Mój ostatni post, mimo iż napisany był nieco „na kolanie” wzbudził spore zainteresowanie i intensywną dyskusję. Dlatego, jak już jesteśmy rozgrzani w tym temacie, postanowiłem teraz „dołożyć” nieco dalszych rozważań na temat aspektu materialnego w relacjach damsko-męskich. Przy okazji powinno to wyjaśnić, dlaczego mieszanie spraw finansowych do romantycznego związku uważam za nienajlepszy pomysł.
Poniższy tekst nie powinien być rozumiany, jako gotowa, uniwersalna recepta, bardziej jako inspiracja do dyskusji i własnego, świeżego spojrzenia na kilka specyficznych zagadnień głębszej relacji z drugim człowiekiem.
Aby nie być zmuszonym do pisania całej książki pozwolę sobie poczynić tutaj kilka uproszczeń, nie zniekształcających jednak mojego głównego przesłania. Z powodów praktycznych napiszę ten tekst z pozycji heteroseksualnego mężczyzny, jestem przekonany, że sprawa wygląda bardzo podobnie z punktu widzenia innej płci lub/i preferencji seksualnej. Po tym wstępie możemy przejść do rzeczy :-)
Jeśli spojrzymy na całe spektrum możliwych interakcji z bliskim człowiekiem, z którym mamy romantyczną relację, to możemy podzielić je na dwie dość odmienne od siebie płaszczyzny:
- Płaszczyzna uczuciowo-emocjonalna : miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp.
- Płaszczyzna materialno-finansowa: kwestie utrzymania się, zakupów, mieszkania, kredytów, wspólnoty gospodarczej wszelakiego rodzaju itp.
Jeżeli teraz spojrzymy na związki dwojga ludzi, to będą one znacznie różniły się między sobą głębokością relacji na każdej z tych płaszczyzn. Mam teraz na myśli nie to, co deklarują obie strony pozostające ze sobą, lecz obserwowalny stan faktyczny. A ten stan, pominąwszy pierwsza fazę zakochania się, jest przeważnie mieszanka tych obu wspomnianych wyżej dziedzin.
Tutaj moje podejście bardzo różni się od wielu innych osób i polega na tym, że o ile w związku z bliską kobietą płaszczyzna uczuciowo- emocjonalna jest dla mnie szalenie ważna, o tyle ta materialno-finansowa jest bez większego znaczenia i pełni rolę całkowicie drugorzędną (patrz moje jedyne kryterium z poprzedniego postu). To oznacza, że staram się pogłębiać skalę i zakres naszych wzajemnych odczuć ze sobą, a szeroko rozumianą kwestię „kasy” trzymam w dużej mierze poza ramami relacji.
Dlaczego tak robię?
No cóż, od pewnego czasu moim głównym priorytetem jest przeżywanie niezwykle intensywnych i gorących odczuć w relacji z bliską mi kobietą. Trzymanie spraw materialnych poza relacją znacznie ułatwia znalezienie odpowiedniej kobiety i delektowanie się wszystkim, co możemy od niej dostać lub razem z nią nawyprawiać :-)
Spójrzmy dlaczego tak uważam:
Jest rzeczą oczywista, że aby relacja była bardzo udana, to ludzie w tych zakresach, które w niej wchodzą w grę muszą być bardzo kompatybilni. Jak słusznie zauważyła wcześniej jedna z Czytelniczek, dotyczy to też sprawy finansów, które wymagają zbliżonego podejścia jeżeli mają stać się elementem udanego związku.
Jeżeli teraz w moich poszukiwaniach skoncentruję się na tej płaszczyźnie, która jest dla mnie naprawdę ważna, to znacznie szybciej znajdę kogoś pasującego i nie będę musiał iść na różne niepotrzebne kompromisy (kompromis – rozwiązanie z którym żadna ze stron nie jest naprawdę szczęśliwa).
Zilustrujmy to przykładem, przy czym uprzedzam, iż użyte tu dane liczbowe biorę „z powietrza”, nie chodzi mi o naukowy wywód, tylko o zilustrowanie zagadnienia.
Załóżmy czysto roboczo, że przy moich cechach i potrzebach emocjonalnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką. Załóżmy (bardzo optymistycznie), że przy moich cechach i podejściu do kwestii materialnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką w tychże kwestiach.
To znaczy, że prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mogę mieć głęboką relację emocjonalną i „odjazdowe” uniesienia i przeżycia wynosi 0,01
Tak samo prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mógłbym stworzyć udaną relację na płaszczyźnie finansowo-materialnej wynosi 0,01
Moje dość długie i urozmaicone doświadczenie życiowe wykazuje, że jeśli chodzi o występowanie tych dwóch rodzajów cech w jednej osobie, to nie ma miedzy nimi jakiejś znaczącej korelacji. Raczej możemy założyć, że posiadanie jednej z nich nie ma większego wpływu na istnienie drugiej. Mówiąc językiem rachunku prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że mamy do czynienia z tzw. zdarzeniami niezależnymi, a wtedy prawdopodobieństwo ich jednoczesnego wystąpienia jest iloczynem prawdopodobieństw każdego ze zdarzeń składowych.
Czyli, jeżeli ktoś chce mieć udany związek rozciągający się zarówno na sferę emocjonalną jak i materialną to szanse znalezienia odpowiedniego partnera wyglądają przy naszych założeniach następująco:
Szansa że ktoś pasuje nam (i jemu) w obydwu zakresach wynosi 0,01*0,01 = 0,0001 !!!
To oznacza, że o ile w moim przypadku, aby znaleźć osobę, z którą będę miał bardzo udaną relację emocjonalną, statystycznie rzecz biorąc musiałbym poznać 100 kobiet, o tyle ktoś, kto jak większość ludzi chce z partnerem mieć zarówno gorący związek miłosny, jak i udaną wspólnotę gospodarczą, musi poznać 10 000 kobiet aby trafić na tę właściwą !!!
To oznacza dłuuuuugie poszukiwania, podczas kiedy ja i moja partnerka delektujemy się już pełnią fantastycznych wrażeń i odczuć wzbogacając nawzajem nasze życie.
W praktyce oczywiście większość osób nie bawi się w takie długie szukanie partnera, idąc zamiast tego na niepotrzebne kompromisy, co na dłuższą metę nie prowadzi do oszałamiających wyników. W rezultacie tych rezygnacji z niektórych własnych potrzeb, w wielu związkach po latach nie ma albo miłości, albo strona materialna kuleje, albo co gorsza i to i to.
Naturalnie możemy znaleźć wyjątki, ale obserwacja większości długoterminowych relacji opartych na takich kompromisach raczej nastraja pesymistycznie. Rozumiem, że jest rzeczą normalną, iż we wspólnym życiu z realnym człowiekiem trzeba od czasu do czasu zaakceptować różne wzajemne niedoskonałości, ale po co iść na więcej kompromisów, niż jest to absolutnie konieczne? Każdy z nich zmniejsza przecież szanse na długofalowy satysfakcjonujący związek, bo jak mówi stare stwierdzenie „natura nie znosi próżni” i ludzką cechą jest poszukiwanie innych sposobów skompensowania sobie odczuwalnych niedoborów.
Właśnie dlatego, po przetestowaniu w życiu chyba wszelkich możliwych wariantów koncentruję się na tym, co jest dla mnie naprawdę ważne (kompatybilność w sferze uczuciowej) i tam szukam bardzo dokładnie. W zamian zostawiam cały ten kram materialno-finansowy poza nawiasem relacji. To daje dużą skuteczność w zaspokajaniu potrzeb zarówno własnych jak i partnerki.
Zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest nieco odmienne od ogólnie przyjętego w społeczeństwie, do tego zapewne pojawiają się typowe pytania co ze wspieraniem partnera, co ze wzajemnym dorabianiem się itp.Nie chcę rozciągać nadmiernie tego postu, więc pozwólcie, że o tych kwestiach napisze następnym razem.
Teraz zapraszam do dyskusji, proszę tylko o uważne przeczytanie powyższego tekstu, zanim będziecie wypowiadać się na jego temat. Jeżeli macie pytania dotyczące powyższych przemyśleń to oczywiście też chętnie na nie odpowiem.
Alex,
Na wstępie wyodrębniasz dwie płaszczyzny: uczuciową I materialną – co jest dla mnie naturalne I zrozumiałe.
Później piszesz o głębokości z czego wnioskuję, że obie te płaszczyzny występują jednocześnie i przenikają się nawzajem. Zrozumiałe jest też dla mnie, że ta finansowa ma dla Ciebie drugorzędne znaczenie.
Piszesz dalej o kompatybilności i kompromisach. No i w końcu jest przykład co do którego mam pytanie.
Piszesz: „Czyli, jeżeli ktoś chce mieć udany związek rozciągający się zarówno na sferę emocjonalną jak i materialną to szanse znalezienia odpowiedniego partnera wyglądają przy naszych założeniach następująco:
Szansa że ktoś pasuje nam (i jemu) w obydwu zakresach wynosi 0,01*0,01 = 0,0001 !!!”
Ok, ale jeżeli zaczniesz koncentrować tylko na jednym zakresie to co z drugim ?
Możliwości są dwie: Twoja partnerka ma dokładnie takie same podejście jak Ty do płaszczyzny materialnej lub idzie na kompromis. Nie bardzo rozumiem w jaki sposób sfera materialna może nie mieć wpływu na jakość związku (szczególnie w jej długofalowym wydaniu).
Co rozumiesz przez stwierdzenie udana wspólnota gospodarcza oraz na czym polega kompatybilność w tym obszarze ?
Pozdrawiam, Artur
Podzieliłeś związek na dwie sfery: tę wygodna Tobie i nie wygodną (czyli do odstawki). Nie sztuka odstawiać potencjalne problemy na bok, sztuka zmierzyć się z nimi. Sfery materialnej nie można do końca pominąć, chyba że jest to Twoja sex partnerka.
„Jest rzeczą oczywista, że aby relacja była bardzo udana, to ludzie w tych zakresach, które w niej wchodzą w grę muszą być bardzo kompatybilni. Jak słusznie zauważyła wcześniej jedna z Czytelniczek, dotyczy to też sprawy finansów, które wymagają zbliżonego podejścia jeżeli mają stać się elementem udanego związku.”
Gdy Twoja partnerka nagle będzie chcieć dziecka, do jakiej grupy tę potrzebę zaliczysz? Do emocjonalnej czy finansowej (w końcu dziecko to konkretna inwestycja)?
Witajcie
Zastanawia mnie jak to wszystko ze sobą się łączy w zależności od bieżącej sytuacji materialnej człowieka.
Zgodzę się z Tobą Alex, że jest to ciekawa rzecz kiedy partnerka jest samodzielna pod względem finansowym, gdyż daje to mężczyźnie szansę na to aby bardziej się skupić na sferze uczuciowej związku. Oczywiście środek ciężkości tych sfer może się zmieniać wraz z sytuacją życiową danej pary. Mam na myśli sytuację, w której kobieta rodzi dziecko i nagle na jakiś czas będzie zdana na swojego mężczyznę – od strony ekonomicznej. Stąd zrozumiałe, że kobiety zwracają uwagę przy wybieraniu partnerów na szeroko rozumianą „zaradność” i poczucie bezpieczeństwa. I nie chodzi tylko o bezpieczeństwo materialne, ale również i uczuciowe – czyli aby zachować przy sobie żywiciela rodziny itp, itd. Tutaj można by wspomnieć całą tą obszerną wiedzę na temat ewolucjonizmun itp.
Czasy się jednak zmieniają i kobiety coraz lepiej dają sobie radę same pomimo faktu, że rodzą i opiekują się dziećmi. Ciekaw jestem czy coś zmieniło w postrzeganiu przez kobiety mężczyzn pod tym kątem. Czy w związku z feminizacją różnych dziedzin życia nie zwracają tak wielkiej uwagi na „zaradność” mężczyzn jak to bywało dawniej – przecież same dają sobie coraz lepiej radę nie będąc zmuszane na „łaskę” mężczyzn. Mam nadzieje, że kobiety udzielą ciekawych odpowiedzi :) – nie ukrywam liczę na to, jest szansa dowiedzieć się czegoś nowego, interesującego :).
Nasunęło mi się takie jedno pytanie do Ciebie Alex. Czy byłeś w takiej sytuacji (związku) w którym to Twoja partnerka zarabiała od Ciebie więcej?. Jeśli tak to jak wtedy odbierałeś tę sytuację. Pytam bo wiele mężczyzn jest zaprogramowanych na to, że to oni mają dbać o wszelkie dobra materialne rodziny i czują dyskomfort w momencie kiedy nie to oni dzierżą palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o zarobki.
Pozdrawiam
Marcin
Alex, to jest nierealne i nie do przeprowadzenia w skończonym terminie.
Załóżmy, że ktoś będąc młodym człowiekiem chciałby osiągnąć cel znalezienia
osoby spełniającej wskazane przez Ciebie kryteria. To jest na pewno wielka pokusa znaleźć kogoś dopasowanego, jeśli ściśle określimy kryteria. I dla każdej poznanej osoby będziemy mogli wykonać test dopasowania. To ok, bo poznając osobę, podczas tworzenia raportu można przeprowadzić własny test kwalifikacji i predyspozycji. Ale wątpię czy taki cel jest w jakikolwiek sposób realistyczny. Poznając 20-30 dziewczyn ma się już taki mętlik w męskiej głowie, że imiona zaczynają się mylić, trza by wszystko pisać na kartce. Do tego brak jest ścisłych ram czasowych a to oznacza, że z dużym prawdopodobieństwem można poznać całą masę osób i zostać starym kawalerem. Załóżmy ramy czasowe – okres standardowy- 3 lata na osiągnięcie celu. Zakładając że w tym czasie znajdziemy przynajmniej statystycznie dwie partnerki spełniające kryteria tak abyśmy mogli wybrać jedną z tych dwóch statystycznych, to musimy nieprzerwanie poznawać około 18 partnerek dziennie, przez ten okres 3 lat, licząc również dni wolne od pracy, 365 dni w każdym roku z tych 3 lat. Nierealne.
Zastanawiam się jak można by to urealnić. Jeśli na wykonanie raportu i wstępnego testu kwalifikacji poświęcimy 10 minut, to dziennie należy na spotkania przeznaczyć około 3 godzin w ramach np. spotkań dla singlów w dużym mieście.
Takie spotkania czasem się odbywają ale rzadko, więc aby urzeczywistnić swój cel należało by wpierw pewnie stworzyć przedsiębiorstwo randkowe. Mając takie zasoby czasu i energii można by zdobyć wykształcenie, zbudować firmę i mając z tego korzyści materialne uzyskać stabilną pozycję materialną, a następnie znaleźć sobie zupełnie przeciętną osobę jak to do tej pory robią mężczyźni na całym świecie.
Witam ponownie
Agnes zauważ, że to jak postrzegamy rzeczywistość jest w dużej mierze determinowane przez sytuację w jakiej się znajdujemy. Zauważ, że Aleksa podejście skupiania się głównie na sferze uczuciowej jest prawdopodobnie (piszę prawdopodobnie gdyż próbuję się jakby tylko wczuć w Aleksa sytuację, postawić w jego butach – najlepiej jak wypowie się sam Alex) jest to podyktowane tym, że nie musi się on obawiać o sferę materialną – nawet przyjmując scenariusz, że musiałby w pełni wsiąść na swoje barki materialny aspekt bycia razem.
Stąd moje wcześniejsze pytanie do Alexa czy wcześniej również tak myślał o tych sferach.
Bardzo się z Tobą zgadzam Alex aby poznawać jak najwięcej osób i nie zadowalać się pierwszą lepszą sympatią. To jest największa bolączka naszych czasów. W rzeczywistości w której się znajduje dochodzi do sytuacji kiedy ludzie zaręczają się na wiele lat przed związkiem (od 2 do 4). Asekurancko. Ludzie poznają bardzo mało kandydatów i będąc w niezobowiązującym związku (bez dzieci, wspólnego mieszkania, itd) nie szukają już kogoś innego. Lęk. Cel znalezienia partnerki nie sposób ująć w ramy czasowe, chyba, że ktoś powie, że zostanę z tym/tą z którą będę za powiedzmy 3 lata. I to jest też trudne bo słyszałem o przypadkach, że ludzie dłużej się do ślubu przygotowują niż tra ich związek. Potem jedno poznaje zupełnie wyjątkową osobę i cześć (rozwód).
Cel jakim jest znalezienie sobie drugą osobę, na pewno jest słuszny, czy uważasz, że lepiej pozostać starym kawalerem niż pójść na niedopuszczane kompromisy (czyli takie kompromisy do których nie chce się dopuścić)?
Świetny tekst, ze statystycznego punktu widzenia wszystko gra. Dodam tylko, że takie symulacje zachowań społecznych zostały już poczynione w różnych badaniach przy użyciu automatów komórkowych.
Co do meritum problemu, rozdzielenie kwestii materialnej od uczuć w 100% wydaje się jednak na dłuższą metę niemożliwe (przynajmniej dla mnie). Może warto więc zastanowić się nad zastosowaniem złotego środka. Sprawy materialne nie są brane pod uwagę w czasie poszukiwania osobnika do 'wspólnych uniesień’ a włączane w związek dopiero po pewnym czasie (liczonym nawet w latach). Kwestia materialna w związku prędzej czy później zaistnieje, chodzi mi głównie o kwestie inwestycji nazwijmy je nieruchomościowo-hipotecznych. Im status materialny pary niższy, tym kwestia finansowa wcześniej do związku wkroczy, choćby w postaci wyliczenia wspólnej zdolności kredytowej.
Podsumowując, wydaje mi się że kompletne nieuwzględnianie spraw materialnych w doborze partnerów to komfort ludzi których na to z finasowego punktu widzenia po prostu stać:)
Artur Jaworski
Pytasz: „Ok, ale jeżeli zaczniesz koncentrować tylko na jednym zakresie to co z drugim ? ”
Co dokładne chcesz zapytać ???
„Co rozumiesz przez stwierdzenie udana wspólnota gospodarcza oraz na czym polega kompatybilność w tym obszarze ? ”
Udana wspólnota gospodarcza to taka wspólnota która zgodnie z wartościami i zasadami jej członków w efektywny sposób osiąga założone cele gospodarcze.
Kompatybilność w tym obszarze polega na posiadaniu przez obie strony takich zestawów cech i kompetencji, które są niezbędne do osiągnięcia powyższego.
Zdaję sobie sprawę, że to bardzo ogólne, ale na takim szczeblu ogólności, na którym zadałeś pytanie trudno odpowiedzieć bardziej precyzyjnie.
Agnes
Piszesz: „Podzieliłeś związek na dwie sfery: tę wygodna Tobie i nie wygodną (czyli do odstawki) ”
Czy zadałaś sobie trudu, aby zrozumieć o co chodziło w tych strefach?
Dalej (wytłuszczenie moje): „Nie sztuka odstawiać potencjalne problemy na bok, sztuka zmierzyć się z nimi. ”
To Twoim zdaniem z potencjalnych problemów należy robić rzeczywiste aby było się z czym mierzyć?
Pytasz: „Gdy Twoja partnerka nagle będzie chcieć dziecka …”
Po pierwsze zdziwiłbym się bardzo tą „nagłością”. Po drugie do posiadania dziecka potrzeba dwojga, a ja w takich przypadkach pasuję :-)
Marcin
Pytasz: „Czy byłeś w takiej sytuacji (związku) w którym to Twoja partnerka zarabiała od Ciebie więcej? ”
Oczywiście. Odbierałem to całkiem normalnie, bo było to poza zakresem naszej relacji
Stanisław
O czym Ty piszesz????
Mam problem między znalezieniem związku pomiędzy ideą mojego postu, a Twoim komentarzem.
Nn
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Dodam tylko, że takie symulacje zachowań społecznych zostały już poczynione w różnych badaniach przy użyciu automatów komórkowych. ”
Jakie dokładnie symulacje masz na myśli?
Nikt nie wymaga matematycznego rozdzielenia w 100%, jakieś tam drobne kwestie zawsze mogą się pojawić.
Piszesz: „Kwestia materialna w związku prędzej czy później zaistnieje, chodzi mi głównie o kwestie inwestycji nazwijmy je nieruchomościowo-hipotecznych. ”
Skąd takie przekonanie??? Ja chcę mieć w związku dużo rozmów, namiętności, przyjaźni, seksu, ale na pewno nie potrzebuje wspólnych inwestycji, zwłaszcza jak to nazwałeś ” nieruchomościowo-hipotecznych” :-)
Coś jest w tym co napisałeś: „Im status materialny pary niższy, tym kwestia finansowa wcześniej do związku wkroczy,….” jeżeli przez status rozumiemy sumę zasobów materialnych obojga partnerów.
„……wspólnej zdolności kredytowej. ” – to jest bardzo niedobry pomysł, zwłaszcza jak bieda spotyka się z biedą.
Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem: „Podsumowując, wydaje mi się że kompletne nieuwzględnianie spraw materialnych w doborze partnerów to komfort ludzi których na to z finasowego punktu widzenia po prostu stać:) ”
Dlatego od początku istnienia tego bloga zachęcam do pracy nad własną wartością rynkową :-) Od tego należy zacząć, a nie od kredytów !!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hej Alex,
Pytasz: “Ok, ale jeżeli zaczniesz koncentrować tylko na jednym zakresie to co z drugim ? ”
Co dokładne chcesz zapytać ???
Jaka jest grupa docelowa tej propozycji?
Dla przykładu czy tą strategię polecałbyś również parom, które planują posiadać wspólne dzieci?
Pozdrawiam, Artur
Alex,
model rozdzielności majątkowej (w tym na poziomie komunikacyjnym) także wymaga porozumienia i kompatybilności partnerów. Obu stronom musi odpowiadać takie rozwiązanie (tak jak i wspólnota majątkowa), a to oznacza, że w poszukiwaniach partnera kwestie materialne dalej mają znaczenie: chodzi o to, żeby druga osoba była skłonna przyjąć to podejście, które proponujesz. Szanse znalezienia pasującego partnera wcale nie stają się przez to większe, ani mniejsze. Tak samo w kwestiach organizacji dnia codziennego: czy przyjmiemy taki model czy inny może być on zarówno źródłem zadowolenia, jak i rodzić frustrację i konflikty, jeśli partnerzy są w swoim podejściu do finansów w związku „niekompatybilni”. Nie widzę zatem, w jaki sposób „Twój” model finansowy miałby ogólnie przyczyniać się do większej satysfakcji i harmonii uczuciowej – inna sprawa, że Tobie może dawać taką satysfakcję. :-)
Druga sprawa – ja bym się z Tobą nie zgodziła, że cały ten kram finansowy nie ma dla Ciebie znaczenia. :-) Gdyby nie miał faktycznie, to byłoby Ci zupełnie obojętne czy partnerka wie ile zarabiasz czy nie, czy macie wspólnotę czy rodzielność majątkową, czy każde urzymuje się samo, czy jedno utrzymuje dwoje itp. A te sprawy nie są Ci obojętne, prawda? :-) Z tego co piszesz, dla mnie wynika, że ta sfera ma dla Ciebie znaczenie: ja to rozumiem tak, że cenisz sobie swoją niezależność i prywatność w tym zakresie. Co Ci to daje to już Ty najlepiej wiesz sam: może czujesz się z tym bardziej swobodnie? (możesz, nie musisz uzgadniać decyzji finansowych) może czujesz się z tym bardziej bezpiecznie? (druga osoba nie ma dostępu do Twoich pieniędzy, nie może Ci nic tam namieszać), może po prostu bardziej wygodnie? (dajesz w tej sferze tyle ile chcesz, kiedy chcesz i w każdym momencie może to zostać zmienione jedną Twoją swobodną decyzją).
Artur Jaworski
Zwróć uwagę, że ja w poście opisuję tylko moje podejście i zapraszam do własnych przemyśleń i dyskusji. Jeżeli potraktujemy tekst jako inspirację, to grupą docelową są wszyscy Czytelnicy, bo i tak każdy dojdzie do własnych wniosków.
Pytasz: „czy tą strategię polecałbyś również parom, które planują posiadać wspólne dzieci? ”
W tym wypadku zdecydowanie nie, nie jest to mój przypadek. Nawiasem mówiąc pytam tylko (całkiem poważnie) co w przypadku posiadania dziecka można naprawdę zaplanować? :-)
Avigayil
Rozumiem logikę Twojego myślenia, choć tkwi tam dość istotny błąd. Stawiasz znak równości pomiędzy trudnością znalezienia partnera o odpowiedznim zero-jedynkowym spojrzeniu na kwestie materialne (obie strony stwierdzają, że generalnie sprawy materialne zostawiają poza relacją), a znalezieniem partnera, który w bardzo konkretny sposób, z uwzględnieniem wielu cech musi być kompatybilny z nami (w tychże kwestiach finansowo-materialnych). Widzisz tę różnicę?
Dalej stwierdzasz: „Druga sprawa – ja bym się z Tobą nie zgodziła, że cały ten kram finansowy nie ma dla Ciebie znaczenia. „. Dopisz, że nie ma dla mnie znaczenia w relacji, a wtedy będziemy bliżsi prawdy i tego co napisałem w poście.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Zgadzam się z podejściem Alexa. Sfera materialna nie powinna odgrywać dużej roli w doborze partnera. Dobrym pomysłem jest szybkie wyeliminowanie nieporadnych finansowo osób które nie potrafią się same utrzymać (wychodzę z założenia, że tylko brak chęci uniemożliwia zdrowej osobie zarobienie minimum) i osób chcących ‘dorobic się’ dzięki dobrze usytuowanemu partnerowi albo polepszyć swój status dzięki temu, ze nowy partner ma modny zawód albo jego praca wymaga aby nosił strój biznesowy przez większość czasu.
Avigayil
„Gdyby nie miał faktycznie, to byłoby Ci zupełnie obojętne czy partnerka wie ile zarabiasz czy nie, czy macie wspólnotę czy rodzielność majątkową, czy każde urzymuje się samo, czy jedno utrzymuje dwoje itp.”
Jeśli jedno utrzymuje dwoje to moim zdaniem w większości przypadków jest to nieuczciwy układ, moja partnerka ma zapewniony przez cały czas komfort i całkowity luz…. a co jeśli ja chciał bym spróbować trochę odetchnąć i kosztem zmniejszonego dochodu zająć się hobby lub pomaganiem innym ludziom??? W sytuacji jeśli cała odpowiedzialność spoczywa na jednej stronie od samego początku i druga strona nawet nie ma zamiaru przejawić aktywnej postawy to w takim wypadku dla mnie oczywistym wydaje się, że powrót do samotnego życia.
Jeśli pod względem uczuciowym partnerom udało się bardzo dobrze dobrać to rezygnacja z wielkiego domu i dwóch samochodów na pewno nie spowoduję, że życie będzie nudniejsze. Uważam, że dzięki odrobinie rozsądku i inteligencji życiowej można mieć bardzo ciekawe i udane życie bez skupiania się na wyciąganiu max $$ ze związku.
Rozumiem, że do pewnej granicy pieniądze mogą odgrywać dużą rolę ale nie dajmy się zwariować, nie każdy musi żyć jak w serialu telewizyjnym… z resztą każdy powinien odpowiadać za swoje życie wiec wybierajcie ścieżkę która w waszym mniemaniu was uszczęśliwi.
Alex,
nie rozumiem Twojego rozróżnienia w pierwszej części wypowiedzi, na podstawie którego zarzucasz mi błąd w myśleniu. Możesz to wyłożyć prościej?
Co do drugiej uwagi nie jestem do końca pewna o co Ci chodzi. W każdym razie pisząc, „nie ma dla Ciebie znaczenia”, miałam na myśli „nie ma dla Ciebie znaczenia w relacji”. Zakładam, że dla budowania związku ma, bo artykułujesz jakieś potrzeby i oczekiwania w tym zakresie – ja wyłowiłam przynajmniej takie Twoje oczekiwania/ potrzeby: partnerka powinna być w stanie sama się utrzymać, partnerka powinna akceptować brak informacji o Twoich zarobkach, zostawmy finanse poza relacją. Czy to się zgadza?
A przy okazji: co to znaczy, że szeroko rozumianą „sferę kasy trzymasz w dużej mierze poza ramami relacji”?
Bartosz p,
mi nie chodzi o to, żeby traktować związek jako źródło korzyści materialnych. Tylko, żeby umieć ze sobą rozmawiać również o pieniądzach. Żeby to nie był temat tabu.
Pozdrawiam
Avigayil
Alex piszesz: „Nawiasem mówiąc pytam tylko (całkiem poważnie) co w przypadku posiadania dziecka można naprawdę zaplanować?”
Na przykład ich liczbę, odstęp w latach między rodzeństwem czy będą molestowane psychiczne przez konkretny system religijny oraz sposób wychowania (np. mama nie pracuje).
Generalnie mam wyraźny problem ze zrozumieniem wartości dodanej Twoich postów o relacjach partnerskich. Widzisz w moim odczuciu Twoje podejście (nie mam wątpliwości, że dla Ciebie to działa) wymaga zaakceptowania wielu warunków „ograniczających”, o których nie wspominasz ani słowa. Lub innymi słowy wyeliminować pewne elementy ze związku.
No nic być może dla innych Czytelników wyjdą z tego jakieś korzyści.
W odpowiedzi do Afigayil piszesz: „Stawiasz znak równości pomiędzy trudnością znalezienia partnera o odpowiedznim zero-jedynkowym spojrzeniu na kwestie materialne (obie strony stwierdzają, że generalnie sprawy materialne zostawiają poza relacją), a znalezieniem partnera, który w bardzo konkretny sposób, z uwzględnieniem wielu cech musi być kompatybilny z nami (w tychże kwestiach finansowo-materialnych). Widzisz tę różnicę?”
Z całym szacunkiem, ale jaką różnicę? Naprawdę będę bardzo wdzięczny za prostsze wyjaśnienia.
Czy naprawdę powinienem zacząć się martwić, że czytając ten fragment kilka razy nie widzę nie jestem wstanie wykombinować, co tam jest napisane?
Pozdrawiam, Artur
Avigayil
Proszę bardzo :-)
Jest mi znacznie łatwiej (i to nie jest teoria ) znaleźć kobietę, z którą mogę mieć piękną relację romantyczną nie przywiązując większej wagi do kwestii materialno-finansowych każdego z nas, niż znaleźć pasującą partnerkę do spraw „biznesowych”.
W tym pierwszym przypadku chodzi tylko o prostą cechę polegającą na powiedzeniu przez kobietę „ten facet podoba mi się, chce z nim rozmawiać, przebywać, podróżować, pieścić się, kochać bez specjalnego zważania na kwestie finansowe (bo nie jest to dla mnie takie ważne)”. W tym drugim sprawy finansowo materialne stają się nagle zawartością związku, a wtedy dość sporo różnych szczegółów musi do siebie pasować. Inaczej, w tym pierwszym przypadku musi do siebie pasować proste nastawienie („tak albo nie”), w tym drugim dość skomplikowany zestaw wielu cech. Jeśli i to nie jest wystarczająco jasne, to wymyśle jakąś pasującą metafore, tylko nie teraz, bo mam w głowie zupełnie inne tematy.
Co do drugiej uwagi to znów doprecyzujmy nieco. Zamiast pisać ” partnerka powinna akceptować brak informacji o Twoich zarobkach ” lepiej napiszmy „partnerce jest dość obojętne ile ja zarabiam i co posiadam” a wtedy znów będziemy bliżej prawdy i tego co napisałem.. Spróbuj oderwać się od Twojego osobistego punktu widzenia i zaakceptuj, że są też kobiety, którym kwestie finansów partnera są dość obojętne, a wtedy łatwiej Ci będzie zrozumieć to co piszę.
Pytasz: „co to znaczy, że szeroko rozumianą “sferę kasy trzymasz w dużej mierze poza ramami relacji” ?”
Już precyzuje: To oznacza, że temat ile i co masz ty i ile i co mam ja nie jest kwestią, która ma w relacji jakieś specjalne znaczenie. Przy wspólnych przedsięwzięciach decydujemy ad hoc jak je finansujemy i też nie jest to specjalny temat do długiego dyskutowania. Pieniądze na takie rzeczy bierzemy stąd, gdzie akurat są :-)
Poza tym mamy ciekawsze tematy do rozmowy i dyskusji.
Nie oznacza to też żadnego tabu, po prostu przywiązanie do tego małej wagi.
Artur Jaworski
Dziękuję za podpowiedź co w wypadku posiadania dziecka można naprawdę zaplanować. Przyznasz, że nie jest to zbyt wiele, no ale nie chcę zaczynać dyskusji nie na temat.
Dziękuję za otwartość kiedy piszesz: „Generalnie mam wyraźny problem ze zrozumieniem wartości dodanej Twoich postów o relacjach partnerskich. ”
Z jednej strony szkoda, z drugiej wcale mnie to nie dziwi. W tych postach piszę rzeczy dość niezwykłe i na pewno wielu Czytelników czytając je zadaje sobie pytanie, czy nie upadłem na głowę :-) No cóż, całe szczęście, że ten blog to nie jest religia, której sukces mierzyłoby się ilością „nawróconych”. Stąd mogę sobie pozwolić na luksus pisania tego co myślę i jak myślę, dzieląc się z Czytelnikami ułamkiem moich doświadczeń. Każdy może potem zrobić z tym co zechce poczynając od natychmiastowego i bezwarunkowego odrzucenia, po zastanowienie się, czy nie jest to przypadkiem helikopter z postu http://alexba.eu/2007-09-25/rozwoj-kariera-praca/dwie-lodzie-i-helikopter/
Jeśli chodzi o pytanie o tamten fragment, to odpowiedziałem częściowo Avigayil. Jeżeli to nie wystarczy, to zastanowię się nad jakąś metaforą później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex piszesz: „Przyznasz, że nie jest to zbyt wiele, no ale nie chcę zaczynać dyskusji nie na temat.”
Zgadzam się, że nie ma tego wiele, ja również nie chcę zaczynać dyskusji na ten temat. Jednakże to nie wiele, ma znaczny wpływ na kilkanaście najbliższych lat danej relacji. Analogią posiadania dzieci jest pójście do więzienia na około 18 lat, z kompletnie innym życiem (niż przed posiadaniem potomstwa) i priorytetami.
To co piszesz nie jest dla mnie niezwykłe, znam Cię na tyle aby wiedzieć że to po prostu dobrze działa w Twojej rzeczywistości. To, co napisałeś Avigayil jest dla mnie wystarczające.
Piszesz tam między innymi: „W tym pierwszym przypadku chodzi tylko o prostą cechę polegającą na powiedzeniu przez kobietę “ten facet podoba mi się, chce z nim rozmawiać, przebywać, podróżować, pieścić się, kochać bez specjalnego zważania na kwestie finansowe (bo nie jest to dla mnie takie ważne)”
Wszystko fajnie, jak dla mnie byłoby o wiele jaśniej gdybyś dodał tam jeszcze: „oraz bez rozszerzania tego związku o dodatkowe zobowiązanie w postaci dziecka.”
Wiem, że Twoja rzeczywistość jest inna, lecz dziecko STATYSTYCZNIE rzecz biorąc jest bardzo częstym dodatkiem do relacji damsko męskich.
Pozdrawiam, Artur
Alex,
w dalszym ciągu nie wiem, co to znaczy dla Ciebie „nie zważać” na kwestie finansowe i trzymać je „poza ramami relacji”. Widzę kilka możliwości rozumienia: 1) nie mierzę wartości partnera ilością tego co posiada i ile zarabia 2) nie mówię z własnej inicjatywy ile posiadam i ile zarabiam i nie pytam drugiej strony o to 3) gdy jestem pytany o stan posiadania/ zarobki przez partnera to odmawiam informacji. Którą z tych sytuacji masz na myśli, gdy piszesz, że nie zważasz na kwestie finansowe?
Stwierdzenie „parterka powinna akceptować brak informacji o Twoich zarobkach” wynika z tego co napisałeś w poprzednim poście, że nalepiej jeśli stan Twojego posiadania znasz Ty i urząd skarbowy. Z tego rozumiem, że nie chcesz informować bliskiej Ci osoby o tych sprawach i że oczekujesz, że ta osoba to zaakceptuje. Jak widzisz, nie wzięłam tego „z sufitu”, tylko oparłam się na tym, co napisałeś.
Jeśli chodzi o metafory, to wolałabym żebyśmy mówili bardziej konkretnym językiem, nie metaforami.
Odnośnie tego fragmentu Twojej wypowiedzi:
„Spróbuj oderwać się od Twojego osobistego punktu widzenia i zaakceptuj, że są też kobiety, którym kwestie finansów partnera są dość obojętne, a wtedy łatwiej Ci będzie zrozumieć to co piszę.”
Pierwsza rzecz: czym przejawia się ta obojętność partnerki – tym, że nie wartościuje partnera według spraw finansowych?, że nie podejmuje rozmów na tematy finansowe? że nie martwi się o sprawy finansowe?
Druga rzecz: w tej dyskusji już dwukrotnie zarzuciłeś mi, że coś jest nie tak z moim myśleniem. Jeśli w kolejnych postach znajdę takie argumenty, to w dalszej dyskusji z Tobą uczestniczyć nie będę.
Pozdrawiam
Avigayil
Artur,
„Analogią posiadania dzieci jest pójście do więzienia na około 18 lat, z kompletnie innym życiem (niż przed posiadaniem potomstwa) i priorytetami.” – nie zartuj, do więzienia idzie się za karę! To zdecydowanie nie jest dobra analogia do posiadania dzieci!
A co do planowania: napisałeś że mozna zaplanować „Na przykład ich liczbę, odstęp w latach między rodzeństwem czy będą molestowane psychiczne przez konkretny system religijny oraz sposób wychowania (np. mama nie pracuje). ’
– ilosci nie zaplanujesz – mozesz chcieć ją zaplanować, ale równie dobrze mozesz sobie zaplanować 3 a okaze się, ze nie uda się nawet z 1;
– odstęp w czasie – to znowu można chcieć zaplanować i próbować zaplanować, wystarczy, ze jest jakikolwiek problem z płodnością a cale planowanie trzeba włożyc między bajki.
– do do trzeciego – możesz zaplanować, ze je będziesz chronił, ale nie masz pewnosci, czy Ci się to uda.
A wiec nie do końca tak jest z tym planowaniem. Mozemy planować, a życie to i tak zweryfikuje, bo na realizację nie do końca mamy wpływ.
Artur, dziecko nie jest dodatkiem do relacji damsko-męzkich, dziecko jest statystycznie najczestszym efektem / skutkiem / owocem relacji damsko męskich. relacje damsko-męskie nawet jeśli jest dziecko są nadal relacjami pomiędzy kobietą a mężczyzną. problemem wielu związków jest to, że dziecko wprowadzają jako trzecia osobę do relacji przypisanych dla dwojga.
Ewa
Hej Ewo,
Piszesz: „nie zartuj, do więzienia idzie się za karę!”
To jest właśnie forma żartu. Dla doprecyzowanie nie traktuję dziecka jako kary, ale jako kompletnej zmiany aktualnego stanu.
Piszesz: „- ilosci nie zaplanujesz – mozesz chcieć ją zaplanować, ale równie dobrze mozesz sobie zaplanować 3 a okaze się, ze nie uda się nawet z 1;”
Jak to niezaplanuję ? Napisz mi proszę czemu nie mogę zaplanować posiadania trójki dzieci oraz jak jaka dla Ciebie jest różnica między planem a jego realizacją ?
To samo tyczy się dalszych elementów to jest: odstęp w czasie oraz chronienia.
Dla dalszego doprecyzowanie, chociaż podobnie jak Alex nie mam ochoty na ten wątek w mojej rzeczywistości wyodrębniam rzeczy, na które mam i nie mam wpływu.
Jeżeli czynnik na który nie mam wpływu zweryfikuje mój plan na moją nie korzyść, cóż to nie koniec świata a na końcu i tak jest śmierć ;)
Co do tego czy dziecko jest dodatkiem czy efektem, pozwolę sobie zostać przy swoim określeniu. Mogę ?
To co piszesz tu „relacje damsko-męskie nawet jeśli jest dziecko są nadal relacjami pomiędzy kobietą a mężczyzną. problemem wielu związków jest to, że dziecko wprowadzają jako trzecia osobę do relacji przypisanych dla dwojga.” Jest dla mnie na zbyty wysokim poziomie abstrakcji
Pozdrawiam, Artur
Artur,
nie bierzesz pod uwagę prostej rzeczy: plodnosć, zdrowie kobiety etc. Rozmawiając z partnerem i planujac życie mozesz powiedziec: chcemy mieć 3 dzieci co 2 lata. Ale moze się bardzo szybko okazać, że aby mieć 1 dziecko potrzebne są lata starań, a na to nie masz wpływu i mozecie nie mieć wpływu na realizację tego planu. planowanie bez możliwości / pewnosci realizacji planów.
Co do relacji damsko męskich i dziecka – moze przy okazji, jeśli będzie taka potrzeba, bo tu rzeczywiście jest to poboczne:)
Ewa
Ewo,
Piszesz: „nie bierzesz pod uwagę prostej rzeczy: plodnosć, zdrowie kobiety etc. „
Zastanawia na podstawie czego do chodzisz do takich wniosków, to jest skąd wiesz co konkretnie biorę pod uwagę w Planie?
Dalej piszesz: „Rozmawiając z partnerem i planujac życie mozesz powiedziec: chcemy mieć 3 dzieci co 2 lata. „ To i tylko to nazywa Planem, oczywiście bez podawania jego założeń.
Kontynuując: „Ale moze się bardzo szybko okazać, że aby mieć 1 dziecko potrzebne są lata starań, a na to nie masz wpływu i mozecie nie mieć wpływu na realizację tego planu. planowanie bez możliwości / pewnosci realizacji planów. „
Może się okazać jeszcze wiele innych rzeczy, np. nieuchronne zmierzanie 5 kilometrowej planetoidy, która może skutecznie zakończyć życie moje jak i Planowanego potomstwa, naprawdę nie widzę związku.
Wszystko co jest po Twoim ale, to już nie jest plan a jego realizacja, która może być skutecznie zweryfikowana przez wiele czynników, również tych niezależnych ode mnie.
Zmorą gatunku ludzkiego jest nadmiernie rozrośnięty mózg ;)
Pozdrawiam, Artur
Witam
Artur Jaworski & Ewa – kruszycie kopie o takie rzeczy jak np. nazewnictwo:
Artur pisze, że posiadanie dziecka to „częstym dodatkiem do relacji damsko męskich”, Ewa natomiast „efektem / skutkiem / owocem relacji damsko męskich”.
Może zamiast prowadzic taka polemikę uznać po prostu, że jest to duża zmiana w życiu obojga.
Teraz trochę a propos planowania. Rozumiem was obojga, że można i powinno się planować (zakładanie rodziny również) (stanowisko Artura), ale z drugiej storny życie pokazuje, że nie zawsze plany te idą po naszej myśli (stanowisko Ewy).
Może zamiast się upierać przy tym lub tym lepiej postarać się o kompromis, który według mnie wygląda tak:
Planuje różne rzeczy, które chciałbym zrealizować, jeśli „los” rzuca kłody pod nogi to ja również staram się dostosować do nowej sytaucaji i również zmieniam swoje plany (ale i tak nadal planuje różnego rodzaju aktywność).
Z tym mózgiem to nie rozumiem….do czego to się odnosi :) ?.
Pozdrawiam
Marcin
Czytam bloga Alexa od czasu do czasu. Znalazłam tu wiele cennych myśli, chociaż jestem zaawansowanym stażem i wiekiem managerem. Mam już dość ugruntowane poglądy na zarządzanie, które czasem z postami Alexa się zgadzają, a czasem nie. Z ciekawością czytam posty dotyczące relacji. Ostatni skłonił mnie do następującej refleksji: relacja z drugą osobą oznacza odpowiedzialność za tę osobę (z dziećmi czy bez). Odpowiedzialność ta może być lub z czasem stać się również finansowa, ponieważ nie zawsze życie układa się według planu doskonałego. Bycie razem, ale osobno jest na pewno bardzo wygodne, ale nie nazwałabym tego relacją, raczej zaspokajaniem swoich (i tylko swoich) potrzeb. Czy chciałabym związać się z mężczyzną, który zarabia mniej ode mnie / nie zarabia? Nie. I to nie dlatego, że potrzebuję jego pieniędzy, ale dlatego, że związując się z kimś (na jakichkolwiek zasadach) biorę odpowiedzialność za tę osobę, a jeśli coś nieoczekiwanego się stanie, mogę sobie z tą odpowiedzialnością nie poradzić. Dlatego zgadzam się z Alexem, że każda dorosła jednostka powinna być niezależna finansowo, ale nie zgadzam się, że finanse można wyrzucić poza nawias relacji (chociaż byłoby miło). Czy chciałabym zrezygnować z wakacji w bardzo ciepłym i dalekim miejscu, dlatego, że mojego partnera na nie nie stać? Nie bardzo bym chciała, ale mogę, bo jest to dla mnie kwestia priorytetów (w listopadzie taka decyzja staje się bardzo bolesna, ale jednak). Czy moje priorytety przesuną się do wspólnych inwestycji w nieruchomości? Nie, ale to raczej dlatego, że faceci są jacy są :-) Czy chciałabym być w związku „bawmy się i korzystajmy z życia, ale nie oczekuj ode mnie zobowiązań”? Nie. Bo szanuję siebie i myślę, że zasługuję na więcej. Myślę, że dla każdego granice są inne, ważne, żeby w relacji było „my” a nie tylko „ja”.
Alex,
Cieszę się, że rozpocząłeś dyskusję na ten temat. Generalnie zgadzam się z wymową, i mam dość podobne podejście do Ciebie (=płaszczyzna emocjonalna jest dla mnie ważna, materialna wcale nie), ale ciekaw jestem jak to zrealizować w praktyce.
No więc załóżmy, żę poznajesz interesującą kobietęi i nawiązujesz z nią wartościową relację. Co robisz, gdy z jej strony padają następujące pytania po pewnym czasie? (dość naturalne w wielu środowiskach jak przypuszczam):
„Ile zarabiasz?”
Czy zdarzyla Ci sie taka sytuacja i jesli tak, co odpowiedziales? :)
Sprawa numer dwa:
Kto i jak placi za czas, ktory spedzacie razem, mam tutaj na mysli rachunki (powiedzmy – restauracje, rozrywka, wyjazdy itp.). Jak konkretnie to realizujesz, jak tutaj rozmawiasz o wydatkach jeśli czujesz, że Twoja partnerka np. oczekuje od Ciebie ponoszenia wydatków, których sama z siebie by nie zrobiła itp.?
Mogę rozwinąć wątek, aby lepiej opisać problem w tej drugiej sytuacji, jeśli to konieczne.
Pozdrawiam –
Els
Artur Jaworski
Opisanie tego co chcemy jest moim zdaniem wystarczające. Gdybyśmy zaczęli wyliczać „bez czego taka relacja ma być” to mogłaby się zrobić bardzo długa lista, która niewiele by nam dała.
Avigayil
Jeśli chodzi o wspomniane przez Ciebie możliwości to u mnie wyglądają one następująco:
ad 1 zdecydowanie tak
ad 2 zdecydowanie tak
ad 3 po prostu mamy lepsze, ciekawsze tematy do rozmowy
Nie chcesz metafor, proszę bardzo :-) Normalnie metafory bardzo skutecznie pomagają w zrozumieniu pewnych skomplikowanych zagadnień.
W czym przejawia się obojętność – popatrz na coś, co Cię ani ziębi ani grzeje i obserwuj Twoje reakcje.
Przykro mi czytać coś takiego: „w tej dyskusji już dwukrotnie zarzuciłeś mi, że coś jest nie tak z moim myśleniem. Jeśli w kolejnych postach znajdę takie argumenty, to w dalszej dyskusji z Tobą uczestniczyć nie będę. ”
O ile pamiętam to raz stwierdziłem istnienie błędu w Twoich rozumowaniach, a raz napisałem „Spróbuj oderwać się od Twojego osobistego punktu widzenia i zaakceptuj, że są też kobiety, którym kwestie finansów partnera są dość obojętne, a wtedy łatwiej Ci będzie zrozumieć to co piszę. ”
Jeżeli nie podoba Ci się taka forma wypowiedzi, to jak powinienem to zrobić abyś była zadowolona w sytuacji, kiedy się z Tobą nie zgadzam, a jednocześnie chcę dać Ci użyteczna wskazówkę?
Kasia
Witaj na naszym blogu :-)
Jest jasne, że jeżeli nasz partner popadł w tarapaty, to trzeba mu pomóc. Ja nie nazywam tego nawet odpowiedzialnością, lecz po prostu przyzwoitością.
Rozumiem Twoje : „Czy chciałabym związać się z mężczyzną, który zarabia mniej ode mnie / nie zarabia? Nie ” choć w przypadku zarabiania mniej nie jest to dla mnie żadną przeszkodą.
Dalej: „Czy chciałabym zrezygnować z wakacji w bardzo ciepłym i dalekim miejscu, dlatego, że mojego partnera na nie nie stać? ” W takim wypadku przejmujesz odpowiednio dużą część całkowitych wydatków na wyjazd i już „nas stać”. Gdzie tutaj jest problem?
„Czy chciałabym być w związku “bawmy się i korzystajmy z życia, ale nie oczekuj ode mnie zobowiązań”? Nie. ”
Jakiego rodzaju zobowiązania masz na myśli?
Zwróć uwagę, że w moim zrozumieniu relacji tego „my” jest bardzo dużo, tylko w innej płaszczyźnie.
Elsindel
Pytasz: „Co robisz, gdy z jej strony padają następujące pytania po pewnym czasie? (dość naturalne w wielu środowiskach jak przypuszczam): ”
Nie pamiętam kiedy ostatnio coś takiego mi się przytrafiło :-)
Gdyby ktoś zapytał to uprzejmie spytałbym do czego jej potrzebna jest taka informacja.
Dalej: „Kto i jak placi za czas, ktory spedzacie razem, mam tutaj na mysli rachunki ”
Generalnie zapraszający, zwłaszcza przy mniejszych sprawach (restauracje itp).
W większych jak popadnie i kto ma akurat kasę lub szczególną ochotę.
Wiesz, zauważyłeś prawidłowość, że im więcej problemów finansowych, tym więcej w partnerstwie rozmawia się o pieniądzach?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, dziękuję za doprecyzowanie tego, co rozumiesz pod pojęciem „nie zważać” na kwestie finansowe. Czy te alternatywy podane przeze mnie wyczerpują Twoje rozumienie tego pojęcia, czy są jeszcze jakieś inne istotne dla Ciebie symptomy „nie zważania” na sprawy finansowe?
Moja „niechęć” do metafor, nie wynika z tego, że zagadnienie jest dla mnie skomplikowane :-), tylko z tego, że nie jest dla mnie jasne co TY rozumiesz pod określonymi pojęciami: dlatego bardziej użyteczne jest dla mnie doprecyzowanie przez Ciebie konkretnych zachowań czy postaw, zamiast metafor.
„W czym przejawia się obojętność – popatrz na coś, co Cię ani ziębi ani grzeje i obserwuj Twoje reakcje.”
Ja pytałam, co Ty rozumiesz pod pojęciem obojętności – konkretnie jaką kobietę nazwałbyś obojętną w sprawach finansowych (np. a) taką która nie martwi się o czy wystarczy jej pieniędzy, b) taką której jest obojętne czy to ona płaci czy partner, c) taką która nie pyta partnera o jego zarobki i stan posiadania, d) taką której nie przekszadza korzystanie z pieniędzy partnera, jeśli ten ma ochotę płacić, e) taką, która nie domaga się od partnera udziału w kosztach prowadzenia wspólnego gospodarstwa domowego, g) taką która nie zabiega o zdobycie dóbr materialnych w życiu, h) może jeszcze coś innego?). Obserwowanie moich własnych reakcji nie przybliża mnie do zrozumienia tego, co dla Ciebie oznacza obojętność partnerki w sprawach finansowych.
Odnośnie Twojego pytania:
„Jeżeli nie podoba Ci się taka forma wypowiedzi, to jak powinienem to zrobić abyś była zadowolona w sytuacji, kiedy się z Tobą nie zgadzam, a jednocześnie chcę dać Ci użyteczna wskazówkę?”
Po prostu nie wchodź na mój teren, pozostań na swoim. :-) Pisz o tym jak TY rozumiesz takie czy inne rzeczy, zamiast krytykować mój sposób myślenia, albo zachęcać mnie do jego zmiany, zwłaszcza że nie prosiłam o takie wskazówki, prawda? Przy okazji przypomnę się, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie o wyjaśnienie zastosowanego przez Ciebie zróżnicowania, na podstawie którego zarzuciłeś mi błąd w myśleniu.
No dobrze teraz krótkie podsumowanie tego, co ja zrozumiałam z Twoich dotychczasowych wypowiedzi: rozumiem, że chcesz utrzymywać sprawy finansowe „poza ramami relacji” (cokolwiek to dla Ciebie znaczy) bo 1) są to dla Ciebie sprawy mało interesujące, mało ciekawe, i niezbyt romantyczne, 2) nie dodają niczego ciekawego ani romantycznego do związku, 3) mogą być powodem dodatkowych trudności z dopasowaniem się partnerów w związku. Utrzymywanie spraw finansowych poza ramami relacji oznacza dla Ciebie z kolei, że partnerzy nie oceniają się poprzez pryzmat stanu posiadania/ wysokości zarobków, nie informują siebie nawzajem o swoim stanie posiadania/ wysokości zarobków, nie mają sztywno ustalonych zasad wydatków. Czy to się zgadza? Zapytam jeszcze: czy widzisz w związku w ogóle miejsce na jakiekolwiek rozmowy o pieniądzach?
Pozdrawiam
Avigayil
Alex, z tego co zrozumiałem, główna teza Twojego postu jest następująca: jeśli przyjmiemy założenie, że relacja z partnerem ma nie dotyczyć sfery materialno-finansowej, to mamy większą szansę na znalezienie odpowiedniej osoby, gdyż nie musimy uwzględniać „dopasowania” w tej właśnie sferze. Proszę o sprostowanie, jeśli coś przekręciłem.
Jeśli to miałeś na myśli, to dostrzegam tu pewien „haczyk”, który między wierszami sygnalizowali już niektórzy komentujący. Otóż te rachunki powinny uwzględniać fakt, że partner _musi_zaakceptować_ takie odłożenie na bok spraw finansowych. Wydaje mi się (choć nie mam na to dowodów) że taki „układ” jest dla większości ludzi czymś nietypowym, że bardziej naturalne jest włączanie do dłuższego związku partnerskiego także spraw materialnych. To oznacza, że pojawia się nam dodatkowe, dość ostre wymaganie wobec kandydata na partnera.
Można, oczywiście próbować przekonać partnera, który początkowo ma inne podejście, ale może to być trudne, kwestie materialne są na tyle ważne w życiu, że postawy ich dotyczące są silnie ugruntowane.
Avigayil
Pytasz: „czy są jeszcze jakieś inne istotne dla Ciebie symptomy “nie zważania” na sprawy finansowe? ”
To w ogóle trochę dziwne pytanie. Trochę tak, jakbym Ciebie zapytał jakie są symptomy niechorowania na grypę. :-) Wyczerpująca odpowiedź na takie pytanie będzie zawsze obszerna i niekompletna. Nie lepiej wyobrazić sobie jakie są symptomy „zważania”na sprawy finansowe (będzie ich pewnie mniej) i z ich braku wnioskować że komuś takie kwestie są obojętne?
Dalej pytasz:”Ja pytałam, co Ty rozumiesz pod pojęciem obojętności – konkretnie jaką kobietę nazwałbyś obojętną w sprawach finansowych ” dając mi menu do wyboru więc pozaznaczam je z założeniem że mówimy o obojętności na sprawy finansowe w związku z drugim człowiekiem:
” a) taką która nie martwi się o czy wystarczy jej pieniędzy,” – niekoniecznie
” b) taką której jest obojętne czy to ona płaci czy partner” – tak,
” c) taką która nie pyta partnera o jego zarobki i stan posiadania,” – tak
” d) taką której nie przekszadza korzystanie z pieniędzy partnera, jeśli ten ma ochotę płacić,” – tak
” e) taką, która nie domaga się od partnera udziału w kosztach prowadzenia wspólnego gospodarstwa domowego,” – po co prowadzic wspólne gospodarstwo domowe??
” g) taką która nie zabiega o zdobycie dóbr materialnych w życiu,” – to nie ma nic wspólnego z tematem naszych rozważań
” h) może jeszcze coś innego?)” – myśle, że dość już na ten temat napisałem, wystarczy uwaznie poczytać
Niezbyt podoba mi się Twoja odpowiedź na moje pytanie: „“Jeżeli nie podoba Ci się taka forma wypowiedzi, to jak powinienem to zrobić abyś była zadowolona w sytuacji, kiedy się z Tobą nie zgadzam, a jednocześnie chcę dać Ci użyteczna wskazówkę?”
Stwierdzenie: „Po prostu nie wchodź na mój teren, pozostań na swoim” jest dla mnie dziwne, bo cała dyskusja ma miejsce na moim terenie :-)
Jeżeli widzę błąd rozumowania w komentarzu to staram się z szacunkiem dla rozmówcy i tak elegancko jak potrafię zwrócić na to uwagę autorowi, a ponieważ jest to blog edukacyjny, to jeśli mogę w jakikolwiek sposób ułatwić zrozumienie mojego spojrzenia, to piszę to.
Jeżeli masz z tym problem, to przykro mi, lecz nie zamierzam tego zmieniać.
Stwierdziłaś: „nie odpowiedziałeś na moje pytanie o wyjaśnienie zastosowanego przez Ciebie zróżnicowania, na podstawie którego zarzuciłeś mi błąd w myśleniu.:
Ależ zrobiłem to poszukaj uważnie :-)
Podsumowałaś: „chcesz utrzymywać sprawy finansowe “poza ramami relacji” (cokolwiek to dla Ciebie znaczy) bo 1) są to dla Ciebie sprawy mało interesujące, mało ciekawe, i niezbyt romantyczne, 2) nie dodają niczego ciekawego ani romantycznego do związku, 3) mogą być powodem dodatkowych trudności z dopasowaniem się partnerów w związku. Utrzymywanie spraw finansowych poza ramami relacji oznacza dla Ciebie z kolei, że partnerzy nie oceniają się poprzez pryzmat stanu posiadania/ wysokości zarobków, nie informują siebie nawzajem o swoim stanie posiadania/ wysokości zarobków, nie mają sztywno ustalonych zasad wydatków.”
Mniej więcej to się zgadza.
Ostatnie Twoje pytanie: „apytam jeszcze: czy widzisz w związku w ogóle miejsce na jakiekolwiek rozmowy o pieniądzach?”
Oczywiście, że tak!!! W dobrej relacji nie ma tematów tabu, a pieniądze i sprawy finansów (w ogóle, szczególnie w gospodarce) to fascynujące zagadnienie. Nie ma to jednak nic wspólnego z „badaniem” ile ja zarabiam, ile ty, i jak załatwimy sobie wspólny kredyt.
Krzysztof
Dobrze zrozumiałeś główne przesłanie.
„Haczyk” o którym wspominasz dotyczy głównie ludzi albo wychowanych w niedoborze, albo faktycznie w nim żyjących (większość społeczeństwa), choć to ostatnie niekoniecznie oznacza, że dana osoba będzie koniecznie chciała wejść we wspólnotę finansową.
Nie do końca zgadza się :”To oznacza, że pojawia się nam dodatkowe, dość ostre wymaganie wobec kandydata na partnera.”
Jeżeli, mówiąc metaforycznie, nie próbujesz łowić pstrągów w Bałtyku, to sprawa wcale nie wygląda tak źle :-)
Odradzam postępowanie typu: „próbować przekonać partnera, który początkowo ma inne podejście, ale może to być trudne, kwestie materialne są na tyle ważne w życiu, że postawy ich dotyczące są silnie ugruntowane.”
Zmiana czyjegoś podejścia w podstawowych sprawach to dość beznadziejne i nieefektywne przedsięwzięcie. Lepiej poszukać sobie kogoś, kto „na dzień dobry” ma pasujące nastawienie.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hej, napisałeś bardzo fajny tekst, za co dziękuję i chciałbym się do niego ustosunkować. Bo rozumiem, że szukasz partnerki, która tak jak Ty większą wagę przykłada do spraw uczuciowych itd. a finanse jej zupełnie nie interesują?
Całkiem fajne podejście. Tylko ciężko o tym dyskutować bo to typowo subiektywne odczucia i potrzeby.
Bo dla mnie np. ciężko jest dzielić związek na takie kategorie. Ciężko jest robić takie podziały. Żeby było ciekawiej
„Zmiana czyjegoś podejścia w podstawowych sprawach to dość beznadziejne i nieefektywne przedsięwzięcie. Lepiej poszukać sobie kogoś, kto “na dzień dobry” ma pasujące nastawienie.”
moja partnerka zmieniła moje podejście do kwestii finansowej. Ale zrobiła to tak sprytnie, że nawet nie wiedziałem, że to przez nią zainteresowałem się biznesem, pieniędzmi, bogaceniem się itd. Z natury jestem osobą uczuciową – to przez rodzinę w jakiej się wychowałem, ale połączenie tych dwóch rzeczy – finansów i uczuć daje naprawdę niesamowite spełnienie. Pytanie tylko, czy wszyscy potrafią dojść do takiego punktu, w którym panuje równowaga i zgoda – i prawdą jest też, że sprawa wymaga poświęceń, ale jak to mawiali w Transformersach (hah:) bez poświęcenia nie ma zwycięstwa. Takie motto życiowe.
No i poczułem się jak młody gówniarz po przeczytaniu tego tekstu. Wypowiedziałem się jak młody gówniarz i jak młody gówniarz pozdrowię serdecznie;)
Hej, dzięki za tekst, do przeczytania!
Gniotek
Witaj na naszym blogu :-)
Na samym początku muszę coś skorygować :-) Napisałeś: „Bo rozumiem, że szukasz partnerki, która tak jak Ty większą wagę przykłada do spraw uczuciowych itd. a finanse jej zupełnie nie interesują?”
Nic z tych rzeczy, każdego dorosłego człowieka finanse powinny interesować, ja miałem na myśli trzymanie tej kwestii poza związkiem.
Gratuluje Twojej partnerce, ale czy oznacza to, że teraz macie wspólną kasę, kredyt itp.?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Na przyszłość unikaj proszę na tym blogu określeń typu „gówniarz” itp. To słowo ma w sobie tyle pogardy!!!
witam
nie jestem młodym menagerem, więc pewnie nie dla mnie są Twoje porady, ale korzystając z upublicznienia tych treści pozwalam sobie wyrazić swoja opinię. Po uważnym przeczytaniu (dwukrotnym) tej notki tylko jedno mi się nasuwa: po co Ci relacja z kobietą? Pójdź do prostytutki – ona spełni wszystkie Twoje oczekiwania: nie będzie Cię pytała o zarobki ani stan posiadania, odpadnie kłopot z dopasowywaniem się w sferze seksualnej, bo zrobi wszystko czego sobie zażyczysz w dogodnym dla Ciebie miejscu i terminie.
„W zamian zostawiam cały ten kram materialno-finansowy poza nawiasem relacji. To daje dużą skuteczność w zaspokajaniu potrzeb zarówno własnych jak i partnerki.”
Fajnie, że się tak wygodnie urządziłeś, ale to co opisujesz to dla mnie żaden związek – związek to dla mnie zaufanie do partnera, a jak mam ufać komuś o kim nie wiem połowy ważnych informacji – na jakim poziomie żyje, jaki jest jego stan posiadania, z czego się utrzymuje. Wspólne życie to wspólne igraszki w łóżku, oraz wspólne inwestycje – jak Ci się nie podoba to ostatnie to ustalcie sobie odrębność majątkową, ale zostawianie finansów poza nawiasem?? Niby jak i po co?
Zresztą przeczysz sam sobie pisząc, że nie interesuje Cię stan finansów partnerki, zastrzegając, ze ma być samodzielna – czyli Ty na początek pytasz jednak, czy pracuje i czy wystarcza jej to na utrzymanie?
Statystyczne wywody pozostawię bez komentarza.
Reasumując – sądzę, że się wygodnie urządziłeś – i jeśli partnerka jest zadowolona to ok., ale po co dorabiać do tego ideologię i przedstawiać to jako jakieś prawdy objawione??
ok – wycofuję prawdy objawione po przeczytaniu poprzedniego postu
Witam, witam i przepraszam. Zamierzeniem było bardziej pieszczotliwe określenie młodego wieku, niestety nie wyszło mi…
Sprostowaniem mnie uspokoiłeś troszkę i odetchnąłem z ulgą ;)
Jeżeli chodzi o mnie, to sprawa jest troszkę bardziej skomplikowana, ale obecnie nie mamy wspólnych pieniędzy, kredytów tym bardziej (uważam je za zło niekonieczne), ale często dyskutujemy o finansach i omawiamy wspólne, oraz osobne wydatki. Nasza wzajemna płynność finansowa jest bardzo dobra, a kwestia jest również bardzo istotna.
Budując związek budujemy również zależność uczuciową jak i finansową. Oddzielenie tych dwóch kwestii może spowodować jeszcze więcej konfliktów niż w przypadku wchodzenia w kompromisy. Chyba, że to ma działać na zasadzie: ja żyję za swoje, a Ty za swoje ;) Albo ja nadinterpretuję tekst i chodzi tutaj tylko o kwestię, że ja Ci nie powiem kochana ile zarabiasz. – Ale w tym przypadku pojawia się problem gdy jedno chce do kina, czy na wakacje, czy na zakupy, a drugie nie jest w stanie tego sfinansować…
No bo w końcu o ile samo poszukiwanie partnera nie zaglądając mu w portfel rozumiem, to już bycie z nim w związku bez informacji na temat finansów jest samobójstwem ;) Chyba dobrze rozumuję? Czy znowu nie trafiłem w schemat myślowy – mapę myśli?
Megato
Witaj na naszym blogu :-)
Jeżeli po dwukrotnym przeczytaniu mojego postu piszesz: „po co Ci relacja z kobietą? ” to może ten tekst jest dla Ciebie za trudny?
Napisałem przecież wyraźnie: „Płaszczyzna uczuciowo-emocjonalna : miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp. ” a parę linijek poniżej „…w związku z bliską kobietą płaszczyzna uczuciowo- emocjonalna jest dla mnie szalenie ważna, …”
Zastanawiam się co powoduje udzielanie mi przez Ciebie rady typu:
„Pójdź do prostytutki – ona spełni wszystkie Twoje oczekiwania: nie będzie Cię pytała o zarobki ani stan posiadania, odpadnie kłopot z dopasowywaniem się w sferze seksualnej, bo zrobi wszystko czego sobie zażyczysz w dogodnym dla Ciebie miejscu i terminie. ”
Na szybko mam dwie hipotezy:
1) na podstawie Twoich osobistych doświadczeń jesteś przekonany, iż jest to jedyny sposób na otrzymanie od kobiety takich rzeczy.
2) przez chwilę pomyślałem, że też może być kryptoreklama jakiejś prostytutki (z Twojego tekstu nie wynika jednoznacznie płeć autora), ale porzuciłem tę ideę, bo to co prawda dość poczytny blog, ale przecież nie ta grupa docelowa. :-)
Piszesz: „związek to dla mnie zaufanie do partnera, a jak mam ufać komuś o kim nie wiem połowy ważnych informacji – na jakim poziomie żyje, jaki jest jego stan posiadania, z czego się utrzymuje. ”
Widzisz, dla niektórych takie informacje są ważne, dla niektórych nie. I nie ma to nic wspólnego z zaufaniem
Stwierdzając: „Zresztą przeczysz sam sobie pisząc, że nie interesuje Cię stan finansów partnerki, zastrzegając, ze ma być samodzielna – czyli Ty na początek pytasz jednak, czy pracuje i czy wystarcza jej to na utrzymanie? ” znowu pokazujesz, że nie doczytałeś.
Dalej: „Wspólne życie to wspólne igraszki w łóżku, oraz wspólne inwestycje ”
To jest Twoja definicja, moja może być zupełnie inna (choć pełna zgoda co do tych igraszek, nie tylko zresztą w łóżku :-))
Gniotek
Nie ma za co przepraszać, jak się ukazało to nie był to taki wielki problem :-)
Na jakiej podstawie twierdzisz, że : „Oddzielenie tych dwóch kwestii może spowodować jeszcze więcej konfliktów niż w przypadku wchodzenia w kompromisy „?
Moje doświadczenie pokazuje, że w przypadku doboru odpowiedniej partnerki wywalenie ze związku niepotrzebnych kwestii (finansowe) lepiej rokuje niz kompromisy.
Pytasz: „Ale w tym przypadku pojawia się problem gdy jedno chce do kina, czy na wakacje, czy na zakupy, a drugie nie jest w stanie tego sfinansować… ”
Mogę Ci powiedzieć jak funkcjonuje to u mnie. Ja po prostu zapraszam partnerkę i to wszystko jedno, czy chodzi o pójście do kina, czy też wielotygodniowy pobyt na Kanarach. Jeżeli ma ona ochotę i możliwości aby partycypować w kosztach, to możemy na ten temat ewentualnie podyskutować (ze wskazaniem na „nie trzeba”), jeżeli nie, to w ogóle nie ma sprawy, robimy coś razem korzystając z zasobów, które mamy (czyli moich). Dokładnie tak samo funkcjonuje to w drugą stronę, kiedy zaprasza mnie partnerka. I oczywiście nikomu nie przyszłoby do głowy prowadzenie jakiejkolwiek „księgowości” kto i ile.
Generalnie, wśród ludzi z klasą (niekoniecznie z kasą) największym problemem jest zapłacenie samemu, każdy chce płacić: -)
Dlaczego więc bycie w związku bez informacji na temat finansów partnera miałoby być samobójstwem?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Gniotek napisał: „pojawia się problem gdy jedno chce do kina, czy na wakacje, czy na zakupy, a drugie nie jest w stanie tego sfinansować…”
Taka sytuacja pojawia się zarówno w relacjach pomiędzy partnerami jak i pomiędzy np. znajomymi czy przyjaciółmi.
W moim przekonaniu i na podstawie własnych bardzo pozytywnych doswiadczeń wiem, ze najlepszym podejsciem jest takie, że jeśli mnie na coś nie stac, to komunikuję w bardzo prosty sposób. Wtedy daję możliwosć mojemu partnerowi czy mojej koleżance – mimo różnicy relacji problem jest taki sam – na wybór: rezygnacja i dopasowanie zamierzeń do moich możliwosci finansowych, samodzielna realizacja bez mojego udziału lub sfinansowanie takze mojego udzialu (zasady finansowania mogą być różne).
To działa w drugą stronę takze – jeśli mówię przyjaciółce, ze chciałabym zebysmy poszły do konkretnej restauracji, bo jest tam bardzo fajnie a ona komunikuje mi, ze nie, bo jej na to nie stac, to ja z kolei podejmuję decyzję i albo zmieniam lokal na dostosowany do możliwosci nas obu, albo zapraszam i tym razem mam przyjemnosć finansować nasz pobyt, co sprawia nam obu przyjemnosc. Tak samo to działa w partnerstwie.
A jeśli zapraszam, to po prostu zapraszam. Jeśli jestem zaproszona, to czuję się zaproszona i z radością oddaję się przyjemności, a nie dyskutuję o stanie majątkowym. Tutaj nie ma dyskusji o finansach, a zupełnie odległa od tego jest potrzeba wiedzy o stanie posiadania czy zarobkach.
Nie widzę powodu, by np. zawracać partnerowi głowę tym, że mam ochotę na np. nowe buty bo pasują mi do nowej sukienki, ale mnie na nie nie stać, nie oczekuję, ze bedzie mnie utrzymywał, skoro potrafię to robić sama.
Wymuszanie takich rzeczy nie jest w porządku. Bez kolejnej pary butów mogę żyć, nawet dobrze, zamiast pomarańczy mogę zjeść jabłko, a zasoby partnera nie oznaczają koniecznosci czy obowiązku finansowania przez niego moich potrzeb i fanaberii – niezależnie od wielkosci tych zasobów i rodzaju / siły więzi pomiędzy nami!.
Zaznaczę, ze wśród moich znajomych i przyjaciól mam ludzi żyjących dużo skromniej niż ja, ale i takich, których poziom życia bardzo istotnie wyższy jest od mojego pod względem materialnym i finansowym, co niekiedy bardzo widać, a niekiedy mniej, ale o tymnie ma potrzeby w ogóle rozmawiać. I jakoś dziwnie właśnie finanse (w tym ich brak) nigdy nie były i nie są przedmiotem dyskusji, rozważań, problemów.
Nie ja jestem dysponentem środków mojego partnera ani on nie jest dysponentem moich środków, więc taka wiedza nie jest potrzebna. Taka wiedza o zasobach materialnych i finansowych, wysokości zarobków wykracza poza związek zdecydowanie i nie jest w nim potrzebna. Rozmowa o bieżących potrzebach jest czymś innym niż wchodzenie w wiedzę o stanie majatkowym (a więc nie tylko zarobkach i pieniadzach) partnera.
Oczywiście inaczej sprawa wygląda, gdy sie chce kupowac wspólnie dom, albo wchodzic w kredyty. Ale to rozlegly temat i nie dotyczy tylko kwestii zdolnosci kredytowej, ale np. tego, co będzie z kredytem, gdy się ludzie zechcą rozstać, a przecież to nie takie rzadkie sytuacje. Często kredyty są bardziej dlugoterminowe i stałe niz związki, nawet te małzeńskie:)
Ewa
Alexie,
na początek sprawy „poboczne”:
„ponieważ jest to blog edukacyjny, to jeśli mogę w jakikolwiek sposób ułatwić zrozumienie mojego spojrzenia, to piszę to.”
Ułatwiasz mi zrozumienie Twoich wypowiedzi odpowiadając na pytania o ich dokładniejszy sens. Kiedy zachęcasz mnie do oderwania się od mojego punktu widzenia dla ich lepszego zrozumienia, to brzmi to tak, jakbyś sugerował, że problem ze zrozumieniem Twoich wypowiedzi wynika z jakichś ograniczeń mojej osoby. (Dodam, że to w żaden sposób nie przybliża mi znaczenia Twoich wypowiedzi.) I to mam na myśli pisząc: pozostań na swoim terenie. Kiedy czynisz uwagi do mojej osoby, „wchodzisz” na „mój teren”, bez względu na miejsce z jakiego to czynisz (np. blog), kiedy wyjaśniasz co miałeś na myśli, jesteś na swoim „terenie”.
Rozumiałabym gdybyś zgłosił krytyczne uwagi w przypadku naruszenia przeze mnie zasad kulturalnego wypowiadania się, gdyby na przykład moje wypowiedzi były obraźliwe, wulgarne, albo gdybym zaczęła robić wycieczki osobiste. Ale nie mamy do czynienia z taką sytuacją.
Wracając jeszcze do tego niezrozumiałego dla mnie fragmentu wypowiedzi, w którym zarzucasz mi błąd. Ponieważ nie znalazłam miejsca, w którym to precyzujesz to czy mógłbyś skopiować dla mnie kawałek tekstu, w którym bliżej wyjaśniasz tę oto wypowiedź? : „Rozumiem logikę Twojego myślenia, choć tkwi tam dość istotny błąd. Stawiasz znak równości pomiędzy trudnością znalezienia partnera o odpowiedznim zero-jedynkowym spojrzeniu na kwestie materialne (obie strony stwierdzają, że generalnie sprawy materialne zostawiają poza relacją), a znalezieniem partnera, który w bardzo konkretny sposób, z uwzględnieniem wielu cech musi być kompatybilny z nami (w tychże kwestiach finansowo-materialnych). Widzisz tę różnicę?”.
Pozdrawiam
Avigayil
Alex, co do meritum..
Chciałabym jeszcze wrócić na chwilę do Twojego postu.
„Z powodów praktycznych napiszę ten tekst z pozycji heteroseksualnego mężczyzny, jestem przekonany, że sprawa wygląda bardzo podobnie z punktu widzenia innej płci lub/i preferencji seksualnej.”
Umknęło mi trochę wcześniej odniesienie się do tego fragmentu. Uważam, że założenie jakie czynisz w tym fragmencie jest nieuprawnione. Post uwzględnia na pewno Twój osobisty punkt widzenia na sprawę. Jakie masz jednak podstawy do zakładania, że generalnie heteroseksualni mężczyźni (albo kobiety, albo osoby innej orientacji seksualnej) podzielają Twoją perspektywę i widzą w związku, tak jak Ty, płaszczyznę emocjonalno-uczuciową oraz materialno-finansową?
Stoi to też w sprzeczności z Twoją początkową deklaracją, że tekst nie stanowi recepty dla każdego: „Poniższy tekst nie powinien być rozumiany, jako gotowa, uniwersalna recepta, (…)” Jak to wyjaśnisz?
Tak jak Gniotek, również i ja nie dzielę związku na takie kategorie.
Określiłabym to raczej tak, że w jednym związkach pogłębianie się intymności i zażyłości przebiega mniej więcej równoległe w różnych sprawach, i takie gdzie partnerzy w jednym dziedzinach są ze sobą wyraźnie bliżej, a w innych wyraźnie osobno. Nie zawsze też tym najtrudniejszym „obszarem” będzie „kasa”, może to być również „seks”. Akurat Tobie łatwiej realizować się w związku w tych sprawach, które nazywasz „płaszczyzną uczuciowo-emocjonalną”, a trudniej (w związku) w tym co nazywasz „płaszczyzną materialno-finansową”. Dla innych osób może to być jednak bardzo łatwy obszar do dogadania, trudniej będzie natomiast dopasować się (i rozmawiać) na przykład w kwestiach szeroko rozumianej erotyki. Mogą też inaczej widzieć te łatwiejsze i trudniejsze obszary: np. łatwe do wzajemnego dopasowania obszary to „wspólne inwestycje finansowe” oraz „seks” (u Ciebie należą one do dwóch różnych płaszczyzn), a trudne to komunikacja w zakresie uczuć i podział obowiązków domowych (u Ciebie są one w różnych płaszczyznach).
Pozdrawiam
Avigayil
Ewa
„Nie ja jestem dysponentem środków mojego partnera ani on nie jest dysponentem moich środków, więc taka wiedza nie jest potrzebna.”
Wymiana informacji o stanie posiadania/ zarobkach nie musi być wcale związana z oczekiwaniem, że partner będzie zaspokajał „moje” potrzeby ze „swoich” środków. Ale na przykład z tym, że chcemy wspólnie kupić dom, o czym wspominasz w dalszej części postu, albo z tym, że myślimy o dziecku i zastanawiamy się czy jesteśmy w stanie się utrzymać po powiększeniu rodziny, albo że jedno z nas nie pracuje zarobkowo opiekując się niemowlęciem (bo uznaliśmy, że lepszy dla naszego dziecka będzie rodzic niż opiekunka). W takim związku wspólność w sprawach majątkowych jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym (co nie oznacza, że partnerzy nie mogą oprócz tego mieć swoich osobnych kont na swoje osobiste potrzeby).
„Nie widzę powodu, by np. zawracać partnerowi głowę tym, że mam ochotę na np. nowe buty bo pasują mi do nowej sukienki, ale mnie na nie nie stać, nie oczekuję, ze bedzie mnie utrzymywał, skoro potrafię to robić sama.
Wymuszanie takich rzeczy nie jest w porządku. Bez kolejnej pary butów mogę żyć, nawet dobrze, zamiast pomarańczy mogę zjeść jabłko, a zasoby partnera nie oznaczają koniecznosci czy obowiązku finansowania przez niego moich potrzeb i fanaberii – niezależnie od wielkosci tych zasobów i rodzaju / siły więzi pomiędzy nami!.”
Zgadzam się z Tobą co do tego, że druga osoba nie powinna stanowić środka realizacji różnych naszych planów, obojętnie czy są to małe zachcianki, czy wielkie marzenia.
Natomiast przyszła mi jeszcze do głowy taka refleksja – że może problem z pieniędzmi w związkach jest w jakiejś przynajmniej części (może nawet dużej) pochodną zupełnie innego problemu, a mianowicie tego czy dwoje ludzi ma poczucie że wymiana pomiędzy nimi (tak ogólnie, nie tylko finansowo) jest jakoś równorzędna, że obie strony wnoszą do związku udziały o równej wartości, że nikt nie jest pokrzywdzony, ani nie zyskuje bardziej niż inny. Jeśli człowiek ma poczucie, że tak jest, to nie będzie się czuł pokrzywdzony czy wykorzystany jeśli słabiej zarabiający partner zwróci się o sfinansowanie jakiegoś jego zakupu. Jeśli ma się poczucie, że jest się w związku równą stroną, która wnosi do niego równy co do wartości wkład, to nie będziemy mieli poczucia, że prosząc lepiej zarabiającego małżonka czy partnera o pieniądze na jakieś nasze prywatne potrzeby, wykorzystujemy tą osobę. Tak samo jak nie będziemy mieli takiego poczucia zwracając się z prośbą o radę, wsparcie emocjonalne, poświęcenie nam czasu, albo pieszczoty.
Co jakiś czas w toku tej dyskusji, również czytając posty Alexa, mam dziwne wrażenie, że cała ta rozmowa o pieniądzach to poruszanie się po powierzchni, że pieniądze to taki kamuflarz, który chroni przed dużo trudniejszymi tematami i emocjami. Łatwiej się kłócić o pieniądze niż rozmawiać o tym, że ktoś czuje się w związku gorszy albo wykorzystywany.
Pozdrawiam
Avigayil
Witam i pozdrawiam
Na wstępie chciałbym Ci bardzo podziękować Alex – Twój blog wielokrotnie zainspirował mnie do działania i cały czas upewnia, że inna od powszechnie akceptowalnej „droga” często przynosi znacznie lepsze rezultaty.
Wracając do meritum. Uważam, że model który opisałeś jest niezwykle rzadki. Moim zdaniem wynika to z realiów otaczającego nas świata oraz nastawienia większości kobiet. Posiadanie dzieci wiąże się z bardzo dużym kosztami. Należyte wychowanie wymaga poświęcania dziecku bardzo dużych nakładów energii (czasu lub pieniędzy). Szczególnie dużo ma do stracenia kobieta – obdarzona znacznie silniejszym instynktem macierzyńskim praktycznie zawsze będzie opiekować się dzieckiem aż do osiągnięcia przez nie samodzielności. Z mężczyznami – jak pokazuje życie – bywa różnie. Właśnie dlatego statystyczna kobieta, która planuje mieć dzieci będzie szukać zasobnego mężczyzny i będzie starać się z nim jak najmocniej związać. To powoduje u kobiet naturalną ciekawość. Jakie zasoby posiada partner? Czy jest skłonny się nimi dzielić? Czy będzie opiekował się dziećmi? Z ewolucyjnego punktu widzenia to dla kobiety kluczowe kwestie.
Tyle tytułem „usprawiedliwiania” kobiet. Teraz kilka moich doświadczeń (wszystko co do tej pory napisałem to tylko moje przemyślenia). W moim związku partnerka od samego czasu znała orientacyjnie moje zarobki, a ja wiedziałem dokładnie ile zarabia. Kwestie pieniężne często przewijają się przez nasze dyskusje i często doradzam mojej partnerce w sprawach finansowych (mam na ten akurat temat szerszą wiedzę), ale żadne z nas nie jest bezpośrednio zainteresowane majętnością drugiej strony. Uważam, że dla obojga partnerów jest to znacznie lepsza sytuacja niż model „wspólnej kasy”, w którym wszystkie zarobione pieniądze idą do wspólnego worka.
Nie zgadzam się jednak z Tobą – Alexie, w jednej kwestii. Uważam mianowicie, żę płaszczyzna materialno-finansowa jest całkiem ciekawym tematem do rozmów i dyskusji. Często dyskutuję z partnerką kwestie zarobkowo-biznesowe i w moim przypadku nie spłyca to relacji uczuciowo-emocjonalnych. Wydaje mi się też, że w opsianym przez Ciebie modelu dwóch płaszczyzn brakuje trzeciej – intelektualnej (chyba, że uwzględniłeś ją pod „zrozumieniem i dobrą komunikacją”). Dla mnie aspekt intelektualny w związku jest bardzo istotny i daje mi bardzo dużo satysfakcji. Jako, że moja partnerka ma na wiele spraw zupełnie inne spojrzenie, rozmowy nawet na tak błache tematy jak praca/kariera/pieniądze są dla mnie zarówno bardzo uczące jak i ekscytujące.
I na koniec – wydaje mi się, że być może perspektywa zmienia się szybko wraz ze znaczącym wzrostem majętności partnerów. Ludzie bogaci mogą, jeśli chcą, poświecić znacznie mniej czasu na „przyziemne sprawy” i skupić się na przezywaniu piękniejszych wrażeń. Jeśli mogę zapytać – jak zmieniały się Twoje relacje intymne wraz ze wzrostem zamożności?
Pozdrawiam,
Kazik
Ewa W
Dziękuję za piękny przykład, że są tez kobiety podchodzące do omawianego zagadnienia w podobny sposób do mojego. Czytając pozostałe komentarze można odnieść wrażenie, że pod tym względem jestem wyizolowanym szaleńcem :-)
Avigayil
Ja chętnie odpowiadam na rozsądne pytania, choć wcześniej wymagam przeczytania ze zrozumieniem tego co napisałem. A myślę, że mimo iż pisze o dość kontrowersyjnych sprawach, to używam dość prostego i jasnego języka, więc to wymaganie nie jest czymś wygórowanym.
Jeżeli ktoś ma np. problemy z rozróżnieniem uwag dotyczących sposobu rozumowania od uwag osobistych, to po paru próbach wyjaśnień po prostu zaczyna mi być szkoda mojego czasu.
Jeśli chodzi o ten fragment, to przeczytaj proszę dwa pierwsze akapity z tego komentarza http://alexba.eu/2009-09-06/rozwoj-kariera-praca/zwiazek-pieniadze2/#comment-75935
Jeżeli nadal nie zrozumiesz to trudno, Artur nie miał z tym problemów.
teraz do meritum:
Ja napisałem na początku postu: „“Z powodów praktycznych napiszę ten tekst z pozycji heteroseksualnego mężczyzny, jestem przekonany, że sprawa wygląda bardzo podobnie z punktu widzenia innej płci lub/i preferencji seksualnej.”
Ty pytasz: „jakie masz jednak podstawy do zakładania, że generalnie heteroseksualni mężczyźni (albo kobiety, albo osoby innej orientacji seksualnej) podzielają Twoją perspektywę i widzą w związku, tak jak Ty, płaszczyznę emocjonalno-uczuciową oraz materialno-finansową?”
Odpowiedź składa się z dwóch części.
Po pierwsze ja potem napisałem: „Jeśli spojrzymy na całe spektrum możliwych interakcji z bliskim człowiekiem, z którym mamy romantyczną relację, to możemy podzielić je na dwie dość odmienne od siebie płaszczyzny:” Podkreślam użycie słowa „możemy”
Po drugie znam dość sporo kobiet i mężczyzn podzielających mój punkt widzenia, stąd stwierdzenie, że sprawa wygląda podobnie.
Wyjaśnij proszę dokładnie na czym polega sprzeczność o której potem piszesz.
Piszesz: „Tak jak Gniotek, również i ja nie dzielę związku na takie kategorie.”
Zostaw proszę Gniotka w spokoju :-)
Jeżeli Ty nie masz takich kategorii myślowych to Twoja sprawa.
Jeżeli chodzi o ostatni akapit Twojego komentarza, to mówiąc po angielsku what is your point i co to ma wspólnego z przesłaniem mojego postu.
Możesz się ze mną nie zgadzać, ale pisz na temat i przede wszystkim nie fabrykuj faktów takich jak np; „tobie łatwiej realizować się w związku w tych sprawach, które nazywasz „płaszczyzną uczuciowo-emocjonalną”, a trudniej (w związku) w tym co nazywasz „płaszczyzną materialno-finansową”.” Ja akurat pisałem o łatwości znalezienia partnera, a Ty o realizowaniu się w związku. Jeżeli nie rozróżniasz tych dwóch rzeczy to z całym szacunkiem lepiej daruj sobie dalsze pisanie tutaj, przynajmniej jeśli chodzi o dyskutowanie ze mną
Pozdrawiam
Alex
Alex, uczciwie mówiąc mnie również dalsza dyskusja z Tobą w taki sposób i w takim stylu nie interesuje. Zwłaszcza, że coraz bardziej przypomina mi kręcenie się w kółko.
W takim razie dalej już beze mnie.
Avigayil
Alexie,
napisałem: “Oddzielenie tych dwóch kwestii może spowodować jeszcze więcej konfliktów niż w przypadku wchodzenia w kompromisy “?
i dostałem odpowiedź: „Moje doświadczenie pokazuje, że w przypadku doboru odpowiedniej partnerki wywalenie ze związku niepotrzebnych kwestii (finansowe) lepiej rokuje niz kompromisy.”
to ja kontynuuję: Dla mnie jedną z ważniejszych kwestii w związku są właśnie finanse. Kobieta z którą jestem przykłada do nich bardzo ważną rolę, więc ja czuję się obowiązany nie ukrywać moich zarobków i o nich mówić. To kwestia charakteru. Bo załóżmy, że wybrałem kobietę – odciąłem ten wybór od kwestii finansowej. Ale nadchodzi czas, w którym pieniądze nabierają coraz większego znaczenia, spodziewamy się dziecka, kupujemy dom. Okazuje się, że to finansowa jędza, która każe mi za wszystko płacić, jej chciwość przekracza wszelkie granice i jestem w kropce. A to wszystko przez to, że podczas wyboru partnerki miałem daleko za sobą gdzieś kwestie pieniędzy i finansów – jak dżentelmen płaciłem, zabierałem do kin, itd. Ja od zawsze wolałem mieć już na starcie wszystko czarno na białym ;)
Pytasz mnie: „Dlaczego więc bycie w związku bez informacji na temat finansów partnera miałoby być samobójstwem?”
Odpowiedziałem powyżej ;)
Ewo,
chciałbym się skupić na trzech fragmentach Twojej wypowiedzi, mianowicie napisałaś:
„Wymuszanie takich rzeczy nie jest w porządku. Bez kolejnej pary butów mogę żyć, nawet dobrze, zamiast pomarańczy mogę zjeść jabłko, a zasoby partnera nie oznaczają koniecznosci czy obowiązku finansowania przez niego moich potrzeb i fanaberii – niezależnie od wielkosci tych zasobów i rodzaju / siły więzi pomiędzy nami!.”
-Widzisz, nie każda tak ma i podziela Twoje zdanie. Ja dla przykładu czuję się odpowiedzialny za moją partnerkę i za jej samopoczucie. Jeżeli dla poprawy tego samopoczucia chce dostać buty, zrobię wszystko żeby je dostała. To może wydać się zabawne, bo to przecież tylko buty, ale to kwestia wychowania i nabytych cech, potrzeb podczas dzieciństwa. Znam wiele dziewcząt, które poprawiają sobie samopoczucie lodami, albo czekoladą. Czy jako partner takiej osoby nie powinienem o tym wiedzieć i gdy widzę smutną panienkę kupić jej czekolady czy lodów? Przykład błahy, ale mam nadzieję, że obrazuje to co chciałem przekazać ;)
Napisałaś też: „Zaznaczę, ze wśród moich znajomych i przyjaciól mam ludzi żyjących dużo skromniej niż ja, ale i takich, których poziom życia bardzo istotnie wyższy jest od mojego pod względem materialnym i finansowym, co niekiedy bardzo widać, a niekiedy mniej, ale o tymnie ma potrzeby w ogóle rozmawiać. I jakoś dziwnie właśnie finanse (w tym ich brak) nigdy nie były i nie są przedmiotem dyskusji, rozważań, problemów.”
-Ja również mam bogatych i biednych znajomych. I o finansach rozmawiamy. Nie widzę w tym nic złego. Jeden chce być bogaty, ale nie ma warunków – to mu pomagamy. Inny nie chce być chociaż ma doskonałe warunki i szanujemy jego decyzję. To nie znaczy, że od razu mu coś musimy kupować gdy brakuje mu kasy – to jest znajomy. Nie czuję się za niego odpowiedzialny w takim stopniu jak za swoją partnerkę, więc nie mam potrzeby „finasowania” go gdy brakuje mu na nowy samochód. Inaczej sprawa wygląda w związku.
Napisałaś również: „Nie ja jestem dysponentem środków mojego partnera ani on nie jest dysponentem moich środków, więc taka wiedza nie jest potrzebna. Taka wiedza o zasobach materialnych i finansowych, wysokości zarobków wykracza poza związek zdecydowanie i nie jest w nim potrzebna. Rozmowa o bieżących potrzebach jest czymś innym niż wchodzenie w wiedzę o stanie majatkowym (a więc nie tylko zarobkach i pieniadzach) partnera.”
Dla mnie w związku liczy się jedność. A pod tym pojęciem kryje się również jedność finansowa. Przyznam, że taka wiedza faktycznie nie jest niezbędna, ale często wpływa na zachowanie jednostek w związku. Jak kobieta wie, że mam pieniądze czuje się przy mnie bezpieczniejsza i wie, że gdy będzie mieć jakiś problem finansowy pomogę jej i żyje na wyższym poziomie spokoju niż przeciętny kowalski. Przynajmniej tak u mnie ;)
Kazik Friedrich
Dziękuję Ci za interesujący komentarz i cenne uwagi.
Po kolei:
Piszesz: „Uważam, że model który opisałeś jest niezwykle rzadki. ”
Rzeczywiście, nie jest to powszechny sposób patrzenia kwestie relacji. Gdyby takim był nie byłoby sensu pisać tego postu. Nie jest jednak tak rzadki, aby nie można było go z powodzeniem stosować, czego jestem przykładem :-)
Mówisz: „Posiadanie dzieci wiąże się z bardzo dużym kosztami. Należyte wychowanie wymaga poświęcania dziecku bardzo dużych nakładów energii (czasu lub pieniędzy). ”
Zgadzam się z tym w 100%. Dlatego na tym blogu zamieszczam od czasu do czasu dość niepopularne teksty pokazujące, że są inne atrakcyjne opcje w życiu :-) Wybranie ich eliminuje całą wspomnianą przez Ciebie problematykę.
Bardzo podobnie do Ciebie: „często doradzam mojej partnerce w sprawach finansowych (mam na ten akurat temat szerszą wiedzę), ale żadne z nas nie jest bezpośrednio zainteresowane majętnością drugiej strony. „.
Z tym naszym niezgadzaniem się tez nie jest tak źle bo ja też chętnie „Często dyskutuję z partnerką kwestie zarobkowo-biznesowe” z tym, że jak napisałeś wcześniej „żadne z nas nie jest bezpośrednio zainteresowane majętnością drugiej strony.” Innymi słowy, interesująca jest wymiana doświadczeń i pomysłów, bez znaczenia ile ktoś z nas zarabia i posiada.
Co do płaszczyzny intelektualnej, to oczywiście miałem ją na myśli wymieniając elementy tej emocjonalno uczuciowej. Powinienem był znacznie klarowniej to napisać, dziękuję za zwrócenie uwagi. Nawiasem mówiąc uważam intelekt partnerki za bardzo istotny element jej sex-appeal’u, to pewnie jakiś atawistyczny program (aby potencjalne potomstwo też było mądre :-))
Nie ma więc tutaj między nami aż takiej rozbieżności.
Pytasz: „Jeśli mogę zapytać – jak zmieniały się Twoje relacje intymne wraz ze wzrostem zamożności? ”
Odkąd używam w życiu nie tylko rozumu, lecz i serca (ok. 23 lata) miałem nastawienie zbliżone do opisanego (choć w szczegółach ewoluowało ono wraz ze zdobywaniem doświadczeń). To jest czas, kiedy generalnie powodziło mi się powyżej średniej. Wcześniej powodziło mi się „normalnie” ale też jak dobrze pomyślę to przez 2 relacje (ok. 6 lat) widziałem to podobnie. Wcześniej byłem zakompleksionym facecikiem bez pojęcia :-)
Gniotek
Na Twój komentarz odpiszę trochę później, teraz muszę zająć się czymś innym
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam!
Przebrnąłem przez komentarze do tego postu jak i poprzedniego. Większość wypowiadających się stara się za wszelką cenę zarzucić autorowi, że oddzielenie kwestii finansowych nie jest możliwe w związku. Spłaszczając temat do technicznego rozwiązania kwestii finansowania wspólnych pomysłów.
Wydaje mi się jednak, że taką dyskusję należy zacząć od założeń wstępnych.
Od początku:
Pojawiły się na blogu dwa wpisy odnośnie dobierania sobie partnera. Alex jasno określił, że podzielił się tym na podstawie swoich doświadczeń, rozważań i obserwacji i nie jest to prawda objawiona.
Jeżeli czyta się ten blog w miarę systematycznie to można pewne wnioski na temat autora wysnuć. Moje są takie:
Alex jest wykonawcą zawodu dającego mu godziwe wynagrodzenie, jak i na podstawie doświadczeń życiowych ma poduszkę finansową zabezpieczającą go na wypadek np. utraty zleceń. Nie lubię zaglądać do cudzego portfela, ale zarobki na pewno odstają od średniej krajowej i pozwalają utrzymywać się mu na poziomie który go interesuje (wysnute na podstawie wpisów o kilkutygodniowych pobytach na kanarach, opłacania wynajętego mieszkania na rok z góry, zasobność biblioteki itd.)
Reasumując ma poziom który pozwala na nie martwienie się tym czy do pierwszego starczy.
W pierwszym poście pisze, że na przestrzeni ostatnich 20 lat miał kilka partnerek, a później w komentarzach, jeżeli nie pomyliłem piszę, że był żonaty.
Mając te informacje wnioskuje jakie są założenia wstępne:
cytat: „miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp”, nie ma ani słowa o małżeństwie, dzieciach (zresztą w komentarzach przyznał, że z dzieckiem mu „nie po drodze”.
Czyli partner to taka bratnia dusza, która podzieli jego radości i smutki, ale też nieobostrzona ramami czasowymi.
Na tej podstawie mogę się z Alexem zgodzić, że jest możliwe oddzielenie od związku sfery ekonomicznej.
Ba, nawet nie mam problemu z wyobrażeniem sobie tego.
Zadziwia mnie jednak fakt, że w komentarzach karze się Alexowi udowadniać, że jest Alexem! To chyba troszkę odstaje poziomem…
Sam osobiście nie oddzielam tych 2 stref, ponieważ mnie poprostu na to nie stać.
Zresztą wbrew zaczytanym tutaj opiniom, nie miałbym problemu na wzięcie kredytu na dom lub cokolwiek innego. Majac żonę i 2 dzieci zakładam/planuje nie zmieniać tej konfiguracji i to jest dla mnie związek partnerski (zapewne różniący się od wizji Alexa).
Na zakończenie napiszę, że fajnie by było poczytać w komentarzach innych rad na temat dobierania partnera lub rozwiązywania kwestii finansowych.
Pozdrawiam
Michał
Witam,
Alex napisałeś: Wcześniej powodziło mi się “normalnie” ale też jak dobrze pomyślę to przez 2 relacje (ok. 6 lat) widziałem to podobnie. ”
A jak często zmieniasz relacje / ile one trwają i co jest przyczyną zakończenia po tak sprawnie przeprowadzonym doborze?
Grażynka
Alex: dzięki za odpowiedzi.
Pytasz: „Wiesz, zauważyłeś prawidłowość, że im więcej problemów finansowych, tym więcej w partnerstwie rozmawia się o pieniądzach?”
Nie zauważyłem jej, choć może z prozaicznej przyczyny (ograniczone doświadczenie w związkach). Wierzę, że tak może być. Dla mnie istotne jest, żeby żadne z partnerów nie zależało od drugiego, inaczej intymność może zejść na drugi plan, ulegając interesom którejkolwiek ze stron… Jak pisałem, temat jest dla mnie interesujący, może głównie dlatego, że nigdy nie miałem okazji przejść poważniejszej rozmowy na ten temat we własnym związku – kasa nie była problemem.
Co do tej sytuacji „ile zarabiasz” to mniej więcej takiej odpowiedzi się spodziewałem z Twojej strony, ale chciałem usłyszeć Twoją reakcję ;), tzn. że Ci się takie sytuacje nie zdarzają – natomiast w realiach młodych ludzi na dorobku w Polsce to jednak częsta sytuacja, przynajmniej tak to sobie wyobrażam. (To tylko podejrzenie. Sądząc jednak po tym, jak często znajomi pytają mnie, ile zarabiam, wnoszę, że dla młodych Polaków jst to bardzo, bardzo ważne… a np. za granicą gdzie teraz pracuję NIKT nigdy mnie o to nie zapytał.)
Odpowiedź zasugerowana przez Ciebie mi się podoba, bo bezpośrednio zachęca do dość istotnej rozmowy na temat roli finansów w życiu obu osób i nie pozwala na ciche klepnięcie domyślnego założenia typu „mam prawo wiedzieć wszystko o osobie z którą coś łączy mnie intymny związek” (z którym np. ja się nie zgadzam).
Na pewno miło jest nie martwić się o strefę finansową ale jest wiele osób, które wciąż muszą „liczyć się z kasą”. Na razie nie mogę narzekać i mam podobne podejście do Ciebie Alexie, że nie interesuje mnie ile zarabia facet z którym się spotykam bo jestem w tej kwestii samowystarczalna i jeśli już się z kimś spotykam to nie z myślą o jego kasie a właśnie w związku z uczuciami i tymi wszystkimi uniesieniami, które razem można przeżyć :). Kwestia pieniędzy i zarobków i tak w pewnym momencie jakoś tak sama pewnie wypływa, no i jeśli już planujemy być z kimś to też nie robimy z tego wielkiej tajemnicy. Jedna z ważniejszych kwestii to taka, że sami musimy być w stanie się utrzymać.
Widzę to następująco:
W związku dzielę się z partnerem moimi radościami, smutkami, przemyśleniami, poglądami, doświadczeniami… Naturalnym zatem jest, że dzielę się również swoimi pieniędzmi. Nie ukrywam przed partnerem czy mam więcej czy mniej. W związku nie ma miejsca na tematy tabu.
Cenię sobie niezależnośc, dlatego lubię sama zarządzac moimi finansami. Jednocześnie nie mam problemów z ujawnieniem parterowi stanu mojego konta czy moich miesięcznych wpływów. Po co miałabym się asekurowac zatajając niektóre informacje?. Jeśli partnerowi jest potrzebna do szczęścia wiedza o moich przychodach nie mam problemu z tym, aby ją ujawnic. Natomiast ja nie mam potrzeby dogłębnego wnikania w zarobki partnera. Nie jestem urzędniczką skarbową;)
Niestety często pieniądze wykorzystywane są, aby manipulowac, uzależniac, kontrolowac drugą stronę (domena lepiej zarabiających mężczyzn preferujących mniej zarabiające kobiety). Mogą byc też wykorzystywane, aby udawac słabego, bezsilnego, potrzebującego nieustającego wsparcia (również finansowego).
pozdrawiam,
Agnieszka
I jeszcze nieśmiałe;) pytanie do Alexa.
Gdyby Twoja partnerka ośmieliła się „bezczelnie”;) zapytac „Kochanie ile Ty właściwie zarabiasz?” (abstrahuję od celów takiego pytania – załóżmy, że z czystej ciekawości) czy uznałbyś to za pogwałcenie Twojej prywatności?
Jestem po prostu ciekawa jak potraktowałbyś takie pytanie.
pozdrawiam
Hej Agnieszko,
Zadałaś pytanie: “Kochanie ile Ty właściwie zarabiasz?”
Alex już w innym komentarzu napisał co wtedy mówi, a więc uwaga: „Do czego potrzebna Ci ta informacja?”
Co Ty wtedy mówisz ?
pozdrawiam, Artur
Gniotek
Dziękuję za odpowiedź na moje pytanie.
Piszesz: „Dla mnie jedną z ważniejszych kwestii w związku są właśnie finanse. ”
Jest to kompletnie odmienne od mojego punktu widzenia, ale w końcu to Twoje życie i możesz opierać je na zasadach innych od moich.
Jeżeli w Twoich planach życiowych jest sytuacja „…spodziewamy się dziecka, kupujemy dom. ” to rzeczywiście powinieneś jak najszybciej sprawdzić, czy partnerka do takiego przedsięwzięcia jest kompatybilna też w sprawach materialno-finansowych. . W biznesie nazwalibyśmy to due dilligence :-)
Jeśli chodzi o wybory życiowe, to czytałeś mój post o małym Kaziu?
Michał
Jak to moło poczytać komentarz kogoś, kto rzeczywiście zadał sobie trudu i przeczytał uważnie to co piszę. Większość Twoich spostrzeżeń co do mojej osoby jest trafna (poza tym, że płacę za mieszkanie tylko na 6 miesięcy z góry, choć mógłbym oczywiście i 12 :-))
Zwróć uwagę, że mój główny post dotyczył znacznego ułatwienia sobie znalezienia odpowiedniej partnerki (bo część Czytelników na pewno mniej lub bardziej „oficjalnie” jest w trakcie poszukiwania), w żadnym wypadku nie posłużyłem się nim do oceny istniejących związków. Jeżeli więc jak piszesz: „Majac żonę i 2 dzieci zakładam/planuje nie zmieniać tej konfiguracji ..” to gratuluje i życzę dalszego udanego życia razem. Jak wielokrotnie pisałem,możliwych jest tyle różnych podejść do tematu!
Grażynko
Zastanawiam się jaki związek mają Twoje pytania z tematem postu. Ponieważ uprzejmie pytasz, więc mimo tego odpowiadam:
W tym okresie 20 lat moje relacje (mówimy o tych poważniejszych) 2-6 lat. Koniec każdej z nich oznaczał koniec relacji romantycznej, niekoniecznie zerwanie kontaktu z człowiekiem jako takim. Przyczyny były różne, np. ludzie rozwijają się w różnych kierunkach i w różnym tempie, czasem wychodziły niepasujące cechy u partnerki albo u mnie :-), czasem od początku związek był „skazany” bo zbyt wiele niekompatybilnośći próbowaliśmy skompensować bardzo dobrym seksem i tym podobne. Nie zakładaj też że był to „sprawnie przeprowadzony dobór”, bo ja się cały czas uczę a to oznacza, że popełniam błędy jak każdy inny człowiek. No ale te błędy o których mówimy były generalnie bardzo przyjemne i pouczające, a parę łez i momentów żalu, bólu i rozczarowania to cena, którą warto było zapłacić.
Elsindel
Pisząc :”Dla mnie istotne jest, żeby żadne z partnerów nie zależało od drugiego, inaczej intymność może zejść na drugi plan, ulegając interesom którejkolwiek ze stron… ” poruszyłeś bardzo ważny temat wykraczający poza sferę finansów. Jak to widzisz np. jeżeli jeden z partnerów jest od drugiego uzależniony seksualnie? To się zdarza częściej niż większość ludzi przypuszcza. Mógłby być to temat do interesującej dyskusji, możemy taką wystartować na blogu.
Dziękuję za powiedzenie Czytelnikom, że poza Polską (a i to głównie w kręgach ludzi stosunkowo ubogich) pytanie o zarobki w kręgach towarzyskich jest dość niezręczne, mniej więcej jakbyś zapytał nieznajomą kobietę o rozmiar stanika :-)
Nie oznacza to tematu tabu, ja np. znam zarobki niektórych moich niemieckich przyjaciół, ale wynika to z faktu, że potrzebowali oni mojej rady a wtedy musimu wiedzieć na czym stoimy.
Justyna F.
Piszesz: „…ale jest wiele osób, które wciąż muszą “liczyć się z kasą”. …”
To nie jest usprawiedliwienie wypytywania o zarobki, które jest do tego bardzo kontraproduktywne.
Weźmy taki przykład:
Osoba A dość dobrze stojąca finansowo i mająca podobne nastawienie do mnie.
Osoba B z trudem wiążąca koniec z końcem ale utrzymująca się samodzielnie
Załóżmy że A i B pasują do siebie na płaszczyźnie emocjonalno-uczuciowej
Przypadek 1)
B próbuje dociec stan posiadania i zarobki A
rezultat: albo A „odpuszcza sobie” B, albo po prostu podchodzi do B na dużym luzie i ze sporą dozą ostrożności
Przypadek 2)
B bierze A takim jakim jest, bez dociekania jego stanu konta. A otwiera się przed B jako człowiek i mogą mieć ze sobą piękną relację
Wiesz, to jest trochę jak z ludźmi, którzy „zawsze trafiają na tę nieodpowiednią drugą osobę”. Jak się bliżej przyjrzysz, to same są temu winne
Agnieszko
Dziękuję za interesujący komentarz. Zgadzam się, że w związku nie powinno być tematów tabu. Ja pisałem o doborze partnerki i zakresach na jakich koncentruję się w związku. Nie ma to wiele wspólnego z asekuracją (bo zaatakowany i tak potrafię dość skutecznie się bronić), bardziej z niestosownością.
Piszesz: „Niestety często pieniądze wykorzystywane są, aby manipulowac, uzależniac, kontrolowac drugą stronę ..”
Widzisz, przy moim nastawieniu jest to niemożliwe, a to wielka zaleta.
Artur zadał Ci dobre pytanie, też jestem ciekaw Twojej reakcji
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alexie, czy w związku z takim podejściem do finansów zdarzyło się kiedyś, że zostałeś „wykorzystany” nie będąc tego świadomym ? Powiedzmy, że chciałeś robić rzeczy, na które nie było stać Twojej partnerki, więc finansowałeś je z własnej kieszeni. Ludzie chyba często potrafią wywnioskować ile zarabiasz, możesz nie konkretną kwotę, ale oszacowanie „ile tego może być” nie powinno stanowić większego problemu. Czy zdarzyło się kiedyś Tobie, że kobieta celowo odpowiadała na Twoją propozycję np. „wiesz, z chęcią bym Tobie towarzyszyła, ale moja sytuacja finansowa mi na to nie pozwala” wiedząc, że Ty, jako facet z klasą i kasą zapłacisz za nią ? Pytam z czystej ciekawości. Kiedyś, będąc zakochaną bez pamięci, gdy miałam ochotę zrobić coś z drugą osobą, np. wypad w góry czy droższe wyjście i wiedziałam, że osoba towarzysząca może w danej chwili nie mieć odpowiedniej ilości kasy, płaciłam za całość sama lub znacznie większą część (nawet jeśli były to moje ostatnie pieniądze). Po jakimś czasie nagle dotarło do mnie, że druga strona sama zaczyna proponować różne „podróże” nie mając odpowiedniej kwoty i oczekując, że ja pokryję większe koszta. Tutaj chyba dobrym rozwiązaniem byłoby ustalić np. kwotę, jaką w danym miesiącu decydujemy się dysponować i wybrać odpowiednią do niej rozrywkę. Rozmowa o finansach znacznie ułatwiłaby ten proces.
Pozdrawiam ciepło
kasia
Witam,
Alex czytam ostatnie dyskusje pod Twoimi postami i chciałbym zadać pytanie. Może na pierwszy rzut oka wydawać się nie na temat, ale dyskusja jest bardzo gąrąca i tak się zastanawiam czy warto się w nią angażować, Twoja odpowiedź będzie dla mnie bardzo cenna.
Powiedz proszę czy kiedykolwie pod wpływem tego co przeczytałeś na blogu, oczywiście chodzi mi o dyskusje w komentażach, zrewidowałeś swój pogląd na życie lub chociaż miałeś wątpliwości?
Pozdrawiam
Krzysiek
Gniotek,
dopiero teraz mam czas, by odpisać. Dziękuję za obszerny komentarz do mojego.
Napisałeś: „Ja dla przykładu czuję się odpowiedzialny za moją partnerkę i za jej samopoczucie. Jeżeli dla poprawy tego samopoczucia chce dostać buty, zrobię wszystko żeby je dostała.”
Oczywiście różni ludzie w różny sposób poprawiają sobie nastrój.
Ja czuję się odpowiedzialna za siebie i nie przerzucam odpowiedzialności za mnie na partnera, choć sprawia mi przyjemność jego dbanie o mnie (nie o moje nastroje). Jeśli chodzi o chęć dbania o dobry nastrój partnera w relacjach, to ja w takim podejściu jakie zaprezentowałeś w swojej wypowiedzi widzę poważne zagrożenie:
Co się stanie, gdy z jakiegoś powodu np. finansowego, zdrowotnego etc nie będziesz w stanie zaspokoić takiej potrzeby jako sposobu na poprawienie nastroju partnerce?
Czy partnerka zostanie w złym nastroju, czy poradzi sobie ze swoim nastrojem inaczej?
Jak Ty będziesz się czuł nie mogąc podregulować nastroju partnerki jakimś zakupem, bo Cię na to nie stać?
Czy to wpłynie na jakość waszych relacji?
To nie jest krytyka Twojej postawy. To tylko pytania, które może warto sobie zadać na wszelki wypadek:)
Tu ważne rozróżnienie: czym innym jest sprawianie przyjemności partnerowi, a czym innym poprawianie jego samopoczucia!
Ja staram się dbać o swoje samopoczucie w sposób niezależny od kupowania, jedzenia, niezależny od stanu finansowego. Odpowiedzialność za moje samopoczucie jest po mojej stronie, a nie w portfelu mojego partnera.
Napisałeś: „Ja również mam bogatych i biednych znajomych. I o finansach rozmawiamy. Nie widzę w tym nic złego. ”
czy ja napisałam, ze jest w tym coś złego? ja napisalam, ze nie rozmawiamy, co oznacza u nas po prostu brak takiej potrzeby.
„Jeden chce być bogaty, ale nie ma warunków – to mu pomagamy. Inny nie chce być chociaż ma doskonałe warunki i szanujemy jego decyzję.”
Do tego, żeby komuś pomagać, nie trzeba posiadać wiedzy szczegółowej na temat jego stanu konta czy wysokości zarobków. Istotne jest czy pomocy potrzebuje czy nie. Jeśli chce rozmawiać o tym – jego decyzja. Ale nie obliguje mnie to do rozmowy o moich finansach i stanie posiadania.
Napisałeś: „Nie czuję się za niego odpowiedzialny w takim stopniu jak za swoją partnerkę, więc nie mam potrzeby “finasowania” go gdy brakuje mu na nowy samochód. Inaczej sprawa wygląda w związku.”
Nie widzę potrzeby finansowania luksusów moich biedniejszych znajomych, bo bez nich można godnie życ. Gdyby ten samochód miał być koniecznym narzędziem na zarabianie na życie – mogłabym się zastanowić. Ale gdy brakuje np. na leczenie? Na podstawowe utrzymanie? Ja w takich sytuacjach pomagam, czasem finansowo, czasem inaczej.
Każdy z nas oczywiście w takich sytuacjach ma prawo podejmować własne decyzje, różne u rożnych ludzi.
Piszesz, że wiedza o finansach „wpływa na zachowanie jednostek w związku. Jak kobieta wie, że mam pieniądze czuje się przy mnie bezpieczniejsza i wie, że gdy będzie mieć jakiś problem finansowy pomogę jej i żyje na wyższym poziomie spokoju niż przeciętny kowalski.”
Nie wiem nic na temat poziomu poczucia bezpieczeństwa przeciętnego kowalskiego ani na temat wpływu wiedzy o finansach na zachowania jednostek w związku, więc się do tego nie odniosę.
Rozumiem jednak, ze Twojej kobiecie wiedza o tym ile zarabiasz i jaki jest stan twojego majątku daje poczucie bezpieczeństwa. Skoro tak jest, to tak jest:) Z tym nie dyskutuję, bo z faktami się nie dyskutuje.
Ja czuję się bezpiecznie sama ze sobą, partner nie jest dla mnie rodzajem kola ratunkowego ani kamizelki kuloodpornej czy tarczy ochronnej chroniącej przed konsekwencjami moich decyzji czy moich wyborów, ale bez sprawdzania stanu konta i majątku oraz wysokości wynagrodzenia mojego partnera i rozmów o tym wiem, ze mogę liczyć na jego pomoc gdy będę w potrzebie – zarówno finansowej jak i niefinansowej. Wiedza o tym, co partner ma w portfelu nie jest mi w żaden sposób do tego potrzebna i nie warunkuje mojego poczucia bezpieczeństwa w zwiazku, dlatego m. in. kwestie stanu majątku i finansów partnera mnie nie zajmują.
Właściwie niezależnie już od twojego komentarza, przyszło mi teraz też do glowy co następuje:
Jeśli mowię (nie ważne czy partnerowi czy przyjaciółce) np. że potrzebuję wiecej zarabiać, to pytanie „ile teraz zarabiasz” niczego nie wnosi do sprawy, bo odpowiedź jest prosta: „za mało do moich potrzeb”. Konstruktywniejsze jest pytanie: „Co możesz zrobić, żeby to zmienic i czy mogę ci w tym pomóc”.
Kiedy mówie: „nie czuję się bezpieczna w swojej obecnej sytuacji finansowej i materialnej”, to nie jest zasadne pytanie „jaka to sytuacja” (czyli pytanie o stan finansów i majątku), tylko pytanie „Co mozesz zrobić, zeby to zmienic i czy mogę w tym pomóc?”
Jak widać można rozmawiać o potrzebach i finansach nie rozmawiając o kwotach, wysokosci zarobków i stanie posiadania, a więc można je zostawic zupełnie na boku, bo nie są istotne.
Pozdrawiam, Ewa
Przeczytałam mniej lub bardziej uważnie post i komentarze. Oczywiście każdy ma swój świat, swój sposób jego kształtowania i chwała za to zjawisko, bo dzięki temu nie jest nudno na ziemi.
I doszłam do komentarza Krzysztof Marciniak, w którym pyta, czy Alex korzysta, bądź inspiruje się do zmian z naszych komentarzy.
Napiszę, coś przeciwnego, co tez może odpowiadać na to pytanie.
Uważam, że pisząc te posty, dokładnie wyjaśniając komentarze Alex utwierdza się w swoich przekonaniach. Być może są one czasem wystawiane na próbę i w taki prościutki, ale skuteczny sposób wzmacnia je, zamiast np. zakwestionować.
A co jeżeli nie jest słuszna taka postawa? Teraz nie szkodzi, kolejna osoba do romantycznego związku ( a romantyczna miłość to tylko część miłości „prawdziwej”) pewnie szybko się znajdzie.
Choć zapewne tych składowych 'Wyboru” jest więcej niż się wydaje. Bo najpierw niezależność finansowa, deklaracja o bezdzietności (całkiem niestała, bo kobieta( a myslę, że i mężczyzna) ok. 25 lat nawet nie wie, jakie na ten temat będzie miec zdanie za kilka lat), a do tego cała reszta-czyli wzajemna atrakcyjność itd.
Meg,
własnie otworzyłam komputer i przeczytałam Twój komentarz. przeczytałam go kilka razy, ale nie rozumiem.
1. Skąd wniosek, ze Alex utwierdza sie w swoich przekonaniach? Zwwróciłam na to uwagę, bo ja sama nie lubie, jak ktos mi mówi, co ja czuje, o czym jestem przekonana etc, a to trochę blisko tego – odpowiadasz za Alexa w odniesieniu do tematu, na który mniemam tylko on może odpowiedzieć.
2. Napisałas: „A co jeżeli nie jest słuszna taka postawa? ” – o jakiej postawie mówisz – z wcześniejszego akapitu to nie wynika
3. Jak definiujesz miłosc „prawdziwą”
4. Czy według Ciebie romantyczna miłośc i romantyczny zwiazek to to samo? Napisałaś: kolejna osoba do romantycznego związku ( a romantyczna miłość to tylko część miłości “prawdziwej”) pewnie szybko się znajdzie.
5. Nie rozumiem, co chcesz powiedziec w ostatnim akapicie (rozumiem to, ze poglądy na macierzyństwo sie mogą zmieniać z wiekiem)
Dopytuję, bo chciałabym zrozumieć, co chcesz przekazać w swoim komentarzu.
Ewa
Kasia
Pytasz: „Alexie, czy w związku z takim podejściem do finansów zdarzyło się kiedyś, że zostałeś “wykorzystany” nie będąc tego świadomym ? ”
Jak sie intensywnie zastanowię, to może był jeden przypadek, który można by pod to podciągnąć, tak ze 16 lat temu. Cała historia trwała kilka miesięcy, więc nawet nie warto o tym wspominać. Żeby było zabawniej, to „net worth” tamtej osoby był wtedy większy od mojego :-)
Następne: „Czy zdarzyło się kiedyś Tobie, że kobieta celowo odpowiadała na Twoją propozycję np. “wiesz, z chęcią bym Tobie towarzyszyła, ale moja sytuacja finansowa mi na to nie pozwala” wiedząc, że Ty, jako facet z klasą i kasą zapłacisz za nią ? ”
Zdecydowanie nie. Poza tym jednym godnym pożałowania przypadkiem mam raczej szczęście do kobiet, gdzie pojawiał się odwrotny problem. Przejawiało się to np. w próbach przejęcia połowy kosztów w podróżach, gdzie dla kobiety stanowiłoby to bardzo poważną sumę. To jest przejaw dużej klasy, ale oczywiście nie mogłem się na to zgodzić i z bardzo dużą dozą taktu i delikatności wyperswadowałem im ten pomysł.
Generalnie, jak mam jakąś ideę ciekawego spędzenia czasu, to zapraszam na to drugą stronę. Dotyczy to zresztą nie tylko relacji damsko-męskich, jak mamy spotkanie Czytelników, albo po power walk idziemy jeszcze porozmawiać do kawiarni, to też wszyscy są moimi gośćmi.
Proponujesz: „Tutaj chyba dobrym rozwiązaniem byłoby ustalić np. kwotę, jaką w danym miesiącu decydujemy się dysponować i wybrać odpowiednią do niej rozrywkę. ”
A może zacząć od drugiego końca? Tak popracować nad własną wartością rynkowa, aby w miarę normalny wyjazd np. na 2 -3 tygodnie na Kanary, czy gdziekolwiek indziej nie był od strony finansowej specjalnym tematem wartym dyskusji? Ten blog jest pełen wskazówek jak się za to zabrać, trzeba tylko…… zacząć coś robić!!
Krzysztof Marciniak
Pytasz: „Powiedz proszę czy kiedykolwiek pod wpływem tego co przeczytałeś na blogu, ………, zrewidowałeś swój pogląd na życie lub chociaż miałeś wątpliwości?
Generalnie udział w dyskusjach daje mi następujące rzeczy:
1) rozszerza moją wiedzę (jak np. ostatnio komentarz o zaletach bycia wychowywanym przez kogoś innego niż matka)
2) uświadamia mi jak bardzo różnie odbierają ten sam przekaz ludzie o różnych mapach rzeczywistości
3) uczy wiele o postawach i sposobie myślenia Czytelników
Nie zdarzyło się jeszcze, abym pod wpływem dyskusji na blogu całkowicie zrewidował mój pogląd na życie
Ewa W
Dziękuję za interesującą odpowiedź Gniotkowi, pewnie przyda się to nie tylko jemu
Meg
Mam niestety kłopot ze zrozumieniem całokształtu Twojego przesłania.
Z tego co zrozumiałem, warto sprostować, że moje przekonania i koncepcje są wystawiane na próbę w realnym życiu, a nie na blogu. To co prawda bardziej boli jak się oberwie, ale za to przynosi konkretne doświadczenia o których potem piszę tutaj zamiast teoretycznego gdybania.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Rozgorzala wyjatkowa burzliwa dyskusja :)
Zgadzam sie z przedmowcami, ze czesto tzw. klotnie o pieniadze w zwiazku sa tylko i wylacznie poruszaniem sie po powierzchni problemu, przykrywka dla zgola innego problemu.
Moj zwiazek przypomina najbardziej ten opisywany miejscami przez Gniotka, choc lat mam na pewno o kilka wiecej. Dla mnie i mojego partnera podobne podejscie do finansow to wazna czesc wspolnego zycia i pod tym wzgledem jestesmy jak najbardziej kompatybilni, dopelniajac tym samym kompatybilnosc w innych aspektach (to jest ten 0,0001!).
Sztuczne pomijanie aspektu finansowego juz sie w naszej sytuacji nie sprawdza. Na poczatku to byly bardziej domysly ale w miare uplywu czasu zaczelismy wymieniac bardziej szczegolowe informacje w sposob naturalny (np. wspolne zakupy, konsultowanie oczekiwan finansowych przy zmianie pracy lub konsultacje w zakresie postaw negocjacyjnych z klientem). Wspolne inwestycje oraz plany doprowadzily do duzej (choc nie pelnej) transparentnosci w tym aspekcie. Ale jak slusznie zauwazylo kilku wspolkomentujacych, byc moze jest to zwiazane z pewnym statusem materialnym i bezpieczenstwem finansowym.
Transparentnosc u mnie wiaze sie rowniez z faktem prowadzenia wieloletniego juz wspolnego gospodarstwa domowego, a takze wyplywa ze wspolnych zakupow, pozyczek czy robienia przyslug przy braku szczegolowej dokumentacji a przede wszystkim przy braku slubu. Co w Polsce przy braku jakichkolwiek regulacji prawnych dot. konkubinatow stanowi dla nas istotny problem.
Przyzwoitosc, czy tez uczciwosc, nakazuje uregulowanie pewnych kwestii majatkowych wzgledem partnera (mam na mysli kwestie wlasnosci, spadki, darowizny, pozyczki, ubezpieczenia, dzieci z poprzedniego zwiazku a takze koszty zwiazane z administracyjna/prawna strona tych poczynan).
Rozumiem Twoje podejscie Alex ale u mnie taki model na dluzsza mete sie wogole nie sprawdza.
I jeszcze garstka cytatow na temat, ktore uwielbiam:
Dziwne, jak wszyscy ukrywamy, że jednym z głównych motorów naszego życia są pieniądze.
Lew Tołstoj
Istnieje jedna grupa ludzi, którzy myślą o pieniądzach więcej niż bogaci, a mianowicie biedni.
Młodym ludziom zdaje się, ze pieniądze są najważniejszą rzeczą w życiu. Gdy się zestarzeją są już tego pewni.
Oscar Wilde
Posiadanie pieniędzy jest lepsze niż nędza. Z powodów czysto finansowych.
Woody Allen
sentaa,
zatrzymałam sie nad cytatami, które przytoczyłaś, a szczególnie nad jednym:
„Młodym ludziom zdaje się, ze pieniądze są najważniejszą rzeczą w życiu. Gdy się zestarzeją są już tego pewni”
/Oscar Wilde/
Nie należę już do grupy młodych ludzi, przynajmniej nie w znaczeniu metrykalnym, wiec czuje sie upoważniona do komentarza.
Zaprzeczam stanowczo! Pieniądze nie są najważniejszą rzeczą w życiu i tego jestem pewna.
Pieniadze są ważne na tyle, na ile są środkiem do realizacji celów, ale nie da sie za pomocą pieniedzy zrealizować wszystkich ważnych celów.
Nie majac wystarczajacej na wszystko ilosci pieniędzy też mozna realizować skutecznie wiele ważnych celów.
Posiadanie pieniedzy nie warunkuje bycia szcześliwym – można byc szczęsliwym takze przy braku pieniedzy i nieszczesliwym majac ich furę.
Nie warunkuja zdrowia, choc łatwiej sie leczyc majac pieniadze, ale ich posiadanie nie gwarantuje np. wyleczenia z choroby.
Pieniądze ułatwiają zycie.
Ale nie są najważniejsze w życiu. podobnie nie jest dobrze jak ich posiadanie jest nagrzednym celem w życiu.
Piszę o tym, ponieważ wielu właśnie młodych ludzi moze zawiesic sie na takim cytacie i w pogoni za posiadaniem pieniedzy stracic z oczu dużo bardziej ważnych i cenniejszych rzeczy. Warto pamietać, ze „trumny nie maja kieszeni”:) W życiu ważniejsze od pieniedzy jest to by żyć w poczuciu spełnienia.
Ewa
Sentaa
Piszesz: „…pod tym wzgledem jestesmy jak najbardziej kompatybilni, dopelniajac tym samym kompatybilnosc w innych aspektach (to jest ten 0,0001!). ”
Gratulacje!!! :-)
Poruszasz bardzo ważny aspekt pisząc: „Przyzwoitosc, czy tez uczciwosc, nakazuje uregulowanie pewnych kwestii majatkowych wzgledem partnera (mam na mysli kwestie wlasnosci, spadki, darowizny, pozyczki, ubezpieczenia, dzieci z poprzedniego zwiazku a takze koszty zwiazane z administracyjna/prawna strona tych poczynan). ”
W sytuacji, kiedy wyciągałem partnerki z ich dotychczasowego życia, też bardzo dbałem, aby były one porządnie zabezpieczone (znacznie lepiej niż większość żon z aktem ślubu) na wypadek gdyby coś mi się przytrafiło. Dziś takich rzeczy już nie robię, najwyżej pomagam wyciągnąć się o własnych siłach, bo tamta koncepcja się nie sprawdzała.
Co do cytatów:
Biedny Tołstoj, biedny Wilde, jeżeli rzeczywiście tak napisali, to nigdy nie doświadczyli naprawdę dobrego seksu :-)
Generalnie im większa bida, tym większe znaczenie maja pieniądze, chyba że ktoś jest chorobliwie na nie zafiksowany.
Woody ma rację :-) Wiem jak to jest mieszkać w lepszej piwnicy zarabiając na życie sprzedawaniem gazet na na skrzyżowaniu i jak to jest być w dość komfortowej sytuacji finansowej (niekoniecznie bogactwie). To drugie jest lepsze :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Z czystej ciekawości zastanawiam się, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Jest takie imię żeńskie Senta, ale to może być mylące :-)
Alex: „PS: Z czystej ciekawości zastanawiam się, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Jest takie imię żeńskie Senta, ale to może być mylące ”
Wcześniej zostało napisane… sentaa: „Dla mnie i mojego partnera (…)”. Odpowiedź chyba sama się nasuwa, prawda?
konsument
Odpowiem równocześnie Kasi W. i Alexowi:
Mój komentarz był niezbyt jasny bo zawierał dwie, różne myśli wiodące. Pierwsza wynikała z impulsu jaki wywołało zapytanie o ewentualne korekty swoich przekonań przez Alexa na skutek dyskusji blogowej.
I tu odpowiem Kasi na pytanie 1. Ja nie pisze, co Alex czuje (choć dobry psycholog może z tekstu wiele wyczytać), ale wiem, że mówienie o swoich przekonaniach, pisanie o nich, bronienie ich-to dobra metoda na utwierdzanie się w nich.
A moja druga myśl- czy Alexie zakwestionowałeś kiedykolwiek swoje poglądy na relacje finansowe w związku, albo na samo wyobrażenie związku? Czy żyjesz chwila obecną, a każdy związek jest wg Ciebie z góry skazany na zakończenie.
Co do mojej definicji miłości prawdziwej-tak ją nazywam, w odróżnieniu od miłości, które są jej składowymi jak np. miłość romantyczna. Uważam, że to proces. Tylko przejście przez jej etapy, podleganie zmianom jakie maja miejsce przez lata jej budowania przez obie strony doprowadza do uczucia, że dane jest nam doświadczenie miłości prawdziwej.
Co do pyt. 5 W swoim poście Alex tłumaczy prawdopodobieństwo spotkania osoby spełniającej warunki wynikające z płaszczyzn, które przedstawia, wyjaśnia dlaczego skupia się na jednej tylko. Jednak to wg mnie za mało, gdyż istnieje jeszcze jedno założenie, wynikające z innej płaszczyzny-biologicznej, które też musi być spełnione. A to może ulegać większej zmianie niż się wydaje zwłaszcza u młodych osób. Za to w późniejszym wieku problem znika:)
Alex: Wszystkie nasze przekonania, koncepcje bywają wystawiane na próbę w realu, pytaniem zaś jest, co z tym robimy. Otrzepujemy kurz i pchamy taczki dalej, czy siadamy i zastanawiamy się-czy przypadkiem pomyłka nie leży po naszej stronie.
I taki p.s. 4+5plus jeden jest błędnym zapisem. Po matematycznemu powinno być 4+5dodać jeden.
Jestem kobieta, to tak na poczatek.
Senta, to dluga historia (Latajacy Holender, Senta Trömel-Plötz…imie psa z jakiejs ksiazki) az pewnego dnia trzeba bylo dodac drugie „a” koncu :)
w sprawie: „W sytuacji, kiedy wyciągałem partnerki z ich dotychczasowego życia…” My sie zabezpieczamy jesli jakies rzeczy sa wspolne. Nie chcialabym, zeby w razie mojej smierci, ktos przyszedl i zabral mojemu partnerowi samochod czy mnie sie kazal wyprowadzac z mieszkania itd. Takie tam… wiadomo.
Ja tez najbardziej zgadzam sie z Allenem. Z powodow czysto finansowych ;-)
Ewo, komentarze zamiescilam z przymruzeniem oka, dla rozladowania atmosfery.
sentaa,
nie bardzo rozumiem, dlaczego mi to tłumaczysz…
Ewa
Konsument
Piszesz: „Wcześniej zostało napisane… sentaa: “Dla mnie i mojego partnera (…)”. Odpowiedź chyba sama się nasuwa, prawda? ”
Niekoniecznie :-)
Meg
Pytasz: „Alexie zakwestionowałeś kiedykolwiek swoje poglądy na relacje finansowe w związku, albo na samo wyobrażenie związku? ”
Oczywiście że tak, w miarę zdobywania doświadczeń moje poglądy ulegały ewolucji, bądź nawet radykalnej zmianie.
Dalej: „Czy żyjesz chwila obecną, a każdy związek jest wg Ciebie z góry skazany na zakończenie. ”
Bardzo koncentruję się na chwili obecnej z pewnym spojrzeniem w przyszłość. Każdy związek jest skazany na zakończenie, najpóźniej przez śmierć jednego z partnerów.
Ja, jeżeli odczuwam coś takiego jak miłość to nie zastanawiam sie czy według jakiś arbitralnych kryteriów jest ona prawdziwa, czy tez nie, zamiast tego delektuję się nią.
Co dokładnie nazywasz płaszczyzną biologiczną?
Jeśli chodzi o działania w realu, to ja otrzepuję się i idę dalej sparając się nie popełniać dotychczasowych błędów
Sentaa
Dziękuję za zaspokojenie mojej ciekawości :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex zapytam inaczej, jak długo poglądy, które nam tu przedstawiasz funkcjonują w Twoim życiu?
Płaszczyzna biologiczna to po prostu -kwestia posiadania dzieci. Dla kobiet od pewnego wieku odpowiedź jest jednoznaczna, jednak dla młodszych wg mnie już nie całkiem.
Dobry Wieczór :) Miło mi powitać wszystkich czytelników, aktywnie biorących udział w dyskusjach toczących się na blogu.Jak również Ciebie Alex.Mineły ponad dwa lata, od kiedy wnikliwie czytuje wszystkie Twoje posty Alex, jak również komentarze zawarte do nich.Może trochę późno zdecydowałem się zabrać głos w komentarzu do Twojego postu,aczkolwiek na to nigdy nie jest za późno.
Prostą przyczyną, która powodowała, iż nie zawierałem swojego głosu w dyskusjach, była 95 pięcio procentowa kompatybilność mojej filozofii życia z treścią Twych postów.Nie chciałem komentować już czegoś,cóż jest dla mnie słuszne i oczywiste. Aczkolwiek jest jedna płaszczyzną na której polu, nie mogę się z Tobą zgodzić Alex:).Ale to tylko drobny szczegół.
Jeszcze raz miło mi przywitać wszystkich i mam nadzieję, iż pozwolicie mojej osobie na zabranie głosu w nimniejszym poście
Jeden z moich mistrzów sztuki srebrnego ekranu, powiedział kiedyś i powtarzał to przy wileu okazjach ,,iż związek dwojga ludzi, aby był dobrym związkiem, musi być jak słuchanie ulubionej muzyki, musi być poprostu przyjemnością,,. Tutaj wstawić możemy sobie dowolną inną rzecz, malowanie,oglądanie filmów, szybowanie szybowcem, nurkowanie z rekinami żarłaczami czy pływanie w Amazonce bez stalowych kąpielówek :) Chodzi o rzecz, która sprawia nam ogromną przyjemność.I do takiej przyjemnośći porównuje Woody związek dwojga ludzi.Idąc dalej Woody Allen porównuje nas ludzi, do skomplikowanych odbiorników radiowych, stwierdzająć, jeśli nie nadają on ena tych samych falach,można dać sobie spokój z pracą nad własnymi wadami w celu poprawienia relacji z partnerką\partnerem.Żadne zabiegi, czy to pójście na kompromis czy zmiana własnej osobowosci nie sprawią, iż nagle dwoje ludzi przestroi się na te same częstości.Oczywiscie ze słowami Woodiego Allena, jakie są mi blsikie od wielu lat. zgadzam się w stu procentach.Próby dostrojenia się na częstotliowść :) partnera,zabierają tylko bezcenne dni, miesiące, lata naszego cennego życia, jakie jest za krótkie.Ale jednak miliony ludzi na siłę próbuje zmieniać własną częstotliwosc w imię związku.
Wybaczcie jeśli odszedłem troszkę od głównego tematu.Ale dyskusja toczy się w szerokim temacie związków między ludzkich.I moje słowa, mam nadzieję zwierają się do całosci dyskusji toczonej w obecnym i we wcześniejszych postach Alexa.
Bardzo chciałbym aby co druga kobieta w kraju Piastów,miała takie podejście do związków między dwojgiem ludzi, jakie prezentuje autor Blogu.Byłbym chyba w ten czas w niebo wzięty do potęgi entej:)Ale sytuacja-wychowanie i poglądy wielu ludzi do związków między ludzkich w sferze formalnej i nie formalnej nie nastrajają zbyt optymistycznie człowieka o takiej filozofii życia, jaką prezentuje moja skromna osoba.Nie chciałbym już zbytnio rozpisywać się tutaj o obyczajach, jakie panują w Polsce.Alez napisał już wile postów, które pokazują pryzmat myślenia wielu ludzi w Polsce.Optymistycznie nastraja mnie fakt,iż dużo mniejsza, zaryzykuje stwierdzenie małą grupa ludzi, która ma inne poglądy na życie. I tacy właśnie ludzie, gromadzą się własnie tutaj na blogu.
Kwestia pytań dotyczących finansów w pierwszym etapie poznawania się dwojga ludzi, którzy oczekują czegoś więćej niż tylko rozmowy:), uważąm za duże nie atktowne nieporozumienie. I osoba ,która formułuje i zadaje takowe pytania, powinna dostać dyskfalifikacje z dalszego maratonu, no chyba,że ktoś szuka tylko przelotnych z najomośći z finałem w pokoju hotelowym lub już w windzie:) Jeśli chodzi o mój osobisy pogląd i moje przekonanie.Dla mnie, dla mężczyzny heteroseksualnego,jeśli kobieta na pierwszym albo jednym z pierwszym spotkań, pyta mnie o kwestie moich zarobków.Kulturalnie prowadzę rozmowę,spotkanie do końca, informująć, iż nie udzielam nikomu(Tylko urzędowi skarbowemu takich informacji).I z mojej strony i często ze strony kobiety do drugiego, kolejnego potkania, randki, wieczoru, już nie dochodzi.A ceną za moje podejśscie do życia jest fakt, iż trzeba wybrać się kilkaset razy na spotkania (W naszym kraju)Ale wszystko co wartościowe(z mojegu punktu widzenia) wymaga częsta czasu.No chyba, iż ma się atkei szczęście, iż w tej windzie:) spotka się Tą kobietę, jakiej na jesieni życia będzie podawało się herbatkę i ciepłe papucie…Oj rozmarzyłem się trochę.
Mam nadzieję, iż swoją wypowiedzią, nie uraziłem nikogo z czytelników Bloga.Pozdrawiam serdecznie i życzę owocnych poszukiwań partnerów nadających na tych samych falach i słuchających muzyki swoich serce z przyjemnością…..:)Jarek Ochrin
Jarek Ochrin
Witaj, odpowiem, że też bym chciała, by przynajmniej połowa mężczyzn w tym kraju po zaproszeniu mnie na kawę, czy wino, nie oczekiwała wiadomego rewanżu.
A może jestem przewrażliwiona? I całkiem niepotrzebnie – przynajmniej na początku- płacę za siebie?
Alex:
„Jak to widzisz np. jeżeli jeden z partnerów jest od drugiego uzależniony seksualnie? To się zdarza częściej niż większość ludzi przypuszcza. Mógłby być to temat do interesującej dyskusji, możemy taką wystartować na blogu.”
Dobry temat, ale nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie znam takich historii ani sam tego nie doświadczyłem (raczej ;). Nie myślałem też o tym nigdy jako o potencjalnym zagrożeniu; jestem przekonany, że jeśli masz coś do powiedzenia na ten temat, Czytelnicy z dużym zainteresowaniem poczytają o tym; myślę tak z dwóch powodów: po pierwsze, dobrze syntetyzujesz swoje doświadczenia = piszesz klarownie i bez owijania w bawełnę, co trafia do nas (=młodych) – to jedna z najsilniejszych stron tego bloga; po drugie, nie jest łatwo znaleźć interesujące i świeże spojrzenie na relacje seksualne w Internecie, z odpowiednią dozą cynizmu i dystansu, którego moim zdaniem większości piszących na dany temat brakuje.
Na marginesie, na TOK FM zdaje się leci taki sympatyczny programik 'Kochajmy się’, w którym dość otwarcie i grzecznie dyskutowane są rózne tematy – może kogoś zainteresuje.
Mnie na przykład interesowałyby odpowiedzi na następujące pytania: jakie są konsekwencje takiego uzależnienia? Jakie są różnice między uzależnieniem się kobiet od mężczyzn i odwrotnie? Jak to wychwycić? Jak temu zapobiegać? Jak to naprawić? Skąd to się bierze?
Rozumiem, że to może być skomplikowany i wielgachny temat… ;)
Meg,
W rewanżu mógłbym napisać, że chciałbym aby połowa kobiet z którą idę na kawę nie oczekiwała dalszej części nazwanej przez Ciebie „wiadomym rewanżem”.
Zamiast tego napiszę, że wbrew panującym stereotypom potrzeby seksualne mają obie płci, a w tym cały jest ambaras żeby dwoje chciało naraz.
Współczesne kobiety potrafią swoje potrzeby wyrażać, o nie zabiegać i dopominać się ich zaspokojenia. Czasy, w których kobieta w łóżku pełniła rolę służalczą na szczęście mijają.
Podejście przedstawione przez Ciebie rozumiem tak: „płacę za siebie, bo nie chcę byś pomyślał, że zgadzam się iść z Tobą do łózka”. Osobiście odbieram to jako słabość.
Kuba M.,
„Podejście przedstawione przez Ciebie rozumiem tak: “płacę za siebie, bo nie chcę byś pomyślał, że zgadzam się iść z Tobą do łózka”. Osobiście odbieram to jako słabość.”
Dlaczego słabość? Możesz rozwinąć swoją myśl? I jak zachować się na takim czy innym spotkaniu/ imprezie, żeby facet zrozumiał, że 'nie daję przyzwolenia/ zgody na pójście do łóżka’. Może jestem staroświecka, ale jakoś chcę poznać chociaż trochę osobę zanim będę chciała 'pójść do łóżka’.
Olga
Olga,
Zaczynając od końca: Umawiając się na kawę z kobietą nie robię tego aby po kawie się z nią przespać. Umawiam się też z facetami (tu „kawa” nazywa się częściej „piwo”) i też z nimi nie sypiam. Wracając do seksu. Dla mnie od „kawy” do łóżka to długa droga nazywana „uwodzeniem”. Droga, która jest przygodą samą w sobie, droga, która daje mnóstwo możliwości weryfikacji czego obie strony oczekują. Tu jest dla mnie miejsce na „tak”, „nie”, „zobaczymy”. To trwa. Jestem świadom, że dla niektórych takie podejście może być stratą czasu. Zależy co kto lubi.
Jeśli kobieta myśli, że zapraszam ją na kawę w celu „wiadomego rewanżu” to ja myślę, że ona myśli, że poza „oddaniem się” (zwrot celowy) nie ma nic więcej wartościowego do zaoferowania. Życie nauczyło mnie, że takie panie bywają źródłem kłopotu.
Jeśli kobieta zna swoją wartość i wie czego chce sama zadecyduje z kim i kiedy pójdzie do łóżka, a to czy wcześniej za kawę zapłaci czy nie nie ma tu większego znaczenia.
Na koniec jedna uwaga. Powyższy wywód nie dotyczy kwestii płacenia/nie płacenia za siebie w ogóle, ale przypadku powodowanego argumentacją opisaną przez Meg.
Wyobrażam sobie przypadki kiedy kobieta może chcieć zapłacić za siebie z zupełnie innych powodów niż opisała Meg i nie widzę w nich nic złego.
Kuba,
Dzięki za wyczerpujące wyjaśnienie. Chyba nie zrozumiałam argumentacji Meg:)
Olga
Meg
Pytasz: „jak długo poglądy, które nam tu przedstawiasz funkcjonują w Twoim życiu? ”
Bardzo różnie, niektóre mam od bardzo dawna (np. nieposiadanie własnych dzieci), inne są rezultatem stosunkowo niedawnych doświadczeń. Tak czy inaczej piszę to, co sam stosuję i mam nadzieję widać to też dla Was.
W tym temacie warto jeszcze zauważyć, że na blogu piszę dość oględnie i raczej wyselekcjonowane rzeczy. Jak ostatnio dyskutowaliśmy na zajęciach projektu „Aniołki Alexa”, gdybym zaczął tutaj dzielić się 100% moich doświadczeń, obserwacji i wiedzy co rzeczywiście jest możliwe, to bardzo wielu Czytelników uznałoby to za fantazję :-)
Nie do końca rozumiem co masz na myśli pisząc: „dla kobiet od pewnego wieku odpowiedź jest jednoznaczna, jednak dla młodszych wg mnie już nie całkiem. ”
Jarek Ochrin
Witaj na naszym blogu :-)
Bardzo interesujące jest to, co piszesz nawiązując do metafory Woodiego Allena. Teraz Ty trafiasz dokładnie w mój punkt widzenia, który zresztą chyba przebuja się na blogu począwszy od starego wpisu http://alexba.eu/2006-10-01/rozwoj-kariera-praca/czy-twoj-zwiazek-to-samochod-czy-motocykl/
Piszesz: „Ale sytuacja-wychowanie i poglądy wielu ludzi do związków między ludzkich w sferze formalnej i nie formalnej nie nastrajają zbyt optymistycznie człowieka o takiej filozofii życia, jaką prezentuje moja skromna osoba. ”
Nie jest tak całkiem źle :-) Co prawda większość ludzi nadal dość bezmyślnie wykonuje programy wgrane im przez społeczeństwo bez głębszej refleksji nad nimi, ale przynajmniej jeśli chodzi o kobiety to widać przemiany i to na dwóch frontach. Coraz więcej młodych kobiet odrzuca tradycyjne role przypisane im przez postfeudalne polskie społeczeństwo i szuka własnych dróg, nawet jeśli oznacza to konflikt z rodzicami i pociotkami. Z drugiej strony jest coraz więcej kobiet tak po 40-stce, które z jednej strony doświadczyły praktycznie ile warte są pewne zakotwiczone w narodzie poglądy i opinie, a z drugiej mają w sobie jeszcze dość energii i witalności, aby po odchowaniu dzieci walnąć tym wszystkim w diabły i wreszcie zacząć żyć własnym życiem. Niestety, na podstawie moich obserwacji i bardzo wielu rozmów z kobietami nie mogę tegfo samego powiedzieć o facetach, ale to jest temat na zupełnie inną dyskusję.
Napisałeś: „ą kobietę, jakiej na jesieni życia będzie podawało się herbatkę i ciepłe papucie… ”
Jaki wiek określasz „jesienią życia”? Jeżeli jest to poniżej 70-tki, to o ile dożyję takiego wieku, to nie zamierzam ograniczać się do podawania herbatki :-) W myśl zasady „jak możesz to robisz co chcesz, a jak nie możesz to robisz co się da” :-) zostaje ciągle jeszcze spory repertuar możliwości, nieprawdaż? :-)
Meg
Piszesz: „też bym chciała, by przynajmniej połowa mężczyzn w tym kraju po zaproszeniu mnie na kawę, czy wino, nie oczekiwała wiadomego rewanżu. ”
Tutaj trzeba rozróżnić dwa przypadki:
1) facet zaprasza Cię na cokolwiek i potem z tego tytułu rości sobie jakiekolwiek prawa do domagania się od Ciebie czegokolwiek – to głupol, który zasługuje na kopa w tyłek. Jak jest taki głupi, to niech zrobi to sobie sam
2) facet w trakcie spotkania stwierdza, że fajnie byłoby przenieść waszą komunikacje na bardziej fizyczną płaszczyznę i w miarę kulturalnie i bez nacisku testuje jak to wygląda z Twojej strony – to jest OK, oczywiście ciągle możesz mu powiedzieć „nie” jeżeli Twoje odczucia lub wdrukowane programy społeczne mówią inaczej. Dobry facet dotknięty insynuacją, że chce u Ciebie coś kupić, on tego nie potrzebuje
Elsindel
Dziękuję za pozytywną opinię, choć zaskoczyłeś mnie stwierdzeniem, że mam w sobie odpowiednią dozę cynizmu :-) Po sprawdzeniu w słowniku, ciągle nie jestem pewien czy tak jest.
Jeśli chodzi o dyskusję o uzależnieniu seksualnym, to możemy taką wystartować w przyszłości, choć nie jest to łatwy temat, a na razie mam sporą kolejkę innych, którymi też trzeba się zająć.
Kuba Mendys
Napisałeś: „W rewanżu mógłbym napisać, że chciałbym aby połowa kobiet z którą idę na kawę nie oczekiwała dalszej części nazwanej przez Ciebie “wiadomym rewanżem”. ”
To byłoby dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Jeżeli dwoje dorosłych ludzi stwierdza, że mają ochotę kontynuować spotkanie na płaszczyźnie seksualnej, to jest to całkowicie w porządku niezależnie od tego czy znają się 2 godziny, czy dwa lata ( w tym drugim przypadku należy się tylko dziwić, że wcześniej na to nie wpadli :-))
Niektórzy w takiej sytuacji zastanawiają się „co druga strona o mnie pomyśli?”, ale to jest przecież bardzo dobry test na otwartość i spontaniczność! Tak na szybko przypominam sobie co najmniej dwa przypadki, kiedy po pierwszej randce wylądowaliśmy w łóżku i zrobiły się z tego poważne związki. Jeden trwał 4 lata, a drugi prawie 5 i do dziś bardzo się szanujemy i lubimy. Gdzie jest problem?
Olga
Piszesz: „Może jestem staroświecka, ale jakoś chcę poznać chociaż trochę osobę zanim będę chciała ‘pójść do łóżka’. ”
Moim zdaniem nie jesteś staroświecka, tylko rozsądna. Ja robię dokładnie tak samo, z tym, że w miarę jak żyjesz i zbierasz doświadczenia, to potrafisz oszacować różne rzeczy bardzo szybko.
Kuba Mendys
Piszesz: „Dla mnie od “kawy” do łóżka to długa droga nazywana “uwodzeniem”. ”
Dla mnie uwodzenie to skłanianie drugiej strony do zrobienia czegoś, na co właściwie nie miała ochoty. Ja tam wolę w takich sprawach zadawać się z osobami ze zdrowym poczuciem własnej wartości i popędem seksualnym. W takiej kombinacji zarówno „tak” jak i „nie” jest całkowicie w porządku.
Całkowicie zgadzam się z Twoim : „Jeśli kobieta zna swoją wartość i wie czego chce sama zadecyduje z kim i kiedy pójdzie do łóżka, a to czy wcześniej za kawę zapłaci czy nie nie ma tu większego znaczenia. ” jeżeli tylko zamienimy słowo „większego” na „żadnego”.
Pozdrawiam serdecznie z grodu Kraka
Alex
Czy zauważyliście, że moja wypowiedź wynika z tekstu Jarka O.: „Bardzo chciałbym aby co druga kobieta w kraju Piastów,miała takie podejście do związków między dwojgiem ludzi, jakie prezentuje autor Blogu.”
I też odpowiedziałam co bym chciała…a gdybanie jak wiadomo do niczego nie prowadzi.
Dla wyjaśnienia, nie mam problemu z mówieniem „nie”, ale nie każda osoba tak sobie radzi.
Gdy przeczytałam komentarze zastanowiła mnie przyczyna mojego postrzegania ogólnie mówiąc- spotkań nazwijmy je-przy kawie (ale nie służbowej). I sądzę, że kształtuje ją moje przekonanie, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną zaczyna lub kończy się przez temat-łóżko. Te poglądy wielokrotnie i w różnych środowiskach były weryfikowane przez życie i wyjątki tylko potwierdzają regułę.
A wracając do pytania Alexa co rozumiem pisząc:
„dla kobiet od pewnego wieku odpowiedź jest jednoznaczna, jednak dla młodszych wg mnie już nie całkiem”.
Otóż jak się ma 45 lat to zbyt dużego wyboru nie ma, jeżeli chodzi o kwestie posiadania dzieci, a jeżeli się ma dwadzieścia kilka, to można przejść, od etapu:nie chcę mieć dzieci, przez etap-nie teraz- do etapu-to już ostatni dzwonek na dzieci.
Ta zmiana decyzji jest dość naturalna wg. mnie dla wielu kobiet.
I może się okazać, że to kończy świetny na innych płaszczyznach związek.
Dzień dobry wszystkim :) Kiedy poznajemy drugą osobę, jednocześnie pragniemy poznać, jako ona jest i równocześnie sami, pragniemy, aby nas poznała.Musimy być przy tym subtelni i taktowni, aby nie wystraszyć drugiej osoby.Każdy z nas jest inny i reaguje w inny sposób.Inaczej analizuje i interpretuje zachowania drugiej osoby.Wnioskuje o co może chodzić danej kobiecie\mężczyźnie…. I teraz na piszę o moim spojrzeniu na relacje ars amandi między heteroseksualnym mężczyzną a heteroseksualną kobietą,w innych preferencjach wszystko jest tożsame :) A być może jest nawet lepiej,jako człowiek otwarty doświadczenia osobistego jak jest jeszcze nie mam… :)
To co teraz napiszę, może wydać się bardzo kontrowersyjnym i zaznaczam, iż jest to mój punkt widzenia, który stosuje w swoim życiu libertarianina.I nie musi być on dobry dla innych ludzi,dla których, takie postępowanie było by czymś uwłaczającym godność.
Dobra sztuka kochania między kobietą i mężczyzną i w innych preferencjach wszelkiego rodzaju,jest paliwem, które może dodać dużo siły do życia, zmagania się z problemami dnia codziennego.Jak napisał Pan Kuba Mendys ,,obie płci mają potrzeby sexulane,,.A nie zaspokajanie tych potrzeb często prowadzi do frustracji i załamań.Rzeczną dla mnie normalną i logiczną jest, jeśli szukam partnerki, to można sobie wsatwic znaczek równosci:) szukam kochanki z którą będe miał fantastyczne doznania ars amandi.Napisałem wcześniej o kontrowersji mojego poglądu.Ta kontrowersja (kontrowersja dla wielu ludzi), polega na tym, iż dlamnie poznawanie się na płasczyźnie erotycznej i szeroko pojętej mentalnej to coś, co można robić odrazu.Bez czekania,długimi tygodniami, po czym potem okazuję się, że osoba nie jest dopasowana z znami po względem sexulanym.Co wielu ludzi bagatelizuję a to bardzo ważne.Nie dopasowanie sexulane później wywołu dramatyczne sytuacje i frustracje.Sex jest bardzo ważny dla zachowania zdrowia psychiczne i fizyczne również.Ja przedstawiam tutaj tylko mój punkt widzenia.I każdy ma prawo się z nim nie zgodzić.Jeśli spotykamy się z kobietą\mężczyzną na pierwszym spotkaniu i oboje mamy ochotę porzenieść nasza dysputę w bardziej ustronne ,,pościelowe miejsce z baldachimem ,, to oboje robimy to świadomie z włąsnej woli.Sytuacja jest inna gdy oboje ludzi po godzinnej konwersacj ma na siebie ochotę:) a boją się powiedzieć o tym otwarcie..Każdy wysyła podświadome lub świadome znaki, obajawiające się w mimice ciałą, czy zmianie zapachu.Ale często ludzie boją się,iż zosatną odebrani jako myślaćy tylko o jedny, :)Sytuacja jest jescze inna, gdy jedna strona pragnie a druga potrzebuje czasu i ja to jak najbardziej szanuję.Wile ludzi zadaje bardzo dla mnie dziwen pytanie, i są to ludzie dorośli ,,na której randce można pójsć do łóżka,, Takie pytania śwaidczątylko o niedojżąłosći bąż nie uświadomieniu pytającej osoby.Każdy jest panem siebie, jeśli oboje randkowicze :) na pierwszej randce ma ochotę przeżyć razem przyjemne uniesienia erotyczne to jest ro zdrowe i normalne:) Ja może będzie to kontrowersyje jestem człowiekiem wyznającym filozofię libertariańską i dla mnie takie pytanie jest pytanie niezrozumiały.To sam człowiek musi wiedzieć jak powoiedział jedn z komentujacych, kiedy i z kim będzie miał ochotę na dresczyk erotycznych emocji :)I tak doszedłęm od kwestii finansów z poprzednie komentarza do kwseti ukłądania poduszek w sypialni po namiętnejj nocy, niekoniecznie spędzonej na rozmowie :)
Uzależnienie sexualne to najprzyjemnijsze według mnie uzależńienie.Ale sytuacja robi się nie wesołą, kiedy jesteśmy uzależnienie od osoby, z którą w sferze mentalnej wszydstko nas. Nie ma to żądnego znaczenia w układach weekendowy kochanek,środowa kochanka:)Ale jeśli pragniemy związku na stałe, połączenia erosa i agape miłośći fizycznej i psychicznej w jedność z jedną osobą to takie uzależnienie do soby z którą łaczy an stylko sex jest niebezpieczne.Ale o tym z pewnosciaą napiszę Autor Bloga.To abrdzo podobne tylko dodam do uzależnienia od jazdy na jednym i tym samym motocyklu…takowe mam.I tak an podsumowanie nie można zaniedbywać sfery sexulanej w życiu, jeśli nie mamy stałego partnera z jakim związek zarówno w sferze ars amandii i agape jest przyjemnosći to lepiej korzystać z innych środków :) Pierwszych randek nawet jeśli nic dalej z tego nie wyjdzie….Poprostu coż przeżyjemy.No cóż poszukiwania dobrego partnera, jeśli nie mamy przysłowiowego dużego farta mogą potrwać długi czas.A życie ucieka, więc jeśli nadarza się okazja namiętnego wieczoru, warto z niej korzystać :):) Całą kwestia udanego, pełnego przyjemności związku zamyka się w spotkaniu, wypatrzeniu w tłumie odpowiedniego, dobrego dla nas partnera z którym związek będzie fantastyczną, przepełnionom anielskim sexem przyjemnością…
Meg, ja wyznaje zasadę podobną do Alexa, jeśli ja zapraszam kogoś,ten ktoś jest moim gościem i wówczas ja płąće,jesli ktoś zaprasza mnie oczekuję czegoś podobnego,chociaż nie zawsze tak jest, jeśli kogoś nie znam w tej kwestii płacenia za romantyczną kolację przy świecach.
Alex,jesienią życia ja określam wiek około 80-90 lat, ile dożyła moja prababcia prawie 96, o takim wieku myślę.Sam mam 23 lata i dożycie do atkiego wieku było by naprawdę czymś pięknym, nie ma mowy w moim przypadku o jakiejkolwiek emeryturze, mam wile pasji łacznie z zawodową, jakie do ostatnich dni będe rozwijał.A niestestety jesze w Polse nie natrafiłem na kobietę jakiej już teraz mógłym podawać sniadanie do łóżka, masować stopy i całe ciało i potem scałować każdy milimetr ciała i oczywiscie podawać Herbatkę.Npisałeś o kobietach w wieku 40 lat, właśnie z takimi kobietami mam najłatwiejszy i najlepszy kontakt.Na razię robie i biorę z życia to co da się brać i przeżyć :) Ale człowiek czasami pragnie tej jednej z która tak jak napisałęm jest kompatybilny w sferze szalonego erosa i madrej agape.NAprawdę ciężko jest mi spotkać taką kobietę z pasją, napisałęm z pasją, pasjami bo to bardzo wążne, jeżeli człowiek czymś się interesuję i potrafi spędzić cały dzień pogłębijać tą dziedzinę bez ani jednej oznaki znudzenia czy zmęczenia…..Takie kobiety o jakich napisałeś Alex, które odzrucają skrypt społeczny, takie istnieją ale jest ich jeszcze bardzo mało, naprzykład w małych miastach.Dokładnie kobiety po czterdziestym roku życia przeżywają drugą młodosć niekoniecznie z pierwszym partnerem, który jest władcą pilota od telewizora a z kimś, który odkrywa w nich kobiecość.
Ciekawe bardzo tematy można poruszyć na Twym blogu, szkoda, że nie zdecydowałem się napisać dwa lata temu.Czytałem tylko i tak w myślach komentowałem.
Miłego wieczoru życzę wszystkim.Jarek Ochrin
Jarek Ochrin ,
Piszesz ciekawe rzeczy, ale bardzo ciężko się czyta twoje komentarze: za dużo literówek, zgubioonych lub przestawionych liter, a czasami chyba słów. Wiem, że to blog Alexa i to raczej w jego gestii są takie rzeczy, ale miałam problem ze zrozumieniem połowy ostatniego komentarza.
Olga
Bardzo przepraszam Olga,zbyt szybko piszę….obiecuję poprawę
W moim przypadku błędó nie robię Olga tego celo czy z niechlujstwa, poprostu dyslekcja od dziecka jest zemną i pewnie będzie zawsze.No nic nie będe już komentował tylko poczytywał.Pozdrawiam
Jarek Ochrin,
Ja nie chcę aby doszło do tego, że z powodu mojego komentarza ktoś przestał tu się wypowiadać. Może dla reszty osób zrozumienie wcale nie stanowiło aż takiego problemu, a ja go mam, bo j. polski nie jest moim językiem ojczystym. Nie wiem. Myślałam, że przyczyna było szybkie pisanie, a nie bardziej skomplikowany powód.
Po-prostu nic strasznego się nie stanie, jeśli jedna osoba ze wszystkich czytelników nie zrozumie o co chodziło;)
Olga
A moim ojczystym jest język Ukraiński.Ale od wielu lat mieszkam w Polsce:)Faktycznie,jeśli piszę za szybko, to powstaje niezły mętlik.Od dziecka zmagałem się z dyslekcją.Dysortografią.Dla tego tak bardzo lubię rozmowy werbalne.Oczywiście nie przestanę pisać:)jeśli pojawi się tylko ciekawy temat.I absolutnie w żaden sposób nie czuje się urażony Olga.
Jarek,
przeczytałam w skupieniu Twoje komentarze i bardzo podoba mi się Twoja otwartośc. Zdecydowanie jest ważniejsza dla mnie od literówek, więc proponuję żebyś się nie zrażał i swobodnie komentował. Twóje komentarze w moim odczuciu mogą nas wzbogacić.
Niejednokrotnie inni ludzie sadzili tu na blogu karkołomne konstrukcje stylistyczne i rażace błędy gramatyczne oraz ortograficzne i jakoś nie podlegało to ani ocenie, ani dyskwalifikacji, więc nie widzę powodu, byś miał pozostać tylko „czytaczem”.
A w odniesienie do Twojego komentarza:
Mam wrażenie, ze kobiety nie komunikują jasno swoich potrzeb, bo wynika to z wychowania a takze z obawy przed odrzuceniem. Ale odmowa nie musi oznaczać odrzucenia. „Nie” jest taką samą odpowiedzią jak „tak” – ani jedno ani drugie nie decyduje o mojej wartości. Jasne komunikowanie się pozwala na jasne relacje, zadawanie pytań daje możliwośc uzyskania odpowiedzi. A jesli fakt zadania pytania druga strona by źle odebrała, to i tak dobrze, jeśli je zadamy, bo przynajmniej nie tracimy czasu na spotykanie sie z kims, z kim nie mozemy sie otwarcie komunikować, przez jakieś wdrukowane tabu.
Ewa
Olga
Dla Ciebie jeszcze raz z wyrazami przeprosin za błędy mój komentarz bez błędów :) : ) :)
# Jarek Ochrin Says:
September 11th, 2009 at 20:46
Dzień dobry wszystkim :) Kiedy poznajemy drugą osobę, jednocześnie pragniemy poznać, jaka ona jest i równocześnie sami, pragniemy, aby nas poznała.Musimy być przy tym subtelni i taktowni, aby nie wystraszyć drugiej osoby.Każdy z nas jest inny i reaguje w inny sposób.Inaczej analizuje i interpretuje zachowania drugiej osoby.Wnioskuje o co może chodzić danej kobiecie\mężczyźnie…. I teraz napiszę o moim spojrzeniu na relacje sztuki kochania-ars amandi między heteroseksualnym mężczyzną a heteroseksualną kobietą,w innych preferencjach wszystko jest tożsame :) A być może jest nawet lepiej,jako człowiek otwarty, doświadczenia osobistego jak jest jeszcze nie mam… :)w innych konstelacjach jeszcze nie mam :)
To co teraz napiszę, może wydać się bardzo kontrowersyjnym i zaznaczam, iż jest to mój punkt widzenia, który stosuje w swoim życiu libertarianina.I nie musi być on dobry dla innych ludzi,dla których, takie postępowanie było by czymś uwłaczającym godność.
Dobra sztuka kochania między kobietą i mężczyzną i w innych preferencjach wszelkiego rodzaju,jest paliwem, które może dodać dużo siły do życia, zmagania się z problemami dnia codziennego.Jak napisał Pan Kuba Mendys ,,obie płci mają potrzeby sexulane,,.A nie zaspokajanie tych potrzeb często prowadzi do frustracji i załamań.Rzeczą dla mnie normalną i logiczną jest, jeśli szukam partnerki, to można sobie wsatwić znaczek równości:) szukam kochanki z którą będę miał fantastyczne doznania ars amandi.Napisałem wcześniej o kontrowersji mojego poglądu.Ta kontrowersja (kontrowersja dla wielu ludzi), polega na tym, iż dla mnie poznawanie się na płaszczyźnie erotycznej i szeroko pojętej mentalnej to coś, co można robić odrazu.Bez czekania,długimi tygodniami, po czym potem okazuję się, że osoba nie jest dopasowana z z nami po względem sexulanym.Co wielu ludzi bagatelizuję a to bardzo ważne.Nie dopasowanie sexulane później wywołuje dramatyczne sytuacje i frustracje.Sex jest bardzo ważny dla zachowania zdrowia psychiczne i fizyczne również.Ja przedstawiam tutaj tylko mój punkt widzenia.I każdy ma prawo się z nim nie zgodzić.Jeśli spotykamy się z kobietą\mężczyzną na pierwszym spotkaniu i oboje mamy ochotę przenieść naszą dysputę w bardziej ustronne ,,pościelowe miejsce z baldachimem ,, to oboje robimy to świadomie z własnej woli.Sytuacja jest inna gdy oboje ludzi po godzinnej konwersacji ma na siebie ochotę:) a boją się powiedzieć o tym otwarcie..Każdy wysyła podświadome lub świadome znaki, objawiające się w mimice ciała, czy zmianie zapachu.Ale często ludzie boją się,iż zostaną odebrani jako myślący tylko o jednym, :) Sytuacja jest jeszcze inna, gdy jedna strona pragnie a druga potrzebuje czasu i ja to jak najbardziej szanuję.Wile ludzi zadaje bardzo dla mnie dziwne pytanie, i są to ludzie dorośli ,,na której randce można pójsć do łóżka,, Takie pytania świadczy tylko o niedojrzałości bądz nie uświadomieniu pytającej osoby.Każdy jest panem siebie, jeśli oboje randkowicze :) na pierwszej randce ma ochotę przeżyć razem przyjemne uniesienia erotyczne to jest ro zdrowe i normalne:) Ja, może będzie to kontrowersyjne jestem człowiekiem wyznającym filozofię libertariańską i dla mnie takie pytanie jest pytanie niezrozumiały.To sam człowiek musi wiedzieć jak powiedział jeden z komentujacych, kiedy i z kim będzie miał ochotę na dresczyk erotycznych emocji :) I tak doszedłem od kwestii finansów z poprzedniego komentarza do kwestii układania poduszek w sypialni po namiętnej nocy, niekoniecznie spędzonej na rozmowie :)
Uzależnienie sexualne to najprzyjemniejsze według mnie uzależnienie.Ale sytuacja robi się nie wesołą, kiedy jesteśmy uzależnienie od osoby, z którą w sferze mentalnej wszystko nas dzieli. Nie ma to żądnego znaczenia w układach weekendowy kochanek,środowa kochanka:)Ale jeśli pragniemy związku na stałe, połączenia erosa i agape miłości fizycznej i psychicznej w jedność z jedną osobą to takie uzależnienie do sosoby z którą łączy nas tylko sex jest niebezpieczne.Ale o tym z pewnością napiszę Autor Bloga.To bardzo podobne tylko dodam do uzależnienia od jazdy na jednym i tym samym motocyklu…takowe mam.I tak an podsumowanie nie można zaniedbywać sfery sexulanej w życiu, jeśli nie mamy stałego partnera z jakim związek zarówno w sferze ars amandii-sztuki kochania i agape-mądrosci mentalnej jest przyjemnością to lepiej korzystać z innych środków :) Pierwszych randek nawet jeśli nic dalej z tego nie wyjdzie….Po prostu co przeżyjemy będzie nasze :).No cóż poszukiwania dobrego partnera, jeśli nie mamy przysłowiowego dużego farta mogą potrwać długi czas.A życie ucieka, więc jeśli nadarza się okazja namiętnego wieczoru, warto z niej korzystać :) :) Całą kwestia udanego, pełnego przyjemności związku zamyka się w spotkaniu, wypatrzeniu w tłumie odpowiedniego, dobrego dla nas partnera z którym związek będzie fantastyczną, przepełnioną anielskim sexem przyjemnością…
Meg, ja wyznaje zasadę podobną do Alexa, jeśli ja zapraszam kogoś,ten ktoś jest moim gościem i wówczas ja płacę ,jeśli ktoś zaprasza mnie oczekuję czegoś podobnego,chociaż nie zawsze tak jest, jeśli kogoś nie znam w tej kwestii płacenia za romantyczną kolację przy świecach.
Alex,jesienią życia ja określam wiek około 80-90 lat, ile dożyła moja prababcia prawie 96, o takim wieku myślę.Sam mam 23 lata i dożycie do takiego wieku było by naprawdę czymś pięknym, nie ma mowy w moim przypadku o jakiejkolwiek emeryturze, mam wile pasji łącznie z zawodową, jakie do ostatnich dni będę rozwijał.A niestety jeszcze w Polsce nie natrafiłem na kobietę jakiej już teraz mógłbym podawać śniadanie do łóżka, masować stopy i całe ciało i potem scałować każdy milimetr ciała i oczywiście podawać Herbatkę.Napisałeś o kobietach w wieku 40 lat, właśnie z takimi kobietami mam najłatwiejszy i najlepszy kontakt.Na razię robię i biorę z życia to co da się brać i przeżyć :) Ale człowiek czasami pragnie tej jednej z która tak jak napisałem jest kompatybilny w sferze szalonego erosa i mądrej agape.Naprawdę ciężko jest mi spotkać taką kobietę z pasją, napisałem z pasją, pasjami bo to bardzo ważne, jeżeli człowiek czymś się interesuję i potrafi spędzić cały dzień pogłębiać tą dziedzinę bez ani jednej oznaki znudzenia czy zmęczenia…..Takie kobiety o jakich napisałeś Alex, które odrzrucają skrypt społeczny, takie istnieją ale jest ich jeszcze bardzo mało, na przykład w małych miastach.Dokładnie kobiety po czterdziestym roku życia przeżywają drugą młodość niekoniecznie z pierwszym partnerem, który jest władcą pilota od telewizora a z kimś, który odkrywa w nich kobiecość.
Ciekawe bardzo tematy można poruszyć na Twym blogu, szkoda, że nie zdecydowałem się napisać dwa lata temu.Czytałem tylko i tak w myślach komentowałem.
Miłego wieczoru życzę wszystkim.Jarek Ochrin
Pani Ewa W.
Największym błędem współczesnych związków,jest niejasna komunikacja i obawa przed zadawaniem ważnych dla związku pytań.Często ludzie boją się pytać, bo obawiają się odpowiedzi.Przecież drugi człowiek kobieta\mężczyzna nas nie pogryzie,może porostu nie odpowiedzieć, jeśli będzie to ważne pytanie, kluczowe dla związku i nie udzieli nam ona na nie jasnej odpowiedzi, możemy pomyśleć, iż coś jest nie halo.Zawsze to powtarza, dobra szczera, klarowna komunikacja między dwojgiem ludzi to jedna z kilku podstaw udanego związku-relacji.To prawda wile kobiet z racji wychowanie przez swoje matki-zdominowane przez swoich mężów, dostaje wzór postępowania ,,o nic nie pytaj,, zawsze mów tak.Niestety to można uświadczyć w Polsce na każdym kroku.Takie kobiety w końcu budzą się z letargu,lecz często musi minąć wiele lat.Zgadzam się z tym nawet w dwustu procentach ) jeśli nie dostajemy odpowiedzi na nasze, ważne pytania odnośnie wspólnej przyszłości,urozmaicenia życia sexualnego…..:)najlepiej dla swojego zdrowia sobie podarować taką znajomość….
Moja otwartość Pani Ewo W. wynika z miliona godzin logicznych i intensywnych przemyśleń dotyczących mojego życia, relacji między ludzkich, jakie rozpoczełęm dawno temu jeszcze z tornistrem na plecach i nie wyobrażąm sobie siebie myślącego inaczej.
Każdy człowiek jest głodny drugiego człowieka, tak zwany głód miłosći, ale wielu ludzi, boi się do tego głodu przyznać….życie w samotności po pewnym czasie staje się jałowe.Człowiek nie jest stworzony do bycia samemu, tak już jesteśmy zaprogramowani. chociaż różnego typu religie próbują, gdzieś w człowieku tą w rodzoną wspaniałą sexulaność zakopać, ale temat religii a sexu-przyjmności sexulanej to temat rzeka, moze ktoś go tutaj kiedyś poruszy.Pozdrawiam Serdecznie Jarek Ochrin
Jarku,
Dziękuję za ponownego posta. Taka wersja dla mnie była wyraźnie łatwiejsza:) Swoją uwagą wywołałam niezłe zamieszanie, ale napisałam ją tylko i wyłącznie dlatego, że tyle co zrozumiałam z twojego komentarza wyglądało obiecująco.
Piszesz „… iż dla mnie poznawanie się na płaszczyźnie erotycznej i szeroko pojętej mentalnej to coś, co można robić odrazu.Bez czekania,długimi tygodniami, po czym potem okazuję się, że osoba nie jest dopasowana z z nami po względem sexulanym.Co wielu ludzi bagatelizuję a to bardzo ważne”
Mogę się tylko pod tym podpisać, niedopasowanie w sferze sexualnej jest poważną przeszkodą i nie uratują przed rozpadem dopasowanie w mentalności/charkaterze etc.
A co zrobić, jak jest w drugą stronę?;) Chyba zaczynamy powoli temat sexualnego uzależnienia:) No właśnie, co robić, jak w sferze seksulanej jest genialnie, ale wiesz, że to nie jest osoba, z którą warto się wiązać właśnie ze względu na stosunek do tej sfery seksualnej i związków? Np Wiesz, że będziesz sie zastanawiać, czy na pewno w tej dlegacji to spi grzecznie sam?
Cóż jak widać znalezienie pasującej osoby jest mega-trudne. I rozumiem rozumowanie Alexa, że nie warto dorzucać dodatkowych warunków, które utrudnią poszukiwania, a z których de facto możę zrezygnować (chodzi mi o dodatkową płaszczynę finansową). Aczkolwiek nadal nie wiem, jak by można to było zaadaptować na sytuacje i podejście inne niż Alexa (chociażby chęć posiadania dzieci).
„.Naprawdę ciężko jest mi spotkać taką kobietę z pasją, napisałem z pasją, pasjami bo to bardzo ważne, jeżeli człowiek czymś się interesuję i potrafi spędzić cały dzień pogłębiać tą dziedzinę bez ani jednej oznaki znudzenia czy zmęczenia…..”
To samo można powiedzieć o facetach. No chyba że kobiety uznamy za ich pasje:) A powaznie, to ja myślę, że w ogóle jest mało ludzi z pasją. I ta cała reszta cie nie rozumie, jak można np spędzić przez 10 dni urlopu dzień w dzień ponad 6 godzin na sali, wrócić fizycznie najbardziej styraną w swoim zyciu, gdzie ani nogi, ani ścięgna -nic- wszystko odmawia ci posłuszeństwa. I byc najszęśliwszą i najbardziej wypoczętą osobą ;)
Ewo
„Mam wrażenie, ze kobiety nie komunikują jasno swoich potrzeb, bo wynika to z wychowania a takze z obawy przed odrzuceniem. Ale odmowa nie musi oznaczać odrzucenia. ”
Pewnie z tym masz rację. Ale ja zauważyłam również taką dziwną rzecz – od jakiegoś czasu zaczęłam mówić, a dokładniej pytać ludzi wprost – czego chcą. Obserwując reakcje osób na to – zauważyłam, że mogła bym się obawiać nie ich odpowiedzi (tak/nie), a reakcji na to, że w ogóle zadałam pytanie lub zakomunikowałam swoje potrzeby. I ja właśnie nie tyle odpowiedzi 'nie’ się obawiam, ile braku odpowiedzi i dziwnej reakcji na sam fakt zadania pytania.
Ale za chwilę uświadomiłam, że pisałaś równiez o tym;) Chyba powinnam zmienić otoczenie – tylko, że było by wymienione w 90%, na razie nie mam na kogo, a życie nie cierpi próżni.
Dodam trochę nie na temat – zawsze z ciekawością czytam twoje komentarze. Podoba mi się twoje podejście do wielu tematów.
Jestem już trochę zmęczona, także pewnie resztę myśli dopiszę innym razem.
Olga
Meg
Dziękuję za odpowiedź na moje pytanie.
Jarek Ochrin
Dziękuję za interesujący komentarz :-) Gdzie to te czasy, kiedy niektórzy Czytelnicy mi zarzucali”frywolność wypowiedzi” :-)
Zgadzam się z Toba, że seks jest bardzo ważnym elementem w związku, choć są ludzie, którzy najwyraźniej są ze sobą (przynajmniej patrząc na ich przeważające aktywności) dla zupełnie innych powodów. Nie mnie je oceniać, ale to nie moja bajka :-)
Piszesz: „gdy oboje ludzi po godzinnej konwersacji ma na siebie ochotę:) a boją się powiedzieć o tym otwarcie. ”
Ten brak otwartości w komunikacji ma kilka możliwych przyczyn:
1) obawa co druga strona sobie pomyśli – bardzo rozpowszechniona w polskim społeczeństwie
2) brak umiejętności rozmawiania o takich rzeczach – ludzie nie mają praktyki i dobrych wzorców
3) chęć bycia „tajemniczym” cokolwiek to miałoby znaczyć – część młodych ludzi wierzy, że tak jest lepiej
To wszystko jako tako funkcjonuje w kręgu podobnych do siebie ludzi, powoduje jednak dyskwalifikację wśród sporej grupy ciekawych osób i to nie ze względu na seks, lecz ułomność komunikacji.
Jeśli chodzi o Twoje stwierdzenie „Całą kwestia udanego, pełnego przyjemności związku zamyka się w spotkaniu, wypatrzeniu w tłumie odpowiedniego, dobrego dla nas partnera z którym związek będzie fantastyczną, przepełnionym anielskim sexem przyjemnością… ” to obawiam się, że jest to dość spore uproszczenie. To tak, jak związek z nimfomanką – pierwsze dwa tygodnie są super :-) Nie chcę jednak teraz rozwijać tego tematu, bo zrobi się komentarz rzeka.
Piszesz: „..kobiety po czterdziestym roku życia przeżywają drugą młodosć ..”
W wypadku takich pań powiedziałbym, że często jest to ich pierwsza młodość jako niezależne, świadome swoich potrzeb kobiety, a nie „wypełniaczki” jakiś ról społecznych.
Z innej beczki mam do Ciebie prośbę, abyś trochę uważał na ilość literówek w Twoich komentarzach. Ja też pisze szybko będąc przyzwyczajonym do klawiatury niemieckiej i właśnie dlatego takie komentarze jak ten powstają w Open Office (bezpłatny) z włączonym sprawdzaniem pisowni. Wszystkie potknięcia widać od razu, bo system podkreśla je na czerwono. Korekta zajmuje minutę a efekt jest zupełnie inny. Ma to też zaletę, że nie można stracić komentarza jeżeli w międzyczasie skończyła się sesja na serwerze.
Ewa W
Piszesz: „Mam wrażenie, ze kobiety nie komunikują jasno swoich potrzeb, bo wynika to z wychowania ”
To jest „małe piwo”, bardzo wiele kobiet uważa, że mężczyzna powinien sam domyśleć się jakie mają one potrzeby, a jak już muszą mu o tym powiedzieć to to, co potem dostają jest znacznie mniej warte. Dyskutowałem ostatnio ten temat z pewną światłą kobietą i oboje doszliśmy do wniosku, że jest to bardzo rozpowszechniona metoda do pozbawienie się wielu radości i satysfakcji w życiu. To zdaje się być cecha polskich kobiet, w moich doświadczeniach z innymi nacjami nie miałem takich problemów (a może miałem szczęście :-))
W pełni podpisuję się pod tym: „jesli fakt zadania pytania druga strona by źle odebrała, to i tak dobrze, jeśli je zadamy, bo przynajmniej nie tracimy czasu na spotykanie sie z kims, z kim nie mozemy sie otwarcie komunikować, przez jakieś wdrukowane tabu. ”
Jarek
„Zawsze to powtarzam, dobra szczera, klarowna komunikacja między dwojgiem ludzi to jedna z kilku podstaw udanego związku-relacji. ”
To należałoby wielokrotnie powtarzać i nie chodzi tylko o komunikację na temat seksu!!!
Olga
Piszesz: „No właśnie, co robić, jak w sferze seksulanej jest genialnie, ale wiesz, że to nie jest osoba, z którą warto się wiązać właśnie ze względu na stosunek do tej sfery seksualnej i związków? ”
Póki co, delektuj się tym, co jest genialne (oczywiście „safe sex only”). I nie staraj się robić projekcji Twoich idealnych wyobrażeń w aktualnego partnera tylko dlatego, że masz z nim absolutnie „odjazdowy” seks. Te słowa pisze ktoś, kto w przeszłości często popełniał ten na początku bardzo przyjemny błąd :-)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
Dzień dobry :) :)
Olga.
A co zrobić, jak jest w drugą stronę?;) Chyba zaczynamy powoli temat sexualnego uzależnienia:) No właśnie, co robić, jak w sferze seksulanej jest genialnie, ale wiesz, że to nie jest osoba, z którą warto się wiązać właśnie ze względu na stosunek do tej sfery seksualnej i związków? Np Wiesz, że będziesz sie zastanawiać, czy na pewno w tej delegacji to śpi grzecznie sam?
Moim zdaniem jeśli aktualnie nie mamy stałego partnera\partnerki z którym kompatybilni jesteśmy sexulnie i mentalnie i można powiedzieć, iż w życiu i w łóżku wodnym :), jest nam ze sobą molto simpatico i za każdym razem czujemy, iż jeszcze jeden pocałunek, pieszczota i niebo spadnie nam na głowę :)Jeśli nie spotkaliśmy jeszcze takiej osoby.To uzależnienie sexulne z kimś z kimś jest nam tylko dobrze w łóżku, nie jest wcale takie straszne :)Oczywiście to mały żart z mojej strony.Na dłuższą metę, uzależnienie sexulane do kogoś, do kogo nie czujemy nic prócz pożądania, możę skomplikować nam życie, siejąc nie małe spustoszenie.W temat uzależnienia sexulanego :) doskonale wpisuje się wątek główny z filmu, jaki miałem przyjemność oglądać jakiś czas temu.To nie byłą może produkcja, godna jakiejś nagrody filmowej.Ale film był dobry i pasuję doskonale do pytania, o które spytałaś Olga.Produkcja opowiadała o parze małżonków, której totalnie nie układało się w związku w sferze mentalnej,ale było im dobrze w łóżku :)W dniu sprawy rozwodowej, sąd dał im rozwód i razem po sprawie poszli do hotelu aby kochać się ostatni raz, oboje tego chcieli i oczywiśćie nie skończyło się na jednym razie:) Nie będę opowiadał dalszych szczegółów filmu, spory czas temu miałem przyjemność oglądać ten film.Muszę zobaczyć go jescze raz, bo scenariusz doskonale pasuje do tematu uzależnienia o jakim w komentarzu dysputujemy.
Powiem tak, uzależnienia są uleczalne :) aczkolwiek, osoba musi chcieć wyjść z takowego uzależnienia sama, nie może chcieć ktoś inny za nią.Ja ze swoich uzależnień związanych z moimi pasjami raczej chyba nigdy nie wyjdę.Ale nie wyobrażam sobie bez nich życia, faktycznie klasyczne motocykle, filozofia antyczna,wszelkiego rodzaju pojęta elektronika i mechanika plus….:) Ale te uzależnienia pozwalają mi swobodnie zakładać nowy związek, a jeśli ktoś jest uzależniony od drugiej osoby sexulanie, to jak wspomniałem wcześniej może mu to uniemożliwić skutecznie rozpoczęcie nowego etapu życia z innym człowiekiem.Sytuacja może wyglądać tak, jest dwoje ludzi byli ze sobą, mentalnie do siebie nie pasują, a jednak są bo mają udany sex-kłócą się ale w łóżku wszystko mija a na drugi dzień mamy powtórkę z kłótni….wile razy obserwowałem takie konstelacje i układy.Które w końcu kończyły się ale boleśnie.Jeśli ktoś uzależniony od kogoś do kogo nie czuje nic mentalnego spotka pasującego partnera i nadal będzie wymykać się do tamtego od którego jest uzależniony to mamy sytuacje dramatyczną bo ten nowo poznany może zostać skrzywdzony.Człowiek dla mnie to nie jest zabawka, zabawka do sexu, to żywa istota, która ma uczucia i mają je nawet je nawet Ci, którzy często ranią innych.Jeśli do czegoś takiego dojdzie, iż osoba taka zwiąże się z nami i dalej będzie ją ciogneło do byłego partnera to jest to forma zdrady.JA zdradę postrzegam nieco inaczej i z reguły daje człowiekowi szansę, bo jesteśmy omylni i popełniamy błędy, a jeśli daję szansę i znów mamy powtórkę to najlepiej pujść swoją drogą i dać sobie spokój z taką osobą.Wydaje mi się, iż jeśli ktoś tkwi w takim uzależnieniu to aby zakładać nowy dobry związek kompatybilny z erosem i agape, musi definitywnie wyjść z takiego uzależnienia.
