Nie bójcie się, w tym poście nie będę Was zachęcał do kandydowania w wyborach :-)
Jeśli akurat jesteście, bądź planujecie zostanie project managerem, to warto zastanowić się nad jakiego rodzaju projektami macie pracować i jakie umiejętności do tego będą Wam niezbędne. Istnieje oczywiście całe mnóstwo wiedzy i metodologii na ten temat (np. PMBOK, PRINCE2 itp.) i wielu managerów ma za sobą takie kursy. Dopóki taka osoba pracuje wewnątrz dużego silosu wielkiej korporacji przy względnie autonomicznych projektach, to takie kompetencje zapewne wystarczają.
Ciekawie zaczyna się dziać wtedy, kiedy taki projekt trzeba zrobić na zewnątrz, wchodząc w bezpośrednie interakcje z klientami, poddostawcami czy zewnętrznymi partnerami. W realnym życiu sytuacje w takich przedsięwzięciach rzadko układają się tak, jak w podręcznikach i często jesteśmy skonfrontowani z wyzwaniami, których nie można rozwiązać przy pomocy techniki. Typowymi przykładami takich komplikacji może być np. sprzedanie przez sprzedawców rozwiązania, którego nie da się zrealizować, rozgrywki personalne i wewnętrzna walka o wpływy u klienta, totalny niedobór stojących do dyspozycji zasobów, czy utrata współpracowników posiadających umiejętności kluczowe dla realizacji danego projektu. W takich przypadkach bardzo często nie ma jednego, uniwersalnego rozwiązania i decydująca jest umiejętność „dogadania się” z innymi ludźmi, aby uratować projekt wart być może miliony złotych.
Problem polega na tym (a wiem to z kontaktów z wieloma PM-ami pracującymi w różnych firmach) , że klasyczne oferowane w tym kierunku szkolenia (nawet te, wieńczone dyplomami renomowanych instytucji) w całkowicie niewystarczającym stopniu przekazują kursantom praktyczne umiejętności i postawy niezbędne w takich problematycznych okolicznościach. Oferowana wiedza jest oczywiście przydatna, lecz jak to określił jeden z bardzo cenionych przeze mnie PM-ów „klasyczna wiedza jest dla PM-a jak umiejętność pisania i czytania – prawdziwa sztuka zaczyna się wtedy, kiedy musisz działać jak zręczny polityk”.
Dokładnie taką samą tendencję widzę obserwując trudne przypadki, z którymi pojawiają się na szkoleniach moi uczestnicy (ostatnio większość to byli wykształceni PM-owie). Oznacza to, że coraz bardziej potrzebna jest pewna umiejętność, którą mało kto szkoli w sposób zadowalający i to jest oczywiście szansą dla tych, którzy takową posiadają.
Stąd moja gorąca rada dla wszystkich z Was, którzy zajmują się tym tematem: Trenujcie takie umiejętności przy każdej nadarzającej się okazji! To może już wkrótce zrobić dużą różnicę w Waszym życiu zawodowym, zwłaszcza kiedy nie chcecie być dalej anonimowym trybikiem w wielkiej maszynie.
PS: Użycie słowa „polityk” w tytule nie sugeruje, że macie stosować metody używane przez niektórych przedstawicieli tej warstwy w Polsce. To byłoby dla Was na dłuższą metę niezwykle kontraproduktywne!!!
Powodzenia!!!
Witam
Od lat pracuje jako PM i uważam że jedną z najważniejszych cech tego zawodu jest umiejętność rozwiązywania konfliktów. Często spełnia się rolę negocjatora, psychologa i osobę od rozwiązywania problemów osobistych. :). Tak naprawdę co klient to przypadek (czasami kliniczny :)). Takie podejście daję duże szanse sukcesu, ponieważ zmienia poziom relacji. Niestety trzeba utrzymywać dość wysoki poziom samomotywacji i higieny psychicznej, z powodu bycia pomiędzy „młotem a kowadłem”.
Witam!
Ciekawy post Alex! Od kilku lat prowadze projekty, zarowno wewnetrzne, jak i zewnetrzne, zwykle wspolpracujac z ludzmi z roznych krajow.
Moim zdaniem najwazniejsza cecha dobrego PM jest komunikatywnosc i umiejetnosc wspolpracy z grupa. Az do bolu nalezy szlifowac zdolnosc wywierania wplywu na ludzi (wg. zasad nieprzemijajacego Dale Carnegie).
Tak jak polityk, zgadzam sie tutaj z Toba w stu procentach.
Pozdrawiam,
Gosia
Witam!
Alex, prowadzisz bardzo fajny blog. Wiele energii z niego czerpię i oczywiście z komentarzy blogowej społeczności. Dzięki Wam za to. Napisałem tego pierwszego posta, bo zauważyłem mały błąd:
„…całe mnóstwo wiedzy i metodologii na ten temat (np. PMBOK, PRINCE2 itp.)…”
Chodzi o słówko metodologia. Słowo to oznacza naukę o prowadzeniu badań naukowych (za Słownikiem Języka Polskiego). Myślę, że tutaj chodziło Ci raczej o metodykę, bo np. PRINCE2 to metodyka prowadzenia projektów. A piszę o tym, bo sam zawsze dostaję baty od innych za mylenie tych pojęć. :D
Pozdrawiam
Alex
Nie miałem jeszcze okazji uczestniczyć w szkoleniach zorientowanych stricte na PM, niemniej z relacji dostępnych na Twoim jak i innych blogach wynika, że ich poziom jest rzeczywiście niezadowalający.
