Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Świadoma kompetencja – czy można ją pominąć?

Piotr napisał w swoim komentarzu:

„W pewnych organizacjach trenuje się ludzi w określonych celach, robi im się pranie mózgów (np. sekty). Czy moja intuicja dobrze mi podpowiada, że jest to takie wytrenowanie ludzi, gdzie pomija się 3 etap w ten sposób niejako ubezwłasnowalniając trenowanych?”

Jeśli chodzi o „pranie mózgu”, to uśmiechnąłem się czytając o sektach, bo większość ludzi tak zakłada nie uświadamiając sobie, jakie „pranie” robi każdemu z nas społeczeństwo w którym żyjemy :-) No ale to już całkiem odmienny temat.
Oczywiście, że pewne umiejętności nabywamy z pominięciem niektórych szczebli kompetencji. Przypomnij sobie jak np. nauczyliśmy się wszyscy naszego pierwszego języka, głównie było to naśladownictwo i metoda prób i będów. Nawiasem mówiąc ja podobnie nauczyłem sie niemieckiego w Austrii – zacząłem „mówić” mając zasób ok 50 słów, nie pytajcie jak to wyglądało :-)
Jak się tak nad tym teraz zastanawiam, to wiele umiejętności w komunikacji międzyludzkiej możesz też nauczyć nie przechodząc przez wszystkie fazy, szczególnie tę „świadomą kompetencję”.  Jest to możliwe, jeśli twoja praca polega na całościowym zmienianiu postaw ludzi, uzupełnianiu ich luk w umiejętnościach i nauczeniu synchronicznej pracy prawą i lewą półkulą mózgową. To brzmi wielce tajemniczo, jest jednak w gruncie rzeczy bardzo proste i polega na odwróceniu części niezwykle szkodliwego wpływu klasycznej ścieżki edukacyjnej ze studiami „wyższymi” włącznie. To czasem powoduje zdziwione miny u niektórych ludzi. Pamiętam, jak kiedyś szkoliłem pewien team sprzedażowy dużej i znanej firmy i po kilku miesiącach zadzwonił do mnie zbulwersowany nowy szef szkolenia, bo żaden z uczestników nie potrafił mu powiedzieć, czego dokładnie nauczyli się na treningu ze mną. To, co było bezsporne, to znaczna poprawa ich wyników sprzedaży, a o to w sumie chodziło :-) Tego nie mógł pojąc ograniczony na sekwencyjne myślenie umysł tego pana.

Czyli moja odpowiedź na Twoje zasadnicze pytanie brzmi: „Tak, choć nie zawsze jest to całkiem proste”

Uwzględniając powyższe, to teoretycznie można to samo robić w celu manipulacji trenowanymi, ale dla mnie jest to absolutnie nie do pomyślenia: uczestnik musi mieć zaufanie nie tylko do tego, że wiem o czym mówie, ale też być pewnym, że cokolwiek robię, robię w jego dobrze pojętym interesie. Inaczej, trenując dobrych i inteligentnych ludzi (a tacy przeważnie pracują u moich klientów), mógłbym bardzo szybko być zmuszonym do spakowania moich rzeczy i poszukania sobie łatwiejszej pracy :-)

Teraz zapewne u wielu z Was pojawi się pytanie, jak to się dokładnie robi, okraszone wyjaśnieniem, że chciecie poznać te metody tylko aby móc się przed nimi bronić :-)

Muszę Was rozczarować. W tej chwili (godzina 20:15) temperatura na moim  tarasie ciagle przekracza 30 C przy bardzo duzej wilgotności i w takich warunkach nie podejmuję się napisania tekstu na ten temat, który jednocześnie nie dawałby wskazówek jak taką nieetyczną manipulację przeprowadzić. A to nie jest celem tego blogu.

Może jak będzie chłodniej….

PS: Dawno temu, kiedy po latach nieużywania polskiego zacząłem od czasu do czasu szkolić w tym języku, to siłą rzeczy miałem dość wyraźny obcy akcent. Jeden z uczestników, po tygodniowym intensywnym treningu ze mną, zadzwonił do mnie z informacją, iż jego żona zwróciła mu uwagę na to, że nie tylko zaczął inaczej się wyrażać, ale też mówił po polsku z jakimś lekkim zagranicznym akcentem :-)

Komentarze (6) →
Alex W. Barszczewski, 2006-07-13
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak zmieniać ludzi wokół nas, Rozwój osobisty i kariera

Samobójcza bramka

Właśnie wróciłem z ogromnej party na ulicach Berlina, gdzie ponad milion ludzi kibicowalo Niemcom w meczu z Portugalią. Doskonała zabawa. Normalnie piłka nie interesuje mnie wcale, od czasu do czasu trzeba jednak przetestować coś nowego, a mieszkając tak niedaleko berlińskiej Fun Mile to prawie obowiązek :-)

No, ale nie o tym chcę pisać. W czasie meczu była taka sytuacja, kiedy to przy stanie 1:0 dla Niemców, w zamieszaniu pod bramką Portugalii jej obrońca skierował piłke do własnej siatki. Katastrofa!! Mecz o tak wysoką stawkę i taki błąd!! Co było interesujące, to reakcja kolegów nieszczęsnego zawodnika. Nie robili mu zarzutów, czy wręcz awantury. Przeciwnie, jeden ze współgraczy podszedł do niego i zaczął go pocieszać, jakby mówiąc „nie przejmuj się, teraz musimy grać dalej aby wygrać”. I cała drużyna bardzo walecznie starała się odrobić stratę.

