Dziś zainicjujemy dyskusję na bardzo ważny i strategiczny temat, zajęcie się którym może mieć w perspektywie ogromny wpływ na całe Wasze dalsze życie.
W czym rzecz?
Ci z Was, którzy znają mnie bliżej znają moje sceptyczne podejście do autorytetów wszelkiego rodzaju. Nie zmienia to faktu, że jest parę osób, które jeśli wypowiadają się na temat w którym są ekspertami, to ja słucham bardzo uważnie. Jednym z takich ekspertów jest prof. Krzysztof Rybiński, który oprócz bycia bardzo znaną postacią w polskiej gospodarce pisze interesujący i wartościowy blog na tematy związane z jego zakresem zainteresowań.
W poście „Złota polska dekada” pisze on między innymi:
„Prognozuję, że po dwuletnim okresie kryzysu, w latach 2011 -2020 nadejdzie najlepszy okres prosperity dla polskiej gospodarki w całej jej nowożytnej historii, przeciętny wzrost gospodarczy w tym okresie prawdopodobnie znacznie przekroczy 5 procent, oczywiście jeżeli globalna gospodarka wyjdzie z kryzysu”
To oczywiście może na pierwszy rzut oka wyglądać na pobożne życzenie, spójrzmy jednak na jego uzasadnienie:
„Złota polska dekada będzie miała co najmniej cztery źródła. Po pierwsze dobra demografia, udział kreatywnego pokolenia w wieku 25-35 lat będzie wysoki i będzie przekraczał 8 procent populacji przez znaczną część dekady, podczas gdy u naszych sąsiadów (Czechy, Węgry) wyniesie mniej niż 7 procent. Pamiętajmy, że po 2020 roku demografia w Polsce gwałtownie się pogorszy, a w 2050 roku będziemy dziewiątym najstarszym krajem świata. Ale kolejna dekada będzie miała jeszcze dobrą, a z punktu widzenia innowacyjności i kreatywności, bardzo dobrą demografię. Po drugie, w ciągu kilku lat zlikwidujemy bariery infrastrukturalne, które silnie hamowały polski wzrost (autostrady, infrastruktura telekomunikacyjna, może nawet koleje), oczywiście za pieniądze unijne. Poza tym środki unijne będą przez kilka lat wzmacniały popyt krajowy, nawet jeżeli część z nich wydamy bez sensu (co już ma miejsce w wielu przypadkach). Po trzecie, w ciągu kilku lat zostanie wdrożona e-administracja, co powinno radykalnie obniżyć bariery administracyjne wzrostu gospodarczego, o ile zostanie poprzedzone analizą i poprawą procesów w administracji publicznej. Po czwarte, w takim środowisku e-gospodarki ujawnią się nasze talenty w obszarze nauk informatycznych (wygrywamy na zmianę z Rosjanami i Chińczykami wszystkie światowe konkursy) i jestem przekonany że w latach 2011-2020 w Polsce powstanie co najmniej jedna firma na miarę Google czy MySpace, globalny lider w jakiejś dziedzinie związanej z informatyką lub internetem, dziedzinie która prawdopodobnie dzisiaj jeszcze nie istnieje, ale ją wymyślimy i sprzedamy nowe produkty i usługi setkom milionów ludzi na całym świecie.”
Ta argumentacja do mnie przemawia, tym bardziej, że jeśli chodzi o punkty pierwszy i czwarty to już teraz mogę to potwierdzić z własnej pracy z czołowymi firmami i to na wszystkich szczeblach ich struktury organizacyjnej. Tak więc, jeśli nie będzie jakiegoś totalnego globalnego kryzysu, a w następnych wyborach władzy w Polsce nie przejmą jacyś cyniczni politycy, którzy zamiast budować (do czego nie są zdolni) będą „rozliczać”, to mamy ogromną szansę, że ten scenariusz będzie miał miejsce.
Kluczowym pytaniem, które sobie przy tym warto sobie zadać jest:
- Co mogę w międzyczasie zrobić, aby podczas tej złotej dekady stać się beneficjentem zmian ?
I przez bycie beneficjentem nie nie mam na myśli zasady „przypływ unosi wszystkie łodzie”, bo potem będzie odpływ i łatwo wylądować na mieliźnie, lecz to, aby wykorzystać taką koniunkturę do wielkiego skoku w Waszej jakości życia i możliwościach jego kształtowania. Młodzi ludzie często z zazdrością patrzą na tych, którzy potrafili wykorzystać szanse początku lat 90 i dziś są „ustawieni” na wysokich stanowiskach. Podobna szansa (choć jej mechanizmy będą inne) przydarzy się Wam drodzy Czytelnicy podczas przyszłej „złotej dekady”!!!
Dobrze już teraz o tym pomyśleć, bo kiedy zawieje korzystny wiatr warto mieć gotowe do postawienia żagle i odpowiednio sprawny statek.
Jak się do tego przygotować? Nie jestem guru, który zna wszystkie możliwe odpowiedzi, to co mogę tutaj zrobić to podzielić się z Wami kilkoma przemyśleniami i przykładami jak stosuję je w moim osobistym przypadku. Wasze odpowiedzi mogą oczywiście być inne i zapraszam do wyrażania ich w komentarzach.
Punkty, które uważam za istotne to:
- wykształcenie i umiejętności – nie mam przez to na myśli uczęszczania na kiepskie uczelnie i zdobywanie serwowanej tam pseudowiedzy oraz różnych naukowo brzmiących, a w praktyce dość bezwartościowych dyplomów. To samo dotyczy różnych, często fantazyjnych certyfikatów o ile nie są one bezwzględnie wymagane w Twojej dziedzinie pracy. Chcesz naprawdę skorzystać ze „złotej dekady” , to musisz zrobić znacznie więcej. Mam na myśli intensywne studia własne tego, co aktualnie dzieje się na świecie w dziedzinie Twoich zainteresowań, połączone z nauczeniem się praktycznej implementacji takiej wiedzy i to najlepiej w warunkach polskich. Oprócz tego, o ile to możliwe, zalecam pracę w środowiskach składających się z ludzi, którzy są bardzo dobrzy w tym co robią, taka edukacja bedzie bezcenna i to nie tylko na płaszczyźnie merytorycznej
- własna marka na rynku – okres prosperity to też okres silnego rozwarstwienia szans, pozycji i dochodów. Chcesz w pełni z niego skorzystać, zadbaj abyś był „jedynym na liście” dla Twoich klientów, wszystko jedno czym się zajmujesz
- trzeba być na miejscu – jak pokazuje przykład mojej osoby w ubiegłych latach, można być beneficjentem „z doskoku” mieszkając za granicą, niemniej po prostu bycie obecnym znacznie rozszerza potencjalne możliwości, choćby poprzez networking czy lepsza orientację w lokalnych sposobnościach. Do tego polskie 19% podatku liniowego dla prowadzących własną działalność to przysłowiowy „miodzio” :-)
- swoboda manewru – statek tkwiący na rafach nie skorzysta z nawet najbardziej sprzyjającego wiatru. Jeśli w życiu jeszcze nie wpakowałeś się na poważną mieliznę, to zadbaj, abyś powodowany np. „owczym pędem” przypadkiem się tam nie znalazł. Jeżeli masz wrażenie, że utknąłeś w sytuacji, która Cię blokuje, to zastanów się jak możliwie szybko i w możliwie cywilizowany sposób ja zakończyć. Inaczej, jak przegapisz następną koniunkturę to będziesz się męczyć baaardzo długo. Zwróć uwagę, że w ostatnim zdaniu napisałem „jeżeli masz wrażenie”, czyli nie podaję jakichkolwiek „obiektywnych” kryteriów, lecz zdaję się na Twoje osobiste odczucie.
Każdego, kto przy tym punkcie myśli „takiemu Alexowi łatwo jest mówić” uprzejmie informuję, że w życiu mieszkałem już w piwnicy sprzedając gazety na ulicy aby się utrzymać. Doświadczyłem też kiedyś bycia zadłużonym ponad moje ówczesne możliwości, więc wiem jak to jest :-) Kluczowym jest mentalne uznanie takiej sytuacji za przejściową i podjęcie koniecznych działań, nawet jeśli miałyby by one być bardzo niewygodne czy bolesne. Warto też pamiętać o lejku :-)
Tyle moich przemyśleń, teraz czas na przykłady jak stosuję te zalecenia w moim własnym życiu?
- cały czas kształcę się na wszystkie trzy opisane powyżej sposoby. Do tego prowadzę własny research w dziedzinie moich zainteresowań, który może nie spełnia surowych wymogów „naukowości”, niemniej daje mi bardzo dobre rozeznanie co naprawdę w praktyce bardzo dobrze działa, a co nie. Konkretne rezultaty u klientów są nie tylko dobrym sprawdzianem słuszności moich wniosków, lecz dają mi potem sporą przewagę konkurencyjną, w czym zahaczamy już o punkt drugi :-)
- jestem trochę kiepskim przykładem marketingu własnej osoby, bo ze względu na priorytety w życiu (maksymalizacja wspaniałych przeżyć a nie zarobionych pieniędzy) robię w tym kierunku tylko ułamek tego, co byłoby możliwe. Nie mam przecież nawet profesjonalnej strony internetowej!!! Mimo tego, poprzez dostarczanie bardzo dobrych rezultatów ciągle pracuję nad wypracowaniem sobie pozycji „coacha pierwszego wyboru” dla grupy docelowej top managementu w wieku 35-45 lat. W tej grupie mamy już teraz bardzo dobrych prezesów, czy członków zarządów, w miarę upływu czasu będzie ich coraz więcej. Konkurencja tam będzie też narastać, to samo z presją na rezultaty. Wtedy ktoś, kto będzie w stanie znacząco zwiększyć skuteczność tych ludzi będzie mile widzianym coachem, prawie niezależnie od jego ceny, czy ilości certyfikatów, które przynosi :-)
- od stycznia 09 mieszkam w Polsce i mimo nieco gorszej ogólnej jakości życia w Warszawie ani przez moment nie żałowałem tej decyzji. Tyle fascynujących rzeczy wisi tutaj w powietrzu!! Serio!
- w ostatnich 2 latach pokończyłem kilka „otwartych spraw”, które niepotrzebnie kosztowały mnie sporo czasu i energii. Obecnie pilnuje zachowania swobody manewru w dwóch dziedzinach: a) ekonomicznej trzymając znaczące zasoby w oczekiwaniu na sposobności, b) emocjonalnej poprzez staranny dobór relacji w które wchodzę z innymi ludźmi i blokując te, które maja negatywny wpływ na moja energie, postawę i samopoczucie.
Tyle moich przemyśleń. Zapraszam Was do zastanowienia się na poruszoną w tym poście kwestią i podzielenie się z nami Waszym punktem widzenia i pomysłami. Jestem pewien, że dyskusja na ten temat będzie bardzo użyteczna niezależnie od ewentualnych różnic poglądów.
PS: Od kandydatów do naszego (nieco opóźnionego) projektu Top Gun 2009 oczekuję wypowiedzi w tej dyskusji.
To jest wielce budujące!
Lecz muszę ten post przeczytać jeszcze ze trzy razy i o tym pomyśleć. Teraz jestem po caaałym dniu siedzenia przed komputerem (praca, ale akurat bardzo twórcza tym razem!) i literki mi się troszkę przed oczami rozłażą, a myśli dryfują w kierunku wanny… :)
Oby Twoja prognoza sytuacji Alexie sprawdziła się. Życzmy sobie tego wszyscy :)
Alex!
Fajny post, Ty jak zawsze na fali, zwarty i gotowy ;-)
W moim przypadku nie zalapalam sie na fale wczesnych lat 90, rozpoczelam studia w 95 i jak je skonczylam, juz bylo za pozno na cieple posadki. Ale i tak bylo fajnie! :-)
Co do zlotej dekady (jesli owa bedzie rzeczywiscie zlota) , to specjalnie sie na nia nie przygotowuje, zycie bedzie dalej toczylo sie jak codzien. Jasne, ze ciagle sie ucze, ciagle staram sie wykraczac poza strefe komfortu, rozwijac sie, ale to przeciez o to chodzi w zyciu. Zlota dekada czy nie.
Podrawiam serdecznie,
Gosia
Ogromnie krzepiący post po dłuższym okresie masowego ogólnego marazmu za kotarą kryzysu. Doskonale rozumiem twoj pkt widzenia i istote przygotowania. Zmieniłbym tylko określenie swoboda manewru na bardziej pasujace: gotowość do zmiany i nie chodzi tylko o zmiane stanowiska ale czesto zmiane całego otoczenia , sposobu życia i skłonność do ryzyka ktore oczywiscie maleje wprost proporcjonalnie do wielkosci pozytywnego nastawienia.
Witaj Alex,
Już od dłuższego czasu czekałem na tego typu post, który mocna wpływa na siłę myślenia o tym co powinno się ze sobą zrobić. Zmusza też do przemyślenia o swojej aktualnej pozycji. O dziwo, wiele razy zastanawiałem się, kiedy nadejdzie okres szans podobnych do tych z lat 90. Prognoza prof. Rybińskiego może się okazać trafna. Znając z ekonomii pojęcie lub też istotę „gospodarczego wahadła” możemy przypuszczać, że jesteśmy w momencie ruchu w drugą stronę. Oby tak było. Nie ukrywam, że zależy mi na tym, aby moje życie nie było determinowane wszystkim tym, co każdy uważa za skutek „kryzysu”, a tak niestety jest coraz częściej.
Pozdrawiam
Igor
Jurek,
wyjaśnij mi proszę, co dokładnie masz na myśli piszac „skłonność do ryzyka ktore oczywiscie maleje wprost proporcjonalnie do wielkosci pozytywnego nastawienia. ”
Pozdrawiam,
Ewa
Ewa W, dużym zmianom może towarzyszyć silny niepokój i dreczace nas pytanie czy robimy właściwie – czasami musimy zaryzykować i rzucić się w wir zmian i tutaj pojawia sie aspekt pozytywnego nastawienia. Jeżeli jesteśmy przekonani o swojej wartosci , wiemy ze niezależnie jak potocza sie losy damy sobie rade (to o czym pisze m in Alex , nastawienie ze ewentualny zly stan jest przejsciowy) to skutki ewntualnego niepowodzenia sa dla nas mniej odczuwalne. Czesc ludzi rzuca sie w wir zmian ze sceptycznym nastawieniem co rowniez moze spowodować że zatrzymaja sie na najmniejszej przeszkodzie. Dodatkowo presja otoczenia ktora niestety w naszych realiach czesciej bedzie widziec czarne strony zmiany niz pozytywy i tylko dzieki sile wewnetrznej i pozytywnemu nastawieniu jestesmy w stanie ograniczyć te wpływy do minimum. Na wlasnym przykładzie kilka lat temu podjąłem decyzje o przeprowadzce do innego miasta do nowej pracy- pozostawilem przesympatyczny Kraków , przyjaciół i nie była to łatwa decyzja. Najwiecej negatywnych uwag co do trafności tej decyzji mieli moi przyjaciele oraz rodzina żony, – rozumiem ich powody , pierwsi zapewne nie chcieli mnie stracić jako kompana a drudzy obawiali sie czy damy sobie rade. W koncu porzucałem dobrą prace za przyzwoite pieniadze na poczet troche lepszych zarobkow i wielkiej niewiadomej odnosnie nowego srodowiska ale za to z ogromnym potencjalem rozwoju na przyszłość (ktory w tamtym momencie byl widoczny tylko dla mnie). Oczywiscie nie musze dodawac że była to dobra decyzja ale byly też momenty w ktorych przy mniejszej determinacj i wiary w sluszność decyzji wrocilibysmy do pkt wyjscia w Krakowie. Oczywiscie mowie o zmianach i ryzyku w sytuacji gdy mamy coś do stracenia – to mogą być rzeczy policzalne ale tez np kontakt z przyjaciółmi itd.
Alex,
to, co napisałeś jest w większości niezależne od złotej dekady: wykształcenie, marka i swoboda manewru zaprocentują niezależnie od tego, czy ona rzeczywiście nadejdzie, czy nie.
Co innego z byciem na miejscu; to jest ten punkt, który mnie martwi, bo — złota dekada czy nie — planuję podczas najbliższyc lat mieszkać w kilku bardzo różnych krajach :) Mam nadzieję, że wystarczy *możliwość* bycia na miejscu, tutejsze kontakty i to, że pracuję w branży, w której bardzo wiele można zdziałać na odległość. Ale oczywiście nic nie zastąpi całkowicie spotkań. Wiem też, że część naprawdę ciekawych zleceń nie trafiłaby do mnie, gdybym nie mieszkał w Warszawie. W tym także mój obecnie główny projekt: zleceniodawca skompletował zespół zdalnie, szukając ludzi znających konkretne narzędzia (Python, Django) i mieszkających w Warszawie i okolicach.
O swobodzie manewru warto pamiętać decydując się na pracę etatową lub jej odpowiednik — zamówienia wymagające wyłączności na dłuższy czas. Takie zobowiązania czasem oznaczają większą stabilność przychodów, ale jest tak znacznie rzadziej niż się wielu ludziom wydaje, za to prawie zawsze ograniczają bardzo mocno możliwość szybkiej reakcji na pojawiające się okazje. I to nie tylko zlecenia: znacznie trudniej jest się zdecydować na udział w konferencji, szkoleniu czy spotkaniu jeśli wymaga to przejścia przez biurokrację związaną ze zdobyciem dnia wolnego.
w 2050 roku będziemy dziewiątym najstarszym krajem świata . Zapomnijmy wiec o emeryturze !
Witam,
Właśnie zakładam firme i liczę na dobrą koniunkturę od 2010 roku ;-)
Dodam jeszcze, że w porównaniu do takich krajów jak Czechy czy Węgry to mamy zdecydowanie większy rynek wewnętrzny co pozwala polskim firmom stać się wystarczającym dużym graczem aby z sukcesem wchodzić na rynki zagraniczne. Podam przykłady z mojej branży: Selena, Atlas, Fakro.
„Prognozuję, że po dwuletnim okresie kryzysu, w latach 2011 -2020 nadejdzie najlepszy okres prosperity dla polskiej gospodarki w całej jej nowożytnej historii(..)”
Nie byłbym przesadnym optymistą. Przede wszystkim, jeżeli wycofamy złotówki i wejdziemy do strefy Euro. Wpierw utrzymanie kursu walutowego w widełkach. Nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł w obecnych latach, dla naszej gospodarki. Następnie jak już wejdziemy, to także posiadanie europejskiej waluty, przy dzisiejszym funkcjonowaniu banków centralnych jak np. bailouty nie jest zbyt pożądane.
„Po drugie, w ciągu kilku lat zlikwidujemy bariery infrastrukturalne, które silnie hamowały polski wzrost (autostrady, infrastruktura telekomunikacyjna, może nawet koleje), oczywiście za pieniądze unijne.”
Infrastruktura jest ogromnie ważnym elementem. Jak się rozwija każdy widzi. Pieniądze z unii dostajemy od jakiegoś czasu, a autostrad jak nie było tak nie ma. To one są jednym z ważniejszych elementów przyciągania inwestorów.
Infrastruktura telekomunikacyjna, moim zdaniem, jest nienajlepiej zarządana. Większość firm na rynku to resellerzy, i jakoś nikomu nie chce się inwestować w rozwijanie sieci, a szczególnie w ostatnią mile. Nie wierzę w to, że przez kolejne 10 lat zmieni się coś z infrastrukturą drogową, natomiast w telekomunikacji jest jakaś szansa.
Poza tym trzeba pamiętać o bilansie środków wpłacanych i wypłacanych z unii. Następnie o tym, że pieniądze z unii kiedyś się znacznie skurczą. A także o tym jak wiele tych pieniędzy idzie jako prowizje dla większego aparatu administracyjnego, firm doradczych, które „pomagają” pisać projekty. Pytanie, co się stanie z ludźmi, gdy zakończą się te wszystkie programy pomocowe, czy czeka ich bezrobocie?
„Ale kolejna dekada będzie miała jeszcze dobrą, a z punktu widzenia innowacyjności i kreatywności, bardzo dobrą demografię.”, „Po czwarte, w takim środowisku e-gospodarki ujawnią się nasze talenty w obszarze nauk informatycznych”
Nie przekonuje mnie to jako argument. Poza tym tutaj widać, że wiele osób powtarza te same stereotypy nie wiedząc co się za nimi kryje. Przede wszystkim Polacy wygrywają konkursy programistyczne, dotyczące tworzenia i aplikowania algorytmów. Te umiejętności są niezwykle cenione. Tylko, że dziś liczą się modele biznesowe. Dziś każdy kto ma dobry pomysł jak zarobić, zawsze znajdzie na świecie ekipę programistyczną, która te jego problemy rozwiąże. W Polsce nie brak inżynierów, ale brak jest inwestorów, którzy mieliby ochotę zaryzykować inwestycje w coś innego niż kolejny budynek. Gates nie był genialnym informatykiem, tylko osobą, która potrafiła wymyślić ciekawy produkt. Na uczelniach, w szufladach leżą czasem bardzo ciekawe projekty.
Jeżeli chodzi o pieniądze z unii wydawane na projekty informatyczne to uważam je za stratę pieniędzy. Uważam, że lepiej zmniejszyć obłożenia podatkowe na już istniejące firmy zajmujące się tworzeniem technologii. Niż zabierać im pieniądze i przekazywać studentom, którzy będą robili kolejne portale społecznościowe. Przepraszam za zbytnią generalizację, ale uważam, że dobry projekt zawsze się obroni, nawet bez pieniędzy unijnych.
Dziś nie żyjemy w świecie życzeń, ale kapitału i to międzynarodowego. Niestety, nie wierzę, że technologie zwiększą poziom życia większości ludzi. Przede wszystkim technologie mają służyć do cięcia kosztów. Szczególnie, jeżeli słyszę o kolejnych centrach cloud computingu w USA budowanych przez największe firmy technologiczne świata. Microsoft ma w takim centrum zatrudniać ok. 40 ludzi. Zastanawia mnie o ile mniej zapotrzebowania na pracę informatyków będzie w firmach, które przeniosą się na aplikacje udostępniane przez taki cloud computing?
Podsumowując. Nie wierzę w jakiś ogromny boom, który miałby pozytywnie zmienić życie większości społeczeństwa. Myślę, że będzie mniej więcej jak jest. Mogą być lokalne wzrosty. Ale widzę raczej raczej rosnącą zależność polskiego rynku od rynków globalnych. Rosnącą konkurencję na rynku pracy i rynku przedsiębiorstw. Myślę, że w dłuższej perspektywie pracy dla wszystkich będzie mniej.
Zgadzam się za to z twoimi punktami dotyczącymi tego co jest istotne dla osoby, która chce się odnaleźć w tej sytuacji. Myślę, że są to informacje, które będą gwarantowały sukces niezależnie od warunków gospodarczych.
Poza tym myśle, że w twoim wypadku nieposiadanie profesjonalnej strony internetowej jest nawet dużym plusem. Właściwie takie strony tylko ograniczają do podania zestawu w miarę konkretnych informacji. Natomiast posiadając bloga możesz pisać dowolne rzeczy, w dowolnej ilości i długości. Klient ma możliwość zobaczyć, że istniejesz, że funkcjonujesz na odpowiednim poziomie. No i w bardzo wielu postach piszesz, że klienci są z ciebie zadowoleni, że masz dobre efekty.
Pokusiłem się także o moje 4 punkty:
1. jeżeli chodzi o wiedzę, to jest z nią całkiem dobrze. Poza tym zawsze staram się być z nią na bieżąco. I tu pojawia się pewne wyzwanie, bo mam wrażenie, że moja praktyka w stosunku do wiedzy wygląda dość słabo. Gromadzę, analizuję bardzo dużo informacji, tylko już jakoś nie wystarcza mi sił, żeby je wdrożyć, tudzież zweryfikować, czy aby rzeczywiście pewne rzeczy się sprawdzają.
2. mam wrażenie, że ginę w tłumie. Od dłuższego czasu zastanawiam się jaką wartość zacząć oferować klientom, aby być choć bliżej tego „jedynego na liście”.
3. jestem na miejscu :) Muszę przyznać, że w dużej mierze żyję dzięki networkingowi, więc zmiana miejsca wiązałaby się z gorszymi warunkami życia.
4. to jedna z ważniejszych rzeczy, o które staram się dbać. Nawet jeżeli podejmuję jakąś mniej właściwą decyzję, to po czasie jestem w stanie zaryzykować i spróbować zmiany. Zresztą dzięki temu zdarzyło się bardzo dużo dobrych rzeczy w moim życiu. Trzeba być gotowym na zmiany i akceptować nowe.
