Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Relacje z innymi ludźmi

120 sekund ciszy

Na początek wyjaśnię Wam moje nastawienie do podawania ludziom numeru własnego telefonu komórkowego.

Generalnie, dość bezproblemowo podaję ten numer wszystkim osobom, które uważam za rozsądne z dwoma tylko zastrzeżeniami:

  1. Nie przekazuj tego numeru dalej bez mojej wyraźnej zgody
  2. Wykaż zrozumienie, że mój telefon może być wyłączony, lub po prostu w danym momencie nie będę chciał/mógł z tobą rozmawiać (ten ostatni punkt nie dotyczy tych klientów, którzy specjalnie płacą za to, że w razie czego zawsze mogą do mnie zadzwonić :-))

Te ustalenia całkowicie wystarczają, czasem wręcz muszę zachęcać innych do zadzwonienia do mnie wieczorem, jeśli mają jakąś pilną sprawę (z zastrzeżeniem opisanym w punkcie 2). Mam zwyczaj chodzić dość późno spać i chętnie rozmawiam też i o takich porach.
Od czasu do czasu zdarza się jednak sytuacja jak wczoraj o północy. Po kilku dniach, kiedy zdecydowanie za długo czytałem przed zaśnięciem postanowiłem wreszcie przestawić sobie czas na bardziej rozsądny rytm dobowy i właśnie zasypiałem, kiedy zadzwonił telefon. Osoba dzwoniąca (znamy się dość powierzchownie)  pozdrowiła mnie i zaczęła coś opowiadać :-) Ja na to uprzejmie zapytałem czy chodzi o sprawę, która jest paląca i nie może poczekać do jutra. Odpowiedź była „nie”. Ja na to „no to zdzwońmy się może jutro rano, jestem akurat na wakacjach i teraz nie jest dobra pora na dalszą rozmowę”. Pożegnaliśmy się krótko i ponownie przyłożyłem głowę do poduszki. Dziesięć minut później znów zadzwonił telefon :-) Ta sama osoba chciała mi tym razem zrobić quiz, czy wiem skąd pochodzi nazwa „Wyspy Kanaryjskie”!!!

Tym razem niezbyt uprzejmie przerwałem i pożegnałem się, po czym niezwłocznie  uruchomiłem w mojej komórce „tajną broń” na takie przypadki (co w ciągu ostatnich 2 lat było konieczne dopiero po raz drugi ). Tą bronią jest specjalny dzwonek, który nagrałem, nazywa się on „120 sekund ciszy” i tak też brzmi :-). Taki dzwonek przyporządkowany konkretnemu numerowi powoduje, że jak ktoś z tegoż numeru próbuje się dodzwonić, to u mnie tylko rozświetla się wyświetlacz, a poza tym jest cisza i spokój :-)

To, co napisałem powyżej jest oczywiście prawdziwym zdarzeniem, ale zastanówmy się nad tym też z metaforycznego punktu widzenia.

  1. Czy każdy z Was ma taki „dzwonek z ciszą”, nie tylko w telefonie ale też i w innych dziedzinach życia, gdzie czasem inni ludzie (znajomi, nieznajomi, rodzina) bez zaproszenia, a nawet wbrew naszej woli próbują aktywnie ingerować w nasze życie?
  2. Czy jesteśmy mili i sympatyczni (co ciągle zalecam), ale kiedy ktoś ignoruje nasze wyraźne „Nie” potrafimy z całą konsekwencją wyegzekwować to co chcemy?
  3. Czy sami mamy mechanizmy zapobiegające temu, abyśmy my nie byli postrzegani jako intruzi kiedy inicjujemy jakąś interakcję?
    Każdy z Was, do którego kiedykolwiek dzwoniłem może np. potwierdzić, że ja dzwoniąc do niego zawsze:
    a) witam rozmówcę
    b) przedstawiam się
    c) pytam „Czy masz chwilę dla mnie?”, chyba że mogę zapytać bardziej precyzyjnie jak na przykład „Czy masz czas na jedno pytanie?”, albo „czy masz 1/3/5/10 minut czasu dla mnie?”. Zwróćcie uwagę, że nie zadaję pytania „czy nie przeszkadzam?” Wyrywając kogoś moim telefonem z tego, co akurat robi prawie zawsze jakoś przeszkadzam, więc nie pytajmy o rzeczy oczywiste :-)
    To dotyczy nie tylko telefonów, lecz też i innych form komunikacji. W jednym z ostatnich, cytowanych już na tym blogu postów Penelope Trunk jasno tłumaczy jak przy pomocy maila wkurzył ją znany autor Tim Ferris :-) Warto przeczytać i zastanowić się!

Polecam każdemu z Was intensywne przemyślenie powyższych pytań i w razie, gdyby odpowiedzi Was nie zadowalały, to przemyślenie co możemy zrobić, aby to zmienić

Zapraszam do dyskusji :-)

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Dziesięć minut przyjemności

Ostatnio w Berlinie miałem life coaching z pewnym obiecującym młodym człowiekiem, który oprócz biegłej znajomości 4 języków (w tym chińskiego) i dużego doświadczenia w międzynarodowym biznesie jest zapalonym tancerzem tango, jednym z tych tancerzy, którzy potrafią przetańczyć całą noc wędrując z jednej milonga do drugiej.

W trakcie naszej rozmowy w którymś momencie powiedziałem mu, że mam taką zasadę, która mówi: „Każdy człowiek, który zadał sobie trudu aby wejść ze mną w pozytywną interakcję powinien na tym być „do przodu””.

Na to mój rozmówca stwierdził : „Wiesz, u nas w tango jest też taka zasada, że podczas tych dziesięciu minut, kiedy tańczysz z jedną partnerką starasz się, aby było to dla niej przyjemne przeżycie. Wszystko jedno, czy dobrze do siebie pasujecie, czy też nie całkiem, czy styl tańca drugiej osoby Ci leży, czy też nie, przez te dziesięć minut starasz się zrobić z tego przyjemne przeżycie dla drugiej strony„

Pomyślałem sobie, że kiedyś zalecałem Wam rzucanie w życie innych ludzi promienia słońca. Oczywiście cały czas zachęcam Was gorąco do robienia tego!  Zdają sobie jednak sprawę, że takie postępowanie wymaga pewnego minimum proaktywności i uwagi na to co się dzieje wokoło. W naszym, czasem zabieganym życiu nie zawsze jesteśmy do tego zdolni. Dlatego proponuję Wam coś jeszcze prostszego, a mianowicie zastosowanie tej zasady tanga w codziennym życiu, w stosunku do ludzi, z którymi tak czy inaczej macie jakieś interakcje.

