Dzisiaj, zgodnie z obietnicą zajmiemy się kolejnym aspektem zagadnienia „wiem, czy tylko zakładam”, a mianowicie praktycznymi konsekwencjami tego podejścia w zyciu osobistym i zawodowym.
Bliższa obserwacja wykazuje, że niestety większość z nas działa na bazie założeń, domysłów i spekulacji. Ma to miejsce nawet wtedy, kiedy bezproblemowo moglibyśmy się dowiedzieć po prostu pytając.
Myślę, że podstawą tego jest wychowanie w polskiej szkole, gdzie ten uczeń, który ciągle zadaje (często niewygodne dla nauczyciela) pytania, szybko ostemplowywany jest jako ten słabszy i kłopotliwy. Potem idąc przez życie wiele takich osób nie tylko „wstydzi się” zapytać, ale też w następstwie braku praktyki nie potrafi skutecznie tego zrobić. Do tego dochodzi kiepski poziom większości „rozmów” prowadzonych w telewizji, z której spora grupa ludzie w nieświadomy sposób czerpie wzorce.
No ale dość tej teoretycznej diagnozy, przejdzmy do praktycznej strony zagadnienia.
W komentarzu do poprzedniego odcinka na ten temat Elsindel przytoczył przykład, jak takie podejście „nie wiem – nie pytam -zakładam” destrukcyjnie wpływa na wyniki w branży IT. Potem mamy takie przypadki, kiedy trzeba albo „wcisnąć” klientowi, że to co dostaje jest dobre, albo zacisnąć zęby i przepisywać soft, który można było od razu zrobić tak, jak naprawdę potrzebuje tego klient.
Przykłady z innej beczki? Proszę bardzo!!:
- manager próbuje zmotywować swoich pracowników zakładając, że akurat te stosowane przez niego czynniki motywacyjne są i dla nich istotne. Lepiej byłoby wybadać wcześniej jak jest naprawdę. Znacie z własnego doświadczenia?
- marketing wprowadza jakieś „ulepszenie” produktu zakładając, że wpłynie ono na zwiększenie sprzedaży. Intensywna konsultacja ze sprzedawcami i klientami pozwoliłaby być może ustalić (wiedzieć), co naprawdę przyniosłoby poprawę. Ile kosztują takie wpadki?
- sprzedawcy przeprowadzają prezentację, zakładając że wiedzą co dla tego akutat klienta i w jego aktualnej sytuacji jest naprawdę decydujące. To jest zdumiewające, jak często się to dzieje bez uprzedniego dokładnego „wypytania” klienta!
Podobnie w życiu prywatnym:
- rodzice, którzy planują karierę i ścieżkę wykształcenia swojego dziecka, „bo wiedzą najlepiej co mu się w przyszłości przyda”
- ludzie, którzy podejmują, obiektywnie rzecz biorąc, bardzo ryzykowne inwestycje, bo pomylili własne, lub obce założenia z wiedzą na temat dalszego rozwoju rynku
- wiele osób postępuje tak, jakby dokładnie wiedziało, w którym kierunku pójdzie zarówno ich własny rozwój, jak i partnera/partnerki, często nawet nie rozmawiając poważnie na ten temat, podejmując za to trudno odwracalne decyzje życiowe
- i tak dalej…..
Co z tego ma wynikać dla nas?
- po pierwsze, warto, aby każdy z nas uczciwie odpowiedział sobie na pytanie: „na ile z wygodnictwa, nieśmiałości i tym podobnych powodów nie zadaję we właściwym momencie właściwych pytań, tak aby w miarę możliwości wiedzieć jak jest naprawdę?”
- po drugie, warto zadawać sobie regularnie pytanie: „na ile otwarcie komunikuję z innymi, tak aby nie musieli oni w kontaktach ze mną opierać się na założeniach i domysłach?”. Ten punkt jest szczególnie istotny w życiu osobistym!!
- po trzecie, jeśli w aktualnym otoczeniu nie uzyskujesz odpowiedzi na Twoje pytania, albo Twoje odpowiedzi spotykają się z niezrozumieniem, bądź nawet agresją, to warto się zastanowić, czy funkcjonujesz we właściwym otoczeniu.
