Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Nie potrzebuję ani czasu wolnego ani urlopu

Jak żyje się bez czasu wolnego i bez urlopu?

Na pierwszy rzut oka wygląda to na godną pożałowania perspektywę galernika, nieprawdaż? No cóż, niekoniecznie musi być tak źle :-)
Wyobraźcie sobie, od ładnych paru lat obchodzę się zarówno bez tego pierwszego jak i drugiego, nie narzekając przy tym na jakość życia!

Teraz zapewne przynajmniej niektórzy z Was zaczną podejrzewać mnie o pracoholizm, choć nie za bardzo pasowałoby to do tego co zazwyczaj piszę na tym blogu, o moim stylu życia już nie mówiąc :-)
Wyjaśnijmy więc jak to jest.

Pojęcie czasu wolnego, aby miało sens wymaga istnienia znaczącej ilości jakiegoś czasu „niewolnego”, czasu w którym musimy robić różne rzeczy, choć wolelibyśmy zająć się czymś innym. Podobnie, w nieco rozszerzonym znaczeniu ma się sprawa z wakacjami.

Taki obraz świata od dawna nie podobał mi się i po wielu eksperymentach i potknięciach doprowadziłem do sytuacji, kiedy żyję według zupełnie innego paradygmatu. Moje aktualne podejście, jak każde inne ma swoje wady i zalety, nie zamierzam też nikogo do niego namawiać. Piszę o nim tylko dlatego, że być może komuś z Was może przydać się przykład, że coś takiego w ogóle jest w praktyce możliwe.

Podstawą takiego życia jest doprowadzenie do stanu, kiedy pomijając sporadyczne wypadki losowe, robimy w życiu rzeczy, które po prostu nas interesują i które lubimy robić. Do tego wskazana jest sytuacja, kiedy te różne rzeczy robimy w takich proporcjach, które nam odpowiadają i najlepiej mniej więcej wtedy, kiedy mamy na nie ochotę. To, co robimy, bo lubimy powinno przynosić takie dochody, aby można było zrobić outsourcing większości tych konieczności, którymi naprawdę nie chcemy się zajmować. Proste?

Jak to funkcjonuje w praktyce u mnie?

Jestem dość aktywnym człowiekiem, który lubi robić wiele interesujących mnie rzeczy. Niektóre z nich okazują się być tak wartościowymi na rynku, że przy w miarę rozsądnym podejściu pozwalają na finansowanie całej reszty bez zwracania uwagi na jej „profitability”.
Teraz można by oczywiście powiedzieć, że te zajęcia finansujące mój styl życia to „praca”, a więc nie czas „wolny”.

Spójrzmy więc na nie dokładniej:

  • Ta „praca”, to coś, co tak czy inaczej robiłbym dla czystej przyjemności, szukając do tego okazji (przetestowałem to spędzając kiedyś zimy na łódce nad Zatoką Meksykańską :-))
  • Zlecenia moich klientów dają mi możliwość skonfrontowania się z niezwykle interesującymi wyzwaniami z realnego świata biznesu
  • Partnerzy (obojga płci) z którymi bezpośrednio współpracuję w poszczególnych firmach, to bez wyjątku bardzo inteligentni, pozytywni i sympatyczni ludzie, którzy rzeczywiście chcą zrobić coś dobrego i mają konkretne wizje potrzebnych rezultatów. Taki kontakt wzbogaca obydwie strony
  • Współpraca z moimi partnerami biznesowymi odbywa się bez wyjątku w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania
  • Abstrahując od zdarzających się dość rzadko konieczności u klienta, mogę w bardzo dużym stopniu określić kiedy wykonuję te „zajęcia zarobkowe”, jak też jakie konkretnie zlecenia przejmuję
  • Każde takie wykonane zadanie podnosi moją wartość rynkową

Ciągle pachnie to klasyczną pracą?

Oczywiście zgodnie z twierdzeniem Paracelsusa „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to tylko kwestia dawki” należy i tę przyjemność konsumować we właściwej ilości. Czasami i mnie zdarza się nieco „przedawkować” (tak jak ostatniej jesieni), ale to jest tak, jakby zapalony himalaista odmroził sobie palce na Evereście, a hobbysta-koneser win lekko się upił podczas intensywnej degustacji :-) Zdarza się :-)

Teraz rozumiecie, że przy takim podejściu nie jest potrzebny „czas wolny”, a „wakacje” też mają czysto umowny charakter.
Podobnie zresztą ma się sprawa z tzw. emeryturą (ostatnio dużo dyskutuje się na ten temat w prasie i polityce), ale to już inna historia.

Na zakończenie kilka istotnych uwag:

  • Nie zawsze w moim życiu tak było. Obecny stan jest rezultatem ustawienia sobie priorytetów życiowych i dość długiego okresu eksperymentowania nad ich praktyczną realizacją
  • Moje podejście może nie być kompatybilne z niektórymi stylami życia i priorytetami
  • Moje podejście, a szczególnie staranny dobór klientów i zleceń nie jest sposobem na maksymalizację ilości zarabianych pieniędzy (jeśli to jest dla kogoś ważne)
  • To podejście prawdopodobnie jest dobre dla ludzi lubiących całe życie uczyć się nowych rzeczy
  • Robienie rzeczy, które się lubi nie oznacza że są one zawsze łatwe i nie prowadzą do zmęczenia, a nawet wyczerpania (to trochę jak z tym wspomnianym wcześniej himalaistą)
  • Nie uważam mojego podejścia za perfekcyjne, jest parę rzeczy, które wymagają dalszego udoskonalenia. W moim konkretnym przypadku chcę np. znacznie lepiej rozwiązać kwestię odpowiedniej ilości ruchu na świeżym powietrzu i wyłącznie zdrowego jedzenia podczas wyjazdów „na akcje”, szczególnie w Austrii i Polsce :-)
  • Takie podejście może czasem komplikować porozumienie z ludźmi mającymi bardziej tradycyjny paradygmat w kwestii praca-czas wolny, zwłaszcza jeśli wchodzimy z nimi w bliższe relacje osobiste. Często okazuje się to być dla innych czymś całkowicie abstrakcyjnym

Teraz zapraszam każdego z Was do wyciągnięcia dla siebie takich wniosków, które uważa za słuszne.

____________________________
Dopisane 27.12 o 17:45

Z niektórych komentarzy wynika, że niewystarczająco jasno napisałem o co mi dokładnie chodzi. Aby to wyjaśnić użyjmy małej metafory:

Wyobraź sobie drogi Czytelniku, że uwielbiasz jeździć na rowerze. Jak jest okazja to chętnie wyjmujesz go z domu i robisz różne wycieczki w okolice, które Cię interesują. Oczywiście oprócz jazdy na rowerze robisz całe mnóstwo innych ciekawych rzeczy: spotykasz się ze znajomymi, czytasz, słuchasz muzyki, masz dobry seks, grasz w golfa, żeglujesz, podróżujesz, piszesz bloga :-) itp.

Teraz wyobraź sobie, że parę firm postanowiło płacić Ci za każdym razem, kiedy na wycieczkę wybierasz się rowerem ich produkcji (a są to najlepsi producenci, więc i bardzo dobre rowery) i to wystarcza z naddatkiem na sfinansowanie pozostałych Twoich zajęć. Do tego nadal możesz decydować ile takich wycieczek chcesz zrobić i dokąd mają one prowadzić.
Czy w takiej konfiguracji potrzebujesz tak zwanego „czasu wolnego”?? Potrzebujesz „wakacji”??

