W ramach porannej prasówki przeczytałem właśnie w Wyborczej wypowiedź stosunkowo młodej (28 i 36 lat) pary z dzieckiem na temat kryzysu. Zawarte tam wypowiedzi są z jednej strony dość powszechne a z drugiej bardzo szkodliwe, dlatego też bez zaproszenia pozwolę sobie skomentować je tutaj, bo ktoś czytając tamten artykuł mógłby pomyśleć, że to co mówią ci ludzie jest OK.
Zacznijmy od otwarcia:
” Oszczędności? – Darek się śmieje. – Nie mamy, wydajemy wszystko, co zarabiamy.”
To jest pierwszy krok do prywatnej katastrofy finansowej, wszystko jedno ile zarabiamy. Zycie jest dość długoterminową zabawą i nigdy nie możemy wykluczyć tego, że stracimy zdolność zarobkowania, lub będziemy mieli niespodziewane (dla większości ludzi) wydatki.
Kolejny cytat:
„może i lepiej by było, gdyby wszystkie banki kompletnie zbankrutowały. Wtedy może nie musielibyśmy spłacać kredytu!”
Błąd w rozumowaniu! Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać. Choćby poprzez sprzedaż takich wierzytelności firmom, które są bardzo skuteczne w ich ściąganiu
dalej:
„Zero zabezpieczenia. Samochód tylko służbowy, żadnych oszczędności, ziemi, nieruchomości, papierów wartościowych. I tak ledwo dostałem 160 tys., chociaż przed kryzysem rozdawali kredyty prawie wszystkim.”
Bardzo „odpowiedzialne” postępowanie 36-letniego ojca rodziny!! Jeszcze tylko stracić pracę i spełniamy wszystkie kryteria tego, co Krzysztof Rybiński nazwał DuPA (bez dochodów, pracy i aktywów). I to wszystko za 30-metrowe mieszkanie w bloku!!!
„A my już całe życie tą klitkę będziemy spłacać.”
Niezła perspektywa!! Czy drodzy Czytelnicy też taką chcielibyście mieć? To się nazywa jakość życia?
dalej padają argumenty:
„W wynajętym mieszkaniu nie moglibyśmy sobie pozwolić na taką tapetę (w stylu art deco, w czerwone wzory), w ogóle nic nie moglibyśmy remontować”
Pierwszy argument powala mnie, przy drugim się dziwię. Przez wszystkie te lata wynajmowania mieszkań nigdy nie musiałem nic remontować (poza standardowym odmalowaniem ich przed oddaniem właścicielowi). Po prostu w nich spałem, pracowałem, jadłem, czytałem, kochałem się i na wszystkie inne sposoby delektowałem życiem :-) Kto tak wielu Polaków zaraził obsesją remontową? Jaki to ma wpływ na jakość życia?
„Państwo chce pomagać bankom!
– Największym złodziejom! – Gośka dalej rozplątuje korale.
– Ja od półtora roku płacę pół mojej wypłaty, 1,2 tys. raty, a mój kredyt zmalał tylko o 2 tys.”
Ha, ktoś tutaj nie wie, jak na całym prawie świecie spłacane są kredyty hipoteczne (w pierwszych latach głównie odsetki). Tak jest, jeśli w szkole uczą religii i dziewiętnastowiecznych lektur, a kompletnie zaniedbują ABC ekonomii codziennego życia. Potem tak wykształceni ludzie wołają „złodzieje!!”
Dalej:
„– No i ślubu nie bierzemy, bo nas nie stać …. ……… A ja nie chcę przyjęcia, tylko prawdziwego wesela na 120 osób, tak jak miały moje siostry. No cóż, na to musielibyśmy wziąć drugi kredyt.”
Jeśli ktoś z Was młodzi Czytelnicy ma partnera/partnerkę który w podobnej sytuacji do tej pary ma taki sposób myślenia to uciekajcie gdzie pieprz rośnie :-)
i na koniec:
„I jeszcze jedno, bez czego nie wyobrażam sobie przyszłości: mieć swój własny interes. Byłoby idealnie. Tylko że na to potrzeba pieniędzy, a więc i na to musiałbym wziąć drugi kredyt.”
Hmmmm, przy takim podejściu i zrozumieniu ekonomii zalecam autorowi trzymanie się pozycji zatrudnionego na pensji tak długo, jak tylko się da. Próba otwarcia biznesu mogłaby się dla niego bardzo źle skończyć.
Napisałem te słowa na gorąco, bo chcę, abyście spojrzeli na własne podejście i sprawdzili, czy przypadkiem nie ma tam takich szkodliwych elementów. Do samych autorów wywiadu nie mam nic, to jest ich życie, ale czuję się zobowiązany w stosunku do osób odwiedzających ten blog.
Jako odskocznię na zakończenie polecam bardzo ciekawy wywiad, który Krzysztof Rybiński udzielił Dziennikowi. Tam jest kilka wypowiedzi (nie tylko dotyczących kryzysu), które warto przemyśleć
Dla mnie kubłem zimnej wody była inna wypowiedź, przeczytana w metro. Otóż młode małżeństwo miało bardzo za złe bankowi, to że po zmianie przepisów ten nie chce im udzielić kredytu.
Z tego co zrozumiałem, chcieli przenieść się do większego mieszkania, w Warszawie, bo 30 metrowe jest za małe na posiadanie dzieci. Argument słuszny, ale… Tak tylko domyślając się, musieliby wziąć kredyt na 30-40 lat. Bo i jeśli metraż większy, przy średniej cenie, to kwota przynajmniej półmilionowa. Choć nawet bez tego, domyślać się można było, że z płynnością finansową u nich różnie. Tam mąż już stracił pracę, mimo to, nadal na kredyt byli chętni.
Myślę, że w takich wypadkach, odmawiając, bank robi przysługę.
Dla mnie był to kubeł zimnej wody, bo sam chciałem kupić mieszkanie. Jednak póki co wolę wynajmować. Jak sobie siadłem i policzyłem, koszt odsetek byłby wyższy niż to co tutaj płacę (nawet gdybym pozostałą część wynajął) + ryzyko + wszystko co może się stać po drodze. Na własne mieszkanie widzę tylko szansę w wykupie bez wkładu własnego, przy użyciu potężnej dźwigni finansowej. Jednak na to brakuje mi jeszcze sporej ilości wiedzy. Zobaczmy co będzie w przyszłości
Teraz skupiam się na nabywaniu konkretnych umiejętności i zdobywaniu doświadczenia w biznesie. Myślę, że to jest moja droga na najbliższe 10 lat i mam nadzieję, że po drodze doprowadzi mnie do własnego kąta.
Faktycznie, podejście i wypowiedzi tej pary są lekkomyślne i nawet lekko irytujące, ale wiem to na podstawie obserwacji własnej rodziny, że takie zachowanie jest częste.
Inna sprawa, że moim zdaniem mieszkanie jest jedyną rzeczą, którą wato brać na kredyt, gorzej jest kupować samochód, elektronikę, wycieczki i inne pierdółki za pożyczone pieniądze.
Cóż, wydaje mi się, że poglądy takie są bardzo powszechne. I zgodzę się w zupełności, że źródło one mają w bardzo niskim poziomie wiedzy o ekonomi.
Co do wywiadu z Krzysztofem Rybińskim – nie zgadzam się zawsze z jego wypowiedziami, ale to co mówi na końcu jest chyba najważniejszą lekcją do przyswojenia – trzeba być elastycznym i nie bać się zmian (zawodowych).
Artur, nie, branie kredytu na cokolwiek jest rzeczą zgubną. Może znikam taką wypowiedzią całą filozofię kreacji pieniądza, ale nie obchodzi mnie to. Trzeba nauczyć się oszczędzać i umieć korzystać z czegoś zwanego procentem składanym.
Alex, niestety też znam takich „aparatów”… Co gorsza w jeszcze młodszym wieku. Przykładowo jeden facet bierze tzw. „kredyt studencki”, który generalnie mu „ucieka” (brał, aby go sobie oszczędzać w 100% i potem mieć z tego odsetki – po zwrocie kapitału, bo jest to kredyt bez odsetek – odsetki płaci państwo/MEN). Zero zastanowienia się nad samym sobą. Byle było za co sobie od czasu do czasu „żubra” kupić, a na studiach jakoś przetrwać… Po studiach zostanie do spłacenia z sumą ponad 20-30 tyś złotych i twierdzi, że może mu część umorzą. Fajnie. Na dzień dobry na „wejście na rynek pracy” będzie 30 tyś zł na minus. Idealnie…
Podejście jest podobne, do tego co napisałeś. Stwierdzenia w stylu „nie opłaca się pracować”, albo „co ja bez studiów znajdę” – dla mnie niezrozumiałe, bo ja bez wyższego znalazłem bardzo ciekawą pracę i to gdy bezrobocie było 2x tyle co teraz…
Tylko co będzie jak w Polsce się trochę pogorszy? Nawet nie musimy mieć ujemnego PKB, aby był „recesyjny dramat”.
Przeczytałem artykuł i aż pozwolę sobie zacytować, bo mnie dosłownie potrząsło:
W sumie to na razie nie czujemy kryzysu. To problem ludzi, którzy działają na giełdach. Mojej branży on nie dotknie. W końcu jak ludzie palą, to zawsze będą palić. Gdy oszczędzają na paleniu, to kupują tytoń, nie gotowe papierosy. A ja właśnie tytoń dostarczam hurtowniom. Tylko teraz musimy bardziej pilnować klientów z terminami płatności. Szef wysłał maila do pracowników, że nie możemy teraz dostarczać towarów na krechę.
Najpierw twierdzi, że ich nie dotyczy, a po chwili, że nie może dawać kredytu kupieckiego tak jak kiedyś. Nie domyśla się, że firma w której pracuje zaczyna mieć problemy z pieniędzmi…
Dosłownie „yeah buddy, just lean into the blow”. Szkoda ludzi, naprawdę, ale ich podejście jest całkowicie nonszalanckie. Zero przemyślenia. Nic. Ja się zastanawiam, czy reporter który to pisał też ma takie podejście do życia, że napisał to „ot tak, normalne ciężkie życie Polaka”?
Dosłownie jakbym czytał o zakredytowanych Amerykanach, którzy nic, tylko brali na wszystko kredyty, bo sami swoich pieniędzy nie mieli. Naprawdę nie sądziłem, że takie ciężkie przypadki są w Polsce…. Yikes!
Witam,
Szokujący zarys myślenia młodych ludzi.
Chcą mieć: mieszkanie na kredyt, samochód na kredyt, wesele na kredyt, wyprawkę najlepszą na świecie dla dziecka też na kredyt, łóżko najdroższe na rynku na kredyt, najmodniejszą tapetę w pokoju na kredyt., święta na kredyt, prezenty na kredyt… moze przyjaźnie też na kredyt.
Straszne.
To takie „mieć” a nie „być”.
Ale za to gdy opisany pan będzie miał 68 lat będzie mógł powiedzieć Ufff to mieszkanie jest już moje.
miłego dnia.
Marzena J-Ś
Alex,
co do oszczedzania, jak najbardziej sie zgadzam, to po prostu powazne podejscie do zycia. Jesli chodzi jednak o zakup nieruchomosci, to mam odmienne zdanie. Niedawna kupilismy z mezem dom (oczywiscie nie za gotowke) i nie uwazam, aby ten krok byl zly. Cieszymy sie na nasz dom z ogrodem, a jak nam sie znudzi i zachce nam sie znow wyruszyc w nieznane, to dom mozna bez problemu wynajac i ktos inny splaca nam kredyt.
Ja nie planuje mojego zycia na nastepne 15 lat, nawet nie wiem przeciez, co sie zdarzy jutro. A dom kupilismy mimo to, i jest fajnie! :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Gosia
Ja mam inne zdanie odnośnie kredytów.
To właśnie dzięki kredytowi, dzisiaj mogę się cieszyć własnym domem i ogrodem. Co prawda na starcie mieliśmy własne małe mieszkanko, za które otrzymaliśmy 160 tys. No i oczywiście działkę, kupioną cztery lata wcześniej, za którą zapłaciłem pieniędzmi z kredytu. Z ta różnicą, ze ja robiłem wszystko z głową, a dom wybudowałem systemem gospodarczym. Oczywiście, pozostało mi do spłacenia 400 tys., ale mój dom wart dzisiaj jest 1100000 :)
Zobaczcie więc, że na tej transakcji, zyskałem pół miliona!
Czy dalej uważacie, że branie kredytów, to czysta głupota?
pozdrawiam.
Artur
Artur,
Branie kredytów jest dobre w celach inwestycyjnych – trafiło Ci się na dobry okres, gdy ziemia była jeszcze „tania”, mieszkania drożały. Na ile czasy się zmieniają, że posunięcia jakie Ty poczyniłeś są teraz bardziej niebezpieczne. Masz dobry timing ;p
Witam.
Ludzi podobnych do tych z artykułu jest niestety całe mnóstwo. Z jednej strony sami sobie zapracowali na to co mają.
Ale w czasach kiedy wiedza ekonomiczna/finansowa jest tak niezwykle ważna, niedopuszczalne jest aby w programie nauczania jedynymi zmianami było
wprowadzenie 'godziny wychowawczej’, 'wiedzy o życiu w rodzinie’ i matury z religii.
Przy czym 2 pierwsze zmiany to dodatkowe – brakujące do pełnego etatu godziny dla często niewykwalifikowanych nauczycieli.
Kolejne zmiany forsowane przez każdy rząd to kosmetyczna modyfikacja listy lektur nie wnosząca dodatkowej wiedzy.
Oczywiście nie obarczam winą tylko i wyłącznie szkolnictwa i kolejnych rządów.
Sam stojąc u progu dorosłego życia nie narzekam na swoją wiedzę i kondycję finansową (na co cięzko zapracowałem i ciągle pracuje),
ale uważam że znacznie łatwiej było by gdybyśmy przynajmniej część tej niezbędnej wiedzy wynieśli ze szkoły.
Filozofia wpajana przez rodziców również bardzo często uczy złych nawyków typu 'ucz się, żebyś znalazł dobrą pracę i kupił mieszkanie’
(rozwijając) … mieszkanie na kredyt na 40 lat, 0 oszczędności, 0 perspektyw.
Hmmm … błędne koło:]
Pozdrawiam,
Paweł G
Na poczatek dwa cytaty:
„I jeszcze jedno, bez czego nie wyobrażam sobie przyszłości: mieć swój własny interes. Byłoby idealnie. Tylko że na to potrzeba pieniędzy, a więc i na to musiałbym wziąć drugi kredyt.”
„Hmmmm, przy takim podejściu i zrozumieniu ekonomii zalecam autorowi trzymanie się pozycji zatrudnionego na pensji tak długo, jak tylko się da. Próba otwarcia biznesu mogłaby się dla niego bardzo źle skończyć.”
Komentarz:
Tutaj trzeba przyznac racje 'panu od kredytu’. Niestety realia sa takie, ze na start potrzebne sa pieniadze. Zatem racji nie ma Alex. A wlasciwie ma ale chyba nieswiadomie. 'Panu od kredytu’ powinien trzymac sie etatu bo bez pieniedzy (jakich nie ma), zadnego 'biznesu’ nie otworzy a dodatkowo straci srodki na codzienne wydatki (np. to mieszkanie 30m2). Osobiscie probowalem kiedys przeprowadzic mala symulacje, ile pieniedzy potrzebowalbym na otwarcie malej firmy i malo tego nie bylo. Jesli dodatkowo doliczyc koszty 'codziennego zycia’, do chwili kiedy zaczna sie jakies zyski – jeszcze wiecej.
No i pytanie: Jak to jest w Niemczech (pewnie inaczej w duzych miastach a inaczej w mniejszych) ? Jak tam wyglada sytuacja 30-latkow, czy latwo jest 'zaczac cos od zera’ i czy wspolczesni Niemcy 'porywaja’ sie na cos takiego ? Skad maja finansowanie ?
Pozdrawiam
M
Alex,
dzięki za link do wywiadu z Krzysztofem Rybińskim, to przy okazji jeden z ciekawszych wywiadów red. Mazurka, jaki ostatnio czytałem. Na Twój blog trafiłem właśnie ze strony Krzysztofa Rybińskiego, gdzie ktoś w komentarzach Cię reklamował. Pozwól więc, że zamknę to koło i niniejszym polecę osobom zainteresowanym ekonomią i finansami bloga: http://www.rybinski.eu. Ostatnio jest na nim wprawdzie trochę mniej wpisów, ale co jakiś czas coś się pojawia, a ponadto można znaleźć dużo interesujących rzeczy w archiwum.
PG
Porażający przykład pokolenia „born to buy”, na którym jest/była postawiona duża część gospodarki swiatowej. Wszystko pod zastaw, nie tylko swoje życie, ale swoich dzieci i wnuków. Mózg chyba też kupili na kredyt :)
A za chwile, jak recesja się pogłębi – znowu dodrukuje się pieniadza (banki centralne i G20), porozdziela na lewo i prawo a może komuś daruje w imię „powstrzymania kryzysu”.
Gdzie te czasy, kiedy zasada: „ucz się, pracuj i oszczędzaj” była kanonem?
Artur Rak:
Zauważ, że te pół miliona to wirtualny zysk. Dom jest wart tyle, ile Ci ktoś za niego zapłaci. Za 2-3 lata może się okazać, że nikt Ci nie da za niego nawet 600 tys. – i gdzie zysk?
Pamiętaj, że nasz rynek niechumości jest mocno nadmuchany – albo bańka pęknie za rok, dwa albo zaczeka na wysyp wraz z kredytami… szacuję na ok. 2012 rok (czy dobrze szacuję, to oceni mnie historia).
Dlaczego? Bo jak historia uczy, ludzie z historii się nie uczą!
Kamil:
Kredyt pod inwestycję tylko w jednym przypadku – gdy bierzesz mniej niż sam masz kapitału. W razie nieudanej inwestycji jesteś w stanie go spłacić swoim kapitałem. No i warunek, że inwestycja przynosi więcej niż wynoszą koszty kredytu.
Znam osoby, które brały kredyt pod inwestycję w fundusze… i zostały bez funduszy z kredytem do spłacenia. Podobnie było w Stanach, gdy doradcy podnosili kredyt do stale rosnących cen nieruchomości, aby Amerykanie mieli środki na inwestowanie… i zostali bez inwestycji, z nieruchomością o niższej wartości, za to z potężnymi kredytami, których nie mogą spłacić.
____
Z ciekawości kiedyś porównywałem różne trendy w Stanach i w Polsce i stąd wyciągnąłem wniosek, że u nas mamy to co było w Stanach z ok. 4-5 letnim opóźnieniem (obecnie, bo te różnice się zmniejszają). Nie przykładam zbytniej wagi do liczb, bo to pole do popisu dla ekonomistów. Wolę styl Warrena Buffetta myślącego perspektywicznie, opierającego się na podstawach, trendach i psychologii tłumu.
Świetny cytat z artykułu w Dzienniku:
„… pewien dziennikarz spytał czemu mówi (Keyness) coś innego niż na wykładzie dwa miesiące wcześniej. Na co on odparł: Jak fakty się zmieniają, to i ja zmieniam poglądy. A pan?”
____
Pozdrawiam,
Orest
Widzę, że w międzyczasie zebrało się sporo komentarzy, dziękuję :-)
Michał
Zawsze warto jest usiąść i przeliczyć, zwłaszcza w przypadku spraw które mogą mieć długotrwały wpływ na nasze życie. Inwestycja we własną wartość rynkową to dobry pomysł (Czytałeś post „Twoja wartość rynkowa”?). Jak to dobrze zrobisz, to osiągniesz poziom zarobków, przy którym zrozumiesz, że mieszkanie w bloku to nie jest szczyt marzeń :-)
Czego Ci szczerze życzę!
Witold Rugowski
Nieźle wygląda spis zajęć, które wykonywał a ma on chyba dopiero 41 lat. Uważam, że w pewnym wieku każdy facet powinien mieć taką bogatą i w miarę zdywersyfikowaną listę, choć nie muszą to być koniecznie sprawy czysto biznesowe, bo są też inne aspekty życia, których dobrze używa się za młodu :-)
Witold Wilk
Problem polega na tym, że prędzej czy później każdy z nas skonfrontowany jest z różnymi wyzwaniami i nie musi to być wspomniany przez Ciebie „recesyjny dramat”. Wtedy lepiej mieć odpowiednie nastawienie i …… trochę rezerw finansowych.
Marzena J-S
Mi też to przeszkadza, dlatego w miarę możliwości staram się robić coś, co będzie sterować w przeciwnym kierunku. Teoretycznie takie nastawienie młodych to wina rodziców, choć często w ich przypadku należy zacytować „przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”
Gosiu
Jaki procent Waszych wspólnych dochodów pochłaniają raty tego kredytu? Jaka część nieruchomości została sfinansowana kredytem? Bez tego trudno oceniać taką decyzję, nieprawdaż.
W przypadku, który opisuję (i wielu podobnych) sprawa jest jednoznaczna.
Artur
Dobrze się wstrzeliłeś, gratuluję! Wartość domu, to jest kwota, którą ktoś jest zarówno skłonny, jak i w stanie za niego zapłacić. Jak ustaliłeś tę Twoją? Ile godzin pracy Twojej i najbliższych pochłonęła budowa? Czy te 400 000 to jest kwota samego kredytu, czy razem z odsetkami do zapłacenia? Jakie będą koszty, gdybyś chciał zrealizować zyski tej „inwestycji”? Gdzie wtedy zamieszkasz? I najważniejsze, tak jak w przypadku Gosi: jaki procent Twoich dochodów netto pochłaniają raty tego kredytu?
Paweł
Niestety mamy takie błędne koło i dlatego ważne jest, aby w miarę możliwości je przerwać. Ty jesteś przykładem, że jest to możliwe, więc teraz trzeba tylko upowszechnić pewne fakty i sposób myślenia.
Marcin
Napisałeś: „Niestety realia sa takie, ze na start potrzebne sa pieniądze. „
Pierwsze pytanie, to na podstawie jakich doświadczeń twierdzisz coś takiego?
Wiele osób bez doświadczenia biznesowego myśląc „firma” wyobrażają sobie postacie ze znanych telenowel i zaczynają interes od wynajęcie biura, zatrudnienia pracowników, kupienia nowych mebli i maszyn. Potem im wychodzi, że potrzebny jest cały majątek na początek..
Ze tak wcale nie musi być mamy wiele przykładów ze mną włącznie.
Polecam przestudiowanie „The Bootstrappers Bible” Setha Godina, do ściągnięcia bezpłatnie tutaj:
http://www.changethis.com/8.BootstrappersBible
Młodzi Niemcy, których znam w większości przypadków mieszkają w wynajętych mieszkaniach, mimo iż ceny nieruchomości np. w Berlinie są znacznie niższe niż w Warszawie
Piotr
Stronę Krzysztofa Rybińskiego trzeba będzie wstawić do polecanych blogów, choć rzeczywiście ostatnio pisze on rzadziej.
Jacek
Interesujące jest, co się stanie gospodarka rzeczywiście „rypnie”. Historia pokazuje, że pewnych rzeczy nie można robić bezkarnie w nieskończoność
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marcin,
na start potrzebny jest pomysł, zapał i pasja. Jeśli pomysł wymaga zbyt wielkich nakładów warto go zweryfikować.
