Mam właśnie przed sobą pismo marketingowe próbujące sprzedać jakieś „cudowne” jednodniowe szkolenie za jedyne 327 PLN/osobę :-)
Kilka cytatów:
„Tylko wyobraź sobie jak zaraz po treningu, ruszasz Do działania jako expert, znający sztuczki o jakich Istnieniu wie niewielka grupa ludzi w Polsce!”
„Poznasz tutaj kilka tajemnic handlowców z pierwszych stron gazet i zaczniesz zarabiać więcej bawiąc się przy tym wspaniale!”
trener to „xxxxxx uczeń geniuszy XXI wieku” (nazwisko wyiksowane przez mnie)
Oh, boy!!!!!! :-)
Napoleon powiedział kiedyś „od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok”. Jak ktoś był na paru szkoleniach NLP i napompował się trochę ( w tym przypadku „trochę” jest eufemizmem) to jest jego sprawa i całkowicie OK. Jeśli jednak usiłuje zarabiać na tym opowiadając takie teksty i mamiąc przy tym ludzi, którzy nie maja zbyt dużo pieniędzy (bo dobrze zarabiający „wyjadacze” na takie coś sie nie nabiorą) to budzi to we mnie wewnętrzny sprzeciw. Zastanawiam się teraz co ja osobiście mogę jeszcze zrobić, aby w tym kraju było wiecej światłych, a mniej naiwnych ludzi.
Co o tym sądzicie?
1. 327 PLN / osobe to tanio
2. Chetnie poznam jakies sztuczki
3. Wymienili moze jakich geniuszy XXI w. maja na mysli ?
4. Moge telefon do nich mailem dostac, chetnie ich p(rze/o)slucham.
pozdrawiam,
Przemek
Myślę że ten blog jest świetnym narzędziem aby więcej ludzi było światłych. Szczególnie w zakresie szeroko pojętych szkoleń dotyczących komunikacji. :)
Pozdrawiam Marcin Wojciech.
Marcin
To miło stwierdzić. że nawet tak stare wpisy są czytane :-)
Witaj na naszym blogu :-)
Pozdrawiam
Alex
oj ja jakoś od dawna jestem uczulona na tego typu szkolenia i (jak to ująłeś) ludzi napompowanych NLP (ja mówię o nich: dali się zNLPować). hm. raczej nie mam nic przeciwko NLP jako takiemu, ale sposób, w jaki niektórzy go wykorzystują… dla mnie zgroza. Hm. A o „oświeconych” trenerach, którzy sami ledwo co liznęli temat …. zgroza. Nie wiem, co gorsze: trener niemający za bardzo pojęcia o topic’u szkolenia, które prowadzi, czy trener który nie ma żadnego doświadczenia, praktyki i całą swoją wiedzę czerpie z książek uważając, że to jedyne właściwe zdobywanie wiedzy. Hm…
Marto
W międzyczasie mam lepszy przypadek: Pewna spora firma szkoleniowa przez prawie trzy lata wbijała początkującym sprzedawcom B2B (business-to-business) podejście i metody sprzedaży, które w najlepszym przypadku mogły funkcjonować w pierwszej połowie lat 90. I to za naprawdę konkretne pieniądze!! Dopiero nowy manager, któremu naprawdę zależało na rezultatach natychmiast położył kres tej bzdurze.
Mnie to przeszkadza, jak łatwo jest zmydlić oczy przeciętnemu HR-owi wciskając bezwartościowe szkolenia, a potem cierpią uczestnicy, którzy inwestują czas swojego życia w taki „trening”
Pozdrawiam
Alex
Hej Aleks,
Tak sie zastanawiam jakie sa alternatywy? Bo jezeli tak latwo znalesc bezwartosciowe szkolenia, to gdzie i jak szukac tych wartosciowych (no oprocz Twoich, wiadomo o co chodzi :)?
Serdeczne Ahoj,
Kamil
Teraz zauwazylem ze napisalem Aleks, czy jest jakas roznica dla Ciebie miedzy Alex a Aleks?