Teraz zastąp ukochaną jazdę na rowerze robieniem treningów i coachingiem, a będziesz miał w pewnym uproszczeniu moją sytuację. Czy teraz wystarczająco jasno się wyraziłem? :-)

Jeśli teraz myślisz, że coś takiego jest niemożliwe, to właśnie po to napisałem cały ten post, bo zgodnie z zasadami logiki, nawet jeden wyjątek podważa całe stwierdzenie !!! A zapewniam Cię, są ludzie, którzy robią to znacznie lepiej ode mnie!!
PS: Jak dojść do takiej sytuacji? Cóż, cały ten blog jest pisany jako odpowiedź na to pytanie ( w odcinkach :-))

Komentarze (52) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o „szczególnych” talentach i wrodzonych zdolnościach

Nawiązując do poprzedniej dyskusji chcę zwrócić Wam uwagę na dwa bardzo ciekawe artykuły. Obydwa stanowią interesujące uzupełnienie naszej rozmowy. Jeśli chcecie o nich podyskutować, to proszę o przeczytanie ich w całości i ze zrozumieniem, naprawdę warto.
Pierwszy z nich to interesujący tekst w BusinessWeek. Jest dość krótki i polecam przeczytanie go.

Dla niecierpliwych parę tez i informacji z niego wyjętych:

Według ostatnich badań ok 35% przedsiębiorców w USA i ok 20% w Wielkiej Brytanii cierpi na….. dysleksję.

Wśród dyslektyków są szefowie firm jak Cisco, Schwab czy Kinko’s.

Co powoduje, że dysleksja może być czynnikiem sprzyjającym sukcesowi jako przedsiębiorca?

Dziecko z dysleksją uczy się następujących rzeczy:

  • ciągłe niepowodzenia przy standardowych sprawdzianach wyrabiają oswojenie się z niepowodzeniami i mniejszy strach przed nimi
  • problemy z szybkim czytaniem wyrabiają nawyk koncentrowania się na najważniejszych zagadnieniach
  • konieczność wsparcia się na innych wyrabia zaufanie do delegowania

To są istotne cechy, jeśli chcesz prowadzić własny biznes :-)

One oczywiście nie pomogą, jeśli ktoś dysleksję wykorzystuje tylko jako usprawiedliwienie, aby nic nie robić w życiu.

Cały artykuł wart jest przeczytania i zachęcam Was do zapoznania się z nim. To jeszcze jeden przyczynek do ogólnego stwierdzenia:

Przestań sam się usprawiedliwiać i weź się za kształtowanie Twojego życia według Twoich marzeń!!

Drugi artykuł pochodzi z szacownego Scientific American, też gorąco polecam przeanalizowanie go i wyciągnięcie własnych wniosków. Kwestia bycia ekspertem w jakiejś dziedzinie jest bardzo ważna, jeśli długofalowo chcemy odbić się od szerokiej rzeszy innych ludzi.
Ten tekst jest niestety dość długi, więc też pozwolę sobie na wyciągnięcie z niego paru cytatów:

Najpierw o ekspertach jako takich (wytłuszczenia we wszystkich cytatach pochodzą ode mnie):

Without a demonstrably immense superiority in skill over the novice, there can be no true experts, only laypeople with imposing credentials. Such, alas, are all too common.”

Niestety, u nas jest to też dość rozpowszechnione zjawisko.

To jest interesujące spostrzeżenie:

„the expert relies not so much on an intrinsically stronger power of analysis as on a store of structured knowledge.”

Ten cytat o ważności odpowiedniej metody zdobywania umiejętności:

„Ericsson argues that what matters is not experience per se but „effortful study,” which entails continually tackling challenges that lie just beyond one’s competence. That is why it is possible for enthusiasts to spend tens of thousands of hours playing chess or golf or a musical instrument without ever advancing beyond the amateur level and why a properly trained student can overtake them in a relatively short time.„

Potem ludzie mówią, że ten student był wyjątkowo uzdolniony, a ci amatorzy nie :-)

Trochę o zjawisku, że nowicjusze często na początku robią szybkie postępy a potem stagnują (co często jest interpretowane brakiem talentu)

„Even the novice engages in effortful study at first, which is why beginners so often improve rapidly in playing golf, say, or in driving a car. But having reached an acceptable performance–for instance, keeping up with one’s golf buddies or passing a driver’s exam–most people relax. Their performance then becomes automatic and therefore impervious to further improvement.”

Teraz o konieczności posiadania talentu:

„Yet this belief in the importance of innate talent, strongest perhaps among the experts themselves and their trainers, is strangely lacking in hard evidence to substantiate it. In 2002 Gobet conducted a study of British chess players ranging from amateurs to grandmasters and found no connection at all between their playing strengths and their visual-spatial abilities, as measured by shape-memory tests. Other researchers have found that the abilities of professional handicappers to predict the results of horse races did not correlate at all with their mathematical abilities.„

Trochę o krytycznym czynniku przy stawaniu się ekspertem:

„Thus, motivation appears to be a more important factor than innate ability in the development of expertise. It is no accident that in music, chess and sports–all domains in which expertise is defined by competitive performance rather than academic credentialing–professionalism has been emerging at ever younger ages, under the ministrations of increasingly dedicated parents and even extended families.”

Czy z młodymi zdolnymi programistami nie jest podobnie?

I interesujaąca konkluzja na zakończenie:

„The preponderance of psychological evidence indicates that experts are made, not born. What is more, the demonstrated ability to turn a child quickly into an expert–in chess, music and a host of other subjects–sets a clear challenge before the schools.”

Cierpliwym Czytelnikom polecam uważne przeczytanie oryghinalnego artykułu i życze interesujących przemyśleń.

W następnym poście wracam do własnych tekstów i oczywiście języka polskiego :-)

Komentarze (35) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Talent – przeceniany element

Często słyszę od innych ludzi wypowiedzi typu : „nie mogę nawet marzyć o osiągnięciu tego, bo brak mi odpowiedniego talentu”, albo „takie coś mogą zrobić tylko ludzie odpowiednio utalentowani, a nie zwykli śmiertelnicy tacy jak ja”
Ostatnio na ten temat wypowiadał się też w komentarzu do innego postu Krzysztof
To zainspirowało mnie (dziękuję Krzysztof) do napisania poniższych przemyśleń, bo mam wrażenie, że całe mnóstwo ludzi niepotrzebnie kastruje swoje marzenia domniemanym brakiem talentu.
Na początek kilka ważnych założeń wstępnych:

  • przez „talent” rozumiemy posiadanie specjalnych uzdolnień i predyspozycji do robienia czegoś. W generalnym rozumieniu te predyspozycje to jest coś, co „po prostu mamy”, czyli innymi słowy coś, z czym przychodzimy na świat. Według tej popularnej definicji z talentem się rodzimy i nie można otrzymać go poprzez naukę, bądź ćwiczenie. Inaczej zarówno cytowane na początku postu stwierdzenia, jak i cała dzisiejsza dyskusja byłyby bezprzedmiotowe.
  • o roli talentów w sztuce i zawodach pokrewnych (np. design) nie będę się wypowiadał. Jako jej głównie pasywny „konsument” nie czuję się w tym temacie wystarczająco kompetentnym.
  • nie chcę się też wypowiadać o roli specyficznych predyspozycji fizycznych potrzebnych do uprawiania sportów lub niektórych zawodów. Nie jest to też problematyka, z którą boryka się w życiu większość Czytelników tego blogu.

Przy tych powyższych założeniach pozwolę sobie na stwierdzenie, że analiza czy mamy do czegoś talent, czy też nie jest dla nas bezwartościowa.
Najlepiej uzasadnię to na doskonale znanym mi przykładzie.

Moja obecna praca wymaga między innymi bardzo dobrej umiejętności nawiązywania kontaktu z osobami, z którymi pracuję. Wielu uczestników moich szkoleń mówi mi „Alex, ty masz do tego wyjątkowy talent”.
Czyli według dzisiejszej oceny sytuacji i wspomnianej na początku definicji Alex B. przyszedł na świat z wyjątkowymi uzdolnieniami jeśli chodzi o komunikowanie z innymi ludźmi :-)

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że moja obecna „osoba” jest rezultatem działań, które dość nieśmiało rozpocząłem jak miałem 25 lat a naprawdę intensywnie podjąłem około 28 roku życia.
Wcześniej byłem w zakresie komunikacji międzyludzkiej raczej upośledzonym (nieśmiały i zakompleksiały introwertyk) człowiekiem. Wszelkie ówczesne analizy moich talentów wykazałyby „brak zdolności komunikacyjnych, powinien wybrać jakiś zawód techniczny wykonywany z dala od ludzi”

No to jak to jest z tym moim talentem????

