Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Dwie łodzie i helikopter

Część z Was zna zapewne tę historię człowieka, który utonął w czasie powodzi. Dla pozostałych pozwolę sobie ją przytoczyć (nie udało mi się niestety ustalić jej autora):
Kiedy podczas powodzi wzbierająca woda podeszła pod dom pewnego gospodarza pojawiła się tam też łódź ratunkowa. Mężczyzna ten odesłał ją jednak ze słowami „Nie potrzebuję was, bo Bóg ma mnie w swojej opiece”.

Kilka godzin później, kiedy woda sięgała już do okien pojawiła się druga łódź i podobnie jak pierwsza została ona odesłana z identycznym uzasadnieniem.

Woda szybko wzbierała i w pewnym momencie nasz gospodarz był zmuszony do schronienia się na dachu. Kiedy tak siedział na jego szczycie w oddali pojawił się helikopter, który podleciał bliżej i załoga spuściła w dół linę, po której mężczyzna ten mógł wciągnąć się na górę. Ten jednak odmówił z uzasadnieniem „Nic mi się nie stanie, Bóg ma mnie w swojej opiece”. Helikopter odleciał, woda nadal wzbierała i nasz bohater utonął.

W Niebie, jeszcze mokry od wody, rozczarowany i zły trafił w końcu przed oblicze Boga i zaczął na niego krzyczeć: „Dlaczego tak mnie zawiodłeś, ja w Ciebie wierzyłem a Ty pozwoliłeś mi utonąć!!!” . Bóg na to: „Odczep się ode mnie, wysłałem ci przecież dwie łodzie i helikopter!”

Całe szczęście, że rzadko w życiu stoimy wobec sytuacji wymagających nadprzyrodzonej mocy aby nas uratować. Znacznie częściej tkwimy na życiowej mieliźnie (zawodowej, prywatnej, czy zdrowotnej) i albo przeoczamy, albo bezmyślnie odsyłamy łodzie, które (Bóg, Kosmos, Los, inni ludzie – w zależności od przekonań) przysyłają nam, aby nas z niej uwolnić.

Sam, odkąd tylko trochę lepiej mi się powodzi (a to już ładny kawałek czasu) zawsze chętnie podsyłałem różnym ludziom takie „pływadła” i bardzo często muszę się dziwić, co wyprawiają oni z takimi możliwościami. Stosunkowo niewielki odsetek robi z tego właściwy użytek, resztę reakcji można podzielić na trzy następujące kategorie:

  • nieufność – ktoś podstawia Ci łódź, na której, metaforycznie mówiąc, możesz odpłynąć z beznadziei w której tkwisz, a ty dopatrujesz się w niej podstępu i próby oszustwa. Takich zachować doświadczałem zarówno ze strony jednostek, jak i całych grup. Np. kiedy kilka lat temu wystartowałem z inicjatywą, w której niezamożni modelarze mogli w systemie honorowym wypożyczać, albo nawet dostać potrzebny sprzęt, który kupiłem za własne pieniądze to sporo zainteresowanych patrzyło na mnie ogromną podejrzliwością prawie wołając „a kysz, to musi być jakaś siła nieczysta” :-)
  • niezauważenie – tak, tak, sporo ludzi nie zauważa pojawiających się w życiu szans tylko dlatego, bo wyglądają one często nieco inaczej niż w serialach telewizyjnych, bądź powszechnych wyobrażeniach!! Nie popełniajcie takiego błędu jak Luke Skywalker, który szukając mistrza Jedi zlekceważył Yodę tylko dlatego, bo ten ostatni nie odpowiadał jego wyobrażeniom jak taki mistrz powinien wyglądać
  • niewykorzystanie – czasem łódź, która komuś podsyłasz nie jest najwygodniejsza, czasem chybotliwa, często trzeba samemu trochę powiosłować. To jest wystarczającą wymówką dla wielu osób, które może w głębi ducha oczekują na luksusowy jacht zapominając, że najważniejsze jest odbicie się od niedobrego brzegu i wprowadzenie spraw w ruch. Są nawet ludzie, którzy dostając do dyspozycji całkiem wygodny pojazd zużywają czas i energię na wyszukiwanie w nim wad, zamiast po prostu wystartować. przykładów na to też można by mnożyć….

Drogi Czytelniku, potraktuj ten post jako pewną inspirację do przemyśleń na temat Twojego postępowania w takich sprawach. Może dojdziesz do wniosków, które będą dla Ciebie wartościowe……

PS: Abyśmy uniknęli mylnego wrażenia o autorze sparafrazujmy najpierw: „Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie odesłał żadnej łodzi” :-)

Ja tam niczym rzucać nie będę :-)

Komentarze (46) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Dla przyjaciół z HR, Motywacja i zarządzanie, Rozwój osobisty i kariera

Młodzi ludzie w pracy

Ostatnio dyskutowałem na powyższy temat z wieloma managerami i może moje obserwacje oraz przemyślenia będą przydatne też dla kogoś z Was.
Patrząc na młodych pracowników (mniej więcej do trzydziestki) widać dość wyraźnie, że dzielą się oni na co najmniej 3 różniące się od siebie grupy, przy czym granica między nimi, choć nieostra, często jest odbiciem ich wieku i momentu startu w karierze zawodowej. Te grupy to:

„Szczęściarze”, którym udało się jeszcze kupić mieszkanie, zanim ceny nie poszły w górę tak bardzo, że stało się to niemożliwe, nawet na bardzo długoterminowy kredyt. Są to na ogół osoby, które zaczynały pracę stosunkowo dawno, w międzyczasie często mają własne rodziny i dzieci. Ich typowa hierarchia priorytetów w pracy to:

  • stabilność miejsca pracy i związana z tym pewność przychodów – nad głową wisi spory kredyt i niespłacanie rat mogłoby skończyć się nie tylko utratą wymarzonego mieszkania, ale też załamaniem się pewnej koncepcji życiowej i „obciachem” wśród znajomych i dalszej rodziny. Dodatkowo fakt posiadania dzieci znacznie podnosi wymagania co do ewentualnego lokum zastępczego, więc byłaby to spora katastrofa.
  • wysokość zarobków – duży kredyt bardzo ciąży na budżecie, do tego dochodzą często koszty związane z posiadaniem dzieci, a człowiek chętnie skorzystałby z młodości zamiast być tylko wyrobnikiem pracującym na spłatę rachunków
  • atmosfera w miejscu pracy
  • możliwości rozwoju zawodowego – na który z powodu innych obowiązków jest coraz mniej czasu i …. ochoty

