Ostatnio dostałem od jednego z moich ważniejszych klientów mail zaczynający się od słów:
„Bardzo, bardzo dziękuję, tak to ja lubię robić interesy ;)”
To jedno zdanie dotyka kolejnej istotnej kwestii, która może mieć wpływ na osiąganie przez Was sukcesu w życiu (obok bycia „the whole list” dla klienta) i często bywa zaniedbywana, szczególnie w dużych korporacjach.
Chodzi mianowicie o to, aby oprócz bezwzględnie koniecznych kompetencji fachowych dbać też o to, aby interakcje z nami były dla klienta bezproblemowe i w miarę przyjemne.
Realizacja tego jest w gruncie rzeczy bardzo prosta i obejmuje takie rzeczy jak:
- bądź miłym człowiekiem w ogóle – wtedy automatycznie będziesz też miły dla Twoich klientów
- daj klientom różne możliwości nawiązania z Tobą kontaktu, też poza „oficjalnymi” czasami pracy
- wykazuj się elastycznością zarówno w zakresie terminów jak i zakresu prac, oczywiście na ile to jest możliwe (przeważnie jest :-))
- miej zrozumienie dla różnych komplikacji i przesunięć u klienta
- przejmij na siebie ryzyko związane z robieniem interesów z Tobą
- dostarczaj klientowi dodatkowej wiedzy umożliwiającej mu „sprzedanie” Ciebie wewnątrz organizacji
- pomagaj klientowi uzyskać wartościową wiedzę z różnych zakresów (rekomendacje książek, artykuły, kontakty itp.)
- nawet jeśli jesteś primadonną, czy też „całą listą” nie zachowuj się w ten sposób
- unikaj nadmiaru wymagań formalnych – np. moi klienci zamawiają całe akcje szkoleniowe po prostu dzwoniąc do mnie
- plus wszystko to, co opisałem w poście o „nierozsądnych działaniach„
Czytając tę listę niektórzy z Was z pewnością zauważą, że takie zachowania przez niektórych mogą być wykorzystane na naszą niekorzyść. Niestety, czasem tak się zdarza i najlepszym podejściem jest odrobina ostrożności na początku i rozstawanie się z takimi klientami, którzy nie potrafią praktycznie stosować zasady win-win. W ten sposób po pewnym okresie czasu pracujemy tylko z takimi osobami i firmami, z którymi możemy stosować w pełni zasady dżentelmeńskiego porozumienia, a to robi ogromną różnicę w jakości naszego życia.
Nawiasem mówiąc, jest to też niezła recepta na znalezienie sympatycznych ludzi w życiu prywatnym. Stosowana czasem (zwłaszcza przez kobiety) metoda „niezdobytej twierdzy” jest tutaj totalnie kontraproduktywna :-)
Zapraszam każdego Czytelnika do dokonania uczciwej samoanalizy pod tym kątem zarówno w kwestii kontaktów z klientami jak i tych prywatnych. To może bardzo wiele zmienić w Waszym życiu!
Witaj!
Bardzo ciekawe wskazówki. Nie wiem jakim byłbym pracownikiem pod tym względem, lecz przy aukcjach internetowych najczęściej się ich trzymałem – efekt to zadowoleni kupujący :)
Jutro idę rzucić „gorącego kartofla” pewnej osobie, przy czym szczególnie zastosuję „kropki” nr 1, 6, 7, 9 i 10 – ciekaw jestem efektu tej mojej kombinacji.
Pozdrawiam,
Orest
Alex, możesz wyjasnić co masz dokładnie na mysli pisząc:
,,przejmij na siebie ryzyko związane z robieniem interesów z Tobą”
Mada
Na przykład nigdy nie knebluję klientów długoterminowymi kontraktami (kolejne „nierozsądne” posunięcie z mojej strony). Generalną zasadą jest „use as you need, pay as you go”. W ten sposób klient w każdej chwili może bez problemów zrezygnować z moich usług (jeszcze się nie zdarzyło :-)), co zwłaszcza w wypadku osób angażujących mnie po raz pierwszy znacznie zmniejsza postrzegane ryzyko. Ba, operując bardzo często porozumieniami ustnymi, teoretycznie klient mógłby za szkolenie nie zapłacić (nigdy się nie zdarzyło), gdyby mu coś się nie podobało.
Oczywiście stosujcie to zalecenie niezwykle ostrożnie, niemniej widać do jakiego stopnia zaufania można doprowadzić relacje biznesowe.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Niby oczywiste oczywistości, ale – dla przykładu – jakże wielu ludziom sprawia ogromną trudność bycie miłym dla innych. Ten wzrok wbity w ziemię, wymuszone burknięcia „dziń dybry” i pretensje o wszystko – nawet o słabo piszący długopis na poczcie.
Nie warto tracić życia na bycie naburmuszonym i nabzdyczonym.
witam!
popieram bycie miłym, elastycznym, otwartym i unikanie zbędnych formalności, wszystko z zachowaniem jakiejś podstawowej ostrożności; w ogóle mam poczucie, że to, co damy innym, wróci do nas prędzej czy później – niekoniecznie od tych samych osób (i to dotyczy wszystkiego, zarówno pozytywnych jak i negatywnych zachowań);
a co do kobiecej strategii niezdobytej twierdzy – w rozsądnych granicach ja tam ją uważam za wskazaną :)) Albo może należałoby napisać – twierdzy trudnej (ale możliwej) do zdobycia.
To, co przychodzi nam zbyt łatwo, nisko cenimy. Thomas Paine
właśnie dlatego, ale to już inny temat :)
Pozdrawiam ciepło, miłego dnia!
Paulina
Witam,
To smutne co napiszę, ale z doświadczenia wiem, że w branży automatyka przemysłowa elastyczne podejście do potrzeb klienta, a tym bardziej branie na siebie ryzyka może być bardzo kosztowne. Gdy w grę wchodzą duże pieniądze, im więcej uzgodnień zostanie zapisane na papierze tym lepiej.
W poprzedniej pracy prowadziłem pewien projekt (całe szczęście szef uzgadniał cenę i zakres robót – który był dość mgliście określony, a miało być jak najtaniej), gdzie klient (japońska firma) w okolicy połowy prac zarządał podporządkowania się ich dodatkowym wymaganiom, w innym przypadku nie wypłacą pieniędzy…
Spełnienie wymagań klienta było możliwe ale spowodowałoby znacze zwiększenie kosztów, a cena była z góry uzgodniona, bez możliwości dalszych negocjacji.
Z drugiej strony, dzięki temu, że byłem wtedy bardzo miłym, bardzo grzecznym (i bardzo naiwnym) człowiekeim udało mi się doprowadzić do szczęśliwego zakończenia prac. Cytując kierownika robót „wyżebrałem protokół odbioru”.
Wprawdzie firma nie zarobiła na tej robocie, ale w przeciwiństwie do innych podwykonawców, nie mieliśmy strat liczonych w setach tysięcy.
Tak więc suma-sumarum warto być miłym.
Pozdrawiam
Kors
Paulina
Napisałaś :”a co do kobiecej strategii niezdobytej twierdzy – w rozsądnych granicach ja tam ją uważam za wskazaną ”
Z takim podejściem tracisz „na dzień dobry” bardzo ciekawych facetów, którzy będąc świadomym istnienia około 3 miliardów kobiet na tym świecie nie zamierzają i nie potrzebują nikogo zdobywać. Twierdze tego typu są „for losers” :-) Napiszę o tym kiedyś bardzo kontrowersyjny post. :-)
Kors
Jak zaznaczyłem na początku jest to metoda, którą należy stosować ostrożnie i zapewne nie w każdej branży daje równie dobre efekty.
Niemniej jej konsekwentne użycie doprowadza do posiadania rewelacyjnych klientów (co też ma wady- trudno takim odmawiać) i dużego luzu w biznesie.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie,
Tak na marginesie, jak ja sie ciesze, ze znowu tutaj pisze.
Alex wskazal tutaj kilka fajnych rad. Ja dodam cos od Siebie co wyniklo z mojej praktyki.
1. Nos wizytowki, moze wydac sie to malo praktyczne ale nigdy nie wiesz kogo spotkasz. Ja ostatnimi czasy kursujac pociagami na trasie Warszawa Trojmiasto spotkalem: producentow filmowych, managerow kilku firm, o bardzo ciekawych ludziach juz nie wspomne.
2. Rozmawiaj szczerze, jesli widzisz ze za Chiny Ludowe i cale zloto swiata nie dasz rady czegos zrobic na 100% powiedz to od razu. Jesli wyjasnisz jakie sa tego obiektywne przyczyny to nikt nie bedzie miec pretesji. Mysle, ze tez przejawisz sie jako osoba przewidywalna, ktora nie czaruje i obiecuje groszek na wierzbie.
3. Rozmowy odwrotnie biznesowe czyli nei o sprawach biznesowych czesto daja wiele innych korzysci. Mozesz nagle znalesc kompanow do sportu czy podzielajacych Twoj ulubiony styl ksiazek.
Co do tematow poza biznesowych, to podzielam zdanie Alexa. Robienei z siebie fortecy albo zdobywanie fortec to strata czasu. Faktem jest ze trzeba stoczyc iles walk zeby potem widziec takie budowle warowne z daleka. Sa one tak wyrazne, ze slepy by je zauwazyl. Nie uwazam, ze warto je zdobywac dla sportu – sa inne sporty – sitakowka, pilka nozna, plywanie czy jak to jest u mnie judo i gory, ktore tez daja satysfakcje.
