Podczas dyskusji pod poprzednim postem Agnieszka poruszyła ciekawy temat częstego wzrostu poziomu roszczeniowości w miarę zacieśniania się relacji miedzy dwojgiem ludzi.
To zjawisko niestety ma miejsce bardzo często i w dużym stopniu przyczynia się do erozji wielu pozytywnych uczuć miedzy tym dwojgiem ludzi. Któregoś dnia jedna ze stron budzi się rano i stwierdza, że właściwie to niewiele ją łączy z tą osobą obok, a druga strona wykorzystuje nas jako linę holowniczą, co opisywałem kiedyś. A to jest bardzo niesympatyczne uczucie!!
Warto tez dodać, że brak tejże roszczeniowości na początku relacji nie jest wcale gwarancją, że nie pojawi się ona później, a niektórzy ludzie zdają się zatracać w niej wszelki umiar, zwłaszcza jeśli druga strona jest osobą szczodrą. Na to mogę Wam przytoczyć dość osobisty przykład:
Miałem kiedyś taki bardzo bliski i intensywny związek z początkowo niezwykle sympatyczną kobietą, która w końcowej fazie naszej relacji nie tylko prawie w 100% „wisiała na mnie” ekonomicznie, ale potrafiła mieć do mnie bardzo wielkie pretensje o to, że zawalony totalnie pracą i wyprostowywaniem pewnych problemów wynikających z niedotrzymania przez nią poważnych zobowiązań nie wpadłem na to, że jej dorosłą, żyjąca za granicą córka chciałaby być może spędzić urlop nad polskim morzem i nie powiedziałem, że dość niespodziewanie w tym czasie moje mieszkanko tam będzie wolne! Co za bezczelność z mojej strony!! :-) :-) Tak więc bądźcie czujni i reagujcie już na pierwsze oznaki takiego zachowania!
Ktoś może powiedzieć, że dla tej pani z powyższego przykładu zrobiło to niewielką różnicę bo i tak rozstanie było już pewne, ale to niezupełnie jest tak. W relacjach ze mną i wieloma innymi ludźmi sposób rozstania ma ogromne znaczenie. Większość przesympatycznych przecież kobiet, z którymi miałem związki różnego rodzaju i długości trwania może nawet po latach zwrócić się do mnie o pomoc w wypadku jakiś tarapatów i oczywiście w miarę możliwości postaram się coś zrobić. Dla pań takich jak ta opisana powyżej – życzę wszystkiego najlepszego w życiu, ale nigdy już nie pojawiaj się w moim!
A sami wiecie, że w życiu bywa różnie i czasem warto mieć dostęp do inteligentnego faceta „z jajami”, który w sytuacji podbramkowej pojawi się z przysłowiową kawalerią (jak w westernach :-)) Wbrew pozorom zbyt wielu takich w naszym kraju nie ma.
Co o tym myślicie?
PS: Aby nie było nieporozumień, miło i grzecznie zapytać prawie zawsze można, napisałem o postawie, kiedy ktoś ma złudzenie, że mu się „należy”
PPS: Czytając ten post popatrzmy na siebie – czy sami przypadkiem tacy nie jesteśmy?
Cóż, mnie matka mojego syna zostawiła zaraz po tym, jak opłaciłem jej ostatni rok studiów, dyplom i kupiłem laptop, który miał służyć do efektywniejszej nauki i pracy (której nie podjęła do dziś).
Pytana o przyczyny odejścia, wspomniała lakonicznie coś o tym, że już od roku chciała to zrobić.
Witaj,
Jak zawsze świetny post! :)
Mam następujące pytanie: Co zrobić, kiedy zdajemy sobie sprawę, że tkwimy w takiej relacji i trwa ona dość długo (kilka lat)?
Siano
Jeżeli jest tak jak piszesz, to szkoda tylko że masz z nią dziecko. Co do reszty to wyświadczyła Ci przysługę!!
Nie chcę się z Tobą licytować, ale ten mój przypadek był znacznie gorszy od Twojego. Mimo tego, patrząc jakie super życie zbudowałem sobie potem jestem tej pani wdzięczny za całokszałt, bo inaczej tkwiłbym z nią, a moje życie byłoby o tyle uboższe.
Zacznij żyć Twoje!!
M.
Pytasz: „Co zrobić, kiedy zdajemy sobie sprawę, że tkwimy w takiej relacji i trwa ona dość długo (kilka lat)?”