I tak:

  • Jeżeli macie z kimś interakcję w biznesie, to oprócz rzeczowego załatwienia nawet trudnej sprawy starajcie się, aby Wasza rozmowa była dla drugiej strony w miarę przyjemna. W normalnej praktyce biznesowej jest mnóstwo ludzi, którzy zatruwają Waszemu rozmówcy czas, zróbcie tę pozytywną różnicę.
  • Jeśli wdajecie się w pogawędkę ze znajomym, lub nieznajomym, to też aktywnie starajcie się, aby pozostawiła ona na rozmówcy miłe wrażenie. To ogranicza nam możliwości wylewania naszych żalów na innych, ale tego i tak nie powinniście robić.
  • Jeżeli załatwiacie coś w urzędzie, hotelu lub sklepie, to też aktywnie zadbajcie o to, aby kontakt z Wami był dla drugiej osoby miłym epizodem, nawet jeżeli mówimy o zestresowanej kasjerce w hipermarkecie
  • Jeżeli idziecie z kimś do łóżka, wszystko jedno czy z wielkiej miłości, czysto hedonistycznych pobudek, czy też powodów leżących gdzieś pomiędzy, to zadbajcie o to, aby dla partnera/partnerki było to naprawdę przyjemne przeżycie (w tym przypadku mam nadzieję, że dłuższe  niż 10 minut :-)). To właściwie powinno być zrozumiałe samo przez się, ale np. słyszałem od wielu kobiet wręcz  niewiarygodnie brzmiące historie o facetach typu „wejść-dojść-wyjść”.

To wszystko jest bardzo proste i dziwię się, że wiele osób tego nie robi. Napisałem ten post z egoistycznych pobudek, bo odkąd przeniosłem się do Polski jeszcze bardziej mi zależy na tym, aby atmosfera różnych codziennych zdarzeń z innymi ludźmi była sympatyczna. To na razie w kraju nie wygląda jeszcze najlepiej, ale jest już postęp. Przyśpieszmy go, dając na co dzień dobry przykład. Poza tym, jest to łatwy sposób, aby pozytywnie się wyróżnić. Zachęcam!!

Komentarze (58) →
Alex W. Barszczewski, 2009-01-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o czasie wolnym i państwowej emeryturze

Dziś rano siedząc na tarasie i delektując się słońcem miałem interesującą wymianę maili z pracownikiem jednego z klientów. To młody, ale niezwykle profesjonalny i rzutki człowiekiem z którym współpraca to prawdziwa przyjemność. Razem przygotowywaliśmy pewne działania w sposób, który najbardziej lubię: zero biurokracji, 100% kreatywności i profesjonalizmu, tyleż procent wzajemnego zaufania.

W jednym mailu na końcu (bo myślałem że to już ostatni) napisałem :
„pozdrawiam z Kanarów”

na co mój rozmówca rozpoczął następny mail od:

„wybacz ze przeszkadzam w wakacjach”
na co moja następna wiadomość zaczęła się od słów:

„Nie ma za co przepraszać :-)
Albo coś robię chętnie, albo nie robię wcale
.”

I rzeczywiście to co robiłem było dla mnie przyjemnym zajęciem intelektualnym.

Powyższy przykład dobrze oddaje moje nastawienie, o którym pisałem już kiedyś.  Mój wylot na południe jest zdecydowanie ucieczką przed zimnem i ciemnościami panującymi w Europie w okresie listopad-styczeń, ale na pewno nie próbą zapomnienia o tzw. pracy zawodowej. W przeciwieństwie do wielu ludzi po prostu nie mam takiej potrzeby :-)

Takie incydentalne zajęcia, podobnie jak kilka telekonferencji z paroma ludźmi na poziomie, to miła część mojego dnia, wszystko jedno czy w domu, czy tutaj. Ważne jest, aby nie był to jedyny element składowy życia, bo przecież chcemy delektować się pełną gamą możliwości jakie daje nam egzystencja na tej planecie :-)
Połączenie pracy zarobkowej i przyjemności zdają się w naszej kulturze być ciągle czymś niezwykłym . Może w wielu osobach zbyt głęboko zakorzenione są słowa: „w pocie czoła rolę uprawiać będziesz, w pocie czoła chleb jeść będziesz„, często wzmacniane przez otoczenie, które nigdy nie próbowało czegoś innego. To często prowadzi do półniewolniczego sposobu myślenia, z nienajlepszymi skutkami dla odczuwalnej jakości życia. Wcale nie musi tak być!!
Z własnego (i nie tylko) doświadczenia mówię Wam, drodzy Czytelnicy, że są możliwe alternatywne podejścia i wcale nie muszą one oznaczać życia na pustelni w dzikiej głuszy, czy też działań niezgodnych z prawem. Od tego dostaliśmy na drogę życia taki wspaniały narząd, jakim jest nasz mózg, aby go używać i postawienie mu właściwych długoterminowych zadań jest sprawą kluczową, zwłaszcza dla młodych ludzi (bo mają najwięcej czasu aby zrealizowań to, co chcą).

Dlatego zalecam każdemu popróbowanie jakie to jest uczucie, kiedy zarabianie na życie jest przyjemnością, a przy okazji robimy coś pożytecznego dla innych. To jest „niebezpieczne”, raz spróbowawszy zapewne nie będziesz chciał niczego innego :-)

Powyższe rozważania wiążą się z kwestią państwowej emerytury, o czym huczy dziś w internecie w związku z zawetowaniem przez Prezydenta tzw. ustawy o emeryturach pomostowych.

Jak zwykle na tym blogu nie będę rozważał politycznych aspektów całej sprawy (choć to interesujący przykład w jak różnych epokach żyją mentalnie niektórzy decydenci), raczej zastanówmy się nad tym, czy ta kwestia w ogóle nas dotyczy, a jeśli tak, to czy musi tak pozostać „na zawsze”
Na pierwszy rzut oka można rozpoznać trzy postawy:

  • wybranie zawodu, który przy różnych, często poważnych wadach daje uprawnienia do tzw. wczesnej emerytury. Dla wielu ludzi, którzy mają obraz świata że „w pocie czoła…itd” wczesna emerytura może być istotnym argumentem. Ba, sam jako wtedy dwudziestoparoletni student politechniki, ucząc się przy okazji gry na klarnecie pomyślałem, że może pójdę w tym kierunku, co dałoby mi uprawnienia do wczesnej emerytury :-) Dziś, na taką myśl wziąłbym gumowy młotek i zaczął intensywnie stukać we własną głowę, wtedy na szczęście trafiłem na kiepskiego nauczyciela w szkole muzycznej, który mnie do intensywnej nauki zniechęcił (choć podobno miałem talent) :-)
  • wybranie zawodu, który często przy płacach takich, że akurat starcza na życie i spłacenie kredytów obiecuje, że jak będziesz miał ok. 60 lat to inni będą płacili na Twoje utrzymanie, w zamian za pieniądze, które wpłacasz teraz na obecnych emerytów. W takim podejściu czujemy się zwolnieni z obowiązku generowania przychodów pozwalających na tworzenie rezerw i inwestowanie, co dla wielu ludzi jest bardzo wygodne. Poleganie na takich zapewnieniach może być długoterminowo bardzo niebezpieczne, popatrzcie na swoich rodziców i dziadków.
  • zaakceptowanie faktu, że tzw. „składki” na ubezpieczenie emerytalne to po prostu kolejny podatek, który trzeba zapłacić, z czego niewiele wynika dla naszej przyszłości. Jeśli potraktujemy to jako podatek, to możemy pomyśleć przy jakich formach działalności (np. samozatrudnienie) i ewentualnie w jakich krajach w legalny sposób zapłacimy go jak najmniej, po czym  te przemyślenia uwzględnić w ogólnej kalkulacji biznesowej. Zdając sobie sprawę, że przy podatku nie należy spodziewać się bezpośredniego świadczenia wzajemnego (tak się to ładnie nazywa), należy podjąć takie działania, aby to, co zarabiamy w ogóle dawało możliwość zainwestowania części pieniędzy w celu stworzenia zabezpieczenia na stare lata lub jakieś inne nieszczęście. To wymaga z jednej strony dbałości o naszą wartość rynkową, z drugiej pewnego minimum dyscypliny aby wytworzone nadwyżki rozsądnie inwestować, a nie przejadać, bądź przespekulować.

Nie muszę chyba podkreślać, że od wielu lat jestem zwolennikiem tego trzeciego podejścia i jak na razie dobrze na tym wychodzę.
Ważnym elementem w moich przemyśleniach jest też fakt, że ponieważ bardzo lubię to co robię to w ogóle nie zamierzam iść na emeryturę :-) Zamiast tego staram się utrzymać w dobrej formie fizycznej i mentalnej, tak aby jak najdłużej być atrakcyjnym dostawcą dla moich klientów, co przy okazji dobrze robi mojemu „retirement fund”. Jak nie będę mógł prowadzić szkoleń (co w moim wykonaniu jest bardzo wyczerpujące dla trenera), to ograniczę się do coachingu na wysokich szczeblach, a na stare lata zostanę „consigliere” kilku prezesów :-) Jak to się skończy, to będę pisał książki, lub robił jeszcze coś innego. Naturalnie nie możemy wykluczyć jakiejś katastrofy zdrowotnej powodującej niezdolność do pracy, dlatego już od lat dbam o moje rezerwy i każdemu gorąco to zalecam.

Podałem dość otwarcie mój przypadek nie aby się chwalić, albo twierdzić że jest on najlepszy z najlepszych. Chcę po prostu pokazać, że pewne rzeczy są możliwe do przeprowadzenia i to zarówno w sposób uczciwy jak też zgodny z prawem i sumieniem. Naturalnie niech każdy podejmuje własne decyzje, ale może moja filozofia życiowa przyda się jako jeden z przykładów, że można i w ten sposób.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (106) →
Alex W. Barszczewski, 2008-12-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nieproszony komentarz

W ramach porannej prasówki przeczytałem właśnie w Wyborczej wypowiedź stosunkowo młodej (28 i 36 lat) pary z dzieckiem na temat kryzysu. Zawarte tam wypowiedzi są z jednej strony dość powszechne a z drugiej bardzo szkodliwe, dlatego też bez zaproszenia pozwolę sobie skomentować je tutaj, bo ktoś czytając tamten artykuł mógłby pomyśleć, że to co mówią ci ludzie jest OK.
Zacznijmy od otwarcia:

” Oszczędności? – Darek się śmieje. – Nie mamy, wydajemy wszystko, co zarabiamy.”

To jest pierwszy krok do prywatnej katastrofy finansowej, wszystko jedno ile zarabiamy. Zycie jest dość długoterminową zabawą i nigdy nie możemy wykluczyć tego, że stracimy zdolność zarobkowania, lub będziemy mieli niespodziewane (dla większości ludzi) wydatki.

Kolejny cytat:

„może i lepiej by było, gdyby wszystkie banki kompletnie zbankrutowały. Wtedy może nie musielibyśmy spłacać kredytu!”

Błąd w rozumowaniu! Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać. Choćby poprzez sprzedaż takich wierzytelności firmom, które są bardzo skuteczne w ich ściąganiu

dalej:

„Zero zabezpieczenia. Samochód tylko służbowy, żadnych oszczędności, ziemi, nieruchomości, papierów wartościowych. I tak ledwo dostałem 160 tys., chociaż przed kryzysem rozdawali kredyty prawie wszystkim.”

Bardzo „odpowiedzialne” postępowanie 36-letniego ojca rodziny!! Jeszcze tylko stracić pracę i spełniamy wszystkie kryteria tego, co Krzysztof Rybiński nazwał DuPA (bez dochodów, pracy i aktywów). I to wszystko za 30-metrowe mieszkanie w bloku!!!

„A my już całe życie tą klitkę będziemy spłacać.”

Niezła perspektywa!! Czy drodzy Czytelnicy też taką chcielibyście mieć? To się nazywa jakość życia?

dalej padają argumenty:

„W wynajętym mieszkaniu nie moglibyśmy sobie pozwolić na taką tapetę (w stylu art deco, w czerwone wzory), w ogóle nic nie moglibyśmy remontować”

Pierwszy argument powala mnie, przy drugim się dziwię. Przez wszystkie te lata wynajmowania mieszkań nigdy nie musiałem nic remontować (poza standardowym odmalowaniem ich przed oddaniem właścicielowi). Po prostu w nich spałem, pracowałem, jadłem, czytałem, kochałem się i na wszystkie inne sposoby delektowałem życiem :-) Kto tak wielu Polaków zaraził obsesją remontową? Jaki to ma wpływ na jakość życia?

„Państwo chce pomagać bankom!
– Największym złodziejom! – Gośka dalej rozplątuje korale.
– Ja od półtora roku płacę pół mojej wypłaty, 1,2 tys. raty, a mój kredyt zmalał tylko o 2 tys.
”

Ha, ktoś tutaj nie wie, jak na całym prawie świecie spłacane są kredyty hipoteczne (w pierwszych latach głównie odsetki). Tak jest, jeśli w szkole uczą religii i dziewiętnastowiecznych lektur, a kompletnie zaniedbują ABC ekonomii codziennego życia. Potem tak wykształceni ludzie wołają „złodzieje!!”

