Dziś porozmawiajmy o jeszcze jednym aspekcie zagadnienia „wiem, czy się domyślam?” a mianowicie o naszym wizerunku w oczach innych ludzi. W wielu przypadkach zarówno biznesowych, jak i prywatnych to zaufanie to nie tylko przekonanie, że jesteśmy przyzwoitymi ludzmi, ale też że „wiemy co mówimy”, czyli zaufanie do naszej wiedzy. Na takie zaufanie ludzi musimy sobie zapracować i robimy to mniej czy bardziej świadomie od początku danej znajomości.
Co się teraz dzieje, jeśli różnym ludziom mówimy z przekonaniem rzeczy (nawet drobne), które później okazują się niezgodne ze stanem faktycznym? W bardzo skuteczny sposób podkopujemy nasz autorytet!! Wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę z ważności dalekowschodniego powiedzenia „jak na górze, tak na dole” i po kilku drobnych „wpadkach” wie, że tak samo nie może na naszym zdaniu polegać w sprawach poważniejszych. Taka utrata zaufania jest może mniej istotna, jeśli ktoś chce przewegetować życie robiąc bardzo proste prace i żyć w pojedynkę, we wszystkich innych przypadkach niestety jest inaczej. Dla mnie na przykład jest sprawą absolutnie kluczową, czy moi klienci, względnie partnerzy biznesowi mogą polegać na słuszności tego co mówię.
Jakie z tego wnioski? Mogę Wam napisać ja to robię:
- jeśli mówię komuś, że coś wiem, to wiem to z pierwszej ręki, przekonałem się o tym osobiście, a najlepiej przeprowadziłem tzw. „double check” (sprawdzasz to samo dwa razy, za drugim tak, jakby pierwszego nie było). Generalnie mówiąc bardzo oszczędnie używam określeń „wiem”, „jestem pewien”.
- jeśli wiem coś ze słyszenia lub przeczytałem o tym, to podkreślam to wyraźnie, skąd pochodzi moja wiedza i że należy do niej podejść z odpowiednią rezerwą (tutaj „grzeszy” bardzo wielu ludzi)
- jeśli zdany jestem na spekulacje, to też bardzo wyraźnie zaznaczam, że o takież chodzi, bez jakiejkolwiek gwarancji, że mam rację.
Ciekawe, że to podejście nie spowodowało w żadnym zauważalnym stopniu zmiejszenia zaufania do moich kompetencji w ogóle, zaowocowało za to ogromnym wzrostem zaufania do tego, co mówię. To bardzo ułatwia mi wiele spraw zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, a niektóre wrącz umożliwia.
Przydatnym jest też, przyjrzenie się pod tym kątem innym ludzim, z którymi mamy do czynnienia. Jeśli szastają oni słowem „wiem” w dowolnej dziedzinie i kalibrze spraw, to powinniśmy niestety uważać, zanim będziemy polegać na nich w sprawach ważnych, nawet jeśli są one dość proste do przeprowadzenia. To brzmi dość surowo, niemniej zalecam Wam posłuchanie tej rady :-)
Pracując przy projektach nie ma mowy o niesprawdzonych informacjach. Jesteś odpowiedzialny za daną dziedzinę i musisz być pewien dostarczonej wiedzy, ponieważ dla reszty zespołu informacje przez ciebie dostarczone są fundamentem do dalszych działań. Każdy projekt jest inny, nie ma osób, które wiedzą doskonale jak masz postąpić. Powierzając ci zadanie…polegają na tobie. Jesteś sprawdzany. Sęk w tym, czy wystarczy ci tyle determinacji by drążyć temat i doszukiwać się 100% potwierdzenia. Moim zdaniem to są te umiejętności – które nie każdy posiada…bo albo osoby nie są usatysfakcjonowane zdobytą informacją i wgłębiają się w temat do granic możliwości albo zakładają w pewnym punkcie ze informacje są pewne i idą dalej. Odpuszczają jednym słowem za wcześnie, pozostawiając ryzyko niepewnej wiedzy. W takich punktach poznajemy rzetelność pracownika. Ja wychodzę z założenia ze najważniejsze jest zrobić pierwsze wrażenie- na „maksa ” pozytywne później można „jechać” na tej opinii przez dłuższy czas… nawet małe błędy czy potknięcia przechodzą niezauważone. Gorzej jak nam się noga podwinie na początku ….w tym momencie jest BARDZO TRUDNO odzyskać stracone zaufanie. Powiem więcej można dawać z siebie wszystko, a i tak tego nikt nie zauważy.
Aniu
Masz rację pisząc, że dla osób pracujących przy poważniejszych rzeczach takie podejście jest naturalne. Ten post powstał bardziej dla tych Czytelników, którzy dopiero aspirują do bardziej odpowiedzialnych (i zazwyczaj dobrze płatnych) zajęć. W takich przypadkach zazwyczaj bardzo uważnie sprawdza się (a przynajmniej powino) wiarygodność kandydata i łatwo przy tym „przepaść” :-)
Sam ostatnio miałem kilka takich przypadków, kiedy rozważałem dalszą rekomendację generalnie bardzo dobrych merytorycznie ludzi, a jednak nie zaryzykowałem mojej reputacji (bo tę kładę przecież na szalę, kiedy to robię) właśnie z powodu problemu, o którym napisałem powyżej.
