Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Relacje z innymi ludźmi

Nasz system wartości

Właśnie otrzymałem interesujący mail od 21 letniego Czytelnika mieszkającego w niezbyt dużym mieście położonym w centralnej Polsce.

Za zgodą autora pozwolą sobie najpierw zacytować ten list dokładnie tak, jak był napisany ograniczając się tylko do wyiksowania pewnych mogących zidentyfikować go informacji (wytłuszczenia pochodzą od niego):

„Podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej , wspomniałem , że rozstałem się z firmą dla której pracowałem przez ostatnie trzy miesiące . Pracowałem w sklepie RTV-AGD na stanowisku sprzedawcy. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że strategia sprzedażowa obowiązująca w tej firmie nie pokrywa się z moim systemem wartości , nie dając mi tym samym możliwości rozwinięcia skrzydeł.

W sporym uproszczeniu strategia sprzedaży polega na …. staraniu się o sprzedaż artykułów na których sklep zarabia najwięcej. Wysoka marża jest główną wytyczną , którą powinien sugerować się sprzedawca proponując klientowi dany towar. W praktyce wygląda to tak , że sklep zarabia najwięcej na tanim sprzęcie …którego jakość często pozostawia wiele do życzenia.Występują również sytuacje , w których na tej samej półce cenowej znajdziemy produkty różniące się jakością , te o niższej jakości przynoszą większy zysk ,ich cena jest nieadekwatna do jakości… ale sklep zarobi więcej .

W sytuacjach kiedy klient nie wie czego chce, a tych jest zdecydowanie najwięcej , …wymaga to korzystania z jego niewiedzy i ufności w naszą : rzetelność, doświadczenie ,oraz wiedzę z zakresu znajomości danego produktu . Takie zestawienie powoduje zapalenie się w mojej głowie lampki …. Zestawmy podejścia dwóch stron przyszłej transakcji ….

Sprzedawca : korzystania z niewiedzy klienta / Klient : ufności w rzetelność, doświadczenie ,oraz wiedzę z zakresu znajomości danego produktu

Jak dla mnie to coś tu jest nie tak :) . Ja takiemu podejściu do robienia biznesu mówię nie :) . Nasze drogi rozeszły się , a ja jestem bogatszy o nowe cenne doświadczenia :D:D:D .Zgodnie z punktami sprzedażowymi naliczanymi przez system miałem najmniejszy wynik :) .Ktoś miał polecieć ,więc siłą rzeczy była to osoba o najmniejszej ilości punktów ..Ja :D:D:D . Decyzje została podjęta przez osobę z centrali w XXXXXXX , na podstawie ilości uzyskanych punktów :) .

Podczas mojej ostatniej rozmowy z kolegą , który jest w tym sklepie kierownikiem , usłyszałem o planach firmy wobec mojej osoby. Kolega powiedział mi , że Local Manager uznał , że szybko się uczę i mam predyspozycje na bycie jednym z najlepszych sprzedawców XXXX w Polsce . Chciał wysłać mnie na kilkudniowe szkolenie do centrali w XXXXXXX , w celu nauczenia mnie kilku „sztuczek” … ale zrezygnował , zdał sobie sprawę z tego, że mogę być odporny na tego rodzaju wiadomości :) . Tak czy inaczej miło było to usłyszeć :D:D:D”

Jak widać, ten młody, znajdujący się w niezbyt łatwej sytuacji człowiek już teraz rozumie, że długotrwały dobry biznes buduje się dbając o wnoszenie wartości dodanej dla klientów i budowaniu ich zaufania zarówno do naszej kompetencji jak i przyzwoitości. I ponieważ zarówno te wartości jak i szacunek dla samego siebie są dla niego ważne gotów był zrezygnować z rozpoczynającej się „kariery”. Do tego w sytuacji, kiedy właściwie nie za bardzo mógł sobie na to pozwolić.
Jeśli ktokolwiek z Was pomyślał teraz, że to ze strony tego chłopaka było naiwne, to śpieszę z zapewnieniem, że dokładnie takie same zasady przyczyniają się walnie do tego, że ja dziś zarabiam stosunkowo duże pieniądze robiąc to co lubię i to kompletnie bez marketingu lub „szarpania się” z klientami.

Teraz kilka propozycji do przemyśleń:

  • Czy też wyznajesz zasadę uczciwości w interesach opartych na wnoszeniu wartości dodanej dla drugiej strony?
  • Jeśli tak, to czy zawsze stosujesz się do tego biorąc udział wyłącznie w przedsięwzięciach, które taką wartość dostarczają?
  • Czy jesteś na tyle wolnym człowiekiem, aby w razie stwierdzenia, że tak nie jest móc powiedzieć „beze mnie”?
  • Jeśli nie jesteś na tyle wolny, to za co „przehandlowałeś” tę wolność? Czy na pewno było to tego warte?

Jeśli ktoś ma teraz nie najweselsze przemyślenia, to oczywiście może zachować je dla siebie. Nie chodzi mi o publiczną spowiedź, lecz o refleksję.

Chętnie zapoznam się z Waszym zdaniem.

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2008-01-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie potrzebuję ani czasu wolnego ani urlopu

Jak żyje się bez czasu wolnego i bez urlopu?

Na pierwszy rzut oka wygląda to na godną pożałowania perspektywę galernika, nieprawdaż? No cóż, niekoniecznie musi być tak źle :-)
Wyobraźcie sobie, od ładnych paru lat obchodzę się zarówno bez tego pierwszego jak i drugiego, nie narzekając przy tym na jakość życia!

Teraz zapewne przynajmniej niektórzy z Was zaczną podejrzewać mnie o pracoholizm, choć nie za bardzo pasowałoby to do tego co zazwyczaj piszę na tym blogu, o moim stylu życia już nie mówiąc :-)
Wyjaśnijmy więc jak to jest.

Pojęcie czasu wolnego, aby miało sens wymaga istnienia znaczącej ilości jakiegoś czasu „niewolnego”, czasu w którym musimy robić różne rzeczy, choć wolelibyśmy zająć się czymś innym. Podobnie, w nieco rozszerzonym znaczeniu ma się sprawa z wakacjami.

Taki obraz świata od dawna nie podobał mi się i po wielu eksperymentach i potknięciach doprowadziłem do sytuacji, kiedy żyję według zupełnie innego paradygmatu. Moje aktualne podejście, jak każde inne ma swoje wady i zalety, nie zamierzam też nikogo do niego namawiać. Piszę o nim tylko dlatego, że być może komuś z Was może przydać się przykład, że coś takiego w ogóle jest w praktyce możliwe.

Podstawą takiego życia jest doprowadzenie do stanu, kiedy pomijając sporadyczne wypadki losowe, robimy w życiu rzeczy, które po prostu nas interesują i które lubimy robić. Do tego wskazana jest sytuacja, kiedy te różne rzeczy robimy w takich proporcjach, które nam odpowiadają i najlepiej mniej więcej wtedy, kiedy mamy na nie ochotę. To, co robimy, bo lubimy powinno przynosić takie dochody, aby można było zrobić outsourcing większości tych konieczności, którymi naprawdę nie chcemy się zajmować. Proste?

Jak to funkcjonuje w praktyce u mnie?

Jestem dość aktywnym człowiekiem, który lubi robić wiele interesujących mnie rzeczy. Niektóre z nich okazują się być tak wartościowymi na rynku, że przy w miarę rozsądnym podejściu pozwalają na finansowanie całej reszty bez zwracania uwagi na jej „profitability”.
Teraz można by oczywiście powiedzieć, że te zajęcia finansujące mój styl życia to „praca”, a więc nie czas „wolny”.