Pozdrawiam
Marzena J-Ś
@Alex, maszyna drukarska w któymś momencie stanie. Nie jest możliwym w nieskończoność konsumować, kupując przyszłość już dzisiaj.
Gdy już przychodzi bankructwo, siega sie po sprawdzone metody – czyli nowe podatki.
http://www.polskatimes.pl/pieniadze/58577,za-naprawe-gospodarki-beda-musieli-zaplacic-podatnicy,id,t.html
Nie po raz pierwszy, ale zapewne jako jeden z ostatnich (przygodę z tym blogiem czas zakonczyć, w trosce o własne zdrowie), dochodzę do wniosku że albo powinienem zgodnie za radą z przysłowia „kupić sobie ogon”, albo że jednak funkcjonuję w zupełnie innej rzeczywistości i w innej Polsce niż autor i zdecydowana większość komentatorów.
Z racji wieku, nie mam już znajomych w szkołach średnich (ani rodziny) ale skądinąd wiem, że zajęcia z ekonomii w szkołach średnich (i podstawowych) są (w odróżnieniu od lektur, których nikt nie czyta). Ja sam na ostatnim roku studiów technicznych miałem obowiązkowy przedmiot ocierajacy się o te zagadnienia, aczkolwiek bardziej z punktu prowadzenia własnego interesu; dostępne były również przedmioty wybieralne obejmujące taką tematykę. Oczywiście można tutaj przywołać starą śpiewkę o rzekomej całkowitej mierności polskich uczelni… bo jeśli teza nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów ;) a skoro Gazeta Wybiórcza kogoś zacytowała to, przecież kto jak kto, ale GW mylić się nie może.
Zupełnie nie rozumiem wtrętu antyreligijnego- katecheza to równie dobre, jak każde inne, miejsce aby np. usłyszeć przypowieśc o pomnażaniu talentów. Chociaż to teraz zdaje się taka moda, dowartościować atakując to co akurat uważa się za ciemnogród :) Nie dziwię się – w sumie „cegły nie oddają ciosów”.
W nawiązaniu do jednego z komentarzy sugeruję porównanie cen (nawet nie stosunku ceny do możliwości) różnych przydatnych do życia i pracy dóbr w Niemczech i Polsce. Można dojśc do ciekawych wniosków…:> Na koniec
@Marzena
Rozumiem, że sprzeczność we własnej wypowiedzi sama dostrzegłaś ?
@Orest
Cytowanie człowieka, który twierdził że jedyną gałęzią gospodarki II RP było cyt. „szczucie żydów” wnosi do dyskusji równie tyle, co pisanie w oparciu o GW.
Generalnie, miało być bardziej bezpośrednio, ale firma sama się nie zbuduje więc zamiast walczyć z wiatrakami i prostować brednie (który to już raz), w wiekszości na poziomie kulturalnym i światopoglądowym cytowanego artykułu idę spać. Szczególnie, że pewnie wpis i tak nie przejdzie przez moderację.
Mimo wszystko, pozdrowienia dla Autora.
Na kryzys: http://dwagrosze.blogspot.com/
Piotrze (PMD)
Każdy z nas może sobie długoterminowo wybrać rzeczywistość, w której funkcjonuje i bardzo możliwe, że Ty wybrałeś sobie inną niż ja. To Twoje niezbywalne prawo i nie zamierzam przekonywać Cię do czegokolwiek. Interesująca jest Twoja uwaga, że ten blog może być szkodliwym dla zdrowia, bo to dla mnie coś nowego :-)
No ale wróćmy do spraw merytorycznych.
Jeśli, jak piszesz istnieją zajęcia z ekonomii już w szkołach średnich i podstawowych (będę wdzięczny za podanie źródła, a najlepiej miejsca, gdzie można zapoznać się z takim programem), to jak wytłumaczysz fakt zdumiewającej ignorancji w podstawowych sprawach gospodarczych wśród tak wielu naszych rodaków?
Bardzo nie podoba mi się użycie przez Ciebie określenia „Gazeta Wybiórcza”. Sam mam do tego dziennika wiele zastrzeżeń, niemniej tutaj obowiązuje pewna klasa i tego typu przekręcenia nazw zachowaj sobie na onet albo salon24, dobrze?
Gdzie doszukałeś się w mojej wypowiedzi wątku antyreligijnego. To, że uważam iż państwowa szkoła powinna w XXI wieku zamiast uczyć religii (na to są inne miejsca, sam chodziłem dobrowolnie do salki katechetycznej), czy też studiować dziewiętnastowieczne lektury skoncentrować się na przekazaniu młodym ludziom podstawowej wiedzy koniecznej do funkcjonowania w nowoczesnym społeczeństwie jest kwestią priorytetów. Przypowieść z talentami jest bardzo dobra, tylko to trochę mało jak na potrzeby dzisiejszych czasów. Do tego konieczna jest znajomość przynajmniej takich rzeczy jak procent składany, sposób spłacania kredytów hipotecznych, czy też różnicy pomiędzy gwarantowaną przez Państwo lokatą bankową, a wyemitowanym przez tenże bank papierem dłużnym. Tego na lekcjach religii nie uczą, nieprawdaż?
Zwróć też uwagę, iż w ponad dwuletniej historii tego blogu to Ty właśnie po raz pierwszy użyłeś tutaj określenia „ciemnogród”, ten blog też jest ponad takie etykietki. Zastanawiam się też jak dyskusję na różne tematy wyinterpretowałeś jako dowartościowanie się :-)
Jakie konkretne ceny masz na myśli, chętnie zrobimy takie zestawienie, tylko proszę o informację do czego to miałoby służyć.
Orestowi napisałeś: „Cytowanie człowieka, który twierdził że jedyną gałęzią gospodarki II RP było cyt. “szczucie żydów” wnosi do dyskusji równie tyle, co pisanie w oparciu o GW. „
Orest zacytował wypowiedź pana Rybińskiego, który z kolei w wywiadzie cytował Keynesa.
Teraz pojawiają się dwa pytania:
1)Który z tych panów wypowiedział takie słowa o „szczuciu żydów” (proszę o link do źródła)
2)Nawet gdyby tak było, to co to ma wspólnego ze słusznością ich cytowanej wypowiedzi w Dzienniku?
Z mojego punktu widzenia ta Twoja wypowiedź jest czystym atakiem ad personam bez jakiejkolwiek zawartości merytorycznej, jest to BARDZO poniżej naszego poziomu. Proszę Cię uprzejmie, aby takich rzeczy w przyszłości na tym blogu nie robić. Tutaj nie ma świętych krów i o wszystkim można dyskutować, ale proszę o fakty i rzeczowe argumenty inaczej będziemy mieli ze sobą problem.
Podobnie używanie epitetów typu „brednie” zamiast wykazania konkretnych błędów w rozumowaniu nie jest na tym blogu akceptowalne, zapraszam na onet i salon24, tak takie zjawisko jest dość powszechne. Tutaj jesteśmy ponad takim stylem „dyskusji”
Zdziwiło mnie też Twoje stwierdzenie „Szczególnie, że pewnie wpis i tak nie przejdzie przez moderację. „ To jest mimo wszystko blog edukacyjny, więc nikt z piszących tutaj nie musi być doskonały :-)
Nie zmienia to faktu, że jeśli jeszcze raz zamieścisz tutaj ataki ad personam i epitety typu „bzdury” zamiast konkretnych argumentów, to się pożegnamy. Takie ostrzeżenie jest chyba fair, prawda?
Pozdrawiam
Alex
Marcin pisze: „Niestety realia sa takie, ze na start potrzebne sa pieniadze.”
Wybacz ironię, ale dobrze, że o tym nie wiedziałem, kiedy rozpoczynałem swoje przedsięwzięcia gospodarcze. Do niczego bym nie doszedł. :-)
Piotr [PMD] pisze: „Z racji wieku, nie mam już znajomych w szkołach średnich (ani rodziny) ale skądinąd wiem, że zajęcia z ekonomii w szkołach średnich (i podstawowych) są (w odróżnieniu od lektur, których nikt nie czyta).”
Na podstawie doświadczeń dwojga moich dzieci mogę stwierdzić, że zajęcia z „przedsiębiorczości” odbywają się, ale prowadzą je nauczyciele, których wiedza jest bardzo, bardzo podręcznikowa i bardzo, bardzo oddalona od aktualnej rzeczywistości. A w ogóle mało ich to wszystko obchodzi.
@Alex: Zgadzam się z Twoim podejściem i mam nadzieję, że Czytelnicy Twojego blogu wyciągną z tego wpisu praktyczne wnioski.
Wzięcie kredytu pod nieruchomość może, ale nie musi być dobrym interesem. Prawdopodobieństwo zrobienia złego interesu rośnie wraz z siłą emocji, którymi obdarzamy taką nieruchomość. Emocje te odbierają rozum przy zakupie i ograniczają możliwość wyjścia z inwestycji w najkorzystniejszym momencie (bo te kwiatki na balkonie tak pięknie kwitną :-) ).
Niestety z faktu, że masz rację nie wynika jeszcze, że Twoje przesłanie trafi do ludzi. Prawda w oczy kole. Boleśnie przekonał się o tym Premier Cimoszewicz, który powiedział w 1997 roku powodzianom: „Trzeba się było ubezpieczać.” I co? I nic. Jedynym efektem tej wypowiedzi była utrata poparcia społecznego. A ludzie jak budowali na terenach zalewowych, tak budują, jak nie ubezpieczali swoich nieruchomości, tak nie ubezpieczają (ostatnie wichury obnażyły ten smutny fakt).
Piotr [PMD]:
Poglądy Pana Rybińskiego poznałem wczoraj właśnie z artykułu. Podejrzewam, że jak każdy z nas, tak i Pan Rybiński może mieć jakieś niefortunne wypowiedzi w swojej biografii. Masz pewność, że Twoje wszystkie wypowiedzi są moralnie uzasadnione, oparte na faktach i wypowiedziane w dobrej wierze?
Zacytowane przeze mnie słowa miały pokazać, że i moje poglądy mogą się zmienić jeśli zmienią się fakty. Może po nowym roku dowiemy się o nowych istotnych faktach odnośnie kryzysu i wtedy pewnie zmienię swoje zdanie.
Bardzo mnie ciekawi kwestia ekonomii w szkole średniej i podstawowej. W ramach jakiego przedmiotu jest ekonomia i w jakim zakresie? (zaznaczam, że jakiś czas temu byłem w szkole średniej, więc interesuje mnie rzeczowa odpowiedź)
Co do katechizacji moglibyśmy wiele porozmawiać, jeśli chcesz i jeśli będzie taki wątek na tym blogu. Sądze, że byłbyś bardzo zaskoczony co dobrego mogę o niej powiedzieć :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Orest Tabaka pisze: „Bardzo mnie ciekawi kwestia ekonomii w szkole średniej i podstawowej. W ramach jakiego przedmiotu jest ekonomia i w jakim zakresie?”
„Przedsiębiorczość”
TesTeq:
Przedsiębiorczość wiem, że jest w szkole średniej a o tym, że w podstawówce i gimnazjum to nie słyszałem. A o zakresie pisałeś już wyżej :)
Niemniej chciałem poznać opienię Piotra w tym temacie.
Pozdrawiam,
Orest
A, i jeszcze jedno. Staram się nie iść na łatwiznę i nie obciążać wszystkimi nieszczęściami tego świata PRL-u, ale niewłaściwy stosunek polskiego społeczeństwa do banków wywodzi się niestety właśnie z tego okresu. Wiele osób uważa banki za instytucje zapomogowe udzielające pomocy finansowej na ważne cele społeczne – takie, jak budownictwo mieszkaniowe, młode małżeństwa itp. A tymczasem to są zwykłe przedsiębiorstwa, których głównym celem jest przynoszenie zysku swoim właścicielom. Pamiętajmy, że kredyty są zawsze korzystne dla banku, a bywają korzystne dla kredytobiorcy. No chyba, że banki oszaleją (tak, jak ostatnio) i zaczną rozdawać kredyty bez opamiętania.
Witam,
Pozwolę sobie sprostować kilka informacji dotyczących nauki podstaw przedsiębiorczości w gimnazjum i liceum: tak, rzeczywiście są tam jakieś elementarne podstawy z tej dziedziny. W gimnazjum na WOS można się dowiedzieć jak zarządzać własnymi pieniędzmi ( http://www.oke.waw.pl/new/download/files/File/ekster/informatory/wos_gim.pdf, strona 8, pkt 1b). Procent składany jest w podstawie programowej z matematyki dla LO ( brak źródła). W LO, jako obowiązkowy jest również przedmiot, podstawy przedsiębiorczości, (treści programowe: http://www.stargard.edu.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=77).
W praktyce (nie wiem jak jest teraz, byłem pierwszym rocznikiem gimnazjalnym), na WOS dowiedzieliśmy się ze istnieje lokata bankowa i obligacje skarbu państwa i ze warto tam trzymać nadwyżki gotówki, bo istnieje coś takiego jak inflacja ( „są tez inne formy oszczędzania, ale są niebezpieczne”). W liceum na podstawach przedsiębiorczości, większość czasu to praca w grupach, robienie jakiś tam reklam, zakładanie pseudofirm (pisanie biznes planów i robienie plakatów) – ostatnie kilka zajeć to filmy 30 mintuowe na VHS z 1995 roku, dotyczące tego jak sie zachować na spotkaniu biznesowym(sic!), jakiś filmik o optimusie i filmik o GPW ( z komentarzem prowadzacej ze to „siedlisko spekulantow”).
Pozdrawiam,
Krzysiek K
Witaj Alex, witam wszystkich
Parę kwestii poruszyło mnie w tym poscie.
Dorzucę swój ” nieproszony komentarz” ;).
„Banki zbankrutowały” – to raczej nierealne. poza tym banki maja działanie kilkukierunkowe. Jesli mamy nadwyżki funduszy i chcemy z mniejszym ryzykiem, niż samodzielna działalność, powiększać nasze zasoby, możemy oszczędnosci lokować w banku na stopie dużego, średniego lub małego ryzyka. Kredyty też są źródłem dochodu dla banków i osób mających tam oszczędności. Kredyt bierzemy MY – licząc wczesniej realność spłat raty. Można kredyt i zakup nieruchomości potraktować biznesowo, tzn. koszt kredytu odnieść do dynamiki wzrostu cen nieruchomości na rynku ( lub wysokość odsetek do rentowności biznesu na który bieżemy kredyt ). W końcu kto nam każe mieszkać całe życie w jednym miejscu. Można sprzedać to mieszkanie z zyskiem po paru latach, kupić inne. Lub wynająć drogo a samemu mieszkać w innym wynajętym ( mniejszym, w gorszej dzielnicy … ) taniej.
” Zero zabezpieczenia” – A mieszkanie? To jakieś zabezpieczenie, daje możliwości np. zarejestrowania własnej firmy w tymże. No i dwie ręce i własna głowa.
” Ślub ” – tego akapitu jak zwykle nie rozumiem :). Co ma wspólnego ślub z kredytem i przyjęciem weselnym?
” Mieć swój własny interes ” – to proste? Niekoniecznie, ale to nie pieniadzę są tu „dead line”.
Znam wielu „szaleńców”, którzy tak jak stali, rzucali w pewnym momencie wszystko i skakali na głęboka wode. Wielu pływa po niej teraz luksusowym statkiem. We własnym interesie nie ma „spokoju ” – cały czas cos się dzieje i trzeba podejmwać cały czas nowe wyzwania „panta rei”. Jesli jestes na to gotów to ruszaj :).
I ostatnie pytanie do Ciebie Alex:
Oczszędności czy inwestowanie? Kiedy, dla kogo ? jakie jest Twoje zdanie na ten temat. Przy inwestowaniu częsciowo traci sie płynnośc. Na jakim poziomie powinna być utrzymana? 2, 3 miesięcznych dochodów? jak uważasz?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
@Monika: Banki czasami bankrutują, ponieważ zarządzający ich inwestycjami dostają amoku i udzielają kredytów jak szaleni lub inwestują w nie to, co trzeba (wbrew pozorom to też są ludzie :-) )
Witaj TesTeq,
Masz rację. Oczywiscie, ze czasem bankrutują i to jest prawidłowe zjawisko. nawet te z kilkusetletnia tradycją. Amok – powstaje powoli – kiedy? kto powinien to zauważyć i dlaczego nie widzi? To pytania, które mi sie nasunęły :).
Jednak nie liczyłabym ( jak Gosia w powyższym poście Aleksa ) w zyciu na to, że wezme kredyt a potem może będę miała szczęście i bank zbankrutuje. za małe prawdopodobieństwo :).
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Monika pisze: „Jednak nie liczyłabym ( jak Gosia w powyższym poście Aleksa ) w zyciu na to, że wezme kredyt a potem może będę miała szczęście i bank zbankrutuje. za małe prawdopodobieństwo .”
Nie dość, że zbyt małe prawdopodobieństwo, to jeszcze – tak, jak zauważył to Alex – „Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać.”
Swoją drogą uważam to za głęboko niesprawiedliwe, że w przypadku upadłości banku system bankowy nie gwarantuje wypłaty depozytów w pełnej wysokości (ostatnio tylko do 50 000 EUR), zaś wierzytelności ściąga do ostatniego grosza.
TesTeq,
A może mamy na to wpływ? Lokować w banku oszczędnosci tylko do kwoty gwarantowanej. Reszta do innego banku, też do wysokosci gwarantowanej ? W koncu można miec kilka kont oszczędnościowych, to wolny rynek. Jesli bank nie chce moich pieniędzy wiecej niz np. 50 000 Euro ) to nie :).
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex
Masz rację, że wchodzić w życie z kredytem to duże obciażenie i pewnie stres. Zastanawiam się tylko na co nas byłoby stać bez wspomagania banków?? Nie popieram kupowania wszystkiego na kredyt ale jak wiesz nadal rozmyślam o mieszkaniu, właśnie częściowo na kredyt.
Piotrze
Ekonomi na pewno nie uczą w podstawówkach oraz nie we wszystkich byłych liceach (nie wiem jak jest w nowym systemie z gimnazjami). W zależności od tego co sobie wybrałeś tego się uczyłeś. Ja chodziłam do ekonomika więc wiele przedmiotów związanych z ekonomią i gospodarką miałam ale jeśli ktoś poszedł do szkoły artystycznej albo tzw. ogólniaka to nie miał tych przedmiotów. W studia nie będę się zagłębiała bo wszystko czego się nauczyłam było w liceum i pomimo wyższego wykształcenia nie czuję aby studia dużo wniosły w moją edukację. Niestety. I to nie jest kwestia mojego obijania się bo i licencjat i mgr obroniłam na ocenę bardzo dobrą. Może źle dobrana szkoła??
Monika
Piszesz: „jesli bank nie chce moich pieniędzy wiecej niz np. 50 000 Euro ) to nie”
To nie bank ustala kwotę gwarantowaną tylko robi to w oparciu o odpowiednie prawo Bankowy Fundusz Gwarancyjny http://www.bfg.pl/u235/navi/27900
Pink
Mówisz: „Zastanawiam się tylko na co nas byłoby stać bez wspomagania banków??”
Hmmmm, mnie stać na dość sporo, choć bank wykorzystuję tylko do trzymania pieniędzy i wykonywania moich poleceń dotyczących przelewów i inwestycji.
Będzie dobrze, jeśli możliwie wielu z Was osiągnie taki komfort, dlatego między innymi piszę ten blog :-)
Oczywiście jak chcesz zarabiać naprawdę dużo pieniędzy to finansowanie będzie zapewne konieczne, ale kto tak naprawdę potrzebuje do dobrego życia milionów dochodu rocznie?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex,
Ok. Bankowy Fundusz Gwarancyjny :-).
Jednak i przy takim ustalaniu kwoty gwarancyjnej, dywersyfikacja oszczędności miedzy kilka banków ( gdzie górna granicą jest kwota gwarantowana ) jest jakims wyjsciem z sytuacji gdy „w przypadku upadłości banku system bankowy nie gwarantuje wypłaty depozytów w pełnej wysokości (ostatnio tylko do 50 000 EUR)”.
Jak uważasz Alex?
pozdrawienia serdecznie
Monika
TesTeq: Swoją drogą uważam to za głęboko niesprawiedliwe, że w przypadku upadłości banku system bankowy nie gwarantuje wypłaty depozytów w pełnej wysokości (ostatnio tylko do 50 000 EUR), zaś wierzytelności ściąga do ostatniego grosza. – to co powiesz o tym jak działa nasz kochany fiskus? Czyli jeśli jest nadpłata np. VAT to mają kilka miesięcy na zwrot, ale jeśli jest niedopłata to „do dnia”, inaczej jest pakuta. Jesli w kilka dni nie doniesiesz dokumentu w terminie to wtedy Cię dosłownie zjedzą, ale jeśli oni się spóźnią pół roku to znaczy, że byli zapracowani… Przy fiskusie banki to mały pikuś. Pozatym te gwarancje są per bank. Więc można depozyty wsadzać w różne banki, co więcej nie tylko w Polsce. Więc ja naprawdę nie widzę problemu. Na flunktuacje walutowe też jest sposób, bo jak depozyt robisz stałą kwotą, zwykle wielokrotnością 10k to możesz po prostu zabezpieczyć się odpowiednim instrumentem….
@Monika & Witold W. Wilk: Wkładanie do każdego banku po 50 000 EUR jest oczywiście dobrym zabezpieczeniem, ale:
1) Pewne produkty i oferty bankowe są dostępne przy depozytach powyżej 100 000 EUR (albo 200 000 EUR).
2) Wyobraźcie sobie milionera, który trzyma oszczędności w kilkudziesięciu bankach. :-)
Oczywiście zawsze można odwołać się do sprawiedliwości społecznej i powiedzieć, że przyzwoity i uczciwy człowiek to milionów nigdy się nie dorobi, więc nie powinno się gwarantować depozytów „tym spekulantom”. Ale tak było w PRL-u…
A polski fiskus… Nawet nie chce mi się o tym rozmawiać.
Alex pisze: „kto tak naprawdę potrzebuje do dobrego życia milionów dochodu rocznie?”
Moim zdaniem nikt. Nawet w złotówkach. Moja wyobraźnia jest zbyt uboga, żebym mógł wyobrazić sobie sensowne rzeczy, na które co miesiąc wydawałbym 100 000 złotych.
Witaj Witold,
No tak branie kredytu na należności fiskusa byłoby lekka przesadą ;-). Może faktoring? Hm trzeba by było przeliczyć. Indywidualna walka z fiskusem to raczej kopanie się z koniem :-).
TesTeq
Piszesz:
„1) Pewne produkty i oferty bankowe są dostępne przy depozytach powyżej 100 000 EUR (albo 200 000 EUR).” –
Ok, jednak to już ryzyko bez gwarancji. Sam je podejmujesz, jesli uznasz, ze warto dla tych ofert i ufasz bankowi.