Dalej:

„– No i ślubu nie bierzemy, bo nas nie stać ….     ……… A ja nie chcę przyjęcia, tylko prawdziwego wesela na 120 osób, tak jak miały moje siostry. No cóż, na to musielibyśmy wziąć drugi kredyt.”

Jeśli ktoś z Was młodzi Czytelnicy ma partnera/partnerkę który w podobnej sytuacji do tej pary ma taki sposób myślenia to uciekajcie gdzie pieprz rośnie :-)

i na koniec:

„I jeszcze jedno, bez czego nie wyobrażam sobie przyszłości: mieć swój własny interes. Byłoby idealnie. Tylko że na to potrzeba pieniędzy, a więc i na to musiałbym wziąć drugi kredyt.”

Hmmmm, przy takim podejściu i zrozumieniu ekonomii zalecam autorowi trzymanie się pozycji zatrudnionego na pensji tak długo, jak tylko się da. Próba otwarcia biznesu mogłaby się dla niego bardzo źle skończyć.

Napisałem te słowa na gorąco, bo chcę, abyście spojrzeli na własne podejście i sprawdzili, czy przypadkiem nie ma tam takich szkodliwych elementów.  Do samych autorów wywiadu nie mam nic, to jest ich życie, ale czuję się zobowiązany w stosunku do osób odwiedzających ten blog.

Jako odskocznię na zakończenie polecam bardzo ciekawy wywiad, który Krzysztof Rybiński udzielił Dziennikowi. Tam jest kilka wypowiedzi (nie tylko dotyczących kryzysu), które warto przemyśleć

Komentarze (142) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi

W ostatni piątek wieczorem, po zakończeniu warsztatów w Ciechocinku przydarzyła mi się następująca historia:

Planując powrót pociągiem, co nawiasem mówiąc na tej trasie było logicznym rozwiązaniem, podjechałem najpierw do Aleksandrowa Kujawskiego na „stację” PKP, która okazała się być wyjątkowo obskurnym obiektem, pozbawionym jakichkolwiek kiosków, sklepów itp. Aby kupić coś na drogę udałem się do pobliskiego marketu, wybrałem parę drobiazgów i ustawiłem się w powoli poruszającej się kolejce. Przede mną stała schludnie, ale niebogato ubrana kobieta w wieku ok. 55 lat która wyłożyła na taśmę kilka zakupów, między innymi jakąś tanią bonbonierę. Kiedy powoli posuwaliśmy się do kasy pani ta kilkakrotnie brała do ręki jedną z wystawionych obok doniczek z małymi różami, z wahaniem stawiała ją na taśmę i odstawiała z powrotem. Przy samej kasie, kiedy kasjerka zaczęła przeciągać jej zakupy przez skaner nagle powiedziała z lekkim zażenowaniem „proszę odłożyć na bok tę bonbonierę, kupię zamiast niej doniczkę z kwiatami”, na co kasjerka odsunęła pudełko na bok. Dla mnie sytuacja była absurdalna, ktoś, kto nie był menelem ani żebrakiem musiał w Polsce roku 2008 podjąć takie rozstrzygnięcie typu „albo-albo”!!! Natychmiast zapytałem kasjerki ile ta bonboniera kosztuje. Kasjerka na to „osiem siedemdziesiąt dziewięć”, a ta kobieta myśląc że ja chciałem kupić ją dla siebie dodała „jest naprawdę smaczna”. Ja na to „proszę dołożyć tę bonbonierkę do zakupów tej pani a cenę dodać do mojego rachunku”. Obie kobiety na chwilę zbaraniały. Potem ta klientka do mnie „ależ bardzo dziękuję!!”. Ja na to do niej „To ja dziękuję za to, że mogę Pani zrobić mały prezent. Ktoś, kto tak lubi kwiaty zapewne jest też dobrym człowiekiem. Cała przyjemność po mojej stronie :-)” . Na to obie kobiety uśmiech od ucha do ucha, cała reszta kolejki, jakby dotknięta czarodziejską różdżką też nagłe zaczęła się do siebie życzliwie uśmiechać. Ja zapłaciłem za zakupy i udałem się na peron.

Dlaczego opowiedziałem tę historię? Powodów jest kilka:

  • Niezależnie od tego, jak wysoko wywędrowaliśmy na drabinie społecznej i gospodarczej pamiętajmy, że obok nas jest wielu ludzi, którzy z bardzo różnych powodów muszą zmagać się z zupełnie innymi wyzwaniami niż my. Ci ludzie to nie zawsze obiboki, lenie czy margines społeczny. Stojąc potem na peronie zastanawiałem się, że gdybym stosunkowo wcześnie w moim życiu parę decyzji podjął w innym kierunku, to też nie byłbym dziś dobrze opłacanym, podróżującym po świecie  ekspertem, lecz takim dobrym, sympatycznym człowiekiem odkładającym na bok słodycze za osiem siedemdziesiąt dziewięć aby móc kupić sobie doniczkę z kwiatkami. Dlatego też powinniśmy od czasu do czasu mieć nieco dystansu do naszych osiągnięć i okazywać zrozumienie oraz szacunek dla innych, którzy będąc tak samo dobrymi i przyzwoitymi ludźmi jak my podjęli decyzje, które ekonomicznie zatrzymały ich w miejscu. Jeśli ktoś, jak np. Prezydent tego kraju z pogardą wyraża się o współbliźnich, bo „ktoś skończył tylko zawodówkę”, albo „wychował się na podwórku”, to są to relikty postawy z czasów komuny, które należy jak najprędzej wyeliminować z naszej mentalności. W kręgach z pewną klasą takie zachowanie uchodzi za skrajne plebejskie i dyskwalifikuje człowieka. Uważajcie więc na to (pamiętacie, jak kiedyś „odstrzeliłem” kandydata na atrakcyjne stanowisko za pogardliwe odnoszenie się do kelnerki?)
  • Ważne jest, abyśmy już w młodym wieku podejmowali lepsze decyzje, abyśmy nie musieli w okolicach pięćdziesiątki znaleźć się w sytuacji podobnej do tej pani.
  • Wiele osób idąc przez życie ciągnie za sobą (metaforycznie) całkiem spory cień, który przy okazji rzuca na innych ludzi. Moja rada dla wszystkich: chcesz dobrze żyć (w szerokim tego słowa znaczeniu), to rzucaj w życie innych ludzi promień słońca a nie cień!!! Spraw, aby dzięki temu że istniejesz w życiu innych ludzi pojawiał się uśmiech, życzliwość, to poczucie że tak naprawdę jesteśmy częściami tego samego Wszechświata. Czasem, jak w przypadku powyżej, wymaga to tylko odrobiny uwagi i złotych osiem siedemdziesiąt dziewięć. Nie ma więc wykrętów, że to zbyt trudne lub za drogie. Moja dobra rada dla Was drodzy Czytelnicy: praktykujcie taką „bezpodstawną życzliwość”, to zmieni nie tylko życie „beneficjentów”, ale też i Wasze.
Komentarze (73) →
Alex W. Barszczewski, 2008-10-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jesteś jak belka żeliwna czy drewniana?

Zanim zaczniecie zastanawiać się co mi jest i jaki związek te techniczne rozważania mają z tematem blogu, przyjrzyjmy się najpierw, jak zachowują się obie belki poddane obciążeniu.

  • Jeśli przyłożymy zwiększającą się siłę do belki żeliwnej, to nic widocznego nie będzie się działo do momentu, kiedy siła ta przekroczy wytrzymałość elementu który nagle pęknie
  • Jeśli przyłożymy taką samą siłę do belki drewnianej (np. z sosny albo świerku), to w miarę zwiększania obciążenia ten element najpierw zacznie się uginać, potem wyraźnie i głośno trzeszczeć i dopiero na końcu się złamie. W technice mówi się, że drewno ma właściwości ostrzegawcze, to znaczy element z niego wykonany sygnalizuje znaczne przeciążenie odpowiednio wcześnie przed osiągnięciem naprężenia, które go zniszczy.

Ciekawe, że podobnie zachowują się ludzie i niestety wielu z nich wykazuje raczej właściwości żeliwa niż drewna.
Pomińmy tutaj ekstremalny przypadek żony potulnie znoszącej wieloletnie znęcanie się nad nią, aby w którymś momencie niespodziewanie zadźgać go nożem kuchennym :-)
Spójrzmy na częsty przypadek ludzi, którzy bardzo długo tłumią w sobie frustracje związane z pracą, aby w którymś momencie nieodwołalnie i ostatecznie „rzucić papierami”. Zamiast tłumienia frustracji  często występuje też „terapeutyczne” omawianie problemu z niewłaściwymi adresatami, o czym pisałem niedawno, w tym wypadku osoby odpowiedzialne za powstające napięcie też nic o tym nie wiedzą.
Takie zachowanie może być znakiem odczuwanej bezsilności, jest jednak całkowicie kontraproduktywne, bo łatwo stawia nas w sytuacji, kiedy poza szeroko rozumianym „zerwaniem” nie mamy już innych opcji. Dawanie wcześniej wyraźnych sygnałów że coś jest nie tak pozwoliłoby może drugiej stronie na podjęcie właściwych działań, a przynajmniej dialogu. Swiadomie napisałem w poprzednim zdaniu „może”, bo oczywiście nie mamy żadnych gwarancji, że wyłożenie problemu na stół doprowadziłoby do rozwiązania. Zbyt wielu ludzi wokół nas źle znosi konfrontację z rzeczywistością nie odpowiadającą ich obrazowi samego siebie i ma z tym spory problem. Niemniej, jeśli będziemy „cierpieć w milczeniu” aż do przekroczenia granicy drastycznych działań z naszej strony, to pozbawimy się wszelkich szans na rozwiązanie sprawy w istniejącym układzie osobowym. A następny wcale nie będzie wolny od podobnych wyzwań, więc lepiej nauczyć się rozwiązywać je od razu!

Jakie jest moje zalecenie dla Was?

  • Zamiast zaciskać zęby, znosząc i udając na zewnątrz, że wszystko jest w porządku sygnalizujcie w miarę wcześnie,że pewne rzeczy zdecydowanie Wam nie odpowiadają. Ważne jest, aby te sygnały docierały do właściwych odbiorców! Może się oczywiście zdarzyć, że taka otwartość przyśpieszy „koniec”, ale w ten sposób będziecie mieli więcej czasu i zasobów, aby zacząć coś nowego, co będzie Wam lepiej odpowiadało. W wielu wypadkach jednak, jeśli będziecie mieli do czynienia z ludźmi na poziomie może się okazać, że kiedy dowiedzą się oni o problemie (bo nikt nie jest jasnowidzem) da się wypracować z nimi jakieś dobre rozwiązanie bez niepotrzebnych cierpień i konieczności podejmowania drastycznych decyzji. Gra jest warta świeczki!!!
  • Ważne jest, aby nie przesadzić i nie „trzeszczeć” już przy minimalnych obciążeniach, jakie ciągle zdarzają się w życiu. W tym przypadku może do nas przylgnąć etykietka mimozy, a to nie jest korzystne.

Jak zwykle w życiu cała sztuka polega na odpowiednim dobraniu proporcji, niemniej gorąco zachęcam Was do przeanalizowania, czy przypadkiem w życiu zawodowym, albo co gorsza prywatnym nie funkcjonujecie jak ta nieszczęsna belka z żeliwa.

Komentarze (16) →
Alex W. Barszczewski, 2008-09-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Właściwy adresat

Ostatnio zastanawiałem się, jak często ludzie w swojej komunikacji kierują ją do niewłaściwego adresata.
Typowe przypadki to:

  1. pracownik, który ma problemy z przełożonym rozmawia na ten temat (narzekając) z kolegami i rodziną
  2. przełożony, który ma problemy z pracownikiem rozmawia na ten temat (narzekając) z innymi przełożonymi lub rodziną
  3. Kowalska mająca problem z partnerem dyskutuje ten temat (narzekając) z przyjaciółkami, psychoterapeutą lub kochankiem (ciężki błąd, nigdy nie obarczaj kochanka Twoimi problemami z innymi facetami)
  4. Kowalski mający problem z partnerką rozmawia na ten temat z kolegami przy piwie, psychoterapeutą lub kochanką (ciężki błąd, nigdy nie obarczaj kochanki Twoimi problemami z innymi kobietami)