Spójrzmy teraz na siebie. Jak często my, jako managerowie, członkowie zespołu w pracy, czy nawet partnerzy w życiu osobistym reagujemy w zupełnie inny sposób na mniejsze, czy większe błędy innych, demotywując ich, bądź nawet zniechącając kompletnie? Moja obserwacja wykazuje, że w większości przypadków ludzie odpowiadają na błędy drugiej strony agresją, zarzutami, obwinianiem, złością. I dzieje się tak często nie tylko w sprawach życia czy śmierci, ale też przy rzeczach względnie błahych. Do czego jest to dobre??? Jak wpływa to na dalsze nasze kontakty z ludźmi, z którymi często musimy „grać ten mecz” znacznie dłużej niż 90 minut???

Rita, tutaj masz przykład jednego z wielu szkodliwych programów i wzorców zachowań, które ciągle są powielane przez represyjne wychowanie w Polsce. Jak się dobrze zastanowimy, to znajdziemy mnóstwo takich przykładów wokół nas.

Moje zalecenie: Niech każdy intensywnie zastanowi się, kiedy i jak często reaguje negatywnie w takich sytuacjach. Dla mnie takie spojrzenie na siebie było kiedyś dużym szokiem i myślę, że jak zrobicie to uczciwie, to może być takim dla wielu z Was. Całe szczęście, że to jest tylko pierwszy krok ku lepszemu, bo potem macie możliwość, aby tę swoją reakcję zmienić. Wierzcie, że warto, żyje się znacznie lepiej i ma się lepsze relacje z innymi.

Powodzenia w samoanalizie i wprowadzaniu zmian!!

PS: Jak już to zmienimy u siebie, to możemy szukać partnerów, którzy też będą mieli takie spokojne i wspierające podejście do naszch błędów. To zmieni w dużym stopniu jakość Waszego życia.

Komentarze (13) →
Alex W. Barszczewski, 2006-07-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Trudne sytuacje z drugim człowiekiem cz. 4

Porozmawiajmy na temat tego, co zrobić, jeśli mamy naładowaną emocjami sytuację z innym człowiekiem.

Dziś skoncentrujemy się na sytuacji, kiedy powodem podniesionego głosu, badź atakującej nas postawy rozmówcy jest wewnętrzna niewiara w skuteczność jego komunikacji, jeśli zrobiłby to uprzejmie i normalnie. Jak już wiemy, jest to niezwykle rozpowszechniony problem wielu ludzi i nauczenie się właściwej reakcji przyda się każdemu.

Co robić w takim przypadku?

Najprościej mówiąc dać rozmówcy do zrozumienia, że to co on mówi dociera do nas :-)
Wielkim błędem jest często spotykane zamienienie się w słup soli w sytuacji, kiedy ktoś nas tak atakuje. Rozmówca odbiera wtedy jeden wyraźny sygnał: brak reakcji na to co on mówi. W takiej sytuacji większość ludzi ma strategię prostego zwiększania intensywności bodźca, co prowadzi do niepotrzebnej eskalacji negatywnych emocji.

Należy postąpić wręcz przeciwnie, wejść w podobny stan emocjonalny i aktywnie słuchać partnera. Znacie technikę aktywnego słuchania? Jeśli nie, to polecam zapoznanie się z nią i zastosowanie właśnie w takich sytuacjach. W przyrodzie działa zasada ekonomii środków i jeśli pokazujemy rozmówcy, że to, co mówi dociera do nas, to na ogół jego poziom agresji zmniejsza się.

Bardzo ważną sprawą jest to wspomniane wejście w podobny stan emocjonalny, choć tutaj trzeba koniecznie zwracać uwagę na pewien istotny szczegół: jeśli rozmówca jest podekscytowany, to powinniśmy też wejść w taki stan, niemniej takie emocje nigdy nie powinny być skierowane w stronę osoby, lecz na przedmiot problemu.

Aby to zilustrować posłuchajcie pewnej dość starej, ale autentycznej historii, która przydarzyła sie kiedyś w pewnej lokalnej gazecie w Austrii.

Gazeta ta otrzymała nowoczesny, jak na ówczesne czasy, system komputerowy, który eliminował całkowicie zecernię. Dzieki temu systemowi redaktorzy mogli pisać swoje teksty na terminalach, to było komputerowo składane i szło od razu do druku. Dzisiaj normalna sprawa, wtedy tamten system był dość niedojrzyły technicznie i terminale, na ktorych pracowali dziennikarze zawieszały sie, bądź psuły z niepokojąca częstotliwością. Pracujący pod presją czasu redaktorzy (gazeta szła do druku wieczorem) dostawali ataków szału i te przenosili na techników, którzy pojawiali się celem dokonania naprawy.

