Wiele rzeczy jest w biznesie możliwych tylko w sytuacji, kiedy klient ma do nas zaufanie dwojakiego rodzaju:
- zaufanie do naszych kompetencji, do tego, że wiemy o czym mówimy
- zaufanie do tego, że jesteśmy przyzwoitym człowiekiem, który stara się wypracować i zrealizować rozwiązania win-win
To podwójne zaufanie jest szczególnie istotne w wypadku potencjalnego klienta, który dopiero rozważa zaangażowanie nas i wcale nie tak łatwe do uzyskania. Proponuję, aby każdy z Was przeanalizował swoje metody jego uzyskiwania. Macie w ogóle jakieś? Są one skuteczne?
Parę podpowiedzi :-)
Do pierwszego: słyszysz jak twój rozmówca telepatycznie przekazuje Ci „mów mi to, czego nie wiem”, „mów mi to, co jest dla mnie istotne”? Używasz klarownego języka eksperta, czy trenowanego przez media i większość szkół „wyższych” pseudonaukowego bełkotu w myśl zasady „im bardziej skomplikowanie coś tłumaczę, tym lepiej to brzmi” :-) ?
Do drugiego: komunikujesz otwarcie twoje zamysły i cele? pokazujesz się jako człowiek z krwi i kości, czy po prostu maszyna do robienia interesów? Czy poprzedza Cię odpowiednia reputacja?
To można by dalej ciągnąć i w razie potrzeby możemy do tego powrócić. Powyższe wskazówki wcale nie są takie banalne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje i większość ludzi ma tu spory niewykorzystany potencjał. Na ten temat lepiej się rozmawia niż pisze (po można pokazać wiele przykładów), więc może kiedyś zrobimy sobie o tym małą konferencję na Skype.
Witam
Chciałbym tylko wyrazić moje refleksje na temat używania „klarownego języka”. Jak już wcześniej wspomniałem jestem studentem. Rozumiem, że wiele dziedzin nauki ma swoje słownictwo. Ale bardzo często zdarza się, że wiele rzeczy da się przekazać w prostszym języku. Nie oczekuje wcale tłumaczenia zagadnienia na jabłuszkach czy innych gruszkach, ale oswojenie się z nowym słownictwem przy wielu nowych informacjach jest przynajmniej dla mnie czasem kłopotliwe. Prym w zaciemnianiu przekazywanej informacji według mnie wiedzie mój kolega z grupy. Pomimo, że ma dużą wiedzę zawsze korzysta z możliwości wprowadzenia jakichś „super określeń” które tak naprawdę można by zastąpić na przykład dwoma słowami które zrozumiał by każdy, nawet niezbyt chętny do nauki uczeń szkoły średniej.
Pozdrawiam
Radek
PS
Również nie lubię słowa „super”. Jednak ze względu na to, że dla mnie budzi ono złe skojarzenie użyłem go powyżej.