Przyda się?
Na zakończenie trzeba oczywiście stwierdzić, że w realnym życiu musimy czasem działać bez wystarczającej wiedzy, opierając się tylko na naszych założeniach i spekulacjach. Co wtedy?
Ja postępuję w następujący sposób (oczywiście w ważniejszych sprawach):
- stwierdzam, czy rzeczywiście muszę polegać na założeniach, a nie na wiedzy.
- wszędzie tam, gdzie muszę polegać na założeniach przygotowuję sobie Plan „B” na wypadek, gdyby okazały się błędne. Ten zwyczaj już wielokrotnie uratował mnie od poważnych konsekwencji, kiedy moje wyobrażenia o rzeczywistości bardzo się od niej różniły.
Życzę Wam interesujących przemyśleń dopasowanych do Waszej sytuacji życiowej!!
Przede wszystkim dziekuje za mozliwosc czytania i wypowiedzenia sie w Twoim bardzo interesującym blogu.
Rzeczywiscie zawsze warto być uważnym i pamietac o zasadzie „nie wiesz – pytaj”. Tak podpowiada rozum. Ale czlowiek ma rowniez serce. To serce daje nam entuzjazm, wiarę, energie do dzialania. To zazwyczaj dzieki sercu osiagamy najszczytniejsze cele i chyba wewnętrzne zadowolenie. Zaryzykuje podejrzenie, ze Napoleon budował swoją potęgę dzięki sile ducha, serca, a nie rozumu, gdyż w rozumie sił niewiele. Ale serce ma rowniez wade – myli sie. Myślę zatem, że warto zwracać uwagę by w naszym działaniu uzupelniac siłe serca rozumem i pamietac, ze oprocz serca i duszy mamy jeszcze oczy i uszy.
Zaintrygował mnie Twój lejek, z trumienkami na końcu. Sadze, że to zwężanie się lejka z wiekiem wynika z lepszej znajomosci siebie, zatem koncentracji na działaniach ściśle związanych z naszym charakterem. W takim ujęciu dół lejka powinien być wąski. Chętnie przeczytam Twój komentarz.
Krzysztof
Zapraszam serdecznie do czytania tego blogu, przepuszczania go przez filtr Twojego umysłu (koniecznie!) i naturalnie wypowiadania się w komentarzach :-)
Jeśli chodzi o Twoja pierwszą uwagę, to oczywiście ten czynnik, który nazywamy umownie sercem jest bardzo ważny. Nie jesteśmy przeciez robotami!!
Z drugiej strony rozwinięcia wymagałaby Twoja teza, że to dzięki sercu osiągamy najszczytniejsze cele. Bo to przecież najpierw kwestia ustalenia jakie jest kryterium „szczytności” tychże celów. Inaczej może się okazać, że rozmawiamy o zupełnie różnych rzeczach. Niewątpliwie zgadzamy się co do tego, że warto kierować się zarówno sercem jak i rozumem, jest to tylko kwestia proporcji, które będą też zapewne zmieniać się w zależności od rodzaju wyzwania.
Twoja interpretacja lejka jest dla mnie sygnałem, że niewystarczająco jednoznacznie napisałem tam o co mi chodzi. Ten lejek, w mojej interpretacji, zawęża się, bo w rezultacie różnych, często nieprzemyślanych działań i decyzji pozbawiamy się stopniowo możliwości wyboru. To ogranicza naszą możliwość reakcji na zmieniające sie okoliczności i wykorzystania nowych szans. Niewielka ilość możliwych opcji powoduje też u wielu ludzi podświadome uczucie zagrożenia, a przynajmniej dyskomfortu (i słusznie). W kontekscie tego, co napisałeś, ten lejek obrazuje skalę możliwości podejmowania różnorodnych działań. Co z tych możliwości wybierasz, to Twoja sprawa, ważne jest abyś je mial.