„2) Wyobraźcie sobie milionera, który trzyma oszczędności w kilkudziesięciu bankach.” – nie wyobrażam sobie. Tes Teq – jednak pieniadze milionerów najczęściej inaczej pracuja niż na lokatach w banku.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex no ja nie mam jeszcze takiego komfortu, że na wszystko mnie stać, choćby to moje wymarzone mieszkanie nie wspominając o domku z sadem :). Nie żyję ponad stan ale też na krawędzi biedy nie jestem, nie mam na sobie żadnego kredytu i żadnych rat do spłacania, mam to na co mnie obecnie stać, na co mogę zaoszczędzić nie biorąc kredytu. Kupowanie samochodu na kredyt, prezentów albo zadłużanie się na święta uważam za głupie a tym bardziej branie kredytu na wesele… Muszę jednak powiedzieć, że dużo osób to robi, przecież trzeba mieć wesele na 120 osób a co z tego, że połowa to rodzina albo znajomi, których nie lubimy a nawet nie utrzymujemy bliższych kontaktów. Pokazać się trzeba! Odwieczna zasada Polaków „zastaw się a postaw się” (jakoś tak chyba). Nadzwyczajnego oburzenia we mnie nie wzbudził ten artykuł bo wokół mnie jest wielu takich ludzi z bardzo podobnym myśleniem.
@pink: „Pokazywanie się” to nie tylko polska postawa. To choroba dotykająca tych, którzy uważają, że o ich wartości świadczą rzeczy, na które ich stać.
Dlaczego dom z sadem? Po co ci sad? Interesuje Cię ganianie z opryskiwaczem kilka razy w roku i zbieranie dziesiątek kilogramów owoców, żeby nie zgniły. Jestem może nieco mało romantyczny, ale zawsze widzę ogromny nakład pracy i czasu, jaki trzeba poświęcić na to, żeby to co mamy utrzymać w przyzwoitym stanie. Posprzątać jeden pokój, łazienkę i kuchenkę to nie problem, ale cztery sypialnie, dwie łazienki, salon, kuchnię, garaż, podjazd do garażu i ogród (właśnie z drzew spadają tony liści) to dopiero jest wyzwanie. I pomalować płot bo rdzewieje. I wyciąć uschnięte drzewo. I kupić nawóz.
Zamiast usiąść przy kominku (albo przy lampie) i poczytać dobrą książkę…
TesTeq, sad jest dla przyjemności :), dla odstresowania się wśród drzewek i trawki. Wiem, że to dużo pracy ale to nie będzie jakiś wielki sad przemysłowy, mały sadzik za domkiem :), kilka drzewek, ot co :).
Na początku chciałem się przywitać, jako że jest to mój pierwszy wpis tutaj, mimo że stałym czytelnikiem jestem już od dłuższego czasu.
Postanowiłem dodać swoje „trzy grosze” do tematu nauczania ekonomii w liceach, z punktu widzenia aktywnego uczestnika tego procesu. Odbywa się to w ramach przedmiotu zwanego Podstawami Przedsiębiorczości – w moim przypadku w ciągu jednej godziny tygodniowo, poświęcanej głównie tematom związanym z psychologią – typy osobowości, techniki motywacji itp. Z drugiej strony warto pamiętać, że (co dziwne :) ) nie każdy jest zainteresowany tym tematem, a przekazywana wiedza ma stanowić zaledwie podstawy. W moim przypadku mam, na szczęście, możliwość uczęszczania na zajęcia fakultatywne – zupełnie inna atmosfera, małe grupy, bardzo ciekawy sposób prowadzenia i poruszana tematyka.
Podsumowując, jestem zdania, że nawet poszerzenie programu i ilości godzin na niewiele się zda, jeśli nie osiągnie się zainteresowania słuchaczy, a dla osób zainteresowanych istnieje wiele możliwości poszerzania swojej wiedzy.
Ps. Zdaję sobie sprawę, że blog przeznaczony jest głównie dla osób w wieku trochę bardziej dojrzałym, niż mój – mimo wszystko liczę, że nie zostanę stąd wyproszony, a może nawet uda mi się czasami wtrącić coś sensownego :) .
Patryk,
Jak zaczynałem tu pisać to miałem podobne obawy, a wiekiem pewnie za bardzo się nie różnimy. Dam głowę, że nikt Cię stąd bezpodstawnie nie wyprosi, można się tu przede wszystkim dużo nauczyć.
Chcąc odnieść się do kwestii lekcji PP, u mnie wyglądały one nieźle. Nie mnie sądzić kompetencje nauczyciela, ale dużo dała mi możliwość publicznej rozmowy kwalifikacyjnej (do tego trzeba się trochę dopchać, bo Pani jest jedna, a klasa ponad trzydziestoosobowa, więc rozmowa kwalifikacyjna z dwiema osobami jedna po drugiej to maks), jak i uczestniczeniu w kilku ciekawych warsztatach podczas lekcji. Nie nauczyłem się dużo rzeczy, których nauczyłem się z tego blogu, ale i tak nie był to czas stracony. Chodź nie zawsze chciało się chodzić :), mimo, że jednak suma summarum się zawsze było.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Patryk
Witaj na naszym blogu :-)
Zacznijmy od końca Twojego komentarza. Napisałeś: „mimo wszystko liczę, że nie zostanę stąd wyproszony,”
Jak mogłeś choć przez sekundę coś takiego pomyśleć? :-)
Każdy, kto pisze takie komentarze jak powyżej, do tego takim językiem zawsze jest mile widziany.
Wracając do meritum dziękuję CI za interesujący punkt widzenia i podanie ciekawych faktów.
Młodzi ludzie być może nie interesują się zajęciami z przedsiębiorczości bo:
1) prowadzące je osoby nie są dla nich żadnymi wiarygodnymi wzorcami. Z całym szacunkiem dla zawodu nauczyciela, jeśli o biznesie uczy ktoś zarabiający kilka tysięcy miesięcznie, to nie należy się tym młodym ludziom dziwić
2 ) nikt im nie uświadomił jak bardzo ich generalne zadowolenie z życia będzie zależne od posiadania pewnego minimum przychodów i jaka to jest niueprzyjemna sytuacja, jak latami musisz liczyś każdy grosz aby przeżyć.
3) nikt im nie uświadomił co jest możliwe do osiągnięcia, jeśli wcześnie zaczniesz, będziesz zdobywał odpowiednią wiedzę i doświadczenie unikając po drodze kilku poważnych głupot
4) przyzwyczaili się do bycia pasożytami na swoich rodzicach, którzy często z braku wizji własnego rozwoju do późnej starości takie zachowania tolerują
Co o tym sądzisz?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Patryk: Nie sądzę, żeby Alex ograniczał wiek dyskutantów. Myślę, że im wcześniej zaczniesz myśleć i dyskutować na dojrzałe tematy, tym masz większą szansę bezstresowo żyć zajmując się zarówno dojrzałymi, jak i niedojrzałymi sprawami. Jeśli przyłożysz odpowiednią wagę do spraw ważnych, będziesz mógł bez poczucia winy wygospodarować czas na rzeczy mniej ważne, a bardzo przyjemne.
Ja nie miałem w szkole Podstaw Przedsiębiorczości, więc pouczające jest dla mnie spojrzenie na ten temat osób (Twoje i Łukasza), które doświadczyły osoboście edukacji w tym zakresie.
Dzięki za tak miłe przyjęcie :)
Alex,
Być może nie wyraziłem tego dostatecznie precyzyjnie, ale wydaje mi się, że o ile nauczyciele faktycznie mogą nie stanowić wzoru jako biznesmeni, to wielu z nich (tak jak w moim przypadku) posiada sporą, a na pewno większą od uczniów, wiedzę teoretyczną. Tak, zajęcia te opierają się głównie na teorii, ale taki jest ich cel. Praktyka to zadania, olimpiady, ostatnio również prowadzenie firmy – prawdziwy kapitał i „zasady”, tylko zakres działania trochę mniejszy. Oczywiście byłbym bardzo zadowolony gdyby szkoły prowadziły np. praktyczne szkolenia na wysokim poziomie – ale sądzę, że jest to dosyć utopijne założenie i prowadzenie zajęć teoretycznych na przyzwoitym poziomie jest i tak godne pochwały. ( Na fakultetach w chwili obecnej omawiamy zagadnienia poruszane w podręcznikach przeznaczonych dla studentów ekonomii – taką wiedzę również uważam za wartościową, a jeśli ktoś sądzi, że warto poznać temat od wielu stron, w tym bardziej praktycznie, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie).
Co do punktu drugiego, to Twoje spojrzenie na sprawę jest według mnie bardzo słuszne – mało kto się przejmuje przyszłością, a jeśli już to bardziej na zasadzie zastanawiania się, co to będzie. Brakuje konkretnych działań – mi często też. Być może takie lekcje faktycznie powinno zaczynać się od uświadamiania uczestników. I odpowiedź ta nawiązuje również do dwóch następnych punktów. W ostatnim wydaje mi się, że ważną rolę odgrywa schemat nauka -> praca itd. Wiele osób uważa, że na martwienie się tym jeszcze nie czas.
@TesTeq: jasne, ale dzięki kryzysowi to teraz jest parę krajów, które gwarantują depozyty w 100% ad infinitum :))) ciekawe czy kiedyś ktoś zrobi dosłownie „I call You and raise 20” :)
@pink: co do domku z sadem to nie przesadź z ilością ;) z 20-letniej czereśni to wierz mi, że sama nie przejesz jak obrodzi… Zresztą odganianie szkodników np. szpaków to sztuka sama w sobie… O komarach nie wspomnę. Fajnie jest mieć sad, ale nie fajnie – dbać :) Wiem co mówię bo mam, niewielki, ale… pełny… Nie przesadzaj też z drzewami bo jesienią zwątpisz w swe siły :) Co do drzew – piszesz „kilka”? Ty wiesz co to jest „kilka”? :P Musisz na następną jesień na jakieś 2 tygodnie jak zaczną liście lecieć przyjechać do mnie, poćwiczysz zbieranie liści i Ci się odechce tych drzew ;) Za porządki w ogródku wikt i opierunek oferuję… Chętna? :P Co do drzew – weź pod uwagę dwa – orzech włoski (po 'zbiorach’ orzechy nie gniją), wiśnia (bo własne wino jest dobre bo jest własne i dobre ;) ). Odpuść sobie jabłoń, śliwę. Wiśnia to też udręka (szpaki). Zauważ, że podaję liczby pojedyncze… Więcej niż jedno nie ma sensu. Jak myślisz o świerku czy innym iglaku, aby nie mieć liści o się możesz zdziwić, jak zostaniesz z prawie 30 letnim kolosem, którego toczy choroba. Igły lecą jak szalone, drzewo próchnieje i powoli trzeba zacząć myśleć o wycince. Dźwig, ludzie od ścinania takich kolosów… Teoretycznie ten problem pewnie być chciała zostawić dzieciom, co? ;) Są też popularne takie bajeranckie drzewa, które mają wielgachne kwiaty i dużo, wyglądają jak kwiat jak rozkwitną, nie znam nazwy. Też to sobie odpuść, wygląda ładnie przez jakiś czas, a potem jest „ciekawiej”. Od sąsiada parę domów dalej dolatują te płaty jak lecą. To takie kilka rad praktyka. Jak chcesz to mogę Ci też opisać jakie ogrzewanie zamontować :P Ale to nie jest blog budowlany ;)
@TesTeq: jeśli chodzi o płot to ja tam polecę żywopłot – lepiej wygląda niż płot, malować nie trzeba, wystarczy sekator. Wiem, że to robota, ale jak ktoś wygodny to kupi nożyce elektryczne i albo 10 (elektryka) albo 20 minut (sekator) co dwa-trzy tygodnie w sezonie – to nie jest wyzwanie. Nigdy nie lubiłem farb, to sama chemia, a malować co parę lat trzeba, a płot i tak rdzewieje. Zawsze mnie głowa boli po malowaniu, więc nikt mi nie wmówi, że to jest dla ludzi nieszkodliwe…
@Patryk: nie fanzol, nie widziałem tutaj nigdzie disclaimera co do wieku dyskutantów. Nie ma też tutaj żadnych treści tylko dla dorosłych, więc w skrócie – witam :)
Wcześniej napisałem, że w mojej szkole nie było zajęć z przedsiębiorczości i jest to prawda. Ale nie cała. Działał sklepik uczniowski, gdzie można było nauczyć się ustalania cen i logistyki, działał radiowęzeł, gdzie można było nauczyć się pracy redakcyjnej, no i odbywały się uroczystości szkolne, gdzie można było nauczyć się zarządzania projektami. Wystarczyło chcieć.
@Witold W. Wilk: Żywopłot zamiast płotu? W Polsce? Przecież zaraz zamieni się w publiczną toaletę dla psów i ludzi!
Witold dzięki za zaproszenie :) Chętnie wpadnę pograbić liście :) Iglaki odpadają bo wcale mi się nie podobają chyba że mały i jest choinką na święta ;) Troszkę o tym myślałam, może nie na zasadzie z dokładnym planowaniem ale mniej więcej wiem co może sprawić problem jak urośnie. A co z gruszami? to pewnie tak jak jabłoń??
Jedno z dwóch musiałoby być bo lubię. Niestety długa droga jeszcze do tego.
Patryk
Zdaję sobie sprawę, że niektórzy nauczyciele mogą mieć teoretyczną wiedzę na temat biznesu. To o czym ja mówię, to zdolność inspirowania młodych ludzi poprzez bycie żywym przykładem że warto. Tego żaden „teoretyk” (w jakiejkolwiek dziedzinie) nie zrobi, chyba że ucieknie się do kłamstw lub poważnych działań manipulacyjnych.
Pink
Przeczytałaś mój post „Przetestuj swoje marzenia”?
http://alexba.eu/2007-07-30/rozwoj-kariera-praca/przetestuj-marzenia/
Witold daje Ci znakomitą sposobność sprawdzenia jednegoaspektu, który dla CIebie zdaje się być ważnym.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex czasami marzenia pozostają tylko marzeniami a czasami je realizuje. Wiem po sobie, że muszę mieć marzenia i plany bo wtedy coś z nich wychodzi a tak na żywioł to mi się nie udaje.
A ja zastanawiam się nad kredytem na zakup domu. Zdumiewające? Jeżdżę praktycznym, niedrogim autem, mieszkanie urządzone jest głównie pod kątem pragmatyzmu i dobrego samopoczucia, unikam zadłużania się… Hmmm… Dlaczego zatem planuję taki ruch? Otóż obliczyłem, że jeśli sprzedam mieszkanie (otrzymane w spadku) i wezmę kredyt, to przy pewnym wkładzie pracy własnej stać mnie będzie na domek (mieszkam na prowincji, gdzie ceny odbiegają od tych z metropolii), przy czym kwota rat kredytu zbliżona będzie do wysokości obecnego czynszu. Co za różnica zatem? Otóż domek to większa wygoda (ma to wpływ na jakość życia) i uniezależnienie od pewnych instytucji, zatem daje poczucie bezpieczeństwa. Już tłumaczę ostatnie słowa:
-Teraz jestem uzależniony od zbiorowego ogrzewania gazowego i narzucanych cen. Mając domek mogę zainstalować dwa rodzaje ogrzewania, np. standardowe CO i kominek, co daje możliwość wyboru tańszego i pewne bezpieczeństwo energetyczne
-Jestem majsterkowiczem. mam pomysły jak wykorzystać wodę deszczową, niewielką elektrownię wiatrową (np. diodowe oświetlenie podwórka i pomieszczeni gospodarczych), ciepło słoneczne… co obniża koszty, sprawi frajdę i także uniezależni od pewnych instytucji.
-Przy podobnych do obecnych kosztach będę miał dużo cenniejszą nieruchomość
Zaznaczam, że roztropnie analizuję temat i kalkuluję. Przyznacie jednak, że trudno odmówić logiki mojemu rozumowaniu?
@pink: Myślę, że Alexowi chodzi o to, żebyś w ramach testowania marzeń naprawdę wzięła się za grabienie liści. :-) Jak nie chcesz u Witolda, to może u mnie. Mam taki wredny dąb, który zrzuca miliardy liści. A w zimie wpadnij poodśnieżać. Gdy jesteś właścicielką posesji, to musisz robić za dozorcę – chyba, że stać Cię na zatrudnienie dozorcy. Jak nie odśnieżysz chodnika, a ktoś się przewróci i złamie rękę, to płacisz odszkodowanie. Jedyną nadzieją jest globalne ocieplenie, ale wtedy pojawi się groźba usychania wszystkich roślin – z wypalonym przez słońce trawnikiem na czele.
TesTeq: Poważnie?? :D Widzisz, znów się czegoś nowego dowiedziałem. Mówisz, że mój „suburb” to jest jakaś wyższa klasa, że żywopłot nie stał się toaletą?? :P albo też droga na mojej ulicy jest takiej klasy, że osobniki chcące się wypróżnić nie są w stanie utrzymać tego po tych dziurach i garbach? :P
pink: a więc do zobaczenia w przyszłym roku :) Choć ja raczej w domu nie bywam za często, za to moja babcia dotrzyma Ci towarzystwa. Zobaczysz też z drugiej strony – jak to jest w utrzymywać dom w miarę starzenia się… Zapisz sobie w kapowniku, albo przypominacza w komórce – ja już zrobiłem ;)
Piotr: jeśli chodzi o kominek to jeśli chciałbyś naprawdę tylko nim grzać, to byś musiał kotłownię w pokoju zrobić. Wiem, że teraz jest moda, ale naprawdę nie nastawiaj się na palenie w kominku aby w zimie grzać ;) Kup taki, żeby było przytulniej przy nim, ale kotłownię zostaw… w kotłowni. I jak chcesz palić węglem/drzewem/czymkolwiek stałym to kup sobie maseczki przeciwpyłowe i dobrą wannę. Jak kominek – to i odkurzacz dobry. Co do rozwiązania kotłowni – mógłbym wiele popisać o moich przemyśleniach, ale to byłby offtopic – jeśli chcesz – to daj znac na imie kropka nazwisko małpa gmail kropka com :)
@PiotrP: A może jesteś w stanie – korzystając ze swojej kreatywności – zwiększyć swoją wartość rynkową i sfinansować tę inwestycję bez zadłużania się. Może jesteś w stanie zarobić na swoich pomysłach z dziedziny majsterkowania – nadać im sprzedawalny kształt. Niech inni opłacą realizację Twoich marzeń. Po co się zadłużać?
Witoldzie: tak jak są samochody i „samochody”, tak też są kominki i „kominki”. :) Zajmuje się instalacjami, między innymi CO i znam mozliwości ogrzania domu kominkiem poprzez płaszcz wodny… Zwłaszcza, że nie chcę domu dużego… ale to oczywiście OT.
TesTeq: Inwestuję w swój rozwój, a dzięki umiejętnościom majsterkowania dorabiam do stałych dochodów (patrz wyżej). Jednak póki co to nie wystarcza. I co miesiąc „tracę” sporą kwotę na utrzymanie niereformowalnej, „betonowej” instytucji – Spółdzielni Mieszkaniowej. Niemniej po raz kolejny zastanowię się, co zrobić, by wcielić w życie Twoją radę.
Witold, TesTeq
Ale ja też myślę, że Alex serio zasugerował mi, że powinnam wykorzystać możliwość przetestowania swojego marzenia. No nie wykluczam tego, naprawdę :).
Witam
TesTeq, piszesz: „mam taki wredny dąb, który zrzuca miliardy liści. A w zimie wpadnij poodśnieżać. Gdy jesteś właścicielką posesji, to musisz robić za dozorcę – chyba, że stać Cię na zatrudnienie dozorcy. Jak nie odśnieżysz chodnika, a ktoś się przewróci i złamie rękę, to płacisz odszkodowanie. Jedyną nadzieją jest globalne ocieplenie, ale wtedy pojawi się groźba usychania wszystkich roślin – z wypalonym przez słońce trawnikiem na czele. ”
Zltuj sie TesTeq nad wielbicielami zieleni, domów, ogrodów, kwiatów i sadów do których sie zaliczam :-).
Wiesz po pracy jak wracam czasem skotłowana do domu ( mam duzy ogród jak na warunki miejskie ) pograbienie lub poodsnieżanie to jest dokładnie to czego ( ja lub mój mąż, również czasem dzieci ) potrzebuje najbardziej. A jak mi sie wydaje, że nie potrzebuję i muszę ( bo ktos się może poslizgnąć na chodniku ) to po 5 min odsnieżania stwierdzam, ze jednak tego potrzebowałam. Trochę ruchu i powietrza po pracy przy komputerze, działa cuda, przynajmniej w moim przypadku.
Kwiaty, sady to już indywidualne upodobania.
„Wredne dęby” maja to do siebie, że zrzucają liście ( a raczej trzymają liście ) całą zimę. Taka natura. Liście na trawniku tez wygladaja malowniczo. Jak mi się nie chce to je zostawiam. Kosiarka ( kosi syn ) i tak wszystko pozbiera.
Mam wrażenie, ze to kwestia podejścia. Plusy i minusy mieszkania w domu z ogrodem. Zrób SWOT i zobacz co Ci wyjdzie. Potem decyduj, szkoda się męczyc.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Piotrze P:
Zważ jeszcze jeden aspekt w podjęciu decyzji. Piszesz, że będziesz musiał poświęcić więcej czasu „na dom” aby kwota utrzymania domu była mniejsza niż kwota utrzymania mieszkania. Zadam Ci przewrotne pytania retoryczne. Nie interesują mnie odpowiedzi ( to znaczy, że nie zamierzam z nimi polemizować aczkolwiek ucieszy mnie ich usłyszenie), ale zależy mi abyś przemyślał odpowiedzi i dołożył do całokształtu decyzji.
Ile konkretnie twojego czasu skonsumuje Twój dom dziennie, tygodniowo, miesięcznie i rocznie ?
Ile wart jest Twój czas ?
Jak czas poświęcony „na dom” zamiast na inne zjawiska wpłynie na jakość Twojego życia ?
Czy w przyszłości będziesz miał wystarczająco dużo czasu ?
Marcinie:
Założenie firmy kosztowało mnie około 700 zł: opłaty rejestracyjne (UM, ZUS regon, vat, vat-eu, konto w banku) domena po promocyjnej cenie, tani serwer wirtualny, linia telefoniczna z internetem.
Pierwsze środki trwałe (laptop, desktop, drukarka, skaner, komórka) kupiłem za zyski z działalności. Pieniądze nie są zbytnim problemem jeśli masz „coś wartościowego” na sprzedaż.
O jakich astronomicznych kwotach „na rozruch” raczysz waść pisać ?
MfG: Marcunio
P.S. Przypaliłem właśnie ziemniaki. :-/
Monika
Wielkie dzięki :) za wsparcie. Masz racje to kwestia podejścia. Ja myślę, że to byłoby miłe po pracy w ramach rekreacji zamiast płacić za jakieś siłownie i inne ;). Darmowa rozrywka. Przyjemne z pożytecznym.
@Monika: Nie muszę robić SWOT, ponieważ już dawno wybrałem. Chciałem tylko zrównoważyć entuzjazm pink obowiązkami, które wiążą się z posiadaniem domu z ogrodem. Mam kolegę, którego stać na bardzo, bardzo dużo, jednak woli mieszkać w apartamencie w mieście, a nie w domku. Dla każdego coś miłego, tylko zawsze starajmy się skonfrontować nasze wyobrażenia z rzeczywistością (lub chociaż z jej reprezentatywną próbką).
