Powyższe zdanie powinno być właściwie oczywiste dla każdego dorosłego człowieka. Tym bardziej zaskakuje mnie ilość osób, które zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym hołdują nieszczęsnemu przekonaniu, które mówi:
BRAK REZULTATU + DOBRE USPRAWIEDLIWIENIE = REZULTAT
Mimo jego rozpowszechnienia jest to niezwykle kontraproduktywne nastawienie i jestem bardzo zdziwiony, że tylu ludzi marnuje sobie szanse życiowe koncentrując się na znalezieniu tego drugiego składnika powyższej „sumy”.
Nawet, jeśli sami nie stosujemy go to takie podejście często odbija się na nas, gdyż:
- niektórzy podwładni zawodzą nas, często w niespodziewany sposób, co powoduje komplikacje i straty, za które potem my, jako managerowie jesteśmy odpowiedzialni
- nasi bliscy zawodzą nas, co powoduje straty sięgające od drobnych nieprzyjemności, po zaprzepaszczenie życiowych szans wszelkiego rodzaju
Dla wyjaśnienia podkreślam, że pisząc „zawodzą nas” mam teraz na myśli wyłącznie niedostarczanie umówionego wcześniej rezultatu i ewentualne zastępowanie go mniej, czy bardziej przekonującymi usprawiedliwieniami.
Tolerowanie takiego stanu rzeczy jest dla nas też niezwykle niekorzystne, gdyż abstrahując od samych konsekwencji wspomnianych wyżej, „tresujemy” takie osoby nagradzając niepożądane zachowanie, a co za tym idzie zwiększając prawdopodobieństwo jego wystąpienia w przyszłości.
Co więc zrobić w sytuacji, kiedy druga osoba mówi nam:
Nie dostarczyłem (umówiony wcześniej rezultat) ponieważ („przeszkoda obiektywna”)
Na pierwszy rzut oka wygląda to na dobre usprawiedliwienie, ale pominąwszy parę ekstremalnych przypadków losowych, nigdy przenigdy nie akceptuj takiej wypowiedzi bezkrytycznie. Zbyt często będzie ona oznaczała, iż ktoś próbuje wykorzystać „przeszkodę obiektywną” jako pretekst do ukrycia własnego bezwładu, niewiedzy, czy też zwykłego lenistwa!!!
Tego tak nie można zostawić! Zamiast pogłaskać daną osobę po głowie i powiedzieć:
„No tak, rozumiem, nic się nie dało zrobić”
zapytajmy wprost (w zależności od charakteru tych „okoliczności obiektywnych”:
Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby osiągnąć (umówiony wcześniej rezultat) mimo istnienia („przeszkoda obiektywna”)?
albo
Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby usunąć („przeszkoda obiektywna”), lub zminimalizować jej wpływ na osiągnięcie (umówiony wcześnie rezultat)?
Jeśli teraz wykażemy choć odrobinę asertywności i będziemy obstawać przy uzyskaniu konkretnej odpowiedzi, to dowiemy się czy dana osoba rzeczywiście zrobiła wszystko, co możliwe, aby umówiony rezultat dostarczyć, czy też pomyślała „mam dobre usprawiedliwienie, po co się wysilać”. Będziecie zdziwieni, kiedy zobaczycie jak często mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem i co gorsza, dotąd tolerowaliśmy to.
Na zakończenie parę istotnych uwag:
- Nawet jeśli zadajemy takie pytanie przyjaznym tonem głosu, to jest to bardzo brutalne wydobycie na wierzch prawdy. Niektóre osoby będą miały spory kłopot z taką konfrontacją, bo dotąd żyły we własnym wirtualnym świecie, gdzie ich dotychczasowa postawa była OK. Tak więc pytaj przyjaźnie :-)
- Trzeba trochę uważać z osobami bliskimi. Najlepiej byłoby przetestować ich nastawienie („wynikowiec” czy „usprawiedliwiacz”) zanim staną się naszymi bliskimi, ale to nie zawsze jest możliwe. Jak już mamy, co mamy to przynajmniej dobrze jest wiedzieć na ile można drugą osobę potraktować jako prawdziwego, dorosłego partnera, a na ile musimy (?) zaakceptować fakt, że pod pewnymi względami jesteśmy w związku z dużym dzieckiem. Wnioski musicie już sobie wyciągnąć sami.
Opisane w poście postępowanie w przypadku wymówek jest „procedurą standardową” doświadczonych managerów i wielu z Was będzie ono zapewne znane. Napisałem o tym, bo szkoląc ostatnio początkujących widziałem, że mieli kłopoty z właściwą reakcją, więc pewnie przyda się i kilku Czytelnikom.
Kilka krótkich refleksji (niedługo znów przerwa w dostępie do sieci…)
W szkolnym sposobie oceniania, często brane są pod uwagę właśnie chęci, zaangażowanie, ambicja. Nie jest to złe, ale o ile nie zacznie się szybko pracy zorientowanej na efekty, to często później trudno się od tego odzwyczaić.
Starać się trzeba, usprawiedliwiać też (przyjąć winę, jeżeli trzeba…), ale niestety – druga strona medalu jest taka – że brak efektu często nie zależy od zaangażowania, ale od 'hard skills’ tudzież (rzadziej, ale i tak bywa) okoliczności naprawdę obiektywnych. Tyle że z punktu widzenia efektu różnica jest, niestety, żadna. I nawet świadomość błędu, mocne postanowienie poprawy, poczucie winy itp. tego też niestety nie zmienia.
Jeszcze jeden detal: planowanie czasu, zadań, dobór metody pracy, ocena własnej efektywności zamiast być przedmiotem obwowiązkowym od podstawówki, często jest pomijana nawet na niektórych kierunkach studiów :(
I w nawiązaniu do poprzedniej dyskusji – tej o łatwości i trudności – czasem liczy się efekt, czasem staranie. Problem sprowadza się do właściwego odróżnienia obydwu okoliczności.
Więcej refleksji nie będzie, gdyż moje noworoczne postanowienie to koniec z nadmierną samokrytyką :-)
Piotrze
Rzeczywiście kryteria oceny w szkole bywają odmienne od tego, jak „ocenia” nas życie. Gdybym miał małe dzieci, to starałbym się im jak najszybciej uświadomić tę prostą prawdę życiową. To może być na początku frustrujące ale oszczędza jeszcze większych problemów w przyszłości.
Do Wszystkich
Ciekawe jaki procent ludzi wokół Was jest naprawdę zorientowanych na rezultaty?
Pozdrawiam
Alex
Witam,
Zgadzam się z Tobą, Alexie. W końcu, jak mówi stare, polskie przysłowie: dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Choć ja preferuję taką formę: ważny efekt, nie intencje.