Pozdrawiam
Alex
dawno mnie nie było, a i wcześniej ledwie przelotem kilka razy.
niestety nie po raz pierwszy masz rację, szczególnie opisując menedżera motywującego pracownika. mam wrażenie, że istnieje tendencja do zatrudniania odpowiednich charakterem osób na odpowiednie stanowiska. i wszystko w porządku, zgadzam się z tym. na początku jednak takie osoby mają wpadki jak opisujesz, a pracownicy podśmiechają się miedzy sobą.
nie dodałem, że wspomniana odpowiednia osoba często nie jest wykształcona kierunkowo. trudne są rozmowy na zasadzie – pracownik daje dobre rady przełożonemu, trzeba się mocno postarać, żeby zostać dobrze odebranym. a może po prostu najlepiej na początku stwierdzić jasno – „moim zdaniem lepiej byłoby…”.
Mowiac o „szczytnych celach” mialem na mysli cele, których osiagnięcie, w pewnym sensie, nas samych zaskoczylo i uszczesliwilo. Morze tu chodzi o wymarzone cele. Dla jednej osoby moze to byc rekordowa sprzedaz, dla innej dobra żona lub władza, bądz dojście do bieguna, etc … Mialem na mysli cele osob lub liderow nie grupy lub firmy.
Mysle, ze podczas realizacji takich celów serce odgrywa istotna role. Sadze, ze to ono nawet je wyznacza, podpowiadajac nam kim jestesmy, jakie sa nasze talenty, z ktorymi powinnismy wyjsc do ludzi. Serce rowniez daje sile do ich realizacji.
Generalnie rozum jest bardziej zwiazany z naszym otoczeniem. On nam lepiej podpowie co robic by byc zauwazonym, jak sie ubrac, co i jak mowic. I tu trzeba sie radzic innych!!! Rozum powinien rowniez wyznaczac cele grupy lub firmy. Ale zeby nie bylo prosto w strategi firmy warto uwzglednic spojnosc wizji jej liderow.
Sam nie wiem dlaczego wyskoczylem z tym sercem. Moze dlatego, ze w moim zawodowym zyciu odgrywalo zauwazalna role.
Odnosnie lejka napisze po ponownym dokladnym przeczytaniu Twojego tekstu.
Zbyt pobieznie przeczytalem tekst z lejkiem. Zle go zrozumialem.
Lubie i czytam Twoje artykuly poniewaz sa madre i praktyczne. Ciekawi mnie czy zastanawiales sie kiedys nad skutecznoscia pewnych modeli zachowan w obliczu roznorodnosci charakterow ludzi. Napisales na przyklad nie warto sie klopotac sprawami, na ktore nie ma sie wplywu. Pierwsze wrazenie jest takie: nic bardziej logicznego. Ale po chwili przychodzi refleksja ale przeciez ludzie sa rozni. Sa osoby, ktore mysla o panstwie, spoleczenstwie inaczej by tych struktur nie bylo. Tego nie robia osoby skoncentrowane na bardziej fizycznym aspekcie zycia. Jak zyja w kraju zle zorganizowanym, to w pewnym sensie marnuja czas. Oczywiscie moga go zmienic, ale do tego trzeba byc przedsiebiorczym. Mnie sie wydaje, ze najbierw warto jednak poznac wlasne potrzeby a pozniej kontynuowac porzadkowanie siebie przy pomocy swietnych modeli. Twoje artykuly na temat radzenia sobie z emocjami sa swietne.
Krzysztof
Dziekuję za miłe słowa. Wracając do Twojego komentarza, to pozwól, że zacznę od końca. Oczywiście, że należy rozpocząć od poznania własnych potrzeb. To poznanie rozumiem bardzo szeroko, bo chodzi nien tylko o te potrzeby, które mamy w oparciu o nasz aktualny obraz życia (z przyjątymi w nim założeniami co jest możliwe i jakie są ograniczenia), lecz o te nawet najgłębiej skryte, które z pewnością każdy z nas posiada. To jest powód, dla którego mówię „poznaj świat i możliwości które Ci przynosi, a potem dopiero wybieraj”. Wtedy łatwiej unikniemy pułapek, w które wpada wielu ludzi, żyjąc potem nie swoim życiem.