Pozdrawiam serdecznie,
Pawel
Paweł
Napisałeś : „ze slepy by je zauwazyl”. W Twoich ustach taka wypowiedź nabiera specjalnego znaczenia :-)
Gratuluję humoru i dystansu do siebie!!
Dla niewtajemniczonych: przeczytajcie uważnie http://e-urbanski.pl/about/ a zrozumiecie, że Paweł wie o czym pisze :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich
Alexie, masz racje, że jest to innego rodzaju znaczenie. :) Często cechy twirdzy lub fortecy są bardzo dobrze schowane pod dobrym kamuflażem. Tak być powinno jak na te budowle przystało. Ja jednak w wiekszości przypadków zwrcam uwage na interakcje i robie dość prostą rzecz, jaką jest słuchanie. Właśnie te proste sposoby są wstanie widzieć przez każdy kamuflaż.
Bardzo dziekuje za link do mojej strony. Był to motywator do napisania lekkiego posta z dzisiejszą datą.
Pozdrawiam serdecznie,
Paweł Urbański
Paulina, Alex, Paweł:
Dołącze głos do dyskusji o „twierdzach”. Mam wrażenie, że kobiety powinny być trochę jak twierdza. Gdyby kobiety nie były „obwarowane fosą” to byle rycerz w dresie byłby w stanie taką twierdzę zdobyć. Jeśli jednak fosa z krokodylami będzie, a w kilku miejscach tej twierdzy będą bramy zwodzone to taki rycerz z głową powinien tylko poszukać odpowiedniego wejścia, a nie forsować muru siłą czy niecnymi metodami. Ot taka metafora :)
PS: Paweł! Miło, że napisałeś nowy post u siebie. Twój blog stanowi dla mnie źródło motywacji i myśli, że wystarczy chcieć i działać a osiągnąć można wszystko co zamierzone :)
Pozdrawiam,
Orest
Witam
Orest – bardzo dziekuje za te miłe słowa. Teraz to już muse pisać. Musi się stać z tego taki poranny czy wieczorny rytuał. Mam nadzije, że odweidzający zaczną też pisać komentarze. Pisanie w prożni nie jest na dlugą mete przyjemne. Warto mieć jakąś informacje od czytelników tą miłą i tą niemiłą.
Nasza dyskusja o formie prowadzenia biznesu zeszła nieco na inny tor. Zrobiło się troszke dygresyjnie.
Orest zgadzam się z Tobą, że ten zamek czy forteca musi mieć ileś fos. Chodzi tutaj jednak o tą ilość i głębokość. Nikt nie lubi przesady, która czasem wypada jako coś śmiesznego.
Ja sam znam wiele kobiet, które są fortecami jakich mało. Mają do tego pewne prawo bo są bardzo atrakcyjne i inteligentne, no ale nie znaczy to, że koniecznie płeć przeciwna, która chiała z nimi coś budować ma nieograniczony czas i energie. Tak jak one bronią dostępu do siebie tak ja czy każdy inny facet nie trwoni czasu i energii na prawo i lewo.
Teraz wracając do tematu tego postu. Alex podkreśla w nim bycie „całą listą” dla klienta, co oznacza bycie właściwie niezastąpionym w pewnej dziedzinie. Ma to swoje plusy. Mówi też o aktywności i eksponowania swojej osoby w dobrym świetle i w okolicznościach, które mogą przynieść nam korzyści.
Bardzo dobrym narzędziem ku temu są wszelkie sieci społecznościowe, ale jst ich teraz już tak dużo, że mam już chyba zaproszenia do 5 czy 6 z nich. Po ponad roku doświadczeń dochodze do wlasnego wniosku, że wszystkie poważne sprawy lądują w tradycyjnych kanałach komunikacji. Więc, możliwość prostego zatelefonowania czy ten kontakt na żywo o dogodnej porze to stare i sprawdzone metody. Ja dla przykładu telefonowałem do kilku osób z którymi mogłbym zrobić coś w ramach zawodowych. Potem była okazja do spotkania na zwyczajną kawę. Takie dwa spotkania dały mi więcej niż 5 czy 6 sieci typu LinkedIn czy GoldenLine.
Pozdrawiam serdecznie,
Paweł Urbański
Alex,
Napisałeś:
„Z takim podejściem tracisz “na dzień dobry” bardzo ciekawych facetów, którzy będąc świadomym istnienia około 3 miliardów kobiet na tym świecie nie zamierzają i nie potrzebują nikogo zdobywać. Twierdze tego typu są “for losers” :-) Napiszę o tym kiedyś bardzo kontrowersyjny post. :-)”
Chętnie przeczytam taki post, podobnie jak z przyjemnością przeczytałbym kontynuacje postów o podrywaniu (ostatni z cyklu kończył się zapowiedzią następnego gdzie miałeś poruszyć temat najczęściej popełnianych błędów.) Dawno tego typu tematyka nie była poruszana na blogu. Z innych Twoich zapowiedzi moją uwagę przykuwa post o kastach. W tej chwili to są trzy posty na które czekam z największą niecierpliwością… :-)
Paweł,
Przyznam się, że także od czasu do czasu zaglądałem na Twój blog i trochę byłem zawiedziony, że tak rzadko jest uaktualniany.
Napisałeś:
„Mam nadzije, że odweidzający zaczną też pisać komentarze. Pisanie w prożni nie jest na dlugą mete przyjemne. Warto mieć jakąś informacje od czytelników tą miłą i tą niemiłą.”
Cóż jest to dla mnie pewna wskazówka, że być może wcześniej powinienem dać Ci jakiś feedback aby zmienić zaistniałą sytuację, a tego nie zrobiłem. Z przyjemnością poczytam więcej o rzeczach którymi zajmujesz się zawodowo.
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
Paweł:
Jeśli „muszenie/rytuał” miałby przekuć się w słabszą jakość postów lub mniej wyszukane tematy to chyba nie warto. Sam piszę na blogu wtedy, gdy mam chęć i coś ciekawego do napisania. Wolę rzadziej a lepiej jakościowo niż częściej a gorzej :) Nie mniej zwiększę tam swoją aktywność.
Co do „naszej twierdzy” to poruszyłeś ciekawą kwestię. Po napisaniu komentarza przypomniałem sobie, że nie napisałem o „drogowskazach”. Warto aby taka twierdza miała tabliczki z napisem: „Wejście po lewej, wejście po prawej” lub „Wejście za rokiem, od boku”. Wtedy wiadomo gdzie szukać, a nasz jedyny wysiłek to trochę pomyśleć, odczytać wskazówki i udać się do wejścia. Wystarczające zabezpieczenie przed „rycerzami w dresach” :)
Podzielam, Paweł, również Twoje zdanie odniośnie ułatwiania kontaktu z nami. Z racji tematyki mojego blogu (prezentacja maturalna) mam teraz kontakt z kilkoma tegorocznymi maturzystami, którzy są ciekawymi ludźmi. Co prawda pewnie jeszcze nie są wstanie zaproponować mi nic ciekawego w obszarze biznesu, lecz kiedyś być może tak. Dzięki nim już teraz uczę się innego spojrzenia na wiele spraw, na życie, na świat. Te znajomości mnie rozwijają i zapewne będą miały istotny wpływ na mój rozwój zawodowy.
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Witam
Orest – wiesz tematów to ja mam mnustwo. Czesto dość żywo dyskutuje z moim dobrym kolegą właściwie świetnym kolegą Pawłem Jastrzębskim. Czasem zastanawiam się czy forma Podcastów nie byłaby dla mnie bardziej naturalna. Co do bloga to chce go rozdzielić na ten o informatyce i ekonomii i ten o wspinaczce i zainteresowaniach pobocznych.
Jeżeli chodzi o ten rytuał to chodzi tutaj o jakaś systematyczność i tyle, bo tematy są i będą. Co do relacji między kobeitami i mężczyznami to warto przeczytać:
Ewolucja pożądania – jak ludzie dobierają się w pary
Czytałem tą książke tak 3 lata temu a we czwartek kupilem ją za 39 pln i to nie na Allegro, poprostu strona wydawcy. :)
Odnośnie wskazówek to masz racje. Ja też szczerze mówie, że świetnie się czuje z dziewczynami, które są atrakcyjne, mają wysportowaną figurę i co jest dla mnie bardzo ważne, mają jakąś pasje. Coś robią, mają własne wyrobione zdanie i są pewne siebie. Jeśli robią więcej odemnie to poprostu super. :) W pewnie, nei uważam że „cudowny” sposób jest ich na prawde sporo na tym świecie. Daje mi to wiele pozytywnej energii, biorąc pod uwagę, że sam właściwie poprostu robie rzeczy zawodowe, które robią setki konsultantów, tylko ja je łącze. A moje hobby czyli góry to poprostu hobby. Inni grają na gitarze czy lubią rower, wiec nie jest to coś nadzwyczajnego. J nie robie tego na poziomie zawodowym, tylko poprostu staram się robić skutecznie.
Grzesiek – tak bedzie dużo o rzeczach zawodowych. Forma pisana będzie mi je na pewno systematyzować i będzie gotowym odsyłaczem, dla osób, które chcą wiedzieć coś więcej.
