Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Refleksje o poprzednim poście

Po bardzo rozbudowanej dyskusji pod moim ostatnim postem mam parę przemyśleń, którymi chętnie się z Wami podzielę.
Tamten tekst w założeniu pomyślany był jako szczere i bezpośrednie przesłanie od mężczyzny do mężczyzn. W nim w miarę prosto starałem się po pierwsze przedstawić bardzo istotny problem, z którego my faceci często nie zdajemy sobie sprawy, a którego istnienie znacząco zubaża nasze życie, a po drugie pokazać skuteczny sposób jego rozwiązania.
Ten problem ma dwa duże progi, które trzeba przeskoczyć aby sobie z nim poradzić.
Po pierwsze trzeba sobie go w ogóle uświadomić i tutaj mamy dość spory kłopot. Jak uświadomić sobie brak czegoś, czego istnienia często nie podejrzewamy, a jego przejawy u innych ludzi po prostu deprecjonujemy?
Jako ciekawostkę powiem Wam, że ktoś wrzucił ten post na Wykop (dziękuję :-)), gdzie internauci mogli głosować czy uważali dany tekst za ważny lub nie.
W statystykach serwera widzę, że prawie 500 osób z tamtego serwisu odwiedziło naszą dyskusję. Z tego 5 (pięć) osób uznało post za wartościowy, co daje dumny 1% :-)
Nie mam dokładnych danych demograficznych Wykopu, ale jakoś od początku jego istnienia odnoszę wrażenie, że wśród użytkowników przeważają mężczyźni.
A to by jeszcze raz potwierdzało, że z tym zagadnieniem jest wśród nas facetów naprawdę kiepsko. Z mojego punktu widzenia ekstremalnym było kiedy jeden z czytelników Wykopu stwierdził, że tekst się nie nadaje, a inny skomentował (cytuję dosłownie):
„raczej baby mają emocjonalność rozjechaną niczym niespodziewane akcje w telenowelach, gdyby nie były napędzane zmianami biegunów swoich nastrojów świat byłby przej%$anie piękny „
Dla mnie jest to sygnał, że nieświadomość problemu jest naprawdę bardzo rozpowszechniona, a szkoda.
Ciekawą rzeczą był wspomniany kiedyś przeze mnie „drugi obieg blogu”, gdzie wiele osób nie udzielając się w komentarzach pisało, sms-owało lub dzwoniło do mnie aby podyskutować o tym zagadnieniu. Bardzo budujące były wiadomości, że niewiele ode mnie młodsi rodzice czytali ten post razem z dorastającymi dziećmi i dyskutowali go. Generalnie odzew na tym kanale był pozytywny, choć jedna osoba zaleciła mi udanie się do psychoanalityka (??) a inna anonimowo napisała (cytuję dosłownie):
„muszę sie przyznć , że jako kobieta czuję się jako wstretna ropucha, jestem tak intelektualnie maluczka, że nie wystarczy pocałunek specjalnego mężczyzny żebym poczuła się jak dowartościowana kobieta bo do tej pory czułam się kobietą w 100 % a teraz nie dorastam kostek prawdziwej księżniczki i nie zyczę sobie pocałunku prawdziwego mężczvzyzny, boję się jego rozczarowania bo po pocałunku zostanę tą wstretna ropuchą „
cokolwiek to ma oznaczać :-)
W dyskusji na blogu zaskoczyło mnie jak mało w sumie rozmawialiśmy tutaj na właściwy temat tego postu. Spodziewałem się wymiany doświadczeń, pytań i refleksji, głównie ze strony Panów, zamiast tego wiele było dyskusji na temat mojego podejścia do życia, kwestii małżeństwa czy posiadania dzieci. Niektórzy „analizowali mnie” czytając pomiędzy linijkami, co mnie dziwi, bo na moim monitorze po ostatnim czyszczeniu widać tam tylko białe tło :-)
Co ciekawsze, te 5 Postulatów Alexa, o które najczęściej kruszyliśmy przysłowiowe kopie znajdowało się nie w głównej części postu, lecz w moich komentarzach zawierających odpowiedzi na potencjalne pytania Czytelników i przedstawiający mój osobisty punkt widzenia na kilka aspektów. Ten punkt można było przyjąć lub odrzucić bez specjalnej szkody dla zrozumienia podstawowego problemu poruszonego w poście co tylko niewielu z Was zrobiło. Może uświadomienie sobie tego faktu też będzie cenną nauką?
Drugim istotnym progiem do przeskoczenia jest fakt, że opisany w poście problem jest czysto praktycznej natury i konkretnie jest związany z naszymi doznaniami. To znaczy, że aby pokonać to upośledzenie emocjonalne musimy rozszerzyć nasze przeżywanie a nie  samą wiedzę o nim co byłoby bardzo proste. Inaczej będziemy mogli pewne rzeczy ładnie nazwać i być może będzie nam się wydawało, że już wiemy o co chodzi ciągle pozostając tymi kalekami o których mówiłem w poście. Skąd ja to wiem? Też próbowałem tej drogi :-) To trochę przypomina sytuację wielu absolwentów wyższej uczelni lądujących po studiach w porządnej firmie – niby wiedzą, a trzeba ich uczyć wszystkiego od początku.
Dlatego też nie bawiłem się w teoretyczne rozważania, nie poleciłem też żadnej literatury. Część z Was wie, że jestem dość oczytanym człowiekiem i jeśli coś takiego robię (a w tym wypadku nie robię :-)) do tego w poście, który nosiłem ze sobą miesiącami, to nie jest to ani przypadek, ani przeoczenie. Zawsze zachęcam do czytania, ale tutaj akurat żadna książka Wam nie pomoże!! Pomoże Wam tylko to, co opisałem w poście – głęboka relacja miłosna z „księżniczką”, którą będzie kobieta o wymienionych przez mnie cechach. To jest mocno powiedziane, ale jeśli mam się z Wami uczciwie dzielić moim doświadczeniem to innej drogi nie ma.
Wracając do edukacji emocjonalnej, ktoś co prawda mógłby jeszcze polemizować, że miłość do własnego dziecka też mogłaby być takim rozwijającym doświadczeniem. To prawda, niemniej brakowałoby wtedy zarówno tego elementu partnerskiego jak i seksualnego, a to jest wtedy całkiem inna sprawa.
Na zakończenie życzę wszystkim Czytelnikom postępów w zgłębianiu tego fascynującego świata uczuć, a Czytelniczki proszę, abyście przynajmniej w poważniejszych relacjach były wobec nas bardziej wymagające w tym względzie. To może stworzyć pozytywną presję do zmian z których skorzystamy wszyscy.
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (97) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2

Pamiętacie post „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.1” napisany ponad rok temu?
Wtedy w oparciu o bajkę o śpiącej królewnie postawiłem tezę, że większość kobiet potrzebuje „pocałunku” tego specjalnego mężczyzny, aby obudzić w sobie pełną kobiecość. Jeśli nie zapoznaliście się z nim, to polecam uważną lekturę zarówno głównego tekstu, jak i całej obszernej dyskusji pod nim.

Dziś zajmiemy się druga stroną medalu, a mianowicie mężczyznami.
Na pewno słyszeliście lub czytaliście bajkę o księciu zamienionym w żabę. Jedyną szansą tej nieszczęsnej istoty było spotkanie prawdziwej księżniczki, która pocałunkiem ponownie przemieni ropuchę w księcia.
Co to ma wspólnego z rzeczywistością?
Niestety bardzo wiele, ale do dalszego czytania zapraszam tylko tych Czytelników, którzy nie boją się być skonfrontowani z nieprzyjemnymi faktami. Panie mogą sobie oczywiście poczytać do woli, bo tym razem to nie o Was :-)
Większość z nas, facetów przychodzi na świat wyposażona w zalążki wszystkiego tego, co jest niezbędne, aby prowadzić spełnione i wszechstronne życie jako pełnowartościowa istota ludzka.  Niestety wkrótce po tym, poprzez wbijanie wzorców zachowań  i oczekiwań społecznych amputuje się nam bardzo wiele rzeczy potrzebnych w tej emocjonalnej stronie naszej egzystencji.
W rezultacie, po tym procesie „wychowawczym” większość mężczyzn staje się prawdziwymi kalekami w następujących dziedzinach:

  1. Skala emocji i subtelności ich odczuwania. Tutaj bardzo często stajemy się niezwykle „uproszczeni” i w kwestiach emocjonalnych zamiast odczuwać świat jak ta wielobarwna kolorowa fotografia:
    Mozliwy świat uczuć
    odbieramy tylko niewiele odcieni szarości:

    Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo zubaża to nasze własne życie i to niezależnie od tego, ile kasy, samochodów, mebli i innego śmiecia mamy do dyspozycji.
  2. Umiejętność wyrażania różnych subtelności naszych emocji i rozumienia przekazów dotyczących emocji innych. To już jest prawdziwa katastrofa!!! W tym zakresie umiejętności większość z nas Panowie jest na poziomie obcokrajowca z innej kultury, zaczynającego uczyć się języka polskiego!!  W naszym obrazkowym przykładzie wyglądałoby to tak:

    To, że mam znacznie więcej przyjaciół kobiet, wynika właśnie z tego, że z bardzo wieloma nawet ciekawymi i sympatycznymi mężczyznami na pewne tematy nie bardzo da się porozmawiać!! To tak, jakby rozmawiać o muzyce z kimś, kto nigdy w życiu nie słyszał, a do tego ma braki w słownictwie!!

