Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz. 7

Witajcie po długiej przerwie spowodowanej głównie, hm… intensywnym zbieraniem nowych doświadczeń życiowych :-)

Wróćmy na chwilę do naszego cyklu „Nie masz prawa….” aby zwrócić uwagę na jeszcze kilka czynników, których znajomość pomoże nam w prywatnych relacjach z ciekawymi ludźmi.

Dzisiaj porozmawiajmy o stwierdzeniu:

„Nie masz prawa obarczać innych ludzi swoimi problemami”

Przy tym przez obarczanie rozumiem nie tylko próby „delegowania” rozwiązania moich problemów na innego człowieka, lecz nawet opowiadanie mu o nich. Oczywiście jest w tym kilka wyjątków, o których napisze za chwilę, niemniej zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest odmienne od tego, co widzę i słyszę dookoła. Ludzie zdają się z lubością opowiadać o swoich kłopotach i nieszczęściach, generalnie im bliższa dana relacja, tym bardziej czują się „uprawnieni” do tego i naturalnie oczekują podobnej postawy od Ciebie :-) W rezultacie rozmowy Polaków często przeistaczają się w długie sesje wspólnego narzekania, co z jednej strony może mieć chwilowe działanie terapeutyczne („nie tylko moje życie jest do d…”), z drugiej często dołuje uczestników i pozbawia resztek dobrej energii. Już to powinno nas powstrzymać od takich praktyk, ale cena bywa jeszcze wyższa. Jeśli trafisz na kogoś o podobnym nastawieniu do mnie (a w grupie ludzi nieźle żyjących jest to dość prawdopodobne) i rozmowy zamienisz w sesje omawiania Twoich problemów, to zobaczysz jak szybko dana osoba przestanie się z Tobą umawiać. Nie jest to z jej strony żadna forma „kary” dla Ciebie, po prostu próba racjonalnego wykorzystania cennego czasu, jaki każdy z nas ma na tej planecie. Pomijając wspomniane już wyjątki oraz wszelkiego rodzaju działania z pobudek humanitarnych ja wolę po prostu prowadzić rozmowy, które inspirują, ładują energią i wzbogacają obie strony. Mam do tego prawo, nieprawdaż? I jak już wspomniałem w postach o selekcji http://alexba.eu/2011-01-04/jak-to-robi-alex/szybka-selekcja-ludzi/ i http://alexba.eu/2011-01-14/jak-to-robi-alex/szybka-selekcja-alex-cz-1/ często robię z takiego prawa użytek.

Ktoś teraz może powiedzieć, że ten Alex to ma dobrze, bo najwyraźniej nie ma w swoim życiu problemów. Nic bardziej błędnego!! Im dłużej żyję na tym świecie wchodząc w intensywne i bliskie relacje z innymi ludźmi, tym bardziej nabieram przekonania, iż suma wyzwań i kłopotów jest dla większości ludzi dość podobna, chyba że ktoś totalnie wyłącza swój umysł i hoduje sobie ich „ekstra porcję” :-) Oczywiście mają one często różna postać i charakter, ale poradzić sobie z nimi trzeba tak, czy inaczej.

Moje stanowisko w tym wszystkim jest następujące:

Z własnym „śmietnikiem” powinienem poradzić sobie sam, a nie „zanieczyszczać” nim czyjegoś życia. To oznacza, że generalnie nie „raportuję” o moich trudnościach osobom z mojego otoczenia (niezależnie od stopnia bliskości) z następującymi wyjątkami:

  1. Jeżeli mój problem może mieć negatywne oddziaływanie na danego człowieka, lub wspólne przedsięwzięcia, to należy koniecznie mu o tym powiedzieć i to jak najszybciej. Inaczej jesteśmy w stosunku do tej osoby bardzo nie w porządku, a tego przecież nie chcemy.
  2. Jeżeli dana osoba wyraziła kiedyś chęć uczenia się ode mnie, i mój problem może być dla niej wartościową lekcją, to oczywiście opowiem jej o tym, najwyżej prosząc o zachowanie dyskrecji jeśli chodzi o wyjątkową głupotę z mojej strony (zdarza się :-))
  3. Tam gdzie się da, próbuję dokupywać rozwiązania u specjalistów, ale nie zawsze mamy takiego pod ręką, a czasem nie jest nawet jasne, kto to mógłby być. Jeżeli dana znajoma osoba ma wiedzę, kontakty lub doświadczenie w rozwiązywaniu problemu, z którym nie mogę sobie w rozsądnym czasie dać rady sam, to delikatnie pytam ją, czy zechciałaby mi pomóc, bez szemrania akceptując ewentualna odmowę. Jeżeli dana osoba zgadza się, to staram się minimalizować jej zaangażowanie, bo przecież ma ona też jeszcze swoje własne życie do zajęcia się nim.

W ten sposób raczej rzadko dostarczam komuś dodatkowego ciężaru do dźwigania, co zdecydowanie pozytywnie wpływa na wiele relacji, bo jestem w nich postrzegany jako „dostawca” pozytywnej energii, a nie jej konsument. W wielu wypadkach ta różnica to być albo nie być cennego kontaktu.

Warto też ciągle pamiętać słowa Dorothy Boyd z filmu Jerry Maguire „Let us not share our sad stories tonight”

Jak to widzicie? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Wersja audio będzie wkrótce

Komentarze (72) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-28
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Ile razy trzeba Ci powtarzać

Wielu naszych Rodaków, zwłaszcza starszych roczników (ale nie tylko, widzę to też u dwudziestokilkulatków) wykazuje zastanawiająca cechę w odbiorze skierowanych do nich komunikatów.

Cechą tą jest konieczność wielokrotnego powtarzania jakiegoś przesłania, aby dotarło do nadawcy.

Zabawnym, choć w miarę nieszkodliwym tego przykładem jest sytuacja, kiedy jesteśmy w gościach, ktoś proponuje nam coś do jedzenia lub picia a my mówimy „dziękuję, nie”. Jak często w odpowiedzi słyszymy „coś ty”, „a może jednak”, „a czemu nie”.

Taka reakcja, niezależnie od intencji mówiącego wskazuje na jeden z następujących problemów:

  1. ktoś nie rozumie prostego przesłania w języku polskim („dziękuje nie”), co bardzo negatywnie wpływa na postrzeganie tej osoby
  2. ktoś nie szanuje mojego prawa do podejmowania suwerennych decyzji, co skutkuje zakłóceniami we wzajemnej relacji

Oczywiście część z Was może pomyśleć, że się czepiam, że to taka polska tradycja gościnności itp.

Specjalnie napisałem powyżej „niezależnie od intencji mówiącego”, bo u pewnej grupy ludzi będzie Wam to poważnie szkodziło tak, czy inaczej!

