Dziś rano siedząc na tarasie i delektując się słońcem miałem interesującą wymianę maili z pracownikiem jednego z klientów. To młody, ale niezwykle profesjonalny i rzutki człowiekiem z którym współpraca to prawdziwa przyjemność. Razem przygotowywaliśmy pewne działania w sposób, który najbardziej lubię: zero biurokracji, 100% kreatywności i profesjonalizmu, tyleż procent wzajemnego zaufania.
W jednym mailu na końcu (bo myślałem że to już ostatni) napisałem :
„pozdrawiam z Kanarów”
na co mój rozmówca rozpoczął następny mail od:
„wybacz ze przeszkadzam w wakacjach”
na co moja następna wiadomość zaczęła się od słów:
„Nie ma za co przepraszać :-)
Albo coś robię chętnie, albo nie robię wcale.”
I rzeczywiście to co robiłem było dla mnie przyjemnym zajęciem intelektualnym.
Powyższy przykład dobrze oddaje moje nastawienie, o którym pisałem już kiedyś. Mój wylot na południe jest zdecydowanie ucieczką przed zimnem i ciemnościami panującymi w Europie w okresie listopad-styczeń, ale na pewno nie próbą zapomnienia o tzw. pracy zawodowej. W przeciwieństwie do wielu ludzi po prostu nie mam takiej potrzeby :-)
Takie incydentalne zajęcia, podobnie jak kilka telekonferencji z paroma ludźmi na poziomie, to miła część mojego dnia, wszystko jedno czy w domu, czy tutaj. Ważne jest, aby nie był to jedyny element składowy życia, bo przecież chcemy delektować się pełną gamą możliwości jakie daje nam egzystencja na tej planecie :-)
Połączenie pracy zarobkowej i przyjemności zdają się w naszej kulturze być ciągle czymś niezwykłym . Może w wielu osobach zbyt głęboko zakorzenione są słowa: „w pocie czoła rolę uprawiać będziesz, w pocie czoła chleb jeść będziesz„, często wzmacniane przez otoczenie, które nigdy nie próbowało czegoś innego. To często prowadzi do półniewolniczego sposobu myślenia, z nienajlepszymi skutkami dla odczuwalnej jakości życia. Wcale nie musi tak być!!
Z własnego (i nie tylko) doświadczenia mówię Wam, drodzy Czytelnicy, że są możliwe alternatywne podejścia i wcale nie muszą one oznaczać życia na pustelni w dzikiej głuszy, czy też działań niezgodnych z prawem. Od tego dostaliśmy na drogę życia taki wspaniały narząd, jakim jest nasz mózg, aby go używać i postawienie mu właściwych długoterminowych zadań jest sprawą kluczową, zwłaszcza dla młodych ludzi (bo mają najwięcej czasu aby zrealizowań to, co chcą).
Dlatego zalecam każdemu popróbowanie jakie to jest uczucie, kiedy zarabianie na życie jest przyjemnością, a przy okazji robimy coś pożytecznego dla innych. To jest „niebezpieczne”, raz spróbowawszy zapewne nie będziesz chciał niczego innego :-)
Powyższe rozważania wiążą się z kwestią państwowej emerytury, o czym huczy dziś w internecie w związku z zawetowaniem przez Prezydenta tzw. ustawy o emeryturach pomostowych.
Jak zwykle na tym blogu nie będę rozważał politycznych aspektów całej sprawy (choć to interesujący przykład w jak różnych epokach żyją mentalnie niektórzy decydenci), raczej zastanówmy się nad tym, czy ta kwestia w ogóle nas dotyczy, a jeśli tak, to czy musi tak pozostać „na zawsze”
Na pierwszy rzut oka można rozpoznać trzy postawy:
- wybranie zawodu, który przy różnych, często poważnych wadach daje uprawnienia do tzw. wczesnej emerytury. Dla wielu ludzi, którzy mają obraz świata że „w pocie czoła…itd” wczesna emerytura może być istotnym argumentem. Ba, sam jako wtedy dwudziestoparoletni student politechniki, ucząc się przy okazji gry na klarnecie pomyślałem, że może pójdę w tym kierunku, co dałoby mi uprawnienia do wczesnej emerytury :-) Dziś, na taką myśl wziąłbym gumowy młotek i zaczął intensywnie stukać we własną głowę, wtedy na szczęście trafiłem na kiepskiego nauczyciela w szkole muzycznej, który mnie do intensywnej nauki zniechęcił (choć podobno miałem talent) :-)
- wybranie zawodu, który często przy płacach takich, że akurat starcza na życie i spłacenie kredytów obiecuje, że jak będziesz miał ok. 60 lat to inni będą płacili na Twoje utrzymanie, w zamian za pieniądze, które wpłacasz teraz na obecnych emerytów. W takim podejściu czujemy się zwolnieni z obowiązku generowania przychodów pozwalających na tworzenie rezerw i inwestowanie, co dla wielu ludzi jest bardzo wygodne. Poleganie na takich zapewnieniach może być długoterminowo bardzo niebezpieczne, popatrzcie na swoich rodziców i dziadków.
- zaakceptowanie faktu, że tzw. „składki” na ubezpieczenie emerytalne to po prostu kolejny podatek, który trzeba zapłacić, z czego niewiele wynika dla naszej przyszłości. Jeśli potraktujemy to jako podatek, to możemy pomyśleć przy jakich formach działalności (np. samozatrudnienie) i ewentualnie w jakich krajach w legalny sposób zapłacimy go jak najmniej, po czym te przemyślenia uwzględnić w ogólnej kalkulacji biznesowej. Zdając sobie sprawę, że przy podatku nie należy spodziewać się bezpośredniego świadczenia wzajemnego (tak się to ładnie nazywa), należy podjąć takie działania, aby to, co zarabiamy w ogóle dawało możliwość zainwestowania części pieniędzy w celu stworzenia zabezpieczenia na stare lata lub jakieś inne nieszczęście. To wymaga z jednej strony dbałości o naszą wartość rynkową, z drugiej pewnego minimum dyscypliny aby wytworzone nadwyżki rozsądnie inwestować, a nie przejadać, bądź przespekulować.
Nie muszę chyba podkreślać, że od wielu lat jestem zwolennikiem tego trzeciego podejścia i jak na razie dobrze na tym wychodzę.
Ważnym elementem w moich przemyśleniach jest też fakt, że ponieważ bardzo lubię to co robię to w ogóle nie zamierzam iść na emeryturę :-) Zamiast tego staram się utrzymać w dobrej formie fizycznej i mentalnej, tak aby jak najdłużej być atrakcyjnym dostawcą dla moich klientów, co przy okazji dobrze robi mojemu „retirement fund”. Jak nie będę mógł prowadzić szkoleń (co w moim wykonaniu jest bardzo wyczerpujące dla trenera), to ograniczę się do coachingu na wysokich szczeblach, a na stare lata zostanę „consigliere” kilku prezesów :-) Jak to się skończy, to będę pisał książki, lub robił jeszcze coś innego. Naturalnie nie możemy wykluczyć jakiejś katastrofy zdrowotnej powodującej niezdolność do pracy, dlatego już od lat dbam o moje rezerwy i każdemu gorąco to zalecam.
Podałem dość otwarcie mój przypadek nie aby się chwalić, albo twierdzić że jest on najlepszy z najlepszych. Chcę po prostu pokazać, że pewne rzeczy są możliwe do przeprowadzenia i to zarówno w sposób uczciwy jak też zgodny z prawem i sumieniem. Naturalnie niech każdy podejmuje własne decyzje, ale może moja filozofia życiowa przyda się jako jeden z przykładów, że można i w ten sposób.
Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Alex, jak bardzo byłeś przygotowany merytorycznie na „wiatr w żagle”?. Czy mógłbyś lepiej opisać moment wktórym skęciłeś w kierunku trenera? Czy punktem zwrotnym był kontrakt a może luźna rozmowa? Proszę napisz coś więcej.
A ze swej strony – na samozatrudnienie popchnął mnie pracodawca około 2000 roku. Z prespektywy czasu okazało się to strzałem w dziesiątkę i świetną motywacją do pracy nad sobą.
2 lata temu miałem przeświadczenie, że trzeba ciężko pracować. Od roku mi się to zmienia i to bardzo niekorzystnie wpłynęło na moją efektywność. Tak więc „przegięcie” w drugą stronę też nie jest korzystne.
Rozumiem jednak, że trik polega na znalezieniu czegoś co jest jak czekolada – można jeść do upadłego i nikt nas nie musi do tego zmuszać :)
Plan na rok 2009: 70 dni ciekawej pracy zarobkowej, 140 dni pracy non-profit dla ambitnych ludzi i przy ciekawych inicjatywach, pozostały czas to czas wolny i czas edukacyjny. Z podobnym podziałem mam zamiar dożyć 100 lat :)
Swoją drogą młode pokolenie powinno pamiętać, że pisane im jest życie do setnych urodzin (postęp medycyny itp.), tak więc planowanie emerytury w wieku 60-65 lat jest utopią.
Pozdrawiam,
Orest
Alex pisze: „na szczęście trafiłem na kiepskiego nauczyciela w szkole muzycznej, który mnie do intensywnej nauki zniechęcił (choć podobno miałem talent)”
Z dyskusji pod wpisem „Talent – przeceniany element” pod koniec ubiegłego roku wynikało, że jesteś zwolennikiem teorii, że talent nie ma zbyt wielkiego znaczenia. I Twój nauczyciel muzyki to potwierdził mimo, iż sam uważał, że istnieje coś takiego, jak talent. :-)
Alex pisze: „zaakceptowanie faktu, że tzw. 'składki’ na ubezpieczenie emerytalne to po prostu kolejny podatek, który trzeba zapłacić, z czego niewiele wynika dla naszej przyszłości. Jeśli potraktujemy to jako podatek, to możemy pomyśleć przy jakich formach działalności (np. samozatrudnienie) i ewentualnie w jakich krajach w legalny sposób zapłacimy go jak najmniej”
W Polsce niezależnie od dochodów przedsiębiorcy płacą stawkę minimalną – obecnie około 750,- zł miesięcznie, które można odliczyć od dochodu (składka na ubezpieczenie społeczne i fundusz pracy) i od podatku (część składki na ubezpieczenie zdrowotne). Na etacie obciążenia są znacznie większe od tego minimum.
Orest Tabaka pisze: „Z podobnym podziałem mam zamiar dożyć 100 lat”
A co z ochronną poduszką finansową? Dajesz radę coś odkładać na swój prywatny, inwestycyjny fundusz ubezpieczeniowy?
Gdyby przeliczyć ile przeciętny człowiek w ciągu swojego życia zostawia pieniędzy w funduszach emerytalnych, to spodziewam się że nawet bez uwzględnienia inflacji wyszłyby sumy dużo wyższe niż przeciętny człowiek dostaje później emerytury. A gdyby te same pieniądze inwestować w jakiś ostrożny portfel, to pewnie wyszłaby jeszcze większa kupka pieniędzy. Szkoda, że aparat państwowy ma swoich obywateli za idiotów (przynajmniej tak argumentowano brak możliwości jednorazowego wypłacenia pięniędzy uzbieranych na emeryture – ludzie są za głupi żeby powierzyć im ich własne oszczędności).
„Swoją drogą młode pokolenie powinno pamiętać, że pisane im jest życie do setnych urodzin (postęp medycyny itp.),”
Orest
Polemizowałbym z tym życiem do setnych urodzin:). Wydaje mi się, że wraz z postępem medycyny ludzkość degeneruje się pod względem genetycznym (np. ludzie którzy dawno temu umarli by z powodu wad serca dziś są operowani i mogą mieć potomstwo, przenosząc potencjalnie niefortunny zestaw genów dalej). Poza tym dzisiaj młodzi ludzie w większości nie uprawiają prawie wogóle sportu, co jak wiemy prowadzi do niezbyt dobrego zdrowia.
Pozdrawiam,
Wojtek
Wojciech Dąbrowski pisze: „Gdyby przeliczyć ile przeciętny człowiek w ciągu swojego życia zostawia pieniędzy w funduszach emerytalnych, to spodziewam się że nawet bez uwzględnienia inflacji wyszłyby sumy dużo wyższe niż przeciętny człowiek dostaje później emerytury.”
Na szczęście nie musimy być przeciętnymi ludźmi. Jeśli działamy w Polsce możemy płacić te 750,- zł miesięcznie „podatku na emerytów” i nie zawracać sobie głowy tym, co dostaniemy „na emeryturze”, bo resztę swoich nadwyżek sami dobrze zainwestujemy.
Wojciech Dąbrowski pisze: „Szkoda, że aparat państwowy ma swoich obywateli za idiotów (przynajmniej tak argumentowano brak możliwości jednorazowego wypłacenia pięniędzy uzbieranych na emeryture – ludzie są za głupi żeby powierzyć im ich własne oszczędności).”
Nie da się zaprzeczyć, że wiele osób ma kłopoty z dyscypliną finansową. Świadczy o tym szał zakupów na kredyt i spektakularne przypadki roztrwonienia wielomilionowej wygranej w Lotto.