Najgorsze jest to, że będąc takim facetem przeważnie nie zdajemy sobie do końca sprawy z naszego  emocjonalnego upośledzenia i zgodnie z oczekiwaniami społecznymi uganiamy się za różnymi trofeami, zamiast zacząć od tego, co jest naprawdę ważne.
Jaki jest ratunek w tej pożałowania godnej sytuacji?
Tutaj, tak jak mówi bajka, potrzebna jest prawdziwa księżniczka, która weźmie na siebie trud pocałowania tej żaby, którą jesteśmy.
I podobnie jak w bajce o śpiącej królewnie, nie chodzi tutaj o byle jaką kobietę, która tylko na przykład:

  • będzie do Twojej dyspozycji jako obiekt seksualny
  • będzie Ci prała rzeczy, gotowała i sprzątała mieszkanie
  • będzie Cię potrzebowała jako dostawcy pieniędzy, prestiżu, spermy do spłodzenia dzieci czy różnych błyskotek do obwieszania się

Tutaj potrzebujesz prawdziwej księżniczki, czyli kobiety która:

  • będzie miała wielkie serce
  • tym sercem będzie prawdziwie Cię kochać i to mimo Twojego kalectwa emocjonalnego
  • okaże Ci się w całej swojej wrażliwości, nawet jeśli od czasu do czasu zranisz ją poprzez swoją  emocjonalną niezręczność
  • będzie kobietą, która w miarę dobrze czuje się w swoim ciele i duszy
  • i w końcu będzie kobietą, którą Ty też obdarzysz mocnym uczuciem, które w Twojej (ograniczonej) skali doznań nazwiesz miłością

Oczywiście „pocałunek” takiej księżniczki to nie jest chwila, lecz w zależności od ciężkości „przypadku” wymagać może nawet kilku lat, aby rozwinąć swoje działanie! Poddaj się temu!!

Rezultat może w ogromnym stopniu zmienić Twoje życie na lepsze i katapultować Cię w zupełnie nowy, bogatszy świat. Nawet jeśli ta relacja z „księżniczką” się zakończy (co długoterminowo się zdarza), to nie tylko Ty osobiście będziesz przeżywał życie pełniej, ale też jako rzadkość wśród facetów staniesz się prawdziwą „purpurową krową”, bardzo atrakcyjną dla wielu interesujących kobiet.

Mogę sobie teraz wyobrazić, że Ci z Was, którzy doczytali do tego momentu  zadają sobie ważne pytania, na które warto od razu odpowiedzieć.

Pierwsze: „Alex, ty na tym blogu zalecasz, aby wejść w intensywną miłosną relację?? Przy Twoim umiłowaniu do wolności, które podkreślasz na każdym kroku?? Co z lejkiem??”

Odpowiedź jest prosta :-)
Nawet w relacji z tą księżniczką zalecam aby:

  • nie formalizować związku
  • nie budować wspólnego domu lub kupować mieszkania, zwłaszcza na kredyt
  • nie brać wspólnych kredytów w ogóle
  • nie pozwolić aby któryś z partnerów stał się finansowo zależny od drugiego
  • bardzo ostrożnie i sceptycznie podchodzić do kwestii płodzenia wspólnych dzieci

Jeżeli mówimy o miłości w znaczeniu, które mam na myśli, to zastosowanie tych 5 punktów nie będzie dla żadnego z partnerów specjalnym problemem.

Druga myśl, która zapewne powstała w głowach niektórych z Was, to: „Alex, wyrażasz się bardzo kategorycznie, wręcz deprecjonująco o wielu mężczyznach!! Co daje Ci prawo do takiego wypowiadania się?”

Koniecznie trzeba podkreślić, że nie jest moją intencją deprecjonowanie lub obrażanie kogokolwiek. Wiecie, że bardzo szanuję Was, moich Czytelników i właśnie dlatego dla tych, którzy mimo ostrzeżeń na początku zdecydowali się czytać dalej serwuję całą prawdę bez ogródek i upiększeń. Tylko spojrzenie prawdzie w oczy i zaakceptowanie faktu, że mamy problem, jest początkiem do znalezienia trwałego i kompleksowego rozwiązania, a tego Wam wszystkim życzę.
Aby odpowiedzieć na pytanie, co daje mi prawo do wypowiadania się w ten sposób, muszę odsłonić więcej z mojej osobistej historii niż lubię robić to publicznie, ale co tam!! Jak już tak piszę to jestem Wam to winien!
Do około 35 roku życia sam byłem modelowym przypadkiem takiego emocjonalnego kaleki, o którym piszę w tym poście. Byłem dość inteligentnym i pełnym energii człowiekiem, który jak samuraj szedł przez życie i mieczem tej inteligencji wyrąbywał sobie drogę mimo wielu przeciwności losu. Prawie cały czas miałem jakieś,  co prawda nawet długoterminowe, ale z dzisiejszego punktu widzenia jednak dość powierzchowne relacje z kobietami, z którymi miałem sporo dobrego seksu, trochę rozrywki tzw. „normalne życie” i niewiele poza tym.
Wtedy miałem szczęście poznać i pokochać kobietę o cechach jakie wymieniłem powyżej, której w kilkuletniej pracy nade mną towarzyszyła wtedy jej 10-letnia córka :-)
To był mój „pocałunek księżniczki”, który ogromnie rozszerzył moje postrzeganie, przeżywanie i komunikację.  Nawet jeżeli ostatecznie rozstaliśmy się (po przyjacielsku), nawet jeśli, jak kiedyś podliczyłem, bez tego związku i związanych z nim komplikacji, będąc w stanie skorzystać z różnych sposobności, miałbym około 10 razy więcej w kwestiach materialnych, to zdecydowanie warto było. Różnica „przed” i „po” jest ogromna i każdemu z Was życzę takiego skoku. To, co napisałem w żadnym wypadku nie oznacza, że jestem pod tym względem „gotowym” człowiekiem, który nie potrzebuje dalszej edukacji emocjonalnej, ale na szczęście działa zarówno Zasada Pareto, jak i niemieckie powiedzenie „Wśród ślepców jednooki jest królem” :-)

Trzecia myśl to zapewne: „Czy takie zajmowanie się kwestiami uczuć i emocji nie osłabi mojej męskości?”
Spokojnie!! Mówimy o dodawaniu nowych umiejętności, a nie o zastępowaniu czegokolwiek!
Ja sam jestem dość wrażliwym człowiekiem,  wzruszam się łatwo, ba nawet czasem łzy lecą mi na filmach. To nie zmniejsza ilości testosteronu krążącego w moim krwiobiegu! Nie przeszkadza mi to też  być np. lubieżnym samcem kiedy trzeba, albo bardzo agresywnym samcem kiedy widzę taką konieczność. Nie mówiąc już o mojej bardzo rozwiniętej terytorialności :-) Chodzi o to, aby jako mężczyzna móc operować pełna gamą możliwości, a nie tylko jej częścią.

Tyle tego zapewne dość kontrowersyjnego postu. Jak zwykle odzwierciedla on moje subiektywne doświadczenia i obserwacje, niemniej wierzę, że może on być użytecznym dla sporej grupy Czytelników. Osobiście uważam go za jeden z najważniejszych tekstów, które napisałem na tym blogu. Chcecie mi zrobić przysługę to zadbajcie proszę, aby jak najwięcej ludzi mogło się z nim zapoznać. Wszystkich Was, niezależnie od płci i poglądów, zapraszam tez do dyskusji w komentarzach.

Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (114) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Smutna historia z happy endem (?) (post gościnny)

Dzisiaj dla odmiany zapraszam do przeczytania i podyskutowania na temat historii jednego z naszych Czytelników, który w bardzo otwarty sposób ja opisuje.  W komentarzach do postu  „O czym tu pisać?” sugerowaliście między innymi, abym napisał o moich początkach. To były prehistoryczne dla większości z Was lata osiemdziesiąte, więc historia Rafała będzie zdecydowanie bardziej odpowiednia, choć to przygnębiające wrażenia zamknięcia w klatce okoliczności miałem dokładnie takie samo. Siedząc wtedy w zimnej piwnicy, bez pieniędzy i koncepcji jak tę nieustanna walkę o przetrwanie zmienić też byłem niezwykle zdołowany. Dziś pisze ten blog z zupełnie innej pozycji i mam silną nadzieję, że Rafał też dopisze nam nowe, bardziej pozytywne odcinki, czego mu serdecznie życzę. Umiejętność spojrzenia na własną sytuację i powiedzenia „tkwię w g…. i jestem za to odpowiedzialny”  jest podstawowym warunkiem takiej zmiany i jak widać poniżej Rafał też ma ten etap już za sobą. Zapraszam do lektury i dyskusji w komentarzach

__________________________________________

Na samym początku mojej drogi życiowej to i owo mi się udało. Skończyłem dobre studia, nieźle zarabiałem, a wszystko co robiłem było nowe i ciekawe. Myślałem, że będzie tak już zawsze. Że stale będę kroczył ścieżką chwały, od zwycięstwa do zwycięstwa. Że w dobrym zdrowiu dożyję późnej starości. Że w pracy będę robił tylko to, co lubię i jeszcze dostawał za to przyzwoite pieniądze. Że będę miał śliczną żonę i mądre dzieci. Że wszystko jakoś mi się ułoży.
Niestety. Nic się samo JAKOŚ nie ułoży. O wszystko trzeba ciągle zabiegać. O swoje życie i szczęście trzeba bezustannie walczyć.
Łatwo jest to robić, kiedy jesteś na właściwej drodze i masz spore zapasy, pozwalające Ci przetrwać zły okres. Wtedy od czasu do czasu wystarczy jedynie drobna korekta kursu.
Zdecydowanie gorzej mają Ci, którzy mocno zboczyli ze swej drogi. Którzy pozwolili, by sprawy potoczyły się bez ich nadzoru. Którzy zdryfowali gdzieś już tak serdecznie, że ugrzęźli na mieliźnie. Bez pieniędzy, bez perspektyw i bez pomysłu, co robić dalej.
I właśnie taką historię chcę wam dzisiaj opowiedzieć.
Historię mojego własnego dryfu i mozolnego powrotu na właściwy kurs. Opowiem wam o swoim upadku. O błędach i zaniedbaniach, które popełniłem. A każde z nich zilustruję linkiem do odpowiedniego postu z tego blogu.
Może dzięki temu poczujecie, że za każdą dobrą radą umieszczoną tu przez Alexa stoją lata doświadczeń, a za każdą przestrogą – czyjeś zmarnowane życie.

——————–

O takich jak ja, mówiło się: „zdolny, ale leniwy”. Byłem na tyle bystry, by uczyć się bez wysiłku. Nie na tyle jednak bystry, żeby zrozumieć, że samo zaliczanie kolejnych przedmiotów nie ma nic wspólnego z przygotowaniem do prawdziwego życia.
Żałuję, że w szkole czy na studiach nie musiałem, tak jak niektórzy, ciężko pracować, aby coś osiągnąć. Może dzięki temu nauczyłbym się, że sukces wymaga wytrwałości i determinacji. A tak, bez tej wiedzy, wychowany pod kloszem, bez bagażu doświadczeń ruszyłem beztrosko w życie paradnym krokiem idioty:
http://alexba.eu/2006-08-14/rozwoj-kariera-praca/pokaz-mi-twoje-blizny/
Najpierw miałem jedną pracę, potem drugą i trzecią. Za każdym razem lepszą i lepiej płatną. W końcu zacząłem realizować swoje marzenie – razem z grupą przyjaciół założyłem własną firmę.
Teraz, z perspektywy lat, widzę jak wiele kardynalnych błędów popełniłem. Jak swoje życzenia brałem za rzeczywistość. W jak wielu sprawach byłem naiwny aż do bólu. Teraz widzę, że w zasadzie od samego początku byłem skazany na klęskę. Kryzys roku 2000 jedynie przyśpieszył to, co i tak było nieuniknione. Splajtowałem:
http://alexba.eu/2007-07-30/rozwoj-kariera-praca/przetestuj-marzenia/
Był to wtedy dla mnie ogromny wstrząs. Wszystko zawaliło mi się jak domek z kart. I o ile finansowo dość szybko stanąłem znowu na nogi, to mentalnie podnosiłem się z tego upadku przez całe lata. Oto skutek braku wcześniejszych porażek, które by mnie zahartowały.
Po tej historii, przyjaciele rozjechali się gdzieś po świecie, poszli w dal własnymi drogami. A mnie na długo odechciało się własnego biznesu. Nie chciałem już ponosić ryzyka. Postanowiłem zostać pracownikiem etatowym. Mieć swój bezpieczny stołek w korporacji:
http://alexba.eu/2006-05-12/rozwoj-kariera-praca/stabilizacja-w-twoim-zyciu-szczescie-czy-pulapka/
Tak zaczął się mój upadek. Stabilizacja bowiem okazała się ponurą stagnacją, choć początkowo nic tego nie zapowiadało.
Nie stało się to bynajmniej z dnia na dzień. Proces trwał ładnych parę lat. W międzyczasie przeprowadziłem się do Warszawy, pojawiło się najpierw jedno dziecko, potem drugie. A ja straciłem gdzieś z oczu swój cel. Niby jeszcze płynąłem, ale już nie wiedziałem w jakim kierunku. Wypełniałem po prostu polecenia przełożonych. I dryfowałem. Ważne było dla mnie tylko chwilowe poczucie korporacyjnego bezpieczeństwa, wygoda i prestiż. Liczyła się jedynie chwila obecna. Zamiast podnosić swoją wartość rynkową, starałem się tylko być lepszy w tym, co robię:
http://alexba.eu/2006-03-20/rozwoj-kariera-praca/twoja-wartosc-rynkowa/
aż doszedłem do wyniku: 9 x 1 x 1. Klęska. Takie podejście oczywiście szybko się na mnie zemściło.
Muszę przyznać, że czuję się trochę jak żaba z tej historii o gorącej wodzie. Wiecie, tej opowieści, że jeśli wrzucić żabę do wrzątku, to natychmiast z niego wyskoczy. Ale jeśli włożyć ją do zimnej wody i powoli podgrzewać, to biedaczka nie zorientuje się w sytuacji i zagotuje na śmierć.
Pracodawca bowiem, ten nadzorca galerników, powoli podgrzewał wodę uzależniając od siebie coraz mocniej. Na przykład co chwilę spotykała mnie jakaś obniżka wynagrodzenia. Zawsze oczywiście sensownie umotywowana. A to, bo w tym roku były słabe wyniki. A to, bo mamy kryzys. A to, bo „redukujemy wszystkim pensje, aby utrzymać etaty”. Ciekawe tylko, że w ciągu dwóch lat z mojego jedenastoosobowego działu, pozostało raptem pięć osób?
W końcu, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dookoła dzieje, nie kontrolując swojego życia, zabrnąłem w tak ciasny lejek, że aż nie mogę już ruszać rękami:
http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/
Bez perspektyw, bez szansy na awans, na podwyżkę, czy choćby zawodową satysfakcję, dałem z siebie zrobić patentowanego galernika:
http://alexba.eu/2007-12-10/rozwoj-kariera-praca/droga-zyciowa/
Żałuję, że wcześniej nie zareagowałem. Że jak ostatni idiota pozwoliłem się zagnać do narożnika. Że przejadłem posiadane oszczędności, ruchomości sprzedałem na Allegro, na koniec dorobiłem się pokaźnego debetu.
Pluję sobie w brodę, że nie zauważyłem, jak sympatyczni, pełni pomysłów i z poczuciem humoru ludzie jeden po drugim odchodzą z firmy. Najpierw sami, dobrowolnie, potem po prostu zwalniani. Zostali tylko przytakujący szefowi na każdym kroku desperaci z gigantycznymi kredytami i ja. Patentowany dureń. Dokładnie taki:
http://alexba.eu/2006-04-08/rozwoj-kariera-praca/twoja-firma-zombie/
Wciąż siebie zapytuję: jak mogłem do tego dopuścić? Jak mogłem tak się zmienić? Dlaczego z obiecującego, dynamicznego i pełnego pomysłów faceta przerobiłem się na złośliwą, żałosną i pełną pretensji do świata, starą babę? Chcecie odpowiedzi? Znajdziecie ją tutaj:
http://alexba.eu/2008-04-25/rozwoj-kariera-praca/rezonans-limbiczny/
Jestem żywym przykładem człowieka, który niezauważalnie, dzień po dniu roztrwonił posiadane talenty. A wszystko przez własną krótkowzroczność i lenistwo.
Na koniec czułem się zmęczony, potwornie zmęczony i wypalony zawodowo wykonując przez lata tą samą pracę, jak człowiek przy taśmie. A z drugiej strony, każdego dnia drżałem z obawy, że w kadrach może już czeka na mnie wypowiedzenie. Nie miałem bowiem dokąd pójść. Czułem się dokładnie tak, jak ci zwalniani z pracy goście, z filmu „W chmurach”:
http://alexba.eu/2010-03-01/tematy-rozne/w-chmurach-lekcja-1/
Byłem zmęczony. Śmiertelnie zmęczony taką huśtawką nastrojów, takim życiem bez perspektyw. Miałem wrażenie, że każdy oprócz mnie, wie dokąd zmierza. A ja?
Kiedy w końcu zdałem sobie sprawę, że utknąłem na amen, zrozumiałem, że muszę się jakoś wyrwać, że muszę zacząć robić coś innego. Zdesperowany wpisałem więc w google: „Co zrobić, jak się nie wie, co chce się robić w życiu?” Idiotyczne, prawda? Do jakiej pustki umysłowej potrafi doprowadzić człowieka ogłupiająca praca! Ale o dziwo znalazłem odpowiedź:
http://alexba.eu/2007-01-18/rozwoj-kariera-praca/co-zrobic-kiedy-sie-nie-wie-co-chce-sie-robic-w-zyciu/
Zacząłem więc czytać. A im więcej czytałem, tym szerzej otwierały mi się oczy. Przyznaję się bez bicia, że nie przebrnąłem jeszcze przez wszystkie posty. Przyswajam wiedzę powoli. I widzę, jak wiele jeszcze muszę w sobie zmienić. Najważniejsze jednak, że wreszcie wiem, co chcę robić w życiu i zacząłem już działać w tym kierunku :-)
Szkoda tylko, że tak późno. Żadna siła bowiem nie zwróci straconego czasu.