Witam serdecznie,
Zaryzykuje twierdzenie, ze ten post jest potencjalnie „niebezpieczny” :)
Mimo, ze rozumiem intencje Alexa, po przeczytaniu tego tekstu pojawilo sie u mnie przyjemne i budujace wrazenie, ze wystarczy jeszcze chwile poczekac, zagryzc zeby i za dwa lata juz bedzie dobrze, bo okolicznosci stana sie bardziej sprzyjajace. KTOS wymysli polskiego Googla, KTOS zalozy nowe firmy, bo bedzie latwiej, KTOS wykorzysta swoja kreatywnosc itd., a w konsekwencji i JA z tego skorzystam… :)
Dlatego pozwole sobie przytoczyc bardzo wazne wg mnie zdanie, ktore w ogolnie optymistycznej tresci posta moglo wystarczajaco mocno nie wybrzmiec:
„…przez bycie beneficjentem nie nie mam na myśli zasady “przypływ unosi wszystkie łodzie”, bo potem będzie odpływ i łatwo wylądować na mieliźnie…”
Z wykorzystaniem cyklow koniunkturalnych, o czym w pewnym sensie pisze Alex, jest tak jak z inwestowaniem na gieldzie – gdy juz wszyscy kupuja i ceny ida w gore, z reguly jest za pozno na dolaczenie do zabawy i osiagniecie wysokich zyskow. To wlasnie obecne tzw. „trudne czasy” pozwalaja na gruntowna przebudowe rynkow, oddzielenie firm dobrych od przecietnych, czy tez wydobycie z nas samych najlepszych cech i uwolnienie innowacyjnego potencjalu.
Jesli otoczenie zmieni sie tak korzystnie, jak prognozuje to prof. Rybinski, to warto pamietac, ze jest to OTOCZENIE, czyli „cos”, co jest takie samo dla WSZYSTKICH i nie do konca wystarczy tylko „byc”, zeby „miec”. Dlatego najlepszym pomyslem wydaje mi sie JUZ DZISIAJ zabrac sie za wymyslanie kolejnego Googla, albo wziac przyklad z kilku tys. Polakow i ustawic sie w kolejce po unijne dotacje w programie „innowacyjna gospodarka”… :)
Czas minionej koniunktury byl dobry do zdobywania wiedzy, doswiadczen i budowania swojej wartosci rynkowej – bezpiecznie i w cieplarnianych warunkach. Jesli ktos z tego skorzystal, zamiast tylko delektowac sie spokojem ducha, to jest prawdopodobnie lepiej od innych przygotowany do umocnienia swojej pozycji w czasie kryzysu. Jesli do tego ma tzw. „guts”, zeby zrobic juz teraz skok do przodu, to wtedy faktycznie ma szanse skorzystac bardziej od innych z lepszych okolicznosci przyrody, ktore nadejda niebawem… I beda takie same dla wszystkich :)
Wracam wiec do pracy nad wlasnym skokiem do przodu i pozdrawiam wszystkich Czytelnikow oraz Autora bardzo serdecznie :)
Kuba Jedrzejek
Dzięki Alex, bardzo wartościowy tekst. Mam tylko jedną uwagę: miejmy nadzieję, że okres prosperity przyjdzie szybciej :-)
Witajcie,
„Złota dekada – czy jesteś przygotowany do skorzystania z niej?”
Jeszcze nie jestem przygotowany Alex, jednak pracuję nad tym.
Jedną z podstawowych metod jest wirtualne obcowanie z umysłami światłymi i często tak bardzo odmiennymi od mojego. Co najmniej 2 razy w tygodniu przeglądam http://www.TED.com i wrzucam interesujące mnie podcast’y do telefonu, tak abym w drodze do i z pracy mógł się zanurzyć w wiedzy i nowych idach. Odsłuchuję to kilka razy. Dla mnie to świetny trening mózgu oraz możliwość obcowania z żywym językiem. Wyobrażam sobie, że również tam jestem i prezentuję ;) To wielka przyjemność.
Przy okazji, zachęcam do obejrzenia poniższego wystąpienia, którego autor ma nietypowe podejście do czasu pracy. Alex kiedyś podawał przykład założyciela ORACLE, ktory pracował tylko w weekendy. Ta prezentacja myślę może być tego ciekawym uzupełnieniem.
Pozwolę sobie jeszcze na jeden off-topic z racji tytułu tego bloga “Rozwój osobisty, kariera, zarządzanie i marketing dla młodych menedżerów”
Otóż w odmętach sieci odnalazłem wspaniałe teksty Jana Czekajewskiego.
Polecam zapoznanie się z historią powstania firmy Columbus Instruments – Którą traktuję jako swoisty opis przypadku do w/w postu Alexa – oraz inne teksty np. Polska z Tarcza lub na Tarczy.
Od razu zaznaczam, że nie jest to tekst polityczny.
Kuba Jedrzejek: Trafna uwaga. Świetne uzupełnienie IMO do tekstu Gospodarza. Dzięki.
Serdecznie Was pozdrawiam
Wojtek
Czytam Pana blog i w pewnym sensie zazdroszczę różowych okularów. Jeżeli mogę to polecam http://hansklos.blogspot.com/2009/10/zapasowe-koo-ratunkowe.html gdyż jednak lepiej widzieć świat bardziej takim jaki jest. A tak przy okazji to kto był w Polsce “rozliczony” z czegokolwiek bo sobie nie przypominam ? Widzę skutecznie zaszczepiony propagandowy mem.
Już od jakiegoś czasu czekamy na „ten moment”, aby się „ustawić”. Dużo osób wybrało budowlankę (euro2012, kasa z unii, itd), co z tego będzie, za chwilę zobaczymy.
Jeśli chodzi o post, to bardzo budujący – proszę o taki raz w miesiącu, będzie łatwiej iść pod prąd.
Pozdrawiam
Jurku,
dziękuję, teraz rozumiem o co chodzi. Ja po prostu nie nazywałabym tego „skłonnością do ryzyka” tylko obawą przed ryzykiem. Ale teraz rozumiem to, co napisałeś.
Pozdrawiam,
Ewa
Witam!
Cóż za post… daje naprawdę dużo do myślenia. Na myśl nasuwa mi się obraz skoczka narciarskiego, który dość długo jedzie po najeździe aby w pewnym momencie wbić się z progu i poszybować. Z przytoczonych słów prof. Rybińskiego oraz Twoich przemyśleń, Alex, wynika, że właśnie znajdujemy się na takim rozbiegu i trzeba tak to rozegrać, aby w odpowiednim czasie wybić się z prawdziwym powerem.
Co do działań, jakie mogą w tym pomóc na pewno wymieniłbym naukę języków. Ciekawy jest pogląd samego profesora Rybińskiego, dla którego receptą na dobre wykształcenie jego dzieci jest nauka angielskiego, chińskiego, matematyki i możliwości Internetu. Daje dużo do myślenia, bo w pewien sposób odżegnuje się od standardowej wizji nauki w szkole, tych wszystkich przedmiotów, które mają niewielki wpływ na przyszłą pracę (tzn. za dużo teoretyzowania itd.). W tej materii polecam lekturę „Rewolucji w nauczaniu” Gordon Dryden, choć po przeczytaniu tej książki odniosłem wrażenie, że jest już lekko zdezaktualizowana (to jest kolejny argument, jak duże zmiany teraz zachodzą), choćby ze względu na wielokrotnie podkreślanie wartości nośnika CD-ROM.
To mianem odniesienia do treści posta i cytowanego fragmentu. Jeśli chodzi o mnie to w całej rozciągłości zgadzam się z Alexem na temat faktycznego, dobrego wykształcenia. Wybór odpowiedniej szkoły wyższej, a nie drukarni dyplomów był dla mnie ważny przez cały okres liceum i po miesiącu studiów mogę powiedzieć, że faktycznie czuję, że jestem w dobry miejscu :).
Nadchodzi czas, kiedy coraz popularniejsze stanie się załatwianie wielu spraw przez Internet, wspomnianej e-administracji itd. Wobec tego widzę wartość w budowaniu społeczności Internetowej i cieszę się, że mam w tym pewne doświadczenia już od blisko pięciu lat, takie doświadczenie jest bardzo cenne. W każdym razie warto też startować z nowymi pomysłami. Wg. mnie szczególnie cenne w polskim Internecie są blogi prawdziwych specjalistów, ludzi, którzy, wzorem rzymskich jurystów, mają pewne „authoritas”. Którzy po prostu wiedzą co mówią. Wobec tego zakładam też silny rozów profesjonalnej blogosfery.
Poza wspomnianymi kwestiami odnoszę też wrażenie, że coraz trudniej będzie ukrywać brak faktycznej wartości pracy, jaką wykonujemy. W związku z tym na rynku zapewne liczyć się będzie praktyka, nieczęsto międzynarodowe znajomości. Osobiście mam nadzieję na to, że ludzie zaczną odchodzić od skrywania braku kompetencji wieloma zaświadczeniami o ukończonych szkoleniach itd., no ale o tym wspomniał już Alex.
„Obyś żył w ciekawych czasach” – ponoć w starożytnych Chinach takie życzenie uznawane było za przekleństwo. Cóż, najwyraźniej takie oto ciekawe czasy nadchodzą i trzeba się do nich mądrze przygotować, tak, żeby wykorzystać ich potencjał. Nie chciałbym za trzydzieści lat pluć sobie w brodę z powodu świadomości zmarnowanych okazji.
Pozdrawiam serdecznie,
Łukasz Kasza
Witam
Moje prywatne przemyślenia są bardzo zbieżne z opisanymi w poście, lecz mam pewne obawy odnośnie naszych polityków tudzież tzw betonu urzędniczego. Niedawno zacząłem pracę na swoim :) a z racji wykonywanego zawodu mam spory kontakt z urzędnikami i z przykrością stwierdzam, że wielu z nich jest niedouczonych, ich postawa cechuje bierność a nawet potrafią prawo zinterpretować tak jak im się wydaje, a nie jak faktycznie jest, co nieraz mi i moim klientom przynosi wymierne straty.
Reasumując nie zdziwię się jak zamiast złotej będzie srebrna dekada, a to wciąż podium :)
Pozdrawiam
Jarek
Ewo, w zasadzie to powinno byc gotowość do podjecia ryzyka bardziej pasuje niż skłonność choć czesta gotowość moze nieść znamiona nałogu czyli skłonność ;-)
Ciesze się, że ten post spotyka się z takim odzewem, bo sprawa jest ważna.
Teraz po kolei:
Agata G.
Wróć do tego tematu i pomyśl intensywnie. To może być doskonale zainwestowany czas.
Jacenty
Gwoli ścisłości to nie są moje prognozy, ja tylko uważam je za uzasadnione
Gosia
To dobra koncepcja aby rozwijać się niezależnie od sytuacji zewnętrznej. Z drugiej strony rozsądne jest wykorzystywanie nadarzających się sposobności, a to czasem wymaga przygotowania.
Jurek
Wspominanego przez Ciebie marazmu chyba nie znalazłeś na tym blogu :-)
Podtrzymuję moje zdanie, że chodzi o swobodę manewru, bo sama gotowość do zmian niewiele Ci da jeśli będziesz niewolnikiem takiej, czy innej sytuacji
Marcin Kaszyński
Nie przejmuj się, jeśli w najbliższym czasie będziesz mieszkał w innych krajach. Moje rozważania nie mają charakteru niewzruszalnych praw, co wyraźnie zaznaczyłem.
Pod tym co piszesz o swobodzie manewru podpisuję się w pełni
Bartek
Właśnie dlatego warto być już wtedy ustawionym finansowo :-)
Krzysiek G.
Powodzenia!! :-)
Michał J.
Nie jestem ekonomistą, więc proszę wyjaśnij mi Twoją pierwszą wątpliwość dotyczącą zablokowania prosperity poprzez przyjęcie Euro jako waluty, szczególnie w gospodarce opartej na innowacji, bo o tym mówimy.
Piszesz: „..Nie wierzę w to, że przez kolejne 10 lat zmieni się coś z infrastrukturą drogową, ..”
Wiesz, jeśli chodzi o Polskę jako państwo i organizm społeczny to jestem bardzo krytycznym obserwatorem. Mimo tego widzę wyraźnie co już zrobiono pod tym względem np. na południu kraju, czy to co się aktualnie dzieje wokół Warszawy. W perspektywie 10 lat jestem skłonny się z Tobą założyć, że będą wielkie zmiany. My ciągle narzekamy, bo chcielibyśmy tutaj mieć rozwiązania jak np. w Niemczech, a nie widzimy co juz w międzyczasie zrobiono.
Co dokładnie chcesz powiedzieć pisząc: „trzeba pamiętać o bilansie środków wpłacanych i wypłacanych z unii. „?
Pieniądze z Unii zostają w gospodarce, nawet jeśli jak piszesz „idą na prowizje” itp. Pisał o tym zresztą Krzysztof Rybiński. Pytasz „Pytanie, co się stanie z ludźmi, gdy zakończą się te wszystkie programy pomocowe? ” Zwróć uwagę, że tam pracują ludzie o nienajgorszych możliwościach intelektualnych, na pewno poradzą sobie lepiej niż teraz np. stoczniowcy.
Jeżeli mamy dobrych inżynierów informatyków, którzy nie do końca potrafią myśleć biznesowo i odpowiednio sprzedawać swoje wytwory pracy, to używając żargonu managerskiego mamy „gap” (lukę), którą w jakiś sposób trzeba albo wypełnić albo przeskoczyć :-) Zapewniam Cię (bazując na moim wieloletnim doświadczeniu z klientami Hi-Tech), że znacznie łatwiej jest wziąć zdolnego inżyniera i nauczyć go tych w gruncie rzeczy „miękkich” umiejętności, niż zrobić to w odwrotnym kierunku.
Dalej piszesz: „Jeżeli chodzi o pieniądze z unii wydawane na projekty informatyczne to uważam je za stratę pieniędzy. ” a potem „uważam, że dobry projekt zawsze się obroni, nawet bez pieniędzy unijnych. ”
Tutaj w dużej mierze się z Tobą zgadzam, to samo mamy w branży szkoleniowej. Nie zmienia to faktu, że te pieniądze pozostają w gospodarce,o czym już pisałem, a same projekty coś tam dają, nawet jeśli z mojego punktu widzenia są szalenie nieefektywne.
Jestem odmiennego zdania w kwestii „Niestety, nie wierzę, że technologie zwiększą poziom życia większości ludzi. ” Nawet jeśli ten wzrost nie będzie ani proporcjonalny, ani równomiernie rozłożony, to jednak per saldo efekty będą pozytywne.
Pytasz: „o ile mniej zapotrzebowania na pracę informatyków będzie w firmach, które przeniosą się na aplikacje udostępniane przez taki cloud computing? ”
Odpowiem pytaniem, jakie nowe rzeczy wymyślą ci zwolnieni informatycy. Znowu porównanie ze stoczniowcami. Żaden z tych ostatnich nie może po zwolnieniu wystartować własnej produkcji statków. Informatycy mogą nawet w garażu wymyślić następne Google czy Facebooka! To są błogosławieństwa technologii, musimy tylko być w stanie z nich skorzystać. Stąd też punkt pierwszy moich zaleceń.
Stwierdzasz: „Myślę, że w dłuższej perspektywie pracy dla wszystkich będzie mniej. ”
Może tak być, co niekoniecznie oznacza coś negatywnego, jeżeli ta praca stanie się bardziej wartościowa. Istotny jest przecież nie czas pracy, tylko przychody, które ona może wygenerować. Jestem tego dobrym przykładem – będąc semi retired ciągle mam mniej więcej takie przychody jak dawniej :-) To zły model??
Jeśli chodzi o mój marketing, to ten blog stwarza raczej zagrożenie, że potencjalny klient na poziomie „C” (CEO, CFO, COO) trafiwszy tutaj może pomyśleć „jak banalnymi sprawami zajmuje się ten Alex”. Oni zazwyczaj potrzebują wsparcia w znacznie bardziej kompleksowych zagadnieniach, a takich moich kompetencji ze zrozumiałych względów nie widać na tym blogu.
Na razie zrobię sobie przerwę i pozostałym Czytelnikom odpowiem trochę później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, oczywiscie myślałem o bardziej powszechnie spotykanym stanu ducha a nie o atmosferze na tym blogu – tu jest wręcz krzepiąco ale w „polu” nie ma dnia abym nie spotykał osoby dotknietej psychicznie przez tzw „kryzys” a obecnie nawet i finansowo ale to w duzej mierze na własne życznie. Jeżeli chodzi o swobode manewru – to troche dla mnie przynajmniej model zbyt idealny, zawsze mamy jakieś zobowiązania ktore nas w taki czy inny spsób wiążą – możemy ich nie widzieć ale one są. Dlatego napisałem „gotowość do zmiany” i to do zmiany ktora moze mieć wpływ na nasze zobowiązania. Z drugiej strony nie bardzo moge sobie wyobrazic sytuacje kiedy jesteśmy „niewolnikiem” – zawsze mozemy to zmienić , jedynie konsekwencje mogą być bardziej odczuwalne ale zmiana sama w sobie jest możliwa – to juz kwestia determinacji
Pozwolę sobie na początek na ustosunkowanie się do jednego zdania z Twojego komentarza, Alexie:
„Nie zmienia to faktu, że te pieniądze pozostają w gospodarce,”
Polecam przeczytanie opowieści Bastiata o wybitej szybie (http://mises.pl/wp-content/uploads/2008/10/Frederic_Bastiat_Maly_wybor_pism.pdf) :D
A co do tekstu – no cóż utwierdza mnie on tylko w przekonaniu tego jak bardzo mam odmienne cele. Ale po kolei a na koniec będzie podsumowanie:
1. hmmm studiuje zdaje się 9 rok na tym samym wydziale i wcale a wcale mi to nie przeszkadza. Robię „tysiąc” innych rzeczy i przy okazji zdobywam chyba jakąś wiedzę. Popełniam przy tym podstawowy błąd o którym pisałeś już kilkukrotnie – nie skupiam się na rzeczach wartych mojego skupienia. Choć z drugiej strony chyba jest też tak że szukam cały czas. A w tym z kolei pomaga mi też praca która stawia wyzwania ale nie takie abym nie mógł angażować się w te moje „tysiące” innych rzeczy. Ogólnie do tego punktu podchodzę na zasadzie poznawania tego co przynosi los bez konkretyzowania kierunku.
2. Tu wystarcza mi, mówiąc żartobliwie to że dziekan mnie na studiach znosi ten kolejny rok choć od 4 lat ma całkiem niezły pretekst coby się ze mną pożegnać, no a w pracy mimo mojego lenia nadal powierzają mi to i owo. I to kolejny punkt do którego nie przykładam w zasadzie większej wagi. Mało zwyczajnie interesuje mnie to czy w czyich oczach jestem osoba niezastąpioną. Wystarczy mi że sam dla siebie jestem „jedyny w swoim rodzaju” :D
3. Póki co nie daje dojść do głosu mojej nomadycznej naturze. Kiedyś mam zamiar ale jeszcze nie teraz. I to przy okazji kolejna sprawa która jest u mnie chyba trochę na opak. Bo za jakiś czas gdy nacieszę się tym co mam tu, gdy przyjaciele staną się niebezpiecznie „starzy”, polegalizują związki itd, to jak najbardziej pewnie włączę tryb nomada. I jakoś nie za bardzo nawet interesuje mnie poziom takiego życia – co najwyżej potrenuje łowienie ryb.
4. Tu mam trochę problem z opisem. Bo niby faktycznie jest tak że mogę mieć wrażenie że utknąłem – niby te zobowiązania które mam, niedokończone rzeczy faktycznie w jakiejś mierze sprawiają że tkwię w miejscu. Ale z drugiej strony to jest bardzo wygodne – paradoksalnie daje dużą swobodę. Dużą swobodę na innym polu – mam okazję poznawać ludzi, prowokować takie sytuacje, jestem niezależny finansowo, mogę oddać się całkowicie namiętnością które uwielbiam, nie angażując się w jakieś dziwne układy i związki korzystać z tych moich „18” lat.
I podsumowując – z tego co jakoś tam przeżyłem różne rzeczy, to chyba najważniejsze to właśnie to aby te przysłowiowe 18 lat mieć gdy się będzie umierać. I tego sobie życzę a nie kasy, zaszczytów, uznania, władzy nad innymi, czy jakiejś niesamowitej wiedzy.
Czas na ciąg dalszy moich komentarzy:
Kuba Jędrzejek
Podkreśliłeś bardzo ważny element – samo nic się nie zrobi, tak samo jak samo myślenie bez działania nie posunie nas do przodu.
Życzę powodzenia w pracy nad Twoim skokiem, w Twoim przypadku w ogóle nie martwię się o rezultaty :-)
Bartłomiej
W to wątpię, ale przecież to tylko dość czasu aby przyzwoicie się przygotować
Wojtek
Oglądanie TED to dobry pomysł, choć jak wspomniałem powyżej trzeba też przejść do DZIAŁANIA.
SinOfKane
Życie jest pełne różnych zagrożeń, co nie powinno nam przeszkadzać w przygotowywaniu się do wykorzystania różnych szans. Nie ma to nic wspólnego z różowymi okularami. O tym ostatnich moglibyśmy mówić, gdybym zachęcał „kupujcie mieszkania na kredyt – przyjdzie koniunktura to z łatwością to spłacicie” :-) Od tego jestem jednak bardzo daleki, o czym wie każdy, kto dłużej czyta ten blog.
A propost „przy okazji” to nie pisałem, że ktoś został rozliczony, lecz o czynności „rozliczania” :-)
Gszesiek
To nie będzie moment (chyba że wygrasz w Lotto), lecz okres korzystnych wiatrów. O tym warto pamiętać i nie czekać a działać.
Łukasz
nawiązując do Twojej metafory, to raczej widzę to jako zbliżanie się atrakcyjnego celu do skakania, ale rozbieg musimy sobie sami indywidualnie zbudować, do czego właśnie zachęcam.
Bardzo ciekawe jest Twoje zdanie : „że coraz trudniej będzie ukrywać brak faktycznej wartości pracy, jaką wykonujemy. ”
To powinno być sygnałem ostrzegawczym, aby przeanalizować to, co robimy i wnoszona przez to wartość dodaną.
Jarek
Nie wiem jak jest na tzw. prowincji, ale moje doświadczenia z urzędnikami w Warszawie były dotąd całkiem OK. O generalnej jakości polityków lepiej się nie wypowiadajmy, to trzeba załatwiać przy urnie bezlitośnie eliminując najgorsze przypadki.
Jurek
Piszesz: „Jeżeli chodzi o swobode manewru – to troche dla mnie przynajmniej model zbyt idealny,….”
Zwróć uwagę, że piszę o swobodzie manewru, a nie o „absolutnej swobodzie manewru”. Ograniczenia mamy prawie zawsze, chodzi o to aby nie tworzyć takich, które pozbawią nas możliwości działania.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, słuchanie, nie oglądanie. Niebezpiecznym było by oglądanie TED w trakcie prowadzenia samochodu ;-) Podałem przykład jak efektywniej wykorzystać dany nam czas, w korku, w kolejce, w drodze do pracy itd.
Powyższe ma realny wpływ i jest jedną ze zmiennych funkcji DZIAŁANIE() ;)
SinOfKane: Poczytaj Cynika9 dla równowagi do tego co pisze Hans.
Pozdrawiam
@Alex
Pański blog przeczytałem chyba cały, a z pewnością większą część także nie komentuję na bazie jednego wpisu.
Chciał bym zwrócić Pańską uwagę na kilka faktów które świadczą, raczej o nadchodzącym sztormie a nie o złotej epoce. Pierwszy to wyjątkowe problemy państw z domknięciem budżetów, USA mają deficyt na poziomie 10% PKB, rosnące lawinowo bezrobocie, spadające wpływy i ogromną ilość dodrukowanych USD. Generalnie to imperium zdaje się padać i gdy to się stanie dojdzie do nas fala tsunami. Do tego powojenne pokolenie „bayby boom” zaczyna przechodzić na emerytury (dotyczy to USA i europy) a gospodarki dziś to naczynia połączone. Dodatkowo możemy stanąć w obliczu problemu „peakoil” i to w ciągu kilku najbliższych lat. Dobrym barometrem jest złoto, wyjątkowy wzrost jego wartości sugeruje, iż ludzie chcą zabezpieczyć swój majątek na złe czasy. To tylko kilka zagrożeń, a każde z nich samodzielnie może wywołać w naszym kraju katastrofalne skutki. Piszę to gdyż należę chyba do grona „smutasów” którzy nie wieżą w „Yes we can!”. Tu dochodzimy do kolejnego problemu, mianowicie państwowej propagandy (wszechobecna). Uleganie jej wypacza nasze postrzeganie świata i jak pisze Pan „nie pisałem, że ktoś został rozliczony, lecz o czynności “rozliczania””, spróbuję to sparafrazować . W moim świecie, brak pobitych świadczy jednoznacznie, ci co krzyczą, że „biją” świadczą nieprawdę. A jak „łyknął” Pan to, jasnym jest dla mnie, że i pozostałe dogmaty z tego źródła także przyjmuje Pan bez zastrzeżeń.
