Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Dyskusja o stabilizacji w życiu c.d.

Witajcie

Tak oto zrobił się już prawie poniedziałek, postaram się mimo tego odpowiedzieć na Wasze komentarze, najwyżej zrobię to w dwóch odcinkach.
Ze względu na to, że chcę odwoływać się do innych postów, a nie bardzo wiem jak to zrobic przy pomocy tego prymitywnego edytora komentarzy pozwolę sobie napisać ten tekst jako nowy post, prosze o wyrozumiałość :-)

Najpierw może zaczniemy od tych wypowiedzi, gdzie pojawia się wyraźna różnica poglądów bądź interpretacji.
Jak juz wspomniałem w moim poprzednim, krótkim komentarzu, jestem zdziwiony, iż co najmniej dwoje z Was odebralo moje pierwotne wypowiedzi jako jednostronne, bądź jedyne słuszne.
Spójrzmy jeszcze raz na parę zdań z moich obydwu oryginalnych postów:
Na samym początku pierwszego (w tytule) postawilem pytanie (nie stwierdzenie!) czy stabilizacja jest szcześciem, czy też pułapką . Zaraz potem, zanim cokolwiek konkretnego powiedziałem napisałem:

„Nie mnie jest mówić komukolwiek zarówno co ma w życiu robić jak i kiedy, dlatego ograniczę się do zaproponowania Wam paru pytań, które warto sobie zadać zanim podejmiecie jakiekolwiek długoterminowe decyzje “stabilizacyjne””

I potem jeszcze:

„Aha, jeszcze jedno: ponieważ jest to Wasze życie, to odpowiedzcie sobie na te pytania samodzielnie”

Po Waszych komentarzach dodałem drugi post, w którym podałem kilka przykładów tego, co miałem na myśli w pierwszym ( w którym. powtarzam, zadałem tylko kilka pytań). Po tych przykładach napisałem:

„Opisane powyżej przypadki naturalnie nie oznaczają, że każdy, kto podejmuje takie decyzje popełnia błąd. Tutaj przy ocenie powinniśmy jak zwykle użyć rozsądku, najlepiej własnego, a nie zapożyczonego od innych ludzi”

Z całym szacunkiem Arturze , gdzie tu jest wzmiankowane przez Ciebie przedstawienie jedynie słusznej recepty na życie?
Zadałem parę niewygodnych pytań, zgoda, niemniej odpowiedzi pozostawiłem każdemu Czytelnikowi, bo każdy ma inna sytuację i wyobrażenia. A zadawać sobie te pytania naprawdę warto.

Twoj opis sytuacji z mieszkaniami w Warszawie podsunął mi dość interesujący pomysł, pozwól najpierw, że sprawdzę parę liczb i wróce do niego troszkę później.

Nie bardzo jestem pewien, kogo masz na mysli pisząc o ocenianiu wartości człowieka na podstawie jego zarobków, ja tego nigdzie nie twierdziłem. Co do stereotypów o pracy polecam lekturę tego postu
Moniko

Zacznijmy może od tego, gdzie niewątpliwie jesteśmy tego samego zdania.
Absolutnie zgadzam się z Tobą, że różni ludzie mają różne cele i potrzeby, różny model życia i najważniejsze jest, aby byli w trakcie jego realizacji szcześliwi.
Zgadzam się też, że prawie zawsze istnieje ten wspomniany przez Ciebie czynnik niepewności, czasem nawet dość duży.
Jesteśmy zapewne tego samego zdania, że ciągle poznajemy siebie i ten proces trwa co najmniej do naszej śmieci mentalnej, a w optymalnym przypadku do fizycznej.
Zgadzamy się też co do tego, że zbyt pochopne podejmowanie ważnych decyzji może znacznie utrudniać życie (co było zresztą przesłaniem pierwszego postu).
Twoja wizja rodziny i życia jest Twoja wizją i nikt inny nie ma prawa jej oceniać. Nie było też moją intencją ocenianie kogokolwiek, lecz pobudzenie do przemyśleń, ktore mogą przecież być zarówno pro, jak i kontra stabilizacji.

Teraz zobaczmy, gdzie mamy rozbieżności:

Twój przykład ze sprostowaniem (razem z umiejętnie użytą techniką kontrastowania:-)) nie jest adekwatny do naszego przypadku. Tam nie chodziło o sprostowanie czegokolwiek, lecz ten, jak go nazwałaś „akapicik” był integralną częścią mojej pierwotnej wypowiedzi.

