… powiedziała mi bardzo dawno temu pewna kobieta.
Ostatnio obserwując poczynania (bądź ich zaniechanie) ze strony kilku znajomych muszę stwierdzić, że ta zasada odnosi się nie tylko do spraw damsko-męskich, lecz także w odniesieniu do wielu przedsięwzięć związanych zarówno z naszym szeroko rozumianym życiem społecznym, jak i kwestią zarabiania pieniędzy.
W czym rzecz?
Jeśli uważnie przyjrzymy się ludziom wokół nas, to możemy rozróżnić trzy dość wyraźnie odróżniające się grupy:
- liczna grupa ludzi, którzy z praktycznego punktu widzenie umieją naprawdę niewiele, lecz starają się różnymi trikami autoprezentacji sprawić wrażenie „większych” i bardziej kompetentnych niż są w rzeczywistości
- stosunkowo nieliczna grupa ludzi, którzy naprawdę coś potrafią i nie obawiają się sprzedawać to otoczeniu
- dość liczna grupa osób, które posiadają na tyle rozbudowane kompetencje, aby zdawać sobie sprawę ze swoich braków i niedoskonałości. Ta świadomość niedoskonałości powoduje, że wyceniają się dużo poniżej możliwej do osiągnięcia wartości na szeroko rozumianym „rynku”, lub wręcz w ogóle rezygnują z podejmowania pewnych wyzwań.
Ta ostatnia postawa bierze się zapewne z szeroko rozpowszechnionego w polskich szkołach kultu szukania dziury w całym i wmawiania nawet najzdolniejszym uczniom, że są słabi i tylko nauczyciel jest „bogiem”. Wystarczy też przysłuchać się typowej polskiej naradzie, aby w przeważającej ilości przypadków zauważyć, że jeśli ktoś proponuje jakiś pomysł, to większość dyskutantów nie zastanawia się jak go zaimplementować, bądź ulepszyć, lecz koncentruje się na podkreśleniu jego wad i słabości. Mało konstruktywne, nieprawdaż?
W rezultacie wielu z nas żyje życiem znacznie gorszym od tego, które moglibyśmy prowadzić, bo błędnie uważamy że do pewnych spraw jeszcze „nie jesteśmy wystarczająco dobrzy” . Myśląc tak w nieskończoność tkwimy w dołkach startowych, lub co gorsza zajmujemy się pracami znacznie gorszymi od tych, które moglibyśmy wykonywać, co często prowadzi do „uwstecznienie się”. Ja sam znam parę takich przypadków osób w wieku 30-54 lat, które posiadają rzadkie i cenne umiejętności a z powodu takiej niewiary w siebie od co najmniej 2 lat brak im odwagi, aby zacząć skutecznie sprzedawać je na rynku. Przy tym mówię o robieniu przez nich rzeczy, które lubią i potrafią, oraz, w przeliczeniu na godzinę pracy, o 5-10 krotnie większych zarobkach na początek!!!! Na mnie robi to przygnębiające wrażenia pisklęcia orła wychowanego przez kury i z tego powodu nie mającego odwagi do użycia posiadanych przez nie skrzydeł.
Tak więc drogi Czytelniku:
- Jeśli przypadkiem możesz zaliczyć się do tej powyższej grupy (wiem że to wymaga odwagi, aby się do tego przyznać) to czytaj uważnie dalej.
- Jeśli nie do końca jesteś zadowolony z jakości Twojego życia, ale uważasz że za to odpowiedzialne są czynniki obiektywne, to też na wszelki wypadek poczytaj poniższe wypowiedzi :-)
Zacznijmy od bardzo ważnej uwagi. Rzeczywiście są dziedziny życia w których perfekcyjne, bądź zbliżone do perfekcji wykonanie jakiegoś zadania jest niezmiernie istotne i pod żadnym pozorem nie można w nich iść na kompromisy. Weźmy dla przykładu pracę pilota lądującego samolotem, czy też neurochirurga przy skomplikowanej operacji. Takich i podobnych zadań moje poniższe rozważania nie dotyczą!!
W odniesieniu do pozostałych przypadków okazuje się, że choć naturalnie pewna perfekcja byłaby mile widziana, to w praktyce wystarczy znacznie skromniejszy poziom „dostawy”
Typowym przykładem była moja pierwsza firma produkująca software. Wiedziony przekonaniem, że „albo jesteś super, albo nic nie wartym” o mało nie zbankrutowałem dopieszczając bez końca produkty, które w międzyczasie z powodzeniem były już użytkowane przez klientów.
Dopiero ten zimy prysznic zmusił mnie do ograniczenia się do robienia programów dobrych, co przyniosło ogromne oszczędności w tzw. „effortach” (ilości czasu i innych zasobów potrzebnych do wyprodukowania danego oprogramowania). To jeszcze nie był koniec mojej edukacji w tym względzie, bo z powodu różnych zdarzało się czasem dostarczać klientowi program, który nie tylko nie był perfekcyjny, ale nawet trudno go było uznać za dobry, po prostu jakoś działał :-) Ku mojemu zdziwieniu klienci byli bardzo często szczęśliwi, że go mieli!!!
I to dotyczy nie tylko IT. Uświadommy sobie, że tak naprawdę w bardzo wielu przypadkach najważniejsze jest to, że robimy pozytywną różnicę, niekoniecznie musi to być robione w sposób zasługujący na międzynarodowe wyróżnienia!! Czekanie do momentu kiedy będziemy perfekcyjni pozbawia zarówno nas, jak i naszych „klientów” korzyści, które obie strony mogłyby osiągnąć, gdybyśmy „odważyli się” wychylić odpowiednio wcześniej. Ważne w tym jest, abyśmy na początku otwarcie przedstawili klientowi swoje możliwości bez upiększania czegokolwiek, ale jednocześnie bez umniejszania tego, co rzeczywiście możemy dla niego zrobić. To umniejszanie widzę i słyszę nagminnie przy okazji różnych kontaktów w Polsce, a szkoda.