Innym wariantem tej przypadłości, jest odbieranie czyichś zaleceń.

Jak wiecie zazwyczaj nie udzielam konsultacji bez zlecenia, ale w sprawach na których naprawdę dobrze się znam, jak widzę, że jakaś mi bliska albo przynajmniej zaprzyjaźniona osoba robi coś metodą A, która nie jest dobra, to czasem mówię do niej łagodnie „spróbuj metody B”. Jak myślicie, czy znakomita większość myśli „to jest bezpłatna wskazówka eksperta, lepiej ją wypróbuję”, czy też kontynuuje po swojemu?

Oczywiście to drugie :-)

A potem, jak wyniki są kiepskie to słyszę narzekania na niesprawiedliwe życie (bo ktoś się niepotrzebnie napracował), albo że się „nie da” :-)

To oczywiście nie wpływa dodatnio ani na mój szacunek dla umiejętności myślenia takiej osoby, ani na chęć udzielania jej wskazówek w przyszłości.

Chcielibyście być w takiej sytuacji? A może niechcący już wielokrotnie postawiliście się tracąc ciekawe znajomości? To zjawisko jest bardzo powszechne, więc na Twoim miejscu droga Czytelniczko/drogi Czytelniku przyjrzałbym sie własnym reakcjom w takich sytuacjach.

Aby w Twoim życiu nie było tak, jak w pewnej starej historii, którą przed laty gdzieś przeczytałem:

Drogą do miasta szedł sobie człowiek, kiedy nagle nadjechała rozpędzona kareta. Powożący tą karetą gwałtownie zahamował, po czym zawołał do piechura „jak daleko jest jeszcze do miasta”. Na to piechur odpowiedział „jeszcze godzina jeśli będzie pan wolniej jechał”. Na to powożący krzyknął „co za idiota”, zaczął okładać batem konie i bardzo szybko pojechał dalej, a nasz piechur kontynuował marsz w stronę odległego miasta. Za najbliższym zakrętem, tam gdzie droga była dość wyboista zobaczył tę samą karetę w rowie ze złamaną osią, a jej właściciel przeklinał na wszystko, a przede wszystkim na swój pech. Na to piechur powiedział „przecież mówiłem panu „jesli będzie pan wolniej jechał””

Nie pozwólcie, abyście na zakrętach życia lądowali w rowie, tylko dlatego bo dość nieprzytomnie słuchacie innych.

PS: Oczywiście w sprawach zawodowych, życia i śmierci oraz tych, gdzie przejąłem odpowiedzialność za rezultat to ja muszę dbać, aby moje przesłanie dotarło. Przy całej reszcie pozwala podziałać nowoczesnej ewolucji: „survival of the smartest”

Komentarze (58) →
Alex W. Barszczewski, 2012-02-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Artykuły, Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6

Porozmawiajmy o kolejnej rzeczy, do której nie mamy prawa, jeśli chcemy bezproblemowo nawiązywać i utrzymywać ciekawe znajomości z różnymi ludźmi.

Dzisiejsze stwierdzenie brzmi:

„Nie masz prawa wypytywać o cokolwiek osobistego, ani zwracać na to uwagę”

Podkreślam na wszelki wypadek, że cały czas mówimy o relacjach prywatnych, w biznesie często jest potrzebne zrobienie due diligence, ale to jest zupełnie inna para kaloszy. Tak samo powyższe nie dotyczy spraw zagrożenia życia lub zdrowia,  to też powinno już być oczywiste.

W tym punkcie tego „wypytywania” znowu Polacy mają spory problem, bo nieposzanowanie czyjejś prywatności jest bardzo silnie obecne w naszej „kulturze”.

Przypomnijcie sobie te wszystkie wścibskie pytania np. rodziny i tzw. „bliskich” o Wasze plany zawodowe, życie rodzinne lub intymne, plany co do posiadania dzieci, zmiany pracy, wysokość dochodów, cena mieszkania, powód nieposiadania dzieci, gdzie i za ile spędziłeś wakacje itp.

Denerwujące, nieprawdaż?

Jak sobie radzić z takimi osobami opisywałem w postach „Precz z dyktaturą pociotków i znajomych”, ale dzisiaj przyjrzyjmy się uważnie, czy sami nie popełniamy podobnych błędów.

Wielu rodaków ma wyniesioną ze szkoły silną tendencję „wyłapywania” u innych różnych szczegółów „odbiegających od normy” i dopytywanie się o nie. U niektórych zdaję się to być wręcz działaniem zastępczym zamiast innych przyjemnych rzeczy, które zazwyczaj robi się we dwoje :-)

Nie róbcie tego!!!

Bądźcie bardzo delikatni w takich sprawach. Ze względu na brak (w moich oczach) ostrych kryteriów, o co ewentualnie możemy pytać jest to tylko kwestia wyczucia, a to trudno przekazać słowem pisanym. Może opowiem coś o swoim podejściu, aby przybliżyć Wam o co chodzi.

W życiu zawodowym jestem bardzo dociekliwym człowiekiem, po 20 latach praktyki oraz studiowaniu takich zagadnień jak techniki przesłuchaniowe policji czy amerykańskich adwokatów procesowych z niewyszkolonego człowieka wyciągnę prawie każdą informację i wyłapię większość niespójności jak mi na tym zależy. Sytuacja zmienia się diametralnie, jeśli poznaję kogoś prywatnie w sprawach niezwiązanych z biznesem. Wtedy zazwyczaj jestem bardzo delikatny w moich pytaniach i generalnie zamiast wypytywać mówię danej osobie:

„powiedz mi proszę to, co według Ciebie powinienem o Tobie wiedzieć/ co jest ważne abym o Tobie wiedział”.

Innymi słowy pokazuje temu człowiekowi, że nie jest na jakimś castingu albo rozmowie rekrutacyjnej, że jestem gotów poznać go od tej strony, którą on zechce. Daje to tej osobie duży luz? Sprzyja otwarciu się jako człowiek bez konieczności długiego „stażu” w znajomości? Możecie się założyć że tak!!

Dodatkowym elementem, jest kwestia postrzegania :-) Tutaj znowu po tylu latach mojej pracy mam je chyba rozwinięte trochę ponad przeciętny poziom. Nie przeszkadza mi to często wyłączać je w różnych sytuacjach prywatnych, zwłaszcza jeśli jego rezultaty mogłyby być krępujące dla drugiej strony. Pamiętam kiedyś poznałem młodą, szczupłą kobietę. Wylądowaliśmy w łóżku i tam okazało się, że dziewczyna ma nieco powiększony chirurgicznie biust (wcześniej musiało być zero), do tego dość kiepsko zrobiony, z bardzo wyraźnymi bliznami. Ilu facetów zwróciłoby na to głośno uwagę, ewentualnie wypytując kto go tak spartolił itp? Ja, przez ponad 6 miesięcy naszej intensywnej znajomości nie tylko ani słowa na ten temat nie powiedziałem, ale cały czas zachowywałem się jakby była to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem koncentrując się na innych przyjemnych aspektach naszego bycia razem. Rozumiecie o co chodzi?

