Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera, Tematy różne

Stabilność emocjonalna

Dziś porozmawiajmy o bardzo istotnej kwestii charakteru człowieka, a mianowicie o stabilności emocjonalnej. Bardzo często mam wrażenie, że dobierając sobie partnerów do mniej lub bardziej trwałych relacji zwracamy zbyt mała uwagę na ten czynnik, co potem bardzo negatywnie odbija się na naszej jakości życia.
Dla zilustrowania o co mi chodzi posłużę się bardzo prostym przykładem kulki spoczywającej na różnych powierzchniach.

stabilny układ
W tym układzie kulkę można stosunkowo łatwo wychylić z położenia równowagi, ale puszczona wolno sama do niego wróci.
W przełożeniu na człowieka opisuje to osobę, która jest dość wrażliwa (łatwe wychylenie z położenia neutralnego) a jednocześnie posiada wewnętrzną stabilność własnych emocji i w miarę szybko wraca do stanu normalnego bez udziału siły (osoby) z zewnątrz. Z mojego punktu widzenia jest to normalny, zdrowy pod tym względem człowiek z którym można przedsięwziąć wiele różnych rzeczy.
Oczywiście im bardziej wklęsłą jest ta powierzchnia tym trudniej wychylić tę kulkę, w skrajnym przypadku będzie ona zablokowana pomiędzy ściankami jak na następnym rysunku.

zablokowany system

Takie podejście jest bardzo dobre dla pilota samolotu, którym będę w sobotę leciał do Polski, ale w życiu prywatnym kompletny brak emocji u partnera może być bardzo zubażający.

Przeciwieństwem ostatniego podejścia jest następujący i niestety dość często występujący układ:

układ niestabilny

Tutaj wystarczy już najdrobniejszy impuls, aby kulka coraz szybciej zaczęła się staczać w dół i potrzeba jest zewnętrznej siły (czasem nawet znacznej) aby ten proces powstrzymać i ewentualnie wrócić z nią do pierwotnego położenia. Takie zachowanie często widzę u ludzi w Polsce, drobna przyczyna powoduje samorzutne „nakręcanie się” danej osoby i sytuacja szybko eskaluje i eskaluje.   Jeżeli jesteście na etapie poznawania drugiej osoby, to zalecam pilne wypatrywanie znaków ostrzegawczych, świadczących o takim problemie potencjalnego partnera/partnerki. Ludzie o takim wzorcu reakcji mogą być na co dzień przemiłymi osobami, o wielkim sercu i pełnymi innych zalet. Nie zmienia to niestety faktu, że dla człowieka, który zamierza mieć wysoka jakość życia i współżycia z innymi taki potencjalny partner to proszenie się o problemy i frustracje.
Dodatkowo, takie zachowanie może być symptomem leżących głębiej, znacznie poważniejszych problemów, z którymi na pewno nie chcielibyście być skonfrontowani (chyba że ktoś jest psychoterapeutą). Po co Wam to? Stanowczo odradzam (a rzadko tak zdecydowanie wypowiadam się na tych łamach)

Łagodniejszym przypadkiem powyższej przypadłości jest osoba, którą można porównać do kulki spoczywającej na płaskiej powierzchni. W tym przypadku jakikolwiek impuls zakłócający też spowoduje ruch kulki ograniczony tylko tarciem i oporem powietrza, ale przynajmniej nie mamy tutaj efektu samowzmacniania :-)
neutralny

O ile możemy ewentualnie akceptować takie osoby jako luźnych znajomych, to też odradzam wiązanie się z nimi na dłużej. Chyba że ktoś lubi „pracę nad związkiem” zamiast delektowania się nim, masochistów przecież nie brakuje.

Każdemu z Czytelników zalecam też zrobienie „rachunku sumienia” jak to wygląda u każdego z nas. Bycie niestabilnym emocjonalnie skazuje nas na utratę wielu atrakcyjnych możliwości w życiu i mam teraz na myśli nie tylko relacje z innymi ludźmi. Tutaj bardzo przydatną może okazać się szczera informacja zwrotna od kogoś bliskiego, choć oczywiście wymaga ona zawsze zweryfikowania.

Na ile sprawdzacie ten czynnik u potencjalnych partnerów/partnerek i jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?

Komentarze (105) →
Alex W. Barszczewski, 2010-06-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie sądź abyś nie był osądzonym !

Zdanie zawarte w tytule pochodzi z Biblii i jest to niezwykle cenna rada życiowa.

Odkąd zaprzestałem osądzania innych w bardzo wielkim stopniu poprawiła się nie tylko ilość i intensywność moich relacji z ludźmi, ale też jakość życia w ogóle.

Zazwyczaj nie zdajemy sobie z tego sprawy, niemniej od dzieciństwa byliśmy tresowani na zarówno bycie obiektem osądu otoczenia (jeden z elementów dyktatury pociotków o której piszę ostatnio), jak też na bycie bezlitosnym sędzią wobec innych. Szczególnie silne było to (i ciągle niestety jest) w szkole, gdzie nawet tak nieznaczące szczegóły jak marka, czy elementy ubioru powoduje wydawanie dość kategorycznych werdyktów na temat czyjejś „wartości”.

U wielu ludzi ta tresura działa w wieku dorosłym, co ma następujące negatywne konsekwencje:

  • niepotrzebnie osądzając innych na podstawie powierzchownych przesłanek rezygnujemy z wchodzenia w relacje z ciekawymi ludźmi, którzy mogliby znacznie wzbogacić nasze życie
  • osądzając innych psujemy sobie relacje z nimi
  • żyjąc w świecie, gdzie wszyscy nawzajem się oceniają zastanawiamy się zbyt często „co inni pomyślą”, stresując się niepotrzebnie, albo co gorsza nie podejmując różnych prób zmienienia naszego życia na lepsze

Długoterminowo prowadzi to do dość monotonnego życia w ciągłej niepewności i wśród ludzi podobnych do siebie, a nie jest to optymalne wykorzystanie możliwości dzisiejszego świata.

Przyznam Wam, że to uświadomiłem sobie zaledwie kilka lat temu, niemniej zmiana podejścia spowodowała radykalne i pozytywne zmiany w moim życiu. Zalecam każdemu przeanalizowanie własnego sposobu myślenia i sprawdzenie jak często występujemy mentalnie w roli sędziego ferującego nikomu niepotrzebne wyroki. Jeśli macie co do tego pytania i wątpliwości, to zapraszam do komentarzy.