Tacy pracownicy są stosunkowo wygodni do prowadzenia, silnie rozwinięta pierwsza potrzeba i dodatkowa odpowiedzialność powodują, że musiałoby stać się coś naprawdę poważnego, aby podjęli oni decyzję o zmianie pracy, znosząc cierpliwie ograniczenia w możliwościach dalszego rozwoju a nawet atmosferze w firmie. Ich sytuacja może stać się krytyczna w wypadku znaczącego podniesienia stóp procentowych, większość z nich ma pożyczki o zmiennej stopie oprocentowania, a to silnie podniesie raty wieloletnich kredytów hipotecznych. Wtedy może okazać się, że pensji nie wystarcza nawet na spłatę kredytu i jeśli jako manager nie będziesz mógł poważnie podnieść im wynagrodzenia to zdesperowane osoby pojadą nawet „na zmywak”, byle tylko nie dopuścić do katastrofy związanej z utratą wymarzonego mieszkania. Na to długoterminowo trzeba wziąć poprawkę.

„Pechowcy”, którzy w chwili obecnej nie mają realnych szans na kupno mieszkania. Ci ludzie dzielą się znowu na dwie podgrupy :-)

Podgrupa pierwsza to ci, którym zależy na osiągnięciu czegoś w życiu, a wobec niemożności „osiągnięcia” własnego mieszkania zwrócili się ku innym celom życiowym. Paradoksalnie niemożność kupienia własnej nieruchomości może okazać się dla nich ogromnym błogosławieństwem, bo powstrzymuje przed wczesnym zakładaniem rodziny i uwalnia bardzo duże rezerwy czasu i energii, które można wykorzystać na własny rozwój. Tutaj mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem, które opisywał Guy Kawasaki tłumacząc przyczyny sukcesu Silicon Valley

Interesujący w kontekście naszych przemyśleń jest cytat:

„High housing prices. If houses are cheap, it means that young people can buy housing sooner and have kids. When they have kids, they can’t take as much risk and don’t have as much energy to start companies. (I have four kids—I barely have the time and energy to blog, much less start a company.)„

Ci młodzi (bo przeważnie są to młodsze roczniki) wiedzą to (lub przynajmniej czują intuicyjnie) i „dodają gazu”, aby zmieniając reguły gry nie gonić tych „ustabilizowanych” (co byłoby dość beznadziejnym przedsięwzięciem), lecz po prostu przeskoczyć ich przy najbliższej nadarzającej się okazji. Prawdziwej Silicon Valley raczej w Polsce nie stworzymy, ale prawie na pewno powstanie i u nas kasta niezależnych, mobilnych i bardzo wysoko opłacanych specjalistów (albo i generalistów) na których inni będą patrzeć i mówić „ale im się udało” :-) Takich młodych ludzi widzę już w Polsce, choć czasem jeszcze nie wiedzą jaki naprawdę drzemie w nich potencjał. Tym wszystkim mówię przy okazji: „Jestem waszym człowiekiem! Co mogę dla Was zrobić?”

Wracając do ich priorytetów, to wyglądają one następująco:

  • możliwość rozwoju osobistego i zawodowego – najważniejsza sprawa z wszystkich, osoby te mają świadomość tego, że jest to fundament do bardzo, bardzo wielu rzeczy, od znalezienia właściwego partnera życiowego, po ciekawą i bardzo dobrze płatną pracę
  • ciekawe zajęcia – zdolność znoszenia nudy i szarości jest w całym tym młodym (20-25 lat) pokoleniu znacznie mniejsza niż u poprzednich i dobrze że tak jest :-)
  • dobra atmosfera w miejscu pracy
  • długo nic …… :-)
  • pieniądze – brak poważniejszych stałych zobowiązań i częste jeszcze mieszkanie w domu rodzinnym nie tworzą presji w tym kierunku. Nie oznacza to, że są one całkiem nieważne, po prostu przeważa nastawienie „najpierw nauczę się wnosić dużą wartość na rynek, potem będę kasował naprawdę duże pieniądze”

Jak widać z powyższego, takimi ludźmi trzeba zarządzać całkiem inaczej niż pierwszą grupą (nie mówiąc już o tej, o której zaraz napiszę) i bardzo wiele firm nie ma o tym zielonego pojęcia. W dobie walki o talenty jest to poważne upośledzenie i dlatego zalecam każdemu managerowi uczciwe przeanalizowanie, jak wyglądają jego umiejętności w tym aspekcie. Możemy też na ten temat podyskutować, bo zobaczycie, za parę lat będzie to w wielu branżach być albo nie być w gospodarce.
Podgrupa druga to równie młodzi ludzie jak ci z tej poprzedniej, niemniej o innym nastawieniu do życia. Mam z takimi osobami stosunkowo mały kontakt, niemniej ich podstawowe priorytety są dość wyraźne:

  • jak najwięcej zarobić, przy jak najmniejszym zaangażowaniu w to, co robią. Najczęściej traktują swoje zajęcie jak pracę w fabryce od 9 do 17, bez głębszej refleksji nad tym co robią i jaki jest tego sens w szerszej perspektywie. W myśl zasady: „Kierownik kazał, to robimy”
  • zdolność znoszenia nudy i szarości jest równie niska jak u kolegów z grupy opisanej powyżej co przy braku własnego rozwoju prowadzi do potężnych frustracji (poczytajcie sobie niektóre blogi :-))
  • rozrywka i zabawa „tu i teraz” bez patrzenia na długofalowe konsekwencje jest bardzo ważna

Dla managera tacy pracownicy stanowią poważny problem, bo z tego rodzaju ekipą trudno jest cokolwiek poważniejszego zrobić. Ci ludzie uciekną, kiedy tylko ktoś zaproponuje im trochę więcej pieniędzy, nieważne jakie inne zalety ma Twoja firma i jakie perspektywy otwiera przed zaangażowanymi pracownikami.
Długoterminowo warto eliminować takie (zaraźliwe!) przypadki z twojego teamu, inaczej Twoja jakość życia będzie niepotrzebnie cierpieć.Wyniki firmy też!