Wojciech Dąbrowski pisze: „Poza tym dzisiaj młodzi ludzie w większości nie uprawiają prawie wogóle sportu, co jak wiemy prowadzi do niezbyt dobrego zdrowia.”
Mam to szczęście obracać się w środowisku, w którym trudno znaleźć młodych ludzi nie uprawiających sportu, ale generalnie masz rację.
TesTeq:
To mój plan na 2009. Jeśli się spełni nawet w połowie to 10% z dochodu na poduszkę i tak będzie ładnie :) Lecz to tylko plan.
Jak do tej pory moja poduszka wygląda marnie. Mam nad czym pracować :)
Wojtek:
Jak nałykamy się tabletek to fakt, że w środku zrobi nam się tablica Mendelejewa, lecz będziemy żyjącą i chodzącą tablicą Mendelejewa :) To, że przekażemy kiepskie jakościowo geny to inna rzecz. Miałem na myśli narodzonych już.
Ciekawostką jest dlaczego ludzie „długowieczni” to najczęściej tacy co nie uprawiali sportu, a tylko przez całe życie dużo i ciężko pracowali :)
Pozdrawiam,
Orest
Hanz
„Czy mógłbyś lepiej opisać moment w którym skęciłeś w kierunku trenera? ”
Tak, tylko to nie jest tematem tego postu :-)
Sprawdzę, czy tego już gdzieś nie pisałem.
Samozatrudnienie to w wielu wypadkach idealne rozwiązanie dla ludzi z pewnym minimum rzutkości i rozeznania. Nigdy nie pracowałem na etacie!!!
Orest
Piszesz: „Plan na rok 2009: 70 dni ciekawej pracy zarobkowej, 140 dni pracy non-profit dla ambitnych ludzi i przy ciekawych inicjatywach, pozostały czas to czas wolny i czas edukacyjny.”
Ciekawa koncepcja, brawo!!! Czy obejmuje też całkowite uniezależnienie finansowe uniezależnienie się od rodziców?
Wojciech
Piszesz: „…aparat państwowy ma swoich obywateli za idiotów ..”
Jak tak patrzę na poczynania gospodarcze wielu ludzi, to muszę przyznać „aparatowi państwowemu” rację. Wymieniałem na blogu takie przykłady „wyłączenia mózgu”, trochę się Czytelnicy burzyli :-)
Co do reszty, to podzielam zdanie TesTeq
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Spekuluję, że niemal cały plan zarobkowy wykonam dopiero w drugim półroczu 2009 roku. Wtedy też uniezależnienie wejdzie w grę. Jeśli jednak miesięcznie będę wykonywał 1/12 planu to w 2Q 2009 zabieram torby i na swoje.
Orest
Witajcie,
Dla pracownika najemnego na etacie wysokość wszystkich podatków to ponad 60%
Dla pensji brutto 1500 PLN, całkowity koszt pracodawcy to 1780 PLN a na rękę wypłacane jest 1100 PLN
Artur
Alex: A co jeśli ciężka praca jest przyjemnością? :D
TesTeq: Mówisz o ~750zł, natomiast to jest minimum, wraz ze wzrostem zarobku -> rośnie. Oczywiście mniej niż na etacie, jednak dalej. Opcją jest wrzucanie wszystkiego w koszta, tylko powyżej pewnego punktu nie da się wrzucać wszystkiego…
Artur: Dorzucić VAT, akcyzy, itp… Socjalizm po prostu. Komunizm -> socjalizm -> solidaryzm -> neoliberalizm… :/ Niestety decyzje na świecie coraz bardziej idą w kierunku tegoż. Jak wiadomo te rozwiązania się nie sprawdzały, więc prócz oszczędzania „na emeryturę” należy uwzględnić potencjalny kryzys walut. Oczywiście „too big to fail”…
Witold
Pytasz:”A co jeśli ciężka praca jest przyjemnością?”
Dlatego napisałem przedostatnie zdanie mojego postu :-)
Jeśli chcemy rozpocząć działalność gospodarczą, to rozumiem po to, aby docelowo zarabiać kwoty przy których dodatkowy podatek w wysokości 750 zł miesięcznie będzie sumą bez znaczenia, nieprawdaż?
Jeśli chodzi o tę część komentarza skierowaną do Artura, to do czego zmierzasz używając różnych etykietek?
Pozdrawiam
Alex
Witold W. Wilk pisze: „Mówisz o ~750zł, natomiast to jest minimum, wraz ze wzrostem zarobku -> rośnie.”
Nie. 750,- to całość miesięcznych obciążeń na ZUS w przypadku właściciela firmy (osoba fizyczna). Niezależnie od tego, czy Twój miesięczny przychód wynosi 750,- zł, czy 75 000,- zł oraz niezależnie od kosztów działalności masz prawo płacić stawki minimalne. Swoją drogą jest to kuriozalny przypadek „sprawiedliwości społecznej”. :-)
Witam wszystkich,
muszę przyznać, że jestem pod znacznie większym wrażeniem wypowiedzi Oresta, niż samego postu „Czas wolny, emerytura”. I pomyśleć, że jeszcze rok temu (zgadza się?) Orest należał do braci studenckiej w powszechnym rozumieniu… Chciałbym być podobnie przedsiębiorczy i, jakby nie było, odważny.
Odnosząc się do Twoich przemyśleń, Alex, chciałbym dodać, że niebezpieczeństwo opierania się na drugim założeniu (opłacanie składek na emeryturę bez martwienia się o inny bufor) pomnożyłbym przez ilość lat, jakie dzielą nas od tejże emerytury. Te kolejne lata to trochę jak w rachunku prawdopodobieństwa kolejne rzuty kością, w miarę upływu czasu coraz trudniej przewidzieć, jak będzie wyglądała sytuacja gospodarcza. Zważając na fakt, że często jest ona powiązana ze światową sytuacją polityczną, a i tej na dłuższą metę przewidzieć nie podobna, otrzymujemy na serio jazdę bez trzymanki.
Sęk w tym, że osobiście jeszcze nie wiem co zrobić, żeby za te kilkadziesiąt lat nie martwić się tym, czy państwo ma mi z czego wypłacić to, co ja wyłożyłem. Myślę, że niezły byłby stabiliny i długotrwały dochód pasywny. Alex, czy za taki uważasz sprzedawanie książek, które kiedyś byś pisał?
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Łukasz:
Moje decyzje mają niewiele wspólnego z odwagą. Te najważniejsze były podejmowane pod wpływem impulsu… choć z doświadczenia widzę, że takie impulsy wychodzą mi na dobre :) Nie każdemu jednak muszą.
Bardziej przedsiębiorczy byłem mając 17-18 lat. Obecne nastawienie non-profitowca ma niewiele wspólnego z przedsiębiorczością. Lecz kto wie jak to wpłynie na moje przyszłe życie („You can only connect the dots looking backwards”, Steve Jobs).
Pozdrawiam,
Orest
Łukasz
Masz całkowitą rację z tym symbolicznym przemnażaniem ryzyka przez ilość lat, które są przed nami. Dla mnie ryzyko byłoby niekalkulowalne, dlatego odkąd zacząłem w miarę świadomie myśleć o kwestiach ekonomicznych nigdy takiego wariantu nie brałem pod uwagę.
Stwierdzasz: „Sęk w tym, że osobiście jeszcze nie wiem co zrobić, żeby za te kilkadziesiąt lat nie martwić się tym, czy państwo ma mi z czego wypłacić to, co ja wyłożyłem”
Uważam moją strategię za całkiem niezłą, zastanów się nad nią.
Pytasz: „Alex, czy za taki uważasz sprzedawanie książek, które kiedyś byś pisał?”
To było napisane nieco z przymrużeniem oka, mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał sprzedawać mojej wiedzy w taki sposób :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq, Alex
To co dla jednych byłoby po prostu kolejną możliwością popełnienia ekonomicznego samobójstwa, innym pozwoliłoby efektywniej zarządzać swoimi pieniędzmi. Poza tym w świetle dzisiejszego prawa wystarczy raz wziąć emeryture i umrzeć żeby rodzina utraciła prawo do reszty pieniędzy uzbieranych na funduszu. Chodzi mi po prostu o to, że dzisiejszy system emerytalny w Polsce jest pod wieloma względami nieoptymalny.
Pozdrawiam,
Wojtek
Wojtek
Dla tych innych istnieją drogi, jak ta opisana w punkcie trzecim :-)
Pieniądze wpłacane „na emeryturę” lepiej od razu potraktować jako podatek. Wtedy możesz być co najwyżej przyjemnie zaskoczony
Pozdrawiam
Alex
Witam!
Może przy okazji warto poruszyć problem zarządzania oszczędnościami. Długofalowo jest to chyba niełatwe zadanie. Kryzysy finansowe pojawiają się cyklicznie i można wtedy stracić dużo. Podczas obecnego miałem już nieprzyjemność obserwować jak odpływa ludziom ochota do dalszego działania w życiu. Szczególnie tym, którzy byli w fazie rozbudowywania solidnego zabezpieczenia w wieku 50+.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Alex,
ciekawość nie daje mi spokoju, czy uważasz sprzedawanie takich książek non-fiction za coś w jakikolwiek sposób Tobie uwłaczającego? Co jest w tej opcji złego?
Napisałeś, Alex:
„Uważam moją strategię za całkiem niezłą, zastanów się nad nią.”
Poważnie się nad nią zastanawiam :).
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Łukasz
Pytasz: „zy uważasz sprzedawanie takich książek non-fiction za coś w jakikolwiek sposób Tobie uwłaczającego?”
oczywiście że nie :-) Chodzi o to, że w tej chwili zdaje mi się to być bardzo mało efektywnym sposobem na zarabianie pieniędzy (a tym aspekcie to tutaj rozpatrujemy)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, może podzielisz się swoimi spostrzeżeniami odnośnie rozsądnego i długowalowego zarządzania oszczędnościami, a w szczególności inwestowania? :)
Alex,
dzięki za wyjaśnienie. Właściwie to dołączam się do prośby Tomasza.
Pozdrawiam serdecznie,
Łukasz Kasza
Tomasz
Robię to tutaj na blogu od roku 2006, wystarczy uważnie czytać :-)
Punkt pierwszy – wartość rynkowa,aby było z czego oszczędzać bez wyrzeczeń
Punkt drugi – uświadomienie sobie, czego tak naprawdę potrzebujemy i pozbycie się pozostałego balastu
Punkt trzeci – odpowiednia dywersyfikacja wszystkiego, co robisz, a więc i inwestycji :-)
Najważniejszy jest punkt pierwszy, bo z pustego i Salomon nie naleje :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Patrząc na Twoją odpowiedź, to w zasadzie chodziło mi tylko o rozwinięcie p.3: „odpowiednia dywersyfikacja … inwestycji” :)
Z góry dziękuję za kontynuację :)
Tomek
Tomasz
teraz mam dylemat: być uprzejmym i zrobić dobre wrażenie, czy też konkretnym i być uznanym za arogancką osobę :-)
Jak wolicie?
Alex
2 :)
Wstęp ciekawy :) – ja wolę konkrety…
Witam wszystkich
Tomek napisał ,,Z góry dziękuję za kontynuację,, – od pewnej osoby dowiedziałem się, że ten rodzaj zwrotów ( szczególnie w listach motywacyjnych – dziękuje z góry za rozmowę itp ) jest na Zachodzie niepożądany. Czy to prawda?W Polsce jest raczej często stosowany.
Pytanie nie na temat blogu -wiem.
To mój debiut na Twoim blogu, czytam systematycznie całe archiwum.
Będę starał się włączać do dyskusji w komentarzach pomimo mojej małej (jeszcze ) wiedzy w zakresie tematu blogu.
Alex proszę o feedback ( jeśli nie sprawi Ci to kłopotu oczywiście) jeśli popełnię jakiekolwiek błędy.
Uważam, że wykonujesz Alex bardzo dobrą pracę prowadząc ten blog.
pozdrawiam
Piotr
ps ja optuję za bycie konkretnym
Witaj Alex
Dla mnie najważniejszym przesłaniem tego postu jest „…zarabianie na życie jest przyjemnością…” – jak odkryć, jak to znaleść, co naprawde chcemy robić, co sprawi nam przyjemność? Ja jestem na etapie poszukiwania tego czegoś.
serdecznie pozdrawiam
Szymon
Ok, więc wrażliwszych Czytelników proszę o zaprzestanie czytania, a pozostałym zwracam uwagę, że w moim wypadku otwartość jest znakiem szacunku dla rozmówcy, a nie jego braku. Potraktuję Was więc tak, jak klientów, którzy płacą mi za to, abym bez ceregieli mówił co myślę:
Biorąc pod uwagę przekrój grupy docelowej Czytelników tego blogu (nie liczę teraz tych bardzo dobrze zarabiających osób o których wiem, że też czytują ten blog nie zabierając na nim głosu) nie zamierzam teraz dyskutować długofalowego oszczędzania, bo to nie jest to, czego najpilniej potrzebujecie.
To byłoby trochę tak, jakby ktoś chciał uczyć mnie akrobacji na rolkach w sytuacji, kiedy z trudnościami jadę po prostej i wykonuję łagodne zakręty :-)
Popatrzmy na przykład chłodno na to, za ile większość ludzi z grupy docelowej sprzedaje godzinę swojego życia ( http://alexba.eu/2006-11-04/rozwoj-kariera-praca/za-ile-sprzedajesz-godzine-twojego-zycia/ ). Z całym szacunkiem wygląda to na ogół bardzo kiepsko!! I tak ma zostać do końca Waszych dni?? A może ktoś liczy że przyjdzie dobra wróżka i to zmieni??Tutaj jest pierwszy punkt działania, jeśli chcemy długofalowo poprawić naszą sytuację finansową. Moja rada: uzbieraj kwotę, którą potrzebujesz na przeżycie 6-12 miesięcy ( http://alexba.eu/2006-12-01/tematy-rozne/bezpieczenstwo-finansowe/ ), zabunkruj ją w bezpiecznym miejscu a potem pracuj intensywnie nad wartością rynkową. Na tym blogu znajdziecie mnóstwo rad, na co zwracać uwagę i jak się za to zabrać.
Drugim problemem jest smutny fakt, że z finansowego punktu widzenia wielu ludzi ma ujemną wartość netto, co rodzi całe mnóstwo problemów. Jak chcesz skutecznie długoterminowo inwestować, jeśli jesteś na łasce i niełasce banku względnie aktualnego pracodawcy lub rodziny?? To trzeba najpierw uporządkować.
Takie rozważania można by jeszcze ciągnąć, ale pewnie przekroczylibyśmy próg bólu większości Czytelników, których to dotyczy, więc na tym poprzestańmy.
Wierzcie mi, zależy mi na tym, aby wszyscy, którzy inwestują czas (tak, tak, to inwestycja :-)) w czytanie tego blogu i przemyślenie dyskutowanych tutaj treści osiągnęłi jak najwyższy komfort i jakość życia, właśnie dlatego poruszam takie, a nie inne tematy. Pisanie o inwestycjach spowodowałoby, że czulibyśmy się lepsi i „bogatsi”, ale jeśli chcemy konkretnych rezultatów, to nie tędy droga. Dom też buduje się od fundamentów
No jak, ktoś mnie jeszcze lubi? :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Piotr
Witaj na naszym blogu :-)
Nie jestem specjalistą od listów motywacyjnych, jedyny w życiu napisałem w latach 80 w Austrii na stanowisko programisty, zostałem odrzucony więc wkrótce potem założyłem własną firmę :-)
Dziękuję Ci za słowa uznania i zapraszam do aktywnego udziału
Szymon
Pytasz: „jak odkryć, jak to znaleść, co naprawde chcemy robić, co sprawi nam przyjemność?”
Metoda jest podobna do znalezienia odpowiedzi na pytanie „co sprawi mi szczególną przyjemność w seksie?”
Trzeba osobiście wypróbować dużo różnych rzeczy, potem będziesz wiedział :-)
Trafna odpowiedź na obydwa pytania będzie miała wielki wpływ na Twoje zadowolenie z życia.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Jeśli moje rozważania powyżej (odpowiedź Tomkowi) kogoś nie dotyczą, to zawsze możemy się umówić na indywidualną rozmowę :-)
Alex,
lubię Cię, lubię :). Nie wiem, albo nie jestem grupą docelową, albo osobą bardzo do siebie zdystansowaną, albo mój próg bólu jest znacznie dalej, ale w sumie to za bardzo mną nie potrząsnąłeś :). Mądrze napisane i tyle. I wcale nie jakoś wyjątkowo odważnie, jak dla mnie – w sam raz :). Właściwie to tak, jak powiedziałeś – wszystko to już było powiedziane, ale nigdy tak skondensowane. Może to komuś sprawić ból, ale chyba nie ludziom o zdrowym podejściu do samych siebie.
Z moim doświadczeń wynika, u siebie jestem tego pewien, że tak, jak wspaniale odciąża balast zbędnych wyobrażeń o dostatnim życiu, tak dobrze robi przebicie balonu pychy, który, niestety, zdarza się dmuchać całymi latami.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Łukasz
Nie wiedząc dokładnie kto to czyta (mamy teraz ok 2200 odwiedzin dziennie, a wypowiada się tylko garstka Czytelników) wolałem zrobić to mimo wszystko w miarę oględnie :-)
Co dokładnie nazywasz „przebiciem balonu pychy”?
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Chyba za długo jestem czytelnikiem tego blogu oraz niepotrzebnie czytałem „Brazen Careerist” Penelope Trunk – czuję się zawiedziony Twoją odpowiedzią. Po cichu liczyłem na coś bardziej wstrząsającego :)
Jednakże z całą odpowiedzią się zgodzę.
Co prawda moja strategia jest trochę inna – lecz o niej napiszę kiedyś, gdzieś, jak zadziała a wstyd z publicznego opowiedzenia będzie mniejszy niż efekty jakie ona przyniesie :D
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
@Alex: Myślę, że Tomkowi chodzi o poradę inwestycyjną – na przykład wyjaśnienie, co to znaczy „kwotę, którą potrzebujesz na przeżycie 6-12 miesięcy (..) zabunkruj ją w bezpiecznym miejscu a potem pracuj intensywnie nad wartością rynkową”.
Czy Twoim zdaniem bezpieczne miejsce to skrytka pod starym dębem lub w piwnicy, diamenty lub złoto w depozycie bankowym, inwestycja w nieruchomość, lokata bankowa, czy też fundusz inwestycyjny, który przez przypadek nie jest piramidą finansową. :-)
TesTeq
Tomek wyraźnie powiedział „“odpowiednia dywersyfikacja … inwestycji””
Na takim etapie, jakim jest większość Czytelników zalecam 100% inwestowanie w wartość rynkową. Fundusz bezpieczeństwa o którym wspominam nie jest inwestycją i nie o niego zapewne chodziło w zadanym mi pytaniu
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
To mój pierwszy komentarz na blogu, choć czytam go od ponad roku.
Nie ukrywam, że tematyka postu jest dla mnie bardzo ciekawa. Od kilku lat pracuje nad uporządkowaniem swojej sytuacji, czyli nad fundamentami. Mam nadzieje nie długo wdrożyć kilka dodatkowych pomysłów i rozpocząć pracę nad jak to mówisz Alex „wartością rynkową”
Nie ukrywam również, że przeczytałem całe archiwum blogu i wdrożyłem wiele pomysłów tu opisanych a w niektórych przypadkach zmieniłem całkowicie swoje dotychczasowe podejście. Oczywiście czytam dalej, bo liczę na więcej.
Pozdrawiam
Krzysiek
Witam Gospodarza i Czytelnikow,
poniewaz zabieram tu glos po raz pierwszy, chcialbym przede wszystkim pogratulowac Alexowi ciekawego bloga i roznorodnej spolecznosci czytelnikow :)
W kontekscie emerytury chcialbym polecic przemyslenia osoby Cynik9 zamieszczane na blogu
http://dwagrosze.blogspot.com/
Jest tam calkiem sporo materialu o I, II, III i IV (tak!) filarze emerytury. Cynik9 ma, jak sam pseudonim wskazuje, bardzo zdroworozsadkowe podejscie do panstwowej emerytury (=jalmuzna) i zaleca IV filar, budowany na wlasna reke i z daleka od panstwa. Sadze ze jego poglady na temat zapewnienia sobie bezpieczenstwa finansowego moga byc zbiezne z pogladami Alexa :)
Na zakonczenie jedno z powiedzonek Cynika9 (cytuje z pamieci wiec moge cos przekrecic):
„Rzad powiedzial do obywateli: Chcemy waszego dobra.
Slyszac to, zaniepokojeni obywatele zaczeli chować swoje dobra w bezpiecznych miejscach.”
Pozdrawiam serdecznie
Klackon
Krzysztof
Witaj na naszym blogu :-)
Cieszę się, że wykorzystałeś zawarte w nim treści i dziękuję za informacje o tym.
Jak widać piszę ten blog nie aby zrobić sobie laurkę, ale aby wesprzeć pozytywne zmiany w życiu wielu innych ludzi i takie „wiadomości z frontu” są dla mnie bardzo cenne. Życzę powodzenia w dalszym rozwoju i oczywiście zapraszam do aktywnego udziału w naszych dyskusjach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Klackon
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za podany, bardzo ciekawy link, ktoś go kiedyś przytaczał, ale dobrze pasuje do drugiej części mojego postu (choć na przyszłość bardzo proszę linkuj konkretne posty a nie całe serwisy :-))
Przeczytałem akurat jego najnowszy post i całkowicie zgadzam się z wypowiedzią:
„Jest jednak rzeczą oczywistą że biliony nowych dolarów pompowane obecnie do system w celu jego ratowania przez Bernanke, Paulsona i spółkę prędzej czy później powrócą inflacyjnym tsunami.”
Jak spojrzymy na nasz kontynent to do tego samego pcha Europę Sarkozy & Co, a Angela Merkel jak na razie dzielnie się temu opiera :-)
Teraz każdy może sobie pomyśleć nad strategią w wypadku takiego wydarzenia
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Kiedy czytałem post i komentarze, przypomniało mi się znane powiedzenie: „Umiesz liczyć? Licz na siebie”.
Alex, dziękuję za to Twoje powtarzanie: „Nie warto obciążać się kredytami” (oczywiście parafrazuję). Podobne wypowiedzi znalazły się już w co najmniej kilku postach. Również kilkukrotnie w komentarzach toczyła się na ten temat wymiana zdań, ale wydaje mi się, że dopiero teraz powoli zaczyna do mnie docierać, że niekupowanie mieszkania na kredyt jest w ogóle jakąś opcją. Schemat takiego myślenia jest wyjątkowo mocno zakorzeniony, przynajmniej we mnie. Tutaj zresztą należą się gratulacje bankom;)
„Dwagrosze” jest szczególnie interesujące ze względu na informacje na temat rynku kruszców. Wydaje mi się, że w Polsce wiedza i literatura na ten temat są rzadko spotykane.
Witaj Alex, witam wszystkich
Twoje podejście nr 3, bardzo mi odpowiada. Generalnie chyba mam potrzebę pracowania z pasją i w takim wypadku również nie odoróżniam pracy od wypoczynku.
Wróciłam teraz z wizyty u mojego kontrahenta. To Pan w wieku ok 60 lat, zamożny, majacy kilka fabryk. Jego zrównoważenie i zadowolenie z zycia oraz uwielbienie dla spokoju są w efekcie końcowym twórcze dla wszystkich jego kooperantów. Widać, że ta praca sprawia mu radość i chce aby sprawiała radość innym.
Nad pkt. 3 muszę jeszcze popracować w kwestii zorganizowania czynności, których nie lubię oraz rozszerzenia perspektyw na przyszłośc odnośnie działalności. Dziekuję Ci za pewne wskazówki.
Podzielam Twój pogląd , że w całym takim planie najważniejsze jest jednak zdrowie i dobra forma. Mnie potrzebna jest do podróżowania, bo jest jeszcze wiele miejsc które chcę odwiedzić :-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex: ale najczęściej przy starcie te 750zł mogą mieć znaczenie, szczególnie u osób, które nie mają żadnej poduszki finansowej. Paragraf 22 – nie można zacząć działalności przynoszącej zysk, ponieważ nie ma się środków na rozpoczęcie, a środków się nie ma, ponieważ się nie prowadzi działalności :) Robiłem sobie kiedyś rozplanowanie ile pieniędzy bym potrzebował na rozpoczęcie działalności i starałem się zasymulować wydatki, zakładając iż przez pierwsze pół roku nie zarabiam nic to na same wydatki stałe spokojnie wychodziło praktycznie z 8000zł – kwota którą mało kto „startując w życie” posiada. Z tego ponad 6000zł to jakieś opłaty stałe w stylu właśnie ZUSu itp.
Tomasz: Jeśli chodzi o pakowanie bilionów w plany ratunkowe – tak, to wróci, tak jak mówi Alex. Dlatego moim zdaniem patrzenie STRICTE na ilość pieniędzy które oszczędzasz jest bez sensu. W co lokować? W SIEBIE! Pieniądze się mało będą liczyć gdy zacznie się hiperinflacja. Jak wygląda inwestycja w siebie? Nowa wiedza, nowe zdolności. Jeśli chcesz dywersyfikować, to nikt nie powie niczego nowego. Złoto? Inne surowce? Inne waluty? Tylko, że do takich zabaw musisz mieć dużo, bardzo dużo pieniędzy (powiedzmy >1mln$) – masz je? :) Jeśli ich nie masz, to dlaczego ich nie masz? :) Poza tym kupisz jakieś diamenty, zakopiesz i co z nich masz? A jeśli będziesz specjalistą świetnym w tym co robisz, albo choćby kimś, kto nie patrzy jak tu bumelkę odstawiać – to zarobisz swoje. Tylko należy pamiętać, że na większości stanowisk „masowych” zakłada się, że pracownik jest bumelantem, więc trzeba wyskoczyć do stanowisk „wyższych”, gdzie zakłada się, iż pracownik jest wartościowy i pracowity.
Co więcej, myślisz, że człowiek bez zdolności będzie przydatny gdy naprawdę nadejdzie kryzys? To co mamy obecnie to póki co dla mnie nadal korekta w „gospodarce byka”. Jednak w perspektywie lat – banki centralne tego nie zatrzymają tak jak teraz to robią. Polecam „Armstrong economy cycle” do pogooglania. Bardzo ciekawa teoria, na ile prawdziwa – nie ocenię. Jednak póki co to co on pisał wiele lat temu się sprawdza. Do poważnego kryzysu nam jeszcze brakuje kilkudziesięciu lat.
A może po prostu lepiej pieniądze jakoś wydawać w formie pieniężnej i generalnie „cieszyć się życiem”? Też staram się tak sobie mówić, że będę wydawał pieniądze na coś co bym chciał mieć, a w efekcie miast to robić i tak je gdzieś odkładam i ograniczam swoje wydatki praktycznie do zera. Staram się mieć tą „poduszkę” jakąkolwiek… Praktycznie kupuję jedynie gaz na lukoilu i żarcie w sklepie. Inne wydatki są praktycznie żadne. Może też i dobrze, oszczędność też jest ważna, bo dzięki temu ma sie jakiś zapas pieniędzy. Niestety ostatni rok nawet i to mi uszczuplił. Inflacja po byku, w moim wypadku chyba z 40% wychodzi :P Poważnie, mam wrażenie, że te wskaźniki inflacji są robione na zasadzie „Mieciu, lodówki w tym roku potaniały, to je weźmiemy pod uwagę, co?” http://www.shadowstats.com/alternate_data – bardzo ciekawe dane. Dają do myślenia, jeśli ktoś ich nie zna. Polecam Money Supply – pokazuje to dobitnie o co chodzi z tym kryzysem.
TesTeq: poważnie tak jest? Jak ja się kiedyś patrzałem to przy 1-os. DG się płaciło minimalną, chyba, że się przekraczało jakieś tam poziomy, wtedy się liczyło jako procent od dochodu. Fakt, w zakładanie DG to orientowałem się ponad 3 lata temu, teraz coś słyszałem, że na początku płaci się mniejszy ZUS… Jak mi nie wyjdzie szukanie pracy tak do powiedzmy marca, to chyba faktycznie zacznę się tym interesować.
Alex
Nie chodzi mi o kolejne streszczanie informacji już zawartych na blogu, czyli wniosek z tego, że brakuje precyzyji w moich pytaniach. Może też zostałem w międzyczasie trochę zaszufladkowany pod jakiś typ czytelnika? Cenny feedback odnośnie jakości komunikacji :)
Nie twierdzę, że przytoczone uwagi mnie nie dotyczą, ale jestem chyba świadomy wielu spraw. Regularnie inwestuję fundusze i dużo czasu w dalszy, szeroko pojęty rozwój i poprawę swojej wartości rynkowej. Mimo tego posiadam, o dziwo, jakieś regularne nadwyżki i inwestycje finansowe, którymi chciałbym sensownie dysponować. Pewnych kroków w dalszym rozwoju nie przeskoczę z dnia na dzień. Dlaczego miałoby mnie to ograniczać przed równoległym dbaniem o swoje szeroko pojęte finanse? Chociażby w celu ich ochrony przed kryzysami czy „inflacyjnym tsunami”. Choć pewnie dałoby się je skonsumować dość szybko płacąc za intensywny, indywidualny coaching komuś takiemu jak Ty :) Lepszych, dodatkowych inwestycji finansowych w dalszy rozwój na razie nie widzę.
Napisałeś: „…zawsze możemy się umówić na indywidualną rozmowę”. Może powinniśmy?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Alex,
przez „przebicie balonu pychy” mam na myśli uświadomienie sobie, w jak wielu przypadkach gramy całkiem innych ludzi, jak zasłaniamy się tytułami, osiągnięciami, aby nikt nie zobaczył, jacy jesteśmy w głębi serca. Pycha pcha do nałogów, grzechu. Dla mnie dobrym ratunkiem jest przeproszenie kogoś, na myśl o przeprosinach jakich aż ciary się robią – „JA miałbym to zrobić?!”. Tak, właśnie Ty.
Mi takie podejście nie stawiania siebie na urojonym piedestale bardzo zaprocentowało.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Panie Aleksandrze, ja w tym poście dopisałbym 4 punkt. Gwarancjami rządu, który myśli najdalej o 4 lata do przodu (do nowych wyborów) to można sobie podetrzeć wiadomo co. Odłożone pieniądze na starość też może wziąść licho (przecież to tylko papier) . Ja stawiam na ludzi, rodzinę.
Piotr
Proszę bardzo, po to piszę ten blog, aby ktoś z tych informacji skorzystał :-)
Wyrwanie się ze schematów myślenia to dobra rzecz, wtedy możemy naprawdę używać naszej inteligencji.
Monika
Dziękuję za przykład, też poznałem takich ludzi. To właśnie oni dali mi kiedyś impuls do myślenia w tym kierunku, który właśnie przekazuję dalej
Witold
Jasne, że gdyby nie było tego dodatkowego podatku w wysokości 750 zł (w wypadku pierwszej działalności płacisz przez dwa lata chyba połowę?), to byłoby lepiej. Z drugiej strony, jeśli ktoś nie może uzbierać/pożyczyć/zarobić takiej kwoty, to może niech się wstrzyma z zakładaniem oficjalnej firmy. Najpierw niech poszuka klientów, którzy skłonni są płacić :-)
Piszesz: „to na same wydatki stałe spokojnie wychodziło praktycznie z 8000zł – kwota którą mało kto “startując w życie” posiada.”
To jest klasyczny przypadek tego, co pisałem powyżej. Przy czym sam ZUS (bo o tym rozmawiamy) to byłoby 4500 zł. Jeżeli ktoś nie ma uzbieranej takiej sumy, albo nie ma wiarygodności takiej, że ktoś mu ją po prostu pożyczy (sam tak wspierałem kilka powstających firemek), to niech lepiej najpierw nad tym popracuje. Biznes to nie jest tak jak w filmach typu „Magda M.” czy podobnych.
I jeszcze jedno.
Najpierw piszesz: „Mówisz o ~750zł, natomiast to jest minimum, wraz ze wzrostem zarobku -> rośnie”
aby potem kilka komentarzy niżej:” orientowałem się ponad 3 lata temu, teraz coś słyszałem, że na początku płaci się mniejszy ZUS”
Wiesz, że jak ktoś w trybie oznajmującym podaje na tym blogu informacje, które nie są sprawdzone to ma kłopot ze mną? :-)
Tomasz
Najlepiej jak zadzwonię do Ciebie na skype jak będziemy obaj dostępni i mieli czas. Wszelkie rady wymagają uprzedniego zadania sporej ilości dość daleko idących pytań i raczej nie nadają się na dyskusję na blogu.
Łukasz
Dziękuję za wyjaśnienie
Jozin
Witaj na naszym blogu :-)
Pomijając ewidentne nieporozumienia, takie jak ekipę z lat 2005-2007 staram się nie krytykować rządzących, bo zdaję sobie doskonale sprawę jak skomplikowane jest wprowadzanie zmian w dużych organizacjach. A przecież ponad trzydziestomilionowe państwo to jeszcze bardziej złożona sprawa, gdzie jest jeszcze więcej uwarunkowań. Krytykować jest łatwo.
Nie zmienia to oczywiście faktu, że specjalnie nie polegam na jakichkolwiek obietnicach jakiegokolwiek rządu :-)
Piszesz: „Odłożone pieniądze na starość też może wziąść licho…”
Dlatego trzeba dywersyfikować :-) Ale to robimy po tym, jak nauczyliśmy się zarabiać kasę w rozsądnych dawkach :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, wiem, wiem :) Tylko tam są jakieś obwarowania do tej obniżki. Nie orientuję się we wszystkim, dlatego napisałem tak jakby jej nie było -> czyli najgorszy scenariusz. Jeśli chodzi o „słyszałem” to mea culpa, dzięki za ostrzeżenie ;)
Co do kredytowania swojego początku działalności to Alex, wiesz, ja bym nie polecał jednak. Każdemu może się powinąć noga i to szybciej niż myśli. Mówisz, że wspierałeś kilka firm na początku. Jak rozumiem się tam ułożyło ok. Ale co jeśli by nie wypaliło? Właśnie dlatego pożyczki nie są dla mnie. Problem ze spłatą kogoś kto mi pożyczył to „strata twarzy”, a banku – dług który będzie dłuuugo ściągany i długo wiążący ręce. Ja znam swoje ograniczenia, stąd planuję wywiosłować sobie poduszkę, „a potem się zobaczy”. Tylko problem ze znalezieniem nowej galery. Póki co to jestem brany pod paragraf 22, co mnie delikatnie mówiąc irytuje.
Witam
Jako że właśnie kończe formalności związane z otwieraniem firmy czuję się na tyle kompetentny by się w tej kwestii wypowiedzieć. Otóż obniżona stawka ZUS w tej chwili wynosi ~100 zł. Dodatkowo musimy płacić zdrowotne (~175 zł) więc całość wynosi niecałe 300 zł. Nie muszę mówić że jest to conajmniej dobra wiadomość. Ta obniżona stawka funkcjonuje przez dwa lata. Te 300 zł są to praktycznie całe koszta prowadzenia działalności (nie liczę tu oczywiście podatku dochodowego – który nie jest też aż tak duży bo wg. nowych przepisów do sumy ok 80tys zł wynosi on 18%). Dodatkowo może dochodzić koszt obsługi księgowej (dla małej ilości faktur ~100 zł) i to praktycznie już wszystko. Jeżeli ktoś się boi rzucać na głębokie wody to często pracodawcy chętnie idą na taką formę współpracy (wynagrodzenie ryczałtowe). Im się to opłaca bo koszt pracownik jest mniejszy, w efekcie można się porozumieć co do wyższej stawki wynagrodzenia. Wtedy już ewentualne przejście na własną prawdziwą działalność może być znacznie płynniejsze. Nie mówiąc już o tym że taka forma współpracy z jednym pracodawcą już ma inny charakter niż z kimś zatrudnionym na etat. Pływamy pod czyjąś banderą ale jednak statek jest nasz :-)
Pozdrawiam
Witam.
Miałem nie pisać ale coś mi przyszło do głowy.
Często widzę ludzi którzy wsiadając do autobusu (prywatnego) koncentrują się na tym ale zapłacić za ulgowy bilet zamiast normalnego mimo, że wcale im się nie należy.
Jak wszystko na tym świecie tak i to ma swoje dobre i złe strony.
Dobra to taka, że zostaje 'nam’ to 50gr.
Zła to taka, że zaczynamy się postrzegać jako ktoś kto potrzebuje ulgowego (szczyl / niepełnosprawny / kombatant / …), co docelowo ogranicza takiego delikwenta psychicznie. Co więcej uczymy swój mniej bądź bardziej wartościowy mózg, że opłaca się kombinować zamiast pracować.
Skutki tych oraz podobnych działań są opłakane. Ludzie kombinują często z inteligencją muchy, zamiast zrobić coś z sobą i być kimś wartościowym dla rodziny (to się nazywa szanowanym), wartościowym dla pracodawcy/rynku (to się nazywa dobrze opłacanym), wartościowym ze względu na inteligencje (nie dający się robić w trąbę).
Jakaś paranoja -.- .
Pozdrowionka!
Witam,
Na w ramach mojego debiutu na forum niemerytoryczna uwaga natury ogólnej: bardzo cenię Pańskie notatki za spójność, merytorykę właśnie oraz pewną specyficzną „sprzyjającą życzliwość”.
Chciałam sie natomiast odnieść do jednego z komentarzy:
—
Szymon
Pytasz: “jak odkryć, jak to znaleść, co naprawde chcemy robić, co sprawi nam przyjemność?”
Metoda jest podobna do znalezienia odpowiedzi na pytanie “co sprawi mi szczególną przyjemność w seksie?”
Trzeba osobiście wypróbować dużo różnych rzeczy, potem będziesz wiedział :)
—
I tu od razu podchwytliwe pytanie, mające zresztą związek z poprzednim: a jak wybierać dużo różnych rzeczy do wypróbowania – mając do wyboru przeogromne mnóstwo różnych rzeczy – tak, aby się nie zakopać na pół życia próbując tego i owego, a w końcu stwierdzając, że To Nie Było To?
W ramach odpowiedzi proponuję podejście, które u mnie działa. Mianowicie – _zanim_ się zabierzemy za wypróbowywanie, _najpierw_ się zorientujmy, kim jesteśmy; czego chcemy; co tak naprawdę nam odpowiada? To, moim zdaniem, znacząco ograniczy możliwość rzucenia się na coś, co w dłuższej perspektywie nie sprawi nam przyjemności, a zostawi opcje dobrze rokujące.
