Na początek wyjaśnię Wam moje nastawienie do podawania ludziom numeru własnego telefonu komórkowego.

Generalnie, dość bezproblemowo podaję ten numer wszystkim osobom, które uważam za rozsądne z dwoma tylko zastrzeżeniami:

  1. Nie przekazuj tego numeru dalej bez mojej wyraźnej zgody
  2. Wykaż zrozumienie, że mój telefon może być wyłączony, lub po prostu w danym momencie nie będę chciał/mógł z tobą rozmawiać (ten ostatni punkt nie dotyczy tych klientów, którzy specjalnie płacą za to, że w razie czego zawsze mogą do mnie zadzwonić :-))

Te ustalenia całkowicie wystarczają, czasem wręcz muszę zachęcać innych do zadzwonienia do mnie wieczorem, jeśli mają jakąś pilną sprawę (z zastrzeżeniem opisanym w punkcie 2). Mam zwyczaj chodzić dość późno spać i chętnie rozmawiam też i o takich porach.
Od czasu do czasu zdarza się jednak sytuacja jak wczoraj o północy. Po kilku dniach, kiedy zdecydowanie za długo czytałem przed zaśnięciem postanowiłem wreszcie przestawić sobie czas na bardziej rozsądny rytm dobowy i właśnie zasypiałem, kiedy zadzwonił telefon. Osoba dzwoniąca (znamy się dość powierzchownie)  pozdrowiła mnie i zaczęła coś opowiadać :-) Ja na to uprzejmie zapytałem czy chodzi o sprawę, która jest paląca i nie może poczekać do jutra. Odpowiedź była „nie”. Ja na to „no to zdzwońmy się może jutro rano, jestem akurat na wakacjach i teraz nie jest dobra pora na dalszą rozmowę”. Pożegnaliśmy się krótko i ponownie przyłożyłem głowę do poduszki. Dziesięć minut później znów zadzwonił telefon :-) Ta sama osoba chciała mi tym razem zrobić quiz, czy wiem skąd pochodzi nazwa „Wyspy Kanaryjskie”!!!

Tym razem niezbyt uprzejmie przerwałem i pożegnałem się, po czym niezwłocznie  uruchomiłem w mojej komórce „tajną broń” na takie przypadki (co w ciągu ostatnich 2 lat było konieczne dopiero po raz drugi ). Tą bronią jest specjalny dzwonek, który nagrałem, nazywa się on „120 sekund ciszy” i tak też brzmi :-). Taki dzwonek przyporządkowany konkretnemu numerowi powoduje, że jak ktoś z tegoż numeru próbuje się dodzwonić, to u mnie tylko rozświetla się wyświetlacz, a poza tym jest cisza i spokój :-)

To, co napisałem powyżej jest oczywiście prawdziwym zdarzeniem, ale zastanówmy się nad tym też z metaforycznego punktu widzenia.

  1. Czy każdy z Was ma taki „dzwonek z ciszą”, nie tylko w telefonie ale też i w innych dziedzinach życia, gdzie czasem inni ludzie (znajomi, nieznajomi, rodzina) bez zaproszenia, a nawet wbrew naszej woli próbują aktywnie ingerować w nasze życie?
  2. Czy jesteśmy mili i sympatyczni (co ciągle zalecam), ale kiedy ktoś ignoruje nasze wyraźne „Nie” potrafimy z całą konsekwencją wyegzekwować to co chcemy?
  3. Czy sami mamy mechanizmy zapobiegające temu, abyśmy my nie byli postrzegani jako intruzi kiedy inicjujemy jakąś interakcję?
    Każdy z Was, do którego kiedykolwiek dzwoniłem może np. potwierdzić, że ja dzwoniąc do niego zawsze:
    a) witam rozmówcę
    b) przedstawiam się
    c) pytam „Czy masz chwilę dla mnie?”, chyba że mogę zapytać bardziej precyzyjnie jak na przykład „Czy masz czas na jedno pytanie?”, albo „czy masz 1/3/5/10 minut czasu dla mnie?”. Zwróćcie uwagę, że nie zadaję pytania „czy nie przeszkadzam?” Wyrywając kogoś moim telefonem z tego, co akurat robi prawie zawsze jakoś przeszkadzam, więc nie pytajmy o rzeczy oczywiste :-)
    To dotyczy nie tylko telefonów, lecz też i innych form komunikacji. W jednym z ostatnich, cytowanych już na tym blogu postów Penelope Trunk jasno tłumaczy jak przy pomocy maila wkurzył ją znany autor Tim Ferris :-) Warto przeczytać i zastanowić się!

Polecam każdemu z Was intensywne przemyślenie powyższych pytań i w razie, gdyby odpowiedzi Was nie zadowalały, to przemyślenie co możemy zrobić, aby to zmienić

Zapraszam do dyskusji :-)