To zależy w jakiej roli tam jesteś.
1) Jeśli w roli „ofiary” to jak najszybciej taką osobe „katapultować” z Twojego życia
2) jeśli to Ty robisz takie nieładne rzeczy, to natychmiast przeproś i obiecaj poprawę. A potem popraw się!!!
Pozdrawiam
Alex
Alex, niestety jest to przypadek 1…
Konkretnie chodzi o sposób tego „katapultowania”. ;-)
Jak to zrobić bez szkody dla obu stron?
Alex:
oczywiście, licytacje nie mają sensu. Posłużę się słowami poety.
„Świadom, że choć pragną
To nie staną ci na drodze
Ci którzy sami nie są
Świadomi swych dążeń”
Kilka przykladow jakie przyszly mi na mysl (wszystkie osobiscie widzialem) :
1. Z moich doswiadczen wlasnych i kilku moich zanomych (faceci 30 ), wynika, ze istnieje calkeim spora populacja kobiet, ktore probuja zmanipulowac faceta i naklonic do ślubu, właśnie po to aby móc żądać od niego różnych takich powinności. I później mamy taka sytuacje, że aż strach sie zakochać. ;-)
2. A oto zdanie jakie uslyszalem w domu jednego znanego mi malzenstwa:
„Ja Cie do niczego nie zmuszam, i skoro jestes dorosly, to zrobisz co Ci sumienie podpowiada. Ale, skoro mnie kochasz i traktujesz powaznie, to moglbys czasem spedzic troche czasu ze mna i moja mamą na działce. ”
3. Zaslyszane od jednego dwudziestokilkulatka: „Tesciowa powinna pomóc nam przy dziecku, przeciez widzi jak nam ciężko”
4. Firma zaczęła wypłacać pracownikom produkcji tzw. „bonus za zdrowie”. Tzn. Jesli ktos ma 100% obecnosci dostaje extra 200zl. Na poczatku pracownicy sie ucieszyli bo to tak naprawde 200zl dodatkowo za zwyczajne przychodzenie do pracy. Najlepsze jest to, ze po kilku miesiacach, ludzie sie przyzwyczaili i nagle zaczely sie glosy oburzenia: „firma nas karze gdy ktos zachoruje i zabiera nam po 200zl”, albo „ludzie z goraczka musza chodzic do pracy”.
5. Calkiem sporo moich kolegow z pracy ma taki pomysl, ze to obowiazkiem szefa jest aby go zmotywowac i nim zarzadzic.
Witajcie!
Czytając komentarze doszłam do wniosku, że napiszę o moim podejściu. Przy pierwszym poście zaczełam najpierw analizować otoczenie, kto się tak zachowywał w stosunku do mnie lub zachowuje, kto chciał coś ode mnie itp. Oj takich przykładów znalazło sie mnustwo!! Po przeczytaniu tego trzeciego postu w tym temacie zaczelam jednak analizować moje podejście – ciężkie przejście, psyhika strasznie sie broni przed taką analizą.
Szarpie sie między „oj Paulina tego z pewnością wymagac nie możesz” a ” no kurcze to chyba mam prawo wymagać/oczekiwać”. I nawet próbujac przytoczyć jakiś przykład z życia ta walka dalej trwa w mojej głowie i na każde podejście znajduje sobie usprawiedliwienie!
Drugim tematem nad któreym zaczełam się zastanawiać to jak odnieść te posty do relacji pracoawca – pracownik (patrzę z perspektywy pracodawcy). Alex czy mógłbyś coś na ten temat napisać? Jestem współwłaścicielką firmy od 4 miesięcy, weszłam do firmy która jest już na rynku od długiego czasu i ma utarte swoje zasady (albo ich brak). Kiedy i na jakich zasadach mogę oczekiwać cokolwiek od swoich pracowników jeżeli wczesniej oczekiwało się od nich wszystkiego jednocześnie nie informując ich o tym wcześniej.
Pozdrawiam!
Paulina
Witam,
Bartosz,
” Calkiem sporo moich kolegow z pracy ma taki pomysl, ze to obowiazkiem szefa jest aby go zmotywowac i nim zarzadzic.”
jako były (na szczęście) pracodawca nie dziwi mnie to podejście ponieważ według Kodeksu Pracy
OBOWIĄZKI PRACODAWCY I PRACOWNIKA
Rozdział 1 – Obowiązki pracodawcy
Art. 94.