Takie rzeczy ciągle możemy obserwować wokół nas (o ile oczywiście nie żyjemy w kręgu praca-telewizor). Z praktycznego punktu widzenia nie mają one sensu, bo poza chwilową ulgą psychiczną i ewentualnie teoretycznym „zrozumieniem problemu” nie posuwa nas to ani odrobinę dalej.
W powyższych przypadkach znacznie lepsze byłyby następujące rozwiązania:

ad 1) Porozmawiaj otwarcie z przełożonym. Jeśli to nie przyniesie skutku, to zaproponuj wspólną rozmowę z przełożonym tego przełożonego. Jeśli to nie da skutku to zmień pracę albo wewnątrz firmy, albo poza nią
ad 2) Porozmawiaj otwarcie z podwładnym i postaraj się „ubić” z nim jakiś obopólnie korzystny interes (nie używaj „corporate bullshit”!!). Jeśli to nie da trwałego skutku, to pomyśl o wymianie tego podwładnego
ad 3) Porozmawiaj otwarcie z partnerem, jeśli to nie da trwałego rezultatu, a sprawa jest poważniejsza to rozstań się z nim. Twoje ewentualne „męczeństwo” długofalowo nie przysłuży się ani Tobie, ani innym. Jak mówią Niemcy „Lepszy bolesny koniec niż ból bez końca”
ad 4) Porozmawiaj otwarcie z partnerką, jeśli to nie da trwałego rezultatu, a sprawa jest poważniejsza, to rozstań się z nią. „Trwanie” w związku na siłę, lub „dla idei” jest bezsensowne, bo ilość Twoich dni na tej planecie jest policzona. Jak powyżej „Lepiej bolesny koniec, niż ból bez końca”

Gdyby większość ludzi przynajmniej rozważyła powyższe punkty, to zapewne mielibyśmy wokół nas mniej nieszczęśliwych, sfrustrowanych bliźnich. Zanalizujcie, jak to wygląda w Waszym przypadku i w razie czego przemyślcie co można zrobić. Oczywiście działacie na własną odpowiedzialność, więc unikajcie zbyt pochopnych decyzji
Innym wartym uwagi przypadkiem fałszywego adresata jest załatwianie spraw na nieodpowiednim szczeblu. Mamy tutaj dwa przypadki:

  1. Próba załatwienia czegoś na szczeblu, który nie ma kompetencji do podjęcia korzystnej dla nas decyzji
  2. Próba załatwienia czegoś na szczeblu znacznie wyższym niż byłby konieczny

Działanie w tym pierwszym przypadku jest bezsensowne i oznacza marnotrawstwo czasu naszego i tej drugiej osoby
Działanie w przypadku drugim niekoniecznie doprowadzi nas do celu, a prawie na pewno popsuje nam relacje z tymi, których „przeskoczyliśmy” zwracając się wysoko.
Generalna zasada brzmi więc: „Załatwiajmy sprawy na tak niskim szczeblu, jak tylko to jest możliwe, ale nie niżej”

Niezależnie od przekonań religijnych warto też zwrócić uwagę na przykazanie „Nie wzywaj Imienia Bożego nadaremnie”. Czyż to nie jest rozsądny nakaz załatwiania większości spraw na niższych instancjach?

Zapraszam do dyskusji w komentarzach

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2008-09-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Dobrym klientom i partnerom życiowym wstęp wzbroniony!!!

We wtorek jadąc po skończonym szkoleniu zatrzymałem się na chwilę w hipermarkecie „Carrefour” na Bemowie, bo musiałem coś kupić a był to jedyny taki obiekt w drodze do hotelu. „Fachowiec”, który zaprojektował ten sklep (oraz wszyscy, którzy ten projekt zaaprobowali) nie za bardzo przejmował się osobami, które z trudem się poruszają, bo aby wejść na salę należało przejść obok niekończącego się rzędu kas gdyż wejście „inteligentnie” zaprojektowano z jednego boku. Ponieważ trochę się śpieszyłem, sprawdziłem, czy może da się wejść obok bardzo wielu nieobsadzonych kas, ale przejścia były pozamykane. To rozumiem, bo niestety mamy wielu złodziei. Obok kas, przy których czekali klienci też nie chciałem wchodzić, aby nie przeszkadzać, ale wypatrzyłem jedną kasę, przy której nikt nie stał. Uśmiechając się do kasjerki minąłem ją wchodząc do sklepu. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem nieprzyjazne „a pan dokąd??!” Odwróciłem się o zgodnie z prawdą odpowiedziałem „na zakupy :-)”. Pani warknęła na to „tędy nie wolno wchodzić!!!” Tę informację pozwoliłem sobie zignorować, myśląc, że w najgorszym wypadku naśle ona na mnie ochroniarzy :-)

Na co chcę zwrócić uwagę pisząc o tym błahym w gruncie rzeczy zdarzeniu?
Jest kilka aspektów i to z różnych dziedzin życia:

  • Podczas tego incydentu byłem klientem (i to z bardzo dobrej grupy docelowej jeśli chodzi o zarobki), który z gotówką w kieszeni chciał jej część zostawić w sklepie. Normalnie hipermarketowi powinno zależeć na tym, aby maksymalnie mi to wydanie ułatwić – to jest ich biznes. Jeśli zamiast tego klient jest strofowany to jest to wyraźny sygnał, że nie jest tam chętnie widziany i należy z tego wyciągnąć wnioski bojkotując taką firmę. Tutaj widzę, że generalnie „potulność” ludzi w Polsce jest znacznie większa od mojej, bo narzekają, ale dalej korzystają z usług takich przedsiębiorstw. Ja mam osobistą „czarną listę” firm, które nie zobaczą ode mnie nawet złotówki, dla zasady. Pomyślcie, jak szybko poprawiłaby się jakość obsługi klientów, gdyby większość Rodaków była równie niepokorna! :-)
    Wielu ludzi mojej generacji (a więc Waszych rodziców) była wychowywana w duchu biernego przyzwalania na takie lekceważące traktowanie i dla nich jest to prawie normalne. Niebezpieczeństwo polega na tym, że mogliście od nich przejąć sporą część takiej postawy nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Slady tego niestety obserwuję ciągle i ciągle w postępowaniu młodych ludzi z którymi mam do czynienia i gorąco polecam Wam uczciwe przeanalizowanie jak to wygląda u Was. Jeśli znajdziecie w sobie choć ślady tego „pokornego cielęcia, co dwie krowy ssie” to natychmiast wypalcie je ogniem!!! W przeciwieństwie do rodziców żyjecie już w całkiem innych czasach i to co było wtedy elementem strategii przeżycia dziś jest totalnie nieadekwatne i na dłuższą metę szkodliwe.!!
  • Firma „Carrefour” z jednej strony zapewne wydaje mnóstwo pieniędzy na reklamę aby skłonić potencjalnych klientów do wybrania akurat ich hipermarketu, z drugiej utrudnia im zostawienie ich w sklepie. Zostawmy na boku tę sieć, zastanówmy się lepiej, czy w naszych firmach lub działach nie uprawiamy niechcący podobnej „dywersji”. Czy z jednej strony nie mówimy „zależy nam na pieniądzach klienta”, a z drugiej przez różne, często pozornie drobne działania nie zniechęcamy go do wydania ich u nas? Pisałem kiedyś o tym, że klientowi należy ułatwić robienie interesów z nami, ale widzę, że w Polsce należy może zacząć od tego, aby mu tego interesu przynajmniej nie utrudniać. Jeżeli jesteście już managerami (wszystko jedno jakiego szczebla), to proaktywnie sprawdźcie jak to wygląda w obszarach, za które jesteście odpowiedzialni pamiętając, że klient to także klient wewnętrzny. Usunięcie takich ukrytych blokad może znacznie poprawić Wasze wyniki i pomóc dalszej karierze zawodowej.
  • Last but not least przyjrzyjmy się sobie samym. Sprawdźmy, czy przypadkiem nie jest tak, że z jednej strony z dużym wysiłkiem poszukujemy w życiu pewnego rodzaju ludzi, a jednocześnie, poprzez idiotyczne (tak, tak!!) założenia lub zachowania odstraszamy lub zniechęcamy dokładnie osoby tego typu, na którym nam szczególnie zależy. Typowym przykładem, są rzesze młodych mężczyzn, którzy w poszukiwaniu partnerki do różnych ciekawych aktywności (nie tylko seksu, choć ten też jest bardzo ważny) dokonują najpierw dość surowego „odsiewu” według „parametrów” fizycznych kandydatki wypuszczając z ręki mnóstwo sposobności przeżycia czegoś ciekawego i pięknego. Kobiety, zwłaszcza młodsze często też są ofiarą tego zjawiska dobierając partnerów według archaicznych kryteriów przydatności które decydowały o „jakości” mężczyzny w epoce kamienia łupanego :-) Abyście nie pomyśleli, że te słowa pisze jakiś nieomylny „guru”, to śpieszę z informacją, że w młodych latach wcale nie byłem pod tym względem lepszy :-) Jakie karygodne marnotrawstwo okazji!!!!
    Oczywiście u ludzi dojrzałych też zdarza się odstraszanie dokładnie tego, czego szukamy. Typowym przykładem są kobiety, które wywalczyły sobie pozycję zawodową i szukają partnera, który jednocześnie ma być inteligentnym człowiekiem, który coś osiągnął w życiu jak też osobą uczuciową i czułą (tak, tak i takie kombinacje się zdarzają :-)) Problem polega na tym, nie mogą odłożyć swojej „wojowniczości” w życiu prywatnym, co przyciąga najwyżej typy, które też nic innego nie potrafią tylko walczyć i pokazywać kto jest lepszy!! Ci, którzy łączą sukces zawodowy z uczuciowością uciekają gdzie pieprz rośnie słusznie konstatując „mam dość walki w biznesie, w życiu prywatnym potrzebuję harmonii”. Tak miłe Panie sukcesu, przemyślcie to :-)

Zobaczcie ile refleksji może wywołać takie niewinne zdarzenie :-) Prawdą jest, że życie ciągle podsuwa nam jakieś lekcje i warto od czasu do czasu zastanowić się nad nimi.

Komentarze (65) →
Alex W. Barszczewski, 2008-09-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

„Tunelowe życie”

Słyszeliście może taki angielski termin „tunnel vision„, który w pierwotnym znaczeniu oznacza poważne upośledzenie peryferyjnego widzenia. Widzisz wtedy tylko kilka obiektów w centrum pola widzenia, a pozostałe znikają.

Na podstawie tego ukułem sobie termin „tunelowe życie”, które oznacza egzystencję skoncentrowaną na kilku „kluczowych” zagadnieniach, z całkowitym pominięciem wszelkich innych aspektów. Przyszło mi to do głowy, kiedy ostatnio zastanawiając się nad sobą stwierdziłem, że w ostatnich 6-8 miesiącach coraz lepiej i intensywniej zajmuję się coraz mniejszą ilością aktywności zarówno biznesowych i życiowych.

Oczywiście takie postępowanie na polu biznesowym ma całą serię zalet, a życiu prywatnym mogę znaleźć całe mnóstwo racjonalnych argumentów, dlaczego takie nastawienie było u mnie w ostatnich miesiącach konieczne. Nie zmienia to jednak faktu, że oznacza to istotne zubożenie moich doznań (mimo, że bardzo intensywnie delektuję się tymi, które pozostały :-)), bo cierpi na tym ich różnorodność i wielorakość.

Problem rozpoznany, to problem w połowie rozwiązany i już, mówiąc językiem biznesowym, zaczynam alokować czas i zasoby, aby ponownie wprowadzić więcej urozmaicenia tego co i z kim robię. To na pewno bardzo pozytywnie wpłynie na odczuwalną jakość mojego życia, na czym przecież bardzo mi zależy.
Dlaczego piszę o tym na blogu? No cóż, jak już rozpoznałem „tunelitis” u siebie, to rozejrzałem się wokoło i zauważyłem, że bardzo wiele innych ludzi prowadzi podobnie „tunelowe życia”, jak ja w ostatnich miesiącach. Z wielką determinacją (aczkolwiek przy różnorakiej motywacji) wgryzają coraz głębiej w coraz mniejszą ilość „tematów” tracąc z oczu szeroki horyzont. To na pewien czas i w pewnych okolicznościach jest zapewne korzystne, bo pozwala skoncentrować wysiłki i środki, niemniej stosowane zbyt długo prowadzi do tego, że powoli stajemy się maszynami do bardzo dobrego wykonywania określonego zestawu czynności. Nie wiem jak dla Was, ale mnie szkoda jest życia na tak ograniczoną egzystencję.

Ciekawe jakie jest Wasze zdanie na ten temat, bo zagadnienie z pewnością nie należy do czarno-białych, a dokładniejsza analiza może prowadzić do dość radykalnych wniosków :-) Wyzwaniem jest też pogodzenie tej różnorodności z zamiarem bycia „jedynym na liście” w jakiejś opłacalnej i interesującej konkurencji.
Podyskutujmy na ten temat!

PS: „Tunelitis” użyłem zupełnie z przymrużeniem oka. Końcówka -itis oznacza normalnie stan zapalny, a przecież nie mam „zapalenia tunelu” :-)

Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2008-09-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

„Niezdobyta twierdza” cz. 2

Post gościnny Pauliny Biedugnis o „Niezdobytej Twierdzy” cieszył się dużym zainteresowaniem. Tym chętniej zapraszam dziś wszystkich do przeczytania jego drugiej części. Myślę, że będzie to dla Was co najmniej równie interesująca lektura, jak poprzednia.

