasz czasomierz i idziesz (nie biegniesz) tak szybko jak to możliwe.
  • Kiedy masz sygnał, że minuta upłynęła zatrzymujesz się i zapamiętujesz dokąd doszedłeś.
  • Spokojnym krokiem wracasz do punktu startu.
  • Uruchamiasz czasomierz i znowu maszerujesz, starając się dojść dalej niż za pierwszym razem.
  • Powtarzasz to, aby zrobić w sumie 5 przejść.

Ćwiczenie wydaje się proste, a jednocześnie po 5 rundach czujesz że poćwiczyłeś :-) Przy tym ryzyko, że sobie coś uszkodzisz jest raczej niewielkie, nawet dla tak zaniedbanych osób jak ja. Polecam, bo jest skuteczne (widzę ogromną poprawę od wczoraj) i możesz robić je praktycznie wszędzie. To co potrzebujesz to 20 minut i decyzja :-)

Mój wykres pokazał trochę dłuższy czas, bo kilka razy musiałem czekać chwilę, aż zwolni się chodnik w tłocznych teraz Międzyzdrojach.