Pozdrawiam i przepraszam za „smutaśność” – nikt nie lubi być Kasandrą, ale widzę co widzę.
„ignorance is bliss”
Cypher „THE MATRIX”
Wyciekło mi zdanie (użyłem znaku który został uznany za specjalny) powinno być:
Uleganie jej wypacza nasze postrzeganie świata i jak pisze Pan „nie pisałem, że ktoś został rozliczony, lecz o czynności “rozliczania””, spróbuję to sparafrazować ___ nie pisałem, że ktoś został pobity, lecz o czynności „bicia”___. W moim świecie, brak pobitych świadczy jednoznacznie, ci co krzyczą, że „biją” świadczą nieprawdę.
SinOfKane
Na początki może jednak darujemy sobie to „panowanie”? Na tym blogu szanujemy się tak czy inaczej, nie ma potrzeby używania tak formalnych określeń.
A teraz do rzeczy:
Oczywiście, że nie możemy wykluczyć, że z różnych powodów w gospodarce światowej zrobi się wielkie „bum!” i wtedy będziemy mieli powtórkę z Wielkiego Kryzysu. Tego nie wyklucza ani autor cytowanego postu ani ja. Z tym ryzykiem musimy się liczyć, ale tak naprawdę niewiele możemy przedsięwziąć, aby tego uniknąć. To, co możemy zrobić, to podjąć działania aby maksymalnie wykorzystać dość prawdopodobny przypadek, że będzie znacznie lepiej niż zakładasz. Z mojego punktu widzenia to jest rozsądna strategia, oczywiście możesz postępować inaczej, to Twoja sprawa.
Kwestia wszechobecnej propagandy nie ma wiele wspólnego z tematem tego postu, chyba, że uznasz moje słowa za takową. :-) Do tego tez masz prawo i wtedy wystarczy mnie po prostu zignorować :-)
W moim zastrzeżeniu dotyczącym rządu miałem na myśli taki, który zajmie się stwarzaniem warunków brzegowych dla biznesu i rozwoju, a nie populistycznym polowaniem na różnych „aferzystów” i tworzeniem ogólnej atmosfery nieufności. To jest moje osobiste zdanie i mam prawo wygłosić je na moim blogu. Całą resztę wypowiedzi : „A jak „łyknął” Pan to, jasnym jest dla mnie, że i pozostałe dogmaty z tego źródła także przyjmuje Pan bez zastrzeżeń.” pozostawiam bez komentarza, zalecam jedynie zajrzenie do jakiegokolwiek podręcznika logiki.
Pozdrawiam
Alex
Witam!
Zacznę od realiów. Z infrastrukturą i e-administracją chyba tak dobrze nie pójdzie, ale młodzi ludzie wnikający do „systemu” zaczynają działać tu i ówdzie – też to zauważam. To co mnie najbardziej martwi, to doraźne sposoby rozwiązywania przez rządzących bieżących problemów, które kończą się zadłużaniem kraju i wyprzedawaniem (bo jest dziura do załatania w budżecie) tego, co może przynosić dochód dla kraju. To może nas dużo kosztować w przyszłości. Czerwona lapka zapala mi się, gdy Zachód przyznaje nagrody naszym ekonomistom lub politykom. Zazwyczaj oznacza to poklepywanie za jakieś działania pośrednie, które nie są korzystne dla nas (np. wspomniane zadłużanie). Stajemy się zbyt zależni i sterowalni z zewnątrz. To są moje wrażenia, twardych dowodów nie mam.
Nasza siła tkwi w tym, że młodym ludziom chce się działać. W krajach rozwiniętych wg. mnie wygląda to gorzej. Co dobrego powstało w Polsce do tej pory zawdzięczamy raczej aktywności sektora prywatnego niezależnie od tego co dzieje się w sektorze publicznym. W połączeniu ze wspomnianą w artykule korzystną sytuacją demograficzną oraz środkami unijnymi faktycznie coś może się wydarzyć u nas po kryzysie. [Gdyby jeszcze fundusze unijne mogły popłynąć do tych, którzy są w stanie zrobić z nich solidny użytek – innowacyjne SME. Ci co decydują o ich przydzielaniu kierują się jakimiś dziwnymi kryteriami albo cechują nieznajomością nowoczesnych rozwiązań.] Ponadto w ostatnich latach było nam łatwiej podróżować, zdobywając doświadczenia za granicą. Powracający stanowią też silne wsparcie, a i współpraca na odległość jest łatwiejsza.
1. Trzymam rękę na pulsie, jestem gotowy stosować nowoczesne technologie do rozwiązywania problemów jak też opracowywać nowe technologie.
2. To idzie powoli a, póki co, w PL widziałem małe szanse w mojej branży. Są kraje w których jest łatwiej o kontakty i współpracę, przynajmniej robaczkowi, który wspina się od dołu, bez dostępu do zarządów i prezesów. Współpraca, bo zajmuję się technologiami. Zbudowanie działającego urządzenia wymaga współpracy wielu różnych specjalistów (moduły software-owe zwane „technologiami” to za mało). Nawiązuję stosowne kontakty zarówno ze specjalistami jak i firmami.
3. Jestem zadowolony także ze sposobu edukacji jaki udało nam się zorganizować dla dzieci za granicą. Jak będzie potrzeba to niecale 2h lotu i jestem w Wa-wie ;)
4. Mam wokół siebie kilka ładnych, kolorowych ale jednak raf, na które muszę uważać :) Chyba wszystko pod kontrolą z coraz większą swobodą manewru. Mimo kilku bardzo ryzykownych kroków w ostatnich latach nie utknąłem na mieliżnie. Jestem chyba silniejszy mentalnie przed kolejnymi, ryzykownymi krokami.
Na koniec, skupmy się nie tylko na działaniu, ale na tworzeniu wartości. Można być bardzo zapracowanym i nie widzieć efektów oraz znaczenia tej pracy, zwłaszcza wykonując bezrefleksyjnie polecenia innych.
Z pozdrowieniami, poszukujący znaczenia
Tomek
@Wojtek Szywalski
Cynika9 czytam, aktualnie jest wpis „Skok na OFEs czyli państwowe emerytury w demokracji” – system się sypie, będzie BUM ! o tym właśnie staram się dyskutować z Alexem ale chyba jakoś mi nie idzie :) Jestem zdania, iż (używając terminologii żeglarskiej) trzeba żagle refować, a nie stawiać spinakera.
@Alex
Wiesz Alex, nadejście „złotej dekady” jest z pewnością jest w jakimś stopniu prawdopodobne, lecz wszyscy ekonomiści których ja doceniam raczej stawiają nas aktualnie w oku cyklonu i jak widzę nadzieję jaką rozbudzasz to czuję się nieswojo.
Co do propagandy to reaguję alergicznie jak widzę „wstawkę” w tekście który jest neutralny. A co do „ogólnej atmosfery nieufności” to radzę zapoznać się z barierami jakie najczęściej podkreślają inwestorzy, KORUPCJA z reguły jest w ścisłej czołówce. Chciał bym Tobie polecić typowo polityczny (ale dość obiektywny) blog: http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/
Cieszę się, że wszystkich tak bardzo motywuje ten post.
Aczkolwiek chciałem na własnym przykładzie podkreślić, aby na chęciach i tymczasowej euforii się nie skończyło. Aby osiągnąć cokolwiek, na prawdę trzeba włożyc w to pracę, wysiłek, aby się rozwinąć w upragnionym kierunku. Należy przy tym zachować tzw. ,,observing ego” lub być ,,mindfull” jak kto woli, czyli obserwować siebie i być świadomym w każdym momencie gdzie i dlaczego się jest, dzięki temu można łatwo zauważyć, że zabrnęło się na scieżkę, która nie koniecznie prowadzi tam gdzie chcemy, to naturalne popełniać błędy.
Z własnego doświadczenia wiem, że czytając blog Alexa (teoria) to jedno, a praca nad sobą to drugie. Dlatego, za każdym razem obserwujcie siebie w każdej sytuacji i oceńcie, czy sprawy przebiegają tak jakbyście chcieli, jeśli nie to dlaczego? Tylko w momencie kiedy będziecie potrafili określić, gdzie dokładnie jesteście, będzie możliwym określenie kroków jakie trzeba podjąć dalej, aby się z tego miejsca ruszyć na przód. Piszę o tym, gdyż osobiście zapoznałem się z duzą ilością teorii na różne tematy, aczkolwiek gorzej było z wdrażaniem tych ,,cięższych” rzeczy w życie, doprowadzając do sytuacji, że ktoś kto radził sobie ,,gorzej” w życiu niż ja, łykając jedynie odrobine teorii osiągał większe postępy w kształtowaniu samego siebie, miał większą motywację?
Tomasz
Te wspomniane przez Ciebie działania młodych ludzi to są pęknięcia skostniałych struktur, które coraz szybciej będą się rozszerzać. Tak samo było w wielu firmach, szczególnie tych z obcym kapitałem i to rokuje pozytywnie na przyszłość.
To, że część rozwiązań naszych polityków może się okazać bardzo kosztowna to fakt, z drugiej strony jak popatrzę co powyprawiały rządy innych krajów UE, to nie jest u nas jeszcze tak źle.
Zgadzam się, że naszym młodym ludziom w wielu wypadkach ciągle jeszcze się chce i nie czekają że ktoś im cokolwiek sprezentuje. To ogromna przewaga konkurencyjna, mam też dla takich osób ogromny szacunek i staram się je wspierać gdzie się da.
Powoli wraca tez sporo ludzi, którzy naoglądali się różnych rzeczy na Zachodzie i to też jest potencjał, niezależnie od ich pozycji społecznej.
życzę Ci powodzenia w poszukiwaniu znaczenia, to bardzo ważne zadanie
SinOfKane
Piszesz: „Jestem zdania, iż (używając terminologii żeglarskiej) trzeba żagle refować, a nie stawiać spinakera. ”
Używając Twojej metafory ja nikomu nie każę stawiać spinakera. Raczej mówię „prognoza jest niezła, zadbaj o to abyś miał ogóle ten spinaker gotowy do postawienia jak tylko wiatr na to pozwoli”.
Piszesz: „jak widzę nadzieję jaką rozbudzasz to czuję się nieswojo. ”
To co opisuję to nie jest kwestia nadziei ale chłodnej kalkulacji. Jeżeli nigdy w ten sposób nie wygrałeś czegoś poważnego w życiu, to rozumiem, że może robić CI się nieswojo.
To, co dla Ciebie jest wstawką, dla mnie jest integralną częścią mojej wypowiedzi. Do czego ma służyć powoływanie się na Ziemkiewicza, człowieka który żyje z tego, że krytykuje pewną rzeczywistość tworząc słowa na jej temat. To jest bardzo łatwe i nie budzi mojego szacunku. Ja żyję (bardzo dobrze) z tego, że jestem konfrontowany z pewną rzeczywistością i po moich działaniach pozostawiam ją w lepszym stanie niż była. To jest moja liga i wierz mi, wymaga ona czegoś więcej niż tylko błyskotliwa inteligencja.
Na przyszłość proszę Cię też o linkowanie do konkretnych wypowiedzi ilustrujących jakąś myśl, nie do jakiś stron w ogóle, zwłaszcza jeśli są one off topic.
H.
Zgadzam się z Tobą, że euforia i chęci nie wystarczą :-) Z drugiej strony, aby powstało cokolwiek konkretnego musi się to najpierw pojawić w czyjejś głowie :-)
Zalecenie dawania sobie cały czas informacji zwrotnej jak nam idzie jest bardzo cenne i podpisuje się pod nim. Protestuje przeciwko określaniu tego, co pisze na blogu jako teorii!!! To jest prawie wszystko odzwierciedleniem moich przeżyć i doświadczeń, chyba że zaznaczam, że chodzi o przypuszczenia i spekulacje (jak w tym poście)
Pozdrawiam
Alex
Witam
Prognoza prof. Rybińskiego pozwala patrzeć w przyszłość z optymizmem. Oczywiście zgadzam się z tym, że kluczowe jest działanie. O tym też chcę napisać.
„Złota dekada” to bardzo dużo możliwości. Będziemy kuszeni inwestowaniem zasobów w biznes, który w tej chwili przynosi duże zyski. Moim zdaniem jednak, żeby być faktycznie beneficjentem, o którym pisze Alex, powinniśmy pamiętać o ostatecznym celu, który chcemy osiągnąć. W moim wypadku jest to szczęśliwe życie we wszystkich jego płaszczyznach (praca, życie prywatne, duchowe itd.) i zmiana świata na lepszy. Dlatego w tej „złotej dekadzie” chcę robić to, co faktycznie przynosi mi ogromną satysfakcję, stać się pierwszym, lub jedynym na liście, żeby, gdy już złota dekada przeminie, dalej robić to, co lubię.
Kluczowe do spełnienia wizji, którą opisałem wyżej jest wg mnie poznanie siebie – jakie są moje silne strony, co sprawia mi satysfakcję, co chcę osiągnąć w życiu. Wydaje mi się, że mam już ten etap w dużej części za sobą. W moim wypadku zajęło to około 3 lat. Myślę, że to dosyć krótki okres, więc podzielę się z Wami tym, jak udało mi się to zrobić. Receptą na to było podejmowanie coraz to nowych wyzwań. Dzięki temu zmuszałem się do tego, żeby motywować się samemu, zadawać sobie pytania czy moje życie wygląda tak jak tego chcę, a przede wszystkim jak chcę, żeby moje życie wyglądało.
Dla osób, które nie wiedzą co chcą robić podejmowanie wyzwań jest moim zdaniem najlepszym sposobem na przygotowanie się do „złotej dekady” (o ile faktycznie nadejdzie), ale też do cięższych czasów, bo będziemy wykorzystywać swoje mocne strony robiąc to co lubimy, co będzie nas nakręcać na osiąganie jeszcze lepszych rezultatów. Patrząc na pokolenie, które wg prof. Rybińskiego ma zapewnić „dobrą, a […] nawet bardzo dobrą koniunkturę” mam mieszane uczucia. Z jednej strony są to ludzie, z którymi współpracowałem w organizacji studenckiej i myślę, że będziemy beneficjentami. Z drugiej strony przychodzą mi na myśl osoby, z którymi studiuję. Są to w większości osoby z doświadczeniem w dziedzinie IT i nic poza tym. W czasach, kiedy rezultaty osiąga się głównie współpracując z osobami reprezentującymi różne branże może to być dużą przeszkodą w zbudowaniu polskiej firmy pokroju Google (np. przy komunikowaniu się).
Odnosząc się już tylko do danych podanych przez prof. Rybińskiego, jeżeli chcemy po złotej dekadzie nadal czerpać korzyści z jej owoców, to powinniśmy zadbać, aby jak najwięcej ludzi jak najbardziej wzbogaciło się w czasie jej trwania. Dzięki temu późniejsi „staruszkowie” będą mieli pieniądze, które będą mogli wydawać. A ponieważ po 2020 osoby starsze mają (a raczej mamy) stanowić duży procent naszego społeczeństwa, to będziemy też zapewniać duży popyt. To jest jeden z pomysłów na biznes – co zrobić, żeby jak najwięcej osób wzbogaciło się w tym czasie i na jakich usługach da się najwięcej zarobić kiedy już dużo osób się zestarzeje.
pozdrawiam,
Artur Stępniak
Witam serdecznie,
Nie ukrywam iż wątek wraz z komentarzami przeczytałem uważnie kilkukrotnie a co za tym idzie potrzebowałem dłuższej chwili na analizę postawionych tez oraz przemyślenie odpowiedzi.
Kilka wniosków związanych z optymistycznymi prognozami na nadchodzące lata:
1.obecnie mimo usilnych starań pieniądze pochodzące ze środków unijnych oraz wszelkich programów pomocowych są w dużej mierze niewykorzystane, lub co gorsza niewykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem. Bieżącym przykładem jest choćby miasto Szczecin, które otrzymało na dniach ponad 300 milionów kredytu na dumnie brzmiący rozwój. Mimo tego na dzień dzisiejszy wciąż nie przedstawiono konkretnego planu wykorzystania środków na konkretne inwestycje (wszyscy wkoło powtarzają jedynie mantrę odnośnie budowy hali, parków, obwodnic itp…).
2.Wzrost ilości programów rozwijających przedsiębiorczość – szczególnie wśród młodych ludzi. Obecnie o wiele łatwiej jest otrzymać pieniądze na założenie i rozwój własnej firmy niż jeszcze np. kilka lat temu. Konkursy na biznesplany, akademickie centra przedsiębiorczości, inkubatory to tylko wierzchołek góry lodowej nazwanej przeze mnie roboczo – bądź aktywny i zrób coś :).
3.Zgodzę się iż demografia sprzyja nam w tym momencie doskonale, nie jesteśmy bowiem (jeszcze!) państwem które weszło w fazę starzenia się społeczeństwa. Problemem na jaki należy zwrócić uwagę jest raczej emigracja i powrót w rodzinne strony. Dla wielu młodych i posiadających dobre pomysły (znów opieram się na własnych doświadczeniach z otoczenia) ludzi lepiej mimo wszystko jest pracować oraz oferować swój know-how firmom poza granicami kraju. Recepta jest prosta – zwiększenie świadomości przedsiębiorczej, nakłanianie do zakładania własnych firm, programy zachęcające do powrotu.
4.Projekty informatyczne – startup’y. Tu też z doświadczenia wiem że jest średnio i może być o wiele lepiej. Niestety duża część np. projektów informatycznych to powielanie sprawdzonych już pomysłów – (kolejne wcielenie Google, Naszej-Klasy czy Facebook’a) albo ewidentne kopie typowo zachodnich projektów z drobnymi modyfikacjami na rynek krajowy. Wierzę iż mimo wszystko spośród tego wszystkiego uda się znaleść kilka perełek które sprawią iż kraj nad Wisłą zostanie dostrzeżony jako druga Dolina krzemowa. Konkluzja – dobrzy i zdolni twórcy, którzy potrzebują inspiracji oraz pomysłowości podczas tworzenia swoich produktów.
Tyle w sprawie nadchodzącego przypływu, unoszącego wszystkich po równo. Warto być jednak na łodzi która odpłynie od brzegu a nie tylko pobuja się chwilę w przystani na uwięzi i opadnie na dno w czasie odpływu ;).
Co zatem zrobić by być na fali i na czasie? Moje pomysły wyglądają następująco:
1. Posiadanie i rozwijanie wiedzy która rzeczywiście zaprocentuje, bez zdobywania masy tzw. dokumentów potwierdzających umiejętności wszystkiego. Ciągłe doszkalanie, ciągła nauka, rozwój połączony z obserwacją panujących trendów, szukaniem nowych nisz i potencjalnych okazji. Myślę iż co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Żyjemy w erze nieograniczonego dostępu do wiedzy (książki, e-booki, audiobooki, nagrania video, kursy, szkolenia, blogi, fora… multum możliwości), wystarczy odszukać interesujące nas źródła i czerpać z nich pełnymi garściami.
2. Pozycjonowanie się – zgadzam się w pełni z tym podpunktem Alexa, wiąże się to z odpowiednim wyszukaniem niszy i zaprezentowaniem się w niej jako jedyny/pierwszy na liście.
3. Zdolność do szybkiego i elastycznego działania w warunkach niepewności i ryzyka, co wiąże się często ze zdecydowanym podejmowaniem decyzji co do kroków. Z obserwacji wynika iż osoby niechętnie opuszczają swoją strefę komfortu/bezpieczeństwa i próbują nowych rozwiązań, innowacyjnego podejścia do spraw zarówno osobistych jak i biznesowych. Cóż, jak mawia stare przysłowie nic na siłę i nikogo zbawiać pod przymusem nie można.
4. Odwaga i chęć działania. Jak zwięźle mawiał Richard Branson: Screw it, let’s do it :).
Kończąc porównanie z przypływami, myślę iż już teraz warto mieć zbudowaną łódź i próbować wypływać na głębie, ucząc się na własnych porażkach, błędach ale i małych/wielkich sukcesach, czego wszystkim czytelnikom serdecznie życzę.
Pozdrawiam
Adrian
optymistycznie:)
Jeśli chodzi o kwestię lepszych czasów, to nic jak przytakiwać. sytuacja gosp. jest niczym gra na giełdzie – raz zima, raz lato. Pamiętam jak jeden dobry znajomy z zacietrzewieniem na twarzy pokazywał mi na swoich czarodziejskich wykresach po czym można wnioskować, że jest zima i jeszcze będzie, a kiedy już są zwiastuny ciepła, czyli lato.
Niewątpliwe argumenty przedstawione przez prof. Rybińskiego trafiają do mnie.
Jakieś 2-3 miesiące wstecz zrobiłam sobie plan działania, by móc wypłynąć na głębokie wody i korzystać najpełniej z napotkanego wiatru – ja czasowo widzę tu końcówkę 2010.
Idąc dalej metaforą marynistyczną – do tego czasu mam już konkretne wytyczne jak usprawnić swój statek, co dokonać, kiedy, jak, z czego skorzystać, etc.
Jeśli chodzi o studia, o których wspomniał Łukasz Kasza, to mam troszkę inne doświadczenia. Z jednej strony patrząc wstecz wybierałam najlepsze z możliwych uczelni – dwukrotnie podejmowałam tę decyzję. Jednak z perspektywy czasu, na bazie tego, co doświadczałam w praktyce, to wydaje mi się, że wiedza uczelniana jest pyłem marnym. Ja sobie myślę, że jeśli płacę ładną sumę pieniędzy, a przesyłają mi osobę, która ma dr przed nazwiskiem i potrafi przygotować kilka slajdów z książek, to chyba jest to duże nieporozumienie. Tym bardziej jest to żenujące, jeśli przekazując wiedzę osoba nie potrafi stworzyć linku pomiędzy wiedzą, a tym jak to można w realiach wykorzystać.
Dlatego zgadzam się z Alexem, że w tym obszarze trzeba być proaktywnym – wziąć sprawy w swoje ręce, samemu poszukiwać, jak również obracać się wśród ludzi, którzy już osiągnęli wiele w danej dziedzinie.
Z tym ostatnim niestety osobiście mam mały kłopot – za dużo na rynku jest „produktów czekoladopodobnych” i niestety nie zawsze od początku jestem tego świadoma. Z każdego doświadczenia można jednak wyciągnąć wartościowe wnioski dla siebie i może to zaowocować listą tego, czego nie należy robić, by później to przekształcić co należy :)
Pozdrawiam ciepło:)
Aleksandra Mroczkowska
Po co komuś potrzebna progoza :). Prawda jest taka: żyjemy w rewolucji. A ponieważ jesteśmy w środku to podobnie jak żaba, którą powoli się podgrzewa, nie jesteśmy w stanie tego zauważyć.
Proponuję nie czekać na „złotą dekadę”, „złoty wiek” czy cokolwiek innego, tylko zadać sobie pytanie: „Co zrobię, żeby to dzięki mnie własnie ona się zaczęła!”. Na wojenie najważniejsza jest inicjatywa. Ten, kto posiada inicjatywę zmusza przeciwnika do reakcji, podczas gdy sam reżyseruje teatr wojenny. Zachowaj swobodę manewru, wybierz właściwy punkt i uderzaj!
Mój znajomy powiedział. Niemcy miały swój plan Marshall’a. My mamy UE! Podwaliny pod „złotą dekadę” czy jakkolwiek zwał kszstałtuję się teraz. Pieniądze z Unii chociażby na Innowacyjną Gospodarkę płyną właśnie teraz! Jest masa innych programów, z których można skorzystać. Nie ma ograniczeń! Wystarczy zaczać działać!
Prowadziliśmy przez 3 dni wykłady dla studentów na Dniach Kariery dotyczące tego jak wybierać ścieżki kariery, jak zdobyć pracę i na co zwracać uwagę jak już się ją zdobędzie. Spotkałem wiele wartościowych osób, które są jak nieoszlifowane diamenty. Niesamowity potencjał, który może się zmarnować tylko dlatego, że zafascynowane studiami nie zainwestowały minimum czasu w umiejętności autoprezentacji albo refleksji nad swoimi silnymi stronami.
