Na początku każdego szkolenia z nową grupą regularnie pytam uczestników o ich definicję sukcesu (bo każde takie spotkanie ma służyć nie tylko firmie, która za to płaci, lecz także pomóc każdemu w osiągnięciu jego indywidualnych celów). To bardzo ciekawe usłyszeć, jakie kryteria stosują różni ludzie.
Takie typowe definicje to „dobra praca za dobre pieniądze”, „szczęśliwa rodzina”, „grube konto w banku i dużo wolnego czasu”, „własna firma i duży luz” i wiele innych, czasami typowych, czasami bardzo oryginalnych wypowiedzi.
Moja osobista definicja sukcesu jest bardzo prosta i brzmi: „Odnoszę sukces, jeśli prowadzę interesujące życie i w każdej sytuacji mogę sobie pozwolić na bycie sobą”. Tylko tyle i aż tyle. Mi zajęło to ponad 30 lat, aby się jej dopracować, wcześniej miałem definicje zaprogramowane mi przez innych, które nie uczyniły mnie specjalnie szcześliwym.
Mając tę obecną zawsze mogę łatwo sprawdzić, czy jestem na dobrej ścieżce, czy też właśnie z niej zboczyłem. Taki mały kompas :-)
Jak to wygląda u każdego z Was? Z jakiego źródła pochodzi Wasza definicja?
prywatnie dobieram sobie znajomych wg prostego klucza tj.: kontaktuje sie z tym z ktorymi ogolnie rzecz ujmujac jest mi po drodze; po drodze w szerokim zakresie: tolerancja, otwartosc, intelekt i wiele wiele innych cech, ktore skladaja sie na przyjemne i rozwijajace kontakty;
zawodowo – zawodowo daze do osiagniecia podobnego celu :-D
To, o co pytam to jaka jest Twoja osobista definicja sukcesu i z jakiego źrodla ona pochodzi :-)
Mnie zastanowienie się nad tymi dwoma pytaniami bardzo kiedyś pomogło, może przyda się jeszcze komuś.
hmmm zastanawiam sie w jakim zakresie moja definicja nie odpowiada na Twoje pytnie ?
Fakt, ze nie podaje źródła – ale to chyba nie bylo obowiązkowe :-P
Alex:
Twoja definicja jest z tych dobrych – ogolnych, ale precyzyjnych. teraz jeszcze dojsc do tego, co znaczy byc soba i kazdy moze ja przyjac ;)
Moniko
Ja miałem pierwotnie na myśli taki indywidualny kompas, który pozwala nam stwierdzić, czy jesteśmy na drodze do tego osobistego sukcesu, czy też z niej zboczyliśmy.
Jeśli dla Ciebie ta definicja to osoby, którymi się otaczasz to zbyt wąsko pojąłem Twoją wypowiedź, teraz to widzę
Koza
Mam ogromną prośbe: podpisuj komentarze przynajmniej Twoim imieniem, w ten sposób cały czas możesz zachować Twoją anonimowość niemniej znacznie lepiej się rozmawia. :-)
Wracając do sprawy, to poruszasz ogromnie ważna kwestię. Ja na przykład do ok. 29 roku życia nie miałem zielonego pojęcia kim naprawdę jestem, poza wytrenowanymi mi przez społeczeństwo poglądami, zachowaniami i reakcjami, oraz całą kupą kompleksów.
Potem też doszukiwalem się tego metodą prób i błędów, niektóre były kosztowne, choć wiekszość była przyjemna w popełnianiu :-)
Alex:
podpisuje swoim nazwiskiem, to nie wystarczy ;) zreszta, co za anonimowosc jesli nick (i nazwisko zarazem) odnosi do strony, na ktorej mozna znalezc moje dane.
przyjemne w popelnianiu bledy to takie, ktorych nie chcesz zabraniac innym. co to za bledy? :)
Koza
Mea culpa, nie sprawdziłem :-)
Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to generalnie nie chcę nikomu czegokolwiek zabraniać (jakim prawem?) , zwłaszcza jeśli jakieś postępowanie nie przynosi trwałych negatywnych konsekwencji dla innych.
