Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Nie sygnalizuj poddańczości

Czy wiecie jaki jest pierwszy sygnał, dzięki któremu dwa psy, które spotykają się na ulicy rozpoznają który z nich podporządkowuje się drugiemu?
Zazwyczaj jest to spuszczenie wzroku, ten z nich, który to robi przekazuje wiadomość. „jestem słabszy od ciebie, możesz śmiało traktować mnie z góry”. Ta informacja miałaby niewiele wspólnego z tematem tego blogu, gdyby nie fakt, że ……… z ludźmi jest podobnie :-)
Wstępny kontakt wzrokowy, przynajmniej u nas w Europie jest pierwszym kryterium do rozpoznania, który strona sama z siebie poczuwa się jako słabsza, bądź niepewna. Wielka szkoda że większość z nas została wytresowana w niemal automatycznym spuszczaniu wzroku kiedy spotykamy nieznajomych, co przyczynia się to tak rozpowszechnionego „sprzedawania się” poniżej własnej wartości. Widzę to nawet wśród ludzi, których szkolę (przynajmniej na samym początku pierwszego szkolenia ze mną :-)).
Dlatego zadanie dla wszystkich z Was:
Przez najbliższe dwa tygodnie spotykając się z innymi ludźmi róbcie co następuje

  • podchodząc do drugiego człowieka patrzcie mu prosto w oczy (najlepiej uśmiechając się)
  • wyciągnijcie rękę na powitanie cały czas trzymając kontakt wzrokowy. Używajcie peryferyjnego widzenia aby trafić w rękę partnera. Wiele osób spuszcza w tym momencie wzrok chcąc skontrolować czy ich dłoń jest na właściwej drodze – to jest błąd!!
  • mocno i pewnie uściśnijcie podaną Wam rękę, oczywiście nie spuszczając wzroku :-)

Jeśli będziecie się pilnować, to stwierdzicie, że dla wielu z Was takie zachowanie nie jest wcale zrozumiałe same przez się. W takich wypadkach trzeba dodatkowo potrenować, aby to nowe weszło Wam w krew, najlepiej zaczynając od bliskich znajomych.

Napiszcie, jak Wam poszło.

Komentarze (63) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Dbaj o kichaczy i zostań jednym z nich

Niektórzy z Was zapewne zastanawiają się, co ma oznaczać to słowo użyte w tytule, więc zacznijmy od niego :-)
W marketingu wirusowym idee, produkty czy usługi rozpowszechniają się w ten sposób, że ich zadowoleni „konsumenci” przekazują informacje o nich osobom ze swojego otoczenia. Te z kolei, po osobistym zapoznaniu się z „obiektem” takiego marketingu opowiadają to innym i w ten sposób, może (choć nie musi) dojść do lawinowego zakażenia szeroko rozumianego „rynku”.
Jeśli ten obiekt jest w dodatku czymś w miarę niepowtarzalnym i wywołującym u odbiorcy opisany przez Toma Petersa efekt „Wow!”, to metoda ta jest bardzo skuteczna. Piszę to z własnego doświadczenia, od 1992 roku „rozprzestrzeniam się” wyłącznie w ten sposób, co jest nie tylko wygodne, lecz też bardzo efektywne kosztowo :-)
Dlaczego o tym piszę? Cóż, po tym jak rozważaliśmy stanie się takim wyjątkowym obiektem warto zastanowić się jak „zainfekować” sobą jak największą część „rynku”. To ostatnie słowo piszę w cudzysłowie, bo niekoniecznie musi tutaj chodzić o rynek sensu stricto.
W takich działaniach szczególną rolę odgrywają ludzie, którzy nie ograniczają się do dania pozytywnej referencji kiedy się ich o nią zapyta, lecz ci, którzy sami z siebie, z własnej inicjatywy mówią o Tobie opowiadając to wszelkim potencjalnie zainteresowanym ludziom. Seth Godin nazywa ich „sneezers„, to dobre określenie, które pozwolę sobie używać tłumacząc je na język polski jako „kichacz” :-).
W tym kontekście mamy dwie rzeczy, na które należy zwrócić uwagę:

1) Jeśli jesteśmy naprawdę dobrzy, to warto mieć w swoim otoczeniu jak najwięcej kichaczy. Ci ludzie bardzo szybko i efektywnie rozpropagują nasze możliwości i osiągnięcia. To zadanie znalezienia takowych nie jest trywialne, bo większość Polaków ma tendencję do dzielenia się narzekaniem i negatywnymi obserwacjami, a to jest dokładnie odwrotność tego, co potrzebujemy. Jeśli więc na waszej orbicie znajdzie się pozytywny „kichacz”, to należy go rozpoznać i traktować z dużą atencją, to jest osoba, która może znacząco przyśpieszyć Waszą karierę!!
2) ze względu na wspomnianą już powyżej cechę Polaków kichacz jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim. W związku z tym dobrym sposobem na pozytywne wyróżnienie się z tłumu jest zostanie jednym z nich :-) Jeśli widzimy coś, lub kogoś, kto robi cokolwiek wykraczającego poza szarą przeciętność (może to być w bardzo różnych aspektach i niekoniecznie muszą to być wielkie sprawy), to po spełnieniu warunków wymienionych poniżej zadajmy sobie trudu, aby takie osoby rozpropagować. To nie jest ani trudne, ani nie wymaga wiele wysiłku, a rezultaty dla obydwu stron mogą być bardzo korzystne. Ludzie z klasą, o których „kichasz” z pewnością docenią Twoje zaangażowanie i to czasem w stopniu znacznie większym, niż mogłoby nam się to wydawać.

Zanim jednak zaczniemy „zarażać” innych zwróćmy uwagę na kilka bardzo istotnych punktów:

  • musimy wiedzieć, czy dana osoba życzy sobie takiej reklamy. Nigdy nie zaszkodzi zapytać (ja tak robię), chyba ze sprawa jest oczywista (jak ktoś np. robi stronę w internecie to zapewne będzie się cieszyć z jak najszerszej publiczności)
  • uważamy przy tym na dotrzymanie tajemnicy zawodowej – ja na przykład nie wypowiadam się na zewnątrz o pracownikach moich klientów
  • mówimy tylko prawdę i nic ponadto!!! W końcu chodzi też o naszą osobistą wiarygodność!! Na szczęście w wielu wypadkach wystarczy po prostu zwrócenie uwagi innych na daną osobę lub serwis. Wielokrotnie bardzo pomogłem różnym ludziom mówiąc o nich innym „poznaj tego człowieka i porozmawiaj z nim, myślę że warto”. To nie było trudne i nie wymagało położenia na szalę całej mojej reputacji :-)

Proste, nieprawdaż? Dlatego zachęcam Was do wyświadczania takiej przysługi innym i to najlepiej od zaraz. Najpóźniej po kilku latach zobaczycie ile wygeneruje to dobrej woli w stosunku do Was!