Zgadzam się z Alexem, że niektóre kierunki, dyplomy i kursy to zbrodnia! Bezwartościowe papierki, zmarnowane godziny na wkuwanie, naukę. Kończy człowiek takie cóś i ma problem co dalej! Uczelnie, które działaja na zasadzie: sprzedać miejsce na studiach powinny być pozamywkane. Trzeba zmienić paradygmat: sprzedajemy przygotowanie Cię do sytuacji na świecie za 5 lat!
Uczelnie powinny myśleć co taki student może później robić! A nie wypuszczać masy absolwentów, dla ktorych kolejną reklamowaną ścieżką jest: „magisterka teraz nie wystarczy, zrób podyplomowe”. Samonakręcający się mechanizm, który generuje coraz mniejszą wartość dodaną! Trochę sie może uniosłem, ale nosi mnie jak marnuje się nasze najważniejsze zasoby. To nawet nie „Kamienie na szaniec”. To po prostu „perły w błoto”!
Przyszłość to nie stocznie i kopalnie tylko informatyka! Nie trzeba do tego aż takich nakładów! 350 mln na fabrykę samochodów Opla – lepiej to wydać na kształcenie informatyków w Polsce i wsparcie tworzenia „farm programistycznych”. Konkurujmy z Indiami, oni akurat mądrze pozycjonują się jako zagłębie IT.
Czy to łatwe jest? Nie! Trudne. Bardzo trudne. Dlatego nie możemy sobie pozwolić na rozrzutność. Co ja z tym robię? Przekazuję swoją wiedzę i doświadczenia ludziom, którzy sąna początku swojej drogi. Mam nadzieję, że dzięki temu wielu z nich osiągnie więcej i w bardziej „ekologiczny” sposób.
Tak jednym zdaniem: nie czekajcie na nic. Zróbcie Złotą Dekadę dla Siebie sami. „Mamy taki kraj jaki potrafimy zrobić” i „Macie takie życie jak sobie zrobicie”. Prognoz będzie mnóstwo i tych negatywnych i pozytywnych. To my decydujemy, w którą chcemy wierzyć.
Pozdrawiam
Artur
Poruszasz istotną kwestię celów, które chcemy osiągnąć w życiu i te pozaekonomiczne są oczywiście bardzo ważne. Jak jest koniunktura, to możemy mieć dylemat, czy wykorzystać ją do maksymalnego pójścia do przodu w kwestiach zawodowo-ekonomicznych, czy też po prostu dobrze żyć. Nie mam tutaj uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. W latach 90 wielu ludzi poszło bardzo do przodu koncentrując się na biznesie, ja po trzech latach intensywnej pracy co zimę siedziałem sobie na jachcie na Florydzie i generalnie zajmowałem się delektowanie się życiem w różnych formach :-) W tym wszystkim zrobiłem akurat tyle, aby mieć dzisiaj moja obecną, dość komfortową pozycję, teoretycznie mógłbym jednak być znacznie dalej w kwestiach stanu posiadania, tytułów itp.. Z drugiej strony naprawdę dobrze pożyłem, gdyby coś mi się teraz przytrafiło, to swoje od życia już dostałem :-)
Taki dylemat będzie miało wiele osób, moja osobista rada (bez gwarancji): jak przyjdzie koniunktura, to nie zapomnijcie o życiu w szerokim tego słowa znaczeniu i delektujcie się nim, ale najpierw przez kilka lat nabierzcie solidnego rozpędu.
Nie podzielam Twoich obaw dotyczących tych kolegów z IT, którzy poza tą dziedzina nic nie robią. Inteligentni ludzie mogą szybko nauczyć się niezbędnych kompetencji socjalnych, jeśli tylko odpowiednio im się pokaże o co chodzi. Wierz mi, pracowałem przy różnych okazjach z takimi osobami i wielokrotnie byłem bardzo pozytywnie zaskakiwany ich możliwościami. Poczytaj np http://alexba.eu/2007-03-03/zarzadzanie-i-motywacja/pojawia-sie-nowa-generacja/
Ok, na razie muszę przerwać, resztę komentarza dopiszę później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mariusz
Kilka miesięcy temu czytałem artykuł, w którym autorka argumentowała, że to przedmioty humanistyczne są przyszłością. Niestety za nic nie mogę go teraz znaleźć. Mogę jedynie powiedzieć, że jako chłopak z IT zacząłem się bać o przyszłość.
Alex
Masz tą przewagę, że pracujesz z osobami z branży IT wywodzącymi się z różnych uczelni czy bez wcześniejszych studiów. To co napisałem wynika z mojego doświadczenia. W najbliższym czasie razem z ludźmi, o których pisałem zakładamy koło naukowe, więc będę miał okazję w jakimś stopniu sprawdzić np. jak będziemy ze sobą współpracować.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Alex,
Dość trafna prognoza wg. mnie, ma to realne szanse na zaistnienie. Problemy które nakreślił Rybicki jednak moim zdaniem znacząco wpłyną na to, iż faktycznie nie będzie jakiegoś szczególnego złotego okresu. Po prostu będzie „lepszy okres”. Artykuł jest zbyt „różowo” napisany, dobrobyt, sielanka… Nie wierzę.
Infrastruktura drogowa na ten przykład – dzięki złemu ustawodawstwu, choćby SIWZ – są one budowane przez najtaniej oferującą firmę. Firmy oferują jak najtaniej i oszczędzają gdzie mogą. Dalej, przetargi rozpisywane są, gdy znane są budżety na dany rok – w efekcie często remonty dróg są realizowane po rozpisaniu przetargu, przeanalizowaniu ofert i wyborze oferenta – w jesieni, zimie, wiośnie. To się pokrywa z doświadczeniem praktycznym – w lato najrzadziej widzę remonty dróg, a jeżdżę regularnie. Wątpię, czy się to zmieni. To po prostu taki mały dowcip urzędniczy. Wpływ wody, opadów i niskich temperatur na budowę dróg i ich eksploatację – jest dość negatywny. Mówiąc wprost – szybko niszczeją. Co więcej drogi budowane są z taniego surowca, bo oferent wygrywa najtańszy… Czy się to zmieni? Wątpię. Łatwiej zrzucić na TIR’y ;) Dziwne, że drogi w innych krajach po których identyczne TIR’y jeżdżą po każdej zimie nie wyglądają jak ser szwajcarski…
Ale nie ma sensu analizować sytuacji z drogami. Drogi się wiele nie zmienią, fakt, wybudowanych będzie trochę autostrad, ale reszta dróg wiele się nie zmieni. To nie pomoże gospodarce, to ją hamuje, bo ludzie mówiąc wprost – za dużo czasu w korkach spędzają.
Sprawa ważniejsza – czy prof. Rybicki uwzględnił emigrację młodych pokoleń do UE? Czytałem kiedyś analizę kryzysu w Wielkiej Brytanii (postaram się odszukać link później i podesłać tutaj), osoba która to pisała, postawiła tezę, iż dzięki przypływowi imigrantów z nowych państw UE – Wielką Brytanię czeka dość dobry okres gospodarczy w latach po kryzysie. Więc myśl o kolejnej złotej dekadzie jest w pewnym stopniu rozpowszechniona. Teraz pojawia się pytanie – jak to u nas wygląda? Kto wyjechał? Zdolni, ambitni i chcący czegoś więcej niż tego co Polska oferuje? Czy wyjechali ludzie, którzy nie mieli zdolności? I jedni i drudzy, ale przewaga z tego co mi wiadomo – jest tych pierwszych. Od jakiegoś czasu twierdzę, iż to będzie faktycznie jeden z większych problemów dla naszej gospodarki. Długofalowy, bo to pokolenie nie przyniesie kolejnych pokoleń Polsce…
A co do Wielkiej Brytanii – dzięki powszechności języka angielskiego, wśród wykształconych ludzi w nowych krajach UE – spływa tam wiele, wiele mądrych osób. Wielka Brytania jest uznawana za kraj, który ma dość „rozchwianą” gospodarkę w porównaniu do starych krajów strefy Euro – gdzie wzrosty są duże i spadki też. Ale to jest zdrowe. Dzięki temu ogólnie Wielka Brytania może być następnym „tygrysem Europy”…
Kolejna sprawa, którą poruszono – to przyjęcie Euro. Dopóki nie interesowałem się w ogóle gospodarką i walutami sądziłem, że byłoby to dla nas pozytywne. Teraz jednak mam wątpliwości. Wzrost gospodarczy jest związany dość sztywno z inflacją. Inflacja w strefie Euro jest i będzie niska, nie zmienimy tego nawet włączając Polskę do tej strefy. Faktycznie, kiedyś do strefy Euro wejdziemy, ale najpierw musi nas czekać okres wzrostu gospodarczego, wzrostu zarobków, siły nabywczej… Poważnie, aktualnie średnie wynagrodzenie netto w tym kraju to jakieś 500 EURO i tyle lub więcej, jeśli wierzyć danym GUS, ma 1/3 społeczeństwa… Ceny towarów już często mamy większe niż w UE. Wzrosną ceny usług – ale te są powiązane z zarobkami. Wątpię, czy dokonamy tego skoku gospodarczego z Euro. Najpierw musi przyjść wzrost gospodarczy, a z nim inflacja. Ponownie, z Euro będzie ciężko. Chyba, że będziemy mieli Euro, wzrost wynagrodzeń po 10-15% rocznie, a inflację na niskim poziomie. Podobno niemożliwe. Niestety, moja wiedza ekonomiczna jest wg. mnie dość słaba, dość dużo czytam, myślę, analizuję, do takiego wniosku odnośnie Euro doszedłem, ale jest szansa, że się mylę. Ponownie przenosząc na przykład brytyjski – nie ma tam Euro, a wiedzie się całkiem dobrze. Świat się tam nie zawalił.
Alex, odniosłeś się też do kwestii politycznej – kto do władzy dojdzie. To bardzo dobre pytanie, niestety tutaj jestem pesymistą. Już pomijam fakt, że ja partie w Polsce dzielę na czerwone i bardziej czerwone… Wiele się nie zmieniło od ostatnich wyborów, fakt, mam wrażenie, że jest większa część polityków która stara się zajmować ważnymi rzeczami niż przy poprzednich rządzących, ale jest to nadal za mała różnica. Nie widać zmian w administracji, ustawodawstwie. To jest dokładnie ten sam problem, który przydusił jakiś czas temu Węgry. I my do tego samego rozwiązania zmierzamy. Gdy był poprzedni „wzrost” – to Węgry miały ciągłą stagnację. Teraz jeśli u nas się czegoś nie poprawi (a na to nie wygląda – administracja, podatki, itp), to będziemy „rosnąć i się dusić”.
Mówisz też o zainteresowaniu firm osobami młodymi i ambitnymi. Łącznie jakby podliczyć okres mojego poszukiwania pracy (od stycznia 2008, a od stycznia 2009 na gwałt – złożyłem wypowiedzenie) muszę Ci powiedzieć, że selekcja kandydatów odbywa się w sposób urągający inteligencji ludzi. Teraz jest podobno „rynek pracodawcy”, ale cały 2008 był „rynek kandydata” – niczym się nie różniło – prawie nikt mnie zatrudnić nie chciał. Gołego CV „świeżaka po studiach” nie mam, zresztą Ci je podsyłałem. Jeśli nie masz to zapraszam na http://witoldwilk.wordpress.com… Wielu moich znajomych miało dokładnie te same problemy, od 2007 jak myślę teraz o kilku osobach. Wszyscy ludzie po studiach, z doświadczeniem, obrotni i ambitni. Dwóch po roku poszukiwań założyło firmę, jakoś przędą, choć w efekcie pracują po 20 godzin dziennie, aby było na rachunki. Ale przynajmniej się prosić o pracę nie muszą. To jest temat na dłuższą dyskusję, i myślę, że nie w tym wątku. To tak tylko gwoli tego co poruszyłeś Ty i prof. Rybicki odnośnie młodego pokolenia. Wcale tak różowo nie jest. Wielu młodych ludzi się zrazi i w przyszłości będzie pracować nieefektywnie. Ja póki co mam szczęście trafiać do firm, gdzie ludzi nie traktuje się jak przysłowiowe szmaty.
Co do okresu, to sądzę, że może to być coś dłuższego. Tak do 2030 nawet. Poważnie. Po pierwsze – cykl Armstronga (jeśli ktoś w takie rzeczy wierzy), po drugie przemyślenia Sorosa (musiałbym odnaleźć jaka dokładnie książka, a parę ich mam i na nowo nie mam czasu czytać, aby to wychwycić). 10 lat to trochę mało, skłaniam się ku większemu okresowi czasowemu. Powody za myślami Sorosa (a może któregoś innego „giganta giełdowego”?): Jest mało konfliktów, w naszych okolicach też wiele ich nie powinno być, po ostatnich „wybrykach” bankowych – można oczekiwać, że banki centralne będą starały utrzymać akcję kredytową banków komercyjnych w jakichś ryzach, a co za tym idzie – starać się wybrać drogę „powolnego, spokojnego wzrostu”. Wyczerpywanie surowców naturalnych spowolni wzrosty, ale zahamuje spadki (patrz – ceny ropy „w kryzysie”). Starzenie społeczeństw. Rozwój regionów takich jak Afryka, Azja, Ameryka Południowa – przenoszenie kapitału z bogatych krajów – gospodarki bogatych krajów będą miały przytłumiony wzrost. To jest to co teraz mi się przypomina.
Staram się być optymistą, masz wiele racji, że będzie to złoty okres dla ludzi z inwencją, którzy się wstrzelą. Ale nie będzie to jakiś szczególny okres dla całej Polski. Ot, będzie wzrost, który odczuje niewiele osób, ale kolejny upadek poczuje więcej. Zupełnie jak teraz. O kryzysie każdy słyszał, a to, że wiele lat się robiło coraz lepiej – to nikt nie pamięta. To co napisałeś ma wartość uniwersalną. Są teraz, w czasach „kryzysu”, branże, w których nie ma źle. Cała gospodarka nie upada. Sposoby które opisałeś działają zawsze – po prostu w lepszych czasach – będą działać lepiej, dla większej ilości osób. Liczenie na cud jak to niektórzy mają wpojone przez rodziców, którzy też czekali – nie pomoże nikomu. Nawet jak będzie 15% wzrost gospodarczy to ludzie bez ambicji, bez pomysłów – nie uda im się.
Tyle z moich przemyśleń :)
pozdrawiam serdecznie
WW
@artur: wynik badań zależy od tego, kto zamówił badanie i co sprzedaje ;).
Wg. mnie przyszłosć należy (bo przeszłość też należała) do ludzi, którzy przekraczają „silosy” i nie zamykają się w „jestem humanistą”, „jestem inżynierem”, „jestem managerem” tylko do tych łącząych różne dziedziny.
Jakoś jest tak, że jest mało psychologów, którzy znają się na IT. I vice versa. Podobnie z innymi dziedzinami. Przyszłość wg. mnie należy do interdyscyplinarnych ZESPOŁÓW, które potrafią ze sobą rozmawiać i w ten sposób tworzyć synergiczną wartość dodaną.
Teraz nawet w efektywnych przedsiębiorstwach IT sobie, sprzedaż sobie, marketing sobie, hr sobie. Rzadko funkcje ze sobą potrafią współpracować. Trochę, więc Pani z tego artykułu może mieć rację: współpraca to humanistyczne podejście. A IMHO współpraca to przyszłość.
Witam,
Ten post przypomina mi trochę współczesną wersję biblijnej przypowieści o 7 latach tłustych i chudych :) W tym kontekście szukanie możliwości wykorzystania okazji w czasie „lat tłustych” może być „być albo nie być” w czasie lat „chudych”.
Alex, piszesz:
„Podobna szansa (choć jej mechanizmy będą inne) przydarzy się Wam drodzy Czytelnicy podczas przyszłej “złotej dekady”!!! ”
Przypuszczam że wyjaśnienie dokładnie istoty mechanizmów, o których mówisz wykraczałoby objętościowo poza standardy dyskusji w komentarzach. Mógłbyś przedstawić uogólnioną wersję tego, na czym te mechanizmy mogą polegać?
Jeśli chodzi o moje sposoby dotyczące dobrego wykorzystania możliwości jakie może nieść kolejna dekada (im bardziej 'złota’ tym lepiej, ale też każda inna:) to staram się koncentrować na ćwiczeniu umiejętności dostrzegania, korzystania i stwarzania okazji. I to głównie tych, które (biorąc przynajmniej pod uwagę mój obecny stan wiedzy) prowadzą do poszerzenia osławionego 'lejka’. Na pierwszy rzut może to brzmieć bardzo ogólnie, ale po pewnym czasie praktykowania stwierdzam, że mało znam tak konkretnych życiowych umiejętności.
Jeśli chodzi o przykładowe korzyści jakie mi to przyniosło do dzisiaj to żeby wymienić chociaż kilka:
-przekonałem się, że żeby zbudować solidne fundamenty samodzielnego życia w zupełnie obcym kraju może wystarczyć 200 funtów w kieszeni i 3miesiące zmieszane z odrobiną uporu, kreatywności i świadomością posiadania finansowej poduszki powietrznej „na wszelki wypadek”,
– znalazłem spotkania Toastmasters, na których co tydzień dostaję solidną porcję feedbacku na temat autoprezentacji i komunikacji z innymi
– poznałem (i dalej poznaję – w tym tygodniu np. będę ćwiczył hiszpański z odwiedzającą Szczecin Chillijką oprowadzając ją po mieście :) miejsca i ludzi różnych języków i kultur przez Couchsurfing.
– Świadomość, że „czasami wystarczy tylko poprosić\zapytać” może czynić cuda :)
Poza zbiorem doświadczeń i wymiernych korzyści, jakie dają ćwiczenia w wypatrywaniu możliwości na poszerzenie możliwości, w wielu przypadkach mają po prostu niesamowity fun factor. W tym roku miałem np. okazje spędzić we wrześniu dwa najprzyjemnie tygodnie swojego życia na śródziemnomorskiej wyspie za równowartość 200 euro all inclusive i sześciokilogramowym, przenośnym domem na plecach:) Mój kolega natomiast spędził miesiąc na jachcie za półdarmo dzięki temu że spędził trochę czasu na znalezienie odpowiednich drzwi, do których wystarczyło zapukać :)
Odnosząc się do zaproponowanych przez Ciebie punktów:
1.wykształcenie i umiejętności – właściwie tutaj w moim przypadku odbywa się to na dwóch polach – uczeniu się i oduczaniu się. Przy czym, po kilkunastu latach publicznej edukacji – obydwa intensywnie :) Bardzo fajnym pomysłem na tym pierwszym polu jest wprowadzenie w życie zasady „rób więcej, niż za co Ci płacą”.
2.własna marka na rynku – jeśli chodzi o studentów , to myślę że dobrym pomysłem jest działanie na polu konkursów związanych ze studiowaną dziedziną i obecnie jestem na etapie przygotowywania się do takowych. Do tego czasu – uczynienie google swoim przyjacielem i nawiązywanie kontaktów w różnorodnych środowiskach.
3.trzeba być na miejscu – w moim wieku ciężko jest podejmować ostateczne i nieodwołalne decyzje dotyczące miejsca działania. Jednak biorąc pod uwagę specyfikę kierunku, w którym się poruszam – są spore szanse na to, że spędzę jeszcze kilka(naście) ładnych lat w Polsce.
4.swoboda manewru – jak na razie żadnych zobowiązań-kotwic nie posiadam i, częściowo też dzięki lekturze tego bloga, nie zamierzam zaciągać.
Z przymrużeniem oka na to patrząc – moje minimum egzystancjalne potrzebne do manewrowania może się zmieścić w plecaku, który załapie się na bagaż podręczny w większości tanich linii lotniczych (field-tested:).
pozdrawiam
Michał Hubicki
Mariusz
Całkowicie się z Tobą zgadzam co do tego, że współpraca to przyszłość – można osiągnąć dużo lepsze wyniki.
Michał
Dla mnie osobiście imponujący życiorys.
Witam
Alex piszesz
Ta argumentacja do mnie przemawia, tym bardziej, że jeśli chodzi o punkty pierwszy i czwarty to już teraz mogę to potwierdzić z własnej pracy z czołowymi firmami i to na wszystkich szczeblach ich struktury organizacyjnej.
Punkt pierwszy to:
Po pierwsze dobra demografia, udział kreatywnego pokolenia w wieku 25-35 lat będzie wysoki(…)
Punkt czwarty to:
Po czwarte, w takim środowisku e-gospodarki ujawnią się nasze talenty w obszarze nauk informatycznych (…) i jestem przekonany że w latach 2011-2020 w Polsce powstanie co najmniej jedna firma na miarę Google czy MySpace(…)
Czy mogę prosić cię o sprecyzowanie, co dokładnie mógłbyś potwierdzić? Ja jakoś nie odczytuję tego jasno i za każdym razem „dopowiadam” sobie coś innego.
Jeśli chodzi o ogólne przesłanie to jak najbardziej zgadzam się z panem Rybińskim, co do tego, że Polska ma szanse wybić się dość mocno pod względem ekonomicznym. Moim zdaniem, pociągnie to za sobą dalszy zauważalny wzrost zamożności naszego społeczeństwa.
Za to Twoje przesłanie w uproszczeniu zrozumiałem tak:
Bierzcie się do pracy już teraz, by kiedy przyjdzie czas prosperity być gotowym do tego, aby zmienić „ligę”, w której obecnie gracie na znacznie bardziej prestiżową.
Bardzo trudno byłoby się z takim stwierdzeniem nie zgodzić.
Mam jednak zastrzeżenia co do warunku, który postawiłeś naszym politykom, aby nie byli cyniczni i budowali. Wydaje mi się, że takich polityków to ze świecą trzeba będzie szukać. Na dodatek istnieje naprawdę mała szansa, aby tacy znaleźli się w rządzie w najbliższym czasie. A że będą w większości to prawie niemożliwe.
Ja jestem zdania, że polska gospodarka da radę pomimo działań polityków.
A jeśli miałbym coś dorzucić od siebie, to na ostatniej konferencji, w której uczestniczyłem zasłyszałem stare chińskie przysłowie:
„W obliczu nadchodzącego bardzo silnego wiatru, większość ludzi buduje schrony aby przetrwać nawałnicę, nieliczni chcą budować silne wiatraki”
Chińskie przysłowia mają to do siebie, że można je rozumieć na wiele sposobów i na pewno pasuje ono również do przesłania twojego postu.
Jak zwykle nie pozostawiasz czytelników bez konkretnych wskazań, na co powinni zwrócić uwagę.
Punkt 1 (wykształcenie i umiejętności) jest dla mnie oczywisty jak to że słońce wstaje co rano. Bezustannie nad nim pracuję. Czy obieram dobre kierunki? Czas pokaże.
Punkt 2 (własna marka na rynku) jest to punkt, który sprawia mi problemy. Aby być „jedynym na liście” chcę wykonywać swoją pracę znacznie lepiej od konkurencji. Kosztuje mnie to często wiele czasu poświęconego na naukę i wymaga sporych (jak na budżet mojej firmy) nakładów finansowych. Zdarza się, że klient niestety nie jest w stanie tego docenić i wybiera firmę o znacznie mniejszych kwalifikacjach, popełniającą kardynalne błędy, ale za to tańszą. Wiem, że powinienem dotrzeć do firm większych i bardziej wymagających, jednak u takach, często drzwi zamykają się tylko dlatego, że nie reprezentuję dużej znanej firmy. I tak kółko się zamyka. Oczywiście cały czas próbuję różnych sposobów i mam nadzieję, że wreszcie (może lata 2011 – 2020?) uda się „zmienić ligę”.
Punkt 3 (trzeba być na miejscu) Czy w tym punkcie chodzi tylko o to by mieszkać w Polsce? A może być na miejscu oznacza przeprowadzenie się do dużego miasta?
Punkt 4 (swoboda manewru) Rozumiem, zaciąganie długoletnich zobowiązań, które ograniczą jakąkolwiek swobodę manewru jest głównym (nie jedynym) przesłaniem tego punktu. Mnie jak na razie udało się uniknąć tego typu zobowiązań, chociaż jak długo będę w stanie się bronić? Nie wiem.
Za to jakoś cały czas nie czuję tej „swobody manewru”. Niby wiem co zawodowo mnie ogranicza, ale ciągle nie potrafię rozwiązać tego problemu.
Pozdrawiam serdecznie.
Jakby na to wszystko nie patrzeć, to jeśli zostaniesz w tym miejscu, gdzie jesteś, będzie tak jak jest lub gorzej, niezależnie od tego czy będzie czas prosperity, czy nie. Jeśli zaczniesz się rozwijać, zwiększysz swoją wartość wewnętrzną i potencjał, co powinno się przełożyć na znaczny skok jakości życia, także niezależnie od czasów jakie nadejdą. Gdy dodasz do tego fakt, że jesteś jedną z niewielu najbardziej kompetentnych osób w tym co robisz – sukces prawie gwarantowany.