Pink
Nie dziękuj Monice za wsparcie, bo to Ci nic nie da :-)
Powinnaś sama przetestować PRZEZ PEWIEN CZAS jak to jest praktycznie a potem uświadomić sobie, że mając nawet bardzo mały sad będziesz MUSIAŁA to robić regularnie, bądz płaciła komuś za wyręczenie cię
Piotrze
Marcunio zadał Ci dobre zadanie. Spróbuj to na zimno policzyć
Pozdrawiam serdecznie
Alex
:) wiem wiem, obmyślam gdzie jeszcze można zgrabić liście bo u mnie przed blokiem już posprzątane. Sami mieszkańcy sprzątają, kiedyś jak tam mieszkałam też to robiłam. Pamiętam, że z koleżanką nożami żywopłot kiedyś ściachałyśmy prawie na zero :)
Witam,
czytuję bloga od czasu do czasu, wiele poruszanych spraw jest ciekawych, nawet jeśli nie zawsze się zgadzam. Nie komentuję z reguły, bo nie zawsze mam dostateczną wiedzę, a najzwyczajniej w świecie wolę się nie zbłaźnić. Jednak poruszane tu kwestie pośrednio dotyczą mnie osobiście i dlatego zdecydowałam się dodać swoich kilka groszy.
Co do poglądów przedstawionych w artykule na GW, cóż, widywałam gorsze przypadki zarówno z punktu widzenia ludzi i ich podejścia, jak i treści pojawiających się tam artykułów. Więc to mnie akurat nie dziwi.
Odnośnie poruszanych w komentarzach kwestii jednak coś od siebie dodam. Jak spora część komentujących nie jestem za kupowaniem na kredyt i unikam tego jak ognia, (biorąc pod uwagę wiek) uznaję jedynie kredyty mieszkaniowe, mając świadomość tego, że jest to nieopłacalne. Należę jednak do gatunku domatorów, którzy chcą mieć cztery kąty na własność, a nie lubią tułania się z wynajętego mieszkania do kolejnego (w ciągu ostatnich 4 lat miałam trzech gospodarzy i wcale mi się to nie podoba – zwłaszcza, że w każdej chwili można dostać wypowiedzenie umowy najmu, dowiedzieć się, że właściciel wystawił mieszkanie na sprzedaż, etc. (rozumiem pobudki, ale mimo wszystko dbam o swoje dobro)). Biorąc pod uwagę obecne przychody na kupno własnego mieszkania nie stać mnie będzie niestety jeszcze długo, wiem, że kredytu nie dostanę, to wszystko pozostaje w sferze marzeń, jednak nie zgadzam się z tym, że kredyty są złe.
Nie każdy człowiek jest dość gospodarny czy zarabia odpowiednio, by mieć wkład własny, a najlepiej kupić lokum za własne środki w stu procentach. I w tym momencie nie wyobrażam sobie odkładania na mieszkanie, by zakupić je w wieku lat 80. (może mam mylne przekonania, ale realne kalkulacje na tą chwilę uwzględniające jedynie niewielką poprawę – patrząc na niestabilność rynku pracy w wielu dziedzinach, 80tka to naprawdę optymistyczny wynik). Nie każdy jest też geniuszem w swej branży i szansa awansu bywa ograniczona (komentowanie tego fragmentu można sobie odpuścić, mam świadomość tego, że istnieje wiele dróg rozwoju zawodowego i trzeba znaleźć sobie to, co w czym się jest naprawdę dobrym, this is not the point).
Mimo oszczędzania nieprzewidziane lub raczej nieprzewidziane na dany moment czasu mocno uszczupliły moje oszczędności i gdy najzwyczajniej prozaicznie padł mi komputer zakup nowego nie obył się bez zaciągnięcia kredytu. I w tym momencie mogłabym pewnie usłyszeć, że da się to zrobić bez kredytu, ale czy warto? Czasami ilość czasu, jaki należy poświęcić na obejście problemu brania kredytu jest po prostu nieopłacalna, zwłaszcza, że niektóre są tak absurdalnie niskie, że ich spłatę w razie czego można skrócić do jednej wpłaty. Więc po co brać na kredyt? Po to, by nie czekać na towar – bez komputera generalnie nie byłabym w stanie funkcjonować zawodowo i edukacyjnie (nadal studiuję), a kupno za gotówkę musiało by poczekać kilka miesięcy, bo jednak życie to życie i wydatków jest mnóstwo.
Co sprowadza mnie do oszczędzania – czasami mimo szczerych chęci i świadomości potrzeby posiadania zapasu finansowego – nie ma z czego oszczędzać. Wynajmuję mieszkanie, odstępne wynosi 1200 zł, do tego oczywiście opłaty, jeść trzeba, do tego jednak człowiek ma jakieś hobby i zainteresowania. W tym momencie rozumiem argumenty, ale są trochę oderwane od rzeczywistości niektórych młodych ludzi bardziej, niż bym tego sobie życzyła.
Pozdrawiam serdecznie,
Derin
Derin pisze: „Nie każdy jest też geniuszem w swej branży i szansa awansu bywa ograniczona (komentowanie tego fragmentu można sobie odpuścić, mam świadomość tego, że istnieje wiele dróg rozwoju zawodowego i trzeba znaleźć sobie to, co w czym się jest naprawdę dobrym, this is not the point).”
Wybacz, że jednak skomentuję, ale moim zdaniem popełniasz bardzo powszechny błąd. Żeby się wyróżnić, wystarczy być nieco lepszym od otoczenia, a nie genialnym. Większości otaczających nas ludzi po prostu się nie chce albo sądzą, że nie osiągną sukcesu, ponieważ nie są genialni i w związku z tym przestają się angażować. Wystarczy zatem pokazać, że chcesz załatwić sprawy, które są do załatwienia, że chcesz wejść w szczegóły danego zagadnienia i w dobrej firmie stajesz się bezcennym pracownikiem.
Wiesz, na przykład, kogo szuka firma, z którą współpracuję? Ludzi, którzy potrafią pisać po polsku, umieją dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić, znają się na kalendarzu i zegarku oraz odróżniają kształty i kolory. :-) Zdziwisz się, ale ten zestaw kwalifikacji jest trudny do osiągnięcia dla bardzo wielu kandydatów na stanowiska kierownika projektu. A dobry kierownik projektu ma pięciocyfrową pensję miesięczną. To chyba niezłe wynagrodzenie za umiejętności na poziomie szkoły podstawowej? :-)
TesTeq,
mam rozumieć, że przyswoiwszy sobie te umiejętności o których piszesz mogę mieć pięciocyfrową pensję miesięczną? Jakieś mi się to wydaje nierealne. Gdzie jest haczyk? Czy ta firma zatrudnia właśnie ludzi po podstawówce?
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
TesTeq,
Nie wierzę mimo szczerych chęci w to, że opanowawszy w/w umiejętności można dostać posadę z pięciocyfrową kwotą na wypłacie. Oczywiście, byłoby to naprawdę pożądane, jednak powiedzmy, że mam wątpliwości ;) Wiem, że czasami trudno o ludzi spełniających część z tych wymagań, jednak by były one podstawą zatrudnienia przy takiej pensji – dla mnie bujda, ale może naprawdę się mylę, nie znam realiów rynku pracy, etc. Jeśli faktycznie tak jest, to podaj mi przykłady takich firm, z chęcią wyślę tam swoje CV, bo uważam (może mylnie), że te warunki spełniam i a nóż widelec łyżka poprawi się moja sytuacja finansowa na tyle, że kredytów brać nie będę musiała ;)
Derin
Witaj na naszym blogu :-)
Niepotrzebnie powstrzymywałaś się od zabrania głosu tutaj, to jest dość otwarty blog edukacyjny, na którym niekoniecznie „trzeba mieć rację”
Wracając do Twojej wypowiedzi, to wyobraź sobie, że znakomitą większość mojego mieszkania na wynajmowanym zakańczałem ja (z różnych względów, np. chęć pomieszkania gdzieś indziej), i generalnie mieszkałem w każdym miejscu po 4-6 lat. Każdą taką zmianę odbierałem jako coś odświeżającego :-) W ostatnich 20 latach tylko raz zdarzyło się, że dom, w którym mieszkałem został w całości sprzedany dużej rodzinie, która chciała mieć go dla siebie. W tym przypadku nowi właściciele zaproponowali mi inne mieszkanie, w znacznie lepszej lokalizacji za praktycznie tę samą cenę. To był zdecydowany „upgrade”. Warto dodać, że jestem bardzo dobrym wynajmującym (np. lubię płacić za 6 miesięcy z góry) może dlatego nigdy nie miałem kłopotów. Na niespodzianki są terminy wypowiedzenia, nieprawdaż?
Tak więc moje nastawienie jest takie, że obarczanie się na początku drogi życiowej ciężarem kupna mieszkania jest w większości przypadków rozwiązaniem dalekim od optymalnego (delikatnie mówiąc).
Słusznie podkreślasz, że istnieją inne drogi rozwoju zawodowego, to jest dobry trop :-)
Jeśli nie ma z czego oszczędzać, to masz dwie oczywiste możliwości:
1)wydawać mniej, co u większości młodych ludzi jest czasem nie do zrobienia
2)zarabiać więcej, co wymaga pracy nad własną wartością rynkową, patrz
http://alexba.eu/2006-03-20/rozwoj-kariera-praca/twoja-wartosc-rynkowa/
Powiedz proszę, gdzie widzisz lukę w argumentach, które przytaczam?
TesTeq
Teraz Twój ruch, Czytelnicy powiedzieli „sprawdzam” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Nie twierdzę, że widzę luki w rozumowaniu, po prostu czasami odnoszę wrażenie, że jako osoba, która w życiu już coś osiągnęła czasem zapominasz o tych, którzy mimo tego, że się starają, są na trochę gorszej pozycji (bo na przykład ich czas jeszcze nie nadszedł ;)).
Moje doświadczenia z wynajmem są nieciekawe i nie wynika to z mojego złego obejścia. Płacę w terminie, jestem osobą spokojną, niekonfliktową (z reguły), dbam o wynajmowany lokal, jednak często trafiam na takich właścicieli, którzy mają wymagania dość kosmiczne (najlepiej, żeby wynajmujący nie przebywał w lokalu albo oddał go w co najmniej dwukrotnie lepszym stanie niż go najął). W tej chwili mieszkam w sympatycznych warunkach i właściciele są w porządku, jednak ich sytuacja finansowa uległa zmianie i nie wiem, ile jeszcze dane mi będzie tutaj pomieszkać. A że cenię sobie spokój, a i szukanie mieszkania w obecnych czasach nie jest łatwe jak się ma ograniczone fundusze (zwłaszcza przy często absurdalnych cenach najmu), wolałabym nie musieć zastanawiać się, czy nie dostanę wypowiedzenia następnego dnia (nawet, jeśli na wyprowadzkę będzie ponad miesiąc). Stąd moje rozważania nad sensem wzięcia kredytu na mieszkanie, którego nota bene nie dostanę jeszcze przez długi czas. Poza tym, chwilowo nawet z ewentualną pomocą Rodziców nie byłoby mnie stać na sfinansowanie kawalerki w mieście, w którym rezyduję. A branie kredytu na 30 czy 40 lat, chociaż niedorzeczne z punktu widzenia zdroworozsądkowego czasem staje się dobrym rozwiązaniem z punktu widzenia chociażby zdrowia emocjonalnego. Bo chociaż ryzykowne, daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa i tego, że jeśli człowiek odpowiedzialnie kredyt spłaca, nikt nie przyjdzie z dnia na dzień i nie oświadczy – proszę zacząć się pakować, bo mi już są państwo nie na rękę.
Derin
Jeśli poszperasz na tym blogu, to znajdziesz wzmianki o tym, jak mieszkałem kiedyś w takiej lepszej piwnicy i sprzedawałem gazety na ulicach aby przeżyć. Wierz mi, takich doświadczeń się nie zapomina :-)
Ja rozumiem Twoją potrzebę spokoju, tylko na Twoim miejscu skoncentrowałby się nie na kupieniu mieszkania, lecz na podniesieniu wartości rynkowej. Wierz mi, gdybyś za godzinę pracy zaczęła zarabiać 10-50 razy tyle co dotychczas, to totalnie zmieniłaby Ci się perspektywa :-) To jest gra warta świeczki!
To co piszesz „nikt nie przyjdzie z dnia na dzień i nie oświadczy – proszę zacząć się pakować” też nie do końca jest prawdą bo:
1) zawsze może wydarzyć się coś, co chwilowo pozbawi Cię zdolności spłacania kredytu, a 30-40 lat to naprawdę szmat czasu
2) wiele umów kredytowych zawiera klauzulę, że bank, jeśli uzna że kredyt jest zagrożony może zarządać natychmiastowej spłaty reszty zadłużenia. Co wtedy?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex:
ad1) Owszem, zawsze coś takiego może się zdarzyć, jednak w taki sam sposób można spojrzeć i na druga stronę medalu. Zwykłe stwierdzenie – z każdej sytuacji jest wyjście, chociaż nie zawsze takie, jakie by się chciało – pozwala mi jakoś przetrwać kryzysy mniejsze lub większe, chociaż nauka tego była bolesna.
2) Jeśli bank wysnuje taki wniosek bezpodstawnie zawsze decyzję można zaskarżyć. By kredyt był zagrożony trzeba ku temu dać przesłanki, jeśli ktoś jest jednak odpowiedzialny i mimo wszystko stara się być przewidującym, taka sytuacja raczej nie będzie mieć miejsca.
Z ciekawości zapytam (i wybacz, jeśli gdzieś na blogu jest już odpowiedź, ale albo nie spostrzegłam jej czytając albo po prostu nie pamiętam), w jakim wieku 'dorobiłeś się’ własnego kąta, bo jak rozumuję z tego co piszesz, posiadasz mieszkanie/dom na własność :) Innymi słowy, kiedy Twój kapitał i płynność finansowa umożliwiła Ci taki zakup?
Pozdrawiam,
Derin
@Łukasz Kasza: Wiesz na czym polega haczyk? Na tym, że nie wystarczy przyswoić sobie te umiejętności – należy je jeszcze konsekwentnie, z entuzjazmem stosować. Z 99,9999-procentową niezawodnością. Bez wybrzydzania, że „nie lubię jeździć w delegację” albo „ci nasi klienci to głupole”. Bez wymówek typu: „zapomniałem wziąć kabelka”, „nie pomyślałem o zapasowej baterii” lub „był korek, więc spóźniłem się na samolot do Nowego Jorku”. Te zapomniane kabelki, baterie i przepadające rezerwacje lotnicze kosztują znacznie więcej niż oszczędności w dziedzinie wynagrodzeń. Nie mówiąc już o szkodach marketingowych. Oczywiście wiedza podstawowa i niezawodność to nie wszystko – firma oczekuje, że po kilku miesiącach pracy będziesz miał podstawową orientację w tematyce realizowanych projektów. Ale trzeba chcieć.
Pracowałem kiedyś w dużym banku i obserwowałem karierę pani po czterdziestce, która przyszła do pracy z zerowym doświadczeniem w bankowości. W ciągu dwóch lat ze stanowiska szeregowego pracownika awansowała na stanowisko dyrektora departamentu, który sama dla siebie stworzyła! Energia i entuzjazm, jaki prezentowała jednych fascynowała, innych niepomiernie denerwowała, ponieważ czuli się zagrożeni.
@Derin: Jeśli chcesz, prześlij mi swoje CV. Jednak wiedz, że to, co prześlesz jest w dzisiejszym świecie jednym z wielu elementów Twojego wizerunku. Klikając na Twój pseudonim przenosimy się do Twojego miejsca w sieci „DerinowaPaplaninaBezSensu” z podtytułem, którego nie śmiem zacytować u Aleksa. Jakie wnioski Twój przyszły pracodawca może wyciągnąć z tych informacji?
Oczywiście każdy ma prawo do publikowania tego, co uważa za stosowne, do swobodnej ekspresji i pełnej wolności wypowiedzi. Uważam jednak, że, aby otrzymać pięciocyfrową pensję, należy dbać o swój wizerunek, który powinien odzwierciedlać profesjonalizm danej osoby.
TesTeq,
interesujące :). Wytłumacz mi jeszcze jedno. Przychodzi do firmy X człowiek Y i mówi, że właśnie się zachowuje tak, jak mówisz, że nie zwala rzeczy na korki, nie zapomina kabelków, nie marudzi na delegacje. Z Twoich wywodów:
„Oczywiście wiedza podstawowa* i niezawodność to nie wszystko – firma oczekuje, że po kilku miesiącach pracy będziesz miał podstawową orientację w tematyce realizowanych projektów. Ale trzeba chcieć.”
wynika dla mnie, że po takim wstępie powinien być ciekawym materiałem na pracownika. Czy jest tak?
*- I co rozumiesz przez wiedza podstawowa? Nadal jest to czytanie, pisanie i poznawanie na zegarku?
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Derin
ad 1) cena takiego „przeżycia” może być bardzo wysoka
ad 2) o ile pamiętam (ale nie daję głowy) w takich klauzulach było, iż taka ocena sytuacji leży w kompetencjach banku, więc nie bardzo miałabyś co skarżyć
Jeśli chodzi o Twoje pytanie to:
Na dzień dzisiejszy mam parę „baz” w różnych miejscach, które po prostu sobie wynajmuję, bo tak jest prościej
Nieruchomości kupowałem będąc gdzieś w okolicach 38 roku życia (ale głowy nie daję, musiałbym sprawdzić w papierach). W dwóch wypadkach były to okazje sfinansowane z „podręcznej kasy wojennej” :-), w trzecim angażując ok 15% moich zasobów doprowadziłem do nieco złożonego dealu, na którym na dzień dobry zarobiłem ok. 50 000 USD (niezła stawka za 10 godzin pracy :-)) No ale ten trzeci przypadek jest trochę nietypowy, ot szczęśliwy traf połączony z odrobiną przytomności i negocjowania.
Ostatnio rozważałem kupienie czegoś w Berlinie, który jest sympatycznym miastem, ale „masakra” na giełdach światowych stwarza moim zdaniem lepsze sposobności do długoterminowego inwestowania.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@TesTeq:
Jest to jedno z kilku 'moich miejsc w sieci’, zdecydowanie prywatne. Domyślam się do czego się odnosisz, nie jest to podtytuł, lecz opis z komunikatora, dotyczący czegoś, co rozumieją tylko 'wtajemniczeni’. Osoba, która na podstawie czegoś takiego wyciąga jakieś konkretne wnioski na temat mojej osoby w prostym ujęciu nie nadaje się na mojego pracodawcę. Dlaczego? Bo jest w tym momencie dość ograniczona i nie interesuje jej perspektywa, a jedynie jeden zwrot, który nie mówi o mnie zupełnie nic (chyba jedynie to, że zdarza mi się używać wulgaryzmów od czasu do czasu). A preferuję ludzi, którzy mają mimo wszystko otwarte umysły. Co w tym momencie przeczy częściowo tej składance wizerunku, o której wspominasz. Jeśli coś takiego staje się ważnym klockiem w tym wizerunku, to smutne. Każdy człowiek jest osobą skomplikowaną, sposób zachowania w środowisku prywatnym nie zawsze jest odzwierciedlany przez (i nie zawsze jest odzwierciedleniem) zachowania w środowisku zawodowym, a jeśli ktoś uważa inaczej, to generalizuje.
Gdybyś zapytał mnie (niekoniecznie tutaj) skąd się owy fragment wyjaśniłabym okoliczności i może wówczas spojrzałbyś na to inaczej. Chociaż, oczywiście, niekoniecznie. Zapewne obracamy się w zupełnie innych środowiskach i zachowania dozwolone czy nawet popularne wśród ludzi, z którymi zdarza mi się przebywać, mogą w Twoim otoczeniu być uznawane za nietolerowane. Ale jest to moim zdaniem dość obszerny temat, który jednak nijak ma się do poruszanego przez Alexa tutaj problemu :) Jeśli chcesz podyskutować na te czy inne tematy, zapraszam do dialogu.
TesTeq
Historia tej pani dyrektor jest jeszcze jednym potwierdzeniem cytowanych już na tym blogu słów pewnego CEO, z którym pracuję : „Władza i wpływy w dużych firmach leżą na podłodze, trzeba tylko je zobaczyć i mieć odwagę się po nie schylić”
Też byłem na stronie Derin i pomyślałem to samo co Ty, jednak zgodnie z zasadą „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” pozostawiłem to bez komentarzy :-)
Ty miałeś zlecenie :-)
Derin
Poczytaj może mój post „Czy Google jest Twoim przyjacielem?”
http://alexba.eu/2007-06-28/rozwoj-kariera-praca/czy-google-jest-twoim-przyjacielem/
Może tamte rozważania będą też przydatne dla CIebie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex:
„ad 1) cena takiego “przeżycia” może być bardzo wysoka”
Owszem. Jakiś czas temu nawet zgodziłabym się, że inwestycje/decyzje wysokiego ryzyka lepiej sobie czasem darować, bo różnie w życiu bywa. Jednak dopiero od niedawna staję się realistą z nutką optymizmu, do niedawna byłam pesymistą i to zatwardziałym. Gdybym patrzyła na każde działanie w ten sposób, wiele marzeń musiałabym odłożyć na wieczne nigdy, bo prawdopodobieństwo tego, że coś poszłoby nie tak, byłoby czasem zbyt wysokie, by warto było ponosić ryzyko.
„ad 2) o ile pamiętam (ale nie daję głowy) w takich klauzulach było, iż taka ocena sytuacji leży w kompetencjach banku, więc nie bardzo miałabyś co skarżyć”
Kwestia sformułowania zapisu. Nie posiadam wiedzy praktycznej na ten temat (nie zaciągałam kredytu hipotecznego czy wysokiego kredytu gotówkowego, by móc z tym polemizować), więc uznaję tutaj Twą niejako wyższość doświadczenia i zapamiętuję jako rzecz przydatną :)
Pozostaje mi mieć nadzieję, że nim dobiję, mówiąc kolokwialnie, wieku lat 38 będę mogła pozwolić sobie na zakup za środki własne chociaż kawalerki :)
Derin
Gwoli wyjaśnienia, na taki zakup mógłbym sobie pozwolić ok 32 roku życia (wcześniej do 28 roku byłem zakompleksiałym cieniasem, potem od zera budowałem firmę w obcym kraju i przy flaucie gospodarczej). Jak się sprężysz to możesz koło 30 zarabiać tyle, że nie będziesz odczuwała potrzeby kupowania nieruchomości aby w nich mieszkać
Pozdrawiam
Alex
@Alex: Odnośnie przyjaźni z Google w moim przypadku odsianie informacji odnośnie mojej osoby jest utrudnione z powodu sporej ilości kobiet o moim imieniu i nazwisku. Może, gdy zmienię nazwisko z panieńskiego na insze sytuacja będzie łatwiejsza, jednak w tej chwili ktoś, kto próbowałby mnie w wyszukiwarce odnaleźć posiadając tylko te dwie zmienne miałby sporo roboty, by odsiać to, co nie dotyczy mnie a innych imienniczek (Zresztą podobny odsiew trzeba by było przeprowadzić przy używanych nickach.). Poza tym akurat w sieci nie istnieję w zbyt wielu miejscach pod tymi danymi z różnych powodów. Mam świadomość tego, że to co znajdzie się w sieci często w niej zostaje, nie jestem pod tym względem aż takim ignorantem ;) A że czasem pozwalam sobie na więcej? Cóż, bycie idealnym nie leży w mojej naturze.