Podany przykład kolegi, który został kurierem ma się nijak do moich wypowiedzi, bo on przecież „zdestabilizował” swoją sytuację (coś podobnego zrobiłem w 1991 roku jak zostawiłem branżę IT i zacząłem prawie od zera jako trener).
Jeśli chodzi o wzmiankowanych przez Ciebie outsiderów wypalających węgiel w Bieszczadach, to była to ich decyzja i ich sprawa. Jeśli, jak piszesz, musieli upijać się na umór spirytusem, to chyba nie byli za bardzo w tym co robili szcześliwi.

Nie umieszczam też pojęcia stabilizacji w negatywnym kontekscie jako takim. Uważam tylko osobiście, że kładzenie na jej ołtarzu wszelkich innych spraw jest niekorzystne, ale tutaj znowu każdy może mieć swoją prawdę :-)

W tej metaforze z żeglowaniem miałem bardziej na myśli coś, co po angielsku nazywa się „window of opportunity”. Zarówno w żeglowaniu, jak i w życiu przespanie korzystnego wiatru na kotwicowisku kończy sie często koniecznością mozolnego halsowania pod wiatr i nie ja to wymyśliłem (ale przerabiałem osobiście zarówno na morzu jak i na lądzie :-))

Pozwólcie że teraz udam sie na spoczynek i dokończę jutro. Mnie też Wasze wypowiedzi pobudzają do przemyśleń i dziekuję Wam za to.

Komentarze (4) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Stabilizacja w życiu cz. 2

W komentarzach do poprzedniego postu o stabilizacji życiowej zarówno Monika jak i KiT zwrócili mi uwagę, na brak precyzyjnej definicji tego, o czym pisałem.

Oboje macie racje, powinienem był dokładniej napisać co miałem na myśli pisząc tamten post.
Zgadzam sie z KiT, że stabilizacja jako taka jest iluzją. Użyłem tego słowa w znaczeniu, jakie na ogół przypisują mu je osoby do tejże „stabilizacji” dążące.
Typowe przykłady tego, co mam na myśli to:

  • „stabilizacja sytuacji mieszkaniowej” poprzez kupowanie, czesto na kredyt nieruchomości, czy też „wicie gniazdka” zanim podejmiemy wyedukowaną decyzję gdzie i jak tak naprawdę chcemy żyć. Często odbywa się to kosztem rozwoju wartości rynkowej, który już średnioterminowo otworzyłby nam znacznie bardziej atrakcyjne opcje.
  • „stabilizacja układów damsko-męskich” (bądź innych, w zależności od indywidualnych preferencji), która przejawia się w próbach „zaklepania sobie” partnera (małżeństwo, tzw. założenie rodziny) zanim jeszcze uświadomimy sobie sami, kim naprawdę jesteśmy i jakie mamy potrzeby w życiu. W rezultacie, często zamiast się rozwijać spędzamy mnóstwo czasu i energii na „wzajemnym dopasowaniu”.
  • „stabilizacja sytuacji zarobkowej”, polegająca na tkwieniu w firmach i zawodach nie odpowiadających naszym upodobaniom i zdolnościom tylko dlatego, bo daje to „pewny” zarobek. To pozbawia nas często radości z tego co robimy (czasem zdaje mi się że dla wielu ludzi jest to abstrakcyjna koncepcja), a co za tym idzie możliwości osiągania naprawdę dobrych rezultatów. Zazwyczaj jest smutna konsekwencja nadgorliwości w dwóch poprzednich punktach.

Opisane powyżej przypadki naturalnie nie oznaczają, że każdy, kto podejmuje takie decyzje popełnia błąd. Tutaj przy ocenie powinniśmy jak zwykle użyć rozsądku, najlepiej własnego, a nie zapożyczonego od innych ludzi :-)

Pamiętajmy przy tym, że jak wieje korzystny wiatr, to trzeba żeglować, a nie rzucać dodatkowe kotwice. Inaczej łatwo możemy znaleźć się w gronie tych, którzy mówią: „biednemu zawsze wiatr w oczy”