Kamil
Alternatywy są, choć dość rzadko rozsiane. Trzeba po prostu dość intensywnie szukać pytając innych o praktyczne doświadczenia z KONKRETNA OSOBA szkolącą.
Pozdrawiam
Alex
PS:W kwestii imienia Alex jest lepiej :-)
Cześć Alex;
Nie wiem czy mój mail dotarł do Ciebie, bo nie pamiętam, czy wpisałem to drugie hasło. Ale nie o tym. Jestem od 10 lat trenerem, a przed trenerem byłem i managerem i sprzedawcą. Uczę o tym co robiłem, w tym o swoich błędach i porażkach. Kończyłem świetną szkołę trenerów w Warszawie.
A teraz zapisałem się na podyplomowe studia trenerskie. No i szlag mnie trafia, bo tak złych zajęć nigdy w życiu nie widziałem.
Wystarczy powiedzieć, że jest 42 uczestników dobranych raczej przypadkowo. Z branży trenerskiej – zawodowców oprócz mnie jest może 3. Zadnych warsztatów w takich warunkach przeprowadzić dobrze nie można. Wykładowcy używają jeszcze rzutnika na folie!!! ze slajdami z worda.
Wkurzające jest to, ze jeśli zrezygnuję z tych studiów to inni, którzy je skończą choć bez żadniego doświadczenia i bez nabytych umiejętności będą na lepszej pozycji niż ja – bo będą mieli papier.
Tomku
Szczerze mówiąc dziwię się, jak po 10 latach bycia trenerem wpadłeś na pomysł, że jakiekolwiek „studia trenerskie” dadzą Ci cokolwiek?? Popytaj tych trenerów, którzy zarabiają regularnie topowe stawki w warunkach gospodarki rynkowej (a więc nie dofinansowane z Unii, czy w firmach państwowych) kto z nich zrobił podyplomowe (czy jakiekolwiek inne) „studia trenerskie”, a zapewne zobaczysz co najmniej zdziwione miny :-)
To co opisujesz to kolejny przykład oszustwa edukacyjnego, na które daje się nabrać wielu ludzi (ciekawe czy za pieniądze własne, czy też podatników). Potem wychodzą z tego tacy „trenerzy”, którzy marnują czas tysiącom ludzi!!!
Zmartwiło mnie Twoje zdanie. „Wkurzające jest to, ze jeśli zrezygnuję z tych studiów to inni, którzy je skończą choć bez żadniego doświadczenia i bez nabytych umiejętności będą na lepszej pozycji niż ja – bo będą mieli papier”.
Zastanawiam się jak to wyrazić, aby nie zabrzmiało to arogancko, z drugiej strony jako trener na pewno potrafisz przyjąć bezpośredni feedback, więc zaryzykuję – jeśli po 10 latach praktyki choć przez moment obawiasz się „konkurencji” kogokolwiek tylko dlatego że on „ma papier” to popełniłeś gdzieś poważny błąd pracując nad Twoja wartością rynkową. Przeczytaj jeszcze raz uważnie to zdanie które napisałeś i pomyśl co komunikujesz nim światu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Musisz dążyć do tego, aby w Twojej specjalności być najlepszym, a w idealnym przypadku jedynym człowiekiem na rynku. Wtedy nikt nie będzie Cię ani pytał o jakiekolwiek papiery (poza NIP-em do faktury), ani dyskutował wysokości Twoich honorariów.
OK, dzięki, że odpisałeś, bo Twoje uwagi w tym blogu w ogóle są cenne. Zgadzam się z Tobą, że studia, które opisałem to oszyustwo i to na dużą skalę, ja zresztą uważam, ze uczestnicząc w czymś takim zaprzeczam sam sobie. I nie mogę zredukowac dysonansu pomiedzy tym co można określić jako moje zasady, a tym co w tym przypadku robię. No i pewnie stąd to pisanie.