W ostatnim czasie zacząłem zdawać sobie z tego coraz większą sprawę, a Twój post rozszerzył mój punkt widzenia na ten temat. Zauważyłem, że przytoczone przez Ciebie równanie jest dość często stosowane i to nie tylko w sferze zawodowej, ale także (a w moim przypadku może przede wszystkim) w życiu osobistym. Sądzę, że to jest wyuczone zachowanie, ale my nie jesteśmy tego świadomi. Po prostu powielamy wzorce, z którymi mamy do czynienia na co dzień od dziecka.
Pozdrawiam, Błażej
Błażej
Masz rację z tym równaniem w życiu prywatnym. Niestety mało kto patrzy na takie rzeczy dobierając sobie partnera życiowego i potem jest kłopot.
Rozpoznanie wzorców, które powielamy to pierwszy ważny krok, aby wprowadzić zmiany. Szkoda że uświadamianie tego innym jest na ogół takie bolesne….
Alex
Błażej Says:
Choć ja preferuję taką formę: ważny efekt, nie intencje.
Ja wiem, że samego siebie oceniam na podstawie intencji a nie efektu końcowego. Na przykład delikatnie wymusiłem pierwszeństwo wyjeżdżając z parkingu. Z mojego punktu widzenia, moją intencją nie było zrobienie na złość kierowcy, który musiał przeze mnie przyhamować, tak, więc intencje miałem dobre, efekt każdy widzi. Z punktu widzenia drugiego uczestnika tego zdarzenia, jeżeli będzie kierował się wyłącznie efektem odbierze to jako świadomie skierowaną przeciw niemy akcję dywersyjną.
Z tego powodu po pierwsze zawsze szukam wielu punktów widzenia (najwięcej jak się da, co najmniej mój, drugiej strony i bezstronnego obserwatora) oraz oceniam na podstawie intencji a nie widocznego rezultatu. A generalnie staram się jak najmniej oceniać innych.
Ponadto pytania w poście Alexa (Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby osiągnąć (umówiony wcześniej rezultat) mimo istnienia (”przeszkoda obiektywna”?)) odbieram właśnie jako sondowanie prawdziwych intencji osoba, która coś nawaliła
Czy mój komentarz jest zgodny z tematem posta ? ;)
Pozdrówka Artur
To ja trochę odwrócę. No bo niby wiem że jestem leniwy, wiem że mam tysiąc wymówek na każdą okazję, wiem że odkładam wszystko na ostatnią chwilę, wiem że czasem sobie wiele rzeczy wyobrażam a z realizacją jest gorze. No i wiem że jedyny lek na to to po prostu zacząć działać. Ale jak? Jak tego gościa w środku zmusić do tego coby ruszył i wprowadził w życie te swoje dobre chęci.
Wiem że to głupie pytanie, i nie ma na niej w zasadzie żadnej odpowiedzi.
Tzn no jest, pracować i tyle. Ale jak ruszyć?:>
Quatryk
Pytanie wcale nie jest głupie, choć tutaj mówimy o czymś innym. Ja mam dokładnie takie same przywary jak Ty:-) Jak sobie z tym radzę to inny temat, o którym napiszę przy okazji. Na razie w dużym skrócie jest to kombinacja podwójnego zastosowania Zasady Pareto (4% nakładów, które dają 64% maksymalnego rezultatu) plus zaangażowanie w wypadku tych 4% takie, jakby całe moje życie od tego zależało (bo zależy). I oczywiście jak już coś robię to stosuję zasadę „no excuses just results”!
Pozdrawiam
Alex
Witam,
Alex – opisany przez Ciebie problem jest chyba najtrudniejszy w życiu osobistym. Przynajmniej dla mnie. W życiu zawodowym ocena tego jest chyba prostsza.
Zastanawiam się nad jednym. Byłam wychowana w taki sposób, że za każdą przysługę, pomoc – trzeba się odwdzięczyć, sporo czasu zajęło mi nauczenie się odmawiania w sytuacji gdy czułam, że nie mogę się czegoś podjąć i umiejętności oceny własnych możliwości. Nie wiem czy ktoś się ze mną zgodzi, ale kiedyś przecież wiele opierało się na „przysługach” i może dlatego właśnie w przypadku osób nam bliskich czasem dobre chęci przesłaniają obiektywną ocenę sytuacji.
Uważam, że problem z dobrymi chęciami jest taki, że niejednokrotnie dana osoba zapewnia realizację czegoś, nie zastanawiając się nad swoimi możliwościami. Czasem jest to lenistwo, czasem brak kompetencji i umiejętności. Przyczyn jest wiele.
Zawsze staram się realnie ocenić czy daną rzecz mogę faktycznie doprowadzić do końca, a jeśli mam wątpliwości to przedstawiam je lub proszę o czas do zastanowienia. Z przykrością stwierdzam, że parę razy popełniłam taki błąd. Zdarzyło się, że z sympatii do danej osoby lub co gorsza, w zamian za wcześniej oddaną przysługę zbyt szybko podejmowałam się wykonania czegoś, co sprawiło mi potem trudności, nieistotne z jakich przyczyn. Muszę przyznać, że jest to niemiłe uczucie, kiedy w ten sposób zawiodłam kogoś, tylko dlatego, że miałam „dobre intencje”, a nie przemyślałam sprawy.
I chyba liczy się też szczerość. Tak po prostu – ostatnio znajomy, kiedy zwróciłam się z nim z pewną drobną prośbą (chodziło o przesłanie pewnych materiałów, na których mi zależało) powiedział „Jasne, prześlę je dziś wieczór”. Po kilku próbach zdobyłam je z innego źródła, a wystarczyło powiedzieć, że nie da rady, nawet bez tłumaczenia, nie traciłabym czasu na czekanie, a potem szukanie innych źródeł.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ola
no dobra to czekam na ten wpis:> co do tego zaangażowania to to chyba wynik robienia czegoś na ostatnią chwilę – wtedy już choćby się waliło i palił to trzeba i już. Jak głosi stare przysłowie: jest ryzyko jest zabawa, ale w takich chwilach gdzie człowiek robi wszystko żeby nie polec, to po pierwsze wiele rzeczy przegapia a po drugie zaczyna sobie powtarzać: następnym razem zabiorę się za to szybciej:> a co z tego następnego razu wychodzi to wiadomo.
No nic: śledzę co piszesz cały czas i będę czekał na większy wpis na ten temat.
pozdrawiam
Witajcie,
Chiałbym się podzielić moją drobną refleksją.