__________________________________________________

O mnie:

Mam 40 lat, żonę i dwójkę dzieci.
Zawodowo utknąłem w ślepym zaułku i chciałbym jak najszybciej zapomnieć o pracy, którą od sześciu lat wykonuję. Moim marzeniem jest zarabiać na życie pisaniem.
Rafał

Od Alexa: Personalia Rafała są mi oczywiście znane, niemniej ze względu na jego szczególną sytuację i popularność tego blogu postanowiliśmy aktualny post opublikować tylko pod jego imieniem. Jestem przekonany, że przy następnych odcinkach nie będzie już takiej konieczności :-)

Komentarze (73) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Póki żyjesz nie jest za późno

Od czasu do czasu słyszę od osób w różnym wieku, że jest już dla nich za późno aby zacząć życie według ich wyobrażeń i pragnień. To bardzo smutne stwierdzenie, zwłaszcza jak słyszy się je od ludzi w wieku poniżej trzydziestki i już dawno chciałam napisać post na ten temat. Problemem było znalezienie odpowiednich przykładów. Mam co prawda kilka takich z własnego życia, ale jakoś nie bardzo chciałem je przytaczać. Całe szczęście kilka tygodni temu, oglądając w Berlinie audycję w publicznej telewizji (która w przeciwieństwie do jej polskiej karykatury miewa sporo wartościowych programów i dyskusji) natknąłem się na tak ekstremalny przykład słuszności zasady przytoczonej w tytule, że wszystkie moje „wymiękają” :-) W międzyczasie, przeczytałem też książkę w której ta pani bardzo otwarcie opisała całą historię i zacznę od kilku faktów, które uzmysłowią Wam jak wielkie były przeszkody, zarówno te „obiektywne”, jak i te czysto psychologicznej natury, które przed nią stały.

  • Elfriede Vavrik jest ponad 80 letnia Austriaczką mieszkająca pod Wiedniem. Jeżeli potrzebujecie wsparcia dla wyobraźni co to oznacza, to przyjrzyjcie się komuś znajomemu w tym wieku
  • Odebrała bardzo konserwatywne katolickie wychowanie, gdzie seks był absolutnym tabu
  • W młodości była chudą kobietą, która uważała się za nieatrakcyjną
  • Miała dwóch mężów, pierwszy uprawiał seks w myśl zasady wejść-dojść-wyjść, drugi był niedomytym alkoholikiem, który ja praktycznie po pijanemu gwałcił
  • Po drugim rozwodzie w wieku 40 lat, mając w międzyczasie 3 synów na utrzymaniu postanowiła zakończyć historie z mężczyznami i skoncentrować się wyłącznie na prowadzeniu jej małego sklepu papierniczo-księgarskiego i wychowaniu dzieci. To absorbowało ja tak bardzo, że do przejścia na emeryturę w wieku ponad 78 lat nie miała ani czasu ani ochoty na jakiekolwiek bliższe kontakty z mężczyznami
  • Po przejściu na emeryturę zaczęła mieć poważne kłopoty z bezsennością. Jak miała ponad 79 lat poszła z tym do lekarza, aby przepisał jej silne środki uspokajające i nasenne. Lekarz, zamiast spławić ja receptą, po zanalizowaniu sprawy bardzo taktownie powiedział, że leki nasenne mają silne skutki uboczne i może lepiej poczekać z ich stosowaniem, a zamiast tego poszukać sobie mężczyzny :-) Na to Elfriede stwierdziła, że ma 79 lat, a do tego od 40 lat nie współżyła, więc jak on sobie to wyobraża. Lekarz na to, że są mężczyźni preferujący starsze panie i jeśli takiego znajdzie, to rozwiązałoby to jej problem.

Teraz zatrzymajmy się chwilę i przeczytajmy powyższe punkty i spróbujmy wczuć się w to, co działo się w jej głowie. Możecie sobie wyobrazić ogrom niepewności i „logicznych” argumentów przemawiających przeciwko idei jej doktora? Wielkie tabu istniejące zarówno w jej głowie jak i w społeczeństwie (seks jest dla młodych i pięknych) z którym też trzeba było dać sobie radę?

Co z tego wynikło?
Znającym język Goethe’go polecam lekturę jej książki „Nacktbadestrand” (Plaża nudystów), gdzie ta kobieta opisuje swoje perypetie tak otwarcie i bezpośrednio, a jednocześnie bardzo ładnym, pozbawionym wulgarności niemieckim, że gdybym nie widział jej w telewizji, to nie uwierzyłbym że pisała to prawie 81 letnia kobieta.
Dla innych duży skrót poniżej (bez pikantnych szczegółów :-))

  • W Austrii jest taki magazyn bezpłatnych ogłoszeń i tam na początku Elfriede zamieściła ogłoszenie „Dama w wieku 69 lat szuka młodszego mężczyzny do seksu bez zobowiązań”. Pani, przyjmująca ogłoszenie przez telefon poradziła jej aby „odmłodzić się” o 10 lat i to był ostatni raz, kiedy nasza bohaterka to zrobiła.
  • Bardzo wiele odpowiedzi było wulgarnych, prostackich lub pełnych oburzenia, ale… kilka było akceptowalnych. Jeden z nich okazał się sympatycznym przedsiębiorcą, mającym firmę, dom, żonę i dzieci, z nim w końcu poszła do łóżka. Podczas tego seksu miała swój pierwszy w życiu orgazm (79 lat!!!)
  • Nie chciała się uzależniać od jednego mężczyzny, więc kontynuowała poszukiwania i „testowanie”. Jej celem było znalezienie kilku facetów którzy: byli dla niej dobrzy w łóżku, można było z nimi ciekawie porozmawiać i…. musieli mieć stałe partnerki, bo Elfriede nie chciała mieć nikogo permanentnie na głowie :-)
  • W wieku lat 80 miała swój pierwszy seks analny
  • Jedna z poznanych osób, ze względu na jej skłonności SM została zdyskwalifikowana jako partner do seksu, ale została partnerem do rozmów i to właśnie ten mężczyzna powiedział jej o internecie i możliwości ogłaszania się tam :-)  W rezultacie to on umieszczał dla niej anonse i dokonywał pierwszej selekcji kandydatów. W sumie zgłosiło się ponad 100 osób, kilkadziesiąt z nich zasługiwało na bliższe „przyjrzenie sie” :-)
  • Rezultat końcowy to wyłonienie, jak pisze Elfriede jej „czterech Muszkieterów”, którzy zostali jej stałymi partnerami i zakończenie okresu poszukiwań. Jako ciekawostka byli oni w wieku 22 (!!) do 44 lat, każdy miał żonę lub przyjaciółkę, każdy wiedział, że nie jest jedynym (ale nie znali się wzajemnie). Ci Muszkieterowie w pełni zaspokajali jej potrzeby zarówno seksualne i towarzyskie, co najwyraźniej dobrze jej zrobiło i robi :-)
  • W wieku ponad 80 lat Elfriede napisała książkę, z której czerpałem większość podanych informacji, egzemplarz który mam to jest już 8 wydanie :-) wystapiła tez w kilku dyskusjach telewizyjnych, na przykład możecie ją zobaczyć i usłyszeć tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=cAogJuD54XI
    Jeśli znacie niemiecki warto posłuchać wszystkiego :-)