Pracodawca jest obowiązany w szczególności:
zaznajamiać pracowników podejmujących prace z zakresem ich obowiązków, sposobem wykonywania pracy na wyznaczonych stanowiskach oraz ich podstawowymi uprawnieniami,
organizować prace w sposób zapewniający pełne wykorzystanie czasu pracy, jak również osiąganie przez pracowników, przy wykorzystaniu ich uzdolnień i kwalifikacji, wysokiej wydajności i należytej jakości pracy,
i stąd też może wynikać to nastawienie, którego nie popieram,
Paulinie też polecam cd tego artykułu KP
Pozdrawiam
Krysia
Dosyć często spotykam się z taką postawą i często słyszę przez to zarzuty, że moja asertywność jest nie w porządku ;)
Jeśli ktoś wisi na nas ekonomicznie to jest to bardzo wyraźne i da się nawet policzyć ile nas kosztuje. I wtedy rozumiem, że możemy komuś powiedzieć – ok, mogę ci czasem pomóc ale sama musisz na siebie pracować.
Ale co jeśli ktoś w sensie emocjonalnym żąda od nas „musisz i powinieneś zapewniać mi dużo więcej wsparcia bo ja go potrzebuję”. Mam wrażenie, że mechanizm jest ten sam ale dużo trudniej zauważyć gdy ktoś przekracza granicę gdy zaczyna wisieć na nas emocjonalnie…
Czy masz Alexie jakieś wskazówki co do tego drugiego ? O ile w ogóle zgadzasz się z tym co napisałem – wszelkie komentarze, rady albo krytyka mile widziane :)
Tak po krótce kilka wniosków -z własnego podwórka:
Miłość to wybór(to tytuł książki – o terapii współuzależnień)-
zatem każdy związek można rozwiązać. Nie należy przymocowywać silniej wzajemnej liny (typu kolejne dziecko, interwencja rodziny, szantaż emocjonalny, branie na siebie dalszych zobowiązań).
W takiej fazie usilnego utrzymania związku liną szarpać może we wszystkie strony – patrz samochód holujący, który jedzie do tyłu.
Przykład Alexa przerabiałam dosłownie – „Jak mogłaś nie pomyśleć, że to nam się należy!!” – czytaj MI. No właśnie, ja tak nie umiałam myśleć.
A dzisiaj cieszę się, że udało mi się wiele zmienić. Na to nigdy nie jest za późno.
Agnieszka Jankowska
Dziękuje Krysia – na pewno skorzystam z twojej rady, niektóre rzeczy są tak proste a najtrudniej na nie wpaść.
Jot co do „wiszenia ekonomicznego czy też psychicznego” uważam, że granica w tym przypadku się zaciera i jednocześnie oczekuję się i tego i tego. Siły na to rozkładają się tylko w różnych proporcjach. A im więcej pozwalamy tym więcej od nas oczekują. To jest trochę jak z dziećmi – jak ustępujemy kiedy się złoszczą i chcą akurat tego jeszcze cukierka w sklepie to dla świętego spokoju dajemy im tego czego chce, a kiedy znowu trafia się taka sytuacja dziecko wie już co robić żeby nakłonić do spełnienia swojego oczekiwania.
1/ Kwestia miłości
Kiedy kocham, daję wszystko, nie licząc. Kiedy kocham już nieco mniej zaczynam dostrzegać (o ile tak się dzieje), że daję więcej, niż otrzymuję – dopiero wtedy i natychmiast robię jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. A..kochałeś przez jakiś czas tę babeczkę, Alex?
2/ Prawo pierwszego kontaktu
Na początku znajomości, nawet dalekiej od miłości, czy choćby zauroczenia, jest pełne tajemniczości oczekiwanie, zafascynowanie nowością, chęć pokazywania się z najlepszej strony, ukrywania słabości, maskowania gorszych cech charakteru…. ale jak to często bywa gdy się z kimś zaprzyjaźnisz i czujesz się swobodnie, one zaczynają się ujawniać. I jest tak w każdej dziedzinie życia, ot choćby w brydżu – Para grająca ze sobą po raz pierwszy gra lepiej niż należałoby oczekiwać. Tłumaczyć tę anomalię można tym, że obaj gracze starają się zachowywać jak najbardziej uprzejmie i walczą twardo. Obaj chcą zrobić dobre wrażenie na partnerze. Ponadto, nikt nie podejmuje niejasnych i wielce ryzykownych licytacji lub zagrań. łatwiej wybacza się nawet szkolne błędy w rozgrywce…..W miarę upływu rozegranych słupków, stołów, turniejów i lat …. tak jak w życiu, widać kto ma klasę w braniu i dawaniu, a kto jej nie ma.