Spójrzmy więc na nie dokładniej:

  • Ta „praca”, to coś, co tak czy inaczej robiłbym dla czystej przyjemności, szukając do tego okazji (przetestowałem to spędzając kiedyś zimy na łódce nad Zatoką Meksykańską :-))
  • Zlecenia moich klientów dają mi możliwość skonfrontowania się z niezwykle interesującymi wyzwaniami z realnego świata biznesu
  • Partnerzy (obojga płci) z którymi bezpośrednio współpracuję w poszczególnych firmach, to bez wyjątku bardzo inteligentni, pozytywni i sympatyczni ludzie, którzy rzeczywiście chcą zrobić coś dobrego i mają konkretne wizje potrzebnych rezultatów. Taki kontakt wzbogaca obydwie strony
  • Współpraca z moimi partnerami biznesowymi odbywa się bez wyjątku w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania
  • Abstrahując od zdarzających się dość rzadko konieczności u klienta, mogę w bardzo dużym stopniu określić kiedy wykonuję te „zajęcia zarobkowe”, jak też jakie konkretnie zlecenia przejmuję
  • Każde takie wykonane zadanie podnosi moją wartość rynkową

Ciągle pachnie to klasyczną pracą?

Oczywiście zgodnie z twierdzeniem Paracelsusa „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to tylko kwestia dawki” należy i tę przyjemność konsumować we właściwej ilości. Czasami i mnie zdarza się nieco „przedawkować” (tak jak ostatniej jesieni), ale to jest tak, jakby zapalony himalaista odmroził sobie palce na Evereście, a hobbysta-koneser win lekko się upił podczas intensywnej degustacji :-) Zdarza się :-)

Teraz rozumiecie, że przy takim podejściu nie jest potrzebny „czas wolny”, a „wakacje” też mają czysto umowny charakter.
Podobnie zresztą ma się sprawa z tzw. emeryturą (ostatnio dużo dyskutuje się na ten temat w prasie i polityce), ale to już inna historia.

Na zakończenie kilka istotnych uwag:

  • Nie zawsze w moim życiu tak było. Obecny stan jest rezultatem ustawienia sobie priorytetów życiowych i dość długiego okresu eksperymentowania nad ich praktyczną realizacją
  • Moje podejście może nie być kompatybilne z niektórymi stylami życia i priorytetami
  • Moje podejście, a szczególnie staranny dobór klientów i zleceń nie jest sposobem na maksymalizację ilości zarabianych pieniędzy (jeśli to jest dla kogoś ważne)
  • To podejście prawdopodobnie jest dobre dla ludzi lubiących całe życie uczyć się nowych rzeczy
  • Robienie rzeczy, które się lubi nie oznacza że są one zawsze łatwe i nie prowadzą do zmęczenia, a nawet wyczerpania (to trochę jak z tym wspomnianym wcześniej himalaistą)
  • Nie uważam mojego podejścia za perfekcyjne, jest parę rzeczy, które wymagają dalszego udoskonalenia. W moim konkretnym przypadku chcę np. znacznie lepiej rozwiązać kwestię odpowiedniej ilości ruchu na świeżym powietrzu i wyłącznie zdrowego jedzenia podczas wyjazdów „na akcje”, szczególnie w Austrii i Polsce :-)
  • Takie podejście może czasem komplikować porozumienie z ludźmi mającymi bardziej tradycyjny paradygmat w kwestii praca-czas wolny, zwłaszcza jeśli wchodzimy z nimi w bliższe relacje osobiste. Często okazuje się to być dla innych czymś całkowicie abstrakcyjnym

Teraz zapraszam każdego z Was do wyciągnięcia dla siebie takich wniosków, które uważa za słuszne.

____________________________
Dopisane 27.12 o 17:45

Z niektórych komentarzy wynika, że niewystarczająco jasno napisałem o co mi dokładnie chodzi. Aby to wyjaśnić użyjmy małej metafory:

Wyobraź sobie drogi Czytelniku, że uwielbiasz jeździć na rowerze. Jak jest okazja to chętnie wyjmujesz go z domu i robisz różne wycieczki w okolice, które Cię interesują. Oczywiście oprócz jazdy na rowerze robisz całe mnóstwo innych ciekawych rzeczy: spotykasz się ze znajomymi, czytasz, słuchasz muzyki, masz dobry seks, grasz w golfa, żeglujesz, podróżujesz, piszesz bloga :-) itp.

Teraz wyobraź sobie, że parę firm postanowiło płacić Ci za każdym razem, kiedy na wycieczkę wybierasz się rowerem ich produkcji (a są to najlepsi producenci, więc i bardzo dobre rowery) i to wystarcza z naddatkiem na sfinansowanie pozostałych Twoich zajęć. Do tego nadal możesz decydować ile takich wycieczek chcesz zrobić i dokąd mają one prowadzić.
Czy w takiej konfiguracji potrzebujesz tak zwanego „czasu wolnego”?? Potrzebujesz „wakacji”??

Teraz zastąp ukochaną jazdę na rowerze robieniem treningów i coachingiem, a będziesz miał w pewnym uproszczeniu moją sytuację. Czy teraz wystarczająco jasno się wyraziłem? :-)

Jeśli teraz myślisz, że coś takiego jest niemożliwe, to właśnie po to napisałem cały ten post, bo zgodnie z zasadami logiki, nawet jeden wyjątek podważa całe stwierdzenie !!! A zapewniam Cię, są ludzie, którzy robią to znacznie lepiej ode mnie!!
PS: Jak dojść do takiej sytuacji? Cóż, cały ten blog jest pisany jako odpowiedź na to pytanie ( w odcinkach :-))

Komentarze (52) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jeszcze o „szczególnych” talentach i wrodzonych zdolnościach

Nawiązując do poprzedniej dyskusji chcę zwrócić Wam uwagę na dwa bardzo ciekawe artykuły. Obydwa stanowią interesujące uzupełnienie naszej rozmowy. Jeśli chcecie o nich podyskutować, to proszę o przeczytanie ich w całości i ze zrozumieniem, naprawdę warto.
Pierwszy z nich to interesujący tekst w BusinessWeek. Jest dość krótki i polecam przeczytanie go.

Dla niecierpliwych parę tez i informacji z niego wyjętych:

Według ostatnich badań ok 35% przedsiębiorców w USA i ok 20% w Wielkiej Brytanii cierpi na….. dysleksję.

Wśród dyslektyków są szefowie firm jak Cisco, Schwab czy Kinko’s.

Co powoduje, że dysleksja może być czynnikiem sprzyjającym sukcesowi jako przedsiębiorca?

Dziecko z dysleksją uczy się następujących rzeczy:

  • ciągłe niepowodzenia przy standardowych sprawdzianach wyrabiają oswojenie się z niepowodzeniami i mniejszy strach przed nimi
  • problemy z szybkim czytaniem wyrabiają nawyk koncentrowania się na najważniejszych zagadnieniach
  • konieczność wsparcia się na innych wyrabia zaufanie do delegowania

To są istotne cechy, jeśli chcesz prowadzić własny biznes :-)

One oczywiście nie pomogą, jeśli ktoś dysleksję wykorzystuje tylko jako usprawiedliwienie, aby nic nie robić w życiu.

Cały artykuł wart jest przeczytania i zachęcam Was do zapoznania się z nim. To jeszcze jeden przyczynek do ogólnego stwierdzenia:

Przestań sam się usprawiedliwiać i weź się za kształtowanie Twojego życia według Twoich marzeń!!