Czas kontynuować….
Adrian
Piszesz: „…pieniądze pochodzące ze środków unijnych oraz wszelkich programów pomocowych są w dużej mierze niewykorzystane, lub co gorsza niewykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem. ”
Zgoda, z tym że wolę aby te pieniądze były „marnowane” w Polsce, niż w innym kraju EU.
Dalej: „..Dla wielu młodych i posiadających dobre pomysły (znów opieram się na własnych doświadczeniach z otoczenia) ludzi lepiej mimo wszystko jest pracować oraz oferować swój know-how firmom poza granicami kraju. ”
Może tak jest, choć sytuacja chyba zmienia się na korzyść Polski. Jeżeli jeszcze wprowadziliby powszechny podatek liniowy 19% to dla lepszych (i lepiej zarabiających ) emigrantów stanowić to może bodziec do powrotu. Problemem jest co prawda dość szeroko rozpowszechniona w kraju mentalność rodem ze slumsów, ale i to powoli ulega zmianie.
Przeszkadza Ci że: „Niestety duża część np. projektów informatycznych to powielanie sprawdzonych już pomysłów „. Mogę to zrozumieć, choć pomyśl o Japonii zaraz po II wojnie – oni też w przemyśle wszystko najpierw kopiowali a potem zrobili lepiej. To samo starają się teraz zrobić Chiny. Może to nie jest taka zła droga?
Jeśli chodzi o Twoje pomysły to podpisuję się pod „Żyjemy w erze nieograniczonego dostępu do wiedzy „, problem polega bardziej na chęci i braku „głodu wiedzy” niż rzeczywistym braku możliwości
Aleksandra
Niestety muszę zgodzić się z Twoim stwierdzeniem: „Jednak z perspektywy czasu, na bazie tego, co doświadczałam w praktyce, to wydaje mi się, że wiedza uczelniana jest pyłem marnym. Ja sobie myślę, że jeśli płacę ładną sumę pieniędzy, a przesyłają mi osobę, która ma dr przed nazwiskiem i potrafi przygotować kilka slajdów z książek, to chyba jest to duże nieporozumienie. ”
Wielokrotnie szkoliłem ludzi, którzy na MBA i tym podobnych kursach byli uczeni metod odwrotnych do tych funkcjonujących, albo ktoś opowiadał im o negocjacjach między koncernami, a sami nie potrafili poradzić sobie w elementarnych sytuacjach B2B. Cieszę się, ze wreszcie zrobił się na ten temat ruch w mass mediach (np. GW), bo czas powiedzieć głośno, że w wielu wypadkach król nie tylko jest nagi, ale do tego ma bardzo brzydkie krosty na skórze.
ciąg dalszy za chwilę….
witam serdecznie Alex, witam serdecznie Czytelników,
Opowiedz nam czy dostrzegasz już w Polsce projekty o potencjale międzynarodowym, o których wspomina dr. Rybiński?
Jack Welch powiada „teams with best players wins”. Moje pytanie brzmi, jak w warunkach Polskich szukać najlepszych ludzi do projektów start-up high-tech? Masz szeroką perspektywę ponieważ właśnie pracujesz z najlepszymi – od czego warto zacząć? Jaka jest „kolejność gotowania”?
Pozdrawiam serdecznie,
Kamil
Bardzo pragmatycznie – zająłem się handlem, w tym internetowym. Robię pierwsze kroki – działam od marca tego roku. Nie mam z tego wielkich korzyści finansowych, ale nabieram sporo doświadczeń. Jestem przy tym ostrożny – nie rezygnuję na razie z pracy najemnej i handlowanie traktuję jak hobby. Zresztą lubię taką formę kontaktu z klientem.
Mariusz:
Uczelnie, które działają na zasadzie: sprzedać miejsce na studiach powinny być pozamykane. Trzeba zmienić paradygmat: sprzedajemy przygotowanie Cię do sytuacji na świecie za 5 lat!
Uczelnie sprzedają konkretny produkty, to znaczy dyplomy pozwalające na wpisanie sobie przed nazwisko mgr lub inż. lub inne literki. Prawa rynku działają tutaj nieubłaganie, klientami są studenci, którzy płacą albo swoimi albo rządowymi pieniędzmi. I to studenci wybierają uczelnie, kierunki i specjalności, a podczas studiów konkretne przedmioty!
I cóż studenci wybierają? Miałem akurat przyjemność uczyć przez 3 lata na (trzeba przyznać) niezłej polskiej uczelni technicznej, więc ogląd sprawy mam z pierwszej ręki. Ogólnie można uczyć trzech rzeczy: 1) niepodważalnych prawd, ale wtedy naskoczą, że teoria jest niepraktyczna, 2) dzisiejszych technologii, które wiadomo, że za pięć lat będą dawno nieaktualne, lub, tak jak proponujesz, 3) 'wiedzy akademickiej’ czyli tej, która najprawdopodobniej będzie potrzebna już za pięć lat lub może trochę dłużej. Będą to oczywiście 'akademickie rozważania’, bo któż może przewidzieć przyszłość tak dokładnie? Przemysł nie jest aż tak elastyczny, żeby wchłonąć każdy dobry pomysł naukowców.
Co ty byś wybrał? Jak myślisz, co wybiera rynek studenta nabywcy wiedzy? Otóż studenci wybierają technologię polską-dzisiejszą, czyli zachodnią-wczorajszą, a jutrzejszą-niczyją. Po prostu patrzą 'w czym dzisiaj można dostać pracę’. Po skończeniu studiów trafiają do zupełnie nowego świata, o którym to wtedy nie chcieli się uczyć, bo zbyt 'akademickie’. Płaczą nad straconymi godzinami zakuwania wtedy aktualnych, dziś przestarzałych technologii. Nie mogą się nawet wspomóc teorią swojej dziedziny wiedzy, bo przecież nikt się nie uczył takich 'niepraktycznych’ rzeczy. A potem narzekają na system edukacyjny, zapominając, że sami przez lat 5 (lub więcej) byli częścią problemu.
Jeśli ktoś się odnajduje w powyższym opisie, najwyższa pora poczytać więcej Alexa. Z moich prywatnych subiektywnych obserwacji wynika, że jakieś 10% studentów przekracza ten schemat, potrafią naprawdę zrozumieć podstawy dziedziny (teoria) jak i wybiec wyobraźnią w przyszłość. I właśnie dla tych osób warto było uczyć na uczelni (pozdrawiam!). I właśnie na nich będziemy liczyć jako na autorów złotej dekady.
I na siebie też będę liczył :)
Gracjan
Zgadzam się w pełni z zaleceniem ciągłego poszerzania swojej wiedzy i nieustannego przekuwania jej w praktykę. Podobnie ze sprawą budowanie relacji, czyli sieci znajomości – to w moim doświadczeniu równie ważne elementy dające równowagę (a już na pewno ich brak daje się dotkliwie odczuć, jeśli chodzi o możliwości działania).
Powiem słowo o tym, skąd to wiem, gdyż wierzę, że może to być niezgorsza ilustracja.
Przez wiele lat zdobywałam wiedzę z wielu dziedzin z głębokim przekonaniem, że kluczem do przyszłości jest interdyscyplinarność.
Początkowe lata mojej obecności na rynku pracy zachwiały tym przekonaniem i po jakimś czasie gorzko żałowałam nadmiaru wiedzy, a niedomiaru praktyki (dodam, że moja wiedza w przeważającej części dotyczy humanistyki i nauk społecznych). Później jednak przekonałam się, że niełatwo zdobyć praktykę bez wiedzy – dlatego zgadzam się z Gracjanem: studia okrajające solidne podstawy teoretyczne na rzecz uczenia praktycznych aplikacji, które się szybko dezaktualizują, jest drogą nie do sukcesu, lecz do katastrofy. Student, który opuści mury uczelni z wiedzą, lecz bez umiejętności uczenia się, będzie musiał poświęcić wiele wysiłku, by nauczyć się samodzielnie i krytycznie myśleć – i będzie to dokładnie w tym momencie, kiedy jest to jedna z najcennniejszych umiejętności (to także spostrzeżenia praktyka – pracowałam ze studentami i absolwentami studiów. nie samej trudno było uwierzyć w to, jak trudno było znaleźć wśród absolwentów odpowiednie osoby do współpracy).
Na marginesie: O tym, że dziś jestem w zupełnie innym miejscu nić 3 lata temu, kiedy zaczynałam czytać blog Aleksa, zadecydowały w równej mierze specjalistyczna wiedza i wytrwałe dążenie do jej praktycznej aplikacji. Oraz Alex i PT Czytelnicy/ Czytelniczki :) Bez tego bloga i gorących dyskusji byłoby mi z pewnością dużo, dużo trudniej.
Trzy lata temu przyszłam tu zdesperowana. Dziś rozwijam działalność dwóch firm: w jednej praktykuję wszystko to, co jest podstawą działania drugiej. Jednocześnie nowe doświadczenia praktyczne z pierwszej wykorzystuję, by wiedza potrzebna w drugiej była jak najbliższa realiom i sprawdzona. To dopiero początki, jednak takie podejście już teraz przynosi mi konkretne korzyści.
Długo i kilka razy czytałam post i dyskusję pod nim.
Mariusz, piszesz
„Jakoś jest tak, że jest mało psychologów, którzy znają się na IT. I vice versa.”
Hmm, a ja obserwuję sytuację odwrotną: na EITI PW z mojego rocznika bardzo dużo (chyba z 10) osób rozpoczeło równoległy kierunek nie na SGH a na psychologii. I skończyli. To tak w ramach ciekawostki, bo mi to zdanie mocno rzuciło się w oczy:)
A wracając do postu i pytania zadanego przez Alexa 'co robię i czy jestem przygotowana do złotej dekady?”
1) wiedza i umiejętności – tu zgadzam się z kilkoma przedmówcami i z całym przesłaniem twojego blogu, Alexie, że nieustanny rozwój siebie jest po-prostu czymś podstawowym niezależnie od tego czy jest złota czy najtrudniejsza dekada. Na dodatek moja natura i charakter jest taki, że ja szybko się nudze osiągniętymi rzeczami i potrzebuję trudniejszych i trudniejszych rzeczy do zrobienia. (Czasami się zastanawiam, czy i kiedy się wypalę, albo czy skończy się ta spirala). Po 4 latach pracy stwierdzam, że od momentu jak przeszłam na pełen etat (po roku pracy jako studentka) każdy mój większy projekt był o poziom albo i kilka trudniejszy od poprzedniego. To jest mój sposób na rozwój zawodowy i uniknięcie nudy. Plus oczywiście dokształcanie się w wielu aspektach: czy to technicznych związanych z pracą, czy rozwój osobisty czy cokolwiek innego. Ważne, aby było przydatne i pomocne. Rozwój osobisty: czytam twojego bloga, korzystam z biblioteczki i co najważniejsze – zgłosiłam się do Top Gun:) Wiem, ze zakwalifikować się będzie bardzo ciężko ze względu na ilość i jakość innych osób, które się również zgłosiły. Ale dla osób, które się zakwalifikują do Top Gun – będzie to jeden z najbardziej ważących czynników, przygotowujących do złotej dekady.
2) własna marka na rynku – od zawsze pracowałam na swoją markę, czy to w szkole, czy na studiach, w pracy również. I dosłownie tydzień temu zrozumiałam, że u nas w firmie w pionie techniki – markę swoją już mam. Określono mnie kiedyś „jak projekt nierealizowalny jest, to dać go Oldze”. Dostałam od szefów wolną rękę do decyzji nt wszystkich systemów w obszarze, za który odpowiadam (za wyjątkiem, tych kilku korporacyjnych 'świętych krów’, które nie da się w żaden sposób ruszyć). Generalnie dużo się dzieje bardzo dobrych dla mnie rzeczy. Teraz tylko się zastanawiam, w jaki sposób rozszerzyć swoją markę na szersze poletko niż jest teraz i docelowo wymyślić coś, aby stać się jedyną na liście. Ale mam dużo na to czasu:) W „złotej dekadzie” upatruję również szansę na szybszy przeskok do ligi 'jedyna na liście’.
3) bycie na miejscu – no z Polski na razie nigdzie się nie wybieram, ale też nie uważam tego za rzecz niezmienną lub już ustaloną. Nigdy też nie zakładałam, że wyjadę z Białorusi i jeszcze tak szybko.
4) swoboda manewru – według nieukrywanego przez Alexa podejścia, nie mam swobody manewru, bo mam kredyt hipoteczny. Nie postrzegam tego aż tak pesymistycznie, może dlatego, że wiem iż mieszkanie w Warszawie nie powstrzyma mnie w razie czego przed wyjazdem gdzieś. Innych ograniczeń nie posiadam:)
Pisząc to wszystko, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę te 'przygotowania’ w moim wydaniu – to jest mój sposób bycia, niezależnie czy będzie złota dkada czy nie. To nie jest 'przygotowanie się’ specjalnie do możliwej złotej dekady.
A nawet uważam, że jeśli będzie zupełnie na odwrót, sprawdzi się pesymistyczny scenariusz, o którym tu kilka osób pisało w komentarzach, to _tym_bardziej_trzeba jeszcze intensywniej robić/pilnować tych 4 punktów opisanych powyżej (jednak chyba 3ch, pominąć potrzebę bycia na miejscu).
Inwestować w siebie, swój rozwój, swoją markę – trzeba cały czas, bez względu na prognoże koniunktury. Ograniczeń nie warto w ogóle narzucać sobie (czy to fizycznie w postaci czegoś czy mentalnie w postaci podejścia do czegoś).
Olga
Prawdę mówiąc, to myślałem, że to co opisałeś Alex, jest taką, hm, „oczywistością”. To znaczy, że ludzie widzą, jakie szanse ma polska gospodarka, a rady to właściwie ciągle aktualne i nie zmienne, a ważniejsze właściwie wtedy gdy dobrych czasów nie ma ;) Jestem dość przekonany, że będzie niedługo dobry klimat by wiele zrobić ale widzę go trochę inaczej.
Przede wszystkim obawiam się, że „okres dużych możliwości” przyjdzie znacznie wcześniej niż bym sobie tego życzył ;) Obawiam się, ponieważ w najbliższym czasie planuje skupić się nad czymś innym niż maksymalna wartość rynkowa i korzyści finansowe z nią związane (co nie znaczy, że zaniedbam obszar ekonomiczny).
Swoją drogą, jest już „poźno” moim zdaniem. Myślę, że jak „złota dekada” będzie już widoczna, to najwięksi beneficjenci, będą już dawno na swoich pozycjach. Mi to wygląda tak, że teraz właśnie jest czas na decyzje i działania (już konkretne, nie ogólnorozwojowe). Podejrzewam, że ten czas zwany powszechnie kryzysem, to również czas w którym podjęte zostaną decyzje o których głośno zrobi się dopiero za parę lat.
Oglądam aktualne zachowanie firm w Polsce i mogę się tylko domyślać jak to wygląda za granicą. Teraz znam parę sporych firm co zmniejszyły zatrudnienie lub zatrzymują rekrutacje, skoro na w reszcie Europy gospodarka jest na minusie, to pewnie u nich dzieje się to na większa skalę. I w tym widzę kolejny plus dla Polski. Mamy spory rynek wewnętrzny i mniej musimy zaciskać pasa – więcej pracowników zostaje pewnie na stanowiskach. Teraz pomyślmy o powrocie koniunktury, firmy dostaną nowe możliwości i podejrzewam, że to możliwości będą się pojawiać naprawdę szybko. Wzrośnie zapotrzebowanie na pracowników. Wyobraźmy sobie, że Europa budzi się do życia i …? Firmy muszą zatrudniać nowych pracowników, więc nie nadążają z produkcją. Co gorsza np. w firmach IT nawet przy pracowniku z doświadczeniem, potrzeba czasu by nowy pracownik zaczął pracować w innych technologiach stosowanych przez firmę, kolejnych miesięcy potrzeba by pracował w nich efektywnie. A czas się liczy. Myślę, że część firm zostanie postawiona przed takim problemem, oszczędzili w kryzysie zwalniając najbardziej doświadczonych, a jak przyjdzie koniunktura to „studenci” nie wystarczą by ją udźwignąć. W tym też szansa dla firm, które unikną redukcji zatrudnienia istotnych pracowników, istniejące, sprawdzone zespoły będą mogły szybko zareagować na zapotrzebowanie rynku. To, moim zdaniem, oznacza wzrost zapotrzebowania na szkolenia, trenerów i coachów. Tyle teoretyzowania, jak będzie zobaczymy.
Ps. Moim zdaniem w Polsce nie powstanie drugi Google lub MS czy IBM. Na to nie ma co liczyć, szybciej twory jak SAP. Dodatkowo uważam, że przykładowo dla Wrocławia, znacznie ważniejsza jest nowa inwestycja IBM niż to, że tu siedzi Nasza-Klasa. Modne serwisy społecznościowe nie specjalnie mają wpływ na całościową gospodarkę czy innowacyjność i nie chce w Polsce kolejnego MySpace, mimo że będzie to coraz ważniejszy środek przekazu jak gazeta czy telewizja.
Na pewno jest jeszcze parę serwisów do wymyślenia na których da się zarobić, tak samo jak kilka tytułów gazet, kilka kanałów telewizyjnych etc. Tylko to świata jakoś specjalnie nie zmieni.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Witam,
Alexie cieszę się, że poruszyłeś tak ważny temat (chyba dla wszystkich osób, którym zależy na rozwoju). Nie dokonam jednak analizy swojej osoby względem 4 wyszczególnionych przez Ciebie punktów czy jestem gotowy, bo przecież owa „złota dekada” rozpocznie się w 2011. Pytanie brzmieć raczej powinno „czy będziesz gotowy do skorzystania z niej?”, ale to tylko taka mała dygresja. Jednak chciałbym tutaj bardziej poruszyć temat, o którym mowa w punkcie pierwszym mianowicie owe „kiepskie uczelnie i zdobywanie serwowanej tam pseudowiedzy oraz różnych naukowo brzmiących a w praktyce dość bezwartościowych dyplomów”. Owszem możesz mieć rację co do tego, że prywatne uczelnie nie serwują najlepszej wiedzy, a program często jest bardziej okrojony, jednak czytając to czuję się dotknięty takim jednoznacznym osądem, gdyż jestem studentem „prywatnej uczelni” i mam świadomość tego, że nie otrzymuję tam wiedz na poziomie takim jak na uczelniach państwowych, jednak chciałbym Alexie zadać Ci pytanie, czy nie uważasz, że gdzieś w głębi tego problemu wszystko tak naprawdę zależy od nastawienia samego studenta i chęci rozwoju. Uważam, że w dobie dzisiejszych czasów, nie można zakładać, że państwowa uczelnia jest wykładnią poziomu wiedzy, którą nabył student. Osobiście jak wspomniałem studiuję na uczelni prywatnej, jednak posiadam grono znajomych z uczelni państwowych i nie uważam się za lepszego, jednak nie uważam żebym był pod jakimkolwiek względem gorszy tylko dlatego, że studiuję na prywatnej uczelni.
Byłbym wdzięczny gdybyś znalazł chwilkę czasu i odpowiedział mi na owo pytanie, czy należy przekreślać studenta prywatnej uczelni od razu na starcie, tylko za to, że nie ukończył uczelni państwowej, które jak wiem z własnego doświadczenia, nie zawsze serwują najwyższy poziom wiedzy? (pomijam aspekt, że na prywatnych uczelniach wykładają profesorowie uczelni państwowych)
Nawiązując do wzmianek o studiach. Z perspektywy osoby która od dwóch tygodni jest mgr inż., to od studiów zależy jaka wiedza będzie łatwo dostępna dla studenta, ale to od studenta zależy czego się na studiach nauczy. Można skończyć studia i mieć 2 pełne lata doświadczenia w zawodzie, poznać inne kraje w ramach studiów praktycznie za darmo. Można było też zarabiać w trakcie studiów powyżej średniej krajowej. Jak jest teraz jeszcze nie wiem, właśnie sobie nowej pracy szukam.
Oczywiście studia mają swoje minusy i nielogizmy, a osobiście uznaje ostatnie pół roku swoich starć z uczelnią za czas stracony, który dużo mnie kosztuje. W trakcie moich studiów musiałem uczyć się trochę rzeczy nie istotnych. Nauczyłem się też za równo paru rzeczy, które są ważne dziś jak i paru rzeczy, które nabiorą znaczenia pewnie za jakieś 4 lata. Trzeba było po pierwsze chcieć, trochę planować i obserwować rynek. Jeśli studia się wybrało przypadkiem, bez zastanowienia to nie ma co liczyć na efekty. Jeśli tylko do studiów się ograniczało to również może być problem.
Nie każdy chce mieć własną firmę, zarządzać w cudzej, czy też szkolić. Przy pewnych zainteresowaniach wręcz nie sposób uczyć się inaczej niż na studiach. Oczywiście nie polecam się do studiów ograniczać, ale są wszelkie koła naukowe, organizacje studenckie, organizacje poza rządowe itp. gdzie można zdobyć dodatkowe umiejętności i doświadczenie.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
…. z małej chwili zrobiła się dłuższa :-)
No ale siedzę teraz w ekspresie Berlin Warszawa i wreszcie ma trochę czasu aby dalej odpisać na Wasze komentarze.
Mariusz
Piszesz: „Proponuję nie czekać na “złotą dekadę” ….”
Nikt w poście nie proponował czekania, wręcz przeciwnie :-) Moją intensja było pobudzenie Czytelników do niezwłocznego podjęcia przygotowań, aby taką przyszłą koniunkturę optymalnie wykorzystać.
Zgadzam się z Tobą, że mamy wiele nieoszlifowanych diamentów wśród młodych ludzi, nie tylko studentów. Moje obserwacje wykazują mnóstwo bardzo dobrych osób w wieku 22-39 lat, któym trzeba dać trochę szlifu, wiary w siebie i polecą
Artur
Wspominasz: „Kilka miesięcy temu czytałem artykuł, w którym autorka argumentowała, że to przedmioty humanistyczne są przyszłością. ……….. Mogę jedynie powiedzieć, że jako chłopak z IT zacząłem się bać o przyszłość. ”
Dopóki większość studiów humanistycznych nie uczy skutecznego posługiwania się językiem ojczystym (a nie uczy!!!!) oraz używania tego narządy pomiędzy naszymi uszami to możesz być spokojny :-)
Witold
Jak już piszesz na tym blogu i powołujesz się na kogoś, to proszę nie przekręcaj jego nazwiska, to nieeleganckie. i nas stać na coś lepszego.
Jeżeli chodzi o emigrację, to nie mam aktualnych danych, gdzieś tylko widzę przed oczami przeczytaną informację, że ok. milion ludzi wróciło do Polski w ostatnim czasie. Nie mogę tego jednak w tej chwili potwierdzić.
Mam problem z Twoim stwierdzeniem „aktualnie średnie wynagrodzenie netto w tym kraju to jakieś 500 EURO „. Skąd wziąłeś takie dane??? Aktualna informacja GUS na ten temat na stronie http://www.stat.gov.pl/gus/5207_PLK_HTML.htm podaje jako średnie wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw (a tym chyba mówimy, nieprawdaż?) 3283 zł miesięcznie (we wrześniu 2009) co nawet przy dzisiejszym średnim kursie 4.25 zł/Euro daje ok. 772 Euro więc 54% ponad wartość, którą podajesz.
Możesz być oczywiście pesymista w kwestii politycznej, tutaj pożyjemy – zobaczymy. Ja wolę być na wszelki wypadek dobrze przygotowany, gdyby miało nie być tak źle jak to widzisz. Moją pierwszą działalność rozpoczynałem w kraju, gdzie pod wieloma względami było wtedy gorzej niż w dzisiejszej Polsce (np. teoretycznie nie wolno było mi otworzyć firmy software’owej!!! a związki zawodowe trzęsły gospodarką) więc wiem o czym mówię.
W kwestii poszukiwania pracy piszesz: „..że selekcja kandydatów odbywa się w sposób urągający inteligencji ludzi. ..”
Kto Ci każe rozmawiać z ludźmi, których jedyna kompetencją jest odrzucenie Ciebie (bo zatwierdzić pewnie musi i tak odpowiedzialny manager)?