Pozdrawiam serdecznie,
Paweł Urbański
Drodzy Panowie!
Dziękuję za komentarze :)
„A co do kobiecej strategii niezdobytej twierdzy – w rozsądnych granicach ja tam ją uważam za wskazaną) Albo może należałoby napisać – twierdzy trudnej (ale możliwej) do zdobycia” – przemyślałam sprawę i Wasze uwagi i doszłam do następujących wniosków, bo przecież tylko krowy, przepraszam, księżniczki, nie zmieniają poglądów: granie księżniczki nie ma najmniejszego sensu, jest nieuczciwe, zabawa w kotka i myszkę pod tytułem: „chcę, ale nie chcę”, jest męcząca. Wydaje mi się, że w większości wypadków wynika ona ze strachu, braku pewności siebie, braku zaufania do drugiej strony. Powodów jest cała masa – np. kobieta może bać się, że zostanie uznana za łatwą, wykorzystana, zraniona, itp. Wchodzenie w relacje jest fascynujące i cudowne, ale wiąże się z otwieraniem się, a do tego potrzeba zaufania, bliskiego kontaktu, intymności. To wszystko z kolei wymaga czasu, powstaje razem z relacją. Na początku jest fascynacja i ciekawość, ale prawdziwa, głęboka więź rodzi się z czasem. Wymaga bycia ze sobą. Przecież nie od razu odkrywamy wszystkie karty (jeśli w ogóle kiedykolwiek), są pewne doświadczenia, o których opowiada się dopiero po jakimś czasie. Szczerość jest wskazana od początku, co nie znaczy, że od razu mówi się o wszystkim. Każdy ma swoje bariery, mniejsze czy większe, swoje wrażliwe miejsca, swoje ‘przyciski emocjonalne’. Każdy w pewnym sensie jest twierdzą, bo całkowite otwarcie się na drugiego człowieka jest niemożliwe, co więcej, nawet niewskazane. Każdy wyznacza sobie zdrowe granice swojej emocjonalnej strefy intymnej i ich pilnuje. Relacja polega na wspólnym negocjowaniu takich zdrowych granic. Związek buduje się w oparciu o wzajemne oswajanie się partnerów. Wzajemne, związek zakłada bowiem wzajemność. Granice z czasem się przesuwają, jeśli wszystko idzie dobrze, partnerzy mają coraz więcej wspólnych obszarów. Dialog między nimi czasem może wyglądać jak granie kapryśnego księcia czy księżniczki: „Chcę, ale nie chcę”. Jednak to tylko pozory. Faktyczna wypowiedź to: „chcę, ale nie teraz, nie jestem gotów/gotowa, poczekaj proszę”. Czasem można też po prostu powiedzieć uczciwie: „nie chcę” (w obu wypadkach dbamy o to, by nasze zdrowe granice były respektowane).
Podsumowując, moją nieco przydługą wypowiedź: twierdzę :), że każdy jest w jakimś sensie twierdzą, bo dba o swoje zdrowe granice (mam na myśli zdrowe granice, które zakładają zdrowy kontakt z drugim człowiekiem – o tym ci nie powiem, tego nie zrobię itp.). Związek polega na negocjowaniu i stopniowym przekraczaniu tych granic. A to przychodzi z czasem. Na początku każdy się otwiera i obdarza drugą stronę zaufaniem (bo przecież bez tego ani rusz!) i przy tym zachowuje dystans. Każda szanująca się księżniczka czy książę, którzy radośnie śmigają przez łąki i doliny w swoich złotych karocach przezornie zachowują zasadę ograniczonego zaufania. Po prostu są ostrożni. Przecież takich podstawowych rzeczy uczą już na kursie prawa jazdy. (a jak już się ma prawo jazdy kat. B, warto mieć i szkic planu B).
Tako rzekła księżniczka Paulina, która spędzi dziś w swojej skromnej komnacie parę godzin, pisząc długi list do ukochanego (pracę magisterską). Niestety służba na urlopie i nie ma komu zlecić wykonania tego zadania. Jeśli się nie będę odzywać, proszę o wyrozumiałość. Z góry dziękuję za niełapanie mnie za słówka i niedzielnie włosów na czworo. Zastrzegam sobie prawo do posiadania własnej opinii i nie twierdzę, że mój punkt widzenia jest jedynym słusznym i prawdziwym. Mam nadzieję, że wyraziłam się w miarę jasno. Jeśli nie, chętnie wyjaśnię (w swoim czasie).
Paweł, gratuluję podejścia do życia. To budujące i mobilizujące! Życzę Ci dalszych sukcesów! Zajrzę na Twojego bloga z przyjemnością któregoś pięknego dnia :)
Alex, dzięki za bloga. Twoje wypowiedzi robią pozytywną różnicę w mojej głowie, mam nadzieje, że owa różnica się wkrótce zmaterializuje :) Trzymam kciuki za kontrowersyjne posty o księżniczkach, bliskich i.. za osławioną Drogę Samuraja! :)
Wszystkim Panom i Paniom życzę bajecznych relacji biznesowych i osobistych! ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Paulina
P.S. Nie mam prawa jazdy (ani szofera…) :( Ale do trzech razy sztuka! :) A jak nie do trzech, to do 10!
Paweł:
Cieszy mnie to, że chcesz pisać systematyczniej – kolejne ciekawe miejsce w internecie z mnóstwem przydatnej wiedzy… a przy tym w miłej formie. Coś miłego Tobie napisałem w komentarzu u Ciebie :)
Książka już w koszyku… powinienem przyśpieszyć z czytaniem, bo ilość książek zakupionych przewyższa ilość książek przeczytanych :)
Ja jestem trochę taką twierdzą ze zdecydowanie za małą ilością tabliczek informacyjnych… co powoli lecz systematycznie zmieniam i już zauważam pozytywne efekty.
Co do pasji, hobby to się zgadzam. Raz że to nas rozwija, dwa odciąga od codziennej szarości a trzy to wspaniały temat do rozmów z innymi ludźmi (bo miły temat i dobrze się w nim czujemy). Jeśli jednak rozpatrywać Twoją pasję (góry, wspinaczkę i narciarstwo) to nie jest to takie zwyczajne – tutaj mam na myśli Twoje „możliwości techniczne”. Był o tym zresztą post tutaj u Alexa i konkluzja jedna i prosta: „Jedynym ograniczeniem jesteśmy my sami”. Ja jestem pełen podziwu dla Twojej osoby.
Życzę miłego popołudnia! Czas trochę na powietrze :)
Pozdrawiam równie serdecznie,
Orest
Paulina,
Bardzo dobrze napisane. Nie będę cytował bo tekst jest znacznej objętości. Dodałbym tutaj też , co tyczy się też biznesu, czego chemy. Musimy sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Cytując samego siebie z Dzien Dobry TVN.
„zdobywanie góry jest jak zdobywanie piękenj kobiety. Można chodzić i chodzić nie zawsze się udaje.”
No ale ejs to możliwe i satysfakcja i przyjemność porównywalna. Ja na jedną z moich koleżanek mówie czasem: Everest. :)
Orest dziękuje za komentarz pod wpisem. Juz jest na blogu. :) Mam nadzieje, że znajdę kogoś kto pomoże mi przeglądnąć zdjęcia z wypraw i wstawić je do jakiejś galerii. Niestety filmów zrobionych i wyemitowanych przez TVP nie mogę udostępnić tak publicznie.
Pozdrawiam
Paweł Urbański
Witam
Moj tekst mysle, ze troche moze nawiaze do tematyki poruszanej w tym poscie
Wiec jestem sudentem 4. roku mechaniki i budowy maszyn. I dziwnym zbiegiem okolicznosci( kolega mnie zachecil zeby zlozyc podanie mowiac” sluchaj sprubujemy, zlozymy podanie moze sie uda” i udalo sie :)) udalo mi sie zalatwic sobie prakyke zagraniczna, lecz nie taka, jak to sie mowi, na ktorej sie zbiera truskawki tylko praca na uniwerku w innym kraju. Problem pojawil sie w trakcie zalatwiania formalnosci, mianowicie pracodawca zmienil mi termin z wakacji na prawie caly semestr zimowy, wylecialem w pazdzierniku a wrocilem w styczniu..