Po co przytaczam te historię?
Nie chodzi mi o pochwałę gerontofilli czy też określonych gustów ludzkich. Nie chodzi mi o ocenę moralną (wszyscy zainteresowani to dobrowolnie działający dorośli i nikomu z nich nie dzieje sie krzywda) Chodzi o to, aby zobaczyć jak człowiek z poważnym, leżącym w bardzo delikatnej materii  problemem, nie mający według „zdrowego społecznego rozsądku” żadnych szans na jego rozwiązanie poradził sobie ku zadowoleniu swoim, jak i wszystkich bezpośrednio zainteresowanych. O zastanowienie się, jak w porównaniu do Elfriedy wygląda stopień trudności naszych problemów i o przemyślenie, że może zbyt szybko, zbyt łatwo godzimy się z przysłowiowym losem, zamiast używając tego, co mamy do dyspozycji łapać przysłowiowego byka za rogi.

Dziś mam do Was dość wyjątkową prośbę. Zanim opisałem te historię opowiedziałem ją wielu osobom w różnym wieku i różnej sytuacji życiowej. Sporo z nich podziękowało mi za inspirację, parę poprosiło nawet o przetłumaczenie tej książki obiecując zajęcie się jej wydaniem. Na to, zajęty moim życiem i własną książką nie mam czasu, dlatego napisałem ten post. Proszę rozpropagujcie jego istnienie, może dla kogoś, kto widzi przed sobą tylko ścianę będzie to impuls do działania, problem w tym, że musi na ten impuls się natknąć. Pomóżcie mu w tym!

Oczywiście jak zwykle bardzo chętnie podyskutuję też z Wami w komentarzach, choć dziś dopiero wieczorem będę miał na to czas

Komentarze (113) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jakie programy Tobą sterują

Kiedy byłem w krakowskiej „Bagateli” na granej od 1994 roku sztuce „Mayday” (nawiasem mówiąc polecam, doskonała zabawa przez 2 godziny) uświadomiłem sobie następującą sprawę: Po 6 latach grana tej farsy i około 1000 przedstawieniach każdy z aktorów nie tylko perfekcyjnie zna wszystkie swoje kwestie, ale też doskonale pamięta co mówią i robią koleżanki i koledzy grający pozostałe role. Oznacza to, że teoretycznie każdy z nich mógłby zagrać dowolną postać z tej sztuki. Oczywiście ewentualnie nie pasowałaby płeć czy wiek, ale przynajmniej wypowiedzi i zachowania każdej z nich są po 6 latach na scenie dobrze opanowane przez wszystkich  uczestników spektaklu.
Co z tego wynika dla nas?
Uświadommy sobie, że przez kilkanaście pierwszych lat naszego życia  staliśmy aktywnie na deskach sztuki pod tytułem „Moja Rodzina”. Tam zazwyczaj większość wzajemnych interakcji przebiegała według powtarzających się wzorców i tam nauczyliśmy się własnej „roli”, którą często nieświadomie próbujemy dalej „grać” w dorosłym życiu. Ta rola nierzadko staje się swoistym „więzieniem”, które skutecznie ogranicza nasze możliwości życiowe. Już choćby dlatego warto na spokojnie przyjrzeć się tej sprawie z zewnątrz i zastanowić, na ile takie zachowania przejęte z dzieciństwa są kulą u nogi w dniu dzisiejszym.
To jeszcze nie wszystko, bo w tej sztuce opanowaliśmy też istotne elementy wszystkich pozostałych „postaci” odgrywanych przez rodziców, rodzeństwo itp. Czasem zdarza się, że w życiu nie możemy „grać” naszej zwykłej roli i wtedy wskakujemy w inną rolę, którą dobrze znamy ze sztuki „Moja Rodzina”. Typowy przypadek to dziecko pary, z której jedna strona była agresywna i dominująca, a druga funkcjonowała z pozycji płaczliwej ofiary. Taka kombinacja zdaje się być dość często spotykana w Polsce, bo bycie ofiarą było wbudowane w mentalność wielu ludzi z mojego, a szczególnie jeszcze wcześniejszego pokolenia, to jest rodziców i dziadków większości z Was.
Często takie dziecko „wychowuje się” na rezolutnego, proaktywnego człowieka i wszystko jest w porządku, dopóki nie pojawiają się trudności uniemożliwiające funkcjonowanie według własnej „roli”. Wtedy nagle pojawiają się zdumiewające zmiany zachowań, tak jakbyśmy nagle mieli do czynienia z zupełnie innym człowiekiem! Najczęściej jest to wskoczenie w „rolę” któregoś z rodziców, choć zdarzyło mi się kiedyś mieć do czynienia z osobą, która w krótkich odstępach czasu naprzemiennie przeskakiwała pomiędzy rolami ofiara-agresor i to w stosunku do Bogu ducha winnych osób. Jak negatywny był wpływ takiego zachowania na długoterminowe  relacje z innymi, życzliwymi ludźmi nie muszę chyba pisać.
Takich przykładów odgrywania nie swoich ról można by mnożyć, ale nie chcemy tutaj pisać książki na ten temat, dlatego na razie ograniczę się do kilku zaleceń dla każdego z Was (sam je stosuję):

  • zastanów się, jakiej roli nauczyłeś się jako dziecko we własnej rodzinie i które jej elementy mogą być przydatne do osiągania Twoich aktualnych celów życiowych, a które szkodliwe i kontraproduktywne. Co możesz zrobić aby optymalnie wykorzystać te pierwsze i usunąć względnie skompensować te drugie
  • przyjrzyj się jakich innych „ról” mogłeś nieświadomie nauczyć się od innych osób, z którymi dużo przebywałeś w dzieciństwie.  Nie zakładaj optymistycznie, że roli jakiejś niesympatycznej dla Ciebie osoby na pewno się nie nauczyłeś. Przebywałeś z nią i wchodziłeś w interakcje – prawie na pewno masz ten program w sobie!
    Zastanówmy się w jakich okolicznościach możesz w te role nieświadomie „wskakiwać” i jakie to ma konsekwencje dla osiągania tego, co dla Ciebie jest ważne w życiu. Wskakiwanie nie musi być krótkoterminowe, może to być przyjęcie „roli zastępczej” w długoterminowej relacji
  • jeżeli planujesz długoterminowy związek według modelu drugiego opisanego w poście „O rodzajach relacji damsko-męskich” to w miarę możliwości przyjrzyj się jak te powyższe dwa punkty wyglądają u potencjalnego partnera/partnerki. To jest bardzo poważne zalecenie, które może uchronić Cię od wielu problemów i bolesnych sytuacji w przyszłości

Zdaje sobie sprawę, że dziś poruszyłem dość trudny temat, wymagający od Czytelnika sporej świadomości samego siebie i pewnego minimum umiejętności spojrzenia na siebie z zewnątrz. Mnie to bardzo pomogło, kiedyś też opowiedziałem to Czytelnikom na Power Walk. Dla niektórych z nich okazało się to tak przydatne, że postanowiłem napisać o tym tutaj.

Jeżeli macie jakiekolwiek pytania lub po prostu chcecie podyskutować, to zapraszam do komentarzy

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wyjatkowy Gypsy Time :-)

Witajcie drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy!!