Drugi artykuł pochodzi z szacownego Scientific American, też gorąco polecam przeanalizowanie go i wyciągnięcie własnych wniosków. Kwestia bycia ekspertem w jakiejś dziedzinie jest bardzo ważna, jeśli długofalowo chcemy odbić się od szerokiej rzeszy innych ludzi.
Ten tekst jest niestety dość długi, więc też pozwolę sobie na wyciągnięcie z niego paru cytatów:

Najpierw o ekspertach jako takich (wytłuszczenia we wszystkich cytatach pochodzą ode mnie):

Without a demonstrably immense superiority in skill over the novice, there can be no true experts, only laypeople with imposing credentials. Such, alas, are all too common.”

Niestety, u nas jest to też dość rozpowszechnione zjawisko.

To jest interesujące spostrzeżenie:

„the expert relies not so much on an intrinsically stronger power of analysis as on a store of structured knowledge.”

Ten cytat o ważności odpowiedniej metody zdobywania umiejętności:

„Ericsson argues that what matters is not experience per se but „effortful study,” which entails continually tackling challenges that lie just beyond one’s competence. That is why it is possible for enthusiasts to spend tens of thousands of hours playing chess or golf or a musical instrument without ever advancing beyond the amateur level and why a properly trained student can overtake them in a relatively short time.„

Potem ludzie mówią, że ten student był wyjątkowo uzdolniony, a ci amatorzy nie :-)

Trochę o zjawisku, że nowicjusze często na początku robią szybkie postępy a potem stagnują (co często jest interpretowane brakiem talentu)

„Even the novice engages in effortful study at first, which is why beginners so often improve rapidly in playing golf, say, or in driving a car. But having reached an acceptable performance–for instance, keeping up with one’s golf buddies or passing a driver’s exam–most people relax. Their performance then becomes automatic and therefore impervious to further improvement.”

Teraz o konieczności posiadania talentu:

„Yet this belief in the importance of innate talent, strongest perhaps among the experts themselves and their trainers, is strangely lacking in hard evidence to substantiate it. In 2002 Gobet conducted a study of British chess players ranging from amateurs to grandmasters and found no connection at all between their playing strengths and their visual-spatial abilities, as measured by shape-memory tests. Other researchers have found that the abilities of professional handicappers to predict the results of horse races did not correlate at all with their mathematical abilities.„

Trochę o krytycznym czynniku przy stawaniu się ekspertem:

„Thus, motivation appears to be a more important factor than innate ability in the development of expertise. It is no accident that in music, chess and sports–all domains in which expertise is defined by competitive performance rather than academic credentialing–professionalism has been emerging at ever younger ages, under the ministrations of increasingly dedicated parents and even extended families.”

Czy z młodymi zdolnymi programistami nie jest podobnie?

I interesujaąca konkluzja na zakończenie:

„The preponderance of psychological evidence indicates that experts are made, not born. What is more, the demonstrated ability to turn a child quickly into an expert–in chess, music and a host of other subjects–sets a clear challenge before the schools.”

Cierpliwym Czytelnikom polecam uważne przeczytanie oryghinalnego artykułu i życze interesujących przemyśleń.

W następnym poście wracam do własnych tekstów i oczywiście języka polskiego :-)

Komentarze (35) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Talent – przeceniany element

Często słyszę od innych ludzi wypowiedzi typu : „nie mogę nawet marzyć o osiągnięciu tego, bo brak mi odpowiedniego talentu”, albo „takie coś mogą zrobić tylko ludzie odpowiednio utalentowani, a nie zwykli śmiertelnicy tacy jak ja”
Ostatnio na ten temat wypowiadał się też w komentarzu do innego postu Krzysztof
To zainspirowało mnie (dziękuję Krzysztof) do napisania poniższych przemyśleń, bo mam wrażenie, że całe mnóstwo ludzi niepotrzebnie kastruje swoje marzenia domniemanym brakiem talentu.
Na początek kilka ważnych założeń wstępnych:

  • przez „talent” rozumiemy posiadanie specjalnych uzdolnień i predyspozycji do robienia czegoś. W generalnym rozumieniu te predyspozycje to jest coś, co „po prostu mamy”, czyli innymi słowy coś, z czym przychodzimy na świat. Według tej popularnej definicji z talentem się rodzimy i nie można otrzymać go poprzez naukę, bądź ćwiczenie. Inaczej zarówno cytowane na początku postu stwierdzenia, jak i cała dzisiejsza dyskusja byłyby bezprzedmiotowe.
  • o roli talentów w sztuce i zawodach pokrewnych (np. design) nie będę się wypowiadał. Jako jej głównie pasywny „konsument” nie czuję się w tym temacie wystarczająco kompetentnym.
  • nie chcę się też wypowiadać o roli specyficznych predyspozycji fizycznych potrzebnych do uprawiania sportów lub niektórych zawodów. Nie jest to też problematyka, z którą boryka się w życiu większość Czytelników tego blogu.

Przy tych powyższych założeniach pozwolę sobie na stwierdzenie, że analiza czy mamy do czegoś talent, czy też nie jest dla nas bezwartościowa.
Najlepiej uzasadnię to na doskonale znanym mi przykładzie.

Moja obecna praca wymaga między innymi bardzo dobrej umiejętności nawiązywania kontaktu z osobami, z którymi pracuję. Wielu uczestników moich szkoleń mówi mi „Alex, ty masz do tego wyjątkowy talent”.
Czyli według dzisiejszej oceny sytuacji i wspomnianej na początku definicji Alex B. przyszedł na świat z wyjątkowymi uzdolnieniami jeśli chodzi o komunikowanie z innymi ludźmi :-)

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że moja obecna „osoba” jest rezultatem działań, które dość nieśmiało rozpocząłem jak miałem 25 lat a naprawdę intensywnie podjąłem około 28 roku życia.
Wcześniej byłem w zakresie komunikacji międzyludzkiej raczej upośledzonym (nieśmiały i zakompleksiały introwertyk) człowiekiem. Wszelkie ówczesne analizy moich talentów wykazałyby „brak zdolności komunikacyjnych, powinien wybrać jakiś zawód techniczny wykonywany z dala od ludzi”

No to jak to jest z tym moim talentem????

Możliwe są dwa wytłumaczenia, oba podważające sens zastanawiania się nad tym, czy mamy jakieś konkretne uzdolnienie:

  • pierwsze to takie, że od urodzenia miałem talent do komunikacji z innymi ludźmi, nie miał się on tylko okazji ujawnić i zaktywizować. W takim przypadku badanie własnych talentów i stwierdzanie, że się jakiegoś nie posiada jest bezsensowne, bo zawsze możemy mieć taki, który ukryje się tak dobrze, jak w moim przypadku. Wtedy całkiem niepotrzebnie ograniczylibyśmy swoje możliwości wyboru ścieżki życiowej. Możecie sobie wyobrazić, co byłoby, gdybym wtedy z powodu braku talentu do komunikacji wybrał zawód np. mechanika maszyn przemysłowych, albo magazyniera?? Ile ominęłoby mnie przyjemności!! Nie popełniajcie takiego błędu!!!
  • drugie wytłumaczenie to, że będąc beztalenciem komunikacyjnym po prostu bardzo dobrze nauczyłem się komunikować z ludźmi, tak dobrze, iż dziś wszyscy myślą, że mam do tego talent :-) W takim przypadku stwierdzanie, czy ktoś go masz, czy też nie jest bezsensowne, bo nawet gdybyś go nie miał, to bezproblemowo nadrobisz to odpowiednim treningiem (z naciskiem na słowo „odpowiedni”)!!