M
Pytasz: „Jak to zrobić bez szkody dla obu stron? ”
Zdefiniuj najpierw co to jest szkoda i w jakim horyzoncie czasowym.
Bolesne może być dla każdego, ale na dłuższą metę tak samo obustronnie korzystne.
Siano
Z przykrościa stwierdzam, że nie rozumiem jak ten cytat odnosi sie do naszej dyskisji :-(
Bartosz
Dziękuje za przykłady :-)
Usmiechnąłem sie czytając: „istnieje calkeim spora populacja kobiet, ktore probuja zmanipulowac faceta i naklonic do ślubu, właśnie po to aby móc żądać od niego różnych takich powinności. I później mamy taka sytuacje, że aż strach sie zakochać. ”
Na to jest proste rozwiązanie: zakochuj sie na potęge, ale wykluczaj małżeństwo (które z prawdziwym zakochaniem nie ma kompletnie nic wspólnego!!) i pamietaj abyś „przypadkiem” nie spłodził jakiegoś dziecka ukochanej. Tak przynajmniej do (twojej) trzydziestki, do tego wieku mamy zazwyczaj dość ograniczone pojęcie kim jestesmy i czego naprawdę potrzebujemy od życia.
(po ostatnim zdaniu część Czytelników pewnie będzie chciała mnie ukrzyżować, ale tak jest)
W drugim przykładzie jest wypowiedź: „Ale, skoro mnie kochasz i traktujesz powaznie, to moglbys czasem spedzic troche czasu ze mna i moja mamą na działce ”
Nigdy, przenigdy tego nie róbcie, jest to prosta droga do tego, aby druga strona przestała nas kochać , szczególnie jesli tą druga stroną jest mężczyzna. My faceci mamy „wbudowaną” bardzo silną potrzebę wolności i nawet jesli u części z nas opresyjne wychowanie przez mamuśki i panie w szkole tę potrzebę stłumiło, to przedzej, czy później przebija sie ona na powierzchnię. A wtedy adieu, sajonara!!
Przykład „Tesciowa powinna pomóc nam przy dziecku, przeciez widzi jak nam ciężko”
Dobry rodzić powinien na samym poczatku uprzedzić, że dziecko przy podejmowaniu istotnych decyzji życiowych samo bedzie ponosiło ich konsekwencje. To wyrabia odpowiedzialność za włąsne czyny i zaniechania, która zdaje sie byc u nas zbyt mało rozwinięta.
Czy wiesz, że w Austrii było kiedyś tak w prawie pracy (teraz nie jestem na bieżąco), że jak firma zaczęła coś takiego doobrowolnie wypłacać, to potem była do tego zobligowana?? :-) :-)
Paulina
Gratuluję, że znalazłaś w sobie odwagę, aby spojrzeć na siebie, co jest głównym celem tej serii postów. To, że taki proces najpier idzie jak po grudzie, to jest naturalne, tylko go nie przerywaj.
Jeśli chodzi o Twoje drugie zagadnienie, to po moich dość kiepskich doświadczeniach przy ostatnich postach dla ludzi z IT niezbyt chętnie zabieram się za rozwiązywanie bardzo ogólnych kazusów biznesowych, bo najwyraźniej większość Czytelników nie robi z tego właściwego użytku.
Na szybko, zbierz pracowników, powiedz im jak było, jakie były dla nich wady tej sytuacji i co będzie teraz inaczej.
KrysiaS
Dziękuję za przykład z Kodeksu Pracy
Szczególnie część:
„organizować prace w sposób zapewniający pełne wykorzystanie czasu pracy, jak również osiąganie przez pracowników, przy wykorzystaniu ich uzdolnień i kwalifikacji, wysokiej wydajności i należytej jakości pracy ”
wzbudza na mojej twarzy głęboki uśmiech :-) :-)
Konrad
Piszesz: „Dosyć często spotykam się z taką postawą i często słyszę przez to zarzuty, że moja asertywność jest nie w porządku ”
Pytaj wtedy „jak zrobiłbyś to inaczej na moim miejscu?”