Brzmiało to mniej więcej tak (w przetłumaczeniu na polski):

Redaktor podniesionym głosem: „K……. ten p……… terminal znowu nie działa!!! jak k…. w takich warunkach można pracować, ten sprzęt powinni wyp………!!!!!!!”

Technik spokojnym głosem: ” niech się pan uspokoi, to tylko drobna awaria. Zaraz ją naprawię a w międzyczasie może pan przecież kontynuować na tym terminalu z sąsiedniego biurka”

Redaktor z krzykiem. „co pan sobie tu wyobraża!!!! ja tutaj muszę natychmiast dokończyć ten p…… artykuł, a ten p…… sprzęt znowu sie sp…..!!! Wy tu k…. nic nie robicie!!!” i tak głośna i bezproduktywna dysputa trwała dość długo. Łatwo zrozumieć, że stosunki między obydwoma grupami były dość napięte :-)

Nauczyliśmy techników innego zachowania i wyglądało to mniej więcej tak:

Redaktor podniesionym głosem: „K……. ten p……… terminal znowu nie działa!!! jak k…. w takich warunkach można pracować, ten sprzęt powinni wyp………!!!!!!!”

Technik podniesionym, przyśpieszonym głosem i żywo gestykulując: „rzeczywiście k…… znowu się sp……!!!! ale wie pan co, ja go zaraz k…. naprawię a pan niech siada tu, tu obok i pisze !!!”

Redaktor złorzecząc na sprzet siadał przy terminalu na biurku obok i pisał :-)

Jest to dość ekstremalny przypadek ze starych czasów i myślę, że nie będziecie skonfrontowani z takim słownictwem, jednak dobrze ilustruje on zasadę: wejdź w stan emocjonalny rozmówcy, z tym że jeśli to jest agresja, to Twoja agresja nigdy nie kieruje się na partnera, tylko na przyczynę problemu.

Takie wejście w stan wewnętrzny, a jednocześnie zachowanie kontroli nad sytuacją wymaga oczywiście odrobinę treningu, więc nie póbujcie tego od razu w jakiś naprawdę ważnych sytuacjach.

Pamiętajcie też mój disclaimer: robicie to na własne ryzyko :-)

Komentarze (11) →
Alex W. Barszczewski, 2006-07-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Trudne sytuacje z drugim człowiekiem cz.3

Witajcie po małej przerwie.

Mam do czwartku trochę czasu, więc wykorzystam go do kontynuacji naszego wątku.

Ostatnio zakończyliśmy na tym, iż niezależnie od tego, co i jak mówi do nas inny człowiek, jest to po prostu fala powietrza, na którą w duchu najlepiej reagować po prostu ciekawością, bądź jakimś innym, pozytywnym odczuciem.

Ilu z Was intensywnie przemyślało to zagadnienie i zaczęło wewnętrznie dystansować się od tego, co „wrzucają” Wam inni ludzie? :-)

Dziś i jutro zastanowimy się, jak reagować na zewnątrz w stosunku do tych napastliwych i nieprzyjemnych współbliźnich.

Pierwszą rzeczą jest zrozumienie powodów, dla których ci ludzie akurat tak się zachowują. To jest w sumie dość proste, bo w znakomitej większości przypadków można te motywy sprowadzić do ich mniej, czy bardziej poważnych problemów z poczuciem własnej wartości. I tak:

  • niektórzy będą do nas mówić podniesionym głosem, bo w głębi ducha nie wierzą, że jeśli powiedzieliby coś normalnie to przyniosło by to jakiś rezultat. Całe dotychczasowe doświadczenie z nami, lub innymi ludźmi nauczyło ich, iż świat zazwyczaj nie zwraca na nich uwagi i muszą o tę uwagę ciągle walczyć. To bardzo nieprzyjemne uczucie bezsilności i możecie sobie wyobrazić jakie to jest dla nich frustrujące? Jak diagnozuję taki przypadek, to moja ciekawość zmienia się w głębokie współczucie, bo to musi być przykre z takim przeświadczeniem iść przez życie.
    Niestety, moje obserwacje wykazują, że jest to dość rozpowszechnione upośledzenie, które powoduje też, że niektórzy zbyt głośno zachowują się w miejscach publicznych.
  • inni ludzie będą starać się nas atakować, poniżać, ośmieszać, dowodzić swojej wyższości itp. z zupełnie innych powodów. Ci ludzie, mając często nie do końca uświadomione tzw. kompleksy, czy też inne problemy z poczciem własnej wartości, próbują sobie zrobić amatorską psychoterapię naszym kosztem. Zamiast zająć się swoim problemem porządnie i pojść z nim do zawodowego psychoterapeuty, dostarczają sobie chwilowej ulgi, przez pokazanie komuś innemu, iż w jakiś sposób jest gorszy od nich. Innymi słowy, tacy ludzie, jak komuś „dowalą”, to czują się przez chwilę znacznie lepiej i o to tak naprawdę im chodzi. W gruncie rzeczy, są to też pożałowania godne wypadki, bo jak zapewne wiecie pozbycie się problemów z poczuciem własnej wartości nie jest łatwe i nie da się na trwale załatwić np. dużą ilością pieniedzy, czy dóbr materialnych.

