Słyszeliście o rezonansie limbicznym? Jest to cecha umysłu ludzkiego (nie tylko zresztą – z tego co wiem dotyczy to wszystkich ssaków) polegająca na tym, że w grupie jednostek przebywających razem występuje tendencja do synchronizowania wzajemnych stanów wewnętrznych. Całe zagadnienie jest niezwykle ciekawe i wiąże się z wieloma fenomenami, w tym z tak zwaną miłością od pierwszego wejrzenia itp. Nie o tych aspektach chcę jednak mówić.
To na co chcę Wam zwrócić uwagę, to fakt, że jeśli dłużej przebywamy w jakiejś określonej grupie ludzi, to tym silniej przejmujemy dominujący w tej grupie stan wewnętrzny (emocjonalny itp.) Odbywa się to bez jakiejkolwiek komunikacji werbalnej, w dość tajemniczy, niemniej bardzo skuteczny sposób, którego korzenie sięgają dalej niż historia gatunku ludzkiego. Zastanówmy się, jakie to może mieć znaczenie w naszym życiu codziennym:
Jeśli chcąc nie chcąc synchronizujemy nasze nastroje z ludźmi przebywającymi wokół nas, to jest to niezmiernie istotne, abyśmy przebywali wśród takich, których stan wewnętrzny zbliżony jest do tego, który sami chcielibyśmy mieć. To oznacza, że np. niezwykle starannie powinniśmy dobierać miejsce pracy, analizując nie tylko zarobki i tzw. twarde możliwości rozwoju, lecz także przyglądając się panującej atmosferze i odpowiadając sobie na pytanie „czy taki też chciałbym się stać?” Wielu z nas jest co prawda przekonanych, że potrafimy opierać się takim wpływom, ale z jednej strony długoterminowo bardzo trudno byłoby nam oprzeć się takiemu wpływowi, a z drugiej próby przeciwdziałania mu kosztowałyby mnóstwo energii, której może nam zabraknąć gdzieś indziej.
Kiedyś prowadziłem szkolenia dla firmy A w budynku należącym do firmy B i obserwowałem tam zdumiewające zjawisko. Przez ponad tydzień, który tam spędziłem spotkałem jednego (!!!!) człowieka, który przechodząc obok na korytarzu nawiązał normalny kontakt wzrokowy, a nawet się uśmiechnął (to był dostawca kanapek). Cała reszta albo uciekała z oczami, albo rzucała na ciebie niewidzącym spojrzeniem tak, aby tylko nie zderzyć się na korytarzu. Jestem w Polsce do różnych rzeczy przyzwyczajony, ale to byli bardzo porządnie ubrani ludzie w dość szerokim przedziale wiekowym będącymi absolutnymi mistrzami świata w traktowaniu drugiego człowieka jak powietrze !!! Do tego wyczuwalny poziom zaangażowania czymkolwiek był bardzo niski.
Nie sądzę, że taka cecha była kryterium doboru pracowników, raczej cała ekipa „wysynchronizowała” się wokół jakiegoś wzorca i po przekroczeniu „masy krytycznej” stała się dość jednolitą grupą dziwnie zachowujących się ludzi. O wpływie takiej postawy na relacje z „resztą świata” nie muszę chyba pisać.
Stąd proponuję, abyście zastanowili się w jakim otoczeniu przebywacie przez większość dnia i uczciwie powiedzieli sobie, czy chcecie stać się podobnymi ludźmi. jeśli nie, to niezależnie od prestiży i zarobków macie zadanie do wykonania, inaczej będzie z Wami kiepsko.
To, co napisałem o rezonansie limbicznym dotyczy też naszych relacji z pojedynczymi ludźmi, w tym też partnerami życiowymi. Jeśli z różnych powodów (obawa przed samotnością, seks, względy ekonomiczne itp. ) związaliśmy się z osobą, której przeważający stan wewnętrzny bardzo odbiega od naszego, to musimy się liczyć z tym, że długoterminowo będziemy silnie na siebie wpływać i to niestety z tą tendencją, że negatywne wpływy zdają się mieć silniejszą i trwalszą silę oddziaływania niż te pozytywne. Stąd też konieczność przeanalizowania naszych relacji także i pod tym kątem. Niektórzy z Was znają zapewne to uczucie, że jakiś związek się kończy, z jednej strony jest nam smutno, ale z drugiej czujemy taki powiew świeżego powietrza i optymizmu, którego dawno nie doświadczaliśmy. Jeśli tak jest, to czy nie lepiej na przyszłość unikać tego typu sytuacji od samego początku?
Wiele osób pyta mnie skąd, będąc w wieku, który trudno nazwać młodzieńczym, biorę tyle zapału i pozytywnej energii do życia? Częścią odpowiedzi jest właśnie fakt, że we wszystkich dziedzinach staram się synchronizować z pozytywnymi ludźmi, z którymi pozytywnie „nakręcamy się”, unikając jednocześnie tych nieszczęśliwców, widzących świat w całkiem czarnych barwach lub będących do niego ogólnie negatywnie nastawionych. Jak wyrobimy sobie na to oko oraz zadbamy o minimum niezależności w podejmowaniu decyzji, nie jest to wcale takie trudne.
Ciekawe jak Wy widzicie tę kwestię i jakie są Wasze obserwacje i wnioski. Podzielcie się nimi proszę w komentarzach.
PS: Teraz uświadomiłem sobie, że wiele z tego, co napisałem zawarte jest w polskim przysłowiu „Z kim poprzestajesz, takim się stajesz”. Rozejrzyjcie się w Waszym otoczeniu i odpowiedzcie sobie, czy taca też chcecie zostać.
Jest też drugie adekwatne, polskie przysłowie:
„Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i ony.”
Dodałbym także, że dana osoba jest wypadkową 5 osób, które mają największy wpływa na jej życie.
Tak, tak, tak, zgadzam się w zupełności.
Dużo czasu zajęło mi zrozumienie tej podstawowej kwestii. Najtrudniejsze jest jednak podjęcie decyzji o zmianie, czy to pracy, czy towarzystwa, w którym się przebywa. Problem znika, kiedy posiadamy alternatywę. Zazwyczaj jednak jest tak, że tej alternatywy brak. Czy dalej synchronizować się z ludźmi, co do których masz świadomość że ciągną twoje nastroje w dół? Czy od razu rzucić się na głęboką wodę zmian i liczyć, na to że na innej „wyspie” będzie lepiej?
A może jest jeszcze lepsze wyjście? Na przykład wybrać ludzi, którzy już są i najbliżej im do normalnego (czyt. pozytywnego) postrzegania świata i z nimi budować front „pozytywnej energii”?
Co myślicie na ten temat?
Zapewne ma to też zastosowanie w skali makro: na ogół Hiszpanie są weselsi niż Finowie.
Ciekawe określenie, „Rezonans limbiczny”, ale z moich obserwacji życiowych mogę potwierdzić, że zgadam się z nim w 100%.
Alex,
A co, jesli wiekszosc czasu (np. w pracy, o ktorej piszesz jako przyklad) spedzasz „sam”? Czy na poziomie synchronizacji limbicznej moze zajsc zjawisko „autorezonansu”? :)
Czyli, czy dziala to takze tak:
– twoje wlasne pozytywne nastawienie do swiata i przestawanie wtedy z „samym soba” powoduje wzmocnienie tego pozytywnego nastawienia; LUB
– jesli jestes ponury, to brak w otoczeniu kogokolwiek o pozytywnym nastawieniu, ktore mogloby Ci sie udzielic spowoduje eskalacje twojego ponuractwa…? :)
To, o czym piszesz dotyczy na moje oko dluzszych oddzialywan jednych ludzi na drugich – dopiero po pewnym czasie, jak rozumiem liczonym bardziej w dniach niz w godzinach, dochodzi do tej synchronizacji. Czy tym samym mechanizmem da sie wytlumaczyc efekt wystepujacy np. burzy mozgow, gdzie poziom kreatywnosci zespolu pracujacego nad problemem wzrasta wykladniczo od pewnego momentu, a wszystko dzieje sie przeciez w przeciagu minut lub godzin?
Czy tzw. „pacing” to przyspieszona wersja takiej synchronizacji?
Pozdrawiam,
Kuba
@Kuba: Ja sądzę, że autorezonans zależy od siły impulsu wzbudzającego i podatności układu na drgania. Układy o dużym tłumieniu wymagają silnego impulsu, a i tak gasną po jakimś czasie. Są też układy, które wzbudzają się do drgań w wyniku niemalże niewyczuwalnego zaburzenia równowagi i oscylują w nieskończoność.
Podobna sytuacja dzieje się w środowiskach businessowych. Wiadomo, że pod względem zachowań słowo manipulacja blef i tego typu inne zagrywki są obecne. Raz zmanipulowani jesteśmy bardziej wyczuleni na zachowania drugiej strony, co sprawia, że plączemy się i gubimy w machinie, przeze mnie zwanej „brudem”. Brud się sam nakręca bo sami rozpoczynamy „myśleć labiryntem” a nie prosto i otwarcie. Ostatnio zauważyłam, że ludzie prości są bardziej ludzcy, mówią o swoich uczuciach, dołach, o tym co ich wkurza itp. podczas gdy osoby na wyższych stanowiskach są bardziej dyplomatyczni stonowani, nie ujawniają swoich emocji. Przyrównałabym ich do głazów. Przebywając wśród „ludzi masek” sami stajemy się podobni.
Pozdrawiam
Ja w takim razie jestem osobą 1000 krotnie bardziej podatną na ten rezonans :) Choćby dla tego, że to od innych zarażam się entuzjazmem i samemu zazwyczaj trudno mi coś osiągnąć. Ale w połączeniu z osobnikiem który ma w sobie dużo energii mogę być dobrym partnerem w biznesie i w miłości :D Przynajmniej takie mam spostrzeżenia na temat samego siebie.
A ta firma o której piszesz to chyba w niej teraz pracuje, a już na pewno w bardzo podobnej atmosferze.
Pozdrawiam.
Jeśli systuacja jest taka, że jednak musimy przebywać z osobami, od których nie chcemy przejmować energii/nawyków, istnieją jakieś sposoby aby temu zaradzić?
Właśnie wpadł mi do głowy, pewnie jeden z wielu sposóbów. Może wystarczy stać się osobą dominującą w grupie.
KR.
Moje doświadczenia biznesowe są ograniczone, jednak nie do końca Aniu mogę się z Tobą zgodzić. Sądzę, że ludzie-maski są na każdym poziomie i w każdym środowisku. Popatrzmy choćby na całą plejadę prowincjonalnych masek w „Chłopach”. Biedna Jagna nie przybierając maski, która obowiązywała w jej otoczeniu, została publicznie ukarana. Jarmarkowej moralności i zakłamania wśród prostych ludzi, których opisuje Reymont, było co niemiara. Myślę, że tak jest i dzisiaj. Nie ma jasnego podziału na człowiek prosty-szczery-dobry i pozostali-nieszczerzy i niedobrzy.
Niewątpliwie ulegamy wpływom otoczenia, które determinuje nasze zachowanie i wewnętrzne samopoczucie. Są tacy ludzie, którzy potrafią zdemotywować i tacy, z którymi przebywanie jest zastrzykiem energii i uruchamia motywację do działania. Miałam i mam do czynienia z takimi i takimi. Nie zawsze łatwo jest zupełnie uniknąć kontaktu z tymi negatywnymi, ale usilnie pracuję nad tym, by kontakty nasze ograniczyć. Najtrudniejszym przypadkiem jest tu rodzina, która ma na człowieka długofalowy i – z reguły – bardzo silny wpływ. To z rodziny bardzo często wynosimy wzorce zachowań i nastawienia do życia. Myślę, że choć te ugruntowane we mnie są wartościowe, to wymagają odpowiedniej „obróbki” :-)
Zastanawia mnie także, jaki ja mam wpływ na innych. I -szczerze mówiąc- myślę, że nie zawsze ten pozytywny. Czasem, bo „wstałam lewą nogą”, czasem, bo czuję, jakbym brnęła pod wiatr i nie mam siły na walkę z wiatrakami. Gdy jednak żyję uważnie i w pełni świadomie staram się nastrajać siebie i innych pozytywnie
.