Czy zastanawialiście się nad czynnikami, które motywują was do działania? Moim zdaniem przy egzekfowaniu wyników powinno się brać pod uwagę kilka drobnych spraw takich jak:
– precyzyjne postawienie wymagań
(dom można zbudować na wiele sposób i czy chodzi o domek czy wille)
– określenie nawet powieżchownie „kija” i „marchewki”
(pomaga to ustalić czasem priorytet tego co robimy i jak to robimy)
– „marchewka” nawet niewielka często pomaga – nie muszą to być pieniądze ale zwyczajne „dziekuje” i duży uśmiech o np. taki: :-)
– jeśli chodzi o związki to ludzie często dobierają się przez podobieństwa i czasem: „nieszczęścia chodzą parami”. A problemem wymagań w związkach jest czasem brak komunikacji i uświadomienia sobie, że zaufanie potrafi wiele zbudować. Inna strona medalu to ta chwila rano kiedy myślimy przy kawie ale czy ja będę miał/miała o czym rozmawiać z ta osobą za kilka lat.
Ja teraz mam taki dziwny problem, że chiałbym dostarczać wyników ale wiele razy to robiłem i pomimo wielu zapewnień nie dostałem marchewki. Oznacza to, że trzeba zrobić to co kiedyś Alex (nie mój dziadek przed 100 laty) – popracować nad soba i dodać czy zmienić kilka spraw. Ale i ten medal ma swoją stronę, że do wyników potrzebne są środki.
Pozdrawiam ponownie z Sopotu,
Paweł
P.S.:
Czy jest tu ktoś poza Jarkiem z Trojmiasta? Nie wiem, czy sprawdzacie „Galerie Czytelnikó” ale jest tam już kilka osób – link w linkach strony.
Witam
Brak nastawienia na efekt i szukanie wymówek to nie nasza wina, za te wszystkie negatywne nawyki odpowiedzialna jest szkoła, otoczenie i nasze wychowanie ;-)
A tak poważniej troszkę to niedawno przesłuchałem ciekawą audycję w radiu VOX dotyczącą między innymi obwiniania rodziców i otoczenia za nasze niepowodzenia w życiu. Obecna w studiu Pani psycholog opowiadała o pacjentach, którzy niemal z ‘pianą na ustach’ przychodzili do niej opowiadając jak to ich toksyczni rodzice zatruli im życie. Dopiero przy bliższym przyglądnięciu się okolicznościom przez nich opisywanych potrafili dostrzec, że po pierwsze tak źle nie było a po drugie, że nie są i nie byli marionetkami w niczyich rękach.
Co prawda nie da się ukryć ogromnego znaczenia naszego wychowania, ale jednak to nie wszystko, czego dowodem może być rodzeństwo o skrajnie różnym nastawieniu do życia.
Z drugiej strony dobrze mieć świadomość z jakiego punktu się wyszło i realnie oceniać możliwości w stosunku do okoliczności, bo można dojść do odwrotnej sytuacji i obwiniać się za brak osiągnięć w przypadku obiektywnych przeciwności.
Pozdrawiam
Tomasz: w temacie rodziców mogę powiedzieć, że w pewnym momencie dostrzegłem, jakich rzeczy niestety rodzice mnie nie nauczyli, a które to bardzo przydatne są w życiu. Niemniej nie winię ich za to, nie robię wyrzutów, nie mówię negatywnie. Przede wszystkim jestem wdzięczny za to co zrobili i za to kim jestem a nie zawsze było im łatwo spełniać obowiązki wychowawcze. Ale to, że dostrzegłem jakie rzeczy zostały mi NIE wpojone dało mi szansę na to, żeby się ich nauczyć samemu. Pierwszym krokiem by się czegoś nauczyć jest odkrycie, że się tego nie wie.
Co do wymówek to – także z własnego doświadczenia – zadziwia mnie, jak bardzo objawiają się one w jednym z najbardziej prymitywnych problemów społecznych. Chodzi o spóźnienia. Ile to razy przepraszałem za spóźnienie się, dodając do tego jakieś uzasadnienie. Czasem to uzasadnienie faktycznie miało duże znaczenie i mogłem uczciwie przyznać, że spóźniłem się nie z własnej woli. Ale w większości przypadków tłumaczenie się służy jedynie podbudowaniu swojego obrazu we własnych oczach oraz oczach innych, bo tak na prawdę gdyby mi faktycznie bardzo zależało, to dałbym radę ( jak człowiek jest zmotywowany, to potrafi czynić rzeczy niemożliwe ;) ). Podobne podejście łatwo przejawiać w innych dziedzinach życia codziennego.
Okazuje się, że najtrudniej jest przyznać się do błędu i szczerze przeprosić, ale nie dodawać do tego wytłumaczeń i usprawiedliwień. Wziąć odpowiedzialność za swoje niedociągnięcie, a nie zrzucać jej na całą otaczającą rzeczywistość.
Pozdrawiam!
Tomaszu, słusznie :) Nie lubię określenia „toksyczni rodzice”. Obwinianie rodziców i otoczenia nigdy jeszcze nie przyniosło nikomu żadnych pozytywnych rezultatów. Strata energii.
Ale w kontekście mojej poprzedniej wypowiedzi wniosek jest taki, że to czego się uczymy od rodziców i otoczenia – można zmienić, jeśli jest negatywne.
Pozdrawiam :)
Dzisiaj komentarz polityczny:) Przykład „usprawiedliwiacza”…”Przez rok działania koalicji udało się osiągnąć bardzo wiele. Sytuacja Polski w wymiarze ekonomicznym jest znakomita, a czasem można nawet powiedzieć, że aż za dobrze. Gdyby nie ta niebywała kampania przeciw nam, prowadzona przez różne ośrodki medialne i polityczne, to sądzę, że byśmy mieli w tej chwili ogromne poparcie społeczne – powiedział premier Jarosław Kaczyński w audycji „Sygnały Dnia”” Pozdrawiam:)
Witam,
Przyklad podany przez Alexa „Nie dostarczyłem (umówiony wcześniej rezultat) ponieważ (“przeszkoda obiektywna”)” zaklada juz i tak bardzo komfortowa dla managera sytuacje, ze delikwent identyfikuje swoja osobista odpowiedzialnosc za rezultat – JA NIE DOSTARCZYLEM.
To jest zjawisko dosc rzadkie, bo najczesciej tego typu stwierdzenia maja forme bezosobowa lub sa w trzeciej osobie :)
Zeby nie spedzic pol dnia na uswiadamianiu komus odpowiedzialnosci za rezultat, zanim przejdzie sie do pytan „poglebiajacych”, konieczne jest:
a\ wlasciwe okreslenie CELU – oczekiwanego rezultatu, o czym wspominal Pawel
b\ spowodowanie, zeby delikwent poczul sie „wlascicielem” efektu
Mam wrazenie, ze jesli ten wazny etap bedzie w jakikolwiek sposob zaniedbany, to moze zajac bardzo duzo czasu zanim bedziemy mogli liczyc na sensowna odpowiedz na pytanie „Co KONKRETNIE zrobiles zeby”… A chodzi przeciez o to, zeby takich sytuacji bylo jak najmniej.