W moim przypadku te przyjemne, choć kosztowne błedy można sprowadzić do 2 głownych kategorii.:
– za długo testowalem style życia, które nie całkiem pasowały do mojej osobowości (bo sam jeszcze nie wiedziałem dokładnie czego potrzebuję). Całe szczęście, że przy żadnym teście nie stworzyłem sytuacji naprawdę trudnych do odwrócenia.
– wiele błędów zaniechania, bo tak jak bylo, bylo tak przyjemnie :-) To z jednej strony spowodowało wiele „lost opportunity costs”, z drugiej nauczyło pewnego luzu, bo przekonałem się, że póki żyjemy, to następna „opportunity” czeka gdzieś za rogiem. Wystarczy tylko otworzyć oczy, uszy i serce.
Moja definicja sukcesu: to prawe życie, zgodnie z wypracowanym systemem wartości. Generalnie ja utożsamiam swój sukces z życiem, a nie pracą zawodową. Tu mała uwaga do Alexa, może warto byłoby w oddzielnym wątku zająć się priorytetami w życiu, ja osobiście wyznaję motto: „pracuję aby żyć a nie żyję żeby pracować”. Nie chcę w tym miejscu przekonywać, że to jedynie słuszna droga na szczęśliwe życie, ale dla mnie ciekawsza. Większą radość odczuwam z kontaktu z ludźmi, którzy na pytanie: Kim jesteś ? opowiadają:: „Jestem Piotr, zapalony alpinista”, niż z osobami którzy na to samo pytanie automatycznie rzucają: „Jestem informatykiem”. Dlaczego tak bardzo utożsamiamy się z pracą ? Sądzę że duży wpływ mają na to narzucone przez społeczeństwo wzorce i schematy zachowań.
Ja osobiście pracę traktuję wyłącznie jako wykonywanie cudzych poleceń w zamian za ustalone wynagrodzenie. Uogólnienie to można przypisać do każdego zawodu, zarówno Prezes realizuje oczekiwania właściciela jak i freelancer poświęca swój czas konsultując pod konkretne wymagania płacącego. Z tego powodu żadna praca nigdy nie będzie dla mnie niczym innym jak formą układu, polegającego na poświęcaniu mojego czasu w zamian za wynagrodzenie. Jeżeli zaproponujesz mi 10000 netto miesięcznie abym przez 8 godzin dziennie siedział i pilnował Twojego samochodu, zrobię to z ochotą i pełnym zaangażowaniem. Realizację i wyzwania zapewniam sobie samodzielnie, ale w czasie wolnym od pracy zawodowej poniekąd dzięki pieniądzom, które w niej zarabiam. Takie nastawienie do pracy nie zwalnia mnie z obowiązku rzetelnego przykładania się do obowiązków które mi powierzono, w końcu dostaję za to pieniądze no i olewanie tematu jest wbrew mojej misji życiowej. Moja sytuacja jest nieco odmienna, ponieważ pracuję na kreatywnym stanowisku i przez większość ludzi mogę być uważany za szczęściarza, ale dla mnie to tylko miejsce gdzie zarabiam na życie.
Moim zdaniem kolejnym tematem, o którym powinniśmy podyskutować jest brak umiejętności odpoczywania oraz znajdowania sobie zainteresowań po pracy. Ja osobiście przed ukończeniem 35 roku planuję, co najmniej roczny urlop, (na co gromadzę środki i mam zgodę małżonki), po czterdziestce takie wakacje będę uprawia co parę lat o długościach co najmniej 6 miesięcy.
