Dzisiejszy post gościnny napisał Bartek Popiel, student Uniwersytetu Śląskiego.
Historia jego powstania to typowa ilustracja zasady „wychyl się” :-) Wczoraj wieczorem, po powrocie z bardzo intensywnego, dość nowatorskiego treningu i kolacji biznesowej (czytaj umęczony jak ten przysłowiowy pies) otrzymałem mail, w którym Bartek dziękował mi za inspiracje i krótko opisał co zrobił. Ten krótki opis bardzo mi się spodobał, bo pokazywał, że aby zacząć robić coś sensownego nie są konieczne ani superstudia, ani superkontakty, ani nawet specjalne zasoby gotówki. Moja pierwsza odpowiedź była jasna: „Bartek, to jest bardzo dobry przykład dla Twoich rówieśników, może rozwiniesz to trochę i opublikujemy taki tekst na blogu?” Rozmówca natychmiast się zgodził i dziś po powrocie do domu znalazłem gotowy tekst. Czyta nas też wielu młodych ludzi, często studentów, a nawet licealistów i jestem przekonany, że będzie to inspiracją przynajmniej dla niektórych z nich. Dla tych starszych spośród nas niech to będzie przykładem, że i wśród najmłodszego pokolenia są ludzie, którzy wiele rzeczy mogą pociągnąć dalej. Do takich osób trzeba wyciągnąć rękę.
Życzę Wam ciekawej lektury
——————————————————————
Najprostsza i zarazem najbardziej trafna odpowiedź na pytanie zawarte w temacie brzmi: jedyne co nas ogranicza to my sami. Dostałem możliwość zamieszczenia gościnnego postu za co na początek chciałem serdecznie podziękować Alexowi. Ten blog był jednym z czynników, który zmotywował mnie do działania. Po każdym przeczytanym poście zadawałem sobie pytanie: „jak takie bogate doświadczenia mogę wykorzystać stojąc na początku kariery zawodowej?” Odpowiedź pojawi się dalszej części tego tekstu.
Studiuję socjologię reklamy i komunikację społeczną na Uniwersytecie Śląskim. Po trzech latach muszę przyznać, że o samej reklamie i komunikacji dowiedziałem się więcej ucząc się na własną rękę ( książki, publikacje, prenumerata branżowej prasy, konferencje, śledzenie portali i blogów o tej tematyce). Studia okazały się mieszanką socjologii, filozofii, ekonomii i psychologii z czego wszystko potraktowane bardzo powierzchownie ( z podkreśleniem na bardzo ). Nie ma jednak tego złego, dzięki studiom poznałem wiele ciekawych osób i przeczytałem książki, po które być może nigdy bym nie sięgnął.
Idźmy jednak dalej. Na pewnym etapie studiów zacząłem się zastanawiać jaką inną drogę mogę obrać. Zazwyczaj absolwenci mojego kierunku idą pracować do agencji reklamy lub firm zajmujących się Public Relations a ja chciałem stworzyć coś zupełnie innego i nowego ( na tamtą chwilę oczywiście nie wiedziałem co to może być ). Tu pora wrócić do pytania postawionego w pierwszym akapicie – „jak mogę wykorzystać bogate doświadczenia Alexa we własnym życiu?”. Odpowiedź na to pytanie przyszła w mało oczekiwanym momencie. Mianowicie robiłem zakupy w pobliskim hipermarkecie i obserwowałem jak mały chłopczyk wywiera nacisk na swojej mamie. Zaczął od marudzenia a skończył na głośnym płaczu a wręcz histerii. Wtedy matka dla świętego spokoju włożyła do koszyka to co chciał ( tym samym wzmocniła jego metodę – dzieciak będzie jechał na tym patencie do oporu ). I pomyślałem, że gdyby tacy rodzice mieli wiedzę jak robić zakupy z dziećmi oraz znali podstawowe zasady tego, jak reklamy manipulują ich milusińskimi może wszystko wyglądało by inaczej. Postanowiłem zgłębić swoją wiedzę na ten temat. Po kilku miesiącach studiowania tego zagadnienia udałem się do pobliskiego przedszkola i przedstawiłem Pani dyrektor, że chciałbym poprowadzić kurs dla rodziców składający się z trzech modułów: jak reklama wpływa na dzieci, jak robić zakupy z dziećmi aby obyło się bez awantury oraz internet- kiedy jest pożytecznym narzędziem a kiedy może stanowić zagrożenie ( dzieci często są o wiele bardziej wyedukowane w tym temacie niż ich rodzice ).Spotkałem się z bardzo przychylną reakcją Pani dyrektor i we wrześniu ruszam z pierwszym kursem :). Do tego czasu chcę podszkolić się z zakresu autoprezentacji oraz emisji głosu.
Co mogę powiedzieć do ludzi, którzy są w podobnej sytuacji – nie bójcie się wyzwań! Jeżeli macie jakieś pomysły to zróbcie cokolwiek aby je zrealizować. Jak nie wyjdzie – trudno. Przynajmniej podjęliście rękawice. Przedstawię moją receptę na to, aby dążyć do realizacji własnych pomysłów:
- Po pierwsze: o swoim pomyśle informuj najbliższych ( dziewczynę, rodziców, rodzeństwo, przyjaciół ). Po takiej deklaracji ciężej będzie się wycofać. Można dużo stracić w ich oczach rezygnując z pomysłu lub bardzo zyskać jeśli plan zostanie wykonany.
- Po drugie: Podziel kartkę na pół i po jednej stronie wypisz co możesz zyskać jeśli uda Ci się zrealizować plan ( tu może być wszystko: samodzielność, szacunek, pieniądze, elastyczny czas, urlop na życzenie i co komu przyjdzie do głowy ) a po drugiej co możesz stracić jeśli tego nie zrobisz ( może się okazać, że ktoś inny wpadnie wkrótce na to samo i pomysł zakończy się sukcesem )
- Po trzecie: zacząć coś robić od zaraz! W moim przypadku zaraz po powrocie do domu zacząłem szukać stron, książek i publikacji w tym temacie i dodałem je do „ulubionych”. Prawda, że proste? To może być książka, poszukanie kogoś kompetentnego, wykonanie telefonu. Uwierz – ten pierwszy krok jest bardzo ważny.
- Po czwarte: Patrz co możesz zrobić więcej dla ludzi, z którymi pracujesz, dla klientów itd. To może być dostarczenie towaru do domu, analiza oferty tak, żeby była najlepiej dopasowana do klienta, ale także tak banalne sprawy jak życzenia świąteczne :)
- Po piąte: Wszystko co robisz musisz robić z pasją. Kopiowanie pomysłu na zasadzie: ja też otworzę naszą-klasę i zarobie kupę kasiory z góry skazane jest na porażkę. Pomyśl czym się interesujesz, jak Twoje umiejętności i wiedza mogą podnieść jakość życia innych ludzi.
- Po szóste: Powodzenia !
Jak wy drodzy czytelnicy podchodzicie do realizacji własnych marzeń i pomysłów?
Pozdrawiam serdecznie
Bartek Popiel
_______________________________________________________________
Bartek Popiel jest studentem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Witaj Bartku!
Bardzo ciekawy i prawdziwy w polskiej rzeczywistości post. Tak jak i Ty doceniam studia tylko od tej jednej strony – od poznania ciekawych ludzi i od uświadomienia sobie, że jest wiele ciekawych publikacji, które trzeba samemu połknąć, aby czegoś się dowiedzieć o przedmiocie studiowania. Studiowałem informatykę na V sem i Zarządzanie przedsiębiorstwem na III (zrezygnowałem) – wszystko marność, lecz teraz umię sam dobierać książki, publikacje które mnie ciekawią.
O dziwo dwa tygodnie temu wpadłem na podobny pomysł, z tymże odnośnie uświadomienia maturzystów jak powinna wyglądać prezentacja. Nie jestem profesjonalistą, lecz przetrwałem dwie prezentacje maturalne (język polski i ukraiński z bardzo dobrym skutkiem), do tego prezentacje na studiach więc doświadczenie skromne jest i świadomość pewnych elementów, jakie w prezentacji muszą być, też. Do 6:00 nad ranem opracowywałem plan takiego szkolonka (chwilka teorii i reszta konkretne odpowiedzi i ćwiczenia), 4 dni później byłem w jednym liceów z gotową propozycją, odrazu ustalając dogodne dla szkoły terminy, dla każdej z klas. Następnego dnia otrzymałem telefon, że nie mając uprawnień, certyfikatów, papierków ze szkoleń, szkoła nie zgodzi się na „indoktrynację”. Nie poddając się następnego dnia pojawiłem się jeszcze raz, aby dowiedzieć się więcej – w efekcie znów otrzymałem zielone światełko, z tymże mogłem to zrobić poza godzinami lekcyjnymi. W ten podziałek byłem u każdej III klasy z zaproszeniem, z podaniem strony z danymi do kontaktu. Teoretycznie prawie połowa (ok. 100) wstępnie chętnych, na stronę zajrzało 30. Zaraz po zaproszeniu maturzystów znów dostałem czerwone światło – szkoła wycofała się z udostępnienia sali, choć 2 polonistki z którymi rozmawiałem w ostateczności były „za”. W efekcie mam 5 osób gotowych do szkolenia poza terenem szkoły – moje „top gun” :)
Moja sugestia jest taka, abyś przygotował sobie „szybki i precyzyjny plan ataku w rodziców” gdyby ci we wrześniu chcieli żądać papierków, certyfikatów. Jesteś w tej korzystniejszej sytuacji, że wciąż studiujesz więc wrazie czego przekonaj, że jest to swoistego rodzaju praktyka, nawet możesz przygotować sobie papierek od dziekana. Mając taki plan B, pomimo jakiś zawirowań, będziesz nadal zmotywowany :)
Życzę Tobie powodzenia. Trzymam kciuki aby „wychylenie się” pozostawiło długi ślad :)
Pozdrawiam,
Orest
CZAD! :)
Pomysl ze szkoleniem dla rodzicow – GENIALNY! :) Bardzo mi sie podoba – zarowno tematyka szkolenia, jak i samo podejscie:
– zidentyfikowanie prawdziwej, niezaspokojonej potrzeby (na dodatek MASOWEJ!)
– link pomiedzy wlasnymi kompetancjami, a mozliwoscia zaspokojenia tej potrzeby
– blyskawiczne „chwycenie” tego pomyslu oraz konkretne i skuteczne dzialanie, prowadzace prosto do jego realizacji
Czapki z glow! :)
Powodzenia!
Kuba
Ja bym się Kuba na Twoim miejscu nie cieszył – jeśli rodzice i dzieci staną się bardziej odporne na reklamę, to Twoja praca będzie żmudna lub będziesz musiał wymyślić nowe sposoby ;) Co do reszty się zgadzam – pomysł i trafienie w rynek proste lecz genialne :)
Orest
Napisałeś: „jeśli rodzice i dzieci staną się bardziej odporne na reklamę, to Twoja praca będzie żmudna”
Im trudniejsze jest zadanie, tym bardziej w cenie są ci nieliczni, którzy potrafią je wykonać. Wiem coś o tym :-)
pozdrawiam serdecznie
Alex
@Orest & Alex
Mnie to cieszy – im trudniej bedzie na tym rynku, tym wiecej powodow beda mieli producenci marek dla dzieci, by zwrocic sie do Los Mejores o skuteczne wsparcie w realizacji ich celow marketingowych i sprzedazowych :)
Nie znamy planow zawodowych Bartka, ale po takim doswiadczeniu, popartym faktyczna i praktyczna wiedza, do ktorej dostep maja nieliczne osoby (czytaj: zapewnily go sobie dzieki wlasnemu dzialaniu) moze stac sie doskonalym specjalista-konsultantem dla agencji reklamowych oraz ich Klientow w obszarze „etycznej komunikacji marketingowej produktow dla dzieci”. Rynek tych produktow jest ogromny, a patrzac na liczbe mam z wozkami w parkach bedzie tylko lepiej. To jest genialna specjalizacja po takim kierunku studiow. O ile oczywiscie o to Bartkowi chodzi i ten pomysl mu sie spodoba po przetestowaniu go w praktyce.
Pozdr,
Kuba
No tak – o tym nie pomyślałem :) Zawsze jednak zostanie grupa osób nie świadoma, która będzie rynkiem dla amatorów lub rzemieślników – podobnie jak w branży mentoringu, couchingu :)
Pozdrawiam,
Orest
@Bartek – super!