Z tego wynikają co najmniej dwa pożyteczne wnioski:

  • koniec z wymówkami typu „ nie mogę się tym zająć, bo brak mi odpowiedniego talentu”. Może brakować Ci umiejętności, możesz mieć niewłaściwą postawę, za małe poczucie własnej wartości. Może brakować Ci kontaktów lub środków finansowych. Wszystkie te rzeczy możesz albo zmienić, albo przynajmniej skompensować czymś innym. Zamiast zamartwiać się brakiem talentu skup się lepiej na znalezieniu tych aktywności, które sprawiają Ci przyjemność, wtedy najszybciej możesz nie tylko osiągnąć w nich mistrzostwo, ale też delektować się całym procesem dochodzenia do niego.
  • nie słuchaj innych, którzy chcą odwieść Cię od obrania wymarzonej ścieżki życiowej mówiąc, że brak Ci niezbędnego talentu. Nie ma znaczenia, jakie tytuły naukowe ma dana osoba, jej opinia jest odbiciem jej modelu świata i tego, czego nauczyli ją na studiach. To może nie mieć i często nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, w której Ty będziesz żył. Przy tym wniosku podkreślam, że nie mówimy teraz o roli talentu w sztuce – na tym się nie znam, choć i tutaj mam pewne hipotezy :-)

Na zakończenie nawiążmy do wypowiedzi, która spowodowała, że napisałem ten post.
Krzysztof, który jest też trenerem napisał między innymi:

„Jeżeli ktoś nie ma talentu stratega, czy bliskości to nikt go tego nie nauczy. „
a potem jeszcze

„Handlowcy, którzy nie posiadają wystarczającego zestawu talentów “sprzedażowych”, stanowią te 80% zespołu, którym dobry menedżer sprzedaży nie powinien się zajmować. Życie nie malina. „

Otóż Krzysztofie, z całym szacunkiem dla Ciebie widzę to całkiem inaczej.
Jak wynika z całego mojego postu zarówno działań strategicznych, bliskości i innych podobnych rzeczy można się nauczyć, choć nie zawsze jest to proste i zależy od stanu wyjściowego.
Mam też całkowicie inne podejście do handlowców (sprzedaż B2B), których trenuję. Nigdy nie zastanawiam się jakich to talentów tym ludziom brakuje, lecz co mogę zrobić, aby w ciągu tych paru dni każdego z nich (bo zajmuję się nimi indywidualnie) posunąć jak najbardziej do przodu. I Twoje 80% też mnie zadziwia. Puściłem sobie przed oczami szkolenia ostatnich paru lat i tylko w jednym przypadku zaleciłem uczestnikowi wybranie innego zawodu i to nie z powodu „braku talentu”. Ten niezwykle inteligentny i „wygadany” człowiek miał po prostu postawę bardzo kontraproduktywną w sprzedaży B2B i nie chciał jej zmienić. Jeden człowiek na trzy lata treningów (dalej nie chciałem już sięgać)!!!

Ciekaw jestem Waszych przemyśleń na ten temat, sądzę, że przynajmniej dla niektórych z Was przemyślenie tego, co napisałem może być jak dynamit :-)

Tak czy inaczej pamiętajcie o wyciąganiu własnych wniosków.

Komentarze (98) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Dokąd prowadzi Twoja droga życiowa?

Siedzę właśnie na tarasie z widokiem na błękitny Atlantyk i przyszła mi do głowy metafora, którą dała mi dużo do myślenia.  Jestem przekonany, że będzie przydatna dla większości z Was, więc podzielmy się nią.
Na początek zabawmy się w małą podróż w czasie. Jako, że większość z Was jest jeszcze w młodym wieku wyobraźcie sobie Wasze życie za 10-15 lat. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż będziecie wtedy też w jakiś sposób dbać o swoje utrzymanie (nawet będąc „rentierem”, co dla inteligentnych i aktywnych ludzi wcale nie jest takie proste jak by się mogło wydawać).
Generalnie patrząc na ten obraz można wyróżnić następujące kategorie:

  • żeglarze
  • motorowodniacy
  • właściciele galer
  • galernicy
  • rozbitkowie dryfujący na falach

Przyjrzyjmy się po kolei co charakteryzuje każdą z nich:

Żeglarze – poruszają się jachtami napędzanymi siłą wiatru. Wiatr występuje prawie zawsze i wszędzie, do tego nie kosztuje nic. Wystarczy rozpiąć na łodzi parę płócien ze sprytnie przemyślaną możliwością ich ustawiania i już mamy wygodne, nie wymagające specjalnego wysiłku, bezpłatne i do tego bardzo ekologiczne źródło napędu. Umiejętne użycie żagli pozwala nam na wykorzystanie siły wiatru do poruszania się w dowolnym kierunku, włącznie z tym, z którego wiatr wieje! Solidnie zbudowane jachty żaglowe dobrze zachowują się nawet na bardzo rozfalowanym oceanie, a niewyczerpalność źródła napędu pozwala na zapłynięcie bardzo daleko, nawet jeśli przeciętna prędkość nie jest oszałamiająca. W wielu bardzo atrakcyjnych miejscach na świecie wiatr regularnie zmienia swój kierunek zgodnie ze wskazaniami zegara (na naszej półkuli), wiedząc o tym, jak ktoś jest wygodny to można poczekać parę dni, aż zmieni się na korzystny. Żeglowanie nie wymaga ciągłej uwagi, pominąwszy parę manewrów przez większą część czasu można włączyć autopilota i oddać się innym przyjemnym zajęciom :-)
Napęd żaglowy jest też mniej wrażliwy na ewentualne awarie, cokolwiek by mu się nie przydarzyło, to prawie zawsze można coś zaimprowizować i płynąć dalej.

Motorowodniacy – poruszają się jachtami napędzanymi silnikami spalinowymi. Daje im to możliwość znacznie szybszego poruszania się, niż np. pod żaglami. Z drugiej strony napęd taki jest hałaśliwy, wymaga regularnej konserwacji i serwisu, a przede wszystkim częstych wizyt na stacji benzynowej (brakuje mi polskiego odpowiednika amerykańskiego „fuel-dock”). Ta ostatnia właściwość ma dwie poważne wady:

  • trzeba mieć więcej środków na paliwo niż w przypadku żaglówki
  • nie można zbyt daleko zapłynąć po otwartym oceanie, chyba że będzie za tobą podążał mały tankowiec :-)

Do tego jachty motorowe zazwyczaj nie tak dobrze zachowują się na fali, więc szczególnie jak płyniesz szybko, to musisz cały czas uważać.
Awaria silnika powoduje, że jesteś na łasce fal i możesz najwyżej wzywać pomocy.