Artur
Artur
Dziekuję Ci za interesujący komentarz i propozycje tematów. Jeśli chodzi o podejście do pracy i tzw. czasu wolnego, to zmotywowałeś mnie do napisania chyba całej serii postów na ten i pokrewne tematy, bo mam tutaj najwyraźniej nieco odmienne podejście i doświadczenia. Może z tego wyjść ciekawa dyskusja. Jeśli chodzi o ten temat wypoczynku, to też wiąże się to z tematem pierwszym, może to być wypoczynek sensu stricto, albo po prostu całkiem inne wyzwania :-)
Tak czy inaczej robienie sobie dłuższych przerw (niekoniecznie 6 miesiecznych) dobrze robi na kreatywność i świeżość spojrzenia na wiele spraw. Ja praktykuję to z powodzeniem od ładnych paru lat. O tym też obiecuję napisać, jak tylko poradzę sobie z kilkoma bardzo absorbującymi zadaniami.
Witam
Alex, kilka razy pisałeś na swoim blogu, że w związku z tym że praca zajmuje nam znaczącą cześć życia należy dążyć do sytuacji, w której wykonujemy zawód będący naszą pasją. Osobiście jest mi bliżej w tej kwestii do opinii Artura (dwa posty wyżej) w związku z czym mam następujące pytanie do Ciebie.
Na świecie jest profesji cała masa, jedne mniej drugie bardziej pasjonujące, zależnie od punktu widzenia jednostki. Jest jednak ogromna ilość zawodów/stanowisk pracy, które są potrzebne i pożyteczne lecz jednocześnie moim zdaniem nijak nie da się ich podciągnąć pod pasję (wyobrażasz sobie pasjonata operowania dźwigiem lub układania kostki brukowej :-) ?). W związku z tym, jak globalnie widzisz możliwość dążenia wszystkich ludzi do celu jakim jest wykonywanie pasjonującego zawodu?
Pozdrawiam
Tomasz
Wielu żyje „podwójnym życiem” poświęcając co najmniej jego 1/3 w ogóle (a 1/2 tego spędzonego na jawie) na zdobycie środków na przeżycie, spłatę kredytów i ogólne odgrywanie skryptów życiowych napisanych przez innych. Dopiero potem w tzw. czasie wolnym starają się złapać tego „prawdziwego” życia ile się tylko da. Taką mają koncepcję i dlatego zawsze będzie dość osób do wykonywania wszelkich prac, pod warunkiem, że się im odpowiednio zapłaci. Jeśli ktokolwiek chce tak żyć, to jest to jego wybór i mi nic do tego. Moją było jest wykonywanie pracy, która interesuje mnie na tyle, że gotów bym był wykonywać ją za darmo i po wielu próbach zrealizowałem ją. Które z tych podejść jest dla danej osoby lepsze, na to musi ona się sama zdecydować. Ważne jest, aby zdawać sobie sprawę z możliwości wyboru i ceny każdej z opcji (bo nie ma nic za darmo :-))
Pozdrawiam
Alex
Człowiekowi do pełni szczęścia potrzebne są tylko dwie rzeczy:
Po pierwsze aby spełniły się jego marzenia.
Po drugie aby nie spełniły się marzenia jego znajomych.
(podobno)Mark Twain
——————-
Nie bardzo podoba mi się Twoja definicja sukcesu Aleksie. Dlatego, że jest tak bardzo niejasna. Co znaczy, że „życie jest interesujące” a co znaczy „być sobą” ? Załóżmy, że to czynniki niemierzalne i to czy życie jest interesujące i to czy jesteś sobą zależy od osobistego odczucia. Wtedy taka definicja jest nieprawdziwa. Kiedy zastosuję tę definicję do siebie, to widzę człowieka prowadzącego bardzo ciekawe życie i zawsze będącego sobą. Nie uważam swojego życia (jeszcze) za sukces.
Twain’owa definicja po lekkich przeróbkach ;-) może zostać uznana za definicję sukcesu. Nie zgadzam się z nią, a przytoczyłem ją jako przykład czegoś bardziej konkretnego i mierzalnego.
Co powiesz na moją definicję: Moje życie jest sukcesem, gdy implikuje szczęście wielu ludzi. ( a co! dodam jeszcze: gdzie wielu dąży do nieskończoności ;-) )
Poza tym sukces jest jak opinia ;-) Każdy ma swoją.