Niepodważalny wpływ na nasz stan wewnętrzny mają nie tylko ludzie, z którymi mamy bezpośredni kontakt, lecz także inne wszelkiego typu bodźce (to, co oglądamy, czego słuchamy, co czytamy; tj. radio, telewizja, książki, prasa). W którymś poście już o tym wyczerpująco pisał Alex. Myślę, że są to powiązane tematy.
I jeszcze jeden, być może trochę kontrowersyjny wątek. Słyszałam, w jednej z audycji radiowych, że w czasie II wojny światowej wśród sterroryzowanych, pozbawionych nadziei ludzi przebywających w obozach koncentracyjnych, znajdowały się jednostki, które nie ulegały udzielającej się ze wszech miar bezsilności i obojętności. To byli ludzie, którzy wyznaczali sobie cel przetrwania: opowiedzieć o okrucieństwie światu, napisać o tym, dążyć do tego, by „nigdy więcej”. Wiem, że to przypadek ekstremalnego położenia człowieka i w znacznym stopniu odbiega od naszego dzisiejszego położenia. Wskazuje jednak, że niezależnie od sytuacji i otoczenia, jeśli zaprogramujemy się na działanie w – wartościowym dla nas – celu, to to otoczenie i sytuacja nie wywierają na nas wpływu decydującego. To my decydujemy o tym, jak postrzegamy nasze położenie i otoczenie.
Właściwie jednak – jak słusznie napisałeś – Alex szkoda czasem naszej energii, którą możemy spożytkować z pewnością ciekawiej, na „mocowanie się” z otoczeniem. Tym bardziej, że z reguły nie jesteśmy w ekstremalnym położeniu i nie jesteśmy postawieni w te tzw. „sytuacje bez wyjścia”. Jak dużo mamy :-)
Z definicją rezonansu limbicznego spotykam się po raz pierwszy, ale zjawisko, którego dotyczy obserwuję od dłuższego czasu. O jego działaniu przekonywałem się niejednokrotnie na własnej skórze. To czy nasz poziom motywacji i chęć do podejmowania nowych wyzwań zakwalifikuje nas do grupy „zombie” / „zwarci gotowi” zależy w sporej mierze od nastawienia ludzi, z którymi przychodzi nam pracować.
Myślę, że bardzo ważne jest to abyśmy potrafili odnaleźć się w sytuacji i zdać sobie sprawę z tego w jaki sposób dana grupa wpływa na nasze samopoczucie. Taka świadomość może pozwolić nam na przedsięwzięcie odpowiednich środków zanim dojdzie do zakażenia , albo przynajmniej zminimalizuje infekcje . .
Pozdrawiam.
Kamil moim zdaniem nie wystarczy powiedzieć „może stanę się osobą dominującą” taką osobą trzeba się urodzić. Co więcej, może być walka między osobami dominującymi bo nawet w grupie takich osób są osoby silniej dominujące. Czasami lepiej sie wycofać niż walczyć o władze, zdanie czy rację. Oczywiście można próbować „nie dać się” ale…. to może nas kosztować uszczerbku na psychice. Osoby dominujące mają to do siebie… że się mało czym przejmują „są sobie wierni”, są świecie przekonani że ich zdanie i tylko ich jest prawidłowe. Osoby które starają się być dominujące gdzieś w którymś momencie polegną, to jest tak samo jakbyśmy się z czymś oszukiwali, w którymś momencie w końcu pękniemy.
Pozdrawiam
Goleman w „Inteligencji emocjonalnej” napisał, że „emocje są zaraźliwe” i płyną one najczęściej od strony, gdzie są bardziej intensywne do strony wyrażające emocje mniej intensywnie. Działa to na emocje pozytywne jak i negatywne i to co zauwarzył Alex, że mocnie odziaływują emocje negatywne. Może to wynikać stąd, że jako społeczeństwo (utarło się) nie mamy wielu powodów do radości, stąd nasze przeżywanie pozytywnych emocji jest mniej intensywne. Imitowanie emocji innych jest podświadome i przyjmuje się, że bierze się to z czasu prahistorycznych, gdzie po mimice innego człowieka człowiek pierwotny rozpoznawał stan zagrożenia – niewerbalnie.
Piszesz Kuba, o tym, że takie oddziaływanie musi być długotrwałe. Jeśli znamy już jakieś osoby to tak, to wtedy ta osoba aby nas zarazić potrzebuje dłuższego czasu. Inaczej wygląda sytuacja przy pierwszym spotkaniu/poznaniu. Tutaj masz kilka sekund aby kogoś zarazić pozytywnym lub negatywnym stanem. Przebywając „samemu” działa to na podobnej zasadzie jak piszesz: jak ktoś jest smutny, to jego stan się pogłębia, dochodzi do frustracji podczas wykonywania pracy, kopania komputera. Gdy ktoś jest szczęśliwy, to to szczęście narasta, każdy problem to kolejne wyzwanie. Ludzie romantyczny, przebywający sami, często cieszą się z najmniejszych rzeczy, ze śpiewu ptaszków, bzyczenia owadów, zakwitnięcia kwiatków itp.
Jeszcze taka uwaga wzięta z Golemana odnośnie pierwszych spotkań tudzież przełamywania lodów. Grupa czy jednostki nie lubią, jak dana osoba nazbyt się różni / nie dostosowywuje się do układu sytuacyjnego grupy – dzieci nie lubią, jak ktoś nowy przychodzi i odrazu wymyśla nową zabawę, albo chce zostać kapitanem drużyny.
W takich sytuacjach osobiście stosuję zasadę „na kameleona” – zlewamy się z otoczeniem wyczekujemy i gdy jesteśmy jak fragment środowiska martwego (jak kamień) to w odpowiednim momencie owad jest nasz. W praktyce gdy widzimy bandę smutasów przychodzimy smutni, zyskujemy akceptację po czym powoli wyciągamy nastrój w stronę optymizmu.
Przy tej technice trzeba być cierpliwym i bardzo stabilnym emocjonalnie, bo łatwo zarazić się złymi emocjami.
PS: O pierwszym wrażeniu i o uśmiechu na twarzy będę niedługo pisał na blogu odnośnie prezentacji maturalnej, gdzie szerzej opiszę zasadę działania tego zarażania.
Pozdrawiam,
Orest
Kuba co masz na myśli przez sformułowanie ,,sam”. Nie wiem czy znam zawód, w którym jedna osoba jest inwestorem i wykonawcą…logicznie i funkcjonalnie sprzeczne :D
Dzięki wielkie Alex za ten post!
Jest mi on szczególnie bliski ze względu na to, że z grubsza pól roku temu szukając pracy – kierowałam się wytycznymi opisanymi powyżej. Niesamowite jak bardzo potrafią one podnosić jakość życia…myślę, że też są takim „zaczynem” do powstawania nowych, zupełnie nieoczekiwanych życiowych niespodzianek. W moim wypadku ten sposób postępowania otworzył mi zupełnie nowe perspektywy. Skierował moją życiową sytuacje na takie tory, że nawet moi najbliżsi otwierają szeroko oczy.
Jest przyjemnie :D polecam wszystkim!
Ania Olear pisze: „Osoby które starają się być dominujące gdzieś w którymś momencie polegną, to jest tak samo jakbyśmy się z czymś oszukiwali, w którymś momencie w końcu pękniemy.”
Co to znaczy „polegną”? I skąd ta pewność, że „polegną”? Osoby dominujące będą nadal dominowały tylko zmienią kierunek swojego działania. A „owieczki” będą za nimi podążały mniej lub bardziej sfrustrowane.
Może źle się wyraziłam, osoby które nie są dominujące a chą nimi być. To jest tekst który nawiązuje do wypowiedzi Kamila Rudnickiego. Raczej chodzi mi o osoby które oszukują się że mogą być dominującymi nie mając poporostu do tego predyspozycji.
Czesc!
Ja w ubieglym roku mialam okazje osobiscie doswiadczyc zjawiska rezonansu limbicznego. Rozpoczelam prace w firmie, w ktorej wiekszosc pracownikow myslala o sobie jako o pokrzywdzonych przez los nieszczesnikow. Wiedzialam od razu, iz nie chce byc taka jak oni. Po kilku miesiacach udalo mi sie wyluskac z ekipy osoby z nieco bardziej pozytywnym nastawieniem i postanowilismy przeciwdzialac grupie Zombie. Z dnia na dzien nasza pozytywna grupa nabierala mocy i wywierala coraz wiekszy wplyw na nieszczesnikow.
Teraz, z ponadrocznej perspektywy, moge powiedziec, iz wraz z kilkoma osobami udalo nam sie zmienic atmosfere w pracy. Ale nie bylo latwo. Mialam szczescie, iz znalazlam odpowiednie do tego zadania osoby. Bez nich na pewno bym wtedy zrezygnowala i odeszla, z obawy przed tym, iz rezonans limbiczny zacznie na mnie dzialac…
Pozdrawiam serdecznie,
gosia
TesTeq:
Sytuacja o której piszą Ania i Kamil może wynikać z takiego układu wejściowego: wchodzimy do organizacji i spotykamy się z marazmem, bałaganem, nieokreślonym podziałem pracy i obowiązków. Jeśli nigdy wcześniej nie byliśmy przywódcami, nie kierowaliśmy grupą, a chcemy zaprowadzić porządek to po pewnym czasie bezskutecznego działania można polec. Można być kierownikiem a nie mieć grupy i wtedy kierujemy tylko sobą – bez „owieczek”.
Ania, Kamil:
Uważam, że nie ma czegoś takiego jak „wrodzone predyspozycje”. Wszystkie umiejętności nabywamy i to co uważa się za wrodzone to tak naprawdę bardzo wcześnie nabyte umiejętności, które z biegiem czasu się rozwija. Istotnie – osoby, które nie nabyły takich umiejętności za młodu, czyli jako dzieci nie decydowały w co się bawią, nie odpowiadały za pozostałe rodzeństwo, mogą mieć problem z próbą przejęcia dominacji. Łatwo się zmęczą, mogą siebie oszukiwać. Jak każde umiejętności tak i umiejętność przewodzenia grupie można się wyuczyć – hardware mamy taki sam, kwestia zmiany software (że posłużę się słowami Alexa :)
Najważniejsze do kierowania to umiejętności:
• interpersonalne (komunikacja),
• opanowywania emocji (własnych i grupy),
• empatii (wczuwając się w emocje innych łatwo zjednać sobie ludzi, łatwiej zrozumieć inny punkt widzenia).
To wszystko można w sobie wyuczyć – właśnie przez to przechodzę :)
Orest
-> Alex
to o czym napisales widze codziennie. chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiac jak wiele mozna osiagnac, jak daleko mozna zajsc, gdy morale jest wysoko i jak twardo mozna stac w miejscu, czy tez nawet sie cofac, gdy warunki nie sprzyjajace. przepasc. kazdemu zycze, zeby znalazl sie choc raz w zespole, ktory 'rezonuje’. tylko ze potem juz sie nie chce pracowac w 'takich zwyczajnych’… ;) no ale ma sie wzorzec i niesamowita motywacje do poszukiwania wlasciwego miejsca.