Parę przykładów korzyści z robienia rzeczy, mimo że są dalekie od perfekcji:
- Ten blog :-) W stosunki do rozwiązań, które dostarczam moim klientom jest to pisany na kolanie dość chaotyczny brudnopis niektórych myśli jego autora. Mimo tego zwiększająca się ciągle ilość odwiedzin (w styczniu ponad 60.000) jest wyraźnym sygnałem, że mimo oczywistych dla mnie słabości ten „produkt” jest przydatny dla coraz większej grupy odbiorców. Mimo tychże samych słabości byłem też już wielokrotnie cytowany z nazwiska jako ekspert w ogólnopolskich gazetach, oraz poznałem sporo bardzo interesujących ludzi, to ostatnie znacznie wzbogaciło moje życie. Te wszystkie (częściowo nieplanowane) efekty nie wystąpiłyby gdybym czekał z realizacją tego pomysłu do momentu, kiedy będę mógł robić to perfekcyjnie (czyli do św. Nigdy :-))
- Kiedyś otrzymałem zapytanie od klienta, czy mógłbym poprowadzić pewne warsztaty związane z bardzo skomplikowanym tematem, gdzie patrząc „na szybko” w 50% zagadnień moja uczciwa ocena brzmiałaby „ nie mam zielonego pojęcia”. Powiedziałem to otwarcie przez telefon, wzmiankując, że w pozostałych 50% mogę zrobić pozytywną różnicę i proponując małą konferencję z top managementem, na którą druga strona zaprosiła mnie kilka dni później. W międzyczasie doszedłem do wniosku, że w omawianej kwestii moje kompetencje pokrywają najwyżej 30% zagadnienia i postanowiłem, że przyjadę na ten meeting, w godzinę powiem klientowi co wiem i co można w danej sytuacji zrobić, po czym po prostu zaproponuję im znalezienie kogoś innego do przeprowadzenia koniecznych warsztatów. Tak też zrobiłem zaczynając od dokładnej ewaluacji zagadnienia, przekazaniu pewnej wartościowej wiedzy i pomysłów w tym zakresie, gdzie byłem kompetentnym i stwierdzenia, że w pozostałych zagadnieniach nie mam ani wiedzy, ani doświadczenia, ani żadnych dostępnych źródeł informacji (w praktyce biznesowej zdarzają się takie rzeczy, do których niezwykle trudno jest znaleźć ekspertów). Ku mojemu zaskoczeniu w rezultacie wymyśliliśmy takie działania, które mimo braku pewnych kluczowych informacji przyniosły klientowi istotne korzyści i które oczywiście ja poprowadziłem. Podczas tych niezwykle interesujących warsztatów okazało się, że jest jeszcze jedna rzecz, gdzie mogę zrobić dla nich istotną różnicę, co zaowocowało jeszcze jednym zleceniem. Gdybym
Jeśli chcecie, to mogę podać więcej konkretnych przykładów, też z zakresu rekrutacji na pewne stanowiska. Myślę jednak, że to, co już napisałem da niektórym z Was materiał do przemyśleń, które być może otworzą Wam nowe możliwości.
Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?
Jako osoba pracująca w branży IT od jakiegoś (wciąż krótkiego jednak) czasu istotnie muszę potwierdzić, że nieustannie dopieszczanie projektu jest niemożliwe i niewskazane nawet. Faktycznie często jest tak, że klienci są bardzo zadowoleni z posiadania działającego produktu i lepiej najpierw go wdrożyć a potem ulepszać wg. sugesti niż dopieszczać do granic nieskończoności by w rezultacie nie wdrożyć go nigdzie.
Co do życia osobistego. Dostrzegam wiele aspektów w których mógłbym się poprawić, lepiej zorganizować, czy wywindować na wyższy poziom. Pomimo tego, duża grupa znajomych lubi spędzać ze mną czas nawet jeśli nie jestem perfekcyjny. Istotnie czasem wystarczy po prostu większa pewność siebie, pragnienie wyciągnięcia więcej z jakiejś sytuacji by powiedzieć lub zadziałać nieco bardziej aktywnie a w rezultacie osiagnąć dużo lepszy rezultat.
Chyba dużo ważniejsze od perfekcyjnego realizowania zadań czy wporwadzania w życie ideii jest ważniejsze to by w ogóle zacząć je wprowadzać. Zbyt dużo osób dążac do perfekcji czyni plany, mapy, skupia się na przygotowaniu wszystkiego zamiast po prostu zacząć, w efekcie czego same przygotowania zajmują tyle czasu, że końcowy produkt (niezależnie czym ma on być) wcale nie powstaje.
Ten post bardzo zgrabnie pokrywa się z moimi aktualnymi doświadczeniami. Przez ostatnie dwa lata byłem „już prawie gotowy” do wystartowania na pełnych obrotach z oferta skierowaną do osób mogących skorzystać z moich umiejętności. Prawie, bo jednak cały czas zdawałem sobie sprawę, że jest całkiem spora liczba ludzi robiących to lepiej ode mnie, ludzi, do których poziomu brakowało mi, w moim mniemaniu, za dużo. Dopiero po kilku sytuacjach kiedy zauważyłem, że to, co robię, naprawdę podoba się wielu z moich potencjalnych klientów (i po zetknięciu się przez ten czas z masą bubli tworzonych przez ludzi z pierwszej opisanej przez Ciebie grupy), zmobilizowałem trochę odwagi – i zdrowego rozsądku ;) – i zacząłem działać. Kilka projektów (i parę bardzo cennych dydaktycznie błędów ;) ) dalej, pluję sobie w brodę, że ta mobilizacja nie przyszła duuużo wcześniej.
Także potwierdzam, że warto. Warto rozejrzeć się trzeźwym okiem po świecie zewnętrznym, poza nasze niezaspokojone ego i chyba czasami większy czy mniejszy strach – i po prostu (wreszcie..!) skonfrontować przydatność naszych umiejętności ze światem rzeczywistym :)
Czesc Alex!
Dzieki za tego posta.
Jeszcze jakis czas temu faza planowania zajmowala mi o wiele wiecej czasu, niz wymagala tego dana sytuacjia. Teraz stawiam na dzialanie, nawet wtedy, gdy mysle, iz jeszcze nie jestem gotowa :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Gosia
@Alex:
Celny i ważny wpis. A oto kilka moich refleksji:
1) Coś, co jest „wystarczająco dobre” jest naprawdę „wystarczająco dobre”.
2) Seth Godin pisze, że powinieneś być najlepszym na świecie w swojej dziedzinie, ale chodzi mu o „świat twoich klientów”. Jeśli jesteś instruktorem tenisowym, nie musisz grać jak Roger Federer – wystarczy, żebyś umiał nauczyć przyzwoicie grać w tenisa swoich klientów na kortach we Wrocławiu. I sprawił, że gra w tenisa z tobą będzie dla nich prawdziwą przyjemnością. Wtedy będziesz dla nich najlepszy na świecie.
3) W artylerii bardzo dużą rolę odgrywają meteorologiczne warunki strzelania. Dużą wagę przykłada się więc do pozyskiwania aktualnego komunikatu meteo. W warunkach poligonowych jest to dość łatwe, ale na polu walki – często nieosiągalne. Wówczas strzela się pierwszą salwę „na oko” – według swojej najlepszej oceny warunków meteo, a potem patrzy, gdzie upadły pociski i poprawia ogień.