Członkom tej ostatniej podgrupy, jeśli czytają te słowa, chcę przypomnieć stare, chyba japońskie przysłowie, które mówi:

„Fala przypływu unosi wszystkie łodzie”

Większość z Was niezależnie od podejmowanych decyzji unosi się na fali dobrej koniunktury, którą mamy od co najmniej 5 lat. Ryzykowne kredyty, brak troski o własną pozycję na rynku pracy itp. nie stanowią problemu dopóki jesteśmy w jadącej do góry windzie ogólnego wzrostu gospodarki. Tak nie będzie zawsze, czy nam się to podoba czy nie, czekają nas też odwrotne cykle, a wtedy nieprzygotowani na to obudzą się z przysłowiową ręką w nocniku, a jego zawartość będzie bardzo nieprzyjemna.

Ktoś, kto nie przeżył minirecesji mającej miejsce około roku 2000 nie zna z własnej praktyki, jak to jest na rynku pracy kiedy mamy wiele osób goniących za śladową ilością ofert. To nie jest miła sytuacja! Jeśli ktokolwiek z Was chce podjąć odpowiednie działania zapobiegawcze, to też jestem otwarty na rozmowę. Sam mam niemałe doświadczenie w podejmowaniu nierozsądnych decyzji i wychodzeniu z problemów przez nie spowodowanych :-)

Powyższe spostrzeżenia stanowią naturalnie duże uproszczenie zagadnienia, prawdopodobnie istnieją też pracownicy o cechach stanowiących mieszankę tych grup, jak i też tacy, którzy do żadnej nie pasują. Z tego musimy sobie zdawać sprawę, niemniej mamy teraz pewną podstawę do dyskusji, a Czytelnicy do przemyśleń o swojej sytuacji.

Zapraszam do rozmowy w komentarzach, a jeśli uważacie cały temat za wartościowy to polećcie ten post innym

Komentarze (84) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Przetestuj Twoje marzenia cz. 2

Po dość intensywnej dyskusji o konieczności testowania naszych marzeń (przynajmniej jeśli ich realizacja wymaga dużych poświęceń) postanowiłem napisać Wam o moim wielkim marzeniu, które miało decydujący wpływ na całe moje dorosłe życie i którego zbyt desperacka realizacja o mało nie pozbawiła mnie bardzo wielu możliwości.

Kiedy miałem 20 lat po raz pierwszy spędziłem wakacje na Mazurach i niezwykle spodobało mi się żeglowanie i cały styl życia z tym związany. Zdałem egzamin na patent sternika i dzięki temu każdego lata, prawie bez pieniędzy (za to z moją przyjaciółką :-)) jechaliśmy pociągiem przez całą Polskę, tam „załapywałem się” jako prowadzący różne rejsy (wtedy rzeczywiście trzeba było mieć patent, a takich ludzi było mało), a po dwóch miesiącach, wypoczęci, opaleni i czasem z nieco większą gotówką wracaliśmy na uczelnię.

Takie luźne, pełne doczesnych radości życie spodobało mi się tak bardzo, że zapragnąłem, aby robić to nie przez 2 miesiące na Mazurach, lecz cały rok w jakiś ciepłych krajach. W ówczesnej Polsce (druga połowa lat siedemdziesiątych) było to dla biednego studenta, którym byłem tak samo realne, jak dziś wycieczka w przestrzeń kosmiczną dla większości z Was. Ta idea opanowała mnie dość dokładnie i wpłynęła na to, że zacząłem intensywnie uczyć się języków oraz uświadomiłem sobie, że przede wszystkim muszę wyjechać z tego kraju. Było to całkowicie odmienne od postępowania większości moich kolegów ze studiów zajętych zakładaniem rodziny, kupowaniem na kredyt M2 i „maluchów” (dla młodszych Czytelników: Fiat 126p -w latach 70-tych marzenie większości Polaków). Wszyscy pukali się wtedy w głowę, a dziś patrząc na wielu moich rówieśników jestem bardzo zadowolony z mojego „braku rozsądku i realizmu”, który wtedy wykazywałem.

Moje marzenie spowodowało, że w 1981 roku z dużym wysiłkiem udało mi się razem z moją dziewczyną wyjechać z kraju. Nie muszę chyba wspominać, że to ja byłem siłą napędową tego kroku :-)

Wylądowanie na Zachodzie oznaczało wtedy znacznie większy skok cywilizacyjny i gospodarczy, niż dziś np. emigracja do Irlandii, też w sensie ekonomicznym. Większość młodych par, które opuściły wtedy Polską zabrała się ochoczo do znalezienia jakiejś stałej pracy (według lokalnych standardów dość kiepsko opłacanej) i oczywiście spłodzenia potomstwa. Pokusa była duża („no przecież wszyscy tak robią i tak trzeba”, „jak nie teraz to kiedy”), niemniej moje marzenie i wychowywanie małych dzieci nie bardzo szły ze sobą w parze. Zamiast tego, będąc biedny jak przysłowiowa mysz kościelna zacząłem budować mały (6,4 m długości) jacht z drewna, chcąc pływać nim choćby na Morzu Śródziemnym. Dwa lata wielkich wyrzeczeń i pracy od rana do nocy doprowadziły do zbudowania surowego kadłuba i …. całkowitej plajty finansowej (utrzymywałem się wtedy ze sprzedaży gazet i naprawiania samochodów „na czarno”!!!) W rezultacie straciłem to, co zbudowałem i mogłem zacząć od zera. To był krytyczny punkt w moim życiu. Mogłem postawić na jedną kartę, „być prawdziwym mężczyzną”, jakoś dokończyć budowę, przetransportować moje „dzieło” nad morze i zacząć na tej mizernej łupinie życie żeglarskiego włóczęgi, z całym zapasem kompleksów i ignorancji w sprawach życiowych, które wtedy miałem. W obliczu moich późniejszych doświadczeń z życiem na jachcie (o czym napiszę poniżej) byłaby to bardzo kiepska decyzja, na szczęście zabrakło mi wtedy konsekwencji i odpuściłem sobie (inaczej wylądowałbym w niezłym lejku :-)) Zamiast tego postanowiłem zapomnieć całą sprawę i postawić się na nogi ekonomicznie i popracować nad moim niezwykle kiepskim poczuciem własnej wartości.
Ładnych kilka lat później, już jako właściciel małej firmy IT wróciłem do tego marzenia i w którymś momencie tak ustawiłem firmę, aby funkcjonowała beze mnie (nie było jeszcze wtedy internetu) zabrałem moją kobietą i pojechałem na miesiąc na Florydę pożeglować sobie. To było jak dawka prochów dla byłego narkomana :-) Słońce, plaże, szmaragdowa woda, luz i to wszystko za względnie niewielkie pieniądze!!!

Marzenie odżyło i w rezultacie, aby mieć więcej czasu rozstałem się z branżą IT i zacząłem karierę trenera, co pozwoliło mi znacznie elastyczniej planować mój kalendarz (swoją drogą to ciekawe jak na podstawie błędnych przesłanek dochodzimy czasem do idealnych rozwiązań :-)) Jednocześnie zacząłem myśleć o stworzeniu pasywnych dochodów, aby móc „na zawsze” odbić od cywilizacji i spokojnie sobie żeglować. W międzyczasie kupiłem całkiem przyzwoity jacht (używany nie kosztuje tak wiele jak wiesz gdzie i jak kupować) i zacząłem całe zimy spędzać nad Zatoką Meksykańską. Planowo około roku 2000 powinienem być w stanie zrealizować w 100% moje młodzieńcze marzenie. Do tego nie doszło, bo po w sumie 2 latach spędzonych w niemal idyllicznych warunkach na pokładzie, ten styl życia ……… po prostu mi się znudził. Niewiarygodne, ale prawdziwe!! I to mimo, iż nie brakowało mi tam ciekawych przeżyć i ludzi!!

W którymś momencie, mieszkając wśród wysp zacząłem hobbystycznie doradzać lokalnym małym biznesom i wtedy stwierdziłem, że równie dobrze mogę to znowu robić w Europie dla dużych koncernów, biorąc udział w znaczących przedsięwzięciach. Całe szczęście, że jak zwykle w życiu stosowałem strategie utrzymywania sobie otwartych opcji i resztę historii już znacie. Dziś wolę spędzać zimy mieszkając w hotelu na Kanarach, bo mam możliwość intensywnej pracy koncepcyjnej (prąd w nieograniczonych ilościach, internet, nie trzeba codziennie studiować prognozy pogody itp.), choć ostatnio stwierdziłem, że i tam trzymiesięczna przerwa w tym, co bardzo lubię robić (treningi, coaching) jest za długa i od tego roku będę opuszczał Europę „na raty”

Takimi to pokrętnymi drogami czasem dochodzimy do rzeczy, które naprawdę sprawiają nam przyjemność i które gotowi jesteśmy robić bardzo długo. Moje wielkie (i w końcu jak się okazało chybione) marzenie wielokrotnie prowadziło mnie we właściwym kierunku pozwalając ominąć różne rafy życiowe, ale co najmniej raz na trwale unieszczęśliwiłoby mnie, gdybym nie testując go postawił wszystko na jedną kartę aby je zrealizować.

W życiu spotykam często sfrustrowanych czterdziesto- i piećdziesięciolatków, którzy właśnie tak postąpili (w różnych dziedzinach), aby potem z żalem stwierdzić, że przecież nie o to im chodziło. Nie sprawdzili tego przed zainwestowaniem dużej części ich życia.

Większość z Was jest w znacznie młodszym wieku i jeśli ta osobista historia przyda się choć jednemu z Was, to warto było ją napisać (czego zazwyczaj nie lubię robić).

Życzę Wam pięknych marzeń i realizacji tych, które pasują do Waszych potrzeb.

Komentarze (48) →
Alex W. Barszczewski, 2007-08-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o odpowiedzialności

Dziś natknąłem się na ciekawą wypowiedź, która ładnie uzupełnia naszą dyskusję na temat odpowiedzialności. Pozwolę sobie zacytować ją w oryginale:

„….. part of being responsible for your life is also taking responsibility of your enjoyment of life. If you are not enjoying your life do not blame it on someone else.”
Heidi Roisen

Jak to wygląda w naszym życiu? Traktujemy ten rodzaj odpowiedzialności równie poważnie jak i pozostałe? Rzeczywiście przejęliśmy osobistą odpowiedzialność za naszą radość życia, czy też czekamy aż zadba o to ktoś, lub coś z zewnątrz?

Na te pytania naprawdę warto uczciwie odpowiedzieć samemu sobie, nawet jeśli to co sobie powiemy nie bardzo będzie się nam podobało.

Kiedyś dawno temu sam popełniałem w życiu obydwa poważne błędy:

  • nie rozumiałem, że zadbanie o przyjemność z życia jest równie ważne jak inne obowiązki, które wziąłem na siebie (kontrowersyjne, nieprawdaż?)
  • winiłem za brak radości życia okoliczności i czynniki zewnętrzne (to zdaje się być dość rozpowszechnioną przypadłością)

Dopiero po rozpoznaniu problemu i podjęciu konkretnych działań naprawczych jakość mojego życia zaczęła podnosić się w bardzo szybkim tempie i tak już zostało do dzisiaj :-)

Życzę Wam owocnych przemyśleń!

Komentarze (30) →
Alex W. Barszczewski, 2007-08-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Przetestuj Twoje marzenia

Ten post tylko pozornie zbliżony jest do wypowiedzi „Czy już posmakowałeś Twoich marzeń„, na który to temat dość intensywnie dyskutowaliśmy. W tamtym wątku chodziło głównie o to, aby doświadczyć własnego maksimum zadowolenia i przyjemności z życia „tu i teraz” i w tenże sposób uzyskać bardzo cenny punkt odniesienia do oceniania innych naszych działań.
Dziś zajmujemy się całkiem innym aspektem, a mianowicie faktem, że wielu z nas z dużą determinacją dąży do realizacji pewnych długoterminowych wizji ( w znaczeniu stylu życia, czy też rodzaju pracy zawodowej) mając przy tym bardzo niewielkie pojęcie o tym, jak naprawdę będzie to wyglądało, jeśli do tego celu dotrą. To jest mocno powiedziane, niemniej wielokrotnie zdarza mi się rozmawiać z rozczarowanymi pracownikami różnych specjalności, przedsiębiorcami, rodzicami, małżonkami, którzy po latach poświęceń i wysiłku stwierdzali ” to nie tak miało być”. Najgorsze, jeśli taka wypowiedź ma miejsce w momencie, kiedy za względu na wiek, podjęte zobowiązania (finansowe, dzieci itp.) ewentualna zmiana kursu byłaby bardzo trudna, bądź wręcz niemożliwa, nawet, jeśli dana jednostka jest głęboko sfrustrowana swoim dotychczasowym życiem. To taki typowy przypadek dolnej części tego lejka, o którym już rozmawialiśmy.
Teraz oczywiście mamy dylemat, bo z jednej strony osiągnięcie wielu ambitnych celów życiowych wymaga poświęcenia im przez dłuższy okres czasu wielkiej ilości czasu i energii (wszystko kosztem innych opcji), z drugiej, jak już wspomniałem, często podejmujemy takie brzemienne w skutkach decyzje opierając się jedynie na naszych spekulacjach, wyidealizowanych marzeniach, czy też wypowiedziach osób nie będących dobrymi, kompetentnymi doradcami. Co w takiej sytuacji zrobić? Jak zwykle w życiu nie ma zapewne jednej, „słusznej” dla wszystkich odpowiedzi, lecz myślę, że z czystym sumieniem mogę dać Wam kilka wskazówek, które jak zwykle możecie zastosować, zmodyfikować, bądź kompletnie zignorować:

  • Bądźcie bardzo ostrożni i niezwykle niechętnie podejmujcie te poważne decyzje życiowe, z których konsekwencji trudno będzie się Wam wycofać. I to niezależnie od tego, jak bardzo podoba Wam się chwilowa teraźniejszość i na ile inni ludzie będą Wam szermować argumentami o „przejęciu odpowiedzialności za kogoś”, „powinnościach”, „byciu dorosłym” czy jakimikolwiek innymi. innych. Pamiętajcie, że życie to długoterminowa zabawa i bardzo trudno jest nam (nie ograniczając się z góry w dużym stopniu) przewidzieć, jakie potrzeby i zainteresowania będziemy mieli za 5-10 lat, o dłuższych okresach nie mówiąc. Coś, co na podstawie powierzchownego wrażenia dziś zdaje nam się marzeniem, może 10 lat później okazać się frustrującą rutyną bez przyszłości. To samo może dotyczyć ludzi, z którymi przebywamy. Różne osoby rozwijają się w różnym tempie i w różnych kierunkach, jeśli zamkniemy oczy na ten oczywisty fakt, to mamy zaprogramowane późniejsze kłopoty. Zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania w świetle przekonań wielu ludzi i tego co „się zazwyczaj robi” mogą brzmieć co najmniej kontrowersyjnie, ale jak to ktoś kiedyś powiedział „robisz to co wszyscy – masz rezultaty podobne do nich”.
    Każdy powinien robić tak, jak uważa, ja osobiście staram się nie wchodzić tam, dokąd prowadzi śliska i stroma rampa w dół, a gdzie nie ma drzwi z napisem „exit” i z perspektywy lat jakoś dobrze na tym wychodzę :-)
  • Jeżeli już koniecznie chcecie podejmować takie ostateczne decyzje, to koniecznie przetestujcie jak będzie Wam się podobał rezultat końcowy. To w przypadku niektórych zawodów może okazać się trudne (np. jak być przez 3 miesiące lekarzem „na próbę”), w takich wypadkach postarajcie się przynajmniej zdobyć uczciwe informacje jak to jest i to zarówno od osób praktykujących daną profesję, jak też ich najbliższego otoczenia. Czasem można przez pewien czas potowarzyszyć takiemu człowiekowi w jego działaniu, jak masz oczy szeroko otwarte, to zobaczysz wystarczająco dużo.
  • W przypadku relacji międzyludzkich sprawa jest prostsza, bo w dzisiejszych czasach nikt nie jest zmuszony do zobowiązywania się na całe życie całkowicie „w ciemno”. Na ogół można przeprowadzić intensywną „jadę próbną” z potencjalnym partnerem i nie mam tu na myśli tylko tygodniowych wakacji i dobrego seksu (co dla większości z nas jest bardzo ważne). Raczej chodzi o faktyczne przebywanie ze sobą przez dłuższy okres czasu, najlepiej 24/7 i wspólne podejmowanie różnych przedsięwzięć. Po czymś takim, bogatsi o obserwacje możemy podejmować nieco bardziej wyedukowane decyzje, czy na pewno chcemy być z tą osobą i na takich zasadach :-) To oczywiście nie ma zastosowania do przypadków, kiedy ktoś „wymarzy” sobie konkretnego partnera (nie znając go bliżej), potem go „zdobywa” a na końcu jest wdzięczny, że ta osoba wybrała jego. Na ten ostatni temat porozmawiamy sobie kiedyś indziej.
  • Powyższe rozważania z „jazdą próbną” dotyczą też długofalowych planów, na nieco późniejszy okres życia. Jak już wspomniałem w poprzednim poście znam wielu aktywnych managerów, którzy np. marzą o prowadzeniu małego, własnego hoteliku, restauracji, gospodarstwie agroturystycznym, czy wręcz zaszyciu się w „dzikiej głuszy” i całkowitym spokoju. Patrząc na ludzi, których umysł wytrenowany jest w rozwiązywaniu kompleksowych zadań sporego kalibru z jednej strony, a mniej znane szerokiemu ogółowi realia hotelarstwa czy gastronomi z drugiej jakoś czarno to widzę. Koniecznie trzeba przekonać się jak to jest zanim podejmie się daleko idące decyzje i to najlepiej osobiście, z pierwszej ręki.

W następnym poście napiszę, jak mogłaby się skończyć realizacja „za wszelką ceną” jednego z moich największych marzeń życiowych (które po odłożeniu go na półkę, później bez trudu osiągnąłem i w międzyczasie znudziło mi się ono :-))

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nasze marzenia

Gdyby wszystko było możliwe, to co chciałbyś robić za 7 lat?
Takie pytanie zadaję od dawna bardzo wielu młodym, wykształconym ludziom, z którymi miałem możliwość porozmawiania przy różnych okazjach.
W ciągu tych lat otrzymywałem zróżnicowane odpowiedzi, choć generalnie można w nich dopatrzeć się kilku trendów, o których warto powiedzieć:

  • znakomita większość pytanych ma niezwykle mgliste wyobrażenie, o swoich pragnieniach. Najczęściej powtarzane odpowiedzi to „mieć własne mieszkanie, założyć rodzinę i mieć lepszą pracę„, przy czym zapytanie o bliższe szczegóły (np. w jakim kraju ma być to mieszkanie i dlaczego akurat tam) prowadzi do dość zunifikowanych odpowiedzi typu „w Polsce, bo przecież to mój kraj„. Tak samo pytanie „po co ci dzieci” wywoływało często konsternację „jak to po co????” :-)
  • większość ludzi na jednoznaczne pytanie „co chcesz robić” odpowiadała jakie przedmioty materialne chcieliby posiadać!! Pojawia się pytanie, czy ich umiejętność doznawania uzależnione jest od tego, kto ma tytuł własności???
  • spora część zapytanych pozostawała „realistami” „marząc” o stosunkowo nieznacznym poprawieniu swojej aktualnej sytuacji życiowej: „trochę więcej zarabiać, mieć trochę lepszego szefa” i to było wszystko!!!. To z mojego punktu widzenia jest bardzo smutne, bo oznacza, iż takim osobom wyamputowano marzenia!!
  • część odpowiedzi dotyczyła posiadania dużej sumy pieniędzy (przy czym „duża” było pojęciem względnym). Na pytanie o szczegóły, co chcieliby z tymi pieniędzmi robić często otrzymywałem odpowiedź „wydawać” :-) Jak myślicie, jak długo wydawanie pieniędzy może zastąpić prawdziwe zadowolenie w życiu?
  • słuchając wielu marzeń nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za parę lat będziemy mieli w Polsce wysyp małych restauracji, hoteli i gospodarstw agroturystycznych prowadzonych przez byłych managerów. Czy Ci ludzie zdają sobie sprawę „jak to się je”?
  • część zapytanych przyznała, że nigdy poważnie się nad czymś takim nie zastanawiała, żyjąc z dnia na dzień i po prostu reagując na to, co przynosi życie. To też wygląda na objaw wewnętrznej rezygnacji, nieprawdaż?

Jak, drogi Czytelniku, brzmi Twoja odpowiedź na pytanie postawione na samym początku?
Naturalnie nie musisz pisać tutaj swojej odpowiedzi, niemniej zastanów się nad tym pytaniem przynajmniej dla samego siebie. Odpowiedź wcale nie musi być precyzyjna (zbyt duża precyzja przy tak sporym okresie czasu może ograniczać naszą zdolność postrzegania innych sposobności), ale bądź świadom, o czym tak naprawdę marzysz. Może osiągnięcie tego wcale nie jest takie trudne jak uważasz.
Jeśli nie marzysz o niczym, to zastanów się skąd się wzięło Twoje nastawienie i jaką cenę możesz za to zapłacić (podpowiem – ludzie bez marzeń często dają się zredukować przez bliźnich do roli mrówek robotnic, czego naprawdę nikomu nie życzę)
Jeśli interesuje Was, jaka była moja odpowiedź, kiedy po raz pierwszy zadałem sobie to pytanie (ok. 1995) to proszę bardzo. Warto zaznaczyć, że wtedy moja sytuacja nie była zbyt różowa (złamane serce, długi, inne komplikacje):

  • przede wszystkim chciałem doprowadzić do sytuacji, aby być uwolnionym od konieczności pracy zarobkowej. Czas jest jedynym dobrem, którego podaż jest rzeczywiście ograniczona (nie da się też wziąć go na kredyt) i wolę spędzać jak największą część mojego życia na robieniu tego, co naprawdę chcę.
  • chciałem mieć wokół siebie sympatycznych, otwartych i ciepłych ludzi i mieć z nimi różnorakie i intensywne relacje.
  • chciałem robić rzeczy, które z jednej strony przyczyniałyby się do mojego rozwoju, a z drugiej wnosiły coś pozytywnego w życie innych ludzi. Przez rozwój rozumiem rozszerzenie mojej wiedzy oraz umiejętności zrozumienia, robienia i odczuwania różnych rzeczy.
  • nigdy nie lubiłem zimy, więc chciałem spędzać te ciemne miesiące na słoneczku w bardziej przyjaznym klimacie
  • chciałem dużo żeglować wśród tropikalnych wysp, ze słońcem, piaszczystymi plażami, palmami, niebieską wodą i oczywiście z inteligentną i namiętna kobietą jako załogą.

Ku mojemu zdziwieniu już w roku 2000 byłem mniej więcej tam gdzie chciałem. Co prawda fine tunning jeśli chodzi o dobór załogi trwał trochę dłużej (ale było to interesujące zajęcie :-)), a i samo mieszkanie na jachcie znudziło mi się (w sumie mieszkałem pod żaglami 2 lata), niemniej ogólne rezultaty przekonały mnie ostatecznie, że trzeba mieć dość odważne marzenia i starać się je konsekwentnie realizować.

Co powiecie na to twierdzenie, jak i na liczne, zawarte w tekście pytania?

Komentarze (82) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy Polacy są więźniami tradycji?

Przeczytałem dziś interesujący tekst anonimowego trzydziestoparolatka na temat rodziny i kwestii posiadania dzieci.

Nie bardzo zgadzam się z jego postulatami zamieszczonymi w końcowej części wypowiedzi (np. „Ja chcę mieć czas, żeby być z moim dzieckiem – państwo i moja korporacja muszą mi to gwarantować.” itp.) niemniej zafrapował mnie opis sytuacji w jego rodzinie i presja rodziców na kontynuację przez syna „tradycyjnego” modelu życia, w którym nikt z zainteresowanych nie był naprawdę szczęśliwy.

Ten opisywany przez niego model „wychowania” był niestety typowy zarówno w moim pokoleniu jak i ewentualnie wśród ludzi nieco młodszych. Zdziwił mnie fakt, że najwyraźniej pokutuje to nadal, przynajmniej w pokoleniu autora tamtego tekstu.

Co prawda widzę wśród wielu młodych ludzi pewien schematyzm w podejmowaniu ważnych decyzji życiowych, niemniej brak mi bezpośrednich doświadczeń z realiami ewentualnej presji rodzinnej w dniu dzisiejszym. Stąd pytania do Was:
Jak jest teraz naprawdę? Na czym polegają ewentualne różnice?

Zdaję sobie sprawę, że Czytelnicy tego blogu nie stanowią próbki reprezentatywnej polskiego społeczeństwa, niemniej będę Wam wdzięczny za wypowiedzi.

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Pozycjonowanie się c.d.