A psik!!!! :-)

Komentarze (31) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak maksymalizować wspólny rezultat

W komentarzach do postu „Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi” pojawiła się dyskusja świadcząca, iż najwyraźniej niewystarczająco opisałem co mam na myśli poprzez maksymalizację wspólnego rezultatu. Tak więc porozmawiajmy chwilę o tym.

Poprzez maksymalizację wspólnego rezultatu rozumiem takie działania, które prowadzą do tego, że suma mojego wyniku i wyniku partnera jest największa z możliwych (a przynajmniej do tego zbliżona).

Przyjrzyjmy się teraz, z jakiego rodzaju transakcjami (grami) mamy do czynienia w życiu.

  • gra o sumie zerowej – mówimy o niej wtedy, kiedy każdy zysk jednej strony okupiony jest stratą z drugiej. W przytaczanym przez jednego z Czytelników prostym przykładzie z jabłkami, które ktoś sprzedaje a druga osoba kupuje mamy właśnie taką sytuację: jeśli podwyższę cenę, aby zarobić więcej druga strona będzie musiała o tyle samo wydać więcej. Tego typu gry często dotyczą różnych spraw życia codziennego i wielu ludzi próbuje, z pożałowania godnym wynikiem, stosować je wszędzie nie zdając sobie sprawy że istnieją inne możliwości.
    Zrozumiałe, że w wypadku gry o sumie zerowej trudno jest mówić o maksymalizacji wspólnego rezultatu, bo ta suma jest z definicji niezmienna, czyli mój rezultat+twój rezultat=stała wielkość.
    Mając do czynienia z grą o sumie zerowej staram się w miarę możliwości być po prostu fair wobec partnera i zwłaszcza przy transakcjach powtarzających się z tą samą osobą staram się płacić cenę przyzwoitą, niekoniecznie najniższą z możliwych. Ten drugi też musi z czegoś żyć! Kiedy np, ekipa z Polski, która wzorowo przeprowadziła mnie w Berlinie podała mi cenę, to negocjowaliśmy tak długo, aż zgodzili się przyjąć sumę dwukrotnie wyższą od tej, którą początkowo chcieli. Innym przykładem są ciągłe dyskusje z przesympatycznym taksówkarzem, który wozi mnie po Warszawie. Często zamawiam go na jakąś godzinę, po czym okazuje się, że moje rozmowy się przeciągają a on czeka nie włączając o umówionej porze licznika. Takiego czegoś nie mogę akceptować i mamy zawsze dyskusje na ten temat :-) Generalną moją zasadą w takich przypadkach jest:”pilnuj swojego interesu i jednocześnie bądź hojnym człowiekiem”
  • gra o sumie niezerowej – to taka sytuacja, kiedy dodatkowa korzyść jednego z partnerów nie jest związana ze stratą drugiego. Wbrew powszechnemu mniemaniu jest to dość częsty przypadek zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie. Tutaj mamy bardzo szerokie pole do popisu, aby kreatywnie zwiększać zarówno „zysk” własny, jak i tej drugiej osoby. Właśnie wtedy możemy też stanąć przed wyborem, czy będziemy maksymalizować tylko swoją korzyść, czy też sumę korzyści obydwu stron. Odpowiedź nie jest trywialna, bo jeśli mogę powiększać moją „korzyść” nie robiąc tego na koszt drugiej strony, to dlaczego mam w ogóle myśleć o korzyści partnera? No cóż, tutaj rozchodzą się drogi prymitywnego egoizmu i nazwijmy to egoizmu „oświeconego”. Ten drugi rozpoznaje, że długoterminowo jest nam najlepiej, jeśli i naszemu otoczeniu dobrze się powodzi. Stąd też stosowana przeze mnie strategia prowadzi zazwyczaj do wyboru tej drugiej alternatywy, co długofalowo przynosi mi bardzo dobre wyniki. Tak traktowana druga strona chętnie robi ze mną ponowny „interes”, co z kolei oszczędza mi szeroko rozumianych kosztów akwizycji, oraz często „zaraża się” moją postawą, co ponownie podnosi wspólny rezultat. Do tego tacy zadowoleni partnerzy chętnie polecają cię dalej. W ten sposób funkcjonuję już od 1992 roku w bardzo konkurencyjnej branży nie wydając praktycznie pieniędzy na marketing, a zamiast tego używając je do poprawy jakości mojego życia :-)
    Dokładnie tak samo działa to w relacjach życia prywatnego, co w razie potrzeby chętnie omówię w dalszej dyskusji.

Teraz małe zadanie domowe dla Czytelników: przeanalizujcie, jaki procent waszych „transakcji życiowych” to gry o sumie niezerowej i co możecie zrobić, aby było ich w Waszym życiu więcej.

Komentarze (10) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Co z tego co umiem wykorzystuję na codzień

W jednym z komentarzy Mariusz zadał mi następujące pytanie: „na ile człowiek, który posiada taką wiedzę o zachowaniu innych ludzi jak na przykład ty potrafi na nich wciąż patrzeć poprzez serce, nie jak na roboty, których działania można przewidzieć. Chodzi mi o to, czy łatwo jest uniknąć pułapki nieustannego postrzegania poprzez pryzmat wiedzy jaką się posiada. Czy rozpoznaje się tę granicę pomiędzy “tresowaniem” innych a współpracą?”

Takie i podobne pytania powtarzają się dość często w moich kontaktach z innymi ludźmi (ostatnio wczoraj na szkoleniu :-)), więc napiszę, jak to jest naprawdę.

Najprościej moglibyśmy odpowiedzieć pytaniem: „Czy jeśli ktoś ma czarny pas w karate, to oznacza, że on chodzi po ulicach i ciągle bije się z innymi ludźmi?” Taka odpowiedź mogłaby nie zadowolić części Czytelników, więc spójrzmy na to bliżej
Po pierwsze, zastanówmy się jakie to są konkretne umiejętności:

  • Umiejętność szybkiego, elastycznego i skutecznego operowania językiem mówionym. Taka umiejętność przydaje się w każdej sytuacji, bo możesz dokładniej i precyzyjniej wyrazić to, co chcesz komuś przekazać. Samo w sobie jest to chyba zaleta, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Nikt nie musi się niczego domyślać, jesteś w stanie wszystko precyzyjnie wyrazić (UWAGA!! Ten blog jest często pisany na kolanie i jako taki często nie jest wzorcem tego rodzaju wypowiedzi :-))
  • Umiejętność bardzo precyzyjnego postrzegania . To pewnie Mariusz miał na myśli pisząc pierwszą część swojego pytanie :-)
    Otóż umiejętność ta, jak każda inna może, ale nie musi być używana w codziennych kontaktach. W praktyce wygląda to tak, że nie stosuję jej do „analizy” rozmówcy w prywatnych rozmowach, podchodząc do nich całkowicie na luzie. Naturalnie jest rzeczą nieuniknioną, że zauważasz mimochodem więcej rzeczy niż przeciętny człowiek, niemniej masz swobodny wybór, aby tych spostrzeżeń nie brać pod uwagę, zachowując tylko „czujniki” na wypadek, gdyby nagle zaczęło się dziać coś naprawdę złego. Czyli masz pewien potencjał, ale nie wykorzystujesz go gdy nie ma potrzeby.
  • Umiejętność skutecznego wpływania na stan wewnętrzny drugiego człowieka. To jest bardzo duża pokusa dla wielu ludzi i są całe zastępy chętnych do nauczania rzeczy typu „uwodzenie przy pomocy NLP” dla, wybaczcie mi dosadność tego określenia, różnego autoramentu cieniasów bez ikry. Jak już kiedyś wspominałem, tego typu umiejętności wykorzystuję niezwykle rzadko, bo w normalnym życiu, jeśli popracowałeś trochę na sobą, nie ma takiej potrzeby. Tak więc czasem demonstruję na szkoleniu, jak łatwo jest uzyskać kontrolę nad drugim człowiekiem, ale to jest wszystko. Podkreślam, w znakomitej większości sytuacji życiowych nie ma konieczności wytaczania takich armat, a szacunek do samego siebie wyklucza używanie takich „skrótów”.