To prawda ze najlepsze pomysły pojawiają sie znikąd lub po prostu chwilowej potrzeby.Zawsze potem najtrudniejsza jest realizacja choć dzięki takim postom jak ten można to zmienić.Najważniejsze dla mnie zdanie „Wszystko co robisz musisz robić z pasją” – tak sie składa ze skończyłem dziś czytać książkę R.Bransona „Screw it,let’s do it” i jest tam jedna myśl (z wielu prostych ale jakże prawdziwych) która uzupełnia Twoją – „HAVE FUN,WORK HARD AND MONEY WILL COME.Ale nadal trzeba mieć pomysł.:(
@Alex ten przykład po raz kolejny potwierdza słuszność prowadzenia tego blogu .
@Kuba dziękuje za wskazówki – będą bardzo pomocne
Pozdrawiam Maciek
Bartek gratuluję pomysłu!
Bardzo mi się spodobało wypunktowanie przez Ciebie „recepty na realizację własnych pomysłów”. Zapisałem + wężykiem :). Po przeczytaniu tego postu poczułem wręcz, że jesteś mocno nastawiony na sukces w realizacji swojego pomysłu, życzę powodzenia!
Wiele razy spotkałem się tak u siebie jak i u znajomych z nagłym spadkiem motywacji. Pomysł, który początkowo wydawał się świetny (i taki był), z biegiem czasu tracił impet. To znaczy zapał osoby do dalszej jego realizacji gasł pomimo:
– poświęcenia czasu na jego dokładne przemyślenie,
– udoskonalenie pomysłu w trakcie prac (produkt/usługa jeszcze lepszy jakościowo, tańszy i trafiający w nowe nisze rynkowe)
– nabycia wiedzy i kompetencji potrzebnych do jego realizacji (czasem osoby to już miały),
– szybkiego przełamania początkowych problemów,
– mimo ciągłej namowy, chwalenia postawy i dopytywania przez przyjaciół „jak idzie”,
– zakupienia (czasem dużym kosztem) wiedzy / urządzeń / narzędzi,
– mimo braku konkurencji i innych przeciwwskazań.
Nagle, bez żadnych racjonalnych przyczyn chęci znikają. Tłumaczone brakiem czasu, błahymi problemami, kwitowane ogólnikowym „to jednak nie wypali”.
Ja mam kilka swoich sposobów na auto motywację. Dobra lektura z domowej, dobrze znanej biblioteczki, odwiedziny na blogu Alexa i odkrywanie nowych wartości starszych postów, samotny jednodniowy wypad w góry żeby naładować baterie. Nie każdy jednak ma podobne potrzeby do moich. Stąd moje następne pytanie.
Co jeśli widzimy, że gaśnie nam zapał u przyjaciela? Delikatna próby zmotywowania go nic nie działają. Znacie może jakieś domowe sposoby „leczenia”.
Czy uważacie, że jeżeli zainteresowany nie ma chęci dalej realizować pomysłu to jego sprawa?
Czy uważacie, że jeśli się sam nie zmotywuje to mu nic nie pomoże?
Alex mam jeszcze pytanie do Ciebie: czy na pewnym etapie rozwoju człowiek jest już na tyle dojrzały, że nie potrzebuje już się motywować?
Pozdrawiam i dziękuję za Wasze sugestie
Arek
Właśnie poraz kolejny łapię się na tym, że po przeczytaniu takich historii jak Bartka czy Kuby myślę sobie: „trzeba chcieć i działać, a sukces murowany” po czym gwałtownie spada mi motywacja we krwi. Miałem w planach „Sztukę możliwości” Zandera, lecz muszę zrobić coś z poziomem motywacji – idę do „Screw it, let’s do it”. Muszę zaaplikować sobie jakieś dobrego patcha na mój kiepski software :/
Dobrej i spokojnej nocki życzę,
Orest
@Orest Jak jesteś naładowany energią, wtedy jest najlepszy moment żeby zrobić pierwszy krok. Taki drobny nawet. Po pokonaniu tej bariery musisz tylko zadbać o to, żeby zrobić też i drugi (potem trzeci itd.).
„Zen To Done” opisywał, że z czasem, gdy zabieramy się za realizację jakiegoś działania, przeraża nas jego złożoność. Wtedy po prostu trzeba zacząć od tej najmniejszej cegiełki (to jest dokładnie to, o czym jest cały ten wątek).
Dobre pomysły nie są warte nic. Dobre realizacje są bezcenne.
Dziękuję za wszystkie komentarze – czytając je człowiek robi się jeszcze bardziej zdeterminowany do działania.
@Kuba – tak jak napisałeś, rynek produktów i usług skierowanych do dzieci jest ogromny i wciąż rośnie. Na chwilę obecną dostępnych jest ok 10 kanałów skierowanych tylko i wyłącznie do dzieci. Wkrótce pojawić się ma kanał Bebe TV, którego grupa docelowa to ( uwaga! ) dzieci w wieku 6 – 36 miesięcy! Może wielu osobą jest to na rękę – posadzić dzieciaka przed TV i mają święty spokój.
Szkolenia, które chcę zaoferować mają pomóc rodzicom, ale nie ma co ukrywać, że przykład idzie z góry. Podczas jednej rozmowy z mamą przedszkolaka mówiła mi, że jej dziecko jest bardzo podatne na reklamy. Moja odpowiedź była krótka – idź do łazienki i popatrz jakie kosmetyki masz na półce i dlaczego właśnie takie :D Jak dziecko ma odmówić sobie batonika skoro rodzice też wrzucają do koszyka towary, których nie było na liście zakupów, ale biorą bo jest „promocja” .
a na koniec coś dwie fajne kampanie:
1. ta zabawna, aczkolwiek może niektórym dać do myślenia:
http://pl.youtube.com/watch?v=nojWJ6-XmeQ
2. ta odnosi się do tego co napisałem:
Children See. Children Do.
http://pl.youtube.com/watch?v=7ZscS775ek8
Pozdrawiam serdecznie
„Kopiowanie pomysłu na zasadzie: ja też otworzę naszą-klasę i zarobie kupę kasiory z góry skazane jest na porażkę. ”
I prawda i nie prawda :) To co Pan robi to zwykle skopiowanie SUPERNIANI z drobnymi modyfikacjami. Troszke pozno ale to nic nie szkodzi bo adaptacja bardzo ciekawa i mam nadzieje z sukcesem. Nalezy jednak przyjac ze jej sukces jest oparty na fakcie ze grunt pod to przygotowal program TVN, zasada jest ty identyczna jak w przypadku zakladania szkol tanca po „tancu z gwiazdami”. Gdyby nie nowe uksztaltowanie spoleczenstwa przez TV oba przedsiewziecia lokalnie nie mialby wiekszego wziecia i bylby mozolnym hobby ale dzieki PR w tv kazdy rodzic bedzie teraz utozsamial sie z jakims tam wzorcem. Zycze wiec dodatkowo wznowienia emisji SUPERNIANI co zaowocuje nadzwyczajnymi ulatwieniami w przekonywaniu dyrekcji placowek oraz rodzicow. Niech Pan tez znajdzie jakies stare odcinki ktore pomoga Panu zdobyc 'wiedze’ :)
„Przedstawię moją receptę na to, aby dążyć do realizacji własnych pomysłów:
* Po pierwsze: o swoim pomyśle informuj najbliższych ..”
Nie sa to Pana recepty a wycztana wiedza z ksiazek, ba zdaje sie ze i Alex juz to przytaczal w zamieszchlych czasach jesli mnie pamiec nie myli.
Pozdrawiam i sukcesow w przedsiewzieciu.
Drogi anonimowy Czytelnku
Na czy ma w tym konkretnym wypadku ma polegać, cytuję „zwykle skopiowanie SUPERNIANI z drobnymi modyfikacjami.” Przede wszystkim proszę o wyszczególnienie tych drobnych modyfikacji, po usunięciu których z projektu Bartka zrobi się stuprocentowa Superniania :-)
I na czym polega ta „identyczność zasad”?
Pisząc z całą stanowczością „Nie sa to Pana recepty a wycztana wiedza z ksiazek,” ciekawi mnie skąd posiadasz wiedzę, że Bartek rzeczywiście zna to z książek, a nie wpadł na te, proste przecież rzeczy, samemu? Rozmawiałeś z nim na ten temat?
To całkiem normalne zjawisko, że poszukując dróg wynajdujemy często nieświadomie takie, które stosowali już niezliczeni ludzie przed nami. Nie musi to oznaczać, że od kogoś je skopiowaliśmy.
Dodatkowo, Bartek pisze „Przedstawię moją receptę…” Jak każda recepta, może ona składać się ze składników wyprodukowanych gdzieś indziej :-) Co innego byłoby, gdyby napisał „wymyśliłem że”
Tak więc proponuję (bezpłatna konsultacja) przemyślenie jak patrzysz na rzeczywistość i komunikujesz o tym otoczeniu. To może oszczędzić wielu rozczarowań w przyszłości.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia
Alex
PS: idąc Twoim rozumowaniem to cały mój blog jest wtórny, bo już Mickiewicz napisał „Młodości, ty ponad poziomy wylatuj” a ja przecież tylko rozwijam tę myśl z praktycznego punktu widzenia :-)
PPS: Mam nadzieję, że nie pogniewasz się na formę zwracania się przez Ty, która jest zwyczajową na tym blogu
Drogi Alexie
Przepraszam za moja ostrosc wypowiedzi. Taki typ czlowieka we mnie siedzi jestem swiadom ze moze to kluc i przeszkadzac. Wysoki poziom krytyki stymuluje czasem do roznych przemyslen.
Powiedzmy ze superniania jest 18-to kolowa ciezarkowa a Bartek jest fiatem multipla ;) Takie sa roznice. I wcale nie widze potrzeby modyfikacji Bartka w nianie, Bartek ma swoje przedsiewziecie wlasne. To tak ze kiedys ford zbudowal samochod a dzis bmw tez je robi, cztery kolka i pudelko wiec pomysl nie nalezy do bmw ale interes sie kreci.
Identycznosc zasad – mowiac to mialem na mysli wysoka ilosc ulotek z kursami/szkolami tanca na jakie natrafialem w ciagu polroku od pojawienia sie na ekranie tv „tanca z gwiazdami”. Tak samo widze supernianie, jest-byl okres na zakladanie takich poradni, grunt spoleczny poprzez media zostal przygotowany. Kiedys bylo tak ze jak dziecko w markecie plakalo i matka niereagowala to bylo slychac z boku rozne glosy o zlej matce, a dzis ludzie wiedza ze „niech sobie maly manipulant poplacze zobaczy ze nie tedy droga to mu na zdrowie psychiczne wyjdzie” – z taka sytuacja ja sie spotkalem w markecie.
Skad wiem ze Bartek „recept” nie wymyslil. Oczywiscie nie wiem, zakwalifikowalem go do osoby wyksztalconej to raz, dwa to fakt ze owa wiedza nie jest juz wiedza tajemna, mozna ja przeczytac nie tylko w ksiazkach ale tez poradnikach gazetowych ala „charaktery” a nawet niskich lotow portalach typu onet czy wp, o2, interia. Slowa te napisalem niejako z przekasem gdyz i Bartek krytycznie odniosl sie do kopiowania pomyslow na portale, jakkolwiek nie warto liczyc na milionowe zyski ale wiedza i praktyka z tworzenia nowego web 2.0 jest jakims tam rozwojem dla okreslonej grupy osob i moze w przyszlosci zaowocowac nawet jesli projekt okaze sie kompletna klapa.
Kazdy kij ma dwa konce, przykladowo jedna z rad Bartka
„Patrz co możesz zrobić więcej dla ludzi, z którymi pracujesz, dla klientów itd. To może być dostarczenie towaru do domu, analiza oferty tak, żeby była najlepiej dopasowana do klienta, ale także tak banalne sprawy jak życzenia świąteczne :)”
Imho rada z kartami jest wysmienita rada z dostarczaniem towaru juz gorsza, przy obecnych kosztach paliwa wrecz zabojcza. Nawet wielkie sieci typu mediamarkt choc dowoza towar robia to malo chetnie i z opoznieniami. Moim zdaniem wynika to z naspetujacej zasady. Klient oczekuja taniej uslugi, powiedzmy ze porada Bartka kosztuje 100pln, jesli musialby dojechac 30km do klienta … ilosc pieniazkow w kieszeni zmalalby drastycznie, jesliby dodal do ceny kilometrowke klient poczulby sie urazony dodatkowym 50pln za dojaz. Oczywiscie mozemy powiedziec ze Bartek bedzie zarabial 500pln za klienta ale nie widze tegoz. Powyzsze przemyslenie to czyste dywagacje grubymi nicmi szyte :)
ps. Na nic sie nie gniewam oczywiscie. Wrecz przepraszam za moj krytyczny stosunek do wielu spraw, raz wypowiedziany ma swoj dodatni efekt powtarzany zbyt czesto ujemny.