A co do zarabiania odpowiedniej kwoty – bardzo chętnie, tylko najpierw muszę się podnieść z małego kryzysu psychicznego, a potem wziąć do roboty, bo nic się samo nie zrobi ;)
Marcunio: O jakich astronomicznych kwotach “na rozruch” raczysz waść pisać ? – Stawiam, że chodziło o to, że trzeba za coś przeżyć dopóki nie będzie przyzwoitych zysków. Czyli znów kłania się zabezpieczenie finansowe o którym Alex nonstop mówi. Niektórzy to też określają pod pojęciem „apetyt na ryzyko”. „Sam gdybym miał” to też pewno bym założył coś. Tylko ja nie za bardzo mogę sobie pozwolić na brak pieniędzy. A ostatnie parę miesięcy mnie drenuje straszliwie.
TesTeq: Wiesz na czym polega haczyk? Na tym, że nie wystarczy przyswoić sobie te umiejętności – należy je jeszcze konsekwentnie, z entuzjazmem stosować. Z 99,9999-procentową niezawodnością. Bez wybrzydzania, że “nie lubię jeździć w delegację” albo “ci nasi klienci to głupole”. Bez wymówek typu: “zapomniałem wziąć kabelka”, “nie pomyślałem o zapasowej baterii” lub “był korek, więc spóźniłem się na samolot do Nowego Jorku”. – Heh, trochę jakbym o sobie czytał. Ze względu na to, że szukam pracy – na jaki adres można podesłać CV? I czy można? ;) Tylko, że liczę na konkretny feedback, nawet negatywny odnośnie mojego CV, bo mimo wszelakich prób uzyskania od kogokolwiek do kogo je wysyłałem (a sporo ich było, oj sporo) to nie dostałem nic poza potwierdzeniem otrzymania… Bo powiem Ci szczerze, że mówisz o takiej kwocie, że szczerze wątpię, abym był wzięty pod uwagę. Kilka propozycji pracy miałem i to za mniej niż już zarabiam :D Skądś się to bierze. Tylko do dziś nie wiem co jest nie tak. Piszesz o informacji o mnie w sieci – jest trochę imienników i sporo zarchiwizowanych postów usenetowych z rejonu 1999-2003…
Nota bene to trochę czuję się jak ta pani po 40-tce o której piszesz w mojej obecnej pracy, tylko, że dobiłem do limitu i finansowego, i stanowiskowego. Pomyśleć, że poszedłem tam też na totalny żywioł… ;)
PS. tak samo jak Łukasz stwierdzam, że coś tu nie pasuje, bo wymagania są dość niskie. Z mojego przeglądania ofert jakie są na rynku pracy, to do takich stanowisk jest cała lista wymogów, od studiów w profilu firmy, przez doświadczenie przez X lat w podobnym profilu, portfolio jakieś… Z tego co napisałeś wynika, że firma szuka kogoś kto może być po prostu przeszkolony. I don’t bite.
Derin: tylko, że rekruter często znajdując jedną rzecz, która nie odpowiada mu – leci dalej. Wrzuca Cię do kosza. Kwestia oczywiście jak mocne to będzie… Być może będzie to najlżejsze „przewinienie” spośród tych co składali oferty. Poza tym często to nie pracodawca prowadzi taki wywiad, tylko agencje rekrutacyjne, więc to, że nie chciałabyś u takiego pracodawcy pracować – nie daje niczego. Pracodawca nie ma w tym momencie wiele do gadania :D Generalnie trafienie w to co jest wymagane i preferencje rekrutującego – jest sztuką samą w sobie.
@Witold W. Wilk:
Zdaję sobie z tego sprawę, rekruterzy mają swoje wizje ludzi, których szukają na dane stanowiska. I wiem, że trudno w tą wizję trafić, tak jak napisałeś. I mam świadomość tego, że coś, co jest według jednego rekrutera przewinieniem, dla innego będzie cechą na wagę złota. Jednak myślę, że dyskusja na temat obecnego rynku pracy w kraju nie ma większego sensu – każdy ma swoje doświadczenia, spostrzeżenia i przekonania.
A moja wypowiedź była w kontekście wypowiedzi TesTeq odnośnie pracodawcy :)
Derin, tylko odpowiednie, można by nazwać „portfolio” powoduje, że jednak szanse znacznie robią. Zresztą ja Ci powiem, że jak wysyłam aplikację i wiem do kogo to też najpierw szukam kto to i zastanawiam się jak by tutaj lepiej u tej osoby wypaść, gdy czytać będzie moją aplikację. U nas to jeszcze jak się pisze do kobiety, to „Pani” wystarczy. Natomiast w USA przy pisaniu jest spory problem, gdy wiemy, że jest to kobieta. Ms czy Mrs? Póki trafiamy jest OK, ale podobno jest faux pas jak nie trafiamy.
Więc jeśli ja robię taki wywiad, mimo, że z mojego punktu widzenia on jest nieważny, to rekrutujący na pewno to zrobi.
Poza tym jak pisałem pracodawca (czyli prezes, dyrektor) rzadko podejmuje decyzję co do doboru kandydatów. On dostaje listę potencjalnych kandydatów lub już 2-3 wybranych. I wyboru dokonuje z tej puli. Rzadko kiedy sortuje kilkadziesiąt aplikacji razem z kadrowcem. Wyjątek to mniejsze firmy. Natomiast każda większa – ma oddelegowanego pracownika lub outsource’uje. Ponownie – trzeba się jakoś znaleźć na tej liście.
PS. czasu na dokonywanie wyborów pierwszy sort ma mało, więc jak coś się nie spodoba – do kosza. Czyli za „dzienkuje za odpowiedź” też lecisz. W tym pierwszym sorcie ZTCW jest też google. Przynajmniej tak mi wyszło jak sam googlałem jak przeczytałem posta Alexa o tym, że wynik własnego nazwiska w google jest ważny :)
@Łukasz Kasza: Z moich doświadczeń wynika, że „nie zwalanie rzeczy na korki, nie zapominanie kabelków, nie marudzenie na delegacjach” przekracza możliwości znacznego odsetka polskich pracowników. Nie mówię tu oczywiście o jednorazowych aktach heroicznego wysiłku, ale o codziennej postawie i podejściu do obowiązków.
Spotkałem osoby, które chowały się w toalecie na wieść o tym, że mają napisać oficjalne pismo do kontrahenta.
Znam przypadek firmy, która straciła wielomilionowy kontrakt przez błąd rachunkowy w kalkulacji oferty.
Takie doświadczenia skłaniają mnie do tego prowokacyjnego stwierdzenia, że podstawowe umiejętności są rzadkością i w związku z tym są w cenie.
Co najciekawsze już w procesie rekrutacji wiele osób dumnie prezentuje poważne braki w tym zakresie:
– błędy językowe w CV świadczą o problemach w dziedzinie pisania po polsku;
– spóźnienie się na rozmowę świadczy o kłopotach z posługiwaniem się zegarkiem;
– ubiór świadczy o kłopotach z odróżnianiem kształtów i kolorów;
– pytanie o oczekiwane zarobki roczne wystawia na ciężką próbę umiejętność mnożenia przez 12. :-)
Derin pisze: „Osoba, która na podstawie czegoś takiego wyciąga jakieś konkretne wnioski na temat mojej osoby w prostym ujęciu nie nadaje się na mojego pracodawcę. Dlaczego? Bo jest w tym momencie dość ograniczona i nie interesuje jej perspektywa, a jedynie jeden zwrot, który nie mówi o mnie zupełnie nic (chyba jedynie to, że zdarza mi się używać wulgaryzmów od czasu do czasu).”
Do kogo – Twoim zdaniem – należy główna rola w procesie przekazywania informacji pomiędzy kandydatem na pracownika a pracodawcą? Do pracodawcy czy do kandydata? Z jakiej racji pracodawca ma szukać argumentów, że jesteś inna niż to, co przedstawiasz w ramach blogu, do którego sama kierujesz za pomocą linku podpiętego do Twojego pseudonimu? Przykro mi, ale być może rzeczywiście pracodawca, który zadał sobie trud, aby sprawdzić, kim jesteś, w miejscu, które wskazałaś i na tej podstawie wyciąga wnioski, nie nadaje się na Twojego pracodawcę.
Witold W. Wilk pisze: „Ze względu na to, że szukam pracy – na jaki adres można podesłać CV? I czy można?”
Można.
@TesTeq:
Po Twojej wypowiedzi odniosłam wrażenie, że w tym momencie nadajemy na trochę innych falach. Po pierwsze, jeśli nadal uznajesz omawiany fragment za stały element strony, to jesteś w dużym błędzie. Jeśli uważasz, że takie rzeczy pojawiają się tam często, tym bardziej się mylisz. A jeśli stwierdzisz, że podpinając tutaj ten link robię to jako reklamę czy z myślą o pracodawcach, to jest to jeszcze ciekawsze.
„DerinowaPaplaninaBezSensu” nie jest moim portfolio i jeśli będę takowe tworzyć, będzie ono inne pod wieloma względami od w/w strony. Nie jest to miejsce, którego się wstydzę, jednocześnie nie jest to miejsce, które ląduje w CV (gdyby tak było przypilnowałabym, by było tam widać 'moje lepsze ja’). To moje dość prywatne 'ja’, wpisy są na średnim poziomie, często o niczym, ale są moją potrzebą ekspresji w pewnych sprawach. A to, że nie jestem tam wiecznie poważna, skupiona i profesjonalna? Jeden relaksuje się w knajpce popijając piwo czy inne napoje, ja piszę bzdury na prywatnym blogu, który nie służy promocji.
Jak wspomniałam, nie jest to też jedyne miejsce, w którym się 'prezentuję’, posiadam bloga o wiele bardziej osobistego, emocjonalnego, i podejrzewam, że na jego podstawie nie wiadomo do jakich wniosków byś doszedł. Wyrażam się w kilku miejscach, a moje wypowiedzi mogłyby być uznane za kontrowersyjne bynajmniej nie ze względu na język (czyli brak kultury języka, jaka jest powszechna w wielu miejscach www). Jeśli ktoś włoży wysiłek, by zaglądnąć na witrynę, którą podam jako swoją wizytówkę, brawo. Zapewniam, że zrobię wszystko, by prezentowała mnie z odpowiedniej strony. Omawiany blog jednak jest czymś innym i ku takim celom nie służy.
A jeśli jesteś osobą profesjonalną do bólu, nie popełniającą żadnych omyłek, której nie zdarzają się potknięcia i nigdy nie palnąłeś jakiegoś głupstwa – będziesz pod pewnymi względami moim idolem, bo takich ludzi najzwyczajniej w świecie nie znam. Jeśli jednak Ci się zdarza/zdarzyło to pomyśl, czy wniosek wyciągnięty na podstawie takiego głupstwa oddaje Ci sprawiedliwość i identyfikuje jako osobę, czy nie. Będąc przeciwnikiem generalizowania i wyciągania pochopnych wniosków za głupią wpadkę nie skreśliłabym Cię z listy, a np. odwagę ekspresji uznała za ciekawą rzecz i przyjrzała się Tobie bliżej. Jeśli dana rzecz byłaby nagminna, cóż, wtedy owszem, 'pa pa’. Jednak jeśli okazałbyś się wartościowym człowiekiem, to w to mi graj.
Pozdrawiam w ten deszczowy dzień,
Derin
Derin
Niestety jestem kolejną osobą, która uważa, że bez różnicy gdzie piszemy czy wypowiadamy się powinniśmy robić to rozważnie. To chyba TesTeq mi napisał, że nie zawsze powinniśmy mówić wszystko co mamy do powiedzenia. Wciąż pozostaje to w mojej pamięci.
@pink:
Powoli zaczynam dochodzić do bardzo ciekawego wniosku.
Jakiś czas temu miałam w opisie/statusie na komunikatorze cytat z amerykańskiego (średniej klasy) filmu akcji, który jednak mimo swojej prostoty dał mi do myślenia. Jak przystało na sporą część tego typu cytatów zawierał w sobie ulubione przez wielu reprezentantów anglojęzycznego obszaru językowego (i nie tylko zresztą) słówko na f. Wielokrotnie na tym blogu i nie tylko pojawiają się proste rozważania odnośnie tej samej tematyki. Odnoszę wrażenie, że nawet z podaniem autora/reżysera/aktora wypowiadającego je w tym filmie zostałabym zakwalifikowana jako „n-ta kategoria człowieka” za sam fakt tego, że coś takiego upubliczniam.
Rozwaga, pink, jest dobra, jednak uważam, że wszystko trzeba dawkować z umiarem, nawet to. Nie twierdzę, że nie macie racji, jednak wydaje mi się, że tą rację eksploatujecie do maksimum. Czasem nie wyrażenie pewnych rzeczy przynosi więcej strat niż pożytku, wszystko jest jednak zależne od sytuacji. I o ile w moim rozumowaniu słowo 'zależy’ po wielu doświadczeniach zagościło na stałe, o tyle widzę, że niektórzy nie uznają kompromisów i pod pewnymi względami świat jest dla nich czarno-biały.
Każdy z nas tworzy swoją rzeczywistość, kreuje własny wizerunek, o czym tak często się tutaj wspomina. Ja wolę pozostać człowiekiem takim, jakim jestem, który nie boi się pewnych rzeczy i stwierdzeń, nie ukrywa zaciekawienia pewnymi sprawami, nie manipuluje własnym 'ja’ tylko po to, by inni myśleli, że jestem o niebo lepszy niż w rzeczywistości. Rozumiem, że nie tolerujecie wulgaryzmów, uważacie, że wszystkie swoje wypowiedzi trzeba moderować przez pryzmat profesjonalizmu, jednak niektórzy preferują inny tok myślenia. Moją największą wadą jest szczerość. Co za tym idzie, nie boję się tego, że zostanę odrzucona za to, jaka jestem (zdarzało mi się to na tyle często w różnych środowiskach, że przywykłam; bycie człowiekiem, który mimo wszystko nie godzi się ze wszystkimi i ma własne zdanie jest dla mnie ważne). Ale jest to także jedna z większych zalet. W innym wypadku nie wyraziłabym się tutaj i nie dyskutowała nad tym, czy ma sens bycie sobą czy tworzenie wizerunku nie zawsze będącego prawdziwym odzwierciedleniem człowieka. I wiem, że raczej nie dojdziemy do porozumienia, ale w dialogach nie chodzi tylko o to, by ktoś kogoś drugiego przekonał, że ma rację bezgranicznie, ale też o to, by wymieniać się poglądami i dowiedzieć się, że istnieją ludzie z poglądami odmiennymi (co jest 'oczywistą oczywistością’, ale co tam).
Pozdrawiam,
Derin
Witaj Derin,
Z przyjemnościa przeczytałam Twój komentarz. Skąd ja to znam :-)? Chyba z własnego doswiadczenia ;-).
„nie boję się tego, że zostanę odrzucona za to, jaka jestem ” – to się nie bój, bo ja Cię akceptuje w całej rozciagłości a w niektórych rozciągłościach, możemy co najwyżej podyskutować.
I nie mogę sie oprzeć wrażeniu, że na tym blogu znajdzie sie więcej osób operujacych w innych kolorach niż czarny i biały.
Czyż nie drodzy Państwo?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Nie bardzo rozumiem tak wielką niechęć części osób do kredytów. Zgadzam się, że pożyczki 'a la Provident’ to czyste ździerstwo, ale kredyt hipoteczny w solidnym banku (choć obecnie kwestia solidności jest bardzo dyskusyjna, ale to zupełnie osobny wątek) jest najtańszym możliwym sposobem finansowania inwestycji. Tak, tak INWESTYCJI. Wszystkim początkującym inwestorom polecam zapisać i zapamiętać: „Kupuj dom najdroższy na jaki cię stać, a samochód najtańszy jakim wypada ci jeździć”. Nieruchomości to sposób oszczędzania, a dobra ruchome (jak samochód) to luksusy, na które na początku nie należy zwracać uwagę. Z przykrością muszę powiedzieć, że u obecnych 20-kilko latków tendencja jest całkowicie odwrotna. Zapłacą za to dodatkową harówką po 50-tce kiedy ci bardziej przezorni będą mogli zacząć myśleć o rentierstwie.
Zakup mieszkania/domu za gotówkę uważam za szczyt bezmyślności inwestycyjnej. Jeżeli mamy gotówkę to zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest zbudowanie strategii inwestycyjnej dla naszego kapitału, a pod jego zastaw ubiegamy się o kredyt. To rozwiązanie korzystne dla banku (sprzedał kredyt) i dla nas (mamy dostęp do gotówki na wypadek czarnej godziny, a dodatkowo już mamy gdzie mieszkać).
W poprzednim akapicie najważniejszym wyrażeniem jest Strategia inwestycyjna, bo w żadnym wypadku nie mam tu na myśli kupienia pierwszej lepszej spółki z giełdy i czekania na cud. Takie podejście jest prostą drogą do bankructwa i osiwienia w wyniku spadku wartości oszczędności nawet o 90 procent.
To wszystko jest naprawdę bardzo proste i faktycznie wystarczy umieć dodawać i mnożyć, bo na tych dwóch działaniach opiera się cała matematyka finansowa.
Derin
Pozwól, że dorzucę do tej dyskusji moje 3 grosze :-)
Piszesz bardzo interesujące i mądre komentarze, z wieloma Twoimi wypowiedziami trudno się nie zgodzić. To wcale nie jest taka oczywista sprawa wśród ludzi i z pewnością bardzo pozytywnie Cię wyróżnia. To jest fakt numer 1.
Fakt numer 2: Nie wiem czy wiesz, ale ten blog oprócz przewidzianej „grupy docelowej” czytają też różne osoby na wysokich stanowiskach, które z różnych powodów nie wypowiadają się na łamach, ale od czasu do czasu dyskutują ze mną telefonicznie lub mailowo. Zdarzyło się już parę razy, że (po uzyskaniu zgody zainteresowanego) rekomendowałem kilku Czytelników, którzy pozytywnie wyróżnili się na blogu (do załatwienia komuś zaproszenia na kolację z dyrektorem jednej dużej firmy włącznie – zgodzicie się że to lepsza forma niż pisanie CV do HR). Zdarzyło się też, że pewien headhunter kontaktował jednego z Czytelników (Kubę) z interesującą propozycją tylko na podstawie jego wypowiedzi na blogu. Możemy zawsze powiedzieć „co tam jedna dodatkowa szansa”, ale wiemy, że czasem jedna właściwie wykorzystana szansa może całkowicie zmienić nasze życie!!
Co z tym wszystkim zrobisz, to jest Twój wybór, który ja z pewnością uszanuję. Gdybyś jednak chciała, abym „po cichu” pozamieniał linki w Twoich komentarzach na jakiś LinkedIn, albo Goldenline to napisz mi najlepiej na priv.
To co napisałem o poziomie Twoich wypowiedzi tutaj było szczere i jestem przekonany, że nie jest to tylko moje zdanie. Może wykorzystać to do pokazania się światu z jak najlepszej strony? Nigdy nie wiadomo jakie sposobności to może otworzyć
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Pece-t
Wypowiadasz się z taką stanowczością, że muszę zadać Ci tradycyjne tutaj pytanie kompetencyjne:
Czy Twój komentarz wynika z osobistych doświadczeń, a jeśli tak to z jakich?
Będę Ci zobowiązany za obrzesniejszą wypowiedź na ten temat.
Wracając do szczegółów Twojej wypowiedzi, to generalnie zgadzam się z tym, co piszesz o samochodzie. Sam jestem przykładem takiego podejścia.
Różnice między nami zaczynają się przy dalszych Twoich stwierdzeniach takich jak:
1) pieniądze wydane na zakup domu, w którym zamierzasz mieszkać (bo tak jest w większości przypadków o których tutaj mówimy) należy zaksięgować w kategorii „Koszty” a nie „inwestycje”.
2) nawet jesli posiadana nieruchomość pójdzie do góry razem z rynkiem, to jak chcesz zrealizować zyski? Przeprowadzając się pod namiot?
3) piszesz „Zakup mieszkania/domu za gotówkę uważam za szczyt bezmyślności inwestycyjnej.” Jak już wspomniałem w odpowiedzi dla Derin ja kupiłem 2 nieruchomości (a właściwie 3, przypomniało mi się, że jestem właścicielem jeszcze jednego mieszkania w którym mieszka ktoś inny :-)) za gotówkę, bo akurat były to sposobności. Uważasz mnie za bezmyślnego faceta?
4) w wypadku Twojej zalecanej strategii inwestycyjnej, to czy przeliczyłeś jej koszty za okres choćby 10 lat??
I rest my case :-)
Pozdrawiam
Alex
@Alex:
Dziękuję za fakt numer 1, bo jest to dla mnie cenny feedback (ach, ta moja skromność ;) )
Twoja propozycja po naświetleniu możliwości, jakie pisanie tutaj daje, jest bardzo ciekawa i kusząca (pomijając fakt, że nie posiadam kont na żadnym z w/w serwisów, chociaż GoldenLine odwiedzam z powodu dużej ilości zawartej tam wiedzy odnośnie interesujących mnie zagadnień). Jednak gdybym uległa pokusie i w ten czy inny sposób zaczęła się tutaj promować właśnie z perspektywy ew. zysków zawodowych zaprzeczyłabym po części własnym wypowiedziom, a tego nie chcę. Może to i dziecinne, ale wierność przekonaniom to coś, co sobie bardzo szanuję. Gdybym zaczęła od razu z podlinkowanym portfolio/sieciowym ID, nie ma sprawy. Zaczęłam jednak wypowiadać się pod 'sztandarem’ prywatnego bloga, co spowodowało niedużą lawinę wypowiedzi, więc byłoby to po prostu ucieczką i odrzuceniem tego, co pisałam powyżej (ew. przysłowiowym podkuleniem ogona). Dlatego też, dziękuję za szansę (może kiedyś, jak 'zmądrzeję’ skorzystam), na tą chwilę jednak wolę pozostawić sprawy takimi, jakie są.
Niemniej jednak rozważę ponownie założenie sobie konta w którymś z w/w serwisów, może rzeczywiście moje uprzedzenia (wynikają z doświadczeń na innym o podobnym charakterze) nie przełożą się na te i warto zaryzykować.
Pozdrawiam,
Derin
Derin
Piszesz: „Może to i dziecinne, ale wierność przekonaniom to coś, co sobie bardzo szanuję. ”
Pozwól, że na szybko zacytuję Ci dwóch ludzi.
Jeden pochodzi ze wspominanego w poście głównym wywiadu Krzysztofa Rybińskiego:
„Kiedyś Keynesa, w końcu jednego z największych ekonomistów świata, pewien dziennikarz spytał czemu mówi coś innego niż na wykładzie dwa miesiące wcześniej. Na co on odparł: Jak fakty się zmieniają, to i ja zmieniam poglądy.”