A teraz, aby zilustrować zasadę, iż nikt nie jest doskonały opowiem Wam co wydarzyło mi się wczoraj w południe. Po bardzo interesującym śniadaniu w Radissonie wyprowadziłem samochód z garażu Złotych Tarasów i usiłowałem z ulicy Złotej wyjechać na Emilii Plater. Ze względu na decyzje pani Hanny G-W. aby w Warszawie śnieg leżał tak długo aż sam stopnieje, w jednym miejscu należało się przejechać pomiędzy zlodowaciałą białą ścianą, a samochodami zaparkowanymi po drugiej stronie. Na poniższym zdjęciu widać jak niewiele miejsca pozostało miedzy mną a zderzakiem zaparkowanego vana.  Przeciskając sie tam dość szerokim samochodem, zobaczyłem, że kawałeczek dalej jakiś pojazd zaparkował nie tylko na przejściu dla pieszych, ale tez wystając tak dalece, że minięcie się w najlepszym wypadku było możliwe  „na grubość lakieru”.  Wziąłem komórkę i zrobiłem poniższe zdjęcie do mojej prywatnej galerii bezmyślnych kierowców dziwiąc się jaki rodzaj ludzi coś takiego robi. Samochód zdawał się być opuszczonym, dopiero kiedy wyzwalałem migawkę nad dachem pojawiła się widoczna na zdjęciu osoba. Nawiązałem z nią kontakt wzrokowy i z dużą dezaprobatą pokręciłem głową……..

Dopiero kiedy z trudem przejechałem obok niego zobaczyłem, że pomagał on człowiekowi na wózku inwalidzkim wsiąść do taksówki, a ze względu na zwały śniegu zatrzymanie się w tym miejscu było jedyną możliwością aby to  zrobić!
Bummm!!!! Kolejna lekcja zaliczona Alex!!
Wnioski:

  • Generalnie stosuję w praktyce wszystko, o czym pisze na blogu. Powyższy przypadek pokazuje, że nie jestem w tym perfekcyjny. Całe szczęście, że jak kiedyś napisałem w poście „Nie musisz być doskonałym…”
  • Zdecydowanie należy zadbać o w miarę pełny obraz sytuacji, zanim zabierzemy się za ocenę czegokolwiek
  • Niepokojącym jest to, że widząc tak zaparkowany samochód automatycznie przyjąłem negatywne założenie ludzkiej bezmyślności, czego wcześniej nie robiłem. To jest bardzo niedobry syndrom, oznaczający, że po roku mieszkania w Warszawie i przeróżnych doświadczeń z tym związanych mój obraz świata przesunął się nieco w kierunku, który mi się nie podoba. Traktuję to jako ostrzeżenie i pomyśle jak ten wpływ skompensować. Zrobię też sobie solidny rachunek sumienia, w jakich innych zakresach „zainfekowałem się” negatywnym nastawieniem do „obcych” i tym podobnymi rzeczami, których wcale nie chcę w sobie nosić. Trzeba, podobnie do komputera,  zrobić sobie skan na wirusy, tym razem wirusy umysłu!

Co Wy na to?

Komentarze (79) →
Alex W. Barszczewski, 2010-02-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Precz z dyktaturą pociotków i znajomych cz.2!

Ostatnio rozmawialiśmy o tym, co powiedzieć, jeśli znajomi czy krewni próbują wpływać na nasze decyzje przez zadawanie nam różnych pytań. Myślę, że przynajmniej niektórzy z Was po odrobinie ćwiczenia będą sobie lepiej radzić w takich sytuacjach.
Teraz czas na przypadki, kiedy znajomi i krewni (rodziców zostawimy sobie na trzeci odcinek), nieproszeni o zdanie próbują wywrzeć na nas delikatną presję używając zdań twierdzących, na przykład:
„Iksiński już zrobił……..”
„Iksiński już ma ……….”
„Każdy mężczyzna powinien….”
„Każda kobieta …….”
„W życiu trzeba….”
i wiele tym podobnych.
Generalna metoda postępowania jest następująca:

  • uśmiech (zawsze jesteśmy przyjaźni :-))
  • pytanie „co chcesz przez to powiedzieć?”. Dokładnie takie pytanie, w ten sposób sympatycznie mówimy „sprawdzam” :-)

Pamiętajcie, aby nie tłumaczyć się, nie być agresywnym, po prostu zadajcie to pytanie.

Mamy kilka możliwych reakcji, typowe to:

1) unik – „tak tylko sobie powiedziałem”.

  • Nasza reakcja: mówimy  „aha” i sprawa prawdopodobnie spada ze stołu :-)

2) bardziej bezpośredni „atak” na nas – „bo uważam, że i ty ….. „.  Teraz mamy kilka możliwości reakcji:

  • uprzejma: „masz prawo tak uważać” i nie mówimy nic więcej. Gdyby druga strona kontynuowała pytaniem patrz odcinek 1 tego cyklu :-)
  • uprzejma: „rozumiem, że tak możesz myśleć i chcesz dla mnie dobrze. Jakie inne opcje rozważyłeś?” Zazwyczaj trafiony zatopiony, bo znakomita większość „doradców” nie robi takiej analizy. Jeżeli wyjdą jakieś opcje, to uprzejmie dopytuje o wszelkie za i przeciw, jakie „doradca” wziął pod uwagę :-)
  • uprzejma: pytamy „zdajesz sobie sprawę, że są też inne, dobre podejścia do tej sprawy?”. Jeśli odpowiedź jest „tak”, to mówisz „super” i dalej postępujesz jak w podpunkcie powyżej. Na każdą inną zaostrzasz podejście pytając ” jak w takim razie chcesz mi udzielać rad??”
  • mniej uprzejmie: „wielu ludzi Twojego pokroju tak uważa. Wiesz, że są osoby o innym podejściu, które odnoszą sukcesy w życiu?”. Potem patrz dwa powyższe punkty
  • nieuprzejmie: „kto prosił cie o radę?”. Niech się druga strona tłumaczy :-)

3) bezpośredni atak na nas typu: „nie wstydzisz się, że ty nie……”. Po takiej wypowiedzi generalnie należałoby ostro odpowiedzieć. Kilka łagodniejszych wersji to:

  • „dlaczego miałbym się wstydzić?”, a potem w zależności od odpowiedzi dalej wiercimy rozmówce pytaniami
  • ostrzej: „a jak myślisz, czego ty powinieneś się wstydzić?” albo „jakie twoje osiągnięcia życiowe dają ci prawo aby tak mówić?”
  • istnieje jeszcze kilka dalszych, bardziej jadowitych  możliwości, ale pozwolę sobie je tutaj pominąć. Nie chcę publikować na blogu instrukcji, jak spowodować żeby taki rozmówca musiał skorzystać z pomocy psychologa :-)

Oczywiście możliwości w rozmowie jest mnóstwo i trudno w krótkim poście omówić je wszystkie.  Jeżeli jednak przemyślicie to, co napisałem powyżej, to łatwo będzie znaleźć odpowiednia taktykę do prawie każdej sytuacji. Jeśli macie jakiekolwiek pytania i uwagi to zapraszam do komentarzy.