Właściciele galer – zbudowali wielki okręt i najęli niewolników do napędzania go. Dzięki pracy tychże niewolników galera może się poruszać i zarabiać na utrzymanie zarówno swoje, jak i jej właściciela. Ten albo nie musi nic robić, albo (znacznie częściej) pełni rolę poganiacza, który waląc w bęben krzyczy „tempo dwadzieścia, kołki w zęby!!!”. Czy to jest przyjemna rola, w której warto spędzić sporą część każdego dnia, to musi każdy zadecydować sam. Nie wspominam już tutaj o nierzadkich przypadkach, kiedy posiadacz galery zbudował ją tak nieszczelną, że musiał przykuć się do pompy i cały czas wypompowuje wodę, bo inaczej jego statek zatonie. Nawet jeśli potem to pomieszczenie pompy zostało wyłożone brokatami, a właścicielowi donoszą najwspanialsze posiłki trudno to nazwać jakością życia. Galera jest też duża i niezgrabna, w związku z tym nie da się nią wpłynąć w wiele uroczych zakątków i trzeba wozić (i kupować) mnóstwo prowiantu dla galerników. Aha, w dzisiejszych czasach na dużych galerach często zatrudnia się najemnych poganiaczy, którzy czasem niesłusznie mienią się managerami (bo prawdziwy manager to zupełnie coś innego)

Galernicy – Tacy wioślarze pracują ciężko w zamian za to, że są oni po prostu utrzymywani przy życiu, często minimalnym możliwym nakładem. Plusem takiej pracy jest rozwinięcie sporej sprawności w wiosłowaniu i oczywisty brak nadwagi i chorób z nią związanych :-) Do tego dochodzi brak konieczności znania się na nawigacji i meteorologii. Minusów chyba nie muszę wyliczać !
Kiedyś galernikami zostawali pojmani niewolnicy lub przestępcy. Dzisiaj rekrutacja zazwyczaj odbywa się na życzenie zainteresowanego. Wystarczy kombinacja niskiej wartości rynkowej z dużym kredytem na mieszkanie, meble, samochód plus powiedzmy dwójka dzieci i już mamy gotowego kandydata na galernika.

Rozbitkowie dryfujący na falach – w tej nieprzyjemnej sytuacji można znaleźć się na wiele sposobów i z pewnością moglibyście sami podać wiele przykładów. Rozbitkowie nie mają źródła napędu i bezwolnie poddani są oddziaływaniu wiatru i prądów morskich. Niektórzy z nich nie mają nawet kamizelki ratunkowej i cały czas z ogromnym wysiłkiem muszą walczyć, aby po prostu nie pójść na dno, albo zostać zjedzonymi przez rekiny!! Bardzo nieprzyjemna sytuacja i niestety dość rozpowszechniona w Polsce, zwłaszcza wśród starszych roczników

Teraz niech każdy spojrzy na swój aktualny kurs życiowy i przedłuży go o 10 lat do przodu. Potem zadajcie sobie pytanie: „jeśli będę płynął tak jak dotychczas, to w której grupie najprawdopodobniej znajdę się w przyszłości?”
Jeśli namierzony punkt docelowy nie jest dla Ciebie atrakcyjny, to zadaj sobie pytanie „Co mogę zrobić, aby mój kurs zmienić?”
Pamiętaj, że im wcześniej wprowadzisz konieczne korekty, tym mniejsze i bezbolesne będą one musiały być.

Na zakończenie dwie ważne uwagi:

  • Po pierwsze powyższa klasyfikacja nie stanowi jakiejkolwiek próby wartościowania ludzi aktualnie znajdujących się w różnych okolicznościach życiowych. Sam, za wyjątkiem galernika, byłem w każdej z powyższych sytuacji, więc wiem jak to jest. Jest to tylko pewna metafora, której celem jest pobudzenie do przemyślenia pewnych aspektów życiowych
  • Po drugie, nikomu nie sugeruję, w jakiej grupie ma się znaleźć. Każdy z nas jest inny, ma inne preferencje i nastawienia. Tutaj chodzi o to, aby się po prostu zastanowić

Z żeglarskim pozdrowieniem :-)
Alex

Komentarze (97) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Generalista, czyli umiejętne zastosowanie Zasady Pareto

Patrząc wokół nas widzimy bardzo silny trend w kierunku coraz większej specjalizacji. Ludzie wokół nas specjalizują się na potęgę, często poświęcając na to wiele czasu i energii. Jak zwykle w takiej sytuacji bardzo nasila się konkurencja i coraz trudniej się w niej wybić.

Wielu z Was zadaje sobie zapewne pytanie, czy można jakoś ominąć, bądź przeskoczyć ten wyścig i przed podobnym zagadnieniem stanąłem już ładnych parę lat temu. Może moje doświadczenia przydadzą się komuś do wypracowania własnego rozwiązania na życie, u mnie funkcjonuje to całkiem dobrze :-)

Zacznijmy od obydwu definicji specjalista-generalista

Tradycyjne określenie tych dwóch terminów sprowadza się do nieco przerysowanego „specjalista to człowiek, który wie wszystko o niczym, a generalista to ten, który wie nic o wszystkim” :-)
W rzeczywistości te ekstrema nie występują, a przynajmniej nie spotkałem się z nimi :-)
Generalistą nazywam w takim przypadku osobę, która nie posiadając specjalistycznej wiedzy „aż do dna” jest nieźle zorientowana w różnych zagadnieniach. Przez „nieźle” rozumiem, zgodnie z zasadą Pareto, że ma on te 20% wiedzy i umiejętności w każdej z tych dziedzin, które dają mu 80% możliwości działania w niej (całkiem nowe podejście do uczenia się, nieprawdaż :-)).

Jeśli teraz powiemy (upraszczając), że specjalista inwestując 100 procent swojego czasu zdobywa wiedzę wartą 100 jednostek, to generalista, umiejętnie dobierając to, czego się uczy zdobywa umiejętności warte znacznie (teoretycznie 5 razy) więcej. Cały trik polega na właściwym dobraniu tych 20% z każdej dziedziny oraz takiej kombinacji tych ostatnich, która jest rzadka i poszukiwana na rynku. Wtedy praktycznie nie masz konkurencji a jeśli potrafisz zrobić Twoim działaniem dużą różnicę to klienci gotowi są płacić wręcz nieprzyzwoite pieniądze za Twoje usługi :-)

Jak zrobić to w praktyce?

Zacznij od jednej dziedziny, którą lubisz, co jest warunkiem koniecznym aby przez całe lata robić coś naprawdę dobrze. W niej wykorzystaj Twoje doświadczenie, aby określić które 20% maksymalnie zwiększa Twoją skuteczność i nie żałuj wysiłków aby zdobyć te umiejętności. To da Ci niezłą bazę, pozwalającą zarabiać na życie a czas, który zaoszczędzisz zainwestuj w poznawanie kolejnej interesującej Cię dziedziny. W tej znów znajdź kluczowe 20% i opanuj je. Potem powtarzaj tę procedurę kilka razy :-)

Pamiętaj, że chodzi o zdobywanie umiejętności praktycznych, więc cała seria formalnych studiów (kilka fakultetów) nie jest właściwym rozwiązaniem !!!

Tam będą uczyć cię teoretycznie i „całościowo” marnując Twój czas zapychaniem Ci głowy dużą ilością inteligentnie brzmiącego „mułu informacyjnego”

W rezultacie możemy dojść do sytuacji kiedy:

  • specjalista zna 100% jednej dziedziny dające mu 100 możliwej skuteczności
  • generalista zna:
    – 20% dziedziny A dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny B dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny C dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny D dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie
    – 20% dziedziny E dającej mu 80% możliwej skuteczności w tym zakresie

O ile tych procentów generalisty nie możemy po prostu dodawać :-) to już na pierwszy rzut oka widać wyraźnie, że przy odpowiednim doborze A,B,C,D i E oraz zdobywanych „kawałków” umiejętności wartość rynkowa takiego człowieka będzie całkiem duża :-)

To, co opisałem powyżej to oczywiście spore uproszczenie rzeczywistej sytuacji, bardziej chodziło mi o opisanie zasadniczej idei. Proporcje pomiędzy poszczególnymi dziedzinami nie muszą (i prawdopodobnie nie będą) równe, nie jest też konieczne aby było ich pięć. W naszą „A” jako główną specjalność możemy zainwestować więcej niż 20% czasu a te ostatnie 20% można na przykład porozdzielać na dużą liczbę innych zagadnień, co znacznie powiększy nasze zrozumienie świata. Taką właśnie drogę obrałem w 1991 i jak mówią Amerykanie „I never looked back”. Nie jest to droga dla każdego i nie każdą karierę da się skonstruować w ten sposób. Mimo tego, dla inteligentnych i ciekawych życia osób jest to bez wątpienia podejście warte rozważenia i uwzględnienia, bo robienie przez całe lata tego samego byłoby dla nich bardzo frustrujące. Stosując je można też, jak już wspomniałem, zarabiać uczciwie bardzo konkretne pieniądze, co jest dodatkowym „cukierkiem” całej sprawy.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to zapraszam do dyskusji.