Z tych opinii można wysnuć wniosek, że szkolenia dla PM są jak (analogicznie do wspomnianego przykładu) umiejętność korzystania z rozkładu jazdy pociągów. A pociągi, jak wiadomo, są świetne do komunikacji między dwoma punktami – co jednak stanie się kiedy trzeba będzie dotrzeć w inne miejsce, gdzie nie ma torów?
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Witam wszystkich na naszym blogu :-)
Rafał
Jest dokładnie jak napisałeś:”Często spełnia się rolę negocjatora, psychologa i osobę od rozwiązywania problemów osobistych”
Teraz na jakich „renomowanych” kursach z PM uczą skutecznie takich umiejętności? :-)
Stąd mój apel, aby trenować na własną rękę (chyba że pracujesz u jednego z moich klientów – wtedy „wylądujesz u mnie :-))
Gosia
Współpraca z grupą jest rzeczywiście warunkiem koniecznym, choć w wielu wypadkach nie wystarczającym :-) Wtedy potrzebne są te umiejętności „polityczne”
Patryk
Dziękuję za zwrócenie mi uwagi. W angielskim (a w tym języku czytam) pisze się raczej „methodology”, stąd użycie tego słowa w tekście. Jestem teraz na Swięcie Winobrania w południowej Austrii i wobec obecności wokół wielu niebezpiecznych substancji przyjrzę się temu zagadnieniu językowemu trochę później :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
W 100% sie zgadzam. Zadna metodyka nie daje wiedzy jak sobie radzic z tym, co jest w zarzadzaniu projektami najtrudniejsze. Podstawowe narzedzia to podstawa rzemiosla, rozwiazywanie problemow politycznych to czesc sztuki :).
Pozdrawiam wszystkich uwiklanych w role PMa. Niech Wasi Sponsorzy Beda z Wami ;).
Polecam raport Silnece Fails . Opisuje 5 najczestszych problemow, z ktorymi stykaja sie PMowie.
Ludwik
Nie chciałem się wyrażać o poziomie szkoleń z PM jako takich, bo to nie jest moja specjalność. To, co chciałem podkreślić to wyraźnie widoczny fakt iż w dzisiejszej praktyce nie wystarczają one. To stwarza kolejną szansę do wyróżnienia się z masy bardzo wielu PM-ów i warto ją rozważyć i ewentualnie wykorzystać. Doświadczeni ludzie zdają sobie z tego sprawę, ostatnio kilka razy razem z uczestnikami „zmodyfikowaliśmy”szkolenia mające pierwotnie zajmować się praktycznymi aspektami kierowania ludźmi w zespole (też ważny i zaniedbany temat) właśnie na intensywny trening takich trudnych sytuacji „politycznych” występujących w praktyce Project Managera. HR-y zapewne wyrywają sobie z tego powodu włosy z głowy :-) ale dla firm i uczestników korzyści były znacznie większe niż gdybyśmy zajęli się zakładanym tematem.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam przy okazji mojego pierwszego posta :)
Piszę o kierowaniu zespołami 5-10 osób, choć sądzę, że dobrze zbudowana hierarcha powoduje, że nigdy nie zarządza się bezpośrednio większą ilością osób.
Zostałem PM z łapanki. Zaczynałem jako programisto-analityko-wdrożeniowiec. Tworzyłem. Obiekty, metody, moduły. Moje wytwory podobały się klientom, a ja szedłem w kierunku analiz / projektowania / architektury systemowej. Wydawało mi się to naturalną i pożądaną koleją rzeczy.
Wtem – oficjalnie: dostrzeżono potencjał; nieoficjalnie, by być szczerym: nie było nikogo akuratniejszego – zostałem tzw. Kierownikiem. Kosmos. Wiedza, umiejętności – zerowe, odpowiedzialność wysoka. No i zaczęło się moje: podołać wyzwaniu. Od razu informuję, że owo wyzwanie całkiem mnie zanęciło.
Aby odpowiedzieć na pytanie mrówka czy polityk najpierw mały zrzut z wątroby.
Rozmawianie z ludźmi.
Po pierwsze, umieć dogadać się z klientem – mały obsuw w terminie może zaowocować dużymi konsekwencjami formalnymi. Po drugie, lubić ludzi – jeżeli popełnię błąd, to Ci lubiani przeze mnie (z wzajemnością), podadzą mi dłoń by wydostać się z bagna.
Pokora.
Klient zawsze ma rację. Często posiadanie kwitów nie upoważnia do wyrażania innego zdania. Co z tego, że udowodnię iż projekt ugrzązł z winy klienta, który może nawet w pierś się uderzy. Projektowi to nie pomoże ruszyć dalej.
Rzetelność.
Upiększanie rzeczywistości uderzy i w PM i w resztę firmy. Miejsca na politykę tu tyle, że bolesną prawdę trzeba podawać bez młotka bo się klient obrazi. Przede wszystkim jednak rzetelność w tzw. robieniu swojego.
Komfort.
Z mojego doświadczenia wynika, że nigdy nie ma pełnego komfortu pracy. Zawsze będzie za mało ludzi, za mało czasu, za dużo do zrobienia. Nie wiem czy można inaczej, ale będąc PM podlegam choćby zarządowi, który to tak naprawdę ma głos decydujący – mało komfortowe? Po prostu tak jest.