Model idealnego rownania dla podwladnych w oczach kazdego szefa wygladalby zapewne tak:
OCZEKIWANY REZULTAT + SUCCESS STORY + NAGLOSNIENIE = DOBRZE SPRZEDANY REZULTAT
Zauwazylem w praktyce, ze jesli jako manager wlaczysz sie z pomoca dla pracownika na etapie 2. i 3. skladnika pow. rownania, to mozna z reguly liczyc na jego pelne zaangazowanie w dostarczenie oczekiwanego rezultatu. Kazdy chyba w koncu lubi wiedziec zanim zacznie zasuwac nad kolejnym zadaniem, ze nie bedzie tylko cichym zwyciezca, za ktorego inni zbiora laury :)
Pozdrawiam,
Kuba
Witam
Po pierwsze… galeria czeka!!;)
Po drugie : quatryk piszę, jak zmusić swoje wewnętrzne „ja” do NIErobienia wszystkiego na ostanią chwilę. Ja bym się bardziej zastanawiała czy to, że robisz coś na ostatni dzwonek nie jest efektywniejsze od pracy osób, które mają na to więcej czasu. Osobiście znam, ludzi którzy zawsze na wszystko mają czas i wychodzą na tym lepiej. To jest właśnie taki REZULTAT, EFEKT, o którym pisze Alex. Pełne Skupinie, szybkie myślenie w krótkim czasie. Nie wszyscy tę zdolność posiadają.
Po trzecie Aleksandra Czarnecka pisała, o odwdzięczaniu się za przysługę, bo tak ją nasz swiat wychowal i takie stereotypy jej wpojono. Jest to jedna z technik najprostszej manipulacji społecznej. Rada: trzeźwo patrzeć na wszystko i analizować na zimno czy jestem w stanie się „odwdzięczyć.” Myślę, że jeśli większość patrzyłaby realistycznie na swoje możliwości to uniknęlibyśmy efektu, który nazywam „rozczarowanie człowiekiem”.
Najtrudniejsze moim zdaniem jest POZNANIE własnego siebie. Myślę że dużo osób podświadomie , lub świadomie lawiruje w świecie wyobrażenia o własnej osobie. Wiele cech jest naciągniętych, koloryzowanych , lub upychanych , jakby w ogóle nie istniełe. Poznać siebie to znać swoje wady i głośno przed samym sobą się do nich przyznać. Możemy mieć dobre chęci, intencję, możemy się na coś „napalać” wmawiać sobie, że sprostamy zadaniu, ale oszukujemy samego siebie – bo rezultat jest marny. Przychodzi frustracja i irytacja, a nasza samoocena nagle spada diametralnie.
Aleksie piszesz:
Niestety mało kto patrzy na takie rzeczy dobierając sobie partnera życiowego i potem jest kłopot.
Rozpoznanie wzorców, które powielamy to pierwszy ważny krok, aby wprowadzić zmiany. Szkoda że uświadamianie tego innym jest na ogół takie bolesne….
Rozwiń tę myśl bo nie potrafię tego ugryźć.
Hello,
Aniu, piszesz:
>> Rada: trzeźwo patrzeć na wszystko i analizować na zimno czy jestem w stanie się „odwdzięczyć.” Myślę, że jeśli większość patrzyłaby realistycznie na swoje możliwości to uniknęlibyśmy efektu, który nazywam „rozczarowanie człowiekiem”. > przyjmowac „przyslugi” z usmiechem i dziekujac ladnie, jak za komplement, zakladac, ze ktos robi to, bo generalnie jest dobry dla swiata i ta swiadomosc mu wystarczy :) (jesli ktos to robi z intencja, zeby cos dostac w zamian, to znaczy, ze Cie chce perfidnie zmanipulowac, wiec po co sie takiemu komus odwdzieczac? :)
>> samemu „rozdawac” przyslugi tam, gdzie ma to sens (sa komus potrzebne i Ciebie zbyt wiele nie kosztuja) i patrzec na przyslugi otrzymywane od kogos jak na stan naturalny (dobro do Ciebie wraca) >> to powinno zagwarantowac calkowite „wyzwolenie” z odwdzieczania sie za wszelka cene, me thinks…
Co Ty na to?
Kuba
Arturze,
Jeśli już miałbym Cię oceniać, to – zarówno jakbym był kierowcą, któremu zajechałeś drogę, jak również bezstronnym obserwatorem – oceniałbym Cię przez pryzmat efektu, a nie Twoich intencji, bo niby skąd mam wiedzieć, jakie one były. Zapewne miałeś na celu wyjechanie z parkingu, ale tego nie mogę być pewien. Może przypadkiem znasz kierowcę drugiego pojazdu i nie przepadasz za nim, a swoim manewrem chciałeś zrobić mu na złość. Ale nie w tym rzecz.
Post Alexa traktuje o rezultatach czyjejś pracy. Dotyczy to osób, które poprosiliśmy o – lub w życiu zawodowym – zleciliśmy wykonanie jakiegoś zadania, a ta osoba zastępuje właściwy, zakładany rezultat różnymi wymówkami.
W sytuacji, którą opisujesz, ja ani jako kierowca drugiego pojazdu, ani jako postronny obserwator, nie prosiłem Cię o wyjazd z parkingu, więc nie mam zamiaru Cię oceniać, przynajmniej w kontekście tego, co napisał Alex.
Moim zdaniem ocenianie osób trzecich (w tym wypadku Ciebie) to zupełnie inny temat.
Pozdrawiam.
Witajcie
Właśnie wróciłem z bardzo interesującego spotkania a jutro mam od rana do 16 ważny coaching.
Dlatego dołączę do Waszej ciekawej rozmowy jutro po południu, mam parę przemyśleń czytając Wasze komentarze.
Pozdrawiam
Alex
Wyglada na to, ze moj ostatni post sie troche posypal w drodze na strone.
Przed tekstem „> przyjmowac “przyslugi” z usmiechem ” zabraklo jednego akapitu, w ktorym wyrazilem watpliwosc, czy rada Ani jest w 100% sluszna i zadalem pytanie co sadzi o proponowanych przeze mnie 2 alternatywnych podejsciach do radzenia sobie z przymusem wzajemnosci.
Pozdrawiam i koncze, bo cos chyba za bardzo jestem off-topic… :)
Kuba
Co do odwdzięczania się ludziom: osobiście czuję się zobligowany, aby się za przysługę odwdzięczyć wtedy i tylko wtedy, gdy o nią poproszę. Wydaje mi się, że to ma sens, ponieważ trudniej w ten sposób wpaść w pułapkę, którą ktoś być może świadomie zakłada. Z drugiej strony, jeśli jakaś osoba jest nadzwyczaj miła, wyrządza przysługi o które nikt jej nie prosił, to taka osoba, choć w niektórych przypadkach na pewno może to być ocena niesprawiedliwa, powinna wzbudzić w nas nie tyle nieufność, co stan wzmożonej czujności.
Witam
Kuba, Ty to wiesz ja to wiem, że odwdzięczanie się za przysługę może być efektem manipulacji. Jednak w rzeczywistości ta granica jest płynna i niekoniecznie da się wyczuć takie sterowanie człowiekiem. Co więcej sam manipulujący może nie być tego świadom. Nie wiem czy się dobrze rozumiemy przez tego pożeracza internetowego zarówno czasu, jaki akapitów;)
>>Rada: trzeźwo patrzeć na wszystko i analizować na zimno czy jestem w stanie się „odwdzięczyć.” Myślę, że jeśli większość patrzyłaby realistycznie na swoje możliwości to uniknęlibyśmy efektu, który nazywam „rozczarowanie człowiekiem”.> Samemu “rozdawac” przyslugi tam, gdzie ma to sens (sa komuś potrzebne i Ciebie zbyt wiele nie kosztuja) i patrzec na przyslugi otrzymywane od kogoś jak na stan naturalny (dobro do Ciebie wraca)
Ola
Poruszasz ciekawy aspekt sprawy, a mianowicie jak dajemy się wmanewrować w podejmowanie się zadań, których tak naprawdę wolelibyśmy nie robić. To ciekawy temat i pewnie należałoby go osobno omówić.
Quatryk
Oczywiście napiszę o tym, muszę tylko przezwyciężyć moje własne lenistwo :-) :-)
Tomasz
Obwinianie rodziców i ogólnie mówiąc innych czynników to ulubiona gra prowadzona przez „loosers”, która do dziś jest bardzo rozpowszechniona w naszym kraju. To podejście jest bardzo niedobre, jeśli chcesz cokolwiek w życiu osiągnąć, o czym miałem wątpliwą przyjemność przekonać się na własnym przykładzie.
Na temat tzw. obiektywnych przeciwności mam nieco odmienne zdanie, co można wyczytać np. w tym poście.
Jacek Z
Spóźnienia to jest klasyczny sposób w jaki wiele osób komunikuje otoczeniu wiadomość „nie można na mnie polegać!!” I tutaj nie pomogą usprawiedliwienia, bo akurat na takie rzeczy można przewidzieć odpowiednie rezerwy.. Ktoś, kto nie jest w stanie dotrzymać tak prostej umowy jak np. spotkanie o 10:00 eliminuje się u mnie z poważniejszych spraw. I nie ejst to tylko moja reakcja.
aJf
To jest podręcznikowy przykład takiego nastawienia i mam nadzieję, że większość czytelników tego blogu pod tym względem jest znacznie lepsza od tego pana (co jest bez trudności możliwe).
Pozwolicie, że tutaj powstrzymam się od dalszych komentarzy.
Kuba
Podając mój przykład założyłem, że manager właściwie zdefiniował cel i przekazał go pracownikowi. Jeśli dla kogoś takie rzeczy nie są oczywistością to oczywiście dobrze że o tym wspomniałeś.
Ania
Robienie wielu rzeczy „na ostatni dzwonek” rzeczywiście może i często jest bardzo efektywne :-) Ważne jest, aby w przypadkach kiedy rezultaty są ważne przewidzieć trochę rezerwy na Plan B :-)
Myślę, że prawie każdy mógłby się takiego sposobu nauczyć, główną przeszkodą jest brak (czasem uzasadniony!!!) zaufania do własnych umiejętności.
Jeśli dostajesz cokolwiek od takiego człowieka jak ja ( a sporo takowych biega po tym świecie), to nie analizuj niczego na zimno, tylko po prostu korzystaj :-) Wiele rzeczy będziesz otrzymywać bez oczekiwania jakiegokolwiek „rewanżu” musisz tylko obracać się wśród właściwych ludzi..
Jeśli chodzi o wspomniane przez Ciebie poznanie samego siebie, to myślę, że my wszyscy lawirujemy pomiędzy zbyt pozytywnym i zbyt negatywnym wyobrażeniem o własnych możliwościach. Przy przecenianiu życie stosunkowo szybko daje nam feedback sprowadzając nas „na ziemie”. O wiele gorzej jest, jeśli permanentnie nie doceniamy naszego potencjału, bo jeśli nikt nie zwróci na na to uwagi to możemy tak zmarnować całe życie.
Wypowiedź, którą cytujesz to są dwie odrębne myśli. W pierwszej chodziło mi o to, że dobierając sobie partnera życiowego ludzie stosunkowo rzadko patrzą, czy nie jest to przypadkiem „usprawiedliwiacz” (co bardzo źle rokuje na przyszłość)
W drugiej o to, że uświadamianie innym ludziom powielanych prze nich automatycznie wzorców na ogół budzi ich agresję. Jeśli teraz tym innym człowiekiem jest bliska nam osoba to mamy problem…..
cdn. trochę później :-)
Ja tylko dodam że mój ostatni tekst zostal uciety o 1/3 … ale dotarł cały do kogo miał dotrzeć dzięki galerii
Pozdrawiam
Witam bardzo serdecznie,
Ja tak troszke z innej beczki. Alex, pomysł na galerie czytelników był świetny. Tak właściwie to koresponduje i czasem porozmawiam na gadu-gadu z właściwie wszystkimi osobami poza Anią. Acha, Ania wysłałem Ci e-mail, ale może jest w spamie – mam własną domene i takie czasowe efekty.
Alex, dzięki za posta. Troszke włączył mi rachunek sumienia i zabrałem się za kilka zaległych rzeczy.
Przy realizacji wyników warto też stosować zasadę, że ręce ma się dwie i czasem trzeba spać.
Jutro postaram się napisać coś mądrzejszego – dziś nawet sto litów kawy by nie pomogło.
Pozdrawiam was serdecznie,
Paweł
Ja tylko dodam że mój ostatni tekst zostal uciety o 2/3 … ale dotarł cały do kogo miał dotrzeć dzięki galerii
Pozdrawiam
Aniu
Napisałaś : „Ja tylko dodam że mój ostatni tekst zostal uciety o 2/3 … ale dotarł cały do kogo miał dotrzeć dzięki galerii”
Co chcesz przez to powiedzieć??
Tamten post dotarł do blogu w trzech identycznych egzemplarzach (po międzylądowaniu w Akismet), wiec pozwoliłem sobie usunąć dwa z nich.