Przykład: człowieka o zacięciu wdrożeniowca/wykonawcy/egzekutora :) rzucamy do zespołu innowacyjnego. Jak się będzie czuł? Ile wniesie? Czy nie lepiej, żeby znalazł się w zespole wcielającym w życie pomysły innych, czy to na poziomie opracowania strategii (jeśli ma taką skłonność), czy spójnego egzekwowania jej punkt po punkcie?
No dobra, ale kolejne pytanie: jak się dowiedzieć, kim jesteśmy?
Tu mamy sporo rozmaitych narzędzi, od typowych (extended DISC itp.) poprzez niekonwencjonalne aż do zahaczających o metafizykę. To już od nas zależy, które narzędzie badania siebie wybierzemy :)
Pozdrawiam, Aneta
Witold
Wszystkie te przypadki to były tzw. „no brainers” dla kogoś, kto znał konkretne osoby i ich koncepcje. W każdym przypadku była to koleżeńska przysługa, za którą nie żądałem nawet odsetek :-) Taka mała akcja wspierania obiecujących ludzi.
Gdyby się pojawiły trudności, to jakoś byśmy sobie z nimi poradzili.
Dawid
Dziękuję za podane informacje, pokrywają się z tym, co sam słyszałem
Lasu
Napisałeś: „Zła to taka, że zaczynamy się postrzegać jako ktoś kto potrzebuje ulgowego (szczyl / niepełnosprawny / kombatant / …), co docelowo ogranicza takiego delikwenta psychicznie.”
To bardzo celna i wartościowa uwaga! Ludzie często robiąc małe i większe przekręty nie zdają sobie sprawy z tej ceny, którą przychodzi im zapłacić. Cieszę się, że coraz więcej osób to widzi i wyciąga wnioski dla siebie
Aneta
Witaj na naszym blogu :-)
Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to osobiście mam dość prostą, a jednocześnie w praktyce skuteczną metodę: zacznij gdziekolwiek i szybko eliminuj „nietrafione” przypadki. W ten sposób nie tylko rozpoznajemy możliwości, ale też wyrabiamy sobie wyczucie gdzie ich szukać. Przy właściwym podejściu sam proces też jest przyjemny :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zgadzam sie całkowicie z Alexem i Lasu a propo :
„Skutki tych oraz podobnych działań są opłakane. Ludzie kombinują często z inteligencją muchy, zamiast zrobić coś z sobą i być kimś wartościowym dla rodziny (to się nazywa szanowanym), wartościowym dla pracodawcy/rynku (to się nazywa dobrze opłacanym), wartościowym ze względu na inteligencje (nie dający się robić w trąbę)”
Nie lubię niekompetencji, braku profesjonalizmu i robienia kolokwialnie mówiąc – na odwal się. Osoba taka myśli o sobie, o własnej korzyści i wygodzie – a najlepsze wytłumaczenie – przecież nic się nie stało . a traci na tym i rodzina i pracodawca i społeczeństwo. Filozoficznie – życie to nie tylko branie bez oddawania w zamian czegoś.
Trudno spojrzeć czasami innym na siebie z innej perspektywy, są pełni pychy i ignorancji.
pozdrawiam
Piotr, Marek:
Macie poniekąd rację, niektórzy kombinują jak koń pod górę, marnując czas na takie „pierdoły”. Jednak jeśli ktoś ma tą przysłowiową zniżkę (vide uczniowie) na bilet, to czemu miałby nie skorzystać? Nie widzę w tym nic zdrożnego. Jakby nie skorzystał to ja, tak szczerze, uznałbym taką osobę za totalnie nie umiejącą zarządzać finansami, beztroską. Na pewno nie byłoby czym się chwalić. Ale mnie nigdy nie podniecało chwalenie się „mnie stać by wyrzucać w błoto pieniądze”.
Dalej mówicie i przyrównujecie to do „robienia na odwal się” itp – też do końca tego nie rozumiem, co ma piernik do motyla? Sugerujecie, że ktoś kto po prostu korzysta z możliwości otoczenia automagicznie jest bumelantem? :D Jeśli koszt skorzystania przewyższa wartość ulgi to rozumiem, ale w innych wypadach?
Istnieją przypadki gdzie NIE MA SENSU stosować rozwiązań najoptymalniejszych, wkładanie wysiłku w zrobienie czegoś „dokładniej” generalnie mija się z celem. Przykładowo – masz zbiornik 10000 litrów, pompy które do niego są doprowadzone pompują 100 litrów/h, co więcej masz dwa czujniki 'high’ i 'low’ na poziomach 9000 i 1000. Po licho optymalizować układ, by mieć update stanu co np. 0,1s, skoro de facto nie będzie absolutnie żadnej różnicy gdy update będzie co 3600s (1h). To z kategorii przykład akademicki.
pozdrawiam
WW
Orest: napisałeś kiedyś, a mi się teraz przypomniało co chciałem wtedy napisać, ale nie miałem czasu, się więc poprawiam :) : Swoją drogą młode pokolenie powinno pamiętać, że pisane im jest życie do setnych urodzin (postęp medycyny itp.), tak więc planowanie emerytury w wieku 60-65 lat jest utopią.
Ja sądzę, że biorąc pod uwagę ilość nowych rzeczy, których wpływu na nas nie znamy – choćby promieniowanie z urządzeń typu wifi / gsm – które w ciągu dekady zwiększyło się kilkusetkrotnie – niekoniecznie musi być tak jak mówisz. Technologiczna obróbka żywności… Szybki tryb życia… itp. To się musi na nas odbić.
Moim zdaniem możemy żyć krócej. Choć ja jestem z rodziny, gdzie mężczyźni żyli ok. 50-70 lat. Więc nie mam złudzeń, że jakieś 1/3 już mam za sobą. Chyba, że będę miał zdrowie po pradziadku, ten miał 80-parę lat w chwili śmierci.
Witold:
Zgodzę się z tym, że w naszym otoczeniu mamy wiele niekorzystnie oddziaływujących na nas czynników (konserwanty i inne dziadostwa w żywności, promieniowanie itd.). Na drugiej szalce stoi medycyna, gdzie garść tabletek stawia na nogi z wielu paskudnych chorób. Choć może kiedyś przyjdzie epidemia i wybije połowę ludności.
Wyczytałem w jednej z książek, że ludzie nie planują swojej śmierci. Chodziło bardziej o to co się stanie z bliskimi, z otoczeniem w przypadku gdyby ich zabrakło – czyli odpowiedni testament, zapisy, oszczędności. Ja wykorzystałem to jako ustalenie daty i wymyśliłem sobie (w oparciu też o Bena Casnoche) że moja długoterminowa gra pod tytułem „życie” trwa do setki.
Już dwa razy wymknąłem się pani „Śmierci” spod kosy, wymknę się jeszcze nie raz :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest, garść tabletek? Co na to… wątroba, trzustka, żołądek? Nie jestem zwolennikiem chemii, z tabletek wcinam witaminę C. Nałogowo. 1 gram/dzień normalnie, 5 gram/dzień w momentach gdy czuję się chorowity. Innych cudactw staram się unikać. Medycyna naturalna. Wiesz, że na kaszel jednym z lepszych syropów jest miód? (I zwykle taniej niż komercyjny syrop). A jak możesz sobie pozwolić na trunki alkoholowe to jeszcze lepiej odkaża miód+spirytus, proporcje 1:1. wystarczy zaaplikować 50ml przed snem :)
Co do epidemii, to nie potrzeba i tak liczba ludności wkrótce powinna zacząć spadać. Generalnie wszędzie. Ale nie już, a powoli, sukcesywnie. Bez obaw…
Witold:
Garść tabletek na „wszystko” – bez nich wielu już by nie było na tym świecie.
Osobiście nie łykam nawet wit. C.
Jadam jednak całe to konserowane „dziadostwo”, dzięki czemu w mojej morfologii krwi wkrótce pojawi się kategoria „Konserwanty” i np.: „E-230” = 0,6 mg/dl ;)
Może dzięki temu zakonserwuję się i tak szybko się nie zepsuję ;)
Trochę tytułem żartu. Nie dbam o to szczególnie i się nie rozwodzę nad tym. Plan mam żyć do setki – bronić swojej szalonej koncepcji nie będę, bo mi nie zależy na tym. A jeśli kogoś zainspiruje to do przemyśleń, to się ucieszę :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest, prosty plan – „I’ll live forever or die trying!” :P Oby Ci się powiodło :D
Witaminę C przyjmujesz. To jest E300. W wielu produktach… :P
Ja łykam witaminę C, po prostu kwestia lektur. Polecam „vitamin C megadosage” na wikipedii. Pomaga też we wchłanianiu żelaza – a to jest dla mnie ważne, bo oddaję regularnie krew -> wcinanie witaminy C i produktów bogatych w żelazo zaraz przed oddaniem oraz po oddaniu jest dość ważne. Tak prewencyjnie.
Moje zainteresowanie medycyną i dietami ma podłoże proste – cała moja rodzina ma do tego tendencję, ja również. Więc staram się dobierać to co jem, taki dietetyk-amator.
tfu, piszę i nie wiem co piszę, mea culpa:
jest: „moja rodzina ma do tego tendencję, ja również.”
winno być: „moja rodzina ma tendencję do tycia, ja również.”
:)
Teraz popatrzcie jeszcze na główny temat postu :-)
Alex:
Patrzę… i stwierdzam, że wciąż obracam się wokół tematu emerytury, długiego życia, kondycji fizycznej i długeterminowego planowania. Upierać się nie będę, jeśli widzisz to inaczej :)
Pozdrawiam,
Orest
Przepraszam Alex ale jeszcze uwaga niekoniecznie związana z tematem postu.
Witold napisałes -Moje zainteresowanie medycyną i dietami ma podłoże proste .
Jestem zainteresowany rozwinięciem tematu diety, konserwantów, ja sam stosuje miód, czosnek etc.- więc jakbyś miał ochotę to możemy wymienić się mailami w celu korespondencji. Nie będziemy pisać nie na temat blogu tutaj.
Co do bumelanctwa to chodziło mi o kombinowanie jak się nie zmęczyć i wyjść na swoje – a często to ma niekorzystne skutki dla otoczenia. Jeśli ktoś ma ulgę to ok, sam mam choć już niedługo.
Drobna korekta :
OPTYMALNY ‘najlepszy, najkorzystniejszy’: Optymalna organizacja usług w mieście. Optymalny wybór. U WA G A : wyrazu tego ze względu na jego znaczenie nie powinno się stopniować; formy bardziej optymalny i najbardziej optymalny są niepoprawne, np. Trzeba wybrać rozwiązanie najbardziej optymalne, poprawnie: rozwiązanie najbardziej korzystne albo rozwiązanie najlepsze albo rozwiązanie optymalne.
Patrz również słownik PWN Języka Polskiego
To a propo ,, najoptymalniejszych „
Hey!
Witold W. Wilk
Jednak jeśli ktoś ma tą przysłowiową zniżkę (vide uczniowie) na bilet,
to czemu miałby nie skorzystać?
Jeśli mu się się należy to jak najbardziej powinien.
Tu żeby wyjaśnić sporne kwestie użył bym sytuacji z życia:
Ściąganie.
O ile nauczyciele strasznie to tępią to tak naprawdę ma to tak samo swoje plusy i minusy a zależy to w znacznej mierze od nastawienia.
Jeśli ściągam żeby się nie uczyć to odbije się to bardziej lub mniej, wcześniej bądź później czkawką.
Jeśli natomiast ściągamy gdy musimy (np. żeby nie mieć problemów, choćby ze zdaniem trudnego dla nas przedmiotu) podczas gdy to z czego chcemy się rozwijać opanowujemy konsekwentnie i bez ściemniania sobie, to będzie to na pewno miało dużo bardziej pozytywne skutki w przyszłości (bo niekoniecznie w ocenach).
Kluczowym jest stwierdzenie dość często podkreślane przez Alex-a, że wszystkie rady a nawet nakazy trzeba dobrze rozważyć przez pryzmat siebie, bez bezsensownego oszukiwania się.
Pozdrowionka!
Piotr: nie ma sprawy, mój to witold doczka wilk sobaczka gmail doczka com :) nie oczekuj jednak ode mnie niczego szczególnie odkrywczego… :P ja po prostu stosuje to co sam znalazłem… :)
Witold W. Wilk Says:
Macie poniekąd rację, niektórzy kombinują jak koń pod górę, marnując czas na takie “pierdoły”. Jednak jeśli ktoś ma tą przysłowiową zniżkę (vide uczniowie) na bilet, to czemu miałby nie skorzystać? Nie widzę w tym nic zdrożnego. Jakby nie skorzystał to ja, tak szczerze, uznałbym taką osobę za totalnie nie umiejącą zarządzać finansami, beztroską. Na pewno nie byłoby czym się chwalić. Ale mnie nigdy nie podniecało chwalenie się “mnie stać by wyrzucać w błoto pieniądze”.