Możliwe są dwa wytłumaczenia, oba podważające sens zastanawiania się nad tym, czy mamy jakieś konkretne uzdolnienie:

  • pierwsze to takie, że od urodzenia miałem talent do komunikacji z innymi ludźmi, nie miał się on tylko okazji ujawnić i zaktywizować. W takim przypadku badanie własnych talentów i stwierdzanie, że się jakiegoś nie posiada jest bezsensowne, bo zawsze możemy mieć taki, który ukryje się tak dobrze, jak w moim przypadku. Wtedy całkiem niepotrzebnie ograniczylibyśmy swoje możliwości wyboru ścieżki życiowej. Możecie sobie wyobrazić, co byłoby, gdybym wtedy z powodu braku talentu do komunikacji wybrał zawód np. mechanika maszyn przemysłowych, albo magazyniera?? Ile ominęłoby mnie przyjemności!! Nie popełniajcie takiego błędu!!!
  • drugie wytłumaczenie to, że będąc beztalenciem komunikacyjnym po prostu bardzo dobrze nauczyłem się komunikować z ludźmi, tak dobrze, iż dziś wszyscy myślą, że mam do tego talent :-) W takim przypadku stwierdzanie, czy ktoś go masz, czy też nie jest bezsensowne, bo nawet gdybyś go nie miał, to bezproblemowo nadrobisz to odpowiednim treningiem (z naciskiem na słowo „odpowiedni”)!!

Z tego wynikają co najmniej dwa pożyteczne wnioski:

  • koniec z wymówkami typu „ nie mogę się tym zająć, bo brak mi odpowiedniego talentu”. Może brakować Ci umiejętności, możesz mieć niewłaściwą postawę, za małe poczucie własnej wartości. Może brakować Ci kontaktów lub środków finansowych. Wszystkie te rzeczy możesz albo zmienić, albo przynajmniej skompensować czymś innym. Zamiast zamartwiać się brakiem talentu skup się lepiej na znalezieniu tych aktywności, które sprawiają Ci przyjemność, wtedy najszybciej możesz nie tylko osiągnąć w nich mistrzostwo, ale też delektować się całym procesem dochodzenia do niego.
  • nie słuchaj innych, którzy chcą odwieść Cię od obrania wymarzonej ścieżki życiowej mówiąc, że brak Ci niezbędnego talentu. Nie ma znaczenia, jakie tytuły naukowe ma dana osoba, jej opinia jest odbiciem jej modelu świata i tego, czego nauczyli ją na studiach. To może nie mieć i często nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, w której Ty będziesz żył. Przy tym wniosku podkreślam, że nie mówimy teraz o roli talentu w sztuce – na tym się nie znam, choć i tutaj mam pewne hipotezy :-)

Na zakończenie nawiążmy do wypowiedzi, która spowodowała, że napisałem ten post.
Krzysztof, który jest też trenerem napisał między innymi:

„Jeżeli ktoś nie ma talentu stratega, czy bliskości to nikt go tego nie nauczy. „
a potem jeszcze

„Handlowcy, którzy nie posiadają wystarczającego zestawu talentów “sprzedażowych”, stanowią te 80% zespołu, którym dobry menedżer sprzedaży nie powinien się zajmować. Życie nie malina. „

Otóż Krzysztofie, z całym szacunkiem dla Ciebie widzę to całkiem inaczej.
Jak wynika z całego mojego postu zarówno działań strategicznych, bliskości i innych podobnych rzeczy można się nauczyć, choć nie zawsze jest to proste i zależy od stanu wyjściowego.
Mam też całkowicie inne podejście do handlowców (sprzedaż B2B), których trenuję. Nigdy nie zastanawiam się jakich to talentów tym ludziom brakuje, lecz co mogę zrobić, aby w ciągu tych paru dni każdego z nich (bo zajmuję się nimi indywidualnie) posunąć jak najbardziej do przodu. I Twoje 80% też mnie zadziwia. Puściłem sobie przed oczami szkolenia ostatnich paru lat i tylko w jednym przypadku zaleciłem uczestnikowi wybranie innego zawodu i to nie z powodu „braku talentu”. Ten niezwykle inteligentny i „wygadany” człowiek miał po prostu postawę bardzo kontraproduktywną w sprzedaży B2B i nie chciał jej zmienić. Jeden człowiek na trzy lata treningów (dalej nie chciałem już sięgać)!!!

Ciekaw jestem Waszych przemyśleń na ten temat, sądzę, że przynajmniej dla niektórych z Was przemyślenie tego, co napisałem może być jak dynamit :-)

Tak czy inaczej pamiętajcie o wyciąganiu własnych wniosków.

Komentarze (98) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Pytaj bez strachu

W wartym obejrzenia filmie „The legend of Bagger Vance” jest taka scena, kiedy młody chłopak Hardy, który marzył o byciu forecaddie jednego z bohaterów boi się podejść do Bagger i zapytać o to. Przywołany i zapytany czy chce przejąć tę rolę dwukrotnie odpowiada „Nie„, aby za trzecim razem wyznać „może tak, ale nie miałem odwagi zapytać„. Na to Bagger: „nie mam czasu aby czekać, aż się zdecydujesz, więc umówmy się – w tym samym momencie, kiedy zdobędziesz się na odwagę, w tym samym momencie ja postanowię że odpowiem ci TAK”

Ta rozmowa przypomniała mi jak często widuję podobne zachowania w życiu i to w wykonaniu dorosłych, pełnych potencjału ludzi.

To zaczyna się od tego, że czasami sami przed sobą nie zdobywamy się na wystarczającą odwagę, aby powiedzieć sobie, czego tak naprawdę chcemy, nie mówiąc już o zakomunikowaniu tego innym osobom. Tak, jak gdybyśmy „nie zasługiwali” na dobre życie, albo pewnych pragnień „nie wypadało” mieć. Bzdura, przynajmniej dopóki nie chcemy w tych pragnieniach robić krzywdy drugiemu człowiekowi, albo ograniczać jego wolności wyboru!!

Prawdziwe „schody” zaczynają się wtedy, kiedy to co chcemy zależy od zgody drugiego człowieka. Zaczynamy wtedy często puszczać sobie przed oczami film, w którym ta druga osoba odmawia nam, jesteśmy przez nią ośmieszani, odrzucani itp. W rezultacie wiele osób obawia się zapytać, albo poprosić o różne rzeczy, szczególnie ludzi, których nie zna tak dobrze.

Częściowo może to wynikać z dość rozpowszechnionego w Polsce postfeudalnego przekonania, że gdzieś tam są ludzie „lepsi”, „bardziej godni” od nas. Zgadzam się, że istnieją osoby o różnych dokonaniach, ale każda z nich jest tylko człowiekiem, w gruncie rzeczy podobnie funkcjonującym do nas wszystkich. Kimkolwiek by oni nie byli, nie ma powodów robienia z nich bogów, co zresztą dobrze oddają nawet księgi takie jak Biblia – „nie będziesz miał innych bogów przede mną„, czy znacznie radykalniej Koran – „jest tylko jeden Bóg„. Więc w czym problem?

Oczywiście pytając innego człowieka zawsze musimy liczyć się z tym, że otrzymamy odpowiedź odmowną. No i cóż z tego? Czy w większości przypadków po odpowiedzi odmownej jesteśmy w gorszej sytuacji niż przedtem? Nie mieliśmy tego o co pytaliśmy i nadal nie mamy :-)
Najwyżej pozbawiliśmy się pewnych iluzji, co może krótkoterminowo zaboleć, ale długoterminowo ułatwi nam skuteczne nawigowanie w życiu. Przynajmniej wiemy na czym stoimy. Nie ma więc się czego obawiać!

