Wielu z nas było wychowywanych w kulcie planowania i porządkowania wszystkiego co możliwe.
W rezultacie bardzo często spotykam ludzi, których życie na wiele lat do przodu jest zaplanowane i poukładane „na maxa”. Niektórzy z nich zdają się być nawet bardzo dumni z faktu, że to co robią jest jak pozazębiane ze sobą tryby skomplikowanej i precyzyjnej maszyny.Kupno mieszkania, spłacanie kredytu, płodzenie dzieci, kariera zawodowa są obiektem tak precyzyjnego i dalekosiężnego przewidywania i synchronizacji działań, jak wystrzelenie stacji badawczej na Marsa.
Dziś pominę kwestię częstej zawodności takiego podejścia, spójrzmy za to na inny, łatwy do przeoczenia aspekt, który może mieć ogromne wpływ na naszą jakość życia.
Jest nim wspomniane w tytule pozostawienie (lub zrobienie) w życiu miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności.
Dobrze poukładane życie ma wiele zalet i nic dziwnego, że społeczeństwo oraz rodzina starają się wpłynąć na nas w tym kierunku. Jestem daleki od wyperswadowania tego komukolwiek, warto jednak zwrócić uwagę na cenę takiego porządku.
Weźmy kilka przykładów:
- praca na dobrym etacie nie pozostawia nam zbyt wiele czasu i mentalnych „mocy przerobowych” na próbowanie innych zajęć i sposobności. Te sposobności często wiążą się z robieniem czegoś naprawdę interesującego lub/i zarabianiem znacząco większej sumy pieniędzy
- bardzo intensywny związek z drugim człowiekiem (typu papużki nierozłączki) nie daje nam wolnych przestrzeni emocjonalnych i czasowych na bliższe poznawanie innych ludzi. To poznawanie innych ludzi i intensywne relacje z nimi (różnego charakteru) są kluczowe dla szeroko pojętego poznania samego siebie i rozwoju, zwłaszcza jeżeli potrafimy zaakceptować fakt, że inni ludzie są zwierciadłem trzymanym nam przed nosem
- pięknie uwite gniazdko w bloku zwanym w Polsce apartamentowcem może na wiele sposobów ograniczać naszą mobilność, nie tylko ze względu na kredyt do spłacenia, ale i „przywiązanie się” do miejsca.
Czy podane powyżej przykłady mają oznaczać, że nie powinniśmy mieć porządnej pracy, bliskiego związku, czy też mieszkania?
Oczywiście że nie!! :-) Trzeba sobie tylko zdać sprawę z ceny jaką przychodzi nam za to zapłacić, a często widzimy to dopiero z dłuższej perspektywy czasu.
Chcecie parę moich przykładów, proszę bardzo:
- co prawda nie pracowałem nigdy na etacie (ani jednego dnia w życiu!!), ale w już latach 90 byłem wziętym trenerem, który zazwyczaj był „booked solid” to znaczy do maksimum moich możliwości czasowych i fizycznych. Przynosiło to między innymi sporo pieniędzy i teoretycznie mógłbym z tego być dumny. Bliższa analiza pokazuje jednak, że z powodu przemęczenia tą (bardzo intratną) pracą nie byłem wtedy w stanie dokonać, sfinalizować względnie dopilnować kilku inwestycji, które dziś oznaczałyby przyrost wartości rzędu milionów złotych (wstyd Alex, jak mogłeś??).
- kilka długich lat prawdziwych relacji 24/7 (ktoś z Was tego naprawdę próbował?) nie pozostawiło miejsca na poznanie innych ludzi, też takich, których miałem na myśli pisząc post „Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super”. Potem trzeba pisać post pod tytułem „Tunelowe życie” , kiedy w życiu prywatnym coraz mniej rzeczy robisz coraz lepiej z coraz mniejszą ilością osób :-)
- nie bardzo mogę dać osobisty przykład z mieszkaniem, ale weźmy to, że posiadając sympatyczną łódkę na Florydzie chyba 10 lat z rzędu spędzałem tam część zimy. To było piękne i w żadnym wypadku nie żałuję tego, niemniej gdybym połowę tego czasu wykorzystał w inny sposób, to w wielu aspektach życia byłbym znacznie dalej niż jestem przy równie wysokim poziomie odczuwanych wtedy przyjemności.
Widzicie że jak zwykle pokazując pewne błędy pokazuję też na siebie :-)
Dziś coraz bardziej skłaniam się do tego, aby w wielu kwestiach pozostawiać sobie otwarte możliwości, co jest dość nietypowe gdyż z wiekiem większość ludzi stara się mieć jak najwięcej „pewności” i „stabilności” we wszystkim.
Poniżej macie parę przypadków jak to wygląda w praktyce:
- świadomie, nawet jeśli mam takie możliwości, nie podejmuję się wszelkich możliwych zleceń, zwłaszcza tych mniej czy więcej „standardowych”. W ten sposób mam czas i ochotę rozglądać się za interesującymi zagadnieniami, lub też szybko reagować na sposobności
- nawet mając z jakąś kobietą oszałamiające przeżycia wszelkiego rodzaju, nie zamknę się więcej w relacji 24/7 a nawet trudno mi sobie wyobrazić permanentne mieszkanie razem. To pozostawia miejsce na bardzo wiele kontaktów z innymi ludźmi bez konieczności zastanawiania się np. nad kompatybilnością tych ostatnich i własnej partnerki. Abyśmy uniknęli nieporozumień, tu nie chodzi o to aby sypiać z wieloma kobietami :-)
- ci z Was, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że każda z moich lokalizacji gdzie mieszkam jest dość prosto wyposażona i szybka do zwinięcia. Żadna nie jest dla mnie balastem, do żadnej też nie jestem specjalnie przywiązany. Dom jest dla mnie bardziej kwestią odczuć i przeżyć niż geografii.
Naturalnie fakt, że taka postawa pięknie sprawdza się w moim życiu (co bardzo denerwuje pewnych znajomych wyznających inne zasady :-)) nie oznacza, że jest ona dobra dla Was, dlatego przestrzegam przed jej bezrefleksyjnym kopiowaniem. Znacznie ważniejsze jest to, abyście w miarę bez uprzedzeń sami przemyśleli jak wyważyć proporcje pomiędzy poukładaniem sobie życia, a pozostawieniem miejsca na sposobności. Wasze wnioski mogą też być całkiem różne od moich, to jest w porządku. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, ważne jest aby wyłączyć autopilota i samemu się temu przyjrzeć.Życzę owocnych przemyśleń
Najnowsze komentarze