Zgadzam się też, że wszelkiego rodzaju narzędzia należy używać po tym, jak już wiemy co naprawdę chcemy zrobić, to jest logiczne.
Osoby, które myślą o państwie, społeczeństwie robią to też z egoistycznych pobudek (co samo w sobie jest też OK), po prostu uznały one taką strategię zaspokajania własnych potrzeb za najlepszą. Czy ona taką rzeczywiście jest, to już każdy musi sobie indywidualnie zdecydować.
Ostatnie zdanie w Twoim poscie wzbudzilo moje emocje. Jest to zapewne zwiazane z moimi osobistymi zainteresowaniami, ktore polegaja na odkrywaniu charakterow ludzi i zakresu tej roznorodnosci.
Wydaje mi sie, ze osoby ktore tworza struktury panstwa, opracowaly konstytucje amerykanska, stworzyly ruch zwiazkowy, nie zrobily tego z egoistycznych pobudek. Z pewnym uproszczeniem to sa spolecznicy, rozumujacy w kategoriach abstrakcyjnych, strukturalnych, spolecznych. Swoim charakterem roznia sie oni od osob intymnych, przedsiebiorczych indywidualistow, osob partnerskich, nastawionych na innych ludzi, biologow rozmawiajacych w lesie z ptakami, czy zwyczajnych samotnikow. Generalnie mozna powiedziec, ze wszelkie przejawy ludzkiego zycia sa wytyczone przez wyspecjalizowane charaktery. Sadze, ze te osoby nie uznaly takiej strategi zaspakajania własnych potrzeb za najlepszą – tylko z sercem poszly za swoimi zainteresowaniami. Oczywiscie swiat nie jest idealny i wielu ludzi trafia do polityki bo nie ma lepszej pracy. Ale to nie oni stworzyli ten, w gruncie rzeczy, piekny swiat na ziemi.
Czuje pewien dyskomfort poniewaz z jednej strony polemizuje z Toba, walcze, a z drugiej zaczytuje sie Twoimi tekstami. Sadze jednak, ze nie przekraczam regul gry Twojego Blogu.
Krzysztof
Twoje emocje są zapewne spowodowane nieco odmienną definicją słowa „egoista”.
Chyba zaraz napiszę na ten temat osobny post, bo to już nieco odmienny temat, dobrze?
Osobiscie nic nie mam przeciwko egoizmowi nawet najwiekszemu. Uwazam ze celem kazdego z nas jest zaspakajanie wlasnych potrzeb. Jezeli ktos spedza czas z przyjaciolmi w knajpie, a w nocy obraca dziewczynki i to czyni go radosnym i szczesliwym, to, jesli ma fundusze, tak powinien robic. Wrecz uwazam, ze obowiazkiem kazdego jest byc w ten sposob pojetym egoista. I w tym miejscu widze, ze to ja sie zle wyrazilem i zamotalem temat. Smiesznie wyszlo z tym egoizmem =)
Chodzilo mi o to, ze napisales, ze nie warto sie klopotac sprawami, na ktore sie nie ma wplywu. A wiele osob jest tak skonstruowanych ze sie klopota sprawami, na ktore nie ma wplywu, poniewaz ich potrzeby maja barwe spoleczna. Mnie na przyklad w Polsce przeszkadza, ze jest tak duze bezrobocie, a polowa domow, w ktorych Ci bezrobotni mieszkaja ma brudne sciany. Przeszkadza mi rowniez to, ze przez 16 lat nie zreformowano sluzby zdrowia i w wielu przychodniach od 30 lat nikt nie wymalowal scian. Sam sie dziwie, ale dla mnie jest to niepojete. Krotko mowiac czesc moich potrzeb ma charakter organizacyjno – spoleczny i w szerokim zakresie nie moge wlaczyc sie w ich zaspakajanie. Cos jest w tym powiedzeniu, ze jeden Polak pracuje za dwoch Niemcow, ale juz dwóch Polakow za jednego. Musze miec w sobie rowniez umiarkowane potrzeby patriotyczne bo lubie Polske, nawet z tymi lekko spruchnialymi lawkami w parkach. Masz absolutna racje, musze przemyslec i zmienic strategie realizacji wlasnych potrzeb. Nie chce miec lejka – wole miec stożek. Bede sobie dzis to powtarzal do konca wieczoru. Dziekuje za ozywienie moich szarych komorek.