Tak więc, jak widzicie, pomijając kwestię sprawnego używania języka wolę w normalnych kontaktach międzyludzkich działać „unplugged” :-)

Komentarze (32) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Skuteczne nawiązanie dobrego kontaktu z innym człowiekiem

Ostatnio rozmawialiśmy ogólnie o metodach podrywania, dziś przyjrzyjmy się praktycznej stronie tej najskuteczniejszej z nich. Jak już wcześniej wspominałem, że nadaje się ona do nawiązywania ciekawych kontaktów i właśnie dlatego znalazła się na tym blogu.
Na początek zaakceptujmy dwie umowy między nami, oraz jedną dobrą radę :-)

  • Po pierwsze obiecajcie mi, że to co przeczytacie będziecie wykorzystywać w etycznych celach. Oczekuję tej obietnicy dla Waszego dobra. Zycie jest jakoś tak skonstruowane, iż nieprzestrzeganie tej zasady łatwo może spowodować, że wyniki Waszych działań obrócą się przeciwko Wam. Po co macie sprawdzać to na sobie?
  • Po drugie, co już wielokrotnie podkreślałem na blogu, nie chodzi tu o udawanie czegokolwiek (bo rezultaty będą równie pozorne), ale o rozszerzenie Waszych zachowań i podejścia. Kluczem tej metody jest prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem, a nie tylko pozorowanie tego (co ma BARDZO krótkie nogi).
  • Dobra rada: Nie stosujcie tej metody do podrywania osób, które mają poważne problemy ze sobą, wymagają terapii, osób, z którymi będziecie mieli więcej problemów niż radości. Podrywanie kogoś z problemami może być na pierwszy rzut oka kuszące, bo albo jest to „twierdza” do zdobycia (dla „ambitnych”), albo ktoś słaby, przy którym łatwo jest odegrać rolę tego silnego, dominującego partnera. W pierwszym przypadku będziecie marnować Wasz cenny czas, w drugim właściwie też, bo nigdy nie dostaniecie w zamian tego, co moglibyście otrzymać od człowieka, który mocno stoi w swoim życiu i jest z Wami bo chce, a nie dlatego, że musi.
    Biorąc pod uwagę, ze na Ziemi żyje ok 6 miliardów ludzi dość równo podzielonych na obie płcie, nie ma konieczności podejmowania takich heroicznych wyzwań, o których wspomniałem powyżej, chyba ze komuś specjalnie zależy na kłopotach.


Stąd ważne zalecenie, abyście już na samym początku rozmowy patrzyli co dostajecie z drugiej strony i jeśli to coś jest równe zero, to odpuście sobie. Tak samo odpuście sobie, jeśli widzicie, że macie być czyimś kołem ratunkowym (finansowym lub emocjonalnym). Wasz czas jest zbyt cenny, aby tracić go na takie przypadki.

Po tych kilku wstępnych uwagach wracajmy do samej metody.
Pisałem w pierwszej części, że polega ona w uproszczeniu na daniu drugiej osobie możliwości „zabłyśnięcia”.
O czym więc mówić, aby druga strona mogła rozwinąć skrzydła i poczuć się dobrze?
Najlepiej ograniczcie Wasze mówienie, zwłaszcza na samym początku rozmowy, a zamiast tego skoncentrujcie się na zadawaniu dobrych pytań dając partnerowi okazję do wypowiedzenia się. Po zadaniu takiego pytanie (jednego na raz!!!) uważnie (naprawdę, bez udawania) słuchajcie odpowiedzi. W żadnym wypadku nie przerywajcie drugiej stronie ograniczając się jedynie do kontaktu wzrokowego, kiwania głową i cichego „aha” aby zasygnalizować, że ciągle jesteście na odbiorze. Takie zachowanie samo w sobie będzie dla wielu ludzi czymś niezwykłym i pozytywnie wyróżni Was z tłumu „autolanserów”

Jakie pytania zadawać?:

  • Pytajcie o rzeczy miłe dla osoby pytanej (unikajcie tego tak bardzo zakorzenionego w naszej tradycji wspólnego narzekania, bądź pytania o niemiłe wspomnienia). Ta rada nie jest trywialna, na każdym szkoleniu z podstaw skutecznej komunikacji młodzi uczestnicy trenują na mnie nawiązywanie dobrego kontaktu i ciągle się zdarza, że ktoś pyta mnie o to, jaki był najgorszy, albo najtragiczniejszy dzień mojego życia!! :-) Z pytaniem o miłe, pozytywne rzeczy część ludzi ma kłopoty, co wynika z pewnych elementów aktualnej polskiej kultury i warto na to zwrócić szczególną uwagę. Najlepiej zastosować się tutaj do mojej zasady, która brzmi: „Rzucaj w życie innych ludzi promień słońca, a nie cień„. Każdy z nas, niezależnie od wieku, pozycji społecznej i zasobów finansowych ma swoja porcję problemów i wyzwań, którym trzeba stawić czoła. Jeśli spotykam sie z innym człowiekiem, to po co mam mu dokładać nieprzyjemnych przeżyć, po co mam sprawiać aby jego myśli były jeszcze czarniejsze? Nie lepiej, zwłaszcza na początku znajomości, skoncentrować się na tematach, które przeniosą rozmówcę w lepszy, pogodniejszy stan wewnętrzny?
  • Pytajcie o rzeczy, w których ta osoba ma jakieś osiągnięcia, którymi może sie pochwalić (zabłysnąć!!!) – to jest najlepsza opcja!!
  • Pytajcie o rzeczy, na których ta osoba zna sie dobrze (i je lubi)

Słuchajcie uważnie, sygnalizujcie uwagę i NIE PRZERYWAJCIE pod żadnym pozorem. Jeśli zapadnie cisza to odliczcie w głowie do trzech, w tym czasie druga strona często sama podejmuje dalsze mówienie :-) Jeśli nie, to pytajcie o dalsze szczegóły tego co przed chwilą usłyszeliście (i co do Was dotarło bo oczywiście byliście NA ODBIORZE, nieprawdaż :-)!!!)
W ten sposób bardzo łatwo możecie prowadzić rozmowę nawet na tematy, na których się nie znacie, wystarczy wystartować z jednym w miarę inteligentnym pytaniem (co nie powinno być problemem), a potem tylko uważnie słuchać i dopytywać się o szczegóły.

