Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Motywacja i zarządzanie, Rozważania o szkoleniach

Jeszcze jeden przykład zastosowania Zasady Pareto

Pamiętacie, jak pisałem o stosowaniu Zasady Pareto w moim życiu. Ostatnio miałem taki dość typowy przypadek kiedy jej wykorzystanie było konieczne do osiągnięcia założonych rezultatów.

Podjąłem się zadania „przestawienia” całej ekipy sprzedażowej pewnego klienta na tzw. Consultative Selling. Normalnie przy średnio zaawansowanych sprzedawcach B2B (business-to-business) potrzeba na to w sumie 6 dni (nie wspominam tutaj o takim szkoleniu „top gun”, które trwało 8 dni, a którym tak zachwycał się Kuba :-)). Szkopuł w tym zadaniu polegał na tym, że klient pilnie potrzebował konkretnych rezultatów, chociaż z powodu niemożliwych do zmienienia okoliczności każdy uczestnik mógł otrzymać tylko 2 dni treningu! Dodajmy do tego fakt, że część tych ludzi była przez dwa lata szkolona przez jakąś, podobno renomowaną firmę, która uczyła ich sprzedawania „przez wyskamlanie” (w sprzedaży B2B!!!!!) a otrzymamy obraz trenerskiej „mission impossible” :-)

Ze względu na to, że chodziło o firmę, z którą od dawna współpracuję, a bezpośredni zleceniodawca, którego lubię i szanuję stanął na stanowisku „jeśli ktokolwiek może to osiągnąć, to ty” odrzucenie zadania raczej nie wchodziło w rachubę. Z drugiej strony przyjmując je położyłem na szalę moją nieskazitelną reputację jako „dostarczyciel rezultatów”, więc niepowodzenie całej akcji też nie było akceptowalną opcją :-)

Przy tak znacznym skróceniu czasu stojącego do dyspozycji nie pomoże żaden Time Management, GTD i tym podobne metody zarządzania koniecznościami. Tutaj posłużyłem się Zasadą Pareto. Zaakceptowałem fakt, że w dwa dni nie wyszkolimy perfekcyjnych sprzedawców i zamiast tego skoncentrowałem się na tych umiejętnościach, które opanowane przez uczestników dadzą możliwie największy wzrost ich wyników sprzedaży. Sprawa nie była trywialna, bo ze względu na szczupłość czasu to kluczowe „coś” musiało nie tylko ograniczyć się do stosunkowo niewielkiej części całości ale w dodatku zmieniało się w zależności od konkretnej grupy, czy nawet pojedynczego uczestnika.

W praktyce najpierw zastanowiłem się jakie zmiany w postawach i przekonaniach tych sprzedawców będą konieczne dla ich sukcesu. Na kształtowanie tych postaw (np. suwerenność w rozmowie z wysoko postawionym klientem) należało zadbać podczas całego szkolenia, niezależnie od aktualnie trenowanych zagadnień, co samo w sobie jest dość sporym wyzwaniem, bo często w takich przypadkach trzeba zmieniać utrwalone przez lata, mniej skuteczne wzorce.
Co do doboru samych zagadnień, to zadałem sobie pytanie: „jeśli mógłbym ich nauczyć tylko jednej rzeczy, to jaka praktyczna umiejętność (np. rozmowa z klientem korzystającym z usług konkurencji itp.) przyniosłaby największy efekt?”
Potem wypracowaliśmy i przetrenowali tę dziedzinę. Potem następne pytanie „jaka następna umiejętność przyniesie maksymalny przyrost skuteczności tych ludzi?” i oczywiście opanowanie jej. I tak dalej aż do ostatniej godziny szkolenia.

W rezultacie osiągnęliśmy maksimum tego, co można było zrobić i jestem pewien, że dla wszystkich zainteresowanych był to owocnie spędzony, choć intensywny czas, na którego wyniki nie trzeba będzie długo czekać.
Opisałem ten przypadek, bo w życiu biznesowym coraz częściej mamy do czynienia z tzw. problemem zbyt krótkiej kołdry. Jak byśmy nie kombinowali, to do wykonania pewnych zadań brakuje nam odpowiednich środków, ludzi lub czasu. Wielu, szczególnie początkujących managerów stresuje się niepotrzebnie taką sytuacją usiłując za wszelką cenę zrobić „wszystkiego po trochu”, co prowadzi do rozproszenia zasobów i mimo wysiłków często nie przynosi pożądanych wyników. W wielu wypadkach lepszym podejściem jest właśnie staranne ustalenie, co jest naprawdę najważniejsze a potem „uderzenie” z całym impetem, aby to osiągnąć. To możecie oczywiście zrobić tylko wtedy, jeśli Wasi przełożeni są bardziej zorientowani na rezultaty niż na procedury, ale takich szefów zawsze warto poszukać.

PS: Jeśli niektórzy z Was dziwili się, że od dwóch tygodni ograniczałem się tylko do odpowiadania na komentarze, to już teraz wiecie przy jakim projekcie byłem tak bardzo zaabsorbowany :-) Całe szczęście, że takie „akcje” robię tylko kilka razy w roku.

Komentarze (33) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Mam 24 lata, chcę być trenerem, co dalej? Część III

Dzisiaj, kontynuując nasz poprzedni post zastanówmy się nad kwestią doświadczenia zawodowego.
Ten problem może okazać znacznie trudniejszy do przeskoczenia, chyba że ktoś chce się ograniczyć do przynależności do tej pierwszej grupy wspomnianej w moim poście „Jak można zostać trenerem” :-)
Bez jakiejkolwiek praktyki zawodowej stoimy przed następującymi wyzwaniami:

  • klienci nie bardzo będą chcieli was zatrudniać, bo coraz większa ich grupa jest świadoma, że wyizolowana wiedza ogólna na temat umiejętności miękkich (a o takich cały czas mówimy) jest w dużej mierze bezużyteczna. Świadomi klienci coraz częściej szukają takich trenerów, którzy będą w stanie najpierw wypracować z ich ludźmi konkretne rozwiązania praktyczne, a potem jeszcze tychże ludzi nauczyć ich praktycznego stosowania, co nie jest tak całkiem proste.
  • stojąc przed grupą ludzi, którzy coś konkretnego w swoim zawodzie robią musisz na samym początku przejąć (przynajmniej na czas szkolenia) przywództwo tego stada (używam słowa „stado” bez jakichkolwiek negatywnych konotacji). Aby to zrobić, musisz uświadomić jego członkom, że wniesiesz do ich życia jakąś konkretną wartość dodaną, a to jest trudne, jeśli sam/sama niczego poważniejszego wcześniej nie dokonałaś/nie skopałaś :-) Tutaj też zaznacza się już trend w dobrych firmach (bo było tam już sporo szkoleń), gdzie ludzie nie pozwolą już sobie wciskać pseudonaukowej ciemnoty, lecz oczekują, że jako trener pokażesz im (a nie tylko będziesz o tym opowiadał), jak pewne praktyczne sytuacje można rozwiązać lepiej. Nawiasem mówiąc, jest to jedna z tajemnic jak od lat radzę sobie na bardzo konkurencyjnym rynku przy praktycznie zerowym budżecie marketingowym :-)

Tak więc jako młoda osoba po studiach masz poważny dylemat co zrobić, przynajmniej jeśli chciałbyś w dalszej perspektywie wejść do grupy „top-gun” a nie wylądować na trwale wśród tych kiepsko opłacanych wyrobników tłukących przysłowiową sieczkę i psujących opinię całej branży
Co w takiej sytuacji można zrobić?
Tak na szybko to widzę następujące dobre opcje:

  • popracować gdzieś trochę, zanim zostaniesz trenerem. To „gdzieś” oznacza dobrą firmę, sprawnie zarządzaną i skutecznie działającą na takim rynku, gdzie jest znacząca konkurencja. W wyborze tej pracy znacznie ważniejsze od chwilowych zarobków jest zakres i rodzaj doświadczeń, które można przy okazji zdobyć. Należy to po prostu potraktować jako praktyczne studia podyplomowe, gdzie chodzi przede wszystkim o naukę, reszta ( W trakcie tej pracy należy cały czas pracować nad warsztatem, co już opisałem w poprzednim poście.
  • znaleźć jakiegoś naprawdę dobrego trenera, u którego można by poterminować ucząc się na prowadzonych przez niego szkoleniach (jako praktykant albo co-trener) jakiego rodzaju problemy. występują u klientów i w jaki sposób można do nich podejść. To jest, nawiasem mówiąc, bardzo dobry pomysł niezależnie od tego, z jak bogatym doświadczeniem zaczynasz pracę trenera. Krytyczny w tym wypadku jest dobór właściwego trenera (który będzie też pełnił funkcję Twojego mentora), bo czasem trudno na pierwszy rzut oka rozdzielić tu ziarno od plew.

Są oczywiście jeszcze inne, moim zdaniem znacznie słabsze, takie jak:

  • zatrudnić się po studiach jako trener w firmie zajmującej się szkoleniami. Jest rzeczą znaną na rynku, że niestety istnieje wiele firm tego typu, które kładą większy nacisk na skuteczność własnego działu sprzedaży, niż na konkretne rezultaty szkoleń. Tam przyjmą Cię bez doświadczenia w biznesie jeśli tylko sprawisz wrażenie, że po krótkim przygotowaniu będziesz w stanie przeprowadzić jakiś standardowy program szkoleniowy, mówiąc kolokwialnie, „bez dania totalnej plamy”. Firma skasuje rynkowe honorarium, Ty dostaniesz jakiś ochłap. Przy okazji możesz wykorzystać ten czas do rozpoznania, jakiego rodzaju problemy praktyczne występują u klientów i jak do tego można podejść. To rozwiązanie ma kilka wad. Pierwsza to fakt, że możesz dostać bardzo sztywny program zajęć i mieć później kłopoty, jeśli w trakcie szkolenia od niego odbiegniesz. Drugi, to niebezpieczeństwo przejęcia w takiej firmie nieodpowiednich wzorców prowadzenia samego szkolenia. Trzeci to wspomniane już wcześniej ryzyko dla Twojej reputacji na rynku, co jeśli chodzi o dołączenie do czołówki, do czego przecież dążysz, jest naprawdę bardzo ważne. Jeszcze zakończenie omawiania tej opcji małe wyjaśnienie: informacje o firmach, o których mówimy w tym punkcie uzyskałem w rozmowach z moimi klientami, mam zaufanie do tego, że mówili mi prawdę.
  • można wykształcić się na wąskiego specjalistę np. od NLP, mowy ciała, autoprezentacji itp. po czym robić właśnie takie wyspecjalizowane szkolenia. Problem polega na tym, że rynek (przynajmniej w tym najwyższym segmencie) coraz bardziej oczekuje od nas konkretnych rezultatów całościowych, a nie tylko podniesienia jednej, wyizolowanej (i często oderwanej od praktyki) umiejętności. Oznacza to z jednej strony niższy poziom możliwych honorariów, z drugiej brak zleceń od pewnej, istotnej grupy klientów. Ci ostatni gotowi są wydać stosunkowo duże pieniądze, ale tylko wtedy, jeśli będą przekonani, że np. rzeczywiście podniesie im to sprzedaż. Abstrahując od tych wad, jeśli już udałoby się wejść w biznes w ten sposób, to byłaby to też okazja zapoznania się z konkretnymi problemami trenowanych i przygotowania potem równie konkretnych rozwiązań.

Na zakończenie tego postu jeszcze kilka ważnych uwag. Potraktujcie to wszystko co napisałem wyłącznie jako materiał do własnych przemyśleń i wniosków. Jak już wspomniałem wcześniej, moja droga do zawodu była całkiem inna, najpierw byłem freelancerem, potem przedsiębiorcą a dopiero na koniec trenerem. Jest całkiem możliwe, że są inne sposoby rozwiązania (bądź obejścia) problemu praktyki biznesowej, które nie przyszły mi teraz do głowy. Życie jest przecież pełne różnorakich możliwości!!
Jeśli macie własne przemyślenia, bądź pytania, to zapraszam do Komentarzy.

PS: W międzyczasie zrobił się tutaj piękny wieczór, który silnie konkuruje z potrzebą uważnej redakcji tego tekstu. Z drugiej strony obiecałem wczoraj, że ta kontynuacja ukaże się dziś. Zgodzimy się więc na wersję beta? :-)

PPS: Kontynuacja znajduje się tutaj 

Komentarze (8) →
Alex W. Barszczewski, 2006-12-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak można zostać trenerem :-)

W którymś z komentarzy jeden z Czytelników zapytał mnie jak zostaje się trenerem. Ponieważ ten temat powraca dość często, to zajmijmy się nim na chwilę
Odpowiedź będzie oczywiście zależała od sprecyzowania jakim trenerem chcesz zostać.
Generalnie, jeśli chodzi o tzw. umiejętności miękkie to wyróżniam 3 rodzaje Kolegów (i Koleżanek) po fachu:

1) trenerzy, którzy tłuką masówkę w licznych „szkoleniach” finansowanych z Unii Europejskiej. Przy dofinansowaniu w wysokości 60-80% wszyscy są szczęśliwi i nikt specjalnie nie przejmuje się konkretnymi i praktycznymi rezultatami tych „treningów” (OK, konduktorzy w Eurocity stali się bardziej mili :-).
Do tej samej grupy zaliczają się „eksperci”, którzy (biorąc za to niemałe pieniędze) ekipie negocjującej na bieżąco wielomilionowe interesy kazali kiedyś porównywać przeciwników do lisków, piesków i podobnych zwierzątek!!! :-) Tego kiedyś dowiedziałem się od moich uczestników
Jak zostać takim trenerem? Zapewne trzeba mieć troche tupetu i jakieś studia a co do reszty to może opowiem to w postaci historyjki:

Kiedyś, w dużym i pustym domu mieszkały dwie babcie. Ponieważ było im tam smutno i czuły się samotne postanowiły sprowadzić sobie istotę płci męskiej. Mężczyzna nie wchodził w rachubę, bo to istota zbyt skomplikowana w utrzymaniu, więc kupiły sobie wielkiego kocura. Kocur w pozytywny sposób wpłynął na atmosferę w domu, był taki miły, chetnie się łasił i tak przyjemnie mruczał. Jedyną wadą był fakt, że co wieczór wymykał się on na ulicę i po całych nocach słychać było jego „podboje”. Wkrótce okolica zaroiła się od małych kotów i coraz więcej było skarg sąsiadów. Rad nie rad, babcie postanowiły kocura wykastrować, licząc że to rozwiąże problem i tak też zrobiły.
Dwa tygodnie później pewna znajoma zadzwoniła do babci i zapytała, czy ich pupil siedzi wreszcie w domu. Na to babcia: „ależ skądże, znowu co noc wychodzi na ulice, tylko że teraz jako trener i coach!!” :-) :-)

2) trenerzy, którzy w ramach różnych, często znanych miedzynarodowych firm prowadzą różne, zazwyczaj licencjonowane programy szkoleniowe. Tutaj nie chcę się szczegółowo wypowiadać, bo poza krótkim epizodem (podczas którego stwierdziłem, że sam potrafię lepiej) nie mam osobistych doświadczeń i nie jest to mój sposób pracy. Z tego co wiem, istnieją całe firmy żyjące z prowadzenia kursów trenerskich, wydawania różnych certyfikatów itp. Jak już wspomniałem, nie jest to mój świat, więc decydując się na tę drogę zdani jesteście na siebie samych. Jedyną radą jaką mogę Wam dać, to sprawdźcie jakie honorarium dzienne kasuje taki chcący was uczyć trener na wolnym rynku (poza szkoleniem Was). Jeśli ktoś potem będzie potrzebował danych porównawczych, to proszę o maila.

3) wreszcie ostatnia grupa trenerów, a mianowicie ci, którzy mają na rynku reputację osób, które przyjdą, zrobią i będą z tego konkretne rezultaty. Ich dalsza egzystencja zaleśna jest właśnie od ich konkretnych wyników
Tacy ludzie nie muszą się ogłaszać, są podawani przez zaangażowanych managerów z rąk do rąk i nikt specjalnie nie usiłuje negocjować z nimi warunków współpracy. Wiadomo, że praktyczne rezultaty końcowe znacznie przewyższą wszelkie poniesione koszty i to się dla tych klientów liczy. Taki trener może dobierać sobie klientów i zadania, których się podejmuje, ma też znaczący wpływ na sposób ich realizacji. Dla mnie jest to wymarzona forma działania i tutaj jestem kompetentny, aby to opisać. Problem polega na tym, że jeśli chcesz zostać takim trenerem, to jest tego dość dużo. Chciałem już wcześniej opisać to w cyklu”Droga samuraja”, ale chwilowo brak mi czasu. Obiecuję że wrócę do tego tematu podczas mojej kreatywnej przerwy w drugiej połowie listopada i w grudniu.

PS: Myślę że zainteresowani potraktują punkt pierwszy z pewnym przymrużeniem oka. My trenerzy musimy umieć znieść kontrowersyjny feedback, nieprawdaż :-)

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Świadoma kompetencja – czy można ją pominąć?

Piotr napisał w swoim komentarzu:

„W pewnych organizacjach trenuje się ludzi w określonych celach, robi im się pranie mózgów (np. sekty). Czy moja intuicja dobrze mi podpowiada, że jest to takie wytrenowanie ludzi, gdzie pomija się 3 etap w ten sposób niejako ubezwłasnowalniając trenowanych?”

Jeśli chodzi o „pranie mózgu”, to uśmiechnąłem się czytając o sektach, bo większość ludzi tak zakłada nie uświadamiając sobie, jakie „pranie” robi każdemu z nas społeczeństwo w którym żyjemy :-) No ale to już całkiem odmienny temat.
Oczywiście, że pewne umiejętności nabywamy z pominięciem niektórych szczebli kompetencji. Przypomnij sobie jak np. nauczyliśmy się wszyscy naszego pierwszego języka, głównie było to naśladownictwo i metoda prób i będów. Nawiasem mówiąc ja podobnie nauczyłem sie niemieckiego w Austrii – zacząłem „mówić” mając zasób ok 50 słów, nie pytajcie jak to wyglądało :-)
Jak się tak nad tym teraz zastanawiam, to wiele umiejętności w komunikacji międzyludzkiej możesz też nauczyć nie przechodząc przez wszystkie fazy, szczególnie tę „świadomą kompetencję”.  Jest to możliwe, jeśli twoja praca polega na całościowym zmienianiu postaw ludzi, uzupełnianiu ich luk w umiejętnościach i nauczeniu synchronicznej pracy prawą i lewą półkulą mózgową. To brzmi wielce tajemniczo, jest jednak w gruncie rzeczy bardzo proste i polega na odwróceniu części niezwykle szkodliwego wpływu klasycznej ścieżki edukacyjnej ze studiami „wyższymi” włącznie. To czasem powoduje zdziwione miny u niektórych ludzi. Pamiętam, jak kiedyś szkoliłem pewien team sprzedażowy dużej i znanej firmy i po kilku miesiącach zadzwonił do mnie zbulwersowany nowy szef szkolenia, bo żaden z uczestników nie potrafił mu powiedzieć, czego dokładnie nauczyli się na treningu ze mną. To, co było bezsporne, to znaczna poprawa ich wyników sprzedaży, a o to w sumie chodziło :-) Tego nie mógł pojąc ograniczony na sekwencyjne myślenie umysł tego pana.

Czyli moja odpowiedź na Twoje zasadnicze pytanie brzmi: „Tak, choć nie zawsze jest to całkiem proste”

Uwzględniając powyższe, to teoretycznie można to samo robić w celu manipulacji trenowanymi, ale dla mnie jest to absolutnie nie do pomyślenia: uczestnik musi mieć zaufanie nie tylko do tego, że wiem o czym mówie, ale też być pewnym, że cokolwiek robię, robię w jego dobrze pojętym interesie. Inaczej, trenując dobrych i inteligentnych ludzi (a tacy przeważnie pracują u moich klientów), mógłbym bardzo szybko być zmuszonym do spakowania moich rzeczy i poszukania sobie łatwiejszej pracy :-)

Teraz zapewne u wielu z Was pojawi się pytanie, jak to się dokładnie robi, okraszone wyjaśnieniem, że chciecie poznać te metody tylko aby móc się przed nimi bronić :-)

Muszę Was rozczarować. W tej chwili (godzina 20:15) temperatura na moim  tarasie ciagle przekracza 30 C przy bardzo duzej wilgotności i w takich warunkach nie podejmuję się napisania tekstu na ten temat, który jednocześnie nie dawałby wskazówek jak taką nieetyczną manipulację przeprowadzić. A to nie jest celem tego blogu.

Może jak będzie chłodniej….

PS: Dawno temu, kiedy po latach nieużywania polskiego zacząłem od czasu do czasu szkolić w tym języku, to siłą rzeczy miałem dość wyraźny obcy akcent. Jeden z uczestników, po tygodniowym intensywnym treningu ze mną, zadzwonił do mnie z informacją, iż jego żona zwróciła mu uwagę na to, że nie tylko zaczął inaczej się wyrażać, ale też mówił po polsku z jakimś lekkim zagranicznym akcentem :-)

Komentarze (6) →
Alex W. Barszczewski, 2006-07-13
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Reakcja na pretensje klienta

Właśnie  czytając różne blogi natknąłem sie w „Tako rzecze Shrew” na zadziwiający mnie opis reakcji niektórych firm i ich reprezentantów na sytuacje trudne z klientem. Według obserwacji Patrycji spora część „biznesmenów” i sprzedawców na słowa krytyki reaguje ……. milczeniem.

Wedlug autorki jest to zabójcze z punktu widzenia PR i tutaj bez wątpienia należy z nią się zgodzić. Dodatkowo widzę jeszcze gorszy problem gdzieś indziej, a mianowicie w kwestii braków jeśli chodzi o absolutne podstawy komunikacji międzyludzkiej.

To jest ten „niewłaściwy instynkt” o którym pisze, a który tak naprawdę jest bardzo powszechną nieumiejętnością konstruktywnej reakcji na pretensje innego człowieka.

Właśnie dlatego porządny trening z tego zakresu musi zawierać ćwiczenia z radzenia sobie w każdej sytuacji konfliktowej, również tej naładowanej negatywnymi emocjami. I to nie pseudofilozoficzne, książkowe rozważania, lecz prawdziwą konfrontację z rozjuszonym, a jednocześnie sprawnym językowo przeciwnikiem. U mnie np. uczestnicy muszą praktycznie poradzić sobie z tak wulgarnym językiem i tak agresywną forma przekazu rozmówcy, że wszystko, co spotka ich potem w prawdziwym życiu jest znacznie prostsze do rozwiązania. Sam się czasem dziwię, skąd, przy moim  normalnie kulturalnym sposobie wyrażania się, biorę czasem na treningach taki język :-)

Dlaczego ten brak reakcji jest taki zły? Rzecz polega na tym, iż na ogół nasi rozmówcy wybierają agresywną i głośną forme przekazu, gdyż nie wierzą że normalna i spokojna dałaby pożądany rezultat. Dotyczy to zarówno sytuacji w pracy jak i w rodzinie (pomyślcie o rodzicach krzyczących na dzieci i odwrotnie). Jeśli teraz w sytuacji konfliktowej ktoś zwraca sie do nas, a my nie okazujemy żadnej reakcji, to druga strona zakłada (często podświadomie), że musi zwiększyć intensywność bodźca, co prowadzi do dalszej eskalacji problemu. Wyjście polega na okazaniu zainteresowania problemem rozmówcy i wykazaniu się chęcią wypracowania rozwiązania. W ten sposób możemy nawet potencjalnie niekorzystną dla nas sytuację obrócić na naszą korzyść.

I to wszystko trzeba na treningu zrobić nie teoretycznie, ale praktycznie, na oryginalnych przypadkach osób trenowanych, przerabiając też wszelkie emocjonalne „wort case scenarios”. Przy braku tego, właściwie należałoby zażądać od prowadzącego zwrotu honorarium i wypłacenia odszkodowania za zmarnowany czas uczestników.

I jeszcze jedno: pisząc „okazaniu zainteresowania ” mam na myśli autentyczne zainteresowanie, a nie udawanie go!!

PS: Kto ma prawdziwą władzę i posłuch nie musi podnosić głosu. Pamiętacie Don Corleone z „Ojca Chrzestnego”? On nie podnosił glosu, nie walił pięścią w stół, cichym, ochrypłym glosem spokojnie prosił o różne rzeczy.

Komentarze (12) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Pomyśl o źródle z którego pijesz.

Tak mówi stare łacińskie powiedzenie i ma ono zastosowanie nie tylko przy analizie napojów :-)
Ostatnio mówiliśmy o odbieraniu feedbacku i rad od innych ludzi, dzisiaj pomyślmy, czyje właściwie rady skłonni jesteśmy wysłuchać i zastosować w naszym życiu.
Bardzo często obserwuję w tym względzie dwie, dość mało konstuktywne postawy.

  • Pierwsza polega na głębokim przekonaniu o własnej doskonałości i wyższości nad innymi. To podejście, dość rozpowszechnione wśród „młodych gniewnych” powoduje odcięcie się danej jednostki od potencjalnie nowych i przełomowych idei, co czasem długoterminowo bywa bardzo kosztowne. Skąd to tak dobrze wiem? Przyznaję się otwarcie, że też taki kiedyś byłem :-)
  • Druga polega na łatwej wierze wszelkiego rodzaju „autorytetom”, czy to posiadającym jakikolwiek tytuł, nazwisko, czy też będącymi po prostu osobami znanymi. To Was nie dotyczy? A do kogo skierowane są reklamy, w których np. znany aktor zaleca usługi pewnego banku, albo takiż piosenkarz wybór określonego dostawcy telefonii komórkowej. Ile tysięcy studentów studiuje ekonomię u ludzi, których głównymi osiągnięciami jest wyprodukowanie paru mądrze brzmiących publikacji i mówiąc kolokwialnie, załapanie się na pracę, polegającą na dostarczaniu za pieniądze teoretycznych pseudotreści młodym ludziom, którzy ciężko muszą na to wszystko zarobić.
    Czy też z mojej branży, ile jest płatnych kursów trenerskich prowadzonych przez ludzi, którzy na wolnym rynku (czyli w firmach, gdzie liczą się rezultaty) nie mieli by żadnych szans na zdobycie komercyjnego zlecenia za przyzwoite honorarium?

Moje gorące zalecenie dla każdego z Was, zanim napijecie się z jakiegokolwiek źródła wiedzy, przyjrzyjcie mu się uważnie oraz zastanówcie czy w danej kwestii jest to źródło z Waszego punktu widzenia kompetentne i czy podobają Wam się rezultaty przez tę osobę osiągane.
To oczywiście dotyczy też  wszystkiego, co czytacie w tym blogu :-)

Mogę Wam powiedzieć jak ja to robię. Moich nauczycieli dzielę na dwie grupy: nauczycieli merytorycznych i nauczycieli życiowych.
Jeśli chodzi o tych merytorycznych, to zawsze staram się znaleźć ludzi tak dobrych w danej dziedzinie, jak tylko to możliwe. I tak biorąc przykłady z mojego życia:

  • Inwestowania uczyłem się od pewnego multimilionera w USA, który robi to od 40 lat, a zaczął jako robotnik w fabryce
  • Podejścia do biznesu od pewnego Austriaka, posiadającego w sumie średniej wielkości firmę, która mimo tego przynosiła bardzo duże profity a właściciel miał czas na dobre i ciekawe życie.
  • Dobrej praktyki morskiej u emerytowanego kapitana amerykańskiej marynarki wojennej.
  • Podejścia z sercem do innych, od kobiety, która mogłaby swoim obdzielić całą grupę ludzi.

I można by tak dalej……
To co chcę Wam powiedzieć, to to, iż warto zadać sobie trudu i poszukać dobrego nauczyciela (mentora) w danej dziedzinie. Potem trzeba tylko mieć otwarty umysł i z niego korzystać :-)
Opieranie się na byle jakich nauczycielach merytorycznych prowadzi do dużej bylejakości w Waszym życiu i z pewnością zasługujecie na coś lepszego.
Jako ciekawostka, żaden ze wspomnianych powyżej nauczycieli nie robił tego dla mnie za pieniądze. Jeśli chcecie wiedzieć jak ich do tego skłoniłem to polecam przeczytanie postu „Czy jesteś miłym człowiekiem?”

Mój Eurocity dojeżdźa powoli do Warszawy, więc o tej drugiej, bardzo ciekawej grupie nauczycieli napiszę jutro.