Marcunio
oczywiście, że moja definicja jest oparta na subiektywnie postrzeganym czynniku „interesujące życie” i „pozwoleniu sobie na bycie sobą”. Nie podważa to jej ważności, bo to przecież moja definicja i moje życie :-)
Twain pisząc swoją definicję musiał obracać się w bardzo kiepskim towarzystwie, współczuję mu tego. Nawiasem mówiąc, cytując proszę wstaw takie wypowiedzi w cudzysłów, będzie to czytelniejsze dla odbiorcy.
Jeśli chodzi o Twoją definicję, to ma ona z mojego punktu widzenia poważną słabość, a mianowicie jest uzależniona od czynników, na które masz bardzo ograniczony wpływ (szczęście wielu (ilu?) ludzi).
No ale to Twoja definicja i życzę Ci jej spełnienia
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam :)
Tomasz:
” (wyobrażasz sobie pasjonata operowania dźwigiem lub układania kostki brukowej ?). W związku z tym, jak globalnie widzisz możliwość dążenia wszystkich ludzi do celu jakim jest wykonywanie pasjonującego zawodu?”
Oczywiście Tomku. Postaram się napisac coś na temat szczęścia z naukowego/psychologicznego punktu widzenia. Zbieranie śmieci może byc również powołaniem !.
Pozdrawiam :)
Witam,
Podoba mi się Alex Twoja definicja sukcesu :). “Odnoszę sukces, jeśli prowadzę interesujące życie i w każdej sytuacji mogę sobie pozwolić na bycie sobą”.
Bycie sobą jest również dla mnie priorytetem. Mam tylko jedną tożsamość – prywatną i służbową – nie rozdwajam się.
Nie muszę wyjeżdżać na wyjazdy integracyjne, aby dać poznać swoją „ludzką twarz” pracownikom – ja mam tę twarz cały czas. Nie muszę krzyczeć – żeby moje dzieci i mąż uwierzyli, że jak coś mówię to poważnie – po prostu wierzą w to co mówię spokojnym głosem.
pozdrawiam serdecznie
Monika na górze z datą 2006 i Monika na dole z datą 2008 – to dwie różne osoby :).
Marcin
napisałeś: „Zbieranie śmieci może byc również powołaniem !.”
Znasz taki przypadek osobiście, czy są to tylko Twoje dywagacje? W tym drugim przypadku proszę zaznacz to wyraźnie
Monika
Bycie sobą jest bardzo istotne, kiedyś „przerabiałem” inną strategię i było to żałosne w osiąganych rezultatach, o braku szacunku do samego siebie nie mówiąc
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie :)
Alex
Nie spotkałem się osobiście z takim przypadkiem. Faktycznie są to moje dywagacje na temat szczęścia – dlaczego akurat takie?. Nabrałem takiego przekonania po przeczytaniu bardzo ciekawej książki (dwóch) na temat szczęścia właśnie. Postaram się to opisac swoje reflekcje na ten temat przy innej okazji, jeśli można.
Pozdrawiam :)
Marcin
Dziękuję za wyjaśnienie. Na przyszłość, jeśli opisujesz tylko dywagacje, to proszę zaznacz to. Generalnie wolę tutaj mieć rzeczy oparte na konkretnych doświadczeniach i wynikających z nich przemyśleniach.
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Ja również na szczęście* ( mam różne punkty widzenia – z drugiego nie korzystam – jednak mam tę wiedzę )/ niestety* ( kosztuje to dużo zdrowia ) „kiedyś “przerabiałem” inną strategię”.
* – niepotrzebne skreślić :).