Nauka stąd taka:
— zamiast procedury celuj – celuj – celuj – celuj – celuj – celuj…
— stosuj procedurę wyceluj-na-oko – strzel – popraw – strzel – popraw – strzel…
Witam,
niesamowicie adekwatny wpis w stosunku do mojej sytuacji:) Widzę, że nie ma na co czekać tyko trzeba wziąźć sie do działania :):). Ja z chęcią poczytałabym jeszcze o przykładach z zakresu rektutacji więc jak jest możliwość to bardzo proszę:)
Pozdrawiam
Ania
Alex,
co do softu – nie bardzo mogę zgodzić się na takie różnicowanie jakie czynisz, np. pomiędzy „perfekcyjną” pracą pilota a jakością pracy systemu IT zajmującego się np. księgowaniem. Wartość dodana nie może się sprowadzać tylko do wyeliminowania kalkulatora z biurka księgowej, musi być to też liczone poprawnie czyli bezbłędnie bo w przeciwnym przypadku pojawi się wartość ujemna w postaci wtopy w urzędzie skarbowym. Otwarte przedstawianie możliwości i wad przez handlowców jest fikcją (przynajmniej ja to obserwuję w moim miejscu pracy). I nie chodzi tu o banały typu kolorystyka interfejsu użytkownika, ale najważniejszych funkcjonalności.
Czym się różni produkt typu samochód od produktu typu soft? Gdy podczas jazdy samochodem w podwoziu coś „stuka” to od razu jedziemy do warsztatu, tak samo powinno być z softem. Tylko że jeżeli producent samochodów stwierdzi wady np. zawieszenia to wzywa klientów do bezpłatnej wymiany wadliwych komponentów. Ciekawe która firma IT zrobi to samo?
Robos
Witam serdecznie,
bardzo ciekawy post, najistotniejsze, że w 100% prawdziwy.
Ostatnio przekonałem się o tym na własnej skórze :-)
Niecierpliwie czekam na przykłady z zakresu rekrutacji.
Pozdrawiam!
TesTeq:
Bardzo podoba mi się Twoja metafora balistyczna :-) Ten bardzo skuteczny proces zwie się w wojennym slangu „wstrzeliwaniem” (BTW: Ostatnio całkiem skuteczne okazuje się celowanie z GPS i satelitarną mapą pogody). Należy jednak pamiętać, że potrzebny jest artylerzystom obserwator , który powie nam po strzale czy celować bardziej w lewo, czy na północ. ;-) W takim przypadku istotne jest wysłuchanie informacji zwrotnej.
Robert
Napisałeś: „Chyba dużo ważniejsze od perfekcyjnego realizowania zadań czy wporwadzania w życie ideii jest ważniejsze to by w ogóle zacząć je wprowadzać”
To jest bardzo ważne stwierdzenie i przy wspomnianych na początku postu ograniczeniach jego ważności warto się do niego stosować.
Ważne jest tylko, aby przy tym nie zrobić sobie lub innym poważniejszej krzywdy
Tomek
Właśnie dlatego napisałem ten post, aby niektórzy Czytelnicy nie czekali z tą mobilizacją niepotrzebnie długo :-)
Więcej napiszę później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam Wszystkich,
Masz rację Alex. W życiu osobistym „aby być kochanym ” wystarczy być kochanym :). A zacząć trzeba chyba od pokochania i zaakceptowania samego siebie.
W kontaktach zawodowych ( z wyjątkiem uwag Alexa ), ważne między innymi wydaje mi się zaspokajanie potrzeb klienta a nie naszych własnych ambicji. Takie działanie na dłuższą metę, o ironio :), zaspokaja nasze ambicje :).
W rozwoju osobistym, uważam że dobre jest skierowanie na cel nie na plan. Plan w ogólnym zarysie powinien istnieć, ale niezbyt szczegółowy i bardzo elastyczny, zmieniający się wraz z naszym życiem. Zbyt sztywne realizowanie planu – ogranicza. Wówczas, wypadnięcie punktu planu, może nam popsuć widok na cel. Uważam, że wtedy należy zmienić plan nie cel :).
Pozdrawiam serdecznie.
podsumowałbym ten post jednym przysłowiem „lepsze jest zawsze wrogiem dobrego”. chętnie posłuchałbym o przykładach z rekrutacji, bo przysłowia przysłowiami, ale rzeczywistość jest zawsze bardziej pociągająca :)
@Marcunio:
1) Dzięki – metafora jest naprawdę celna. Podoba mi się Twoje uzupełnienie mówiące o konieczności uwzględniania sprzężenia zwrotnego (obserwacje prowadzone przez Sekcje Wysuniętych Obserwatorów).
2) „Wstrzeliwanie” to nie tyle wyrażenie slangowe, ale oficjalna nomenklatura, zgodna z Instrukcją Strzelania i Kierowania Ogniem Artylerii Naziemnej.
3) W przypadku artylerii naziemnej sam GPS nie zapewnia odpowiednio dokładnego skierowania dział, a artyleryjski komunikat meteo musi zawierać dane o warunkach panujących w poszczególnych warstwach atmosfery – sama satelitarna mapa pogody nie wystarcza (często też występują zjawiska lokalne – takie, jak na przykład morska bryza).
Ja chciałbym napisac kilka słów do komentarza Robosa: Tutaj raczej nie chodzi o soft od strony klienta, czyli funkcjionalność czy wygląd aplikacji. Tylko bebechy. Zwykła osoba – klient – nie widzi, że jego strona jest wykonana na tabelka w HTML 4.01, a powinna być semantycznie w XHTML. Dla niego nie ma znaczenia czy to wszystko napędza WordPress napisany w PHP czy Pythonowy framework Django. Dla niego liczy się efekt. Oni kupują owoc twojej pracy w wiekszości wypadków nie liczy się jak go wychodowałeś, ale jak wygląda, jak smakuje i przede wszystkim jakie ich potrzeby zaspokaja.
Alex dziękuje bardzo za ten wpis i wam za komentarze. Nawet nie wiecie jak bardzo jest mi on teraz potrzebny ;) Z niecierpliwością czekam na następny.
Pozdrawiam, Radek
Witam Wszystkich,
Od pewnego czasu czytuję niniejszy blog a oto mój pierwszy komentarz :):
Problem nieuświadamiania sobie własnego potencjału i wskutek tego działania poniżej własnych możliwości wynika, moim zdaniem, z braku akceptacji siebie samego. Tylko ktoś, kto lubi siebie samego, ma odwagę spojrzeć na siebie w sposób realny i przyznać się przed samym sobą do swoich cech, zalet i wad. Taki ktoś ma świadomość, że może coś zrobić ze własnymi wadami (pracować nad ich zmianą). Dla takiej osoby poczucie własnej wartości płynie z wewnątrz – ma przekonanie, że jest wspaniałym, wartościowym człowiekiem, jest świadom swych praw jako jednostki i szanuje prawa innych.
Jeżeli dzieje się inaczej – osoba czerpie poczucie własnej wartości z zewnątrz – jest uzależniona od akceptacji innych. Taka osoba o małej samoświadomości jest skazana na życie w wiecznej wichurze – będzie chciała zapracować na miłość innych poprzez obdarowywanie ich i działanie wedle ich woli. Taka osoba zazna spokoju ducha tylko chwilowo – i będzie działać tym samym utartym schematem bez względu na pobudki innych osób, ukryte zamiary czy próby manipulacji.