PS: Pytanie „co chcesz przez to powiedzieć?” jest bardzo dobra pierwszą reakcją na wiele innych wypowiedzi drugiej strony, tak różnych jak np.:

„jesteś złym ojcem, kochankiem, synem itp.”

„nie mogę dać ci podwyżki”

„twój produkt jest drogi”

„jak mogłaś tak się ubrać”

i wiele innych

Komentarze (43) →
Alex W. Barszczewski, 2010-01-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zadzwoń kiedy nic nie potrzebujesz

Takie zdanie powiedziała pewna kobieta w jednym z amerykańskich seriali kryminalnych (to była chyba jakaś wersja CSI ) innej postaci, która odzywała się tylko wtedy, potrzebowała konkretnej przysługi. Znamy takie sytuacje? :-)
W związku z tym mam dla Was kilka pytań, na które warto sobie odpowiedzieć:

  • Do jak wielu ludzi dzwonisz bez konkretnej potrzeby, po prostu aby ich usłyszeć i dowiedzieć się jak im się powodzi?
  • Jak często to robisz?
  • Do jakich ludzi nie dzwonisz bez konkretnej potrzeby, a którzy ucieszyliby się z krótkiej niezobowiązującej rozmowy?
  • Do jakich ludzi, których cenisz krępujesz się zadzwonić bez „interesu”?
  • Dlaczego się krępujesz?
  • Którzy z nich mogłoby się z takiego telefonu ucieszyć?

W wielu wypadkach telefonowanie można od biedy zastąpić komunikatorem, mailem, sms-em, Blipem (PM), ale tylko od biedy. Problem polega na tym, jak bardzo wielu ludzi w ogóle się nie odzywa, wyjąwszy chyba najbliższą rodzinę i kilku przyjaciół. Ci ludzie dziwią się potem, że są rzadko odwiedzanymi „wyspami”, a miód życia płynie gdzieś indziej.
U siebie zauważyłem dwie rzeczy:

  • Częściej ja dzwonię bez powodu do innych niż ci inni do mnie
  • Jak już do kogoś dzwonię to niezależnie czy jest to ktoś o bardzo skromnych środkach, czy kilkaset razy bogatszy ode mnie, krótka, niezobowiązująca rozmowa ze mną najwyraźniej sprawia im przyjemność

Może to w jakiś sposób ma wpływ na atrakcyjny styl życia, który od wielu lat prowadzę?
Jak to wygląda u Was?

Komentarze (72) →
Alex W. Barszczewski, 2010-01-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Precz z dyktaturą pociotków i znajomych cz.1!

W ostatnich miesiącach miałem wiele okazji zarówno do bezpośredniego porozmawiania z Czytelnikami wiekowo mogącymi być moimi dziećmi, jak też z wieloma z nich prowadziłem korespondencję.
W tych rozmowach bardzo często pojawiał się temat silnej presji, jaką różni ludzie z bezpośredniego otoczenia starają się (często niestety z powodzeniem) wywierać na nas, szczególnie w kierunku „wepchnięcia” nas w taki styl życia, który oni uważają za odpowiedni.
Takie działania często podyktowane są następującymi intencjami:

  • Autentyczną troską (np. rodziców), aby powodziło nam się dobrze, a przynajmniej aby uchronić nas od poważniejszych zagrożeń
  • Próbą dowartościowania się osoby „radzącej” nam. To jest bardzo częsty, nieuświadomiony motyw, bo z poczuciem własnej wartości u nas w narodzie jest kiepsko
  • W wypadku rodziny może to być próba realizowania poprzez dzieci własnych niespełnionych ambicji
  • Stosunkowo rzadko, przynajmniej w sposób świadomy, chodzi o to, abyśmy za bardzo nie poszli do przodu, bo wtedy stalibyśmy się wyrzutem sumienia dla tych, którzy od lat tkwią w miejscu

Teraz, niezależnie od tego, z którym z powyższych motywów mamy do czynienia podstawowym problemem jest daleko idąca niekompetencja „doradców”, jeśli chodzi o realia, a przede wszystkim możliwości dzisiejszego świata. Większość tych ludzi ma bardzo przestarzałą „mapę” rzeczywistości i w oparciu o tę mapę próbują dawać nam wskazówki co i jak robić. I to w sytuacji, kiedy tenże świat zmienia się tak szybko, że nawet zajmując się tym tak intensywnie jak ja trudno za wszystkimi tymi zmianami nadążyć.

Dość oczywistym  wynikającym z tego wnioskiem jest bardzo sceptyczne podejście do jakichkolwiek rad przekazywanych Wam przez inne osoby. Dotyczy to naturalnie i rad przekazywanych Wam na tym blogu :-) Na ten temat napisałem już post, którego lekturę polecam .

Drugą istotną sprawą jest nasza reakcja w sytuacjach, kiedy inni poprzez uwagi, pytania lub niezamówione rady starają się wywrzeć wpływ na nasze życie.
Zanim przystąpię do omawiania metod praktycznego radzenia sobie z tym sparafrazuję mojego ulubionego naukowca, wybitnego fizyka, laureata nagrody Nobla a jednocześnie wielkiego luzaka i człowieka, który delektował się życiem Richarda Feynman’a:

„Nie jest twoją powinnością, aby osiągnąć w życiu to, co inni ludzie uważają że powinieneś osiągnąć. Nie jest moją powinnością aby stać się takim człowiekiem jakim inni oczekują że będę, jeśli stanie się inaczej, to jest to ich pomyłka, a nie moje niepowodzenie”
Te dwa zdania warto powiesić sobie nad łóżkiem!!

A teraz wróćmy do wspomnianych sytuacji. Najpierw podzielimy „doradców” na dwie oddzielne grupy:

  1. Rodziców lub ewentualnie osoby, które nam tych rodziców zastąpiły
  2. Resztę świata

Ta pierwsza grupa jest bardzo szczególna i  wymagająca specjalnego podejścia, więc pozwólcie, że zacznę od tej drugiej.
W tym prostszym przypadku reszty świata powinniśmy sobie na początku uświadomić, że o ile nie jesteśmy jakimś naprawdę patologicznym przypadkiem,  to niewielki jest sens długoterminowego zadawania się z ludźmi, którzy nie akceptują nas i naszych wyborów życiowych. Na tym świecie żyje grubo ponad 6 miliardów ludzi i jak dobrze poszukamy, to znajdziemy dość takich, którym będzie z nami dobrze bez konieczności poważniejszej „przebudowy” naszej osoby. Ja tak postępuję od wielu lat i dzięki temu mam wokół siebie ludzi, którzy generalnie są dla mnie wsparciem a nie hamulcem lub źródłem „złych wibracji”. To piszę, bo zastosowanie poniższych metod może nam dość skutecznie przerzedzić szeregi dotychczasowych znajomych i nie należy tego się bać, to jest zdrowa selekcja.