—
W tym rozumowaniu widzę co najmniej dwie luki. Po pierwsze, nikt nie mówił o 'chwaleniu się’. Po drugie, założenie, iż nabycie czegoś (produktu, usługi) drożej to wyrzucanie pieniędzy w błoto, jest z gruntu fałszywe.
Przykład. W sklepie przydomowym masz litr mleka za 2,30. W sklepie oddalonym o 10 minut pieszo wzdłuż tłocznej, śmierdzącej ulicy masz dokładnie takie samo mleko za 2,10. Zagadka: ile kosztuje Twoje 10 minut + 10 minut + obciążenie układu oddechowego + brak gwarancji, że tam w ogóle to mleko będzie? :)
W dodatku odnoszę niepokojące wrażenie, że w przykładzie chodziło raczej o kombinatorów, którzy wchodzą prężnie do środka lokomocji, a na widok kontroli nagle dostają ataku astmy i ogólnie udają paralityków po osiemdziesiątce, którzy zapomnieli dokumentu o swoim inwalidztwie. Z drugiej strony… owszem, coś takiego można uznać za specyficzną formę inwalidztwa…
…zapomniałam dodać, że przykład z mlekiem nie jest z czapy wzięty – dawno temu dramatycznie nie miałam pieniędzy i sama biegałam po rzeczone dwa litry mleka dziennie. Przeszło mi, a czas zainwestowany w inny sposób okazał się czasem zyskanym. :)
Pozdrawiam, Aneta
Aneto, masz absolutną rację. Ale przykład nie pasuje do tego co pisałem, bo w tym wypadku musimy założyć, że mamy dwa sklepy, w jednym mleko jest po 2zł, w drugim po 3zł, nie ma różnic w sklepach i w mleku, prócz tego, że jedno jest droższe…
witam. a co jak interesuje nas powazniej lub mniej kilka sprzecznych ze soba rzeczy, ktore ciezko powiazac w calosc i co za tym idzie trudnosc w znalezieniu pracy…
alex mowi: testowac. byloby to latwe majac niewiele lub powiazanych ze soba zainteresowan.
czy majac kilka roznych zainteresowan alex nadal radzi testowac? ile czasu wygospodarowac na takie testowanie, jak je mozliwie najefektywniej przeprowadzic i kiedy podjac decyzje, ze dana dziedzina chcemy sie zajac na powaznie, a dana dziedzine bedziemy traktowac jako hobby.
prosze o rozwiniecie tematu i dziekuje za mozliwa odpowiedz.
pzdr. kamil.
Witku (mogę tak? mogę? Witold jest zbyt poważny na potrzeby tej rozmowy! :) ) – przy założeniu, jakie opisujesz, i przy braku warunków dodatkowych, zdecydowanie się zgadzam. Sądzę, że to kończy ten wątek tematu :)
Witam,
Temat postu przypomniał mi niedawną sytuację, kiedy to kolega z pracy(duza firma za granica) w wieku już dawno emerytalnym, otrzymał awans na zupełnie nową pozycję. Nie dość że napewno nie pracuje bo musi (sama firmowa emerytura zapewnia dobra sytuacje), to jeszcze nie obawia podejmowania się na tym etapie nowych wyzwań związanych z przejściem na nowe stanowisko w innym dziale!
Myśle, że to pokazuje, że w Polsce panuje bardzo złe nastawienie, aby jak najszybciej skończyć z pracą i wylądować w trybie „nic nie robienia” na groszowej emeryturze. Gdzieś oglądałem również statystyki, pokazujące, że Polska ma jeden z najniższych wskaźników zatrudnienia w grupie 50+
Uwazam, ze najlepiej odlozyc sobie na wlasny fundusz emerytalny – jezeli masz dlugi horyzont czasowy i zdywersyfikowany portfel inwestycji to zaden kryzys ci nie straszny. Za 30 lat i tak sie wszystko odbije.
Pozdrawiam,
Greg
witam wszystkich
bez zbędnego wstępu. Alex radzi, żeby najpierw odłożyć pieniądze „zabezpieczenie” na 6-12 miesięcy, później budować swoją wartość rynkową. Z tego co rozumiem skutkiem tego może być przepuszczenie okazji do np. doszkalania się w okresie kiedy budujemy zabezpieczenie (np. mamy okazję wziąć udział w szkoleniu, które podniesie nasze umiejętności, ale rezygnujemy z niego ponieważ teraz akurat budujemy nasze zabezpieczenie). OK, trzeba się wykazać zdrowym rozsądkiem i wybrać na prawdę wartościowe szkolenia itp. Jednak ryzyko przepuszczenia super szkolenia, które zostało kiepsko sprzedane, nadal jest duże.
I jeszcze jedno pytanie bardzo podobne do powyższego, dużo bardziej interesujące moim zdaniem. Jesteśmy w okresie budowania zabezpieczenia. Zauważamy możliwość na zarobienie pieniędzy (czy w ogólnym przypadku na odczucie satysfakcji). Wg różnych ekspertów i wyliczeń możliwość ta jest bardzo ryzykowna, ale my czujemy, że to jest perfekcyjna okazja na wzbogacenie się. Podpowiada nam to intuicja, czujemy mrowienie na plecach i wogóle :) Ale nie mamy żadnego zabezpieczenia. Co wtedy? Chętnie przeczytam wypowiedzi zwłaszcza osób mających za sobą takie doświadczenie, żeby reszta mogła wyciagnąć wnioski z błędów czy sukcesów.
P.S. Wracając do zadowolenia z wykonywanej pracy. Osobiście marzy mi się kierowanie własną firmą zajmującą się najnowszymi technologiami (ponieważ uwielbiam kreatywną pracę, wymyślanie nowych rzeczy, rozwiązywanie problemów), której rozwiązania przyczynią się do tego, że ludzie będą szczęśliwi (mam wewnętrzną potrzebę pomagania ludziom). Wizja wydaje mi się trochę utopijna, ale dzięki temu, że na 1 roku wstąpiłem do pewnej organizacji studenckiej wiem, że właśnie to da mi pełną satysfakcję. Teraz jednak cierpię na brak pomysłu na właśnie taką firmę :/ I w sumie nie rozumiem czemu ciągnie mnie do tego, żebym to ja kierował tą firmą
@artur: Nie zauważyłem, żeby Alex miał tak ortodoksyjne poglądy. Raczej sugeruje próbowanie różnych rzeczy. Uważam, że można jednocześnie budować poduszkę finansową i swoją wartość rynkową.
Udział w szkoleniach jest pożyteczny i inspirujący, ale jeszcze lepiej samodzielne podejmować działanie. Praktyka jest najlepszym nauczycielem.
Tworzenie nowych produktów w firmie technologicznej i kierowanie tą firmą to dwie różne rzeczy. Warto od początku zdawać sobie z tego sprawę.
Lasu-Marek
Ach to ściąganie :-) Kto nigdy nie ściągał niech pierwszy rzuci kamieniem…. ale: może zamiast ściągać z niepotrzebnego przedmiotu lepiej byłoby wybrać taką formę kształcenia, aby nie tracić w ogóle czasu na rzeczy, których nie potrzebujesz?
Kcam
Witaj na naszym blogu :-)
Pytasz: „..ile czasu wygospodarowac na takie testowanie…,”
Ja nie mam ogólnej odpowiedzi, mogę Ci powiedzieć jak ja to robiłem. Metoda była prosta: po zabezpieczeniu sobie absolutnego minimum na życie testowałem „na okrągło” :-)
Jeśli chodzi o efektywne przeprowadzenie, to ja stosunkowo szybko eliminuję możliwości, gdzie widzę, że kierunek nie jest taki, jakbym chciał, koncentrując się na tych bardziej obiecujących. W tych znowu prowadzę ostrą selekcję i tak dalej.
Nie mam też dylematu typu poważne zajęcie/hobby, bo znalazłem hobby, które przynosi mi pokaźne dochody – to jest to co teraz robię zawodowo.
Greg
Zgadzam się z tobą, kiedy piszesz: „w Polsce panuje bardzo złe nastawienie, aby jak najszybciej skończyć z pracą i wylądować w trybie “nic nie robienia” na groszowej emeryturze. „ To wynika z tego, że większość ludzi pracuje bo musi, a nie bo jakąś czynność lubią robić. Dlatego ciągle podkreślam, abyście szukali sobie zajęcia, które Wam odpowiada, aby za parę lat nie dołączyć do tamtych frustratów.
Artur
Na „dzień dobry” proszę abyś linkował do Twojej strony, a nie strony jakiejś organizacji, OK?
Wracając do Twojego komentarza piszesz: „mamy okazję wziąć udział w szkoleniu, które podniesie nasze umiejętności, ale rezygnujemy z niego ponieważ teraz akurat budujemy nasze zabezpieczenie „. Możesz na konkretnym przykładzie pokazać co masz na myśli?
Dalej: „Wg różnych ekspertów i wyliczeń możliwość ta jest bardzo ryzykowna, ale my czujemy, że to jest perfekcyjna okazja na wzbogacenie się. Podpowiada nam to intuicja, czujemy mrowienie na plecach i wogóle . Ale nie mamy żadnego zabezpieczenia. „
Polecam przestudiowanie postu http://alexba.eu/2008-12-02/tematy-rozne/wartosc-oczekiwana/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
ok, link usunięty
TesTeq: Tworzenie nowych produktów w firmie technologicznej i kierowanie tą firmą to dwie różne rzeczy. Warto od początku zdawać sobie z tego sprawę.
Dlatego rozdzieliłem profil firmy i kwestię jej prowadzenia.
Alex: „Możesz na konkretnym przykładzie pokazać co masz na myśli?”
Niestety nie. Jest to sytuacja wymyślona przeze mnie pod wpływem tego co czytałem. Niestety nie mam takiego doświadczenia, ani nie słyszałem o takiej sytuacji.
Alex: Polecam przestudiowanie postu http://alexba.eu/2008-12-02/tematy-rozne/wartosc-oczekiwana/
Czytałem post o wartości oczekiwanej, ale nie odpowiada on na moje pytanie. Chodzi właśnie o sytuację, gdzie różne wyliczenia pokazują, że możliwość ta jest ryzykowna, jednak intuicja mówi nam, że warto spróbować.
W którejś z dwóch książek: „Primal leadership” Golemana, lub „7 nawyków skutecznego działania” Coveya (prawdopodobnie w pierwszej z nich) czytałem, że menedżerowie często posługują się intuicją by podjąć decyzję. Chociaż szczerze muszę przyznać, że w książce napisane jest, że powodem tego jest zbyt dużo danych. Ja jestem jednak ciekawy co menedżerowie, którymi jesteście, lub których znacie robią w takich sytuacjach.
W postach często pojawia się kwestia szybkiego rezygnowania z rzeczy, które przynoszą nam straty różnego rodzaju. Pytanie – na jakiej podstawie uznać, że minęło już wystarczająco dużo czasu? Widzę pewne rozwiązanie i proszę, żeby inni powiedzieli co o tym myślą i jakie inne rozwiązania widzą/stosują. Rozwiązanie:
1. Rozmawiać z doświadczonymi osobami, żeby dowiedzieć się jak najwięcej jak to co chcemy robić wygląda w praktyce
2. Na podstawie tego zdecydować czy nam to odpowiada
3. Jeżeli się zdecydujemy, to określić sobie dokładnie (stawiając cele SWOT, ale też definiując sobie jak chcemy się czuć, jak działać) co chcemy osiągnąć w odpowiednim okresie
4. Sprawdzić jak nam poszło, dlaczego tak, a nie inaczej i czy dobrze się czujemy z tym co robimy
Co o tym sądzicie?
Artur
Link ciągle jest :-)
Piszesz: „Niestety nie mam takiego doświadczenia, ani nie słyszałem o takiej sytuacji.”
W takim razie proponuję, że kiedy taka sytuacja wystąpi to napiszesz do mnie ze szczegółami. Wtedy można cokolwiek konkretnego powiedzieć. Wszystko inne będzie gdybaniem bez wartości praktycznej. Sorry
Jako manager możesz wiele rzeczy robić na wyczucie, jeśli masz doświadczenie. Jeśli masz do dyspozycji konkretne fakty i wyliczenia, to zazwyczaj lepiej je wykorzystać. To bardzo zależy od charakteru problemu, bo inaczej postąpisz przy decyzji o budowie biurowca, a inaczej przy przyjmowaniu kluczowego pracownika.
Nawiązując do Twojego punktu nr1 „Rozmawiać z doświadczonymi osobami, żeby dowiedzieć się jak najwięcej jak to co chcemy robić wygląda w praktyce”
jestem zdania, że rozmowy z kompetentnymi ludźmi są cenne, ale w przypadku decyzji, czy coś Ci się podoba, czy nie ie ma nic ponad spróbowanie samemu
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Artur, idealnie można powiedzieć – gdy wiesz, że strata będzie szła dalej i szanse na pozytywne zakończenie przedsięwzięcia jeszcze maleją. Wtedy ucinasz to. Zdaje się logiczne czyż nie?