Komentarze (23) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka

Obserwuję wokół siebie wielu młodych ludzi, którzy ogromnym nakładem wysiłku próbują wprowadzić w swoje życie jak najwiecej stabilizacji.
Często „stabilizacja” ta ma miejsce kosztem przyszłości (kredyty), często kosztem marzeń (a człowiek bez marzeń to przygnąbiający widok).
Nie mnie jest mówić komukolwiek zarówno co ma w życiu robić jak i kiedy, dlatego ograniczę się do zaproponowania Wam paru pytań, które warto sobie zadać zanim podejmiecie jakiekolwiek długoterminowe decyzje „stabilizacyjne”

  • czy moja obecna sytuacja naprawdę zasługuje na jej utrwalenie (bo do tego prowadzi stabilizacja)?
  • jaka będzie chwilowa i długoterminowa cena tej stabilizacji?
  • jak moja stabilizacja wpłynie na zdolność reagowania na zmieniającą się sytuację zewnątrzną (która staje się regułą w dzisiejszych czasach)?

Zdaję sobie sprawę, że to może prowadzić do otrzeźwiających odpowiedzi, badź nawet budzić agresję (któż lubi być pozbawiany iluzji?). Duże firmy robią takie strategiczne przemyślenia ciągle, dlaczego my mielibyśmy z tego narzędzia nie skorzystać?
Aha, jeszcze jedno: ponieważ jest to Wasze życie, to odpowiedzcie sobie na te pytania samodzielnie, bez odwoływania się do ogólnie wyznawanych „prawd” wszelkiego rodzaju.

PS: Od jutra rana do niedzieli wieczorem jestem offline, więc nie będę mógł moderować komentarzy i odpowiadać na maile.

Komentarze (14) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zaufanie w biznesie cz.2

Wiele rzeczy jest w biznesie możliwych tylko w sytuacji, kiedy klient ma do nas zaufanie dwojakiego rodzaju:

  • zaufanie do naszych kompetencji, do tego, że wiemy o czym mówimy
  • zaufanie do tego, że jesteśmy przyzwoitym człowiekiem, który stara się wypracować i zrealizować rozwiązania win-win

To podwójne zaufanie jest szczególnie istotne w wypadku potencjalnego klienta, który dopiero rozważa zaangażowanie nas i wcale nie tak łatwe do uzyskania. Proponuję, aby każdy z Was przeanalizował swoje metody jego uzyskiwania. Macie w ogóle jakieś? Są one skuteczne?

Parę podpowiedzi  :-)

Do pierwszego: słyszysz jak twój rozmówca telepatycznie przekazuje Ci „mów mi to, czego nie wiem”, „mów mi to, co jest dla mnie istotne”?  Używasz klarownego języka eksperta, czy trenowanego przez media i większość szkół „wyższych” pseudonaukowego bełkotu w myśl zasady „im bardziej skomplikowanie coś tłumaczę, tym lepiej to brzmi” :-) ?

Do drugiego: komunikujesz otwarcie twoje zamysły i cele? pokazujesz się jako człowiek z krwi i kości, czy po prostu maszyna do robienia interesów? Czy poprzedza Cię odpowiednia reputacja?

To można by dalej ciągnąć i w razie potrzeby możemy do tego powrócić. Powyższe wskazówki wcale nie są takie banalne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje i większość ludzi ma tu spory niewykorzystany potencjał. Na ten temat lepiej się rozmawia niż pisze (po można pokazać wiele przykładów), więc może kiedyś zrobimy sobie o tym małą konferencję na Skype.

Komentarze (1) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Zaufanie w biznesie

Marek Rafałowicz rozważa w swoim blogu kwestie zaufania w biznesie i jego wpływ na gładkość przeprowadzania różnych działań między partnerami. W tej kwestii istnieją oczywiście bardzo różne stanowiska, począwszy od „zaufanie jest dobre – kontrola lepsza” (Włodzimierz Ilicz Lenin) po „szaleńców” takich jak ja, dla których powiedzenie sobie wzajemnie „no to robimy to” jest równoważne z traktatem podpisanym przy użyciu całego tabunu adwokatów, a zajemne zaufanie jest podstawą obopólnych kontaktów.

Moje podejście zdaje się być dość nietypowe, więc może komuś przyda się jego opis.
Wartym zauważenia na początku jest fakt, iż mimo wielu różnych klientów nigdy nie miałem jakiś poważniejszych trudności i to niezależnie od kraju, w którym działałem, w tym również w Polsce (kilka nieznacznie opóźnionych faktur, czy przesuniętych szkoleń nie mają z perspektywy 13 lat owocnej współpracy żadnego znaczenia)

Jak to jest możliwe?

Jest kilka istotnych czynników. te z mojej strony to:

  • Bardzo starannie wybieram dla kogo pracuję, bo to co robię ma tylko wtedy sens, jeśli korzyści klienta wielokrotnie przewyższają moje całkiem przyzwoite honoraria. To implikuje, ze są to dobre, odnoszące sukcesy firmy, gdzie z kolei pracują ponadprzeciętnie dobrzy i inteligentni ludzie. Tacy ludzie rozumieją zarówno korzyści wynikające z długoterminowej współpracy, jak też wartość reputacji zarówno własnej, jak i firmy którą reprezentują. Nadużycie zaufania dostawcy nie jest dla nich akceptowalną opcją. Nie ma konieczności pisania długiej umowy.
  • Dostarczam klientowi usługi, których w takiej kombinacji i jakości po prostu nie ma na rynku (stosując słynną maksymę którą wypowiedział Jerry Garcia z zespołu Grateful Dead : „nie chodzi o to, aby być najlepszym z najlepszych, lecz o to, aby być jedynym w swoim rodzaju”). Kto chciałby próbować oszukać dostawcę, jeśli bardzo podoba mu się to, co dostaje a jednocześnie trudno o adekwatny substytut!  Nie ma konieczności pisania długiej umowy.
  • Myślę że dla moich partnerów jestem z jednej strony bardzo kompetentnym a z drugiej bezpretensjonalnym, miłym i łatwo dostępnym człowiekiem. Komuś, kogo się szanuje i lubi raczej nie robi się tak łatwo krzywdy :-)  Nie ma konieczności pisania długiej umowy

Jeśli chodzi o moich partnerów to wiedzą oni że:

  • Od kilkunastu lat polegam tylko i wyłącznie na propagandzie mówionej, a to wymaga doskonałej reputacji na rynku. Niedotrzymanie z mojej strony nawet ustnej umowy jest w tym kontekście nie do pomyślenia. Nie ma konieczności pisania długiej umowy
  • Stosuję zasadę „walk your talk” i jeśli mówię cały czas o dotrzymywaniu nawet drobnych umów (zgodnie z dalekowschodnią zasadą „jak na górze, tak na dole”), to też z mojej strony robie wszystko, aby świecić dobrym przykładem. Jestem co prawda tylko człowiekiem, mimo tego ewentualne drobne potknięcia są niezwykłą rzadkością a większe tylko teoretycznie możliwe.  Nie ma konieczności pisania długiej umowy
    Przywiązuję ogromną wagę do rezultatów i dążeniu bycia w dziedzinach, którymi się zajmuje, najlepszym na rynku (ach ta próżność :-)). To oznacza, że przyjąwszy jakieś zlecenie stanę na glowie i zrobię dla wspólnego sukcesu raczej więcej niż się zobowiązałem, niż mniej.  Nie ma konieczności pisania długiej umowy.

 

Jakie zalety ma takie podejście?

  • Ogromna oszczędność czasu po obydwu stronach. Zamiast pisaś całe tomy propozycji i prezentować dziesiątki slajdów często wystarczy zwięzła notatka, na której opisane są konkretne cele do osiągnięcia. Z niektórymi wieloletnimi klientami wyglada to tak: Telefon – „Alex jest problem XY, mozesz cos z tym zrobic”, „mogę”, „to kiedy robimy? warunki jak zawsze”
  • Duza elastyczność jeśli chodzi o tematy  – zwłaszcza przy spotkaniach z wyższym managementem zdarza się, że woleliby oni praktycznie zająć się innym problemem, niż przewidywały wcześniejsze ustalenia. Proszę bardzo!!! Spróbuj zrobić coś takiego na obwarowanym wieloma zapisami, bardzo sformalizowanym pod względem umowy szkoleniu (np. większość szkoleń dofinansowanych z Unii)
  • Duża elastyczność terminowa – jest jakiś problem, to nie powołujemy się na kary umowne, tylko siadamy jak koledzy i szukamy alternatyw
  • Duża skuteczność – druga strona ma do mnie zaufanie, przez to komunikuje otwarcie, co zwiększa z kolei moją skuteczność, w rezultacie wszyscy zyskują.
  • Obopólna łatwość i niskie ryzyko robienia wspólnych działań biznesowych..

Jak widać z tego bardzo ogólnego z konieczności zestawienia wzajemne zaufanie jest tym czynnikiem, które bardzo sprzyja robieniu dobrych interesów wszelkiego rodzaju i dbanie od początku kariery zawodowej o właściwą reputację jest długoterminowo jedną z lepszych inwestycji.
Jak budować taką reputację będzie tematem któregoś z najbliższych postów, musze tylko przerobić parę innych spraw, które czekają w mojej pipeline :-)

 

Komentarze (2) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Sprzedaż poniżej własnej wartości

Niedawno zaobserwowałem kilka przykładów „sprzedaży” swojej osoby poniżej własnej wartości i z pewnością warto zastanowić się, czy przypadkiem nie robimy tego nieświadomie w życiu.
Przypadek pierwszy:
Tak się złożyło, że w ostatnich dniach otrzymałem kilka maili od czytelników, którym podoba się to co w tym blogu piszę. W tych wypowiedziach były ciekawe relacje jak to wykorzystują w praktyce, wszystkie napisane dobrym językiem, niektóre dość obszerne. To, co mnie bardzo zdziwiło był fakt, iż w każdym z tych maili było prawie tak samo brzmiące zdanie a mianowice: „Nie piszę w komentarzach, bo niewiele mam do powiedzenia”. Zaraz, a to, co  napisaliście w mailach??? :-)
Przypomina mi to przypadek drugi:
Moja znajoma, którą przedstawiłem niemieckim kolegom zaczęła rozmowę od wyznania (po niemiecku) „nie mówię po niemiecku”, po czym wrzucona na głęboką wodę (czyli pozostawiona bez wsparcia językowego z mojej strony) przez dobry kwadrans gawędziła z rozmówcami w języku Goethego :-)

Jaki z tego wniosek? Część ludzi bardzo przesadza opowiadając o swoich niedoskonałościach. Zapewne bierze się to albo z tresury w dzieciństwie (nadmierna skromność, obawa przed ośmieszeniem się, przekonania, że gdzieś są ci wspaniali mistrzowie???), albo ze złudnego przeświadczenia, iż jak powiemy „nie potrafię” to albo dostaniemy taryfę ulgową, albo zostawi się nas w spokoju. To ostatnie jest dość prawdopodobne, ale w dzisiejszych czasach bardzo niekorzystne!
Oczywiście zdarza się też dużo przegięć w drugą strone i nadymanie się prawie do pęknięcia ośmiesza nadymającego się. Tego zachowania, dość często widzianego nawet w mediach, też nie polecam :-) niemniej nie widzę powodu, abyśmy od razu tak całkowicie wycofywali się i rezygnowali, tylko dlatego że jesteśmy w czymś nienajlepsi.
Zamiast tego możemy realistycznie ocenić nasze możliwości i zrobić z tego to, co się da.
Jak miałem 20 lat to zapisałem się do szkoły tańca towarzyskiego. Tam zdarzyło mi się, że raz jako partnerka przypadła mi ówczesna wicemistrzyni Polski w tańcach towarzyskich, która się w tej szkole trochę udzielała. Ze zrozumiałych względów byłem potężnie onieśmielony i oczywiście powiedziałem jej o tym. Jej odpowiedź zapamiętałem do dziś: „W tańcu chodzi głównie o to, aby się dobrze bawić. Czy się przy tym zna te parę figur więcej, czy mniej, to ma przecież drugorzędne znaczenie”
Tak więc, wszędzie tam gdzie nie chodzi o sprawy życia i śmierci bierzcie udział i bawcie się na ile tylko jest to możliwe!!

Dobrej zabawy!!

PS: Ze względu na sporą przeprowadzkę mogę być od jutra na parę dni odcięty od netu. Proszę o zrozumienie.

Komentarze (6) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Podejście do pracy

Do napisania tego postu skłoniła mnie wzmianka w komentarzu Artura, dotycząca jego nastawienia do pracy.
Napisał on:

„Ja osobiście pracę traktuję wyłącznie jako wykonywanie cudzych poleceń w zamian za ustalone wynagrodzenie”
oraz
„Z tego powodu żadna praca nigdy nie będzie dla mnie niczym innym jak formą układu, polegającego na poświęcaniu mojego czasu w zamian za wynagrodzenie”

Jest to bardzo rozpowszechnione podejście i chyba większość ludzi uważa je za naturalną kolej rzeczy i normalny element ich rzeczywistości.
Czy tak musi byc? Czy rzeczywiście musimy sprzedawać co najmniej 1/3 naszego życia robiąc cokolwiek, aby tylko zarobić na tę pozostałą (optymistycznie rzecz biorąc) 1/3 która spędzamy na jawie?
Z tym nigdy nie chciałem się pogodzić i odkąd pamiętam starałem sie szukać innych dróg, szukając tak długo, aż znalazłem.
Dziś generalnie robie „zawodowo” to, co bardzo lubię robić, co mnie fascynuje i rozwija. Trenowanie „high potentials” czołowych firm i coachowanie badź mentoring wybitnych jednostek to jedno z moich hobby, które wykonuję nie tyle dla pieniędzy, ile dla wyzwania, nauki, satysfakcji i jeszcze kilku innych czynników wliczając w to zwykłą ludzką próżność, bo któż nie lubi być jednym z najlepszych :-)
Pieniądze w tym całym procesie pojawiają się jako przyjemny efekt uboczny, kiedy rezultaty mojego działania robią u klientów różnicę znacznie przekraczającą moje honoraria.
I tutaj nie ma miejsce na „poświęcenie”, bo równie dobrze „poświęcam” (nawiasem mówiąc ciekawa jest entymologia tego słowa) mój czas uprawiając np. żeglarstwo, czy kochając się z moją partnerką.
Takie nastawienie jest, i to nie tylko moim zdaniem, podstawowym warunkiem, aby długoterminowo robić coś naprawdę dobrze. Dopiero radość, pasja i zaangażowanie umożliwiają nam osiąganie wyników, dzięki którym możemy nie tylko bardzo dobrze żyć, ale też delektować się wszystkim co robimy.
Oczywiście, że życie będzie i tak rzucało nam różne kłody pod nogi, niemniej czy musimy z góry spisywać 8-10 godzin dziennie na straty?
Przy tym wszystkim chcę podkreślić, że pisząc o moim podejściu opisuję bardzo przyjemny stan w jakim znajduję się dopiero od kilku lat. Wcześniej różnie z tym bywało, ale był to czas nauki, który był konieczny i chyba nikomu nie będzie oszczędzony. Ważne jest tylko, aby akceptując te lata w szkole życia nie uznać tego za stan permanentny i wykorzystać go przede wszystkim do nauki i podnoszenia swojej wartości rynkowej. Potem możesz sobie wybierać :-)
I jeśli ktoś z Was pomyśli „temu Alexowi to łatwo mieć takie podejście, bo ma ugruntowaną pozycję”, to musze go skorygować. Moja pozycja jest rezultatem mojego podejścia, nie odwrotnie.

PS: Jeśli chcecie, to chętnie napiszę o tym więcej

Komentarze (16) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

12 godzin w podróży – 2 godziny rozmowy

 

Własnie wracam z krótkiego, aczkolwiek bardzo udanego wypadu do jednego z moich ulubionych polskich miast – Wrocławia. Z powodów logistyczno-terminowych musiałem mimo bardzo napiętego kalendarza w obie strony pojechać tam ekspresem, co oznaczało 6 godzin jazdy w jedną stronę, nocleg na miejscu i 6 godzin jazdy z powrotem do Berlina. I to wszystko po to, aby przez 2 godziny porozmawiać z teamem klienta, z którym tworzę wyjątkowy pod względem skuteczności system treningu jego managerów. Ktoś, kto zna moje normalne stawki godzinowe mógłby się popukać w czoło na widok 12 godzin spędzonych „bezproduktywnie” w pociągu (plus nocleg) i zapyta, czy nie można tego było załatwic mailem, albo telekonferencją. Można było i generalnie wiele rzeczy tak załatwiamy. Od czasu do czasu dobrze jest jednak spotkać się i porozmawiać osobiście. To wspaniałe odczucie usiąść przy stole z fantastycznymi, pełnymi energii i kompetencji młodymi ludźmi, po czym wspólnie nakręcać się pomysłami, jak stworzyć system, który wesprze ich dużą, odnoszącą sukcesy firmę w dalszym rozwoju! Pisałem ostatnio o tej „extra mili„, w takim przypadku gotów jestem przejść tych mil kilkanaście :-)
„Fun factor” jest w tym przypadku ogromny i to liczy się co najmniej tak samo jak pieniądze. Oprócz tego zapewne wszyscy nabraliśmy jeszcze wiecej wzajemnego zaufania do naszych zdolności i umiejętności, a to przełoży się niewątpliwie na rezultat końcowy wspólnych przedsięwzięć.
Dlaczego o tym piszę?
Są dwa powody.
Jeden, to chcę, abysmy sobie uświadomili, że wszelkie te nowoczesne metody komunikacji (komórki, mail, czat, blogi i fora internetowe) nigdy nie dościgną w skuteczności dobrego kontaktu z żywym czlowiekiem. Dotyczy to zresztą też tego blogu, który jest tylko namiastką tego, co możliwe jest w bezpośrednim kontakcie, stad moje permanentne zaproszenie do omówienia się na małą dyskusję, z którego zresztą już kilku czytelników skorzystało.
Drugi to pytanie do Was: Spójrzcie na waszych klientów (wszystko jedno, czy macie jednego np. pracodawcę, czy też wielu) i zastanówcie się jaki jest „fun factor” we współpracy z nimi. Jeśli nie jest zbyt wysoki, to co robicie, aby co najmniej długoterminowo zasłużyć sobie na lepszych? Bo co do tego, że i w Polsce są bardzo dobre firmy, to nie ma wątpliwości, a to pozbawia wygodnej wymówki :-)