Przy niezadowalającej odpowiedzi – EJECT!! :-) Tylu ludzi na świecie, warto poszukać bardziej pasujących :-)
Żebyś wiedział jakie zarzuty ja już słyszałem!
Jot
Bardzo trafny komentarz.
Piszesz: „ktoś w sensie emocjonalnym żąda od nas “musisz i powinieneś zapewniać mi dużo więcej wsparcia bo ja go potrzebuję” ”
Najlepiej wyrobić sobie w głowie czujnik na słowo „musisz”. Chyba napisze post na ten temat, bo nie chcę aby zgineło to gdzieś w komentarzach :-)
Agnieszka
Dziekuję za ciekawy komentarz
Stella
Ad 1
Rozróżniasz miłość od stanu zakochania?
Jesli chodzi o tamtą babeczke to oczywiście byłem w obydwu :-)
Ad 2
Piszesz: „Na początku znajomości, nawet dalekiej od miłości, czy choćby zauroczenia, jest pełne tajemniczości oczekiwanie, zafascynowanie nowością, chęć pokazywania się z najlepszej strony, ukrywania słabości, maskowania gorszych cech charakteru… ”
To jest podejście, które większość ludzi bierze z kiepskich wzorców nie zdając sobie sprawy z późniejszych konsekwencji.
Własnie dlatego napisałem post
http://alexba.eu/2011-03-12/szacunek-i-zaufanie-u-innych/nie-staraj-sie-za-bardzo/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, bardzo chętnie przeczytam post na temat słowa „musisz” :)
Teraz sobie uświadomiłem, że kilka lat temu taki post już napisałem :-)
Zapraszam na:
http://alexba.eu/2008-05-03/rozwoj-kariera-praca/musisz-umrzec/
Alex
A ja chcę zadać pytanie.
Napisałeś Bartoszowi: „(…) Tak przynajmniej do (twojej) trzydziestki, do tego wieku mamy zazwyczaj dość ograniczone pojęcie kim jestesmy i czego naprawdę potrzebujemy od życia.”
Jakich doświadczeń i jakiego rodzaju przeżyć (bo zakładam, że tu nie chodzi o wiek, tylko o doświadczenia, które się – zazwyczaj – wraz z wiekiem zdobywa) brak wg Twoich obserwacji ludziom do 30? Co wpływa na to, że ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, kim są – jakie czynniki?
Skoro uważasz, że część czytelników będzie Cię chciała „ukrzyżować” za samo takie stwierdzenie, to jestem ciekaw, jakie byłoby jego Twoje uzasadnienie :)
Pozdrawiam,
Alek
napiszę subiektywnie (jak zwykle zresztą) w temacie tej umownej 30stki
Ze swojego doświadczenia zamieniłbym to na na przykład 10lat mieszkania na swoim, bo w różnym wieku ludzie zaczynają tak mieszkać/żyć (niektórzy wogóle) a ten okres daje jako takie rozeznanie – przynajmniej czego chce się od życia, może być i krócej … ale im dłużej tym ta odpowiedź może być inna :-)
Na pewno nie zaszkodzi jakiś czas sam ze sobą :-)
Zresztą odpowiedź na to kim jestem nie jest dla mnie celem samym w sobie.
Co zmienia odpowiedź: sobą? człowiekiem? samcem? samiczką? zmarźluchem? rodzicem? bezdzietnym? marzycielem? praktykiem? jakimś_wyuczonym_zawodem?trzydziestolatkiem? kochankiem? turystą? zdrowym? chorym? właścicielem? biednym? bogatym? niedowidzącym? o bujnej przeszłości? o bujnej czuprynie? o bujnym temperamencie? kim jestem?
Ważniejsze dla mnie jest czy robie to co chcę i jak się z tym czuję :-)
tyle mojego
równie ciekawym jak Alek odpowiedzi Alexa :-)
zastanawiające, że dyskusja ta pojawiła się w serii „nie mamy prawa (prawie) do niczego” hmm
pozdrawiam
Witek
Bartoszu,
„Z moich doswiadczen wlasnych i kilku moich zanomych (faceci 30 ), wynika, ze istnieje calkeim spora populacja kobiet, ktore probuja zmanipulowac faceta i naklonic do ślubu, właśnie po to aby móc żądać od niego różnych takich powinności. I później mamy taka sytuacje, że aż strach sie zakochać. ;-) ”
Uwierz mi, że coraz częściej obserwuje to u mężczyzn :( , czyli potrzeba zaklepania kobiety, stworzenia gniazdka i uziemienie – wspomniane powinności (rola kobiety, żony).