Co decyduje o ukształtowaniu osoby – oczywiście tzw. „proces wychowawczy” :)Ostatnio na blogu ukazał się interesujący post na temat pokrewny : http://alexba.eu/2008-01-14/goscinne-posty/dziecko-czy-kariera/
Podsumowując, osoba o wysokiej samoakceptacji będzie umiała wyłuskać z informacji płynących z zewnątrz tylko te, które zawierają istotne informacje („feedback”) i odrzucić wszystko co jest nieprawdziwe i wynika z negatywnych pobudek innych. Tym samym nie odczuwa lęku przed oceną, który potrafi paraliżować i odbierać energię do działania.
Serdecznie pozdrawiam,
Marcin
Rad,
właśnie o to chodzi, problemem jest cała logika biznesowa, która właśnie najczęściej zawodzi.
Generalnie chodzi mi o to, że z punktu widzenia klienta nie ma różnicy czy kupuje samolot czy system księgowy – każdy jest towarem za który się płaci. Tymczasem z nieznanych mi powodów IT traktuje się lżej i dopuszcza się w tych produktach różne błędy, niestabilności i wypuszcza na rynek. Gdyby producent samolotu sprzedał go z niestabilnym układem napędowym czy nośnym to byłaby heca na całego. Tymczasem nikogo nie dziwi, że systemy IT, które często są odpowiedzialne za rozliczenia bankowe, ubezpieczeniowe, bezpieczeństwo lotów itd. są traktowane bardziej liberalnie. Dlaczego?
Witam,
Chciałbym poruszyć dwie kwestie:
1. 1. Jak rozpoznać, że czy jest się w grupie pierwszej czy trzeciej? Czy człowiek jest bardziej „lanserem” czy raczej „zakompleksieńcem” (ale fajne słowo mi wyszło :-) ). Gdzie jest ta granica? Kiedy, kończy się mówienie o swojej wartości a zaczyna sprzedaż powyżej niej? Niby powinno się ją wiedzieć/czuć, ale co jeśli ktoś takiej wiedzy nie ma?
2. 2. Zauważyłem Alex, (mam nadzieje, że mogę się tak do Ciebie zwracać, bo nie znamy się osobiście) że całym „złem” za wychowanie obarczasz szkołę, a mi się wydaje, że szkoły mam takie jakie chcemy mieć, skoro nic nie robimy, żeby je zmienić, to kolejne pokolenia są tam „łamane” (w sensie mentalnym), za cichym przyzwoleniem/aprobatą/brakiem reakcji rodziców. Jeśli dodamy do tego wychowanie w podobnym „duchu” w domu (bo niby skąd nasi rodzice mieli wziąć inne wzorce?) to mamy pełny obraz rzeczywistości.
witam!
jak odnieść „dązenie do perfekcji” w sytuacji gdy robi sie wiele rzeczy jednoczesnie, np. laczac prace ze studiami w i dzialanoscią w NGO ?
czy sądzicie że warto zawsze robić wszystko na 100% (i ryzykować że wszystko zostanie zrobione „po łebkach” z braku czasu) czy wybrać kilka spraw które warto zrobić właśnie na 100% i na nich się skoncentrować a resztę odpuścić tj. „wycelować” sobie na 50%?
Robos Says: „Gdyby producent samolotu sprzedał go z niestabilnym układem napędowym czy nośnym to byłaby heca na całego. Tymczasem nikogo nie dziwi, że systemy IT, które często są odpowiedzialne za rozliczenia bankowe, ubezpieczeniowe, bezpieczeństwo lotów itd. są traktowane bardziej liberalnie.”
Nie wiem, jakie masz doświadczenie w systemach informatycznych stosowanych w samolotach, ale z mojej wiedzy wynika, że ich niezawodność nie jest mniejsza niż pozostałych podzespołów samolotu.
@waterhouse: Ja jestem zwolennikiem skupiania się na wybranych, najważniejszych w danym czasie sprawach.
waterhouse:Polecam te dwa posty. Myślę, że mogą być przydatne do znalezienia odpowiedzi na Twoje pytanie:
http://alexba.eu/2007-11-26/rozwoj-kariera-praca/o-uczeniu-sie-niepotrzebnych-rzeczy/
http://alexba.eu/2007-11-19/rozwoj-kariera-praca/studnia/
Pozdrawiam
Witam wszystkich,
Bardzo trafny post Alex’ie, trafia w ówczesne realia, w mentalność polaków. Pełno jest „pozerów” do których nie trafia żadna krytyka, jest też sporo „nie śmiałych i zakompleksionych” których to znowu nie przekonują żadne komplementy.
Piszesz, że trzeba się wybić i uwierzyć w siebie, ale jak w takiej sytuacji nie stać się właśnie zapatrzonym w siebie „pozerem” ?
Jak ocenić, że jest już się gotowym na wybicie, nie mając żadnego bądź znikomy feedback od otoczenia (zwłaszcza z „branży”) ?
Wszystko się wydaje takie łatwe i proste na papierze lub jak ma się już za sobą udany „skok”, co wcale nie znaczy, że nie trzeba próbować.
Co do podziału na grupy, to sam osobiście lawiruje pomiędzy tymi dwoma grupami, czasem „robiąc dobrą minę do złej gry”, czasem „podkulając ogon”; pewnie zapytasz o powody takiego stanu rzeczy … cóż „życie” ;), a tak serio to możliwe że jest to jakieś rozpoznanie, właśnie przed skokiem ;).
Pozdrawiam
[LocK]
P.S. Mógł byś, Alex’ie, napisać coś więcej o „budowaniu bazy do wybicia” tzn. O przykładach jak zwiększyć i interpretować skąpy feedback (w różnych aspektach począwszy od prywatnych, do zawodowych) ?
Istnieje takie pojęcie jak „Worse is better” (http://pl.wikipedia.org/wiki/Worse_is_Better) – świetnie oddaje ono moim zdaniem ideę IT w zaprezentowaną dzisiejszym wpisie. ;)
Alex:
Kolejny świetny wpis we właściwym dla mnie czasie ;) Dzięki.
Witajcie
Alex – cenny temat.
Sam podobnie jak Ty znam kilka osób, które swoimi zdolnościami i wiedzą biją mnie na głowę. Problem w tym, że to ja muszę je motywować do działania, bo one w siebie nie wierzą. Ja nauczyłem się jednej rzeczy – trzeba iść w świat z uśmiechem i być jak kiedyś pisałeś takim „lekkim egoistą”.
Przykład z artylerią jest bardzo celny :)
Według mnie wszystko czego nam potrzeba, aby za długo nie czekać z uwolnieniem naszych skrywanych zdolności to żyć wg zasady: 'Już teraz jestem wystarczająco dobra(y)/doświadczona(y)/zdolna(y)/*, aby robić coś/mieć/być/*’ – zamiast (*) można wpisać coś co nam pasuje :-). No i nieustanne używanie koła Deminga: Zaplanuj-Wykonaj-Sprawdź-Działaj (Plan-Do-Check-Act).