_________________________________________________________________

Dość teoretycznych analiz, teraz zastanówmy się, co możemy konkretnie zrobić, by poprawić jakość naszego życia w dziedzinie relacji osobistych? Jaką strategię zaaplikować? Wypowiedź tę adresuję do Czytelników, którzy są na etapie szukania swojego miejsca i jeszcze na żadnym zamku na stałe nie osiedli ;)

Proszę o przesianie poniższych wskazówek przez własny krytyczny osąd. Sami wiecie, co jest dla Was najlepsze.

  • Nie czekaj na królewicza/księżniczkę z bajki, który/a zdejmie z Ciebie urok i odmieni Twoje życie. Pracuj nad sobą, rozwijaj się, działaj, próbuj, szukaj, buduj swój świat, poznawaj siebie. Gdy będziesz czuć się w miarę komfortowo sam(a) ze sobą, ktoś interesujący pojawi się w sposób naturalny.
  • Otwórz się, wyjdź ze swojej warownej twierdzy. Rozejrzyj się wokół siebie, nawiązuj różne kontakty , rozmawiaj, słuchaj, szukaj. Bądź miła/y. Na pewno dostrzeżesz wiele ciekawych osób, może znajdą się i potencjalni kandydaci na mężów czy żony ;)
  • Zrzuć maskę księżniczki (czy dzielnego rycerza). Pokaż trochę siebie. Szczerość na dłuższą metę procentuje. Owszem, otwierając się, narażamy się na zranienia. Ale ile tracimy, nie podejmując ryzyka? A tak, może i trochę poboli, ale do wesela się zagoi ;)
  • Uciekaj od wyniosłych, zdystansowanych księżniczek i rycerzy ostentacyjnie obnoszących się ze swoimi trofeami (to pozłacane wydmuszki w średniowiecznym przebraniu). Jest sporo ludzi, którzy nie potrzebują nikomu niczego udowadniać, mają zdrowy ogląd własnej osoby i potrafią się otworzyć na innych, bez robienia komukolwiek łaski.
  • Daj drugą szansę. Nie skreślaj kogoś tylko dlatego, że pierwsze wrażenie było niekorzystne (ono może być bardzo mylne, o czym sama niedawno się przekonałam). Spotkaj się, posłuchaj, korona Ci z głowy nie spadnie, za to możesz być bardzo pozytywnie zaskoczony/a!
  • Odważ się testować. Jeśli uznasz kogoś za interesującego, nie analizuj wszystkich za i przeciw, po prostu daj sobie i tej osobie szansę. Wrzuć na luz, niekoniecznie musi od razu zostać Twoim mężem czy żoną. Jak nie ten/ta, może następny/a (nie zachęcam tu bynajmniej do zmieniania partnerów jak rękawiczek).
  • Ucz się przez praktykę, eksperymentuj. Próbując związków z różnymi ludźmi, dowiesz się, co Ci najbardziej pasuje oraz nauczysz się, jak być z drugim człowiekiem.
  • Przejmij odpowiedzialność za swoje życie. Nie obwiniaj swojego partnera za to, że jest Ci źle. Jak coś Ci nie pasuje, powiedz mu o tym, może uda Wam się znaleźć rozwiązanie. Będzie Wam obojgu nieco łatwiej, jeśli każdy przejmie pełną odpowiedzialność za swoje życie i 50% odpowiedzialności za związek.
  • (szczególnie do dziewczyn) Zachowaj niezależność. Nie zawieszaj się na swoim partnerze jak na wieszaku („niech on zdecyduje”) ani nie oplataj go niczym bluszcz („bo on jest taki cudowny”, „wie najlepiej”, itp.). Miej czas dla siebie i pozwól na to swojemu partnerowi.
  • Jeśli jesteś w związku, dawaj z siebie jak najwięcej, inwestuj w swoją relację. Co jakiś czas pytaj siebie, jak się czujesz przy swoim partnerze i czy Twój związek zamiast stymulować Twój rozwój, przypadkiem go nie hamuje. Miej oczy szeroko otwarte, bo na świecie jest wielu atrakcyjnych potencjalnych partnerów.
  • Naucz się mówić STOP. Jeśli uznasz, że związek nie spełnia Twoich oczekiwań i nie uda Wam się dojść do porozumienia (uważam, że warto walczyć o związek, choć nie za wszelką cenę i nie w nieskończoność), w miarę możliwości, rozstańcie się w sposób kulturalny. Szkoda całkowicie przekreślać tego, co razem zbudowaliście. Życie czasem zaskakuje. Po co palić mosty? Rozstania bywają trudne i bolesne, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;)
  • Zachowaj otwarte opcje. Nie podejmuj decyzji, które wiążą się z poważnymi, długotrwałymi konsekwencjami i z których, w razie, gdybyś zmienił/a zdanie, bardzo trudno będzie Ci się wycofać (dzieci, ślub). Na „dojrzałe decyzje” przyjdzie czas, życie to nie wyścig ;)
  • Zachowaj szeroko pojętą ostrożność i płyń swobodnie z nurtem życia:
    „Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.” (Mark Twain)
  • Słuchaj jednocześnie swojego serca i intelektu. One całkiem nieźle ze sobą współgrają. ;)

Na koniec trzy hasła w luźno-erasmusowym klimacie, które mają zaskakująco uniwersalny charakter. Świat muzyki pop i reklam bywa inspirujący ;)

  • Just do it!
  • Relax, take it easy!
  • Everybody’s free.

Powodzenia, pierś do przodu i do dzieła! ;)

Pozdrawiam serdecznie,
Paulina Biedugnis

P.S. Nie uważam się za eksperta od związków (w tym swoich). Powyższe wskazówki są owocem moich poszukiwań i lektury blogu. Może kogoś zainspirują ;) Proszę je potraktować z przymrużeniem oka i dużą dozą krytycyzmu. Ciekawa jestem, jakimi zasadami Wy kierujecie się w swoim życiu uczuciowym? Zapraszam do dyskusji.

__________________________________________________________________

Paulina Biedugnis ma 24 lata i jest studentką V roku socjologii na UW. Skończyła studia licencjackie w Nauczycielskim Kolegium Języka Francuskiego przy UW (z II specjalnością – nauczanie jęz. angielskiego). Pisze pracę magisterską o coachingu we Francji. Interesuje się ludźmi, coachingiem, psychologią. Uwielbia bieganie, taniec i podróże ;)

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2008-07-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 7 of 12« First...«56789»10...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025