Druga to znana historia pierwszego niemieckiego kanclerza (postawił na nogi zniszczony kraj i rozpoczął tam boom gospodarczy). Kiedy dziennikarze zapytali go, dlaczego tak często zmienia zdanie w różnych sprawach odpowiedział:
„co mnie obchodzi moje głupie gadanie z dnia wczorajszego!!” :-)
Może to będzie jakąś wskazówką?
Biorąc pod uwagę, że ciekawe posty nawet po latach ciągle jeszcze są odwiedzanie 100-300 razy w miesiącu, może warto machnąć ręką na tę parę dni i zmienić ten link? :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Derin pisze: „Będąc przeciwnikiem generalizowania i wyciągania pochopnych wniosków za głupią wpadkę nie skreśliłabym Cię z listy, a np. odwagę ekspresji uznała za ciekawą rzecz i przyjrzała się Tobie bliżej.”
Najpierw zacytuję to, co napisałem na początku tej dyskusji:
„@Derin: Jeśli chcesz, prześlij mi swoje CV. Jednak wiedz, że to, co prześlesz jest w dzisiejszym świecie jednym z wielu elementów Twojego wizerunku. Klikając na Twój pseudonim przenosimy się do Twojego miejsca w sieci “DerinowaPaplaninaBezSensu” z podtytułem, którego nie śmiem zacytować u Aleksa. Jakie wnioski Twój przyszły pracodawca może wyciągnąć z tych informacji?”
Chciałem zwrócić Twoją uwagę na – moim zdaniem – szkodzący Ci element Twojego wizerunku w sieci. Ty zaczęłaś bronić tego elementu jak niepodległości. I odnoszę wrażenie, że zupełnie nie zwróciłaś uwagi na pierwsze zdanie mojej wypowiedzi: „Jeśli chcesz, prześlij mi swoje CV.” Tylko tym przeoczeniem mogę wytłumaczyć niezgodną ze stanem faktycznym opinię, że „skreśliłem Cię”.
> Czy Twój komentarz wynika z osobistych doświadczeń, a jeśli tak to z jakich?
W dużej części tak. Rynkiem kapitałowym zajmuję się od kilku lat. Praktycznie od pęknięcia bańki internetowej w 2000 roku. Zawodowo inwestowaniem od trzech i dotyczy zarówno bezpośrednich form inwestycji (akcje) jak i pośrednich (fundusze, struktury). Kredyty w tym otoczeniu pojawiają się w sposób naturalny, bo są szybkim źródłem pozyskania kapitału co nie jest bez znaczenia dla inwestycji.
Sądzę, że to dość dobry podkład kompetencyjny, ale na pewno zawsze można być lepszym nad czym codzienne pracuję :) Jeżeli jednak pytasz czy już kupiłem mieszkanie/dom – nie, ponieważ uważam, że ceny osiągnęły astronomiczne poziomy i są po prostu nieatrakcyjne, zatem warto poczekać.
A teraz słowo o szczegółach:
1) Absolutnie się zgadzam, że są to koszty jeżeli kupujesz za gotówkę, bo zmniejszasz swoje zasoby wolnego pieniądza. Jeżeli kupujesz na kredyt to kosztem jest tylko miesięczna rata, ale nie cały kredyt. Długoterminowo jest to inwestycja, a nawet wyjątkowy sposób oszczędzania (regularne i obowiązkowe wpłaty). Wyjątkowy dlatego, że obciążony prowizjami bankowymi.
2) nawet jesli posiadana nieruchomość pójdzie do góry razem z rynkiem, to jak chcesz zrealizować zyski? Przeprowadzając się pod namiot?
To czy cena nieruchomości pójdzie górę i o ile w ciągu 10-20-30 lat w obecnej sytuacji nikt nie potrafi przewidzieć. Tak jak nikt nie wie po ile będzie euro w 2012 roku. Ale to nie ma znaczenia, bo wzrost wartości wynikający z upływy czasu jest tylko dodatkiem. Celem jest gromadzenie oszczędności, co w jednej z najskuteczniejszych a zarazem najprostszej strategii zakłada regularne odkładanie nadwyżek finansowych. Na zasadzie siły procentu składanego działają np. Ubezpieczeniowe Fundusze Kapitałowe (UFK). Nie do końca rozumiem pytanie: „jak chcesz zrealizować zyski?”. Jeżeli, kupisz mieszkanie za gotówkę i cena poszybuje w górę o 100% to faktycznie masz problem, bo gdzie będziesz mieszkać, zatem zyski są papierowe. W moim podejściu bierzesz kredyt->posiadaną nadwyżkę inwestujesz (strategia!!)->kulturalnie spłacasz kredyt i w każdej chwili masz zabezpieczenie finansowe wynikające z posiadanych oszczędności. Pewnego pięknego dnia kiedy spłacisz ostatnią ratę masz mieszkanie + cały kapitał powiększony o zyski. Jeżeli cena mieszkania w czasie spłąty kredytu wzrosła to wartość twoich aktywów również. Wtedy zaczyna działać mechanizm strategii samofinansującej – kupujemy nowe mieszkanie, a stare np. wynajmujemy. Nowy kredyt spłacamy z kwoty wynajmu starego a nasze oszczędności rosną i rosną :) Oczywiście możemy trafić na okres wojny albo uderzenia meteorytu :) ale zakładajmy optymistyczne scenariusze.
3) piszesz „kupiłem za gotówkę, bo akurat były to sposobności. Uważasz mnie za bezmyślnego faceta?”. Zaraz zaraz, ale chyba myślimy o dwóch różnych sytuacjach. W opisanym wypadku uważam Cię za szczęściarza, ale nie ma to przecież żadnego związku z codziennością. Skoro były sposobności, to wykorzystałeś okazję i bardzo dobrze. Jeżeli spotkałbym kogoś kto chce sprzedać mieszkanie w stolicy za 1000/m^2, to jeszcze dziś podpisałbym umowę i przelał gotówkę. Taka okazje rzadko się trafiają, ale jednak są i wtedy trzeba brać. Jednak w 90% przypadków mówimy o cenach rynkowych, a wtedy sytuacja jest już inna.
4) w wypadku Twojej zalecanej strategii inwestycyjnej, to czy przeliczyłeś jej koszty za okres choćby 10 lat?
Nie mam czegoś takiego jak zalecana strategia inwestycyjna. Ona jest determinowana przez wiek,dostępne środki, plany, skłonność do ryzyka itp. Dla każdego będzie więc wyglądać inaczej, ale da się z pewnymi uogólnieniami oszacować koszty. Uważam jednak, że optymalnie powinno się zakładać następujący scenariusz: Mam dziś X środków, biorę kredyt na mieszkanie na powiedzmy 5X. (ciche założenie to że X>100K PLN) Po 15 latach spłacania kredytu chcę mieć możliwość całkowitego spłacenia go z posiadanych środków. Stąd obliczamy jaką musimy wypracować roczną stopę zwrotu i patrzymy czy to jest możliwe przy naszej skłonności do ryzyka. I teraz manipulujemy poszczególnymi parametrami aby dobrać strategię tailor-made. Wydaje się, że w tym podejściu koszty są czynnikiem drugorzędnym.
Poprzedni wpis nie miał w sobie ani grama agresywności. W żadnym wypadku nie miał tak brzmieć.
pece-t
Pece-t
Jeśli rynkiem kapitałowym zajmujesz się od 8 lat to mogę potraktować Cię jako profesjonalistę i poprosić o dokładną symulację na dowolnym przykładzie tego, co opisałeś w punkcie 2 i 4
W tej symulacji powinny znaleźć się realistyczne założenia, koszty jak i spodziewane wyniki.
Wtedy możemy kompetentnie podyskutować o tym, co dokładnie masz na myśli rozważając potencjalne szanse i zagrożenia.
Pozdrawiam
Alex
Pece-t
Jeśli dobrze rozumiem „Jeżeli kupujesz na kredyt to kosztem jest tylko miesięczna rata, ale nie cały kredyt. Długoterminowo jest to inwestycja, a nawet wyjątkowy sposób oszczędzania (regularne i obowiązkowe wpłaty). Wyjątkowy dlatego, że obciążony prowizjami bankowymi.” Długoterminowo może się okazać, że kredyt który wzięłam i muszę spłacić prawie 100% więcej w naszych warunkach może się okazać drogą inwestycją, która po 30 latach spłacania niekoniecznie się zwróci. Kupując teraz mieszkanie na kredyt warte 400 tys., spłacić muszę prawie 800 tys., wynikałoby że za 30 czy 40 lat to mieszkanie powinno być warte więcej niż mój kredty plus koszty tego kredytu.
??
Pink
Poczekajmy na dokładną symulację ze strony Pece-ta, wtedy będziemy wiedzieli co on ma na myśli i o czym dyskutujemy :-)
Pozdrawiam
Alex
Pink,
Ja to widzę tak:
Póki nie sprzedasz tego mieszkania ani nie zarabiasz ani nie tracisz . Wtedy jest tylko na papierze strata lub zysk a nie w portfelu.
Wynik inwestycji jest przy działaniu realnym na rynku.
Inwestycja na 30 lat – baaaaaardo długa ( prawie jak fundusz emerytalny ). Zwracalna bedzie gdy ceny mieszkań ciągle będa rosły w tym tepie, a rynek finansowy się uspokoi z odsetkami od kredytu – tu trzeba jasnowidza lub intuicji :-)
@TesTeq:
„Tylko tym przeoczeniem mogę wytłumaczyć niezgodną ze stanem faktycznym opinię, że “skreśliłem Cię”.”
Nigdzie nie napisałam, iż uważam, że mnie skreśliłeś. To były rozważania natury czysto ogólnej, a że kierowałam je bardziej do Ciebie niż kogokolwiek innego wynikało z tego, że to przede wszystkim z Tobą wdałam się w dyskusję odnośnie tej 'szkodzącej mi’ części wizerunku. Podkreśliłam, że w podobnej sytuacji zwrócilibyśmy zapewne uwagę na trochę inne rzeczy :)
(I nie, nie przeoczyłam tego zdania odnośnie CV.)
Pece-teku:
Wyłapałem trochę nieścisłości i proszę cię o odpowiedzi na pytania wyjaśniające.
[Rynkiem kapitałowym zajmuję się od kilku lat. Praktycznie od pęknięcia bańki internetowej w 2000 roku. Zawodowo inwestowaniem od trzech i dotyczy zarówno bezpośrednich form inwestycji (akcje) jak i pośrednich (fundusze, struktury).]
To znaczy, że jesteś
a)inwestorem,
b)zarządcą funduszu,
c)akwizytorem
d)maklerem,
e) pełnisz inną funkcję.
To bardzo poważne różnice. (Pozwolę sobie przypomnieć słynny dowcip o wykładaniu na uniwersytecie.)
Sformułuję pytanie inaczej. Czy Twoje dochody zależą od
a)przyrostu kapitału powstałego na skutek różnic w cenie kupna i sprzedaży
b)wielkości kapitału funduszu,
c)od wielkości wpływów od nowych członków funduszu
d)masz prowizję od poszczególnej transakcji
e)nie zależą od sytuacji na giełdzie.
[Mam dziś X środków, biorę kredyt na mieszkanie na powiedzmy 5X. (ciche założenie to że X>100K PLN) Po 15 latach spłacania kredytu chcę mieć możliwość całkowitego spłacenia go z posiadanych środków.]
Dlaczego potrzebne jest ciche założenie? Dlaczego akurat 15 lat ? (Rzuca się w oczy, że tu mamy zmienną, a tam stałą.)
[4) w wypadku Twojej zalecanej strategii inwestycyjnej, to czy przeliczyłeś jej koszty za okres choćby 10 lat?
Nie mam czegoś takiego jak zalecana strategia inwestycyjna. Ona jest determinowana przez wiek,dostępne środki, plany, skłonność do ryzyka itp. ]
Przelicz w takim razie bilans zysków kosztów i strat dla CzyjejśtamKonkretnej strategii. Chętnie obejrzę wyniki. Pozwoli mi to zrozumieć opisany przez Ciebie model.
Czy aby Twoja strategia nie zakłada:
a) Pewności stałego przyrostu kapitału
b) Pewności nie-spadku wartości nieruchomości
c) Pewności przychodu na bieżące spłacanie rat
Są to zbyt optymistyczne założenia. Moim zdaniem w ciągu 15 lat na pewno się zdarzy:
a) bessa, inflacja lub kryzys polityczny
b) powódź, pożar, huragan i kradzież
c) zmiana pracy, choroba, długi urlop.
Oczekuję odpowiedzi i pozdrawiam,
Marcunio.
Pink, Monika, Marcunio
Ponieważ spotykamy się tutaj już od dawna, to z pewnością nie pogniewacie się na pewną ważną lekcję.
Jeżeli chcesz z kimś dyskutować/polemizować, to poproś rozmówcę o dokładne wyłożenie jego stanowiska czarno na białym. Dopóki tego nie otrzymasz nie spekuluj, nie domyślaj się, trzymaj buzię na kłódkę :-) Wszystko co powiesz zanim poznasz stanowisko drugiej strony może CI tylko zaszkodzić.
Zobaczcie co ja zrobiłem i wyciągnijcie wnioski
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Dziekuję za lekcję :-). Emocje na wodzy ;-).
Pozdrawiam
Monika
:)
Jak się wszyscy rzucili :) Spokojnie jestem tylko jeden :)
@pink:
Zgadza się. Sumując swoje wpłaty z kredytu oddasz bankowi przy kredycie 30 letnim więcej niż dwukrotność swojej pożyczki. Dlatego nazwałem to wyjątkowym sposobem oszczędzania, bo jest niezwykle kosztowny, ale lepszy taki niż żaden. I też zgadza się, że do zarobku netto potrzebne będzie aby „mieszkanie powinno być warte więcej niż mój kredyt plus koszty tego kredytu”, ale tego nikt nie zagwarantuje
@Marciunio
Odpowiedzi A,D i E są prawdziwe :) Oczywiście że różnice pomiędzy poszczególnymi odpowiedziami są astronomiczne. Z dochodami A i B też są prawdziwe, ale nie bardzo wiem jaki to ma związek ze sprawą. (Mam nadzieję, że kolejne pytanie nie będzie żądaniem PITu :)
> Dlaczego potrzebne jest ciche założenie? Dlaczego akurat 15 lat ? (Rzuca się w oczy, że tu mamy zmienną, a tam stałą.)
Przepraszam, ale jako osoba po matematyce wiesz, że 1% od 1 PLN i od 100.000 PLN to zupełnie różne kwoty, a w procentach wygląda tak samo. Więc żeby gotówka mogła pracować i przynosić widoczne zyski to musi być jej odpowiednio dużo. Nie bez powodu dodałem zdanie : „I teraz manipulujemy poszczególnymi parametrami aby dobrać strategię tailor-made.” W tłumaczeniu – można manipulować wszystkim – 15 lat wziąłem sobie z sufitu, bo ładnie wygląda :) ale jak ci nie pasuje to dobierz inną.
>Czy aby Twoja strategia nie zakłada:
> a) Pewności stałego przyrostu kapitału
Nie, ale stałej średnioterminowej stopy zwrotu – TAK
>b) Pewności nie-spadku wartości nieruchomości
W długim terminie potrzebne są jakieś założenia. Ale to podobnie jak z inflacją, średnioroczną stopą zwrotu czy średniorocznym wzrostem cen.
> c) Pewności przychodu na bieżące spłacanie rat
To już zupełnie inna sprawa niż poprzednie dwie, ale cieszę się że zauważyłeś tak istotny problem. Jeżeli masz kredyt i zero oszczędności i straciłeś pracę -> nie masz na kredyt, czyli wtedy na ulicy wpadasz na Alexa, który okazyjnie kupuje :D a ty szybko sprzedajesz
@Alex
Podeślę symulację
Witajcie i uff… ale uczciwe przebrnięcie przez wszystkie komentarze zaczyna zajmować zdecydowanie zbyt dużo czasu :)
Wydaje mi się, że generalnie blisko mi do koncepcji lansowanej przez Alexa, w uproszczeniu zakładającej nie narzucanie sobie zbyt dużego balastu kredytowego w młodym wieku w imię często niedopasowanych potrzeb czy też skostniałych marzeń. Ale jest jedno ale. Wszyscy jakoś tam różnimy się od siebie, wobec czego czyjeś bezrefleksyjne potrzeby, jakkolwiek dla mnie bezsensowne, mogą być dla kogoś bardzo ważne. Wydaje mi się, że powinniśmy je uszanować, nawet jeśli jest to przemożna chęć posiadania własnego mieszkania, którego finansowanie jest nierozsądne (bo np. ktoś zbyt mało zarabia).
Do czego tu dochodzimy – ano do tego, czego trochę brakuje mi w dyskusji – owszem, panowie zagonili się w teoriach inwestycyjnych, ale zwykły szary człowiek, jak słyszy – nie zadłużaj się, nie kupuj mieskszkania od razu… cóż taki zwykły szary człowiek patrzy jak na kosmitę, który bredzi od rzeczy. Dlaczego? Ano dlatego, że dla znakomitej większości ludzi zaspokajanie pewnych potrzeb (kup, koniecznie kup mieszkanie synku), często właśnie w silnym kontekście społecznym (patrz wszyscy już kupili, a nie mówiłem, też mogłeś kupić, słuchaj ojca, ja ci źle nie życzę…) – jest niestety chlebem powszednim i normą codzienną. Dlatego to parcie na kupowanie mieszkania na kredyt się pojawia. I tu mamy dwa wyjścia:
– albo pomożemy niektórym ludziom z naszego otoczenia zrozumieć, że niekoniecznie dobrze ulokowali swoje emocje i marzenia – w potrzebach, które ich przerstają lub blokują,
– albo pomożemy tym samym ludziom zrobić coś – co sprawi, że ich sytuacja z beznadziejnej (przejadamy spłatą kredytu większość zarobionych pieniędzy) – polepszy się, poprawiając jednocześnie ich bezpieczeństwo finansowo-bytowe.
Innymi słowy – może jakieś porady co zrobić, żeby nie zginąć – dla tych, którzy mniej czy bardziej świadomie zdecydowali się wdepnąc w te nieszczęsne kredyty?
Ja ze swej strony mam jedną:
– jeśli zwiększenie bezpieczeństwa bytowego wiąże się z koniecznością zarabiania więcej – warto skoncentrować zdecydowaną większość swoich działań w wolnym czasie na to, aby dowiedzieć się co przyniesie większe dochody, nauczyć się tego w założonym czasie i w końcu zacząć to robić.
Na przykładzie:
Jeśli ekonomistka po zarządzaniu i marketingu czuje, że zarabianie 2400 na rękę nie pasuje już do jej standardu bezpiecznego bytu, to rozpoznaje temat co w jej zasięgu możliwości pozwoli zarobić te dajmy na to 4000. Jeśli jest tym wiedza informatyczna z wdrażania aplikacji webowych – to poświęca najbliższe pół roku ze swojego wolnego czasu na to, aby ten temat zgłębić. Ostatecznie ląduje na przykład jako analityk w firmie developerskiej, która słono płaci fachowcom mającym wiedzę „z pogranicza” tych dwóch dziedzin. Z moic obserwacji wynika, że różnorodne doświadczenie, zainteresowania i wiedza z różnych dziedzin, jeśli są umiejętnie spięte, procentują w pewnym momencie z całkiem dużą siłą.
Co jest tu dość istotne – można nie ryzykując aktualnym zajęciem, po prostu podnieść/zmienić swoje kwalifikacje, żeby zarabiać więcej. Jasne, potrwa to dłużej i będzie trudniejsze, ale da się zrobić na pewno, cały czas zachowując bezpieczny poziom ryzyka, co dla wielu ludzi również jest bardzo ważne.
Widzę, że strasznie się rozpisałem, mam tylko nadzieję, że nie zaciemniłem przez to obrazu :)
No i na koniec – właśnie, co Wy na to? Może ktoś miałby jeszcze inne przykłady co może zrobić osoba, która już żyje z niewygodnym kredytem, aby polepszyć swój poziom bezpieczeństwa?
Pece-teku:
Będę wdzięczny za upublicznienie tych wyliczeń.
THX
Marcunio
Wiciu
Rzeczywiście w ciągu kilku dni dyskusja rozrosła nam się do ponad 100 komentarzy, ale jeśli szukasz prawdziwego hard core to przebrnij przez bardzo ciekawą dyskusję tutaj :
http://alexba.eu/2007-01-18/rozwoj-kariera-praca/co-zrobic-kiedy-sie-nie-wie-co-chce-sie-robic-w-zyciu/
Wracając do Twojego komentarza masz rację, że są różne potrzeby i powinniśmy je uszanować u innych ludzi. Sęk w tym, że jeśli widzisz, że ktoś nieświadomie wchodzi na pole minowe, a Ty wiesz jakie tam są miny to należy takiego człowieka ostrzec. Jeśli mimo tego zechce on popełnić (ekonomiczne) samobójstwo, to już potem jego sprawa. Ja na blogu nie robię przecież nic innego, tylko ostrzegam :-)
Piszesz o „zwykłym szarym człowieku”. Wiesz, że ja jeszcze w moim życiu takiego nie spotkałem!!
Zawsze spotykam ludzi, którzy różnią się od siebie, czasem są zindoktrynowani do bólu, czasem emocjonalnie uzależnieni, czasem po prostu nieświadomi, ale w każdym tli się jakaś iskierka życia i pragnienie lepszego jutra.
Wielu z tych ludzi (szczególnie w Polsce) jest bardzo uzależnionych od rodziców i otoczenia, w rezultacie często zamiast żyć swoim życiem, które byłoby dopasowane do ich najgłębszych potrzeb i pragnień stają się bezwolnymi marionetkami odgrywającymi tę samą, zgraną od pokoleń sztukę.
Tutaj jestem zwolennikiem maksymy, że lepiej jest zapobiegać niż leczyć, dlatego tyle postów skierowanych jest do ludzi, którzy jeszcze nie podjęli takich daleko idących decyzji.
Jeśli chodzi o wspieranie tych, którzy wpakowali się w różne niekorzystne sytuacje to przeciw nam działają dwa niekorzystne zjawiska:
1)ludzie, którzy podjęli nawet w oczywisty sposób niewłaściwą decyzję mają tendencję do racjonalizowania jej i obrony jej słuszności, a ja nikogo nie chcę przekonywać
2)moje zasoby czasowe są ograniczone i stąd konieczność ustalania priorytetów. Te zaś zdecydowanie skierowane są na tych, którzy jeszcze nie „skoczyli ze skały”. Nie zmienia to faktu, że bardzo wiele z tego, co piszę można wykorzystać w każdej sytuacji życiowej, ale to już inna sprawa
O tym jak zwiększać swoją wartość rynkową pisałem już wielokrotnie, to co piszesz o różnorodnych doświadczeniach zgadza się, tylko zarabiając 2400 PLN lepiej długoterminowo myśleć nie o podwojeniu zarobków, lecz o zwiększeniu ich co najmniej dziesięciokrotnie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marcunio,
W jakim celu posty do pece-t tytułujesz Pece-teku ?