Komentarze (57) →
Alex W. Barszczewski, 2007-09-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Przetestuj Twoje marzenia cz. 2

Po dość intensywnej dyskusji o konieczności testowania naszych marzeń (przynajmniej jeśli ich realizacja wymaga dużych poświęceń) postanowiłem napisać Wam o moim wielkim marzeniu, które miało decydujący wpływ na całe moje dorosłe życie i którego zbyt desperacka realizacja o mało nie pozbawiła mnie bardzo wielu możliwości.

Kiedy miałem 20 lat po raz pierwszy spędziłem wakacje na Mazurach i niezwykle spodobało mi się żeglowanie i cały styl życia z tym związany. Zdałem egzamin na patent sternika i dzięki temu każdego lata, prawie bez pieniędzy (za to z moją przyjaciółką :-)) jechaliśmy pociągiem przez całą Polskę, tam „załapywałem się” jako prowadzący różne rejsy (wtedy rzeczywiście trzeba było mieć patent, a takich ludzi było mało), a po dwóch miesiącach, wypoczęci, opaleni i czasem z nieco większą gotówką wracaliśmy na uczelnię.

Takie luźne, pełne doczesnych radości życie spodobało mi się tak bardzo, że zapragnąłem, aby robić to nie przez 2 miesiące na Mazurach, lecz cały rok w jakiś ciepłych krajach. W ówczesnej Polsce (druga połowa lat siedemdziesiątych) było to dla biednego studenta, którym byłem tak samo realne, jak dziś wycieczka w przestrzeń kosmiczną dla większości z Was. Ta idea opanowała mnie dość dokładnie i wpłynęła na to, że zacząłem intensywnie uczyć się języków oraz uświadomiłem sobie, że przede wszystkim muszę wyjechać z tego kraju. Było to całkowicie odmienne od postępowania większości moich kolegów ze studiów zajętych zakładaniem rodziny, kupowaniem na kredyt M2 i „maluchów” (dla młodszych Czytelników: Fiat 126p -w latach 70-tych marzenie większości Polaków). Wszyscy pukali się wtedy w głowę, a dziś patrząc na wielu moich rówieśników jestem bardzo zadowolony z mojego „braku rozsądku i realizmu”, który wtedy wykazywałem.

Moje marzenie spowodowało, że w 1981 roku z dużym wysiłkiem udało mi się razem z moją dziewczyną wyjechać z kraju. Nie muszę chyba wspominać, że to ja byłem siłą napędową tego kroku :-)

Wylądowanie na Zachodzie oznaczało wtedy znacznie większy skok cywilizacyjny i gospodarczy, niż dziś np. emigracja do Irlandii, też w sensie ekonomicznym. Większość młodych par, które opuściły wtedy Polską zabrała się ochoczo do znalezienia jakiejś stałej pracy (według lokalnych standardów dość kiepsko opłacanej) i oczywiście spłodzenia potomstwa. Pokusa była duża („no przecież wszyscy tak robią i tak trzeba”, „jak nie teraz to kiedy”), niemniej moje marzenie i wychowywanie małych dzieci nie bardzo szły ze sobą w parze. Zamiast tego, będąc biedny jak przysłowiowa mysz kościelna zacząłem budować mały (6,4 m długości) jacht z drewna, chcąc pływać nim choćby na Morzu Śródziemnym. Dwa lata wielkich wyrzeczeń i pracy od rana do nocy doprowadziły do zbudowania surowego kadłuba i …. całkowitej plajty finansowej (utrzymywałem się wtedy ze sprzedaży gazet i naprawiania samochodów „na czarno”!!!) W rezultacie straciłem to, co zbudowałem i mogłem zacząć od zera. To był krytyczny punkt w moim życiu. Mogłem postawić na jedną kartę, „być prawdziwym mężczyzną”, jakoś dokończyć budowę, przetransportować moje „dzieło” nad morze i zacząć na tej mizernej łupinie życie żeglarskiego włóczęgi, z całym zapasem kompleksów i ignorancji w sprawach życiowych, które wtedy miałem. W obliczu moich późniejszych doświadczeń z życiem na jachcie (o czym napiszę poniżej) byłaby to bardzo kiepska decyzja, na szczęście zabrakło mi wtedy konsekwencji i odpuściłem sobie (inaczej wylądowałbym w niezłym lejku :-)) Zamiast tego postanowiłem zapomnieć całą sprawę i postawić się na nogi ekonomicznie i popracować nad moim niezwykle kiepskim poczuciem własnej wartości.
Ładnych kilka lat później, już jako właściciel małej firmy IT wróciłem do tego marzenia i w którymś momencie tak ustawiłem firmę, aby funkcjonowała beze mnie (nie było jeszcze wtedy internetu) zabrałem moją kobietą i pojechałem na miesiąc na Florydę pożeglować sobie. To było jak dawka prochów dla byłego narkomana :-) Słońce, plaże, szmaragdowa woda, luz i to wszystko za względnie niewielkie pieniądze!!!

Marzenie odżyło i w rezultacie, aby mieć więcej czasu rozstałem się z branżą IT i zacząłem karierę trenera, co pozwoliło mi znacznie elastyczniej planować mój kalendarz (swoją drogą to ciekawe jak na podstawie błędnych przesłanek dochodzimy czasem do idealnych rozwiązań :-)) Jednocześnie zacząłem myśleć o stworzeniu pasywnych dochodów, aby móc „na zawsze” odbić od cywilizacji i spokojnie sobie żeglować. W międzyczasie kupiłem całkiem przyzwoity jacht (używany nie kosztuje tak wiele jak wiesz gdzie i jak kupować) i zacząłem całe zimy spędzać nad Zatoką Meksykańską. Planowo około roku 2000 powinienem być w stanie zrealizować w 100% moje młodzieńcze marzenie. Do tego nie doszło, bo po w sumie 2 latach spędzonych w niemal idyllicznych warunkach na pokładzie, ten styl życia ……… po prostu mi się znudził. Niewiarygodne, ale prawdziwe!! I to mimo, iż nie brakowało mi tam ciekawych przeżyć i ludzi!!