Pozdrawiam serdecznie
Witam,
Na Twój bloga trafiłem szukając jakiejś dobrej definicji szczęścia:)
Rozumiem o czym mówisz pisząc o „byciu sobą” – jednak jest to bardzo ogólna „definicja”, nazwałbym ją prywatną. Bardzo trudno zdefiniować to, co „być sobą” tak naprawdę oznacza i kiedy mamy z tym „byciem sobą do czynienia”. Przyczynia się do tego fakt, że ludzie nieustannie przybierają rozmaite maski, jedni mają do tego większe skłonności, innie mniejsze, czasem tak „doskonałe, iż sami nie zauważamy, że to naprawdę nie my. Inaczej mówiąc – wg mnie ostatecznym wyznacznikiem sukcesu jest spokój ducha… Czyli sytuacja kiedy po prostu czujemy się ze sobą dobrze, wiemy że zrobiliśmy wszystko tak jak chcieliśmy, a jeśli popełniliśmy jakieś błędy, to wiemy o nich i godzimy się na nie. Sytuacja kiedy ze spokojem akceptujemy swoje wady i niedociągnięcia, jako, że jesteśmy świadomi tego, że zrobiliśmy i robimy wszystko, żeby je wyeliminować…. kiedy godzimy się z tym, że umrzemy, bo wiemy, że pozostawiliśmy po sobie ślad, choćby malutki i będą o nas dobrze mówić…. I kiedy pogodzimy się z ostateczną samotnością.
Tylko wtedy, możemy spokojnie i w pełni się zrelaksować na spontanicznej wycieczce w górach, kiedy wyeliminujemy syndrom „wody na gazie” jak ja to nazywam – czyli permanentnie występującego wrażenia, że czegoś nie zrobiliśmy, nie dopełniliśmy jakiegoś obowiązku, komuś nie odpowiedzieliśmy, nie oddaliśmy czegoś, albo nie powiedzieliśmy prawdy w sprawie dla nas ważnej. Bardzo usilnie pracuję nad wyeliminowaniem owego „syndromu wody na gazie” (w sumie mogłoby to być też włączone żelazko na desce do prasowania:))
Wybacz jeśli zabrzmiało złowieszczo, bo wcale nie miało:)
Podoba mi się Twoje zaangażowanie i dobra robota:)
Pozdrawiam
JJ
Hmmm…
A może sukces w życiu to po prostu „dobre zdrowie i zła pamięć” ?… :-)
JJ
Wspominasz nazywasz moją definicję bycia sobą „prywatną”
Oczywiście że tak jest, sukces jest prywatną sprawą (chyba że ktoś potrzebuje tego aby dowartościować się w oczach innych)
Jeżeli chodzi o przybieranie masek (czemu jestem generalnie przeciwny) to w wypadku o którym piszesz: „..czasem tak „doskonałe, iż sami nie zauważamy, że to naprawdę nie my. ” może tak być, że ta „maska” przestałą byc maską a stała się integralną częścią osobowości. Jeżeli ktoś np. tak skutecznie nałożył sobie maskę osoby asertywnej, że już sam nie zdaje sobie sprawy, że to maska, to może asertywność stałą się po prostu elementem jego „ja”. W psychoterapii jest taka metoda, niestety nie znam jej polskiego określenia (niemieckie to „handeln als ob”)
Co do reszty Twojego komentarza, to w dużej mierze podzielam Twój punkt widzenia.
Dziękuję też za miłe słowa :-)
Justyna
Dobre zdrowie to podstawa, zła pamięć czasem pomaga :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex,
Dzięki za odpowiedź na mój skromny komentarz.
Chciałem jeszcze nawiązać do tego co pisałem i co Ty piszesz…..
Otóż, w praktyce psychologicznej okazuje się często, że nałożenie maski nie wystarcza, jeśli nie przerobi się problemu.
O czym mówię? Np. jeśli ktoś jest tak naprawdę nieśmiały, bo był krzywdzony w dzieciństwie, ale w życiu dorosłym przybiera maskę asertywności i przebojowości, to choćby nie wiem jak długo ją nosił, nie stanie się w głębi asertywny, póty dopóki nie zidentyfikuje problemu z dzieciństwa i się z nim nie upora. Wtedy nałożenie maski podobne będzie do położenie dywanu na czymś co brzydko pachnie – w końcu i tak się przebije.