Witajcie
Byłem wczoraj trochę zajęty, dlatego dopiero teraz odpisuję.
Cieszę się, że wielu z Was uznało ten wpis za bardzo na czasie. Biorąc pod uwagę całkiem przypadkowy termin jego opublikowania jest to dowód na to, iż zagadnienie to dotyczyć musi bardzo wielu ludzi. To zresztą pokrywa się z moimi obserwacjami :-)
W szczegółach:
TesTeq
Wspominane przez Ciebie odejście Setha jest OK choć docelowo wolę to, co opisywałem w poście o pozycjonowaniu się :
Nie oznacza to oczywiście, że musimy być tak daleko aby w ogóle zacząć.
Robos
Doprecyzujmy co miałem na myśli pisząc o oprogramowaniu, które po prostu działało:
„Po prostu działający” program to taki, który wykonuje pewien minimalny zestaw funkcji absolutnie konieczny dla użytkownika. Taki program nie musi być ani czysto kodowany, ani oszczędny jeśli chodzi o zasoby systemu, ani łatwy i przyjazny w obsłudze nie mówiąc już o jego optymalizacji.
Teraz chyba klarowniej widać o co mi chodziło.
Piszesz:” Otwarte przedstawianie możliwości i wad przez handlowców jest fikcją (przynajmniej ja to obserwuję w moim miejscu pracy) „ Nie dziwię się temu. Niemniej są dziedziny i kaliber działań, gdzie Twoja osobista reputacja jako eksperta (bo taki powinien być nowoczesny sprzedawca B2B) jest jednym z Twoich najcenniejszych zasobów i „ściemnianie” klientowi byłoby zabójcze dla Twojej dalszej kariery. Nie mówię tutaj oczywiście o „sprzedawcach” zarabiających te parę tysięcy miesięcznie, ale przecież chyba nikt nie chce utknąć dożywotnio na takim poziomie zarobków.
Monika
Zgadzam się z Tobą co do planu. Już kiedyś cytowałem wypowiedź z armii amerykańskiej: „żaden plan nie przeżywa konfrontacji z nieprzyjacielem” (w naszym wypadku z rzeczywistością)
EM
Niekoniecznie mi o to chodziło. Bardziej o zbyt niską samoocenę, aby zacząć cokolwiek robić
Rad
Teraz widzę, że w międzyczasie wyjaśniłeś Robosowi o co mi chodziło, dziękuję :-)
Jeśli ten wpis trafił u Ciebie w odpowiedni moment to życzę powodzenia w jego wykorzystaniu
Marcin
Witaj na naszym blogu :-)
Generalnie zgadzam się z tym, co napisałeś, z tym że chodzi o to, aby ta świadomość własnych niedoskonałości nie powodowała niepotrzebnego odkładania w czasie szeroko rozumianej realizacji naszych marzeń.
Arek
Oczywiście, że zwraacamy się tutaj do siebie po imieniu (chyba że ktoś wyraźnie zażyczy sobie inaczej :-))
Wracając do Twoich kwestii to:
ad 1) o ile odpowiedź na 'Twoje pytanie w przypadku konkretnej osoby i wypowiedzi byłaby dość łatwa, to trudno mi jest w tej chwili dać Ci ogólną, zawsze prawidłową odpowiedź. Nie jest ona zresztą tak kluczowa w tym zagadnieniu. Istotniejsze jest, abyś zawsze, kiedy masz wrażenie że jesteś niegotowy do podjęcia jakiegoś zadania zadał sobie wnikliwe pytanie „właściwie dlaczego nie??” i potem poszukał dobrej odpowiedzi. Jak jej nie znajdziesz, to do roboty!! :-)
ad 2) Oczywiście, że w ostatecznym rozrachunku winni są rodzice, bo kto im każe żyć w takim kraju, gdzie jest taki system edukacji itp. Tylko, że takie obwinianie byłoby mało produktywne, bo bardzo niewielu ludzi ma rzeczywistą kontrolę nad swoim życiem. Większość niedobrego działania ma właśnie miejsce w szkołach i dlatego niezbyt pochlebnie się o nich wyrażam.
Waterhouse
W Twojej wypowiedzi: „że warto zawsze robić wszystko na 100% (i ryzykować że wszystko zostanie zrobione “po łebkach” z braku czasu) „ widzę pewną sprzeczność, bo albo robimy coś na 100% albo nie. Gdybyś wstawił tam jeszcze słówko „usiłować” to byłoby to dla mnie bardziej zrozumiałe. Co do reszty Twojej wypowiedzi to wypowiadaliśmy się na ten temat np. w dyskusji o Zasadzie Pareto
Wojtek
Widzę, że daliśmy Waterhouse różne zalecenia. Będzie miał z czego wybierać :-)
Lock
Pytasz:” …trzeba się wybić i uwierzyć w siebie, ale jak w takiej sytuacji nie stać się właśnie zapatrzonym w siebie „pozerem „?”
No cóż jeśli nie chodzi o sprawy mogące zagrozić życiu lub zdrowiu, to na początku drogi życiowej w wypadkach wątpliwych lepiej lekko mylić się po stronie „pozerstwa”. W najgorszym wypadku dostaniemy od życia po uszach, w najlepszym mamy to, co nazywa się „effortful study”. O tym ostatnim pisaliśmy kiedyś, jako o najlepszym sposobie szybkiego uczenia się umiejętności praktycznych.
Jeśli chodzi o Twoje zapytanie z PS to proszę doprecyzuj dokładnie o co Ci chodzi. O feedbacku napisałem coś między innymi tutaj
Czego więcej potrzebujesz? Chętnie o tym napiszę.
Paweł
Koło Demninga jest rzeczywiście przydatne, problem w tym, że wiele osób sparaliżowanych jest przekonaniem o swojej nieadekwatności.
Wszystkim pozostałym komentującym dziękuję za feedback, to jest dla mnie bardzo ważne
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich,
Alex, Arek, piszecie o winie – szkoły, rodziców, systemu edukacji. OK. Moim zdaniem ma to kolosalny wpływ na kształtowanie ludzi. Ale każdy z nas ma własny mózg :). Możemy słyszeć innych ludzi, ale nie musimy ich słuchać i robić co nam każą. Mamy wybór. Dzieci są kształcone według takiego systemu edukacji, jaki obowiązuje ( możemy go oczywiście zmienić ), ale wychowują rodzice. Wychowanie dzieci trzeba zacząć od wychowania rodziców. Ilu rodziców idzie do szkoły, w której można się nauczyć wychowywania dzieci ? Takie szkoły są i to za darmo :).
Pozdrawiam serdecznie.