Skąd wiesz, na ile sam przyczyniłeś się do tego, że Cię odrzucono? Z całym szacunkiem, ale np. nieumiejętność przytoczenia prostego polskiego nazwiska już eliminuje Cię z wielu lepszych zajęć. Piszę to bez złośliwości, po prostu chcę pokazać, jak młodzi ludzie „strzelają sobie w stopy” a potem mówią „rynek pracy jest nie fair”
Opisując Twoich znajomych powiedziałeś : „..ludzie …….. obrotni” a potem o ich firmie „…. pracują po 20 godzin dziennie, aby było na rachunki. …”
Jeżeli to startup to jest to normalne, jeżeli firma, która już dłużej jest na rynku, to coś nie gra z tym „obrotni”.
Piszesz :” Ale nie będzie to jakiś szczególny okres dla całej Polski. „. Tutaj pozwolę sobie mieć odmienne zdanie, choć oczywiście beneficjentami będą głównie ci obrotni i przygotowani. Zgadzam się w 100% z Twoim stwierdzeniem : „Liczenie na cud jak to niektórzy mają wpojone przez rodziców, którzy też czekali – nie pomoże nikomu.”
Dziękuję za obszerną wypowiedź
teraz wyślę to (bo w Poznaniu jest dobry zasięg) i będę pisał dalej..
Znów mam zasięg, więc wyślijmy co mamy :-)
Kontynuujemy
Michał Hubicki
W bardzo dużym uproszczeniu, na początku lat 90 jak firmy wchodziły do Polski często wystarczało minimum obrotności plus umiejętność posługiwania się odpowiednim językiem obcym. Wielu ludzi na takiej bazie porobiło kariery.
„Złota dekada” teraz będzie stawiała znacznie wyższe wymagania tym, którzy naprawdę będą chcieli ją wykorzystać. Z drugiej strony w porównaniu do tamtych czasów znacznie ułatwione i bardziej ucywilizowane jest zakładanie własnej działalności gospodarczej, co stworzy dodatkowe możliwości.
Dziękuję za resztę bardzo interesującego komentarza
Robert
Jeśli chodzi o polityków, to nie muszą oni być idealni. W żadnym znanym mi kraju nie są!! Jest jednak pewna granica, poniżej której zaczyna się dziać naprawdę niedobrze i moim skromnym zdaniem aktualnie jesteśmy w Polsce akurat trochę powyżej. Jeżeli nie spadniemy niżej, to już sobie poradzimy. To jest oczywiście czysto subiektywny punkt widzenia, ale trochę już różnych rzeczy przeżyłem, myślę, że z niezłym skutkiem.
Jeśli chodzi o Twój punkt drugi, to rozwiązanie nie jest trywialne. Ja mam teoretycznie taką samą „kwadraturę koła” (pewne rzeczy doceniają większe firmy, które z kolei poszukują większych partnerów), rozwiązałem ją bardzo uważnie preparując moją osobista niszę. To da się zrobić, a jak to osiągniesz to łatwo jesteś „jedynym na liście”. Za mało wiem o Twoim biznesie, aby dawać Ci bardziej konkretne rady, może na jakimś spotkaniu z Czytelnikami?
W punkcie 4 piszesz: „Mnie jak na razie udało się uniknąć tego typu zobowiązań, chociaż jak długo będę w stanie się bronić? ”
Kto Cię „atakuje”??? Musisz z takimi ludźmi przebywać?
Mietb
Zgadzam się z Twoją wypowiedzią z jednym ograniczeniem. Piszesz: „Gdy dodasz do tego fakt, że jesteś jedną z niewielu najbardziej kompetentnych osób w tym co robisz – sukces prawie gwarantowany. ”
To pod warunkiem, że na to co robisz jest odpowiedni rynek!!!
Kamil Przeorski
Pytasz: „Opowiedz nam czy dostrzegasz już w Polsce projekty o potencjale międzynarodowym, o których wspomina dr. Rybiński? ”
Jeśli mówimy o drugim Google to nie, ale to wynika z „demografii” moich klientów.
Dalej pytasz: „Moje pytanie brzmi, jak w warunkach Polskich szukać najlepszych ludzi do projektów start-up high-tech? ”
Tutaj muszę się zastanowić. Gdybyś zapytał jak szukać najlepszych ludzi do dużej firmy Hi-tech to byłoby to dla mnie prostsze, bo z takimi przedsiębiorstwami mam spore doświadczenie. Może warto by na ten temat podjąć dyskusję w osobnym poście? Mam nawet przed oczami kilku dobrych ludzi, których mógłbym zapytać o doświadczenia.
Gracjan
Opisujesz ciekawy punkt widzenia.
Spójrzmy na to tak: większość Twoich studentów uważa swoje wybory za racjonalne.
To może wynikać z dwóch powodów:
1) ich horyzont jest nieco ograniczony i w jego ramach „wszystko gra”
2) sytuacja finansowa lub/i rodzinna wymaga jak najszybszego uniezależnienia się i nabycie umiejętności, dzięki którym tu i teraz można zacząć pracować jest zrozumiałe
W tym pierwszym przypadku wyzwanie jest po Twojej stronie, bo zanim zaczniesz przekazywać im wiedzę, którą uważasz za najbardziej przydatną dla nich musisz „sprzedać” im Twój punkt widzenia i Twoje racje. To nie zawsze jest łatwe i czasem wymaga „jaj”, ale jest niezbędnym elementem edukacji, kiedy chcesz wprowadzić znaczące zmiany nie tylko wiedzy, ale tez i wyobrażeń o życiu. Ja mam takie zadanie przed sobą na początku każdego treningu z nowymi ludźmi, to jest prawie „standard procedure” :-)
W tym drugim przypadku też wyzwanie leży po Twojej stronie, bo w wielu wypadkach można uczyć wielu cennych umiejętności na bazie praktycznych zastosowań aktualnej ( a nie przyszłościowej) technologii. Technologie i tak będą przychodzić i odchodzić, a pewne „algorytmy” myślenia pozostaną przydatne.
Co sądzisz o takim, z naszego „nauczycielskiego” punktu widzenia proaktywnym podejściu?
Yves
Napisałaś: „po jakimś czasie gorzko żałowałam nadmiaru wiedzy, a niedomiaru praktyki ”
To jest podstawowy problem bardzo wielu ludzi, choć jego istota jest nieco głębsza, ale tu musielibyśmy bardziej wejść w zrozumienie tego, co większość osób nazywa „wiedzą”.
Dalej niestety mam w kilku przypadkach nieco odmienne zdanie, kiedy np. piszesz : „studia okrajające solidne podstawy teoretyczne na rzecz uczenia praktycznych aplikacji, które się szybko dezaktualizują, jest drogą nie do sukcesu, lecz do katastrofy. ”
Moje doświadczenia są całkiem inne. Dość często dostaję feedback od ludzi, których kiedyś trenowałem, że to, co się wtedy nauczyli było decydującym elementem pozwalającym im skorzystać z różnych sposobności i bardzo pójść do przodu w życiu. A ja przecież kilka, a nawet kilkanaście lat temu uczyłem ich praktycznych aplikacji w tych dziedzinach, którymi wtedy się zajmowali, często nie mającymi pozornie nic wspólnego z tym co robią obecnie! Jak to wytłumaczysz?
Wspomniana przez Ciebie umiejętność uczenia się i samodzielnego oraz krytycznego myślenia jest rzeczywiście krytyczna, niemniej uważam że właśnie te cechy można nauczyć bazując na praktycznych przykładach z „aktualnej technologii”
Cieszę się., że ten blog przydał CI się do czegoś i dziękuję za udział w naszych dyskusjach. Powodzenia w Twoich dalszych działaniach!
Olga
Jakoś tak wcale nie martwię się o Ciebie, czy sobie w „złotej dekadzie” poradzisz :-)
Dla niezorientowanych Czytelników: Olga jest częstym uczestnikiem „Power Walk” stąd mam pojęcie o jej potencjale.
Krzysztof
Bardzo słusznie piszesz: „Myślę, że jak “złota dekada” będzie już widoczna, to najwięksi beneficjenci, będą już dawno na swoich pozycjach. ”
Dlatego w ogóle opublikowałem ten post – chcę aby jak najwięcej Czytelników „załapało się” na korzystny wiatr. To dobrze wpłynie na reputację blogu :-) :-)
Nie wiem co masz na myśli pisząc: „ponieważ w najbliższym czasie planuje skupić się nad czymś innym niż maksymalna wartość rynkowa i korzyści finansowe z nią związane ”
To jest Twoja decyzja, choć w żeglarstwie krążowniczym (cruising) jest taka zasada, która mówi, że jak masz korzystny wiatr to żegluj bez wysiłku dzień i noc.
Kwestia firm, które zbyt późno zorientują się, że kryzys minął wykracza nieco poza zakres tego postu. Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z :
http://notatki.alexba.eu/2009-11-01/pomysl-juz-dzis-o-talentach-ktore-bedziesz-potrzebowal-jutro/
Pozdrawiam z Kutna (znów UMTS :-))
Alex
Qatryk
Przepraszam, że z opóźnieniem odpowiadam na Twój komentarz, w jakoś umknął mi on w wirze spraw i podróży. Pozwól, że nadrobię to teraz.
Napisałeś: „tudiuje zdaje się 9 rok na tym samym wydziale i wcale a wcale mi to nie przeszkadza. Robię “tysiąc” innych rzeczy i przy okazji zdobywam chyba jakąś wiedzę. Popełniam przy tym podstawowy błąd o którym pisałeś już kilkukrotnie – nie skupiam się na rzeczach wartych mojego skupienia. ”
To bardzo przypomina mi moją historię, w dawnych czasach lepiej było być studentem niż gotowym inżynierem :-)
Było to bardzo przyjemne, ale zakończyło się dość brutalnym „reality check”, kiedy wylądowałem w Austrii i okazało się że w sumie niewiele potrafię. Ta piwnica i sprzedawanie gazet były moim „czyśćcem”, czego naturalnie Ci nie życzę.
Tak naprawdę to do dziś pozostałem „gypsy”, co wiedzą ci z Was, którzy znają mnie bliżej, ale nauczyłem się, że pewna poduszka finansowa bardzo dobrze robi, kiedy jak mówią Amerykanie „shit hit the fan”.
Ciekaw jestem co definiujesz jako Twoją niezależność finansową i jak stabilna ona jest.
Jacek D.
Zwróć uwagę, że w moim poście napisałem „kiepskie uczelnie i zdobywanie serwowanej tam pseudowiedzy ..” nie rozróżniając pomiędzy uczelniami prywatnymi i państwowymi. Skąd wziąłeś Twoją interpretację?
W tym świetle cały Twój dalszy wywód i pytania są dla mnie bezprzedmiotowe, chyba , że coś przeoczyłem. W takim przypadku proszę o zwrócenie mi uwagi.
Jeszcze raz Krzysztof
Twoją wypowiedź:
„Można skończyć studia i mieć 2 pełne lata doświadczenia w zawodzie, poznać inne kraje w ramach studiów praktycznie za darmo. Można było też zarabiać w trakcie studiów powyżej średniej krajowej.”
należałoby wytłuścić i oprawić w ramki :-)
Może napiszesz kiedyś post gościnny na ten temat, dzieląc się Twoimi doświadczeniami?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
Alex,
Oj faktycznie, przepraszam za błąd – prof. Rybiński. Całkowicie nie zauważyłem tego, a nawet przypominam sobie, że wracałem do Twojego oryginalnego postu, bo nie byłem pewny nazwiska… I nie wiem czemu źle napisałem. Postaram się już nie przekręcić :)
Co do ludzi, którzy wyjechali, tak, masz rację, wracają, ale co bardziej, moim zdaniem, wartościowi – pozostali tam. Z osób które ja znam i wróciło – raczej byli to ludzie, którzy tam szukali pracy dorywczej. Nie jest to duża próbka, trudno mi tu mówić o statystyce – takie jest moje wrażenie.
Wynagrodzenia… jak widzisz, powołałem się na kwotę netto, gdyż ta kwota jest faktycznym wynagrodzeniem dla pracownika zatrudnionego na etacie, a brutto nie jest pełną kwotą którą pracodawca wydaje na pracownika. Dla mnie to taki twór prawno-podatkowy, nic więcej. 3283zł to brutto, a z tego netto to 2354zł (pracodawca łącznie wydaje 3894zł). Przy kursie 4,25 jest to faktycznie 550 EUR, czyli racja, trochę „odjechałem” w dół, za co przepraszam. Więc powiedzmy więc nawet że jest to 600 EUR, gdyby złotówka zmierzała do 4,00 za 1EUR. Nadal rząd wielkości jest dość drastyczny.
Osobiście wolę być przygotowany na oba wypadki – dobry i zły – jeśli chodzi o politykę ;) Szczególnie, że jak już pisałem – zmiany w naszym prawodawstwie idą bardzo, ale to bardzo powoli. Już za rok obudzimy się w ręką w nocniku, gdy gminy dostaną o wiele mniej pieniędzy z podatków i nagle skończą się kontrakty państwowe na różne remonty – dużo firm budowlanych, które przerzuciło się na pracę dla miast – zostanie bez zajęcia. Obecny „kryzys” znajdzie odzwierciedlenie w 2010-2011. Chyba, że coś zostanie zrobione, aby go uniknąć. Póki co robi się łatki, czy wytrzymają?
Odnośnie kwestii pracowniczych – muszę tutaj powiedzieć, że się mylisz co do mnie, ale masz rację co do przeinaczenia nazwiska, mea culpa. Wiesz, parę razy, mimo usilnych starań też w liście motywacyjnym zrobiłem podobny błąd, np. zamiast „Droga Pani” napisałem „Drodzy Państwo”… I miałem wtedy pretensje do siebie, do nikogo innego. Mój błąd, moja wina. Kilka godzin pracy szło wtedy w cholerę, bo ja w całym liście motywacyjnym zmieniłem Panią na Pana, prócz jednego miejsca, które przeoczyłem, lub klawiatura nie do końca już sprawna nie wybiła literki „i”…
Ale, mowa o pretensjach do drugiej strony – podeprę się kilkoma przykładami wprost z mojego ostatniego roku: Potrafiłem w dość „nierynkowej” firmie rozwinąć sprzedaż naprawdę niesamowicie (kilkaset procent w ciągu paru lat, sprzęt stary technologicznie, poprzednie dekady, kurczący się rynek), kosztowało mnie to wiele wysiłku, czasu, dbania o relacje. Praca po kilkanaście godzin dziennie? Pielęgnowanie kilku kontaktów przez parę lat, aby się rozwinęły? Było warto, wynagrodzenie rosło, sprzedaż rosła. Wiesz co widzi typowa osoba z HR z tego wszystkiego? To, że pracowałem w nierynkowej firmie. W mniemaniu wielu ludzi, twór pt. „spółdzielnia” znaczy, że ludzie tam pracujący nie mają ambicji i są nierobami. To są słowa osoby, którą raz wymęczyłem o feedback co myśli o mnie po przeczytaniu CV. Pal licho wyniki podparte referencjami. Druga sprawa – zajmowałem się wieloma sprawami, przekrojowo. Nie miałem tam jednej działki – okazuje się, że nie da się przetłumaczyć w CV tego tak, aby ktoś po drugiej stronie zrozumiał jak powinien. W mniemaniu takiego typowego HR’owca – Export Manager zajmuje się tylko eksportem. Klienta krajowego na oczy nie mógł widzieć, bo się tym nie zajmuje. Wyjazdy na targi itp – to nie jego działka, tym się powinien marketingowiec zajmować… A jeśli już uwierzy, że to robiłem, to znaczy, że robiłem „wszystko – czyli nic.”. Pal licho godziny pracy, czy miesiąc w delegacjach poza krajem – anomalia i tyle. Zły pracownik, bo dbał o własny rozwój w strukturach firmy – paragraf 22. Podając powód zwolnienia – strzelałem sobie w stopę. Rekrutujący mogli zrozumieć, że sprzedaż spadała, a pracodawca zwolnił pracownika, „bo kryzys”. Ale nie zrozumieją, gdy pracownik zwalnia się sam, bo mu obcina się wynagrodzenie, a sprzedaż… rośnie. Powód? Pracownik motywowany finansowo… I tu strzelałem sobie w stopę. Ale co miałem robić? Kłamać? Przykłady mogę mnożyć, ale chyba przedstawiłem mniej więcej co ja widzę. Alex, byłem skreślany ze stanowisk, które były dosłownie najbliższą pochodną poprzedniej branży i stanowiska właśnie z takich powodów. Nie mówię o stanowiskach, które mnie interesowały, mówię o tych, gdzie miałem podobno największe szanse. Stanowiska które mnie interesowały traktowałem tak, że może ktoś pozwoli na rozmowę i tam faktycznie przekonam kogoś. Rzadko była na coś takiego była okazja. Fakt, byli rekrutujący, którzy potrafili CV przeczytać i zrozumieć co robiłem, wydedukować, że nie muszę być pracownikiem ścisłej konkurencji zajmującym się tą samą działką co pracownik, którego muszą znaleźć. Dzięki temu znalazłem obecną pracę, bo po kilku miesiącach od wysłania mojego CV na inne stanowisko odezwała się pewna HR-ówka i mi zaproponowała stanowisko inne, w innej branży, innej firmie. Propozycja o wiele lepsza od propozycji jakie dostawałem z firm, do których pasowałoby moje wykształcenie czy doświadczenie (chyba, że export manager z bdb znajomością angielskiego i rosyjskiego zarabia 2000 brutto – bo tyle słyszałem najczęściej, raz to nawet tyle netto zaproponowano…). Można powiedzieć, że w końcu znalazłem coś co pasuje do mnie i nie powinienem narzekać. Z drugiej strony jeśli większość rekrutacji jest tak prowadzona…
Moje doświadczenia z poszukiwania pracy mówią dokładnie coś innego niż powszechna opinia – nie szuka się innowacji, nie szuka się nowości, szuka się osób od konkurencji. Morał, lub przepowiednia z tej historii jest dość prosta – mamy kreatywne pokolenie, potrafiące łamać schematy, rozwijać się wszechstronnie – ale nie pozwalamy mu dojść tam gdzie chce i gdzie będzie efektywne – szukamy osób, które już na danym stanowisku pracowały. Natomiast młode pokolenie dość szybko zrozumie, że musi swoją kreatywność schować, wyłączyć myślenie i jedynie wybrać jakąś branżę i w niej siedzieć jak najdłużej, bo tylko w niej znajdą jakąkolwiek pracę. Nie wychylać się ponad swoje stanowisko, bo potem będzie problem… Jaki to da długoterminowy efekt?
Przykładowo – co by mnie „kręciło”? Kilka rzeczy. Powiedzmy, że sprzedaż usług informatycznych. Wiesz ile razy aplikowałem na takie stanowiska? Kilkadziesiąt zapewne. Odpowiedzi było parę, wszystkie negatywne – „brak doświadczenia w branży”. Kompozycja doświadczenia w sprzedaży dóbr przemysłowych i wykształcenia informatycznego skreśla mnie – za mało :) Dla mnie dowcip, niektóre ogłoszenia widniały po pół roku – przez pół roku to ja dawno bym był wdrożony i bym pozyskał paru klientów. Nikt mi nie wmówi, że nie, bo robię to właśnie w drugiej firmie, w drugiej branży, na trochę innym stanowisku, sprzedając coś, czego kompletnie wcześniej nie znałem! Ale lepiej szukać do upadłego, w końcu zwolniony za słabe wyniki „idealny kandydat” od konkurencji się pojawi…
Nie zrzucam tu winy stricte na HR. Przesianie wszystkich aplikacji na jedno stanowisko potrafi być koszmarem. Tyle, że gdy nie dostawałem odpowiedzi na stanowisko, na które „pasowałem bardziej niż na inne” i próbowałem uzyskać info zwrotne – nigdy nie usłyszałem, że znaleziono kogoś innego o lepszym profilu (co jest całkowicie zrozumiałe, nie jestem jedyny na tej planecie), lecz wady, w stylu „spółdzielnia”, „sam się zwolnił”, „motywowany finansowo”. Raz nawet „nierealne CV”. A ogłoszenia potrafiły pojawiać się dalej. Natomiast ogłoszenia ciekawe, ale z innych branż – zawsze usłyszałem, że „poszukujemy/znaleźliśmy bardziej odpowiadającego kandydata” – i super odpowiedź to była. Oferta się nie spodobała, no hard feelings, just business. Wykluczam spiskową teorię dziejów, bo mam sensowne wytłumaczenie tego wyszukiwania wad – po znalezieniu odpowiedniej aplikacji zaczyna się ją prześwietlać aby wady znaleźć i skreślić aplikację, aby nie było „wtopy”. Osoba bez wad dostanie pracę. Albo też osoba najlepiej kłamiąca ;) Mam swoje wady, błędy robię, wynoszę z nich jakieś doświadczenie. Ale jako, że wyznaję zasadę, iż klienta się nie okłamuje, to jestem na spalonej pozycji…
pozdrawiam serdecznie
WW
Hm, widzę, że nie mam notatek w czytniku RSS ;)
Oczywiście nie zamierzam stać w miejscu. Z dobrego wiatru skorzystam tak czy inaczej, zamiast inwestować w spinaker to wolę już w gitarę. Przynajmniej w tej chwili.
Wspominałem przy okazji rozmów z Tobą o paru problemach m.in. mam sporo do poprawy w swojej komunikacji (top gun na pewno by tu pomógł ;) ). Z drugiej strony widzę parę opcji z których mógłbym skorzystać już teraz by rozwijać się zawodowo (wiedza, doświadczenie i umiejętności techniczne), które mocno mogłyby mnie wybić (możliwe, że do „jedyny na liście”). To wymagało by sporego nakładu z mojej strony, w tym wyjazdu przynajmniej na rok z Polski. Jednak muszę/chcę zająć się innymi sprawami teraz. W mojej ocenie będzie miało to znacznie większy wpływ na jakość mojego życia. Możliwe, że w szerszej perspektywie na moją karierę też będzie miało to lepszy wpływ.
Dlatego wolałbym gdyby „złota dekada” jeszcze trochę poczekała, to prawdopodobnie lepiej bym mógł ją wykorzystać.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Jeszcze raz ja,
Hm, jakbym opisał różne praktyki rekrutacyjne i dodał moją opinię na ten temat to by na post starczyło, może poczekamy aż znajdę kolejną pracę – to będzie kolejne ciekawe doświadczenie. Inwestowałem w naukę rzeczy których nikt jeszcze nie robi i świetnie się sprawdzało… a potem przyszedł kryzys. Trochę mnie ten kryzys zirytował. Chcę pracować aktualnie w czymś innym niż mam doświadczenie komercyjne więc brakuje kilku wyrazów w moim CV i tak na oko będę zarabiał nawet o 1/4 mniej niż mogłem jeszcze w lipcu, a z rok mi zajmie zdobycie lepszej pozycji na rynku pracy niż tą jaką miałem jeszcze na 4 roku studiów. Zachciało mi się studiów za granicą … ;)
Krzysiek
Alex,
„Gdybyś zapytał jak szukać najlepszych ludzi do dużej firmy Hi-tech to byłoby to dla mnie prostsze, bo z takimi przedsiębiorstwami mam spore doświadczenie. Może warto by na ten temat podjąć dyskusję w osobnym poście? Mam nawet przed oczami kilku dobrych ludzi, których mógłbym zapytać o doświadczenia”
Moim zdaniem fajnie by było, tym bardziej że duża część czytelników (a na pewno osób które przychodziły na spotkania bloga Alexa w 2007-2008) pracuje w IT.
Mnie interesuje ten temat, ponieważ sam się przymierzam iść w tym kierunku.
A powiedz mi jaka jest szansa, abyś polecił osobę mi osobę która zrobiła to już wcześniej – i się jej udało – tak aby można było podpytać jak jej się udało to osiągnąć w warunkach Polskich? A może jakiś post gościnny?
Pozdrawiam,
Kamil
…podczas gdy myślałam nad swoim komentarzem do tego posta, nawiązała się ciekawa i długa dyskusja, nie zdążyłam jeszcze wszystkiego przeczytać…ale jednak dopiszę coś od siebie…
Post Alexa jest budujący – popiera moje odwieczne przeczucia, że „idzie ku lepszemu” – wierzę w to wbrew temu, co często w swoim otoczeniu słyszę (niestety): „jest dziadostwo i będzie jeszcze gorsze dziadostwo”. O, nie – nie dam sobie wkręcić takiego klimatu!