Ja jednak chcialem jakos kolejny semestr zalizcyc na mojej uczelni, wiec po kilku rozmowach z dziekanem, dostalem od niego pismo dla moich prowadzacych w ktorym prosi on ich u umozliwienie mi zaliczenia przedmiotow mimo mojej nieobecnosci na zajeciach( coz niestety w naszym kraju, trzeba miec obecnosci zeby moc zaliczcy przedmiot). I co sie okazalo, 1 prowadzacy kategorycznie mi odmowil, twierdzac ze dla niego jak student nie ma oabecnosci to nie moze dostac zaliczenia, jeszcze 1 sie wahal a reszt odrazu sie zgodzila!!, po moim powrocie ten ktory tez sie wahal rowniez sie zgodzil…No i polecialem na pratyke, na 3 miesiace, wrocilem do kraju, na uczelnie i szok, wszyscy moi koledzy z grupy, niesamowice mi pomagali, bylem przekonany ze moze w nich jakas zazdrosc sie okazac, ze oni musieli chodzic na zajecia a ja nie a tu calkowice inna sytuacja. Kazdy ktorego prosilem, pozyczal mi wysztkie materialy jakie mial, mowili czego sie mam uczyc, zeby to minimum umiec i rowniez dzieki wielkiej zyczliwosci moich prowadzacych zaliczylem prawie ( ten 1 feralny prowadzacy…) semestr. Historia ta nauczyla mnie ze jezeli czlowiek jest dla innych „zyczliwy najogolniej rzecz ujmujac, poniewaz jestem akurat czlowiekiem, ktory jak cos ma zrobic jutro to woli to zrobic dzis a jutro sobie odpoczywac, czesto jakeis sprawozdania mialem jako 1. w grupie zrobione ale bez najmniejszych oporpw je innym pozyczalem, tak wiem na zachodzie to jest nie do przyjecia co innego u nas, ale moze dzieki temu, kiedy ja potrzebowalem „pomocy” dostalem ja od innych az w nadmiarze, moja zyczliwosc wrocila do mnie niczym bumerang…
PS Czytam Twojeog bloga od pol roku, przeczytalem juz wszytkie posty w nim zamieszczone i dopiero teraz postanowilem sie ujawnic. coz lepiej pozno nic wcale
Pozdrawiam
Przem
Witajcie :)
Alex:
Myślę, żę pomimo tego, że ostrzegasz nasz przed tym, że ktoś może naszą „milą postawę” do świata wykorzystać powiniśmy się trzymać swych zasad. Osobiście stosuję zasadę, że jeśli ktoś wykorzysta w zlym celu moją dobroduszność to dostaje BANA do odwolania – oczywiście z możliwością powrotu, ale to już zależy od jego przyszel postawy ( o czym już Alexie wcześniej pisaleś w poście o rozstawaniu się z ludźmi).
Jeszcze jedna sprawa. Alex co rozumiesz przez
„dostarczaj klientowi dodatkowej wiedzy umożliwiającej mu “sprzedanie” Ciebie wewnątrz organizacji” – pytam jak najbardziej poważnie. Jeśli to możliwe poproszę o jakiś maly przyklad.
Pozdrawiam serdecznie :)
Marcin
Paweł
proszę bardzo :-) dobre rzeczy warto upowszechniać
Orest
Dlaczego rozpatrujesz kontakty damsko-męskie jako „zdobywanie”. Metaforycznie, jeśli masz do wyboru dwa równie w atrakcyjne miejsca na wakacje, to jedziesz tam, gdzie Cię (nawet pozornie) nie chcą, czy tam, gdzie witają Cię otwartymi ramionami? Wolisz naprawdę jechać tam, gdzie ktoś daje Ci do zrozumienia, że robi Ci łaskę, czy też tam, gdzie gospodarze starają się Ci dogodzić? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że w tych pierwszych przypadkach dane miejsca są „lepsze” bądź „szlachetniejsze”?
Grzegorz
Zdaję sobie sprawę, że mam kilka zaległości. Dziękuję, że mi o nich przypominasz :-) Jeśli chodzi o brak kontynuacji postów o podrywaniu, to nie chcę robić konkurencji licznym stronom poświęconym wyłącznie tej tematyce (nawet jeśli wiele z nich wypisuje oczywiste bzdury :-))
Może wrócimy do „lekkich” tematów w lecie.
Paulina
Napisałaś bardzo ciekawy komentarz, dziękuję!
Może rozbudujesz go jeszcze trochę i zrobimy z tego post gościnny? To byłoby bardzo interesujące zestawienie, Twoje spojrzenie z punktu widzenia kobiety, ewentualnie moje z punktu widzenia mężczyzny. Co o tym sądzisz?
Przem
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za bardzo interesującą historię, mam nadzieję, że da ona Czytelnikom do myślenia.
Niemcy mówią „jak wołasz do lasu, tak las odpowiada ci z powrotem”. To pewne uproszczenie, ale coś w tym jest.
Marcin
Pisałem kiedyś o strategii Tit-for-tat. W kontekście tego, co napisałeś to warto ją stosować w sytuacjach niepewnych.
Jeśli chodzi o przykład, to np. kilka lat temu przekonując pewnego klienta do konieczności wydania sporych pieniędzy na szkolenia managerów najniższego szczebla (branża IT) przekazałem bezpośrednim partnerom mnóstwo wiedzy, jak wpływać na przyciągnięcie i zatrzymanie najwartościowszych młodych specjalistów, robiąc im de facto małe szkolenie za darmo. Ta wiedza umożliwiła moim rozmówcom przepchnięcie projektu w organizacji, a przy okazji przyda im się na całe życie. To tylko taki mały przykład, który akurat przyszedł mi do głowy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex: „Wczasowa” metafora opisuje skuteczną taktykę wobec kobiet, ale czasem jakiś kurort może tak Cię zauroczyć, że przez pewien czas będziesz w stanie ignorować gburowatą obsługę. :-)
Witam :)
Alex:
Dziękuję za podesłanie linka – przeczytałem posty, dziękuję – bardzo ciekawe. Warto to przeanalizować i wykorzystać.
Jeśli chodzi o drugą częśc Twojej wypowiedzi. To zrozumiałem to następująco:
Zorganizowałeś szkolenie dla Tych ludzi za darmo, aczkolwiek zrobiłeś dzięki temu coś dla siebie – z altruistycznego punktu widzenia pomogłeś im za free, a efektem ubocznym było to, że pozostawiłeś po sobie dobre wrażenie i zrobiłeś sobie dobrą reklamę – czyli umożliwiłeś swoim klientom „sprzedanie”, rekomendację Twej osoby innym ludziom z branży.
Jeśli źle Cię zrozumiałem popraw mnie
Pozdrawiam :)
Marcin
TesTeq
jeśli wiesz, że parę kilometrów dalej jest równie urokliwy kurort z sympatyczną obsługą, to coś takiego nie wydarzy Ci się.
A realia życia są takie, że jest :-) wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć :-)
Marcin
To niezupełnie jest tak, jak opisujesz. Po prostu na spotkaniach z ludźmi rozdajesz im trochę pożytecznej dla nich wiedzy, która przydaje im się w podejmowaniu bardziej świadomych decyzji.
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alex!
W tym kolejnym komentarzu (po tym w którym wspomniałem o zdobywaniu) zamieściłem uzupełnienie do tej twierdzy. Nie jestem zwolennikiem heroicznych poświęceń, szlachetnych rycerzy itp. Jeśli trzymalibyśmy się metafory „wczasowej” to ująłbym to tak:
Gdy obydwa miejsca są równie atrakcyjne, lecz jedno jest niczym niezabezpieczone, to zapewne panuje tam tłok, pobieżny kontakt z właścicielem/właścicielką ośrodka, masówka. Jeśli do drugiego miejsca dotrzeć trzeba przez most, przez rzeczkę i nie jest to daleko, a i jest cała masa tabliczek zapraszających i informujących o ciekawym miejscu to wystarczy przeczytać tabliczkę, pokonać malutki mostek i jesteś w ośrodku, gdzie nie ma tłoku, a każdy turysta jest traktowany na specjalnych warunkach :)
„Rycerze w dresach” nie czytają tak czytelnych tabliczek tak więc aby być w ciekawym miejscu wystarczy umieć czytać (odczytywać zainteresowania, pasje, tematy, uczucia, emocje drugiej osoby).
Inną sytuacją byłoby, gdyby taki ciekawy ośrodek zapraszał wszystkich, każdy mógłby pooglądać, czegoś się dowiedzieć, lecz zanim ten ktoś mógłby zamieszkać w nim to właściciel/właścicielka musiałby/łaby zaakceptować wędrowca :)
Pozdrawiam,
Orest
Witam was wszystkich,
Napisze bardzo prosty przykład jak drobne rzeczy, które robimy w właściwie przy okazji mogą procentować. Nakłąd czasu i wysiłku jest tutaj naprawde dość mały.
Jak już wiele osób tutaj wie, ja jestem osoba, która jakby to stwierdzić widzi tyle co nic. :) Wiec korzystam z komputera przy pomocy oprogramowania, które czyta treść na rpzykład tego posta, i jednocześnie wyświetla mi go w Braille’u na specjalnym użądzeniu. W pzypadku kiedy ktoś zrobi jakiś błąd literowy to ja słysze to jak przejęzyczenie. Czasem zacząłem widzieć te literowki na stronach dość dużych firm. Były one nawet w nazwach standardów, które te strony przestrzegały. Problem polegał na tym, że był to podpis ikonki graficznej dla osoby niewidomej, mówiący że strona jest dla niej dostępna. Takie dropne uupppps. :) Były też literowki w profilach na LinkedIn czy GoldenLine albo niedziałające tam linki.
Kilkakrotnie przesłąem takie uwagi i sprawiło to zwrotnie, że potem zrobilem analize dostępności dla tych firm. Osoby, którym pokazałem jakieś pzreoczenie interesowały się jak to zrobiłem, przez co poznawały jak pracuję.
ZPaulina i Alex, jestem za waszym wpisem, kibicuje mu bardzo mocno. W tych przypadkach często chodzi o jasne nazwanie pewnych potrzeb i zachowań. Reszta to nasze doświadczenia i wnioski. Wasz post mogłby też nazwać lub wyjaśnić pewnie luki komunikacyjne.