Alex says:
„ Nie mówię tutaj oczywiście o „sprzedawcach” zarabiających te parę tysięcy miesięcznie, ale przecież chyba nikt nie chce utknąć dożywotnio na takim poziomie zarobków. ”
Czy na generalnym poziomie możemy sensownie podyskutować jak oszacować ile pieniędzy tak naprawdę potrzebuję.
Planujesz może w najbliższym czasie napisanie posta na temat zarabiania pasywnego oraz generalnie o osobistych finansach ?
Pozdrawiam , Artur
Monika W
Generalnie masz rację, choć jak w praktyce chcesz uświadomić większości ludzi, że powinni zdobyć wiedzę na temat wychowywania dzieci? W kraju, gdzie większość populacji prawie nic nie czyta?
Artur
Od ponad roku chodzi mi po głowie post „ile potrzebujemy żeby dobrze żyć?”, nie bardzo się do niego mogłem zabrać.
Może zanim zaczniemy mówić o zarabianiu pasywnym powinniśmy w znaczący sposób (tak z 5-20 razy) podnieść cenę, za którą możemy sprzedać godzinę naszego życia?
A o tym piszę cały czas od początku tego blogu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Większość tu piszących działa w branży IT, ale sądząc po komentarzach nigdy nie słyszeli o technikach Agile, które są doskonałym sposobem na rozpoczęcie projektu i dobrnięcie do końca – oczywiście uwzględniając „dopieszczanie”.
Witam,
jakoś nikt nie chce się odnieść merytorycznie do mojego komentarza znajdującego się ciut wyżej ;) Zrobił to jedynie Alex – na poziomie ogólnym ale i za to dziękuję (oraz za powitanie na blogu).
Chciałbym wszystkich zachęcić do zagłębienia się w mój komentarz i próbę odniesienia zawartch tam informacji do siebie samego. Moim zdaniem, to od podstawy konstrukcji psychiki każdego człowieka zależy jego rozwój i ogólny poziom aktywności. Podstawy konstrukcji psychicznej zależą głównie od stosunku rodzice-dziecko – dla mnie edukacja w szkole nie ma istotnego wpływu na kształtowanie się podstawowych cech małego człowieka. Szkoła może według mnie pomóc lub przeszkodzić w rozwoju, ale „szkielet emocjonalny” wynosimy z domu.
Dla mnie jest więcej niż oczywistym – a wiem to na podstawie własnego doświadczenia potwierdzonego opinia kilku innych osób – że jeżeli człowiek napotyka wewnętrzne bariery w rozwoju (np. lęk przed zmianami, skłonność do perfekcjonizmu, lęk przed oceną) – to klucza do odblokowania tych barier należy szukać głęboko w psychice. Jakiekolwiek wymuszanie działań „na siłę” może przynieść efekty, ale najczęściej efekty te będa dużo poniżej potencjału i osiągnięciu tych efektów nie będzie towarzyszył spokój ducha.
Zła wiadomość: moim zdaniem nie ma „zmiany siebie na skróty”. Np. zauważam, że cenię siebie niżej niż wynikało by to z obiektywnej oceny. Decyduję się działać – będę starał się pamiętać o mojej prawdziwej wartości i zachowywać odpowiednio zachowywać. A co za tym idzie – podejmę nowe wyzwania. Moim zdaniem, tak jak pisałem wyżej, taki schemat działania może przynieść efekty i przynosi, ale wymaga wiele „szarpania się samym ze sobą” i nie pozwala w pełni rozwinąć skrzydeł.
Moim zdaniem najskuteczniejsza metoda polega na dogłębnym poznaniu siebie samego i zmiany podstaw struktury psychicznej. Nie jest to droga łatwa i przyjemna – ale daje rewelacyjne rezultaty. Pożądane zmiany w życiu przychodzą wręcz same i wydawało by się bez większego wysiłku. (oczywiście nie dzieje się to samoistnie i wymaga naszego działania – ale to działanie przychodzi nam w sposób naturalny i nie wymagający większego wysiłku).
Serdecznie pozdrawiam,
Marcin
MATIC: Witaj, „nie działam” w IT pomimo tego metodologie „zwinne” są mi nieobce. Pomijając to, że kolejne iteracje > 1 można traktować jako finalny produkt (w zależności od założeń oraz celów) myślę, że w cytowanym „dopieszczeniu” bardziej chodziło o przedstawienie pewnych postaw i sposobów postępowania sprzecznych z „zasadami biznesu” niż samego procesu „kodowania” (powstawania oprogramowania)
Np. nasza-klasa. Idealna nie jest ;) Pomimo pewnego niedopracowania posiada takie funkcjonalności, dzięki którym odniosła sukces. Pytanie brzmi. Czy autor(zy) osiągnęli by cel biznesowy dopieszczając n-k gdzieś w garażu przez kilka miesięcy?
Pozdrawiam
O to Ci chodzi MATIC? :)
Oczywiście o czymś takim mówimy, tylko nie padło to słówko ;)
MATIC
Muszę Cię zmartwić. Już w połowie lat osiemdziesiątych w mojej firmie softwarowej stosowałem techniki Agile (choć sama nazwa powstała chyba później) :-)
Marcin
Piszesz: „Zła wiadomość: moim zdaniem nie ma “zmiany siebie na skróty”.”
mam dobrą wiadomość: są drogi „na skróty”, co prawda nie tak doskonałe jak ta „głęboka”, ale zgodnie z zasadą Pareto……. :-)
Rad
Cieszę się, że ktoś zauważył że spora część tego blogu jest o zastosowaniu Agile w normalnym życiu :-)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i rozpoczynam kolejny długi dzień
Alex
Alex pisze: „są drogi 'na skróty’, co prawda nie tak doskonałe jak ta 'głęboka’, ale zgodnie z zasadą Pareto”
A czy nie sądzisz, że bardzo często droga 'na skróty’ prowadzi do zmian pozornych, nie płynących z głębi, nie zakotwiczonych w systemie wartości i w związku z tym kruchych i nietrwałych.
Nie przeczę, że czasem taka droga może być zapalnikiem i zainicjować zmiany głębokie, ale znacznie częściej pozostaje jedynie ścieżką na skróty, która ma tendencję do zarastania chwastami.
TesTeq
Piszesz: „czy nie sądzisz, że bardzo często droga ‘na skróty’ prowadzi do zmian pozornych, nie płynących z głębi, nie zakotwiczonych w systemie wartości i w związku z tym kruchych i nietrwałych.”
Może tak być, ale nie musi. Inaczej nie przeżyłbym ostatnich piętnastu lat w taki ciekawy sposób i to do tego całkiem realnie. Oczywiście warto przy tym pamiętać o słowach Einsteina „wszystko należy tak bardzo uprościć jak to jest możliwe. Ale nie bardziej!!”
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Nic na siłę :). Część ludzi zda sobie z tego sprawę sama i zainteresuje się może najpierw książkami, potem szkołą. Pozostali będą musieli „zebrać na własnej skórze” feedback od dzieci – żeby zrozumieć. Ale przecież nigdy nie jest za późno na zmiany :). A czasem wystarczą proste słowa. Mówimy dziecku „jesteś niegrzeczny” – więc ono ze wszystkich sił stara się sprostać naszym oczekiwaniom i być niegrzeczne. Gdy jest grzeczne – nic nie mówimy – nie promujemy dobrego zachowania, bo to naturalne i oczekiwane – doprawdy piramidalna bzdura :).
Marcin:
Ja zgadzam się z Tobą w prawie 100%. „Szkielet emocjonaly” – wyniesiony z domu, a jeszcze lepiej spokój emocjonalny – nie szarpie nerwów i pozwala skupić się na obowiązkach i przyjemnościach. Jednocześnie, w dorosłym życiu, powrót do spokojnego emocjonalnie i bezpiecznego domu, daję siłę. Czyli buduje nie niszczy.
Generalnie jak pozna sie dobrze samego siebie – to większość słów, myśli, rozwiązań i pomysłów – przychodzi do głowy intuicyjnie czyli jak piszesz „przychodzą same”. Jednocześnie uniezależnienie się od warunków zewnętrznych ( czyjś zły humor, ocena, agresja, piatek 13, pogoda itp ) – daje spokój. Czyli nie jak kameleon ” który umarł z wysiłku na kocu w szkocką kratę ” :)
Pozdrawiam serdecznie.
a ja cieszę się, że mogę to czytać Alex :D
TesTeq:
Piszesz: „Nie przeczę, że czasem taka droga może być zapalnikiem i zainicjować zmiany głębokie, ale znacznie częściej pozostaje jedynie ścieżką na skróty, która ma tendencję do zarastania chwastami. ”
W pełni się z Tobą zgadzam. Moim zdaniem do trwałych zmian prowadzi jedynie integracja różnych elementów osobowości.
Alex:
Piszesz: „Może tak być, ale nie musi. Inaczej nie przeżyłbym ostatnich piętnastu lat w taki ciekawy sposób i to do tego całkiem realnie.”
Czy to oznacza, że poszedłeś „drogą na skróty”? A skąd pewnośc, że nie mogłeś tych piętnastu lat przeżyć jeszcze ciekawiej – osiągając jednocześnie miłość, szczęście, spokój ducha, realizując swoje pasje i osiągając sukces materialny? Czy jesteś pewien, że osiągnąłeś wszystko to co najważniejsze?
Monika:
Piszesz: „jak kameleon ” który umarł z wysiłku na kocu w szkocką kratę ”
Bardzo mi się podoba to porównanie :) Odnosząc się do pierwszej części Twojego postu: uważam, że podstawa wychowania dzieci, to miłość, ciepło, wsparcie, zrozumienie okazywane przez rodziców. Jeżeli w relacji rodzice-dziecko jest miłość, to niepotrzebne staje się definiowanie sztywnych zasad, reguł wychowawczych. Granice wyznaczane przez rodziców dziecku, aby uchronić go przed zagrożeniami, są wyznaczane w sposób łagodny ale i stanowczy. Dziecko, żyjąc w atmosferze miłości, jest bardziej skłonne zaakceptować pewne ograniczenia. Poza tym, „niegrzeczne” dzieci często swoim zachowaniem starają się zdobyć zainteresowanie rodziców, którego normalnie by nie otrzymały. Dzieci, żyjące w miłości, nie musza się uciekać do tak „drastycznych środków ;)
Serdecznie pozdrawiam.
Monika
O dawaniu feedbacku w ogóle napiszę wkrótce :-)
Rad
Miłej i pożytecznej lektury!! :-)
Marcin
Piszesz:” Czy to oznacza, że poszedłeś “drogą na skróty”?”
Dokładnie tak :-) I nie żałiję nawet przez chwilę!!!
Dalej stwierdzasz: „A skąd pewnośc, że nie mogłeś tych piętnastu lat przeżyć jeszcze ciekawiej ”
Do czego mi taka pewność miałaby być potrzebna?? Wystarczy poczucie, że przeżyłem te piętnaście lat bardzo ciekawie, rozwijając się jako człowiek i ekspert w mojej dziedzinie, kochając i będąc kochanym (w każdym tego słowa znaczeniu :-)), realizując moje różnorodne pasje i marzenia i do tego zarabiając całkiem przyzwoitą sumę pieniędzy (choć to ostatnie nie było moim celem). Jaki więc sens miałoby takie gdybanie?
Traktując życie nie jako docieranie do jakiegoś celu, lecz jako ciekawą podróż mogę powiedzieć, że osiągam to, co w danym momencie jest dla mnie najważniejsze, choć to ostatnie zmienia się w czasie.
Tak więc przyznaję, że jestem zwolennikiem chodzenia na skróty tam gdzie:
1) doprowadza to do pożądanych rezultatów
2) doprowadza do nich w sposób na tyle zgodny z moimi systemem wartości, że czuję się z tym komfortowo
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Wspomniany przez Ciebie Alex’ie post wpadł już mi kiedyś w ręce, ale brakuje mi w nim tego jak odróżnić true feedback od fake, czyli takiego który otrzymujemy od nie szczerego rozmówcy. Chodzi mi głównie o to na co zwrócić uwagę podczas rozmowy, na jakie gesty, mimikę czy też słownictwo (?). Gdyż nie zawsze rozmawiamy ze szczerymi rozmówcami…
Czy w ogóle możliwe jest napisanie takiego poradnika ?
Pozdrawiam,
[LocK]
Alex: Nie mogę się doczekać :).
Marcin: Jak miło, że ktoś jeszcze kocha i akceptuje własne dzieci, dając im prawo do bycia oddzielnymi osobami :)
Pozdrawiam serdecznie
Lock
Każdy feedback jest subiektywnym opisem wrażeń osoby, która Ci go udziela i jako taki powinien być traktowany.
Po prostu dopytuj się o szczegóły i „use your judgement”
Monika
Jak się pozbieram (przez 2 dni prowadziłem bardzo intensywne warsztaty) to napiszę jeszcze dziś :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Drogi Alex’ie, niestaty czasem samo dopytawanie, takie bezpośrednie, bywa męczące dla rozmówcy, gdyż wypowiadając pewien własny „osąd” nie sądził/sądziła, że będzie odpytywany/dopytywana o szczegóły na jakich zostały wyciągnięte wnioski. W takich sytuacjach można albo odpuścić albo zrezygnować z dalszej współpracy/znajomości. Oba wyjścia IMHO są dośc radykalne i osobiście wolał bym czasem ich nie stosować … wiem i rozumiem, że trzeba sobie dobierać „odpowiednie towarzystwo” zarówno prywatnie jak i biznesowe, ale niestety czasem się tak nie da z powodu wcześniejszych zobowiązań …
Wracając do ścisłego tematu jakości feedback’u to mimo tego że jest to zawsze osobiste i subiektywe zdanie to czasem zdarza się że jest wyrażane wbrew woli rozmówcy (z różnych powodów) i właśnie o takie sytuacjie mi chodzi, wiem że każdy z Nas powiwnien sam umieć takie sytuacjie odróżnić ale … pare ogólnych wskazówek też by sie przydalo ;)
Pozdrawiam
PS. Przepraszam za błędy ortograficzne … jutro utilizuje leoparda i stawiam gentoo … ;)
[LocK] Says: „niestaty czasem samo dopytawanie, takie bezpośrednie, bywa męczące dla rozmówcy, gdyż wypowiadając pewien własny 'osąd’ nie sądził/sądziła, że będzie odpytywany/dopytywana o szczegóły na jakich zostały wyciągnięte wnioski. W takich sytuacjach można albo odpuścić albo zrezygnować z dalszej współpracy/znajomości.”