-> Kuba
„autorezonans” – zdefiniowales wlasnie perpetum mobile… no nie do konca, jeść bedzie taki autorezonans musial… ale nie dlugo, bo nakreci sie mentalnie do predkosci swiatla i zeby nie tracic czasu pewnie teleportuje gdzies do wymarzonego swiata ;)
powazniej: swietna uwaga, taka 'niespodziewana zmiana perspektywy’, bardzo mi sie podoba! :)
-> Ania
jasne, ze nie jest milo przebywac w srodowisku gdzie sklonnosc do wykorzystywania wszelkich sposobow, wlacznie z tymi 'ponizej pasa’ jest norma. i faktycznie sprzezenie zwrotne w tego typu zachowaniach jest bardzo silne. jednak mamy mozliwosc wyboru, takze jesli ktos dusi sie w takim sosie to robi to na wlasne zyczenie.
co do prostoty to faktycznie moze kusic taka bezposredniosc w demonstrowaniu emocji. ale ja wolalbym pracowac z partnerem, ktory potrafi kontrolowac uczuciowe hustawki (zalozmy ze takowe sie zdarzaja ;)). wydaje sie, ze 'osoby na wysokich stanowiskach’ sa 'osobami na wysokich stanowiskach’ miedzy innymi dlatego, ze potrafia minimalizowac wplyw negatywnych emocji na swoje postepowanie. nie nazywalbym ich wiec 'glazami’, raczej powtorzyl zaslyszana fraze: 'szlachectwo zobowiazuje’ (tutaj pol zartem, tak na serio to powiedzenie powtarzam sobie w kontekscie dotrzymywania terminow – usmiecham sie mowiac je w mysli i wychodze odpowiednio wczesnie, tak aby zmierzajac na miejsce dumnym krokiem ;) dotrzec na miejsce w omowionym czasie).
kontynuujac watek mysle, ze warto zastanowic sie jak to sie dzieje, jak to mozliwe, ze ludzie decyduja sie na wejscie i dzialanie w niezdrowym srodowisku. przychodzi mi do glowy kilka mozliwych motywacji, ciekawe co o tym sadzicie:
– 'stan zastany’ to znaczy dorastanie w niezdrowym srodowisku
to moim zdaniem najtrudnieszy wariant, wydaje sie, ze potrzebny łut szczescia… ale tak naprawde to trudno mi sobie wyobrazic taka sytuacje w obecnych czasach, ze nie ma (chocby gdzies na horyzoncie) kogos, kto postepuje inaczej niz wszyscy. a skoro jest – to przeciez latwo widac, ze mozna.
– brak wiary w siebie (postawa w rodzaju 'na wiecej nie zasluguje’)
warto zdac sobie sprawe z tego, ze nie dosc uwagi poswieca sie pielegnacji poczucia wlasnej wartosci i jesli tak jest – warto podjac odpowiednie dzialania. moim zdaniem to znacznie latwiejsze, niz sie na poczatku wydaje.
– brak obiektywizmu w ocenie sytuacji (brak dystansu i poglad, ze wszystko jest fantastyczne)
z moich obserwacji wynika, ze w nowym miejscu okulary odparowuja przecietnie po mniej wiecej trzech-szesciu miesiacach, wtedy dopiero zaczyna sie widziec ostro; warto zadbac o to, zeby czas skrocic do minimum (i katapultowac sie jak najszybciej). przede wszystkim po to, aby nie zaczac mimowolnie 'rownac do otoczenia’, zeby toksyczne normy nie staly sie mimowolnie normami obowiazujacymi (a tak sie bedzie dzialo nawet z najtwardzszymi z twardych).
– kalkulacja zyskow i strat (poswiecam komfort wlasny na rzecz konkretnych osiagniec)
sa takie momenty, gdy zdecydowanie warto pochylic glowe. jednak to ryzykowne i powinno sie miec jasno okreslony cel (tak zeby nie przeciagac struny). ponadto – to chyba nawet wazniejsze – jasno okreslony prog wytrzymalosci (bo bedzie sie on zmienial. poddawana naciskom psychika swietnie sie 'hartuje’ i bedzie potrafila zniesc coraz wieksze obciazenia). dzieki temu bilans ma szanse wyjsc na plus :)
– brak dbalosci o mozliwosc wyboru (w konsekwencji bardziej miejsce wybiera podroznika, niz podroznik miejsce)
trudno powiedziec cos ponad to, ze lepiej zapobiegac, niz leczyc… ale o tym pisales juz w 'swobodzie wyboru (..)’.
TestTequ: Świetne odniesienie do fizyki drgań ;) … klasyka sprawdza się również w życiu.
Pozdrawiam
Kuba,
wzrost jakości pomysłów od pewnego momentu podczas burzy mózgów wynika z 2 zjawisk:
1. pierwsze minuty służą „wystrzelaniu się” z pomysłów najprostszych i/lub najbardziej banalnych;
2. ilość przechodzi w jakość – w twórczości to się sprawdza, tzn. im więcej pomysłów powstaje, tym więcej wśród nich tych wartościowych.
Pozdrawiam,
Iw.
Witaj Alex
Pierwszy raz zdecydowałem się na zabranie głosu na Twoim blogu, choć sam blog śledzę już od dłuższego czasu. Cieszę się, że jest taka osoba jak Ty, która z tylko sobie znanych powodów dzieli się swoją wiedzą na przeróżne tematy.
Ten post daje mi odpowiedź, jaką sobie zadawałem już od dłuższego czasu, tzn. skąd ten facet bierze tyle energii na takie działania? Teraz poniekąd już wiem ale… Jest coś co nie daje mi spokoju, i co również jest poruszone w tym wątku, otóż co zrobić, jeżeli to MY nie jesteśmy tymi osobami, które potrafią dawać innym pozytywny rezonans? Często jest tak, że chcąc przyłączyć sie do takiej grupy jesteśmy automatycznie z niej wykluczani-właśnie przez wyczuwalne negatywne fluidy. I celowo zaznaczyłem MY, bo wiem, że ten problem dotyczy wielu osób…
Witaj Igor!
Nie zrozumiałem sytuacji i zastanawiam się czy przy próbie przyłączenia się do grupy i wykluczaniu to masz na myśli, że:
– to my jesteśmy negatywni a grupa pozytywna,
– to my jesteśmy pozytywni a grupa negatywna?
W przypadku pierwszym mamy dużo pracy nad sobą i o tym warto abyś Alex nam napisał. W przypadku drugim to albo stosujemy jeden ze sposobów wyciągania nastroju (np. mój) albo, jak napisała Marysia: „szkoda czasem naszej energii, którą możemy spożytkować z pewnością ciekawiej”.
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Cześć Orest!
Bez wątpienia chodzi tutaj o pierwszy przypadek, w którym „nie jesteśmy tymi osobami, które potrafią dawać innym pozytywny rezonans” Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że taka sytuacja wymaga od nas dużo pracy i właśnie stąd moje pytanie do Alexa.
I jak mam rozumieć Twój sposób Orest na wyciąganie nastroju?
Witam Was
Będąc jeszcze dziś w Warszawie zauważyłam (właściwie w bardzo krótkim czasie) różnicę w zachowaniu ludzi. Może zbieg okoliczności, jednak coś w tym jest, że ludzie stamtąd są bardziej otwarci, serdeczni, pomocni, bezproblemowi. W Częstochowie z kolei czuć ten dystans, jakieś wywyższanie się. Dziwne, że im mniejsze miasto tym ludzie są mniej sympatyczni…W każdym razie intuicyjnie wiedziałam o tym wcześniej, a wczoraj i dziś przekonałam się, że są różnice w nastawieniu do świata. Porównałam dość obszernie dwa miasta, i dodam to są tylko moje obserwacje.
Lekko odbiegłam od tematu.
Pozdrawiam, muszę przemyśleć parę spraw grontownie, „gorące” dni.
P.s.: wyciągnęłam pewne wnioski o nastrojach i otoczeniu jakiś czas temu i postanowiłam przenieść się do stolicy :D Nawet nie wiedziałam, ze to takie proste.
Witam.
Nie wiedziałem ze to nazywa sie rezonans limbiczny ;) choć spotkalem sie z tym kilka razy.
Najprostszym rozwiązaniem gdy ktoś wpływa na nas negatywnie jest zmiana otoczenia lub osób.Ale co mamy zrobić gdy nie możemy zmienić .Czy dobrym rozwiązaniem jest znalezienie choćby jednej osoby o podobnym (oczywiście pozytywnym) nastawieniu i odsuniecie sie od innych?
Dokończenie. W każdym razie bardzo pozytywnie zostałam przyjęta przez trzy zupełnie obce osoby, z tego dwie na wysokich stanowiskach, czego nie spodziewałabym się po kadrze uczelni częstochowskiej. To jest środowisko przyjazne dla studentów. Niektórzy studenci myślą, że cierpieniem trzeba zdobyć tytuły, czy doświadczenie, ale to szerszy temat, poza tym znowu pogalopowałam nie w tym kierunku ;)
Ania Olear pisze: „Może źle się wyraziłam, osoby które nie są dominujące a chą nimi być.”
To ja niedokładnie zrozumiałem. Masz rację. Na sztuczności daleko się nie zajedzie.
@Wojciech Szywalski: Cieszę się, że spodobała Ci się moja fizyka drgań emocjonalnych.
@yves
Moje doswiadczenia z burzy mozgow jako uczestnik, prowadzacy, czy obserwator sa zdecydowanie inne od Twoich – wystrzeliwanie sie z banalow oraz przelozenie ilosci w jakosc to bardzo daleko idace uproszczenie dynamiki oraz efektow tego procesu, IMHO. Mysle, ze jest w tym zdecydowanie wiecej niz tylko „prawo wielkich liczb” (z gory przepraszam Matematykow za naduzycie…:)
„Wystrzeliwanie sie” nie jest wg mnie „czyszczeniem mozgu” przed przystapieniem do pracy (choc moze czesciowo tez), ale rozpoczyna lancuch kolejnych skojarzen, ktory prowadzi do niestandardowej odpowiedzi na jakies pytanie.
Sama ilosc generowanych pomyslow nie interesuje mnie tak bardzo, jak zjawisko, gdzie grupa osiaga pewien stan wewnetrznej synchronizacji i kilka mozgow zaczyna myslec w taki sposob, jakby nastepowalo polaczenie tych wszystkich szarych komorek w jeden organizm.
To sie dzieje przy poszukiwaniu rozwiazan dla bardziej zlozonych problemow – np. jak strategia jakichs dzialan reklamowych, gdzie wklad kolejnej osoby nie jest od pewnego momentu tylko jeszcze jedna „inna propozycja” zwiekszajaca liczbe pomyslow do wyboru. Wklad kolejnych osob stanowi naturalne nastepstwo wczesniejszej koncepcji, jej rozwiniecie, dodaje nowy wymiar, kontekst, uszczegolowia etc. Mam wrazenie, ze wtedy pracuje sie w jakims tworczym transie i stad moje skojarzenie z rezonansem limbicznym, bo „TO” zaczyna wisiec w powietrzu i przenikac wszystkich uczestnikow. Czasami… :)
Przy liniowych / jednowymiarowych problemach wystarczy faktycznie wypluc z siebie kilkadziesiat pomyslow i odsiac na koniec kilka sensownych. Ale dla mnie to jest zbyt proste, zeby bylo fajne :)
pozdrawiam serdecznie,
Kuba
Igor:
Jeśli o tym przypadku mówimy, to lepiej aby na ten temat wypowiedział się Alex. Moje spostrzeżenie jest takie, że najważniejsze to chęć zmiany – bez tego ta praca jest żmudna. Mając na celu jakiś obraz siebie łatwiej do niego dąrzyć. Ja taki obraz stworzyłem, powoli pracuję nad tym i już spotkałem się z uwagami typu: „Orest! Co się z Tobą dzieje? Nie poznaję Cię… przecież zawsze byłeś/robiłeś”. Tutaj warto być odpornym na takie uwagi. Można zastosować sposób podany w pkt nr 1 i 2 z poprzedniego postu, pt. „Masz pomysł? Co zrobić aby go realizować?” autorstwa Bartka Popiela lub też przeczytać i wykonać wszystkie podane zadania w książce „Coaching. Poznaj tajniki sukcesu”. Prosto napisana książka i skutecznie uświadamia czytelnika, że nie warto tłamsić swoje potrzeby.