Przeanalizujcie Wasze zachowanie w takich sprawach życiowych. Ewentualna zmiana może zrobić ogromną różnice!

Zapraszam do dyskusji w komentarzach

PS: Wyjaśnienie kwestii antykoncepcji zanim pójdziemy z kimś po raz pierwszy do łóżka nie podchodzi pod kwestie osobiste, o które nie powinniśmy pytać :-) Całe szczęście można to zrobić zgrabnie i delikatnie :-)

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5

Dziś porozmawiajmy o kolejnej dość delikatnej kwestii a mianowicie:

Nie masz prawa wymagać od innych poświęceń, ani małych ani dużych”

Część z Was oczywiście powie: „Jak to, w bliskim związku trzeba czasem poświęcać się dla drugiej osoby!!”

Trzeba, albo i nie trzeba, to pytanie pozostawimy na razie jako otwarte. To, o czym piszę, to sprawa domagania się, a przynajmniej oczekiwania, że inny człowiek „się poświęci”.

Czyli zrezygnuje z czegoś, co jest dla niego ważne i/lub przyjemne, aby zrobić coś, co jest dobre dla nas.

Oczekiwanie poświęceń jest tak rozpowszechnione w polskim społeczeństwie, że jednostki, które głoszą poglądy opisane powyżej mogą na pierwszy rzut oka być postrzegane jako aspołeczne :-), przyjrzyjmy się więc temu bliżej.

Na początek podkreślmy więc co następuje:

  1. każdy ma prawo do dowolnych poświęceń ze swojej strony, zwłaszcza jeśli nie wiąże się to z koniecznością poświęcania się przez osoby trzecie

  2. dobrowolna rezygnacja z pewnych przyjemności i zasobów, aby zrobić coś dla drugiego człowieka jest zazwyczaj rzeczą dobrą i sam robię to bardzo często

Teraz mówimy o innym aspekcie, a mianowicie o tym, że nie mamy żadnego prawa oczekiwać tego od drugiego człowieka, wszystko jedno kim on jest.

Teoretycznym wyjątkiem może być zawarta wcześniej jednoznaczna umowa mówiąca że w wypadku X osoba Z zachowa się w sposób Y. Tutaj muszę Wam wyznać, że generalnie nie zawieram umów tego rodzaju (pomijamy teraz porozumienia czysto biznesowe). Dlaczego? Bo nie chcę, aby ktoś robił coś dla mnie tylko dlatego, że zmusza go do tego umowa!! To ja muszę tak planować moje życie i zasoby, aby nie stać się ciężarem dla innych, nawet w wypadku sporych katastrof życiowych. A nawet gdybym stracił wszystko łącznie z możliwością zarobkowania, to wtedy będę miał nadzieję na dobrowolną humanitarna pomoc z czyjejś strony, a nie oczekiwał tego od konkretnej osoby, chyba że będę stary i zniedołężniały a wcześniej zawre umowę o charakterze biznesowym jak opisałem kilka linijek wyżej.

W moim obecnym zyciu, nawet jak ktoś dobrowolnie chce się poświęcać dla mnie, to robie wszystko, co mozliwe aby tego unioknąć.

Co daje takie nastawienie jak opisuję w tym poście?

Jeżeli rzeczywiście je posiadamy (a nie tylko deklaratywnie), to ludzie wokół nas czuja brak jakiejkolwiek presji w tym kierunku i odważniej wchodzą z nami w relacje, które w wypadku postrzeganego zagrożenia „zobowiązaniami” nie byłyby możliwe. A to otwiera ogromne dodatkowe możliwości, nie tylko w biznesie :-)

Na zakończenie kilka przykładów oczekiwania gotowości do poświęceń:

  1. Rodzice oczekują że dzieci zajmą się nimi na starość – jest to niemądre i nie do końca fair, bo nikt przed przyjściem na świat nie pytał, czy zgadzają sie na taki deal. Full disclosure: Od lat wspieram moją 80-letnia mamę, ale czynie to z potrzeby serca a nie obowiązku. Poza tym fajnie jest zobaczyć , jak może żyć osiemdziesięciolatka, kiedy dostaje do dyspozycji trochę zasobów do Gypsy Time :-) Moja mama nigdy nie postrzegała tego, co robię jako zobowiązania, często wręcz muszę ją namawiać do przyjmowania czegokolwiek. To bardzo dobrze wpływa na nasze relacje.

  2. Dzieci oczekują, że rodzice będą je nadal wspierać nawet po uzyskaniu tzw. wieku dorosłego!! – To jest bardzo niebezpieczne założenie, które często prowadzi do przedwczesnych i niekoniecznie optymalnych życiowo decyzji dotyczących np. założenia rodziny, posiadania dzieci, czy tez kredytu na mieszkanie. Idealnie zrobił to kochający ojciec jednej mojej znajomej, której w wieku 18 lat powiedział: „Kiedy zdecydujesz się na założenie rodziny i dorosłość, to wiedz, że będziesz odpowiedzialna za wszystko, łącznie ze znalezieniem sobie własnego mieszkania, pracy itp.” To zabrzmiało w jej uszach niezwykle szokująco, ale dwadzieścia kilka lat później, mimo pochodzenia z typowego polskiego małego miasteczka, może ona spojrzeć na barwne i urozmaicone życie, którego nigdy nie zamieniałaby na to będące udziałem jej koleżanek. Tych, które od rodziców oczekiwały wsparcia i co gorsza je dostały. Polecam to uwadze zarówno dzieci jak i rodziców!

  3. Na zakończenie trochę nietypowy przykład z mojego życia. Od połowy lat dziewięćdziesiątych spędzam sporą część każdej zimy poza Europą. Po prostu niezbyt dobrze znoszę te ciemne i zimne miesiące a ponieważ w wyniku dobrego planowania mam możliwość spędzenia ich gdzieś indziej, to to robię. W tym czasie miałem różne przyjaciółki, z których znaczna część z powodów zawodowych lub biznesowych nie mogła wyrwać się z kraju na dłużej niż na zazwyczaj 2 tygodnie, czasem mniej. Ciekawą obserwacją było świadome lub podświadome zakładanie przez wiele z nich, że ponieważ one nie mogą z powodów czasowych (bo finansowych związanych z kosztami nie było) na tak długo wyjechać, to ja powinienem im towarzyszyć i siedzieć na miejscu! To przejawiało się albo w postaci otwartych pretensji, albo poprzez różne „humory”. Jak myślicie, jak wpływało to długofalowo na jakość tej relacji? Podkreślam, że nie mówimy tutaj o jakiejś sytuacji awaryjnej drugiej strony, tylko o normalnych zobowiązaniach zawodowych.

Tyle na razie w tym temacie, zapraszam do dyskusji w komentarzach

„Nie masz prawa wymagać od innych poświęceń, ani małych ani dużych”

Część z Was oczywiście powie: „Jak to, w bliskim związku trzeba czasem poświęcać się dla drugiej osoby!!”

Trzeba, albo i nie trzeba, to pytanie pozostawimy na razie jako otwarte. To, o czym piszę, to sprawa domagania się, a przynajmniej oczekiwania, że inny człowiek „się poświęci”. Czyli zrezygnuje z czegoś, co jest dla niego ważne i/lub przyjemne, aby zrobić coś, co jest dobre dla nas.

Oczekiwanie poświęceń jest tak rozpowszechnione w polskim społeczeństwie, że jednostki, które głoszą poglądy opisane powyżej mogą na pierwszy rzut oka być postrzegane jako aspołeczne :-), przyjrzyjmy się więc temu bliżej.

Na początek podkreślmy więc co następuje:

  1. każdy ma prawo do dowolnych poświęceń ze swojej strony, zwłaszcza jeśli nie wiąże się to z koniecznością poświęcania się przez osoby trzecie
  2. dobrowolna rezygnacja z pewnych przyjemności i zasobów, aby zrobić coś dla drugiego człowieka jest zazwyczaj rzeczą dobrą i sam robię to bardzo często

Teraz mówimy o innym aspekcie, a mianowicie o tym, że nie mamy żadnego prawa oczekiwać tego od drugiego człowieka, wszystko jedno kim on jest.

Teoretycznym wyjątkiem może być zawarta wcześniej jednoznaczna umowa mówiąca że w wypadku X osoba Z zachowa się w sposób Y. Tutaj muszę Wam wyznać, że generalnie nie zawieram umów tego rodzaju (pomijamy teraz porozumienia czysto biznesowe). Dlaczego? Bo nie chcę, aby ktoś robił coś dla mnie tylko dlatego, że zmusza go do tego umowa!! To ja muszę tak planować moje życie i zasoby, aby nie stać się ciężarem dla innych, nawet w wypadku sporych katastrof życiowych. A nawet gdybym stracił wszystko łącznie z możliwością zarobkowania, to wtedy będę miał nadzieję na dobrowolną humanitarna pomoc z czyjejś strony, a nie oczekiwał tego od konkretnej osoby, chyba że będę stary i zniedołężniały a wcześniej zawre umowę o charakterze biznesowym jak opisałem kilka linijek wyżej.

W moim obecnym zyciu, nawet jak ktoś dobrowolnie chce się poświęcać dla mnie, to robie wszystko, co mozliwe aby tego unioknąć.

Co daje takie nastawienie jak opisuję w tym poście?

Jeżeli rzeczywiście je posiadamy (a nie tylko deklaratywnie), to ludzie wokół nas czuja brak jakiejkolwiek presji w tym kierunku i odważniej wchodzą z nami w relacje, które w wypadku postrzeganego zagrożenia „zobowiązaniami” nie byłyby możliwe. A to otwiera ogromne dodatkowe możliwości, nie tylko w biznesie :-)

Na zakończenie kilka przykładów oczekiwania gotowości do poświęceń:

  1. Rodzice oczekują że dzieci zajmą się nimi na starość – jest to niemądre i nie do końca fair, bo nikt przed przyjściem na świat nie pytał, czy zgadzają sie na taki deal.
    Full disclosure: Od lat wspieram moją 80-letnia mamę, ale czynie to z potrzeby serca a nie obowiązku. Poza tym fajnie jest zobaczyć , jak może żyć osiemdziesięciolatka, kiedy dostaje do dyspozycji trochę zasobów do Gypsy Time :-) Moja mama nigdy nie postrzegała tego, co robię jako zobowiązania, często wręcz muszę ją namawiać do przyjmowania czegokolwiek. To bardzo dobrze wpływa na nasze relacje.
  2. Dzieci oczekują, że rodzice będą je nadal wspierać nawet po uzyskaniu tzw. wieku dorosłego!! – To jest bardzo niebezpieczne założenie, które często prowadzi do przedwczesnych i niekoniecznie optymalnych życiowo decyzji dotyczących np. założenia rodziny, posiadania dzieci, czy tez kredytu na mieszkanie. Idealnie zrobił to kochający ojciec jednej mojej znajomej, której w wieku 18 lat powiedział: „Kiedy zdecydujesz się na założenie rodziny i dorosłość, to wiedz, że będziesz odpowiedzialna za wszystko, łącznie ze znalezieniem sobie własnego mieszkania, pracy itp.” To zabrzmiało w jej uszach niezwykle szokująco, ale dwadzieścia kilka lat później, mimo pochodzenia z typowego polskiego małego miasteczka, może ona spojrzeć na barwne i urozmaicone życie, którego nigdy nie zamieniałaby na to będące udziałem jej koleżanek. Tych, które od rodziców oczekiwały wsparcia i co gorsza je dostały. Polecam to uwadze zarówno dzieci jak i rodziców! Nawiasem mówiąc, część młodych ludzi ma całkowicie fałszywe wyobrażenia o tym, ile możliwości delektowania się życiem (łącznie z bardzo dobrym seksem!!) mają osoby czterdziesto-, pięćdziesięcioletnie i powyżej, zwłaszcza te z grupy na „zielonej linii” opisanej w poście http://alexba.eu/2011-02-09/rozwoj-kariera-praca/nasza-osobista-wolnosc-2/ Ludzie ci utrzymali Was i wychowali, często z wielkimi wyrzeczeniami ze swojej strony. Bądźcie fair, i nie obciążajcie ich konsekwencjami Waszych decyzji życiowych!
  3. Na zakończenie trochę nietypowy przykład z mojego życia. Od połowy lat dziewięćdziesiątych spędzam sporą część każdej zimy poza Europą. Po prostu niezbyt dobrze znoszę te ciemne i zimne miesiące a ponieważ w wyniku dobrego planowania mam możliwość spędzenia ich gdzieś indziej, to to robię. W tym czasie miałem różne przyjaciółki, z których znaczna część z powodów zawodowych lub biznesowych nie mogła wyrwać się z kraju na dłużej niż na zazwyczaj 2 tygodnie, czasem mniej. Ciekawą obserwacją było świadome lub podświadome zakładanie przez wiele z nich, że ponieważ one nie mogą z powodów czasowych (bo finansowych związanych z kosztami nie było) na tak długo wyjechać, to ja powinienem im towarzyszyć i siedzieć na miejscu! To przejawiało się albo w postaci otwartych pretensji, albo poprzez różne „humory”. Jak myślicie, jak wpływało to długofalowo na jakość tej relacji? Podkreślam, że nie mówimy tutaj o jakiejś sytuacji awaryjnej drugiej strony, tylko o normalnych zobowiązaniach zawodowych.

Tyle na razie w tym temacie, zapraszam do dyskusji w komentarzach

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (83) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4

Dziś porozmawiamy o kolejnej rzeczy, do której nie mamy prawa, a mianowicie:

Nie mamy prawa ograniczać nikogo w poziomie ciepła i przyjazności jego komunikacji z innymi ludźmi.

Już wyjaśniam o co chodzi.

Znakomita większość Polaków (nazwijmy ich typem A), poza gronem bliskich znajomych zazwyczaj komunikuje z innymi ludźmi dość sucho i obcesowo. Nazwałbym to może nieco przesadnie (ale tylko nieco) tonem urzędniczym :-) Nie będę teraz się rozwodził, jakie to ma korzenie czy też negatywne konsekwencje, choć jest to niezmiernie ciekawy temat.

Zamiast tego zobaczmy co się dzieje, kiedy osoby te uzurpują sobie prawo do ograniczania stylu komunikacji ludzi, którzy jako podstawowy ton komunikacji mają ciepło i serdeczność. Tych ostatnich nazwijmy typem B.

Na czym polega różnica:

  • Typ A rozmawia z najbliższymi  tonem i językiem bardzo ciepłym (jeśli w ogóle takowym potrafi)
  • Ten sam typ A rozmawia z całą resztą świata tonem i językiem raczej zdystansowanym, suchym i rzeczowym
  • Typ B rozmawia z najbliższymi tonem i językiem bardzo ciepłym
  • Typ B rozmawia z reszta świata tonem i językiem trochę dostosowanym do preferencji rozmówcy – bardzo ciepłym z rozmówcą typu B, nieco stonowanym z rozmówcą typu A, ale generalnie po tej cieplejszej stronie możliwości.

Problem zaczyna się wtedy, kiedy osoba typu A słyszy jak bliska jej osoba typu B rozmawia z kimś innym i „ośmiela się” z tamtym człowiekiem komunikować czule i ciepło!! Jak on/ona może!!! :-)

Typowe reakcje potem, to pójście na dystans, pretensje, wyrzuty, agresja, łzy itp.

Takie zachowanie jest z mojego punktu widzenia dość niedojrzałe i prymitywne, do tego świadczy o słabym poczuciu własnej wartości. W rezultacie akcje osoby A u osoby typu B bardzo spadają i niezależnie od intencji, szkodzi to bardzo wzajemnej relacji. Stąd moje zalecenie zawarte w drugim zdaniu tego postu.

Dla wyjaśnienia kilka przykładów z mojego życia:

  • są osoby, które większość nieoficjalnych rozmów telefonicznych kończą np. słowem „buziaczki”, a na żywo prawdziwym buziaczkiem. Jest to zwykły objaw serdeczności, na który odpowiadam w ten sam sposób i nikomu innemu nic do tego!!

  • czasem potrzeba podbudować człowieka w potrzebie i to czego mu najbardziej potrzeba to okazanie odrobiny ciepła i życzliwości. Jeżeli robię coś takiego, to nikomu innemu nic do tego!!

  • kiedyś przed laty miałem scysję z przyjaciółka, która usłyszała końcówkę rozmowy, w której powiedziałem „pa kochanie”. A była to konwersacja ze znacznie starszą klientką, która przez telefon do wszystkich znajomych mówiła „kochanie” jeśli rozmowa odbywała się po polsku. Po niemiecku mówiła „mój najukochańszy/moja najukochańsza” :-)

  • Mam za granicą klienta, który będąc w biznesie twardym macho (i stuprocentowym hetero!) kończy większość rozmów z rodziną i dobrymi znajomymi słowem „Bussi”, czyli… buziaczek :-)

W żadnym z opisanych powyżej przypadków nie ma żadnego kontekstu seksualnego!!!

Po co więc cały ten cyrk z pretensjami, zazdrością itp?

Zalecam każdemu z Was zrobienie sobie małego testu: Przyjrzyjcie się uczciwie na jakim poziomie serdeczności i ciepła rozmawiacie z większością ludzi. Jeżeli wykaże on, że należycie do większości Polaków (Typ A), to zadajcie sobie pytanie, czy przypadkiem świadomie, lub nieświadomie nie uzurpujecie sobie u osób bliskich prawa, o którym napisałem powyżej.  Bardzo wielu dobrych i uczynnych ludzi sukcesu, których znam należy do Typu B i takim zachowaniem być może niepotrzebnie marnujecie sobie poważne szanse w życiu.

A to przecież szkoda….

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3

Podczas dyskusji pod poprzednim postem Agnieszka poruszyła ciekawy temat częstego wzrostu poziomu roszczeniowości w miarę zacieśniania się relacji miedzy dwojgiem ludzi.

To zjawisko niestety ma miejsce bardzo często i w dużym stopniu przyczynia się do erozji wielu pozytywnych uczuć miedzy tym dwojgiem ludzi.  Któregoś dnia jedna ze stron budzi się rano i stwierdza, że właściwie to niewiele ją łączy z tą osobą obok, a druga strona wykorzystuje nas jako linę holowniczą, co opisywałem kiedyś. A to jest bardzo niesympatyczne uczucie!!

Warto tez dodać, że brak tejże roszczeniowości na początku relacji nie jest wcale gwarancją, że nie pojawi się ona później, a niektórzy ludzie zdają się zatracać w niej wszelki umiar, zwłaszcza jeśli druga strona jest osobą szczodrą. Na to mogę Wam przytoczyć dość osobisty przykład:

Miałem kiedyś taki bardzo bliski i intensywny związek  z początkowo niezwykle sympatyczną kobietą, która w końcowej fazie naszej relacji nie tylko prawie w 100% „wisiała na mnie” ekonomicznie, ale potrafiła mieć do mnie bardzo wielkie pretensje o to, że zawalony totalnie pracą i wyprostowywaniem pewnych problemów wynikających z niedotrzymania przez nią poważnych zobowiązań nie wpadłem na to, że jej dorosłą, żyjąca za granicą córka chciałaby być może spędzić urlop nad polskim morzem i nie powiedziałem, że dość niespodziewanie w tym czasie moje mieszkanko tam będzie wolne! Co za bezczelność z mojej strony!! :-) :-) Tak więc bądźcie czujni i reagujcie już na pierwsze oznaki takiego zachowania!

Ktoś może powiedzieć, że dla tej pani z powyższego przykładu zrobiło to niewielką różnicę bo i tak rozstanie było już pewne, ale to niezupełnie jest tak. W relacjach ze mną i wieloma innymi ludźmi sposób rozstania ma ogromne znaczenie. Większość przesympatycznych przecież kobiet, z którymi miałem związki różnego rodzaju i długości trwania może nawet po latach zwrócić się do mnie o pomoc w wypadku jakiś tarapatów i oczywiście w miarę możliwości postaram się coś zrobić. Dla pań takich jak ta opisana powyżej – życzę wszystkiego najlepszego w życiu, ale nigdy już nie pojawiaj się w moim!

A sami wiecie, że w życiu bywa różnie i czasem warto mieć dostęp do inteligentnego faceta „z jajami”, który w sytuacji podbramkowej pojawi się z przysłowiową kawalerią (jak w westernach :-)) Wbrew pozorom zbyt wielu takich w naszym kraju nie ma.

Co o tym myślicie?

PS: Aby nie było nieporozumień, miło i grzecznie zapytać prawie zawsze można, napisałem o postawie, kiedy ktoś ma złudzenie, że mu się „należy”

PPS: Czytając ten post popatrzmy na siebie – czy sami przypadkiem tacy nie jesteśmy?

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (26) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2

Podyskutujmy o kilku konkretnych przykładach uzurpowania sobie prawa do czegoś ,które bardzo negatywnie wpływa na nasze relacje z wieloma ludźmi.

Zacznijmy od dość powszechnego i bardzo problematycznego przypadku, o którym w komentarzu pod poprzednim postem wspomniała Ewa W.

Omawiana sytuacja ma miejsce wtedy wtedy, kiedy ktoś, nie będąc do tego w żaden konkretny sposób zobowiązany robi dla nas coś dobrego. Jeżeli ten dobry uczynek się powtarza, to wiele osób zaczyna zachowywać się, a przynajmniej myśleć, jakby spełnianie go było obowiązkiem tego darczyńcy. A to jest poważny błąd, zwłaszcza w stosunku do ludzi, którzy sami osiągnęli coś w życiu i normalnie mogliby być dla nas cennym źródłem wiedzy i zasobów. Ludzie Ci zazwyczaj:

  • nie są zdesperowani, aby ktoś za wszelką cenę ich lubił.
  • żyjąc w sporym oderwaniu od wielu konwenansów i programów społecznych doskonale zdają sobie sprawę, kiedy robią coś wyłącznie z własnej, dobrej i nieprzymuszonej woli.

U takich jednostek, kiedy są skonfrontowane ze wspomnianą roszczeniową postawą automatycznie uruchamia się program szybkiej selekcji. Nawet jeśli w drobniejszych sprawach nie oznacza to od razu „odstrzelenia” takiego znajomego, to gotowość zrobienia czegoś dla niego spada drastycznie. Zabawne jest to, że większość delikwentów nawet tego nie zauważa. Wyjaśnienie jest bardzo proste. Są oni przyzwyczajeni do typowego poziomu możliwości i życzliwości w swoim otoczeniu, a ten jest z mojego puntu widzenia zazwyczaj niewielki. Wchodząc w bliskie i przyjacielskie relacje z osobami takimi jak ja, ktoś taki rzadko w pełni zdaje sobie sprawę, z czego w razie potrzeby może skorzystać. A ja oczywiście też nie „przechwalam się” tym :-) Czyli może być tak, że ktoś przyzwyczajony do wsparcia max. 5, poznawszy mnie szacuje to, co może otrzymać ode mnie na maksymalnie 10, podczas, gdy tak naprawdę jest to 200!! Nic dziwnego, że jeśli  te możliwości zostaną mu zabrane, to taka osoba sobie takiej straty nawet nie uświadomi. A ja w myśl mojej zasady „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” tez się z tym nie będę wychylał! Ale teraz pomyślcie, biorąc pod uwagę, że nie jestem jedynym takich człowiekiem na świecie, jak często coś podobnego się zdarza i co w naszej bardzo konkurencyjnej rzeczywistości taka strata oznacza. Ile potencjału do pójścia w górę jest marnowane tylko z powodu ubzdurania sobie, że nam się coś należy!! Po to właśnie pisze ten post.

Czy wyraziłem się jasno i przyda się to komuś?

W następnych odcinkach podam parę mniej oczywistych wariantów takiego zachowania, a teraz zapraszam do dyskusji

PS: Jestem dość zmęczony, audio będzie jutro

Komentarze (47) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Nie masz prawa (prawie) do niczego!!

W ostatnich 2 postach cyklu zajęliśmy się stosunkowo łatwym tematem zdobywania umiejętności praktycznych. Nawiasem mówiąc ciekaw jestem ilu z Was zmotywowały one do analizy i przede wszystkim zmiany podejścia do tego ważnego tematu? :-)

Od dzisiaj zajmiemy się czymś trudniejszym, a mianowicie „umiejętnością nawiązywania oraz podtrzymywania bliskich i serdecznych relacji z innymi ludźmi „

Na początek koniecznie przeczytajcie uważnie następujące posty:

http://alexba.eu/2006-04-03/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-czy-jestes-milym-czlowiekiem/

http://alexba.eu/2007-03-30/rozwoj-kariera-praca/optymalna-strategia-postepowania-z-innymi-ludzmi/

http://alexba.eu/2008-10-29/szacunek-i-zaufanie-u-innych/promien-slonca/

http://alexba.eu/2007-12-07/rozwoj-kariera-praca/tu-i-teraz/

http://alexba.eu/2007-12-04/rozwoj-kariera-praca/feedback-korzystanie/

http://alexba.eu/2007-10-28/rozwoj-kariera-praca/pytaj-bez-strachu/

http://alexba.eu/2007-03-24/rozwoj-kariera-praca/skuteczne-nawiazanie-dobrego-kontaktu-z-innym-czlowiekiem/

http://alexba.eu/2006-04-11/rozwoj-kariera-praca/kontakty-z-ludzmi-podkreslac-roznice-czy-podobienstwa/

Nawiasem mówiąc, jak chcecie podyskutować na któryś z powyższych tematów, to proszę zróbcie to pod odpowiednim postem, nie tutaj !!

Zastosowanie wskazówek tam zawartych da Wam już sporą przewagę nad wieloma ludźmi wokół nas, których umiejętności socjalnych nie waham się przyrównać do młócki cepem na klepisku :-)

Powyższe posty to jest oczywiście przedszkole tego, co jest możliwe i zaczynając od dziś będę w miarę możliwości i ograniczeń (blog w internecie zamiast bezpośredniego pokazania) rozmawiał z Wami o różnych, często subtelnych elementach, które mogą zrobić ogromną różnicę w Waszych kontaktach z innymi ludźmi. Niektóre będą się Wam wydawać błahe lub dziwne, ale to one często są tą „różnicą, która robi różnicę” w naszych relacjach z otoczeniemi, a co za tym idzie i w jakości naszego życia. Warto podkreślić, że sama wiedza o nich będzie bezużyteczna, o ile nie będziecie tego stosować we własnym życiu, a do tego trzeba nabyć praktycznych umiejętności.

Jeśli ktoś nie jest zdeterminowany do tego, to może sobie oszczędzić czas, który przeznaczyłby na czytanie i pójść np. do kina :-)

Porozmawiajmy więc o stwierdzeniu zawartym w tytule.

W moich kontaktach z innymi generalnie stosuję zasadę, że poza:

  • bardzo ogólnymi i dość minimalistycznymi elementami wzajemnego przyzwoitego traktowania się oraz
  • rzeczami do których ktoś zobowiązał się w ramach jednoznacznej umowy

nie mam prawa oczekiwać od kogoś innego określonych działań czy zachowań. Kropka.

Oznacza to, że:

  • pominąwszy przypadki wyliczone powyżej nie wywieram presji na innych aby coś konkretnego dla mnie zrobili, szczególnie jeśli wiązałoby się to z kosztami lub wyrzeczeniami z ich strony
  • jeśli ktoś robi cokolwiek dla mnie, co wykracza poza te powyższe dwa przypadki, to traktuję to jako prezent i jestem temu człowiekowi po prostu wdzięczny

Moim ulubionym nastawieniem i stwierdzeniem jest:

„Chcę, abyś działał/a zgodnie z Twoim najlepszym interesem. Jeśli będzie to w sprzeczności z naszymi dotychczasowymi ustaleniami, to renegocjujmy je.”

Co to daje?

  • brak presji z mojej strony daje ludziom ogromny luz przy wchodzeniu ze mną w relacje wszelkiego rodzaju. To powoduje, że mam z bliźnimi bardzo szeroką gamę tych ostatnich, do wielu nigdy by nie doszło, gdyby ludzie ci mieli chociaż cień podejrzenia, że pójdą za nimi jakiekolwiek dodatkowe oczekiwania lub  wymagania z mojej strony. Nie muszę tłumaczyć, jak bardzo wzbogaca to moje życie, nie tylko konto bankowe :-)
  • ponieważ traktuję większość tego, co robią dla mnie inni ludzie jako prezent i jestem im za to autentycznie wdzięczny, to jakoś otrzymuje coraz więcej i więcej, często wcale o to nie prosząc. Myślę (i gdzieś czytałem nawet o takich badaniach), że my ludzie od małego mamy gdzieś głęboko zakorzeniony taki program robienia czegoś dobrego dla innych, tylko musi to być docenione i nie może być wymuszone czy też nadużyte. To może tłumaczyć to zjawisko

Poprzestańmy na razie na tych dość ogólnych stwierdzeniach, aby dać Wam możliwość swobodnej interpretacji i przyjrzenia się jak robicie to dotychczas. W następnym odcinku przyjrzymy się konkretnym przypadkom z życia, a w międzyczasie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (33) →
Alex W. Barszczewski, 2012-01-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Wykorzystaj potencjał

Jak nas oceniają

W jednym z ostatnich postów http://alexba.eu/2011-12-12/rozwoj-kariera-praca/wykorzystaj-potencjal/zdobywanie-umiejetnosci-praktycznych/ pisałem o różnych podejściach do zdobywania umiejętności praktycznych.

Obranie właściwej strategii (szczególnie bardzo duży odsetek elementów praktycznych) w znakomitej większości przypadków pozwala nam na uzyskanie przewagi konkurencyjnej nad „studentami” działającymi według średniowiecznych, scholastycznych metod.

To jest jedna, bardzo ważna strona medalu, niemniej nie jest to wszystko na ten temat.

Drugim, rzadko uświadamianym aspektem, jest fakt, że nasze podejście ma często wielki wpływ na to, jak postrzegają nas ludzie, którzy mogliby posunąć naszą karierę życiową bardzo do przodu. O ile nie zamykamy sie w jakiejś ludzkiej monokulturze (pisałem o tym http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/ ) to od czasu do czasu spotykamy osoby, które nie tylko są chętne aby pomagać rozwijać się innym, ale też maja do tego odpowiednie środki. Te osoby oczywiście nie lubią, kiedy ich czas lub zasoby są marnowane, dlatego najpierw uważnie przyglądają się potencjalnym beneficjentom. Jednym z często stosowanych kryteriów jest właśnie to, czy dany kandydat robi coś praktycznie zbierając doświadczenia, czy tylko zajmuje się teorią. Tylko to kryteriom prowadzi do kolosalnych różnic „na wyjściu”. Ja chętnie pomagam ludziom, ale nawet u mnie w przypadku studentów prowadziło to np. do

  • przyjacielskiej rady dla teoretyka
  • ufundowania rocznego stypendium plus wsparcie sprzętowe dla praktyka, który nie bał się wystawić głowę na zimny wiatr rzeczywistej gospodarki rynkowej :-)

Jest to różnica na starcie wobec bezwartościowości dyplomów wielu polskich uczelni? A przecież nie jestem odosobnioną jednostką, która robi takie rzeczy!!

Czy się to komuś podoba, czy nie, warto sobie ten fakt uświadomić – pewni ludzie na to patrzą

Innym, podobnym tematem jest kwestia rekomendowania kogoś, czy nawet informowania o pewnych sposobnościach na rynku pracy. W wypadku „praktyków” często sam z siebie mówię różnym atrakcyjnym (z punktu widzenia możliwości kariery) praco-/zleceniodawcom „ to jest człowiek, którego powinieneś poznać”. „Teoretykom” co najwyżej powiem „spróbuj tam i tam”.

I znowu nie jestem jedynym człowiekiem stosującym takie zróżnicowanie.

Może to zrobić dużą różnicę? Z pewnością!!

To, co napisałem powyżej powinno dać wielu z Was poważnie do myślenia i mam nadzieję, że będzie prowadziło do konstruktywnych wniosków.

Warto też wspomnieć, że szczególnie u młodych ludzi po studiach to przejście z „teoretyzowania” do praktycznego zdobywania umiejętności (mówimy tutaj o proporcjach, o których pisałem w poprzednim poście na ten temat) niekoniecznie jest drogą jednokierunkową (niestety). Zdarzało mi sie obserwować „recydywę” takich ludzi i „zastępcze” „poszerzanie wiedzy teoretycznej” wtedy, kiedy była sposobność i możliwość, do podjęcia konkretnego działania. To prawie zawsze oznacza kolosalną stratę wizerunkową i przestrzegam przed takim postępowaniem.

Macie materiał do przemyśleń? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Wersja audio będzie później, bo pisze w Eurocity :-)

Komentarze (30) →
Alex W. Barszczewski, 2011-12-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Wykorzystaj potencjał

Zdobywanie umiejętności praktycznych

Po Waszym bardzo pozytywnym odzewie na moje ostatnie zapytania, czas spełniać obietnicę i napisać pierwszy post. Z godnie z tym, co napisałem, pójdę dziś na łatwiznę i poruszę bardzo prosty i mało kontrowersyjny temat, a mianowicie w jaki sposób zdobywamy nasze umiejętności.

Przy czym moja definicja umiejętności to jest nasza zdolność dostarczania konkretnych i pożądanych rezultatów w danej sytuacji. Pamiętacie mój wzór na wartość rynkową? Dziś porozmawiamy o tym pierwszym czynniku i to niekoniecznie tylko w aspekcie kompetencji zawodowych. To samo odnosi się do nowego hobby, itp.

Na początku jak zwykle ważne disclaimers :-)

  • Jeżeli ktoś chce zostać kosmonautą, neurochirurgiem itp. to nie jestem pewien, czy poniższy tekst jest w pełni adekwatny. Nasze dzisiejsze rozważania dotyczą przeciętnych zjadaczy chleba takich jak ja, którzy chcą nabyć nowych umiejętności w jakiejś bardziej „przyziemnej” dziedzinie, aby podnieść sobie wartość rynkowa, bądź też przyjemność korzystania z życia.
  • Tekst dotyczy osób, mających za sobą zdobywanie pewnego minimum wykształcenia ogólnego, więc raczej nie uczniów i studentów.
  • To co piszę jest jak zwykle subiektywne i nie pretenduje do miana prawdy absolutnej. Niemniej moje wieloletnie obserwacje pokazują sporą zależność wyników końcowych od przyjętej strategii i ta opisana zdaje się sprzyjać tym szybkim i pożądanym

W czym rzecz?

Generalnie ucząc się nowych umiejętności możemy skorzystać z 3 narzędzi:

  1. zdobywać wiedzę teoretyczną na dany temat
  2. podpatrywać jak robią to ci, którzy daną umiejętność opanowali bardzo dobrze
  3. próbować samemu w praktyce

Problem polega na właściwym dobraniu proporcji pomiędzy nimi.

Prawie całe polskie szkolnictwo łącznie z tzw. „szkolnictwem wyższym” (dwie najlepsze uczelnie ledwo mieszczą się w pierwszej światowej pięćsetce) zdaje się być oparte głownie na „przerabianiu” teorii i nic dziwnego, że ludzie będący produktem takiego systemu mają bardzo silną tendencję w kierunku wtłaczania w siebie dalszych dawek wiedzy. Można to zaobserwować zarówno u osób, które studia skończyli już dawno, jak i u świeżo upieczonych absolwentów.

Z jednej strony znam kobiety i mężczyzn, którzy mając konkretne osiągnięcia biznesowe lub zawodowe „idą na studia” podyplomowe i co gorsza kontynuują je mimo stwierdzenia faktu, że ładuje im się tam jakąś teorię, często niewiele mającą wspólnego z praktyką. No ale trzeba przecież się „nauczyć”.

Z drugiej strony znane mi są przykłady inteligentnych i zdolnych absolwentów, którzy mając możliwości wystartowania z działalnością ponad 90% czasu zużywają na dalsze czytanie „o sprawie i o świecie” zamiast ruszyć się i zacząć zdobywać własne doświadczenia. Jak coś takiego widzę, to mi ręce opadają :-(

Rozumiem, że takie podejście jest wygodne i pozornie bardzo bezpieczne. Z jednej strony odpowiada to głęboko zakorzenionym przyzwyczajeniom, jak też chłopskiej mentalności nie wychylania się, która wciąż jeszcze dość silnie jest widoczna w narodzie.

Potem tak wielu ludzi dziwi się, że żyją jak żyją a nie jest to życie ich marzeń.

Jak robię to ja?

Jeżeli chcę się nauczyć czegoś nowego, o czym mam raczej mierne pojęcie to prawdopodobnie na początku przeczytam kilka książek na ten temat, porozmawiam i poprzyglądam się jak to robią ludzie, którzy są w tym już dobrzy. Może któryś z nich zostanie nawet moim mentorem?

Kiedy z grubsza orientuję się „jak to się je” i gdzie leżą ewentualne zagrożenia, których warto się wystrzegać, to po prostu próbuje to robić!! I to jak najszybciej!!

W liczbach możemy to mniej więcej wyrazić następującymi proporcjami:

  1. 20% czasu na studiowanie zagadnienia
  2. 20% na podglądanie i konsultacje
  3. 60% na próby własne i uczenie się z błędów

Tak postępuję, kiedy uczę się czegoś całkiem nowego.

Jak uczę się rzeczy, w których jestem już dobry to proporcje wyglądają następująco:

  1. 10% studiowania
  2. 10% podpatrywania i konsultacji
  3. 80 % prób własnych

Kiedy w ramach mojej działalności zawodowej  trenuję managerów, to mówię im parę zdań o co chodzi i na co zwracać uwagę, następnie pokazuję samemu jak coś zrobić, całą resztę czasu uczestnicy próbują i ćwiczą sytuacje jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych. Potem klienci się cieszą,że jest taka wysoka skuteczność szkolenia :-)

Widzicie pewien wzór postępowania?

Teraz mam małe zadanie dla każdego z Was: Spójrzcie uczciwie jak wyglądają te proporcje pomiędzy studiowaniem, podglądaniem i próbowaniem w wypadku Waszych nowych przedsięwzięć i zastanówcie się, jaki to może mieć wpływ na ich rezultat.  Pamiętajcie, że generalnie dostajemy pieniądze za to co umiemy a nie za naszą wiedzę. Uwzględnijcie też, iż w dzisiejszych czasach tzw. Time to market staje się coraz bardziej istotnym i dotyczy to też nas na szeroko rozumianym rynku pracy. W przeciwnym wypadku będziecie musieli liczyć się ze sporym Lost Opportunity Cost, który może zrobić decydująca różnice w jakości Waszego życia. A któż chciałby skończyć na „śmieciówkach”, czy zmywaku? Żadna praca nie hańbi, ale przecież chcemy żyć lepiej.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2011-12-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 1 of 212»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025