Alex,
„To zjawisko niestety ma miejsce bardzo często i w dużym stopniu przyczynia się do erozji wielu pozytywnych uczuć miedzy tym dwojgiem ludzi.”
Dokładnie! Pojawia się w tym wszystkim frustracja, złość, poczucie wykorzystania, zranienie i dość powolny proces rozpadu. Lepiej wcześniej takie rzeczy wychwytywać, ponieważ bynajmniej nie jest przyjemnym trwanie w bagnie – pomału zanużając się w czymś mało przyjemnym (np emocjonalnie), odbieramy sobie energię, radość, motywację, szczęście.
Uczę się zauważania tych subtelnych sygnałów, uczę :)
Pozdrawiam wieczornie,
AM
Muszę przyznać, że sama przyjęłam ostatnio postawę roszczeniową w stosunku do mojego taty, który bardzo dużo robi dla mnie i siostry, a jak mi ostatnio odmówił to się obruszyłam w środku , ale potem przyszła refleksja: a właściwie dlaczego nie może mi odmówić? Po prostu się przyzwyczaiłam, że praktycznie zawsze mi pomaga, jak tego potrzebuję.
Nasuwa mi się też à propos tematu, że zachowanie własnych granic w związku uczuciowym to ciężka praca, przynajmniej dla mnie. Trudno jest mi wyczuć gdzie powinna leżeć ta granica. Daję dużo, ale jak potem słyszę, że właściwie to jeszcze za mało to mi się seria czerwonych lampek zapala.
Równowaga pomiędzy daję – biorę powinna być moim zdaniem w miarę zachowana , no i trzeba rozmawiać (czasami wystarczy powiedzieć: dziękuję, doceniam to co dla mnie robisz), bo w końcu jedna ze stron zaczyna czuć się poszkodowana i odchodzi. Sama to niestety przerobiłam, nie potrafiłam się katapultować na czas ze szkodliwej dla mnie relacji, gdy granice zostały przekroczone, i niestety na tym ucierpiałam. Jedyne co dobrego z tego wszystkiego wyszło to to, że odrobiłam swoją lekcję i wyciągnęłam wnioski. Staram się teraz żyć w zgodzie ze sobą i nie naginać się do czyichś żądań.
Alex, kontynuując moją myśl na temat „wiszenia emocjonalnego” na nas: ja mam problem z wyczuciem tej granicy kiedy ktoś polega na nas emocjonalnie w zdrowy sposób a kiedy to już zdrowe nie jest. Z jednej strony wiem, że nic w życiu nie muszę (jak w twoim poście) ale z drugiej noszę w sobie jakieś przekonanie, że mężczyzna powinien być mężczyzną i być silnym wsparciem i emocjonalnym „stabilnym gruntem” dla kobiety. Ale właśnie po przekroczeniu jakiejś granicy może się okazać, że mam obok siebie nie dojrzałą kobietę a dziecko potrzebujące ciągłego głaskania po głowie. Dlatego byłem ciekaw czy masz ustawioną taką własną granicę kiedy mówisz: „zapewniam mojej kobiecie emocjonalne wsparcie ale to już jest za dużo”. Czy padające słowo „musisz” jest właśnie tym miejscem gdzie tą granicę postawić… ?
Alek
Pytasz: „Jakich doświadczeń i jakiego rodzaju przeżyć (bo zakładam, że tu nie chodzi o wiek, tylko o doświadczenia, które się – zazwyczaj – wraz z wiekiem zdobywa) brak wg Twoich obserwacji ludziom do 30? „
To jest temat rzeka, generalnie chodzi o niedobór własnych, bezpośrednich doświadczeń związanych z różnymi aspektami życia, od kwestii partnerów/partnerek poprzez różne style życia i wiele innych „drobiazgów” decydujących o odczuwanej przez nas jakości życia. Każdy z nas ma dość unikalny zestaw potrzeb i tego, co go naprawdę kręci w życiu. Warto to najpierw poznać, zanim podejmie się decyzje wrzucające nas do lejka (patrz post http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/ )
Pełne rozwinięcie tego tematu (co zresztą „na raty” robię na blogu) oznaczałoby zderzenie czołowe z obrazem świata bardzo wielu Czytelników i narobiłoby nieprawdopodobnego zamieszania :-) Parę osób na pewno poczułoby się źle….