Krzysztof
To wyjaśniliśmy sobie jedną kwestię, a ja w międzyczasie napisałem cały post na ten temat :-)
Pozwolę sobię na małą korektę tego co twierdzisz pisząc:
„A wiele osob jest tak skonstruowanych..”
Używając terminologii komputerowej uważam, że to nie konstrukcja (hardware), lecz software decydują, czy się czymś przejmujemy, czy też nie. Czyli, tak naprawdę możesz sobie wybrać, jaka będzie Twoja reakcja emocjonalna na te rzeczy które opisujesz. Co wybierzesz, to Twoja osobista sprawa, ważna jest świadomość że masz taką możliwość. W tym kontekście niczego nie „musisz” (abstrahując od faktu, że prędzej, czy później każdy z nas musi umrzeć :-))
Swietnie zwrociles uwage na ta roznice w naszym zrozumieniu sprawy. Mnie sie wydaje, ze to czym sie przejmujemy to generalnie jest nasz hardware. Software sie na to naklada, ale rdzeniem jest hardware. Software moze zciagnac nas z drogi, natomiast pomoc niewiele. Wiecej pomoze dwa tygodnie na sloncu.
Jak pisales o ludziach co mowia za glosno to zdziwilo mnie dlaczego nie dodales, ze czesc ludzi mowi po prostu glosno, a czesc cicho, bo taki maja hardware. Na studiach mialem takie cwiczenie, ze na jednych z zajec prezentowalismy tematy przed duza publicznoscia. Kolezance, ktora z natury mowila cicho na scenie urwal sie glos. To co napisales to jest interesujace poniewaz uwazasz, ze nature czlowieka mozna zmieniac w pozytywnym zakresie. Ja sadze, ze mozna mu wrzucic konstruktywna, albo dekonstruktywna, wiedze, ale natury sie nie zmieni.
Krzysztof
Jak widać mamy nieco rożniące się obrazy świata. W Twoim najwyraźniej jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i niewiele z tym możemy zrobić. W moim, abstrahując od fizycznych ograniczeń, możemy zrobić bardzo wiele (aczkolwiek w niektórych przypadkach potrzebny byłby naprawdę duży nakład pracy i czasu). Kto ma rację, tego nie wiadomo :-)
Ja zdobyłem na przestrzeni mojego życia bardzo dużo dowodów na to, że naprawdę możemy sami (lub z pomocą) kształtować naszą osobowość w dość dużym zakresie. Warunkiem jest, abyśmy tego NAPRAWDĘ CHCIELI. W tym chceniu jest ten przysłowiowy pies pogrzebany, do czego wrócę kiedyś w osobnym poście. Jeśli chcesz, to jak mawiają Amerykanie, „sky is the limit”. Moja własna przemiana w okolicach 28 roku życia jest tego najlepszym przykładem, bo skok był kolosalny (wcześniej byłem zakompleksionym, małomównym i zamkniętym w sobie introwertykiem o minimalnym poczuciu własnej wartości)
Potem wielokrotnie (na życzenie) asystowałem w paru takich przemianach i za każdym razem, kiedy osoba była napradę zdeterminowana, to funkcjonowało. Dalej twierdzisz że to hardware?
Pozdrawiam
Alex
Jest dokladnie tak jak napisales. Uwazam, ze jestesmy jacy jestesmy i w „gruncie rzeczy” niewiele z tym mozemy zrobic. I to sa te „fizyczne” ograniczenia, to „bycie soba”, o ktorym piszesz. Mnie zawsze interesowalo by poszukiwac tego rdzenia. Ciesze sie, ze w naszej konfrontacji mysli znalezlismy sie w takim punkcie.