Nie chodzi o to zeby nie jechac do kurortu albo stepić miecz na fortecy, ani nie chodzi też o to żeby z pieknej fortecy zrobilo się stare, straszące zamczysko.
Pozdrawiam serdecznie,
Paweł Urbański
Orest
Napisałeś: „Inną sytuacją byłoby, gdyby taki ciekawy ośrodek zapraszał wszystkich, każdy mógłby pooglądać, czegoś się dowiedzieć, lecz zanim ten ktoś mógłby zamieszkać w nim to właściciel/właścicielka musiałby/łaby zaakceptować wędrowca :)”
to tak czy inaczej, nie chcemy się przecież włamywać :-)
Jeśli chodzi o pierwszą część Twojej metafory, to chyba niepotrzebnie komplikujesz i dorabiasz ideologię („rycerze w dresach”) do bardzo prostej w gruncie rzeczy sprawy :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Ci „rycerze w dresach” to nie moja dyscyplina, nie mniej takie osoby są i dla nich są ośrodki bez tabliczek – masówka. To nie ideologia, a rozbudowa metafory o dość istotny, powszechny element. Nie mniej, to nie nasza dyscyplina i liga – mam nadzieję :)
Włamywać… oj nigdy w życiu. Jednak tutaj jest różnica, bo to właściciel decyduje kto zamieszka w ośrodku (odpocznie, zrelaksuje się, na cieszy się pięknem miejsca itp.) a nie tylko wędrowiec :)
Paweł:
Celnie uchwycone:
„Nie chodzi o to zeby nie jechac do kurortu albo stepić miecz na fortecy, ani nie chodzi też o to żeby z pieknej fortecy zrobilo się stare, straszące zamczysko.”
Pozdrawiam,
Orest
-> Alex
pytasz dlaczego 'rozpatrywac kontakty damsko-męskie jako zdobywanie’ – mysle, ze to jedna z postaci nieszczesnej mantry, ktora mowi, ze 'im wiecej zachodu wymaga tym lepiej smakuje’, ze 'tylko ciezka praca ludzie sie bogaca’, itd.
nie wiem jak u Ciebie, u Was, ale w moim przypadku troche czasu uplynelo, zanim uznalem to za (delikatnie rzecz ujmujac) nieprawde i jesli chodzi o mnie to dwa banalne, ale za to doslowne :) kontrprzyklady:
– potrafie przygotowac mnostwo 'kwadransowych potraw’ jak je nazywam, bo ich przygotowanie wymaga minimum wysilku (a efekty sa przednie i wszelakie strony swiata na stole w kwadrans, podniebienna rewelacja! :))
– zdecydowanie wole napracowac sie jak najmniej, a zarobic jak najwiecej (jak? to temat na osobna dyskusje, generalnie warto po prostu pomyslec zanim sie zacznie sie prace i odpowiednio sie do niej przygotowac)
wracajac do zwiazkow… mysle, ze z definicji chodzi nie o 'zdobywanie’, ale o 'bycie ze soba’. stoje na stanowisku, ze absolutnie szkoda czasu na szukanie szczescia tam gdzie przeszkody widoczne az po horyzont. faktem jest, ze gdy prezentuje sie takie podejscie padaja czasem 'trudne’ pytania na ktore zwykle odpowiadam, ze 'jesli chcesz mozesz doszukiwac sie w tym oportunizmu, ale jesli faktycznie masz watpliwosci to prosze ocen ktory z nas ma wieksza radoche i zastanow sie co jest dla Ciebie wazne’, po czym jeszcze 'nie zgadzasz sie?.. dlaczego wiec odkad pamietam masz kwasna mine (z malymi przerwami na momenty, gdy wydaje Ci sie, ze zblizyles sie do celu)?..’. i na tym koncze dyskusje, bo latwo widze, ze pytacz musi przemyslec i przedyskutowac kilka spraw ze soba samym.
ps. nie daj sie prosic, Alex, napisz wiecej o 'efektywnych zwiazkow poczatkach’ :) dla tych co w potrzebie to wcale nie sa 'lekkie tematy’ :)
Witam wieczorową porą! ;)
Alex, Paweł
Dziękuję za miłe słowa i zachętę. Bez Waszej ‘prowokacji’, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, komentarz by nie powstał ;) Z przyjemnością go przerobię i będzie mi bardzo miło, jeśli post zagości na blogu. Co prawda, jak słusznie zauważyłeś, Alex, na świecie jest około 3 miliardów kobiet, ja wypowiem się tylko za tą, którą znam najlepiej ;) Jakieś życzenia co do poruszanych kwestii, sugestie?
Paweł
Napisałeś: “Nie chodzi o to zeby nie jechac do kurortu albo stepić miecz na fortecy, ani nie chodzi też o to żeby z pieknej fortecy zrobilo się stare, straszące zamczysko.” – bardzo ładne ;)
‘Wasz post mogłby też nazwać lub wyjaśnić pewnie luki komunikacyjne.’ – jakie dokładnie luki masz na myśli? Może to, że obie strony grają, ale nie mówią jasno, o co im naprawdę chodzi? Można spróbować, tylko większość owych luk trzeba wyjaśniać na poziomie relacji, poprzez szczerą rozmowę. Bo nie ma uniwersalnych recept i gusta są rozmaite.
Orest
O ile dobrze zrozumiałam, chodzi Ci o to, żeby dziewczyna była otwarta i selektywna zarazem, żeby umiała jednocześnie nawiązać życzliwy kontakt i powiedzieć nie, jeśli uzna, że mężczyzna jej nie odpowiada. Zgadza się czy nie? ;)
Rafał
W pełni popieram to, co napisałeś: wracajac do zwiazkow… mysle, ze z definicji chodzi nie o ‘zdobywanie’, ale o ‘bycie ze soba’. Nic na siłę i szkoda czasu na podrywanie osób, które nie są nami zainteresowane. Ale, żeby to zobaczyć, trzeba zacząć, spróbować. Na początku zawsze jest trochę czarowania i zdobywania (mam wrażenie, że to słowo nie wzbudza sympatii w tej dyskusji… a przecież konotacje ma raczej pozytywne) – rozumianego jako podrywanie, jeśli to ostatnie się przedłuża, lepiej sobie odpuścić. Ale przecież nie ‘jest się razem’ o tak, z marszu… Poza tym, jeśli uważasz, że chodzi nie o ‘zdobywanie’, ale o ‘bycie ze soba’, skąd potrzeba postu o „efektywnych związku początkach”? Może chodzi Ci właśnie o podrywanie? Co do tego ostatniego, posty Alexa oddają, moim zdaniem, sedno sprawy – słuchać, okazywać zainteresowanie, zrozumienie, pytać… A zacząć można od banalnych, ‘lekkich tematów’ właśnie ;) Zresztą to jest jednocześnie podryw i rekonesans, bardzo zmyślna taktyka, swoją drogą! ;)
Dobrej nocy ;)
Paulina
Alex pisze: „jeśli wiesz, że parę kilometrów dalej jest równie urokliwy kurort z sympatyczną obsługą, to coś takiego nie wydarzy Ci się. A realia życia są takie, że jest wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć „
Żeby jeszcze zdawali sobie z tego sprawę tacy nieszczęśnicy, jak Stanisław Wokulski, próbujący bezskutecznie zdobyć twierdze nie do zdobycia i rujnujący sobie z tego powodu życie.
TesTeq
Piszesz: „Żeby jeszcze zdawali sobie z tego sprawę tacy nieszczęśnicy, jak Stanisław Wokulski, próbujący bezskutecznie zdobyć twierdze nie do zdobycia i rujnujący sobie z tego powodu życie.”
Ze też ciągle jeszcze każą czytać młodzieży o takich emocjonalnych nieudacznikach!!! To jest propagowanie szkodliwych wzorców :-)
Pozdrawiam
Alex
Rafał:
Słowa: „jesli chcesz mozesz doszukiwac sie w tym oportunizmu, ale jesli faktycznie masz watpliwosci to prosze ocen ktory z nas ma wieksza radoche i zastanow sie co jest dla Ciebie wazne’, po czym jeszcze ‘nie zgadzasz sie?.. dlaczego wiec odkad pamietam masz kwasna mine (z malymi przerwami na momenty, gdy wydaje Ci sie, ze zblizyles sie do celu)?…”
… bardziej by mi pasowały, gdy druga strona szuka powodów do zepsucia stanu szczęścia. Są takie osoby, że jak jest dobrze to szukają rzeczy złych aby tylko nie było za dobrze (coś o tym wiem :) )… i wtedy taka odpowiedź byłaby dobra. Jeśli więc te „trudne pytania” to pytania w stylu: „z iloma mężczyznami wcześnie byłaś kochanie?”, „który z nich był lepszy ode mnie?” to wtedy taka odpowiedź byłaby w porządku :)
Paulina:
Czasem jeszcze słabo operuję na poziomie metafory (wszak humanistą się czuję dopiero od roku). Trafnie ujęłaś to co chciałem powiedzieć. Dlaczego tylko mężczyzni mieliby mieć możliwość powiedzenia „nie” :)
TesTeq, Alex:
Ciekawa kwestia… nigdy z tej strony nie popatrzyłem na Wokulskiego :)
Przyjemnego dnia wszystkim życzę,
Orest
Witajcie,
Paulina, tak dokładnie mam to na myśli. Po jakimś czasie w którym ewidentnie widać, że strona lub strony są sobą zainteresowane trzeba poprostu powiedzieć sobie mniej wiecej czego się od siebie oczekuje. Ogolnie rzecz ujmując, czasem trzeba się dogadać no i naprawde jasno mówić co kto czego szuka. Ja już setki razyodkrecałem jakąś legende, że ja to pewnei che mieć drugą połówke, która bedzie jezdzić na wyprawy i tak dalej. No jeśli takbedzie to OK, no ale szczerze to jeśli razem na wyprawe to do Argentyny, Brazyli albo inne cieple miejsce relaksować się do upadłości. Masz racje, że są różne gusta i guściki ale może napisz (możę po kilku pytanaich do wtoch koleżanych tych zajętych i tych wolnych) co jest jakimś mitem. Chodzi mi o mity w stylu: facet to musi albo powinien.