Witek Zbijewski
Piszesz: „Ważniejsze dla mnie jest czy robie to co chcę …”
Do tego potrzebujesz znajomości Twoich potrzeb.
Aleksandra Mroczkowska
Piszesz: „..coraz częściej obserwuje to u mężczyzn , czyli potrzeba zaklepania kobiety, stworzenia gniazdka i uziemienie …”
I zapewne nie sa to mężczyźnie, przy których serce większości kobiet zaczyna szybciej bić, nieprawdaż?
Joanna
Jak miałaś taką refleksję, to już jest bardzo dobrze!
Teraz tylko nie strać tej świadomości.
Piszesz: „Daję dużo, ale jak potem słyszę, że właściwie to jeszcze za mało to mi się seria czerwonych lampek zapala. „
To i tak delikatna reakcja :-) U mnie cos takiego powoduje degradacje do innej grupy ludzi, albo EJECT :-)
Jot
Piszesz: „noszę w sobie jakieś przekonanie, że mężczyzna powinien być mężczyzną i być silnym wsparciem i emocjonalnym “stabilnym gruntem” dla kobiety.”
Tutaj pełna zgoda, dopóki jest to stabilny grunt, a nie koń pociągowy :-)
A tak zupełnie serio, to bardzo trudno dać jednoznaczna odpowiedź na Twoje pytanie, gdzie dokładnie jest ta granica. U mnie na pewno słowo „musisz” jest takim punktem po jej przekroczeniu, o ile nie odnosi się do czegoś, do czego się jednoznacznie zobowiązałem.
Ogólnie staram się na bieżąco rozmawiać i dbam o to, aby każda bliższa mi osoba wiedziała dokładnie na czym stoi. Jak ktoś sobie z tym nie radzi, to juz trudno.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
u mnie zaczyna szybciej bić, jednak od ucieczki :) od ograniczenia mojej przestrzeni, praw, powinności, etc. Czy dla większości? Mam tu wątpliwość, ponieważ nadal mam wrażenie, że „statystycznie” jest więcej kobiet, o których wspomniał Bartosz, a co za tym idzie, taka postawa ze strony mężczyzny pewnie pozwoli takiej kobiecie się zrealizować.
Pozdrawiam ciepło,
AM
„Czy mi się należy” ? bardzo dobre pytanie.
Będąc nastolatką uważałam, że mi się należy.
Wyjechałam z Polski i zobaczyłam inny świat, inne zachowania ludzi, młodych ludzi , którzy dzięki pracy zyskali wolność w pełnym tego słowa znaczeniu.
Również tego zapragnęłam, stać się całkowicie niezależną. Było ciężko, mieszkałam z rodzicami. Jak to ukochana córeczka tatusia chce iść do pracy? Postawiłam na swoim, zapisałam się do szkoły
i podjęłam pracę u taty w firmie. Mając 19 lat zarabiałam, zwiedzałam Europę i byłam niezależna. Dało mi to pewną swobodę ale przede wszystkim w późniejszym życiu żadnych roszczeń w stosunku do osób drugich. A to duży komfort.
Nigdy nie wymagałam aby mężczyzna, z którym jestem zaspokajał mnie finansowo.Nawet jeśli bywało gorzej, radziłam sobie. Nie mniej jednak podziwiam kobiety, które potrafią „ustawić” się w życiu :)
Zastanawia mnie jedno , z czego czerpią satysfakcję? ja z pracy a one?
Pozdrawiam
A.L
Agnieszka L
Pytasz: „Zastanawia mnie jedno , z czego czerpią satysfakcję? ja z pracy a one?”
To jest dobre pytanie, na szczęście nie zaliczając się do tej grupy nie musimy na nie odpowiadać.
Pozdrawiam
Alex
„Tylu ludzi na świecie, warto poszukać bardziej pasujących” tego zdania było mi trzeba. Dzięki Alex.Pozdrawiam Ciebie i gości.
Czytam Was wszystkich z zainteresowaniem.