Zapraszam do obejrzenia filmu „Bądź bezpodstawnie życzliwy”, w którym poruszam bardzo ważny, biznesowy aspekt takiego podejścia.
Zgodnie z obietnica w filmie poniżej zamieszczam obszerny fragment z książki http://sukceswrelacjach.pl z dwoma ćwiczeniami do wykonania w domu.
Książkę możesz zamówić w http://sklep.alexba.eu
„Jeżeli chcemy długofalowo i bez wysiłku odnosić sukcesy w kontaktach z ludźmi, to umiejętność wnoszenia pozytywnych wartości w życie innych jest niezwykle ważna i potrzebna. Większość współbliźnich w stosunku do nieznajomych dokonuje zazwyczaj świadomej lub nieświadomej kalkulacji, czy takie zachowanie się opłaca. Czy chcemy, czy też nie, to taką postawę kalkulacji pokazujemy drugiej stronie,
a ta odczuwa to – nawet jeśli przekaz odbywa się nie tylko niewerbalnie, ale nawet poniżej progu świadomego odbioru. Zgodnie z maksymą: „Jak wołasz do lasu, tak las Ci odpowiada”, w głowie drugiej osoby prawdopodobnie zaczyna się podobna kalkulacja. Jest to tak powszechne, że będąc bezpodstawnie życzliwymi, natychmiast wyróżniamy się z szarego tłumu, a to zazwyczaj jest dobry początek relacji. Jeśli traficie przy tym na normalnych ludzi, a nie jakichś paranoików, którzy wszędzie doszukują się podstępu i manipulacji, to w wielu wypadkach w zdumiewającym stopniu otworzy to Wam dostęp do ich umysłów i serc. A to z kolei może zrobić wielką różnicę zarówno w kontaktach prywatnych, jak i zawodowych.
Wyzwanie polega na tym, że nie może to być udawana czy choćby sterowana życzliwość na zawołanie, bo wtedy łatwo zostanie rozpoznana i zakwalifikowana jako manipulacja. To musi być integralny element Waszej osobowości.
A to, biorąc pod uwagę postawy powszechne w naszym społeczeństwie, mediach i polityce, wygląda u większości dość kiepsko. Na szczęście, przy odrobinie ćwiczeń, można to w sobie wypracować, a rezultaty będą bezcenne. Jak to zrobić, napiszę poniżej w zadaniu do wykonania.
O tym, że takie „rzucenie promienia słońca” w życie drugiego człowieka może być łatwe i nie wymaga praktycznie żadnych znaczących nakładów, niech świadczy poniższy przykład z mojego życia.
Wracałem kiedyś z Ciechocinka po warsztatach z zarządem jednego z klientów. Aby kupić coś na drogę, udałem się do pobliskiego marketu. Wybrałem kilka drobiazgów i ustawiłem się w powoli poruszającej się kolejce do kasy. Przede mną stała schludnie, choć niebogato, ubrana kobieta, w wieku powyżej pięćdziesięciu lat, która wyłożyła na taśmę swoje zakupy – między innymi jakąś niedrogą bombonierę. W czasie, gdy powoli posuwaliśmy się w kierunku kasy, pani ta kilkakrotnie brała do ręki jedną z wystawionych obok doniczek z małymi różami, z wahaniem stawiała ją na taśmę i odsta-wiała z powrotem. Widać było jej wahanie – kupić czy nie. Kasjerka zaczęła przeciągać jej zakupy przez skaner.
– Proszę odłożyć na bok tę bombonierę, kupię zamiast niej doniczkę z kwiatami – niespodziewanie i z widocznym zażenowaniem powiedziała klientka.
Kasjerka zgodnie z tym odsunęła pudełko na bok. Dla mnie sytuacja była absurdalna – ktoś, kto najwyraźniej nie był ani bezdomnym, ani żebrakiem, musiał we współczesnej Polsce podjąć rozstrzygnięcie typu „albo-albo” w tak małej przecież sprawie!
– Ile ta bombonierka kosztuje? – zwróciłem się z pytaniem do kasjerki.
– Osiem siedemdziesiąt dziewięć – padła odpowiedź.