Technikalia.
Nie uczestniczyłem dotychczas w kursie dobrze podanym. Na początek polecam książkę „Zdążyć przed terminem”.
Omnibus?
Co jest do wszystkiego jest do niczego. Nie da się jednak skupić tylko na zarządzaniu. Potencjalna wizyta u klienta może się skończyć koniecznością rzucenia terminu dostawy czegośtam. Bez wiedzy merytorycznej powiem bzdurę której nie dotrzymam. Ponadto zawsze może zajść konieczność zastąpienia kogoś.
Mrówka czy polityk?
I to i to. Nie chcąc sobie kadzić, uważam, że PM są – w pozytywnym rozumieniu – końmi pociągowymi firm. To ich umiejętności i obycie pchają sprawy do przodu.
Witam!
Z postu i dotychczasowych komentarzy wynika, ze temat jest wazny, ale nie jest latwo pozyskac takie umiejetnosci. Zapewne najwazniejsze sa umiejetnosci praktyczne. Moze jednak ktos doswiadczony w temacie wypowiedzialby sie nieco o podstawach teoretycznych. Jakie treningi myslowe mozemy przeprowadzic, zeby zwiekszyc szanse „dogadania sie” w trudnych sytuacjach “politycznych” występujących w praktyce PM-a?
Pozdrawiam
Tomek
Piotrze
Tam, gdzie piszesz o pokorze to zaczyna się dyplomacja :-)
Jak przeprowadzić z klientem „wymianę poglądów” (klient przychodzi na spotkanie ze swoimi poglądami a wychodzi z Twoimi :-)) aby nie naruszyć jego poczucia własnej wartości?
Delikatna sprawa, choć przy umiejętnym doborze słów wiele można zrobić.
Co do reszty Twojej wypowiedzi to podpisuję się pod nią
Tomasz
Zadałeś pytanie, na które trudno jest odpowiedzieć pisemnie, właśnie ze względu na konieczność praktycznego pokazania. Wtedy dopiero ukazuje się cała „magia”. Postaram się pomyśleć małej tełekonferencji na ten temat, to moglibyśmy trochę popróbować
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex wrote:
„Oznacza to, że coraz bardziej potrzebna jest pewna umiejętność, którą mało kto szkoli w sposób zadowalający i to jest oczywiście szansą dla tych, którzy takową posiadają.
Stąd moja gorąca rada dla wszystkich z Was, którzy zajmują się tym tematem: Trenujcie takie umiejętności przy każdej nadarzającej się okazji! ”
Hm przeczytałem posta dwa razy i dalej nie wiem o co chodzi w związku z tym pytam.
O jaką umiejętność chodzi ? Jak mam ją rozwijać ?
pozdrawiam, Artur Jaworski
Artur
Chodzi o tę umiejętność wypracowania pomysłów, oraz przekonywania do nich partnerów w sytuacjach kiedy z różnych powodów nie ma dobrego, zadowalającego wszystkich rozwiązania.
Weź taki przypadek z Twojej dziedziny (konsultant SAP): Klient domaga się funkcjonalności, która została mu „ryczałtem” obieca na przez sprzedawcę, ale nie jest możliwa do realizacji w implementowanym systemie a do tego nie masz budżetu na takie dodatkowe komplikacje. Ze specyfikacji nie wynika jednoznacznie kto ma rację, a obecny projekt musi zakończyć się sukcesem, bo od niego zależy dalszy wielomilionowy interes. Spróbuj rozwiązać to „książkową” wiedzą :-)
Jak takie umiejętności rozwijać?
Najlepiej pracować z bardzo doświadczonym PM-em i uczyć się od niego, drugą dobrą opcją jest bardzo intensywny trening u naprawdę dobrego trenera.
Jeśli nie masz takich możliwości, to jesteś skazany na naukę własną. Dobrym treningiem w takiej sytuacji jest przewodzenie grupom ludzi, nad którymi nie masz żadnej władzy ani środków przymusu. To bardzo dobrze uczy wyławiania i rozpoznawania istotnych motywów innych ludzi, oraz wypracowywania rozwiązań możliwych do „sprzedania” wszystkim, których to dotyczy.
Tyle na szybko…
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zgadzam się z tym co napisał Paweł. I rzeczywiście czasem lepiej jest odpuścić jakieś mniej istotne kwestie sporne tak aby projekt bez wiekszego uszczerbku szedł dalej (miałem kiedyś z tym problem :))
Ja bym wyróżnił 3 kluczowe obszary niezbędne dla PM jeśli chodzi o komunikację: podawanie informacji zwrotnej, negocjowanie, rozwiązywanie sporów.
Kilka zapisków z notatek może komuś się przydadzą:
Podczas podawania informacji zwrotnej gdy jest to zła wiadomość: opisuj nie oceniaj, bądź konkretny nie ogólnikowy, mów co w zachowaniu można zmienić i reaguj w porę tak aby osoba mogła naprawić swoje błędy, bo po 2 tygodniach jest już za późno by taka osoba mogła na cokolwiek wpłynąć.
Natomiast jeśli chodzi o negocjacje to bardzo ogólnie myślę że zależnie od sytuacji należy umieć wybrać między stawianiem kategorycznych żądań, odpuszczeniem a negocjowaniem (wymianą). No i jak się popełni błąd nalezy potrafić przeprosić. To oczyszcza atmosferę i tak niejednokrotnie dość napiętą w sytuacjach konfliktowych.
Co do zdania: „Ze specyfikacji nie wynika jednoznacznie kto ma rację, a obecny projekt musi zakończyć się sukcesem” – myślę że tu komuś powinęła się noga na etapie planowania jakości i nie napisał szczegółów technicznych dla poszczególnych pod-zadań (rezultatów) – takie moje odstępstwo od tematu komunikacji.
Zawsze pamiętajmy że pracujemy RAZEM by osiągnąć konkretny cel :)
Tomasz
Napisałeś:” myślę że tu komuś powinęła się noga na etapie planowania jakości i nie napisał szczegółów technicznych dla poszczególnych pod-zadań”
Gdybyś wiedział, jak wiele projektów np. w IT sprzedawanych jest z bardzo ogólnymi klauzulami typu np. „system będzie generował wszelkie raporty wymagane przez prawo” (jakie prawo, stan prawny z jakiego dnia, itp. ??) to nie pisałbyś o podwinięciu się nogi. Takie „nieprofesjonalne” podejście bywa czasem warunkiem do zdobycia klienta, tak było w latach osiemdziesiątych, kiedy sam byłem w tej branży, tak bywa i dzisiaj. I oczywiście dobry PM musi umieć poradzić sobie i w takiej sytuacji :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Czy moglbys rozwinac stwierdzenie, iz ogolnikowa, „nieprofesjonalna” umowa moze byc warunkiem zdobycia klienta. Jesli klient wiedzialby co dokladnie dostanie to byloby gorzej? Takie podejscie praktykowane swiadomie wyglada nieco podejrzanie. Chyba, ze mowisz o przypadku, kiedy w danym momencie nie dalo sie ustalic wiecej z przyczyn obiektywnych.
Pozdrawiam
Tomek
Tomasz
Często jest tak, że klient sam nie wie dokładnie co będzie potrzebował, a np. ze względu na termin przetargu nie ma czasu i środków aby to całkiem precyzyjnie ustalać. Czasem sprzedawcy obiecują klientowi wszystko, aby tylko go „zdobyć” a PM musi się z tym bujać :-) To nie jest książkowo poprawnie, odpowiada jednak realiom wielu kontraktów
Pozdrawiam
Alex
Ja również potwierdzam, ze takie ogólnikowe zapisy w umowie są świadomą i dosyć często spotykaną praktyką. Inny tematem jest, że w takich przypadkach trzeba mieć bardzo dobrych PMów no chyba, że naszym celem jest działalność charytatywna a nie działalność z zyskiem.
Dzięki Alex, za wyjaśnienie o jaką umiejętność chodzi. Dziś podczas jednego ze spotkań postanowiłem sprawdzić jak u mnie to funkcjonuje. Postanowiłem być uważny podczas rozmowy zapamiętywać jej przebieg, jak odpowiadam na pytania, co z celem jaki postawiłem sobie na początku, przejęciem przywództwa itp.
Najbardziej zadowolony jest z faktu, że umiejętności, które nabywam podczas praktycznych ćwiczeń z trenerem czy rozwijając je samodzielnie pojawiają się na poziomie podświadomym dokładnie w tym momencie, kiedy tego potrzebuję. Zdumiewające jest ile procesów dzieje się w naszej podświadomości, my dostajemy szybki feedback, co zrobić w danej sytuacji. Nasz umysł podsuwa nam rozwiązania na bazie tego, co go nauczyliśmy. W każdym razie tak to u mnie działa.
Efektem mojego spotkania było przekonanie klienta do mojego rozwiązania (dobrego dla obu stron), w dodatku sam potwierdził że to naprawdę super pomysł (a zwrot był o 90 stopni).
To co jeszcze nasuwa mi się w tym temacie, to fakt, że na takie rozmowy nie ma uniwersalnej metody. Trzeba ich mieć wiele, być bardzo elastyczny, zawsze prawdziwym i działającym w dobrej wierze (o żadnej manipulacji mowy być nie może)
Tyle mojego świadectwa, pozdrawiam serdecznie Artur
“Project manager – mrówka w silosie czy polityk?”
W moim przypadku wyglądało to tak, że zostałem rzucony na głęboką wodę kilka lat temu, bez doświadczenia i wiedzy. To nauczyło mnie pokory i dystansu przede wszystkim do samego siebie. Na szkoleniu z w/w tematyki wylądowałem całkiem niedawno i była to niezła klapa ;)
Nie zajmuję się branżą IT tylko automotive, dlatego nie będę się wdawał w szczegóły techniczne, natomiast uważam, że niezależnie od rodzaju tematyki dobry PM jest na pewno świetnym obserwatorem potrafiącym odpowiednio reagować na sygnały ze swego „projektowego otoczenia”. Sztuka dostosowywania się przekłada się również na sztukę rozwiązywania a raczej nie dopuszczania do konfliktów.
Ktoś wcześniej poruszył kwestię „generalisty”. Moim zdaniem PM posiadający dużą wiedzę ogólną potrafi znaleźć wspólny język z różnymi grupami zawodowymi oraz kulturowymi , spajając wszystko ze sobą na tyle ściśle, aby pojawiło się poczucie spójność zespołu, ale też odpowiednio luźno aby nie przytłaczać i zbytnio nie ograniczać.
Tyle z mojej strony
Pozdrawiam
Wojciech Szywalski
Witam!
Według moich skromnych obserwacji wiele osób pracujących na decyzyjnych stanowiskach na różnych poziomach w hierarchii jest delikatnie mówiąc otumaniona marketingowym przekazem dotyczącym różnych metodologii. I jeżeli PM poradzi sobie z jakąś trudną nietypową sytuacją sposobami, które są tu opisujecie jako sztuka, to powiedzą „ale Ci się udało, farta miałeś, jest OK ale musisz popracować nad swoją znajomośćią metodyki XYZ, ona na pewno by nas uchroniła przed tą sytuacją …”. Chcę powiedzieć, że zauważam pogardę dla sztuki PM bo sztuka wnosi ryzyko :) Tak, że czasem będąc skutecznym PM można być postrzeganym jako mało profesjonalny PM i to nawet wśród własnego zespołu, który ma jakieś wyobrażenia o wzorcowym PM.
Alex, wprawdzie nie wiem wiele o branży IT jednak zgadzam się, że zawarta umowa może być gdzie niegdzie niedoprecyzowana w sensie: „pragnę otrzymać taką a nie inną funkcjonalność”. Klient może być „ciemny” w szczegółach technicznych, ale zespół specjalistów powinien się znać. I moim zdaniem lepiej aby jak najwięcej danych finalnego produktu trafiło do umowy. Jako np. załącznik do umowy ogólnej. Zwłaszcza jeśli nie znamy ludzi, z którymi pracujemy. Rozumiem, że to co napisałeś to był przykład na jakie sytuacje PM może natrafić. Wtedy PM powinien być jak czołg. Przebrnąć przez wszystko i zadanie zrealizować :)
Zgadzam się z Tomkiem Ciamulskim odnośnie doprecyzowania umów. Zwłaszcza tego jak ma wyglądać produkt końcowy. Im bardziej doprecyzowana umowa tym lepiej (i dla nas i dla klienta i jego pozyskania moim zdaniem). Obecnie sądy i tak są dość przepełnione.
Z własnego dośdwiadczenia projektowego znam 1 osobę, która niedoprecyzowała umowy. Z wykonawcą poszło źle i nie wiele mogła już zrobić w tej sprawie. Pracowałem również dla 2 dużych firm (jedna koreańska, druga włoska) i tutaj umowy były sporządzone dość ogólnie. Natomiast szczegóły techniczne (jakość) projektu podczas fazy planowania były podane drobnych detalach i uzgadniane WIELE razy (kwestia zmieszczenia sie w kosztach i wyboru pomysłów).
Ludzie bywają różni i z różnymi się pracuje. Różne są charaktery osób i jak dla mnie w kwestiach odpowiedzialności przy projektach lepiej być safe, rather than sorry. Zwłaszcza im projekt bardziej skomplikowany i czasowo dłuższy. Oczywiście w przesadę także nie ma co popadać :)
Reszta to tak jak napisałeś Alexie – kwestia doświadczenia i skutecznej komunikacji. Ja jestem jeszcze mało doświadczony. Czy znasz jakiegoś doświadczonego PMa, do którego mógłbym od czasu do czasu napisać i skonsultować swoje przemyślenia. A może pisać tu na forum? :) Bardzo ciekawi ludzie się tu wypowiadają.
Chciałbym pokazać Ci też plan projektu, który obecnie opracowuję. Jeśli wyrazisz zgodę to z wielką chęcią go wyślę. Cenna byłaby dla mnie Twoja opinia na niektóre kwestie z nim związane.
Wojtek
Zgadzam się z potrzebą posiadania przez PM-a wiedzy ogólnej, która musi być jeszcze poparta umiejętnością radzenia sobie w skomplikowanych sytuacjach międzyludzkich.
Tom
Pogardę dla sztuki możemy obserwować w wielu dziedzinach gospodarki. Właśnie dlatego mamy tak wielu przeciętnych wyrobników, bo to „coś więcej” nie jest doceniane!
Ważne jest, aby wyszukać sobie takie miejsca, gdzie nasza sztuka jest pożądana.
Tomasz
To, co piszecz o umowach jest bardzo piękne…… w teorii :-)
W praktyce mamy do czynienia z różnymi sytuacjami i nad wszystkimi ich elementami mamy kontrolę.
Zresztą sam napisałeś:”tutaj umowy były sporządzone dość ogólnie. Natomiast szczegóły techniczne (jakość) projektu podczas fazy planowania były podane drobnych detalach i uzgadniane WIELE razy”
Czy to nie jest podobna sprawa?
Znam wielu doświadczonych PM-ów (szkolę praktycznie tylko takich), ale jak wyobrażasz sobie dyskusję z nimi?
Nie jestem też pewien jaki plan projektu chciałbyś mi przysłać. Jestem ekspertem od zagadnień międzyludzkich i „politycznych”, więc tylko w takim zakresie mogę wypowiadać się w pełni kompetentnie.
Dyskutować na ten temat na blogu tutaj możesz oczywiście jeśli tylko chcesz.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Czym tak dokładnie różni to o czym tutaj tak wiele piszecie od szeroko rozumianych „umiejętności miękkich” kierownika projektu? To jest dość ważne aby dokładnie zdefiniować tą różnicę, gdyż trzeba oddzielić typowe umiejętności miękkie od umiejętności politycznych. W środowisku w którym ja pracuję (IT) jak się zaczyna mówić o polityce w zarządzaniu to oznacza, że w grę zaczynają wchodzić rzeczy pozamerytoryczne. Pewien człowiek bardzo trafnie powiedział, że polityka w firmie zaczyna się wtedy kiedy przestaje się liczyć co ktoś mówi a zaczyna się liczyć kto to powiedział.