Na początku ubiegłego roku zdecydowałam się zostawić dosyć wygodne życie w Irlandii i wrócić do kraju na stałe. Zbliżał się termin przyjścia mojego dziecka na świat i pomyślałam sobie, że chcę aby urodziło się w Polsce. I powiem tak – ani chwili nie żałuję tej decyzji… Chociaż po 6 latach samodzielności znowu zamieszkałam z rodzicami (tymczasowo oczywiście) w małym miasteczku na wschodzie Polski, to był to krok do zdecydowanie do przodu. Widzę, że mam coraz więcej i więcej możliwości…albo inaczej: nie tylko je mam, ale i wykorzystuję! – złota dekada nadchodzi…
Prognozowali to moi znajomi Irlandczycy, ci starsi, nie młodzi, dla których okres ówczesnej prosperity był oczywistością. starsi natomiast często opowiadali o tym, jaka to była u nich bieda, a jak jest teraz, że nas to z pewnością również czeka. Osobiście nie wierzę w „model irlandzki” (który ktoś już nam kiedyś obiecał, he he), sądzę że będzie inaczej, ale również skutecznie.
A teraz….czy ja jestem na to gotowa? jeszcze nie do końca..ale do tego dążę.
W moim przypadku oznacza to nabycie pewnych oczywistych dosyć kompetencji:
-Komputer, Internet – dopiero uczę się je wykorzystywać właściwie…do tej pory korzystanie z tych dobrodziejstw było u mnie dosyć toporne. Np. Internet=odbieranie poczty oraz wpisywanie w Google słów i klikanie w przypadkowe wyniki….(wielu ludzi właśnie to rozumie jako „korzystanie z internetu”, hehe) – odkrywam także inne dobrodziejstwa, między innymi blogosferę :)
-języki: angielski niby znam…ale czuje, że moja znajomość jest jednak niedostateczna…codziennie nad tym pracuję. Niemiecki – bierną i powierzchowną znajomość zamierzam przekształcić w aktywną (tzn nie tylko słuchać rozumiejąc coś-tam, ale i mówić)
-umiejętności miękkie, interpersonalne – tych nigdy nie dosyć
-kontakty z ludźmi (i większa ich ilość, i większa jakość!)
No i właśnie….nauka, edukacja, kwalifikacje, znalezienie tego czegoś, w czym będziemy „jedynymi na liście” itp –wielu z was powyżej już o tym pisało, nie będę się powtarzać…JAKI MAM Z TYM PROBLEM?
otóż – jak odróżnić, że dana rzecz jest wartościowa, a nie tylko taką udaje? Jak wyszukiwać wartościowe źródła? Jak robić coś z pełnym zaangażowaniem bez kołaczącej się gdzieś myśli: „Czy aby na pewno nie powinnam być teraz gdzie indziej, robić coś innego, coś innego czytać itp….” (JA TAK CZĘSTO MAM!)
Może uda nam się trochę o tym pogadać na spotkaniu blogowiczów, Alex? Mogłoby mi to trochę pomóc.
POZA TYM! Nie wiem, czy ktoś już o tym wspominał…Ja chcę takie „przyszłościowe” myślenie zaszczepić wśród znajomych z mojego miasteczka. Nawet (- wiem, że gospodarz tego bloga jest przeciwnikiem takich rozwiązań) wbrew ich woli, bo podstępem :) Po prostu przeraziło mnie trochę, co niektórzy ze sobą zrobili, albo raczej czego nie zrobili… Życie w trójkącie szkoła(lub praca)-dom-imprezy, co nie jest szczególnie rozwijające. Nic dziwnego, że narzekają i nie widzą perspektyw. Ale do trójkąta dołączył kolejny element: stowarzyszenie, które założyliśmy. Dla niektórych jest to pierwsze takie doświadczenie i ogromny skok mentalny. Chociaż jest mi czasem niełatwo. Ale np. zaczęłam wysyłać ludzi na szkolenia, często używając argumentacji: „oj, idź, będą ciastka, kawa i wypasiony obiad!” – to jest pewien podstęp. Ale grunt, że się udało – teraz sami sobie szukają szkoleń, ale już po to, aby się czegoś dowiedzieć.
Dlaczego o tym wspominam?
Ponieważ uważam, że „Złota dekada” nadejdzie i trzeba zrobić jak najwięcej, aby jak najliczniejsza grupa była jej beneficjentem. A nie zawsze brak uczestnictwa będzie zawiniony – istnieje pojęcie WYKLUCZENIA (społecznego, cyfrowego…) lub po prostu brak odpowiednich wzorców i zapętlenie się w nieciekawym życiu. Czasem wystarczy komuś coś pokazać, podpowiedzieć, a nawet – to może być kontrowersyjne – wypchnąć kogoś gdzieś na siłę…
Co wy o tym sądzicie?
Alex,
Nie twierdzę, że politycy muszą być idealni, ale chciałbym, aby standardy zarówno merytoryczne jak i etyczne stawiane politykom (nie tylko im) były wysokie. Jak dla mnie jeszcze jesteśmy „pod kreską”. Chociaż nie da się ukryć, że przez ostatnie 20 lat dokonał się ogromny postęp w tym temacie. Pomimo naszych lekko odmiennych zdań w kwestii jakości naszej klasy politycznej, obaj jesteśmy zgodni, że w obecnym wydaniu nie jest ona w stanie zaszkodzić nadchodzącej dobrej koniunkturze ekonomicznej.
Przekonałeś mnie :). Jęli wszystko pójdzie zgodnie z planem pojawię się w na grudniowym spotkaniu.
Pytasz kto mnie atakuje. Atakuje mnie przede wszystkim ojcowska odpowiedzialność i marzenia o tym, aby zapewnić dzieciom kawałek podwórka. Atakuje mnie tykający zegarek i widok codziennie dorastających dzieci (mam syna i córkę). Tak, atakuje mnie również pewna postawa życiowa, która powtarza się u chyba wszystkich moich znajomych. Jest ona jednak zdecydowanie na dalszym planie w stosunku do potrzeby spełnienia się jako ojca. Boję się sytuacji, w której za 15 – 20 lat być może będzie mnie stać na kupno domu za gotówkę, ale wtedy nie będzie mi on potrzebny, bo dzieci będą już dorosłe. A ja mogę żałować, że wcześniej nie zdecydowałem się na wzięcie kredytu. Rozum podpowiada mi, że nie jest to dobra decyzja, aby teraz „wejść na mieliznę”, ale jakoś nie podsuwa mi dobrych argumentów na potwierdzenie tej tezy. A może już jestem na „mentalnej mieliźnie”?
Pytasz czy muszę z takimi ludźmi przebywać. Oczywiście, że nie muszę. Wycofałem się już z pewnych „toksycznych” znajomości. Jednak są w moim życiu są znajomi, których po prostu bardzo lubię i chcę z nimi przebywać. Powoli wychodzę już z permanentnego braku czasu, (ze względu na malutkie dzieci) i mam nadzieję poszerzyć kręgi znajomości o nowe, wartościowe osoby.
ps. Alex, jeśli możesz sprecyzuj zdanie, o które proszę na początku poprzedniego mojego komentarza.
Ku dobremu…
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,7215970,KE_podniosla_prognoze_wzrostu_PKB_Polski_na_2009_r_.html
Pozdrawiam ciepło:)
Aleksandra Mroczkowska
Jakbym miał siebie ocenić to należę jeszcze go tego młodego pokolenia. To znaczy, do pokolenia przyszłych decydentów. Ta notka też ciekawie nawiązuje do książki Gladwell „poza schematem” o której pisałeś jakiś czas temu. Trzeba się też znaleźć w dobry miejscu w dobrym czasie – z odpowiednimi doświadczeniami i umiejętnościami.
Już się nie mogę doczekać.
Pozdrawiam.
Krzysztofie, policytujemy się?
Można skończyć studia i mieć 4 pełne lata doświadczenia w zawodzie, poznać inne kraje w ramach pracy praktycznie za darmo. Można było też zarabiać w trakcie studiów kilka razy średnią krajową. :)
Alex,
Dziękuję za miłą odpowiedź, z którą zgadzam się nie tylko w teorii, ale mam takie podejście również przećwiczone w praktyce. Teraz w prawdzie odszedłem na zieleńsze pastwiska, jednak starałem się, aby moja dydaktyczna praca na uczelni była zdecydowanie proaktywna. Może Ciebie (i innych) zaskoczy informacja, że wcale nie trzeba mieć ogromnych „jaj”, żeby prowadzić sensowne, ciekawe i przyszłościowe zajęcia w ramach polskiej uczelni państwowej. Akurat w nauczanie aparat uniwersytecki wtrąca się niewiele (co innego badania naukowe). Prowadząc zajęcia na uczelni tak naprawdę jesteś w 98% panem losu własnego i swoich studentów.
Prośba do studentów: jeśli zajęcia się podobają, podziękujcie, bo praktycznie cała zasługa i włożony wysiłek należy do prowadzącego. Dajcie pozytywny (albo chociaż jakikolwiek) feedback! (mnie tego brakowało, a wypalić się można bardzo łatwo)
„Pewne “algorytmy” myślenia, które pozostaną przydatne” nazywam „teorią” :) Oczywiście, że na bazie aktualnych technologii można (i należy!) pokazać prawdy ogólne, gorzej, jeśli uczy się właśnie tylko „obsługi programu komputerowego”, a nie idei stojącej za tym narzędziem.
Pozwolę sobie nie zgodzić się z założeniem, że „większość Twoich studentów uważa swoje wybory za racjonalne”. Raczej obserwowałem niepewność i podążanie za stadem bez przewodnika oraz rozglądanie się wokół „co robią inni”, „co jest (chwilowo) najbardziej popularne”. Była to taka racjonalność owczego pędu, który dla stada owiec jest oczywiście bardzo dobrą strategią, ale dla purpurowych krów już mniej.
Na koniec chciałem uczciwie przyznać, że wśród braci studenckiej odsetek kolorowych krów jest znacznie większy niż w społeczeństwie jako całości :) I obyście (obyśmy) tacy pozostali!
Gracjan
>> Zapraszam Was do zastanowienia się na poruszoną w tym poście kwestią
>> i podzielenie się z nami Waszym punktem widzenia i pomysłami.
Pozwalam sobie zamiescic ponizsze odnosniki, z nadzieja ze informacje tamze zawarte beda dla Was wartosciowe:
1) „Portal Innowacji” przy Polskiej Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości
[ http://www.pi.gov.pl/ ]
Oferuje „baze wiedzy”: inkubatory przedsiebiorczosci, siec aniolow biznesu …
2) Polskiej Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości
[ http://www.parp.gov.pl/index/main/ ]
Oferuje informacje o finansowaniu projektow.
3) Narodowe Centrum Badan i Rozwoju
[ http://www.ncbir.pl/www/ ]
Oferuje informacje o programach strategicznych i aktualnych projektach.
4) Polska Izba Gospodarcza Zaawansowanych Technologii
[ http://www.iztech.pl/page/main ]
5) Raport: „Foresight kadt nowoczesnej gospodarki”
[ http://www.parp.gov.pl/files/74/81/305/5266.pdf ]
Pozdrawiam,
Mirek
A ja na przekór eurosceptykom chciałbym wykonać ukłon w stronę Unii Europejskiej. Dotychczas miałem dośc pobłażliwy stosunek wobec unijnych sposobów wspierania gospodarki, ale na swoim przykładzie odczułem, że są one skuteczne.
Chodzi mianowicie o program PO IG 8.1 wspierający e-usługi. Unia rozdaje tam po kilkaset tysięcy PLN dla nowych firm na stworzenie innowacyjnych usług internetowych. Grzmi dyskusja, ze srodki są wydawane nieefektywnie itd. Ale o co chodzi w przypadku inwestycji w innowację? Chodzi o to, żeby innowacyjni ludzie tworzyli w Unii Europejskiej, a nie np. w Dolinie Krzemowej.
Te kilkaset tysięcy PLN jest na tyle dużą marchewką, że załozylem firmę w PL. Tu będę płacił podatki, tu zatrudniał ludzi.. I w koncowym rozrachunku cały region na tym skorzysta.
Do podanych przez Alexa punktów dodał bym natomiast jedną uniwersalną prawdę:
– pracować / obracać się wśród ludzi, którzy czują co się w gospodarce dzieje i co jest na fali. Konfrontować własne pomysły i inspirować się wzajemnie. Samemu się zbyt wiele nie wymysli. Doskonale procentuje członkostwo we wszelakich organizacjach studenckich i biznesowych.
No i w związku z tym faktycznie trzeba być na miejscu.. A przez długi czas żyłem w przeswiadczeniu, iż robiąc biznes internetowy można przebywać gdziekolwiek. Lecz niestety wirtualny kontakt chyba nigdy nie zapewni takiej wymiany myśli jak wspólna praca na żywo.
Dziękuję za bardzo interesujące wypowiedzi.
Ze względu na prowadzone szkolenia dołączę do dyskusji dziś wieczorem
Pozdrawiam
Alex
Alex piszesz,
„Jakoś tak wcale nie martwię się o Ciebie, czy sobie w “złotej dekadzie” poradzisz”
Chyba sobie wydrukuję to i w chwilach niemocy lub wątpliwości w siebie i swoje siły będę wyciągać i czytać:)
Olga
Alex,
kolejny fantastyczny post na Twoim blogu. Także komentarz o Ziemkiewiczu do mnie całkowicie przemawia. Mam tutaj do Ciebie pytanie: jak myślisz z czego wynika fakt, że jest w Polsce tak podatny grunt na negatywne myślenie? I, że ludzie komunikujący negatywnie jak Ziemkiewicz zyskują tylu wyznawców-naśladowców?
Pozdrawiam
Krzesło
Witold
Generalnie do porównywania zarobków używa się kwoty brutto, to taki uniwersalny wskaźnik.
Jeśli chodzi o Twoje żale do HR (rekrutacja) , to w wielu różnych firmach te działy przezywają głęboki kryzys spowodowany brakiem odpowiednich kwalifikacji wśród ich pracowników. Dotyczy to szczególnie dużych firm, gdzie często wytworzyła się specyficzna „mentalność HR-owca” prowadząca do tego, że coraz częściej funkcja ta outsourcowana jest na zewnątrz.
Lekarstwem jest rozmawianie z prawdziwymi decydentami, a nie osobami, których jedyna kompetencja polega na tym, że mogą Cię odrzucić.
Gwoli sprawiedliwości, też w HR zdarzają się ludzie bardzo kompetentni i zaangażowani i to napawa nadzieją.
Piszesz: „nie szuka się innowacji, nie szuka się nowości, szuka się osób od konkurencji. „. To zależy w jakich firmach. W kiepskich tak, czy inaczej nie warto pracować, dlatego ważna jest ta swoboda manewru o której piszę.
Dalej stwierdzasz: „mamy kreatywne pokolenie, potrafiące łamać schematy, rozwijać się wszechstronnie – ale nie pozwalamy mu dojść tam gdzie chce i gdzie będzie efektywne ”
To nie odpowiada prawdzie. Nawet jeśli ktoś nie chce Cię zatrudnić, to nie oznacza to że Ci na coś nie pozwalają, najwyżej nie otwierają przed Tobą jakiejś konkretnej drogi. Twoje zadanie życiowe polega na znalezieniu innej, własnej. Pamiętasz, że mnie tez nie chciano zatrudnić jako programisty, wiec założyłem własną firmę :-) Młode pokolenie powinno jak najszybciej zrozumieć, że nikt im niczego nie da, muszą się schylić i samemu wziąć . Zatrudnienie się jako pracownik najemny na normalnym etacie to tylko jedna z opcji, wcale niekoniecznie najlepsza. Zmiany w gospodarce będą powodować powolna śmierć „etatów” jakie znamy dzisiaj. DO tego też lepiej jest się przygotować.
Kamil
Postaram się napisać taki post po moim powrocie z Kanarów.
Agata G.
Postawiłaś sobie dość trudne zadanie – nie tylko chcesz znaleźć kim naprawdę jesteś i co naprawdę jest Twoim powołaniem, ale jednocześnie starasz się „rozruszać” osoby wokół Ciebie. To bardzo szlachetne, z drugiej strony spowoduje prawdopodobnie rozproszenie Twoich środków i zasobów, a co za tym idzie takie spowolnienie Twojego pierwszego zadania, że może się to okazać krytyczne dla rezultatu końcowego. To warto rozważyć, choć naturalnie To Twoja decyzja.
Robert
Mam wrażenie, że rozumiem Twój punkt widzenia. Pozwól mi na kilka uwag. Piszesz: „za 15 – 20 lat być może będzie mnie stać na kupno domu za gotówkę, ale wtedy nie będzie mi on potrzebny, bo dzieci będą już dorosłe. ”
Rozważyłeś, że może teraz zamieniasz wiele przyjemności i możliwości życiowych na spłacanie domu, który za 15-20 lat nie będzie Ci potrzebny, bo dzieci będą dorosłe? Dla Ciebie to może teoretyczne rozważania, ale ja znam sporo takich par zarówno w Austrii jak i w Niemczech (w Polsce to Wy będziecie taką pierwszą generacją)
Piszesz: „Alex, jeśli możesz sprecyzuj zdanie, o które proszę na początku poprzedniego mojego komentarza. ”
Może jestem dziś zbyt zmęczony, co dokładnie mam sprecyzować??
Gracjan
To dobra uwaga: „jeśli zajęcia się podobają, podziękujcie, bo praktycznie cała zasługa i włożony wysiłek należy do prowadzącego. Dajcie pozytywny (albo chociaż jakikolwiek) feedback! ”
Dodałbym do tego drugą uwagę: jeśli zajęcia nie podobają się Wam, to nie cierpcie w milczeniu „bo trzeba mieć papier” tylko reagujcie natychmiast i jednoznacznie!!! Zbyt wiele miernot (będących na przeciwnym biegunie niż Gracjan) marnuje Wam Wasz czas aby tylko zarobić trochę kasy (nie za wiele). Wasz czas jest bezcenny, jak ktoś nie wierzy niech się przejdzie do hospicjum i zapyta ludzi stamtąd ile warte jest kilka miesięcy w młodzieńczej sprawności i dobrym zdrowiu.
Jeśli chodzi o stado owiec, to każda owca działa w swoim mniemaniu racjonalnie, nawet jeśli razem z innymi rzuca się ze skały w przepaść.
Mirek Filipowicz
Dziękuję za linki
Mirek Płowiec
Zalecasz: „- pracować / obracać się wśród ludzi, którzy czują co się w gospodarce dzieje i co jest na fali. Konfrontować własne pomysły i inspirować się wzajemnie. …”
Zgadzam się z tym, mniej więcej to zalecałem tez w punkcie o edukacji.
Czy musi to być członkostwo w organizacjach, to powinien każdy zdecydować dla siebie, jest to jedna z możliwości. Inna jest np. to co robimy na Power Walks, czy takie projekty jak „Aniołki Alexa”
http://alexba.eu/2009-06-21/tematy-rozne/projekt-aniolki-alexa-rozpoczety/
Olga
Mówię co myślę :-)
Krzesło
Dziękuję za uznanie. Jeśli chodzi o Twoje pytania, to pozwól że zastanowię się i odpowiem jutro, dziś miałem baaardzo długi dzień
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex,
dzięki za życzenia :)
Odpowiadając na Twoje pytanie: korzyści z nauki praktycznych aplikacji u osób, które szkoliłeś, wynikają – zgaduję – z tego, że skutecznie wpłynąłeś na zmianę ich postaw, a jednocześnie potrafią oni przekładać doświadczenia z jednej sytuacji na inne. To cenna umiejętność, choć uważam, ze potrzeba do tego nieco doświadczenia i choćby dlatego studentom może być trudniej (choć na pewno nie wszystkim, ale to już kwestia indywidualna).
Nie postuluję powrotu do gołej teorii na studiach – tego i tak mamy za dużo. Zależy mi na równowadze: teoretycznej podbudowie, która pozwala bardziej elastycznie i także kreatywnie podchodzić do kwestii praktycznych. Uważam po prostu, że znajomość teorii leżącej u podstaw wielu praktycznych rozwiązań znakomicie ułatwia posługiwanie się nimi, adaptowanie do nowych sytuacji czy modyfikowanie w razie potrzeby.
Natomiast faktycznie nie podejmę się ocenić, czy lepiej mieć wiedzę bez praktyki czy praktykę bez wiedzy. W jednej i drugiej sytuacji trzeba uzupełniać braki, a mi chodzi o to, by nie było to konieczne, by studia wypuszczały ludzi z solidną podbudową teoretyczną i jednocześnie doświadczeniem praktycznym, w którym nauczyli się teorię weryfikować.
Złośliwostka na marginesie: może dzięki temu przestalibyśmy co jakiś czas słyszeć stwierdzenia w duchu „może to się sprawdza w teorii, ale w praktyce…” ;)
Pozdrawiam!
Tym razem ja mam opóźnienie w odpowiedzi ale tak to czasem bywa. W każdym razie:
„Ciekaw jestem co definiujesz jako Twoją niezależność finansową i jak stabilna ona jest.”
Definiuje bardzo prosto – od kilku lat stać mnie na w miarę wygodne życie i zaspokajanie większości potrzeb i zachcianek – przy czym mam raczej małe wymagania i nie marzą mi się mercedesy czy coś w ten deseń. I pewnie jeżeli zapragnąłbym tego merca aktualnie miałbym z tym problem, tyle że nie widziałbym w tym rzeczy nie do osiągnięcia. Z innego punktu widzenia – mój etacik nie jest jedynym źródłem utrzymania, często to co robie dla przyjemności też przynosi mi jakieś tam dochody, przez co nie widziałbym problemu z skończenie jednego zajęcia i z zaczęciem czegoś innego – to od razu też i wiąże się z niezależnością jako taką.
A z stabilnością – zwyczajnie nie wiem. Póki co nie miałem jakiś problemów finansowych jako takich więc jedynie na tej podstawie mogę jakoś tam twierdzić że taką posiadam. Zabezpieczenia na czarną godzinę wątłe bo wątłe ale też są. Ostatnio co prawda uszczuplone w związku z urządzaniem mieszkania ale to akurat było „w planie”. W każdym razie raczej wychodzę z założenia że zawsze ostatecznie można i w przysłowiowym mc’u pracować jak już jakaś tragedia miałaby się zdarzyć – zawsze mnie zresztą fascynowały platformy wiertnicze :D . Wracając tu do poprzedniego akapitu – to wszystko co robię, w sumie szeroka interdyscyplinarność pozwala mi na dość swobodne podejście do przyszłości.
I na koniec uwaga – bo jest to w sumie główna teza tego co chce przekazać – to że się uczę czegokolwiek (lub uczę dłuuugo w oficjalnym słowa znaczeniu), robię różne rzeczy raz przynoszące finansowe benefity innym razem takowych nie przynoszące, to nie kwestia jakiegoś ciśnienia na rozwój, zmierzania do jakiegoś konkretnego celu. To wszystko jest jedynie pochodną mojego lenia i fascynacji które w różnych okresach życia mnie ogarniają. I do tych dwóch rzeczy dostosowuje swoje działania – w sensie je uważam za siły pierwotne. Satysfakcja i pieniądze to jedynie coś co zdarza się przy okazji i wcale nie jest konieczne (choć niewątpliwie przyjemne).
Alex, myślę, że się mylisz co do „złotej dekady”. Dla ludzi myślących i rozwijających się „złota dekada” trwa cały czas, w tej chwili. Jako przykład mogę podać siebie – bardzo interesującą mnie pracę w korporacji sektora hi-tech, znalazłem w ciągu 60 dni od rozpoczęcia szukania – w epicentrum kryzysu. W tak zwanym między czasie wykonałem jeszcze 3 roboty z doskoku jako konsultant.
Co do praktyk rekrutacyjnych – podaję jako ciekawostkę – zawsze lepiej wychodziłem na rozmowach z bezpośrednim pracodawcą, niż z agencją rekrutacyjną. Moim zdaniem dlatego, że z reguły rozmawiali ze mną merytorycznie moi bezpośredni przełożeni, a pierwsza rozmowa z HRami miała na celu tylko weryfikację czy nie jestem kompletnym półgłówkiem. Zresztą jestem ciekaw jakie są doświadczenia innych koleżanek i kolegów z blogu z agencjami rekrutacyjnymi.
Hanz – 2 miesiace poszukiwania pracy to nie jest cos, co kojarzy sie ze „zlota dekada”, przynajmniej w moim rozumieniu,
@ms
A możesz opisać Twoje rozumienie „złotej dekady”?
Jezeli chodzi o poszukiwania pracy, to 'zlota dekada’ kojarzy mi sie raczej z sytuacja, w ktorej musisz oganiac sie od rekruterow nawet majac prace, a znalezienie nowej to kwestia dni, nie miesiecy. W branzy IT taki okres byl w czasie boomu dotcom na przyklad.
ms stanowisk w mojej specjalizacji jest aktualnie poniżej 100 w całej Polsce przy praktycznie zerowej rotacji. Dla mnie znalezienie interesującej pozycji (pomijając 2-3 mało interesujące) w kryzysie w czasie 60 dni to jest sukces. Ale też nigdy nie starałem się być w mainstreamie hi-tech a raczej gdzieś na uboczu szukając luki.