Ten ostatni komentarz też wylądował w akismet 2 razy
Pozdrawiam
Alex
PS: Jesli w poprzednim komentarzu coś brakuje to doślij mailem – dokleję ręcznie
PS: Zobacz sama i powiedz jak to robisz? :-)
mojego komentarza ciąg dalszy ……
Kuba
Spróbuj proszę wyraźniej oddzielać cytaty od tego co sam piszesz :-)
Po rozkodowaniu zgadzam się z tym, aby na „dzień dobry” zakładać dobre intencje z drugiej strony i przyjmować takie przysługi za dobrą monetę (pamiętacie strategią tit-for-tat?), tak samo jak my rozdajemy.
Błażej
Masz rację zwracając uwagę, że odeszliśmy nieco od tematu:-) No cóż, dopóki dyskusja jest ciekawa to możemy sobie tak meandrować, to nie rozprawa akademicka.
Kuba
Teraz widzę, że i Ty miałeś kłopot z postem. Jeśli coś takiego się powtórzy to bardzo proszę o natychmiastową wiadomość na maila. Zarówno Twoje komentarze jak i Ani wylądowały najpierw w Akismet, może to ma coś wspólnego z problemem. Ja naturalnie nie mam z tym nic wspólnego!!
M.Moczyrog
Piszesz: „Z drugiej strony, jeśli jakaś osoba jest nadzwyczaj miła, wyrządza przysługi o które nikt jej nie prosił, to taka osoba, choć w niektórych przypadkach na pewno może to być ocena niesprawiedliwa, powinna wzbudzić w nas nie tyle nieufność, co stan wzmożonej czujności. ”
Z jednej strony taka postawa w polskim społeczeństwie jest zrozumiała (bo za dużo mamy ludzi, dla których pojęcie przyzwoitości i honoru to abstrakcja), z drugiej eliminujesz na przykład mnie, bo ja często tak robię (naturalnie nie narzucając się)
Ania
Jeśli będziemy w dobrych uczynkach innych ludzi doszukiwać się manipulacji to zawsze ją znajdziemy….. nawet tam, gdzie nie była ona wcale zamierzona. Jakie to może mieć konsekwencje dla nas nie muszę chyba pisać.
Teraz do wszystkich
Jeśli ktoś zamieścił komentarz i on ukazał się niekompletny to proszę o natychmiastową wiadomość.
Mam podejrzenie, że problemy z tekstami Ani i Kuby wynikły z obecności tych kanciastych nawiasów, więc może unikajcie ich w tekstach.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Błażej
Intencją mojego komentarza nie była polemika z postem Alexa, a moje prywatne podejście do nie oceniania ludzi po wynikach ich działań, po prostu kilka razy się na tym przejechałem.
Ja zawsze pytam o intencje tej drugiej osoby, podobnie jak i Ty uważam, że samemu ciężko je wydedukować (chyba że ktoś czyta w myślach).
Ponadto wcielam się w postronnego obserwatora nie po to aby kogoś oceniać, tylko żeby „zobaczyć” jak sprawa wygląda dla osoby niezaangażowanej emocjonalnie.
Przykładem jak wykorzystuję patrzenie z różnych punktów widzenia jest sposób, w jaki przygotowuję się do przeprowadzenia szkolenia dla klienta. Wcielając się w oczestnika szukam odpowiedzi na pytania co będzie dla niego ciekawe w tym szkoleniu, wcielając się w jego przełożonego (który finansuje te przedsięwzięcie) odnajduję inne potrzeby i inne oczekiwania od szkolenia. Do tego wykorzystuję różne punkty widzenia.
To co napisałeś (a dokładnie jedno zdanie) w swoim komentarzu było impulsem dla mnie do przedstawienia jak ja postępuję w tym konkretnym przypadku, nie jest próbą oceniania ani twierdzeniem że to jedynie słuszna droga.
Dzięki, że ustosunkowałeś się do mojego komentarza
Artur
Witam
Alex, jeśli chodzi o drugą część mojego komentarza dotyczącą obiektywnych przeciwności to miałem na myśli np. sytuację zadręczania się, że mam już (tu wstawić odpowiednią wartość) lat a nadal nie osiągnąłem (tutaj też uzupełnić odpowiednim celem). Zgadzam się z Tobą, że 'wymówkologia’ to kiepska praktyka, ale są jednak pewne wydarzenia w życiu, które opóźniają efekty naszych działań i to też należy zauważać.
Jeśli mogę się posłużyć przykładem z Twojego życia, to tak jakbyś rok po wyprowadzeniu się z Berlińskiej piwnicy zarzucał sobie, że nadal nie masz miliona, wówczas jeszcze marek, na koncie, a innym w Twoim wieku już się to udało.
Startujemy z różnych pułapów, mamy odmienne zdolności, tempo przyswajania wiedzy a czasami po prostu spotykają nas rzeczy, na które wpływu nie mamy. Chodzi mi więc o to, że nie wszystko jest wymówką i można by się zakatować obwiniając siebie o wszystkie niepowodzenia.
Pozdrawiam
Artur
Ja też patrzę na intencje ludzi :-)
To co podkreślałem, to fakt, że życie na ogół „patrzy” na rezultaty, szczególnie w sytuacjach związanych z pracą zawodową (ale nie tylko). Jeśli teraz zbyt pobłażliwie podchodzimy do wymówek mających zastąpić umówione wyniki, to wyświadczamy drugiej osobie niedźwiedzią przysługę wzmacniając w nim fałszywe przekonanie że dobre usprawiedliwienia wystarczą do osiągniącia sukcesu w życiu.
Tomasz
Dziękuję za wyjaśnienie. Rzeczywiście nie ma sensu zadręczać się, bo to zbyt ogranicza jakość naszego życia. Z drugiej strony zdrowa dawka frustracji często jest silnym impulsem do zrobienia czegoś ze sobą.
Wracając do Twojego przykładu, to wtedy mieszkałem w Graz a nie w Berlinie (co znacznie zmniejszało ilość stojących do dyspozycji opcji) i milion marek nigdy nie był moim celem sam w sobie. Bardzo dawno też zarzuciłem porównywanie siebie z innymi ludźmi, co dało ogromny luz wewnętrzny, zalecam wypróbowanie tego na sobie :-)
Pisząc:
„Startujemy z różnych pułapów, mamy odmienne zdolności, tempo przyswajania wiedzy a czasami po prostu spotykają nas rzeczy, na które wpływu nie mamy. Chodzi mi więc o to, że nie wszystko jest wymówką i można by się zakatować obwiniając siebie o wszystkie niepowodzenia.”
masz rację. Nie zmienia to faktu, że ja na własny prywatny użytek zakładam, iż wszystko, co mnie spotyka jest rezultatem moich wcześniejszych decyzji, działań, bądź zaniechań. Czasem jest to niesłuszne, ale wolę się mylić po tej stronie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam
Tomasz napisał cytowane już wcześniej słowa, że “Startujemy z różnych pułapów, mamy odmienne zdolności, tempo przyswajania wiedzy a czasami po prostu spotykają nas rzeczy, na które wpływu nie mamy. Chodzi mi więc o to, że nie wszystko jest wymówką i można by się zakatować obwiniając siebie o wszystkie niepowodzenia.”