Zdradzę Wam tajemnicę, że dawno, dawno temu byłem kiedyś człowiekiem, który w nieskończoność rozważał, czy warto, albo wypada zapytać w różnych sytuacjach zarówno zawodowych, jak i prywatnych (tutaj miałem kolosalne problemy z płcią przeciwną :-)) Pewien „samobójczy” (jak mi się wtedy zdawało) eksperyment polegający na wypróbowaniu przez pewien czas strategii o 180 stopni odmiennej od dotychczasowej (pytaj otwarcie i prosto z mostu) przyniósł tak zdumiewające rezultaty, że odmieniło to moje całe życie.

Oczywiście, że wielu ówczesnych znajomych zaczęło mieć z „nowym Alexem” spory problem, na szczęście na ich miejsce znalazły się tabuny nowych, bardziej „kompatybilnych”. Z tym zawsze się trzeba liczyć, per saldo tak jest lepiej, bo potem otaczają Cię ludzie, którzy do Ciebie pasują.

Tak więc moje zalecenie dla każdego z Was:

Przez najbliższe 3 miesiące, przynajmniej raz na tydzień pytaj lub proś ludzi o rzeczy, o które krępowałeś się prosić dotychczas. Rób to w kulturalny i nienatarczywy sposób, ale pytaj.

Może (i będzie) zdarzać się, że otrzymasz odpowiedź odmowną, nawet czasem nieprzyjemną. Potraktuj to jako informację zwrotną, że albo zapytałeś niewłaściwą osobę, albo uczyniłeś to w niewłaściwy sposób. Te dwa czynniki możesz i powinieneś zmieniać w kolejnych podejściach. Internet daje Ci przecież możliwość poznania i kontaktu ze znacznie większą ilością najprzeróżniejszych ludzi, nie jesteś ograniczony do grona podobnych do siebie znajomych z pracy lub uczelni. Korzystaj z tego!!

Jeśli przez pewien czas popróbujesz tego, to nabierzesz dużego wyczucia kogo, kiedy i jak zapytać. To wyczucie też ułatwi Ci praktyczne doświadczenie mojej obserwacji życiowej o względnie bezproblemowym przychodzeniu do mnie różnych dobrych rzeczy. Czego każdemu życzę!

PS: Pamiętajcie, że może nie pojedyncze osoby, ale całe życie jako takie mówi nam: ” jeśli tylko odważysz się zapytać, to ja w tym samym momencie postanowię, że odpowiem ci TAK”

PPS: Kontynuacja tego zagadnienia znajduje się tutaj

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2007-10-28
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nasza osobista wolność

Na pytanie „czy jesteś człowiekiem wolnym?” większość z Was zapewne bez zastanowienia się odpowie „oczywiście”. Zyjemy przecież w krajach (bo czytają ten blog nie tylko ludzie z Polski) w których obowiązujący system prawny mniej czy więcej gwarantuje nam wolność osobistą.

Przy bliższym przyjrzeniu się sprawa staje się nieco mniej trywialna, gdyż najwyraźniej możemy mówić o dwóch rodzajach wolności:

  • wolność polegająca na tym, że w bardzo szerokich granicach zakreślonych prawem wolno Ci robić z Twoim życiem co tylko zechcesz
  • wolność polegająca na tym, że nie tylko jak w tej pierwszej wolno Ci robić z życiem co chcesz, ale też faktycznie możesz to zrobić

W tym drugim przypadku odpowiedź w wielu wypadkach nie będzie już taka oczywista, bo do tego by móc (być w stanie) konieczne jest posiadanie wolnych zasobów w postaci na przykład:

  • środków materianych
  • czasu
  • zdrowego i sprawnego ciała

Jeśli rozejrzę się wokoło, to widzę mnóstwo ludzi, którzy będąc formalnie wolnymi siedzą w wirtualnym (ale przez to wcale nie mniej dotkliwym) więzieniu spowodowanym brakiem któregoś w wyżej wymienionych czynników.

Abyście nie sądzili, że te słowa pisze jeden „mądry”, który zawsze to wiedział przyznaję otwarcie iż na różnych etapach mojego życia „przerabiałem” każde z tych więzień, więc wiem jak to jest :-)

Zapraszam każdego z Was, aby na własny użytek zastanowił się, czy jest naprawdę (ale tak bez oszukiwania samego siebie!) wolnym człowiekiem (w tym szerszym sensie tego słowa), czy też jeszcze „niecałkiem”.

Zwróćcie przy tym uwagę na typowe błędy popełniane nawet przez bardzo inteligentnych ludzi:

  • koncentracja na tylko jednym z tych zasobów przy deficycie innych (ilu ludzi pędzi tylko za pieniędzmi i przedmiotami, które można za nie kupić?)
  • podejmowanie działań, które rozsądnie rzecz biorąc przyczyniają się do praktycznego zniewolenia danej osoby (patrz na post o lejku)
  • nieuświadamianiu sobie, że wiele z ich rozdrażnienia, czy złego samopoczucia pochodzi właśnie z braku tej wolności, o której teraz rozmawiamy

Ja taką analizę robie sobie dość regularnie od wielu lat i za każdym razem odkrywam przy tym różne „kwiatki” (a właściwie chwasty), których przy wykorzystaniu rozumu i inteligencji dałoby się uniknąć. Jestem prawie pewien, że podobnie dla wielu z Was zastanowienie się na tym może przynieść duże korzyści, zwłaszcza w dłuższym horyzoncie czasowym.

Na zakończenie jeszcze mała dygresja. Wielu ludzi pyta mnie, jak ja to robię, że w moim wieku mam jeszcze tyle energii i jestem w stanie pociągnąć dość niezwykłe przedsięwzięcia. Odpowiedź jest bardzo prosta, bo (przy wielu wyzwaniach, z którymi też muszę się borykać) to właśnie to szerokie poczucie wolności daje mi „power” do wszystkiego.

Czego i Wam z całego serca życzę.

Komentarze (41) →
Alex W. Barszczewski, 2007-10-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Generalista, czyli umiejętne zastosowanie Zasady Pareto

Patrząc wokół nas widzimy bardzo silny trend w kierunku coraz większej specjalizacji. Ludzie wokół nas specjalizują się na potęgę, często poświęcając na to wiele czasu i energii. Jak zwykle w takiej sytuacji bardzo nasila się konkurencja i coraz trudniej się w niej wybić.

Wielu z Was zadaje sobie zapewne pytanie, czy można jakoś ominąć, bądź przeskoczyć ten wyścig i przed podobnym zagadnieniem stanąłem już ładnych parę lat temu. Może moje doświadczenia przydadzą się komuś do wypracowania własnego rozwiązania na życie, u mnie funkcjonuje to całkiem dobrze :-)

Zacznijmy od obydwu definicji specjalista-generalista

Tradycyjne określenie tych dwóch terminów sprowadza się do nieco przerysowanego „specjalista to człowiek, który wie wszystko o niczym, a generalista to ten, który wie nic o wszystkim” :-)
W rzeczywistości te ekstrema nie występują, a przynajmniej nie spotkałem się z nimi :-)
Generalistą nazywam w takim przypadku osobę, która nie posiadając specjalistycznej wiedzy „aż do dna” jest nieźle zorientowana w różnych zagadnieniach. Przez „nieźle” rozumiem, zgodnie z zasadą Pareto, że ma on te 20% wiedzy i umiejętności w każdej z tych dziedzin, które dają mu 80% możliwości działania w niej (całkiem nowe podejście do uczenia się, nieprawdaż :-)).

Jeśli teraz powiemy (upraszczając), że specjalista inwestując 100 procent swojego czasu zdobywa wiedzę wartą 100 jednostek, to generalista, umiejętnie dobierając to, czego się uczy zdobywa umiejętności warte znacznie (teoretycznie 5 razy) więcej. Cały trik polega na właściwym dobraniu tych 20% z każdej dziedziny oraz takiej kombinacji tych ostatnich, która jest rzadka i poszukiwana na rynku. Wtedy praktycznie nie masz konkurencji a jeśli potrafisz zrobić Twoim działaniem dużą różnicę to klienci gotowi są płacić wręcz nieprzyzwoite pieniądze za Twoje usługi :-)

Jak zrobić to w praktyce?