Komentarze (2) →
Alex W. Barszczewski, 2006-06-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wykorzystaj trening do Twego PR

Ostatnio obserwuję dość ciekawe zjawisko, spowodowane faktem, że wielu ludzi wpisuje fakt bycia przeszkolnym przez moją skromną osobę do swojego CV. W rezultacie zdarza mi się coraz częściej otrzymywać telefony od rekrutujących managerów, którzy albo znają mnie osobiście, albo mieli okazję obserwować rezultaty mojej pracy u któregoś z moich klientów.Typowe pytanie, jakie mi w takich sytuacjach zadają to: „jaki jest ten człowiek?”. Moja odpowiedź zależy od konkretnej sytuacji:

  • jesli kandydat pracuje nadal w firmie, gdzie go szkoliłem, a pyta ktoś z innej, to oczywiście odmawiam jakichkolwiek informacji. To zrozumiałe, klient oczekuje ode mnie całkowitej poufności i moje być, albo nie być na rynku wisi na nitce tego zaufania.
  • jesli kandydat w międzyczasie pracuje dla innej firmy, która nie jest moim klientem, albo akurat jest bez pracy, to wyrażam gotowość porozmawiania, pod warunkiem, że uzyskam wcześniej od niego OK na przekazanie moich wrażen rekrutującemu.
    W rezultacie już kilka razy byłem tą przysłowiową kropką nad „i” i miło mi, że w ten sposób mogłem przyczynić się do dalszego postępu kariery moich „podopiecznych”.

Po co to piszę?
Wielu uczestników szkoleń nie do końca zdaje sobie sprawę, jak wartościowa może być znajomość, a przynajmniej zostawienie wyjątkowego wrażenia na prowadzącym. Każdemu dobremu trenerowi zależy nie tylko na wykonaniu zadania i otrzymaniu honorarium, lecz też na tym, aby uczestnicy jego szkoleń odnosili sukcesy. Ja na przykład chętnie wspieram wewnątrz firmy dobrych ludzi poznanych na treningu, a dzięki faktowi, że ich managerzy mają zaufanie zarówno do mojej kompetencji, jak i przyzwoitości, mogę to robić dość skutecznie.

Podobnie jest, jeśli ktoś rozstał się ze swoją firmą i szuka pracy. Wielu rekrutujących na atrakcyjne stanowiska nie polega na standardowych procedurach headhunterów, tylko, oprócz własnego wrażenia, sięga po opinię trenera, który spędził z kandydatem kilka dni na intensywnym szkoleniu. W takich wypadkach porządny trener skontaktuje się z Tobą i po uzyskaniu Twojej zgody może udzielić tych dodatkowych informacji. Jeśli do tego rekrutujący sam był przez tego trenera szkolony badź coachowany, to ta opinia może mieć (i często ma) istotne znaczenie.

Tak więc, jeśli jesteście na dobrym szkoleniu, to pomyślcie o tej dodatkowej ścieżce zrobienia sobie korzystnego PR. To nie kosztuje wiele, a czasami bardzo się opłaca!!

PS: To wszystko odnosi się oczywiście do naprawdą dobrych prowadzących, a nie wszelkiego rodzaju „cudotwórców”, wszystko jedno jak byliby utytułowani.

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozważania o szkoleniach

Grozi mi bezrobocie :-) ???

Mam właśnie przed sobą pismo marketingowe próbujące sprzedać jakieś „cudowne” jednodniowe szkolenie za jedyne 327 PLN/osobę :-)

Kilka cytatów:

„Tylko wyobraź sobie jak zaraz po treningu, ruszasz Do działania jako expert, znający sztuczki o jakich Istnieniu wie niewielka grupa ludzi w Polsce!”

„Poznasz tutaj kilka tajemnic handlowców z pierwszych stron gazet i zaczniesz zarabiać więcej bawiąc się przy tym wspaniale!”

trener to „xxxxxx uczeń geniuszy XXI wieku” (nazwisko wyiksowane przez mnie)

Oh, boy!!!!!! :-)

Napoleon powiedział kiedyś „od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok”. Jak ktoś był na paru szkoleniach NLP i napompował się trochę ( w tym przypadku „trochę” jest eufemizmem) to jest jego sprawa i całkowicie OK. Jeśli jednak usiłuje zarabiać na tym opowiadając takie teksty i mamiąc przy tym ludzi, którzy nie maja zbyt dużo pieniędzy (bo dobrze zarabiający „wyjadacze” na takie coś sie nie nabiorą) to budzi to we mnie wewnętrzny sprzeciw. Zastanawiam się teraz co ja osobiście mogę jeszcze zrobić, aby w tym kraju było wiecej światłych, a mniej naiwnych ludzi.

Co o tym sądzicie?

Komentarze (13) →
Alex W. Barszczewski, 2006-03-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 2«12
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025