Arek:
Mam znajomego, który ma pewną rzadką umiejętność, a do tego kilka innych (popularniejszych) lecz lekko zmodyfikowanych. Znajomy sprawdzał się w pewnej dziedzinie kiedyś, po czym miał przerwę. Teraz ma wiele wymówek, „ale” i zwątpień, czy sobie poradzi. Efekt jest tak, że więcej czasu poświęca na wymówki niż poświęciłby na „załatwienie” sobie pracy w swojej dziedzinie. Próbowałem wszystkiego, od przymuszania, przekonywania że się nadaje, zachęcania, proszenia, rozpościerania pięknych wizji… największe wrażenie zrobiło na nim to, co powiedziałem: „Ja już nic od Ciebie nie oczekuję – to Twoja decyzja, Twoje życie i warto się zastanowić, czy poświęcenie 1 dnia na przekonanie innych do siebie, 2-3 miesięcy pracy za darmo i z pewnym dostosowaniem się do reguł panujących w danej firmie jest warte 40-70 lat przyszłego życia w poczuciu spełnienia?” Od tamtej rozmowy nie nalegam, nie widuję się ze znajomym. Zapewne to nie najlepsza droga, lecz jedyna jaką wymyśliłem w tym przypadku. Tutaj Alex mógłby dać nam więcej wskazówek.
Mariusz:
To bardzo cenna wskazówka, z którą mam problem w implementacji. W napływie motywacji robię krok do przodu, po czym przytłacza mnie złożoność działania i robię dwa kroki do tyłu. Po przeczytaniu pierwszych stron „Screw it, let’s do it” zdaję sobie sprawę, że mój brak motywacji jest nieracjonalny i nie prowadzi do niczego dobrego. Nie zmienię drastycznie swojego nastawienia i nie zadziałam pod wpływem impulsu, bo zmiany we mnie powinny być delikatne dla mnie, znaczne dla otoczenia – wtedy ja się czuję naturalnie, a otoczenie zyskuje z dnia na dzień. To inne podejście do zmian w człowieku, może mniej efektowne, lecz gwarantujące długotrwałość efektu.
Bartek:
„idź do łazienki i popatrz jakie kosmetyki masz na półce i dlaczego właśnie takie”
Ten drugi klip z youtube powinien być emitowany w tv. Sam zdałem sobie sprawę jakiś czas temu, że dzieci biorą właśnie przykład z zachowań innych dorosłych – np. gdy w pobliżu są dzieci to czekam cierpliwie na zielone światło na przejściu dla pieszych (w innych sytuacjach dość nagminnie przechodzę na czerwonym).
wk:
Mariusz napisał w końcu swoje postu ciekawe spostrzeżenie: „Dobre pomysły nie są warte nic. Dobre realizacje są bezcenne.”
Przed naszą klasą było mnóstwo portali społecznościowych, do nawiązywania kontaktów. Dopiero drobna modyfikacja, że podzielimy ludzi na klasy sprawiła, że nasza-klasa odniosła wielki sukces. Pytanie, czy takie drobne modyfikacje są złe? Skłaniam się ku temu, co wielokrotnie pisał Alex, że tylko 20 % działań (ta drobna modyfikacja) daje aż 80 % efektu/pozytywnej różnicy. Odpowiedz sobie na pytanie, czy w takim razie warto być przeciwnikiem „skopiowanej SUPERNIANI z drobnymi modyfikacjami” która robi 80% pozytywnej różnicy?
Blog Alexa jest jedynym blogiem, który czytam pomimo jego „wtórności” :)
Pozdrawiam,
Orest
Arek:
Nie znam calej jedynie slusznej histroii naszej-klasy. Przed NK byly juz takie portale z podzialem na klasy, moim skromym zdaniem sukcesz NK zawdziecza dlugiej promocji na glownej stronie gazety.pl i to zapewne za darmo – tzn z nadzieja na zysk. Zobacz z jaka nienawiscie odnosi sie teraz gazeta do NK, dlatego ze sprzedali sie Niemcom a nie im. Trzeba by siegnac do przeszloszci i zobaczyc w ktorym miejscy nagle bardzo szybko zaczelo narastac NK klientow, ocenic miesiac w przod i tyl wszelkie oscienne parametry i mysle ze wyszlaby z tego niezgorsza praca magisterska – pewnie juz powstaje ;)
“Dobre pomysły nie są warte nic. Dobre realizacje są bezcenne.” – to bardzo mily slogan ale jest tylko sloganem, moze dodac energii ale racjonalnie jest conajmniej niepelny. Jako case study proponuje zycie Richarda Bransona dawno tego nie sluchalem jego wypowiedzi ale zdaje sie ze Richard do poznej starosci nie odroznial pojec popytu i podazy ;)
Zasada pareto o ktorej wspominasz ma troche inne przekladnie. 20% dzialan nie da ci 80% efektu … chyba ze wdrazasz jeszcze wynalazek, usprawnienie itp. o cfaniakowaniu typu „odpisze sobie prace domowa i zalicze” jako przykladu pareto nie wspominam. Zreszta wszytko to gdybanie sobotnie bo tyle jest pozytywnych i negatywnych przykladow ile ludzi.
Wk
Nie musisz za nic przepraszać, w końcu to jest blog edukacyjny i wystarczy po prostu wyciągać wnioski.
Niestety mam znowu uwagi do twojego sposobu wyrażania się, który niezupełnie pasuje do stylu i poziomu tego serwisu.
Piszesz: „Nie znam calej jedynie slusznej histroii naszej-klasy.”
Abstrahując on niechlujnego używania klawiatury oraz lekceważenia zasady pisania tzw. imion własnych z dużej litery (a więc „Naszej Klasy”) do czego ma służyć określenie „jedynie słusznej”?
Tak samo piszesz „Zobacz z jaka nienawiscie odnosi sie teraz gazeta do NK”
Widziałeś kiedyś, aby jakaś firma nienawidziła innej?? Firmy podejmują działania z kalkulacji biznesowej, marketingowej czy innej, ale jako jednostki prawne nie posiadają (wbrew powszechnemu mniemaniu) uczuć. Możemy mówić o uczuciach pracujących tam ludzi, ale wtedy warto rozróżnić między pojęciami „nienawiść” a np. „niechęć”, zazdrość”, „rozczarowanie”. Jeśli potrafisz się posłużyć takimi rozgraniczeniami , to proszę używaj ich na tym blogu.
Powołujesz się na życie Richarda Bransona używając przy tym określeń „do późnej starości” (Branson niedługo obchodzi 58 urodziny, więc trudno jest mówić o późnej starości :-)), oraz twierdząc „nie odroznial pojec popytu i podazy”. Podając takie „sensacje” na tym blogu zamieść ich wiarygodne źródło, inaczej będziemy mieli ze sobą spory problem.
Twój akapit o Zasadzie Pareto pozostawię lepiej bez komentarza.
Tak więc proszę, abo zrób coś z Twoim pisaniem, albo potrenuj gdzieś indziej
Pozdrawiam
Alex
Wk – chyba odpisałeś na mój komentarz, więc już odpowiadam :)
Również nie znam szczegółowo historii NK. Pamiętam, że dość dawno natrafiłem na NK przypadkiem, gdzie powoli dopisywały się szkoły i klasy. Być może na sukces złożyła się promocja przez Agorę. To nadal oznaczałoby, że Agora zauważyła coś, czego nikt wcześniej nie widział w tego typu podobnych portalach.
Jeśli więc historia NK wg Ciebie wygląda tak jak opisałeś, to slogan „Dobre pomysły nie są warte nic. Dobre realizacje są bezcenne.” jest jak najbardziej prawdziwy. Ktoś już tworzył portale społ. z podziałem na klasy, lecz nie zrealizował tego tak, aby odnieść sukces.
Zasada Pareto sprawdza się w wielu dziedzinach, o których sam Vilfredo Pareto nie słyszał. Nie musi to być koniecznie wynalazek. Na dowód prawdziwości zasady Pareto w życiu niech posłuży komentarz Alexa lub moje prywatne doświadczenia: do matury wybrałem 20% najważniejszych zagadnień (ze wszystkich jakie zebrałem) co przyniosło 90% możliwych pkt, prezentacje na studiach podobnie, a teraz staram się tak zarządzać moim czasem wg postu Time management czy Zasada Pareto?. Dla mnie to tak oczywiste dowody, że cieżko znaleźć mi argumenty.
Z przykładami w ostanim zdaniu się zgodzę. Nie każdy potrafi zastosować tę metodę, przez co staje się zaprzeczeniem zasady.
Miłego sobotniego wieczoru życzę :)
Orest
Czołem ;]
Alex, piszesz:
„Abstrahując on niechlujnego używania klawiatury”
literówka, jak widac, każdemu się może zdarzyc ;]
Dorzucę 3 grosze z własnej kieszeni w temacie zawsze chłodnej kalkulacji stosowanej przez gazety ;]
Znany jest mi przypadek, gdzie na jednej z pierwszych stron jednego ze dzienników w moim mieście pojawił się artykuł szkalujący osobę z mojego bliskiego otoczenia,zawierający informacje nieprawdziwe i obraźliwe(nazwano go m.in. złodziejem). Jakby tego było mało, bezprawnie podano w artykule dane osobowe tej osoby. Jak się po jakimś czasie okazało, inspiracją i źródłem, z którego korzystano przy pisaniu tego artykułu był…”życzliwy” sąsiad mojego znajomego, który był klasowym kolegą jednego z redaktorów ;]
@Orest
Tak to bylo do Ciebie z 'zaganiania’ zle spojrzalem :) Zasadnioczo zgadzam sie z odpowiedzia, masz niezly styl :)
@Alex
Pytasz mnie o zrodlo … prosze, wprawdzie jak prawdziwy dyslektyk wkradlo sie w moja wypowiedz przeklamanie, nie popyp i podaz a brutto i netto, odpowiedzi na Twoje watpliwosci zaczynaja sie od 15-tej minuty.
http://www.ted.com/index.php/talks/view/id/181
Po jednym zdaniu widze ze jednak odpuszcze pisanie czeste, ciekawe ile razy Richard razy zostal delikatnie 'odsuniety’ z powodu dyslekcji … wyszlo mu to na dobre, usmiechniety facet ;)
Jednym zdaniem, swiata nie da sie zamknac w roznych wypowiedziach, profesor moze mieszkac pod mostem a po szkole sredniej mozna byc milionerem, czasem ciezka praca, czasem pomyslem, czasem spadkiem, czasem szczesciem bycia w dobym miejscu, czasie. Czasem tez probujac maksymalizowac swoje szanse minimaluzujemy je a czasem mozolne wysilki maksymalizujace sa niczym w porownaniu z jedna decyzja.
Pozdrawiam, polecam wszytskim linki z ted
Michał
Literówki zdarzają się i mnie i jako pojedyncze zjawisko nie są problemem. Przeczytaj uważnie jak Czytelnik napisał swój komentarz to będziesz wiedział o co mi chodzi.
Co podany przez Ciebie przykład ma wspólnego z tym, co napisałem?
Pozdrawiam
Alex
WK
W międzyczasie napisałeś Twój komentarz do którego się odniosę.
„wkradlo sie w moja wypowiedz przeklamanie, nie popyp i podaz a brutto i netto”
To rzeczywiście „drobna” różnica, zwłaszcza jak na blog zajmujący sią między innymi biznesem :-)
„wyszlo mu to na dobre, usmiechniety facet ”
Zyczę Ci powtórzenia jego sukcesu.
Intencja twojego ostatniego akapitu jest dla mnie całkowicie niejasna, zostawiam to bez komentarzy
pozdrawiam
Alex
Alex pisze:
„Co podany przez Ciebie przykład ma wspólnego z tym, co napisałem?”
„Widziałeś kiedyś, aby jakaś firma nienawidziła innej?? Firmy podejmują działania z kalkulacji biznesowej, marketingowej czy innej, ale jako jednostki prawne nie posiadają (wbrew powszechnemu mniemaniu) uczuć. Możemy mówić o uczuciach pracujących tam ludzi, ale wtedy warto rozróżnić między pojęciami “nienawiść” a np. “niechęć”, zazdrość”, “rozczarowanie”. Jeśli potrafisz się posłużyć takimi rozgraniczeniami , to proszę używaj ich na tym blogu.”