Teraz wracam do głównego tematu tego postu. Chce napisać kilka premyśleń co do jeszcze jednej sprawy. Robienie interesów z wyprzedzeniem. Po moich doświadczeniach z szukaniem sponsorów na wyprawy i chodziło tu o kwoty 10 czy 12 tyś. PLN wiem, że to powinien być proces ciągły. 19 czerwca lece na Kaukaz a w sierpniu planowany jest Mount Blanc. Teraz kiedy składam oferty sponsoringowe, wraz z całym arsenałem zapescpieczenia medialnego i tak dalej, to mówię lub piszę, że jest to standard, który będzie też obecny w przyadku innych gór. Więc, okazuje się, że niektórzy mówią – Panie Pawle w tym roku nasz marketing ma już pomysł, w przyszłym roku możemy podpisać umowę z Panem na takie wydarzenie. Pamiętajmy, że ludzie działają też w przyszłości.
Pozdrawiam,
Paweł Urbański
-> Paulina
okay, rzecz mysle w definicji 'twierdzy nie do zdobycia’. w moim rozumieniu dotyczy to tych, ktore/rzy pozostaja niedostepne/i bez wzgledu na zaangazowanie potencjalnych absztyfikantow. tak po prostu, dla wydumanej zasady. w takiej sytuacji nie ma mowy o zwiazku, mozliwa jest ewentualnie jakas czarna groteska.
a jesli chodzi o zdobywanie w rozumieniu 'podrywania’ – jak najbardziej, jakze by inaczej! to zwykle (jesli tylko stosowac sie do zdrowej zasady nie angazowania sie w skazane na niepowodzenie przedsiewziecia, czy tez mozliwie szybko wycofywac na z gory upatrzone pozycje) bardzo mily i ekscytujacy poczatek czegos wielkiego (zaczyna sie od trzesienia ziemi, a potem napiecie stopniowo rosnie ;))
ps. dzieki za rady 'z pierwszej reki’ ;) powiem, ze rowniez z niecierpliwoscia (ale bez pospieszania) oczekuje dokladniejszej prezentacji punktu widzenia w postaci osobnego tekstu! :)
Paweł
To dobra rada, aby o swoich planach mówić wcześniej. W wielu dziedzinach pewne rzeczy planuje się z dużym wyprzedzeniem i warto, aby nasi kontrahenci zdawali sobie sprawę z możliwości.
Ja na przykład mam znacznie mniejszy problem, gd ktoś odwołał jakąś zaplanowaną akcję, niż kiedy jakaś firma ma nagle pilną potrzebę a ja nie mam dla niej czasu. Dlatego zawsze mówię klientom „powiedz mi o twoich zamiarach, nawet jeśli w danym momencie są one niepewne”
Pozdrawiam
Alex
Witam ponownie!
Orest, Rafał, Paweł
no to się rozumiemy ;)
Alex
napisałam co nieco (przydużo chyba = grafomania) o strategii niezdobytej twierdzy; wysłałam swój tekst przez szablon – to okienko takie malutkie… ;) Chętnie poznam Twoją opinię i dokonam cięć, poprawek, itp. Dyskusję i ewentualną publikację proponowałabym odłożyć w niedaleką przyszłość = magisterka, aa! ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Paulina
Witam
Paulina, swietnie! Ja jutro albo po jutrze obiore książke o której wspominałem. Nie jest długa więc pewnie przez godzine ja zeskanuje do czytania. :)
Życze Ci bardzo serdecznie żebyś szybko zakończyła romans z Twoją pracą magisterską. Nie wiem z czego piszesz, no ale to nie wiele zmienia. :)
Pozdrawiam,
Paweł Urbański
Paweł
oj to będzie długi i namiętny związek z tą moją pracą ;) Dzięki za wsparcie; tekst to nie jest jakieś wiekopomne dzieło, ale co tam ;)
Pozdrawiam,
Paulina
Witam
Zgadzam sie z przedmowcami, ze strategia ” na niezdobyta twierdze” w kontekscie stalego zwiazku jest kompletnym nieporozumieniem. Bo jezeli druga osoba, mimo ze czujemy do niej jakis „pociag” jest na nasze poczynania obojetna to nie warto na taka osobe tracic czas. Chyba ze mowimy o typowym podrywaniu, czyli takiej zabawie w „kotka i myszke”, wiec o znajomosci ktora jak szybko sie zaczela tak pewnie moim zdaniem szybko sie i skonczy, wtedy mozna powiedziec ze taka strategia moze byc w jakims sensie pociagajaca to druga strone, ktora probuje ta „twierdze zdybyc”, zdobyc cos jeszcze ” nie zdobyte”. Ale to juz pozostawiam do oceny kazdemu z osobna, czy jestesmy w danym momencie zainteresowani stalym czy przelotnym zwiazkiem…
Pozdrawiam
Przem
Witam
Przem – to wszystko racja. Tylko czasem do przelotnej znajomości nei trzeba tyle zachodu. Czasem poprostu wyjdźmy od potrzeb i tyle. One wiele w nas definiują i właściwie poczucie czy też subiektywna ocena, że nie jest tak jak chcemy lub że nie mamy czegoś czego potrzebujemy powoduje w nas napięcia i motywuje do działania. Biorąc pod uwagę skalę mamy wtedy zabijanie się o „księżniczki” i „książęta” lub spotykanie śie na luzie.
Teraz waracam do pierwotnego tematu posta czyli biznes. Zachęcam was do czytania czasem od tak: LinkedIn Ansers. Ja się dziś tam wiee nauczyłem o mechanizmach sponsoringu sportowego. Plus będę pisał do ludzi, którzy zajmują się tym tematym na wysokim poziomie. Jedno to jak można robić z nami interesy a drugie to uczyć się od innych na skruty. :)
Pozdrawiam serdecznie,
Paweł Urbański
Wątek „twierdzy” zdominował dyskusję… lecz widać, że osobny post jest na ten temat potrzebny. Czekamy więc na publikację Pauliny.
Wracając do tematu postu, to zrobiłem to co napisałem w pierwszym komentarzu pod tym postem – efekt: otrzymałem ciekawą propozycję, chociaż oczekiwałem trochę innej :)
Nie jest to dokładnie to co chciałem, lecz da mi ona nowe możliwości.
Paweł:
Niebezpiecznie jest wtedy, gdy umiemy rozmawiać tylko w internecie, a zapominamy o realnym świecie. Sam kiedyś nie dbałem o realny świat, co nie sprzyjało rozwojowi umiejętności interpersonalnych. Teraz równoważe rozmowy wirtualne z rzeczywistymi i efekty są bardzo ciekawe :)
Pozdrawiam,
Orest
Witam
Orest, zapewniam Cie, że ja mam tyle możliwości do rozmowy w realnym świecie, że byś się zdziwił. Rozmawiam kilka razy na dzień przez telefon. Wieczorffem często na Skype. Jak już kiedyś pisałem, wiem z doświadczenia, że na prawde duże rzeczy zalatwia sie twarzą w twarz.
Pozdrawiam,
Paweł Urbański
Paweł:
Swojej wypowiedzi nie kierowałem do Ciebie. Chciałem dopowiedzieć tylko do Twojego poprzedniego komentarza – tak aby była zgrabna całość, dla potomnych :)
PS: Kilka dni temu napisałem do Ciebie maila. Ciekawi mnie czy dotarł?
Pozdrawiam,
Orest
Witam
Orest – nei ma sprawy, wszystko gra. Tak, e-mail dostalem przeczytalem ale trozke go trawie. Odpisze na spokojnie bo teraz czuje ze od 2 tygodnii jestem w ciaglym biegu. :)
Pozdrawiam was serdecznie,
Paweł Urbański
Paweł:
Pewnie. Odpisz na spokojnie. W zasadzie to moje maile prawie zawsze oznaczam niskim priorytetem, bo nie są to maile „życia lub śmierci” :)
Spokojnego wieczoru,
Orest
Paweł, Orest
Jak już macie prywatne maile, to może używajcie je do takich rzeczy jak ostatnie Wasze komentarze, względnie wykorzystujcie do tego własne blogi :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam
Alex – dobra uwaga, no ale mam nadzieje, że część tej konwerstacji a w moim zamiarze mialabyć dla każdego z czytających.
Pozdrawiam,
Paweł
Witam,
Alex – dobra uwaga, no ale mam nadzieje, ze czesc tej konwersacji a wlasciwie jej calosc miala byc dla kazdego z czytajacych. To co pisalem w moim zamiezeniu mialabyc dla kazdego.
