Dziś chcę podzielić się z Wami interesującym spostrzeżeniem, które poczyniłem już dość dawno temu, a którego słuszność ciągle potwierdza mi się w życiu. Brzmi ono:

Dopóki postępujesz w miarę zgodnie z samym sobą i w miarę przyzwoicie, to wszystko, co Ci się przydarza dzieje się na Twoją korzyść. I to nawet wtedy, kiedy na pierwszy rzut oka wcale to na korzyść nie wygląda
Te obydwa „w miarę” zamieszczone w powyższym zdaniu uwzględniają fakt, że prawdopodobnie żaden z nas (a już na pewno autor tego postu :-)) nie jest aniołem, lecz zwykłym człowiekiem ze swoimi słabościami różnego rodzaju.

To, co napisałem powyżej to wyłącznie osobista i empiryczna obserwacja, którą potwierdza wiele rozmów, przeprowadzanych na ten temat z wieloma innymi ludźmi.

W moim przypadku, jeśli spojrzę wstecz, to widzę wyraźnie, że różne „nieszczęścia” (byłem zdradzany, porzucany, oszukiwany, okradany itp.) wydarzały się zawsze wtedy, kiedy albo zagalopywałem się w niewłaściwym kierunku, albo chciałem „utrwalić” i ustabilizować sytuację, która z późniejszej perspektywy byłaby dla mnie bardzo niekorzystna.

Najwyraźniej (choć nie tylko) widać to kiedy patrzę na historię moich relacji damsko-męskich. Zaczynając jako biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, zakompleksiony chłopak przeszedłem do mojej dzisiejszej sytuacji baaaardzo długą drogę i przewędrowałem przy okazji dość sporo różnych warstw społecznych. Na każdym z tych etapów miałem oczywiście różne związki, które oprócz wielu przyjemności i lekcji życiowych (bo związek powinien wzbogacać nasze życie, nieprawdaż?) wnosiły ze sobą różne problemy i ostatecznie rozpadały się, czasem w bardzo nieprzyjemny i bolesny dla mnie sposób. Nie muszę opisywać, jak często zadawałem sobie bolesne pytanie „dlaczego akurat mnie musiało się coś takiego wydarzyć”, albo rozpaczałem, że pozornie idealna relacja rozpadała się z powodu „jednej, jedynej” sprawy, której najwyraźniej mimo wielu wysiłków z mojej strony nie dawało się zmienić.

Jak widzę to dzisiaj?
Ładnych kilka lat temu zrobiłem sobie specjalnie taką małą wycieczkę w przeszłość i pojechałem w różne miejsca, w których mieszkałem. Tam wielokrotnie udało mi się nawiązać ponownie kontakt z różnymi „księżniczkami”, dla których wcześniej z różnych powodów nie byłem wystarczająco obiecującym partnerem. Abstrahując od dosłownie kilku ostatnich relacji (które miałem będąc już pewnym i stabilnie stojącym w życiu mężczyzną), cała reszta była szokującym doświadczeniem. Nie będę może na forum publicznym wchodził w szczegóły, wystarczy że powiem, iż gdybym wtedy odniósł „sukces”, to bez wyjątku byłby to poważny błąd życiowy praktycznie uniemożliwiający mi dalszy rozwój i dojście do tego, kim jestem dzisiaj. To brzmi może nieco drastycznie, niemniej jestem przekonany, iż prawie każdy, dla kogo w życiu rozwój osobisty był ważny i kto ma wystarczającą perspektywę czasową do takiego spojrzenia wstecz dojdzie do podobnych wniosków. W tym kontekście wszelkie takie „katastrofy” były szczęśliwym zrządzeniem losu, dającym mi szansę na osiągnięcie czegoś więcej w życiu (w tym też znacznie lepszych związków).

Jeśli chcecie inny dość wyraźny przykład to proszę bardzo. Jako młody człowiek marzyłem o skromnym, ale beztroskim życiu na małym jachcie żaglowym i będąc w Austrii poświęciłem prawie dwa lata mojego życia na budowanie takiej łódki. Mając bardzo niewielkie możliwości zarabiania w którymś momencie splajtowałem kompletnie i straciłem wybudowany kosztem ogromnych wyrzeczeń kadłub. To było wtedy bardzo bolesną katastrofą, ale w rezultacie zabrałem się potem za swój rozwój, co zaowocowało ogromnym wzrostem nie tylko moich możliwości zarabiania pieniędzy, lecz przede wszystkim umiejętności radzenia sobie w życiu i cieszenia się wieloma jego aspektami.

Jaki z tego (i wielu innych przykładów) wniosek? Dla mnie jest to jasna wskazówka, że jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny. Następnym krokiem jest zastanowienie się, jaką właśnie głupotę chciałem popełnić (będąc zazwyczaj zaślepiony co do jej długoterminowych konsekwencji) i co mogę w przyszłości zrobić lepiej.

Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie? Czy moje spostrzeżenia dotyczą tylko ludzi, którzy rozwijają się całe życie?