Przychodzą mi do głowy dwie rzeczy które możesz chciec powiedziec:
1. Powiedzenie że jedna firma nienawidzi drugiej jest zawsze niepoprawne w świetle definicji jakimi posługuje się prawo.
Tutaj masz rację – firma to imię i nazwisko albo nazwa.
Ale w codziennym języku posługujemy się takimi wypowiedziami jak „cele firmy”, „działania firmy” – i w tych wypadkach nie ma wątpliwości co do tego, że cele wyznaczają (a decyzje podejmują) ludzie, a nie ich nazwy. Myślę, że wypowiedź wk dotyczyla bardziej potocznego rozumienia słowa „firma” niż tego wynikającego z definicji legalnych ;]
2. Na działania firmy (w potocznym znaczeniu tego słowa :) nie mają wpływu uczucia takie jak sympatie\antypatie ludzi, którzy te działania kształtują.
Tego właśnie dotyczył mój przykład.
Bartek,
Kilka moich przemyśleń
Pierwsze, żebyś nie zapomniał tego szkolenia kilkakrotnie przećwiczyć przed grupą przyjaciół, zanim wystąpisz (tak, jak pianista musi poćwiczyć przd konservtem), dostać od nich feedback i nagrać całość i przeanalizować video. Powtórzyć to kilka razy aż będzie szło dobrze. (If you fail to prepare you prepare to fail.)
Drugie odnośnie dyplomów i papierów. Jeśli nie bierzesz za to pieniędzy to nie rozumiem, dlaczego by mieli coś od Ciebie wymagać? Jeśli chodzi o naukę za pieniądze, to w Polsce było w ostatnich latach mnóstwo nadużyć polegających na tym, że ludzią się tylko wydawało, że mają stosowne kwalifikacje (np. uczenie angielskiego po CAE). To na ogół nie były oszustwa z premedytacją, tylko ludzie przekonani o swojej wielkości, bez dokonania konfrontacji z naprawdę profesjonalnymi instuktorami i dlatego w takim wypadku wymaganie formalnych kwalifikacji jest zrozumiałe.
Trzecie, że pewnie większość tych matek będzie „niereformowalna” i jedynie będzie oczekiwać od Ciebie potwierdzenia ich własnych poglądów. Poza ogólną uwagą, żeby się na to przygotować nie umiem powiedzieć co robić w takiej sytuacji. Może ktoś inny ma tu jakieś doświadczenia?
Czwarte, że cały postęp się dokonuje metodą minimalnych zmian tego, co już było i tu bym się zarzutami niektórych czytelników nie przejmował. A nawet gdybyś dokładnie powtórzył po kimś jakieś wartościowe szkolenie to i tak by to mogło być bardzo cenne przedsięwzięcie. Przecież twoim celem jest tu dotrzeć do określonych ludzi, a nie dostać nagrodę Nobla. A nawet takie szkolenie może być początkiem drogi, która doprowadzi Cię do nagrody Nobla z ekonomii, lub przynajmniej do dobrej własnej firmy, więc pomysł trzeba koniecznie zrealizować bo zyskać można bardzo wiele.
Mam jeszcze dwa pytania o szkodliwość reklamy dla klienta:
1. O ile procent przeważnie reklama podnosi cenę produktu? Jakie są to rzędy wielkości?
2. Jeżeli chcę kupić czekoladę i produkują ją kilka firm i wybieram tą, która się lepiej zareklamowała to jest OK. Ale jeśli nie mam potrzeby kupić czekolady i tą potrzebę dopiero wzbudza we mnie reklama i pod jej wpływem ją kupuję – to jest znowu działanie na moją szkodę przez różne metody manipulacji. Jak często występuje ten drugi sposób oddziaływania reklamy w porównaniu z pierwszym?
pozdr.
Mirek
Michał
Mieszamy tutaj Bartkowi w wątku, więc tylko krótko:
Napisałeś: „w codziennym języku posługujemy się takimi wypowiedziami jak “cele firmy”, “działania firmy””
Rozumiesz różnicę pomiędzy przytoczonymi przez Ciebie celami czy działalnością firmy, a „nienawiścią” firmy o której pisał Wk?
Jeśli tak, to dalsza dyskusja na ten temat jest bezprzedmiotowa, jeśli nie, to chyba bezcelowa.
Jeśli chodzi o punkt 2 to czegoś takiego nigdy nie twierdziłem :-)
Bartek
Jak widzisz, kiedy zrobisz coś niezwykłego, wtedy zawsze znajdą się ludzie, którzy w negatywny sposób będą się o tym wyrażać. To jest normalne i nie należy się tym przejmować :-)
Jeśli chodzi o punkt pierwszy Twojej recepty, to niechcący wzmocniliśmy jego oddziaływanie, bo o tym projekcie wie teraz już nie tylko Twoja dziewczyna i rodzina, ale mnóstwo osób czytających ten blog, nie licząc dwóch znajomych dyrektorów, którym zdążyłem w międzyczasie o Tobie opowiedzieć :-)
Co powiesz na taką presję? :-)
Aby nieco ją zmniejszyć, to deklaruję, że chętnie udzielę Ci jakiegokolwiek wsparcia, oczywiście free of charge.
Arek
Zapytałeś: „czy na pewnym etapie rozwoju człowiek jest już na tyle dojrzały, że nie potrzebuje już się motywować?”
Nie wiem :-) U mnie jest tak, że jeśli chodzi o rzeczy, które lubię robić, to nie potrzebuję ekstra motywacji, znakomitą większość pozostałych albo zdelegowałem, albo wyeliminowałem z mojego życia.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mirek:
O dyplomach i papierkach pisałem ja. Zgodzę się z Tobą, że nie papier się liczy a prawdziwe umiejętności, zwłaszcza gdy nie pobieramy za to pieniędzy. Nie mniej spotkałem się sam z sytuacją, gdzie chciałem zrobić coś za darmo dla maturzystów, a szkoła wymagała ode mnie papierków potwierdzających kwalifikacji. Przykładem na „bezpapierkowość” jest Alex, mając już wyrobioną markę. Jednak na początku tej marki nie mamy i czasem papierek może być jedyną możliwością – ot taka nasza rzeczywistość.
Z resztą wskazówek jak najbardziej się zgadzam. Cenna jest ta o wywołaniu przykładu doświadczenia kogoś z uczestników – tzw. „nasz człowiek” się z tym spotkał.
Pozwolę sobie odpowiedź na pytania, które zadałeś:
Ad 1. To zależy :) Zależy od efektu skali. Gdy coś reklamujemy, to mamy większą ilość klientów – produkujemy więc więcej. Wraz ze wzrostem produkcji rośnie ten tzw. efekt skali, czyli spada koszt wytworzenia jednej jednostki danego dobra. Ten efekt skali nie rośnie w nieskończoność, bo czasem to wymaga nowych nakładów. Wynik jest taki: jeśli całe nakłady na reklamę podzielimy przez ilość jednostek jakie sprzedamy (czyli ile kosztuje producenta reklama każdej pojedynczej sztuki) jest mniejsza od kwoty jaką uda się producentowi zaoszczędzić w wyniku efektu skali (produkując 500 sztuk koszt jednej wynosi 5 zł, a produkując 1000 szt. koszt jednej jest 4 zł) to wtedy my mamy taniej. Jeśli na reklamę producent wydaje więcej niż oszczędza w wyniku większej produkcji to jako konsumenci dopłacamy za reklamę. Troszkę zagmatwane, ale to pojęcia czysto ekonomiczne – mam nadzieję, że czytelne.
Dodam, że w praktyce występują obydwie sytuacje, gdzie mamy taniej i mamy drożej.
Ad 2) Nie wdając się w szczegóły napiszę, że w psychologii, w języku reklamy funkcjonuje takie pojęcie jak „kreowanie potrzeb”. Objawia się tym, że jak już sprzedaliśmy jedzenie zaspokająjąc podstawowe potrzeby ludzi z piramidy Maslova, to producenci kreują nowe potrzeby – np. iPod, czy iPhone. Tak naprawdę wielu z nas takie zabawki są niepotrzebne, bo zwykłe mp3 czy zwykła komórka te potrzeby zaspokaja. Wykreowano więc potrzebę prestiżu, wyróżnienia się, potrzebę bycia stylowym itp. itd. O kreowaniu Kuba Jędrzejek mógłby więcej napisać :)
Miłoby było, gdybyś Bartek przywołał praktyczne przykłady do tych punktów, a które to przykłady nie przychodzą mi teraz na myśl.
Spokojnej nocki,
Orest
Powodzenia, Bartku!
Piszesz: ” Jeżeli macie jakieś pomysły to zróbcie cokolwiek, aby je zrealizować. Jak nie wyjdzie – trudno. Przynajmniej podjęliście rękawice.”
I tego się trzymajmy, a marudzenie i rozważania „co by było gdyby” zostawmy innym.
Jak napisał Kuba Jedrzejek pod poprzednim postem:
„Ja jestem zawsze gotowy konstruktywną krytykę przyjąć. Wysłucham, zrozumiem i… zrobię po swojemu…”
„Rozumiesz różnicę pomiędzy przytoczonymi przez Ciebie celami czy działalnością firmy, a “nienawiścią” firmy o której pisał Wk?
Jeśli tak, to dalsza dyskusja na ten temat jest bezprzedmiotowa, jeśli nie, to chyba bezcelowa.”
Jak by nie patrzec, masz racje ;]
Pozdrawiam
Michał
Orest,
Dziękuję za odpowiedź. Sam bym na to nie wpadł. Kilku moich znajomych nawet specjalnie stara się kupować produkty, których reklamy nigdy nie widzieli, aby płacić tylko za produkt, a nie za jego reklamę. Ale może nie mają racji?
pozdr.
Mirek
Orest Tabaka pisze: „producenci kreują nowe potrzeby – np. iPod, czy iPhone. Tak naprawdę wielu z nas takie zabawki są niepotrzebne, bo zwykłe mp3 czy zwykła komórka te potrzeby zaspokaja.”
Odniosę się do podanego przez Ciebie przykładu, ponieważ nie jest on w pełni jednoznaczny. Patrząc na cenę i elegancję iPodów można dojść do wniosku, że to jest jedynie zaspakajanie sztucznie wykreowanych snobistycznych potrzeb. Patrząc na prostotę obsługi i całą otoczkę związaną z infrastrukturą iTunes trzeba powiedzieć, że w momencie wejścia z tym produktem na rynek Apple wyprzedziło konkurencję o całe lata.
Gdy Apple zaoferowało pierwszego iPoda miałem odtwarzacz Creative D.A.P. Jukebox z dyskiem mechanicznym 6GB – wówczas największym w swojej klasie (dotychczas leży w mojej szufladzie). Czy wiesz, że po zapełnieniu 5GB to urządzenie startowało 2 minuty. A po zapełnieniu 5.9GB przestawało działać.
Abstrahując od kwestii snobizmu, Apple dało ludziom działąjące urządzenie i możliwość łatwego kupowania poszczególnych piosenek.
Mirek:
Ekonomiści uwielbiają w rozważaniach przyjmować warunek „Ceteris paribus”, czyli że wszystko inne jest stałe. Np. dla wszystkich produktów i tych reklamowanych i niereklamowanych stała jest marża, stałe koszty magazynowania, pakowania, transportu, obsługi klienta itp. Ciężko to rozstrzygnąć. Kupując towary reklamowane najczęściej spotykamy się z lepszą jakością czy też z innym tylko opakowaniem. Więc jeśli Twoi znajomi kupują produkty o podobnej jakości i wszystkimi usługami towarzyszącymi (gwarancja, raty, dostawa, serwis itp.) taniej niż gdyby kupili markowe to wtedy zachowują się jak „homo economicus”, czyli rosądnie :)
Aby ładnie to skomplikować, to podam przykład zasłyszany na studiach, lecz nie pamiętam marki. Któraś firma kosmetyczna wypuściła na rynek serię kremów w innym opakowaniu i pod inną marką. W opakowaniu było to samo. Które z klientek czytały opakowania i wiedziały co znajduje się tam, to miały taniej taki sam krem, za który inne klientki płaciły więcej (za markę). Podejrzewam, że było to ukryte badanie, na ile wpływ na klientki ma reklama i poczucie marki :)
Tak naprawdę, to ciężko w dzisiejszych czasach dokonywać racjolnalnych zakupów.