Tym razem zostawiłem Was przez wyjątkowo długi okres czasu, tak długi że różnymi kanałami zacząłem otrzymywać zapytania, czy wszystko u mnie w porządku.

Dziękuję Wam wszystkim za tę troskę, to bardzo miło wiedzieć, że tak dużej grupie ludzi nie jest obojętne co się ze mną stanie :-)

Obiecuje, że może za wyjątkiem jednej wyprawy w lutym 2011 nie pozostawię Was tak długo w niepewności.

Jeśli ktoś, kto jest przy życiu tak długo się nie odzywa, to zasadniczo są dwie możliwości:

  • powodzi mu się bardzo źle i nie chce tym obciążać innych
  • powodzi mu się tak dobrze, że nie ma czasu i/lub energii aby dzielić się tym ze światem :-)

Całe szczęście, że w moim przypadku zdecydowanie chodziło o tę drugą ewentualność (tak naprawdę to powinienem pisać w czasie teraźniejszym bo ten stan trwa nadal :-))

Oczywiście w międzyczasie miałem też kilka ambitnych i wymagających projektów w nowymi klientami, w tym jednym zagranicznym. To co potem wygląda jak przysłowiowa bułka z masłem, wymagało dużej koncentracji na tym, co się robi zarówno w fazie przygotowań, jak i samego przeprowadzenia. Tym bardziej, że chodziło przy tym tez o sprawy, na rozwiązywanie których nie ma instrukcji :-) Tak mi zleciało kilka tygodni, ale najciekawsze jest to, co robiłem w międzyczasie i potem.

W którymś momencie powiedziałem sobie: „Rozwiązujesz czasem bardzo skomplikowane zagadnienia u swoich klientów korzystając ze swojego rozumu i dostępnych, często ograniczonych zasobów. Co by było, gdybyś konsekwentnie zastosował ten sposób myślenia i działania dla dalszego polepszenia jakości Twojego życia?”

Od słowa do czynu :-) Zacząłem od analizy zasobów, która miedzy innymi wykazała następujące:

  • generalnie, według mojego stanu wiedzy, jestem w dość dobrym zdrowiu :-)
  • nie mam żadnych długów do spłacenia
  • poza kilkoma bezproblemowymi dla mnie gentleman’s agreement nie mam znaczących zobowiązań jakiegokolwiek rodzaju
  • mogę skorzystać z dwóch „baz”, jednej w Berlinie a drugiej nad polskim morzem
  • nie muszę się troszczyć o zamówienia na drugą połowę roku, niektórzy klienci nawet zapłacili z góry aby mnie „zaklepać”
  • nie mam potrzeby lansowania sie lub błyszczenia posiadaniem rzeczy materialnych, co utrzymuje moje koszty na niskim poziomie
  • generalnie, jak już chcę, to potrafię dość dobrze używać mojego umysłu :-)
  • potrafię łatwo nawiązywać kontakty z bardzo różnymi ludźmi

Przegląd wykorzystania powyższych wykazał spore marnotrawstwo niektórych i niewystarczające użycie tych dwóch ostatnich :-) O tym pierwszym problemie napiszę wkrótce.

Dalej sprawa była już względnie prosta :-) Ci z Was, którzy pracują jako managerowie znają ten proces: mamy sytuacje obecną, określone zasoby, sytuacje pożądaną i tzw. „gap” (lukę miedzy tym co jest a tym co chcemy aby było) który chcemy domknąć.

Dobra strategia może być dość ogólna w kwestii celów, ale powinna bardzo klarownie definiować priorytety, które w moim przypadku brzmiały bardzo prosto:

  • interesujące i zróżnicowane przeżycia zarówno fizyczne jak i intelektualne
  • dobre zdrowie i kondycja fizyczna aby móc maksymalnie delektować się punktem pierwszym :-)
  • dobry i pozytywny stan ducha
  • unikanie „efektu tunelowego„

Te prościutkie założeniu umożliwiały łatwą ewaluacje każdej mozliwości, bo kto chciałby przy 30C bawić się w długie analizy? :-)

Jaki jest tymczasowy (bo Gypsy Time jest dopiero na półmetku) rezultat tych działań? Tutaj szczegółowa relacja kłóciłaby się z moją zasadą nieupubliczniania życia prywatnego, a w dodatku spowodowałaby konieczność uprzedniego sprawdzania pełnoletniości czytających :-)

Dlatego opiszmy to może porównując mnie do sytuacji  dziecka, które na wakacje zamieszkało w Disneylandzie z wolnym wstępem na wszystkie atrakcje :-)

Istotną różnicą w stosunku do tegoż dziecka jest fakt, że nie chodzi przy tym wyłącznie o tzw.” płytkie przyjemności”  które stosunkowo szybko mogą się znudzić, lecz też o takie, które dotykają nas głęboko w każdym aspekcie bycia człowiekiem, powodując w nas przy tym pozytywne zmiany .

Uważni Czytelnicy zauważą pewnie, że nie wykluczam tych  „płytkich”, bo przecież i z nich składa się nasze życie! A przecież chcemy żyć pełnia życia, nieprawdaż?

Ciekawym efektem ubocznym jest redukcja mojej w miarę stałej od kilku lat (nad)wagi o ponad 10 kg i to bez żadnych diet! Wystarczyło trochę rozsądku przy jedzeniu i urozmaicona (oraz zazwyczaj bardzo przyjemna)  aktywność fizyczna :-)

Jakie wady wykazało opisane powyżej podejście?

  • czasowo zaniedbałem ten blog i pisanie innych tekstów
  • sterta książek do przeczytania nie zaczęła maleć

Z tego wynikają następujące korekty na drugą połowę lata:

  • pewne wyrównanie proporcji między hedonistycznym a intelektualnym podejściem w wyborze aktywności danego dnia, bo chyba przesadziłem z tym pierwszym :-)
  • odrobina dyscypliny przejawiającej się w wyznaczeniu sobie codziennego pensum czasu przeznaczonego na czytanie i pisanie. Zobaczymy jak mi z tym pójdzie

Dziś właśnie jest pierwszy dzień tego skorygowanego podejścia, stąd mój tekst na blogu.

Nie było jego zamiarem „pochwalenie się” jak dobrze mi się teraz żyje. Bardziej zależy mi na tym, aby wielu z Was czytając ten post uświadomiło sobie że napisał go człowiek, który:

  • z Waszego punktu widzenia jest w dość zaawansowanym wieku, a więc pod wieloma względami możecie pobić go na głowę sprawnością i energią (to piszę serio!!)
  • żyje w Polsce
  • pracuje głównie w Polsce nie korzystając z żadnych „układów”, po prostu zarabia dostarczając klientom realna i znaczącą wartość dodaną
  • płaci w Polsce normalne podatki i ZUS bez nielegalnego kombinowania i przekrętów

Wniosek z tego taki, że jeżeli taki gość jak ja potrafi to zrobić, to Wy, najdalej w perspektywie kilku lat tym bardziej!! Trzeba tylko uświadomić sobie gdzie jesteśmy i co naprawdę jest dla nas ważne, a potem samodzielnie używać swojego mózgu ! I unikać niepotrzebnego rozpraszania zasobów!

Jeżeli ktoś ma podobne priorytety do moich, to wiele wskazówek znajdzie na blogu, zarówno we wpisach, które zamieściłem, jak i w tych, które planuję.

Wszystkim życzę realizacji waszego wymarzonego życia i zapraszam do wypowiedzi w komentarzach

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2010-07-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie sądź abyś nie był osądzonym !

Zdanie zawarte w tytule pochodzi z Biblii i jest to niezwykle cenna rada życiowa.

Odkąd zaprzestałem osądzania innych w bardzo wielkim stopniu poprawiła się nie tylko ilość i intensywność moich relacji z ludźmi, ale też jakość życia w ogóle.

Zazwyczaj nie zdajemy sobie z tego sprawy, niemniej od dzieciństwa byliśmy tresowani na zarówno bycie obiektem osądu otoczenia (jeden z elementów dyktatury pociotków o której piszę ostatnio), jak też na bycie bezlitosnym sędzią wobec innych. Szczególnie silne było to (i ciągle niestety jest) w szkole, gdzie nawet tak nieznaczące szczegóły jak marka, czy elementy ubioru powoduje wydawanie dość kategorycznych werdyktów na temat czyjejś „wartości”.