Metoda z wyciąganiem nastroju (na „kameleona”) działa tak: zamieniasz się w typowego członka grupy (narzekającego, niezorganizowanego, przesadnie radosnego itp), przybierasz jego sposób narzekania lub wychwalania (luzisostwa), komentujesz rzeczywistość w identyczny sposób. Stając się bardzo podobnym do członków grupy szybko zyskasz ich akceptację – to działa zarówno w grupach optymistów i pesymistów. Tutaj warto być odpornym na wpływy, aby na stałe nie przyjąć czyjegoś nastroju. Mając akceptację powoli wyciągamy nastrój, czyli np. zauwarzamy, że to co „nas wszystkich” tak denerwowało w istocie nie jest takie denerwujące – historia z wczoraj, z kolegą mającym bardzo negatywny stosunek do linuxa:
– Orest! Przyjadę po Ciebie i zrobisz mi ten serwer na Linuxie, bo mnie już nosi!
– No tak – też nie przepadam za linuxami , są wredne (zyskuję akceptację).
– Mam go dość – przybywaj do mnie mi to zrobisz!
– Nie znam się na tych wrednych linuxach – pewnie coś na forum piszą… o może taka komenda?
– Oooo Orest – coś się zaczyna dziać…
– To teraz spróbuj tą…
– Znów idzie :)
– I jeszcze tą daj, a jak nie pójdzie to tą.
– Poszło – wielkie dzięki.
– Dziwne te linuxy, ale do przejścia :)
W ten sposób z negatywnego nastawienia szybko udało się przejść do neutralnego czy też lekko pozytywnego – zaciekawienia. W pracy możemy wspólnie wyklinać sposób zorganizowania, a po czasie zacząć wychwalać coś małego, np. „Firma do niczego, ale kawę to mają super… a i ta Pani Ania z kadr… dla niej warto przychodzić do pracy :)”. W ten sposób uświadamia się innym małe, lecz pozytywne aspekty rzeczywistości. Później zaczyna się wychwalać kierownika za przymykanie oka na piątkowe lenistwo itp. Sposób wart co najmniej wypróbowania :)
Agnieszka:
Co prawda przez Warszawę to tylko przejeżdżałem, ale kwestia podejścia do ludzi może wynikać z faktu, że mieszkańcami Warszawy są z wyboru, a mieszkańcy Częstochowy (czy innych mniejszych miejscowości) są mieszkańcami z przymusu. Stąd mogą się brać frustracje i niechęć do innych. Zobacz, że sama jest osobą o pozytywnym usposobieniu i wybrałaś Warszawę – coś jest na rzeczy :)
Kuba:
Powodzenie burzy mózgów wynika przeważnie ze swobody, jaka panuje wśród uczetników. Osoby, które czują się swobodnie nie boją się rzucać każdego pomysłu, nawet głupiego co później staje się podstawą dla ciekawszego pomysłu. Jeśli zsynchronizuje się kilka osób o nastawieniu takim, że ja nie mam nic ciekawego do powiedzenia to efekt burzy jest słaby a nawet żaden. Podejrzewam, że działa to niezależnie od tego, czy grupa jest optymistycznie czy pesymistycznie nastawiona. Taki abstrakcyjny przykład, gdy grupa ludzi z depresją się zsynchronizuje, wpadnie w rezonans limbiczny i zacznie wymyślać coraz ciekawsze sposoby popełnienia samobójstwa. Burza mózgów też jest, efekt dla tych ludzi też.
Dobrej nocki :)
Orest
Widzę, że podczas kiedy byłem bardzo zajęty wywiązała się tutaj ciekawa dyskusja.
Na początku serdecznie witam wszystkich Tych, którzy rozpoczęli wypowiadanie się na blogu :-)
A teraz po kolei:
TesTeq
Napisałeś: „Jest też drugie adekwatne, polskie przysłowie:
“Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i ony.”
Pudło :-)
Gdybyśmy pisali o pacingu, czy też generalnie o uzyskiwaniu tzw. raportu z rozmówcą to byłoby ono adekwatne. Rezonans limbiczny rozgrywa się na całkiem innej płaszczyźnie.
Moiz
Te stwierdzenie o wypadkowej jest nieco przesadzone, gdyby było prawdziwe, to bardzo ograniczałoby nasze możliwości wyboru, co nie odpowiada moim obserwacjom i doświadczeniom.
Robert
Napisałeś :”Problem znika, kiedy posiadamy alternatywę. „ To bardzo ważne stwierdzenie. Dlatego warto zawsze w życiu dbać o posiadanie takowej, patrz np, post o lejku
Kuba
Muszą Cię rozczarować. Możesz oczywiście sam się nakręcać, ale to nie będzie rezonans limbiczny. Do niego potrzebujesz innych ludzi. Generalnie jesteśmy tak skonstruowani, że potrzebujemy kontaktów z innymi, rezonans jest tylko jednym z zachodzących przy tym zjawisk.
Takie oddziaływanie może być błyskawiczne, nie potrzeba na to lat. Typowymi przykładem takiego szybkiego pozytywnego rezonansu w życiu zawodowym może być zaangażowanie cię jako coacha po 20-50 minutach rozmowy, która miała zupełnie inny cel. W życiu prywatnym może to przejawiać się równie szybkim przejściem na bardzo intymne sposoby komunikacji z osobą, którą właściwie dopiero co poznałeś. I to wszystko nie dzięki jakimś pożałowania godnym trikom NLP, lecz autentycznemu rezonansowi, który powoduje, że ludzie w Twoim otoczeniu czują się BARDZO dobrze.
Myślę, że przy burzy mózgów o której piszesz poniżej (a więc nie szukaniu banalnych rozwiązań) taka synchronizacja może mieć miejsce. Jak przypominam sobie jak opowiadałeś mi o Waszej pracy, to najwyraźniej jesteście „in sync” :-)
Pacing, jak już wspomniałem, to nieco inna płaszczyzna.
TesTeq
Podoba mi się ta metafora fizyczna :-)
Ania
Myślę, że w Twojej wypowiedzi mamy do czynienia z generalizacją i projekcją. Swiat niekoniecznie jest aż taki, jak pewne grupy, z którymi być może masz aktualnie kontakt.
Sebastian
To dobrze, że jesteś podatny na rezonans. Teraz popracuj nad tym, abyś to Ty wzbudzał pozytywne drgania w innych. Jak to zrobisz to „sky is the limit”, przynajmniej w kontaktach międzyludzkich
Kamil
Napisałeś: „że jednak musimy przebywać z osobami, od których nie chcemy przejmować energii/nawyków, „ Co to znaczy „musimy”? masz na myśli zamknięta celę więzienną?
Zbyt często szafujemy tym słowem w sytuacjach, kiedy wcale nie stoimy w obliczu nieuniknionej konieczności.
Marysia
Napisałaś: „Zastanawia mnie także, jaki ja mam wpływ na innych. I -szczerze mówiąc- myślę, że nie zawsze ten pozytywny. „ Dobrze że to zauważasz. Warto wtedy pomyśleć trochę jak możemy to zmienić.
Ten poboczny wątek, który poruszyłaś (II wojna światowa) opisany jest w książce Viktora Frakla „Man’s Search for Meaning „
Kamil
Całe szczęście, że te infekcje są wyleczalne, ale i tak oczywiście nie warto ich „łapać”
Orest
Piszesz: „Imitowanie emocji innych jest podświadome i przyjmuje się, że bierze się to z czasu prahistorycznych, gdzie po mimice innego człowieka człowiek pierwotny rozpoznawał stan zagrożenia – niewerbalnie. „
Rezonans odbywa się na jeszcze niższej płaszczyźnie
Mam też nieco inną strategię niż Ty: „W praktyce gdy widzimy bandę smutasów przychodzimy smutni, zyskujemy akceptację po czym powoli wyciągamy nastrój w stronę optymizmu. „
Ja w takich sytuacjach biorę nogi za pas :-)
Mada
Gratuluję praktycznego zastosowania i życzę dalszych sukcesów!!
Gosiu
To, czego dokonałaś jest możliwe, choć jak słusznie wspomniałaś, wymaga dużego nakładu czasu i pozytywnej energii. Ja zawsze pytam się wcześniej (samego siebie), czy warto. Odpowiedzi są różne :-)
Orest
jestem tego samego zdania co Ty, jeśli chodzi o tzw. wrodzone predyspozycje. Pisałem o tym w kilku postach o tzw. talencie. Zainteresowanym Czytelnikom polecam zapoznanie się z toczonymi tam dyskusjami.
Rafał
Bardzo ciekawe są Twoje rozważania w drugim komentarzu, warte byłyby osobnego postu :-)
Dziękuję
Yves
Podobnie jak Kuba uważam, że w wypadku skomplikowanych zadań (a z takimi mamy w praktyce biznesowej do czynienia) ilość niekoniecznie przechodzi w jakość, bardziej musimy kreatywnie znaleźć przejście przez dżunglę pełną ograniczeń i zasadzek.
Igor
Poruszyłeś istotną kwestię możliwości, jakie mamy, kiedy to my jesteśmy źródłem „złych wibracji”.
Pozwól mi przemyśleć ten temat i jak coś się z tego urodzi, to napiszę o tym w osobnym poście. Bardzo dawno nie byłem w takiej sytuacji i nie mam odpowiedzi „na szybko”
Agnieszka
Jeśli odbierasz ludzi w Warszawie jako „otwartych, serdecznych i pomocnych” to jakie musi być Twoje rodzinne miasto???
Niekoniecznie też ludzie z małego miasta muszą być mniej sympatyczni, mam też odwrotne doświadczenia, choć niekoniecznie zrobione w Polsce
Macet
Podobnie jak już wcześniej wspomniałem, co to oznacza „nie możemy”? :-)
Przedstawione przez Ciebie rozwiązanie jest dość połowiczne, czasem przez pewien okres możemy tak robić
Kuba
Czytają Twój drugi komentarz uświadomiłem sobie, że czasem jestem angażowany do szukania rozwiązań w sytuacji, kiedy mam naprawdę niewielką wiedzę merytoryczną. Zapewne chodzi o moje zdolności „katalityczne”.
Orest
to, co zalecasz :”zamieniasz się w typowego członka grupy (narzekającego, niezorganizowanego, przesadnie radosnego itp), przybierasz jego sposób narzekania lub wychwalania (luzisostwa), komentujesz rzeczywistość w identyczny sposób. „ jest dokładnie odwrotne do tego, co piszę ja. Muszę to zdecydowanie podkreślić, aby nikt nie odniósł wrażenia że tak należy postępować. Udawania wokoło i dopasowywania się pod publiczkę mamy mnóstwo i jeśli nie chcesz akurat robić konkurencji paru cieniasom z polskiej telewizji, to nie jest to droga do trwałego sukcesu.