Przeczytałem ten post kilka razy i przeanalizowałem Wasze komentarze.
Muszę przyznać, że to wszystko jest bardzo budujące, chociaż mam wrażenie, że z dyskusji wynika, iż „złota dekada” dotyczyć będzie w gruncie rzeczy specjalistów z branży IT, to oni będą głównymi „beneficjentami” skoku? A może się mylę?
Cóż, ja jestem humanistą, chociaż nie lubię tego określenia. Mam do czynienia z naukami społecznymi, interesuje mnie lokalna społeczność i wiążę swoją przyszłość z szeroko rozumianą służbą publiczną, chociaż zdaję sobie sprawę, jak pejoratywne znaczenie ma w Polsce określenie „służba publiczna”.
Uważam, że w dobie rozwijającej się e-administracji ludzie rozumiejący zależności między np. lokalną administracją, a internetem i nowymi mediami (kwestia nowoczesnej komunikacji) również będą potrzebni.
Co robię, aby być „na liście” (czy jedynym?)? Na razie sporo czytam (ciekawe literatury o gov2.0, społeczeństwie informacyjnym jest sporo), piszę, udzielam się, odbywam staże. Wiem, że jest to póki co dryf, ale z każdym dniem „wdrażam się” w temat coraz bardziej. Umiejętność posługiwania się językiem polskim wyniosłem z domu, gdzie od dziecka sporo czytałem i dzisiaj nie sprawia mi problemów sprawne formułowanie myśli w mowie i piśmie, także moje studia (politologiczne), gdzie jak zasugerowałeś Alex – nie uczą tego – traktuję jako kierunkowskaz, poszerzanie horyzontów, wskazywanie kierunków rozwoju.
Obecnie największe wyzwanie stanowi dla mnie nabycie miękkich umiejętności autoprezentacji etc.
Nie wiem, czy moja wizualizacja przyszłości znajdzie odzwierciedlenie w rzeczywistości za parę lat, ale najważniejsze jest chyba samokształcenie się w kierunku, który nas interesuje.
Witajcie
Po intensywnym weekendzie czas ponadrabiać zaległości i w tym wątku :-)
Krzesło
Pytałeś: „ak myślisz z czego wynika fakt, że jest w Polsce tak podatny grunt na negatywne myślenie? I, że ludzie komunikujący negatywnie jak Ziemkiewicz zyskują tylu wyznawców-naśladowców? ”
Pozwól, że odpowiem na to pytanie całym postem, który napisze wkrótce, inaczej wyszedłby z tego bardzo długi komentarz.
Yves
Piszesz o: „teoretycznej podbudowie, która pozwala bardziej elastycznie i także kreatywnie podchodzić do kwestii praktycznych. Uważam po prostu, że znajomość teorii leżącej u podstaw wielu praktycznych rozwiązań znakomicie ułatwia posługiwanie się nimi, adaptowanie do nowych sytuacji czy modyfikowanie w razie potrzeby. ”
Ja za znacznie cenniejsze uważam zrozumienie pewnych mechanizmów, a to najlepiej jest uzyskać na praktycznych przykładach.
Quatryk
Widzę sporo podobieństwa w naszym podejściu do życia :-) Gdzieś jednak jest między nami pewna subtelna różnica i zastanawiam się na czym ona polega….
Hanz
Gratuluje, że już teraz masz Twoją „Złotą Dekadę”. Ja też nie mogę narzekać na moje „Złote piętnastolecie”, ale w obydwu przypadkach mówimy o zjawiskach lokalnych. Po prostu pożeglowaliśmy daleko niezależnie od wiatru, który akurat wiał. „Złota Dekada” o której mówi Rybiński to korzystny wiatr dla całej gospodarki, też tych mniej wprawnych żeglarzy
Mateusz
Piszesz: „“złota dekada” dotyczyć będzie w gruncie rzeczy specjalistów z branży IT, to oni będą głównymi “beneficjentami” skoku ”
Niekoniecznie, co zresztą sam stwierdzasz kilka linijek poniżej „…udzie rozumiejący zależności między np. lokalną administracją, a internetem i nowymi mediami (kwestia nowoczesnej komunikacji) również będą potrzebni. ”
Zgadzam się z tym „samokształceniem w kierunku, który nas interesuje”, pod warunkiem, że przy tym myślisz jak samodzielnie się utrzymać
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, dziękuję. Tym nie mniej chciałbym wrócić do zadanego pytania – jakie macie doświadczenia rekrutacyjne – lepsze z rozmowy z bezpośrednim pracodawcą czy też z pośrednikiem? Z doświqadczenia swojego i partnerki życiowej sądzę, że skuteczniej jest rozmawiać wyłącznie z HRami pracodawcy, nie pośrednika, ale może ktoś z was ma inne doświadczenia.
Hanz
Ja mam doświadczenia w tym zakresie wyłącznie z tej drugiej strony. Zatrudniałem ludzi do mojej firmy, teraz czasem jestem konsultowany jak ktoś chce usłyszeć moje zdanie o kandydacie na ważne stanowisko. Kiedyś dla jednej znanej firmy szkoliłem rekruterów z HR jak w rozmowie z kandydata błyskawicznie wydobyć kluczowe informacje o jego przydatności.
Przy tych ograniczeniach i założeniach że:
a) mówimy o porządnych firmach szukających myślących pracowników na w miarę rozsądne stanowiska a nie galerników
b) nie mówimy o poszukiwaniach na poziomie „C” (CEO, CFO, COO, itp.)
mamy następującą kolejność:
1) najlepiej rozmawiać z Twoim przyszłym bezpośrednim przełożonym
2) jeżeli firma ma bardzo dobry HR (zdarzają się takie), to rozmowa z ich specjalistą d/s rekrutacji jest na drugim miejscu
jeżeli firma ma (w rekrutacji) kiepski, sformalizowany HR bez pojęcia o prawdziwym biznesie to zastanów się, czy warto tam pracować, bo w innych działach będzie podobnie (w myśl dalekowschodniej maksymy „jak na dole tak na górze”)
Jeżeli nadal chcesz tam się zatrudnić to jest dość wszystko jedno czy rozmawiasz z HR czy z agencją :-)
Pozdrawiam
Alex
Jeszcze dla sceptyków w kwestiach ruszenia infrastruktury drogowej.
Cytuje za W.Orlińskim (bo nie mam teraz czasu szukać w źródłach):
„W tej chwili w Polsce trwa budowa równo 400 kilometrów autostrad (155 km A1, 218 km A2 i 27 km A8), pomijam specyficzny przypadek A18.
To tyle, ile w latach 1936-2001 wybudowały wszystkie rządy działające w tej branży na polskim terytorium razem wzięte, od rządu kanclerza Hitlera przez rząd premiera Jaroszewicza aż po rząd premiera Buzka. Dodajmy do tego trzysta parędziesiąt kilometrów ekspresówek w budowie i mamy już nie najgorszy obraz sieci drogowej pod koniec 2012.” Cały post jest wart przeczytania
Pozdrawiam
Alex
„Złota Dekada” powiedziałbym, że dosłownie, jakby ktoś nie zauważył ceny złota pobiły już rekord wszech czasów 1100 dolarów za uncję i ciągle rosną.
Alex, napisałeś jak wygląda dobry proces HR… I wiesz, chyba masz rację. Taką najbardziej profesjonalną rekrutację jaką znam do tej pory, miała taki schemat:
1) telefon od HR’ówki (agencja zewnętrzna), czy interesuje mnie inna oferta
2) rozmowa z Prezesem i bezpośrednim przełożonym w tej firmie
3) rozmowa z HR’ówką, testy, itp
4) kolejna rozmowa, z prezesem i dyrektorem, raz jeszcze, decyzja, że pracuję „od jutra” :)
Przynajmniej tak to wyglądało jeśli chodzi o obecne miejsce pracy.
Również masz rację, że „system” zmienia się ku outsourcingowi do małych firm zewnętrznych (1-osobowych), jednak póki co, popyt jest nadal niski, szukałem tak pracy również, wyszukując co ciekawsze firmy i oferując dla nich pracę jako handlowiec, z zaznaczeniem – tylko prowizja od sprzedaży, do przedyskutowania, itp. I wiesz? Raczej rozmowy schodziły na tor „podstawa + premia” i raczej na umowę o pracę – „bo wie Pan, potem się do nas PIP przyczepi, tak nie powinno się robić”, itp wymówki. A praca jako handlowiec jest chyba jednym z lepszych zastosowań outsourcingu dla handlowca za czystą prowizję – więcej sprzeda, więcej zarobi. Dziwne, nieprawdaż?
Druga sprawa to fakt, że praca na własny rachunek nie daje tej dodatkowej satysfakcji, którą jest praca na jakimś ważnym stanowisku w jakiejś średniej lub dużej firmie i widzenie faktycznych efektów swojej pracy w większej skali. Przy outsourcingu mowa raczej o pracownikach pracujących poza siedzibą firmy, mających z nią mniejszy kontakt, czy wykonujących czynności raczej serwisowe… Mówiąc o pokoleniu, które jest kreatywne i potrafi rozbudzić drzemiący w firmie potencjał, mówię też o tym.
Własna działalność najczęściej oznacza, iż trzeba mieć spory „szelest” w portfelu, aby rozpocząć. Nie każdy ma świetny i innowacyjny pomysł na biznes, jest takich ludzi dość mało. Najczęściej pomysły, które mogą się pojawić – są już wykorzystane. Ja znalazłem taki niskonakładowy (w czas (15min dziennie) i pieniądze (kilkaset dolarów wystarcza na początek) „biznes” w postaci spekulacji walutowych, bo z niskim depozytem, można dość agresywnie się rozwijać… Ale też kurczyć, czego wiele razy w przeszłości doświadczałem :) Teraz w ciągu niecałego pół roku – potroiłem depozyt. Oby rok zamknął się na plusie… :) Również, nie jest to biznes dla każdego, bo jest bardzo łatwo osiągalny, ale jak w innych „start-upach”, często kończy się brakiem zysku i zamknięciem. Zaletą jest brak ZUS i tym podobnych bolączek, które trapią przedsiębiorców. Może za parę lat napiszę Ci post gościnny z jakimiś własnymi radami i przemyśleniami dla czytelników, jeśli mi się powiedzie w tym „sektorze” ;)
Seleukos,
Odnośnie złota to chciałbym tylko zauważyć, że póki co ceny złota powinniśmy porównywać w złotówkach, bo kurs dolar/złoty jest zmienny. Inwestycja w złoto w tym roku dla Kowalskiego na ogół zysku nie dała, chyba, że kupił w sierpniu. Co innego dla Smitha, ten kiedykolwiek by nie kupił – zyskiwał.
Co więcej branżowe wiadomości mówiły w ostatnich miesiącach o odkryciach nowych złóż w Australii, Chinach oraz… Szkocji. Ja wiem, że waluty tracą na wartości, ale ilość złota na rynku również rośnie, bo cena złota SPRZYJA inwestycjom w ten sektor. Te inwestycje procentują dopiero po latach w postaci wydobycia.
Jeśli „złota dekada” ma zaistnieć, to złoto będzie tracić, złoto jest przystanią spokoju na czas kryzysu i strat giełdowych. Złoto jest sprzedawane, gdy potrzeba żywej gotówki na inwestycje. W czasach złotej dekady ma szansę nastąpić: a) malenie deficytów budżetowych – spadek inflacji, spadek ilości pieniądza na rynku (w końcu musi, bo siedzimy na bombie inflacyjnej) b) wzrost gospodarczy o spokojnym przebiegu. Takie jest moje zdanie. To są czynniki które będą powodować spadek wartości złota. Nie neguję możliwości, iż złoto będzie dalej zyskiwać, ale to oznaczać będzie raczej problemy gospodarcze na całym świecie.
Jeśli ktoś chce zainwestować pod „nową dekadę”, to raczej powinien szukać innych okazji niż złoto, tak moim skromnym zdaniem ;)
Seleukos
Zauważyłeś o czym jest ten post?
Witold
Jest wiele firm, które działają według starych procedur, a nie bazując na „zmyśle handlowym”. Stąd też może Twoje doświadczenia z szukania pracy.
Całkowicie nie zgodzę się z Tobą kiedy stwierdzasz: „Druga sprawa to fakt, że praca na własny rachunek nie daje tej dodatkowej satysfakcji, którą jest praca na jakimś ważnym stanowisku w jakiejś średniej lub dużej firmie i widzenie faktycznych efektów swojej pracy w większej skali.”
Bez obrazy, ale chyba nie wiesz o czym piszesz. Jak długo i w jakim charakterze pracowałeś na własny rachunek?
Ja już jako programista freelancer miałem ogromną satysfakcję, kiedy pod wpływem analizy wykonanej przez mój program klient podejmował bardzo poważne decyzje. Teraz dość często biorę udział w przedsięwzięciach, gdzie chodzi o miliony i mam ogromną satysfakcję widząc, że mój wkład w jakiś sposób je kształtuje.
Tak samo nieprawda jest stwierdzenie „Własna działalność najczęściej oznacza, iż trzeba mieć spory “szelest” w portfelu, aby rozpocząć.”
Mogę to tak kategorycznie stwierdzić, bo sam zaczynałem prawie od zera (wyleasingowany na „dobre słowo” komputer stojący obok łóżka w sypialni) i znam trochę osób, które też z powodzenie zaczynały z takim „kapitałem”.
Z całym szacunkiem, ale nazywanie spekulacji walutowych (kapitałem kilkuset dolarów) „biznesem” wywołało uśmiech na mojej twarzy :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
skoro jest w naszym gronie sporo ludzi proaktywnych oraz z działki IT, to może się przydać: http://www.poig.gov.pl/
Osobiście lepiej mi się rozmawia z bezpośrednim przełożonym, ponieważ mam informacje z pierwszej ręki. Co za tym idzie? Jestem w stanie bezpośrednio odpowiedzieć na to, jakie dana osoba ma oczekiwania i troszkę wyczuć, co dla takiej osoby byłoby ważne, w ten sposób odpowiednio wyłuszczyć swoje atuty.
Z swoich doświadczeń szkoleniowych dla specjalistów ds. rekrutacji/HR wyłonił mi się obraz ludzi, którzy często nie wiedzą po co coś robią i nie potrafią odpowiednio tego sprawdzić. Mówię tu np o rozmowach kwalifikacyjnych skonstruowanych na bazie modeli kompetencyjnych, które istnieją w firmie, czyli co ja jako HR-owiec potrzebuję sprawdzić, a przede wszystkim jak (!!!), by wiedzieć że ten kandydat jest lepszy od tego drugiego.
Wielokrotnie ta niewiedza skutkowała odejściem pracownika, bądź też nie przedłużenia z nim umowy.
Wierzę, że jest spora grupa specjalistów, która potrafi wykonywać swoją pracę rzetelnie, jednocześnie niekoniecznie z automatu aplikować kandydatowi tysiąc testów i kwestionariuszy na osobowość, inteligencje wielorakie, czy badanie jakiś poszczególnych cechy z wielu narzędzi psychologicznych – niestety i z takim podejściem można się spotkać. Nie chcę Was martwić, ale na studiach właśnie tego uczą. Ostatnio byłam na spotkaniu, gdzie by wyłonić odpowiedniego kandydata na kierownika handlowego, zarekomendowano wykorzystanie ok 5 narzędzi psychologicznych (średni czas wypełniania całości ok 6h) + dodatkowo dwudniowy Assesment Centre.
Pozdrawiam ciepło:)
Aleksandra Mroczkowska
Mam wrażenie, że mimo pewnych zmiennych ekonomicznych, które odpowiadają za hossę/bessę, to w przypadku community jakie mamy wśród Czytelników tego blogu te zmienne nie mają aż tak dużego znaczenia.
Niezależnie od tego jak dobrze (bądź jak źle) jest na rynku, to jednostki z „głową na karku”, słuchające uważnie rad właściwych ludzi (hat tip, Alex :-) ) i pracujące nad własnym rozwojem we wszystkich dziedzinach życia, poradzą sobie również w sferze ekonomicznej.
Stąd właśnie wniosek, że „Złotą dekadę” można stworzyć samemu – wystarczy do tego odpowiednia kombinacja premedytacji, zaangażowania i wytrwałości w realizowaniu założonych celów (włączając w nie punkty, które wylistował w tym poście Alex)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Alex,
Nie znam jeszcze ani jednej osoby, która byłaby na stanowisku, jakby to określić… „bardzo decyzyjnym” i ważnym w hierarchii firmy, która pracowałaby jako outsourcingowy zleceniobiorca. Może nie znam całego rynku pracy, ale tą część, którą znam – nie ma takich osób.
Co do małego kapitału – praktycznie każda firma handlowa musi mieć kapitał na towar który sprzedaje. Jeśli mówimy o firmie, dostarczającej jakieś usługi – faktycznie, tutaj wielkiego kapitału nie potrzeba – wystarczy ta osoba praktycznie. Tylko, że aby prowadzić taką firmę, trzeba by mieć innowacyjny pomysł i odpowiednią niszę, o czym zawsze wspominasz – i tu jest najczęściej pies pogrzebany.
Na własny rachunek… Pracowałem, ale na szaro. Nic wielkiego, różnoraki handel, różnorakie usługi (informatyka), korepetycje.
Jeśli chodzi o spekulacje walutowe… Hmmm… Kilkaset dolarów pozwala kontrolować kontrakt o wartości kilkunastu tysięcy dolarów (tzw. lewarowanie – w wypadku większości brokerów 1:100, czyli 1$ daje możliwość zawarcia kontraktu o wartości 100$ – choć zwykle się nie otwiera kontraktów na cały dostępny depozyt). Przykładowo dziś zamknąłem wczorajszy kontrakt wartości 20000€, z dość małym zyskiem, jedynie 110$. Półroczna praca dała mi potrojenie kapitału, aktualnie mam już powyżej 1000$. Tempo jest dość znaczne, wątpię, aby w długim terminie mi się utrzymało, nie ma co snuć domysłów. Jednak daje to realne pieniądze, które już raz poczułem :) Fakt, kapitał 1000$ jest mały, choć dla osoby, która ma dość małe zasoby finansowe jest też znaczna. Technicznie jest to handel, w najżywszym wydaniu, dający zysk, praktycznie bez ponoszenia kosztów typowych dla przedsiębiorstwa handlowego – brak lokalu, brak pracowników, brak magazynu, brak problemu towaru na magazynie, który się starzeje. Do tego wybacza wszelakie przeziębienia, problemy – po prostu się nie handluje. Uśmiech nie uśmiech Alex… Gdybym miał większe zasoby finansowe „do zmarnowania” na cel spekulacji, to zapewne bym miał delikatnie inną sytuację życiową i zapewne nie pojawiłby się Ci ten uśmiech „O czym ten człowiek pisze, jak z takim kapitałem zawojować świat? Oszalał?” :) :) :)
pozdrawiam serdecznie
WW
Kilka osób wspomniało o dotacjach. Osobiście, nie mając wsparcia wysoce wykwalifikowanych osób do zajęcia się sprawami urzędowymi, nigdy bym się w to nie pakował. Na przykład dlatego:
http://jan.rychter.com/blog/2009/11/9/wity-rachunek-zaliczkowy.html
Cóż, takie podejście urzędów to póki co nie jest budowanie, jakiego powinniśmy oczekiwać :-)
Alex,
w odniesieniu do moich uwag o potrzebie posiadania teoretycznej podbudowy do praktycznych zastosowań wiedzy ze swojej dziedziny piszesz:
„Ja za znacznie cenniejsze uważam zrozumienie pewnych mechanizmów, a to najlepiej jest uzyskać na praktycznych przykładach”.
Zastanowiłam się nad tym, przeglądając swój proces zdobywania wiedzy i doświadczeń w paru dziedzinach. Rzeczywiście gotowa jestem uznać za optymalne poznawanie w praktyce różnych mechanizmów, nawet złożonych, i uzupełnianie wiedzy o teorię w miarę pojawiania się potrzeb. Patrzę na swoje doświadczenia i widzę, że zaczynając od teorii, przyswajam jej bardo dużo, nie wiedząc jeszcze, co z tego jest faktycznie użyteczne. W drugą stronę działa to o tyle sprawniej, że uczę się tego, czego wiem na pewno, że potrzebuję.
Pozdrawiam!
yves
Hej,
Już dziś się wiele dzieje:
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,7277619,Wyszukiwarka_ze_Szczecina_bardziej_popularna_w_USA.html
pozdrawiam, Artur
Jak pokazuje rzeczywistość, Krzysztof Rybiński nie różni się niczym od tych specjalistów, którzy jutro są w stanie wyjaśnić dlaczego prognoza wczoraj się nie sprawdziła. Obecnie pisze o „Eurogeddonie” i paru innych kwestiach.
Jak narazie kryzys dopiero się rozkręca, a Polskę za kilka lat (być może już w 2014) czeka recesja przy której lata ’80 będą miłym wspomnieniem, eksplozja długu i faktyczny (a nie tylko nominalny) kolaps systemu emerytalnego, który pociągnie za sobą finanse całego państwa.
Tzn. dla nikogo kto obserwował trendy i wyciągał wnioski na poziomie przynajmniej gospodyni domowej, nie będzie to specjalną niespodzianką…
Za to uwielbiam internet – coś raz w nim umieszczone zostaje w nim na zawsze i można to potem zweryfikować z rzeczywitością.
Drogi Antey’u,
>> Za to uwielbiam internet – coś raz w nim umieszczone zostaje w nim na zawsze
>> i można to potem zweryfikować z rzeczywitością.
… idac tym tropem …
Czy moglbys przedstawic sie z imienai i nazwiska, aby i Twoja „nieanonimowa” wypowiedz utrwalila sie „na wiecznosc” ? :)
Pozdrawiam,
Mirek
Antey
Po pierwsze niestety pan Rybiński stracił w moich oczach cały autorytet, kiedy w moim odczuciu zaczął używać języka podrzędnego polityka wiecowego. Pamiętam kiedy np. ponad rok temu napisał „Zastanawiam się dlaczego rząd Donalda Tuska nienawidzi biednych ludzi, tych którzy gorzej sobie radzą na rynku pracy. „ (http://www.rybinski.eu/2011/03/ujawniam-manipulacje-rzadu-w-sprawie-emerytur/ )
Jak tak dobrze zastanowimy się nad tym zdaniem, to nie powinna to być wypowiedź profesora, co najwyżej kiepskiego dziennikarza czy polityka. Zainteresowani mogą sobie poszukać, jakie niedopuszczalne uproszczenia i założenia zostały w tamtym zdaniu zrobione :-)
Po drugie, ja tam mam ciągle moją „złotą dekadę”, lekko napięta sytuacja gospodarcza powoduje, że ludzie, którzy naprawdę coś umieją i są w stanie zrobić spora pozytywna różnicę maja się dobrze. Oczywiście wymagało to wcześniej pewnych działań budujących własną reputację oraz uniknięcia różnych blokujących nas przedsięwzięć, ale o tym piszę na blogu już od roku 2006
Mirek Filipowicz
Nie możemy od wszystkich wymagać znajomości tej podstawowej zasady: chcesz, aby naprawdę Cie gdzieś szanowano, to przedstaw się na samym początku
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jeszcze nawiązując do przemiany prof. Rybińskiego, to popełnił on taki tekst
http://rybinski.salon24.pl/437054,rzecz-o-polactwie
moim zdaniem bardzo krzywdzący dla większości, zwłaszcza młodszych Rodaków.
Ok, wśród ludzi mojego pokolenia zdarzają się różne „okazy”, ale generalnie na co dzień żyję w kraju, który zaczyna być sympatycznym.
Może to jest jak w niemieckim przysłowiu: „Jak wołasz do lasu tak las odpowiada ci z powrotem”?
Nawiasem mówiąc, przy odpowiedniej znajomości lokalnego języka można znaleźć „bardzo dziwnych” ludzi w dowolnym kraju. Ja znajdowałem w Austrii, Niemczech i USA.
Pozdrawiam
Alex
Panie Alexie i jak Pan ocenia przewidywania odnośnie „złotej dekady” po 7 latach od napisania artykułu? Dziś jest 2015 r. i ja mam wrażenie, że gospodarce dobrze się wiedzie. Nadal obowiązują dofinansowania z unii. Kryzys minął. Gdzieś z tyłu głowy martwi mnie jednak, że po hossie zawsze przychodzi bessa. Może więc to dobry temat na kolejny wpis. Nie tylko jak przygotować się na złotą dekadę, ale i na okres po niej.
Pozdrawiam
Wracam do tego posta co kilka lat – Alex przewidziałeś przyszłość :)