Zgadzam sie rowniez z tym co piszesz, ze możemy ksztaltowac nasza osobowosc w dosc duzym zakresie. Ale nasza osobowosc tu i teraz, a nie nasz charakter, ze tak powiem przyrodzony. By te wprowadzane zmiany mialy sens musza zmierzac w kierunku naszego „charakteru przyrodzonego”. Pozwole sobie przedstawic przyklady konstruktywnych zmian, w moim rozumieniu rzeczy.
Jest to usuwanie brudow i pokaleczen „psychologicznych”, ktore szarpiac sie od dziecinstwa przez zycie gromadzimy w naszej psychice. Chodzi mi tu o kompleksy, urazy, przejete modele zachowan…
Poprzez roznorodne i dynamiczne zycie dochodzenie do nowych plaszczyzn naszego „przyrodzonego charakteru”. To sie dzieje samo.
Korzystanie z rad, badz modeli psychologicznych ulatwiajacych poruszanie sie w zewnetrznym swiecie: don’t say anything, unless you have to —– nie wiesz – pytaj…
Poglebianie procesu samorealizacji poprzez rozwoj naszego „przyrodzonego charakteru’. Sadze, ze wlasnie na tym polega samorealizacja.
Te cztery elementy przyszly mi do glowy. Moje doswiadczenie pokazuje mi wyraznie, ze jezeli osobie zakresli sie obraz jego „przyrodzonego charakteru” to zazwyczaj z wiekszym entuzjazmem i skutkiem przedziera sie przez mgle, w procesie lepszego poznawania siebie. W tym radosnym procesie „sky is the limit”. Bardzo ciekawi mnie Twoje zdanie na moj punkt widzenia sprawy =)
Krzysztof
Pisząc o fizycznych ograniczeniach miałem je dosłownie na myśli (a więc płeć, wzrost, budowę ciała itp.) Tutaj chyba się różnimy w interpretacji tego określenia.
Wracając do meritum, to najbardziej mnie obchodzi to, jaki jestem tu i teraz, bo to jest moje prawdziwe życie (które też ma miejsce wyłącznie tu i teraz). Rozważanie nad jakimś moim hipotetycznym wrodzonym charakterem uważam za mało produktywne, bo najważniejsze dla mnie jest to, że dobrze żyję (według moich wyobrażeń) i pracuję nad tym, aby to życie jeszcze ulepszyć. Czy jest to zgodne, czy całkowicie przeciwne z tym, co nazwałbyś moim wrodzonym charakterem jest bardzo obojętne, dopóki podobają mi się rezultaty tego co robię :-)
Widzę tutaj jeszcze jedną różnicę w naszym podejściu:
-Ty „zakreślasz obraz przyrodzonego charakteru” i w oparciu o niego kierujesz procesem samopoznania
– ja próbuję bardzo szerokiej gamy różnych rzeczy (aby przekonać się co na tym świecie jest możliwe), potem wybieram sobie z tego to, co chciałbym z tego mieć dla siebie (nie tylko w aspekcie posiadania), patrze czego jeszcze muszę sie nauczyć i zabieram się za działanie.
Jak zwykle trudno powiedzieć kto z nas „ma rację”, mnie sie podobają wyniki, które osiągam w oparciu o mój model. Po co niepotrzebnie komplikować?
Odnosnie „ograniczen fizycznych” to przejalem Twoje jednoznaczne okreslenie i narzucilem, w swoim tekscie, wlasne znaczenie. Dziekuje za skorgowanie mojego bledu.
Twoje podejscie polegajace na koncentracji na tu i teraz, ciaglym poszukiwaniu dalszych możliwosci w swiecie i wybieraniu drogi gdzie znajdujesz cos dla siebie, jest naturalne i madre. Jestes zadowolony z wynikow – znaczy jestes zwyczajnie zyciowym farciarzem. Powtorzylem Twoje rozumowanie by je wzmocnic, poniewaz rowniez moim zdaniem kazdy powinien probowac isc Twoja droga. Przyznam, ze po tej naszej wymianie mysli jeszcze lepiej zrozumialem Twoj Lejek. Wlasnie przed chwila postawilem sobie taki maly plastikowy lejek, do gory nogami na radiu, by miec obok oczu.
Widzisz ale jak ja tak ogladam zycie to nie wszyscy sa tak otwarci jak Ty, ze mna wlacznie. Maja bardziej zlozone charaktery, moze mniej ziemskiego realizmu, moze mniej wewnetrznej sily, moze gorszy umysl i mniej zyciowego fartu. I tu nie chodzi o pieniadze, bo wsrod nich sa i bogaci. Tym ludziom latwiej pomoc idac od strony „wrodzonego charakteru”. Pisze o tym z pewnym przekonaniem poniewaz takie metody nie ja wymyslilem. Wydaje mi sie, ze jak ktos CHCE SIE ZMIENIC to od Twojej sposobu powinien zaczynac. Sadze jednak, ze by moc z zadowoleniem isc Twoja droga trzeba miec pewne cechy charakteru, wymagane w takim modelu, a wiekszosc ludzi takiego zestawu cech nie ma.
Krzysztof
Miło nam się rozmawia, mimo tego trzeba doprecyzować parę rzeczy :-)
Piszesz:”jestes zwyczajnie zyciowym farciarzem” i jest to dość typowy komentarz, który często słyszę. Pozwól mi powiedzieć CI jedną rzecz: Fart ma sie wtedy, kiedy sposobność spotyka się z przygotowaniem :-) A życie oferuje nam mnóstwo sposobności każdego dnia, trzeba umieć je tylko dostrzec i …… potrafić wykorzystać.
Nie jest też tak, że każdy powinien próbować iść moją drogą. Tutaj muszę powiedzieć, że choś bardzo podobają mi się osiągane rezultaty, to rozumiem, że mogą być też inne drogi, które dla innych ludzi będą bardziej przydatne.
Nie za bardzo zgadzam się też ze stwierdzeniem:”Maja bardziej zlozone charaktery, moze mniej ziemskiego realizmu, moze mniej wewnetrznej sily, moze gorszy umysl ” . To świadczyło by o mojej wyjątkowości, a z pewnością tak nie jest.
To jest, i tu pozwolę sobie się powtórzyć, sprawa software, który mamy wgrany w nasze umysły. Widziałem już zbyt wiele radykalnych i dość szybkich zmian u innych, aby w to wątpić.
I jeszcze jedno- z tym ciągłym poszukiwaniem nie należy przesadzać :-) Tak naprawdę to jestem dość leniwym człowiekiem i pewne rzeczy robie tylko od czasu do czasu, ale za to skutecznie :-)
Dziekuję za interesującą wymianę poglądów i zapraszam na dalsze
Alex
Jestes osoba slonecznie otwarta, a to sprzyja rozmowie. Piszesz „Życie oferuje nam mnóstwo sposobności każdego dnia, trzeba umieć je tylko dostrzec i …… potrafić wykorzystać”. Jest to Twoja SZCZERA rada na zyciowy sukces. Wydaje sie prosta jak rogalik, a mimo to nie u kazdego dziala. Dlaczego?. Po pierwsze najpierw trzeba wiedziec co sie chce. Wiekszosc ludzi chce tego co w gazetach, w kinie, w pracy mowia ze jest dobre. Ida tym tropem, czesto sa zamozni, ale upraszczajac dochodza do nikad, poniewaz nie jest to ich osobista droga rozwoju. Stad to cale zyciowe podgryzanie. Miales szczescie, ze swoj cel odkryles.
Zgadzam sie, ze Twoje cechy charakteru nie sa wyjatkowe, ale ziemski realizm, wewnetrzna sila i dobry umysl sa potrzebne by dostrzec okazje i umiec ja wykorzystac. Wystarczy jak zabraknie ziemskiego realizmu i juz dupa blada.