Nie da się zaprzeczyć temu jak i temu, że odpowiedzialność za własne życie bierzemy na siebie sami. Po przeczytaniu całego postu wraz z ciekawymi a czasem zahaczającymi o inne kwestie komentarzami, to wyraźnie widać że większość piszących jest po stronie tych odpowiedzialnych za siebie.
Kwestia odpowiedzialności za swoje działania jest jednym z ważniejszych impulsów jaki, pomimo czasowych blokad, powoduje że mamy siłę pozbierać się po takim zatrzymaniu, przemyśleć co robić dalej i zacząć działać.
Komuż z nas nie przytrafiły się takie chwilowe wstrzymywacze, zabierające ochotę do działania, pochłaniające energię i czas? Okazuje się, że większość z nas jest po prostu za mało przygotowane na pozbieranie się. Dlaczego? Bo nie nauczyliśmy się, stosunkowo wcześniej, takiej umiejętności jaką mają wańki-wstańki, to jest szybkiego wracania do pionu po odchyleniu od niego. Spotyka nas jedno, potem drugie, potem następne niewielkie w porównaniu z pierwszym niepowodzenie i już jest tragedia :-) (rachunek prawdopodobieństwa, typowy w grach losowych) No zaczyna się szukać wymówek, na przykład: mnie nic się nie udaje , inni to mają farta, jakieś licho uwzięło się na mnie, itd – wymówki typowe dla pesymisty. Wtedy też traci się tak cenną umiejętność spojrzenia na sprawę z innego punktu widzenia. I jeśli sam w tej chwili nie potrafię tego, to koniecznie trzeba poszukać ludzi, którzy wiedzą więcej, mają się lepiej niż ja w tej chwili. Nie powinniśmy słuchać rad osób, które mają się „gorzej” od nas, bo jakie rady one mogą dać ?! (kwestia oceny „lepiej -gorzej” jest jak zwykle subiektywna).
Mark Twain napisał „przeżyłem w życiu wiele tragedii, większość z nich się nie wydarzyła”
Pokolenie młodych ludzi, wychowanych na grach komputerowych ma większe predyspozycje do nabycia umiejętności wańki-wstańki, bo w grach często jest tak że zanim dojdzie się do celu, znajdzie się inna drogę, to często trzeba wiele razy oberwać i zaczęć grę od nowa :-) Takiego podejścia brakuje w przeważającej większości (mam na myśli szeroko rozumiane społeczeństwo) ludziom, nazwijmy to delikatnie w „średnim wieku”. Jednak jest różnica działająca na korzyść ludzi „średniowiekowych” :-), to jest doświadczenie życiowe. A jak spojrzymy na to pokolenie, generalizując, to zauważymy, że jest to pokolenie wielu zawiedzionych nadziei na „lepsze jutro”, stąd często taka nieproduktywna postawa.
pozdrawiam serdecznie – Ewa (EwaSz)
Notorycznie spotykam sie u ludzi z postawa, ktora mozna strescic w jednym slowie: „zapomnialem”. Nie raz jakas osoba obiecuje mi cos np. dostarczenie jakiegos materialu w ciagu 2 tygodni. Przez ten czas nie widzimy sie. Przez ten czas nie dostaje zadnej oznaki od tej osoby. Spotykamy sie po dwoch tygodniach i slysze: „zapomnialem” lub zarzut: „trzeba bylo przypomniec!”. Przypominam, ze to dotyczy roznych osob z roznych srodowisk i czesto wprowadza chaos w moje zycie. Czuje, ze musze myslec za kogos! To chyba nie powinno w ten sposob wygladac? Jak sobie radzic z taka postawa u ludzi?
Czy praktyke, o ktorej pisales Alex polegajaca na wyciaganiu informacji dlaczego dana osoba nie podjela sie wykonania zadania co do ktorego sie zobowiazala, mozna wykorzystac w stosunku do kazdej osoby? W wielkiej firmie gdzie nad efektem pracuje kilka osob – rozumiem. Ale czy moge sobie pozwolic na taki komentarz w stosunku do osob, z ktorymi jestem zwiazany mniej formalnie tzn. majac bardzo luzny kontakt z osobami z ktorymi widuje sie od czasu do czasu?
Chodzi mi o to czy warto zawracać o takie coś głowę drugiemu czlowiekowi? Nie chcę żeby ktoś odebrał takie zachowanie jako wyniosłość.
Witam,
wg. mojej oceny wiele osob dzalu sprzedazy zenetrznej tzw. przedstawiciele handlowi, nie powinni znalesc sie w tej roli.
Odnosze czasem wrazenie, ze jak ida spac to marze im sie w glowie „twardy dysk” i wstajac nasteonego dnia – nie pamietaja nic z tego co im sie wpaja.
Osobiscie czesto stoje przed wyborem zwolnic, czy jescze poczekac.
Czesto w przydzielaniu zadan wydaje sie na pozor, ze taka osoba wszystko pojela i rozumie. Jednak przy tlumaczeniu sie z kolejnego zadania, ktore nie zostalo wykonane PH opowiadaja bajki mi, (uzyje przenosni”, ze telefon lezacy na stole, jest mikserem do kawy.:)
Jak reagowac w takich sytuacjach. „zaorac takiego goscia i poszukac nowego, czy dalej sie z nim meczyc. Ma to jakis sens.???
Seba
To co opisujesz pachnie mi dwoma potencjalnymi problemami:
1) błąd w rekrutacji
2) błąd w Twoim komunikowaniu
Na podstawie tego, co napisałeś trudno rozstrzygnąć który z nich ma miejsce
Pozdrawiam
Alex
@Seba: Czyżbyś był szefem zespołu przedstawicieli handlowych :?:
Współczuję Ci, że musisz użerać się z takimi „gościami do zaorania”, którzy mają nietrwałe twarde dyski. Może w Twojej firmie jest coś nie tak z rekrutacją?
Witam ponownie,
bardzo dziekuje za poswiecenie czasu mojemu postowi.
Problem dotyczy osoby zdolnej : dorobil sie stanowiska nijakiego poniewaz jest „roztrzepany w glowie”. Po za tym jest nasza rodzina, kuzynem.
Problem tkwi w tym, ze chlopak jest zdolny jednak ma wiele problemow emocjonalnych.??
Jak wplynac by zaskoczyl, ze nalezy:
1. samemu planowac sobie czas pracy
2. pracowac caly miesiac samodzielnie bez 100 pytan (do…) bo czegos zapomnial, lub nie skojazyl.