Zapamiętaj słowa Szekspira, które są moim osobistym mottem
„This above all: to thine own self be true”
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
PS. gdyby ktoś miał kłopot z tym cytatem to „thine” odpowiada „your” we współczesnym angielskom
Dzień dobry
Orest Tabka: napisałeś „są mieszkańcami z przymusu” coś w tym jest jednak nie do końca. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że tu w gronie studentów mieszka połowa a może nawet większość z okolicznych miejscowości. Jeśli mówimy o starszym pokoleniu to również zależy czym się zajmują, jednak większość pracuje z wyboru świadomego :) Skomplikowane, jednak zaznaczam jeszcze raz, że jest to tylko krąg moich znajomych, moje otoczenie, w którym przebywam, a to nie oznacza wcale, że tak jest wszędzie. Widocznie takie mam „szczęście”.
Alex: właściwie odpowiedziałam już w kilku zdaniach Orest’owi.
Napisałeś: „Jeśli odbierasz ludzi w Warszawie jako „otwartych, serdecznych i pomocnych” to jakie musi być Twoje rodzinne miasto???” Bardzo dobre pytanie:D bo pierwszy raz nie wiem w sumie jak odpowiedzieć. Zależy co rozumie się przez rodzinne miasto…Masz na myśli miasto w którym ktoś się urodził, czy takie w którym mieszkało się w dzieciństwie, czy tam gdzie jest się obecnie? ;)
Pozdrawiam
Witaj Alex!
Masz racje, że ten sposób na „wyciąganie nastroju” nie jest dobry. Z całym szacunkiem do Oresta. Przypomina to konformizm, a to nie są dobre fundamenty do „wyjścia z cienia” ;)
Pozdrawiam
Rezonans limbiczny (ale to jest fajne sformułowanie :D) populacji warszawskiej ogranicza się do ścisłego zainteresowania swoim czubkiem nosa. Otwartość i serdeczność,(a nawet bycie po prostu szczęśliwym) o której piszesz jest tu rzadkością, więc trafiło ci się wyjątkowe towarzystwo.
Niemniej jednak ta zaraza panująca w naszej stolicy jest podatna na energicznych, zadowolonych i radosnych ludzi, dużo można dzięki temu zdziałać. :D
Kuba, Alex,
burza mózgów to jedna z wielu technik twórczego rozwiązywania problemów i często stosowana w początkowej fazie – do tego się odnosiłam. Kuba oczywiście słusznie opisuje bardziej skomplikowane procesy. Tu trzeba tylko pamiętać, że zjawisko tzw. grupowego myślenia ma dobre strony, ale ma i potencjalnie niebezpieczne. Natomiast metoda podłapywania i rozwijania skojarzeń, czyli wspomniana „reakcja łańcuchowa” – jak najbardziej. Po prostu oczyszczenie i „rozgrzewka” mózgu to sam początek pracy – a nie jej koniec. I nie ma przynieść rozwiązania… To, co pojawia się czasem w świetnie zgranych zespołach, które rozwijają pomysły i wypracowują rozwiązania złożonych problemów, jest parę kroków po pierwotnej burzy mózgów.
Pozdrawiam!
iw.
Mada:
dziękuję za odpowiedź. Właśnie tak jak pisałaś widocznie miałam szczęście poznać tych parę osób,które uważam za sympatyczne. Coś w tym jest, że wielu pilnuje swojego nosa…co więcej myślę, że trzeba być egoistą do pewnego stopnia. W sensie: mam swoje plany, co nie przeszkadza mi być otwartym, pomocnym dla innych. Myślę, że można te dwie cechy pogodzić o ile spotkamy ludzi o podobnym rozumowaniu świata.
Mada
Jeśli napisałaś:
„Rezonans limbiczny (ale to jest fajne sformułowanie :D ) populacji warszawskiej ogranicza się do ścisłego zainteresowania swoim czubkiem nosa.”
to oznacza, że niewystarczająco jasno wyjaśniłem na czym ten rezonans limbiczny polega. To nie jest świadome przekazywanie nastrojów grupy jednostce, lecz raczej nieświadome dopasowywanie się stanem wewnętrznym do stanu grupy, w której przebywamy.
Yves
To co opisujesz jako „bardziej skomplikowane procesy” to w rzeczywistości chleb codzienny biznesu. Nie ma tutaj trywialnych zadań, o których często pisze się w książkach, a współzależności i ograniczenia są czasem tak skomplikowane i wielorakie, że trudno byłoby nawet je sformalizować. Tutaj często pokazuje się bezużyteczność, a nawet szkodliwość klasycznego wykształcenia akademickiego (przynajmniej w wersji uprawianej w Polsce). No ale tutaj opuszczamy już temat postu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Dziękuję Ci za podanie źródła informacji. Zaczęłam zapoznawać się z informacjami dot. tej pozycji dostępnymi w sieci. Jest tu cytat z książki, który idealnie „wpasowuje się” w to, co miałam na myśli: ” (…) everything can be taken from a man but one thing: the last of the human freedoms—to choose one’s attitude in any given set of circumstances, to choose one’s own way.”
Pozdrawiam,
Marysia
Alex:
Odnoszę wrażenie, że wyrwałeś tamto zdanie z kontekstu w trzeciej odpowiedzi do mnie. We wcześniejszych wypowiedziach do Igora jasno napisałem, że:
„W przypadku drugim to albo stosujemy jeden ze sposobów wyciągania nastroju (np. mój) albo, jak napisała Marysia: “szkoda czasem naszej energii, którą możemy spożytkować z pewnością ciekawiej”.”
W tym zdaniu jasno nakreśliłem, czy opłaca się próbować wyciągać nastrój czy też odrazu brać nogi za pas. Często jednak na początku kariery zawodowej, czy też z innych względów nasz układ wejściowy jest inny (Ty masz ten komfort, że takie grupy możesz omijać szerokim łukiem i sobie świetnie poradzisz). Są osoby (i pewnie masz świadomość) które z takich czy innych względów nie mają wyboru (rodzina, kredyt, kontrakt), gdzie mogą znaleźć się w sytuacji jaką opisałem w komentarzu do TesTeqa (April 25th, 2008 at 14:46).
Nie nakłaniam też nikogo do udania tym kim się nie jest, dopasowywania pod publiczkę na dłuższą metę (pisałem: „Przy tej technice trzeba być cierpliwym i bardzo stabilnym emocjonalnie, bo łatwo zarazić się złymi emocjami.”). Mój sposób ma przynieść szybkie rezultaty, np. takiej jak opisałem w dialogu ze znajomym (ten sam post).
Jeszcze taka jedna uwaga. Ja i Ty żyjemy w innych światach. Mój to rzeczywistość z gronem sfrustrowanych ludzi, z podchodami i udawaniem, myślących schematycznie. Twój świat to świat do którego dąrzę. Korzystając z metody „bierz nogi za pas” oznaczałoby zerwanie wszystkich znajomości (w tym z rodziną), przeniesienie się do innego miasta (jak najdalej od sfrustrowanych znajomych) – ja bym sobie po tak drastycznej zmianie nie poradził. Mając zerową wartość rynkową (bo zerowe kontakty) nie utrzymałbym się samemu, bez kontaktu z ludźmi bym zdziczał. Dlatego opracowuję i testuję szereg sposobów pośredniczących w powolnym przechodzeniu między moją rzeczywistością do takiej w jakiej Ty żyjesz. Każdy sposób który tu opisuję (w moim przypadku) działa.
Mam nadzieję, że przybliżyłem Cię do mojego, i pewnie sporej części Czytelników, świata, gdzie adaptacja Twoich metod (w czystej formie) może trochę wywrócić świat. W żaden sposób nie podważam Twoich sposobów i bardzo je cenie – są dla mnie źródłem inspiracji i dąrzenia do bycia lepszym człowiekiem.
Agnieszka:
Jeszcze pół roku temu studiowałem na dwóch kierunkach. Próba stwierdzenia, że studenci to ludzie pozytywni i otwarci byłaby sporym nadłużyciem i niezależnie od tego w jakiej miejscowości studiują. Przychylam się do Twojego zdania, że to wszystko zależy od otoczenia w jakim się obracamy. Jeśli przy zmianie miejsca zamieszkania zmieniłaś otoczenie to może to dać takie mylne stwierdzenie, że ludzie w Warszawie są otwarci. Otoczenie akademickie w Częstochowie może się diametralnie różnić od otoczenia akademickiego w Warszawie. To również moje osobiste spostrzeżenie :)
Igor:
To czy sposób jest skuteczny nie decyduje teoria lecz praktyka. W moim przypadku zadziałał. Kieruj się zdaniem, które dał mi Kuba Jędrzejek:
“Wysłuchaj, zrozum, przetłumacz na swój język i… zrób po swojemu.” :)
PS do Alexa: Przez 2,5 roku zrobiłem 8 semestrów w szkodliwej, klasycznej, polskiej rzeczywistości akademickiej – możliwe, że stąd bierze się nasza różnica postrzegania rzeczywistości (podziału na dwa światy) :)
Pozdrawiam ciepło,
Orest
Alex, bardzo dobry post i w bardzo dobrym momencie dla mnie, akurat jestem na etapie podejmowania ważnych decyzji w moim życiu zawodowym. Co prawda opisujesz rzecz, które jest poniekąd oczywista jednak często świadomie lub nie pomijana/zapominana przy podejmowaniu decyzji na rzeczy pieniędzy niestety.
Agnieszka całkowicie się z Tobą zgadzam. :D
Alex,
Miałam na myśli sposób nieświadomego dopasowywania się osób niedawno przybyłych do Warszawy do maniery ,,życia stolicy”(pod tym terminem rozumiem brak otwartości, serdeczności traktowanie całego życia w systemie przeczekania – ,,od poniedziałku do piątku, a w weekend jak najdalej stąd”).
-> Orest
„nie utrzymałbym się samemu” – oj tam, oj tam ;) mam w swoim otoczeniu wiele osob, ktore zaczynaly literalnie od zera. wysiadaly na dublinskim lotnisku majac zarezerwowany przez internet pokoj w hostelu, mala walizke, moze kilkaset euro w kieszeni. no fakt… wyposazyli sie oczywiscie przed wyjazdem w wiare (albo nadzieje :)). zajrzyj jesli chcesz na blog Cynicznego optymisty (http://cyniczny77.blog.onet.pl/), on zna tutaj takich ludzi chyba setki. wnoszac z tego co piszesz faktycznie wydaje sie, ze kierunek jaki obrales jest sluszny. takze choc akceptuje, to watpie w prawdziwosc stwierdzenia ze „bym sobie po tak drastycznej zmianie nie poradził” :) oczywiscie nie namawiam do niczego, wszystko w swoim tempie, chcialem tylko pokazac, ze czesto jest latwiej, niz sie wydawalo.
jeszcze jedno, o roznicy w opisanym przez Ciebie podejsciu do kontaktu z ludzmi („na kameleona”) i komentarzu Alexa. choc na krotkich dystansach taka taktyka moze byc skuteczna, to strategicznie moim zdaniem juz sie nie sprawdzi. bo patrzac na te dwa rozne podejscia widze ogromna roznice w dlugofalowym postrzeganiu owego 'kameleona’ (nawet jesli staje sie nim tylko od czasu do czasu i w zbożnym celu), oraz osoby o ustalonej linii postepowania. musze powiedziec, ze mam mieszane uczucia co do 'kameleona’. musialby duzo wiecej sie napracowac, zeby zdobyc sobie moje zaufanie. osoba o ktorej powszechnie wiadomo, ze 'trzyma poziom’ pasuje (lub nie) wlasciwie od razu. decyzja jest prosta, prostu wiem, czego sie po niej spodziewac.