TesTeq:
W kwestii iPoda i przewagi iTunes to się zgodzę – drobna modyfikacja, przynoszą skorą różnicę. Może lepiej, jak cofniemy się do początków odtwarzaczy mp3, fakt, że one zastąpiły DiscMany czy WalkMany. Zobacz jak niewiele osób miało potrzebę chodzenia po mieście, jeżdżenia autobusami ze słuchawkami na uszach, aby coś słuchać. Producenci wykreowali taką potrzebę i zamiast rozmów w autobusach, czy spacerowania i słuchania śpiewu ptaków ludzie słuchają mp3. Inny przykład to kino domowe. Przecież były kina tradycyjne. Nagle wykreowano potrzebę zamiany salonu w kino domowe, HD, 5.1 itp. Jeszcze inny przykład do odtwarzacze mp4, czy to co zaczyna się na naszych oczach rodzić, to telewizja mobilna (w komórkach). W tym roku ma być pakiet kanałów telewizyjnych w cenie ok. 10 zł – pytanie, czy jak 80% posiadaczy komórek korzysta tylko z 20% funkcji w telefonie, to czy telewizja im sama z siebie potrzebna? To nie tłum wymyślił potrzebę posiadania GG w telefonie, bo korzystanie z niego jest czasochłonne.
Byłoby niesprawiedliwym, gdybym stwierdził, że tylko producenci wymyślają potrzebę i ją zaszczepiają u wszystkich. Zawsze jest jakaś mała grupka konsumentów, która chce udogodnień, modyfikacji, ma nowe potrzeby – producent je spełnia po czym kreuje te potrzeby w innych grupach docelowych.
Orest
Orest
„Zobacz jak niewiele osób miało potrzebę chodzenia po mieście, jeżdżenia autobusami ze słuchawkami na uszach, aby coś słuchać. Producenci wykreowali taką potrzebę i zamiast rozmów w autobusach, czy spacerowania i słuchania śpiewu ptaków ludzie słuchają mp3.”
Bardzo dobre spostrzeżenie!! Oczywiście można wykorzystywać odtwarzacze do słuchania audiobooków czy wystąpień (ja tak robię w ramach mojej edukacji), ale tak czyni mniejszość. Być może jest to jednak dalsze rozwinięcie trendu nazwanego jeszcze w latach 90 „cocooning” (Faith Popcorn), teraz już w skali mikro. Wtedy należałoby się zastanowić co jest przyczyną, a co następstwem.
Na ten temat warto otworzyć odrębną dyskusję
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Bartek:
Zastanawiałem się, jakby wyglądał taki kurs, gdybym to ja chciał go robić – pomijam moje nieprzygotowanie merytoryczne. Czy ten kurs poprowadzisz w formie wykładu, bite 2-3 godziny mówienia, czy może planujesz zrobić jakieś ćwiczenia, testy?
Wpadł mi do głowy pomysł, że w pierwszych 15 minutach „zmanipulowałbym”, przemycił jakąś reklamę, po czym zrobił mały test na kartkach. Myślałem o przekazie podprogowym, wykorzystywanym np. podczas kampanii prezydenckiej w Rosji kilka lat temu. Podczas filmu w państwowej telewizji kilkukrotnie włożono pojedynczą klatkę ze zdjęciem kandydata (nie pamiętam, czy to był jeszcze Jelcyn czy już Putin). Efekt taki, że świadomość nic nie widziała a podświadomość sobie zakodowała obraz. Można by zrobić coś takiego, wplatając taką klatkę z np. kwadratem lub innym dziwnym wielokątem w reklamę jogurtu, po czym rozdać kartki, gdzie byłyby różne figury z prośbą o zaznaczenie tej „najulubieńszej” :)
Pokazując dowód, że są takie niebezpieczeństwa w mig skupisz na sobie maksymalną uwagę. Warto pamiętać, że tacy rodzice często już wiele lat nie studiują, więc wykład nie będzie dla nich najlepszą formą.
Taki kurs to jak reklama Twojego produktu pod nazwą „filtr przeciw-perswazyjny” i od układu kursu zależy, czy rodzice kupią to od Ciebie, czy nie :)
Jak Ty wyobrażasz sobie taki kurs?
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Jak myślisz, jak zmanipulowanie uczestników szkolenia (pomijając już kwestie etyczne) wpłynie na Twoją wiarygodność w ich oczach?
pozdrawiam
Alex
Alex:
Przyczyną są potrzeby takich osób jak Ty, które mają potrzebę rozwoju (edukacji, oszczędzania czasu, ułatwienia).
Następstwem tłum wykorzystujący to w celach rozrywki :)
Z tą manipulacją to jest niebezpieczne, jednak przeprowadzenie takiego jednego eksperymentu objawi słabość ludzką i może spowodować, że zechcą się dowiedzieć jak bronić się przed manipulacja w mediach. To moje spostrzeżenie zbudowane na moim modelu postrzegania świata. Zapewne nasze modele się różnią (kwestia doświadczenia), więc chętnie poznam Twoje spostrzeżenie.
Orest
Witajcie wszyscy! :)
Bartek, napisałeś:
Na początek GRATULACJE :). Tak trzymaj!.
„Moja odpowiedź była krótka – idź do łazienki i popatrz jakie kosmetyki masz na półce i dlaczego właśnie takie Jak dziecko ma odmówić sobie batonika skoro rodzice też wrzucają do koszyka towary, których nie było na liście zakupów, ale biorą bo jest “promocja”.
Świetna uwaga. Trafiłeś w sedno tym pytaniem tę Panią.
Orest, napisałeś:
„Ja bym się Kuba na Twoim miejscu nie cieszył – jeśli rodzice i dzieci staną się bardziej odporne na reklamę, to Twoja praca będzie żmudna lub będziesz musiał wymyślić nowe sposoby”
Jeśli spojrzysz z dystansu na społeczeństwa, które były, są i będą chodziły po tej ziemi, to pewnie zauważysz, że zawsze znajdą się osoby tzw. „odporne na wiedze” i zawsze będzie z kim i nad kim pracowac :).
Orest a propos tej ostatniej prezentacji. Oczywiście nie ma to byc akademicki wykład, ale minimum teorii dla zrozumienia zjawiska jest niezbędne. Poza tym można użyc pewnych anegdotek, spostrzeżeń (np ta z dzieckiem w sklepie), rzucic jakiś żart i będzie flow…:)
Kuba Jedrzejek, napisałeś:
„a patrzac na liczbe mam z wozkami w parkach bedzie tylko lepiej”
Widze, że obserwujesz Kuba otoczenie i nastrajasz się na wyłapywanie różnych okazji do realizowania różnych planów….to tzw „dostrzeganie okazji” – w sytuacjach, w których inni nic nie widzą.
„Mnie to cieszy – im trudniej bedzie na tym rynku, tym wiecej powodow beda mieli producenci marek dla dzieci, by zwrocic sie do Los Mejores o skuteczne wsparcie w realizacji ich celow marketingowych i sprzedazowych”
Życzę dobrych kontraktów :)
Wk, napisałeś:
„Nie sa to Pana recepty a wycztana wiedza z ksiazek, ba zdaje sie ze i Alex juz to przytaczal w zamieszchlych czasach jesli mnie pamiec nie myli.”
Polecam zagłębic się w tematykę twórczości. Np dziecko które ułoży piramidkę z klocków w swoim działaniu jest twórcze, gdyż zrobiło bez pomocy czynników czy osób z zewnątrz. Nie ma znaczenia tutaj fakt, że takie wieże z klocków zostały zbudowane miliony razy przez inne dzieci, w innym czasie i miejscu. Czytając post Bartka uważam osobiście, że jego recepta jest najbardziej Twórcza, a jeśli się mylę i pozostaje (OD)Twórcza to i tak mnie to cieszy :)…..BARTEK ! GRATULACJE !! i kontynuuj i nie zatrzymuj się ! :).
” Klient oczekuja taniej uslugi, powiedzmy ze porada Bartka kosztuje 100pln, jesli musialby dojechac 30km do klienta ”
A mnie się wydaję, że wbrew obiegowej opinii, że produkt kosztuje tyle, aby pokryc koszty – ja uważam, że kosztuje tyle ile klient jest w stanie za niego zapłacic….czyż nie Aleks ? :) – czy nie Ty jesteś tego dobrym przykłądem ?.
” ze Richard do poznej starosci” – czy 58 lat to późna starośc ?!, dla mnie nie :)
” Zreszta wszytko to gdybanie sobotnie” – no tak……
Mirek Kordos, napisałeś:
Napisałeś do Bartka:
„Trzecie, że pewnie większość tych matek będzie “niereformowalna” i jedynie będzie oczekiwać od Ciebie potwierdzenia ich własnych poglądów. Poza ogólną uwagą, żeby się na to przygotować nie umiem powiedzieć co robić w takiej sytuacji. Może ktoś inny ma tu jakieś doświadczenia?”
To normalne bym powiedział, że będą „niereformowalne”. Jeśli taka matka przyzna Bartkowi racje to automatycznie przyzna się, że popełniła jakieś zaniedbanie wychowawcze w stosunku do swojego dziecka. Aby do tego zdemaskowania nie doszło, pewnie zaatakuje pomysł. Jak na to zareagowac ?. Jakiś może żarcik ? typu. Skoro uważa Pani, że to nie tak wygląda jak mówię, to zapraszam na zakupy ;).
Ale mogłoby to byc odebrane jako atak..chyba.
„Czwarte, że cały postęp się dokonuje metodą minimalnych zmian tego, co już było i tu bym się zarzutami niektórych czytelników nie przejmował. A nawet gdybyś dokładnie powtórzył po kimś jakieś wartościowe szkolenie to i tak by to mogło być bardzo cenne przedsięwzięcie. Przecież twoim celem jest tu dotrzeć do określonych ludzi, a nie dostać nagrodę Nobla. A nawet takie szkolenie może być początkiem drogi, która doprowadzi Cię do nagrody Nobla z ekonomii, lub przynajmniej do dobrej własnej firmy, więc pomysł trzeba koniecznie zrealizować bo zyskać można bardzo wiele.”
Podpisuję się pod tym obiema rękoma!.
Pozdrawiam serdecznie:)
Grąbkowski Marcin
Marcin:
Tam w odpowiedzi stwierdziłem:
” Zawsze jednak zostanie grupa osób nieświadoma, która będzie rynkiem dla amatorów lub rzemieślników” co poniekąd zgadza się z tym co piszesz. Plusem dorosłości jest to, że edukacja jest prawem, a nie obowiązkiem, więc wykluczam sytuację w której będziemy edukować na siłę.
Co do formy kursu mam podobne odczucia – minimum teorii, więcej anegdot, historii i przykładów… na koniec zadałem pytanie, aby zmusić Bartka do zastanowienia się. Zapewne niepotrzebnie, bo Bartek pewnie o tym wie :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Piszesz: „Z tą manipulacją to jest niebezpieczne, jednak przeprowadzenie takiego jednego eksperymentu objawi słabość ludzką i może spowodować, że zechcą się dowiedzieć jak bronić się przed manipulacja w mediach.”
Nigdy przenigdy nie rób tego z ludźmi, chyba że na ich wyraźne życzenie. Na pewno nie na początku jakiejkolwiek relacji
Pozdrawiam
Alex
Ja wzbraniam się przed jaką kolwiek manipulacją. Tutaj pomyślałem, że byłoby to ciekawe doświadczenie dla uczestników. Nie uwzględniłem tego, że taki zabieg może podważyć moją wiarygodność.
Dziękuję za uświadomienie.
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Witam wszystkich :)
Bartek Popiel – Masz, moim zdaniem, świetny pomysł:)
Ciekawa jestem efektów Twoich pierwszych szkoleń ?
W jakim stopniu rodzice są w stanie wejść z dziećmi na tę pierwszą drogę – kiedy już nie dają się manipulować i wymaga to dużo cierpliwości, czasu i konsekwencji w postępowaniu ?
Gratulauję Ci wytrwałości w realizacji pomysłów i zyczę powodzenia :D
Jeszcze Twoje pytanie : „Jak wy drodzy czytelnicy podchodzicie do realizacji własnych marzeń i pomysłów?” – Właśnie zaczynam realizować swoje marzenia i pomysły :). Dlatego dziękuję Ci za „Po szóste: Powodzenia ! ” :).
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję za wszystkie komentarze. Podczas weekendu odbyłem kilka rozmów, które
cały czas potwierdzają moje stanowisko, że to co zamierzam zrobić jest słuszne.
@ wk: pomysł nie jest kopią superniani. Oglądałem kilka fragmentów ( tv oglądam
bardzo mało, wolę książki) i wydaje mi się, że ona skupia się na innych
aspektach wychowawczych. Oczywiście masz prawo do swojej opinii i szanuje Twoje
zdanie. Co do tańca z gwiazdami i wysypu szkół – nawet jeśli rozpropagowała
to tv to brawa dla nich. Ludzie znajdują jakąś pasje, dzięki temu może poprawią
relacje a przede wszystkim jak ruszą swoje 4 literki sprzed tv to tylko
na zdrówko im to wyjdzie :)
Co do zasady pareto to i ja podchodzę ostrożnie. Gdzieś przeczytałem, że to
czy 20% działań daje 80% zysków możemy stwierdzić po fakcie np. ostatnie
kilkanaście minut rozmów między kontrahentami prowadzi do porozumienia. Ok, ale
nie ma możliwości przejść od razu do tych ostatnich 20 minut mających kluczowe znaczenie :)
@ Mirek Kordos: Co do wystąpień to koniecznością jest przećwiczenie całości.
Ostatni miesiąc przed konkretną datą szkolenia chcę mówić do każdego kto zechce
mnie słuchać. Jak audytorium się skończy poustawiam sobie publiczność z jaśków,
powycinam z kartonu, cokolwiek. Wiadomo, od tej publiki nie będzie reakcji zwrotnych,
ale czym więcej będę mówił tym efekt będzie lepszy. Powtórzę to co napisałem powyżej:
jedynym ograniczeniem jesteśmy my sami! ( kiedyś w audycji poświęconej bieganiu
podawany był przykład gościa, który przygotowywał się do maratonu. Na jakimś etapie
nie mógł wychodzić z domu więc biegał w pokoju wkoło stołu i zrobił 15km :D ).
@ Orest Tabaka: Co do tego o ile % reklama podnosi cenę produktu. Zależy to
od bardzo wielu czynników: pozycji na rynku, konkurencji, budżetu, jaki % runku
chcemy osiągnąć itd. Świetny przykład produktu, który nie był reklamowany właśnie
dlatego, żeby jego cena była maksymalnie niska jest „mleczny start”. Powstał
z inicjatywy Danone, lubella, dystrybucją zajęła się biedronka.
Ostateczny koszt – 65gr. Ile by kosztował gdyby kampania ojęła tv, outdoor, internet,
materiały POS ( reklama w miejscu sprzedaży )? Przypuszczam, że 1,5 zł najmniej.
Więcej na http://www.mlecznystart.pl/.
Co do kreowania potrzeb: w reklamie już jakiś czas temu odeszło się od podawania
konkretnych wartości/parametrów na rzecz emocji. Najlepszym przykładem są
reklamy samochodów. Rzadkością jest gdy słyszymy i ilości km, spalaniu itp.
Teraz samochodu dają nam „nowy lepszy styl życia”, „wolność i przestrzeń” , „uznanie
w oczach innych osób”, „prestiż i poważanie”. Poza tym komunikaty reklamowe
to nie tylko media. Przykład: wychodzimy z domu i spotykamy listonosza. Ma on an sobie
buty jednej z bardziej znanych firm. Część ludzi pomyśli, że skoro on chodzi w nich
cały dzień przez większość dni w roku to pewnie są wygodne i solidnie wykonane.
Tymczasem to firma X mogła zasponsorować listonoszom swoje buty. Kto jest w tym wypadku
bardziej wiarygodny? Reklama w tv czy pan listonosz?
Co do manipulacji jestem na nie. Sądzę, że przez całą resztę szkolenia ludzie
zamiast słuchać tego co mówię, skupialiby się na tym czy przypadkiem teraz
nie próbuję czegoś tu podświadomie przemycić. Mam sporo przykładów, anegdot,
multimediów, ale cały czas szukam.
„Warto pamiętać, że tacy rodzice często już wiele lat nie studiują, więc wykład nie będzie dla nich najlepszą formą” Wykład czasami może być nużący nawet jak studiujesz ;) .Jak jestem na wykładach/szkoleniach/ konferencjach staram się nie tylko skupiać na treści merytorycznej, ale właśnie na reakcjach publiczności. Na 1 roku miałem filozofię. Plan był tak ułożony, że pewnego dnia wyszło 6h pod rząd. Na wykładzie nie dało się zasnąć. Z wykładowcy biła taka energia i zaangażowanie, że większość ludzi popadła w pewien rodzaj transu – od takich mówców chcę się uczyć.
Wybaczcie, że nie odnoszę się do komentarzy na bieżąco, ale po prostu wolę
zakasać rękawy i brać się za robotę zamiast rozważać czy to jest słuszne czy nie,
czy się za to brać czy nie itd. Wszystko wyjdzie w praniu.
ps.
Aha, jak ktoś ma ma pomysł, chce do niego dążyć a ktoś zasieje w nim ziarno wątpliwości
niech przeczyta sobie historię pana Hondy. Mam ten tekst powieszony nad biurkiem
i czytam, jeśli tylko pojawia się jakieś wahanie.
Do pobrania tutaj: http://www.sendspace.pl/file/TwfCQbka/
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Bartek Popiel
Jeśli ktoś chciałby się skontaktować: popcio[ małpa ] gmail [ kropka ] com
Witajcie!
Bartek
„…obserwowałem…pomyślałem… Postanowiłem…” – jakże prosty i skuteczny schemat znajdowania wyzwań :) Życzę powodzenia i wytrwałości w dalszych działaniach. Największy problem będzie w takim przekazaniu informacji, żeby rodzice poczuli, iż jest im to naprawdę potrzebne.
Co do realizacji pomysłów, to dodałbym często niedoceniany element NOTOWANIA celów, planów, pomysłów szczegółowych. Wracanie i analiza takich notatek co pewien czas może zaowocować jeszcze ciekawszymi przemyśleniami lub korektą bieżących działań. W wirze działań niektóre rzeczy, wcześniej oczywiste, umykają nam.
Widzę nawet znacznie szersze pole do szkoleń rodziców, może z czasem poszerzysz swoje kompetencje. Życie we współczesnym świecie robi się coraz bardziej złożone. Wymaga się od nas konczenia kursów, żeby np. jeździć samochodem, a nie wymaga żadnego przygotowania, żeby wychowywać dzieci. Może to zbyt duże uproszczenie, ale zaczyna mnie to coraz bardziej dziwić. Sam popełniłem wiele błędów i chętnie skorzystałbym szerzej z doświadczeń innych w odpowiednim momencie.
Alex
„Być może jest to jednak dalsze rozwinięcie trendu nazwanego jeszcze w latach 90 “cocooning””
Według mnie warto podyskutować na ten temat. Poszedłbym nawet znacznie dalej i zapytał takich ludzi jak Ty, czy Kuba Jędrzejek (jako przedstawiciel marketingu) jak daleko sięgają Wasze analizy pod kątem etyki działań, w których bierzecie udział? Pomagasz klientowi w sprzedaży jakiegoś towaru (lub Kuba poprzez odpowiedni marketing) wypracowując bezpośredni zysk. Na ile interesuje Cię to co jest sprzedawane i do czego jest używane? Jak odnosisz się do kreowania potrzeb?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Wiem, że pytanie skierowane było do Alexa, ale pozwolę sobie na małe wtrącenie. Robert Cialdini, autor „Wywierania wpływu na ludzi” zadeklarował kiedyś, że nigdy nie zgodzi się pracować dla koncerów tytoniowych. Oczywiście, są ludzie, którzy podejmą się takiej współpracy bez najmniejszego zawahania, ale oby takich było jak najmniej – czego sobie i wszystkim wam życzę :)
Tomasz Ciamulski pisze: „Co do realizacji pomysłów, to dodałbym często niedoceniany element NOTOWANIA celów, planów, pomysłów szczegółowych. Wracanie i analiza takich notatek co pewien czas może zaowocować jeszcze ciekawszymi przemyśleniami lub korektą bieżących działań. W wirze działań niektóre rzeczy, wcześniej oczywiste, umykają nam.”
Racja, ale z jedną korektą. Notujmy wszystko, ale zawsze oddzielajmy to, co realizujemy teraz (z żelazną konsekwencją) od tego, co pozostaje w sferze nieokreślonej jeszcze przyszłości.
W metodologii GTD (Getting Things Done) Davida Allena umieszczamy planowane i realizowane przedsięwziecia na dwóch listach:
1) Projekty – przedsięwzięcia, którymi aktywnie zajmujemy się teraz;
2) Może Kiedyś – przedsięwzięcia, które być może kiedyś zrealizujemy, ale mamy je zapisane i nie musimy się martwić, że o nich zapomnimy.
Obie listy okresowo przeglądamy i uaktualniamy priorytety naszego działania.
I zawsze nosimy ze sobą notatnik i długopis, dyktafon, albo inne ustrojstwo do chwytania naszych genialnych pomysłów.
„Zobacz jak niewiele osób miało potrzebę chodzenia po mieście, jeżdżenia autobusami ze słuchawkami na uszach, aby coś słuchać. Producenci wykreowali taką potrzebę i zamiast rozmów w autobusach, czy spacerowania i słuchania śpiewu ptaków ludzie słuchają mp3.”
Wcześniej też całkiem sporo młodzieży zwłaszcza ze słuchawkami na uszach chodziło, ale ówczesne walkmany/discmany były dużo większe i cięższe niż teraźniejsze empetrójki. Także to nie tylko czyste „kreowanie potrzeby” za tym stoi.
Tomek
Pytałeś : „ak daleko sięgają Wasze analizy pod kątem etyki działań, w których bierzecie udział? Pomagasz klientowi w sprzedaży jakiegoś towaru (lub Kuba poprzez odpowiedni marketing) wypracowując bezpośredni zysk. Na ile interesuje Cię to co jest sprzedawane i do czego jest używane?”
Moje generalna zasada jest taka jak Google: „do no evil”
Zobacz na listę moich klientów http://alexba.eu/o-mnie/ a będziesz miał odpowiedź
Tak na marginesie, dla wszystkich dziwiących się moją chwilową słabą obecnością na blogu: oprócz prowadzenia bieżących szkoleń i spotkań dostałem od klientów zlecenia, które częściowo muszę już planować na wiosnę 2009 :-) Chwilę to potrwa, zanim to wszystko „przegryzę”. Swoją drogą zastanawiam się, po co firmom szkoleniowym budżety reklamowe i marketingowe :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: ma w głowie 4 nowe posty, muszę je tylko napisać :-)
Witam!
Bartek:
W powyższych komentarzach przedstawiłem kolejno jak reklama może wpłynąć na zmianę ceny produktu (wzrosnąć lub odniżyć) oraz w drugim komentarzu, że cena zależy od wielu innych czynników. Oznacza to, że się zgadzamy, z tymże użyliśmy innych argumentów :)
Dzięki za przykład z Mlecznym Startem. Zapamiętam go :)
O kreowaniu potrzeb wymieniliśmy z TesTeq’iem kilka zdań. Rozmowa sprowadziła się do tego co piszesz – prestiż, styl życia, wolność. Zauważ, że wiele aut jest teraz reklamowanych jako ekologiczne czy ekonomiczne ( nie liczy się spalania, a dystans jaki przejedzie na jednym baku – niby liczby, lecz o czym innym świadczą).
W kwestii manipulacji to już mnie Alex ustawił do pionu. Nie przemyślałem do końca tego i masz rację, że mogą stać się bardziej czujni – przestawią się na wykrywacz manipulacji a nie na pochłanianie wiedzy. Mieć taką umięjętność przemawiania jak Twój profesor filozofii – bezcenne :) Szkoda, że ci rodzice w większości już dawno nie będą studentami i mogą mieć problemy z utrzymaniem koncentracji. A być może się mylę.
„Sukces jest rezultatem podjęcia decyzji o tym, że będziemy dążyć do polepszenia warunków życia, że będziemy dawać coś od siebie – będziemy sami zasilać swój umysł i nie pozwolimy, by czyniło to otoczenie. Właśnie te decyzje tworzą doświadczenie życiowe, które nazywamy sukcesem.”
Zanotuję sobie te słowa – pokrzepiające.
ms:
Masz rację. Wspominałem nawet w jednym z komentarzy, że mp3 zastąpiło DiscMana czy WalkMana. Jeśli reklama przedstawiałaby mp3 (iPoda, Creative Zen czy inne) jako zamiennik, że jest mniejszy i teraz jest wygodniej, że więcej mieści muzyki, dłużej na jednym komplecie baterii gra to tak – jest to zaspokojonienie już istniejącej potrzeby z tymże zaspokojenie jej lepiej. Reklamy sprawiły, że wiele osób, które wcześniej nie miały potrzeby słuchania muzyki podczas chodzenia po mieście teraz taką potrzebę mają. Czy to kwestia postępu cywilizacyjnego, że sam każdy odkrywa w sobie nowe potrzeby czy to sprawka reklam i zmyślnego marketingu?
Kuba Jędrzejek albo Bartek Popiel napisaliby o tym lepiej niż ja :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Orest
Piszesz: „Szkoda, że ci rodzice w większości już dawno nie będą studentami i mogą mieć problemy z utrzymaniem koncentracji. ”
To jest zawsze zadanie trenera!! :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Ty byś sobie poradził bez problemu. Bartek dopiero zaczyna :)
Pozdrawiam i spokojnej nocy,
Orest
Bartek, czas zalożyć wlasnego Bloga ! ;)
Normalnie z ust wyjąłeś mi tego posta :) Dokładnie na takie tematy prowadziłem ostatnio intensywne rozważania, pisałem biuletyny sukcesu i dyskutowałem.
Ludzie uważają, że jeśli powiedzą komuś, co planują, to ktoś im ukradnie pomysł… To niedorzeczne z wielu względów, szczególnie dlatego, że jeśli ten pomysł dotyczy Twojej pasji, to najprawdopodobniej mało kto będzie gotowy wcielić go w życie (nie ma Twojej wiedzy, doświadczeń i pasji).
Pomysł z targetowaniem rodziców jest równie świetny – dasz im coś niezwykle potrzebnego w codziennej walce z „małymi terrorystami sklepowymi”. Może przygotujesz INTERNETOWY kurs tego typu? Nie trzeba do tego nawet być właścicielem firmy – niedawno wystartował mój kurs przy współpracy z netigo.pl – myślę, że byliby BARDZO zainteresowani pomaganiem Ci w oferowaniu takiego kursu.
Pozdrawiam i gratuluję,
Sebastian Schabowski
Orest
To jest podstawowa umiejętność, której koniecznie należy się nauczyć. Najlepiej na samym początku :-)
Cezary
Pomysł z własnym blogiem jest bardzo dobry …. tylko Bartek ma go już chyba od początku mojej korespondencji z nim (to był jego pomysł)
Sebastian
Jeśli kurs internetowy, to niekoniecznie musi to być współpraca z netigo
Równie dobrze mógłby to być własny, niezależny serwis, podobny do tego, na którym aktualnie się znajdujemy :-) Jestem pewien, że gdyby Bartek zwrócił się tutaj z apelem o wparcie w jego budowie, to nie zostałby on bez echa :-)
Dla Bartka najcenniejszą rzeczą przy jego pomyśle (moim zdaniem oczywiście) jest doświadczenie, które zdobędzie przy jego realizacji, im szersze, tym lepiej, oraz marketing własnej osoby w grupie ludzi, którzy mają wpływy i kontakty.
A z tej ostatniej grupy ci, których znam z całą pewnością nie buszują po netigo i tym podobnych serwisach :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
-> Bartek
swietna inicjatywa, Bartek, trzymam kciuki! :)
a powiesz mi, jesli moge zapytac, jak Twoja inicjatywa zostala przyjeta na studiach?.. mam na mysli zarowno studentow, jak i profesorow.
-> Orest
ciekawy punkt widzenia prezentuje Paul Graham w swoim ostatnim eseju 'Be good’ (http://www.paulgraham.com/good.html). w jednym z akapitow mowi o tym, ze jesli robisz cos na czym ludziom zalezy to nie musisz sie martwic o motywacje, bo wtedy plynie ona od nic szeroka fala. poza tym celnym spostrzezeniem kilka rownie dobrych, warto przeczytac.
-> Bartek
„Children See. Children Do.”
dlaczego film majacy w zalozeniu motywowanie do dobrego, jako srodkek perswazji wykorzystuje strach?.. ciekawe czy pomyslodawcy o tym pomysleli. bardzo bym chcial, zeby pozytywne strony zycia, nie negatywne byly eksponowane. jestem przekonany, ze znacznie lepszy efekt osiagneliby prezentujac przyklady dobrego nasladowania, tak, zeby po obejrzeniu chcialo sie jeden z nich wykorzystac, a zaraz potem wymyslic kilka swoich.
-> wk
jakos nie pojmuje, dlaczego stajesz w opozycji do wszystkiego co nie pasuje do Twojego sposobu postrzegania swiata. ladnie to widac na przykladzie, ktory komentowales, dotyczacym dostawy towarow do domu. ja sie z Toba nie zgodze, moim zdaniem to jest do zrobienia, a to ze nie wybrazasz sobie kilkusetzlotowej konsultacji – coz moge powiedziec?.. nie bede przekonywal Cie, ze to nic wielkiego, podobnie jak nie bede Cie przekonywal, ze taki rachunek w Euro nie wydaje sie niczym szczegolnym.
nie wiedzialem co mi nie pasuje w Twoich wypowiedziach. bo przeciez widze ciekawe spostrzezenia, wnioskowanie idzie daleko… ale… no wlasnie, cos bylo nie tak. zastanowilem sie i chyba wiem. ich czytanie wysysa energie. slowa, jakie sie potem plataja po glowie to 'relatywizacja’, 'nierealne’, 'wielki zbieg okolicznosci’, 'niskie prawdopodobienstwo’, itd. zobacz na przyklad na ten akapit:
„Jednym zdaniem, swiata nie da sie zamknac w roznych wypowiedziach, profesor moze mieszkac pod mostem a po szkole sredniej mozna byc milionerem, czasem ciezka praca, czasem pomyslem, czasem spadkiem, czasem szczesciem bycia w dobym miejscu, czasie. Czasem tez probujac maksymalizowac swoje szanse minimaluzujemy je a czasem mozolne wysilki maksymalizujace sa niczym w porownaniu z jedna decyzja.”
bo co z tak podanej 'teorii wzglednosci’ wynika?.. mamy nic nie robic, bo samo przyjdzie (albo nie przyjdzie)?.. mamy przestac rozmawiac, bo kazda wypowiedz da sie kontrowac, a przynajmniej sprowadzic na manowce?..
czy potrafisz sobie wyobrazic sytuacje, w ktorej dwa sprzeczne zdania mimo owej sprzecznosci sa prawdziwe?.. i ze ich prawdziwosc/falszywosc zalezy tylko i wylacznie od warunkow i okolicznosci w jakich sie je wypowiedzialo? jasne, ze potrafisz, jestes bystry, to widac. jednak jesli o mnie chodzi to mysle, ze para idzie nie w tym kierunku, co trzeba. przez analogie do mojej uwagi do Bartka: wydaje mi sie, ze potrafilbys rozszerzyc te reklamowke do pelnego metrazu. ja mysle sobie 'ale po co???’
konczac to 'wtorkowe gdybanie’ pomyslalem, ze kazdy sam wybiera droge i kazdy sam defniniuje okolicznosci w ktorych niemozliwe staje sie mozliwe. i tym optymistycznym akcentem pozdrawiam serdecznie :)
-> Monika
64* razy powodzenia! :)
pytasz o moje marzeniowe 'portfolio’…
pamietam mialem powazne problemy z utrzymaniem na wodzy swoich marzen.nie w sensie, ze bylo ich zbyt duzo – okreslanie priorytetow opanowalem we wczesnej mlodosci ;), ale w kontekscie ich rozrastania sie. mimo iz robilem z nic calkiem ladne, duze :), cele, to im blizej bylem realizacji tym naturalnie wiecej mialem pomyslow. marzenia rosly, razem z nimi cele i realizacja sie oddalala. pozostawaly nieosiagniete i wciaz odlegle, z uplywem czasu nawet bardziej odlegle niz na poczatku… tak, tak, wiem, ze 'to droga jest radoscia’ ;) ale jednym slowem to nie bylo mozliwosci przystanac, bo 'tyle jest do zrobienia’. i w takiej drodze, gdy nie ma chwili na kontestacje nie ma radochy, sladowe ilosci satysfakcji. po prostu trudno tak caly czas pozostawac 'w stanie gotowosci’.
ktoregos dnia trafilo do mnie, ze warto rozgraniczyc pojecie marzenia i celu. marzenie moze sie zmieniac, rosnac do woli, cele niech jednak pozostana dobrze okreslone. majac do przejscia konkretny odcinek drogi jest znacznie latwiej, majac swiadomosc pokonanego dystansu tez dodaje skrzydel. ten czas na pozbieranie sie po sprincie, przemyslenie pozycji i ewentualna zmiene planow – rowniez bardzo wazny moment. mnie taka wlasnie droga, jaka by nie byla dluga, faktycznie przynosi radoche.
na Bieszczadzkim szlaku (marzeniem jest przejsc poloniny jesienia, a schroniska w ktorych mozna podyskutowac o przebytej danego dnia trasie to konkretne cele) ta teoria jest jak znalazl ;) no i jak patrze w przeszlosc to w codziennym zyciu sprawdza sie calkiem niezle :)
* jakbys uznala, ze potrzeba wiecej to powiedz slowo ;)
@ Cezary Lech
Strona oczywiście powstanie. Obecnie koncentruję na na zakończeniu pisania pracy licencjackiej ( na temat roli bloga w kreowaniu wizerunku ;) ). Jestem na ostatnim etapie jakim jest analiza treści a jest to dość czasochłonne. Po obronie skupię się już tylko na opisanym wyżej projekcie. Pozdrawiam i dziękuję za porady :)
Witam!
Dziś byłem w innej szkole z propozycją zrobienia szkolonka z prezentacji maturalnej i znów dyrekcja się nie zgodziła. Gdybym miał papierki i zarządał za to pieniądze to pewnie byłaby szansa, a tak zostałem odesłany. W następnym roku wykorzystam swój status „wirtualnego studenta” – być może wtedy któraś szkoła zezwoli, aby maturzyści nauczyli się pewnych umiejętności prezentacji :)
Zapowiedziałem się na następny rok. Mam przynajmniej dwie rozmowy z dyrektorkami dwóch szkół – zaliczam to na poczet doświadczenia :)
Aby w tym roku nie marnować czasu, to napiszę taką serię artykulików na swojej stronie, planuje takie tematy:
„Dzień przed – jak sie przygotować?”,
„Pierwsze wejście – pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.”,
„Moje 15 minut – jak podzielić sobie czas?”,
„Słowotok, czyli co zrobić aby płynnie mówić?”,
„Nie ważne jak się zaczęło – ważne jak się kończy.”,
„Ostatnie starcie – czyli jak przetrwać pytania komisji?”
To narazie robocze tytuły. Być może jeszcze coś dodam, lecz to wyjdzie w trakcie pisania.
To tak w ramach poinformowania wszystkich w około o swoim przedsięwzięciu :) A w głowie fragment historii Pana Hondy:
„Sukces jest rezultatem podjęcia decyzji o tym, że będziemy dążyć do polepszenia warunków życia, że będziemy dawać coś od siebie – będziemy sami zasilać swój umysł i nie pozwolimy, by czyniło to otoczenie.”
Witam
Po krotność nie będę się powtarzać chwaląc twój pomysł z dzieciakami, jest naprawdę innowacyjny. Kiedyś właśnie czytałem, że dzieci potrafią mieć wpływ na rodziców i nie pisało tutaj o zwykłych batonach. O wpływie na decyzje rodziców zastanawiają się koncerny samochodowe w stanach, kiedy to dziecko ma ma wpływ na decyzje rodziców zakupu danego modelu samochodów.
Np. w końcu do wyboru zostają dwa modele do wyboru, mama z tatą już sami nie wiedzą które, w tym momencie pomaga Junior/ka.
Pozdrawiam
Orest Tabaka pisze: „Dziś byłem w innej szkole z propozycją zrobienia szkolonka z prezentacji maturalnej i znów dyrekcja się nie zgodziła. Gdybym miał papierki i zarządał za to pieniądze to pewnie byłaby szansa, a tak zostałem odesłany.”
A może warto dokładniej przyjrzeć się argumentom, których używasz podczas prezentacji swojego pomysłu dyrekcji szkoły?
Może żądają papierków, ponieważ nie czują się przekonani?
Może nie widzą związku między Twoim szkoleniem a wynikami matury w ich szkole?
Może uważają, że składając im taką propozycję podważasz ich kompetencje w zakresie prawidłowego przygotowania uczniów do matury?