Zgadzam sie z Toba ze wspolczesnymi technikami, wiedza mozna doprowadzic do radykalnych zmian na lepsze, ale to glowinie w zakresie usuwania psychologicznych brudow, badz wyostrzania ziemskiego realizmu. Zadna technika nie podpowie – jaki jest cel osoby w zyciu. A znam malzenistwa w ktorych zony DOKLADNIE dbaja by maz nie poszedl we wlasciwym kierunku.
Jest jeszcze cos takiego w zyciu jak dlugookresowa konstruktywnosc. Przykladowo polega ona na tym, ze nieswiadomie w wieku 20 lat robimy to co bedzie nam potrzebne w wieku 40 lat. Jak ktos nie ma tego mechanizmu w sobie to ma zycie jak lejek. I nie ustrzeli zwierzyny na horyzoncie, bo kabura pusta. Jestem pewny, ze jestes zyciowym farciarzem poniewaz osiagnales duzo, a przy tym, jak piszesz, masz czas na to by sie slotko polenic.
Krzysztof
Piszesz:”Wiekszosc ludzi chce tego co w gazetach, w kinie, w pracy mowia ze jest dobre.” i niestety masz rację. Dokładnie to jest jednym z istotnych powodów, dla których bardzo wielu ludzi nie osiąga w życiu trwałego zadowolenia. Przejęli jeden z rozpowszechnionych stereotypów jak życie powinno wyglądać i co jest w nim ważne i potem…. usiłują w ten sposób być szczęśliwi. Najzabawniejsze jest to, że wystarczyłoby po pierwsze otworzyć oczy, po drugie odpowiedzieć sobie szczerze na parę podstawowych pytań i już prawie każdy mogłby, jak to napisałeś „mieć szczęście, że odkrył swój cel” :-) Nie potrzeba do tego ani specjalnych psychologicznych technik, ani fartu. Tak naprawdę to nie chodzi też o wyznaczenie sobie jakiegoś dokładnego celu (ja często takiego nie mam), wystarczy uświadomienie sobie, co nas tak naprawdę kręci. Już z tym większość ludzi ma najwyraźniej problem i sięga po „ogólnie uznane atrybuty sukcesu” :-) Abyśmy nie pomyśleli, że autor tego blogu jest czymś specjalnym, to i ja kiedyś robiłem dokładnie tak samo i z równie kiepskimi rezultatami :-) Tutaj pisze człowiek, który kiedyś popełniał prawie wszastkie błędy, o których wspomina!!!
Pisząc: „A znam malzenistwa w ktorych zony DOKLADNIE dbaja by maz nie poszedl we wlasciwym kierunku.” poruszyłeś bardzo bolesny temat. Jego druga strona to wspaniałe kobiety męczące się z facetami, którzy będąc w gruncie rzeczy dobrymi ludźmi nie mają nw sobie tej przysłowiowej odrobiny ikry :-)
Przyczyna w obydwu przypadkach jest ta sama: Psychologiczna kastracja młodych mężczyzn przez nadopiekuńcze mamusie i babcie, sfeminizowany personel szkół i parę innych powszechnych w społeczeństwie polskim rytuałów i zwyczajów.
Co z tym zrobić to jest temat na całą książkę, kiedyś może taką napiszę, choć jak wiecie, z pisaniem u mnie kiepsko :-)
Jeśli chodzi o tę długookresową konstruktywność, to myślę, że nikt się z takową nie rodzi. Albo mieliśmy szczęście urodzić się w rodzinie, gdzie nam to uświadomiono (ja tak nie miałem), albo zobaczymy coś takiego w życiu i zadamy sobie pytanie „jak on/ona to robi?” a w oparciu o to zaczniemy potem samodzielnie myśleć. Ja właśnie po to piszę na blogu nie o wielomilionowych negocjacjach, czy coachingu wysokich managerów (co miałoby praktyczne znaczenie dla garstki ludzi), lecz o prostych, lecz istotnych sprawach życiowych. Nie zależy mi na tym aby Czytelnicy się ze mną zgadzali, lecz na tym, aby wyłamali się z kolein stereotypowego „myślenia” i zaczęli używać tego fantastycznego organu, który znajduje się pomiędzy naszymi uszami.
Tak więc KEEP THINKING!!!