Dziś opowiem Wam krótko o innym zastosowaniu zasady Pareto (20->80 a właściwie 10->50)

W ostatnich kilku dniach miałem „kreatywną blokadę” więc postanowiłem wykorzystać ten czas na coś mniej twórczego, niemniej przydatnego dla mojego rozwoju. Padło na mój „hiszpański”.Piszę w cudzysłowie, bo mimo, że staram się tutaj wyłącznie go używać, to jego znajomość jest u mnie tak naprawdę katastrofalna, przynajmniej jak na potrzeby człowieka, który lubi komunikować się w lokalnym języku. Postanowiłem więc coś z tym zrobić i zabrałem się do pracy w typowy dla mnie leniwy sposób. Po prostu wziąłem do ręki książkę (hiszpańskie tłumaczenie „The Partner” Grishama ) i zacząłem ją czytać (nie znając oryginału) i to w miarę możliwości bez sięgania po słownik. Tak naprawdę wystarczy, przynajmniej znając angielski, przełączyć umysł w tryb fuzzy logic i nie przejmując się, że rozumiemy na początku maksymalnie 10% słów po prostu czytać :-) Niezwykle interesująca gimnastyka dla szarych komórek!!
Tak czy inaczej, przeczytanie 478 stron zajęło mi trochę ponad dwa dni. Na początku bardzo „mniej czy więcej” (raczej mniej:-)) rozumiałem o co w ogóle chodzi, ale z biegiem czasu zarówno akcja, jak i znaczenie tego co czytałem stawały się coraz bardziej jasne. Zapewne nie „załapałem” sporej ilości różnych niuansów, niemniej starczyło na to, aby sprawiało mi to przyjemność. Jak będę miał znowu jakąś blokadę, to wezmę następny kryminał i z pewnością pójdzie mi już lepiej :-)
Polecam każdemu taką zabawę z językiem, którego dobrze nie znacie i to z kilku powodów:

  • jest to szybki i bezbolesny sposób na znaczne rozszerzenie naszego repertuaru w nowym języku.
  • jest to, jak już wspomniałem, bardzo dobre ćwiczenie naszej umiejętności kombinowania – przydatnej przecież w każdej dziedzinie życia
  • szczególnie dla osób wytresowanych w konieczności mozolnego budowania wiedzy kamień po kamieniu, jest to dobry trening w zuchwałym podejściu do rzeczy nowych i szybkim wyłapywaniu kluczowych informacji.

Jeśli ktoś chciałby stosować to do nauki języka to mam jeszcze kilka zaleceń:

  • Przede wszystkim nie zastąpi to konieczności mówienia i słuchania w tymże języku. Chcesz rozumieć tubylców (najtrudniejsza umiejętność) to słuchaj ich, a przynajmniej oglądaj filmy w odpowiedniej wersji językowej. Chcesz umieć mówić to… mów (ale odkrywcze! :-)).
  • Najlepiej da się zastosować do języków, które nie mają dużej rozbieżności między pisownią a wymową (np. polski, hiszpański, włoski, niemiecki itp.)

Przy doborze książek do takiej zabawy warto kierować się następującymi wskazówkami

  • – im mniej ambitna literatura, tym lepiej, bo
    a) używa prostszego języka który jest zbliżonego do mówionego
    b) łatwiej wyłapać o co chodzi :-)
    c) w kryminałach jest zazwyczaj sporo dialogów z próbkami mowy potocznej
  • lepiej czytać tłumaczenia z innego języka, niż pozycje w oryginale (bo zazwyczaj są napisane trochę prostszym językiem)
  • w miarę możliwości unikajcie pozycji archaicznych (jak np. Agatha Christie), bo chcemy przecież poznawać współczesny sposób wyrażania się.

Miał to być post o zastosowaniu zasady Pareto, a zrobił się o nauce języków. To chyba słońce i bezchmurne niebo nad głową przyczyniają sie do takiego dryfowania :-)
Abstrahując od wpływów atmosferycznych na moją osobę, to zachęcam Was do takiej zabawy. W dzisiejszych czasach elastyczny umysł, który potrafi zrobić coś z (prawie) niczego, umie znaleźć ogólny sens przy ogromnym niedoborze informacji to bezcenny atut, a to, co opisałem powyżej jest jednym z lepszych ćwiczeń, które znam.