Bardzo często wtrącanie się do naszego życia zaczyna się od pytań typu:

„Kiedy skończysz studia?”
„Kiedy się ustatkujesz?”
„Kiedy ślub?”
„Kiedy dacie nam wnuka?”
„Kiedy założysz rodzinę?”
„Kiedy zalegalizujecie was związek?” (jakby było coś nielegalnego we wspólnym życiu we dwoje :-)
„Kiedy wreszcie dojrzejesz/wydoroślejesz?”
„Kiedy wreszcie będziemy mogli przestać się o ciebie martwić?”
„Dlaczego nie masz męża/żony?”

„Dlaczego nie masz dzieci?”
„I tak całe życie chcesz na wynajmowanym?”

i tym podobne po czym często następuje jeszcze podanie nam przykładu kogoś, kto robi to „lepiej”.
Takie, pozornie niewinne pytania psychologicznie stawiają Cię drogi Czytelniku w pozycji kogoś, kto musi tłumaczyć się ze swoich wyborów życiowych (czyli strony podporządkowanej), a potem ewentualnie pokornie wysłuchać rad tej strony nadrzędnej. Poważnym błędem w takiej sytuacji jest granie tej niezdrowej gry i odpowiadanie rozmówcy.
Zamiast tego przejmij przywództwo i zadaj otwarte pytanie z Twojej strony.
Spróbuj takimi:
„Do czego potrzebujesz takiej informacji?” – zaskoczenie drugiej strony gwarantowane i w wielu wypadkach to ona zacznie się tłumaczyć, punkt dla Ciebie :-)
inne to:
„Dlaczego o to pytasz?”
„Do czego zmierzasz?”
„Jakie ma to znaczenie dla ciebie?”

Teraz jest kilka możliwych reakcji rozmówcy

  • Wspomniane wyżej tłumaczenie się rozmówcy – wiercisz go dalszymi pytaniami aż na przyszłość przejdzie mu ochota wtrącania się w Twoje osobiste sprawy :-)
  • Bezpośrednia krytyka np. ” jesteś nieuprzejmy/źle wychowany/ niekulturalny/” – odpowiadasz ” nieuprzejmym byłbym gdyby moje pytanie brzmiało „co cię to obchodzi”, a jak oceniasz twoje wychowanie, jeśli wypytujesz się o moje bardzo osobiste sprawy?” :-) Zwróćcie uwagę, znowu kończymy pytaniem :-)
  • Pośrednia krytyka pytaniem np. „dlaczego jesteś taki nieuprzejmy/sztywny/wyniosły itp.?” – odpowiadasz…..  pytaniem ” co nazywasz nieuprzejmością/sztywnością/wyniosłością itp?”. Przeważnie trafiony zatopiony :-)
  • Naburmuszenie się typu „nie chcesz rozmawiać to nie”, lub „z tobą nie warto rozmawiać” – masz sprawę z głowy :-)

Tyle prostych, choć skutecznych reakcji na tego rodzaju pytania.
Ze względu na to, że jestem zaraz umówiony z Czytelnikami na plaży na Power Walk ciąg dalszy nastąpi, a na razie zapraszam do dyskusji.


Komentarze (80) →
Alex W. Barszczewski, 2010-01-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Podejście do autorytetów cz. 2

Po naszej pierwszej dyskusji o autorytetach, dziś parę praktycznych rad dotyczących postępowania z nimi.

Pierwsza to podejście, które od dawna sam stosuję, a jego ładny opis wyczytałem ostatnio u Feynmana:

Jeżeli jakiś autorytet coś Ci zaleca to:

  1. Zobacz z jakich założeń wyszedł. Porównaj z własną sytuacją
  2. Zobacz do jakich wniosków doszedł
  3. Sprawdź, czy droga z 1 do 2 jest dla Ciebie w miarę logiczna, bez luk i sprzeczności

Co zrobić, jeśli punkt 3 nie doprowadza do jakiegoś logicznego wyjaśnienia?

Widzę następujące możliwości:

  • Może masz jakieś poważne luki w wiedzy, które  powodują iż nie rozumiesz tego przejścia. Zapytaj eksperta o szczegóły. Jeśli będzie twierdził, że to bardzo skomplikowane, to poproś go o wersję „for Dummies”. Istotę bardzo wielu skomplikowanych rzeczy można wyjaśnić w stosunkowo prosty sposób, jeśli samemu się ją dobrze rozumie. Tego zrozumienia możemy oczekiwać od eksperta.
  • ” Ekspert” powtarza „prawdy” gdzieś wyczytane lub zasłyszane, lub co gorsza próbuje nam wmówić coś, co jest bardziej w jego interesie. Najlżejsze podejrzenie takiego przypadku powinno powodować dokładne „wiercenie” w argumentacji rozmówcy, w miarę możliwości warto skonsultować innego specjalistę.

Naturalnie zdarzają się sytuacje, kiedy musimy po prostu zaufać specjalistom (nie stosuję powyższej procedury np. podczas lotu Berlin – Las Palmas :-)), ale w bardzo wielu przypadkach życia codziennego takie postępowanie jakie opisałem powyżej uchroniło mnie przed skutkami czyjejś niekompetencji.

Przy dopytywanie się eksperta ważne jest aby z jednej strony robić to bez uniżoności, a z drugiej stosując odpowiednią mieszankę szacunku, zainteresowania i nieustępliwości. Jeżeli mimo stosowania tej mieszanki ekspert okazuje nam zniecierpliwienie lub urazę to może to być rezultatem jego problemów z poczuciem własnej wartości (jak ten człowiek śmie mnie pytać???) lub rozdzielczością w odbiorze. Nie oznacza to automatycznie, że jego pierwotna opinia była fałszywa, niemniej u mnie zapala całą serię lampek alarmowych.

Innym istotnym kryterium jest obserwacja rezultatów osiąganych przez naszego specjalistę

  • Jeżeli ktoś chce nam doradzać jak ulepszyć nasze życie, to sprawdźmy (ale dokładnie!!), jakie wyniki osiąga nasz „guru”. Sprawdźmy przy okazji zawsze obecne skutki uboczne i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy to dla nas ma sens.
  • Jeżeli ktoś chce nas uczyć lepszych metod wykonywania czegoś (szczególnie jeśli robi to za pieniądze), to niech nam pokaże jak to on robi. Ta demonstracja, przy realistycznych założeniach,  powinna wypaść przekonywająco, inaczej „Huston, we have a problem” :-)
  • Pośrednim, ale niezłym testem wartości eksperta są kwoty, jakie wolny rynek gotów jest płacić za jego działania. W Polsce mamy sporo kolesiostwa i nepotyzmu, dlatego to kryterium nie jest takie niezawodne, ale czasem się przydaje. Ktoś mnie kiedyś pytał, czy warto zapisać się na jakiś kurs „Jak zostać trenerem?” na co zaleciłem sprawdzenie (nie zapytanie!), ile prowadzący zarabiają na wolnym rynku jako trenerzy.

Na zakończenie pewne osobiste wyznanie.
Jeżeli mam trochę czasu i nie chodzi o sprawy życia i śmierci (fizycznej lub ekonomicznej) to często zamiast angażować eksperta, staram się sam wykombinować jakieś rozwiązanie. To dobrze robi na elastyczność i kreatywność umysłu, a przy okazji uczę się nowych rzeczy.
Nie jest to odosobnione podejście. Jake Nickell (rocznik 1980), współzałożyciel  i CEO threadless.com na swoim blogu pisze:
„I was never afraid to figure things out on my own.  Things may not have been done as well as an “expert” could do them but they got the job done.”

Dziękuję easyfly za ten ostatni link.

Komentarze (29) →
Alex W. Barszczewski, 2009-11-20
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Dwa nastawienia do pracy

Kilka dni temu usłyszałem w TVN wypowiedź Henryki Bochniarz, która w dyskusji o „obijaniu” się w pracy oprócz kilku bardzo rozsądnych stwierdzeń powiedziała mniej więcej :

„ Jeżeli twoja praca nie sprawia ci satysfakcji to czasem trzeba tej satysfakcji poszukać gdzieś indziej”

Pozornie jest to sensowne zalecenie, choć rozumując w ten sposób można by powiedzieć „Jeżeli nie znajdujesz satysfakcji w aktualnym związku, to poszukaj sobie czegoś na boku” :-)

To jest typowy sposób myślenia wielu ludzi pokolenia Waszych rodziców i jak widać trzyma się on bardzo mocno.
Mimo iż osobiście tez jestem (wstyd czasem przyznać) z tego samego pokolenia, to bardziej odpowiada mi podejście, które może nieco nieparlamentarnym językiem wyraża w swoim wystąpieniu Gary Vaynerchuk :

„There is way to many people in this room right now that are doing stuff they hate. Please stop doing that!! There is no reason in 2008 to do shit you hate!!!„

Bardzo cennym dla Was będzie uczciwe zrobienie analizy własnego podejścia do kwestii zarabiania pieniędzy. Czy jest to bardziej podejście pokolenia rodziców „praca jest po to aby zarabiać pieniądze, a  radości i satysfakcji szukaj sobie w rodzinie, hobbies lub kieliszku„?

Czy może:  ” Bądź bardzo dobry w tym co uwielbiasz robić, a potem znajdź sposób na zarabianie przy pomocy tych umiejętności (oczywiście pamiętając o wszystkich 3 czynnikach)”

Ja od lat jestem praktykującym wyznawcą tego drugiego i czerpię z tego nie tylko wiele satysfakcji, rozwoju własnego i dobrej zabawy, lecz też całkiem przyzwoite dochody. Nie zawsze tak było, ale kluczowym momentem zmiany mojej drogi życiowej była właśnie świadoma analiza własnego podejścia, solidne wkurzenie się i zrobienie tego, co mogłem, aby istniejący stan zmienić.

Kto z Was jest chętny, aby pójść drogą podobną do mojej? Kto to już robi (na spotkaniu poznałem takich ludzi)? Jakie wyzwania mają ci z Was, którzy są gdzieś w połowie drogi?

Update: Ahajduk zamieścił w komentarzu poniżej bardzo dobry link, nad którym warto się zastanowić.

Komentarze (73) →
Alex W. Barszczewski, 2009-11-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Podejście do autorytetów cz. 1

Wczoraj obejrzałem w TVN program „Teraz My” z udziałem byłego ministra Balickiego i minister Kopacz. Dyskusja dotyczyła kwestii kupienia przez rząd szczepionki na „świńską grypę”. Nie jestem ekspertem od epidemii, więc nie będę się tutaj wypowiadał kto merytorycznie miał rację (choć z pewnością nie zaszczepię się na grypę, która jest słabsza od sezonowej, do tego szczepionką zrobioną na „łapu capu”). Interesujące było, jak pan Balicki dość mętnymi argumentami, stosując chwilami oklepaną metodę zdartej płyty argumentował jak ta szczepionka jest potrzebna i bezpieczna. W pewnym momencie autorzy programu (brawo za pomysł!!!) położyli na stół przygotowany zestaw do szczepienia na świńską grypę proponując Balickiemu, aby się zaszczepił w trakcie programu. Gdybym był na miejscu tego pana i był rzeczywiście przekonany do tego co on mówił, to natychmiast podwinąłbym rękaw i poprosił panią Minister (też jest lekarzem) o zaszczepienie mnie.  Co zrobił pan Balicki? Zaczął wykręcać się, że szczepienie to musi być w gabinecie i i że tam zaprasza aby zaszczepić się na grypę sezonową (nie świńską!!). Nie wiem czy to był to rezultat wewnętrznego braku przekonania do „zalet i bezpieczeństwa” szczepionki, czy tez inne, ale od tego momentu stracił on dla mnie wiarygodność!! Nagranie dyskusji znalazłem tutaj, zobaczcie cz.1 w okolicach 7:40
Dlaczego o tym piszę? Bo wynikają z tego dla nas dwa ważne wnioski:

  • Jeżeli ktoś podaje się, albo  nawet jest uznawany za wielki autorytet, to  nie powinno to stanowić dla nas przeszkody w powiedzeniu mu „Sprawdzam!”. Kiedyś społeczeństwo wychowywano w nabożnym wręcz nastawieniu do „tych lepszych”, co w wielu sytuacjach widać nawet dzisiaj. Im prędzej pozbędziemy się tego programu tym lepiej. Święte Księgi Chrześcijaństwa, Judaizmu i Islamu mówią „jest jeden Bóg” i to jest maksymalna ilość, którą powinniśmy (w zależności od przekonań religijnych) akceptować. Wszystkie inne postacie przed nami, niezależnie od ich przebrania i zachowania to są po prostu ludzie, ludzie w gruncie rzeczy tacy jak my. Oczywiście są jednostki wybitne, które osiągnęły coś ponadprzeciętnego, ale to nie jest żaden powód aby traktować ich jak bogów, zwłaszcza poza ścisłą dziedziną ich specjalizacji (np. dobry aktor zachwalający lokatę bankowa lub picie mleka :-)) W sprawach ważnych zawsze powinniśmy zdobyć się na sprawdzenie (w brzydkim slangu korporacyjnym nazywa się to czelendżowanie :-)) czy to, co twierdzi autorytet (profesor, ekspert, celebryta) trzyma się kupy. Bardzo skutecznym tego sposobem jest, jak pokazali autorzy powyższego programu, wyzwanie zaczynające się od „Pokaż….„
  • Jeżeli sami uważamy się za autorytet w jakiejś dziedzinie (warto takim zostać, patrz „Jedyny na liście„), to bądźmy gotowi na to, że każdy nasz rozmówca może powiedzieć „Sprawdzam!„. To jest sygnał, że mamy do czynienia z myślącym człowiekiem i nie powinno nas to obruszać. Najlepiej całe nasze wystąpienie poprowadzić tak, jakby co chwila ktoś chciał nas sprawdzić. Ja  np. przez 90% czasu moich szkoleń pokazuje praktyczne działanie tego, czego uczę i to bardzo podnosi wiarygodność moich słów. Ważne jest też, abyśmy znali granice naszych kompetencji i jak ktoś kiedyś powiedział, nie pluli wyżej niż mamy brodę. Inaczej łatwo stać się wydmuszką pozbawioną wiarygodności.

Nawiasem mówiąc, ciekaw jestem na ile jesteście wyczuleni na objawy tej poddańczości i nabożnego nastawienia do ludzi wokół Was? Mała samoanaliza może być tutaj bardzo przydatna.

Komentarze (38) →
Alex W. Barszczewski, 2009-11-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Złota dekada – czy jesteś przygotowany do skorzystania z niej?

Dziś zainicjujemy dyskusję na bardzo ważny i strategiczny temat, zajęcie się którym może mieć  w perspektywie ogromny wpływ na całe Wasze dalsze życie.
W czym rzecz?
Ci z Was, którzy znają mnie bliżej znają moje sceptyczne podejście do autorytetów wszelkiego rodzaju. Nie zmienia to faktu, że jest parę osób, które jeśli wypowiadają się na temat w którym są ekspertami, to ja słucham bardzo uważnie. Jednym z takich ekspertów jest prof. Krzysztof Rybiński, który oprócz bycia bardzo znaną postacią w polskiej gospodarce pisze interesujący i wartościowy blog na tematy związane z jego zakresem zainteresowań.

W poście „Złota polska dekada” pisze on między innymi:

„Prognozuję, że po dwuletnim okresie kryzysu, w latach 2011 -2020 nadejdzie najlepszy okres prosperity dla polskiej gospodarki w całej jej nowożytnej historii, przeciętny wzrost gospodarczy w tym okresie prawdopodobnie znacznie przekroczy 5 procent, oczywiście jeżeli globalna gospodarka wyjdzie z kryzysu”

To oczywiście może na pierwszy rzut oka wyglądać na pobożne życzenie, spójrzmy jednak na jego uzasadnienie:

„Złota polska dekada będzie miała co najmniej cztery źródła. Po pierwsze dobra demografia, udział kreatywnego pokolenia w wieku 25-35 lat będzie wysoki i będzie przekraczał 8 procent populacji przez znaczną część dekady, podczas gdy u naszych sąsiadów (Czechy, Węgry) wyniesie mniej niż 7 procent. Pamiętajmy, że po 2020 roku demografia w Polsce gwałtownie się pogorszy, a w 2050 roku będziemy dziewiątym najstarszym krajem świata. Ale kolejna dekada będzie miała jeszcze dobrą, a z punktu widzenia innowacyjności i kreatywności, bardzo dobrą demografię. Po drugie, w ciągu kilku lat zlikwidujemy bariery infrastrukturalne, które silnie hamowały polski wzrost (autostrady, infrastruktura telekomunikacyjna, może nawet koleje), oczywiście za pieniądze unijne. Poza tym środki unijne będą przez kilka lat wzmacniały popyt krajowy, nawet jeżeli część z nich wydamy bez sensu (co już ma miejsce w wielu przypadkach). Po trzecie, w ciągu kilku lat zostanie wdrożona e-administracja, co powinno radykalnie obniżyć bariery administracyjne wzrostu gospodarczego, o ile zostanie poprzedzone analizą i poprawą procesów w administracji publicznej. Po czwarte, w takim środowisku e-gospodarki ujawnią się nasze talenty w obszarze nauk informatycznych (wygrywamy na zmianę z Rosjanami i Chińczykami wszystkie światowe konkursy) i jestem przekonany że w latach 2011-2020 w Polsce powstanie co najmniej jedna firma na miarę Google czy MySpace, globalny lider w jakiejś dziedzinie związanej z informatyką lub internetem, dziedzinie która prawdopodobnie dzisiaj jeszcze nie istnieje, ale ją wymyślimy i sprzedamy nowe produkty i usługi setkom milionów ludzi na całym świecie.”

Ta argumentacja do mnie przemawia, tym bardziej, że jeśli chodzi o punkty pierwszy i czwarty to już teraz mogę to potwierdzić z własnej pracy z czołowymi firmami i to na wszystkich szczeblach ich struktury organizacyjnej. Tak więc, jeśli nie będzie jakiegoś totalnego globalnego kryzysu, a w następnych wyborach władzy w Polsce nie przejmą jacyś cyniczni politycy, którzy zamiast budować (do czego nie są zdolni) będą „rozliczać”, to mamy ogromną szansę, że ten scenariusz będzie miał miejsce.

Kluczowym pytaniem, które sobie przy tym warto sobie zadać jest:

  • Co mogę w międzyczasie zrobić, aby podczas tej złotej dekady stać się beneficjentem zmian ?

I przez bycie beneficjentem nie nie mam na myśli zasady „przypływ unosi wszystkie łodzie”, bo potem będzie odpływ i łatwo wylądować na mieliźnie, lecz to, aby wykorzystać taką koniunkturę do wielkiego skoku w Waszej jakości życia i możliwościach jego kształtowania. Młodzi ludzie często z zazdrością patrzą na tych, którzy potrafili wykorzystać szanse początku lat 90 i dziś są „ustawieni” na wysokich stanowiskach. Podobna szansa (choć jej mechanizmy będą inne) przydarzy się Wam drodzy Czytelnicy podczas przyszłej „złotej dekady”!!!
Dobrze już teraz o tym pomyśleć, bo kiedy zawieje korzystny wiatr warto mieć gotowe do postawienia żagle i odpowiednio sprawny statek.

Jak się do tego przygotować? Nie jestem guru, który zna wszystkie możliwe odpowiedzi, to co mogę tutaj zrobić to podzielić się z Wami kilkoma przemyśleniami i przykładami jak stosuję je w moim osobistym przypadku. Wasze odpowiedzi mogą oczywiście być inne i zapraszam do wyrażania ich w komentarzach.
Punkty, które uważam za istotne to:

  1. wykształcenie i umiejętności – nie mam przez to na myśli uczęszczania na kiepskie uczelnie i zdobywanie serwowanej tam pseudowiedzy oraz różnych naukowo brzmiących, a w praktyce dość bezwartościowych dyplomów.  To samo dotyczy różnych, często fantazyjnych certyfikatów o ile nie są one bezwzględnie wymagane w Twojej dziedzinie pracy. Chcesz naprawdę skorzystać ze „złotej dekady” , to musisz zrobić znacznie więcej. Mam na myśli intensywne studia własne tego, co aktualnie dzieje się na świecie w dziedzinie Twoich zainteresowań, połączone z nauczeniem się praktycznej implementacji takiej wiedzy i to najlepiej w warunkach polskich. Oprócz tego, o ile to możliwe, zalecam pracę w środowiskach składających się z ludzi, którzy są bardzo dobrzy w tym co robią, taka edukacja bedzie bezcenna i to nie tylko na płaszczyźnie merytorycznej
  2. własna marka na rynku – okres prosperity to też okres silnego rozwarstwienia szans, pozycji i dochodów. Chcesz w pełni z niego skorzystać, zadbaj abyś był „jedynym na liście” dla Twoich klientów, wszystko jedno czym się zajmujesz
  3. trzeba być na miejscu – jak pokazuje przykład mojej osoby w ubiegłych latach, można być beneficjentem „z doskoku” mieszkając za granicą, niemniej po prostu bycie obecnym znacznie rozszerza potencjalne możliwości, choćby poprzez networking czy lepsza orientację w lokalnych sposobnościach. Do tego polskie 19% podatku liniowego dla prowadzących własną działalność to przysłowiowy „miodzio” :-)
  4. swoboda manewru – statek tkwiący na rafach nie skorzysta z nawet najbardziej sprzyjającego wiatru. Jeśli w życiu jeszcze nie wpakowałeś się na poważną mieliznę, to zadbaj, abyś powodowany np. „owczym pędem” przypadkiem się tam nie znalazł. Jeżeli masz wrażenie, że utknąłeś w sytuacji, która Cię blokuje, to zastanów się jak możliwie szybko i w możliwie cywilizowany sposób ja zakończyć. Inaczej, jak przegapisz następną koniunkturę to będziesz się męczyć baaardzo długo. Zwróć uwagę, że w ostatnim zdaniu napisałem „jeżeli masz wrażenie”, czyli nie podaję jakichkolwiek „obiektywnych” kryteriów, lecz zdaję się na Twoje osobiste odczucie.
    Każdego, kto przy tym punkcie myśli „takiemu Alexowi łatwo jest mówić” uprzejmie informuję, że w życiu mieszkałem już w piwnicy  sprzedając gazety na ulicy aby się utrzymać. Doświadczyłem też kiedyś bycia zadłużonym ponad moje ówczesne możliwości, więc wiem jak to jest :-) Kluczowym jest mentalne uznanie takiej sytuacji za przejściową i podjęcie koniecznych działań, nawet jeśli miałyby by one być bardzo niewygodne czy bolesne. Warto też pamiętać o lejku :-)

Tyle moich przemyśleń, teraz czas na przykłady jak stosuję te zalecenia w moim własnym życiu?

  1. cały czas kształcę się na wszystkie trzy opisane powyżej sposoby. Do tego prowadzę własny research w dziedzinie moich zainteresowań, który może nie spełnia surowych wymogów „naukowości”, niemniej daje mi bardzo dobre rozeznanie co naprawdę w praktyce bardzo dobrze działa, a co nie. Konkretne rezultaty u klientów są nie tylko dobrym sprawdzianem słuszności moich wniosków, lecz dają mi potem sporą przewagę konkurencyjną, w czym zahaczamy już o punkt drugi :-)
  2. jestem trochę kiepskim przykładem marketingu własnej osoby, bo ze względu na priorytety w życiu (maksymalizacja wspaniałych przeżyć a nie zarobionych pieniędzy) robię w tym kierunku tylko ułamek tego, co byłoby możliwe. Nie mam przecież nawet profesjonalnej strony internetowej!!! Mimo tego, poprzez dostarczanie bardzo dobrych rezultatów ciągle pracuję nad wypracowaniem sobie pozycji „coacha pierwszego wyboru” dla grupy docelowej top managementu w wieku 35-45 lat. W tej grupie mamy już teraz bardzo dobrych prezesów, czy członków zarządów, w miarę upływu czasu będzie ich coraz więcej. Konkurencja tam będzie też narastać, to samo z presją na rezultaty. Wtedy ktoś, kto będzie w stanie znacząco zwiększyć skuteczność tych ludzi będzie mile widzianym coachem, prawie niezależnie od jego ceny, czy ilości certyfikatów, które przynosi  :-)
  3. od stycznia 09 mieszkam w Polsce i mimo nieco gorszej ogólnej jakości życia w Warszawie ani przez moment nie żałowałem tej decyzji. Tyle fascynujących rzeczy wisi tutaj w powietrzu!! Serio!
  4. w ostatnich 2 latach pokończyłem kilka „otwartych spraw”, które niepotrzebnie kosztowały mnie sporo czasu i energii. Obecnie pilnuje zachowania swobody manewru w dwóch dziedzinach: a) ekonomicznej trzymając znaczące zasoby w oczekiwaniu na sposobności, b) emocjonalnej poprzez staranny dobór relacji w które wchodzę z innymi ludźmi i blokując te, które maja negatywny wpływ na moja energie, postawę i samopoczucie.

Tyle moich przemyśleń. Zapraszam Was do zastanowienia się na poruszoną w tym poście kwestią i podzielenie się  z nami Waszym punktem widzenia i pomysłami. Jestem pewien, że dyskusja na ten temat będzie bardzo użyteczna niezależnie od ewentualnych różnic poglądów.

PS: Od kandydatów do naszego (nieco opóźnionego) projektu Top Gun 2009 oczekuję wypowiedzi w tej dyskusji.