Dziś dotarła do mnie najnowsza książka Setha Godina „the dip”

Na samym początki jest w niej kilka stwierdzeń, które warto zacytować w kontekście naszych dyskusji:

„Ktokolwiek będzie miał zamiar zatrudnić cię, kupić od ciebie, polecić cię, głosować na ciebie lub zrobić cokolwiek chcesz aby zrobił będzie się zastanawiał, czy jesteś najlepszym wyborem”

To prawda, czyż sami tak nie robimy?

i dalej, a propos bycia najlepszym na świecie dla takich ludzi (czyli oczko niżej on postulatu bycia jedynym w swoim rodzaju):

„Najlepszy jako: najlepszy dla nich, właśnie teraz, w oparciu o to, w co wierzą i co wiedzą. Na świecie w znaczeniu: w ich świecie, świecie do którego mają dostęp”

Myślę, że jeśli zastąpimy w powyższych cytatach słowo „najlepszy” przez „jedyny w swoim rodzaju” to będziemy mieli niezłe uzupełnienie naszych uprzednich rozważań.

Nawiasem mówiąc sama książka nieco mnie rozczarowała. Mały format i tylko 76 stron tekstu (za prawie 13 USD), do tego jak dla mnie za mało konkretnego „mięsa” w podstawowym temacie, a mianowicie kiedy jest mądrze zaprzestać działań w obliczu trudności, a kiedy nie. To co autor napisał można by zawrzeć w dłuższym poście na blogu, albo artykule.

Z drugiej strony, jak tak patrzę na książkę składającą się tylko z ok 90000 znaków, to napisanie jej nie zdaje się to być tak czasochłonnym przedsięwzięciem :-) Może jednak zabiorę się kiedyś za tę, którą mam w głowie (tę dla facetów :-))

Komentarze (20) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o pozycjonowaniu się

W komentarzach do mojego poprzedniego postu kilku Czytelników wyraziło obawę, czy stanie się unikalnym w w tym co robimy nie niesie ze sobą ryzyka nadmiernej specjalizacji. Mogłoby to odciąć nas od źródła dochodów, gdyby nagle zmieniła się sytuacja prawna, czy gospodarcza
Teoretycznie tak może się wydarzyć, choć jest to rzeczywiście tylko możliwość, a nie nieuchronna konieczność. Przede wszystkim nikt nie każe nam cały czas zajmować się wyłącznie jedną dziedziną, choć pewna koncentracja na naszym „temacie głównym” z pewnością może przyśpieszyć moment stania się „całą listą” u naszych klientów. Zaczynając od zera mamy niewiele do stracenia i wtedy warto „sprężyć się” aby możliwie szybko osiągnąć punkt, kiedy rynek cieszy się, że istniejemy. Potem możemy pozwolić sobie na nieco większy luz.

Dla zilustrowania jak można to praktycznie zrobić przytoczę mój osobisty przykład. Warto przy tym zaznaczyć, że nie jest to jedyna możliwa droga, może nawet nie najlepsza – po prostu ta, którą znam i która funkcjonuje :-)

  1. pracujesz intensywnie nad zagadnieniami które Ciebie interesują a jednocześnie zaspokajają jakieś ważne potrzeby rynku dostarczając mu poważnych rezultatów.(najlepiej żeby te ostatnie miały też wymierną wartość finansową)
  2. starasz się znaleźć na to konkretnych klientów
  3. cały czas pracujesz intensywnie nad udoskonaleniem tego co dostarczasz (tutaj zbyt wielu ludzi przedwcześnie spoczywa na laurach
  4. stajesz się tą wspomnianą „listą” u kilku poważnych odbiorców Twoich usług
  5. jeśli jesteś „jedynym w swoim rodzaju” i duzi klienci potrzebują tego, co dostarczasz, to możesz liczyć na bardzo konkretne wynagrodzenia. Jeśli np. w wyniku przygotowania przez Ciebie ekipa klienta zdobędzie kontrakt na 10-20 milionów (nie mówiąc już o poważniejszych sprawach), to bardzo relatywizuje to wysokość faktur, które potem wystawiasz :-)
  6. teraz możesz zdecydować, że zostajesz całkiem normalnym człowiekiem (czyli rezygnujesz z kupowania wielu rzeczy tylko po to, aby pokazać „na co Cię stać” robiąc tym wrażenie na innych) i dzięki temu możesz sobie pozwolić na luksus niepracowania w pełnym wymiarze czasu i zainwestowania sporej jego części w inne sprawy. To umożliwia nie tylko cieszenie się życiem, lecz też rozszerzenie zakresu tematów, na których się znasz. Dzięki temu unikasz wspomnianego na początku ryzyka nadmiernej specjalizacji stwarzając przy tym nowe sposobności

Jeśli interesuje Was jak ja to robię w chwili obecnej, to proszę bardzo, oto typowy podział roku mojego życia:

  • ok. 30% czasu poświęcam na pracę za którą otrzymuję pieniądze
  • ok. 20% czasu zużywam na przeprowadzanie badań związanych z tym co robię zawodowo, oraz dalsze doskonalenie poziomu i skuteczności moich usług. Kiedyś był to większy odsetek ale w międzyczasie jestem umiem już dość dużo :-)
  • ok. 25% czasu idzie na obserwację i antycypowanie trendów wraz z wynikającymi z nich nowymi możliwościami, eksperymentowanie z różnymi ciekawymi rzeczami i zdobywanie umiejętności w „nieprzydatnych” chwilowo dziedzinach, które mnie po prostu interesują. Dodajmy do tego też działalność pro bono i hobby jak np. ten blog :-)
  • ok 25% czasu spędzam na delektowaniu się życiem na wszelkie możliwe, nie podpadające pod powyższe kategorie sposoby

W ten sposób po pierwsze nieustannie rozwijam się optymalizując to, co robię, a jednocześnie zdobywam bardzo cenne szerokie umiejętności i kontakty, które stwarzają duży dodatkowy potencjał, który mogę użyć w razie konieczności, bądź gdybym miał po prostu ochotę na zmiany :-)
O korzyściach nie muszę chyba nikogo przekonywać.

Naturalnie opisałem powyżej pewien konkretny przypadek, potraktujcie to jako przykład, a nie wzór do ślepego naśladowania. Tak czy inaczej życzę Wam abyście kiedyś samotnie okupowali „listę” u jakiegoś klienta, a przynajmniej u bliskiego Wam człowieka. To bardzo dobra pozycja w życiu.

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak chcesz się pozycjonować w życiu zawodowym?