W praktyce ludzie dostają syndromu „sarny na drodze” i nic nie robią… Czekają na zasadzie „a może jednak się mylę i ta strata się 'odrobi'” – to jest błąd. Trzeba ciąć, gdy nie idzie w naszym kierunku. Zawsze i przede wszystkim.
W momencie rozpoczęcia jakiegoś przedsięwzięcia musisz określić ile możesz stracić, ile możesz zyskać, itp. Musisz to znać. Musisz poważnie przeanalizować straty i się zastanowić.
Ułańskiej fantazji unikaj jak ognia.
Musisz o tym fakcie „sarny na drodze” pamiętać. Póki bierzesz pod uwagę przesłanki oparte na faktach, na liczbach – intuicja jest rzeczą pożądaną. Gdy zaczynasz brać przesłanki oparte na emocjach – intuicja jest najgorszym doradcą. Poważnie, zapamiętaj to, może być przydatne, gdy kiedykolwiek będziesz widział jak strata rośnie, a Ty zaczniesz marzyć o tym, że jednak się powiedzie…
pozdrawiam serdecznie
WW
Alex,
Ja również, tak jak chyba większość osób na tym blogu, chciałbym móc wykonywać zawód który lubię i który daje mi dużo frajdy i satysfakcji oraz całkiem dobre pieniądze czyli inaczej rzecz ujmując interesowałaby mnie opcja trzecia. Niestety sam jeszcze do końca nie wiem co lubię i podejrzewam, że spora część populacji na pytanie „co lubisz robić na tyle, że mógłbyś się tym zajmować nawet za darmo?” także miałaby problem ze szczerą odpowiedzią. Zauważyłem, że sporo osób na pytanie co lubisz robić odpowiada w stylu lubię dobrą książkę, muzykę, film czy dobrze zjeść ale ma problem z określeniem czym tak naprawdę najchętniej i z dużą przyjemnością zajmowałaby się zawodowo.
Wiem jednak, że w przyszłości i ja będę miał tak komfortową sytuację :)
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
Fragment z wywiadu z Richardem Brandsonem:
Can you ever imagine retiring?
Not at all. I enjoy life for too much to retire, so I’ll just continue enjoying myself until I drop.
Orest
To jest dość rozpowszechnione nastawienie wśród ludzi, którzy zarobkowo robią to co lubią. Trafienie na właściwe zajęcia, a potem na właściwe ich proporcje jest fascynującym zadaniem, nad którym np. ja ciągle jeszcze pracuję.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
… nad którym to zadaniem ja dopiero rozpoczynam pracę.
A właśnie takie nastawienie motywuje mnie do tego, aby robić w życiu to co będę lubiał.
Pozdrowienia z wakacji,
Orest
Alex:
„(…) jak będziesz miał ok. 60 lat to inni będą płacili na Twoje utrzymanie, w zamian za pieniądze, które wpłacasz teraz na obecnych emerytów”
Cała ta „umowa” (w cudzysłowie, bo nikt się z państwem w tym temacie nie umawiał, tj. nikt nie miał wyboru ;-) ) jest rzeczywiście zupełnie sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem. Podatnik płaci za życie obcych mu osób, żeby potem inne obce osoby płaciły za jego życie. Nie ma w tej koncepcji za grosz sensu. Ani jakiejkolwiek motywacji do płacenia.
TesTeq:
„Nie da się zaprzeczyć, że wiele osób ma kłopoty z dyscypliną finansową. Świadczy o tym szał zakupów na kredyt i spektakularne przypadki roztrwonienia wielomilionowej wygranej w Lotto.”
Owszem, nie da się zaprzeczyć, że wiele osób ma takie problemy ale jednocześnie jestem pewien, że zdecydowana większość takich problemów nie ma. Uważam (i wierzę w to głęboko), że zdecydowana większość to ludzie wolni, samodzielni, mogący sami zadbać o swoją przyszłość i nie potrzebujący do tego państwa. Wręcz przeciwnie – państwo ma im nie przeszkadzać. I teraz pytanie: czy ze względu na tą mniejszość niesamodzielnych państwo ma przymusowo dbać o wszystkich? Wg mnie absolutnie nie.
Na teraz rzeczywiście patrzenie na składkę emerytalną jako na dodatkowy podatek, bez większych związków z przyszłością, jest prawdopodobnie najrozsądniejszym podejściem. Nasuwa się jednak przewrotna myśl, czy czasem ludzie będący po drugiej stornie barykady, tzn. ci zbierający podatki, nie widzą tego podobnie…? ;-). Zbierają pieniądze, dysponują nimi, wrzucają je w tę całą państwową maszynerię, a to co z niej wypadnie, pewien ułamek tego co wpadło, wypłacają dzisiejszym emerytom.
Z ostatniej chwili: przed godziną oglądałem na jakimś kanale wiadomości. I tam był reportaż opisujący emeryta (mężczyzna ok. 70tki), który w przypływie złości, podczas wizyty w ZUSie, powiedział, że cały ten budynek wysadzi w powietrze. Pracownice ZUSu stwierdziły, że czują się zastraszane i podały go do sądu i tam… został on uznany za winnego. Nie było co prawda kary – sąd dał mu roczny okres próbny, ale jasno określił, że emeryt jest winny.
@Piotr Kow.: Ja nie bronię systemów emerytalnych – są po prostu dodatkowym podatkiem w przebraniu. Jednak nowoczesne społeczeństwa muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z ludźmi, którzy nie potrafią lub nie mogą (kwestie zdrowotne) zadbać o swoje interesy. W dzisiejszych czasach nie wypada ich zrzucać ze skały…
TesTeq
Piszesz: „nowoczesne społeczeństwa muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z ludźmi, którzy nie potrafią lub nie mogą (kwestie zdrowotne) zadbać o swoje interesy”
Teraz robi się na tym 'biznes’ sciągając składki ubezpieczeniowe w zamian za obietnice 'jakiejśtam’ opieki.
Dla państwa i społeczeństwa lepiej byłoby edukować tak, żeby zapobiegać problemom zdrowotnym oraz uświadamiać zalety własnej inicjatywy. Tylko, że mało kogo to interesuje, bo trudno w ten sposób zrobić interes (finansowy lub polityczny), szczególnie w krótkim czasie. Silna kampania medialna przez kilka lat mogłaby dużo pomóc, tylko kto ją zrobi?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomasz Ciamulski: Ja rozumiem, wiem i też uważam, że powinniśmy edukować, tylko powiedz mi w takim razie, co zrobić z osobą chorą na stwardnienie rozsiane, której leczenie kosztuje na przykład 10 tysięcy miesięcznie, a która w tym czasie nie może pracować. Czy mamy takiej osobie powiedzieć „trzeba było wcześniej dużo zarabiać” czy też zrzucić ją ze skały, żeby nie obciążała systemu ubezpieczeń.
Ja nie polemizuję z tym, że system ubezpieczeń społecznych jest nieudolnym przekrętem ze strony każdego państwa. Zastanawiam się tylko, jak społeczeństwa powinny sobie poradzić z osobami, którym się nie wiedzie. Bo zostawienie takich osób samym sobie jest szkodliwe także z tego względu, że rodzi różnorodne patologie.
„Zastanawiam się tylko, jak społeczeństwa powinny sobie poradzić z osobami, którym się nie wiedzie. Bo zostawienie takich osób samym sobie jest szkodliwe także z tego względu, że rodzi różnorodne patologie. ”
Stefan Molyneux, założyciel freedomainradio.com kiedyś dość brutalnie, ale myślę że ciekawie opisał ten problem:
Napisał że od zajmowania takimi osobami są fundacje zbierające pieniądze na ten konkretny cel, a nie przymusowa zrzuta z podatków – wtedy każdy członek społeczeństwa, któremu zależy na wsparciu określonej grupy społecznej będzie miał możliwość w decydowaniu jakie środki na nie chce przeznaczać. Powiedział też że niektórzy,którzy uważają że jako społeczeństwo powinniśmy pomagać słabszym, mogą powiedzieć że wtedy jest zagrożenie, że nie uzbieramy wystarczającej ilości pieniędzy na utrzymanie chorych i niezdolnych do pracy. Molyneux na to odpowiada, że jeśli dojdzie do takiej sytuacji,to tak naprawdę oznacza,że nie zależy „nam” (jako społeczeństwu) aż tak bardzo na przeznaczaniu środków na takie osoby, bo jeśli by naprawdę zależało, problem w ogóle by nie wystąpił.
Mi osobiście ciężko jest do takiej argumentacji się przyczepić chociaż niekoniecznie widziałbym ludzi upośledzonych umierających z głodu.
TesTeq
Przypadków kosztownych i trudnych do uniknięcia (np. wady genetyczne, ubezpieczenie od następstw wypadków) nie jest chyba dużo w skali społeczeństwa. Nie znam konkretnych danych, żeby zrobić wyliczenia, ale przypuszczam, że składka ogólnokrajowa na takie szczególne przypadki nie byłaby dużym obciążeniem dla naszej kieszeni. Jakaś furtka do przekrętów pozostanie, ale może być na znacznie mniejszą skalę.
Ale ta osoba (chora na stwardnienie rozsiane) przez jakiś czas pracowała i systematycznie płaciła „ubezpieczenie chorobowe, rentowe, wypadkowe” itp. W sytuacji gdyby nie było ZUSu też by je płaciła, tylko nie do worka bez dna, ale prywatnym ubezpieczycielom.
http://stopaprocentowa.blogspot.com/search/label/emerytura – tutaj, może w sposób trochę zbyt uproszczony próbowałam przedstawić jak rozwiązać kwestię ZUSu (całkowicie go likwidując), natomiast podnosząc delikatnie podatki przez pewien okres (tak by osoby, które obecnie są już na emeryturze i rencie nadal otrzymywały wypłaty). Co prawda uważam, że nie podniesienie podatków ale ich obniżenie prowadzi do zwiększenia dochodów budżetowych, ale to już osobna kwestia. Osoby, które trwale zachorują (tak by nie móc pracować) już po reformie systemu otrzymają już świadczenia od prywatnych ubezpieczycieli (o ile się ubezpieczą, w przypadku gdy te będą nieobowiązkowe). Jeśli się nie ubezpieczą, a zachorują (trwale), to pozostanie im staranie o ratunek z fundacji i innych prywatnych podmiotów (np. kościoła).
Reforma samej służby zdrowia jest jeszcze prostsza, bo i obecnie jeśli ktoś nie płaci składki na ubezpieczenie zdrowotne, nie może z niego skorzystać. Dla przypomnienia – emeryci też ją płacą.
TesTeq:
„W dzisiejszych czasach nie wypada ich zrzucać ze skały…”
Nie używajmy tak drastycznych argumentów ;-). W każdym razie, jak widzisz, na tym etapie nasze zdania się nie wykluczają: z potrzeby opieki nad ludźmi, którzy tego potrzebują nie wynika konieczność opieki (przymusowej!) nad wszystkimi.
Spójrzmy jednak na sprawę pod innym kątem. W doskonałej książce Cejrowskiego „Gringo…” opisuje on dwa przypadki:
1) Cejrowski jedzie taksówką na jakimś południowoamerykańskim końcu świata. W pewnym momencie taksówkarz prosi go, żeby zmienił za niego bieg. W tym momencie Cejrowski odkrywa, że kierowca nie ma jednej ręki i jednej nogi, zamiast drugiej ręki ma kikut z czymś, co przypomina pazur. Ale uprawia zawód taksówkarza i dowiózł Cejrowskiego na miejsce!
2) Historia szewca. Człowiek ma jedną rękę amputowaną w łokciu. I gość manewruje tą zdrową ręką i kikutem i szyje te buty. Jak trzeba, to prosi klienta, żeby gdzieś mu tę nitkę przytrzymał. Ale buty naprawił bez zarzutu!
I mądra konkluzja: gdyby istniał tam zasiłek, to obaj prawdopodobnie siedzieliby w czterech ścianach, wegetowali i narzekali, że mają zbyt niski zasiłek (bo zasiłek zawsze jest za niski). A zamiast tego radzą sobie doskonale! Są potrzebni! Ich życie ma jednak sens.
Używając terminologii Coveya z „7 nawyków…” sytuacja wymusiła na nich proaktywność. Gdyby państwo się nimi opiekowało, tej proaktywności by nie było, ponieważ ze stałym zasiłkiem nie mieliby motywacji (a nawet determinacji), aby robić to co robili.
TesTeq, piszesz o osobie ze stwardnieniem rozsianym. Oczywiście, jest bardzo niewielki odsetek ludzi, którzy w żaden sposób nie będą sobie w stanie poradzić. Ja jednak wierzę w dobroć ludzi. Jak słusznie przytoczył Michał Hubicki, państwo nie musi się tym zajmować, bo wśród milionów ludzi zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli tym osobom ze stwardnieniem rozsianym pomóc – zrobią to sami, połączą się w fundacje etc. I na pewno będzie to działało efektywniej niż pomoc państwa, bo prywatne jest zawsze efektywniejsze od państwowego.