Następna sprawa to sposób, w jaki zadajemy pytania. Tutaj większość nawet wykształconych ludzi ma duży problem, bo zadaje tylko tzw. pytania zamknięte, czyli pytania na które właściwie można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Negatywnym przykładem może być pytanie „czy podobał ci sie ten film?”. Jeśli chcesz naprawdę otworzyć rozmówcę i pokierować rozmowa zadawaj pytania otwarte, typu np. ” co sądzisz o tym filmie?”, „jak podobała Ci sie rola aktora X w tym filmie?”, „jakie wrażenie zrobił na Tobie ten film?” W przypadku pytania zamkniętego zakładamy, że film osobie się podobał i potrzebujemy tylko jej potwierdzenia, w tym drugim dajemy partnerowi autentyczna możliwość wypowiedzenia się i podzielenia się z nami jego wrażeniami.
To co teraz napisałem zdaje się być banalnie proste (i w gruncie rzeczy jest!!), ale mamy z tym w Polsce prawdziwa katastrofę, bo jak już kiedyś wspomniałem, nawet w telewizji większość znanych prezenterów i dziennikarzy takich pytań otwartych nie potrafi zadać (w każdej porządnej wylecieliby z hukiem za brak profesjonalizmu), ludzie to oglądają, słuchają, uczą sie przez naśladownictwo i wydaje im sie że tak jest dobrze. Włączcie na chwilę telewizor, posłuchajcie świadomie paru „idoli” publiczności i wyciągnijcie własne wnioski (po niezwłocznym wyłączeniu odbiornika, bo polska telewizja jest zdecydowanie szkodliwa i nie należy bez absolutnej konieczności wystawiać się na jej działanie !!)

Mam jeszcze jedną ważną radę, szczególnie dla mężczyzn: Rozmawiając z podrywaną osobą pytajcie o odczucia i emocje, a nie o dane statystyczne czy tzw. suche fakty. Pamiętajcie, chcemy wzbudzić w drugiej osobie pozytywne odczucia (uczucia) wiec rozmawiajmy o nich, a nie o liczbach czy datach. Tutaj wielu początkujących adeptów też ma spore kłopoty i warto nad tym popracować, bo pozytywne skutki odczuwać będziecie przez całe życie.

Tyle na temat tej bardzo prostego, a jednocześnie niezwykle skutecznego podejścia. Jeśli robisz to naprawdę dobrze, to w ciągu 1-3 minut masz kontrolę nad stanem wewnętrznym drugiego człowieka i to bez specjalnego wysilania się, pozerstwa lub udawania kogoś, kim nie jesteś. Jak chcecie, to możemy kiedyś przy okazji spotkania w realu zobaczyć, jak daleko z tą umiejętnością jesteście :-)

Wielu ludzi, którzy nawet nauczyli się zadawania dobrych pytań otwartych psuje sobie efekt popełniając różne, dość powszechne i łatwe do uniknięcia błędy. O tych właśnie błędach porozmawiamy sobie w następnym odcinku

PS: Podkreślam jeszcze raz, że powyższa metoda doskonale nadaje się do nawiązywania wszelkich kontaktów na poziomie, nie tylko damsko-męskich

Komentarze (91) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Typowe strategie podrywania :-)

Zadajecie sobie zapewne pytanie, co na tym blogu robi post o podrywaniu? :-)
No cóż, sprecyzujmy najpierw o czym dokładnie będziemy mówili.
Poniżej używam słowa podrywanie w znaczeniu “Takie podejście do obcej osoby i poprowadzenie z nią rozmowy, aby zdobyć jej zaufanie i skłonić ją do zrobienia czegoś, co dla obydwu stron będzie korzystne”:-) Ładna definicja? :-)
W tym miejscu należy jeszcze zdecydowanie podkreślić dwie rzeczy:

  • „dla obydwu stron korzystne” ma być w zrozumieniu zarówno Twoim jak i tej drugiej strony!!
  • przestrzegam też przed manipulacyjnym użyciem tego, co napiszę poniżej. Krótkoterminowo może dać to pewne rezultaty, ale brak uczciwości w kontaktach z innymi prędzej czy później mści się na nas.

Jak widać z definicji, samo podrywanie może oczywiście służyć do skutecznego poznawania osób płci przeciwnej, jednocześnie też jest niezwykle przydatne przy poszerzaniu kontaktów wszelkiego rodzaju, staraniu się o pracę, czy też w sprzedaży.
Zobaczmy więc, jak ten „podryw” wygląda w realnym świecie.
Bliższa obserwacja pozwala nam wyróżnić kilka strategii, które stosują przy tym różni ludzie.

  • Najczęściej stosowana strategia „na zabłyśnięcie”
  • Często stosowana strategia zastępcza, której popularne określenie (na Ru….na) nie jest poprawne politycznie (zwłaszcza po ostatnim rozszerzeniu Unii Europejskiej) i dlatego nie będzie tutaj przytaczane
  • Metoda “na pretensje” (tak, tak!!!)
  • I wreszcie najskuteczniejsza, a jednocześnie najrzadziej stosowana polegająca na daniu szansy na zabłyśnięcie osobie podrywanej

Omówmy teraz każdą z nich:

Metoda na zabłyśnięcie

Standardowy sposób młodych mężczyzn, oraz tych, którzy po latach spędzonych „grzecznie” nagle decydują się pojawić na „rynku” z metodami, które pamiętają ze swojej młodości.
„Na zabłyśnięcie” polega generalnie na tym, że podrywacz podchodzi do osoby podrywanej i stara się jej pokazać, jakim on jest jedynym w swoim rodzaju, wspaniałym i wyjątkowym człowiekiem.
Wielu mężczyzn postępuje tak pod wpływem kiepskich filmów, które obejrzeli, lub wczesnych doświadczeń z płcią przeciwną, które wynieśli ze szkoły. W tamtym wieku, kiedy to zazwyczaj podrywało się równie nieopierzone nastolatki, była to może skuteczna metoda, ale zawodzi ona na całej linii w stosunku do osób mniej, czy bardziej dojrzałych!!
Tak naprawdę to jest ona chyba najmniej skuteczna, szczególnie jeśli chodzi o „poderwanie” ciekawszych ludzi i dotyczy to nie tylko kontaktów damsko-męskich, lecz i towarzyskich, czy biznesowych.
Dla przykładu, czasem ktoś chce się ze mną spotkać na kawę, po czym w nieskończoność chwali się swoimi osiągnięciami i na tym polega większa część rozmowy :-) Jak myślicie, jaka jest szansa, że zechcę spotkać się z takim kimś jeszcze raz?
Aby było ciekawiej, to tę metodę stosuje też wiele firm i to całkiem poważnych. Zobaczcie typową prezentację sprzedażową przeciętnej firmy, która nie miała przyzwoitych szkoleń (najlepiej u mnie ;-)), a zapewne na drugim miejscu (po nieśmiertelnej, choć zabójczej agendzie) znajdzie się tam slajd opisujący „jacy to my jesteśmy wielcy i wspaniali” :-) Zakład?!! :-)
Dodatkową wadą jest to, że stosowanie metody na zabłyśniecie, często zdradza osobę podrywającą, jako kogoś mającego problemy z poczuciem własnej wartości, o czym tez powiemy sobie więcej przy innej okazji