Rafał:
Mam w sobie kilka ograniczeń, które sprawiają, że „mógłbym się nie utrzymać”:
– wychowanie w konformizmie,
– nieznajomość angielskiego (co prawda wrzucony między samych anglików to zacząłbym coś „kaleczyć” aby kupić najpotrzebniejsze rzeczy, więc to niewielka przeszkoda),
Największy problem to nastawienie psychiczne. Mógłbym robić coś radykalnie, ale wolę to spokojnie, płynnie. W przeszłości dokonywałem rzeczy spektakularnych (jak dla mnie), więc i pewnie lądując w Dublinie bym sobie poradził. Wiem, że masz rację i że postrzegasz moją postawę jako nieracjonalną. Mam tego świadomość i pracuję nad tym. Jeśli zmienię otoczenie to w oparciu o jakąś znajomą osobę (np. mieszkającą za granicą) u której się zatrzymam i ta osoba pomoże mi się odnaleźć. Jak Alex pisał „nie zmienia się koni w środku rzeki”. Trzymam się tego :)
Specjalnie odszukałem na blogu podwaliny mojego sposobu „na kameleona” – post o temperowaniu emocji. Modyfikacja i zamysł mojej metody jest taki: wtapiamy się w grupę, zyskujemy akceptację, wyciągamy nastrój, a gdy ten nastrój jest na odpowiednim (już pozytywnym) poziomie to zaczyna działać „rezonans limbiczny”. Zauwarz, że jednorazowe zastosowanie tej metody szybko powoduje uśmiech czy pozytywny stan tej drugiej osoby, a przechodząc do bardziej etycznych metod podtrzymujemy jej pozytywny stan. Podtrzymując stan już nie musisz korzystać z „kameleona”. Tak więc moja metoda napewno nie ma zastosowania długofalowego, a nawet jeśli jużby ktoś chciał to kosztuje zbyt dużo energii i jest niebezpieczna dla nas stosujących tą metodę (o czym pisałem).
Zapewne są etyczniejsze i bezpieczniejsze dla nas metody. Jednak z braku znajomości takich metod wolę przez chwilę być nieetyczny, wyciągnąć nastrój ku pozytywnemu i przejść do normalnej współpracy. Czy jestem przez chwilę fałszywy? Tak – staję się przez chwilę fałszywy i to z całą odpowiedzialnością nazwę „empatią”. Właśnie ta empatia przyczynia się do bycia dobrym kierownikiem, przywódcą grupy czy też polepszenia komunikacji.
Dla bezpieczeństwa opatrzę ten komentarz fragmentem:
„Metoda wyżej opisana warta jest stosowania w przypadku, gdy nie mamy możliwości „wziąć nogi za pas” a musimy z kimś współpracować, współżyć. Metoda ryzykowna, nieetyczna, lecz w wielu wypadkach skuteczna (z doświadczenia). Przed użyciem zapoznaj się z okolicznościami i swoimi zdolnościami (stabilnością emocjonalną). Używać tylko dla zrobienia pozytywnej różnicy!!!”
Pozdrawiam,
Orest
Alex odpowiada Kamilowi: „Napisałeś: 'że jednak musimy przebywać z osobami, od których nie chcemy przejmować energii/nawyków,’ Co to znaczy 'musimy’? masz na myśli zamknięta celę więzienną?”
Powiedzmy, że założyłeś firmę z osobami, których – jak się teraz okazuje – nie poznałeś dosyć dobrze i przebywanie z nimi zatruwa ci życie. Z drugiej jednak strony interes rozwija się ponadprzeciętnie i za półtora roku zamierzacie wejść na giełdę – masz uzasadnione podstawy przypuszczać, że włożone przez Ciebie 10 000 Euro zamieni się w jednej chwili w 5 000 000 Euro.
Czy musisz to ciągnąć przez następne 18 miesięcy?
Nie – jest to w pewnym sensie więzienie, ale czyż nie byłoby głupotą z niego uciekać! :-)
-> Orest
powtorze: przyklad emigracji bez wsparcia to byla li tylko bardzo aktualna ilustracja (w moim odczuciu) pozytywnej postawy, w zadnym wypadku nie sugestia do wyjazdu :) podobnie odnosnik do Cynika – chodzilo raczej o ciekawie podane, dosc barwne (jak to emigracyjne…) historie, ktore niewatpliwie rozszerza horyzonty.
co do kameleona to wiesz juz jak ja to postrzegam – ale wybor wariantu oczywiscie nalezy do Ciebie :)
-> TesTeq
ta sama sytuacja z drugiej strony: jesli nie masz zony i dzieci to Twoi krewni beda musieli wyskrobac troche drobnych na podatek spadkowy w przypadku, gdy cala inwestycja zakonczy sie finansowym sukcesem, ale osobista porazka w postaci zawalu.
czy musisz ciagnac to przez nastepne 18 miesiecy?.. :)
Witajcie :)
A może do przyczyn o których pisał Rafał Mierzwiak dodamy jeszcze siłę przyzwyczajenia ?. Oczywiście trzeba wziąśc pod uwagę, że z reguły zjawisku negatywnego rezonansu ulegają osoby słabe, które pozwalają innym decydowac o ich samopoczuciu, a w dłuższej perspektywie w ekstremalnych wypadkach zmieniac sposób patrzenia na otaczającą rzeczywistośc.
Orest:
Osobiście uważam, że metoda na „kameleona” jest bardzo ryzykowna. Troszkę ociera się ona o manipulację. Myślę, że ludzi „zdobywa” się poprzez wypływającą z wnętrzna autentycznośc.
Alex:
Czy ten rezonans to nie jest troszkę powiązany z „prawem przyciągania” ?. Patrząc na mechanizm dla których wybieramy takich, a nie innych ludzi wokół siebie nasuwa mi się bezpośrednie skojarzenie.
Aha…przypominało mi się taki jedna rzecz. Mianowicie kobiety, które długo przebywają w swoim otoczeniu (np miejsce pracy) synchronizują swoje okresy menstruacyjne. Czy to nie jest przykład takiego własnie mechanizmu…..no tylko dotyczący fizycznych reakcji organizmu.
Albo inny przykład: Małe dziewczynki, które były bite przez ojców w dorosłym życiu podświadomie szukają i znajdują partnerów którzy mają twarde kłykcie.
Ciekawią mnie Twoje przemyślenia Alex. Jeśli się mylę lub inaczej zrozumiałem to zjawisko to proszę popraw mnie!.
P.s. A propos Prawa Przyciągania, o którym wspomniałem powyżej. Któregoś dnia szedłem ulicą i przechodziłem obok Filharmonii Łódzkiej. Nagle poczułem mrowienie w całym ciele, poczułem jak ładunek energii wypełnił mi ciało. Zacząłem się rozglądac za źródłem tego oddziaływania. Nagle trafiłem wzrokiem na grupkę ludzi stojących przed wejściem do Filharmonii. Dostrzegłem w tej grupce kobietę, która się na mnie patrzyła. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały to uczucie przepływającej energii spotęgowało się. Nie potrafiłem oderwac od niej wzroku w pierwszych sekundach. Troszkę później się „ocknąłem”. Nie wiem jak to się stało, dlaczego itd. Racjonalnie tego do dziś nie potrafię wyjaśnic. Wiem natomiast jedno: CZUŁEM to tak wyraźnie jakbym dostał w szczękę pieścią.
Alex pytanie do CIebie: czy taki oto przykład jest w jakimś sensie powiązany ze zjawiskiem rezonansu limbicznego ?
Igor napisałeś:
„Jest coś co nie daje mi spokoju, i co również jest poruszone w tym wątku, otóż co zrobić, jeżeli to MY nie jesteśmy tymi osobami, które potrafią dawać innym pozytywny rezonans? Często jest tak, że chcąc przyłączyć sie do takiej grupy jesteśmy automatycznie z niej wykluczani-właśnie przez wyczuwalne negatywne fluidy. I celowo zaznaczyłem MY, bo wiem, że ten problem dotyczy wielu osób…”
Spojrz na to z dystansu. Wydaje mi się, że jedno wyklucza drugie. Biorąc pod uwagę teorię przyciągania. Skoro chcesz się przyłączyc do grupy osób nastawionych pozytywnie i już myślisz o takiej możliwości to znaczy, że gdzieś na głebszym poziomie Twojego „JA” doszło do zmiany. Funda(MENT)ALNIE (hehe jaki ładny wyraz) zmieniło się Twoje spojrzenie na pewne rzeczy, a fakt, że chcesz się przyłączyc do grupy może oznaczac, że chcesz ten nowy stan umocnic w sobie. Ze swojego doświadczenia coś mi nie gra. A to dlatego, że taka grupa pozywytnie zakreconych ludzi, nie powinna Cie odrzucic. Dlatego, że grupa ze swej strony również wyczuję, że w pewien sposób harmonizuje się z Tobą.
Ciekaw jestem jak widzą to inni – jeśli się mylę niech mnie ktoś poprawi.
Macet:
„Ale co mamy zrobić gdy nie możemy zmienić .Czy dobrym rozwiązaniem jest znalezienie choćby jednej osoby o podobnym (oczywiście pozytywnym) nastawieniu i odsuniecie sie od innych?”
Co rozumiesz przez słowa „nie możemy zmienic”. Jeśli mówisz o najbliższych krewnych to ja osobiście mam taki oto sposób.
Unikam tematów, w których moje postrzeganie świata różni się na tyle mocno od rozmówcy, że dochodzi do konfliktu. Zmieniac na siłę nikogo nie chę i walczyc również. Dlatego unikam takich osób. To samo mam z „wiecznymi narzekaczami”. Mogę wysłuchac przez chwilkę, aby osoba poczuła się lepiej, ale nie pozwalam takiej osobie na to, aby w dłuższej perspektywie wpłyneła na moje samopoczucie i grzecznie się żegnam mowiąc ze mam „pilne sprawy do załatwienia”.
Kuba Jedrzejek Says:
„Sama ilosc generowanych pomyslow nie interesuje mnie tak bardzo, jak zjawisko, gdzie grupa osiaga pewien stan wewnetrznej synchronizacji i kilka mozgow zaczyna myslec w taki sposob, jakby nastepowalo polaczenie tych wszystkich szarych komorek w jeden organizm.”
Kuba czy to o czym mówisz jest w pewien sposób powiązane z zasadą synergii? oto ona:
„[…..]…Charakterystyczną cechą współdziałania ludzi jest to, że we właściwej atmosferze potrafią wchodzić między sobą w interakcje, które doprowadzają do rezultatów nieporównanie większych niż indywidualna praca każdego z nich czy też praca zbiorowa w schematycznej, ustrukturalizowanej atmosferze (2).
(efekt synergii) 1+1+1+1 nie = 4 ale 6, 10 albo 1000
Nie jest to rzecz prosta, gdyż siła grupy czyli różnorodność jest również jej największą słabością. Wśród dużego zróżnicowania członków grupy ze względu na ich pochodzenie, kulturę, środowisko itd., komunikacja może być mocno ograniczona.”
Co o tym myślicie ?
TesTeq:
” jest to w pewnym sensie więzienie, ale czyż nie byłoby głupotą z niego uciekać!”
Czuję, że pytanie to postawiłeś patrząc na tę sytuację subiektywnie – zgadłem ? :)
To zależy od indywidualnego podejścia jednostki. Dla jednej osoby priorerytetem będą pieniądze i postanowi zostac, dla drugiej będzie ważniejsze zupełnie coś innego i postanowi odejśc pomimo wizji super zarobków. Nie jednego by pewnie zdziwił takim zachowaniem, ale to jest bardzo złożony problem i musi byc rozpatrywany indywidualnie.
