Małą chwilę nie pisałem o naszych kontaktach i czas na moment wrócić do tego tematu.
Czy wiecie, że w Polsce bardzo łatwo pozytywnie się wyróżnić, co ( w zgodzie z marketingowym „differentiate or die”) bardzo ułatwia nawiązywanie wartościowych znajomości? Pytacie skąd taka obserwacja?
Jeśli uważniej przyjrzymy się naszym współrodakom, to, z całym należnym szacunkiem, stwierdzimy, iż w głowach bardzo wielu z nich ciagle jeszcze straszy mentalność chłopa pańszczyźnianego z takimi cechami jak:
- wyraźny podział na „swoich” i „obcych”
- spora nieufność i rezerwa w stosunku do tych ostatnich
- pogarda dla „niższych” od siebie
- czapkowanie przed „panami”
Jak się to przejawia? Pierwsza rzecz, to wspomniana już duża rezerwa w pierwszym kontakcie z nieznaną osobą. Do osób nam bliżej nieznanych podchodzimy często tak, jakby były one co najmniej zadżumione :-) Dlaczego? To przecież generalnie rzecz biorąc tacy sami ludzie jak my.
Część z Was, czytając powyższy tytuł z pewnością pomyślała „co to za rada, przecież jestem miły….. przeważnie”.
No cóż, to jest znowu jedna z tych bardzo prostych rzeczy, które pozornie wszyscy potrafią, a jednak w praktyce często wygląda to całkiem inaczej.
Rozglądając się wokoło widzę dużo przypadków profesjonalnej kurtuazji w interesach, serdeczności w stosunku do najbliższych i prawie całkowitej obojętności w stosunku do całej reszty ludzi.
Nie chcę tutaj wnikać w historyczne i socjologiczne uwarunkowania tego smutnego stanu rzeczy (chyba że zechcecie), przejdźmy od razu do rad praktycznych:
Pierwsza to:
Idzcie przez życie z podniesionym wzrokiem i zwracajcie uwagę na innych ludzi. Absolutne minimum to kontakt wzrokowy z daną osobą i uśmiech. Z tą prostą umiejętnością wielu inteligentnych i wykształconych ludzi ma spore kłopoty, szczególnie w stosunku do tzw. obcych. A cała sprawa wymaga tylko zwrócenia na to uwagi i odrobiny praktycznego treningu. To musi stać się częścią Waszej osobowości, nie sztucznie odgrywaną techniką!!
Druga to:
Po nawiązaniu tego pozytywnego kontaktu wzrokowego dodajcie umiejętność wymienienia z tym człowiekiem kilku miłych zdań, tak aby dać mu możliwość aktywnego wypowiedzenia się. Dzięki przeważającemu w polskiej telewizji nędznemu, z punktu widzenia umiejętności komunikacji, poziomowi rozmów większość ludzi ma z tym prostym zadaniem ogromny problem, znowu jeśli chodzi o „obcych”. A sprawa jest przecież taka prosta: kontakt wzrokowy, uśmiech, jakieś rozsądne pytanie otwarte, odrobina aktywnego słuchania. To wszystko opakowane w zwykłą ludzką życzliwość.
W ten sposób otwieracie serca innych ludzi i to prawie wszystko jedno w jakim kontekście macie z nimi interakcję.
Ja postępuję tak ciągle i to wszystko jedno, czy akurat mam do czynnienia z najniższym personelem w hotelu, czy jednym z moich najważniejszych klientów.
Rezultaty są takie, że mogę z całym przekonaniem namawiać Was do naśladownictwa.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, bądź interesują Was przykłady z praktyki to zapraszam do komentarzy.
Wszystko fajnie, ale do takiego zachowania trzeba również wyćwiczyć u siebie asertywność albo mieć duuużo wolnego czasu. Ludzie, dla których jesteśmy mili „nabywają” zwyczaju zwracania się do nas z większością problemów… Jest to miłe, szczególnie jak można komuś pomóc dopuki nie zaczyna zabierać nam to za dużo czasu / środków… trzeba również wiedzieć jak i potrafić !! odmawiać prośbom, żeby nie okazało się, że na własne życie/ hobby itp. pozostało zbyt mało czasu.
Pozdrawiam.
Romek
Ja mogę tylko to potwierdzić. Staram się właśnie tak postępować. Czasem nie wychodzi, ale naprawdę staram się. Jako przykład podam taką historię. Kupowałem kiedyś komputer (nie tak dawno zresztą). Jak to zwykle u nas w kraju kupowałem składaka. Wybrałem wszystko złożyłem zamówienie odbiór na drugi dzień. Pani mówi, że nie mogli złożyć komputera ze względu na brak u dostawców dwóch elementów pamięci RAM i karty graficznej. Przeprasza mnie i mówi, że mogę poczekać lub zastąpią te elementy innymi które ja wybiorę jeżeli będą na stanie. No więc ja z uśmiechem mówię, że nie ma sprawy wybiorę sobie coś innego. Z pamięciami poszło bezproblemowo, natomiast z kartą graficzną już nie tak gładko. Pierwszy strzał niema, drugi niema. Widziałem już po minie, że pani jest przygotowana na asekuracyjne odpowiedzi gdyby klient zaczął się denerwować. Ja dalej z uśmiechem strzelam w modele z podobnej cenowo i jakościowo półki towary spis na cenniku był dość duży. Za trzecim razem też nie trafiłem. Przez głowę mi przeszła myśl, że może jednak zaczekam do jutra. Przyjrzałem się jeszcze raz liście i znalazłem model właściwie tak sam tyle, że innego producenta. Okazało się, że jest. Nie minęło pięć minut jak przyniesiono złożony komputer. Z uśmiechem rozliczam się z panią i na koniec słyszę: „Ale Pan jest miłym człowiekiem”. Uśmiechnąłem się szerzej, podziękowałem i wyszedłem.
Pozdrawiam,
Radek
Witajcie
Romku,
Bycie miłym nie oznacza wcale, że musisz rozwiązywać problemy innych. Zwróć uwagę, że w tych dwóch punktach, o których pisałem, nie ma nic, co wymagałoby specjalnego nakładu czasu, czy energii z naszej strony. Jest też rzeczą oczywistą, iż nie powinniśmy stawać się ofiarą wykorzystywania.
Radku
Mnie też dziwi, jak szybko większość rodaków denerwuje się i złości. Tam bardziej pozytywnie wyróżniają się ludzie, którzy mają tę odrobinę wewnętrznego luzu, z którym podchodzą do różnych, drobnych w sumie niedogodności życia codziennego. Jasne jest, że nie powinno to być sygnałem tolerancji lekceważenia naszej osoby, czy też niedotrzymywania umów.
Pozdrawiam
Alex
Witam
Zgadzam się jak najbardziej, że bycie miłym nie oznacza, że musisz rozwiązywać problemy innych, ale bardzo często właśnie na to wychodzi… Ja sam staram się być miłym dla innych, ale kilka lat temu zaczęło do mnie docierać, że jeśli nadal będę miły i nie nauczę się odmawiać prośbom, które są przedewszystkim podyktowane niechęcią innych do wykonania pracy – chęcią zrzucenia swoich obowiązków na innych – bo ja nie umiem i się nie nauczę itp… (to że ktoś nie umie to ok, ale jeśli twierdzi, że się nie nauczy a nawet nie zechciał spróbować i oczekuje, że ktoś to za niego zrobi – to mnie doprowadza do „szewskiej pasjii”) to przez caly czas będę coś robił za innych czasami nie otrzymując w zamian nawet zwykłego dziękuję. Wtedy miałem wybór – albo nauczę się asertywności albo przestanę być miły :) …. wybrałem to pierwsze i jak narazie wygląda, że mi wychodzi… jak ktoś może coś zrobić samemu to owszem, mogę pomóc, ale naprowadzając na rozwiązanie a nie wykonując za kogoś pracę… daje to owiele lepsze rezultaty.
Swoję drogą wracamy do poprzedniej rozmowy… czy przez to stałem się nieoryginalny – czy też nadal jestem sobą tylko myślącym trochę inaczej? ;)
Pozdrawiam
Romek
ps. swoją drogą sam nie tak dawno pracowałem w sklepie i nieraz trzeba się było nieźle nagimnastykować, żeby klientowi wytłumaczyć opóźnienia… Ale jeśli klient był miły to zawsze został o wiele lepiej i szybciej obsłużony niż gbur, który odrazu wpadał „z gębą” do wszystkich… Po prostu to jak się zachowujemy w stosunku do innych bardzo mocno wpływa na ich zachowanie w stosunku do nas.
Zgadzam się, że nie powinno być to sygnałem lekceważenia naszej osoby bądź niedotrzymywania umów. Co więcej uważam, że lekceważenie i niedotrzymywanie umów w ogóle nie powinno występować. Jednak jestem klientem tego sklepu od dawna i oprócz tego jednego przypadku nigdy nie miałem takich kłopotów z dotrzymywaniem przez ten sklep terminów jak również nikt z moich znajomych nie miał. Na obsługę też nie mogę narzekać bo jest miła, cierpliwa i zawsze doradza. To tak gwoli wyjaśnienia :).
Pozdrawiam
Radek
wiesz co mi sie marzy? zeby pod tym wlasnie wpisem zobaczyc setki komentarzy rodzaju: 'ale nudzisz, stary. przeciez to truizmy. wez napisz cos naprawde, co?’ :)))
Stosuję zasadę ” traktuję ludzi tak, jak chciałabym aby oni mnie traktowali”. Jeśli mimo to traktują mnie żle, ignoruję to. W końcu to ich problem, że mają zły kontakt z otoczeniem. Może to zbyt asertywne?
Uważam, że w drugiej radzie praktycznej, ważne i niedoceniane jest – aktywne słuchanie. Przeczytałam kiedyś takie zdanie ( i zgadzam się z nim ) ” Głupiec mówi bardzo dużo, tchórz milczy a mędrzec słucha”.
Ostatnio mialem dosc nieprzyjemna sytuacje na drodze(dwa pasy do jazdy na wprost, z lewego mozna bylo skrecic w lewo). Stalem w sznurku samochodow(lewy pas), zobaczylem ze prawy byl wolny, wiec na niego szybko wskoczylem i do przodu. Okazalo sie, ze inny kierowca tez tak chcial, ale nie spojrzal w boczne lusterko i mi wyjechal. Po karkolomnym manewrze udalo mi sie uniknac zderzenia. Zadzialalem odruchowo, otworzylem drzwi i juz chcialem rzucic kilka nieprzyjemnych slow kiedy nagle oprzytomnialem, usmiechnalem sie do czlowieka, pokazalem, ze wszystko jest OK i pojechalem w swoja strone. Po wszystkim czulem sie wspaniale, ze zapanowalem nad soba i agresja ktora we mnie sie wzburzyla.Moglem przeciez rownie dobrze sie wydrzec na calego, ale co by to zmienilo ?! NIC !! .Cudownie jest kontrolowac swoje emocje, miec dystans do samego siebie i do otaczajacej rzeczywistosci :)
Alex, przez przypadek trafilam na ten blog, poruszasz w niezwykly sposob interesujace kwestie, na razie czytam, czytam i czytam Twoj blog, niebawem napisze nieco wiecej :) pozdrawiam serdecznie
Emi
Witaj na naszym blogu :-)
Zapraszamy do aktywnego udziału w naszych rozmowach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
:(
tylko tyle bo z tym mam duży problem, poczytam rady dla niemiłych
Witam,
Mam na imię Robert i już od jakiegoś czasu jestem czytelnikiem blogu Alexa, który znajduję niezmiernie interesującym. Ww. wpis skłonił mnie do zabrania głosu w dyskusji.
Moim zdaniem mimo wszystko warto być miłym, mimo iż takie zachowanie niesie ze sobą pewnie ograniczenia. Już wyjaśniam o co mi chodzi: kiedy jest się miłym dla WSZYSTKICH wokół, zawsze znajdzie się ktoś kto uzna to za przejaw twojej słabości i miękkości. Jest niemal pewnie, iż znajdzie się również ktoś kto będzie chciał to wykorzystać. Dlatego też warto od razu stawiać sprawę jasno i asertywnie przed osobami które mogą uzać nasz szczery uśmiech i wyciągniętą rękę za przejaw uległości. A w skrajnych sytuacjach odnosić się do takich osób chłodno i rzeczowo.
Pozdrawiam
Robert
Robert
Witaj na naszym blogu :-)
Zgadzam się z Tobą, że warto „na dzień dobry” być miłym dla wszystkich, dopasowując błyskawicznie swoje zachowanie w stosunku do tych, którzy tego nie zasługują (poprzez lekceważenie nas lub próbę wykorzystania).
Ja sam robię tak od bardzo wielu lat
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
mam nadzieję, że proszony udzielisz konsultacji :). Otóż, czas wakacji, w który wkroczyłem to mniej czasu nad książkami, a więcej z ludźmi. Skutkuje to często intensywniejszymi i głębszymi konktaktami. Nurtuje mnie jednak następująca kwestia:
jestem wśród grupki osób, np. cztery osoby i ja. W stosunku do wszystkich czterech jestem fair, ale powiedzmy, że jedna z nich w rozmowie ciągle mnie atakuje.
Na teraz widzę, że powinienem od razu zwrócić na to uwagę. Czynię to mocniejszym słowem, w granicach pewnego smaku, ale z podkreśleniem, że zachowanie tej osoby mi nie pasuje. I tu się pojawia problem.
Jak po takim trochę mocniejszym tekście przejść do spokojnej rozmowy z pozostałymi? Mam duży problem z „powrotem do stanu początkowego” i wydaje mi się, jakby Ci kulturalni rozmówcy słuchając mnie wcale mnie nie słuchali tylko analizowali moją ripostę.
Czy tak to powinno wyglądać? Czy są skuteczniejsze sposoby na taki typ sytuacji, które w grupie zdażąją się od czasu do czasu?
Pozdrawiam i zmykam na trening ju-jitsu – trzeba próbować nowych rzeczy :)
Łukasz Kasza
Właśnie… Nie uważacie, że są ludzie, którzy bycie miłym traktują jako zadanie, a nie wyraz tego, kim są? Spotykam osoby, które są „wytrenowane w byciu miłym” – grają uśmiechem, kontaktem wzrokowym, językiem ciała. Niektórzy robią to wyśmienicie:-) Tylko, że brak w tym autentyczności. Hmmm… I może w tym wypadku jest jak z kłamstwem: ma krótkie nogi takie wytrenowane w byciu miłym.
Osobiście nie czuję zbytniego respektu dla słowa „miły”. Wolałabym, aby Alex wybrał np.„dobrze wychowany”. Bycie miłym to bardzo mdłe słowo w moim odczuciu. Jeżeli bycie miłym w kraju nad Wisłą to wyzwanie, to ręce mi opadają! Oznacza to, że brak nam elementarnej ogłady, elementarnego szacunku dla drugiego człowieka, elementarnej grzeczności, elementarnego zainteresowania druga osobą, etc.
Wątpię w skuteczność treningu. On nie jest kluczem. Dla mnie jest nim człowiek. To, kim jest i jaki jest. To tak, jak z powiedzeniem: nie próbuj zmotywować ludzi, ale znajdź takich, którzy są zmotywowani. :-)
Najpiękniej miłym potrafi być słońce. Więc słoneczności dla wszystkich:-)
Justyna
Łukasz
Ta opisana przez Ciebie grupa czterech osób może być w bardzo różnej konfiguracji i rada adekwatna do jednej, może być całkowicie chybiona w wypadku innej.
Dużo zależy też od tego, co postrzegasz jako atak.
Bardzo ogólnie mówiąc, jeżeli w grupie 4 osób, ktoś zaatakowałby mnie merytorycznie, to starałbym się odeprzeć to merytorycznie, najlepiej najpierw wypytując go najpierw starannie o szczegóły jego stanowiska. Im więcej o nim wiesz, tym łatwiej kontratakować.
W wypadku ataku niemerytorycznego zapytałbym najpierw pozostałych uczestników, czy w ten sposób chcą kontynuować rozmowę. Potem albo oni go usadzą albo masz „licence to kill” :-)
Justyna
Napisałaś: „Osobiście nie czuję zbytniego respektu dla słowa „miły”. Wolałabym, aby Alex wybrał np.„dobrze wychowany”.”
„miły” i „dobrze wychowany” to mogą być całkiem różne rzeczy. „Dobrze wychowany” odnosi się zawsze do jakiejś określonej kultury o oznacza „praktycznie stosujący zasady w tej kulturze obowiązujące”. W innej mogą one uchodzić wręcz za niegrzeczne.
Miłym możesz być nawet nie znając dokładnie tych wszystkich kodów.
Dalej piszesz: „Jeżeli bycie miłym w kraju nad Wisłą to wyzwanie, to ręce mi opadają! Oznacza to, że brak nam elementarnej ogłady, elementarnego szacunku dla drugiego człowieka, elementarnej grzeczności, elementarnego zainteresowania druga osobą, etc.”
Niestety, w bardzo wielu wypadkach oddaje to naszą rodzimą rzeczywistość, zwłaszcza jeśli chodzi o kontakty poza najbliższą rodziną i przyjaciółmi
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
„(…)warto “na dzień dobry” być miłym dla wszystkich, dopasowując błyskawicznie swoje zachowanie w stosunku do tych, którzy tego nie zasługują(…)”
Taki wniosek ma silne podłoże w teorii gier. Robert Axelrod przeprowadził kiedyś symulację opartą na następujących zasadach:
• Symulacja miała formę turnieju, w którym „brały udział” programy komputerowe przygotowane przez kilkadziesiąt osób.
• Każdy program miał właściwą sobie strategię, przy pomocy której rozgrywał dylemat więźnia.
• Programom pozwolono na interakcję – stworzono więc pewną „społeczność”.
• Przy każdej interakcji („spotkaniu”) dwóch programów, podejmowały one, na odstawie swoich strategii, decyzję: „współpracować” lub „oszukiwać”.
• Przy podejmowaniu decyzji mogły korzystać z pamięci, tj. sprawdzać jak dany program zachował się w trakcie poprzedniego spotkania.
• W każdej rundzie pozwolono na wielokrotną interakcję programów. Po każdym spotkaniu, zależnie od jego wyniku (jeszcze raz odsyłam do opisu dylematu więźnia), każdy program otrzymywał określoną ilość punktów.
• W każdej kolejnej rundzie ilość kopii danego programu w populacji zwiększała się proporcjonalnie do ilości punktów zdobytych przez program w poprzedniej rundzie.
W symulacji bezkonkurencyjny okazał się program oparty na takiej strategii:
• Przy pierwszym spotkaniu z innym programem zawsze „współpracuję” (czyli zawsze jestem miły ;-) )
• Prz kolejnym spotkaniu zachowuję się identycznie jak mój przeciwnik w poprzednim spotkaniu.
Okazało się, że w każdej kolejnej rundzie populacja powyższego programu zwiększała się bardzo szybko. W końcu jego liczebna przewaga była na tyle duża, że relacje w tej „społeczności” opierały się głównie na interakcjach różnych kopii tego samego programu. W efekcie dominującą relację wśród programów była współpraca, co doprowadziło do stabilnego rozwoju całej społeczności (miarą rozwoju była oczywiście ilość punktów).
Po dokładny opis odsyłam do książki „Nonzero” Roberta Wrighta.
Alex:
„W wypadku ataku niemerytorycznego zapytałbym najpierw pozostałych uczestników, czy w ten sposób chcą kontynuować rozmowę. Potem albo oni go usadzą albo masz “licence to kill”
To nie będzie merytoryczny komentarz, ale kiedy przy porannej, niedzielnej kawie przeczytałem te dwa zdania, to zaśmiałem się głośno ;-). To stwierdzenie jest do zapamiętania.
pozdrawiam serdecznie!
Piotr,
Szczerze miłym (nie udawanym miłym) trzeba być zawsze, nawet w przypadku zachowań niekooperatywnych. Trzeba zawsze tak postępować, by się tego postępowania nie musieć przed nikim wstydzić: że jak by ktoś Cię kiedyś sfilmował w interakcji z innymi ludźmi, to żebyś nie wstydził się tego filmu pokazać dzieciom, rodzicom, kolegom, szefowi i sąsiadom.
W ogóle odradzam też wszelkie zachowania niekooperatywne, bo z tym się też wstyd pokazać. Po prostu trzeba nie współpracować z tymi, którzy niekkoperatywnie działają, a nie bawić się z nimi w ich grę.
Przy czym najskuteczniajsza w grze w iterowany dylemat więźnia była pewna modyfikacja tego algorytmu, której tu nie opisałeś, polegająca na tym, że nawet, jak przeciwnik zawsze działał niekooperatywnie, to mu losowo co jakiś czas działamy kooperatywnie, co daje szansę wyjścia z błędnego koła.
I tak też polecam robić w rzeczywistości. Jeśli np. sąsiad działa niekoopeeratywnie, to:
1. Być miłym ale odmawiać współpracy
2. Co jakiś czas podejmować próbę współpracy w sytuacji małej wagi na początek, bo to może dać wyjście z błędnego koła.
Mirek Kordos:
„Przy czym najskuteczniajsza w grze w iterowany dylemat więźnia była pewna modyfikacja tego algorytmu, której tu nie opisałeś, polegająca na tym, że nawet, jak przeciwnik zawsze działał niekooperatywnie, to mu losowo co jakiś czas działamy kooperatywnie, co daje szansę wyjścia z błędnego koła.”
Rzeczywiście, nie wiedziałem o tym – ale brzmi to sensownie, dzięki ;-). Myśl, którą starałem się uchwycić w komentarzu wyżej brzmiała mniej więcej tak: na początku zawsze wykazuj dobrą wolę (poprzez bycie miłym, chęć nawiązania współpracy etc.), a potem dynamicznie dostosowuj się do sytuacji. Czy takie podejście ma sens? Wydaje mi się, że tak.
Zwłaszcza, jeżeli do takiej postawy doda się to „losowe wyciąganie ręki”, o którym napisałeś.
Mirek Kordos:
„Szczerze miłym (nie udawanym miłym) trzeba być zawsze (…)”
Szczerze mówiąc nie wiem, czy bym się pod czymś takim podpisał – muszę to przemyśleć. I zrobię to, chociaż trochę obawiam się zbyt abstrakcyjnej, akademickiej dyskusji.
Mirek Kordos:
„W ogóle odradzam też wszelkie zachowania niekooperatywne, bo z tym się też wstyd pokazać. Po prostu trzeba nie współpracować z tymi, którzy niekoperatywnie działają, a nie bawić się z nimi w ich grę.”
A tutaj z kolei pełna zgoda – również tak uważam ;-). Jak mówi stare przysłowie: „nie ma sensu kopać się z koniem” ;-).
pozdrawiam serdecznie!
Piotr
O tej strategii pisałem już jakieś dwa lata temu http://alexba.eu/2007-03-30/rozwoj-kariera-praca/optymalna-strategia-postepowania-z-innymi-ludzmi/
Stosuję ją też na co dzień
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Rzeczywiście ;-) Wybacz, ale jeszcze nie przeczytałem całego bloga – głównie dlatego, że dość wnikliwie staram się czytać komentarze (a można w nich przecież znaleźć perełki). Ale jestem na dobrej drodze, a notatki „z blogu Alexa” są już dość potężne ;-).
pozdrawiam serdecznie!
Piotrek
Witam,
ja również piszę po raz pierwszy (w końcu!). Muszę dołączyć do głosu, że bycie miłym „przysparza” kontaktów i… pracy :) W moim wypadku „benefity” nie dotyczą
obszaru biznesu (może w tym wypadku bycie miłym jest niepożądane?), ale kontaktów międzyludzkich, lokalnych, sąsiedzkich, przyjacielskich. Faktycznie, ludzie proszą o przysługi, głównie o napisanie jakichś pism prawniczych, innej korespondencji, naprawy sprzętu komputerowego, wytłumacznie działania danego oprogramowania, często chodzi również o rozmowę, analizę ludzich zachowań. Mimo iż zawodowo tym się nie zamuję, drogą pantoflową poszła informacja… I teraz od czasu do czasu pukają do drzwi lub telefonują. Czasem zdarza się „podziękowanie” od losu :) Pamiętam taką sytuację: kiedyś poświęciłam na rozmowę całą noc, tuż przed ważnym dla mnie egzaminem. Nie mogłam odmówić, biorąc pod uwagę stan psychiczny osoby. Moja wiedza do egzaminu była nikła, a Krwawy Leon przychodził zawsze na egzaminy, nigdy nie chorował. I co? Jak się domyślacie, w tym jednym jedynym wypadku Leon nie dotarł :) To było wiele lat temu, ale zapamiętałam to wydarzenie, bo Leon był niezwykłą postacią.
Chciałam poruszyć temat „czapkowania”. Najczęstsze formy to: 1. bicie ukłonów przed każdym prezesem/dyrektorem (nawet jeśli nie jest szefem Twojej firmy); 2. bardzo widoczne „czapkowanie” przed lekarzem, szczególnie w warunkach szpitalnych; 3. pomijam ukłony dla Mistrza, wyraźnie TO czułam poznając osobiście Miłosza, Lema. Nie chodzi mi oczywiście o zwykłą grzeczność, ale naprawdę o głęboki ukłon, w przypadku Mistrza – często prawdziwy, w przypadku biznesu – często fałszywy.
Mirek Kordos pisze: „Szczerze miłym (nie udawanym miłym) trzeba być zawsze, nawet w przypadku zachowań niekooperatywnych.”
Jestem tego samego zdania – dzięki temu nie następuje eskalacja konfliktu i pozostawiamy sobie otwartą furtkę do przyszłej kooperacji.
Jeden z moich ulubionych autorów – Steve Pavlina napisał kiedyś świetny tekst o tym jak bardzo szybko nawiązać szczery kontakt z zupełnie obcym człowiekiem. Pisze, że wychodził z założenia, że ludzie są inni od ciebie, nie wiadomo co tak naprawdę myśli druga osoba, że zaufanie i przywiązywanie się do siebie zawsze potrzebują czasu aby się pojawić itp – do czasu! Pewnego dnia spotkał kobietę, z którą po 10min rozmowy dzielił się swoimi największymi sekretami, o których nie wiedzieli jego wieloletni koledzy. Ta kobieta oczywiście nie była zawodową naciągaczką albo hipnotyzerką ;) – miała po prostu pewny specyficzny sposób podejścia do drugiego człowieka:
„Każdy, kogo spotkasz w życiu – nawet zupełny nieznajomy – jest od razu ściśle z Tobą związany. Idea, że każdy z nas jest oddzielny i inny to nieprawda. Wszyscy jesteśmy częścią czegoś większego, podobnie jak komórki są częścią organizmu.”
Pomijają trochę New Age’owe wtręty nastawiając się na myślenie w ten sposób o człowieku, którego właśnie spotykamy okazuje się, że to nie jest ktoś obcy – to tak naprawdę Ty, nie musisz budować z nim więzi – ona już istnieje, trzeba się tylko trochę dostroić, to spotkanie jest tak samo ważne jak spotkanie z Twoim najlepszym przyjacielem – każdy człowiek w Twoim oczach jest tak samo ważny.
Aha, ta kobieta została potem jego żoną :)
Bardzo podoba mi się takie podejście. Spotkałem na swojej drodze parę osób, które trochę podobnie postępują, sam staram się tak podchodzić do ludzi i na własne oczy widzę, że to po prostu działa.
Polecam artykuł bo jest bardzo ciekawy: http://www.stevepavlina.com/blog/2006/10/soulful-relationships/
witam
Wszystkie tu rozważania są nieco teoretyczne, więc ja postaram się zaznaczyć swą tu obecność małym przykładem z życia wziętym, na możliwe skutki dla nas samych bycia miłym bądź nie:
Jako że jakiś czas temu prowadziłem firmę handlową, moi współpracownicy poruszali się samochodami służbowymi, które co i raz były przez nich testowane na wytrzymałość w crash testach.
Któregoś razu znów otrzymałem telefon o wypadku dosłownie o kilka kroków od firmy. Na szczęście poza kilkoma siniakami, nic nikomu się nie stało, ale oba auta uczestniczące w kolizji nadawały się już tylko do kasacji.
Na pierwszy rzut oka sytuacja wyglądała na typowe najechanie na tył innego pojazdu przez mojego młodszego kolegę, choć po wnikliwszym przyjrzeniu się zachowaniu kierowcy pierwszego auta spokojnie można by orzec o współwinie [ostre i bez sensowne hamowanie na prostej drodze poza obszarem zabudowanym, nie spowodowane żadną sytuacją nagłą] – po przybyciu na miejsce, jeszcze przed policją, i po ocenie że:
a. nie ma obrażeń fizycznych u nikogo
b. wprawdzie wina jest, na upartego, dyskusyjna, ale jednak, zważywszy że drugim autem jechał młody człowiek, rozpaczający nad stanem swojego pojazdu i nie mający ubezpieczenia auto casco, natomiast oczywiście nasze auto w takie ubezpieczenie zaopatrzone było – uznaliśmy z moim kierowcą że nie będziemy tej sprawy roztrząsać, zadowalając się radością że wszyscy cali
c. ale, żeby jednak jakaś nauka z tego zdarzenia wypłynęła i dla mojego człowieka, po przyjeździe policji sam ich na boku poprosiłem żeby im długopis przy mandacie nie zadrżał
uznałem że sytuacja została rozwiązana maksymalnie pozytywnie dla wszystkich zainteresowanych stron
I wszystko było by z mojego punktu widzenia ok, gdyby pod koniec zdarzenia nie przyjechał ojciec młodego człowieka prowadzącego drugie auto.
Człowiek ten nieomalże w biegu wyskoczył ze swojego samochodu i od razu z krzykiem zaczął się domagać informacji kto prowadził nasze auto [nie był zainteresowany ani stanem zdrowia syna, ani przebiegiem wypadku] – i rozpoczęło się spotkanie z balladą pod tytułem wyzwiska i oskarżenia pod adresem mojego kierowcy jak i też moim – do tego stopnia że, i tu chwała mu za to, musiał się wtrącić policjant i wręcz wyprosić tego pana z miejsca zdarzenia
Moja refleksja jest taka – gdyby to ten pan był kierowcą poszkodowanego auta lub zjawił się wcześniej, zanim doszliśmy do porozumienia w całym przykrym zajściu – moja decyzja była by o nie przyjmowaniu winy i jakiegokolwiek mandatu, sprawa trafiłaby by do biegłych, którzy potrafią baaaaaaardzo długo pracować, i sprawa odszkodowania dla tegoż pana odwlokła by się na bardzo długo, o ile by nie zakończyła się nawet uznaniem obopólnej winy – co .mogłoby skutkować brakiem jakiegokolwiek odszkodowania.
Tak więc nawet i w sytuacjach ekstremalnych, gdzie w grę wchodzą duże emocje warto zachować umiar i być po prostu miłym dla otoczenia.
Witaj Alex.
Piszesz: „Absolutne minimum to kontakt wzrokowy z daną osobą i uśmiech.”
Zgadzam się zdecydowanie. Natomiast często mam problem z uskutecznianiem tej rady, polegający na tym, że ludzie często uciekają przed moją próbą nawiązania kontaktu wzrokowego, jakby „nie wytrzymując” go, zupełnie juz nie czekając na uśmiech.
Czym to może być podyktowane i jak sobie radzić w takiej sytuacji?
Pozdrawiam.
Darkhleb
Jeśli mówisz o „wytrzymywaniu” Twojego wzroku, to może przesadzasz z tą intensywnością spojrzenia? Na odległość trudno mi to stwierdzić, musiałbyś pokazać mi na żywo :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Niestaty najbliższe spotkanie wiosenne we Wrocławiu umknie mi, ale będę wypatrywał kolejnej podobnej możliwości. Pokażę o co mi chodzi ;)
Słowa „wytrzymywać” użyłem trochę, mam nadzieję, być może na wyrost. Wydaje mi się, że raczej nie jestem w swym spojrzeniu natarczywy. Zamiast tego zastanawiam się, czy nie jest przypadkiem tak, że ludzie w większości nie są nawyknięci do stosowania tego minimum „kontakt wzrokowy uśmiech”, i dlatego reagują unikiem na taki gest w ich stronę.
Czy możliwy jest taki scenariusz? Jakie jest Twoje zdanie?
Pozdrawiam.
Witaj Alex,
Dawno juz mnie tu nie bylo. Wracam po wielu latach rozejrzec sie i na „dzien dobry” trafilem na bardzo ciekawa serie artykulow „Nie masz prawa (prawie) do niczego!!” po czym zaczolem od analizy sugerowanych przez Ciebie tematow. Obecny odrazu mnie zaintrygowal gdyz od dwuch lat mieszkam i pracuje w UK gdzie ludzie sa czasem do przesady mili. Bylo to dla mnie szokiem. Dorastajac i mieszkajac w Polsce bylem swiadkiem takich zachowan w bardzo ograniczonej ilosci. Po przeprowadzce do UK bardzo ciezko bylo mi sie przestawic do bycia milym gdyz odczuwalem bardziej presje i oczekiwanie tego ode mnie a nizeli moje wlasne checi. Na samym poczatku bylo to bardzo sztuczne i dziwne. Teraz jest to bardziej naturalne i po czesci mialo duzy wplyw na moj charakter. Jak to mowia „starego psa trudno nauczyc nowych sztuczek” jednak w penym momencie nawet nie zauwazasz kiedy stajesz sie czescia srodowiska w ktorym przebywasz na dluzsza mete.
Duzo latwiej jest nauczyc sie bycia milym przebywajac w srod ludzi ktorzy stwarzaja srodowisko do tego.
Pozdrawiam,
Roman
p.s. Gratuluje wydania ksiazki. Wierze, ze bedzie to duzy sukces. Jestem jej ciekaw wiec niedlugo trafi na moja polke:)