Dla kierowników projektów, którzy zauważą takie postawy w swoim środowisku pracy jest tylko jedna sensowna rada: należy odświeżyć swoje CV i rozesłać. Każda firma (w odróżnieniu od np. agend rządowych czy partii politycznych) ma jeden, taki sam i niezmienny cel: zarabiać pieniądze teraz i w przyszłości. Jeżeli na jakiekolwiek decyzje w firmie czy też w poszczególnych projektach będzie miało wpływ co innego niż osiągnięcie wyżej wymienionego celu to z takiej firmy należy się delikatnie acz szybko i skutecznie ewakuować. Dlaczego? Dlatego, że na wolnym rynku gdzieś tam istnieje konkurencja, która zamiast polityką zajmuje się robieniem pieniędzy i prędzej lub później ta konkurencja da o sobie boleśnie znać. Znam osobiście przypadek jednej takiej firmy, gdzie tak byli zajęci „turf wars” i polityką, że prawie nie zauważyli momentu w którym wykupiła ich konkurencja.
Podsumowując rada aby kierownik projektu zachowywał się jak polityk jest bardzo niebezpieczna. Politykę zostawmy organizacjom niekomercyjnym. W firmach jedynym zadaniem kierownika projektu jest maksymalizacja wartości dodanej dostarczanej dla klienta przy jednoczesnej minimalizacji kosztów operacyjnych i inwestycji potrzebnych do wytworzenia tej wartości. Jeżeli kierownik projektu zajmuje się czymkolwiek innym to prowadzi firmę na manowce. Oczywiście do realizacji tych celów są potrzebne wszelkie umiejętności w tym umiejętności miękkie: negocjacje, komunikaty zwrotne, szeroko rozumiana umiejętność komunikowania się. Nie jest natomiast do tego potrzebna polityka.
Pozdrawiam serdecznie,
Szymon
P.S. A na moim blogu możecie poczytać o jednej z metod radzenia sobie z niedoprecyzowanymi wymaganiami. Zapraszam.
Szymon
Zwróć uwagę, że ja nie pisałem o polityce w firmie w znaczeniu, które używasz.
Raczej pisałem o umiejętnościach „polityka” w projektach, które wykonuje się poza macierzystą organizacją. W wielu przypadkach z realnego życia właśnie takie umiejętności mogą uratować projekt i dostarczyć obydwu stronom tego, o czym piszesz. Przeczytaj uważnie moją odpowiedź Arturowi, tam to chyba klarownie zawarłem.
Co do klasycznej polityki wewnątrz firmy to zgadzam, się z Twoim punktem widzenia, ale tutaj mówimy o czymś innym
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Uważam, że w przypadku naprawdę dużych projektów IT nie jest możliwe dokładne opisanie wymagań klienta na etapie tworzenia kontraktu.
Po pierwsze nie starczy na to czasu – klient potrzebuje swojego systemu/systemów w określonym czasie i zazwyczaj dokładne określenie wymagań wymaga analizy, która ma szanse skończyć się właśnie w tym samym terminie w którym klient oczekuje końca wdrożenia :-)
Drugi i moim zdaniem dużo ważniejszy powód to efekt skali. Duży projekt IT posiada sporą liczbę interesariuszy (stakeholders), generujących wymagania w formie bezpośredniej, jak i pośredniej. Część z interesariuszy pojawi się już w trakcie trwania projektu i wygeneruje kolejne wymagania. Gdy dołożymy do tego politykę kontraktową narzucającą stosowanie kontraktów typu fixed-price z dokładnie określonym przedmiotem umowy, dostajemy zadanie teoretycznie nie do rozwiązania. Piszę teoretycznie, bo właśnie do rozwiązywania tego typu problemów służą umiejętności polityczne, odpowiednie zarządzanie konfliktami, negocjacje, komunikacja.
Zgadzam się z Alexem, że większość kursów dla PM-ów nie dostarcza odpowiedniej wiedzy w zakresie umiejętności „politycznych”. To, co mogę polecić z własnego doświadczenia, to uczenie się od innych, dzielenie wiedzą, obserwacje. Prowadząc projekt w korporacji zawsze można znaleźć kogoś, kto może być źródłem wiedzy, ideałem jest opisana przez Alexa wspólna praca z menadżerem z „najwyższej półki” – do tej pory była to dla mnie najlepsza metoda nauki.
Pozdrawiam
Paweł
Paweł
Dziękuję że to tak dobrze opisałeś. Zgadzam się z tym w 100% i cieszę się, że znalazł się ktoś, kto to dobrze przekazał.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, mam pytanie trochę z innej beczki. Znalazłam trzyletni kurs z zakresu „Nonviolent Communication” Marshall’a Rosenberg’a. Napisz proszę czy spotkałeś się z tą metodą komunikacji i jak ja oceniasz? Ogólnie, niekoniecznie z punktu widzenia szkoleń biznesowych. Z góry dziękuję za odpowiedź :)
Dominiko
Witaj na naszym blogu :-)
Nie spotkałem się z takim kursem. Trzyletni kurs z komunikacji?? Zdaje mi się to nieco długo, bo jeśli robisz coś na żywo, to rezultaty powinny pokazać się znacznie szybciej. Jeśli jest to kurs korespondencyjny, to byłoby to trochę jak korespondencyjna nauka jazdy na rolkach. Byłbym w takim przypadku bardzo ostrożny.