W którymś momencie, mieszkając wśród wysp zacząłem hobbystycznie doradzać lokalnym małym biznesom i wtedy stwierdziłem, że równie dobrze mogę to znowu robić w Europie dla dużych koncernów, biorąc udział w znaczących przedsięwzięciach. Całe szczęście, że jak zwykle w życiu stosowałem strategie utrzymywania sobie otwartych opcji i resztę historii już znacie. Dziś wolę spędzać zimy mieszkając w hotelu na Kanarach, bo mam możliwość intensywnej pracy koncepcyjnej (prąd w nieograniczonych ilościach, internet, nie trzeba codziennie studiować prognozy pogody itp.), choć ostatnio stwierdziłem, że i tam trzymiesięczna przerwa w tym, co bardzo lubię robić (treningi, coaching) jest za długa i od tego roku będę opuszczał Europę „na raty”

Takimi to pokrętnymi drogami czasem dochodzimy do rzeczy, które naprawdę sprawiają nam przyjemność i które gotowi jesteśmy robić bardzo długo. Moje wielkie (i w końcu jak się okazało chybione) marzenie wielokrotnie prowadziło mnie we właściwym kierunku pozwalając ominąć różne rafy życiowe, ale co najmniej raz na trwale unieszczęśliwiłoby mnie, gdybym nie testując go postawił wszystko na jedną kartę aby je zrealizować.

W życiu spotykam często sfrustrowanych czterdziesto- i piećdziesięciolatków, którzy właśnie tak postąpili (w różnych dziedzinach), aby potem z żalem stwierdzić, że przecież nie o to im chodziło. Nie sprawdzili tego przed zainwestowaniem dużej części ich życia.

Większość z Was jest w znacznie młodszym wieku i jeśli ta osobista historia przyda się choć jednemu z Was, to warto było ją napisać (czego zazwyczaj nie lubię robić).

Życzę Wam pięknych marzeń i realizacji tych, które pasują do Waszych potrzeb.

Komentarze (48) →
Alex W. Barszczewski, 2007-08-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Przetestuj Twoje marzenia

Ten post tylko pozornie zbliżony jest do wypowiedzi „Czy już posmakowałeś Twoich marzeń„, na który to temat dość intensywnie dyskutowaliśmy. W tamtym wątku chodziło głównie o to, aby doświadczyć własnego maksimum zadowolenia i przyjemności z życia „tu i teraz” i w tenże sposób uzyskać bardzo cenny punkt odniesienia do oceniania innych naszych działań.
Dziś zajmujemy się całkiem innym aspektem, a mianowicie faktem, że wielu z nas z dużą determinacją dąży do realizacji pewnych długoterminowych wizji ( w znaczeniu stylu życia, czy też rodzaju pracy zawodowej) mając przy tym bardzo niewielkie pojęcie o tym, jak naprawdę będzie to wyglądało, jeśli do tego celu dotrą. To jest mocno powiedziane, niemniej wielokrotnie zdarza mi się rozmawiać z rozczarowanymi pracownikami różnych specjalności, przedsiębiorcami, rodzicami, małżonkami, którzy po latach poświęceń i wysiłku stwierdzali ” to nie tak miało być”. Najgorsze, jeśli taka wypowiedź ma miejsce w momencie, kiedy za względu na wiek, podjęte zobowiązania (finansowe, dzieci itp.) ewentualna zmiana kursu byłaby bardzo trudna, bądź wręcz niemożliwa, nawet, jeśli dana jednostka jest głęboko sfrustrowana swoim dotychczasowym życiem. To taki typowy przypadek dolnej części tego lejka, o którym już rozmawialiśmy.
Teraz oczywiście mamy dylemat, bo z jednej strony osiągnięcie wielu ambitnych celów życiowych wymaga poświęcenia im przez dłuższy okres czasu wielkiej ilości czasu i energii (wszystko kosztem innych opcji), z drugiej, jak już wspomniałem, często podejmujemy takie brzemienne w skutkach decyzje opierając się jedynie na naszych spekulacjach, wyidealizowanych marzeniach, czy też wypowiedziach osób nie będących dobrymi, kompetentnymi doradcami. Co w takiej sytuacji zrobić? Jak zwykle w życiu nie ma zapewne jednej, „słusznej” dla wszystkich odpowiedzi, lecz myślę, że z czystym sumieniem mogę dać Wam kilka wskazówek, które jak zwykle możecie zastosować, zmodyfikować, bądź kompletnie zignorować:

  • Bądźcie bardzo ostrożni i niezwykle niechętnie podejmujcie te poważne decyzje życiowe, z których konsekwencji trudno będzie się Wam wycofać. I to niezależnie od tego, jak bardzo podoba Wam się chwilowa teraźniejszość i na ile inni ludzie będą Wam szermować argumentami o „przejęciu odpowiedzialności za kogoś”, „powinnościach”, „byciu dorosłym” czy jakimikolwiek innymi. innych. Pamiętajcie, że życie to długoterminowa zabawa i bardzo trudno jest nam (nie ograniczając się z góry w dużym stopniu) przewidzieć, jakie potrzeby i zainteresowania będziemy mieli za 5-10 lat, o dłuższych okresach nie mówiąc. Coś, co na podstawie powierzchownego wrażenia dziś zdaje nam się marzeniem, może 10 lat później okazać się frustrującą rutyną bez przyszłości. To samo może dotyczyć ludzi, z którymi przebywamy. Różne osoby rozwijają się w różnym tempie i w różnych kierunkach, jeśli zamkniemy oczy na ten oczywisty fakt, to mamy zaprogramowane późniejsze kłopoty. Zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania w świetle przekonań wielu ludzi i tego co „się zazwyczaj robi” mogą brzmieć co najmniej kontrowersyjnie, ale jak to ktoś kiedyś powiedział „robisz to co wszyscy – masz rezultaty podobne do nich”.
    Każdy powinien robić tak, jak uważa, ja osobiście staram się nie wchodzić tam, dokąd prowadzi śliska i stroma rampa w dół, a gdzie nie ma drzwi z napisem „exit” i z perspektywy lat jakoś dobrze na tym wychodzę :-)
  • Jeżeli już koniecznie chcecie podejmować takie ostateczne decyzje, to koniecznie przetestujcie jak będzie Wam się podobał rezultat końcowy. To w przypadku niektórych zawodów może okazać się trudne (np. jak być przez 3 miesiące lekarzem „na próbę”), w takich wypadkach postarajcie się przynajmniej zdobyć uczciwe informacje jak to jest i to zarówno od osób praktykujących daną profesję, jak też ich najbliższego otoczenia. Czasem można przez pewien czas potowarzyszyć takiemu człowiekowi w jego działaniu, jak masz oczy szeroko otwarte, to zobaczysz wystarczająco dużo.
  • W przypadku relacji międzyludzkich sprawa jest prostsza, bo w dzisiejszych czasach nikt nie jest zmuszony do zobowiązywania się na całe życie całkowicie „w ciemno”. Na ogół można przeprowadzić intensywną „jadę próbną” z potencjalnym partnerem i nie mam tu na myśli tylko tygodniowych wakacji i dobrego seksu (co dla większości z nas jest bardzo ważne). Raczej chodzi o faktyczne przebywanie ze sobą przez dłuższy okres czasu, najlepiej 24/7 i wspólne podejmowanie różnych przedsięwzięć. Po czymś takim, bogatsi o obserwacje możemy podejmować nieco bardziej wyedukowane decyzje, czy na pewno chcemy być z tą osobą i na takich zasadach :-) To oczywiście nie ma zastosowania do przypadków, kiedy ktoś „wymarzy” sobie konkretnego partnera (nie znając go bliżej), potem go „zdobywa” a na końcu jest wdzięczny, że ta osoba wybrała jego. Na ten ostatni temat porozmawiamy sobie kiedyś indziej.
  • Powyższe rozważania z „jazdą próbną” dotyczą też długofalowych planów, na nieco późniejszy okres życia. Jak już wspomniałem w poprzednim poście znam wielu aktywnych managerów, którzy np. marzą o prowadzeniu małego, własnego hoteliku, restauracji, gospodarstwie agroturystycznym, czy wręcz zaszyciu się w „dzikiej głuszy” i całkowitym spokoju. Patrząc na ludzi, których umysł wytrenowany jest w rozwiązywaniu kompleksowych zadań sporego kalibru z jednej strony, a mniej znane szerokiemu ogółowi realia hotelarstwa czy gastronomi z drugiej jakoś czarno to widzę. Koniecznie trzeba przekonać się jak to jest zanim podejmie się daleko idące decyzje i to najlepiej osobiście, z pierwszej ręki.