Komentarze (101) →
Alex W. Barszczewski, 2009-10-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Miejsce na szczęśliwy przypadek

Wielu z nas było wychowywanych w kulcie planowania i porządkowania wszystkiego co możliwe.
W rezultacie bardzo często spotykam ludzi, których życie na wiele lat do przodu jest zaplanowane i poukładane „na maxa”. Niektórzy z nich zdają się być nawet bardzo dumni z faktu, że to co robią jest jak pozazębiane ze sobą tryby skomplikowanej i precyzyjnej maszyny.Kupno mieszkania, spłacanie kredytu, płodzenie dzieci, kariera zawodowa są obiektem tak precyzyjnego i dalekosiężnego przewidywania i synchronizacji działań, jak wystrzelenie stacji badawczej na Marsa.
Dziś pominę kwestię częstej zawodności takiego podejścia, spójrzmy za to na inny, łatwy do przeoczenia aspekt, który może mieć ogromne wpływ na naszą jakość życia.
Jest nim wspomniane w tytule pozostawienie (lub zrobienie) w życiu miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności.

Dobrze poukładane życie ma wiele zalet i nic dziwnego, że społeczeństwo oraz rodzina starają się wpłynąć na nas w tym kierunku. Jestem daleki od wyperswadowania tego komukolwiek, warto jednak zwrócić uwagę na cenę takiego porządku.

Weźmy kilka przykładów:

  • praca na dobrym etacie nie pozostawia nam zbyt wiele czasu i mentalnych „mocy przerobowych” na próbowanie innych zajęć i sposobności. Te sposobności często wiążą się z robieniem czegoś naprawdę interesującego lub/i zarabianiem znacząco większej sumy pieniędzy
  • bardzo intensywny związek z drugim człowiekiem (typu papużki nierozłączki) nie daje nam wolnych przestrzeni emocjonalnych i czasowych na bliższe poznawanie innych ludzi. To poznawanie innych ludzi i intensywne relacje z nimi (różnego charakteru) są kluczowe dla szeroko pojętego poznania samego siebie i rozwoju, zwłaszcza jeżeli potrafimy zaakceptować fakt, że inni ludzie są zwierciadłem trzymanym nam przed nosem
  • pięknie uwite gniazdko w bloku zwanym w Polsce apartamentowcem może na wiele sposobów ograniczać naszą mobilność, nie tylko ze względu na kredyt do spłacenia, ale i „przywiązanie się” do miejsca.

Czy podane powyżej przykłady mają oznaczać, że nie powinniśmy mieć porządnej pracy, bliskiego związku, czy też mieszkania?

Oczywiście że nie!! :-) Trzeba sobie tylko zdać sprawę z ceny jaką przychodzi nam za to zapłacić, a często widzimy to dopiero z dłuższej perspektywy czasu.

Chcecie parę moich przykładów, proszę bardzo:

  • co prawda nie pracowałem nigdy na etacie (ani jednego dnia w życiu!!), ale w już latach 90 byłem wziętym trenerem, który zazwyczaj był „booked solid” to znaczy do maksimum moich możliwości czasowych i fizycznych. Przynosiło to między innymi sporo pieniędzy i teoretycznie mógłbym z tego być dumny. Bliższa analiza pokazuje jednak, że z powodu przemęczenia tą (bardzo intratną) pracą nie byłem wtedy w stanie dokonać, sfinalizować względnie dopilnować kilku inwestycji, które dziś oznaczałyby przyrost wartości rzędu milionów złotych (wstyd Alex, jak mogłeś??).
  • kilka długich lat prawdziwych relacji 24/7 (ktoś z Was tego naprawdę próbował?) nie pozostawiło miejsca na poznanie innych ludzi, też takich, których miałem na myśli pisząc post „Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super”. Potem trzeba pisać post pod tytułem „Tunelowe życie” , kiedy w życiu prywatnym coraz mniej rzeczy robisz coraz lepiej z coraz mniejszą ilością osób :-)
  • nie bardzo mogę dać osobisty przykład z mieszkaniem, ale weźmy to, że posiadając sympatyczną łódkę na Florydzie chyba 10 lat z rzędu spędzałem tam część zimy. To było piękne i w żadnym wypadku nie żałuję tego, niemniej gdybym połowę tego czasu wykorzystał w inny sposób, to w wielu aspektach życia byłbym znacznie dalej niż jestem przy równie wysokim poziomie odczuwanych wtedy przyjemności.

Widzicie że jak zwykle pokazując pewne błędy pokazuję też na siebie :-)
Dziś coraz bardziej skłaniam się do tego, aby w wielu kwestiach pozostawiać sobie otwarte możliwości, co jest dość nietypowe gdyż z wiekiem większość ludzi stara się mieć jak najwięcej „pewności” i „stabilności” we wszystkim.
Poniżej macie parę przypadków jak to wygląda w praktyce:

  • świadomie, nawet jeśli mam takie możliwości, nie podejmuję się wszelkich możliwych zleceń, zwłaszcza tych mniej czy więcej „standardowych”. W ten sposób mam czas i ochotę rozglądać się za interesującymi zagadnieniami, lub też szybko reagować na sposobności
  • nawet mając z jakąś kobietą  oszałamiające przeżycia wszelkiego rodzaju, nie zamknę się więcej w relacji 24/7 a nawet trudno mi sobie wyobrazić permanentne mieszkanie razem. To pozostawia miejsce na bardzo wiele kontaktów z innymi ludźmi bez konieczności zastanawiania się np. nad kompatybilnością tych ostatnich i własnej partnerki. Abyśmy uniknęli nieporozumień, tu nie chodzi o to aby sypiać z wieloma kobietami :-)
  • ci z Was, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że każda z moich lokalizacji gdzie mieszkam jest dość prosto wyposażona i szybka do zwinięcia. Żadna nie jest dla mnie balastem, do żadnej też nie jestem specjalnie przywiązany. Dom jest dla mnie bardziej kwestią odczuć i przeżyć niż geografii.

Naturalnie fakt, że taka postawa pięknie sprawdza się w moim życiu (co bardzo denerwuje pewnych znajomych wyznających inne zasady :-)) nie oznacza, że jest ona dobra dla Was, dlatego przestrzegam przed jej bezrefleksyjnym kopiowaniem. Znacznie ważniejsze jest to, abyście w miarę bez uprzedzeń sami przemyśleli jak wyważyć proporcje pomiędzy poukładaniem sobie życia, a pozostawieniem miejsca na sposobności. Wasze wnioski mogą też być całkiem różne od moich, to jest w porządku. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, ważne jest aby wyłączyć autopilota i samemu się temu przyjrzeć.Życzę owocnych przemyśleń

Komentarze (51) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 6 of 24« First...«45678»1020...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025