Czas na napisanie pierwszego „normalnego” postu na nowym serwerze :-)

Zacznijmy od dwóch cytatów:

” We do not merely want to be the best of the best, we want to be the only ones who do what we do.”
Jerry Garcia

„Who else is on the list?” Danny Ocean
„He is the list!!” Rusty Ryan
w filmie „Ocean’s Eleven”

Jak to wygląda z Tobą drogi Czytelniku?

Spójrz na siebie oczami Twoich klientów (bo masz jednego, bądź kilku klientów niezależnie od tego, czy pracujesz na własny rachunek, czy na etacie ). Postrzegają Cię oni jako łatwego do zastąpienia dostawcę („jeden z wielu”), czy też jesteś dla nich jedyną osobą na liście ludzi, którzy wchodzą w rachubę jeśli potrzeba jest czegoś bardzo istotnego dla ich biznesu?

W tym pierwszym przypadku znajdujesz się w bardzo rozpowszechnionej i dla Ciebie dość niekorzystnej sytuacji, której większość z nas doświadcza na jakimś etapie swojego życia (i bardzo wielu ludzi niestety przez całe życie)

Będąc z kolei „całą listą” masz mniej czy bardziej naturalny monopol u swojego klienta i jeśli traktujesz go przyzwoicie, to na ogół nie potrzebujesz z nim ani specjalnie negocjować, ani spisywać skomplikowanych umów. W takiej konfiguracji kwestia konkurencji też staje się czysto teoretyczną możliwością :-) To jest niezwykle wygodna pozycja i z własnego doświadczenia polecam ją każdemu, kto chce zadać sobie trudu, aby do niej dojść. Będąc w niej o wiele łatwiej osiągnąć wysoką jakość życia, bo przynajmniej kwestie ekonomiczne możemy rozwiązać stosunkowo prosto :-)
Znalezienie się w takiej sytuacji nie jest zazwyczaj dziełem przypadku, raczej wymaga pewnych konsekwentnych inwestycji we własne umiejętności. Takie inwestycje dobrze jest poczynić możliwie w młodym wieku, co niestety mało kto robi koncentrując zamiast tego swoje wysiłki na zadłużaniu się na potęgę i „stabilizacji” życiowej, co razem jest często początkiem wieloletniej „kariery” niewiele tylko lepszej od tej niewolnika w starożytnym Rzymie. Zdaję sobie sprawę, że to ostatnie zdanie jest dość kontrowersyjne, niemniej oddaje ono dość dobrze mój pogląd na tę sprawę, zwłaszcza kiedy widzę ludzi dzielnie walczących z przeciwnościami losu, do których powstania walnie się sami przyczynili.

Gwoli ścisłości warto dodać dodać, że ja też wystartowałem stosunkowo późno z nastawieniem iż chcą być unikalnym w tym co robię (około trzydziestki). Nie należy więc przedwcześnie spisywać się na straty, aczkolwiek w obliczu nadchodzących zmian w gospodarce (patrz np. post „Pobudka!!„) i faktu, że następna recesja przyjdzie na pewno lepiej nie tracić za dużo czasu :-)

Ciekawe jakie jest Wasze nastawienie do tej sprawy i kto z Was jest już w drodze do zostania „unikalnym dostawcą”?

PS: Warto dodać, że praca to nie wszystko i w życiu prywatnym dobrze jest mieć taki „naturalny monopol” u partnera/partnerki. No ale to już odrębna historia :-)

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 10 of 12« First...«89101112»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji
  • Stań się poszukiwanym pracownikiem lub dostawcą w 5 krokach

Najnowsze komentarze

  • Jak wykorzystać możliwie jak najwięcej szans w życiu  (3)
    • Krzysztof: Przed chwilą skończyłem...
  • Alex goes (back) to Poland  (146)
    • Alex W. Barszczewski: Jeśli chodzi o...
    • Magnus: W międzyczasie znowu styl...
  • Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami cz.2  (2)
    • Darek Negocjator Bankowy: Dziękuję...
    • Joanna: Mistrz Kochanowski zawsze...
  • Survival first – moje 2 linie obrony w czasach koronawirusa cz.2  (9)
    • Alex W. Barszczewski: Nie zajmuję sie...
    • Marcin: Hej Alex polecam jeszcze do...
    • Q: Alex, W związku z tym, że...
    • Alex W. Barszczewski: I will take my...
    • Jarek: Odnośnie „znakomit...
  • Jak obliczyć suplementację witaminy D3 – poprawa samopoczucia  (55)
    • Leszek: Świetny tekst. Ja mam...
    • Alex W. Barszczewski: Nikt nie musi...
    • Jola: Czyli dane spod dużego palca...
    • Alex W. Barszczewski: Nie mam tego w...
    • Jola: Można prosić o wskazanie badań,...
  • Survival first – nie tylko Ty się liczysz cz.3  (1)
    • Roman: Moim zdaniem . Maski w...
  • Co robisz z Twoimi krytycznymi słabościami?  (2)
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuje, znam...
    • Piotr: Fajny postęp redukcji. Jeśli...
  • Jak wspierać innych w czasach COVID-19  (1)
    • Hart-Berg: Hallo Alex. Dziekuje za...
  • Survival first – moje 2 linie obrony w czasach koronawirusa cz.1  (1)
    • Kamila: To jest świetne kompendium...
  • Bezpłatna inicjatywa dla przedsiębiorców  (1)
    • Sławomir Kuśnierczak: Świetna...
  • Kilka osobistych refleksji i rad w czasach zarazy  (1)
    • Andzia: Świetny wpis! Moim zdaniem...
  • Na ile potrzebujesz dyplomów i certyfikatów?  (5)
    • Marcin: Zgadzam się z Pawłem w 100%...
    • Piotr: Zgadzam się po części z...
    • paweł: uważam, że certyfikaty są...
    • Dawid: Moim zdaniem certyfikaty...
  • Jak mu to powiedzieć? cz.5  (25)
    • przypadkowa: Mam następujące: pytanie...
  • Suplementacja D3 – magnez, wapń, fosfor  (22)
    • lzka: Cześć. To bardzo ciekawe...
  • Zabijmy kolejną „Świętą Krowę” :)  (3)
    • mirek: Przeszkodą jest też zbytnie...
  • Jak mieszkasz?  (16)
    • tancerka: Ja mieszkam w sali...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (393)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2023