Dziekuje za Twoja uwage. A tekst przepisalem, bo z jakis powodow nie pojawil sie caly.
Pozdrawiam,
Pawel Urbanski
Paweł Urbański pisze: „Alex – dobra uwaga, no ale mam nadzieje, ze czesc tej konwersacji a wlasciwie jej calosc miala byc dla kazdego z czytajacych. To co pisalem w moim zamiezeniu mialabyc dla kazdego.”
Ja zrozumiałem, że Alexowi chodzi jedynie o to, żeby na jego blogu nie było pogaduszek typu:
Orest: Czy dostałeś mojego maila?
Paweł: Dostałem, ale nie odpisałem.
Orest: To odpisz, jak będziesz mógł.
Witaj Alex:
Wyjątkowo wrócę do meritum posta ;-):
Pragnąłbym zaznaczyć, że „bycie miłym, łatwym i przyjemnym” pomimo swej oczywistej mocy nie przyniesie żadnego efektu o ile nie wykonamy naszego zlecenia w terminie i w odpowiedniej jakości. Nie powiesz przecież, że masz wielu zadowolonych klientów tylko dlatego, że praca z Tobą jest miła. Zabrakło, moim zdaniem, kilku słów o tym co jest daniem, a co przyprawą. A’propos: Tutaj często spotykam się z kobietami które nad osiągnięcie celu przedkładają utrzymanie dobrych relacji z grupą za wszelką cenę. To też niezdrowa orientacja.
Absolutnie zgadzam się z Tobą w kwestii bycia miłym i uprzejmym w ogóle. Przypomina mi się słynne wiejskie przysłowie o słomie wystającej z butów. [ Dla miastowych: Słoma włożona do butów: wynik niskiej kultury. Nie mylić za słomą na butach: skutkiem ubocznym wykonywanej pracy.] To naprawdę działa: kiedy jesteś uprzejmy zawsze, to nie sprawi Ci żadnego problemu uprzejmość wobec klienta.
Aleksie: a jak widzi ci się problem „nienagannych manier” i „łatwości i przyjemności” w fachu „Disaster Managera” ? Kiedy przyjeżdżasz na miejsce to spotykasz wielu zestresowanych i wystraszonych ludzi. Innych w stanie apatii lub zupełnego zrezygnowania. Wielu z nich nie potrafi już kontrolować emocji. Czy nie należałoby nieco zrelatywizować wtedy pojęcie „miło” i „przyjemnie” ? Poproszę o kilka sugestii.
Pozdrawiam serdecznie,
Marcunio
TesTeq
Dokładnie o to mi chodziło, aby nie zamieniać bloga w komunikator :-)
Marcunio
Napisałeś :”Pragnąłbym zaznaczyć, że “bycie miłym, łatwym i przyjemnym” pomimo swej oczywistej mocy nie przyniesie żadnego efektu o ile nie wykonamy naszego zlecenia w terminie i w odpowiedniej jakości.”
To jest oczywistość i Czytelnikom tego blogu nie trzeba chyba tego tłumaczyć :-)
W moim poście nie pisałem też nic o „nienagannych manierach”, tylko o byciu miłym i bezproblemowym partnerem, a to dwie różne rzeczy.
jeśli chodzi o ostatni akapit Twojego komentarza, to proszę wyjaśnij dokładnie o co Ci chodzi.
pozdrawiam serdecznie
Alex
Marcunio napisałeś:
A’propos: Tutaj często spotykam się z kobietami które nad osiągnięcie celu przedkładają utrzymanie dobrych relacji z grupą za wszelką cenę. To też niezdrowa orientacja.
Sprecyzuj o co dokładnie Ci chodzi.
Odnosząc powyższe stwierdzenie do swojej „kobiecej” osoby stwierdzam, że pracując w grupie nad projektem gotowa jestem przyjąć wszelakie niszczące interakcje, zaciekłe kłótnie, i deptanie uczuć… w imię stworzenia czegoś naprawdę dobrego!
A propos kobiet w biznesie :-)
Znam zarówno miłe i empatyczne (choć mimo tego bardzo skuteczne) kobiety, jak i takie, które idą jak czołg :-)
Generalnie „kobiecy” sposób robienia biznesu może wielu mężczyznom wydawać się mało efektywny, w wielu przypadkach prowadzi jednak do zdumiewająco dobrych rezultatów.
Tak, tak, powierzchowne pierwsze wrażenia mogą być mylne :-)
Niech zilustruje to stara historia z Dzikiego Zachodu:
Pewien kowboj obudził się w środku nocy i w mrocznym pokoju zobaczył na przeciwnym końcu łóżka dwie majaczące się dłonie . Niewiele myśląc chwycił za rewolwer oddając dwa strzały ………. i przestrzeliwując sobie obie stopy :-) On też nie powinien był polegać na pierwszym wrażeniu :-)
Zyczę wszystkim miłego dnia
Alex
Mada:
Napisałem dokładnie to co miałem na myśli i niezbyt rozumiem co mogę doprecyzować. Napisz proszę który fragment jest niejasny, to dołożę wszelkich starań aby go rozjaśnić. Generalnie chodziło mi o to, że takie osoby bardziej skupiają się na tym aby projekt przebiegł miło, a ludzie mieli do nich jak najmniej negatywnych odczuć, odkładając na dalszy plan doprowadzenie projektu do końca.
Podejrzewam również, że chcodzi ci o to, że Ciebie mógłbym zaliczyć to takiej kategorii ludzi tylko dlatego, że jesteś kobietą. Bez obaw. „Często”, to nie znaczy że takich kobiet jest większość; to raczej pojedyńcze egzemplarze ALE prawie w każdej grupie. Poza tym życie nauczyło mnie nie oceniać bez walki ;-).
A poza tym … mała prowokacja … czy właśnie nie zareagowałaś w sposób który miałby skupić się na poprawnej relacji Mada==Marcunio zamiast na prowadzeniu dyskusji w temacie posta ? ;-)
Alex:
Dowodzenie akcją kryzysową lub ratowniczą to mój ostatni konik. Udawały mi się w życiu podobne rzeczy w skali mikro a coraz częściej myślę o przejściu na większą i komercyjną skalę. Stąd moje pytanie.
Ogólnie istnieje stereotyp dowodzącego takiej akcji to zazwyczaj wąsaty gość który swoje decyzje komunikuje wrzaskiem, a ich moc podkreśla …[ do ewentualnej cenzury ] NieśmiertelnąWojskowąKurwąWasząMacią [ / do ewentualnej cenzury ]. Jest on na tyle silny, że często bez tego trudno o skupienie na sobie uwagi.
Moje osobiste doświadczenia są ambiwalentne. Podczas długiej sesji życia w stresie i zagrożeniu ludzie stają się łagodniejsi i bardziej uprzejmi (zaobserwowane podczas powodzi we Wrocławiu). Tłum gapiów słucha się wyłącznie wulgarnych przekleństw [ :-( akcja przy falochronie w sercu sezonu – miałem potem moralnego kaca]. Krótkie akcje zazwyczaj rozgrywa się w milczeniu ( małe pożary, wyciąganie topielców, ewakuacje rannego z niebezpiecznych miejsc) bo oddychanie zajmuje za dużo czasu. Za mało mam doświadczenia aby mieć jakąś własną receptę na wszystko.
Mam pytanie, czy w „kryzysowym” biznesie lepiej pokazać się jako człowiek do załatwiania trudnych spraw z „Pulp Fiction” (zimny i perfekcyjny) czy jako łowca lwów z „Duch i Mrok” (gorący i wymagający) czy może jeszcze inaczej?
Chociaż obawiam się, że odpowiedź będzie „to zależy” ;-) to mimo wszystko wysłucham opinii na temat: „Wpływ bycia miłym i przyjemnym na biznes Disaster Managera”.
S pozdravem,
Marcunio
@Marcunio: Moim zdaniem idealny „Disaster Manager” powinien dostosowywać środki do sytuacji i do ludzi, którymi dowodzi. Inaczej będzie zwracał się do plutonu wojska, który oddano mu pod komendę, a inaczej do dzieci, które wyprowadza z zalewanego wodą przedszkola (choć i te grupy mogą być bardzo niejednolite). Kontrprzykładem jest oczywiście Arnold Schwarzenegger jako „Gliniarz w przedszkolu”, który skutecznie dowodzi przedszkolakami tak, jakby byli oddziałem wojska, ale to raczej hollywoodzka fikcja.
Marcunio
W akcji poszukiwawczo- ratunkowej brałem udział tylko raz, po drugiej stronie Atlantyku (jako jedyny nieprofesjonalista, akurat byłem pod ręką i miałem łódkę, którą można było przeszukać pewien trudniej dostępny obszar). To, mimo bardzo ciężkich warunków pogodowych był pełen spokój i profesjonalne podejście. Zadnych przeklinających wąsaczy itp.
Kilkakrotnie pomagałem innym żeglarzom w różnych nieprzyjemnych sytuacjach (noc, pomiędzy burzami, z tornado watch), w takich sytuacjach musisz działać z chłodnym umysłem i totalnie pragmatycznie, bo sam możesz popaść w poważne tarapaty.
W trudnych sprawach biznesowych też staram się działać jak najbardziej pragmatycznie, co między innymi oznacza dopasowanie stylu komunikacji do „odbiorców” przy jednoczesnym zachowaniu wewnętrznego spokoju
Pozdrawiam
Alex
hmm….
Tak sobie czytam co piszecie i mam małe zmartwienie. Czyżby moja sytuacja była tak inna ? – może ja pracuje w jakimś toksycznym miejscu…
Otóż pracuje w korporacji na kierowniczym stanowisku i wiem, ze muszę bardzo ostro walczyć o to aby każdego dnia nie dostawać trudnych i ryzykownych projektów do realizacji, takich, które inni menadżerowie też nie chcą przyjąć.
Nasz szef potrzebuje dobrze zrealizowanych projektów (na których zarabiamy) i jeśli tylko zobaczy że któryś z nas ma wolne moce lub chęci do zrobienia czegoś to natychmiast dostaje nowe, czasami bardzo trudne zadania. Niestety zasoby do ich realizacji nie są lokowane zgodnie z trudnością projektów.
Podsumowując. W dłuższej perspektywie, mój zespół i ja działamy lepiej gdy nie jesteśmy ekstremalnie obciążeni (ciężko jest wychodzić z pracy zawsze po 20). Więc jeśli bronie się od dodatkowych zadań to wygrywam. Jeśli zgadzam się na zwiększanie zakresu projektów lub na podjęcie ryzykownych i trudnych to przegrywam (po prostu nie wyrabiamy się i siedzimy po nocach i ryzyko błedu rośnie).
W organzacji której pracuję lepiej być „zarobionym” i „niedostępnym” niż otwartym na rosnące wymagania naszego klienta (dyrektora w tym przypadku). Bycie sympatycznym nic nie pomoże – twarde argumenty albo siedzisz po nocach…
jakaś rada ?
Bartosz
Działanie w sytuacji niedoboru zasobów to chleb codzienny PM-a. Czasem trzeba „popolitykować” aby je otrzymać. Jak wspomniał kiedyś jeden z moich kolegów odpowiedzialnych za wielkie projekty „bycie PM to nie tylko umiejętności typowo PM-owskie, które są oczywiście konieczne, lecz absolutnie niewystarczające, ale też zdolności polityczne”. Coś w tym jest.
Jeśli chodzi o Twój przypadek, to potrzebujemy co najmniej dwóch dodatkowych informacji:
1) czy takie ekstra działania są w ogóle dostrzegane i doceniane w jakikolwiek sposób (ew. w jaki?)
2) co się dzieje, jeśli ktoś bierze ambitny projekt i tenże kończy się niepowodzeniem (fiasko, przekroczenie terminów lub budżetów)?
Po uzyskaniu odpowiedzi mogę w jakikolwiek sposób ustosunkować się do tego
Pozdrawiam
Alex
TesTeq:
„Gliniarz w Przedszkolu” to nietrafiony kontrprzykład. Policjant udający nauczyciela nie był wezwany do ratowania sytuacji ani do mniej lub bardziej tajnej ochrony ani do rozwiązania problemu przerastającego możliwości klienta. Był po prostu agentem do obserwacji jednego z członków społeczności. Nota bene umieszczonym tam wberw woli szkoły. Bardziej to mi przypomina pracę „Audytora” lub „Tajemniczego Klienta” niż „Disaster Managera”.
Alex:
W tej akcji byłeś jedynym amatorem, czyli miałeś do czynienia ze zgraną grupą profesjonalistów. Ja niestety wśród profesjonalistów w czasie akcji nie byłem. Nawet kiedy były to akcje mniej lub bardziej rządowe, to byłem w grupie woluntariuszy przemieszanych ze zmuszonymi do pomocy. Także Twoje doświadczenie ma większą wagę w tym wypadku. Do grupy gapiów nigdy się nie dołączam, dlatego nigdy nie widziałem profesjonalistów w dużej akcji z bliska. Akcje z moim udziałem były raczej w skali mikro, aczkolwiek zdają się potwierdzać twoje obserwacje. A jak jeszcze dołożę mojego moralnego kaca to wnioskuję:
Kaltblütigkeit, Anstand über Alles! :-)
MfG,
Marcunio
Marcunio
W tamtym wypadku to była to żadna zgrana grupa, lecz kilku ludzi zebranych ad hoc, co nie przeszkadzało w spokojnym przeprowadzeniu akcji i bardzo skutecznej komunikacji.
Jeszcze wracając do angażowania tłumu gapiów – nigdy nie zwracaj się do całego tłumu, lecz wybierz sobie konkretną osobę. Takie podejście ogromnie zwiększa szansę, że ktoś Ci pomoże
Teraz już całkiem wyjechaliśmy poza zakres postu, trzeba będzie napisać jakiś nowy :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Marcunio: „Gliniarz w przedszkolu” był kontrprzykładem dla stwierdzenia „idealny „Disaster Manager” powinien dostosowywać środki do sytuacji i do ludzi, którymi dowodzi.”
Alex ujął to znacznie jaśniej niż ja, pisząc: „staram się działać jak najbardziej pragmatycznie, co między innymi oznacza dopasowanie stylu komunikacji do „odbiorców” przy jednoczesnym zachowaniu wewnętrznego spokoju.”
W filmie „Gliniarz w przedszkolu” obserwujemy ewolucję sposobu komunikacji głównego bohatera z podopiecznymi, która prowadzi do skutecznego współdziałania w sytuacji kryzysowej.
Cześć
Alex
Ad1. Inicjatywa jest nagradzana. Jeśli mam dobry pomysł i zostanie on wdrożony to w dłuższym okresie mogę „załatwić” kilka ważnych dla mojego zespołu spraw (podwyżkę, klimatyzator, fajne szkolenie, wyjazd na konferencję itd.) Oczywiście szef wyraża też werbalnie, że coś jest ekstra. Gorzej że zwykle skoro mam dobry pomysł to będę go musiał sam zrealizować.
Ad2. Tu jest gorzej. Nawet małe odchylenie od oczekiwanych rezulatatów projektu oznacza wiele problemów dla mnie jako PMa. Jestem odpytywany z wszystkich moich decyzji, muszę nadrabiać wieczorami. Zmniejsza się moja samodzielność. Bywają też krzyki na zebraniach (co akurat mnie śmieszy). Przyczyny problemów nie mają żadnego znaczenia. W dłuższym okresie manager z wieloma „wtopionymi” projektami ma tak ciężki żywot, że sam odchodzi (na szczęście jest na nas popyt).
Tak więc skutek jest taki, że lepiej nie ryzykować: cicho siedzieć i udawać zapracowanego. Zgłaszać propozycje ale tylko te 100% pewne. I co najważniejsze nie dać się „wrobić” w nic trudniejszego. Taki kierownik odnosi sukcesy w mojej organizacji.
pozdrawiam
Bartosz
P.S. Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie :-)
Bartosz
Tak na szybko (zaraz zaczynam szkolenie)
Pierwszy punkt jest OK
W drugim postaraj się uświadomić przełożonym, że jeśli chą, aby ludzie podejmowali się trudnych projektów, to muszą zmienić swoje postępowanie w wypadku „wpadek”.
„karanie” wpadek bez względu na ich przyczynę jest wzmacnianiem asekuranckiego zachowania u podwładnych, a przecież nie o to tym ludziom chodzi.
Nagradzanie „asekurantów” jest dodatkowym kamyczkiem w tym łańcuszku, na którego końcu nie bojący się ryzyka „myśliwi” odejdą a pozostaną im sami biurokraci
Pozdrawiam serdecznie
alex
Alex pisze: „’karanie’ wpadek bez względu na ich przyczynę jest wzmacnianiem asekuranckiego zachowania u podwładnych, a przecież nie o to tym ludziom chodzi.”
Z tym „bez względu na ich przyczynę” trudno mi się zgodzić. Czasami popełniamy błędy rekrutacyjne i w naszym otoczeniu pojawiają się osoby z natury leniwe, pozoranci, kłamczuchy, wypaleni, zgorzkniali, a nawet dywersanci. Tego tolerować nie można, chociaż sprawcy tych wpadek będą przedstawiać swoje porażki jako nieuniknione ryzyko bycia „myśliwymi” (którymi tak naprawdę nie są).
TesTeq
Przeczytaj uważnie co napisałem :-)
Karanie BEZ względu na przyczynę jest właśnie błędem zabijającym gotowość do poniesienia ryzyka.
Piętnowanie i zwalczanie lenistwa, pozoranctwa i tym podobnych cech to inna historia. Aby to skutecznie robić musisz wiedzieć, czy niepowodzenie jest ich rezultatem, czy też powstało mimo dołożenia wszelkich możliwych starań.
Teraz się rozumiemy?
Pozdrawiam
Alex
@Alex: Jak ja nie lubię, jak ktoś mi zwraca uwagę! A jeszcze bardziej nie lubię, jak ten ktoś ma rację! :-)
Mam nadzieję, że moje zaćmienie umysłowe już minęło.
Oczywiście, że nie należy „’karać’ wpadek bez względu na ich przyczynę”.
Nie wiem, co sprawiło, że zrozumiałem Twój komentarz na opak. Najwyraźniej „nie dołożyłem wszelkich możliwych starań”.
TesTeq
Errare humanum est…. :-)
Poprawiłem to tylko dlatego, aby Twoja wypowiedź nie zmyliła jakiegoś Czytelnika
Pozdrawiam
Alex