U wielu ludzi ta tresura działa w wieku dorosłym, co ma następujące negatywne konsekwencje:

  • niepotrzebnie osądzając innych na podstawie powierzchownych przesłanek rezygnujemy z wchodzenia w relacje z ciekawymi ludźmi, którzy mogliby znacznie wzbogacić nasze życie
  • osądzając innych psujemy sobie relacje z nimi
  • żyjąc w świecie, gdzie wszyscy nawzajem się oceniają zastanawiamy się zbyt często „co inni pomyślą”, stresując się niepotrzebnie, albo co gorsza nie podejmując różnych prób zmienienia naszego życia na lepsze

Długoterminowo prowadzi to do dość monotonnego życia w ciągłej niepewności i wśród ludzi podobnych do siebie, a nie jest to optymalne wykorzystanie możliwości dzisiejszego świata.

Przyznam Wam, że to uświadomiłem sobie zaledwie kilka lat temu, niemniej zmiana podejścia spowodowała radykalne i pozytywne zmiany w moim życiu. Zalecam każdemu przeanalizowanie własnego sposobu myślenia i sprawdzenie jak często występujemy mentalnie w roli sędziego ferującego nikomu niepotrzebne wyroki. Jeśli macie co do tego pytania i wątpliwości, to zapraszam do komentarzy.

A teraz, aby zilustrować zasadę, iż nikt nie jest doskonały opowiem Wam co wydarzyło mi się wczoraj w południe. Po bardzo interesującym śniadaniu w Radissonie wyprowadziłem samochód z garażu Złotych Tarasów i usiłowałem z ulicy Złotej wyjechać na Emilii Plater. Ze względu na decyzje pani Hanny G-W. aby w Warszawie śnieg leżał tak długo aż sam stopnieje, w jednym miejscu należało się przejechać pomiędzy zlodowaciałą białą ścianą, a samochodami zaparkowanymi po drugiej stronie. Na poniższym zdjęciu widać jak niewiele miejsca pozostało miedzy mną a zderzakiem zaparkowanego vana.  Przeciskając sie tam dość szerokim samochodem, zobaczyłem, że kawałeczek dalej jakiś pojazd zaparkował nie tylko na przejściu dla pieszych, ale tez wystając tak dalece, że minięcie się w najlepszym wypadku było możliwe  „na grubość lakieru”.  Wziąłem komórkę i zrobiłem poniższe zdjęcie do mojej prywatnej galerii bezmyślnych kierowców dziwiąc się jaki rodzaj ludzi coś takiego robi. Samochód zdawał się być opuszczonym, dopiero kiedy wyzwalałem migawkę nad dachem pojawiła się widoczna na zdjęciu osoba. Nawiązałem z nią kontakt wzrokowy i z dużą dezaprobatą pokręciłem głową……..

Dopiero kiedy z trudem przejechałem obok niego zobaczyłem, że pomagał on człowiekowi na wózku inwalidzkim wsiąść do taksówki, a ze względu na zwały śniegu zatrzymanie się w tym miejscu było jedyną możliwością aby to  zrobić!
Bummm!!!! Kolejna lekcja zaliczona Alex!!
Wnioski:

  • Generalnie stosuję w praktyce wszystko, o czym pisze na blogu. Powyższy przypadek pokazuje, że nie jestem w tym perfekcyjny. Całe szczęście, że jak kiedyś napisałem w poście „Nie musisz być doskonałym…”
  • Zdecydowanie należy zadbać o w miarę pełny obraz sytuacji, zanim zabierzemy się za ocenę czegokolwiek
  • Niepokojącym jest to, że widząc tak zaparkowany samochód automatycznie przyjąłem negatywne założenie ludzkiej bezmyślności, czego wcześniej nie robiłem. To jest bardzo niedobry syndrom, oznaczający, że po roku mieszkania w Warszawie i przeróżnych doświadczeń z tym związanych mój obraz świata przesunął się nieco w kierunku, który mi się nie podoba. Traktuję to jako ostrzeżenie i pomyśle jak ten wpływ skompensować. Zrobię też sobie solidny rachunek sumienia, w jakich innych zakresach „zainfekowałem się” negatywnym nastawieniem do „obcych” i tym podobnymi rzeczami, których wcale nie chcę w sobie nosić. Trzeba, podobnie do komputera,  zrobić sobie skan na wirusy, tym razem wirusy umysłu!

Co Wy na to?

Komentarze (79) →
Alex W. Barszczewski, 2010-02-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Dwa nastawienia do pracy

Kilka dni temu usłyszałem w TVN wypowiedź Henryki Bochniarz, która w dyskusji o „obijaniu” się w pracy oprócz kilku bardzo rozsądnych stwierdzeń powiedziała mniej więcej :

„ Jeżeli twoja praca nie sprawia ci satysfakcji to czasem trzeba tej satysfakcji poszukać gdzieś indziej”

Pozornie jest to sensowne zalecenie, choć rozumując w ten sposób można by powiedzieć „Jeżeli nie znajdujesz satysfakcji w aktualnym związku, to poszukaj sobie czegoś na boku” :-)

To jest typowy sposób myślenia wielu ludzi pokolenia Waszych rodziców i jak widać trzyma się on bardzo mocno.
Mimo iż osobiście tez jestem (wstyd czasem przyznać) z tego samego pokolenia, to bardziej odpowiada mi podejście, które może nieco nieparlamentarnym językiem wyraża w swoim wystąpieniu Gary Vaynerchuk :

„There is way to many people in this room right now that are doing stuff they hate. Please stop doing that!! There is no reason in 2008 to do shit you hate!!!„

Bardzo cennym dla Was będzie uczciwe zrobienie analizy własnego podejścia do kwestii zarabiania pieniędzy. Czy jest to bardziej podejście pokolenia rodziców „praca jest po to aby zarabiać pieniądze, a  radości i satysfakcji szukaj sobie w rodzinie, hobbies lub kieliszku„?

Czy może:  ” Bądź bardzo dobry w tym co uwielbiasz robić, a potem znajdź sposób na zarabianie przy pomocy tych umiejętności (oczywiście pamiętając o wszystkich 3 czynnikach)”

Ja od lat jestem praktykującym wyznawcą tego drugiego i czerpię z tego nie tylko wiele satysfakcji, rozwoju własnego i dobrej zabawy, lecz też całkiem przyzwoite dochody. Nie zawsze tak było, ale kluczowym momentem zmiany mojej drogi życiowej była właśnie świadoma analiza własnego podejścia, solidne wkurzenie się i zrobienie tego, co mogłem, aby istniejący stan zmienić.

Kto z Was jest chętny, aby pójść drogą podobną do mojej? Kto to już robi (na spotkaniu poznałem takich ludzi)? Jakie wyzwania mają ci z Was, którzy są gdzieś w połowie drogi?

Update: Ahajduk zamieścił w komentarzu poniżej bardzo dobry link, nad którym warto się zastanowić.

Komentarze (73) →
Alex W. Barszczewski, 2009-11-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super?

Wielu ludzi zadaje sobie powyższe pytanie w kontekście biznesowym rozważając, czy lepiej jest być jedynym właścicielem firmy, która „jakoś” trwa na rynku, czy też może po prostu udziałowcem w prężnym i odnoszącym sukcesy przedsięwzięciu. Obydwa podejścia mają wady i zalety, ale  jako że większość z nas nie stoi akurat przed taką decyzją zajmijmy się dziś podobnym pytaniem w odniesieniu do naszych relacji z innymi ludźmi. Tutaj mianowicie często w naszych wyobrażeniach pojawiają się sprzeczności, które w praktyce utrudniają nam osiągnięcie tego, na czym nam naprawdę zależy i z pewnością warto o tym podyskutować.

Jeżeli pominiemy  w naszych rozważaniach dość liczną grupę tych, którzy szukają osób słabszych,  często aby dowartościowywać się ich kosztem (nie róbcie tego!!) to słusznym będzie stwierdzenie, że wielu z nas pragnie mieć partnerów mocnych, pełnych energii, silnie stojących na nogach  i radzących sobie w życiu. W naszych wyobrażeniach mają to być ludzie o pewnej pozycji i osiągnięciach w życiu, niekoniecznie zresztą natury biznesowej.