Teraz małe zadanie dla Was: przemyślcie kilka ostatnich Waszych trudnych sytuacji z innymi i zastanówcie się, do której grupy należało by zaliczyć Waszych rozmówców. Zobaczycie, do jak ciekawych wniosków dojdziecie i jak zmieni to Wasze nastawienie w stosunku do takich incydentów. To jest podobnie jak w managemencie, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, kto tak naprawdę ma problem? Jeśli my, to musimy działać, jeśli druga strona to możemy współczuć, bądź pomóc. W żadnym z tych przypadków nie ma powodu, aby się denerwować :-)

Co, w zależności od grupy, należy z tymi nieborakami zrobić, to powiemy sobie w następnym odcinku, na razie życzę Wam miłego wieczoru :-)

PS: Freud twierdził, że motorem ludzkiego działania jest popęd seksualny. Jak tak się rozglądam, to mam wrażenie, że dziś w wielu wypadkach jest on zastąpiony kompensowaniem niedoborów poczucia własnej wartości. Co o tym sądzicie?

PPS: Poczytajcie trochę polskiej blogosfery, zwłaszcza tych agresywniejszych wypowiedzi i dla treningu spróbujcie określić, do której z powyższych grup należą ich autorzy. Jest to dobre ćwiczenie i materiału Wam na pewno nie zabraknie :-)

Komentarze (18) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Trudne sytuacje z innym człowiekiem cz.1

Dziś zgodnie z życzeniem Pawła rozpoczniemy rozważania o radzeniu sobie w trudnych, często naładowanych negatywnymi emocjami sytuacjach z innymi ludźmi. Jest przy tym w gruncie rzeczy wszystko jedno, czy mają one miejsce w pracy, czy też w życiu prywatnym (jeśli ktoś robi takie rozróżnienie :-))

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, z którą musimy sobie w takim przypadku poradzić jest …… własna reakcja emocjonalna. Zaden człowiek nie lubi, kiedy ktoś inny ma do niego pretensje, badź  stawia mu zarzuty, niemniej moje obserwacje wykazują, że my Polacy jesteśmy na tym punkcie szczególnie wrażliwi i łatwo wpadamy w gniew.
Tak więc pierwsze zadanie dla każdego z Was polega na uważnej samoobserwacji, jak reagujecie wewnętrznie, kiedy ktoś atakuje Was werbalnie w dowolny sposób. Przy tym należy obserwować własną reakcję zarówno w sytuacji, kiedy te zarzuty są uzasadnione, jak i wtedy, kiedy są całkowicie bezpodstawne.

Jeśli zrobicie powyższe naprawdę rzetelnie, to zapewne większość z Was stwierdzi, że na ogół takie wypowiedzi budzą w nas silne reakcje emocjonalne, takie jak żal, poczucie niższości, czy tez agresja. Tak zostaliśmy wytresowani w dzieciństwie i tak długo, jak będziemy reagować zgodnie z tymi automatycznymi programami, to możemy zapomnieć o skutecznym radzeniu sobie z takimi sytuacjami, a także zaakceptować znaczne obniżenie odczuwanej przez nas jakości życia.
Na podstawie czego twierdzę, że jest to zachowanie nam wytresowane? Zróbcie taki mały eksperyment: Podejdźcie do dowolnego niemowlęcia (najlepiej wyjaśniając wcześniej cel tej próby jego rodzicom :-) ) i powiedzcie mu cokolwiek obraźliwego. Zobaczcie, czy to niemowlę się oburzy, czy też popatrzy na Was i się uśmiechnie. Podobnie będzie, jeśli w normalny sposób powiecie coś niezwykle obraźliwego osobie dorosłej, lecz zrobicie to w jakimś egzotycznym języku :-) Czy potrzeba jeszcze jakiś dowodów na to, że nasze emocjonalne reakcje na słowa wypowiadane przez innych to czysty software w naszym mózgu, a nie coś z czym przychodzimy na świat??
To dobra wiadomość, bo jak wiadomo w każdym komputerze (też tym znajdującym się między naszymi uszami) łatwiej zrobić update oprogramowania, niż zmienić coś, co jest, jak mówią komputerowcy „hard wired” w hardware.
Cała sprawa jest warta świeczki, bo wyobraźcie sobie, jak wyglądałoby Wasze życie, jeśli nikt bez Waszej zgody nie mógłby słowami negatywnie wpłynąć na Wasz stan wewnątrzny! Ja mam taką wygodną sytuację od wielu lat i uwierzcie mi, że ogromnie podnosi to wspomnianą wcześniej jakość życia i to bez konieczności wydawania pieniędzy, kupowania czegokolwiek, czy cieżkiej pracy.
Zmotywowani? No to do roboty!! :-)