W następnym poście napiszę, jak mogłaby się skończyć realizacja „za wszelką ceną” jednego z moich największych marzeń życiowych (które po odłożeniu go na półkę, później bez trudu osiągnąłem i w międzyczasie znudziło mi się ono :-))

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nasze marzenia

Gdyby wszystko było możliwe, to co chciałbyś robić za 7 lat?
Takie pytanie zadaję od dawna bardzo wielu młodym, wykształconym ludziom, z którymi miałem możliwość porozmawiania przy różnych okazjach.
W ciągu tych lat otrzymywałem zróżnicowane odpowiedzi, choć generalnie można w nich dopatrzeć się kilku trendów, o których warto powiedzieć:

  • znakomita większość pytanych ma niezwykle mgliste wyobrażenie, o swoich pragnieniach. Najczęściej powtarzane odpowiedzi to „mieć własne mieszkanie, założyć rodzinę i mieć lepszą pracę„, przy czym zapytanie o bliższe szczegóły (np. w jakim kraju ma być to mieszkanie i dlaczego akurat tam) prowadzi do dość zunifikowanych odpowiedzi typu „w Polsce, bo przecież to mój kraj„. Tak samo pytanie „po co ci dzieci” wywoływało często konsternację „jak to po co????” :-)
  • większość ludzi na jednoznaczne pytanie „co chcesz robić” odpowiadała jakie przedmioty materialne chcieliby posiadać!! Pojawia się pytanie, czy ich umiejętność doznawania uzależnione jest od tego, kto ma tytuł własności???
  • spora część zapytanych pozostawała „realistami” „marząc” o stosunkowo nieznacznym poprawieniu swojej aktualnej sytuacji życiowej: „trochę więcej zarabiać, mieć trochę lepszego szefa” i to było wszystko!!!. To z mojego punktu widzenia jest bardzo smutne, bo oznacza, iż takim osobom wyamputowano marzenia!!
  • część odpowiedzi dotyczyła posiadania dużej sumy pieniędzy (przy czym „duża” było pojęciem względnym). Na pytanie o szczegóły, co chcieliby z tymi pieniędzmi robić często otrzymywałem odpowiedź „wydawać” :-) Jak myślicie, jak długo wydawanie pieniędzy może zastąpić prawdziwe zadowolenie w życiu?
  • słuchając wielu marzeń nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za parę lat będziemy mieli w Polsce wysyp małych restauracji, hoteli i gospodarstw agroturystycznych prowadzonych przez byłych managerów. Czy Ci ludzie zdają sobie sprawę „jak to się je”?
  • część zapytanych przyznała, że nigdy poważnie się nad czymś takim nie zastanawiała, żyjąc z dnia na dzień i po prostu reagując na to, co przynosi życie. To też wygląda na objaw wewnętrznej rezygnacji, nieprawdaż?

Jak, drogi Czytelniku, brzmi Twoja odpowiedź na pytanie postawione na samym początku?
Naturalnie nie musisz pisać tutaj swojej odpowiedzi, niemniej zastanów się nad tym pytaniem przynajmniej dla samego siebie. Odpowiedź wcale nie musi być precyzyjna (zbyt duża precyzja przy tak sporym okresie czasu może ograniczać naszą zdolność postrzegania innych sposobności), ale bądź świadom, o czym tak naprawdę marzysz. Może osiągnięcie tego wcale nie jest takie trudne jak uważasz.
Jeśli nie marzysz o niczym, to zastanów się skąd się wzięło Twoje nastawienie i jaką cenę możesz za to zapłacić (podpowiem – ludzie bez marzeń często dają się zredukować przez bliźnich do roli mrówek robotnic, czego naprawdę nikomu nie życzę)
Jeśli interesuje Was, jaka była moja odpowiedź, kiedy po raz pierwszy zadałem sobie to pytanie (ok. 1995) to proszę bardzo. Warto zaznaczyć, że wtedy moja sytuacja nie była zbyt różowa (złamane serce, długi, inne komplikacje):

  • przede wszystkim chciałem doprowadzić do sytuacji, aby być uwolnionym od konieczności pracy zarobkowej. Czas jest jedynym dobrem, którego podaż jest rzeczywiście ograniczona (nie da się też wziąć go na kredyt) i wolę spędzać jak największą część mojego życia na robieniu tego, co naprawdę chcę.
  • chciałem mieć wokół siebie sympatycznych, otwartych i ciepłych ludzi i mieć z nimi różnorakie i intensywne relacje.
  • chciałem robić rzeczy, które z jednej strony przyczyniałyby się do mojego rozwoju, a z drugiej wnosiły coś pozytywnego w życie innych ludzi. Przez rozwój rozumiem rozszerzenie mojej wiedzy oraz umiejętności zrozumienia, robienia i odczuwania różnych rzeczy.
  • nigdy nie lubiłem zimy, więc chciałem spędzać te ciemne miesiące na słoneczku w bardziej przyjaznym klimacie
  • chciałem dużo żeglować wśród tropikalnych wysp, ze słońcem, piaszczystymi plażami, palmami, niebieską wodą i oczywiście z inteligentną i namiętna kobietą jako załogą.

Ku mojemu zdziwieniu już w roku 2000 byłem mniej więcej tam gdzie chciałem. Co prawda fine tunning jeśli chodzi o dobór załogi trwał trochę dłużej (ale było to interesujące zajęcie :-)), a i samo mieszkanie na jachcie znudziło mi się (w sumie mieszkałem pod żaglami 2 lata), niemniej ogólne rezultaty przekonały mnie ostatecznie, że trzeba mieć dość odważne marzenia i starać się je konsekwentnie realizować.

Co powiecie na to twierdzenie, jak i na liczne, zawarte w tekście pytania?

Komentarze (82) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie daj się odczłowieczyć !!

Pamiętacie, jak ostrzegałem Was przed podejmowaniem zatrudnienia w firmach, które zrobią z Was odmóżdźone, pozbawione minimum własnego logicznego myślenia zombie ?

Może być jeszcze gorzej!!

Obejrzyjcie z uwagą ten materiał (wideo na stronie) i zastanówcie się nad dzielnymi policjantami, kuratorami i sędziami biorącymi udział w tej akcji. Każdy z nich ma oczywiście wyjaśnienie swojego sposobu postępowania i nie chcę tutaj bawić sią w sędziego. Powinniście sami wyciągnąć własne wnioski, pomocne może być też kliknięcie tam na dodatkowy materiał z prawej strony.

Moje gorące zalecenie dla Was:

Przy wyborze sposobu zarabiania na życie zróbcie wszystko, aby nigdy przenigdy nie znaleźć się w sytuacji, kiedy na polecenie innych ludzi, albo co gorsza z własnej inicjatywy musielibyście okazywać zachowania niegodne miana człowieka ucywilizowanego. Jest przecież tyle lepszych metod zarabiania pieniędzy!!!

Komentarze (44) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 3 of 6«12345»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025