Problem pojawia się wtedy, jeżeli tym wyobrażeniom towarzyszy życzenie, abyśmy dla tych partnerów byli głównym, a najlepiej jedynym punktem zainteresowania. Takie pragnienie często występuje podświadomie, co dodatkowo pogarsza sprawę, bo „coś nam przeszkadza”, ale nie zdajemy sobie dokładnie sprawy z tego co to jest.
Szkopuł w tym, że ci naprawdę bardzo ciekawi ludzie, zanim nas spotkali mieli już zapewne dość interesujące i wypełnione różnymi aktywnościami życie. To życie zresztą ukształtowało ich w taki właśnie sposób, że stali się dla nas atrakcyjni. Jak teraz możemy rozsądnie od nich oczekiwać, że  „wyamputują sobie” ze swojej rzeczywistości elementy naprawdę dla nich ważne tylko po to, aby wspólnie z nami jak najwięcej celebrować aktualny związek?
Przyznaję, takie akty „samookaleczenia” zdarzają się, sam wielokrotnie w stanie ciężkiego zakochania gotów byłem zrezygnować z wielu rzeczy (i co gorsza rezygnowałem!!!), ale długoterminowo nie jest to dobry pomysł. Normalnie taka osoba, zwłaszcza mając już pewne doświadczenie,  jest w pełni świadoma, że jej życie w nowym związku powinno pozostać co najmniej tak barwnym i różnorodnym jak dotychczas, a nowa relacja ma sens, jeśli będzie jego wzbogaceniem, a nie szeroko rozumianą kastracją. Mając do tego dość silną osobowość taki człowiek nie pozwoli sobie tak łatwo na ograniczanie swobody tego, czym się zajmuje i w jaki sposób spędza swój czas. Oczywiście jest on gotów spędzać jego cześć z nami, poświęcając nam wtedy 100% swojej uwagi (inaczej taka relacja nie miałaby dużego sensu), ale prawie na pewno nie będzie to 100% jego czasu w ogóle, czasem dostaniemy tylko kilka procent. To ostatnie naturalnie nie dotyczy różnych sytuacji awaryjnych, mówimy teraz o normalnym dniu codziennym.
W takiej sytuacji wiele osób mówi ” ja czegoś takiego nie chcę, poszukam sobie kogoś, dla kogo będę głównym elementem jego życia„. Mają do tego oczywiście pełne prawo, tylko warto zastanowić się nad konsekwencjami takiego podejścia. Jeżeli dla kogoś staję się sensem jego życia (ulubiony motyw wielu piosenek, filmów i książek), to chyba tego sensownego życia przede mną nie było tam za wiele. Czy na pewno chcemy bliskiej relacji z takim człowiekiem? Wbrew powszechnemu mniemaniu w wypadku ludzi dwie niekompletne połówki nie tworzą jednej całości, lecz w najlepszym przypadku Frankensteina :-) Lepiej pracować nad tym, aby samemu być mniej, czy bardziej harmonijną całością i potem poszukać takiegoż partnera, tylko że wtedy znowu musimy liczyć się z tym, że w żadnym wypadku nie będziemy go mieli „na własność”.
Jak widać z powyższego, mamy realistycznie rzecz biorąc trzy opcje:

  • gonić za karmioną przez media iluzją, że gdzieś znajdziemy bogatego (w szerokim tego słowa znaczeniu) człowieka, który od momentu ( poznania się, powiedzenia sobie „kocham”, ślubu – niepotrzebne skreślić) będzie „tylko dla nas”
  • postawić kryterium „tylko dla mnie” na wysokim miejscu, eliminując w ten sposób potencjalnie  najciekawszych kandydatów
  • zaakceptować fakt, że najatrakcyjniejszych ludzi będziemy w jakiś sposób zawsze dzielić z resztą świata i korzystać z wyjątkowych chwil i doświadczeń, które możemy z nimi przeżyć

Jak zwykle w życiu, każde z Was musi sam zdecydować, dobrze jest tylko zastanowić się nad opcjami, które mamy i konsekwencjami ich wyboru. Temat nie jest czarno-biały i dlatego serdecznie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Jeżeli chodzi o moje osobiste nastawienie do tematu, to dobrze oddaje je nieco zmodyfikowany (bo w tłumaczeniu był czasownik „używać”) cytat z książki Stendahl’a „O miłości”, którą przeczytałem wiele lat temu:

„Posiadać jest niczym, delektować się jest wszystkim„

Komentarze (237) →
Alex W. Barszczewski, 2009-07-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie bądź jak mały Kazio

Dzisiejszy post może być dla Was inspiracją do daleko idących zmian w Waszym życiu, choć wymagać będzie dużej szczerości i otwartości w stosunku do samego siebie. Proces ten jest niebezpieczny i proszę kontynuujcie  na własną odpowiedzialność.
Zacznijmy od małej metafory :-)

Był sobie mały Kazio, który przyszedł na świat w społeczności, gdzie ludzie odżywiali się wyłącznie chlebem. Jak tylko został odstawiony od piersi matki zaczął być karmiony takim samym pieczywem, jak wszyscy wokół niego. Nie znając innego pożywiania nasz Kazio, mimo że ta monotonna dieta „wychodziła mu uszami”, cierpliwie przeżuwał kawałki chleba , przy każdym posiłku każdego dnia mówiąc sobie „Takie jest życie i to trzeba jeść. W końcu wszyscy tak żyją”. Pewnego dnia spotkał on kobietę, która zrobiła mu kromkę chleba z czymś całkowicie nowym: masłem. Nasz Kazio był przeszczęśliwy, odebrał to jako wielki skok w jakości życia i czuł się prawie jakby złapał Pana Boga za nogi. I tak w tej swojej dumie nasz Kazio do dziś pałaszuje kromki chleba z masłem (i nic poza tym) odczuwając przy tym satysfakcję z przewagi nad resztą społeczności, która zadowala się samym pieczywem.

W tym swoim zadowoleniu nie ma on zielonego pojęcia o tym, że na świecie istnieje mnóstwo najprzeróżniejszych potraw, o różnych smakach, konsystencji i wartościach odżywczych. Kazio nie ma pojęcia o istnieniu różnych narodowych kuchni, w których praktycznie każdy może znaleźć sobie smaczne, urozmaicone i zdrowe pożywienie.

Tyle metafory. Warto teraz zastanowić się czy i w jakich obszarach jesteśmy tak ograniczeni i nieświadomi jak ten mały Kazio?

Proponuję, aby każdy na spokojnie zrobił sobie uczciwą analizę następujących dziedzin swojego życia:

  • praca zawodowa i generalnie sposób zdobywania środków na utrzymanie
  • doznania kulturalne i estetyczne
  • szeroko rozumiane relacje z innymi ludźmi
  • seks (bardzo ważna dziedzina, dlatego osobno wyszczególniona !!!)
  • generalny sposób spędzania czasu swojego życia
  • szanse i możliwości własnego rozwoju

W których z powyższych zakresów gdzieś głęboko odczuwamy, że to co przeżywamy dalekie jest od tego, co pragnęlibyśmy, nawet jeśli otoczenie poklepuje nas po barkach za osiągnięcie „kromki z masłem”?

Jeżeli zrobicie taką analizę z otwartymi oczami i bez uprzedzeń, to prawie na pewno znajdziecie rzeczy, które nie będą Wam się podobały i najgorszym, co możecie potem zrobić, to „pójść przed samym sobą w zaparte” zamykając oczy i mówiąc tak jak ten Kazio :”Wszyscy tak żyją, tak przecież musi być”, albo stwierdzając „żyję o chlebie i wodzie i jestem z tego dumny!”. Dla pocieszenia śpieszę donieść, że przy takich eksperymentach sam też dochodziłem wielokrotnie do wniosku, że z moim dotychczasowym postępowaniem musiałem chyba upaść na głowę a różne doradzające mi „autorytety” same nie miały wiele pojęcia :-) I to dotyczyło każdego z powyższych punktów!!

Tak więc zauważenie u siebie „syndromu małego Kazia”  samo w sobie nie jest niczym hańbiącym, błądzić jest przecież rzeczą ludzką i nie ma się czego wstydzić.
Trafna diagnoza może być początkiem ewentualnych działań naprawczych i lepiej zacząć z nimi jak najwcześniej. Po co z czystej nieświadomości i bezwładności żyć życiem, które w głębi ducha nas nie satysfakcjonuje? Wasze prawdziwe „ja” i tak prędzej, czy później upomni się o swoje, czekanie z tym do pięćdziesiątki, jak np. pewna znana postać polskiej polityki nie jest najlepszym rozwiązaniem. Z braku doświadczenia łatwo wtedy wziąć odrobinę masła na chlebie za nie wiadomo jak wspaniała potrawę, a to przygotowuje grunt pod następne rozczarowania  :-) Po co?
Zapraszam do bliższego przyjrzenia się tematowi i dyskusji w komentarzach

Komentarze (130) →
Alex W. Barszczewski, 2009-05-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 12«12345»10...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025