Jak wspomniałem wcześniej jeśli spotkamy kogoś z kim jest nam cudownie do kwadratu w sferze psychicznej mentalnej, mamy doskonałą komunikację i jasno wyrażamy partnerowi swoje potrzeby i mamy udany sex, kiedy zamykamy się w pokoju w pensjonacie, schronisku w górach w namiocie razem, i nawet nawałnica czy niedzwiedzie pod oknem nie przerwą naszej zabawy to mamy sytuacje bardzo dobrą.JA cały czas do takiej w moim osobistym życiu doże.Ale jak sama Olga napisałaś i wielokrotnie powtarza to Alex i wielu komentujących, spotkanie takiej osoby jest arcy mega trudne.Bo przecież nie znamy wszystkich.Każdy obraca się w określonym kręgu ludzi, otoczeniu, mieście, regionie.Grunt aby takie kompatybilne do siebie pod względem mentalnym i sexulanym osoby wpadły na siebie i wtedy cały świat przed nimi.Ja się znów rozmarzyłem, ale wracam do rzeczywistośći
Posiadanie dzieci,założenie rodziny, jest dla mnie Olga, czymś naturalnym.Jeśli dwojgu, dobrze ze sobą razem, są w stałym związku partnerskim i oboje pragną mieć dzieci to sytuacja jest znów idealna, do takiej zmierzam :) Ale w życie piszę często inne scenariusze, wiążę się z kimś, jest dobrze, potem źle, mamy dzieci, rozowdzimy się, rozstajemy, maluchy to widzą i cierpią….Warto mieć stabilny związek ze stabilnym partnerem, który nie zmienia swoich poglądów jak chorągiewka.I tutaj jeśli mamy kompatybilnego partnera i chcemy być razem, jest na dobrze to kwestia dzieci jest oczywista,ale dwoje ludzi musi chcieć mieć te dzieci razem.Rozumiem doskonale, wile kobiet jest w takim wieku, kiedy matka natura włącza już zegar biologiczny czasu, kiedy są dogodne warunki do zostania matką.Tego nie da się ominąć biologicznie.Radą jest aby się nie załamywać się porażkami z kimś nieodpowiednim i szukać przy każdej okazji partnera\partnerki w każdym miejscu i poznawać nowych ludzi a nie zamykać się w czterech ścianach w domowych pieleszach…Miłego dnia życzę wszystkim. Jarek Ochrin
Alex.
,,Jeśli chodzi o Twoje stwierdzenie “Całą kwestia udanego, pełnego przyjemności związku zamyka się w spotkaniu, wypatrzeniu w tłumie odpowiedniego, dobrego dla nas partnera z którym związek będzie fantastyczną, przepełnionym anielskim sexem przyjemnością… ” to obawiam się, że jest to dość spore uproszczenie. To tak, jak związek z nimfomanką – pierwsze dwa tygodnie są super :-) Nie chcę jednak teraz rozwijać tego tematu, bo zrobi się komentarz rzeka.,,
Tak to było małe uproszczenie, chodziło również o sferę mentalną i nie tylko sexulaną. Dokładnie tak jest po kilku tygodniach z nimfomanką:) Tak, takie kobiety z racji szybkiego, wyjścia, za mąż, nie maiły kiedy przeżyć pierwszej młodości.
Mnie cały czas, ktoś w życiu prywatnym zarzuca frywolność i nadmierną pewność siebie, ale no cóż skrypty społeczne będą jeszcze pokutowały przez wile lat.
„Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki. (…) Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych “składek” !!”
Nazywając się Zygmunt Solorz tudzież należąc do 1% Polaków których zarobki pozwalają na kupno mieszkania bądź budowę domu bez udziału partnera można mieć taki punkt widzenia. W pozostałych wypadkach taki pogląd wygląda na niedojrzałość życiową pomnożoną (co autor uwielbia) przez niedojrzałość emocjonalną:
„Pytasz: “Gdy Twoja partnerka nagle będzie chcieć dziecka …”
Po pierwsze zdziwiłbym się bardzo tą “nagłością”. Po drugie do posiadania dziecka potrzeba dwojga, a ja w takich przypadkach pasuję ;) „
Można odnieść wrażenie że blog ten adresowany jest do bardzo wąskiej grupy bardzo dobrze zarabiających ludzi o emocjonalności przydrożnego kamienia, ale autor na stronie „o mnie” pisze:
„Ten blog to przedsięwzięcie hobbystyczne, którego grupą docelową są młodzi ludzie (…)”
Drogi Aleksie, wycieczka w góry i medytacja nad straconym życiem byłaby wskazana….
Pozdrawiam
p.s.
„To brzmi brutalnie i niechętnie jestem posłańcem takich wiadomości, ale lepiej nie zamykać oczu na prawdę.”
Jarek
A propos uproszczeń, to jeśli takowych używamy, to zaznaczajmy to. Ja też tak robię.
I cały czas zalecam Open Office ze Spell Check :-)
Krzyś G.
Witaj na naszym blogu :-)
Jak na kogoś, kto bardzo niewiele o mnie wie wypowiadasz się bardzo kategorycznie na temat mojej osoby.
Zostawmy pana Solorza i tym podobnych, to jest zupełnie inna liga. Nie oceniajmy też ludzi według tego, czy mogą kupić mieszkanie bez udziału partnera, czy też nie, bo to bardzo dziwny materialistyczny punkt widzenia.
Co dokładnie masz na myśli pisząc: „niedojrzałość życiową pomnożoną (co autor uwielbia) przez niedojrzałość emocjonalną: „. Szczególnie interesuje mnie to uwielbienie :-)
Kto daje Ci prawo wyrokowania co to jest dojrzałość emocjonalna, a co nie?
Dalej stwierdzasz: „Można odnieść wrażenie że blog ten adresowany jest do bardzo wąskiej grupy bardzo dobrze zarabiających ludzi o emocjonalności przydrożnego kamienia, …”
Bardzo oryginalne wrażenia odnosisz, ale to Twoje prawo. Ludzie są po prostu bardzo różni :-)
Co dokładnie chcesz powiedzieć przez „wycieczka w góry i medytacja nad straconym życiem byłaby wskazana…. ”
Jeżeli to stracone życie należy do Ciebie, to się nie poddawaj, póki żyjesz to możesz coś z tym zrobić. O mnie przecież nie może to być bo nie masz zielonego pojęcia na temat tego jak moje życie wygląda.
Miłej soboty
Alex
Office już zainstalowany :)
witam wszystkich
Przyznam, że dotąd nie lubiłem czytać postów nt związków na blogu. Może wynika to z mojego praktycznie zerowego doświadczenia. Muszę jednak przyznać, że dyskusja pod tym wątkiem bardzo mnie zainteresowała.
Jak napisałem nie mam doświadczenia w związkach, dlatego też nie dołożę swojej cegiełki. Zacząłem się jednak zastanawiać czy w rzeczywistej sytuacji wdrożę rady, które są tutaj napisane. Myślę, że będę musiał jednak raz, albo kilka razy się „spażyć”, żeby faktycznie zrozumieć o co chodzi.
W każdym razie bardzo dziękuję wszystkim się wypowiadającym i czekam na następne komentarze :)
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Witajcie ,
ja w kwestii uzależnień, motyw pojawił się u Jarka i Olgi: chciałam tylko zwrócić uwagę, ze kazde uzależnienie jest destrukcyjne. Bez wyjatku kazde! Nie ma dobrych uzależnień.. Uzależnienia tylko pozornie są przyjemne, albo tylko do pewnego momentu. Niosą za sobą poważne konsekwencje i nieciekawe skutki.
Ważne, aby jasno rozróznic w swoim zyciu, co jest pasją, hobby, co jest po prostu przyjemne, co jest przywiazaniem, a co jest uzależnieniem.
Uzależnienie od seksu, pieniedzy, pieniedzy partnera, uzależnienie od drugiej osoby, jest w moim odczuciu takim samym uzależnieniem jak uzależnienie od np. alkoholu. Niszczy.
Ewa
Podobnie do Ewy S. zwrócę uwagę: odróżnijmy „uzależnienie” w sensie pasja” od „uzależnienia” wynikającego z problemu z zarządzaniem i rozładowaniem własnych emocji. To drugie jest zdaje się przyjemnym, bo pozornie uwalnia od problemów, ale z czasem niszczy uzależnionego i współuzależnionych.
Bardzo młode osoby mają naturalną tendencję do przenoszenia sedna związku na seks. Ale nie czarujmy się, to za mało. Życie składa się z wielu aspektów (finansowych też-a ponoć w tych najtrudniej się dogadać).
Co do mentalności Polek i Polaków…póki szkoły mamy takie jakie mamy, nie należy oczekiwać zmiany zachowań społecznych. Zewnętrzne wpływy już widać, ale zanim naród się nam przekształci-sporo wody w Wiśle upłynie, choć już widać wiele postępu.
Pracuję z bardzo młodymi dziewczynami i widzę jak różne jest ich podejście do związków w porównaniu z osobami choćby 10-15 lat starszymi.
Zastanawia mnie jednak na ile są to zachowania świadome, wolne, a na ile to echa ewolucji, zmodyfikowana metoda doboru (wyboru) najlepszego kandydata.
Nie ma lekko….nie uciekniemy od tego, świat jest taki szybki, a ewolucja i tak ma swoje cugle.
Poprawka, przepraszam, miało być : Podobnie do Ewy W.
Witam Serdecznie.
Meg.
,,Bardzo młode osoby mają naturalną tendencję do przenoszenia sedna związku na seks. Ale nie czarujmy się, to za mało. Życie składa się z wielu aspektów (finansowych też-a ponoć w tych najtrudniej się dogadać).
Co do mentalności Polek i Polaków…póki szkoły mamy takie jakie mamy, nie należy oczekiwać zmiany zachowań społecznych. Zewnętrzne wpływy już widać, ale zanim naród się nam przekształci-sporo wody w Wiśle upłynie, choć już widać wiele postępu.
Pracuję z bardzo młodymi dziewczynami i widzę jak różne jest ich podejście do związków w porównaniu z osobami choćby 10-15 lat starszymi.
Zastanawia mnie jednak na ile są to zachowania świadome, wolne, a na ile to echa ewolucji, zmodyfikowana metoda doboru (wyboru) najlepszego kandydata.
Nie ma lekko….nie uciekniemy od tego, świat jest taki szybki, a ewolucja i tak ma swoje cugle. ,,
Kwestia dogadania się w aspektach finansowych, jest trudna dla osób,które nie są w swoim podejściu do finansów w związku, kompatybilnymi do siebie. Nie chciałbym już powtarzać czyjeś słowa,Olgi, Alexa,innych zacnych komentujących,w poście poprzednim,, http://alexba.eu/2009-08-25/rozwoj-kariera-praca/zwiazek-pieniadze/,, ,inicjującym dyskusję o finansach w związku. Post ten dotyka dwóch, bardzo ważnych kwestii. Kwestii, iż wiele osób, nie może pogodzić się z tym, iż partner\partnerka zarabia więcej od nas I drugiej kwestii, iż człowiek, jakiego właśnie poznajemy,nie rozumie, dlaczego informację o swoich zarobkach, zachowujemy dla siebie i wglądu odpowiedniego organu finansowego z jakim się rozliczamy.
Jeśli można chciałbym przedstawić swój punkt widzenia na powyższe kwestie z lekką nutką kontrowersji:) Ale mam nadzieję, iż nikt tutaj mnie na stosie nie spali. :) A jak spali to proszę o ostanie życzenie.:)
Zacznę od pierwszej kwestii, dlaczego tak dużo ludzi, nie może pogodzić się z tym, iż zarabiamy od nich więcej. Aby dobrze, oddać mój punk widzenia, chciałbym cofnąć się do czasów. kiedy to relacje między ludzkie, damsko- męskie. zaczynały się dopiero kształtować. Przez długie wieki i to zależy jeszcze, od części świata, to mężczyźni byli głowami rodzin( Z antycznym wyjątkiem wyspy Lesbos:) ) i dyktowali płci żeńskiej warunki. Kobiety nie miały dostępu do powszechnej nauki. To mężczyzna dbał o rodzinę, swoje stadło. Kobiety miały wykonywać swoje domowe obowiązki, wychowując dzieci i dbając o resztę sprawunków w domu. Aby nie pisać tutaj poematu :) pomineł dłuższy opis okresu prehistorii, kiedy współcześni tamtej epoce ,,gentelmeni,, za pomocą ogłuszenia maczugą, zaciągali swoją wybrankę do jaskini i wybierali się na polowanie. A żeby wybranka ,,serca,, nie uciekła to skutecznie pętali ją linami do dużych kamieni. A kobiety z racji, iż same nie potrafiły polować. Po prostu matki ich tego nie uczyły. Z tej racji liczyły na samców, którzy całymi grupami wybierały się na polowania. Połowa z nich, po spotkaniu z ,,miluchnym, sympatycznym mamutem :) nie wracała całkiem kompletna. Kobiety opiekowały się rannymi. I tak to trwało sobie w najlepsze dopóty, kobiety zaczoły się buntować, uczyć same polować i dobierać sobie kandydata na partnera, jaki im odpowiada.
Chciałbym jeszcze nakreślić pewien mroczny fakt, o jakim na przykład Kościół Katolicki w europie nie mówi zbyt dużo. Mianowicie, chciałbym wspomnieć o czasach, kiedy do w wiekach średniowiecza w europie wymordowano miliony kobiet za tak zwane czary. Miliony kobiet straciły życię, za uprawianie tak zwanej magii. A były to po prostu niewiasty, jakie miały swoje zdanie, były niezależne, nie chciały wiązać sie z kimś, kogo wybrała rodziną, starszyzna. Często też zazdrosne małżonki zkazywały takie kobiety na śmierć. Rzadko kiedy, można o tym brutalnym fakcie przeczytać w literaturze. Meżczyźni poczuli się zagrożeni w tamtych czasach, zagrożeni o swoją pozycję nad kobietami.W tamtych czasach i chyba ja, za swoje poglądy o związkach, partnerstwie, biznesie i finansach został bym spalony na stosie:)Jak wspomniałem wcześniej to nie byłą kara za żadne czary, po prostu strach mężczyzn o pozycję. Do dzisiaj jest tak w wielu plemionach afrykańskich. Kobiety tracą życie, za to iż chcą być wole….
Ale przejdę już do teraźniejszości. Atawizmy naszych przodków, są do dzisiaj w nas. Dlatego wiele osób, zachowuje się właśnie tak. Faceci nie mogą zdzierżyć tego, iż kobieta, partnerka zarabia od nich więcej. Nie mogą przyjąć tego do wiadomości, iż kobieta jest od nich na milionie płaszczyzn lepsza,.Nie mogą zaakceptować, iż kobieta pragnie się rozwijać. I tacy faceci dla takich kobiet, stają się samczym balastem, który brutalnie powiem trzeba przez cały czas niańczyć. Anonsowałem wcześniej, iż moje poglądy będą kontrowersyjne. Chciałbym rozwinąć temat jeszcze dalej. I taki partner, kiedy pokaże to jaki naprawdę jest, wielu bardzo skutecznie się maskuję, kiedy ujawni swoje oblicze, kobieta widzi takiego średniowiecznego samca,który na stosie już jej nie spali pod groźbą majestatu prawa,ale może psychicznie ją wykańczać w czterech ścianach. Co mnie przeraża, wiele kobiet, próbuje dalej utrzymywać takie związki, które potem wyniszczają psychicznie prawie do końca. Tacy faceci-mężczyźni nie cieszą się z sukcesu swojej kobiety, awansu, premii, podwyżki czy podpisania nowego kontraktu dla firmy>Tacy są wiecznie niezadowoleni i domagają się tylko zainteresowania swoją osobą. Nie rozumieją, iż kobieta ma swoją pracę zawodową i czasami musi zostać dłużej w pracy. I tacy panowie szukają sobie kochanek w zastępstwie, kiedy partnerka wyjeżdża na delegację, szkolenie i tak dalej. I to są właśnie Ci mężczyźni z czasów średniowiecznych. Wiele kobiet nie rezygnuje z takich związków, ponieważ mają złudne nadzieję, iż taki ktoś nagle się zmieni. Zacznie je doceniać i szanować. A bez tych dwóch aspektów szacunku i doceniani zdrowym związku nie ma mowy według mnie.
I tak to zostało już wspomniane w komentarzach,w trafnych spostrzeżeniach komętujących. Duży wpływ ma na to wychowanie przez ojców podobnym duchu i tak potem to wszystko przechodzi na potomków. I jest to jeszcze bardzo powszechne w naszym kraju. Oczywiście ja nie twierdzę, iż każdy mężczyzna jest taki. Jest wielu dobrych mężczyzn posiadających zdolność bycia partnerem, bo to jest zdolność. Ale jest ich dużo mniej. I ciężko jest im spotkać podobnie myślaće partnerki.
Kobiety,także maja w sobie atawizmy swoich pra pra pra pra babć.I wielu wystarczato, iż partner zarabia i wystarcza na mieszkanie, gadzety i czasem wycieczka zagraniczna i ,pstryk fotki ze sfinksem w tle na pewnym portalu,, I taka jest presja społeczna, iż mężczyzna musi zarabiać bardzo dużo, aby zadbać o swoje utrzymanie i kobiety…Taka mała dygresja, pewien mój znajomy utrzymuje swoją żonę i połowę jej rodziny ale pozostawię to bez komentarza. O tym już ktoś wspomniał w poprzednich komentarzach
Osobą którzy wiedzą, iż za pieniądze ! nie można kupić sobie: miłości, szacunku, zaufania,wspierania w trudnych chwilach, zrozumienia, bliskości mentalnej. Osoby, które pragną takiego związku, najlepiej dla nich szukać podobnych do nich osób, inaczej w kontaktach z osobami nie kompatybilnymi będą przeżywały rozczarowania i cierpienia. Wilelu ludzi myśli, iż ten kto mam mnóstwo aktyw finansowych, dużo zarabia, moze sobie kupić wszystko…A tutaj guzik nie prawda.Nie można i często wile osób, aby s,,się ustawić,, kosztem drugiego osoby, polują na ludzi, którzy finansowo osiągneli pozycję od nich.Dobże się przy tym tacy ludzie maskują i są to zarówno kobiety jak i faceci ! I nie będę już tego karygodnego sposobu działania rozwijał.
,,Pracuję z bardzo młodymi dziewczynami i widzę jak różne jest ich podejście do związków w porównaniu z osobami choćby 10-15 lat starszymi.
Zastanawia mnie jednak na ile są to zachowania świadome, wolne, a na ile to echa ewolucji, zmodyfikowana metoda doboru (wyboru) najlepszego kandydata.
Nie ma lekko….nie uciekniemy od tego, świat jest taki szybki, a ewolucja i tak ma swoje cugle. ,,
To samo życie Meg, zweryfikuje podejście do życia takich młodych, nastoletnich kobiet i często same będą płaciły wysoką cenne w dorosłym życiu. Ludzie dojrzewają we współczesnych czasach dużo później, a powoduje to małą ilość naturalnych przeciwności. Życie często zmusza, aby dojrzeć szybciej. Oczywiście w myśleniu takich kobiet, które szukają najlepsze wedle ich kryteriów, najlepszego partnera, w myśleniu tym zawierają się atawizmy i wygoda. A te kryteria, to oczywiście finanse i często piękno zewnętrzne, nad głębią wewnętrzną takie młode panie zbyt dużo nie myślą.
Od świata nie uciekniemy, ale możemy korzystać z niego kiedy trzeba i stworzyć sobie swój z kimś dla nas odpowiednim i tak rozkoszować się byciem razem. Owszem trzeba pracować aby się utrzymać, ale dzisiejsze czasy dają szerokie spektrum możliwości aby zarabiać i to wcale nie pracując 24 godziny dziennie. Jak to robić o tym pisał setki razy Alex. Ale takie młode dziewczyny i dużo też starszych w zbliżonym wieku do mnie dwudziestu paru lat nie trafia na takie blogi jak Alexa. Po prostu nie szuka tego co Ci, którzy tu zaglądają i dzielą się swoimi spostrzeżeniami.
Dla mnie świat wcale nie jest szybki, pogłębiam wiedzę w swojej dziedzinie i to procentuję, ale wymaga poświęcenia. Świat dla nas jest taki jakim chcemy, aby był.
Pozdrawiam. Jarek Ochrin
Nie do końca uświadamiamy sobie, które elementy wyboru najlepszego kandydata(kandydatki), to czysta biologia. Nawet, gdy nie w głowie nam dzieci, to i tak natura kieruje nas tymi instynktami. To, co postrzegamy jako atrakcyjność kandydata(ki) dyktuje natura, ewolucja.
Podobają nam się tacy(takie) a nie inni. Nie wiem, czy można tu polecać książkę-w razie braku zgody pewnie ten tekst zostanie usunięty. Jest takie dzieło: „Jej niezależny umysł” Anne Campbell . Polecam, dla zrozumienia natury kobiet.
Otóż tam autorka pisze dlaczego kobiety zasobne (pewne, że sobie poradzą m.in. materialnie) szukają kandydata wśród okazów najurodziwszych-symbol zdrowia i dobrych genów, nie oglądając się na ich wartości takie jak-oddanie rodzinie, zasobność itp. To tłumaczy dlaczego niektóre kobiety godzą się „nijakie”-delikatnie mówiąc- związki. A są też kobiety, które wybiorą partnera zasobniejszego, czulszego dla bliskich, bo to jest potrzebne nie tyle jej, co dzieciom.
W obecnych czasach oddala się termin posiadania dzieci, ale mechanizmy działają.
I tylko opinia przenosi się na kobiety-że dla siebie wyłącznie szukają, że takie pazerne teraz są itd.
Witam :)
Meg
Nie wszystko to chemia i biologia.Każdy ma prawo do swojego zdania i to jest piękne we współczesnych czasach.Człowiek ma też uczucia, które nie zawsze zagłusza chemia czy biologia :) Owszem chemia i biologia ma wpływ, ale nie całkowity.Może ja jestem z innej planety :) Chyba jednak jestem.Iż mnie pociąga kobieta, która mentalnie mnie oczarowuje, intelektem, wiedzą,czułością i wtedy przeżywam tak zwany ,,Orgazm Mentalny,, I mam nadzieję, iż tym określeniem nikogo Jarek prowokator nie uraził. A wygląd fizyczny jest dla mnie na czwartym, piątym miejscu….ale o osobistych preferencjach nie będziemy tutaj wspominać.Nauka jest nauką, uczucia są uczuciami.Ja prosty mężczyzna jestem i nie będę podważał badań naukowców i specjalistów.:) Bo jeszcze, ktoś naprawdę mnie spali na stosie…:) Pozdrawiam Jar
Tylko te pierwotne instynkty, o których ja piszę, nawet nie wiesz kiedy zwrócą oczy na konkretną kobietę, choćby innych stało dookoła wiele.
Z dwóch, które powiedzą to samo tylko jedna może się naprawdę podobać.
Albo..niedoceniasz swoich możliwości.
pozdrawiam
Artur
Piszesz: „Myślę, że będę musiał jednak raz, albo kilka razy się “sparzyć”, żeby faktycznie zrozumieć o co chodzi. ”
To jest praktycznie nieuniknione, jeśli chodzi o jakiekolwiek złożone umiejętności społeczne. Ważne aby przy tych pomyłkach nie tworzyć trudno odwracalnych faktów.
Ewa W
To fakt, że uzależnienia generalnie są destruktywne, choć jak wspomniałaś niektóre z nich bardzo przyjemne. Czasem trudno jest rozpoznać, czy jesteśmy jeszcze w fazie delektowanie się, czy też już uzależnienia. W związku z tym wiele osób nie delektuje się tak bardzo jak mogłyby (mam teraz na myśli relacje międzyludzkie, nie np. alkohol) bo boją się wpaść w tę spiralę. Pomocne jest nauczenie się wychodzenia z takich sytuacji. To trochę podobne do kształcenia pilotów, każdy musi umieć wyprowadzić maszynę z korkociągu. W obydwu przypadkach potrzebna jest wiedza jak to zrobić i sporo praktyki :-)
Meg
Piszesz: „Bardzo młode osoby mają naturalną tendencję do przenoszenia sedna związku na seks. ”
Nie tylko bardzo młode osoby :-)
Nie musisz się obawiać „Nie wiem, czy można tu polecać książkę-w razie braku zgody pewnie ten tekst zostanie usunięty. ”
Takie rzeczy tutaj się nie zdarzają, chyba że ktoś ewidentnie spamuje (co też się nie zdarzyło)
Nie znam wzmiankowanej przez Ciebie książki, ale mam wątpliwości co do takich generalizujących opisów. Może nawet sprawdzają się one na statystycznej masie, lecz przecież każdy z nas może sobie (przy odpowiedniej wiedzy i umiejętnościach) poszukać partnerek/partnerów po bokach tej krzywej Gaussa
Jarek
Zgadzam się, że przy odpowiednim doświadczeniu do biologii i chemii dołącza się nasz umysł, na ogół z pozytywnym wpływem dla rezultatu końcowego :-)
PS dla Ciebie: W prawie każdym komentarzu wzmiankujesz „o jeszcze, ktoś naprawdę mnie spali na stosie…:) ”
Może już wystarczy tych obaw :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Przeczytałem własnie komentarze pod tekstem i muszę przyznać, że dyskusja Alexa z Avigayil niezwykle ciekawa. Z przykrością jednak stwierdzam,że chyba zarzuty formułowane względem Avigayil były natury tak ogólnej i mało konkretne oraz dodatkowo ad persona, że miała ona racje stwierdzając że kręcicie się w kółko. Daje pod rozwagę Alex tylko jedno: zastanów się czy nie jesteś dogmatyczny, choć wnioskuję po całej Twojej działalności pisarskiej, że jest inaczej.
Rafał