Metoda na wyskamlanie

Czasem spotykana metoda, polegającą na tym, że osoba podrywająca podchodzi do obiektu podrywanego i stara się w tym obiekcie wzbudzić litość. Niektórzy faceci robią to z kobietami, spekulując na obudzenie w nich instynktów macierzyńskich, które maja spowodować, iż one, wiedzione nimi przygarną ich do siebie i przytulią (cokolwiek byśmy pod tym rozumieli :-)) Starają sie oni pokazać kobiecie: „zobacz jaki jestem biedny, niedoceniony, potrzebujący wsparcia….”
Kiedyś podobno była to metoda, która w Polsce skutkowała (mamy wiele przykładów w literaturze ), ale wierzcie mi, w dzisiejszych czasach większość nowoczesnych kobiet ma w nosie nieudaczników. Szczególnie dotyczy to Pań, które nie są zdesperowane, tych pozostałych tak, czy inaczej nie zalecam podrywać, chyba, że „problemy to Wasza specjalność”.
Czasem zdarza się obserwować tę metodę nawet w biznesie: „Panie, kup pan, bo to mi brakuje do targetu”, albo „daj mi podwyżkę, bo urodziło mi się dziecko, kupiłem meble itd.”, przeważnie z równie kiepskimi rezultatami. Zróbcie sobie tę przysługę i w trosce o Wasz image i samoocenę zrezygnujcie z takiego czegoś!

Metoda „na pretensje”

Metoda ta polega na próbie nawiązania kontaktu przez zarzuty stawiane poznawanej osobie. Wydaje się to być bardzo kontraproduktywne (i jest kontraproduktywne!!!), niemniej ciągle są osoby, które tego próbują. Kiedyś byłem świadkiem takiej scenki w pociągu. Siedzi sobie kobieta w przedziale i czyta książkę. Facet do niej z pretensją w głosie: ” takie ładne widoki za oknem, a pani czyta książkę!!??” Rezultatem było zdziwione spojrzenie i powrót do lektury.
Podobnie, jako administrator forum, na którym była angielska wersja software (co nie przeszkodziło w jego rozrośnięciu się do dziesiątków tysięcy postów) otrzymałem następującego maila, cytuje: ” chcę się zapisać do forum, ale to niedopuszczalne aby zamiast po polsku była tam angielska sieczka!!” – Moja reakcja – Delete and forget!!

Metoda „daj drugiej stronie zabłysnąć”

Jest to najskuteczniejsza, a jednocześnie, jak już wspomniałem najrzadziej stosowana strategia podrywania. W dużym skrócie polega ona na tym, aby dać drugiej stronie okazję do pokazania się z jak najlepszej strony. Nawiązując kontakt z obiektem podrywanym, zrób to tak, aby ta osoba mogła wykazać się, jaka jest inteligentna, oczytana, wyjątkowa. Tak naprawdę to większość ludzi posiadających w miarę zdrowe poczucie własnej wartości (innych nie warto podrywać!!!) uważa sie za kogoś jedynego w swoim rodzaju i danie im możliwości wykazania tego doskonale wpływa na ich samopoczucie. A jeśli ktoś czuje się doskonale przebywając i komunikując z Tobą, to będzie to przeżycie chętnie powtarzał i ze swojej strony robił wiele, aby do tych powtórek dochodziło. Korzystne dla nas, nieprawdaż?
Tyle czysto akademickich rozważań. Następnym razem, jeśli ten temat spotka się z zainteresowaniem, to napiszę jak w prosty sposób praktycznie dać zabłysnąć rozmówcy. Dla wielu z Was uświadomienie i nauczenie się tych sposobów może mieć równie zbawienny skutek, jaki miało kiedyś dla mnie :-)
PS: Wplecenie wątków o podrywaniu w ciąg postów o wychylaniu się może na pierwszy rzut oka wydawać się dziwne, niemniej te zagadnienia są bardzo pokrewne :-)

PPS: Kontynuacja tego wątku znajduje się tutaj 

Komentarze (89) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Parę uwag o wychylaniu się

Mój poprzedni post wywołał niezwykle ciekawą dyskusję, której rozmiar przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Najwyraźniej jest to bardzo istotne zagadnienie, więc będę od czasu do czasu dzielić się z Wami refleksjami na ten temat.

Refleksja pierwsza i niezwykle ważna:

Nie musisz być perfekcyjny, aby pokazać się światu. Ba, często nawet nie musisz być specjalnie dobry :-)

Wczoraj byłem w przedstawicielstwie Brandenburgii w Berlinie (jako firma mająca swoją bazę w Niemczech :-)) na prezentacji Wrocławia i całego województwa mającej bliżej nieokreślony cel, o czym za chwilę. W obecności licznych polityków i przedstawicieli biznesu pokazano trzy prezentacje (wszystkie były symultanicznie tłumaczone dla potrzebujących :-)):

1) Szef referatu rozwoju gospodarczego województwa przeprowadził „prezentację” na temat polityki innowacyjnej województwa. „prezentacja” polegała na monotonnym czytaniu (po polsku) slajdów pełnych tekstu (też po polsku!!!), gdzie polskie „haczyki” miały inną czcionkę, niż cała reszta. Przy całej sympatii dla regionu, była to po prostu katastrofa, która np. u każdego z moich klientów miałaby dla prowadzącego poważne reperkusje

2) Młody człowiek odpowiedzialny za turystykę w województwie pokazał (mówiąc po polsku) dynamiczną prezentację o turystycznych urokach regionu. To już było znacznie lepsze, choć niektóre atrakcje były pokazywane zdecydowanie za wiele razy. Slajdy były przynajmniej po niemiecku :-)
3) Młoda kobieta z Urzędu Miasta w nienagannej niemczyźnie opowiadała dlaczego Wrocław powinien dostać organizację Expo 2012. Slajdy były naturalnie też dopasowane do języka audytorium, a całość robiła najbardziej profesjonalne wrażenie (jeszcze jeden argument, że do wielu spraw trzeba dopuścić młodych i ambitnych ludzi a całą polityczną gerontokrację wysłać na emeryturę). W prezentacji można było mniej mówić na temat „dlaczego zasługujemy na Expo”, a zamiast tego powiedzieć „co będziecie z tego mieli, jeśli wygramy”, ale trudno wymagać od nieprzeszkolonych ludzi zrobienia prezentacji „sprzedającej” pewne idee.

Po części oficjalnej był bardzo dobry polski bufet i polska grupa jazzowa. Całość, przykładając biznesowe kryteria należy ocenić jako taką sobie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zgromadzone audytorium.

Czy w związku z tym był sens takiego „wychylenia się”? Naturalnie!!! Nawet jeśli było to dalekie od perfekcji to przynajmniej część obecnych (wnioskuję to z moich rozmów) wyniosła stamtąd co najmniej dwie rzeczy: we Wrocławiu dzieje się coś ciekawego, co warto mieć na oku i że z Berlina do Wrocka jedzie się obecnie tylko 3 godziny samochodem. Samo miasto ponownie pojawiło się na radarze ludzi, którzy mogą coś tam zrobić i o to w gruncie rzeczy chodziło.
Wrocław ma tradycję takich „nieperfekcyjnych” starań. Jego ubieganie się o organizację poprzedniego Expo, przy ówczesnym stanie miasta można eufemistycznie określić jako odważną :-), ale było to działanie ściągające uwagę potencjalnych inwestorów na sam fakt jego istnienia. Dokładnie to, o czym napisałem w poprzednim poście :-)

Dlaczego nie mielibyście robić tego jak stolica Dolnego Sląska? Też nie musisz ani być perfekcyjny, ani robić to perfekcyjnie.
Refleksja druga:

Nawet nieznaczące wychylenie się może mieć znaczące skutki

Opowiem Wam teraz historię, która dotyczy jednego z naszych Czytelników (za jego zgodą, ze względu na obiecaną dyskrecję będę się tylko bardzo oględnie wyrażał).

Ten Czytelnik dość dawno temu umówił się ze mną na spotkanie przy kawce, aby pogadać. Chciał on przy okazji wysondować możliwość przeprowadzenia szkoleń dla swoich ludzi (prowadził mały team w jednej firmie IT), co, ze względu na ograniczenia budżetowe zakończyło się fiaskiem. Mimo tego mieliśmy ciekawą rozmowę i bardzo podobało mi się jego nastawienie do biznesu i samorozwoju. Niby nic takiego, bo znam kilkudziesięciu podobnych ludzi z branży.
Kilka miesięcy później pewien ważny manager z dużego koncernu opowiadał mi przy kolacji (spotykam się regularnie z różnymi ludźmi, aby pofilozofować o życiu i biznesie), że szuka dobrego Project Managera do dość ciekawego i przyszłościowego zadania. Na jego pytanie czy znam jakiegoś odpowiedziałem: „oczywiście, znam całe mnóstwo, tylko nie mogę Ci o nich nic powiedzieć, bo pracują u mojego klienta. Sorry. Ale znam jednego, który pracuje gdzieś indziej :-) Widziałem go co prawda tylko raz w życiu, ale zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Warto, abyście się poznali”. Mój rozmówca wyraził ochotę, więc w środku nocy wyrwałem mojego młodszego Kolegę z uregulowanego życia rodzinnego i po uzyskaniu jego zgody przekazałem kontakty dalej. Dziś Kolega ten zdobywa doświadczenia w zupełnie innej lidze i jestem przekonany, że doprowadzi go to do bardzo interesującej pozycji. A wszystko zaczęło od wychylenia się!

Refleksja trzecia:

Im mniej anonimowo wychylasz się tym lepiej

Im bardziej otwarcie (nie anonimowo) wychylasz się tym lepiej

W internecie panuje najwyraźniej moda, na ukrywanie swojej prawdziwej tożsamości, w myśl zasady im bardziej anonimowo tym lepiej. Generalnie, pominąwszy specjalne przypadki, to odwrotność tego jest prawdziwa. Jeśli chcesz, zwłaszcza w młodym wieku budować swoją reputację, to lepiej jest robić to z otwartą przyłbicą i pod własnym nazwiskiem. Wymaga to co prawda większej odpowiedzialności za to co piszemy, ale podnosi naszą wiarygodność.
Specjalnym punktem, który chcę przy okazji poruszyć, jest korespondencja do mnie. Generalnie mam zasadę, że nie odpowiadam na maile, których autor nie zadał sobie trudu, aby podpisać się choćby imieniem. Nie tylko ja mam taką zasadę, więc warto o tym pamiętać.

Refleksja czwarta:

Zachowuj się z klasą!

Już gdzieś wspominałem, nasze pojawianie się na radarze innych ludzi powinno odbywać się bez próby nachalnej autopromocji, czy też podobnych działań. Jeśli tego nie będziemy przestrzegali, to skutek będzie odmienny od zamierzonego. Na przykład ja mam na tym blogu zasadę, że jako nick autora nie może być użyta nazwa produktu, bądź serwisu (bo to jest miejsce dyskusji a nie promocji, do tego często wątpliwych zawartości) i w wypadku jej naruszenia zazwyczaj uprzejmie zwracam na to uwagę. Dzisiaj miałem taki przypadek, kiedy w odpowiedzi otrzymałem zarzut o „cenzurze” :-) Taki człowiek może sobie publikować gdzie chce….. tylko nie tutaj. Dokładnie tak samo funkcjonuje to w świecie realnym i warto o tym pamiętać.

Pozostałe refleksje wynikną zapewne w dyskusji :-)

Komentarze (62) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak wybić się w życiu cz. 1

Jadę właśnie w pociągu z Katowic do Wrocławia. Za oknami mamy piękny, słoneczny dzień, widać już zbliżającą się wiosnę. Nad oknem w przedziale napis w czterech językach ostrzega “Nie wychylać się!” Wychylanie się z jadącego pociągu mogłoby być niebezpieczne, moglibyśmy wypaść, uderzyć o coś, a co najmniej nabawić się przeziębienia. Rezygnacja z wychylania się w takiej sytuacji to bardzo rozsądna decyzja, zapewniająca nam, że w miarę wygodnie i bezpiecznie dotrzemy do ustalonego przez nas celu.
Czytelnicy przyzwyczajeni do znajdywania na tym blogu konkretnych i praktycznych uwag zastanawiają się pewnie teraz, dlaczego piszę o takich rzeczach, więc już śpieszę z wyjaśnieniem.
Obserwując współbliźnich widzę, że znakomita ich większość postępuje w życiu dokładnie tak, jak gdyby znajdowali się w wygodnym ekspresie błyskawicznie zmierzającym do zamierzonej stacji przeznaczenia. “Nie wychylać się” zdaje się być mottem ich życia, najważniejszym zdaje się być wygodne usadowienie się w przedziale, kontakty z kilkoma współpasażerami i bierna obserwacja przesuwającego się za oknem krajobrazu.
Jeśli już pozostaniemy przy tej metaforze z pociągiem, to problem w życiu polega na tym, że zazwyczaj znajdujemy się raczej w dość zdezelowanym składzie, jadącym z niewielką prędkością po bardzo niepewnych torach i do tego przez stosunkowo mało atrakcyjne tereny. Jeśli się nie wychylimy, to nawet tam nigdy nie poznamy zapachu powietrza, czy dotyku mijanych osób i przedmiotów, nie mówiąc już o dotarciu do atrakcyjniejszych okolic.
Wielu z Was, zarówno na spotkaniach ze mną, jak i w prywatnej korespondencji pyta “co mam zrobić, aby wybić się z otoczenia, w którym żyję?” Pierwsza odpowiedź brzmi właśnie :”Wychyl się!!!”. Zrób cokolwiek, co powie światu “oto jestem”, najlepiej coś dobrego i pożytecznego :-) To oczywiście nie gwarantuje Ci niczego, jeśli jednak będziesz to konsekwentnie robił, to znacznie zwiększy to Twoje szanse, że “wpadniesz w oko” komuś, kto może znacząco Ci pomóc. Nie chodzi tutaj o nachalne lansowanie się czy wpychanie gdziekolwiek na siłę, po prostu o miłe i najlepiej konstruktywne zaznaczenie swojej obecności, zwłaszcza w takich miejscach i wobec takich osób, gdzie takie zaistnienie mogłoby być obiecujące.
Aby zilustrować to, co mam na myśli weźmy dla przykładu mnie, choćby dlatego że w tym przypadku mogę ze znajomością tematu mówić o obydwu stronach interakcji.
Ci z Was, którzy dłużej znają mnie osobiście, wiedzą że jestem skorym do pomocy człowiekiem o dość sporej wiedzy i niezwykle rozbudowanych kontaktach. Jak widzę kogoś dobrego, starającego się zrobić coś dobrego ze sobą, albo światem wokół nas, to chętnie w ten, czy inny sposób przykładam do tego ręki. Takich ludzi jest, nawet w Polsce, znacznie więcej niż na podstawie konsumpcji mediów masowych może się wydawać i “pojawienie się na radarze” kogoś takiego z pewnością nie będzie szkodliwe, a w pewnych sytuacjach wręcz bardzo pomocne, bo umożliwi Wam skorzystanie z jego szeroko rozumianych zasobów. Ile osób robi z tego użytek? Bardzo niewiele, większość nie wykorzystuje nawet bardzo prostych i pozbawionych ryzyka możliwości.
Spójrzmy choćby na ten blog. Według statystyk serwera (po odfiltrowaniu robotów) ten serwis odwiedzany jest ok 1200-1300 razy w ciągu doby. Nawet uwzględniając, że pojedynczy Czytelnik robi to kilka razy w ciągu dnia, to ciągle wchodzi w rachubę spora grupa ludzi o których praktycznie nic nie wiem, a właściwie szkoda. Jak mogę dla nich zrobić cokolwiek więcej, jeśli nawet nie wiem, że istnieją jako konkretne osoby? Dlaczego tak niewielu z nich ujawnia się w komentarzach?
W bezpośrednich rozmowach niektórzy z Was mówili mi, że nie piszą, bo nie mają nic mądrego do dodania. Hm, jak to jest możliwe? Jeśli ktoś z Was zgadza się z jakąś sprawą o której dyskutujemy, to zawsze może napisać chociaż to, wtedy wiemy, że więcej osób podziela pewien pogląd. Jeśli się nie zgadza, to tym bardziej ma do powiedzenia coś, co może wzbogacić obraz świata nas wszystkich. A jak ktoś nie ma wyrobionego zdania, to zawsze może o coś zapytać. I wszystko to można zrobić u nas bez jakiegokolwiek ryzyka, bo ten blog jest jak salon kulturalnych ludzi (w przeciwieństwie do pewnego znanego serwisu, który ma co prawda w nazwie słowo “salon”, ale gdzie chwilami panuje dość plebejski styl komunikacji :-)) i nikomu tu nie może stać się krzywda. Więc dlaczego nie ? :-) :-)
Pojawienie się na radarze to tylko pierwszy, ale niezmiernie istotny krok, który do tego nie wymaga ani specjalnych nakładów, ani podejmowania ryzyka Praktyka pokazuje, że już tak niewiele może wprowadzić znaczącą rolę w podnoszeniu jakości naszego życia. Nawet na tym stosunkowo od niedawna ukazującym się blogu mamy przykłady “wychylających się” Czytelników, którzy nagle zaczęli grać w zupełnie innej lidze i jeśli to odpowiednio wykorzystają, to “sky is the limit”. Nie mam ich autoryzacji, więc nie będę podawał szczegółów, ale wierzcie mi: bardzo niewielka różnica zrobiła bardzo dużą różnicę :-)
Stąd moje gorące zalecenie na zakończenie tego postu: Nad oknem Waszego życia przyczepcie tabliczkę “Wychylaj się”. Stosując się do niej zachowujcie oczywiście odrobinę rozsądku i ostrożności, ale wychylajcie się !!!

Ciekawych wrażeń

Alex

PS: 1.) Tę obawę przed wychylaniem się przejęliście prawdopodobnie od Waszych rodziców, którzy przecież żyli w zupełnie innych czasach (coś o tym wiem, bo w przypadku wielu z Was jestem mniej więcej w ich wieku :-)). To warto sobie uświadomić
2) Zalecenie wychylania się nie dotyczy wychylania się z bogactwem materialnym, lub jak ktoś robi coś nielegalnego, ale oba te przypadki nie dotyczą zapewne Czytelników tego blogu.

3) Wziąłem za przykład ten blog nie dlatego, aby zmotywować Was do większej aktywności tutaj, lecz ponieważ jest to dobry przykład, który akurat mamy „pod ręką”

4) O tym, jak jeszcze intensywniej „podpiąć” się do czyjejś sieci napiszę w następnym odcinku

Komentarze (146) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy dobierasz sobie sympatycznych ludzi?

Niezależnie od tego, jak bardzo bylibyśmy niezależni, rodzaj ludzi, jaki nas otacza ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie. Zaskakuje mnie często, jak niewielu z nas podejmuje konsekwentne działania, aby mieć wokół siebie miłe i pozytywnie nastawione do życia osoby. Całkiem wyraźnie widzimy dwie postawy:

  • Spora część społeczeństwa traktuje obecność nieprzyjemnych i psujących atmosferę osobników jako normalną i nieuchronną okoliczność w życiu, z którą zaciskając zęby trzeba się pogodzić.
  • Inni łudzą się zapewne, że w jakiś cudowny sposób „poprawią” takich delikwentów, przeważnie jest to płonna nadzieja, która oprócz frustracji i straty czasu niewiele przynosi.