Ciekawią mnie Twoje intencje, mój odbiór: to że lekceważąco podchodzisz do autora jak i treści przez niego wypowiadanych.
pozdrawiam, Artur
@Artur
W pierwszym poście sądziłem że to pomyłka w nicku, ale drugi pokazał że Marcunio specjalnie używa takiej manipulacji. Odbieram to identycznie jak Ty – proste lekceważenie.
Artur, pece-t
Nie za szybko wyciągacie wnioski?
Zwróćcie uwagę, że „pece-t” w takiej formie nie występuje w języku polskim i stąd może powstać trudność w budowaniu wołacza z takiego słowa, tym bardziej że z tekstu nie wynika jak takie coś wymawiać. Może to być równie dobrze wymawiane jako „pecert”, jak i „pecete”. W tym drugim przypadku wołacz „Peceteku”, przy założeniu że osoba ta jest mężczyzną zdaje się być poprawną formą gramatyczną.
Jeśli Ty Arturze, jako doświadczony konsultant tak szybko interpretujesz to jako lekceważenie przy takim niedostatku danych, to mnie to dziwi.
Pece-t, podobnie, jako doświadczony inwestor nie powinieneś chyba inputować komuś manipulacji i lekceważenia mając tak mało danych, nieprawdaż
Mam nadzieję, że się nie pogniewacie za tę małą konsultację :-)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na symulację
Alex
Witam Mistrza i Komentatorów,
Przyszedł czas by się ujawnić po blisko roku anonimowego przeglądania.
Temat sam sprowokował o zabrania głosu. A komentarze dopełniły przeznaczenia :)
[b]Alex:[/b]
[i]Gwoli wyjaśnienia, na taki zakup mógłbym sobie pozwolić ok 32 roku życia (wcześniej do 28 roku byłem zakompleksiałym cieniasem, potem od zera budowałem firmę w obcym kraju i przy flaucie gospodarczej). Jak się sprężysz to możesz koło 30 zarabiać tyle, że nie będziesz odczuwała potrzeby kupowania nieruchomości aby w nich mieszkać.[/i]
Tak, jestem jednym z tych co zakończyli studia kwotą -26k pln kredytu studenckiego.
Bez tego miesięcznego wsparcia + dorywczych prac na rozmaitych stanowiskach nie byłoby mi dane zakończyć studiów, które jak sie okazało, (młodzieńcze wyobrażenia) nie gwarantowały możliwości pracy.
Tak rozpoczęła się moja przygoda w Irlandii. Z podobnymi początkami zagranicą. Jestem cieniasem :), spłacam kredyt studencki, żyję na wynajętym, na ślubie mieliśmy 24 osoby i po niemal roku przymiarek, przeszło miesiąc temu zdecydowaliśmy się zrobić pierwszy krok w kwadrancie S.
Liczę, że nasi klienci sfinansują nam kiedyś domek.
Najtrudniejsze pytanie: w jakim kraju taki domek miałby stać?
Alex,
Ja po prostu pytam o intencje. Sam napisałeś pece-t jest trudne do przerobienia na inną formę, więc po co to robić.
W celach edukacyjnych mam pytanie
Czy pytając na tym blogu o intencje a następnie oraz w ramach bonusu dla pytającego podaję swoje pierwsze skojarzenie, odbiór -> Takie działanie na tym blogu mojej osoby dalej Cię dziwi ?
pozdrawiam, Artur
Bart
Witaj na naszym blogu :-)
Pisząc o zakompleksiałym cieniasie miałem na myśli nie tylko moją ówczesną sytuację materialną (to byłoby „małe piwo”), lecz przede wszystkim moje nastawienie mentalne i stan ducha. Nie każ mi się teraz rozpisywać na te wstydliwe tematy :-)
Przykro mi, że zainwestowałeś pieniądze, których nie miałeś w studia, które okazały się nieprzydatne. Pisałem o takich sprawach na blogu, ostatnio ukazał się podobny artykuł w Rzeczpospolitej
http://www.rp.pl/artykul/2,221511_Studia_latwe__malo_przydatne.html
dobrze aby jak najwięcej osób zdało sobie sprawę z wartości towaru „studia w Polsce”, który często kupują kosztem dużych wyrzeczeń.
Co do reszty, to jedną rzecz zacząłeś zdecydowanie lepiej ode mnie (już Twoja pierwsza praca była pod dachem :-)) i najwyraźniej zachowałeś swobodę manewru. Teraz wykorzystaj ją do zrobienia sobie takiego życia, jakie pragniesz. Gdybym w tym mógł być pomocnym to daj znać
Artur
Tak nadal mnie to dziwi, bo zajmujesz stanowisko „mój odbiór: to że lekceważąco podchodzisz do autora jak i treści przez niego wypowiadanych.” nie mając istotnych danych w sytuacji, kiedy te dane można było uzyskać. Pamiętasz, byliśmy kiedyś na spacerze podczas którego dyskutowaliśmy tę kwestię. Pisałem też o tym w postach:
http://alexba.eu/2006-12-02/rozwoj-kariera-praca/wiedza-i-domysly-cz2/
http://alexba.eu/2006-12-01/szacunek-i-zaufanie-u-innych/wiedza-i-domysly/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS:Do Artura
Gdybyś zamiast:”mój odbiór:to że lekceważąco podchodzisz do autora jak i treści przez niego wypowiadanych.” napisał np. „niektórzy Czytelnicy mogliby to wyinterpretować jako lekceważące podejście do autora i treści przez niego wypowiadanych” brzmiałoby to całkiem inaczej, nieprawdaż? Ja osobiście po prostu poprzestałbym na pierwszym pytaniu w myśl bardzo dobrzej zasady „pytaj o szczegóły (pytaniem otwartym), zobacz co przyjdzie, dopiero wtedy reaguj”
Alex,
Fakt, Twoja wersja brzmi inaczej, lepiej. Będę stosował. Przeczytam oczywiście jeszcze raz bardzo uważnie oba posty.
W przyszłości będę poprzestawał na pytaniu otwartym i czekał cierpliwie na odpowiedź.
pozdrawiam, Artur
Artur
Tutaj na blogu to drobiazg, ale takie podejście jest szczególnie ważne w negocjacjach.
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alex
Alex nie strasz Tych młodych ludzi. Oni maja swój sposób patrzenia na świat inny od Twojego, mojego. Żyją w swoim rytmie i na pewno nie byłoby dobrze im ten rytm w którym sobie radzą zaburzyć.
Kredyt to nie jest taka prosta sprawa i trzeba mieć do niego pewne predyspozycje i siłę (ja nie mam), więc powinniśmy im tej siły dodać. Napisać im ze są super, maja już „swoje” mieszkanie , po co im teraz oszczędności, będą oszczędzać jak będą starzy, teraz niech używają są młodzi.
Znam takie osoby które musza mieć swoje mieszkanie nie ważne czy na kredyt, w wynajętym po prostu nie mogły by mieszkać. Jeśli myśli o swoim biznesie wspaniale, da miejsca pracy innym ludziom, niech próbuje i z całego serca im życzę wszystkiego dobrego.
Pozdrawiam
Szymon
Alex:
()nie tylko moją ówczesną sytuację materialną (to byłoby “małe piwo”), lecz przede wszystkim moje nastawienie mentalne i stan ducha.
A jakie nastawienie mentalne mogła mieć osoba w tak idealnej sytuacji jak to opisał Witold? :)
Witold W.:
()Po studiach zostanie do spłacenia z sumą ponad 20-30 tyś złotych i twierdzi, że może mu część umorzą. Fajnie. Na dzień dobry na “wejście na rynek pracy” będzie 30 tyś zł na minus. Idealnie…
Było o tyle dobrze, że nie chciałem się „dać pogrzebać żywcem” i zamiast godzić się na rok stażu, gdzie wynagrodzenie starczyłoby jedynie na bilet miesięczny, ostatnie drobne wydałem na bilet. W moim przypadku świadomość tego, że zaczynam z pułapu minusowego tylko dopingowała do jak najszybszego „odbicia się”. Jakakolwiek praca była lepsza od rocznego stażu za 300pln/ miesiąc.
Alex:
Przykro mi, że zainwestowałeś pieniądze, których nie miałeś w studia, które okazały się nieprzydatne.
Nie mogę stwierdzić, że były nieprzydatne. Ostatecznie moja obecna praca opiera się na wiedzy nabytej podczas studiów. Nie wspominając o doświadczeniu, które też było wynikiem takiego, a nie innego tytułu w takiej, a nie innej dziedzinie. Zaryzykowałbym stwierdzeniem, że to rynek polski nie jest gotowy na przyjęcie żółtodziobów.
Alex:
Gdybym w tym mógł być pomocnym to daj znać.
Już jesteś pomocny. Swoją „pisaniną” :) Coś co czułem Ty potrafiłeś ładnie w słowa ubrać.
„zdarzało mi się też być zostawianym przez kobiety. Wtedy bardzo cierpiałem, dziś jestem im za to wdzięczny, bo () nigdy nie doszedłbym do tego kim jestem dzisiaj.”, „jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny”, „jak wieje korzystny wiatr, to trzeba żeglować”…
I zadziwiająco(!!) moja partnerka zaczyna przyjmować ten punkt widzenia, nawet czasem coś zacytuje :) Tak jak stoczyliśmy nie małe boje o „wystawność” ślubu tak teraz słyszę przytakiwanie, że „tradycja” czy „wymagania rodzinne” potrafią pokomplikować ludziom plany. Że lepszym wyjściem było zainwestowanie we własne miejsce pracy niż dwudniowa impreza dla 150 osób.
„Redukuj koszty własne”, Aleksie.
Dziękujemy
Bart: ale czemu staż? Staż to rzecz jak dla mnie coś dla osób, które mają zaplecze finansowe i mogą sobie pozwolić na to. Łatwiej potem w tej firmie znaleźć pracę, bo jest się „przetestowanym” i zaznajomionym z firmą i/lub branżą.
Ja zacząłem zarabianie od PH na szaro (przy tych pieniądzach co dostałem tam – to różnica była znaczna, za kwotę na biało to miałbym problem się utrzymać, ba do pracy i na studia dojechać – tak, wiem, naganne, ale wtedy to myślałem tylko o tym, aby jakieś pieniądze lepsze zarobić) a po 3 miesiącach stałem się specjalistą ds. eksportu – nadal mając oficjalnie puste CV. Po roku pseudooficjalny awans i podwyżka spora. Może nawet za spora, ale to nie temat mojej obecnej pracy ;)
I to było z bezrobociem 2x większym w 2005, więc szczerze Ci powiem, że nie wierzę, że polski rynek pracy jest niedostosowany do żółtodziobów. To żółtodzioby nie są przystosowane. Znam agentów (nota bene ten od tego kredytu) którzy dostawali jakąś ofertę pracy, ale dosłownie jak w dowcipie „nie robim bo się urobim”. Lepiej siedzieć w domu i żyć z tego kredytu. A on jest na wieczorówce razem ze mną i nonstop chodzi w depresji, że nie ma pieniędzy, że jest źle, nikt go nie chce. Nawet mu podsyłam oferty proste to odpowiedź „nie znam się”, „na pewno mnie nie przyjmą”.
Natomiast teraz mam problem znaleźć pracę i to mnie dziwi. Tylko dalej nie zmieniam nastawienia – praca jest, tylko trzeba odpowiednio trafić. Może teraz jest z tym problem? Poważnie powiem – nie wiem. Póki co wciąż staram się znaleźć dziurę w tym moim problemie ;) Doświadczonych nie chcą? ;) Całą rozprawkę można by napisać, a nie tutaj miejsce na takie dywagacje.
Argument co do Anglii – jasne, że tam więcej ludzi znajduje pracę, bo jak ktoś tam wyjeżdża to generalnie wie, że pracę chce znaleźć, a nie bumelkę odstawiać.
Taka jest moja opinia. Zresztą to kwestia nastawienia i mentalności. Może mam to po dziadku ;)
Mam wrażenie, że te artykuły w Wyborczej są nieco tendencyjnie napisane – wygladają na pocięte a odpowiedzi jakby wyrwane z kontekstu.. Dlatego pozwolę sobie na nieco przekory.
”Oszczędności? – Darek się śmieje. – Nie mamy, wydajemy wszystko, co zarabiamy.”
To jest pierwszy krok do prywatnej katastrofy finansowej, wszystko jedno ile zarabiamy. Zycie jest dość długoterminową zabawą i nigdy nie możemy wykluczyć tego, że stracimy zdolność zarobkowania, lub będziemy mieli niespodziewane (dla większości ludzi) wydatki.
Zgoda – ta wypowiedź brzmi lekkomyślnie. Z drugiej strony to zdanie mówi, że ta bardzo mała rodzina mieszkająca w małym mieście potrafi za pensję tylko zapłacić ratę kredytu, utrzymać siebie i dziecko – tylko tyle albo aż tyle. Półtora roku temu kupili mieszkanie – nie wiemy ile środków własnych to pochłonęło – taki zakup skutecznie drenuje kieszenie. Być może właśnie pozbyli się swoich oszczędności … Może mają plany awaryjne, którymi się nie podzielili…
“może i lepiej by było, gdyby wszystkie banki kompletnie zbankrutowały. Wtedy może nie musielibyśmy spłacać kredytu!”
Błąd w rozumowaniu! Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać. Choćby poprzez sprzedaż takich wierzytelności firmom, które są bardzo skuteczne w ich ściąganiu
Być może a może to takie małe poczucie ludowej sprawiedliwości podane nieco ironicznie… Banki są krwiobiegiem kapitalizmu i stąd te wszystkie plany ratunkowe i jest w tej metodzie nawet jakieś szaleństwo ale to relatywizuje problem. Problem, że banki były pierwsze by prywatyzować zyski i są pierwsze do upublicznienia strat. I tak słowo liberalizacja zastępuje nacjonalizacja, Temidzie da się wolne i gramy dalej :-)
“Zero zabezpieczenia. Samochód tylko służbowy, żadnych oszczędności, ziemi, nieruchomości, papierów wartościowych. I tak ledwo dostałem 160 tys., chociaż przed kryzysem rozdawali kredyty prawie wszystkim.”
Bardzo “odpowiedzialne” postępowanie 36-letniego ojca rodziny!! Jeszcze tylko stracić pracę i spełniamy wszystkie kryteria tego, co Krzysztof Rybiński nazwał DuPA (bez dochodów, pracy i aktywów). I to wszystko za 30-metrowe mieszkanie w bloku!!!
Zgoda – brzmi to nieodpowiedzialnie. Chociaż samochód służbowy to ekonomiczne rozwiązanie. . .
Może właśnie problem w tej tych 30 metrach w bloku ? I Ci ludzie to widzą, to, że są uwiązani kredytem w małym mieście za 30 metrów i starcza im od pierwszego do pierwszego. Może ich umiejętności są właśnie tak wycenione przez rynek. Wolny rynek ma swoich faworytów i nie jest to grupa liczna w tym kraju. Znakomitą większość niewidzialna ręka wycenia w Polsce na PIT-37 próg I.
“A my już całe życie tą klitkę będziemy spłacać.”
Niezła perspektywa!! Czy drodzy Czytelnicy też taką chcielibyście mieć? To się nazywa jakość życia?
Trudno się nie zgodzić ale oni są właśnie tego świadomi… Gwoli ciekawości pierwsze z brzegu oferty w Berlinie to 53-55 000 EUR za 40 metrow… Ceny dość podobne…
“Państwo chce pomagać bankom!
– Największym złodziejom! – Gośka dalej rozplątuje korale.
– Ja od półtora roku płacę pół mojej wypłaty, 1,2 tys. raty, a mój kredyt zmalał tylko o 2 tys.”
Ha, ktoś tutaj nie wie, jak na całym prawie świecie spłacane są kredyty hipoteczne (w pierwszych latach głównie odsetki). Tak jest, jeśli w szkole uczą religii i dziewiętnastowiecznych lektur, a kompletnie zaniedbują ABC ekonomii codziennego życia. Potem tak wykształceni ludzie wołają “złodzieje!!”
W wypowiedzi tej kobiety jest może więcej z żalu niż z wyjaśnień na temat algorytmu spłat… ale to może subiektywne… Sposoby spłat bywają też bardziej zróżnicowane – swego czasu (niedawna teraźniejszość) na świecie były też kredyty krewne NINJA 2+28 czy 3+27 (pierwsze lata bez odsetek) a stosowane w nich algorytmy spłat między innym spowodowały tak wielką poczytność bloomberga dziś…
Religia to błąd ale również strzał w stopę kościoła. Lista lektur ulega zmianom chociaż pozytywizm wygląda na pożyteczny a ekonomia/przedsiębiorczość jest w szkołach średnich. Raporty OECD pokazują postęp polskiej edukacji co mi akurat jest trudno strawić bo jakoś tego nie widzę i podzielam Twoje wrażenia o systemie edukacji, ale może to znowu kwestia subiektywna :-)
A tak z innej beczki Darek mógł potencjalnie mieć lekcje ekonomii … marksistowskiej, wolnorynkową może by miał pod koniec szkoły średniej (tylko nauczyciele byli by Ci od Marksa).
Reasumując:
Może miał być prosty artykuł z tezą w GW – ot beztroska polska rodzina w obliczu końca świata. Faktem jest, że Ci ludzie udzielają wypowiedzi brzmiących nieodpowiedzialne i w razie problemów znajdą się pewnie w opałach. Ale oni mają też swój system wartości i może nieprzystające do rzeczywistości marzenia (wesele), z których zresztą i tak rezygnują. Wrócili do Polski bo uznali, że tak będzie lepiej dla rodziny – ich wybór i wolna wola – nie nam to oceniać…
W ogóle cała ta linia artykułów o kryzysie w GW to pójście na łatwiznę…
Zestawiamy sobie KRYZYS i zwykłych ludzi i że niby Ci zwykli ludzie nic sobie póki co z tego nie robią.
I fajnie – bo wierszówka jest.
A może jest w tym jakiś rozsądek ?
Bo to nadal dla nich fakt medialny i nie widać jeszcze przełożenia ekonomicznego.
Może ich to dotknie a może nie.
Parę miesięcy temu wieszczono 200$ za baryłkę ropy, euro za dwa dolary i znajdowano trylion powodów
dla których złoty jest skazany tylko na umocnienie a artykuły o cenach nieruchomości w Polsce
używały eufemizmów „stabilizacja” (dodając, że będą tylko rosły) na spadek i widoczny trend itd…
A z trzeciej strony może papierosy to świetny interes na koniec świata ;-)
Pozdrawiam,
bilag
„Może miał być prosty artykuł z tezą w GW – ot beztroska polska rodzina w obliczu końca świata.”
„Może miał być prosty artykuł z tezą w GW – ot beztroska polska rodzina w obliczu końca świata.”
Nie wiem, czy to był tendencyjny artykuł ze z góry założoną tezą – byc może tak było.
Wiem jednak że kilka dni temu, stojąc pod dziekanatem na moim wydziale, znowu uderzyło mnie jak bardzo rzeczy, o których tutaj się pisze, przekładają się na rzeczywistośc. Obok mnie siedziało młode małżeństwo – na oko 3-4 rok studiów.
W ciągu 5 minut dowiedziałem się, że w podróż poślubną wyruszyli Wenecji, na święta robią „sobie prezent” kupując samochód, mówili też o wymianie mebli w mieszkaniu. Chciałem zapytac jak godzą pracę na to wszystko ze studiami, ale ugryzłem się w język ;]
Witam po chwili nieobecności. ;-)
Dygresje takie:
Arturze Pece-t[…]:
(-3)
„Pece-teku” to wołacz od rzeczownika reprezentującego pseudonim „Pece-t”. Założyłem, że jest to rodzaj męski. Język polski jest językiem fleksyjnym i w związku z tym odmienia się przez przypadki niemal wszystkie imiona, nazwiska i pseudonimy. Wyjątków jest naprawdę niewiele. Jako czynny informatyk i czynny użytkownik języka polskiego używam (w zasadzie to: używałem) tylko jednej wymowy pseudonimu „Pece – t”. Kiedy zrozumiałem o co może chodzić w „lekceważeniu” … nieco się uśmiałem. Aczkolwiek dziwnie zarzucacie mi niekonsekwencję: Część słowa wymówić jak po angielsku a część po polsku ;-).
(-2) „Trudne” jest tak samo jak „ładne”. Każdy ma swój kanon trudności i piękności.
Etiuda è. 4 cis moll Fryderyka Chopina jest piękna i trudna. Dla mnie. Artyści grają etiudy dla wprawy i rozgrzewki palców. Mój syn słysząc jej dźwięki patrzy na mnie z politowaniem i zastanawia się, czy już dzwonić po panów z kaftanem. ;-) Tworzenie wołaczy to mój konik. Taka forma walki z sowietyzacją z młodości, kiedy to, pożal się Boże, zindoktrynowani poloniści próbowali mi wmówić jakoby wołacz był identyczny jak mianownik.
(-1)
Założenie, że nie zgadzający się z Tobą partner dyskusji ma również do ciebie lekceważące lub wręcz wrogie nastawienie wydaje mi się mocno przesadzone. Niestety również bardzo powszechne. Jedno z pierwszych praw jakie poznaje się na szkoleniach z komunikacji to oddzielenie opinii o temacie rozmowy od opinii o rozmówcy. Miejmy to na uwadze. Blog Alexa uważam za miejsce rzeczowych dyskusji prowadzonych na poziomie. Nie sądzę, aby jego celem było założenie towarzystwa wzajemnej adoracji. Ścieranie się poglądów będzie się tu zdarzać.
(0)
Przeczysz Arturze sam sobie. Alex bardzo celnie Cię wypunktował. (Jak mówi księga Syracha: odpowiadaj po zastanowieniu.) Tłumaczenia, że powiedziało się co innego niż się powiedziało, zwane przez nas wieśniaków odwracaniem kota ogonem, bardzo negatywnie wpływa na wiarygodność. ;-) Przyznawanie się do błędu to dużo lepsza taktyka. Miło widzieć, że podzielasz tę opinię.
(1)
Pece-t[…]:
Wybacz, nie maiłem złych intencji tworząc wołacz od Twojego pseudonimu. Skutkiem ubocznym tej dyskusji jest to, że muszę ssać plaster cytryny kiedy piszę posty do Ciebie. Pomóc – nie pomoże, ale ten ;-) uśmieszek znika.
W temacie:
Kiedy można się spodziewać obiecanych symulacji?
Pozdrawiam Serdecznie:
Marcunio
Szymon
Mam pewne kłopoty aby jednoznacznie oddzielić, gdzie mówisz serio, a gdzie posługujesz się ironią :-) Stąd pewne przypuszczenie, że być może nie jestem w ty, odosobniony. Stąd może moja sugestia dla Ciebie, aby pisać wprost to co masz do powiedzenia … :-)
Piszesz „Znam takie osoby które musza mieć swoje mieszkanie nie ważne czy na kredyt, w wynajętym po prostu nie mogły by mieszkać. „
Ja też takie znam i jak w każdym przypadku, kiedy homo sapiens trwale nie potrafi używać swojego racjonalnego myślenia trzymając się sztywnych jakiś dogmatów uważam to prywatnie za pewną formę upośledzenia.