Stopaprocentowa (przepraszam taki zwrot, ale nie znam imienia) zaproponowała likwidację ZUSu i jednoczesne chwilowe podniesienie podatków, aby było z czego płacić obecnym emerytom. Co do pierwszego to 100% zgody, co do drugiego to jest lepszy pomysł: w końcu pieniądze wypracowane i wpłacane przez dzisiejszych emerytów szły wtedy na budową rozmaitych państwowych spółek, firm, instytucji. Sposób jest więc taki, żeby sprywatyzować co się da (z licytacji), pieniądze z prywatyzacji wrzucić do funduszu emerytalnego i oddać tym biednym emerytom to, co sami wypracowali.
I jeszcze jedna dygresja. Była tutaj mowa o inwestowaniu pieniędzy. Jest oczywiście możliwość inwestowania w dzieci ;-). Skoro nie płaciłoby się składki na ZUS, to można by utrzymać więcej dzieci, a dla, powiedzmy, 4 dzieci, utrzymanie na starość rodziców nie powinno być dużym problemem (a na pewno zrobią to lepiej, niż państwowa instytucja). Oczywiście można też dywersyfikować: połowa oszczędności na dzieci, połowa na inne inwestycje ;-).
pozdrawiam serdecznie!
Piotrze – właśnie o finansowaniu emerytur i rent z prywatyzacji majątku ZUSu i służby zdrowia (szpitale, przychodnie) pisałam w podanym linku. Dodatkowe podatki proponuję jeśli się okaże, że te środki nie wystarczą na emerytury i renty obecnych świadczeniobiorców. Tak więc pomysły są właściwie identyczne :-).
Przepraszam, nie kliknąłem już dalej (nadrobię!), a moją uwagę zwrócił ten dodatkowy podatek. W takim razie 100% zgodności ;-). Chociaż przy okazji myślę, że sprywatyzować można dużo więcej… – wtedy na pewno starczy.
pozdrawiam serdecznie!
Myślę, że rozumiem Wasze argumenty lepiej niż mogłoby się wydawać z moich wypowiedzi w obronie niezaradnych i poszkodowanych przez los. Nie liczę na jakiekolwiek profity z systemu emerytalnego – nawet wówczas, gdyby był całkowicie sfinansowany z prywatyzacji Stoczni Gdańskiej :-) Traktuję składki ZUS, jak każdy inny podatek i w granicach prawa i przyzwoitości płacę jak najmniej (przyzwoitości, bo jednak nie przepisałem się do KRUSu, co byłoby jeszcze korzystniejsze niż płacenie stawek minimalnych :-) ).
Jednak cały czas mam niedosyt moralny związany z potrzebą wsparcia takich osób, jak
annablack.blox.pl.
Witam wszystkich :-)
Przyłączę się do dyskusji. Myślę, że nie ma idealnego rozwiązania na poziomie państwa problemu osób, które ze względu na zły stan zdrowia, upośledzenie czy kalectwo, albo jakieś inne katastrofy życiowe nie są w stanie samodzielnie się utrzymać, a co więcej uzyskać umiejętności samodzielnego zarobkowania.
Osobiście nie jestem jednak zwolenniczką poglądu, że wolny rynek rozwiąże ten problem (to nie ta kategoria problemów, które można rozwiązać odwołując się wyłącznie do dobrej woli osób prywatnych).
Obok kwestii „kto” ważne jest także „jak”. Może z racji zaszłości ustrojowych, albo jakichkolwiek innych względów, mamy w Polsce takie przyzwyczajenie do postrzegania (i świadczenia) pomocy dla grup jakoś „upośledzonych” (świadomie biorę to w cudzysłów) w kategoriach realizacji czyichś roszczeń. To znaczy: z jednej strony ci „upośledzeni” przyjmują postawę roszczeniową i biernie oczekują na pomoc, a z drugiej strony pomoc ma charakter raczej rybki niż wędki – ludzie dostają zapomogę, a nie są uczeni jak sobie samodzielnie radzić. Za tym idzie brak szacunku dla siebie nawzajem.
pozdrawiam
Piotr Kow: „Jak słusznie przytoczył Michał Hubicki, państwo nie musi się tym zajmować, bo wśród milionów ludzi zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli tym osobom ze stwardnieniem rozsianym pomóc – zrobią to sami, połączą się w fundacje etc. I na pewno będzie to działało efektywniej niż pomoc państwa, bo prywatne jest zawsze efektywniejsze od państwowego.”
Czy taki model gdzieś istnieje na świecie? Może warto go wypróbować gdzieś. Też się kiedyś zastanawiałem nad takimi sprawami.
Kiedyś było tak, że słaby ginął, silniejszy przeżywał. Dzisiaj pomaga się tym słabszym i chorym. Jedni wykorzystują otrzymaną pomóc (udaje im się wyzdrowieć lub np. żyć bez odczuwania bólu, który uniemożliwia np. podjęcie działań zarobkowych) inni nie (nie zawsze to wynika z ich przyczyny). Z kolei zamiast siły ważniejsza jest elastyczność.
Teraz do głowy przyszła mi taka myśl (symulacja takiego systemu, o którym piszecie). Osoba X żyje 10 lat (z wieku 30 osiąga 40 lat). Dopada ją choroba. Nie ma czegoś takiego jak ZUS itp. Żeby się wyleczyć potrzebna jest operacja za 100 tysięcy zł. Osoba X ma tylko 10 tysięcy zł oszczędności. Jak teraz zdobyć pozostałe 90 tysięcy? Fundacje, zwrócenie się o pomoc do wspólnoty do, której się należy (np. do Kościoła lub stowarzyszenia fanów klubu piłkarskiego ;) )? Oczywiście, że tak. Teraz pytanie jak bardzo będzie do efektywne? Szczerze nie wiem, ale wydaje mi się, że osoba X zdobyłaby znacznie szybciej wymaganą sumę gdyby przez te 10 lat codziennie była miła i życzliwa dla innych osób. Pomagała innym. Była uczciwa itp. Jednym słowem wnosiła by do społeczeństwa pozytywne wartości. Wtedy społeczeństwo chętniej udzieliło by jej pomocy (reguła wzajemności). Miało to by chyba pozytywny wydźwięk na jakość życia całego społeczeństwa.
Jednak myślę, że mimo wszystko Państwo byłoby potrzebne. Na przykład osoba w urzędach miasta/gminy łączyłaby fundacje z osobami potrzebującymi, które np. nie mają rodziny i zbytnio nie wiedzą jak szukać pomocy, a sąsiedzi akurat nie lubią tej osoby lub po prostu nie chcą jej pomóc.
A propos emerytur polecam przeczytanie postu w serwisie Dwa Grosze
http://dwagrosze.blogspot.com/2009/09/o-marnowaniu-skadek-emerytalnych.html
Pozdrawiam
Alex
Odnośnie poleconego artykułu w Dwa Grosze: autor zgłasza postulat, że każdy powinien odkładać tam gdzie chce i tak jak chce. Przypomina mi to pewną wypowiedź z czasów gdy wprowadzano reformę emerytalną i takie głosy były dość częste. Wypowiedź moim zdaniem jest znamienna, a brzmiała mniej więcej tak:
Ja też jestem za pełną dobrowolnością odkładania na emeryturę! Gdyby tak było, ja też, jak większość Polaków wszystko bym przejadł nie odkładając na emeryturę ani grosza. A osiągając wiek emerytalny ustawiłbym się w pierwszym szeregu tłumu manifestującego na ulicach i żądającego od Państwa godziwej emerytury
Do Kuby Mendys:
„Ja też jestem za pełną dobrowolnością odkładania na emeryturę! Gdyby tak było, ja też, jak większość Polaków wszystko bym przejadł nie odkładając na emeryturę ani grosza. A osiągając wiek emerytalny ustawiłbym się w pierwszym szeregu tłumu manifestującego na ulicach i żądającego od Państwa godziwej emerytury”
Wydaje mi się, że w tym cytacie jest pomieszanie dobrowolności odkładania na emerytury o czym jest mowa w artykule w „Dwa grosze” z pomysłem nie płacenia w ogóle..I wychodzi taka trochę manipulacja i próba przekonanie tłumu ,że lepiej płacić na państwowe :D..Nigdzie przecież nie pisze o całkowitym zniesieniu płacenia składek.Mowa jest tylko o miejscu ich składowania..Chyba ,że coś przeoczyłem.
Pozdrawiam
Kuba
Co w ogóle chciałeś powiedzieć przytaczając tę jednostkową i w gruncie rzeczy nieweryfikowalną wypowiedź??
Naprawdę uważasz nasz naród za idiotów? Co prawda wielu młodych ludzi dało się wmanewrować w dziesięciolecia niewoli kredytowej w zamian za mieszkanie w blokowiskach, ale mam wrażenie, że i w kwestiach ekonomicznych społeczeństwo nam mądrzeje. Jeżeli kryzys jeszcze się zaostrzy to przyśpieszy to ten proces edukacyjny
Pozdrawiam
Alex
Alex, Maciej,
Wypowiedzią tą chciałem zobrazować mój obraz ekonomicznej świadomości naszego społeczeństwa. Uważam, że nasze społeczeństwo nie dorosło do tego by samemu decydować o sobie w temacie emerytur.
W moim otoczeniu są ludzie w różnej sytuacji majątkowej, zawodowej i o bardzo różnym doświadczeniu. Ludzi, o których mam przekonanie, że świadomie podchodzą do tematu emerytur to znaczna mniejszość. Przeważająca większość wychodzi z założenia, że „jakoś tam będzie”.
Pozdrawiam,
Kuba
Kuba
Mówisz: „Uważam, że nasze społeczeństwo nie dorosło do tego by samemu decydować o sobie w temacie emerytur.”
Niekoniecznie się z Tobą zgodzę. Oczywiście mam przed oczami górników przejadających kilkudziesięciotysięczne odprawy i tym podobnych, ale powoli zaczyna nam sie wyłaniać klasa ludzi widzących co się dzieje i potrafiących myśleć.
Podejście „jakoś to będzie” nie jest takie złe pod warunkiem nieograniczania się tylko do niego :-)
Polskie prawo daje samozatrudnionym dość spore możliwości „wypisania się” z powszechnego systemu i zadbania o to na własną rękę. To trzeba tak, czy inaczej zrobić, a nie polegać na jakiejkolwiek instytucji państwowej.
Pozdrawiam
Alex
Ile lat minęło od restrukturyzacji górnictwa? Jaki był stan świadomości Polaków wtedy? Czy słychać o przejadaniu odpraw hutniczych? A kwoty są znacznie wyższe.
Społeczeństwo jednak uczy się, na błędach..a jak inaczej..skoro w szkole ekonomii nie nauczą, ani rodzice nie są dość bogaci(przeciętni), by nauczyć dobrego zarządzania pieniędzmi swoje dzieci. A ci, którzy mieliby co przekazywać, wolą nie mieć dzieci ;)
@Meg masz rację, to bardzo nieprzyjemny trend. Większość współczesnych ludzi dzieli ścieżki życiowe na dwa rodzaje:
1. Koncentracja na rodzinie;
2. Koncentracja na karierze.
I tak to właśnie się toczy. Osoby zakładające rodzinę, nie mogą poświęcić karierze wystarczająco dużo czasu. Kończą zatem zwykle na etacie, z marną pensyjką (oczywiście, nie jest to regułą). Z drugiej strony mamy świetnie zarabiających, bezdzietnych (a często wręcz żyjących w pojedynkę) ludzi, których całe życie obraca się wokół kariery. Szkoda, że to właśnie ci ostatni nie mają komu przekazywać zdobytego doświadczenia.
W taki oto sposób kółko się zamyka. W każdym następnym pokoleniu dominują osoby nieprzystosowane do wymogów współczesnego świata. I to właśnie ta dominująca grupa „produkuje” pokolenie następne.
Wojciech
Punkt drugi Twojego wyliczenia („Koncentracja na karierze”) jest chyba zbytnim uproszczeniem rzeczywistości. Gdybyśmy w tym przypadku napisali „koncentracja na samorozwoju i delektowaniu się życiem” to byłoby to bardziej adekwatne :-)
To samo dotyczy zdania „Z drugiej strony mamy świetnie zarabiających, bezdzietnych (a często wręcz żyjących w pojedynkę) ludzi, których całe życie obraca się wokół kariery.”
Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem: „Szkoda, że to właśnie ci ostatni nie mają komu przekazywać zdobytego doświadczenia.”
Ja jestem właśnie takim „świetnie zarabiającym, bezdzietnym” i naprawdę myślisz, że nie mam komu przekazać mojego doświadczenia???
Pozdrawiam
Alex
http://finansowa-glowa-rodziny.blogspot.com/2009/10/stracilismy-dla-ciebie-5-za-te-usuge.html
„OFE nie zarobiło nawet na własną prowizję!
Aktualnie posiadam 566,34 złotych mniej niż wpłaciłem.”
„Gdyby to było konto oszczędnościowe oprocentowane na 4% zarobiłbym 1948,88 złotych.”
Na temat emerytur znowu mamy interesujący i pouczający post : http://dwagrosze.blogspot.com/2009/10/jak-przepic-emeryture.html
Pozdrawiam
Alex