To tak na szybko, bez dokładnej znajomości tamtego programu
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie :)
w wielkim skrócie opis jest na http://www.dojrzewalnia.pl
Jest to inicjatywa skierowana zasadniczo do kobiet, ale to chyba ma w tym wypadku najmniejsze znaczenie. Trzy lata – w sumie nigdzie się nie spieszę… ;)
Pozdrawiam
Dominiko
Proponuję abyśmy w tym wątku pozostali choć mniej więcej przy temacie project management. Zgoda?
Pozdrawiam
Alex
Tak jest! Pan tu dowodzi :) Pytanie moje trochę wykroczyło poza temat, ale wiemy przecież, ze komunikacja wpisuje się w temat PM – jest niejako meta, ponad, nadrzędna. Postawa „polityka” to jedna z wielu dostępnych form. Natomiast z kilkuletnich doświadczeń pracy jako project manager przy projektach i kampaniach internetowych, często z kilkunastoosobowym zespołem, pod presją czasu, widzę jak „przemoc” w komunikacji „zabija” projekt. Oj, długo można opowiadać.
Pozdrawiam wieczorowa porą :)
Dominika
Dominiko
Przemoc w komunikacji zabija nie tylko projekty, to fakt. Dlatego mówimy tutaj o umiejętnościach „politycznych”.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Za sugestią przechodzę do tego wątku.
Moja wypowiedź:
http://alexba.eu/2007-10-15/internet-media-marketing/ryba-za-pol-miliona-euro/#comment-50683
i Twoja odpowiedź:
http://alexba.eu/2007-10-15/internet-media-marketing/ryba-za-pol-miliona-euro/#comment-50685
Odnośnie PS – oczywiście Zarząd lub ów dział. „Przepalczenie” wynikało z dość późnej pory pisania :)
Wracając do sedna sprawy. Mam oto dylemat: lojalność wobec pracodawcy czy oszukiwanie klienta. Rzeczywistość bywa jeszcze ciekawsza, a może tak mi się tylko wydaje. Załóżmy, że w hipotetycznym przypadku – o ile mam taką sposobność – staję po stronie rzetelności. To doprowadza do tego, że klient wybiera inne rozwiązanie. I nagle wychodzi, że ten klient otrzyma gorszy produkt, bo tamten dostawca dużo bardziej podkolorował. Ciężko zatem znaleźć salomonowe rozwiązanie.
Skądinąd wiem, że stając się w pewnym momencie osobiście odpowiedzialnym za realizację podkolorowanego projektu, docelowo jestem w stanie wypracować satysfakcjonujące klienta rozwiązanie. Zwyczajnie lubię to co robię i mogąc skupić się na meritum staram się wykonać jak najlepszą robotę. Pewien wyraźny niesmak jednak pozostaje – bo to nie tak powinno być. Na marginesie, poszukiwania pracy bez takich dylematów – lektura „ojców” Kiyosakiego otworzyła mi niedawno oczy. ;)
Po przemyśleniu „dylematu oszustw” sądzę, że istotną część winy za taki stan rzeczy ponosi również klient (do spółki z rozwiązaniami prawnymi i panującymi obyczajami).
Być może w pierwszym etapie potencjalni dostawcy powinni dostarczać pełną dokumentację projektową (włącznie z projektem technicznym planowanego rozwiązania). Po wybraniu zwycięzcy przystępuje on do drugiego etapu – wykonania projektu.
Niestety silnie ujawnia się problem kompetencji: klient sam z siebie zazwyczaj ma duży problem ze zdefiniowaniem swoich oczekiwań, nie mówiąc o zdolności do merytorycznej oceny wartości poszczególnych projektów. Najlepiej widać to w SIWZach. W dużej ilości przetargów nie ma aktualnie szansy na dobre zdefiniowane zakresu projektu. Potencjalny zwycięzca ma później wiele sposobności do zabrnięcia w krzaki – czyli zdolności polityczne wchodzą w grę i może kolejne dylematy lojalnościowe. Taka mała prywatna enigma.
Pawel
Czy postawienie na rzetelnosc musi oznaczac strate klienta? Jesli umowa obiecuje za duzo, ale inni tez nie sa w stanie tego dostarczyc na podobnych warunkach, to potrzebujemy skupienia na umiejetnosciach politycznych. Czy oznacza to sprzecznosc z nasza rzetelnoscia (o ile to nie my ustalalismy umowe). Rzetelnosc moze obejmowac takze racjonalna analize mozliwosci konkurencji i rozwiazania problemu ogolnie, gdy umowa wykracza poza realia. Poza tym, jak sam zauwazyles, czesc winy ponosi takze klient, ktory nie umie dobrze zdefiniowac swoich wymagan.
Co do niesmaku – czy powinnismy czuc sie odpowiedzialni za decyzje innych?
Co masz na mysli mowiac o Kiyosakim – czy chodzi o pelne uniezaleznienie sie?
Pozdrawiam
Tomek
Tomek,
Czy bycie rzetelnym oznacza stratę klienta… Muszę przyznać, że Twój punkt widzenia pozwolił mi na spojrzenie z innej perspektywy i z pewnym dystansem.
Generalnie irytuje mnie uogólnione bagienko stroszenia piórek. Najpierw są obiecanki, cacanki, miód, malina. Następnie – przynajmniej w moim środowisku – stawia się takiego PM wobec podpisanej umowy i zobowiązań. I co tu robić:
– więcej ludzi? Ależ w firmie nie pieniędzy.
– więcej czasu? Ależ umowa podpisana a opóźnienie będzie de facto oznaczać stratę.
– zmniejszyć zakres? No tak – tu jest miejsce na politykę. Jeżeli PM sobie poradzi to jest dobry ;)
Taka właśnie sytuacja budzi mój niesmak – brak osoby z wiedzą od początku kształtowania projektu. Dodatkowo mam często poczucie bycia osobą od brudnej roboty – ku chwale firmy rzecz jasna. ;)
Czy obecność PM od początku coś zmieni? Otóż projekt który z zespołem ukończyłem na czas ku zadowoleniu klienta odbywał się tak, że od początku rozmów z tym klientem rozmawiałem. Wraz z klientem omawiałem proponowany zakres i ustalałem terminy. Wnioski dla zwierzchników – jak sądzę niewielkie :)
Mówiąc o Kiyosakim – tak, mam zamiar w pełni uniezależnić się.
Pawel
Mamy wiec kolejny przyklad, z praktyki PMa, ktory jest smutny. Ja tez nie bardzo wyobrazam sobie stworzenie dobrego projektu bez udzialu osoby z wiedza fachowa. Czy jest to praktyka duzych firm?
Sprawa niedoceniania staran to powszechna i smutna historia, przynajmniej w Polsce.
Powodzenia w dzialalnosci niezaleznej! :)
Tomek
Oto kilka moich przemyśleń
(Część pesymistyczna)
PM jest rzeczywiście człowiekiem od brudnej roboty. Babranie się niesmacznych sytuacjach to niestety to, za co mu się płaci. Osobiście po pewnym czasie człowieka bierze znieczulica i przestaje cokolwiek ruszać. Mnie przestało zupełnie dziwić, że można zacząć projekt i nawet zrobić racjonalny harmonogram bez znajomości zakresu prac (i nawet tego dotrzymać potem). Przestało mnie dziwić, że, klient nie wie, czego chce lub chce więcej niż można mu dać w rozsądnym czasie. Przestało mnie dziwić, że ludzie pracujący dla jednej organizacji robią sobie pod górę z powodu własnych niekompetencji, albo z powodu politycznych gier i liczy się to jak sprzedasz swój projekt w organizacji, a nie to czy zakończył się on powodzeniem. Przestało mnie dziwić, że rozsądny harmonogram to zwykle za długi harmonogram i nie jest nigdy akceptowalny, a projekty mają zawsze mniej zasobów niż potrzeba (mam na myśli braki rzędu 30% i większe). Przestało mnie dziwić, że da się zrealizować absurdalne harmonogramy (typu 50% zaplonowanego czasu, przy tych samych zasobach). Znacie to: „Przycinam schedule śmiałoooo, przycinam schedule śmiałoooo, dla mnie to… mało” . Tak naprawdę po jakimś czasie powinno mnie przestać dziwić cokolwiek. A tu nie,….. Ciągle mnie coś zadziwia, ciągle odkrywam, że granice absurdu można przekraczać w coraz to nowych miejscach. Wiem, że ta granica nie istnieje i w każdej znanej mi organizacji jest jak guma. Człowiek się z tym oswaja po pewnym czasie i po prostu przywyka. (Taka praca)
(Część neutralna)
Co jest prawdziwym zadaniem PMa?
– Skończenie projektu na czas? (Widziałem projekty opóźnione, o 100%, które zakończyły się sukcesem.
– Sprawienie, że, wszyscy interesariusze będą zadowoleni? (Widziałem projekty, które zakończyły się porażką mimo to)
– „Sprzedanie” swojego projektu w sposób pozwalający osiągnąć sukces w organizacji. (Widziałem jak się sprząta po takich „sukcesach”)
No cóż, zadanie domowe…. Co jest zadaniem PMa?
(Część optymistyczna – według mnie)
PM może reagować na zdarzenia, ograniczać ryzyko i politycznie rozwiązywać problemy i dzięki temu przekraczać kolejne granice absurdu. Ale czy powinien?
A może powinien być w stanie kreować rzeczywistość wokół siebie, tak jak sam by tego chciał i jak dyktuje mu to jego etyka? Może mieć własną wizję i nie naginać siebie do świata tylko naginać świat do siebie. Nie ma w tedy dylematów moralnych.
Wiem, że to brzmi trochę niedorzecznie, ale to się da zrobić. (wiele problemów może po prosu nie istnieć w takiej sytuacji) Niestety jest spory narzut na PMa związany z kontrolą całego systemu, ale jestem pewien, że to tylko kwestia wprawy i wytrwałości.
No to by było na tyle, moich wynurzeń na temat pracy PMa.
AAA… co do pracy z zespołem…
Myślę, że PM jest trochę jak wiatr, nie generuje prądu, ale bez niego wiatrak się nie kręci…, (choć znam przypadki gdzie wiatrak kręci się pomimo PMa :-) ).
Osobiście wyznaję starą zasadę:
Kiedy najlepszy z przywódców skończy swą pracę ludzie mówią: 'zrobiliśmy to sami’. Lao-tse.
Mariusz
W sprawie projektów IT (software development) chciałem polecić książkę: Tom DeMarco and Timothy Lister, „Peopleware. Productive Projects and Teams.” a także ciekawe spostrzeżenia na http://www.joelonsoftware.com