– Jest naprawdę smaczna – kobieta stojąca przede mną dopowiedziała życzliwie, przekonana widocznie, że chcę tę bombonierkę kupić dla siebie.
– Proszę dołożyć tę bombonierkę do zakupów tej pani, a cenę dodać do mojego rachunku – z uśmiechem i życzliwie zwróciłem się do kasjerki.
Obie kobiety na chwilę zamurowało, po czym ta klientka zwróciła się do mnie:
– Ależ bardzo dziękuję.
– To ja dziękuję, że mogę Pani zrobić mały prezent – odpowiedziałem – Ktoś, kto tak lubi kwiaty zapewne jest też
dobrym człowiekiem. Cała przyjemność po mojej stronie.
Na twarzach obu kobiet (kasjerki i klientki) pojawił się szczery i miły uśmiech od ucha do ucha. Pozostali ludzie czekający w kolejce, jakby dotknięci czarodziejską różdżką, też nagłe zaczęli się do siebie życzliwie uśmiechać. Zapłaciłem za zakupy i udałem się w dalszą podróż.
Dlaczego opowiadam tę historię? Powodów jest kilka:
- Niezależnie od tego, jak wysoko wspięliśmy się po drabinie społecznej i gospodarczej, pamiętajmy, że obok nas jest wielu ludzi, którzy z bardzo różnych powodów muszą zmagać się z zupełnie innymi wyzwaniami niż my. Ci ludzie to niekoniecznie obiboki, lenie czy margines społeczny.
Stojąc potem na peronie (po opisanym wyżej zdarzeniu) zastanawiałem się, że gdybym stosunkowo wcześnie w moim życiu parę decyzji podjął inaczej, to być może też nie byłbym dziś dobrze opłacanym, podróżującym po świecie ekspertem, lecz takim dobrym, sympatycznym człowiekiem, odkładającym na bok słodycze za osiem siedemdziesiąt dziewięć, aby móc kupić sobie doniczkę z kwiatkami.
Dlatego też:
- Powinniśmy od czasu do czasu łapać nieco dystansu do naszych osiągnięć i niezmiennie okazywać zrozumienie oraz szacunek innym, którzy – będąc tak samo dobrymi i przyzwoitymi ludźmi jak my – podjęli decyzje, które ekonomicznie zatrzymały ich w miejscu. Jeśli ktoś, jak na przykład niektórzy politycy, z pogardą wyraża się o współbliźnich (bo ktoś skończył tylko zawodówkę, wychował się na podwórku etc), to nie naśladujmy tego. Pamiętajmy, że są to relikty postawy z czasów komuny, które należy jak najprędzej wyeliminować z naszej mentalności i naszego zachowania. W kręgach ludzi z pewną klasą takie postępowanie uchodzi za skrajnie plebejskie i wykluczające. Uważajcie więc na to, bo możecie przez to w różnych sytuacjach dość bezceremonialnie zostać zdyskwalifikowanymi i to w trybie przyśpieszonym.
- Wielu ludzi idzie przez życie, ciągnąc za sobą (metaforycznie) całkiem spory cień, który przy okazji rzuca na innych ludzi. Moja rada dla wszystkich: chcecie dobrze żyć (w szerokim tego słowa znaczeniu), to rzucajcie w życie innych ludzi promień słońca, a nie cień! Sprawiajcie, aby dzięki temu, że istniejecie, w życiu innych pojawiał się uśmiech, życzliwość i to poczucie, że tak naprawdę jesteśmy częściami tego samego Wszechświata. Czasem, jak w opisanym powyżej przypadku, wymaga to tylko odrobiny uwagi i złotych osiem siedemdziesiąt dziewięć. Nie ma więc wykrętów, że to zbyt trudne lub za drogie. Podkreślam jeszcze raz: praktykujcie taką bezpodstawną życzliwość tak długo, aż wejdzie Wam w krew. To, wbrew pozorom, zmieni nie tylko życie beneficjentów, ale i Wasze.