Napisane w pociągu między Wrocławiem a Berlinem

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czym karmisz Twój umysł cz. 3

Właśnie czytając post na stronie Vagla.pl natrafiłem na nową dla mnie i bardzo ciekawą interpretację tych słynnych trzech małp (jedna zasłania sobie oczy, druga uszy a trzecia usta) pochodzącą z buddyzmu i pozwolę sobie ją tutaj zacytować

„Nie patrzę, na to co jest złe, nie słucham tego co jest złe i nie mówię o złu”

Dość radykalny sposób odcięcia naszego umysłu od zatruwających go treści, te dwa pierwsze punkty nieco trudne do zastosowania w praktyce trenerskiej czy consultingowej :-) , niemniej coś w tym jest. Jak tak nad tym pomyślę, to od kilku lat mniej czy bardziej też robię coś w tym kierunku dobierając sobie klientów dla których pracuję. To znacznie zdrowsze wspomagać innych, pozytywnych ludzi w dalszym rozwoju i może właśnie dlatego robię to nadal z takim zapałem i przyjemnością.

Komentarze (4) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Mentor

Ostatnio na stronie internetowej nowego „Dziennika” w tekście napisanym przez redaktora naczelnego natknąłem się na taki tekst

 „Nie jesteśmy, jak inne gazety, surowym, karcącym nieustannie wychowawcą społeczeństwa. My nie pouczamy. Nie mówimy, co należy myśleć. Jesteśmy partnerem i przyjacielem naszych Czytelników, a nie ich mentorem”

Zdziwiony takim najwyraźniej negatywnym spojrzeniem na temat mentorstwa zajrzałem do Słownika PWN a tam:

„mentor m IV, DB. -a, Ms. ~orze; lm M. ~orzy, DB. -ów

1. przestarz. dziś książk. «nauczyciel, wychowawca, mądry doradca»
Pobierać lekcje u drogich mentorów.   

2. «człowiek stale pouczający kogoś, lubiący prawić morały»
Przybierać wobec kogoś ton mentora.”

Znów negatywny wydźwięk w tej „nowoczesnej” definicji.

Z całym szacunkiem, takie spojrzenie ma ktoś, kto nigdy w życiu nie miał szczęścia mieć prawdziwego mentora (częsta przypadłość w której historyczno-socjologiczne przyczyny nie będę teraz się zagłębiał :-) )
Jeśli chcecie w życiu coś osiągnąć, to dobry mentor jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie się Wam mogą przydarzyć.
Wyobraźcie sobie doświadczonego przyjaciela, z którym macie bardzo otwartą komunikację. Kogoś, z kim możecie całkowicie szczerze i będąc pewnymi jego dyskrecji omówić wszelkie aspekty Waszego życia i pracy zawodowej. Kogoś, kto służy Wam nie tylko swoją wiedzą, ale też i kontaktami, co jest przecież niezwykle ważne. I wreszcie kogoś, komu zależy na Waszym sukcesie, bo inaczej tego mentoringu by się nie podjął.
Ja miałem w moim życiu kilku znaczących mentorów i bez znajomości z nimi nie byłbym dzisiaj tam, gdzie jestem.
Masz swojego mentora, czy jesteś Zosią Samosią?

Komentarze (2) →
Alex W. Barszczewski, 2006-05-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 21 of 24« First...10«1920212223»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025