To po co mój rozmówca wypowiadał swój 'osąd’? Czy po to, żebym puścił jego słowa mimo uszu? Żebym go zlekceważył? Uważam, że moim obowiązkiem jest dopytywanie się o szczegóły dotyczące 'osądu’, ponieważ świadczy to o moim szacunku dla rozmówcy i wadze, jaką przywiązuję do jego słów.
Lock
Jeśli ktoś daje Ci feedback, to albo chce Ci zrobić tym prezent, albo „uszczypnąć”.
W tym pierwszym przypadku uprzejme pytanie o szczegóły jest zgodne z intencją Twojego rozmówcy i zapewne chętnie udzieli Ci on odpowiedzi.
W drugim, szybko może się okazać, że udzielona Ci informacja nie miała żadnego głębszego podłoża w rzeczywistości, co dla Ciebie jest ważne, a atakującego zniechęci do takich działań w przyszłości
Nie do końca rozumiem, co chcesz powiedzieć w ostatnim akapicie Twojego komentarza
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Siedzą właśnie nad postem o feedbacku, ale idzie mi dość opornie :-)
Chcieliście post o dawaniu feedbacku – oto macie
http://alexba.eu/wp-admin/post.php?action=edit&post=376
Zapraszam do lektury
Alex
Alex, w tym poście ująłeś dwie kwestie, które odnoszą się do „bycia doskonałym”. Jedna, to niedowartościowanie + powściągliwość przed działaniem. Druga, to perfekcjonizm podczas podjętych działań. Mają one część wspólną, ale czasami warto przyjrzeć im się oddzielnie. Są tacy, co nie mają problemu z poczuciem własnej wartości, ale rozwodzą się za bardzo nad swoimi działaniami z powodu perfekcjonizmu.
Uważam, że perfekcjonizm jest ważnym powodem zbyt wąskiego wykorzystywania w praktyce wyników prac naukowych (oczywiście sprawa jest w ogólności bardziej złożona). Naukowcy przyzwyczajeni są do dopieszczania niemalże każdego zdania w swoich publikacjach. Z takimi przyzwyczajeniami trudno im się rozmawia z przemysłem, który potrzebuje szybkich i konkretnych wskazówek praktycznych. Im bardziej coś doskonalisz, tym mniej może być to przydatne :) Chociażby z powodu opóźnień czasowych. A szkoda, bo innowacje mocno na tym cierpią i dużo prac badawczo-naukowych nie jest właściwie wykorzystywana, choć są interesujące. Z drugiej strony, przemysł za bardzo zamyka się na doraźne, szybkie rozwiązania dla danego produktu. Jak zwykle, potrzebny jest odpowiedni balans. Czas to zmienić :)
Pozdrowienia
Tomek
Myślę, że do kwestii bycia perfekcjonistą, bądź nie, możemy zastosować zasadę Pareto – podobnie, jak zrobiłeś to w poście http://alexba.eu/2007-09-17/rozwoj-kariera-praca/kariera-alternatywne-podejscie/
W każdym odpowiednio skomplikowanym systemie zawsze mamy kompromis pomiędzy jakością a czasem, pieniędzmi czy innymi zasobami. Według mnie, piloci samolotów pasażerskich nie są perfekcjonistami – znają dobrze tą część wiedzy pilotażu, która pozwala im bezpiecznie latać samolotem pasażerskim. Większość z nich nie umie pilotować F16 i nie zna technik walki powietrznej. Czy mamy do czynienia z perfekcjonizmem ? Według mnie to doskonale wyuczone rzemiosło, spełnienie szeregu bardzo surowych wymagań – nie jest to łatwe, ale jak widać doskonale sprawdza sie w praktyce.
Problematyczne bywa wyznaczenie granic kompromisu. W przypadku pilotów sprawa jest dość prosta – klienci nie chcą ginąć na skutek błędów pilotów, więc ryzyko jest sprowadzone do absolutnego minimum przez treningi, badania kontrolne i pozostałe mechanizmy. W przypadku innych dziedzin życia, znalezienie kompromisu, lub jak mówią znawcy teorii gier equilibrium, jest zazwyczaj trudniejsze. Z mojego doświadczenia wynika, że bardzo często nie znamy oczekiwań drugiej strony i wpadamy w pułapkę perfekcjonizmu lub rozmijamy się z potrzebami naszych klientów.
Wracając do zastosowania zasady Pareto, musimy wiedzieć, co stanowi te umowne 80% funkcjonalności, które stanowią optimum pomiędzy wysiłkiem i atrakcyjnością dla naszych klientów. Gdy już to wiemy, cała reszta staje się prosta…
Zdecydowanie należę do tej 3 kategorii ludzi, nie wstyd mi się przyznać i walczę z tym nieustannie i mam na tym polu małe sukcesy :-)
Twój artykuł trafia idealnie w sedno sprawy, wiele osób narzeka na to co mają a kiedy im powiedzieć: „zmień pracę”, „zmień stanowisko”, generalnie „zrób coś z tym” to zaraz znajdują mnóstwo powodów dla których nie mogą / nie chcą tego zrobić… a potem przychodzi frustracja. I zgadzam się że przyczyną tego jest nasz system edukacyjny, ale uważam że i rodzice wychowując nas też się trochę do tego dołożyli. Nie świadomie oczywiście, bo oni sami są „ofiarami” tego systemu pozbawiania własnego zdania, woli i pewności siebie(!).
Lubię powracać do tego postu. Liczę na to, że w którymś momencie nabiorę odwagi, aby sprzedawać na rynku swoją wiedzę, umiejętności i kompetencje (jakiekolwiek by one nie były). Nie mówię tu o prowadzeniu blogu, bo do tego wielkiej odwagi nie potrzeba. Na półce już czeka na przeczytanie „How to sell Yourself” (Joe Girard). Pilnie potrzebuję nauczyć się tego… i potwierdzam, że niemożność wykazania się bywa frustrująca.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Taka „tablica wstydu” już istnieje. http://swietekrowy.pl/
Pozdrawiam