Jeśli znowu ktoś uważa, że te słowa napisał człowiek, który nie ma pojęcia o prawdziwym życiu, idealista, to polecam ponownie szybką lekturę trzeciej sceny „Prologu”.
Zadanie pierwsze
Wyrób sobie nawyk robienia drobnych, uprzejmych rzeczy dla innych ludzi. I to niekoniecznie w zamian za jakieś uprzejmości dla Ciebie, ale tak po prostu – bez oczekiwania na rewanż. Nie zrażaj się tym, że niektórzy, nieco paranoicznie nastawieni rodacy, będą na Ciebie patrzeć podejrzliwie.
To w gruncie rzeczy ich problem. Z takim uczynnym nastawieniem zakwalifikujesz się do znacznie ciekawszej i bardziej obiecującej grupy, która na zewnątrz trzyma osoby myślące tylko o sobie.
Dla treningu zacznij zadanie od osób Ci bliskich, które lubisz, kochasz albo przynajmniej szanujesz. Do tego rozpocznij
od rzeczy, które dla Ciebie nie będą specjalnym wyrzeczeniem, a zrobią pozytywną różnicę tej drugiej stronie. Jeśli
jesteś rodzicem/dzieckiem, to stosunkowo łatwo coś takiego wymyślić, bo masz pojęcie o potrzebach/pragnieniach drugiej strony, nieprawdaż? Podobnie, kochając się z partnerką/partnerem, też możesz, nie oczekując rewanżu, zrobić coś ekstra, co jednostronnie zintensyfikuje jej/jego doznania. Ja robię to ćwiczenie regularnie, z bardzo dobrymi rezultatami.
Przekonasz się, że takie nastawienie to nic takiego trudnego, że korona Ci z głowy nie spada, że czynienie dobra jest przyjemne, a inni ludzie nagle zaczynają znacznie przyjaźniej się do Ciebie odnosić. Wtedy możesz rozszerzyć zakres tego ćwiczenia na ludzi w pracy i w szerszym kręgu znajomych.
W przypadku trudności wyobraź sobie, że dana osoba ma akurat urodziny/imieniny, ale nie życzyła sobie żadnego materialnego prezentu. Pomyśl, co dobrego możesz dla niej zrobić – nawet jeśli miałyby to być tylko miłe, ale szczere słowa. Podkreślam jeszcze raz: cokolwiek robisz, musi to być szczere!
Zadanie drugie
Jeśli opanowałeś już robienie takich nieuzasadnionych dobrych uczynków dla ludzi, których lubisz albo masz do nich przynajmniej neutralne nastawienie, to możesz spróbować wersji dla zaawansowanych. Polega ona na tym, abyś zrobił coś takiego dla Twojego przeciwnika w pracy, biznesie czy w życiu towarzyskim! Zdaję sobie sprawę z trudności i zagrożeń takiej próby, ale warto opanować tę umiejętność. Ja kiedyś w ten sposób zainicjowałem proces, który w pewnej firmie zmienił mojego największego wewnętrznego oponenta w najlepszego ambasadora. I nie było w tym odrobiny manipulacji!
Jak już wspomniałem, jest to zadanie dla zaawansowanych, dlatego należy realizować je dość ostrożnie.
Ta metoda nie jest nowa – już w Biblii napisano: „Jeśli każą Ci przejść jedną milę, to przejdź dwie” (Mt. 5.41).
W Biblii chodziło o to, że żołnierz rzymski mógł, zgodnie z prawem, nakazać każdemu napotkanemu Żydowi, aby ten niósł jego ekwipunek przez dystans jednej rzymskiej mili, co odpowiadało mniej więcej tysiącu krokom. Zrozumiałe, że każdy w ten sposób „uszczęśliwiony” bagażowy odliczał do tysiąca i potem zostawiał swój przymusowy ładunek na drodze. Kalkulacja drugiej mili była taka: przejście jej, jako coś niezwykłego, stwarzało doskonałą okazję do rozpoczęcia konwersacji z wrogiem, a tam gdzie jest konwersacja, tam
pojawiają się szanse na porozumienie. Dziś to działa tak samo dobrze jak dwa tysiące lat temu.”
Najnowsze komentarze