Rafał:
Dziękuję – poczytam:)
TesTeq:
Dziś to już było za późno na cokolwiek – w piątek koniec roku szkolnego. Wedle dyrekcji to uczniowie są bardzo dobrze przygotowani – ja znam kilku uczniów i wiem, że nie do końca. Wyłowiłem już kilka błędów jakie popełniłem, dziś w nocy jeszcze raz przeanalizuję obydwie rozmowy. Ja to zaliczam na poczet doświadczenia. Na przyszły rok przygotuję się lepiej :)
PS: Dzięki za „żądają” – jeszcze wychodzi czasem ze mnie dziecięca ignorancja ortograficzna, ale staram się i jest coraz lepiej :)
-> Orest
czytajac Twoj ostatni komentarz pomyslalem podobnie jak TesTeq. nie piszesz co konkretnie przygotowales i jak wygladala prezentacja, ale moze faktycznie da sie cos zrobic inaczej? lepiej w sensie skutecznego przekonania dyrekcji do siebie?..
przyszlo mi do glowy, ze moze zaczac od samych zainteresowanych, to znaczy od uczniow? gdyby im zalezalo, gdyby to pokazali nie byloby trudno przekonac dyrekcje o zasadnosci takiego seminarium. a zreszta… gdyby okazalo sie, ze samym uczniom zalezy zdanie dyrekcji nie mialoby po prostu znaczenia, odbylo by sie tak czy inaczej, tutaj, czy gdzie indziej :)
Rafał:
Masz rację. Troszkę odchodzimy od tematu postu, więc tak w skrócie. Jednym z błędów jest to, że maturzyści nie dowiedzieli się kim dokładnie jestem i skąd się biorą moje kompetencje. Nie mając wielu chętnych uczniów nie mam już szans w tym roku cokolwiek zrobić. Jest to doświadczenie, które być może zaprocentuje w przyszłości. Mam swoją grupką 3 osób, zobaczymy czy to co im przekażę pozytywnie wpłynie na ich prezentację. Będę miał jakieś potwierdzenie, czy to co mi się wydaje, że jest słuszne, sprawdza się w rzeczywistości na innych osobach :)
Orest
@Piotrek Cieślak
Dziecko ma wpływ na decyzje zakupowe od najmniejszych lat. Zaczyna się od jogurtów i płatków śniadaniowych. Czym dziecko starsze tym jego zdanie wzrasta na wartości zwłaszcza jeśli chodzi o zakup sprzętu rtv, komórek, komputerów. Poza tym koncerny dbają o swoich przyszłych klientów od najmłodszych lat :) Przykład: http://www.toyota.co.jp/en/kids/index.html oraz wersja polska: http://www.toyotakids.pl .
Bartek Popiel
> Sebastian
> Jeśli kurs internetowy, to niekoniecznie musi to być współpraca z netigo
Ależ oczywiście. Mówię o tym dlatego, że kilka miesięcy temu sam szukałem firmy, która za mnie zaoferuje mój kurs (jestem teraz w USA i nie mam jak założyć firmy, a jak widać do zaoferowania takiego czegoś jej nie potrzeba, jeśli się znajdzie partnera typu netigo). No i jest sprawa obsługi płatności internetowych, księgowości itd. Wolałem im zlecić „brudną robotę”, a samemu skupić się na przygotowywaniu kursu :)
„To była reklama ;)” A tak naprawdę nie była, ale i tak nikt pewnie nie uwierzy :P
Sebastian
Jeśli chodzi o zalety robienia tego z partnerem, to oczywiście istnieję takowe i można brać je pod uwagę. Moje zalecenie robienia tego w miejscu gdzie mamy 100% kontroli dotyczyło sytuacji, kiedy „zamierzamy sięgnąć do gwiazd”, czyli w przyszłości chcemy pod własnym nazwiskiem robić coś naprawdę dużego.
Odniosłeś się do cytatu “To była reklama ;) ” . Z ciekawości, to postawił Ci taki zarzut wstawiłem słowo „reklama” do lokalnej wyszukiwarki w Firefoxie i ze zdziwieniem stwierdziłem, że to Ty użyłeś w aktualnej dyskusji tego słowa jako pierwszy. Czy coś pominąłem? Jeśli nie, to proszę w przyszłości cytuj dokładnie wypowiedzi, do których się odnosisz :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich :)
Rafał,
Dziękuję Rafał – 64 x to dużo :D.
Twoje przemyślenia są cenne i dały mi parę spraw do zastanowienia. Fakt do zrobienia jest bardzo dużo – trzeba to poszatkować i wybrać jeden cel – na razie :).
Przebytą drogę rzeczywiście trzeba czasem przedyskutować, w schronisku, to dobra rada – dziękuję. Za tydzień jadę w Bieszczady :) – to oczywiście zbieg okoliczności.
Tobie również życzę powodzenia x … ( w trzy kropki wpisz dowolną wielokrotność )
Rafał mój syn również uprawia sztuki walki – pisze teraz egzaminy – jego przewaga nad innymi: absolutny spokój :).
Tomku,
„… a nie wymaga żadnego przygotowania, żeby wychowywać dzieci” – mnie też to zastanawia. W niektórych Poradniach Szkolno-Wychowawczych, odbywaja się takie kursy dla rodziców – prowadzone przez psychologów. Uczestniczyłam w takim kursie – polecam.
Ad reklamy – mówiący do mnie krem – jesteś tego warta – trochę mnie nie rozczarował ;) – mam alergiczną skórę i okazało się, że on nie jest wart mnie :).
Pozdrawiam serdecznie
„
Czołem ;]
Zastanawiałem się dlaczego szkoły odmówiły i tak zdecydowanie żądały jakichkolwiek uprawnień, skoro Orest zaproponował bezinteresownie swoją pomoc i skoro na pewno na jego usługi było zapotrzebowanie. Dzisiaj natknąłem się na ten artykuł:
http://www.psychomanipulacja.pl/art/scjentologiczny-psycho-belkot.htm
I tak sobie pomyślałem że rzeczywiście nie znana nikomu w szkole osoba z zewnątrz oferująca za darmo swoje usługi, mająca przemawiac do ludzi młodych,wygląda podejrzanie. Nie mówię, że musialo tak byc, ze od razu podejrzewali Oresta o zamiary jakiejś szatańskiej indoktrynacji, ale jednak jest coś takiego w społeczeństwie, że całkowita bezinteresownośc od nieznajomego budzi nieufnośc. Myślę że rozwiązaniem mogłoby szukanie klientów „na swoim podwórku” – w miejscu, gdzie Cię znają, w twojej poprzedniej skzole. Albo poproszenie kogoś, kto zna dyrekcję i Ciebie o rekomendację.
Możesz też sprobowac przylaczyc się do takiej organizacji jak Toastmasters – organizacja ta zajmuje się doskonaleniem właśnie umiejętności przemawiania – jako członek (reprezentant?) takiego klubu startujesz z zupelnie innej pozycji przy rozmowach z dyrekcją szkoły ;]
P.S Swoją drogą – Toastmasters to świetna sprawa – wiem bo sam tam działam – polecam każdemu, nie tylko Orestowi ;]
Pozdrawiam ;]
Michał Hubicki
Michał:
Od tej strony nie pomyślałem. Wiem, że moim podstawowym błędem było to, że nie powiedziałem prawie nic o sobie, że maturzyści oraz dyrekcja nie wiedziali skąd biorą się moje kompetencje. Drugi błąd to że nie powiedziałem dokładnie czego będę uczył maturzystów, jakich umiejętności. W efekcie faktycznie wyglądało to tak, jakbym chciał jakieś herezje wygłaszać. Jedna z osób chętnych w całej korespodencji dopytywała się „gdzie jest haczyk” :)
W swojej byłej szkole przeprowadziłem taką pogadankę o maturze ustnej, bardziej poprzez odpowiedzi na pytania i tylko przez 45 minut. Dziś spotkałem się poza szkołą z 3 osobami (z jednej ze szkół), które były zainteresowane i poświęciły 2 godziny aby się czegoś dowiedzieć. Wydaje się, że dowiadziały się wiele ciekawych rzeczy, zobaczymy na ile one to wykorzystają przy swojej prezentacji.
Za rok spróbuję właśnie przez uczniów, zaproponować najwpierw maturzystom tego typu szkolenie, aby oni sami mnie poleciły dyrekcji i mając taki grunt przyjdę do dyrekcji z ofertą.
Co do Toastmasters to poszukam więcej informacji na czym dokładnie polega przynależność oraz czy w mojej okolicy jest klub.
„Po ukończeniu podstawowego podręcznika Toastmaster otrzymuje dostęp do zaawansowanych podręczników, wyspecjalizowanych (np. na komunikację w telewizji, czy na humorystyczne przemawianie).” – wikipedia.
Brzmi to trochę podejrzanie, coś na zasadzie stopni wtajemniczenia, następny poziom ;)
Pozdrawiam,
Orest
Orest,
„Brzmi to trochę podejrzanie, coś na zasadzie stopni wtajemniczenia, następny poziom ;)”
Ano najlepszy przyklad na to, jak latwo moze sie zapalic „czerwona lampka” ;] Myślę że na Twoją ocenę wpłynęło też trochę to, że kilka minut wcześniej przeczytałeś częśc przytoczonego przeze mnie artykułu ;]
Jest to oczywiście skuteczny i potrzebny mechanizm obronny i zaloze sie że w 999 przypadkach na 1000 sie sprawdza i zaoszczedzil nerwow i czasu wielu osobom.
Jednak jak na ironie losu, po stronie tych, ktorzy rzeczywiście chcą cos zrobic dla kogos bezinteresownie, z powodu tej „czerwonej lampki” może się pojawic problem „jak sprzedac coś za darmo?” ;] Możliwe ze najprostszą odpowiedzią w tym przypadku jest „Nie za darmo”.
Pozdrawiam
Michał Hubicki
Michał:
Zastosowałem tam tzw. „oczko”, co miało sugerować, że nie traktuję tego zdania poważnie. Gdybym dowiedział się o tej organizacji sam, przez przypadek to tamto zdanie zapaliłoby we mnie faktycznie „czerwoną lampkę”. Poszukałem trochę informacji i nie znalazłem, aby spotkania odbywały się we Wrocławiu – pozostałe lokalizacje są dla mnie za daleko. Jednak takie organizacje do dobra myśl na początek. Narazie zaczynam z blogiem dla maturzystów :)
Pozdrawiam,
Orest
Bartek, szczerze gratuluję świetnego pomysłu, ale przede wszystkim tego, że go realizujesz. Pomysłów można mieć dużo, jednak ich realizacja to już zupełnie inna sprawa – często nie potrafimy realizować tego co wymyślimy. Mocno trzymam kciuki i mam nadzieję na „raport” z pierwszych sesji.
Co więcej, chcę powiedzieć, iż samo wzbudzenie zainteresowana tym tematem w rodzicach tych maluchów to Twój pierwszy sukces.
Powodzenia.
Jeszcze słów kilka o realizowaniu własnych pomysłów.
Chciałbym Was zachęcić do wdrażania swoich pomysłów w życie. Może to być gotowy prototyp lub zwykły opis pomysłu. Taka praca rozwija i przynosi dużo satysfakcji, a przy okazji może okazać się dochodowa.
Poniżej zamieszczam link do organizacji typu C2B. Jeśli masz pomysł jak coś udoskonalić a nie jesteś w stanie samodzielnie wdrożyć tego do produkcji to skontaktuj się z ludźmi stąd:
http://www.ideamonopoly.com/
Na w/w firmę natknąłem się dzięki uprzejmości mojego znajomego z Belgii, który zawodowo jest inżynierem w CT Toyoty a hobbystycznie udoskonala ubrania i meble jednym słowem przedmioty „masowe” czysto użytkowe. Niestety idemonopoly nie pomoże jeśli wymyśliłeś nowe źródło energii ;)
Pozdrawiam
Witam,
Z zainteresowanie przeczytałam notatkę Bartka. W związku z tym postanowiłam sprawdzić jak sobie radzi obecnie wpisując jego imie i nazwisko w google. Jeśli nie ma dwóch osób o tym samym nazwisku i imieniu okazuje się, że Bartek ciągle „pnie się w góre” założył bloga o ciekawej tematyce a także napisał książke z którą zamierzam się zapoznać.
Życzę dalszych sukcesów :)
Witam,
to jest bardzo motywujace tym bardziej,że właśnie jestem w podobnym miejscu zawodowym tzn mam pomysł i nie zawaham sie go użyć :))) przez dobre kilka lat pracowałam w korporacji, która nie dawała mi satysfakcji i teraz postanowiłam zrobić to, co lubię i potrafię – działam w zupełnie innej dziedzinie wychodzę do ludzi z tej branży rozmawiam, nawiązuję znajomości, czytam i to jest bardzo motywujace i zaczyna się kręcić aż che się żyć. Fajnie, że są ludzie tacy jak Bartek, którzy nie narzekaja i potrafią wspierać i mówić dasz radę, to jest ważne.
P.S. również jestem po tym samym kierunku studiów :))))
Powodzenia i pozdrawam.
Wszystkim życzę spełnienia marzeń w tym Nowym 2014 Roku!!!!