Zacznij od jednej dziedziny, którą lubisz, co jest warunkiem koniecznym aby przez całe lata robić coś naprawdę dobrze. W niej wykorzystaj Twoje doświadczenie, aby określić które 20% maksymalnie zwiększa Twoją skuteczność i nie żałuj wysiłków aby zdobyć te umiejętności. To da Ci niezłą bazę, pozwalającą zarabiać na życie a czas, który zaoszczędzisz zainwestuj w poznawanie kolejnej interesującej Cię dziedziny. W tej znów znajdź kluczowe 20% i opanuj je. Potem powtarzaj tę procedurę kilka razy :-)

Pamiętaj, że chodzi o zdobywanie umiejętności praktycznych, więc cała seria formalnych studiów (kilka fakultetów) nie jest właściwym rozwiązaniem !!!

Tam będą uczyć cię teoretycznie i „całościowo” marnując Twój czas zapychaniem Ci głowy dużą ilością inteligentnie brzmiącego „mułu informacyjnego”

W rezultacie możemy dojść do sytuacji kiedy:

  • specjalista zna 100% jednej dziedziny dające mu 100 możliwej skuteczności
  • generalista zna:
    – 20% dziedziny A dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny B dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny C dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny D dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny E dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie

O ile tych procentów generalisty nie możemy po prostu dodawać :-) to już na pierwszy rzut oka widać wyraźnie, że przy odpowiednim doborze A,B,C,D i E oraz zdobywanych „kawałków” umiejętności wartość rynkowa takiego człowieka będzie całkiem duża :-)

To, co opisałem powyżej to oczywiście spore uproszczenie rzeczywistej sytuacji, bardziej chodziło mi o opisanie zasadniczej idei. Proporcje pomiędzy poszczególnymi dziedzinami nie muszą (i prawdopodobnie nie będą) równe, nie jest też konieczne aby było ich pięć. W naszą „A” jako główną specjalność możemy zainwestować więcej niż 20% czasu a te ostatnie 20% można na przykład porozdzielać na dużą liczbę innych zagadnień, co znacznie powiększy nasze zrozumienie świata. Taką właśnie drogę obrałem w 1991 i jak mówią Amerykanie „I never looked back”. Nie jest to droga dla każdego i nie każdą karierę da się skonstruować w ten sposób. Mimo tego, dla inteligentnych i ciekawych życia osób jest to bez wątpienia podejście warte rozważenia i uwzględnienia, bo robienie przez całe lata tego samego byłoby dla nich bardzo frustrujące. Stosując je można też, jak już wspomniałem, zarabiać uczciwie bardzo konkretne pieniądze, co jest dodatkowym „cukierkiem” całej sprawy.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to zapraszam do dyskusji.

Komentarze (57) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Przetestuj Twoje marzenia cz. 2

Po dość intensywnej dyskusji o konieczności testowania naszych marzeń (przynajmniej jeśli ich realizacja wymaga dużych poświęceń) postanowiłem napisać Wam o moim wielkim marzeniu, które miało decydujący wpływ na całe moje dorosłe życie i którego zbyt desperacka realizacja o mało nie pozbawiła mnie bardzo wielu możliwości.

Kiedy miałem 20 lat po raz pierwszy spędziłem wakacje na Mazurach i niezwykle spodobało mi się żeglowanie i cały styl życia z tym związany. Zdałem egzamin na patent sternika i dzięki temu każdego lata, prawie bez pieniędzy (za to z moją przyjaciółką :-)) jechaliśmy pociągiem przez całą Polskę, tam „załapywałem się” jako prowadzący różne rejsy (wtedy rzeczywiście trzeba było mieć patent, a takich ludzi było mało), a po dwóch miesiącach, wypoczęci, opaleni i czasem z nieco większą gotówką wracaliśmy na uczelnię.

Takie luźne, pełne doczesnych radości życie spodobało mi się tak bardzo, że zapragnąłem, aby robić to nie przez 2 miesiące na Mazurach, lecz cały rok w jakiś ciepłych krajach. W ówczesnej Polsce (druga połowa lat siedemdziesiątych) było to dla biednego studenta, którym byłem tak samo realne, jak dziś wycieczka w przestrzeń kosmiczną dla większości z Was. Ta idea opanowała mnie dość dokładnie i wpłynęła na to, że zacząłem intensywnie uczyć się języków oraz uświadomiłem sobie, że przede wszystkim muszę wyjechać z tego kraju. Było to całkowicie odmienne od postępowania większości moich kolegów ze studiów zajętych zakładaniem rodziny, kupowaniem na kredyt M2 i „maluchów” (dla młodszych Czytelników: Fiat 126p -w latach 70-tych marzenie większości Polaków). Wszyscy pukali się wtedy w głowę, a dziś patrząc na wielu moich rówieśników jestem bardzo zadowolony z mojego „braku rozsądku i realizmu”, który wtedy wykazywałem.

Moje marzenie spowodowało, że w 1981 roku z dużym wysiłkiem udało mi się razem z moją dziewczyną wyjechać z kraju. Nie muszę chyba wspominać, że to ja byłem siłą napędową tego kroku :-)

Wylądowanie na Zachodzie oznaczało wtedy znacznie większy skok cywilizacyjny i gospodarczy, niż dziś np. emigracja do Irlandii, też w sensie ekonomicznym. Większość młodych par, które opuściły wtedy Polską zabrała się ochoczo do znalezienia jakiejś stałej pracy (według lokalnych standardów dość kiepsko opłacanej) i oczywiście spłodzenia potomstwa. Pokusa była duża („no przecież wszyscy tak robią i tak trzeba”, „jak nie teraz to kiedy”), niemniej moje marzenie i wychowywanie małych dzieci nie bardzo szły ze sobą w parze. Zamiast tego, będąc biedny jak przysłowiowa mysz kościelna zacząłem budować mały (6,4 m długości) jacht z drewna, chcąc pływać nim choćby na Morzu Śródziemnym. Dwa lata wielkich wyrzeczeń i pracy od rana do nocy doprowadziły do zbudowania surowego kadłuba i …. całkowitej plajty finansowej (utrzymywałem się wtedy ze sprzedaży gazet i naprawiania samochodów „na czarno”!!!) W rezultacie straciłem to, co zbudowałem i mogłem zacząć od zera. To był krytyczny punkt w moim życiu. Mogłem postawić na jedną kartę, „być prawdziwym mężczyzną”, jakoś dokończyć budowę, przetransportować moje „dzieło” nad morze i zacząć na tej mizernej łupinie życie żeglarskiego włóczęgi, z całym zapasem kompleksów i ignorancji w sprawach życiowych, które wtedy miałem. W obliczu moich późniejszych doświadczeń z życiem na jachcie (o czym napiszę poniżej) byłaby to bardzo kiepska decyzja, na szczęście zabrakło mi wtedy konsekwencji i odpuściłem sobie (inaczej wylądowałbym w niezłym lejku :-)) Zamiast tego postanowiłem zapomnieć całą sprawę i postawić się na nogi ekonomicznie i popracować nad moim niezwykle kiepskim poczuciem własnej wartości.
Ładnych kilka lat później, już jako właściciel małej firmy IT wróciłem do tego marzenia i w którymś momencie tak ustawiłem firmę, aby funkcjonowała beze mnie (nie było jeszcze wtedy internetu) zabrałem moją kobietą i pojechałem na miesiąc na Florydę pożeglować sobie. To było jak dawka prochów dla byłego narkomana :-) Słońce, plaże, szmaragdowa woda, luz i to wszystko za względnie niewielkie pieniądze!!!

Marzenie odżyło i w rezultacie, aby mieć więcej czasu rozstałem się z branżą IT i zacząłem karierę trenera, co pozwoliło mi znacznie elastyczniej planować mój kalendarz (swoją drogą to ciekawe jak na podstawie błędnych przesłanek dochodzimy czasem do idealnych rozwiązań :-)) Jednocześnie zacząłem myśleć o stworzeniu pasywnych dochodów, aby móc „na zawsze” odbić od cywilizacji i spokojnie sobie żeglować. W międzyczasie kupiłem całkiem przyzwoity jacht (używany nie kosztuje tak wiele jak wiesz gdzie i jak kupować) i zacząłem całe zimy spędzać nad Zatoką Meksykańską. Planowo około roku 2000 powinienem być w stanie zrealizować w 100% moje młodzieńcze marzenie. Do tego nie doszło, bo po w sumie 2 latach spędzonych w niemal idyllicznych warunkach na pokładzie, ten styl życia ……… po prostu mi się znudził. Niewiarygodne, ale prawdziwe!! I to mimo, iż nie brakowało mi tam ciekawych przeżyć i ludzi!!

W którymś momencie, mieszkając wśród wysp zacząłem hobbystycznie doradzać lokalnym małym biznesom i wtedy stwierdziłem, że równie dobrze mogę to znowu robić w Europie dla dużych koncernów, biorąc udział w znaczących przedsięwzięciach. Całe szczęście, że jak zwykle w życiu stosowałem strategie utrzymywania sobie otwartych opcji i resztę historii już znacie. Dziś wolę spędzać zimy mieszkając w hotelu na Kanarach, bo mam możliwość intensywnej pracy koncepcyjnej (prąd w nieograniczonych ilościach, internet, nie trzeba codziennie studiować prognozy pogody itp.), choć ostatnio stwierdziłem, że i tam trzymiesięczna przerwa w tym, co bardzo lubię robić (treningi, coaching) jest za długa i od tego roku będę opuszczał Europę „na raty”

Takimi to pokrętnymi drogami czasem dochodzimy do rzeczy, które naprawdę sprawiają nam przyjemność i które gotowi jesteśmy robić bardzo długo. Moje wielkie (i w końcu jak się okazało chybione) marzenie wielokrotnie prowadziło mnie we właściwym kierunku pozwalając ominąć różne rafy życiowe, ale co najmniej raz na trwale unieszczęśliwiłoby mnie, gdybym nie testując go postawił wszystko na jedną kartę aby je zrealizować.

W życiu spotykam często sfrustrowanych czterdziesto- i piećdziesięciolatków, którzy właśnie tak postąpili (w różnych dziedzinach), aby potem z żalem stwierdzić, że przecież nie o to im chodziło. Nie sprawdzili tego przed zainwestowaniem dużej części ich życia.

Większość z Was jest w znacznie młodszym wieku i jeśli ta osobista historia przyda się choć jednemu z Was, to warto było ją napisać (czego zazwyczaj nie lubię robić).

Życzę Wam pięknych marzeń i realizacji tych, które pasują do Waszych potrzeb.

Komentarze (48) →
Alex W. Barszczewski, 2007-08-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Przetestuj Twoje marzenia

Ten post tylko pozornie zbliżony jest do wypowiedzi „Czy już posmakowałeś Twoich marzeń„, na który to temat dość intensywnie dyskutowaliśmy. W tamtym wątku chodziło głównie o to, aby doświadczyć własnego maksimum zadowolenia i przyjemności z życia „tu i teraz” i w tenże sposób uzyskać bardzo cenny punkt odniesienia do oceniania innych naszych działań.
Dziś zajmujemy się całkiem innym aspektem, a mianowicie faktem, że wielu z nas z dużą determinacją dąży do realizacji pewnych długoterminowych wizji ( w znaczeniu stylu życia, czy też rodzaju pracy zawodowej) mając przy tym bardzo niewielkie pojęcie o tym, jak naprawdę będzie to wyglądało, jeśli do tego celu dotrą. To jest mocno powiedziane, niemniej wielokrotnie zdarza mi się rozmawiać z rozczarowanymi pracownikami różnych specjalności, przedsiębiorcami, rodzicami, małżonkami, którzy po latach poświęceń i wysiłku stwierdzali ” to nie tak miało być”. Najgorsze, jeśli taka wypowiedź ma miejsce w momencie, kiedy za względu na wiek, podjęte zobowiązania (finansowe, dzieci itp.) ewentualna zmiana kursu byłaby bardzo trudna, bądź wręcz niemożliwa, nawet, jeśli dana jednostka jest głęboko sfrustrowana swoim dotychczasowym życiem. To taki typowy przypadek dolnej części tego lejka, o którym już rozmawialiśmy.
Teraz oczywiście mamy dylemat, bo z jednej strony osiągnięcie wielu ambitnych celów życiowych wymaga poświęcenia im przez dłuższy okres czasu wielkiej ilości czasu i energii (wszystko kosztem innych opcji), z drugiej, jak już wspomniałem, często podejmujemy takie brzemienne w skutkach decyzje opierając się jedynie na naszych spekulacjach, wyidealizowanych marzeniach, czy też wypowiedziach osób nie będących dobrymi, kompetentnymi doradcami. Co w takiej sytuacji zrobić? Jak zwykle w życiu nie ma zapewne jednej, „słusznej” dla wszystkich odpowiedzi, lecz myślę, że z czystym sumieniem mogę dać Wam kilka wskazówek, które jak zwykle możecie zastosować, zmodyfikować, bądź kompletnie zignorować:

  • Bądźcie bardzo ostrożni i niezwykle niechętnie podejmujcie te poważne decyzje życiowe, z których konsekwencji trudno będzie się Wam wycofać. I to niezależnie od tego, jak bardzo podoba Wam się chwilowa teraźniejszość i na ile inni ludzie będą Wam szermować argumentami o „przejęciu odpowiedzialności za kogoś”, „powinnościach”, „byciu dorosłym” czy jakimikolwiek innymi. innych. Pamiętajcie, że życie to długoterminowa zabawa i bardzo trudno jest nam (nie ograniczając się z góry w dużym stopniu) przewidzieć, jakie potrzeby i zainteresowania będziemy mieli za 5-10 lat, o dłuższych okresach nie mówiąc. Coś, co na podstawie powierzchownego wrażenia dziś zdaje nam się marzeniem, może 10 lat później okazać się frustrującą rutyną bez przyszłości. To samo może dotyczyć ludzi, z którymi przebywamy. Różne osoby rozwijają się w różnym tempie i w różnych kierunkach, jeśli zamkniemy oczy na ten oczywisty fakt, to mamy zaprogramowane późniejsze kłopoty. Zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania w świetle przekonań wielu ludzi i tego co „się zazwyczaj robi” mogą brzmieć co najmniej kontrowersyjnie, ale jak to ktoś kiedyś powiedział „robisz to co wszyscy – masz rezultaty podobne do nich”.
    Każdy powinien robić tak, jak uważa, ja osobiście staram się nie wchodzić tam, dokąd prowadzi śliska i stroma rampa w dół, a gdzie nie ma drzwi z napisem „exit” i z perspektywy lat jakoś dobrze na tym wychodzę :-)
  • Jeżeli już koniecznie chcecie podejmować takie ostateczne decyzje, to koniecznie przetestujcie jak będzie Wam się podobał rezultat końcowy. To w przypadku niektórych zawodów może okazać się trudne (np. jak być przez 3 miesiące lekarzem „na próbę”), w takich wypadkach postarajcie się przynajmniej zdobyć uczciwe informacje jak to jest i to zarówno od osób praktykujących daną profesję, jak też ich najbliższego otoczenia. Czasem można przez pewien czas potowarzyszyć takiemu człowiekowi w jego działaniu, jak masz oczy szeroko otwarte, to zobaczysz wystarczająco dużo.
  • W przypadku relacji międzyludzkich sprawa jest prostsza, bo w dzisiejszych czasach nikt nie jest zmuszony do zobowiązywania się na całe życie całkowicie „w ciemno”. Na ogół można przeprowadzić intensywną „jadę próbną” z potencjalnym partnerem i nie mam tu na myśli tylko tygodniowych wakacji i dobrego seksu (co dla większości z nas jest bardzo ważne). Raczej chodzi o faktyczne przebywanie ze sobą przez dłuższy okres czasu, najlepiej 24/7 i wspólne podejmowanie różnych przedsięwzięć. Po czymś takim, bogatsi o obserwacje możemy podejmować nieco bardziej wyedukowane decyzje, czy na pewno chcemy być z tą osobą i na takich zasadach :-) To oczywiście nie ma zastosowania do przypadków, kiedy ktoś „wymarzy” sobie konkretnego partnera (nie znając go bliżej), potem go „zdobywa” a na końcu jest wdzięczny, że ta osoba wybrała jego. Na ten ostatni temat porozmawiamy sobie kiedyś indziej.
  • Powyższe rozważania z „jazdą próbną” dotyczą też długofalowych planów, na nieco późniejszy okres życia. Jak już wspomniałem w poprzednim poście znam wielu aktywnych managerów, którzy np. marzą o prowadzeniu małego, własnego hoteliku, restauracji, gospodarstwie agroturystycznym, czy wręcz zaszyciu się w „dzikiej głuszy” i całkowitym spokoju. Patrząc na ludzi, których umysł wytrenowany jest w rozwiązywaniu kompleksowych zadań sporego kalibru z jednej strony, a mniej znane szerokiemu ogółowi realia hotelarstwa czy gastronomi z drugiej jakoś czarno to widzę. Koniecznie trzeba przekonać się jak to jest zanim podejmie się daleko idące decyzje i to najlepiej osobiście, z pierwszej ręki.

W następnym poście napiszę, jak mogłaby się skończyć realizacja „za wszelką ceną” jednego z moich największych marzeń życiowych (które po odłożeniu go na półkę, później bez trudu osiągnąłem i w międzyczasie znudziło mi się ono :-))

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nasze marzenia

Gdyby wszystko było możliwe, to co chciałbyś robić za 7 lat?
Takie pytanie zadaję od dawna bardzo wielu młodym, wykształconym ludziom, z którymi miałem możliwość porozmawiania przy różnych okazjach.
W ciągu tych lat otrzymywałem zróżnicowane odpowiedzi, choć generalnie można w nich dopatrzeć się kilku trendów, o których warto powiedzieć:

  • znakomita większość pytanych ma niezwykle mgliste wyobrażenie, o swoich pragnieniach. Najczęściej powtarzane odpowiedzi to „mieć własne mieszkanie, założyć rodzinę i mieć lepszą pracę„, przy czym zapytanie o bliższe szczegóły (np. w jakim kraju ma być to mieszkanie i dlaczego akurat tam) prowadzi do dość zunifikowanych odpowiedzi typu „w Polsce, bo przecież to mój kraj„. Tak samo pytanie „po co ci dzieci” wywoływało często konsternację „jak to po co????” :-)
  • większość ludzi na jednoznaczne pytanie „co chcesz robić” odpowiadała jakie przedmioty materialne chcieliby posiadać!! Pojawia się pytanie, czy ich umiejętność doznawania uzależnione jest od tego, kto ma tytuł własności???
  • spora część zapytanych pozostawała „realistami” „marząc” o stosunkowo nieznacznym poprawieniu swojej aktualnej sytuacji życiowej: „trochę więcej zarabiać, mieć trochę lepszego szefa” i to było wszystko!!!. To z mojego punktu widzenia jest bardzo smutne, bo oznacza, iż takim osobom wyamputowano marzenia!!
  • część odpowiedzi dotyczyła posiadania dużej sumy pieniędzy (przy czym „duża” było pojęciem względnym). Na pytanie o szczegóły, co chcieliby z tymi pieniędzmi robić często otrzymywałem odpowiedź „wydawać” :-) Jak myślicie, jak długo wydawanie pieniędzy może zastąpić prawdziwe zadowolenie w życiu?
  • słuchając wielu marzeń nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za parę lat będziemy mieli w Polsce wysyp małych restauracji, hoteli i gospodarstw agroturystycznych prowadzonych przez byłych managerów. Czy Ci ludzie zdają sobie sprawę „jak to się je”?
  • część zapytanych przyznała, że nigdy poważnie się nad czymś takim nie zastanawiała, żyjąc z dnia na dzień i po prostu reagując na to, co przynosi życie. To też wygląda na objaw wewnętrznej rezygnacji, nieprawdaż?

Jak, drogi Czytelniku, brzmi Twoja odpowiedź na pytanie postawione na samym początku?
Naturalnie nie musisz pisać tutaj swojej odpowiedzi, niemniej zastanów się nad tym pytaniem przynajmniej dla samego siebie. Odpowiedź wcale nie musi być precyzyjna (zbyt duża precyzja przy tak sporym okresie czasu może ograniczać naszą zdolność postrzegania innych sposobności), ale bądź świadom, o czym tak naprawdę marzysz. Może osiągnięcie tego wcale nie jest takie trudne jak uważasz.
Jeśli nie marzysz o niczym, to zastanów się skąd się wzięło Twoje nastawienie i jaką cenę możesz za to zapłacić (podpowiem – ludzie bez marzeń często dają się zredukować przez bliźnich do roli mrówek robotnic, czego naprawdę nikomu nie życzę)
Jeśli interesuje Was, jaka była moja odpowiedź, kiedy po raz pierwszy zadałem sobie to pytanie (ok. 1995) to proszę bardzo. Warto zaznaczyć, że wtedy moja sytuacja nie była zbyt różowa (złamane serce, długi, inne komplikacje):

  • przede wszystkim chciałem doprowadzić do sytuacji, aby być uwolnionym od konieczności pracy zarobkowej. Czas jest jedynym dobrem, którego podaż jest rzeczywiście ograniczona (nie da się też wziąć go na kredyt) i wolę spędzać jak największą część mojego życia na robieniu tego, co naprawdę chcę.
  • chciałem mieć wokół siebie sympatycznych, otwartych i ciepłych ludzi i mieć z nimi różnorakie i intensywne relacje.
  • chciałem robić rzeczy, które z jednej strony przyczyniałyby się do mojego rozwoju, a z drugiej wnosiły coś pozytywnego w życie innych ludzi. Przez rozwój rozumiem rozszerzenie mojej wiedzy oraz umiejętności zrozumienia, robienia i odczuwania różnych rzeczy.
  • nigdy nie lubiłem zimy, więc chciałem spędzać te ciemne miesiące na słoneczku w bardziej przyjaznym klimacie
  • chciałem dużo żeglować wśród tropikalnych wysp, ze słońcem, piaszczystymi plażami, palmami, niebieską wodą i oczywiście z inteligentną i namiętna kobietą jako załogą.

Ku mojemu zdziwieniu już w roku 2000 byłem mniej więcej tam gdzie chciałem. Co prawda fine tunning jeśli chodzi o dobór załogi trwał trochę dłużej (ale było to interesujące zajęcie :-)), a i samo mieszkanie na jachcie znudziło mi się (w sumie mieszkałem pod żaglami 2 lata), niemniej ogólne rezultaty przekonały mnie ostatecznie, że trzeba mieć dość odważne marzenia i starać się je konsekwentnie realizować.

Co powiecie na to twierdzenie, jak i na liczne, zawarte w tekście pytania?

Komentarze (82) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Odpowiedzialność – parę rozważań

Na życzenie kilku Czytelników podyskutujemy sobie o odpowiedzialności. Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.
Na samym początku warto ustalić dokładnie o czym będziemy mówić, więc zajrzyjmy do Słownika Języka Polskiego PWN:

„odpowiedzialność

1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»

2. «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś”

Jak zatem widać, mówiąc o odpowiedzialności mamy do czynienia z dwoma dość różnymi pojęciami.

Zacznijmy może od tego pierwszego znaczenia, pozostawiając przy tym na boku kwestię oczywistej odpowiedzialności prawnej.