Ostanio miałem z taką sytuacją do czynienia w związku z pewnym ostym graczem na giełdzie. Asertywnym, świetnie uczącycm się, przebojowym – który „rozpadł” się na oczach. Teraz wraca do życia – do prawdziwego siebie. Okazało się, że to co robił, było jedynie spełnianiem ukrytej woli jego rodziców, nie zaś tym czego sam pragnął w głębi. To dość istotne, żeby najpierw nauczyć się „rozumieć” samego siebie, czego się w głębi pragnie i w ten sposób uniknąć spełniania oczekiwań innych.
Mam nadzieję i ufam, że ludzie piszący tutaj robią to co robią, jako że jest to ich prawdziwą i głęboką pasją, nie zaś próbą dopasowania się do narzuconych z zewnątrz norm (czyli jak mówił Christian Bale w American Psycho: „I just want to FIT IN!:)))
Serdecznie Pozdrawiam
JJ
JJ
Piszesz: „Np. jeśli ktoś jest tak naprawdę nieśmiały, bo był krzywdzony w dzieciństwie, ale w życiu dorosłym przybiera maskę asertywności i przebojowości, to choćby nie wiem jak długo ją nosił, nie stanie się w głębi asertywny, póty dopóki nie zidentyfikuje problemu z dzieciństwa i się z nim nie upora.”
Co daje Ci prawo do takiego kategorycznego i arbitralnego stwierdzenia??
Pozdrawiam
Alex
Alex…
To nie jest moje stwierdzenie. Myślałem, że to jest oczywiste, a jednak widzę, że nie jest….
Jeśli chodzi o praktykę spędziłem wiele godzin, dni i miesięcy z ludźmi przechodzącymi terapię (głównie DDA) i uważam, że mam na tyle doświadczenia aby móc powiedzieć, że każdy problem trzeba zidentyfikować i przerobić……. jeśli chce się go naprawdę zwalczyć. Bardzo niewielu ludzi to czyni, zakładając maski, które są jedynie „przykrywką” tego co dzieje się w środku. Mam też do czynienia z osobami które wybrały swoją drogę życia wbrew sobie i próbowały się dostosować…. Znam to z pierwszej ręki. Jeśli masz ochotę możemy wejść głębiej w tą dyskusję – ale nie wiem czy jest taka potrzeba. To wiedza dość powszechna na polu psychologii. Problemy zepchnięte w głąb, żyją w podświadomości i kwitną, po to żeby wybuchnąć na zewnątrz w sprzyjającym momencie.
Odsyłam do dobrej literatury psychologicznej i psychoanalitycznej. Psychologia zorientowana na proces też daje tutaj pewne odpowiedzi.
Polecam „Anatomię Ludzkiej Destrukcyjności”; „Ucieczkę od Wolności” Ericha Fromma, „Wstęp do Psychoanalizy” Z. Freuda ( z 33 roku) – człowieka który położył podwaliny pod psychoanalizę i terapię (choć z powodów światopoglądowych zbyt skoncentrował się na sferze seksualnej. Co niewielu wie, w późniejszym okresie życia zmienił trochę swoje poglądy).
Można też spotkać się z tego typu stwierdzeniem w literaturze sukcesu – np. u Briana Tracy, czy w „6 filarach poczucia własnej wartości” Nathaniela Brandena.
Pozdrawiam
JJ
ps. oczywiście nie każdy musi mieć problemy! Nic takiego nie mówiłem – to co napisałem dotyczy tylko tych którzy je mają.
JJ
Powszechność pewnego poglądu nie jest żadnym dowodem na jego słuszność (patrz bardzo powszechne kiedyś poglądy o płaskości Ziemi lub jej centralnego miejsca we Wszechświecie).
Co powiesz na to, że moje osobiste doświadczenia i obserwacje (dotyczące nie tylko mnie) nie potwierdzają stwierdzenia, które przytaczasz?
A jak wiesz z logiki, już jeden wyjątek obala twierdzenie
Stąd moje zalecenie, aby w takich sprawach wypowiadać się ostrożniej i mniej kategorycznie. Jak Napoleon powiedział „od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok”
Tego ostatniego nie traktuj proszę jako osobistej wycieczki pod Twoim adresem. Bardziej jest to stwierdzenie, które sam staram się trzymać przed oczami i zalecam też wszystkim innym.