Pierwszą rzeczą, którą musimy sobie uświadomić, to fakt, że abstrahując od bezpośredniej przemocy fizycznej, wszystko co drugi człowiek może w komunikacji z nami zrobić, to wprowadzić powietrze wokół nas w pewne określone drgania, które nazywamy słowami. Tak, tak, to jest naprawdę wszystko (OK, może robiąc jakiś wyraz twarzy, czy gestykulując dołożyć do tego zmiany w wiązce fotonów trafiającej do naszych oczu). Całą resztę, wszelkie zmiany emocjonalne i fizjologiczne w naszym organiźmie (jak np. zaczerwienienie skóry, podniesienie poziomu adrenaliny, wzmożone wydzielanie kwasów żołądkowych itp. reakcje) wytwarzamy sobie sami!! Są to zazwyczaj tak skomplikowane reakcje i procesy, że sztuczne wywołanie ich z zewnątrz wymagałoby użycia całej kombinacji różnych chemikalii i podania ich nam dożylnie w ściśle określonych proporcjach i właściwej kolejności. Takiej możliwości nasz przeciętny rozmówca nie ma, jedyne co mu pozostaje to właśnie ta wspomniana wcześniej fala powietrza. Smutnym faktem jest to, że w przypadku wielu ludzi to wystarczy, aby zmienić im ich stan wewnętrzny na znacznie gorszy.
Część ludzi stara się to zmienić, walcząc z występująca reakcją emocjonalną, bądź starając się ją stłumić. To z jednej strony jest mało skuteczne, z drugiej wręcz szkodliwe dla zdrowia, bo ta stłumiona negatywna energia wcale nie ginie, tylko zaczyna obracać się przeciwko nam. Każdy doświadczony lekarz mógłby wymienić całą paletę schorzeń, od wrzodów na żołądku, po takie rzeczy jak niektóre odmiany raka, które można w prostej linni odnieść do tłumionych latami negatywnych emocji. Tak więc nie róbcie sobie tego!!
Z drugiej strony to, że potrafimy się porządnie wkurzyć, to jest cenna umiejętność, która w pewnych sytuacjach może nawet uratować nam życie, więc nie próbujmy jej zlikwidować. Problem polega nie na tym, że mamy taki program, lecz na tym, że w wiekszości przypadków przyciski kontrolne mają w rękach (w rezultacie tresury uprawianej przez społeczeństwo) inni ludzie. I jeśli chcemy przestać być bezwolną marionetką w ich rękach i odzyskać własną suwerenność, to właśnie od odzyskania tej kontroli powinniśmy zacząć.
Ten post zrobił się trochę długi, więc jak to konkretnie zrobić opowiemy sobie w następnym odcinku. Na razie zostawiam Wam te przemyślenia do przetrawienia :-) Jeśli macie jakiekolwiek pytania, czy wątpliwości to zapraszam do zamieszczenia ich w komentarzach.

PS: Już dzieci w USA mają taki wierszyk: „Sticks and stones can break my bones, but words never hurt me”.
Czego i Wam z całego serca życzę!

Komentarze (29) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Reakcja na pretensje klienta

Właśnie  czytając różne blogi natknąłem sie w „Tako rzecze Shrew” na zadziwiający mnie opis reakcji niektórych firm i ich reprezentantów na sytuacje trudne z klientem. Według obserwacji Patrycji spora część „biznesmenów” i sprzedawców na słowa krytyki reaguje ……. milczeniem.

Wedlug autorki jest to zabójcze z punktu widzenia PR i tutaj bez wątpienia należy z nią się zgodzić. Dodatkowo widzę jeszcze gorszy problem gdzieś indziej, a mianowicie w kwestii braków jeśli chodzi o absolutne podstawy komunikacji międzyludzkiej.

To jest ten „niewłaściwy instynkt” o którym pisze, a który tak naprawdę jest bardzo powszechną nieumiejętnością konstruktywnej reakcji na pretensje innego człowieka.

Właśnie dlatego porządny trening z tego zakresu musi zawierać ćwiczenia z radzenia sobie w każdej sytuacji konfliktowej, również tej naładowanej negatywnymi emocjami. I to nie pseudofilozoficzne, książkowe rozważania, lecz prawdziwą konfrontację z rozjuszonym, a jednocześnie sprawnym językowo przeciwnikiem. U mnie np. uczestnicy muszą praktycznie poradzić sobie z tak wulgarnym językiem i tak agresywną forma przekazu rozmówcy, że wszystko, co spotka ich potem w prawdziwym życiu jest znacznie prostsze do rozwiązania. Sam się czasem dziwię, skąd, przy moim  normalnie kulturalnym sposobie wyrażania się, biorę czasem na treningach taki język :-)

Dlaczego ten brak reakcji jest taki zły? Rzecz polega na tym, iż na ogół nasi rozmówcy wybierają agresywną i głośną forme przekazu, gdyż nie wierzą że normalna i spokojna dałaby pożądany rezultat. Dotyczy to zarówno sytuacji w pracy jak i w rodzinie (pomyślcie o rodzicach krzyczących na dzieci i odwrotnie). Jeśli teraz w sytuacji konfliktowej ktoś zwraca sie do nas, a my nie okazujemy żadnej reakcji, to druga strona zakłada (często podświadomie), że musi zwiększyć intensywność bodźca, co prowadzi do dalszej eskalacji problemu. Wyjście polega na okazaniu zainteresowania problemem rozmówcy i wykazaniu się chęcią wypracowania rozwiązania. W ten sposób możemy nawet potencjalnie niekorzystną dla nas sytuację obrócić na naszą korzyść.

I to wszystko trzeba na treningu zrobić nie teoretycznie, ale praktycznie, na oryginalnych przypadkach osób trenowanych, przerabiając też wszelkie emocjonalne „wort case scenarios”. Przy braku tego, właściwie należałoby zażądać od prowadzącego zwrotu honorarium i wypłacenia odszkodowania za zmarnowany czas uczestników.

I jeszcze jedno: pisząc „okazaniu zainteresowania ” mam na myśli autentyczne zainteresowanie, a nie udawanie go!!

PS: Kto ma prawdziwą władzę i posłuch nie musi podnosić głosu. Pamiętacie Don Corleone z „Ojca Chrzestnego”? On nie podnosił glosu, nie walił pięścią w stół, cichym, ochrypłym glosem spokojnie prosił o różne rzeczy.

Komentarze (12) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak zmieniać ludzi wokół nas, Rozwój osobisty i kariera

Feedback i rady dla innych

Chcesz wywołać agresję u drugiego człowieka?

Jednym z najpewniejszych sposobów jest powiedzenie mu czegoś, co spełnia dwa warunki:

  • kompletnie nie pasuje do jego obrazu świata
  • jednocześnie budzi w nim wrażenie, że w Twojej wypowiedzi jest przynajmniej ziarenko prawdy

Większość ludzi reaguje na takie coś agresją w mniejszym, czy większym stopniu.

Co z tego wynika? Dla mnie przynajmniej dwa ważne wnioski:

Po pierwsze, pominąwszy sprawy życia i śmierci nie udzielam konsultacji bez zlecenia (nie ma to nic wspólnego z kwestią odpłatności). Udzielając nieproszonych rad zauważyłem już wiele lat temu, że w takich przypadkach ludzie nie są wdzięczni za zwrócenie im uwagi, lecz wręcz przeciwnie, obrażają się, próbują udowodnić ci, że się mylisz, że ich sytuacja jest inna itp.

Jeśli dzisiaj coachuję kogoś, to na samym początku domagam się od partnera „licence to kill” :-) zobowiązania, że będziemy komunikować całkowicie otwarcie i bez przysłowiowego owijania w bawełnę. We wszystkich innych przypadkach stwierdzam, że mój obraz świata nie jest jedynym możliwym i każdy może sobie wybrać taki jaki mu w danym momencie odpowiada. Przy 6 miliardach współmieszkańców jest z czego wybierać i nie ma potrzeby kogokolwiek na siłę zmieniać.

Często wokół mnie widzę ludzi próbujących „bez zlecenia” coachować partnerów, znajomych a nawet przełożonych, przeważnie z miernymi wynikami i sporą dozą frustracji po obydwu stronach. Po co? Większość ludzi będzie się opierać nowemu, bo to oznaczałoby wyjście poza własną strefę komfortu. Pozwólmy im zostać tam, gdzie są.

O tym drugim aspekcie obiecuję napisać jutro……

Komentarze (9) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Internet, media i marketing, Rozwój osobisty i kariera

Nie mów, jak nie musisz

Kiedyś był grany taki firm „Get Shorty” (Dorwać małego) z Johnem Travoltą w roli głównej. W pewnej scenie jeden z bohaterów, grany przez Gene Hackman przewraca kompletnie taktykę Travolty zaczynając wbrew ustaleniom opowiadać przeciwnikom o swoim nowym projekcie. Po skończonej rozmowie Travolta mówi Hackmanowi następujące zdanie: „don’t say anything, unless you have to„. Dość rzadko mam ostatnio okazję szkolić początkujących negocjatorów (zaawansowani, z którymi mam do czynnienia wiedzą to znakomicie :-)), niemniej za każdym prawie razem ludzie dają się naciągnąć na prawdziwe gadulstwo, odsłaniając słabe strony swojej pozycji i wręcz zapraszając do ich wykorzystania. Ponieważ ten blog przeznaczony jest dla początkujących managerów, to gorąco polecam zastanowienie się nad waszą komunikacją w trakcie jakichkolwiek negocjacji (a przeważnie w życiu jest tak, jak w tym dialogu z „Devil’s Advocate” : „Are we negotiating? – Always!!” :-)).

Moje pytanie do Was brzmi:

Czy paplacie jak najęci, czy też poprzez inteligentne pytania skłaniacie do mówienia drugą stronę?

Ta ewaluacja jest dla Was, więc śmiało możecie być szczerzy :-)

Polecam naprawdę uważne przyjrzenie się sobie, wiekszość ludzi ma tutaj niekorzystne przyzwyczajenia ze szkoły.

Jeśli chcecie zobaczyć do czego prowadzi jedno zdanie za dużo to przeanalizujcie tę ostatnią awanturę z Web 2.0

Po opublikowaniu listu prawników firmy CMP miał miejsce atak oburzenia ze strony środowiska, gdyż współpracująca z nią firma O’Reiily była uważana za apostoła bezpłatnego dzielenia się informacjami itp. Od początku część blogerów uważała, że było to działanie nadgorliwego prawnika z firmy CMP i wkrótce pojawiło się coraz więcej głosów odciążających O’Reiily.

Wtedy pani VP of Corporate Communications ( z firmy O’Reiily) napisała piękny post na ten temat, w którym znalazło się o jedno zdanie za dużo, a mianowicie:

„sent from CMP’s attorney, but with our knowledge and agreement ”

Ta wypowiedź wywołała ogromną falę wzburzenia i oczywiście bardzo zaszkodziła reputacji firmy. Jakie będą długoterminowe skutki to się okaże i oczywiście będę to śledzić.

Niezależnie od faktycznego stanu rzeczy, nasuwa się pytanie, po co była ta wypowiedź w tamtym momencie. Dolało to tylko oliwy do ognia i ciekawe jak będą ten  pożar gasić.

To jest tylko taki mały, aktualny przypadek. Osobiście we wcześniejszych czasach wystarczająco często popełniałem tę samą głupotę i kosztowny feedback od życia oduczył mnie tego. Może to przyda się komuś, aby zaoszczędzić na „czesnym” :-)

PS: Powyższe nie oznacza oczywiście, że mamy podchodzić do kontrahentów z kamienną twarzą i nie mówiąc ani słowa. Czasem trzeba robić różne rzeczy, aby podbudować zaufanie drugiej strony, niemniej moja rada: jeśli się już macie mylić, to lepiej nie po stronie gadulstwa. Zadawajcie dobre pytania (otwarte), słuchajcie, a zobaczycie jak wiele powiedzą Wam inni ludzie.

PPS: Jedna z moich znajomych z wieloletnim stażem managerskim i negocjacyjnym opowiedziała mi kiedyś, że szczególnie mężczyźni w rozmowach z atrakcyjną kobietą podatni są na pociągnięcie za język.  Tak więc Panowie, miejcie się na baczności!! :-)

Komentarze (8) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-31
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zaufanie w biznesie cz.2

Wiele rzeczy jest w biznesie możliwych tylko w sytuacji, kiedy klient ma do nas zaufanie dwojakiego rodzaju:

  • zaufanie do naszych kompetencji, do tego, że wiemy o czym mówimy
  • zaufanie do tego, że jesteśmy przyzwoitym człowiekiem, który stara się wypracować i zrealizować rozwiązania win-win

To podwójne zaufanie jest szczególnie istotne w wypadku potencjalnego klienta, który dopiero rozważa zaangażowanie nas i wcale nie tak łatwe do uzyskania. Proponuję, aby każdy z Was przeanalizował swoje metody jego uzyskiwania. Macie w ogóle jakieś? Są one skuteczne?

Parę podpowiedzi  :-)

Do pierwszego: słyszysz jak twój rozmówca telepatycznie przekazuje Ci „mów mi to, czego nie wiem”, „mów mi to, co jest dla mnie istotne”?  Używasz klarownego języka eksperta, czy trenowanego przez media i większość szkół „wyższych” pseudonaukowego bełkotu w myśl zasady „im bardziej skomplikowanie coś tłumaczę, tym lepiej to brzmi” :-) ?

Do drugiego: komunikujesz otwarcie twoje zamysły i cele? pokazujesz się jako człowiek z krwi i kości, czy po prostu maszyna do robienia interesów? Czy poprzedza Cię odpowiednia reputacja?

To można by dalej ciągnąć i w razie potrzeby możemy do tego powrócić. Powyższe wskazówki wcale nie są takie banalne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje i większość ludzi ma tu spory niewykorzystany potencjał. Na ten temat lepiej się rozmawia niż pisze (po można pokazać wiele przykładów), więc może kiedyś zrobimy sobie o tym małą konferencję na Skype.

Komentarze (1) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zaufanie w biznesie

Marek Rafałowicz rozważa w swoim blogu kwestie zaufania w biznesie i jego wpływ na gładkość przeprowadzania różnych działań między partnerami. W tej kwestii istnieją oczywiście bardzo różne stanowiska, począwszy od „zaufanie jest dobre – kontrola lepsza” (Włodzimierz Ilicz Lenin) po „szaleńców” takich jak ja, dla których powiedzenie sobie wzajemnie „no to robimy to” jest równoważne z traktatem podpisanym przy użyciu całego tabunu adwokatów, a zajemne zaufanie jest podstawą obopólnych kontaktów.

Moje podejście zdaje się być dość nietypowe, więc może komuś przyda się jego opis.
Wartym zauważenia na początku jest fakt, iż mimo wielu różnych klientów nigdy nie miałem jakiś poważniejszych trudności i to niezależnie od kraju, w którym działałem, w tym również w Polsce (kilka nieznacznie opóźnionych faktur, czy przesuniętych szkoleń nie mają z perspektywy 13 lat owocnej współpracy żadnego znaczenia)

Jak to jest możliwe?

Jest kilka istotnych czynników. te z mojej strony to:

  • Bardzo starannie wybieram dla kogo pracuję, bo to co robię ma tylko wtedy sens, jeśli korzyści klienta wielokrotnie przewyższają moje całkiem przyzwoite honoraria. To implikuje, ze są to dobre, odnoszące sukcesy firmy, gdzie z kolei pracują ponadprzeciętnie dobrzy i inteligentni ludzie. Tacy ludzie rozumieją zarówno korzyści wynikające z długoterminowej współpracy, jak też wartość reputacji zarówno własnej, jak i firmy którą reprezentują. Nadużycie zaufania dostawcy nie jest dla nich akceptowalną opcją. Nie ma konieczności pisania długiej umowy.
  • Dostarczam klientowi usługi, których w takiej kombinacji i jakości po prostu nie ma na rynku (stosując słynną maksymę którą wypowiedział Jerry Garcia z zespołu Grateful Dead : „nie chodzi o to, aby być najlepszym z najlepszych, lecz o to, aby być jedynym w swoim rodzaju”). Kto chciałby próbować oszukać dostawcę, jeśli bardzo podoba mu się to, co dostaje a jednocześnie trudno o adekwatny substytut!  Nie ma konieczności pisania długiej umowy.
  • Myślę że dla moich partnerów jestem z jednej strony bardzo kompetentnym a z drugiej bezpretensjonalnym, miłym i łatwo dostępnym człowiekiem. Komuś, kogo się szanuje i lubi raczej nie robi się tak łatwo krzywdy :-)  Nie ma konieczności pisania długiej umowy

Jeśli chodzi o moich partnerów to wiedzą oni że:

  • Od kilkunastu lat polegam tylko i wyłącznie na propagandzie mówionej, a to wymaga doskonałej reputacji na rynku. Niedotrzymanie z mojej strony nawet ustnej umowy jest w tym kontekście nie do pomyślenia. Nie ma konieczności pisania długiej umowy
  • Stosuję zasadę „walk your talk” i jeśli mówię cały czas o dotrzymywaniu nawet drobnych umów (zgodnie z dalekowschodnią zasadą „jak na górze, tak na dole”), to też z mojej strony robie wszystko, aby świecić dobrym przykładem. Jestem co prawda tylko człowiekiem, mimo tego ewentualne drobne potknięcia są niezwykłą rzadkością a większe tylko teoretycznie możliwe.  Nie ma konieczności pisania długiej umowy
    Przywiązuję ogromną wagę do rezultatów i dążeniu bycia w dziedzinach, którymi się zajmuje, najlepszym na rynku (ach ta próżność :-)). To oznacza, że przyjąwszy jakieś zlecenie stanę na glowie i zrobię dla wspólnego sukcesu raczej więcej niż się zobowiązałem, niż mniej.  Nie ma konieczności pisania długiej umowy.

 

Jakie zalety ma takie podejście?

  • Ogromna oszczędność czasu po obydwu stronach. Zamiast pisaś całe tomy propozycji i prezentować dziesiątki slajdów często wystarczy zwięzła notatka, na której opisane są konkretne cele do osiągnięcia. Z niektórymi wieloletnimi klientami wyglada to tak: Telefon – „Alex jest problem XY, mozesz cos z tym zrobic”, „mogę”, „to kiedy robimy? warunki jak zawsze”
  • Duza elastyczność jeśli chodzi o tematy  – zwłaszcza przy spotkaniach z wyższym managementem zdarza się, że woleliby oni praktycznie zająć się innym problemem, niż przewidywały wcześniejsze ustalenia. Proszę bardzo!!! Spróbuj zrobić coś takiego na obwarowanym wieloma zapisami, bardzo sformalizowanym pod względem umowy szkoleniu (np. większość szkoleń dofinansowanych z Unii)
  • Duża elastyczność terminowa – jest jakiś problem, to nie powołujemy się na kary umowne, tylko siadamy jak koledzy i szukamy alternatyw
  • Duża skuteczność – druga strona ma do mnie zaufanie, przez to komunikuje otwarcie, co zwiększa z kolei moją skuteczność, w rezultacie wszyscy zyskują.
  • Obopólna łatwość i niskie ryzyko robienia wspólnych działań biznesowych..

Jak widać z tego bardzo ogólnego z konieczności zestawienia wzajemne zaufanie jest tym czynnikiem, które bardzo sprzyja robieniu dobrych interesów wszelkiego rodzaju i dbanie od początku kariery zawodowej o właściwą reputację jest długoterminowo jedną z lepszych inwestycji.
Jak budować taką reputację będzie tematem któregoś z najbliższych postów, musze tylko przerobić parę innych spraw, które czekają w mojej pipeline :-)

 

Komentarze (2) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 6 of 8« First...«45678»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025