Pozdrawiam serdecznie :)
Marcin
-> Igor
zastanawialem sie nad tym co napisales, o „wykluczeniu przez grupe” i musze powiedziec, ze wyobrazenie sobie takiej sytuacji sprawilo mi klopot. zeby byc precyzyjnym: trudno mi wyobrazic sobie takie towarzystwo, ktore byloby warte mojego zachodu, a jednoczesnie zamkniete na moja osobe.
zakladajac ze ja jestem czlonkiem grupy… nie mialbym nic przeciwko czlowiekowi, ktory przeczytawszy teksty o jak najlepszym wykorzystaniu kontaktu z ekspertem :) umawia sie ze mna na spotkanie. mysle, ze razem daloby sie opracowac strategie. reszta w oczywisty sposob w rekach zainteresowanego :)
a jesli bylbym tym, ktory poszukuje?.. nie kombinujac za wiele umowilbym sie na spotkanie z osoba, ktora wydaje mi sie najbardziej sympatyczna i otwarta. na spotkanie przyszedlbym przygotowany, przeczytawszy uprzednio kilka tekstow :)
aha! jeszcze cos! usmiechnalem sie, gdy wspomniany 'proces myslenia’ sie juz zakonczyl, bo pomyslalem, ze to co zrobiles, to znaczy wlaczenie sie w dyskusje, zadawanie dobrych pytan i rozsadne argumentowanie jest swietnym sposobem odnalezienia sie w grupie :)
A więc kilka słów ode mnie :)
Dziękuje każdemu, kto udzielił odpowiedzi na moje pytanie.
Nie chcę wycofywać się z tego, co napisałem na samym początku, ani twierdzić, że się źle wyraziłem. Bynajmniej. Moje pytanie-a co za tym idzie-moje wątpliwości, zostało rozłożone na czynniki pierwsze. Nie wiem czy to dobrze, w każdym razie sens był tego taki, czy jest możliwość radykalnej zmiany swojego nastawienia-ze „złych wibracji” na drugi biegun, czyli na pozytyw.
Wiem już, że zmiana w pierwszej fazie na pewno musi zajść w nas samych- czyli MENTALNIE. Ale jak długo taka zmiana może zachodzić i kiedy dowiem się, że już jest lepiej?
Alex, trzymam Cię za słowo, i czekam z niecierpliwością na osobny post :)
P.S. Podświadomie czuję, że na każde pytanie, które z kolei rodzi kilkanaście kolejnych, jest prosta odpowiedź. Czasem jest tylko problem z zastosowaniem wielu rozwiązań (odpowiedzi) w praktyce
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Igor
Rafał:
Co do powyższego Twojego postu to w pełni się zgadzam.
Co do Twojego postu do Igora, to może być to sytuacja, gdy awansujemy, przenosimy się do innego działu, a że mamy kontrakt to musimy tam być. Można oczywiście podarować sobię próbę wejścia do grupy, która nas odtrąca lub spróbować „być lubianym” aby nie męczyć się z tymi ludźmi.
Polecam filmik z Miłoszem Brzezińskim, pt: „Przytakuj, a będziesz lubiany”. W zabawny sposób podane różne metody :)
Dobrej nocki,
Orest
Orest
Ten filmik, do którego link podałeś wywołał uśmiech na mojej twarzy, szczególnie jego pierwsza część :-)
Widać totalny brak profesjonalizmu prowadzących, którzy co chwila przerywają zaproszonemu gościowi „aby zaistnieć”, co jest dość żałosne. Ten psycholog też nie został poinformowany, że w takiej sytuacji w telewizji mówi się do rozmówców, a nie na zmianę do nich i do kamery :-)
Czyż nie powtarzam ciągle, że oglądanie polskiej telewizji jest szkodliwe, bo niechcący podłapujecie złe wzorce i nawyki komunikacyjne?!!!
Pozostałym Komentującym odpowiem jutro
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Zdaję sobie z tego sprawę. Widać po komentarzach pod innymi filmikami z Miłoszem (trzeba skorzystać z wyszukiwarki, fraza „Miłosz Brzeziński”), że widzowie to zauwarzyli. Ja oglądam ze względu na prostotę metod i ciekawy sposób ich przedstawiania. Oczywiście to nie jest jedyne moje źrodło wiedzy, a jedne z wielu :)
A telewizji już prawie nie oglądam… za Twoimi sugestią i już przynosi to efekty.
Pozdrawiam,
Orest
Mam do Was takie pytanie:
Jak nie wpaść w niewłaściwe środowisko? Często jest tak, że np. chcemy wyjechać z Częstochowy do Warszawy lub jeszcze lepiej do Londynu i podejmujemy pracę, która nam się wydaje atrakcyjna, jednak nie mamy żadnego rozeznania w stosunkach panujących w nowej firmie. I co robić? Pytać pracowników tej firmy: Zastanawiam się, czy tu podjąć pracę, czy możesz mi powiedzieć, czy tu dominują pozytywne, czy negatywne nastroje?
pozdr.
Mirek
Witam Wszystkich
Agnieszka:
Chciałbym dorzucić swoje 3 grosze w sprawie Częstochowy. Mieszkam to od 10-ciu lat, wcześniej mieszkałem w innym nieznacznie mniejszym mieście i także odniosłem (stale odnoszę) wrażenie że z ludźmi w Częstochowie jest coś nie tak.
Pozdrawiam
Kors
Mirek:
Ja będę trochę teoretyzował teraz, bo nie mam w takiej sytuacji doświadczenia. W ciekawych książkach jakie czytałem i publikacjach zaleca się właśnie poszukanie opinii o firmie na forach (internet), poznać kogoś kto pracuje tam, bądź przed podjęciem ostatecznej decyzji o zatrudnieniu (przed podpisaniem umowy) poprosić o możliwość „rozejrzenia się”. Z tych publikacji które czytałem, wynika, że pracodawcy na zachodzie, i coraz częściej też w Polsce, bezproblemów zgadzają się na zrobienie takiego rozeznania. Zazwyczaj to się tyczy pracy biurowej, bo tam częściej spotyka się niematerialne bodźce motywacyjne, jakim jest chociażby miła atmosfera w miejscu pracy. Wchodzisz wtedy w okolice swojego stanowiska pracy i starasz się dotrzeć do większości ludzi z którymi będziesz miał bezpośredni i częsty kontakt. Podczas takiego rozeznania zapytałbym tak jak proponujesz z taką różnicą, że nie o pozytywne czy negatywne nastroje, a tylko „jak się pracuje z ludźmi?”, „jakie stosunki panują?”, „jak się Tobie tutaj pracuje?”.
Chętnie poznam też jak to wygląda w praktyce u nas w Polsce. :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest Tabaka pisze: „przed podjęciem ostatecznej decyzji o zatrudnieniu (przed podpisaniem umowy) poprosić o możliwość 'rozejrzenia się'”
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić taką akcję w praktyce. Chodzisz po biurze, zaglądasz do pokoi i pytasz „Jak ci się tu pracuje?” Wątpię, żebyś usłyszał jakiekolwiek negatywne opinie (chociaż w mojej karierze zdarzyło mi się, że już na wstępie usłyszałem od mojego „współpokojowca”, że to wszystko „to piach”, ale nie byłem całkiem obcym człowiekiem).
TesTeq:
Zgadzam się, że może być ciężko otrzymać naprawdę szczere odpowiedzi od pracowników. Mogliby być przeświadczeni, że to jakaś kontrola. Jestem niemal pewien, że jeśli pracodawca nie ma czego się wstydzić to chętnie umożliwi taką opcję. To już byłby sygnał, że pracownik jest traktowany po ludzku i że warunki w tej firmie są co najmniej dobre.
Jeśli by się nie zgodził, miałby wiele „ale” to jest to sygnał, że coś chce ukryć i poznamy ten „piach” dopiero jak złożymy podpis.
Właśnie utwierdziłeś mnie w tym, żeby zrobić coś takiego (co zaproponowałem) gdy sam będę starał się o pracę :)
PS: Moja mama ostanio, przy zmianie pracy, po „próbie” miała możliwość obejrzenia i porozmawiania z pracownikami. Dowiedziała się kiedy jest czas na kawę, kiedy pracownicy robią sobie przerwę, w jakim rytmie pracują itp. To świadczy o firmie.
Witaj Alex, witajcie wszyscy :)
Moim zdaniem rezonans limbiczny, powstaje z emocji poszczególnych ludzi wchodzących w jego skład. Są to wszystkie emocje każdej z osób ( strach, uprzedzenia, radość, chęć rywalizacji albo współpracy, poczucie bezpieczeństwa ….. ).
Każde zdarzenie można widzieć bardzo dobrze, dobrze, średnio, żle, bardzo żle.
W zależności od lidera – wydobywającego widzenie zdarzenia – albo grupa tworzy coś wartościowego – skupiając się na tworzeniu i współpracy, albo potwora – skupiając się na wzajemnych relacjach i dominacji ( są jeszcze pośrednie ).
Ze swoich dobrych emocji każda z osób sama ( lub z liderem ) może zbudować coś własnego niepowtarzalnie cennego dla siebie i innych lub zbudować „coś” z emocji złych – pozwalając im odreagować, niszcząc po drodze innych i zostając z pustką nie mającą ani sensu ani wartości.
Chyba lepiej pracuje razem układ do którego każdy może wnieść coś pozytywnego niż pojedyńcze rezonanse tworzące chaos, który można skierować w każdą stronę.
Może zamiast skupiać się na obronie i ataku, można z tym samym naciskiem przy minimalnej energii stworzyć harmonijny układ – który energię spożytkuje na np. układ taneczny :D.
Pozdrawiam serdecznie
-> Mirek
wczoraj rozmawialem ze znajomym, ktory byl w sytuacji dokladnie takiej jaka opisales, czyli doswiadczony programista przenosi sie z Warszawy do Dublina (wczesniej przeprowadzil sie z Mazur do stolicy). zadalem mu Twoje pytanie i uslyszalem odpowiedz mniej wiecej taka:
„do Warszawy bylo latwo, po prostu firma okazala sie swietna, nawet pomogla mi w przeprowadzce. co do zagranicy to pierwsza moja koncepcja bylo zahaczenie sie w polskim oddziale miedzynarodowej firmy, ale to by zajelo co najmniej dodatkowy rok, zapewne wiecej. zaczalem wiec szukac na wlasna reke, pytalem znajomych gdzie i jak szukac. okazalo sie, ze agencje rekrutacyjne dzialaja naprawde sprawnie i dostalem kilka propozycji. poswiecilem dobrych kilka dni na lekture materialow w internecie, to nie bylo trudne, bo celowalem w solidne i znane firmy. w sumie tak wlasnie wyrobilem sobie zdanie o propozycjach. jedna mi sie szczegolnie podobala, ale powiem szczerze, ze nie bylem przekonany, bo oprocz mnostwa informacji 'na tak’, znalazlem rowniez rzeczowe teksty 'na nie’. no ale potem nastapil wielokrotny screening telefoniczny, miala miejsce nawet telekonferencja, no i lot na calodzienna rozmowe on-site. wydaje mi sie, ze zadalem im co najmniej setki pytan juz na miejscu (dotyczyly firmy, zakresu obowiazkow, szczegolow z konkretnych projektow, itd.). i wtedy bylem juz zdecydowany, ze chce podjac te prace.”
wydaje mi sie, ze moglbys sie dowiedziec 'jak jest’ jesli znalbys kogos z wewnatrz. a nawet jesli to mysle, ze warto miec swiadomosc, ze takie oceny sa zwykle mocno subiektywne. wez pod rozwage podejscie Kuby Jedrzejka, jak pisze o tym co i jak robil w korporacji, jak ciekawe to bylo doswiadczenie. a przeciez kreatywni ludzie generalnie krzywia sie na korporacje… takze jesli juz pytac to ludzi, o ktorych myslimy, ze sa do nas podobni.
podsumowujac mnie osobiscie wydaje sie, ze nie ma rady, po prostu przy duzym dobijajacym wietrze (bezwladnosc i inne obiektywne powody trzymajace w dotychczasowym miejscu) trzeba zarzucic kotwice i sie na niej wyciagac (zasiegac jezyka, zaczac szukac i sie do tych poszukiwan solidnie przykladac). czasem sie czlowiek zmoczy (jesli wybor okazal sie chybiony), ale bez tego raczej trudno bedzie odbic od brzegu.
ps. dzieki za cynk (w komentarzu do innego tekstu) o ksiazce MS! :)
Hm… a może – paradoksalnie – to po prostu zdrowo funkcjonująca firma ? Która nie jest „centrum interesów życiowych” tylko na zasadzie „fair trade” pozwala wejść-zrobić swoje-wyjść z powrotem do życia ? Elementarny profesjonalizm: 'nie muszę Ciebie znać i lubić – wystarczy że zrobimy swoje na poziomie’ ?