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Oczywiście nie ma co kontynuować tej dyskusji – szanuję Twój pogląd i przy tym pozostańmy…. Mamy pewnie inne doświadczenia..
Jedną rzecz muszę wszelako sprostować. A mianowicie napisałeś „powszechność jakiegoś poglądu nie jest dowodem na jego słuszność”… Otóż pogląd który ja wyraziłem, jest odwrotny do powszechnego i nie jest ogólnie obowiązujący.. wręcz przeciwnie:) W tym wypadku jestem bardziej jak Kopernik….
Nie upieram się jednak co do swojej nieomylności…
Życzę miłego i udanego dnia
Pozdrawiam
JJ
JJ
Piszesz: „Oczywiście nie ma co kontynuować tej dyskusji…..”
To w takim razie proszę nie wypisuj na tym blogu takich rzeczy jak :
„“Np. jeśli ktoś jest tak naprawdę nieśmiały, bo był krzywdzony w dzieciństwie, ale w życiu dorosłym przybiera maskę asertywności i przebojowości, to choćby nie wiem jak długo ją nosił, nie stanie się w głębi asertywny, póty dopóki nie zidentyfikuje problemu z dzieciństwa i się z nim nie upora.”
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Oczywiście:)
Nic tu nie będę wypisywał – moje słowo.
Życzę Ci powodzenia we wszystkim.
Pozdrawiam
JJ
PS. I tak zupełnie bez złośliwości, namawiam do przeczytania czegoś naukowego
o mechanizmach działania ludzkiej psychiki. Up to you.
JJ
Nie ma problemu :-)
Tobie też życzę powodzenia :-)
Co do Twojego zalecenia „namawiam do przeczytania czegoś naukowego
o mechanizmach działania ludzkiej psychiki” to zastanawiam sie, kto z nas więcej takich rzeczy przeczytał, ale przecież nie chcemy się licytować :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam
Pozwolę sobie dołączy się do dyskusji
JJ
Nieco mnie dziwi, że na podstawie jednej szkoły (psychodynamicznej) tłumaczysz mechanizmy ludzkiej psychiki. Moim zdaniem w psychologii nie ma gotowych receptur, a poglądy Zygmunt trącą nieco myszką.;)
No cóż to nasze psychologiczne nadęcie :)
Alex
Wracając do głównego tematu uważam, że „żadna praca, oprócz tego, że nie hańbi, żadnych innych korzyści nie przynosi”:). Za sukces uważam odnalezienie takiego zajęcia, przy którym nie będziemy musieli „chodzić do pracy”. Dla mnie najbardziej satysfakcjonujące jest tworzenie nowej jakości. Sukces utożsamiam z grymasem zadowolenia, gdy spoglądam na efekt swoich działań (miło, gdy towarzyszy temu wzrost funduszy na konie).
Pozdrawiam
Witam i dorzucam kolejny kamyczek do rozmowy:-)
Przyjaciel przesłał mi taką wiadomość wyciętą z amerykańskiej gazety. Myślę, że odpowiada ona dość precyzyjnie, co i kiedy jest sukcesem:-))):
At age 4 success – not pidding in your pants
At age 12 success – having friend
At age 17success – having a drivers licence
At age 35 success – having money
At age 50 success – having money
At age 70 success – having friends
At age 80 success – not pidding in your pants
Serdeczności:-),
Justyna
Moja definicja sukcesu to robić to, co chcę, jak chcę, z kim chcę i kiedy chcę zaciągnięta już dawno temu od Anthony Robbinsa.
Dziś nie mam w sumie na co narzekać bo przeważnie tak właśnie jest. Tym niemniej pracuje, by kiedyś było jeszcze lepiej, niż jest aktualnie.
To mój pierwszy post tutaj mimo, że bloga czytam od 2-3 lat.
Alex gorąco pozdrawiam!