3. byc w stosunku do zaplanowanych zadan odpowiedzialny wzgledem terminow i utrzymania kontaktu z klientwm pomiedzy wizytami.
4. By zaskoczyl, ze papiery, raporty z wykonanej roboty sa niezbedna podstawa naszej pracy.
5. ze nalezy wypelniac karte pojazdu
6. Nie gubic rachunkow za paliwo etc…
Chlopak, nie ma problemu z klientami wazniejszymi, gdzie temat nie jest zwiazany ze sprzedaza, a bardziej z utrzymaniem dobrych stosunkow i kontaktu stalego, po to by kllient nie czul sie zaniedbany przez firme. Sa to w wiekszosci Event.
problem! W I E L K I ….. jest nastepujacy:
Pracownik zdolny… ale ……………………… L E N I W Y:
Jego zachowanie to odmiana meska Paris H.:)
– Jak mu sie chce, to jest na nogach o 8 jak nie to spi do 10-tej- 12-tej,
– po wykonaniu zadania np: wizyty, zostawia zaparkowane auto w firmie na placu i po prostu idzie do domu.
– nastepnego dnia jest zmeczony lub boli go glowa i spi caly dzien. Jest tego dnia chory:)
Przed wyjazdem zadaniowym jest jeszcze gorzej:)
– mysli na ostatnia chwile ( na 5 minut) przed wyjazdem do klienta np. oddalonego o 400 km.
– Nie interesuje go wczesniej nic – potrafi na ostatnia chwile szukac w magazynie koszuli firmowej, i butow nie-sportowych. bo zapomnial po prostu z domu :)
– Czasem po wyjezdzie z firmy potrafi sie wrocic z trasy, bo zapomnial wlasnej teczki z dokumentami (smiejemy sie, czesto: ze kiedys przyjdzie taki moment, ze bedziemy zmuszeni mu wyslac buty paczka kurierska – bo wsiadzie po prosto do samochodu tylko w skarpetkach)
Najbardzej mu pasuje (tutaj sie troche nabijam): jak ma spakowane auto, wsiada i jedzie, po wykonaniu zadania odda dokumenty w reklamowce luzem (wazne raporty L U Z E M – pogniecione – lub po prostu opowie w trakcie drogi przez telefon co bylo …. etc i nie zrobi zadnego dokumentu. Po przyjezdzie po prostu traci sie z firmy bo ( jest juz tak zmeczony, ze musi isc spac bo go wola poduszka, lub boli go glowa lub… lub……
Nie ma za grosz obowiazkowosci. Nie jest gwiazda w sprzedazy jednak, klienci „dla nas wazni uwielbiaja go” Nie umiemy do wszystkich klientow jechac jednoczesnie, wiec czasem go wysylamy- jak nie spi. Posylajac go wiemy, ze umie sie zachowac, nie je z taleza rekoma, jest kulturalny, wywazony, etc.
Jednak: zastanawiamy sie jak go nauczyc porzadku i samodyscypliny, bo powoli nas zalamuje.
Mieliscie juz taki przypadek. Jak postepowac? Jak nauczyc takiego goscia? Jak przechytrzyc jego bule glowy – ktorymi zaslania uwielbienie do spania i lenistwa.
Chce go powoli zwolnic – jednak czasem jest potrzebny. Jezeli udalo by sie go nauczyc obowiazkowosci – mysle, ze bym go zostawil. Moje zdanie jest ze nie wiem czy zwolnic. Kilka osob uwaza – zostawic bo czasem jest potrzebny. Pracuje na zlecenia wiec to nie przeszkadza.
OK – to jest moje wyzwanie dla Was. Jak sobie poradzic i co zrobic.
1. wychowac ?
2. zwolnic ?
3. pozostawic jak jest
Pozdrawiam
Seba
Seba
Jeżeli ten człowiek nie jest niezastąpioną gwiazda, to po co go trzymać? Obecnie na rynku możesz „kupić” naprawdę dobrych ludzi bo coraz więcej firm nie wyrabia się finansowo i zaczynają zwalniać.
Pomyśl o wpływie takiej osoby (i tolerowania jej zachowań) na reszte zespołu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Seba,
Dla mnie sytuacja niesamowita i wyjęta z kosmosu… Ale możliwa.
Przed decydującym krokiem warto by się było zastanowić nad przyczynami tego stanu rzeczy. Piszesz, że „Nie umiemy do wszystkich klientow jechac jednoczesnie, wiec czasem go wysylamy- jak nie spi”, jednocześnie jest to ktoś z rodziny. Pomijając lenistwo i styl bycia tego człowieka – to pytanie: on w końcu jak u Was pracuje? Pół etatu? Umowa-zlecenie co wyjazd? Jak to wygląda? Może myśli „przypominają sobie o mnie tylko jak sami nie mogą jechać, no to jadę, ale przejmować się nie będę papierami”?
Drugie pytanie – czy otrzymuje wynagrodzenie które go motywuje, czy też nie? Postaraj się wejść w jego skórę i pomyśleć co może być problemem. Może też poważna, szczera rozmowa, aby te problemy wyjaśnić? Mówię o pieniądzach, bo sam wiem jak spadek wynagrodzenia z 4 do 1 tyś (poniżej kosztów dojazdów) potrafi zdemotywować i jest to pierwsza rzecz, która mi się nasuwa po tym co przeczytałem – też nie miałem ochoty wypełniać obowiązków papierowych, które wcześniej nie stanowiły żadnego problemu… Za to klienci do samego końca byli zadowoleni i dla nich siłę potrafiłem znaleźć i dawać dalej 100%.
Natomiast jeśli człowiek faktycznie taki jest, to powinieneś rozważyć zatrudnienie nowego pracownika, który przejmie jego obowiązki. Klienci może Twojego kuzyna lubią, ale innego, dobrego opiekuna-handlowca również polubią. Chyba, że to ten kuzyn ich pozyskał i przez ostatnie 10 lat obsługiwał… Ale z opisu wynika co innego.
PS. Próbowałeś oczywiście ucinać wynagrodzenie z wyraźnym stwierdzeniem „nie wywiązanie się z A, B, C”? A gdy w kolejnym miesiącu się poprawił, dać mu ekstra premię za „porządne wykonanie A, B, C”? Jak nawet to nie dało do zrozumienia, to patrz akapit wyżej.
pozdrawiam
WW
@Seba: Interesy w gronie rodzinnym są szalenie ryzykowną zabawą. Jeśli nie jesteś w stanie zdobyć się na bezpośrednią szczerość wobec „rodzinnego” współpracownika, to biznes będzie cierpiał, a Ty razem z nim.
Daj mu ostatnią szansę (jasno to zapowiedz), a potem zwolnij, jeśli z tej szansy nie skorzysta.