Odnośnie samego rezonansu: Alex, a czy zastanawiałeś się może nad tym, czy takie zjawisko nie zachodzi na tym blogu, w komentarzach ?
Piotr: Tylko czy warto się męczyć w takiej atmosferze? Popatrz, że w środowisku jak to nazywasz „fair trade” gdzie ludzie wyznają zasadę „nie jesteśmy tu po to żeby się lubić tylko robić kasę” po pewnym czasie ludzie zaczynają przypominać roboty. Jeśli ktoś to lubi to proszę bardzo. Nie twierdzę, że to jest złe, lecz na pewno nie dla wszystkich. Przy najmniej nie dla mnie. Kiedyś przerabiałem taki model biznesowy i jest to maszyna krótko dystansowa. Według mnie w takiej atmosferze nie można myśleć o budowie zgranego zespołu projektowego. Takie jest moje zdanie.
Co do rezonansu tutaj w komentarzach to rzeczywiście można się doszukiwać pewnych oznak takowego choć w tym wypadku jest to zjawisko pozytywne ;)
Pozdrawiam
Witajcie
Parę dni byłem pochłonięty innymi projektami (przyczynek do przyszłego postu „jedyny na liście – ofiara sukcesu” :-)), z których ostatni właśnie zakończyłem. Pozwólcie, że na razie krótko skomentuję dwie rzeczy:
Piotr
Pytasz: „a czy zastanawiałeś się może nad tym, czy takie zjawisko nie zachodzi na tym blogu, w komentarzach ?”
Oczywiście że tak, chciałem nawet o tym napisać jako o nietypowym przykładzie
Jeśli chodzi o wspominane przez Ciebie „fair trade”, to zgodzę się z tym, co pisze Wojciech. Praca „wyłącznie dla kasy (mieszkania, samochodu, jachtu itp.)” jest marnowaniem przynajmniej 1/3 naszego życia
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie :) moje doświadczenia z rezonansem limbiczny były związane jednocześnie z miejscem pracy i układem rodzinnym. Bardzo silnie uległam jego negatywnemu wpływowi , utożsamiając siebie z oczekiwaniami i opinia tej grupy ,Zatraciłam własna osobowość, ale wewnątrz mnie „coś ” krzyczało- to nie jestem prawdziwa Ja! .Szmat czasu i mnóstwo energii zeszło mi na próbach zmiany ich stosunku i opinii o mnie i bez najmniejszych efektów , natomiast ja dziś czuję sie już całkiem dobrze w „swojej skórze ” Powiem jak mi sie to udało ;) Powiedziałam sobie gorzej już być nie może wiec , nic nie mam do stracenia ,postawie sobie cel zarzucę „kotwice” i pytałam siebie ….ciekawe jak daleko uda mi sie dojść ? z kim mi będzie po drodze? jak zrobili to inni mając podobna sytuacje,gdzie mogę znaleźć informację? .W tym momencie zadziałał pozytywny rezonans limbiczny :) zaczęłam spotykać życzliwych i pomocnych ludzi :).Pozdrawiam Was serdecznie
Jaskółka
Uleganie negatywnemu (z puntu widzenia własnego rozwoju) wpływowi otoczenia jest bardzo rozpowszechnionym zjawiskiem i dobrze że rozpoznałaś ten problem. Próba zmieniania podejścia ludzi wokół Ciebie na ogół jest skazana na niepowodzenie i dobrze że skoncentrowałaś się nad tym, nad czym masz kontrolę – własną osobą.
Pozdrawiam serdecznie
Alek
Takie spojrzenie na „rezonans limbiczny” jest raczej jednostronne. Proponuję spojrzeć na to z drugiego końca – nie tylko „co mogę dostać?”, ale też „co mogę dać?”. Wielokrotnie przekonałem się, że silna pozytywna osobowość jest w stanie skutecznie rozkręcić nawet sporą grupkę „smętków”. Jeżeli w pracy, w związku itp. będziemy zasze szukać tylko „pozytywnych” osób by podbudowywać się ich siłą – tak na prawdę ćwiczymy się w zależności od innych. Można skutecznie wnosić coś do otoczenia, szczególnie w związku partnerskim gdzie scieramy się „jeden na jednego” – mamy wielki wpływ na kształtowanie relacji i naszego partnera.
Klos
Swiadomość rezonansu limbicznego pomaga nam unikać środowisk, które w negatywny sposób mogą wpłynąć na jakość naszego życia. Rozpoznając toksyczne otoczenie zawsze możesz podjąć próbę zmienienia go, choć ja dość sceptycznie widzę sensowność takiego działania. No ale to jest oczywiście decyzja każdego z nas.
Niezupełnie zgodzę się z Twoim stwierdzeniem : „Jeżeli w pracy, w związku itp. będziemy zawsze szukać tylko “pozytywnych” osób by podbudowywać się ich siłą – tak na prawdę ćwiczymy się w zależności od innych.”
To by oznaczało, że np. starając się pić czystą, nieskażoną wodę ćwiczymy się w zależności od niej.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Wybacz zwłokę w odpowiedzi, miałem ostatnio bardzo absorbujące, „prototypowe” zajęcia
Zgadzam się w pełni, że w towarzystwie osób, które „ciągną w góre” nabiera się entuzjazmu i checi do dzialania.
oczywiście przebywanie wśrod takich osób to tylko półśrodek. Najlepiej byłoby SAMEMU BYĆ taką osobą, w towarzystwie której inni zaczynają rezonować na lepszych częstotliwościach.
I teraz pytanie – czy taką osobą trzeba się urodzic, czy można się nią stać?
Ciekaw jestem jaka była Twoja historia, Alex – czy decydując się na bycie trenerem rozwinąłeś swoje naturalne, wrodzone umiejętności – czy też dokonałeś jakiejś poważniejszej, świadomej zmiany charakteru?
Mirek
Największy skok zrobiłem około 28 roku życia decydując sie na porzucenie roli ofiary i dość radykalne przestawienie mojej „mapy życiowej”.
Reszta była niemal naturalna konsekwencją tej decyzji, choć oczywiście drogi dochodzenia do tego były bardzo kręte
Pozdrawiam
Alex
Ech przebić się przez ten gąszcz komentarzy :D
Ja używam określenia „Błogosławiona socjalizacja”.
Z jednej strony ludzie dają nam siłę by stawać się jak oni, gdy spełniają się w naszych wzorcach.
Z drugiej zaś dają siłę by nie stawać się jak oni, gdy są ich zaprzeczeniem.
Tak czy inaczej człowiek definiuje się poprzez otoczenie.
Pozdrawiam
Tymoteusz
Czytając Twój post, zwłaszcza jego przedostatni akapit (nie licząc „PS”), myślę, że relacje z innymi ludźmi powinny polegać właśnie na takim wzajemnym „nakręcaniu się”, a nawet na wpadnięciu w pewne „błędne koło” (choć w tym przypadku nie ma ono nic wspólnego z „błędnym”) pozytywnego „nakręcania się”. Bo jeżeli dwoje pozytywnych ludzi wchodzi w jakieś relacje ze sobą, to w wyniku rezonansu limbicznego, stają się oni jeszcze bardziej pozytywni. Jeżeli się mylę – zwłaszcza w ostatnim zdaniu – to proszę mnie poprawić. Mam na myśli to, czy w przypadku, gdy ich stany wewnętrzny jest zbliżony, to następuje jego spotęgowanie?
Radek,
Zastanowił mnie Twój sposób myślenia i Twoje pytanie, które z niego wynika.
Piszesz: „jeżeli dwoje pozytywnych ludzi wchodzi w jakieś relacje ze sobą, to w wyniku rezonansu limbicznego, stają się oni jeszcze bardziej pozytywni. Jeżeli się mylę – zwłaszcza w ostatnim zdaniu – to proszę mnie poprawić. Mam na myśli to, czy w przypadku, gdy ich stany wewnętrzny jest zbliżony, to następuje jego spotęgowanie?”
Myślę, że jest to możliwe. Dwie pozytywnie zakręcone jednostki mogą się pozytywnie nakręcać naprawdę bardzo długo :).
Zastanawiałam się jednak nad sytuacją odwrotną, a mianowicie: jeśli stan wewnętrzny tych dwóch pozytywnych jednostek będzie w danym momencie mniej pozytywny, niż zwykle, to co wtedy? Z własnego doświadczenia wiem, że, choć nie jest to łatwe, to jednak można zapanować nad wpływem czyjegoś gorszego nastroju na nasz własny. Nie jest to jednak proste, bo trzeba sięgnąć po „tarczę ochronną” w postaci pewności siebie i samoświadomości czyli, w tym przypadku, wiedzy o tym, dlaczego nie chcę danego zachowania lub nastroju przejąć.
Nie ma ludzi idealnych i nawet najbardziej pozytywnie nakręceni ludzie mają swoje gorsze dni. Wtedy nawet nie potrzeba wielkiej, ciężkiej tarczy. Wystarczy powiedzieć: „nie ukrywam, że widzę, że jesteś dziś jakiś nieswój”. Dajemy tym samym do zrozumienia, że to, co w danym momencie robi/mówi osoba, z którą mamy kontakt, nie bardzo nam odpowiada.
Alex pisał o rezonansie limbicznym, jako o zjawisku występującym nieco poza naszą świadomością. Napisał bowiem (w odpowiedzi na jeden z komentarzy): „To nie jest świadome przekazywanie nastrojów grupy jednostce, lecz raczej nieświadome dopasowywanie się stanem wewnętrznym do stanu grupy, w której przebywamy.”
Tylko, że teraz, po lekturze postu Alexa, jesteśmy już bardziej świadomi tego, że smutasy, wśród których przebywamy, mogą i nas w smutasa zamienić. Wiemy, na czym zjawisko polega, a więc możemy je trochę kontrolować. Taki chyba był cel tego postu, żeby nam oświecić to, co mniej świadome :).
Pozdrawiam serdecznie,
Magda
Jak najbardziej się zgadzam. Z tego co się słyszałam cała „świrologia” z energiami subtelnymi bardzo to potwierdza. Zresztą nawet kobietom się cykle synchronizują jak przebywają dużo w swoim towarzystwie, dlaczego z innymi cechami miałoby by być inaczej?
Ja bardzo czuję jak emocje innych wpływają na mnie. Dlatego jest duży kłopot jak nasi rodzice czy rodzeństwo jest mocno narzekające i burczące. Na szczęście zawsze jest coś, co można zrobić.
Elon Musk nawiazuje do rezonansu limbicznego i sztucznej inteligencji w swoim wywiadzie z Joe Rogan od minuty 18-ej
Link pozniej:
https://www.youtube.com/watch?v=ycPr5-27vSI&feature=youtu.be
Niepokojace ?