I znowu uwaga: nie sądzę, że jest to kwestria wrodzona. Mój osobisty przypadek pokazuje, że można tego nie mieć a potem się nauczyć. Trzeba sobie z tego tylko zdawać sprawę i właśnie po to napisałem ten post
Witajcie.
Generalnie z rekomendowaniem ludzi do jakiejś pracy trzeba bardzo uważać!! Przeważnie wbrew pozorom może się okazać, że kolega z którym nam się bardzo dobrze spędza czas jako pracownik jest nienajlepszy/leniwy i wtedy to na nas spada odpowiedzialność za rekomendację. Z drugiej strony jeśli widzimy, że kolega szuka pracy a my znamy kogoś, kto szuka pracownika trochę nie w porządku było by ich nie poznać ze sobą ;)…
Może właśnie lepiej jest powiedzieć coś w stylu: słuchaj, znam fajnego człowieka, ale NIE WIEM JAKIM BĘDZIE PRACOWNIKIEM, w życiu prywatnym jest godny polecenia, ale jako pracownika musisz go sprawdzić… wtedy pracodawca wie na czym stoi a na nas w razie jakiejś wpadki polecanego nie będą wieszać przysłowiowych psów.
Pozdrawiam.
Romek.
Roman
Dokładnie tak!!! Ja też zawsze niezwykle ostrożnie rekomenduję inne osoby mówiąc odbiorcy tej rekomendacji dokładnie to samo, co Czytelnikom tego blogu: „use your judgement”
Człowiek jest tak złożoną i zmienną istotą, że w większości przypadków bezpiecznie jest przyjąć punkt widzenia, że tylko zakładamy coś a nie wiemy na pewno. Dlatego osoby, o których wiadomo, że można na nich 100% polegać są tak bardzo w cenie.
Wynika z tego, że w środowisku biznesowym niedopuszczalne są dowcipy primaaprilisowe – na przykład taki, jaki 1 kwietnia 2008 roku zrobił Program 3 Polskiego Radia informując, że 31 marca upłynął termin składania zeznań podatkowych za 2007 rok. Wiele osób w panice pobiegło do Urzędów Skarbowych biorąc dzień wolny w pracy. Z punktu widzenia biznesowego „Trójka” podważyła w ten sposób swoją reputację jako źródła wiarygodnej informacji. Czy dobrze to rozumiem?
TesTeq
Podałeś dobry przykład nadużycia zaufania u odbiorców. Jakie to było prostackie, nieprawdaż?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex pisze: „Podałeś dobry przykład nadużycia zaufania u odbiorców. Jakie to było prostackie, nieprawdaż?”
Problem w tym, że powszechna ocena tego „dowcipu” wcale nie była taka kategoryczna, jak Twoja.
Steve Wozniak też słynął z robienia głupich, wkręcających dowcipów i to nie tylko 1 kwietnia. Może właśnie ten fakt spowodował, że z dwójki założycieli to nie on, ale Steve Jobs – facet nie znający się zbytnio na żartach – stoi na czele firmy Apple.
TesTeq
Napisałeś :”powszechna ocena tego “dowcipu” wcale nie była taka kategoryczna, jak Twoja”
Ludzie należący do tej „powszechności” żyją też na ogół inaczej niż ja. Każdy może sobie wybrać
Pozdrawiam
Alex
TesTeq,
Abstrahując od tego czy dowcip trójki był zabawny czy nie, pamiętaj że już go nie ma. Jest nadany w eter kogoś to bawiło inny poczuł się oszukany. Natomiast informacja o książce, cały czas pozostaje w komentarzach i ciągle może kogoś wprowadzić w błąd. Wystarczy nie przeczytać, że napisano to 1 kwietnia.
Pozdrawiam, Artur
Cześć Alex,
dzięki, że dzielisz się z nami swoimi doświadczeniami i przemyśleniami – jest to bogate źródło wiedzy.
Chciałem również podziękować osobom komentującym. Często ich dociekliwość i osąd pozwoliły mi lepiej zrozumieć dane zagadnienie.
W ramach zasady podaj dalej, również zobowiązuję się uczestniczyć w życiu tego bloga.
Możę to chwilę potrwać bowiem czytam wszystkie wpisy od początku i choć siedzę tu już kilka dni to nadal zostało mi jeszcze do przeanalizowania 2 lata Waszej aktywności, a nie chcę zbytnio uwsteczniać reszty;].
Co do zasady, którą przedstawiłeś w tym poście:
muszę przyznać, że zacząłem ją stosować kilka miesięcy temu i efekt jest świetny.
Nie tylko ludzie podchodzą z większa ufnością do moich słów, ale także sami przejmują tą zasadę w kontaktach ze mną, przez co otrzymuję często realną informację a nie zasłyszane/spekulacyjne informacje – ogromny plus, oraz miła atmosfera.
Pozdrawiam
Leszek
Leszek
Witaj (z małym opóźnieniem spowodowanym moimi podróżami) na naszym blogu :-)
Na początek życzę Ci ciekawej lektury i udanego wprowadzania pomysłów w życie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex