Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Musisz umrzeć i to jest nieuniknione

Całe szczęście, że powyższe stwierdzenie praktycznie wyczerpuje katalog spraw życiowych, do których odnosi się czasownik „musieć”.

Wielokrotnie słyszymy z różnych stron (też w komentarzach na tym blogu) stwierdzenia „musimy to, musimy tamto”. Po bliższej analizie większości sytuacji, okazuje się wykonanie działań o których mowa wcale nie jest absolutną koniecznością, ale kwestią naszego wyboru.

Nawet w pozornie oczywistych sprawach takich jak „musisz przestrzegać prawa”, „musisz zarabiać na życie” czy „musisz być przyzwoitym człowiekiem” wcale nie jest tak, że naprawdę musimy. Jest to bardziej kwestia rozważenia wszystkich konsekwencji naszych działań lub zaniechań i naturalnie w wielu wypadkach są one tak rozłożone, że rozsądnie jest to „coś” zrobić. Nie oznacza to jednak, że tak naprawdę „musimy”, pod warunkiem, że jesteśmy gotowi ponieść wszelkie konsekwencje z tego wynikające.

Jaki z tego wniosek?

W życiu musimy prędzej czy później umrzeć, reszta jest opcjonalna

Warto o tym pamiętać, bo inaczej łatwo będzie innym wmanipulować nas w robienie różnych rzeczy, które niekoniecznie są dla nas najlepsze.
Osobiście, jeśli jestem skonfrontowany z czymś, co „muszę” zrobić, to zastanawiam się nad odpowiedzią na następujące pytania:

  • co się stanie, jeśli tego nie zrobię?
  • czy mogę żyć z ewentualnymi konsekwencjami?
  • jeśli konsekwencje niezrobienia będą poważne, to jak ewentualnie mógłbym ich uniknąć, lub je załagodzić?
  • jeśli wszystko inne zawiedzie, to na kogo mogę to „muszenie” zdelegować (np. na mojego biednego doradcy podatkowego)

Dopiero odpowiedziawszy sobie na powyższe pytania mam pełniejszy obraz sytuacji, który pozwala mi świadomie zadecydować co robić.

Jak wygląda to u Was? Są rzeczy, które naprawdę „musicie” robić?

Komentarze (85) →
Alex W. Barszczewski, 2008-05-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Rezonans limbiczny

Słyszeliście o rezonansie limbicznym? Jest to cecha umysłu ludzkiego (nie tylko zresztą – z tego co wiem dotyczy to wszystkich ssaków) polegająca na tym, że w grupie jednostek przebywających razem występuje tendencja do synchronizowania wzajemnych stanów wewnętrznych. Całe zagadnienie jest niezwykle ciekawe i wiąże się z wieloma fenomenami, w tym z tak zwaną miłością od pierwszego wejrzenia itp. Nie o tych aspektach chcę jednak mówić.
To na co chcę Wam zwrócić uwagę, to fakt, że jeśli dłużej przebywamy w jakiejś określonej grupie ludzi, to tym silniej przejmujemy dominujący w tej grupie stan wewnętrzny (emocjonalny itp.) Odbywa się to bez jakiejkolwiek komunikacji werbalnej, w dość tajemniczy, niemniej bardzo skuteczny sposób, którego korzenie sięgają dalej niż historia gatunku ludzkiego. Zastanówmy się, jakie to może mieć znaczenie w naszym życiu codziennym:

Jeśli chcąc nie chcąc synchronizujemy nasze nastroje z ludźmi przebywającymi wokół nas, to jest to niezmiernie istotne, abyśmy przebywali wśród takich, których stan wewnętrzny zbliżony jest do tego, który sami chcielibyśmy mieć. To oznacza, że np. niezwykle starannie powinniśmy dobierać miejsce pracy, analizując nie tylko zarobki i tzw. twarde możliwości rozwoju, lecz także przyglądając się panującej atmosferze i odpowiadając sobie na pytanie „czy taki też chciałbym się stać?” Wielu z nas jest co prawda przekonanych, że potrafimy opierać się takim wpływom, ale z jednej strony długoterminowo bardzo trudno byłoby nam oprzeć się takiemu wpływowi, a z drugiej próby przeciwdziałania mu kosztowałyby mnóstwo energii, której może nam zabraknąć gdzieś indziej.
Kiedyś prowadziłem szkolenia dla firmy A w budynku należącym do firmy B i obserwowałem tam zdumiewające zjawisko. Przez ponad tydzień, który tam spędziłem spotkałem jednego (!!!!) człowieka, który przechodząc obok na korytarzu nawiązał normalny kontakt wzrokowy, a nawet się uśmiechnął (to był dostawca kanapek). Cała reszta albo uciekała z oczami, albo rzucała na ciebie niewidzącym spojrzeniem tak, aby tylko nie zderzyć się na korytarzu. Jestem w Polsce do różnych rzeczy przyzwyczajony, ale to byli bardzo porządnie ubrani ludzie w dość szerokim przedziale wiekowym będącymi absolutnymi mistrzami świata w traktowaniu drugiego człowieka jak powietrze !!! Do tego wyczuwalny poziom zaangażowania czymkolwiek był bardzo niski.
Nie sądzę, że taka cecha była kryterium doboru pracowników, raczej cała ekipa „wysynchronizowała” się wokół jakiegoś wzorca i po przekroczeniu „masy krytycznej” stała się dość jednolitą grupą dziwnie zachowujących się ludzi. O wpływie takiej postawy na relacje z „resztą świata” nie muszę chyba pisać.
Stąd proponuję, abyście zastanowili się w jakim otoczeniu przebywacie przez większość dnia i uczciwie powiedzieli sobie, czy chcecie stać się podobnymi ludźmi. jeśli nie, to niezależnie od prestiży i zarobków macie zadanie do wykonania, inaczej będzie z Wami kiepsko.

To, co napisałem o rezonansie limbicznym dotyczy też naszych relacji z pojedynczymi ludźmi, w tym też partnerami życiowymi. Jeśli z różnych powodów (obawa przed samotnością, seks, względy ekonomiczne itp. ) związaliśmy się z osobą, której przeważający stan wewnętrzny bardzo odbiega od naszego, to musimy się liczyć z tym, że długoterminowo będziemy silnie na siebie wpływać i to niestety z tą tendencją, że negatywne wpływy zdają się mieć silniejszą i trwalszą silę oddziaływania niż te pozytywne. Stąd też konieczność przeanalizowania naszych relacji także i pod tym kątem. Niektórzy z Was znają zapewne to uczucie, że jakiś związek się kończy, z jednej strony jest nam smutno, ale z drugiej czujemy taki powiew świeżego powietrza i optymizmu, którego dawno nie doświadczaliśmy. Jeśli tak jest, to czy nie lepiej na przyszłość unikać tego typu sytuacji od samego początku?

Wiele osób pyta mnie skąd, będąc w wieku, który trudno nazwać młodzieńczym, biorę tyle zapału i pozytywnej energii do życia? Częścią odpowiedzi jest właśnie fakt, że we wszystkich dziedzinach staram się synchronizować z pozytywnymi ludźmi, z którymi pozytywnie „nakręcamy się”, unikając jednocześnie tych nieszczęśliwców, widzących świat w całkiem czarnych barwach lub będących do niego ogólnie negatywnie nastawionych. Jak wyrobimy sobie na to oko oraz zadbamy o minimum niezależności w podejmowaniu decyzji, nie jest to wcale takie trudne.

Ciekawe jak Wy widzicie tę kwestię i jakie są Wasze obserwacje i wnioski. Podzielcie się nimi proszę w komentarzach.

PS: Teraz uświadomiłem sobie, że wiele z tego, co napisałem zawarte jest w polskim przysłowiu „Z kim poprzestajesz, takim się stajesz”. Rozejrzyjcie się w Waszym otoczeniu i odpowiedzcie sobie, czy taca też chcecie zostać.

Komentarze (74) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak dobrze wykorzystać (darmowe) spotkanie z ekspertem

Dla wielu ludzi spotkanie „twarzą w twarz” z kimś, kto jest naprawdę dobry w jakiejś dziedzinie to wyjątkowa okazja, aby bezpłatnie uzyskać cenne informacje i rady, za które normalnie należałoby zapłacić spore pieniądze.

Moje obserwacje wskazują na to, iż w takich sytuacjach wiele osób całkiem niepotrzebnie „spala” sobie taką sposobność, odcinając się od wartościowej wiedzy i potencjalnych kontaktów. Tak nie musi być i ten tekst powinien Wam pomóc w lepszym wykorzystaniu takich sposobności.

Na początek zalecam przeczytanie postów o szukaniu mentora i o zakwalifikowaniu się u niego. Znajdziecie tam istotne punkty warte stosowania również w przypadku jeśli spotykamy się prywatnie z kimś, kto jest ekspertem, nawet jeśli nie zamierzamy od razu ustanowić z nim układu mentorskiego. Do nich dochodzą jeszcze pewne dodatkowe elementy, które wymienię tak jak przychodzą mi do głowy, niekoniecznie w chronologicznym porządku konkretnej rozmowy:

  • Rozmawiaj jak równorzędny partner, bez niepotrzebnej uniżoności. Ludzie, którzy są naprawdę dobrzy i wiedzą o tym zazwyczaj mają w miarę zdrowe poczucie własnej wartości i nie potrzebują, aby ktokolwiek padał przed nimi na kolana. To co jest potrzebne, to normalne szanowanie drugiego człowieka i jego czasu (a mam nadzieję, że szanujecie wszystkich wokoło!!)
  • Zapytaj na początku, czy ten człowiek zechce Ci odpowiedzieć na parę pytań, względnie udzielić pewnej rady. To tak z czystej kurtuazji :-)
  • Możesz potem zapytać, ile czasu macie na rozmowę. „Zapoznawcze” spotkania biznesowe trwają zazwyczaj około godziny i ja spotykając się z kimś prywatnie też na ogół rezerwuję tyle czasu, ale w konkretnym przypadku może być inaczej. Niektórzy eksperci stosuję metodę randki w ciemno – zakładamy piętnaście minut spotkania, potem zobaczymy :-) Lepiej więc zamiast domysłów po prostu się zapytać, tak jak pisałem o tym tutaj i tutaj
  • Jeśli tego czasu jest trochę więcej niż kwadrans, to nie bój pokazać się też od strony czysto ludzkiej. Wiele w naszym życiu oparte jest na relacjach i budowanie takowej nie powinno zaszkodzić i w takiej sytuacji. Z drugiej strony unikaj nadmiernie długiego opowiadania o sobie, a szczególnie o Twoich osiągnięciach jeśli nie byłeś o to zapytany. Nie jesteś na rozmowie o pracę :-)
  • Jeśli pytasz, to używaj tzw. pytań otwartych (zaczynających się od słów: co, jak, w jaki sposób, dlaczego). Bardzo rozpowszechnione używanie pytań zamkniętych (zaczynających się zazwyczaj od „czy”) spowoduje, że co najwyżej potwierdzisz swoją dotychczasową wiedzę, bądź hipotezy, ale prawie na pewno nie dowiesz się niczego nowego. Dodatkowo używając przeważnie pytań zamkniętych w oczach wielu ludzi pokażesz się jako dyletant w sprawach skutecznej komunikacji, a tego z pewnością nie chcesz
  • Jeśli Twój ekspert zaczyna odpowiedź na Twoje konkretne pytanie, to nigdy przenigdy nie przerywaj mu jej. To jest taka polska specjalność (w żadnym kraju, w którym żyłem nie spotkałem się z tą chorobą tak często), która jest dla cywilizowanego człowieka niezwykle nieuprzejma i zdradza poważne braki w elementarnej ogładzie. Są kręgi ludzi (też Polaków), gdzie jak tak zrobisz, to możesz się spakować i wracać do swojego starego świata, więc lepiej pilnujcie się.
  • Szczególnie niefortunnym, choć często spotykanym przypadkiem jest sytuacja, kiedy ktoś pyta eksperta o zdanie, po czym niezwłocznie przerywa mu i zaczyna udowadniać, że ekspert się myli :-) Zdarza się to najczęściej, kiedy robisz coś dla kogoś za darmo, bo normalni klienci płacący za poradą spore pieniądze na ogół wychodzą z założenia, że ten człowiek wie, co mówi i na początek warto posłuchać co ma do powiedzenia. Potem zawsze można się dopytać o szczegóły i uzasadnienia.
  • Idąc na spotkanie z takim ekspertem dobrze jest mieć świadomość tego, co chcemy osiągnąć i co ta druga osoba może dla nas zrobić. W USA jak rozmawiasz z jakimiś ludźmi, których poprosiłeś o spotkanie, często będziesz na początku zapytany wprost „what is your objective?”. Kiedy ktoś po raz pierwszy widzi się ze mną, to zazwyczaj pytam „co mogę dla Ciebie zrobić?” i tutaj też lepiej jest mieć przygotowaną jakąś w miarę konkretną odpowiedź. Jak ktoś odpowiada „chciałem Cię poznać”, albo co gorsza „chciałem zobaczyć jak wyglądasz”, to nie jest to całkiem dobry początek. Zalecenie to dotyczy przede wszystkim sytuacji, kiedy rozmawiamy z kimś po raz pierwszy.
  • Chcąc pozyskać od eksperta taką bezpłatną radę na jakiś konkretny temat dobrze jest być przygotowanym na pytanie „co dotychczas zrobiłeś w tej materii?” Świat jest pełen ludzi opanowanych chciejstwem (na czym ich zaangażowanie się kończy) i lepiej jeśli jesteś w stanie wykazać, że sam zrobiłeś już coś konkretnego. Ten temat rozwinę w poście o kastach, który mam w przygotowaniu.
  • Jeśli spotkanie ma miejsce w lokalu, to zaproponuj przejęcie kosztów spożytego posiłku lub napojów, ale specjalnie się przy tym nie upieraj. Ja np. prawie zawsze przy pierwszym spotkaniu z ludźmi potrzebującymi prywatnie mojej rady wybieram lokal i w związku z tym przejmuję też i rachunek (bo wybieram zazwyczaj dobre miejsca :-)) Jeżeli robię komuś prezent z mojego czasu, to parę złotych za kawę, czy nawet lunch nie robi specjalnej różnicy. Nigdy przenigdy nie mów ekspertowi „w zamian za twoje rady ja zapłacę rachunek za kawę, czy obiad”!!! Topowi ludzie warci są setki euro za godzinę i taki „interes” może być dla nich obrażający. Oni zazwyczaj nie pracują za jedzenie :-)
  • Bądź człowiekiem ciekawym różnych informacji. Ja na wiele spotkań tego typu zabieram ze sobą jakąś aktualną książkę, którą kładę na stole tytułem w dół :-) Obserwacja na ile mój rozmówca jest zainteresowany tym, co czytam pozwala wyciągnąć parę interesujących wniosków dotyczących jego nastawienia. Pytajcie i bądźcie zainteresowani :-)

Tyle na razie moich rad na ten temat. Zdają się one bardzo proste, a jednak to co opisałem powyżej, to odpowiedź na typowe i bardzo rozpowszechnione błędy, które często na pierwszych spotkaniach popełniają moi młodzi rozmówcy. Stosujcie się do powyższego, a wiele z Waszych rozmów będzie miało o wiele lepszy przebieg, czego Wam wszystkim życzę.
Jak zwykle zapraszam do pytań i dyskusji w komentarzach

Komentarze (87) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Motywacja i zarządzanie, Rozwój osobisty i kariera

Życie po życiu, czyli jak rozstawać się w biznesie i nie tylko

Pozwólcie, że opiszę małą historię, która wydarzyła się kiedyś na naszym blogu. Zawiera ona pouczające elementy, a ponieważ drugi jej bohater zgodził się na publikację to pozwalam sobie na jej zaprezentowanie. Kiedy TesTeq pojawił się na tym blogu, to dość często zdarzało mu się pisać komentarze, które z mojego punktu widzenia świadczyły o niezbyt dokładnym czytaniu tekstów, do których się odnosił.
Opisując ogólnie co się działo, kiedy ja napisałem ABCD, TesTeq komentował tak, jakby moja wypowiedź brzmiała ACCB
To jest dość powszechne zjawisko i niektórzy usiłują wykorzystać to jako chwyt retoryczny (dlatego warto porównywać to, co powiedzieliśmy do tego, do czego potem odnosi się rozmówca). Jak wiecie, szanują wszystkich Czytelników, a zwłaszcza tych, którzy zadają sobie trud wypowiadania się tutaj, więc początkowo cierpliwie tłumaczyłem różnice pomiędzy ABCD a ACCB, delikatnie mówiąc z bardzo różnym skutkiem. Ponieważ uważam mój czas za bardzo cenny, to w którymś momencie, zgodnie z zasadą Miyamoto Musashi „nie bierz udziału w bezsensownych przedsięwzięciach” stwierdziłem, że już wystarczy. Uprzejmie, choć bardzo stanowczo wyprosiłem TesTeq z blogu zalecając mu wypowiadanie się gdzieś indziej. TesTeq wyraził ubolewanie z powodu takiego stanu rzeczy, po czym kulturalnie się pożegnał. Dla mnie sprawa była załatwiona, to było normalne działanie managerskie (pozbycie się niekompatybilnego członka zespołu), rzeczowo i bez wzbudzania niepotrzebnych emocji.
Ku mojemu zdziwieniu w jakiś czas potem w moderacji pojawił się komentarz napisany przez TesTeq, komentarz, który był bardzo sensowny i wnosił sporo do dyskusji. Ponieważ uważam ten blog przede wszystkim za serwis dla Czytelników, to zamieszczam na nim każdą w miarę przyzwoitą wypowiedź, niezależnie od tego, czy się z nią zgadzam, czy też nie. Tak też zrobiłem z tamtym komentarzem. Wkrótce pojawiły się następne, każdy na poziomie i na temat, więc i one wylądowały na blogu. Po pewnym, stosunkowo krótkim czasie z przyjemnością poinformowałem TestTeq, że wobec takiej przemiany jest mile widzianym komentatorem i oczywiście jego nick zostaje od natychmiast wyjęty z Watch List. Resztę historii już znacie, TesTeq wnosi wiele interesujących punktów widzenia do naszych dyskusji, nawet jeśli nie zawsze są one zbieżne z moimi, to jest to cenny element za który mu w tym miejscu jeszcze raz dziękuję. Z drugiej strony dla niego aktywność na naszym blogu powiększa jego tzw. „exposure” (nie pamiętam teraz polskiego terminu marketingowego), bo było nie było mamy tutaj ponad 60.000 odwiedzin miesięcznie i liczba ta ciągle rośnie. Typowa sytuacja win-win dla wszystkich.

Jakie ogólne wnioski warto z tego wszystkiego wyciągnąć?

Najpierw uwagi dla managerów:

  • Jeśli jakiś członek Twojego teamu sprawia swoim podejściem albo tym co dostarcza zbyt wiele kłopotów, to należy jak najszybciej przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat. Rozmowa taka powinna zakończyć się zawarciem wiążącego porozumienia dotyczącego oczekiwanych rezultatów, bądź zachowań.
  • Jeżeli zawarcie takiego porozumienia nie jest możliwe, bądź druga strona nie go dotrzymuje, to należy jak najprędzej z nią rozstać. Kropka. Tzw. pochylanie się nad człowiekiem, dawanie mu drugiej, trzeciej, x-tej szansy zazwyczaj jest bezcelowym marnotrawstwem czasu i zasobów. To bardzo szlachetne zachowanie, niemniej moje ponad dwudziestoletnie doświadczenie jako manager i konsultant potwierdza, że w znakomitej większości przypadków nasze dobre intencje interpretowane są przez drugą stronę jako ciche przyzwolenie na kontynuację dotychczasowego postępowania. jeśli z jakichkolwiek powodów nie możesz na razie obyć się bez tego człowieka, to jak najszybciej zacznij szukać kogoś, kto mógłby go zastąpić. Podkreślam jednocześnie, że przed zastosowaniem takich działań konieczne jest dobre przeprowadzenie czynności opisanych w poprzednim punkcie.
  • Jeśli rozstajemy się z kimś to warto zrobić to w sposób cywilizowany. Wszelkie tzw. osobiste wycieczki lub poniżające drugą stronę zachowanie są bardzo szkodliwe i nigdy nie wiemy kiedy mogą nam samym odbić się czkawką. Gdybym np. nieodpowiednio potraktował TesTeq, to nigdy już nie napisałby on na naszym blogu z oczywistą stratą dla całości tego przedsięwzięcia. Rozstając się z niekompatybilną osobą warto uświadomić zarówno sobie ja i drugiej stronie że to „nothing personal, just business”.
  • Jeśli osoba, z która w ten sposób rozstaliśmy się w którymś momencie kontaktuje się z nami pokazując w wiarygodny sposób, że problem który był przyczyną poprzednich komplikacji został usunięty, to możemy ewentualnie dać jej szansę pokazania tego w praktyce. Nie oznacza to natychmiastowego przywrócenia wszelkich praw, lecz jedynie możliwość wykazania się w jakieś bezpiecznej „piaskownicy”. Poprzez piaskownicę rozumiem takie otoczenie, w którym nawrót zainteresowanego do poprzednich praktyk nie spowoduje szkód dla Ciebie lub Twojej organizacji.
  • Jeśli osoba sprawdziła się w piaskownicy, to możesz ostrożnie wstawić ją na bardziej eksponowaną pozycję.

Takie historie zdarzają się, znam co najmniej parę takich spektakularnych „żyć po życiu”, które zakończyły się „a potem żyli długo i szczęśliwie” dla obydwu stron :-)

Teraz parę wskazówek dla drugiej strony:

  • Jeśli bierzesz udział w przedsięwzięciu, którego nie jesteś właścicielem, bądź osobą sprawiającą kontrolę z nadania właściciela, to zazwyczaj masz trzy opcje, które najlepiej wyraża amerykańskie powiedzenie „love it, change it, or leave it” :-) Jeśli przy tym osoba sprawująca szeroko rozumianą władzę ma silną osobowość, a do tego jej przedsięwzięcie ma sukcesy właśnie dzięki taki cechom, to możliwości „change it” są dość ograniczone, zwłaszcza jeśli chcesz to zrobić w sposób „siłowy”. Jeśli całość nie podoba Ci się, to lepiej poszukaj sobie czegoś bardziej pasującego
  • W przypadku, jeśli druga strona komunikuje Ci, że zamierza się z Tobą rozstać, to warto zapytać, co musiałoby się wydarzyć, aby zmieniła swoją decyzję. Być może pojawi się jakaś szansa porozumienia. Tego punktu np. TesTeq nie wykorzystał, podobnie jak zresztą większość ludzi. To mnie dziwi, gdyż takie zapytanie nic nie kosztuje. Jeśli po nim pojawią się warunki nie do zaakceptowania, to zawsze możemy je odrzucić i nie będziemy w gorszej sytuacji niż byliśmy poprzednio!
  • Jeśli druga strona zdecydowanie chce się z Tobą rozstać, to nie walcz „na siłę”. Gdyby TesTeq zaczął narzekać na blogu, lub gdziekolwiek indziej jak „niesprawiedliwie” został potraktowany, albo jaki to ja jestem „despotą”, to nigdy przenigdy nie miałby szans powrotu tutaj. Kulturalne pożegnanie się pozostawiło otwartymi bardzo wiele drzwi. Dokładnie tak samo dzieje się w prawdziwym życiu poza internetem. Znam parę przypadków osób, które całkiem niepotrzebnie procesowały się z byłym pracodawcą zamykając sobie nie tylko możliwość „pokojowego” powrotu do atrakcyjnej firmy, lecz do tego rujnując opinię na rynku, bo powyżej pewnego poziomu świat biznesu w Polsce wcale nie jest taki wielki. Więc pamiętaj, nigdy nie pchaj się na siłę tam, gdzie Cię nie chcą, nawet jeśli zgodnie z Kodeksem Pracy masz do tego „prawo”.
  • Możesz zawsze potem spróbować pokazać drugiej stronie, że powody rozstania zniknęły, ale licz się co najmniej z jakimś okresem próbnym. Ja jestem bardzo pragmatycznym managerem i bez specjalnych problemów umożliwiłem TesTeq ponowne wykazanie się (choć jako środek ostrożności najpierw wszystkie jego komentarze lądowały w moderacji), musisz jednak być przygotowanym na to, że wielu managerów może do tego podejść bardziej emocjonalnie, albo ambicjonalnie i „dla zasady” (jakiej????) powie Ci „nie”. Uprzednie kulturalne rozstanie się minimalizuje taką możliwość, nie może jednak jej wykluczyć. Wtedy trudno, pomyśl że świat jest wielki i pełen innych sposobności.
  • Jeśli otrzymałeś szansę na „życie po życiu” to pamiętaj, że najprawdopodobniej obowiązuje dla Ciebie zero tolerancji jeśli chodzi o nawroty Twoich dawnych zachowań, tych, które spowodowały pierwotne rozstanie się z Tobą.

W życiu nie wszystko toczy się prostymi drogami i jestem przekonany, że powyższe rozważania w którymś momencie mogą okazać się bardzo przydatne każdemu z Was. Nawiasem mówiąc podobnie funkcjonuje to często w życiu prywatnym.
Zapraszam do rozmowy w komentarzach.

Komentarze (83) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Z powrotem w Europie

Witajcie po rekordowej chyba przerwie w moim postowaniu.

No cóż, intensywne życie w dwóch strefach czasowych jednocześnie, teraz po powrocie dodatkowy szok klimatyczny (z +32C do zera!!) oraz kilka niespodziewanych, a przy tym niezwykle ciekawych zleceń spowodowały moją absencję tutaj.

Kilkoro z Was prosiło o jakąś relację z USA, a ponieważ nie jest to blog turystyczny, to nie będę pisał o błękitnym oceanie w South Beach, czy też szmaragdowych wodach Zatoki Meksykańskiej, napiszę o paru mentorach, których spotkanie jakieś 15-20 lat temu wywarło duży wpływ na moje życie, a którzy nie całkiem pasują do utartego stereotypu Amerykanina, czy też człowieka sukcesu w ogóle.

Zacznijmy of J. który będąc emerytowanym komandorem Navy zapoznawał mnie kiedyś praktycznie z zasadami dobrej praktyki morskiej na jachcie. Przez dwa tygodnie intensywnie żeglowałem z nim przy każdej pogodzie i porze dnia zdając w międzyczasie najprzeróżniejsze (w USA dobrowolne) egzaminy. To, czego się przy tym nauczyłem nie tylko dało mi podstawę do wielu przyjemnych miesięcy spędzonych później między wyspami, ale też pozbawiło istniejących resztek „polskiej ofermowatości”, którą miałem a nawet dziś często rozpoznaję w rodakach, którzy nigdy nie żyli na własny rachunek poza granicami kraju. Okazało się też, że jest bardzo wiele analogii pomiędzy zręcznym i pewnym poruszaniem się jachtem żaglowym, a zręcznym i skutecznym prowadzeniem małego biznesu. Mógłbym prawie napisać książkę na ten temat :-)

Wracając do J. to mimo iż ma on dziś 79 lat, to jest bardzo sprawnym umysłowo i fizycznie człowiekiem, razem ze swoją niewiele młodszą żoną uprawiają co najmniej 3 razy w tygodniu sport (tenis, kajakarstwo). Ciągle ma też doskonały humor i dość „jaj” aby np. zaraz po huraganie „Charley”, który zastał go w Ohio kupić piłę łańcuchową i następnego dnia wsiąść z nią na pokład samolotu (!!) lecącego na Florydę!! Każdy kto wie jak wyglądają w tej chwili środki bezpieczeństwa w USA wie, że było to wielkie osiągnięcie. No cóż, „nie ma rzeczy niemożliwych” – tak mówi stara szkoła US Navy, bez paru jej elementów, które przejąłem, nie byłoby dziś też tego blogu.

Następnym mentorem, którego odwiedziłem po latach to R. multimilioner, który po kilku latach ciężkiej pracy i oszczędzania zainwestował pieniądze w ziemię w Las Vegas, samemu mieszkając przez wiele lat w przyczepie campingowej. Dziś mieszka w wielkim domu i narzeka, że kryzys cenowy na rynku nieruchomościowym zmniejszył wartość tylko jego florydzkich inwestycji o 2 miliony, „ale to nic, przecież nie muszę teraz sprzedawać”. To od niego i jego żony nauczyłem się kiedyś, że można mieć pasywne dochody, dużo wolnego czasu i być przy tym całkiem normalnym, sympatycznym człowiekiem. I na te dochody niekoniecznie trzeba harować, wystarczy intensywnie używać własnej inteligencji i rozsądnie wydawać to, co mamy. Nie wspomnę o tym, że człowiek jest ode mnie 15 lat starszy, a jak porównałem nas na wspólnym zdjęciu, to lepiej powstrzymam się od komentarzy :-)

Bez B. też nie byłoby tego blogu.

Ostatnim mentorem jest N. od którego nauczyłem się koncepcji semi-retirement, co ostatecznie najbardziej mi się spodobało i bez czego zdecydowanie nie byłoby tego blogu :-)

N. będąc o rok starszym niż ja ma najwięcej energii i dobrego humoru z wszystkich opisanych tutaj osób, ma też z nas wszystkich najniższe koszty stałe (niecałe 600 USD miesięcznie) i to posiadając całkiem sympatyczny mobile home (podobny do tego), normalny samochód a do niedawna nawet 9 metrowy jacht żaglowy :-) Mając sporo umiejętności technicznych i duży talent w tym kierunku potrafi taką sumę bez problemu zarobić w krótkim okresie, co pozostawia mu wiele czasu na podróże i różne hobby. I tak już co najmniej od dwudziestu kilku lat! Przy tym jest bardzo uczynnym i sympatycznym człowiekiem, o szerokich i bardzo różnorodnych znajomościach (ostatnio dowiedziałem się np. że Donald Sutherland od czasu do czasu zaprasza go na wspólny dinner). W połowie lat dziewięćdziesiątych podpatrzyłem u niego parę sposobów podejścia do życia i dzięki temu dziś jestem bardzo zadowolony z mojego :-)

Tyle krótkiej relacji o ludziach, od których kiedyś dużo się nauczyłem i których (między innymi) teraz odwiedziłem, aby zobaczyć jak po latach funkcjonują w praktyce ich koncepcje życiowe.

Jeśli interesuje Was coś szczególnego to proszę pytajcie.

Komentarze (138) →
Alex W. Barszczewski, 2008-03-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Posiadanie, czy też nieposiadanie dzieci – inne spojrzenie

Jako małą przeciwwagę dla arcyciekawego postu Marka „Dzieci, wolność i bogactwo” polecam zapoznanie się z tekstem, który na swoim blogu zamieścił Ben Casnocha. Jest on co prawda po angielsku, ale napisany bardzo klarownym i prostym językiem, który nikomu nie powinien sprawić trudności.

Szczególnie polecam przemyślenie bardzo trafnej tezy, że większość młodych ludzi nie bardzo potrafi sobie wyobrazić, jak wygląda dorosłe życie bez dzieci, bo w młodym wieku otoczeni są prawie wyłącznie przez dorosłych, którzy mają dzieci. Ben przekonywująco pokazuje, skąd bierze się taka luka w wyobraźni.

Przeczytajcie koniecznie całą resztę jego postu, z którego treścią zgadzam się w 100% (bo mniej więcej to chciałem sam napisać :-)) i podyskutujmy w komentarzach.

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2008-03-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Historia pewnej rekomendacji – jak wykorzystywać kontakty

Dziś opowiem Wam autentyczną historię jak prawidłowo korzystać z networkingu i zapewnić sobie w przyszłości daleko idące wsparcie takich ludzi jak ja. Piszę ten post, bo znam sporo bardzo zdolnych młodych ludzi, którzy mają szeroką gamę umiejętności i duży potencjał, a mimo tego w trosce o moją reputację obawiam się zarekomendowania ich do różnych obiecujących przedsięwzięć. A to, pisząc bez fałszywej skromności, w wielu wypadkach może dla Was zrobić różnicę pomiędzy zawodowym pójściem do przodu jak rakieta, a mozolnym wiosłowanie w tłumie podobnych ludzi. Przy czym moja osoba jest tylko przykładem, bo założę się, że jest mnóstwo takich ludzi jak ja, którzy odpowiednią rekomendacją bardzo mogliby Wam pomóc. Z drugiej strony jest jeszcze więcej osób tracących niepotrzebnie szanse wykorzystania takich kontaktów i dla nich przeznaczony jest ten post.

No ale przejdźmy do naszej historii, w której dla zachowania anonimowości bohaterów pominę wiele szczegółów, które same w sobie nie wnoszą wiele do sprawy. Czytając ją zwróćcie uwagę na komentarze zawarte w nawiasach i napisane pogrubioną czcionką. Są one bardzo ważne do zrozumienia na co trzeba zwracać uwagę i jakie potencjalne błędy możecie niechcący popełnić.

Osoby biorące udział w naszej historii:
Manager – młody i bardzo dynamiczny manager wysokiego szczebla pracujący dużej korporacji
X – młody człowiek, który chciał się rozwijać i pracował w stosunkowo niewielkiej firmie nie będącej moim klientem
AB – czyli ja :-)

Akt 1

X dość przypadkowo poznał mnie w okolicznościach zupełnie niezwiązanych z pracą zawodową. Wykorzystał ten kontakt do umówienie się się ze mną na herbatę w dogodnym dla mnie miejscu i czasie (zawsze postaraj się maksymalnie ułatwić kontakt z Tobą osobom, które mogą coś dla Ciebie zrobić i nie bój się wykazać inicjatywy)
Podczas tej rozmowy X wybadał, czy byłaby możliwość abym przeszkolił jego zespół w firmie, w której pracował. To okazało się ze względów finansowych całkowicie niemożliwe, bo właściciele nie byliby skłonni do wydania takiej kwoty na szkoleniem pracowników. Wobec tego X opowiedział mi, w jakim kierunku chciałby się rozwijać osobiście i co w związku z tym może zrobić (konkretne opowiedzenia o co Ci chodzi i konkretnego już zrobiłeś jest niezmiernie ważne jeśli w ogóle chcesz uzyskać jakąś darmową konsultację, która normalnie kosztowałaby mnóstwo pieniędzy) Z rozmowy wynikło, że X na własną rękę zaczął czytać różne angielskojęzyczne publikacje i starał się z mniejszym czy większym powodzeniem wdrażać to w życie (ważne jest pokazanie, że robisz coś konkretnego samemu, nie czekając bezczynnie z wyciągniętą ręką) . W rezultacie miałem bardzo pozytywne wrażenie i zaproponowałem X, że możemy od czasu do czasu się widywać i dyskutować na różne tematy. Zaproponowałem też X-owi, aby w celu wyróżnienia się z „szarego tłumu” zaczął pisać blog na tematy, którymi zajmuje się zawodowo (pisałem o tych kwestiach w poście „Wychyl się”)

Akt 2

W stosunkowo krótkim czasie otrzymałem od X informację, że blog jest już online i rzeczywiście zaczęły się tam pojawiać ciekawe wpisy i informacje. (widać było, że X mimo nawału pracy w firmie i w domu (małe dziecko) rozpoczął konkretne działania nie poprzestając tylko na werbalnych deklaracjach. To w moich oczach był kolejny plus, który zwiększył moją gotowość zrobienia czegoś dla niego)


Akt 3
(Dwa miesiące później (podczas których kompletnie nic nowego się nie wydarzyło)……)

We wstępie do tego aktu wyjaśnienie, że dość często spotykam się z różnymi osobami z biznesu i nie tylko, aby przy dobrym jedzeniu pofilozofować o życiu i gospodarce (dla przykładu właśnie pisząc te słowa jadę ekspresem do Berlina, gdzie wieczorem idę na kolację z bardzo interesującą osobą z polskiej gospodarki).

I w tym momencie pojawia się nasza kolejna postać – Manager.
Manager w trakcie naszej wspólnej kolacji i po zakończeniu interesujących rozważań o przyszłości pewnej branży powiedział – „wiesz Alex, wkrótce przejmuję pewien projekt, który na razie jest tajemnicą i do jego powodzenia poszukuję bardzo dobrego człowieka o umiejętnościach xx i bardzo dobrej postawie oraz cechach zz, yy. Znasz może kogoś?”
AB – „Znam sporo takich ludzi, ale prawie wszyscy pracują u mojego klienta, więc nic Ci o nich nie mogę powiedzieć. Znam jednak jednego, który pracuje w firmie nie będącej moim klientem i który na kilku spotkaniach zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie miałem nigdy okazji przyjrzeć mu się w pracy albo na szkoleniu ale uważam, że warto abyś z nim porozmawiał?” (nigdy przenigdy nie zdradzaj tajemnic jednego klienta/pracodawcy, aby przypodobać się innemu !!!!! To dotyczy też informacji o jego pracownikach)
Manager – „świetnie to rozumiem, też bym nie chciał abyś wyciągał z mojej firmy dobrych ludzi”. (Manager doskonale rozumie w czym rzecz. Gdyby powiedział coś innego straciłby bardzo wiele w moich oczach.) „Czy możesz w takim razie skontaktować mnie z nim”
AB – „oczywiście, pod warunkiem że zgodzi się on na to. Pozwól mi zadzwonić do niego i jutro dam Ci wiadomość” (ochrona prywatności osób, które znasz jest w pewnych kręgach bardzo ważna i wielu ludzi będzie uważnie patrzyć czy Ty też o to dbasz. Dyskrecja to podstawa!!!)

Akt 4 (późne godziny nocne tego samego dnia)

AB – wracając z kolacji jeszcze z taksówki dzwonię do X (nie zważając na późną porę oraz fakt, że tam śpi już maleńkie dziecko) i mówię: „ słuchaj, mam dla Ciebie bardzo ciekawy kontakt i być może interesującą propozycję. Chodzi o dość przyszłościowe przedsięwzięcie, które dopiero wystartuje i w związku z tym teraz nawet nie wolno mi powiedzieć Ci o co dokładnie chodzi. To, co Ci mogę powiedzieć to właśnie to, że chodzi o bardzo rozwojowe rzeczy, plus będziesz pracował u człowieka, który jest doskonałym managerem od którego wiele się nauczysz i do tego będziesz grał w zupełnie innej lidze, co znacznie podniesie Twoją wartość rynkową. Czy jesteś zainteresowany?”

X – „oczywiście, co mam zrobić?” (kuj żelazo póki gorące, nawet jak nie bardzo wiadomo o co dokładnie chodzi. Dopóki nie wiąże się to z poważnymi inwestycjami z Twojej strony warto przyjrzeć się wielu rzeczom, zawsze potem możesz je odrzucić )

AB – „potrzebuję natychmiast Twoje CV i zgodę na przesłanie go dalej” (ważna zasada – nie przekazujemy informacji o innych ludziach bez uzyskania z ich strony jednoznacznej autoryzacji)

Akt 5 (tej samej nocy)

Perfekcyjnie napisane CV ląduje w moim mailu. Jeszcze tej samej nocy wysyłam je dalej razem z linkiem na blog X-a i komentarzem „poczytaj sobie co X pisze na swoim blogu” (jednocześnie X zyskuje u mnie punkty dodatnie niezależnie od tego, co jak zakończy się ta konkretna sprawa. Nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego)

Akt 6 (po południu następnego dnia)

Otrzymuję mail od Managera w którym między innymi napisał „ ciekawe CV. Przeczytałem też jego blog i wygląda na to, że ma on te cechy których poszukuję. Dziękuję za kontakt, poinformuję Cię co z tego wyjdzie” (jeśli ktoś robi Ci przysługę, to informuj go o postępach w dalszych związanych z tym działaniach. Na przykład niektórzy uczestnicy eksperymentu po „skonsumowaniu” 2 bezpłatnych szkoleń nie odezwali się do mnie miesiącami – to duży błąd, który tym razem skłonny jestem im wybaczyć :-))

Akt 7 (trwający wiele tygodni)

Od czasu do czasu otrzymywałem od obydwu stron informacje, że rozmowy są w toku i posuwają się do przodu. Sprawa nie była trywialna, więc nie było to nic dziwnego że trochę potrwała. (w wielu interesujących przedsięwzięciach warto wykazać się cierpliwością. Złożone rzeczy wymagają często czasu i nie należy się zniechęcać nawet pozornym brakiem postępów. Obie strony informując mnie przekazywały mi też komunikat: „to co zrobiłeś było ważne i jest praktycznie wykorzystywane”. W ten sposób zwiększają moją gotowość do robienia dla nich takich rzeczy w przyszłości)

Akt 8

Zarówno X jak i Manager niezależnie od siebie informują mnie o rozpoczęciu przez X pracy dla Managera. (informuj o postępach człowieka, który pewne rzeczy umożliwił, zwłaszcza jeśli zrobił to za darmo. Dlaczego to warto robić napisałem w poprzednim komentarzu)

Akt 9 (kilka miesięcy później)

Manager dziękuje mi za znalezienie takiego człowieka. X mimo nawału pracy cieszy się z możliwości rozwoju i też mi za to dziękuje. (Dla Managera, X i mojej osoby jest to kolejne udane przedsięwzięcie zwiększające wzajemną wiarygodność na przyszłość)

Akt 10 (ponad rok później)

Manager przy okazji jednego z kolejnych spotkań przekazuje mi, że X postanowił ze względów rodzinnych przenieść się do innego miasta i w związku z tym rozstaje się z firmą. Informuje mnie, że rozstaje się z nim z żalem ale w pełnym porozumieniu i docenia pracę, którą X zrobił w ciągu ubiegłego roku. Manager dziękuje mi za stworzenie kontaktu z X bo rozwiązało to mu poważne wyzwanie na samym początku bardzo szeroko zakrojonego projektu (Manager informując mnie unika sytuacji, że dowiaduję się o tym przypadkowo i np. snuję spekulacje że X odszedł ze względu na złe warunki pracy, niewłaściwe zarządzanie itp. W ten sposób Manager ma u mnie nadal otwarte konto, gdyby kiedykolwiek znowu potrzebował specjalnego człowieka, bo wiem, że mogę każdemu rekomendować pracę u niego. Jednocześnie wystawia on dobre świadectwo X-owi, wiem, że i w przyszłości mogę X-a z czystym sumieniem polecać. Dziękując mi sprawia, że dobrze się z tym czuję i chętnie zrobię coś dla niego w przyszłości.)

Akt 11 (wkrótce potem)

X dzwoni do mnie z informacją, że ze względów rodzinnych przenosi się i rozstaje z firmą Managera. Zapewnia mnie o bardzo przyjaznym rozstaniu z tym pracodawcą (o czym wiem już z ust drugiej strony). Przedstawia też swoją dalszą koncepcję działalności, która jest bardzo sensowna. Dziękuje za stworzoną mu sposobność nauczenia się bardzo wielu nowych i wartościowych rzeczy. (X informując mnie też unika sytuacji, że dowiaduję się o tym przypadkiem i np. spekuluję, że X rozstał się z Managerem w sposób, który umniejszyłby wartość moich przyszłych rekomendacji dla tego ostatniego. Pokazując ciekawą i spójną koncepcję przyszłości nie tylko unika możliwego wrażenia, że działa nieracjonalnie, ale od razu uruchamia u mnie program „z kim mogę go poznać, aby mu to zamierzenie ułatwić”. Dziękując mi sprawia, że dobrze się z tym czuję i chętnie zrobię coś dla niego w przyszłości.

Myślę, że ta historia dostarczy Wam materiału do przemyśleń, jak sami zachowujecie się w takich sytuacjach. Wielu ludzi narzeka na brak szans w życiu nie zdając sobie sprawy, że sami wielokrotnie takież szanse zabijają w zarodku brakiem inicjatywy, działania, czy też po prostu pewną bezwładnością. Dotyczy to niestety też bardzo zdolnych i wykwalifikowanych ludzi.
Dla zilustrowania przytoczę dwa przykłady z życia:

  • osoba nazwijmy ją A jest kimś, kto ma bardzo wiele doświadczenia w swojej dziedzinie. Już raz w przeszłości moja rekomendacja była ważnym czynnikiem, który przyczynił się do wygrania przez nią konkursu na interesujące stanowisko z dwoma bardzo dynamicznymi i „medialnymi” kontrkandydatami. W lecie 2007 ta osoba miała pomysł na bardzo dobry blog ekspercki, który cieszyłby się ogromnym powodzeniem. Nie tylko zachęciłem tę osobę do jego napisania, ale nawet znalazłem kogoś, kto za symboliczne pieniądze dostarczyłby działającej infrastruktury technicznej. Dziś mamy 28 lutego 2008 i ciągle nie ukazał się ani jeden post. Ja rozumiem, że ktoś może mieć wiele pracy (w ostatnich miesiącach znam to z własnego doświadczenia), ale znalezienie 1-2 godzin w tygodniu, a nawet choćby w miesiącu nie może być niemożliwością
  • osoba B jest też bardzo uzdolnionym człowiekiem o szerokich doświadczeniach i rozbudowanych kompetencjach. Jeśli chodziłoby tylko o te cechy, to natychmiast byłbym gotów zarówno rozpocząć z B szeroko zakrojoną współpracę na bardzo wiele sposobów do założenia wspólnej firmy włącznie, jak też rekomendować tę osobę każdemu klientowi. Jest tylko małe „ale”, które najlepiej zilustruje następujący przykład: Poznajesz B z kimś, nazwijmy tę osobę C, kto bardzo profesjonalnie traktuje B i widać, że są możliwości korzystnej współpracy między nimi. Ponieważ B nie ma akurat przy sobie wizytówek obiecuje C przesłać następnego dnia maila z danymi kontaktowymi. Dwa tygodnie później C na moje pytanie o kontakt z B odpowiada, że nic nie otrzymał, a ja się wstydzę, bo to pogarsza mój image w oczach C. Rozumiem, że B może być bardzo zajęty, ale wobec faktu, że B nie spędził tych 2 tygodni nieprzytomny w szpitalu to ma u mnie duży minus, bo wysłanie prostego maila, a przynajmniej zatelefonowanie nie może być zadaniem nie do wykonania.

Jeśli ktoś z Was zdziwi się, jak proste w gruncie rzeczy czynniki mają wpływ na to, czy będziemy rekomendowani ludziom, którzy mają możliwości, aby katapultować naszą karierę w stronę sukcesu, to radzą Wam abyście jak najszybciej sobie to uświadomili. Przeanalizujcie uczciwie Wasze zachowanie w takich sytuacjach i jeśli macie jakiekolwiek pytania czy wnioski to zapraszam do komentarzy.

UPDATE: Uświadomiłem sobie, że ten napisany w pociągu post niesie z sobą bardzo ważne treści i im więcej osób sobie je uświadomi, tym lepiej dla nas wszystkich. Któż nie chciałby żyć w społeczeństwie ludzi zadowolonych?

Dlatego wygładziłem go nieco i zebrałem w ośmiostronicowym PDF-ie (231 KB), który możecie sobie ściągnąć tutaj

Dla Czytelników korzystający z Linuxa i mających kłopoty z powyższym pdf-em wersja z podstawowymi czcionkami

Ten plik możecie bardzo swobodnie rozpowszechniać, szczegółowe warunki znajdziecie na pierwszej stronie.

Jeśli ktoś potrzebuje bezpłatny Acrobat Reader to może go ściągnąć dla Linuxa i dla Windows

Komentarze (97) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Ile pieniędzy potrzebujesz aby być szczęśliwym?

Pytanie w tytule zadaję często ludziom, z którymi rozmawiam o zadowoleniu z życia i przeżywaniu w nim szczęśliwych momentów (a są to dwie różne sprawy, o czym napiszę trochę później)
Ku mojemu zdumieniu większość ludzi, po tym jak opowiedziała swoją mniej czy bardziej konkretną wizję przyszłego życia na powyższe pytanie odpowiada na dwa sposoby:

  • „nie wiem”
  • „bardzo dużo”

W tym pierwszym przypadku oznacza to, że dana osoba nawet nie zadała sobie trudu, aby zdobyć jakiekolwiek informacje o kosztach swojego preferowanego stylu życia. Jak już ktoś nie zadał sobie choć tyle trudu, to źle to rokuje jeśli chodzi o szanse faktycznego osiągnięcia tego celu.

W tym drugim źródłem takich wyobrażeń jest zapewne kolorowa prasa pisząca o życiu „sławnych i bogatych” oraz filmy, w których często bohaterowie nawet w domu (niezwykle eleganckim zresztą) chodzą ubrani w garnitury i krawaty (!!!).

To jest tak samo autentyczne, jak występujące tam kobiety, które budzą się po namiętnej nocy z kochankiem z nienagannym makijażem i fryzurą :-)
Dopóki patrzymy na to jako hollywoodzkie lub rodzime bajeczki, to jest OK, problem zaczyna się wtedy, kiedy nieświadomi ludzie zaczynają to traktować jako wzorce, lub konieczne elementy szczęśliwego życia.
W rezultacie wielu ludzi zaczyna przygodę z życiem od uwicia sobie na kredyt gniazdka i gromadzenia tam (też często na kredyt) najprzeróżniejszych przedmiotów, które już wkrótce po zakupie nie przyczyniają się w znaczący sposób do naszego uczucia szczęścia (bo szybko nam spowszedniały). To ma swoją cenę i dlatego tak dużo osób, cytując za Thoreau, „prowadzi życie w cichej desperacji” i „idzie przez życie wlokąc za sobą swoje meble”.
Często widzę zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, że ktoś, kto za godzinę pracy zarabia 3-4% tego co ja mieszka w mieszkaniu o wiele bardziej reprezentacyjnym i drożej urządzonym niż moje. To mnie nieco dziwi, bo co prawda mógłbym po prostu pójść do sklepu i kupić sobie dowolne meble i elektronikę, tylko po co? Tego ostatniego pytania większość osób sobie nie zadaje i tak mamy mnóstwo eleganckich mieszkań, czy domów, które przez większość czasu stoją puste bo ich właściciele zajęci są zarabianiem na spłatę kredytów. To jest droga do szczęścia?? Dla niektórych może tak, ale zastanów się drogi Czytelniku, czy na pewno do nich należysz.
Zdaję sobie sprawę, że często niepotrzebnie podnosimy w ten sposób swoje koszty stałe poddając się presji otoczenia, które zdaje się narzucać nam jak „wypada” mieszkać i próbuje ośmieszyć tych, którzy do tych „standardów” nie chcą się dopasować. W Polsce, kraju gdzie poziom wpływu, a wręcz mieszania się bliższej i dalszej rodziny w życie młodego człowieka jest wyjątkowo duży może stanowić to spore wyzwanie i pewnie dlatego widzę tylu młodych rodaków na prostej ścieżce do stania się za kilkanaście lat sfrustrowanymi i przechodzącymi „kryzys wieku średniego” czterdziestolatkami. Wszystkich, których może to dotyczyć zachęcam do przemyślenia tej kwestii i wyciągnięcia wniosków. Mogą być one odmienne od moich, ale wyświadczcie sobie tę przysługą i pomyślcie.
Wróćmy jednak do pytania z tytułu tego postu. Niektórzy z Was pewnie oczekują teraz konkretnej liczby z mojej dzisiejszej praktyki. Tutaj muszę Was rozczarować, bo dawno już nie prowadziłem takich wyliczeń :-) Proste odjęcie przyrostu mojej wartości netto od rocznych dochodów nie wystarczy, bo obecnie wspieram kilka osób i projektów, a nie bardzo mam czas i ochotę na robienie takich rachunków ile w skali rocznej na co idzie.
To, co mogę wam powiedzieć to:

  • w drugiej połowie lat 90-tych żyłem z pewną kobietą i jej nastoletnią córką. Mieszkaliśmy w przyzwoitych warunkach, dużo podróżowaliśmy spędzając wtedy 2-4 miesięcy w roku w ciepłych krajach (Tunezja, Floryda). Niczego nam nie brakowało, a taki styl życia kosztował (bo wtedy policzyłem) max. 60.000 DM, czyli ok 30.000 euro rocznie.
  • ostatnio czytałem amerykańskie opracowanie badań (jak znajdę link to podepnę) z których wynika, że wzrost poziomu zadowolenia z życia rósł razem z poziomem rocznych dochodów respondentów, ale tylko do mniej więcej 40.000 USD rocznie. Powyżej tego poziomu dalszy wzrost dochodów nie przekładał się na znaczący wzrost subiektywne odczuwanego zadowolenia.

Dla uzupełnienia parę liczb, które akurat mam w głowie

  • ostatni miesięczny pobyt na Kanarach kosztował (lot i hotel) ok. 930 euro na osobę, przy nieznacznie wyższych kosztach jedzenia w stosunku do kontynentalnej Europy. Każdy dodatkowy tydzień w hotelu kosztowałby ok. 100 euro (!!). Mówię teraz o normalnym hotelu apartamentowym, gdzie jako bardzo lubiany gość dostaję zawsze jeden z najlepszych pokoi, co znacznie podnosi jakość mieszkania
  • moja najbliższa ucieczka przed ponurą pogodą na Florydę kosztuje mnie 530 Euro za przelot tylko dlatego, że bilet kupiłem późno i to do miejsca gdzie lata niewiele linii. Jedzenie tam jest tańsze niż w Europie a mieszkać mogę za darmo albo u przyjaciół, których uratowałem kiedyś od utraty oszczędności całego życia, albo na łódce między wyspami, co przy średnich temperaturach ok 25 C i budzących człowieka rano delfinach ma swój urok :-)

Jak widać z powyższych informacji aby dobrze żyć nie potrzeba znowu aż tak wielkich pieniędzy. Całkiem niezły styl życia można mieć za ok. 30.000 euro rocznie, a prawdopodobnie nawet za znacznie mniej. To może zdawać się dużą kwotą jeśli ktoś pracuje w Polsce na typowym etacie, ale kto każe Wam tak robić przez całe życie??? Przekładając na dochody miesięczne 2500 euro/8500 zł powinno wystarczyć do prowadzenia ciekawego życia pełnego atrakcji, podróży i dobrego seksu :-) , oczywiście jeśli podejdziemy do tego mądrze i nie będziemy wszystkiego kupować w najdroższy możliwy sposób. A taką sumę można przecież zarobić w Europie (a nawet w Polsce) jeśli tylko będziemy robić wystarczająco dużą różnicę w życiu innych i umiejętnie to sprzedawać, o czym piszę wielokrotnie na tym blogu. Przestańcie tylko robić to co wszyscy i tak jak wszyscy!!! Pamiętajcie też, że w życiu, podobnie jak przy pieczeniu ciastek istotna jest też właściwa kolejność działań. Nie wkładajcie worka z mąką i surowych jajek do gorącego piekarnika!!! :-)

PS: Często w takich kwestiach słyszę, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, w domyśle rośnie nieskończenie, a za tym też i potrzeby finansowe. Moje doświadczenia są nieco inne:

  • w miarę „jedzenia” rozpoznajesz co jest dla Ciebie naprawdę dobre i przestajesz tracić czas i środki na zdobywanie tego, co Ci nie służy i czego tak naprawdę nie potrzebujesz
  • w miarę „jedzenia” uczysz się jak otrzymać to, czego potrzebujesz możliwie najmniejszym nakładem czasu i środków. Trzeba tylko umiejętnie używać tego wspaniałego organu mieszczącego się w naszej głowie!!
Komentarze (173) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Interesująca historia i jakie wnioski możemy z niej wyciągnąć

Na początek zapraszam wszystkich do uważnego przeczytania niezwykłej historii powstania pewnego programu, którą znajdziecie tutaj.

Tych z Was, którzy w ogóle nie interesują się IT też gorąco zachęcam do przestudiowania tego przypadku, gdyż płynące z niego wnioski i przemyślenia są bardzo uniwersalne.

Przeczytaliście?
Teraz niech każdy z Was odpowie albo w komentarzach, albo przynajmniej sam dla siebie na następujące pytania (w nawiasach macie moje odpowiedzi):

  • czy wśród rzeczy, którymi zajmuję się zawodowo są tak interesujące względnie potrzebne dla świata, iż gotów byłbym robić je nawet za darmo? (Tak)
  • czy mam rzeczywiście energię i inwencję, aby taki projekt realizować? (Tak)
  • czy stworzyłem w moim życiu sytuację (szczególnie jeśli chodzi o poziom i strukturę wydatków stałych) pozwalającą mi na podejmowanie takich działań? (Tak)
  • czy mam w moim otoczeniu (praca, znajomi) kompetentne osoby, które też bez wynagrodzenia gotowe byłyby aktywnie wspierać mnie w takich przedsięwzięciach? (Tak)
  • jeżeli ktoś pracuje na etacie, to co wydarzyłoby się, gdybym z takim prawie gotowym projektem pojawił się u aktualnego pracodawcy? (nie dotyczy)

Zastanawiacie się, dlaczego proponuję zadanie sobie akurat takich pytań? Proszę bardzo, oto komentarz do każdego z nich w tej samej kolejności jak je zadawałem:

  • myślę, że każdy z nas ma głęboko zakotwiczoną w sobie potrzebę tworzenia rzeczy, które mają jakieś znaczenie. Mimo tego wielu ludzi daje się ograniczyć do pełnienia roli łatwych do zamiany trybików wykonujących powtarzalne, rutynowe prace. Trzeba koniecznie sprawdzić, czy sami nie tkwimy w takiej pułapce
  • wielu ludzi wyspecjalizowało się w wynajdywaniu usprawiedliwień dla siebie i miliona rzeczy, które muszą być spełnione aby wreszcie zdecydowali się ruszyć swoją szacowną dolną część pleców :-) Trzeba koniecznie sprawdzić, czy nie znaleźliśmy się w tej godnej pożałowania grupie (ostatnie sformułowanie nie jest przejawem pogardy, czy braku szacunku z mojej strony)
  • jedną ze wspaniałych rzeczy w życiu jest poczucie wolności, tego, że możemy podejmować decyzje niekoniecznie tylko w oparciu o wynikające z nich korzyści finansowe. Osiągnięcie takiej sytuacji, przynajmniej powyżej pewnego stosunkowo łatwo osiągalnego minimum, niewiele ma wspólnego z poziomem naszych zarobków. Warto sprawdzić, czy przynajmniej jesteśmy na właściwej drodze do tego
  • to jest dobry test, czy nasze składa się głównie z przesympatycznych nawet galerników, względnie kolekcjonerów dóbr materialnych (co na jedno wychodzi), czy też z ludzi wolnych i chcących zrobić pozytywną różnicę dla świata. otoczenie, w którym przez większość czasu przebywamy ma ogromny wpływ na nasze postawy i przekonania
  • to jest bonusowe pytanie, aby zobaczyć, czy mój pracodawca/przełożony gotów jest skorzystać z Twojej inwencji i inicjatywy, czy też, jak w wielu polskich firmach „wychylając się” zakłócasz bieg rzeczy i stajesz się zagrożeniem

Przedstawione powyżej propozycje pytań są oczywiście zabarwione moim obrazem świata lecz jeśli ktoś chciałby mieć rezultaty podobne do moich, to zdecydowanie zalecam zadanie ich sobie. Wszystkich zapraszam do przeczytania tej inspirującej i chwilami zabawnej historii a potem do dyskusji w komentarzach

PS: Marcin Sochacki (Wanted) podesłał mi kiedyś link do wideo, na którym Ron Avitzur opowiada ją osobiście. (jeszcze raz dziękuję Marcin) Jeśli macie prawie godzinkę wolnego czasu, to możecie sobie je obejrzeć, jeśli nie to zalecam skok do 47:50 minuty, kiedy Ron odpowiada na pytanie jak długo funkcjonował bez dopływu świeżej gotówki od klientów. Jego odpowiedź iż działa tak całe życie i typowy okres to mogą być 2-3 lata jest nieco ekstremalna, odzwierciedla jednak system działania bardzo dobrze opłacanych specjalistów różnych dziedzin (wliczając w to nawet gwiazdy z Hollywood :-))

Niżej podpisany w końcu też „od zawsze” utrzymuje się z oszczędności i dorywczych zajęć :-)

Komentarze (27) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Feedback – jeszcze o udzielaniu informacji zwrotnej

Kiedyś już pisałem o udzielaniu informacji zwrotnej, dzisiaj poruszymy jeszcze jeden ważny aspekt takiego działania.

Pamiętacie jeszcze z tamtego tekstu Zasadę Alexa: „jeśli nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia, to nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” :-)

Ta zasada bardzo pomaga nam w utrzymaniu harmonijnych relacji z innymi ludźmi, jest jednak pewnym uproszczeniem zagadnienia i jako takie nie zawsze wystarczającą wskazówką.

Nie ma problemu jeśli mamy to „zlecenie” (jesteśmy albo poproszeni o feedback, albo nasze stanowisko pracy „z definicji” wymaga od nas udzielania informacji zwrotnej). W pozostałych sytuacjach termin „konsultacje” może nie być wystarczająco jasny i dlatego dziś omówimy całe zjawisko znacznie szerzej.

Generalnie udzielając informacji zwrotnej możemy wyróżnić następujące przypadki:
Feedback - tabela

W wielu przypadkach możemy jeszcze wyróżnić feedback ogólny lub szczegółowy, oraz feedback w trakcie wykonywania jakiejś czynności, względnie po jej zakończeniu. Do tych przypadków nawiążę poniżej.

Zanim przejdziemy do ich omawiania, małe wyjaśnienie co rozumiem przez pozytywny, a co przez negatywny feedback.

Pozytywny feedback oznacza potwierdzenie, że robisz coś dobrze, bądź wskazówkę jak możesz coś zrobić lepiej

Negatywny feedback oznacza wytknięcie drugiej osobie, że robi coś źle, bądź wskazówkę czego ma zaprzestać

Feedback z własnej inicjatywy oznacza, że niepytani udzielamy go drugiej stronie

Feedback na zapytanie oznacza, że udzielamy go tylko na życzeniu partnera

Wcale oznacza, że nie udzielamy go w żadnym z powyższych przypadków

Zobaczmy jak te kombinacje działają w życiu zawodowym (patrz tabelka powyżej):

Feedback pozytywny z własnej inicjatywy lub na zapytanie:

  • ogólny: „podoba mi się jak rozmawiasz z tymi trudnymi klientami”
  • szczegółowy: „doskonale, że przekonałeś klienta do alternatywnego produktu w sytuacji, kiedy mie may tego, co chciał”

Feedback negatywny z własnej inicjatywy lub na zapytanie:

  • ogólny: ” źle traktujesz klientów”
  • szczegółowy: „zwracasz uwagę pracownikom tylko wtedy, kiedy coś sp….. a nigdy wtedy, kiedy zrobię coś wyjątkowo dobrze”

Brak feedbacku:

  • dosłownie nie zabierasz głosu
  • mówisz rozmówcy „to Ty powinieneś sam wiedzieć”

Powyższe przykłady są z natury rzeczy bardzo ogólne i niewystarczająco wyraźnie pokazuję zalety i wady każdego z podejść. W życiu zawodowym wykonujemy bardzo różne czynności, mamy różne sytuacje i ze względu na brak wspólnych doświadczeń trudno jest znaleźć takie, które będą przemawiały do wszystkich. Dlatego zastanowiłem się nad przykładem, który dotyczyłby prawie wszystkich Czytelników i ….. znalazłem :-) :-)

Jest nim seks i to dla utrudnienia z partnerem/partnerką których upodobań nie zdążyliście jeszcze bardzo dobrze dobrze poznać. Wyobraźmy sobie, że wylądowaliśmy z taką osobą w łóżku z zamiarem sprawienia sobie nawzajem naprawdę dużej przyjemności (bo przecież nie jesteśmy egoistami :-)) i otrzymujemy od drugiej strony następujące rodzaje feedbacku:

Feedback pozytywny, z własnej inicjatywy partnera i na bieżąco:

  • ogólny: „o tak!!! taaaak”
  • szczegółowy: „pięknie używasz twojego języka!”, albo „doskonale, rób to tylko odrobinę wolniej”

Feedback pozytywny, z własnej inicjatywy partnera po fakcie:

  • ogólny: „było super”
  • szczegółowy „miałem/miałam totalny odjazd kiedy robiłaś/robiłeś XY”

Feedback pozytywny, na Twoje zapytanie i na bieżąco:

  • ogólny: „nie pytaj tylko rób tak dalej” :-)
  • szczegółowy: „bardzo dobrze robisz XY”

Feedback pozytywny, na Twoje zapytanie i po fakcie:

  • tak samo jak feedback pozytywny, z własnej inicjatywy po fakcie

Feedback negatywny, z własnej inicjatywy partnera i na bieżąco:

  • ogólny: „nie tak!!!”, „co ty robisz!!!”
  • szczegółowy: „robisz to za delikatnie”

Feedback negatywny, z własnej inicjatywy partnera po fakcie:

  • ogólny: „nie masz pojęcia jak zaspokoić kobietę/mężczyznę”
  • szczegółowy: „zbyt mocno/delikatnie pieściłeś mnie ….”

Feedback negatywny na Twoje zapytanie w trakcie i po fakcie:

  • podobnie do analogicznych sytuacji z własnej inicjatywy partnera

Brak feedbacku w trakcie:

  • Ze względu na brak wyraźnych wskazówek werbalnych, bądź niewerbalnych musisz cały czas domyślać się na podstawie różnych drobnych obserwacji, czy jesteś na dobrej drodze, czy też nie.

Brak feedbacku po fakcie:

  • Słyszysz wypowiedź typu: „prawdziwy mężczyzna/kobieta powinni sami z siebie wiedzieć jak zaspokoić partnera!”

OK, teraz wyobraź sobie, że trakcie miłych (z założenia) chwil spędzonych razem otrzymujesz od partnera/partnerki każdy z tych rodzajów feedbacku. Który z nich najbardziej przyczyni się do maksymalizacji dobrego nastroju i pozytywnych przeżyć po obydwu stronach? Pomyśl potem, że inni ludzie prawdopodobnie w zbliżony sposób będą reagować na sposób przekazywania przez Ciebie informacji zwrotnej. Mamy z tego jakieś wnioski na całe życie?
Seks jest dziedziną, gdzie takie różnice widać najwyraźniej i dlatego z niej wziąłem przykłady, niemniej podobnie funkcjonuje to we wszystkich rodzajach interakcji między ludźmi. Dlaczego mamy sobie je niepotrzebnie psuć tylko dlatego, że kiedyś nauczono nas nieefektywnych metod dawania informacji zwrotnej??

PS: Gdyby ktoś chciał całkiem wyraźnie wiedzieć, jaki feedback staram się generalnie udzielać (choć są oczywiście wyjątki) to jest to pozytywny feedback z własnej inicjatywy zarówno w trakcie, jak i po fakcie (naturalnie w różnych dziedzinach życia :-))

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 10 of 24« First...«89101112»20...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025