Tutaj znowu mamy dwa warianty, które pozwolę sobie omówić oddzielnie:

  • Obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny – jestem całkowicie „za” i polecam każdemu przyjęcie takiej postawy w życiu. Zaryzykuję stwierdzenie, że przejęcie odpowiedzialności za nasze działania lub ich brak jest podstawą osiągnięcia trwałego sukcesu. Jego jakość jest przecież w dużym stopniu zależna od tego co robimy!! Mamy co prawda wokół siebie wielu ludzi, którzy zwalają tę odpowiedzialność na partnera, rodzinę, sytuację gospodarczą, rząd, mentalność, brak wykształcenia i wiele innych czynników, z mojego punktu widzenia jest absolutna bzdura wypowiadana przez jednostki cierpiące na syndrom wyuczonej bezradności. Prawdą jest, że trudno byłoby wykazać, iż mamy kontrolę nad wszystkim co nam się przydarza (choć i tu można by przeprowadzić ciekawą dyskusję – ja np. roboczo wychodzę z założenia, że wszystkie wydarzenia w moim życiu są rezultatem mojego postępowania), niemniej bez wątpienia mamy, przynajmniej potencjalnie, kontrolę nad naszymi reakcjami na takie zdarzenia. To jest bardzo ważna sprawa, bo uświadomienie sobie tego natychmiast pozbawia nas wielu wymówek :-)
  • Obowiązek moralny odpowiadania za czyjeś czyny – bardzo niechętnie przejmuję odpowiedzialność za czyny innych ludzi, mając przecież tylko bardzo ograniczony wpływ na to, co i w jaki sposób oni robią. Traktując innych jak osoby dorosłe wolę przekazać im zarówno „narzędzia”, jak i odpowiedzialność za to, w jaki sposób i do czego ich używają. Widać to np. na treningach lub na tym blogu, gdzie ciągle podkreślam „nie wierzcie mi na słowo, użyjcie własnego umysłu”. Tak samo jestem bardzo ostrożny w moich rekomendacjach, bo oznacza to też przejęcie pewnej odpowiedzialności za jakość pracy kogoś innego. To powiedziawszy, od czasu do czasu przejmuję odpowiedzialność za czyjeś działania, pod warunkiem, że są to osoby bardzo starannie dobrane.

Teraz możemy przejść do tego drugiego znaczenia słowa odpowiedzialność a mianowicie przejęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś, lub coś.

Tutaj sprawa jest dość prosta, choć znowu występują dwa warianty :-)

  • Z dobrego serca przejmujemy obowiązek zadbania o kogoś, kto sam nie jest zdolny zrobić tego w odpowiedni sposób, dla przykładu starsi rodzice czy inni ludzie, którym chcemy pomóc. Ważne jest, abyśmy nie pomagali więcej niż jest to konieczne, inaczej możemy wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
  • Zawieramy z kimś mniej czy bardziej formalny kontrakt, w myśl którego każda ze stron gotowa jest z czegoś zrezygnować dostarczając drugiej „przedmiot umowy”, w tym my zobowiązujemy się do zadbania o kogoś, lub coś. Dobre porozumienie powinno być win-win, kiedy obie strony wychodzą na nim bardziej „do przodu”, niż gdyby były bez niego. Drugim ważnym elementem takiej umowy jest procedura, którą będzie się stosowało w wypadku, gdyby jedna ze stron chciała się z niej wycofać. Czy nam się to podoba czy nie, żyjemy w czasach szczególnie szybkich zmian i coś, co było doskonałym pomysłem wczoraj, może się okazać ciężką kulą u nogi jutro. Osobiście ani w życiu prywatnym, ani w biznesie nie chcę, aby ktokolwiek robił coś dla mnie wbrew swojemu przekonaniu tylko dlatego, że mamy taką umowę. Trzymanie kogokolwiek na siłę kłóciłoby się z moim poczuciem godności.

W praktyce w tym punkcie powyżej występuje czasem parę problemów, o których należy wspomnieć:

  • Często w momencie zawierania porozumienia ludzie boją się, bądź krępują porozmawiać z drugą stroną na temat postępowania w wypadku, gdyby jedna z nich zmieniła zdanie. W takich wypadkach trzeba koniecznie negocjować, tak aby wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę fair dla obydwu zainteresowanych.
  • Biorąc pod uwagę fakt, że zarówno my, jak i świat wokół nas będzie się zmieniać, bądźcie niezwykle ostrożni i powściągliwi przy przejmowaniu takiego obowiązku zadbania o kogoś, który ewentualnie bardzo trudno będzie potem renegocjować, nawet jeśli bardzo zmienią się okoliczności.
  • Czasem inni ludzie nadużywają słowa „odpowiedzialność”, aby manipulować naszymi decyzjami, bądź zachowaniami. W takich wypadkach warto przeanalizować, z którym znaczeniem słowa „odpowiedzialność” mamy do czynienia i zbadać, czy w konkretnej sytuacji ma ono zastosowanie.
  • Niechęć do przejęcia obowiązku zadbania o kogoś nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności o ile wcześniej nie zrobiliśmy temu człowiekowi czegoś, co podpadałoby pod pierwszą definicję (obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny). Zarzucanie nam tego jest często stosowanym chwytem manipulacyjnym. Warto zawsze wiedzieć, jaką dokładnie odpowiedzialność przejmujemy, tę informacje klarownie komunikować innym i nie dać sobie wmówić cokolwiek innego. Ta klarowna i uczciwa komunikacja jest ważna, bo jeśli sprawialibyśmy wrażenie, że przejmujemy większą odpowiedzialność, niż to faktycznie ma miejsce to byłoby to bardzo nie w porządku.

Tyle mojego subiektywnego spojrzenia na zagadnienie odpowiedzialności. Z pewnością istnieje wiele subtelności związanych z tym tematem i zawsze możemy podyskutować na ten temat w komentarzach. Zapraszam!

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 3 of 6«12345»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji
  • Stań się poszukiwanym pracownikiem lub dostawcą w 5 krokach

Najnowsze komentarze

  • Jak wykorzystać możliwie jak najwięcej szans w życiu  (3)
    • Krzysztof: Przed chwilą skończyłem...
  • Alex goes (back) to Poland  (146)
    • Alex W. Barszczewski: Jeśli chodzi o...
    • Magnus: W międzyczasie znowu styl...
  • Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami cz.2  (2)
    • Darek Negocjator Bankowy: Dziękuję...
    • Joanna: Mistrz Kochanowski zawsze...
  • Survival first – moje 2 linie obrony w czasach koronawirusa cz.2  (9)
    • Alex W. Barszczewski: Nie zajmuję sie...
    • Marcin: Hej Alex polecam jeszcze do...
    • Q: Alex, W związku z tym, że...
    • Alex W. Barszczewski: I will take my...
    • Jarek: Odnośnie „znakomit...
  • Jak obliczyć suplementację witaminy D3 – poprawa samopoczucia  (55)
    • Leszek: Świetny tekst. Ja mam...
    • Alex W. Barszczewski: Nikt nie musi...
    • Jola: Czyli dane spod dużego palca...
    • Alex W. Barszczewski: Nie mam tego w...
    • Jola: Można prosić o wskazanie badań,...
  • Survival first – nie tylko Ty się liczysz cz.3  (1)
    • Roman: Moim zdaniem . Maski w...
  • Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami?  (2)
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuje, znam...
    • Piotr: Fajny postęp redukcji. Jeśli...
  • Jak wspierać innych w czasach COVID-19  (1)
    • Hart-Berg: Hallo Alex. Dziekuje za...
  • Survival first – moje 2 linie obrony w czasach koronawirusa cz.1  (1)
    • Kamila: To jest świetne kompendium...
  • Bezpłatna inicjatywa dla przedsiębiorców  (1)
    • Sławomir Kuśnierczak: Świetna...
  • Kilka osobistych refleksji i rad w czasach zarazy  (1)
    • Andzia: Świetny wpis! Moim zdaniem...
  • Na ile potrzebujesz dyplomów i certyfikatów?  (5)
    • Marcin: Zgadzam się z Pawłem w 100%...
    • Piotr: Zgadzam się po części z...
    • paweł: uważam, że certyfikaty są...
    • Dawid: Moim zdaniem certyfikaty...
  • Jak mu to powiedzieć? cz.5  (25)
    • przypadkowa: Mam następujące: pytanie...
  • Suplementacja D3 – magnez, wapń, fosfor  (22)
    • lzka: Cześć. To bardzo ciekawe...
  • Zabijmy kolejną „Świętą Krowę” :)  (3)
    • mirek: Przeszkodą jest też zbytnie...
  • Jak mieszkasz?  (16)
    • tancerka: Ja mieszkam w sali...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (393)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2023