Bart
Na początek mała prośba: bądź tak miły i wstawiaj wypowiedzi, które cytujesz w cudzysłów. Tak będzie znacznie klarowniejsze dla Czytelnika no i zgodne z zasadami języka polskiego.
A teraz do rzeczy :-)
Pytasz „A jakie nastawienie mentalne mogła mieć osoba w tak idealnej sytuacji jak to opisał Witold? „
Co dokładnie masz na myśli?
Co do reszty Twojej wypowiedzi do mnie- proszę bardzo :-)
Witold
Jeśli nie możesz znaleźć pracy, to coś robisz nie tak jak trzeba :-) No ale o tym to porozmawiamy jak się zdzwonimy :-)
Bilag
Nawet jeśli Wyborcza pocięła to nieco, aby dopasować do idei autora artykułu (to w prasie zdarza się dość często), to zarówno wypowiedzi naszych Czytelników, jak i moje osobiste informacje potwierdzają, że sporo młodych ludzi w Polsce myśli tak, jak tamta para (inaczej nie pisałbym wcale tego postu).
Piszesz między innymi: „Wolny rynek ma swoich faworytów i nie jest to grupa liczna w tym kraju. „. Zgadza się!! Ambicją tego blogu jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy długofalowo jak najwięcej Czytelników wylądowało w tej grupie faworytów rynku :-)
Dalej „Gwoli ciekawości pierwsze z brzegu oferty w Berlinie to 53-55 000 EUR za 40 metrow… Ceny dość podobne… „
Do jakiego miasta porównujesz Berlin?
Ad „Reasumując”
Kwestia powrotu tych ludzi do Polski nie jest w ogóle tematem moich rozważań. Bo jak słusznie zauważyłeś to ich osobista sprawa. Problemem jest to nieodpowiedzialne nastawienie, ktąre wiąże się z ogromną podatnością na wszelkie kryzysy.
Jeśli określasz całą linię artykułów pójściem na łatwiznę, to jak napisałbyś to inaczej?
Michał
Dokładnie nie wiemy jak jest sytuacja tej pary spod dziekanatu :-) Może akurat otrzymali duży spadek? :-)
Jeśli nie to jest to przykład negatywnego dążenia do natychmiastowej gratyfikacji bez zważania na długoterminowe skutki. Też mi się to czasem zdarza, na szczęście nie w sprawach mogących poważnie mi zaszkodzić :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Wiem ze bede offtopiczny do dyskusji, ale chciałbym wrocić do meritum wpisu – czyli postawy młodych ludzi – konsumpcja, zycie na kredyt, bez pomysłu na życie, dalej idac – aspiracje do „gry o staż” lub pracy w korpo…
Chciałbym pokazać przykład że może być inaczej. W ostatni czwartek byłem na Targach startupow w Poznaniu http://democamp.pl/ i jestem pozytywnie zaskoczony, ze mimo wydarzen w gospodarce na giełdzie i strachu który panuje – nadal ludziom się chce byc na swoim, miec pomysły, rozmawiać o nich, podejmować ryzyko mimo ze sa mlodzi i niedoswiadczeni.
Zwłaszcza ujał mnie przykład – wygranej przedsięwzięcia które nie bedzie polegało na strategii „napompuj się i sprzedaj, ale chce ono promowac-byc platforma dla polskiej doliny krzemowej. Zlamac polska mentalnosc, ze sie nie da wspolpracowac na linii biznes-VC-swiat nauki-specjalisci. Jesli się postarają, starczy im samozapału – wróże im dobrą przyszłość i długą pracę u postaw w mentalnosci Polaków, którzy niechętnie dzielą się wiedzą, wspołpracują czy skupiają się w tego typu przedsiewzięciach.
Paradoksalnie Ecco moze zdobyc dofinansowanie – ale długa i wyboista droga w tym temacie, podejrzewam ze w Niemczech czy UK, juz dawno NGO lub agendy rzadowe/samorządowe wspomogłyby tych ludzi. Może ktoś z Was przyjrzałby się temu i zauważył coś w nim pozytywnego. I w rzeczywistości która nas otacza :)
pink pisze: „Ale ja też myślę, że Alex serio zasugerował mi, że powinnam wykorzystać możliwość przetestowania swojego marzenia. No nie wykluczam tego, naprawdę”
2008-11-23, niedziela, godzina 06:45-07:45: odśnieżanie.
Dlaczego tak wcześnie? Ponieważ później ludzie przydepczą świeży śnieg i trzeba będzie odskrobywać.
Miałem zatem dziś okazję testować Twoje marzenie. Nie narzekam, ale trzeba mieć świadomość, że taki test odbywa się wtedy, kiedy spadnie śnieg, a nie wtedy, kiedy mam ochotę pomachać sobie łopatą na świeżym powietrzu. :-)
TesTeq
Dziękuję za ten przykład :-)
Pink
Co robiłaś dziś w tym czasie?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Smacznie spałam o tej porze. U mnie śnieg się nie utrzymał nawet na trawniku :(. Wieje, coś z nieba leci ale od razu zamienia się w kałuże.
TesTeq
A jak to jest z odśnieżaniem chodnika ale nie u siebie na podwórku tylko, że tak powiem za siatką? Czyli chodnika do użytku publicznego?
pink pisze: „A jak to jest z odśnieżaniem chodnika ale nie u siebie na podwórku tylko, że tak powiem za siatką? Czyli chodnika do użytku publicznego?”
Technika jest taka sama. :-)
Ale mówiąc poważnie, jako właścicielka posesji jesteś zobowiązana utrzymywać w czystości chodnik przebiegający wzdłuż płotu Twojej posesji. I odpowiadasz za ewentualne wypadki i poślizgi, w wyniku których przechodnie poniosą jakikolwiek uszczerbek. Ja mam to „szczęście” mieszkać na narożniku, więc muszę odśnieżać chodnik z dwóch stron.
I powiem Ci szczerze, że odśnieżanie daje dosyć dużą satysfakcję ze względu na dokładne zdefiniowanie zadania i uczucie sukcesu pojawiające się pod koniec. Gorzej, gdy śnieg znów zaczyna sypać i czujesz się jak Syzyf po raz szósty wychodząc na dwór z łopatą.
Pink, tak a propos własnego domu i koronnego argumentu, który wiele razy słyszałem, czyli „można samemu ogrzewać, a nie płacić tym złodziejom za ciepło” – tu jest druga strona medalu: http://www.wrzuta.pl/obraz/e0FTj4KHxQ/photo0820 – w końcu mi się przypomniało, że miałem foto zrobić :D wiem, że trochę z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale. Poza tym polecam takie maseczki bhp, jak widać mają u mnie co „zbierać”. W oryginale była śnieżno biała, na obrzeżach nadal jest… Z drugiej strony zawsze mam popiół którym można posypać chodnik po odśnieżeniu ;)
TesTeq: zazwyczaj jest to syzyfowa praca. Nie można czekać aż skończy padać, jeśli leci jak oszalałe ;) Inna rzecz, że jeśli jest się chorym i trzeba to robić… Satysfakcja? Wyzwanie… ;)
Witam Alex ponownie,
Odniosę się do wszystkich Twoich odpowiedzi…
Ceny mieszkań w Berlinie porównuje do ceny mieszkania opisywanej pary w Gorzowie (1400 EUR za metr, 160 tys./30 m) w Berlinie nawet te 55 000 EUR daje 1375 (a były też po 50 000 EUR). Możemy wziąć jakieś bardziej przystające do Berlina miasto polskie i okaże się, że Berlin jest tańszy… Dlaczego Berlin … bo najbliżej od Gorzowa za granicą.
Cel bloga jest chwalebny :-). I trzeba Ci kibicować. Z drugiej strony Ci ludzie żyją w jakichś konkretnych realiach i ich postępowanie nie da się od tak od tego kontekstu oderwać.
Zadałeś ciekawe pytanie o tych reportażach…
Akurat ten o tym Gorzowie wygląda na najbardziej pokaleczony – respondent jest zajęty czymś innym, odpowiada bez zastanowienia, tak jak zaczepiani na ulicy przechodnie… no może taka forma… Chociaż ten o Sopocie sprawia lepsze wrażenie – pełne zdania złożone … chwila refleksji respondenta… no ale też i autorzy i rozmówcy są różni…
Skoro uważam, że to pójście na łatwiznę to konsekwencją tego byłoby ich nie pisanie :-) Powodów jest więcej (lepiej nie przynudzać ;-)) ale najważniejszy to zbyt cienka granica między opisem rzeczywistości a wpływem na nią. Jeśli czytelnicy zmienią swoje zachowania to może to być dobre (bo zdążą się jakoś zabezpieczyć) ale może też to być złe bo wstrzemięźliwość/nieufność/strach w zakupach/inwestycjach/kredytach/wyjazdach może pozmieniać parę wskaźników w dół a parę innych w górę a wtedy słowo ciałem się stanie…
Powodzenia,
bilag
@Alex
„bądź tak miły i wstawiaj wypowiedzi, które cytujesz w cudzysłów. Tak będzie znacznie klarowniejsze dla Czytelnika no i zgodne z zasadami języka polskiego.”
A juz się zastanawiałem jak to zrobić. Tagi [quote][/quote] czy chocby formatowanie [i][/i] nie działały :)
„Pytasz „A jakie nastawienie mentalne mogła mieć osoba w tak idealnej sytuacji jak to opisał Witold? „
Co dokładnie masz na myśli?”
Opisywałeś sytuację ze swoich początków emigracyjnych. I podsumowując ją dodałeś, że nastawienie mentalne i stan ducha „leżały”.
W osobie z opisu Witolda dopatruję się siebie. W czasie gdy koledzy ze studiów „patrzyli w przyszłość”: zastanawiali się gdzie kupić sobie mieszkanko (z pomocą rodziny) i gdzie mogliby odbyć praktyki, ja odczuwałem już presję 20K kredytu z perspektywą marnie, jeśli w ogóle, wynagradzanej pracy na galerze.
Decyzja o wyjeździe nie była decyzją podjętą w radości obejmowania stanowiska moich marzeń. Była to decyzja z bezsilności. Z czystej kalkulacji, że mam większe szanse zacząć tam gdziekolwiek… a potem zobaczymy…
I dopiero oglądając się za siebie widzę jaką drogę już przebyłem. I dopiero w tym miejscu pojawia się, z satysfakcją, myśl: „a jednak nie był to taki głupi pomysł” :)
@Witold:
„ale czemu staż? () Łatwiej potem w tej firmie znaleźć pracę, bo jest się “przetestowanym” i zaznajomionym z firmą i/lub branżą.”
Tutaj już sobie odpowiedziałeś :)
Nie najlepszym wyborem było studiowanie „ekologii” w kraju, w którym głównym problemem z jakim boryka się społeczeństwo jest „jak przeżyć od pierwszego do pierwszego?” albo „czy on współpracował z SB?”.
Kiedy kończysz tak „przyszłościowy” kierunek pozostają staże i praktyki. Jeszcze Twój promotor mógł Cię polecić jeśli miał jakieś związki z biznesem. A wiemy, że współpraca nauka-biznes nie jest w tym kraju zbyt powszechna.
„To żółtodzioby nie są przystosowane.”
Bo np. wybierali kierunki „hobbystyczne” w nadziei że wejście do EU stworzy dla nich niszę? Tak – zgodzę się, są nieprzystosowani. Nie mają świadomości, że wejdą na rynek pracy gdzie każdy będzie chciał skorzystać z ich wiedzy pod warunkiem, że wynagrodzenie zafunduje Urząd Pracy w ramach stażu.
„Lepiej siedzieć w domu i żyć z tego kredytu. A on jest () w depresji, że nie ma pieniędzy, że jest źle, nikt go nie chce. Nawet mu podsyłam oferty proste to odpowiedź “nie znam się”, “na pewno mnie nie przyjmą”.”
Nie dziwię się, że 20K go przytłoczyło. Dziwię się, że godzi się na ten stan. Tak niewiele potrzeba, by zrobić pierwszy krok.
„Zresztą to kwestia nastawienia i mentalności.”
Przede wszystkim.
Pozdrawiam.
Hmm
Według mnie z tego artykułu nic nie wynikia.
pozdrawiam
Grzesiek
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Według mnie z tego artykułu nic nie wynikia.”
Hmmmm, przykro mi, przy takim postawieniu sprawy chyba nie mogę Ci pomóc
Pozdrawiam
Alex
Czytając ten artykuł i kilka podobnych (abstrahując od wytykanej już w komentarzach sporej niefrasobliwości tych ludzi) zastanawia mnie co z ich rodzicami? Ja zostałem wychowany, że należy oszczędzać a rodzina powinna sobie pomagać w potrzebie. U mnei tak jest z pokolenia na pokolenie, że rodzina pomaga młodym na starcie.
Aktualnie sam jestem właśnie na etapie kupowania mieszkania na kredyt. Przez lata mieszkania z rodzicami i pracy udało mi się zaoszczędzić na ponad 30% wkładu własnego, do tego dołożyli rodzice i pozbierałem po rodzinie nieoprocentowanych pożyczek, tak że z banku potrzebuję na mniej niż 50% wartości nieruchomości. Kredyt na 20 lat, ale z realną perspektywą spłacenia go w ciągu max 15lat (szybciej jeśli poza pracą na etacie bardziej na serio zaangażuję się w kilka projektów, które teraz „dłubię” w wolnych chwilach). Mimo, że po drodze czeka ślub (fakt nie na 120 osób tylko na 60) – sfinansowany również z moich oszczędności.
Dla mnie kupno mieszkania to po prostu lokata papierowego pieniądza w coś trwałego, co trudno ukraść ani czego nie zeżre inflacja. Nie liczę ile mogę na tym zarobić. Chcę mieć gdzie mieszkać i żeby to było moje, własne, prywatne. Wolę to niż płacić za wynajem nawet jeśli wynajem byłby tańszy niż rata kredytu (w tej chwili te kwoty są porównywalne, więc tym bardziej).
konserw pisze: „Dla mnie kupno mieszkania to po prostu lokata papierowego pieniądza w coś trwałego, co trudno ukraść ani czego nie zeżre inflacja. Nie liczę ile mogę na tym zarobić. Chcę mieć gdzie mieszkać i żeby to było moje, własne, prywatne.”
Więc lokata czy własne, prywatne gniazdko? Moim zdaniem to wielka różnica. Jeśli z inwestycją (lokatą) wiążą się silne emocje, to nie sposób z niej wyjść w dogodnym momencie.
konserw pisze: “Dla mnie kupno mieszkania to po prostu lokata papierowego pieniądza w coś trwałego, co trudno ukraść ani czego nie zeżre inflacja”
Wytłumacz mi, bo nie bardzo rozumiem jak chcesz się obronić przed inflacją, skoro mieszkanie jest na kredyt.
Konserw, w nawiązaniu to komentarza Arka, to jeszcze jedno spostrzeżenie – ceny są na sporym poziomie. To nie jest lokata (!) to jest moim zdaniem tylko i wyłącznie spekulacja. Jest potencjalna możliwość utopić, choćby ze względu na spread i fakt, że jak się robi nadpodaż to ceny momentalnie spadają. Z tego się łatwo nie wyskakuje.
Biorąc pod uwagę, że mamy wysoki wskaźnik (cena nieruchomości) / (cena wynajmu) zwykle sugeruje to korektę na tym rynku. Będzie dokładnie tak samo i u nas… Póki co „dramatu nie ma”, ale czuć spowolnienie, a wkrótce może sięzacząć dramat pt. „foreclosures” z winy franka (widzicie co się stało CHFPLN?) i niedawno popularyzowanego jena (!) JPYPLN – dobrze, że mądrale wpadły na pozyczki w jenach, gdy zaczynały się problemy z kryzysem i nie ma tak dużej ilości dotkniętych osób. Ale frank dotyczy wielu…
Co innego jak chcesz mieszkać, ale wtedy nie mów o lokacji kapitału. Będziesz miał zysk przy sprzedaży, lub stratę. Lokata jest wtedy gdy zysk masz gwarantowany w momencie jej założenia.
pozdrawiam
WW
@TesTeq
Na początek to raczej jako „gniazdko”, bo gdzieś mieszkać trzeba. A przy okazji mam ten psychiczny komfort,że cokolwiek z tym robię, to robię niejako już na swoim. Ale też nie wiążę z tym całego życia, bo docelowo planuję dom ze sporym zapasem ziemi :) Jeśli będzie okazja zdyskontować lokal z odpowiednim zyskiem to fajnie, jak nie to trudno – będę miał przynajmniej co potomnym zostawić – taka inwestycja w dzieci, których jeszcze nie mam ;)
@Arek Sułkowski
Zgoda, w cenę kredytu wliczona jest inflacja… to był taki skrót myślowy – jak podkreślałem, robię wszystko, by ten kredyt spłacić jak najszybciej. Może jestem skrzywiony urodzeniem w PRL, ale nieruchomości to był jedyny, w miarę pewny sposób ochrony kapitału przed radosną twórczością władzy.
@Witold W. Wilk
Jak nie jedna bańka spekulacyjna to zawsze można wyskoczyć w kolejnej ;) Ja mam czas.
Dla mnie lokata to była zawsze definicja zainwestowania pieniędzy w celu osiągnięcia zysku lub zabezpieczenia kapitału. Fakt, w tym przypadku nie mam gwarancji, że się wymiernie nie straci.
konserw, biorąc pod uwagę Twoją definicję lokaty to tak samo jak ktoś 5 miesięcy temu zainwestował w KGHM… Oczywiście, może wyskoczyć przy kolejnej bańce spekulacyjnej. Natomiast czy jest to lokata? Dla mnie coś takiego jest kiepskim sposobem na inwestycję, ale nie lokatą. Możesz nazwać to ulokowaniem kapitału, oczywiście, choć ja bym nazwał utopieniem.
Dla mnie zakup nieruchomości może mieć charakter:
– zakupu dobra użytkowego – które się kupuje po to, aby w nim mieszkać, i liczyć się należy wręcz z wydatkiem, który nigdy się nie „zwróci”. Przecież za 20 lat to będzie już dom wieloletni i jego wartość nie będzie jak nowego. To nie wino! A co jeśli będzie wojna i dom zostanie zbombardowany?
– spekulacji – gdy się kupuje nieruchomość, aby kiedyś ją sprzedać z zyskiem
Póki co inne rzeczy nie przychodzą mi na myśl, a w szczególności lokaty. Lokata dla mnie to wsadzenie w coś żywej gotówki, aby po jakimś okresie dostać gotówkę + zysk. No more, no less.
I nie czarujmy się – aktualnie jesteśmy na górce, więc zakup do odsprzedaży jest zdecydowanie nielogiczny. Traktować to należy jako WYDATEK i ewentualnie rekompensatę (i to niepełną!) przy sprzedaży (ewentualnej).
Jak pisałem – to nie wino. Widzisz, lokatą można by uznać zakup dużej ilości dobrego rocznika wina, zamknięcie w odpowiedniej piwnicy i sprzedaż za 30-40 lat. To rozumiem jako lokatę, co więcej z całkiem niezłą stopą zwrotu (tylko należy pamiętać, że poprzednie rezultaty wcale nie muszą mieć odzwierciedlenia w przyszłości). Jak wiadomo, wino z wiekiem drożeje. Natomiast dom traci na wartości, choćby nie wiadomo co Ci marketingowcy deweloperów nie mówili. Przecież po 30-40 latach dom będzie wymagał wielu remontów i nakładów, jeśli gdzieś wda Ci się grzyb to masz generalnie już po ścianie. Tak samo z ogrzewaniem – po 30-40 latach rury mogą strzelać, zatykać się szlamem. Mam mnożyć przykłady? Tak samo z wieloma innymi rzeczami. Sądzisz, że ktoś da Ci niesamowity pieniądz, tylko dlatego, że dom stoi? Wątpliwe! Będziesz musiał oddać poniżej wartości nowego, choćbyś się zapierał nogami ile możesz.
pozdrawiam serdecznie
WW
konserw Says: „Może jestem skrzywiony urodzeniem w PRL, ale nieruchomości to był jedyny, w miarę pewny sposób ochrony kapitału przed radosną twórczością władzy.”
Tak, w przypadku gdy ktoś był właścicielem nieruchomości. Jak zagłębisz się w historię PRL-u, to może się okazać, że znajdziesz przypadki, sprzedaży po znacznie zaniżonej cenie mieszkań (domków) tylko dlatego, żeby oddać bankowi odsetki powiększone o galopującą inflację.
Życzę więc Tobie jak najszybszej spłaty kredytu.
Pozdrawiam
Arek
@Witold W. Wilk
Jeśli liczyć zysk wymiernie w żywej gotówce to masz rację. Ale ja niekoniecznie muszę mieć taki zysk, żeby uznać to za dobrze ulokowane pieniądze. Owszem, może być wojna, katastrofa, władza może znacjonalizować nieruchomość, itp., ale nie siejmy defetyzmu :) O wiele prościej o złodzieja-amatora wina, który to wino sam wypije ;)
Kumpel dostał od rodziców mieszkanie w blisko 30-letnim bloku i nic się nie sypie… fakt, że mieszkają tam normalni ludzie i budynek był odpowiednio zarządzany i regularnie remontowany. Jest to dla niego dobry start i znaczne ułatwienie,może się skupić na pracy i pomnażaniu kapitału, który normalnie musiałby przeznaczyć np. na wynajem, ergo łatwiej mu pomagać rodzicom. Z punktu jego rodziców te pieniądze przeznaczone wiele lat temu na zakup mieszkania i fundusz remontowy niekoniecznie zostały utopione. Nawet jeśli obecna rynkowa wartość mieszkania jest niższa niż analogicznego w bloku 10-letnim po drugiej stronie ulicy.
Zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze górka… gdybym mógł, czekałbym jeszcze z zakupem. Aczkolwiek i tak taniej (niewiele, ale zawsze) kupiłem niż jeszcze pół roku wcześniej. Z drugiej strony, deweloperzy wolą wybudować mniej mieszkań, a sprzedać drożej.
W ogóle sytuacja jest lekko nienormalna – chciałem kupić jak najtaniej dlatego szukałem na rynku wtórnym, ale okazało, że mieszkanie deweloperskie + wykończenie wychodzi taniej niż 10-letnie w podobnej lokalizacji i o podobnej powierzchni.
@Arek Sułkowski
Wiem, moim rodzicom na szczęście udało się rzutem na taśmę spłacić kredyt zanim byliby zmuszeni pozbyć się domku.
Nie dziękuję, co by niezapeszać :)
Na podstawie informacji, którą łatwo można znaleźć w internecie:
1) Liczba osób pracujących w Polsce to ok. 16 mln
2) Suma oszczędności Polaków to ok. 1 bln PLN
3) mediana pensji netto to 2.500 PLN
Można łatwo obliczyć, że oszczędności przeciętnego pracującego człowieka wynoszą 62.500 PLN (to oczywiście średnia, a nie mediana), co stanowi 25 przeciętnych pensji.
Czyżby ten rozkład osczędności w społeczeństwie był raczej wykładniczy, niż normalny? A może jeszcze o coś innego tu chodzi?