Skąd się te ograniczające nastawienia biorą? Mam wrażenie, że ich początki pochodzą ze szkoły podstawowej, kiedy to wylądowaliśmy w klasie złożonej z dość przypadkowo dobranych dzieci, na której skład nie mieliśmy żadnego wpływu. Mogliśmy co najwyżej zaprzyjaźnić się z niektórymi uczniami i schodzić z drogi innym. Podobnie sprawa wyglądała w szkole średniej i ten sumaryczny okres na ogół wystarczy. aby wykształcić w ludziach te powyższe szkodliwe przekonania.

Potem zaczynamy dorosłe życie i często długo nie uświadamiamy sobie, jak wielkie możliwości wyboru mamy w tej dziedzinie. Wpadamy albo w ten program rezygnacji, albo modyfikacji tego drugiego człowieka, obydwa nieprzyjemne i nieefektywne. Rzecz ma miejsce zarówno w pracy, jak i życiu osobistym, co każdy z Was bez trudu może zaobserwować rozglądając się wokoło.

Moja rada dla Was: nie róbcie sobie tej krzywdy!!! Nasze życie na tej planecie jest zdecydowanie za krótkie, aby tracić czas na użeranie się z negatywnymi, złośliwymi, czy zgorzkniałymi ludźmi. Jeśli zrobicie z tej sprawy priorytet i przez kilka lat będziecie w miarę konsekwentnie nad nim pracować, to pewnego dnia obudzicie się w zupełnie innym świecie, otoczeni pozytywnymi, inspirującymi istotami ludzkimi, których obecność doda Wam skrzydeł. To robi zdecydowaną różnicę w jakości życia i to niezależnie od posiadanych dóbr materialnych!!

Teraz naturalnie może pojawić się pytanie, czy to co piszę, to nie jest jakiś idealistyczny, nierealny obraz? Otóż nie, moja osobista praktyka dowodzi, że jest to możliwe. I tak na przykład:

  • mam w otoczeniu prywatnym wyłącznie sympatycznych ludzi
  • mam sympatycznych klientów
  • mam sympatycznych uczestników szkoleń, które prowadzę
  • mam sympatycznych właścicieli mieszkań, które wynajmuję
  • mam sympatycznych lekarzy, z których usług korzystam
  • mam sympatycznych doradców podatkowych
  • mam sympatycznego bankiera
  • mam sympatycznych kierowców, którzy mnie wożą
  • mam sympatycznego mechanika
  • i tak dalej…….

Patrząc na sprawę chłodnym okiem, to jestem całkiem normalnym człowiekiem i jeśli ja mogłem taki stan osiągnąć, to oznacza że każdy z Was też może. Czyż nie jest to kusząca perspektywa?

Gdyby ktokolwiek z Was też zapragnął takiej sytuacji to pamiętajcie że:

  • trzeba sobie najpierw uświadomić, że to jest możliwe
  • trzeba z tego zrobić wysoki priorytet w Waszym życiu (i to na serio!!!)
  • trzeba konsekwentnie działać w kierunku jego realizacji. W większości przypadków oznaczać to będzie bezpardonową selekcję z kim się zadajecie, w naprawdę wyjątkowych modyfikację zachowań drugiego człowieka. W moim osobistym przykładzie tylko w jednym przypadku (moja mama – tej nie da się wymienić na inną osobę) zmodyfikowałem parę drobiazgów używając opisywanych na tym blogu prostych technik, reszta to rezultat świadomych wyborów z mojej strony i rozstawania się z osobami niekompatybilnymi pod tym względem
  • pamiętając, że podobne przyciąga się z podobnym (przynajmniej w zakresie relacji międzyludzkich) trzeba być równie konsekwentnie miłym człowiekiem

Sądzę, że powyższy tekst dostarczy Wam przynajmniej materiału do własnych przemyśleń, jak zwykle to Wy decydujecie, co chcecie zastosować w Waszym życiu. Zapraszam też oczywiście do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Relacje z innymi ludźmi – jakimi zasadami się kierujesz?

Dziś powiem Wam o bardzo prostych zasadach, którymi kieruję się w relacjach z innymi ludźmi. Niektórym z Was mogą one zdawać się nawet zbyt proste, niemniej w moim życiu funkcjonują one od dłuższego czasu bardzo dobrze, doprowadzając do rezultatów, które mi się podobają.
Ze względu na to, że są to moje wewnętrzne reguły pozwolę sobie przytoczyć je w tak samo kolokwialnym języku, w jakim działają one w mojej głowie :-)

  • Zasada 1 – każdy człowiek, który z własnej inicjatywy nawiązuje ze mną jakąkolwiek relację powinien być na niej „do przodu”. Oznacza to, że staram się aby dla każdej osoby jakikolwiek kontakt ze mną ze mną był czymś pozytywnym. To może oznaczać uśmiech i odrobinę słońca dla kogoś nieznajomego, z kim wymieniam kilka przyjaznych spojrzeń na ulicy (a robię to od lat każdego dnia :-)), może też oznaczać „przetransferowanie” kogoś do zupełnie innej ligi i danie mu narzędzi do osiągniącia tam sukcesu. Co prawda uważam za lekką przesadę twierdzenie paru osób, że to ja je „zrobiłem” tym kim są, niemniej w długotrwałych i intensywnych relacjach bardzo wiele jest możliwe i jeśli da się to zrobić stosunkowo prosto to dlaczego nie? :-).
    Stosowanie tej zasady polecam każdemu z Was, to doskonałe odczucie, kiedy wiesz, że jak za kometą Halleya ciagnie się za tobą długi warkocz ludzi, których życie uległo wzbogaceniu w rezultacie interakcji z tobą. Oczywiście, aby sobie przy tym nie zrobić krzywdy zalecam jednocześnie rozważenie pozostałych zasad, takich jak np. zasada nr 2
  • Zasada 2 – długoterminowo utrzymuję tylko te relacje, które są w jakiś sposób korzystne dla obydwu stron. W ten sposób unikam sytuacji, kiedy ja, albo druga strona mogłaby stać „wampirem” energetycznym, emocjonalnym, finansowym czy jakimkolwiek innym :-) Oszczędza to mnóstwo czasu i środków na bezsensowne kontakty co pozwala nam znacznie więcej „inwestować” w te pozostałe. Zasada te nie oznacza utrzymywania jakiegoś „konta”, na którym staramy się precyzyjnie zbilansować wzajemne korzyści, należy raczej traktować ją bardziej ogólnie :-)
  • Zasada 3 – długoterminowo każdy ma u mnie mniej więcej poziom na skali ważności, jaki ja mam u niego. Dawno temu zauważyłem, że często inni ludzie mieli u mnie znacznie wyższy priorytet niż ja u nich i to nawet w wypadkach, kiedy powinno być odwrotnie!! Odkąd to zmieniłem przebywam w gronie ludzi którzy wzajemnie cenią sobie możliwość robienia czegoś razem i nikt nikomu nie robi przysłowiowej „łaski”.

Te trzy punkty stanowią odbicie mojego osobistego podejścia do tego zagadnienia i zapewne wielu z Was może robić to w odmienny sposób. Jeśli tak to serdecznie zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

Komentarze (20) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 4 of 5«12345»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025