Masz rację, nie obawiam się feedbacku i jeśłi jeszcze będziesz chciał mi coś odpisac to już śmiało i bez wstępu.
Tydzień temu chciałem już zrezygnowac z tych studiów, ale ktoś znajomy powiedział mi: „Jak będziesz się starał o szkolenie np w Zabrzu, a twoim konkurentem będzie kolega z dyplomem z tych studiów – to jak myślisz – kto zostanie wybrany?”
Ja jestem ze Szczecina, więc w Zabrzu nie jestem raczej znany. Na parę dni to mnie przekonało.
Wczoraj czytałem Twoją paźdxziernikową dyskusję z Santorianem – dotyczyła reguły 80/20. Te liczby to chyba nie Paretto podał, on tylko wymyśłił regułę, która się tak nazywa, a 80/20 dodali do tej reguły prowdopodobnie amerykańscy inżynierowie.
Santorian kwestionował Twoją metodę dojścia do tych 4%. No i coś co mnie zaskocczyło to Twoje odpowiedź, bo o ile dobrze sobie przypominam to conajmniej raz było to w stylu: „poczytaj sobie odpowiednie książki…, a potem dyskutuj..”Jeśli to tak faktycznie było – to trochę jak u Schopenhauera, ale może źle interpretuję. Myślę, że trener tego typu argumentacji w ogóle nie powinien używać.
PS
Fajne to Twoje 4% – również i dlatego, że jak popatrzysz na inne statystyki to zazwyczaj ci najlepsi są lepsi od bardzo dobrych o 3 do 4%. Np na mistrzostwach świata w siatkówce najlepszy polski atakujacy Mariusz Wlazły był skuteczniejszy w ataku od swoich kolegów o 3% właśnie.\
Pozdrówko
Tomek
Witaj Alex,
Co możesz zrobić? Ależ robisz, piszesz bloga, odpowiadasz na posty. Ci którzy chcą to do Ciebie trafią :). Może napisz książkę – o swoich doświadczeniach z pracy z ludźmi?
Wydaje mi się, że czasem ludzie słuchając lub czytając identyczne teksty, wykłady … itp, wyciągają zupełnie różne wnioski. Czyli diabeł tkwi w szczególach.
Z jednej strony zależy to prawdopodobnie od nich samych – ich historii, doświadczenia życiowego, ” wolności głowy i myśli”, priorytetów.
Z drugiej strony – wydaje mi się, że duże znaczenie mają słowa. Większość słów i zdań jest dwuznaczna. Od naszego nastawienia, ogólnie do zycia ( pozytywnego lub negatywnego ), będzie zależało jak odbierzemy słowo pisane ( czytane ), które nie zawiera w sobie emocji głosu, mimiki twarzy itp.
Jednoczesnie jeśli mamy do czynienia ze słowem mówionym ( lub wmawianym ) i jestesmy podatni na emocję, przestajemy rozumieć słowa skupiając się na ich ładunku emocjonalnym. To jak rozmowa z psem – jeśli słodkim głosem powiesz mu – jesteś paskudny – będzie zachwycony :).
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Tomku
Dopiero teraz zauważyłem, że dawno temu pozostawiłem Twój komentarz bez odpowiedzi. Przepraszam, to było niezamierzone :-(
Wyszukałem też tę dyskusję o której wspominasz. Dokładnie napisałem tam Czytelnikowi:
„W międzyczasie poczytaj sobie np. doskonałą książke “The tipping point” Malcoma Gladwella i pomyśl.”
To było konkretne zalecenie przeczytania istotnej książki dla czytelnika, który niedobór wiedzy w pewnym zakresie nadrabiał prostymi trikami retorycznymi. Nie ma w tym manipulacji i dziś zrobiłbym dokładnie to samo
Moniko
Jak widać, prawie dwa lata po napisaniu tego postu dalej robią coś w tym kierunku :-)
Mam nawet parę nowych pomysłów, ale na książkę brak mi czasu i weny – wolę dalsze zdobywanie nowych doświadczeń :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex