Ten post tylko pozornie zbliżony jest do wypowiedzi „Czy już posmakowałeś Twoich marzeń„, na który to temat dość intensywnie dyskutowaliśmy. W tamtym wątku chodziło głównie o to, aby doświadczyć własnego maksimum zadowolenia i przyjemności z życia „tu i teraz” i w tenże sposób uzyskać bardzo cenny punkt odniesienia do oceniania innych naszych działań.
Dziś zajmujemy się całkiem innym aspektem, a mianowicie faktem, że wielu z nas z dużą determinacją dąży do realizacji pewnych długoterminowych wizji ( w znaczeniu stylu życia, czy też rodzaju pracy zawodowej) mając przy tym bardzo niewielkie pojęcie o tym, jak naprawdę będzie to wyglądało, jeśli do tego celu dotrą. To jest mocno powiedziane, niemniej wielokrotnie zdarza mi się rozmawiać z rozczarowanymi pracownikami różnych specjalności, przedsiębiorcami, rodzicami, małżonkami, którzy po latach poświęceń i wysiłku stwierdzali ” to nie tak miało być”. Najgorsze, jeśli taka wypowiedź ma miejsce w momencie, kiedy za względu na wiek, podjęte zobowiązania (finansowe, dzieci itp.) ewentualna zmiana kursu byłaby bardzo trudna, bądź wręcz niemożliwa, nawet, jeśli dana jednostka jest głęboko sfrustrowana swoim dotychczasowym życiem. To taki typowy przypadek dolnej części tego lejka, o którym już rozmawialiśmy.
Teraz oczywiście mamy dylemat, bo z jednej strony osiągnięcie wielu ambitnych celów życiowych wymaga poświęcenia im przez dłuższy okres czasu wielkiej ilości czasu i energii (wszystko kosztem innych opcji), z drugiej, jak już wspomniałem, często podejmujemy takie brzemienne w skutkach decyzje opierając się jedynie na naszych spekulacjach, wyidealizowanych marzeniach, czy też wypowiedziach osób nie będących dobrymi, kompetentnymi doradcami. Co w takiej sytuacji zrobić? Jak zwykle w życiu nie ma zapewne jednej, „słusznej” dla wszystkich odpowiedzi, lecz myślę, że z czystym sumieniem mogę dać Wam kilka wskazówek, które jak zwykle możecie zastosować, zmodyfikować, bądź kompletnie zignorować:
- Bądźcie bardzo ostrożni i niezwykle niechętnie podejmujcie te poważne decyzje życiowe, z których konsekwencji trudno będzie się Wam wycofać. I to niezależnie od tego, jak bardzo podoba Wam się chwilowa teraźniejszość i na ile inni ludzie będą Wam szermować argumentami o „przejęciu odpowiedzialności za kogoś”, „powinnościach”, „byciu dorosłym” czy jakimikolwiek innymi. innych. Pamiętajcie, że życie to długoterminowa zabawa i bardzo trudno jest nam (nie ograniczając się z góry w dużym stopniu) przewidzieć, jakie potrzeby i zainteresowania będziemy mieli za 5-10 lat, o dłuższych okresach nie mówiąc. Coś, co na podstawie powierzchownego wrażenia dziś zdaje nam się marzeniem, może 10 lat później okazać się frustrującą rutyną bez przyszłości. To samo może dotyczyć ludzi, z którymi przebywamy. Różne osoby rozwijają się w różnym tempie i w różnych kierunkach, jeśli zamkniemy oczy na ten oczywisty fakt, to mamy zaprogramowane późniejsze kłopoty. Zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania w świetle przekonań wielu ludzi i tego co „się zazwyczaj robi” mogą brzmieć co najmniej kontrowersyjnie, ale jak to ktoś kiedyś powiedział „robisz to co wszyscy – masz rezultaty podobne do nich”.
Każdy powinien robić tak, jak uważa, ja osobiście staram się nie wchodzić tam, dokąd prowadzi śliska i stroma rampa w dół, a gdzie nie ma drzwi z napisem „exit” i z perspektywy lat jakoś dobrze na tym wychodzę :-) - Jeżeli już koniecznie chcecie podejmować takie ostateczne decyzje, to koniecznie przetestujcie jak będzie Wam się podobał rezultat końcowy. To w przypadku niektórych zawodów może okazać się trudne (np. jak być przez 3 miesiące lekarzem „na próbę”), w takich wypadkach postarajcie się przynajmniej zdobyć uczciwe informacje jak to jest i to zarówno od osób praktykujących daną profesję, jak też ich najbliższego otoczenia. Czasem można przez pewien czas potowarzyszyć takiemu człowiekowi w jego działaniu, jak masz oczy szeroko otwarte, to zobaczysz wystarczająco dużo.
- W przypadku relacji międzyludzkich sprawa jest prostsza, bo w dzisiejszych czasach nikt nie jest zmuszony do zobowiązywania się na całe życie całkowicie „w ciemno”. Na ogół można przeprowadzić intensywną „jadę próbną” z potencjalnym partnerem i nie mam tu na myśli tylko tygodniowych wakacji i dobrego seksu (co dla większości z nas jest bardzo ważne). Raczej chodzi o faktyczne przebywanie ze sobą przez dłuższy okres czasu, najlepiej 24/7 i wspólne podejmowanie różnych przedsięwzięć. Po czymś takim, bogatsi o obserwacje możemy podejmować nieco bardziej wyedukowane decyzje, czy na pewno chcemy być z tą osobą i na takich zasadach :-) To oczywiście nie ma zastosowania do przypadków, kiedy ktoś „wymarzy” sobie konkretnego partnera (nie znając go bliżej), potem go „zdobywa” a na końcu jest wdzięczny, że ta osoba wybrała jego. Na ten ostatni temat porozmawiamy sobie kiedyś indziej.
- Powyższe rozważania z „jazdą próbną” dotyczą też długofalowych planów, na nieco późniejszy okres życia. Jak już wspomniałem w poprzednim poście znam wielu aktywnych managerów, którzy np. marzą o prowadzeniu małego, własnego hoteliku, restauracji, gospodarstwie agroturystycznym, czy wręcz zaszyciu się w „dzikiej głuszy” i całkowitym spokoju. Patrząc na ludzi, których umysł wytrenowany jest w rozwiązywaniu kompleksowych zadań sporego kalibru z jednej strony, a mniej znane szerokiemu ogółowi realia hotelarstwa czy gastronomi z drugiej jakoś czarno to widzę. Koniecznie trzeba przekonać się jak to jest zanim podejmie się daleko idące decyzje i to najlepiej osobiście, z pierwszej ręki.
W następnym poście napiszę, jak mogłaby się skończyć realizacja „za wszelką ceną” jednego z moich największych marzeń życiowych (które po odłożeniu go na półkę, później bez trudu osiągnąłem i w międzyczasie znudziło mi się ono :-))
Alex,
Nawiązując do końcowej części Twojego posta dotyczącej gastronomiczno/hotelarskich zacięć niektórych ludzi. Kilka miesięcy temu udało mi się obejrzeć ciekawy program (w TV!) o ludziach których ścieżka kariery doprowadziła na wysokie stanowiska z wysokimi pensjami/honorariami i różnymi „bonusami”. Ludzie Ci postanowili zamienić swoje życie na „bardziej spokojne” – jak mniemali. Jedna osoba zamieszkała na łajbie ktoś inny otwarł pensjonat w Bieszczadach itd.
Generalnie na pytanie „czy jesteście szczęśliwi” – żadna z nich nie odpowiedział twierdząco!
Z drugiej strony, znam ludzi, którzy już w szkole średniej opowiadali o swoim największym marzeniu… pensjonacie w Górach. Przez ostatnie lata dążyli do realizacji tego marzenia i są teraz bardzo szczęśliwi.
Myślę, że w wypadku tej pierwszej grupy ludzi chodzi o normalną, ucieczkę…
Gdzie „mały biały domek” jest wyidealizowanym synonimem „świętego spokoju”, który nijak się ma do rzeczywistości.
Dlatego też rozczarowanie „bez trudu” zwalczy uczucie szczęścia, być może zrodzi(ła) się u nich frustracja po utraconej pozycji i przywilejach… i tu moglibyśmy powrócić do topiku o odpowiedzialności ;)
Pozdrawiam
Wojtek
Alex,
Jakoś szczególną uwagę zwróciłem, na fragment dotyczący “jazdy próbnej” z potencjalnym partnerem/partnerką. To prawda, że decydując się z kimś spędzić całe życie i nie próbując tego 24/7 podejmuje się ogromne ryzyko. To jedna z najważniejszych decyzji w życiu. A mam nieodparte wrażenie, że kościół katolicki w Polsce dąży do tego, aby zamieszkać z dziewczyną dopiero po ślubie. Zastanawiam się, czy Księża nie są świadomi tego, że szczęśliwe życie we dwójkę, bez dobrego dobrania się jest niemożliwe. Czemu w tak ważnej kwestii Kościół każe liczyć na przypadek i szczęście? Obecnie można, nawet kupując maszynkę do golenia, jeśli się nie sprawdza to po jakimś czasie ją zwrócić. A wg. katolików spróbowanie życia we dwójkę jest strasznym wykroczeniem.
Pozdrawiam
Witek
Bardzo dobry post biorąc pod uwagę obecne czasy. Mam tylko jedno „ale”.
Znam wielu ludzi, którzy postępowali wg Twojego algorytmu i po parunastu podejściach okazało się, że minęło parę lat, a oni sami są już wypaleni poszukiwaniami.
Czasem trzeba chwycić byka za rogi. Ja sam w pewnym momencie mojego życia postąpiłem niezgodnie z opinią wszystkich moich znajomych. Należy raczej iść za głosem serca + dołożyć rozum. Poczekać aż minie pare miesiecy, nasz pomysł i emocje ostygną, wtedy spojrzeć na niego jeszcze raz i iść dalej gdzie nas niesie :).
hej
we wpisie pojawiło się nawiązanie do lejka i ja też w swojej wypowiedzi chciałem do tego nawiązać. We wszystkich komentarzach do tamtego tematu nikt (chyba prawie na pewno) nie wspomniał o kształcie lejka, który u mnie występuje w ostatnim okresie życia:
\ /
| |
/ \
/ \
I może krótkie wyjaśnienie. Górna część to dochodzenie do podjęcia pewnej decyzji (o zainwestowaniu pewnej ilości pieniędzy, czy wybór przedmiotów zdawanych na maturze, jak to było w moim przypadku). Środkowa część to okres inwestycji (pieniądze zainwestowane w akcje, czy siedzenie nad książkami i zadaniami całe dnie, żeby jak najlepiej zdać maturę). Dolna część to poszerzenie swobody poprzez wcześniejszą inwestycję (sprzedaż akcji w odpowiednim momencie, wybór najlepszych kierunku studiów i uczelni). Teraz nawiązując do powyższego postu. Jak wszystkie inwestycje, te także muszą być bardzo uważnie przemyślane. Nie mówię, że ja zrobiłem wszystko, żeby zainwestować jak najlepiej, ale na pewno udało mi się zmniejszyć ryzyko inwestycji.
Podrawiam wszystkich, aloha jak to mówią Rosjanie :D
no tak, tego właśnie się bałem, że „rysunek” może wyglądać inaczej niż bym chciał. Idea była taka, żeby był szerszy niż w górnej części
No w końcu załapałem, o co chodziło z tym fragmentem o najczęstszych marzeniach menagerów o własnym hotelu czy restauracji.
Alex, ja odbieram to i w dodatku w pełni się z tym identyfikuje, że to tak naprawdę nie są prawdziwe marzenia (w każdym bądź razie jest duże prawdopodobieństwo ze tak jest) a najprostszy sposób na zamienienie bieżącej sytuacji.
To coś jak osoba ze złamanym sercem, która zamiast zastanowić się, jakie cechy nowego partnera były by dla niej najważniejsze, koncentruje się wyłącznie na cechach których chce unikać. W efekcie końcowym pakuje się w kolejny toksyczny związek, w którym ujawniają się inne brzydkie cechy nowego partnera, które znowu są podstawą do rozejścia.
Ja też czarno widzę, realizowanie takich niesprawdzonych marzeń.
Słuchajcie ten post otworzył mi kolejną klapkę w moim umyśle, serdeczne dzięki
Artur
A ja się zastanawiam na jakiej zasadzie pojawiają się komenatrze pod wpisem autora. Wczoraj coś wysyłałem i się to nie pojawiło na stronie :(
Może dziś się pojawi mój wpis. Zatem spróbuję streścić to co pisałem wczoraj a nie ma tego na stronie.
Alexie bardzo podoba mi się Twój wpis o testowaniu marzeń. A szczególnie o testowaniu marzeń dotyczących przeżycia całego życie całkowicie “w ciemno” i byciu ze sobą 24/7. Zawsze bardzo mnie dziwiło, że kościół katolicki ( a u nas podobno 98 % katolików) niejako wymaga, aby zdecydować się na bycie z kimś na całe życie ze sobą w ciemno. Nie można ze sobą zamieszkać, przebywać 24/7 a już seks przed ślubem to straszny grzech. Dlaczego Kościołowi zależy na tym, aby nie „przetestować” swoich marzeń. Dlaczego nie zależy mu na tym, aby ludzie ze sobą byli szczęśliwi, tworzyli szczęśliwe rodziny?
Wojtku
Myślę, że Twoja interpretacja powodów, dla których ci ludzie z wysokich stanowisk nie byli szczęśliwi w tym wymarzonym nowym życiu jest zbytnim uogólnieniem. Problem częściej polega na tym, że osiągając pewien poziom życiowy mamy też spore możliwości wyboru i porównania. Wtedy wiele rzeczy, o których na podstawie wyidealizowanych wyobrażeń myśleliśmy wcześniej nie wytrzymuje „konkurencji” z innymi opcjami, które w międzyczasie są osiągalne. W następnym poście napiszę jak to było w moim przypadku.
Andrzej
Napisałeś:”Znam wielu ludzi, którzy postępowali wg Twojego algorytmu i po parunastu podejściach okazało się, że minęło parę lat, a oni sami są już wypaleni poszukiwaniami. ”
W takim razie ci znajomi zapomnieli o kardynalnej zasadzie poszukiwań życiowych, którą najlepiej oddaje popularne niemieckie powiedzenie (chyba nie mamy takiego w polskim, co jest znamienne :-)) „Spass muss sein”, co po polsku mniej więcej (ale tylko mniej więcej) znaczy „zabawa musi być”. Jakiekolwiek poszukiwania podejmujesz staraj się, aby sam proces szukania sprawiał Ci przyjemność.!!
To powyższe nie ma nic wspólnego z postępowanie zgodnie, czy niezgodnie z opinią znajomych.
Moja wypowiedź jest prosta: Zanim naprawdę dużo w coś zainwestujesz przekonaj się wcześnie osobiście czy naprawdę to jest DLA CIEBIE tego warte.
Artur Stępniak
Z tym lejkiem to trochę jest nie tak. W lejku jesteś jeśli wybór Twoich opcji jest ograniczony. Jeśli inwestujesz pieniądze na giełdzie to w każdej chwili możesz je stamtąd wycofać i zrobić cokolwiek innego. To samo jeśli siedzisz nad książkami (chyba że robisz to w więzieniu :-)). To być może ogranicza Cię w danym momencie, ale w każdej chwili możesz to zmienić gdybyś chciał. W leku jesteś wtedy, kiedy ta zmiana byłaby bardzo utrudniona, lub wręcz niemożliwa.
Artur Jaworski
Ja nie wiem, czy w wypadku tamtych ludzi były to prawdziwe marzenia, czy też tylko forma ucieczki. W przeciwieństwie do wielu ludzi nie twierdzę że potrafię czytać w myślach innych :-)
Cokolwiek by to nie było niezwykle ważną rzeczą jest upewnienie się, czy naprawdę akurat TEGO chcę.
Witku
Bardzo mi przykro z powodu tych komentarzy. To zdarzało się już kilku innym Czytelników (raz nawet publikowałem za Kubę jego wpis, bo z wolnego łącza GPRS nie chciało funkcjonować. Prowadzimy prace na takim przeprogramowaniem modułu komentarzy, aby to nie mogło zdarzyć się w przyszłości.
Wracając do meritum, to postawiłeś interesujące pytanie, na które trudno mi będzie jednoznacznie odpowiedzieć. Przyczyn może być kilką, począwszy od smutku całej instytucja jako takiej (z całym szacunkiem dla jej ponad dwutysięcznej historii), poprzez dążenie do kontrolowania nawet najintymniejszych aspektów życia „poddanych” po nawet dobre intencje realizowane całkowicie nieadekwatnymi metodami. Nie zajmuję się analizowaniem takich kwestii, więc nie będę się na ten temat autorytatywnie wypowiadać. Moje stanowisko jest jasne: nie podejmuj poważnych decyzji życiowych „w ciemno”!
Jako ciekawostka, jeden z dwóch głównych odłamów jeszcze bardziej restrykcyjnej religii jaką jest islam (nie pamiętam teraz czy szyici, czy sunnici) dopuszcza małżeństwa na czas określony, nawet na jeden dzień!! To przecież usankcjonowanie związków „na próbę” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Niezwykłe jest, jak dwa ostatnie tematy pasują do mojej obecnej sytuacji. Bilet do Anglii kupiony. Mimo, iż jadę do zaufanego przyjaciela, człowieka odpowiedzialnego, poważnego i przejętego moim przyjazdem; mimo iż pokój i praca czekają na mnie, a sama Anglia ma być przystankiem na kilka lat, to wyjazd ten jest jednak dużym ryzykiem. Aby je zredukować nie palę za sobą mostów – jadę w czasie urlopu, z pewnymi zasobami finansowymi. Mimo to i tak mam wiele obaw.
Napisałeś Alexie: „Raczej chodzi o faktyczne przebywanie ze sobą przez dłuższy okres czasu, najlepiej 24/7 i wspólne podejmowanie różnych przedsięwzięć.” Hmmm… Zanim zdecydowaliśmy się na formalne usankcjonowanie naszego związku, to przez rok mieszkaliśmy razem. Efekt – patrzę z politowaniem na swoich znajomych męczących się i szamoczących w swoich nieudanych związkach.
Moim zdaniem testowanie marzeń może mieć jakiś walor edukacyjny ale nie brał bym wyniku zbyt serio. Problem jest bardzo skomplikowany bo ścierają się tutaj różne siły, które są dodatkowo zmienne w czasie i wpływają na siebie na wzajem.
Podstawowe niebezpieczeństwa jakie czyhają przy „testowaniu” jakie pierwsze przychodzą mi do głowy:
1. Nie zapominajmy że ludzie się zmieniają :) Po czasie mają inne upodobania, inne oczekiwania.
Cytat z Alexa „Problem częściej polega na tym, że osiągając pewien poziom życiowy mamy też spore możliwości wyboru i porównania. Wtedy wiele rzeczy, o których na podstawie wyidealizowanych wyobrażeń myśleliśmy wcześniej nie wytrzymuje “konkurencji” z innymi opcjami, które w międzyczasie są osiągalne”
W takim razie co z tego że ktoś przetestuje sobie marzenie posiadania pensjonatu?
Przyjmijmy, że taki test utwierdzi kogoś w przekonaniu że to jest dla niego słuszny wybór. Potem pracuje 10 lat i jak już może sobie kupić wymarzony hotelik to odkrywa uroki żeglowania.
Czyli testowanie nie gwarantuje że marzenie przejdzie próbę czasu.
2. Nie zapominajmy że ludzie się uczą. A jak coś umieją to przeważnie robią to z większą satysfakcją niż kiedy coś sprawia im problemy i potykają się co chwila.
Test może wykazać, że realizacja marzenia nie daje satysfakcji chociaż było by inaczej gdyby osoba była lepiej przygotowana do jego realizacji. W większości przypadków zaniechanie realizacji marzenia nie będzie miało konsekwencji bo w jego miejsce ktoś znajdzie sobie inne. Gorzej jak po czasie biedak odkryje, że marzenie miało sens ale na realizację jest już za późno.
3. Marzenia nie są oderwane od rzeczywistości :) Realizacja marzenia w jednej rzeczywistości może przynieść komuś mnóstwo satysfakcji a realizacja tego samego marzenia w innej rzeczywistości da zupełnie odwrotny skutek. Dodam, że odtworzenie w środowisku testowym rzeczywistości z chwili realizacji marzenia jest lekko trudne :)
Na takich niuansach opierają się scenariusze różnych filmów a podobno życie to nie film bo jest bardziej skomplikowane :)
Pozdrawiam.
Witek: odpowiedź kościola na to pytanie znajdziesz w google lub na katolickich wykładach/spotkaniach/konwersacjach…..osobiście słuchalem wykładu na żywo na ten temat i chodzi mniej więcej o to ze wspólne mieszkanie == sex == zło, reszta wykładu była otoczką do ogólnej tezy czyli „testowanie” kogoś to obdzieranie go z jego godności itp….
Jeśli chodzi o „testowanie” swojej drugiej połówki, czyli zamieszkanie ze sobą aby zobaczyć jak to wszystko wyjdzie w praniu – zgadzam się całkowicie, uważam że to wręcz niezbędne – życie z kimś 24/7 sprawia że nic się nie da ukryć i tylko w takich warunkach da sie kogoś poznać całkowicie (wymagany jest odpowiedni czas, który ulega skróceniu w ekstremalnych warunkach np. okopy, więzienie itp). Działanie to ma na celu pomoc w podjęciu decyzji „być czy nie być”. Jednak nie jest to działanie 100% skuteczne, bo co jeśli po 10 latach zmienią się nam lub drugiej osobie priorytety? 10 lat to czas w którym najprawdopodobniej powstanie potomstwo, wspólne dobra materialne, wspólni znajomi i wiele innych….
Tom
Pozwól, że zajmiemy się każdym punktem po kolei:
ad 1)
Masz rację, upodobania się zmieniają i w wypadku bardzo długoterminowych marzeń przetestowanie ich nie daje nam gwarancji zadowolenia w wypadku ich osiągnięcia. Nie o tym też pisałem. Przetestowanie pozwala nam od razu wyeliminować oczywiste pomyłki, a to już jest wiele warte.
ad 2)
Podaj proszę jakiś życiowy przykład takiej sytuacji
ad 3)
Marzenia często są oderwane od chwilowej rzeczywistości i to czasem bardzo (np. ja tak miałem :-)) Znowu nie chodzi o stuprocentowe potwierdzenie, że to jest to, ale o wyeliminowanie oczywistych pomyłek
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Krzysiek
Piszesz:” bo co jeśli po 10 latach zmienią się nam lub drugiej osobie priorytety? 10 lat to czas w którym najprawdopodobniej powstanie potomstwo, wspólne dobra materialne, wspólni znajomi i wiele innych….”
Dlatego niektórzy zamiast tradycyjnego modelu życia wybierają seryjną monogamię – kilka bardzo intensywnych, pełnych miłości związków w życiu zamiast jednego, często utrzymywanego na siłę. No ale to już inna historia :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex: uważam że istnieją związki które nie muszą być utrzymywane siłą – tak samo jak wieloletnie przyjaźnie. Co do seryjnej monogamii – ja po prostu bym tak nie mógł – nie sprawia mi to przyjemności ani nie daje satysfakcji – w przypadku monogamii pojawia się problem potomstwa – myślę że u każdego człowieka ( na pewno w przypadku każdej kobiety) pojawia się instynkt macierzyństwa, niestety nie da się tego w sobie zdusić – odzywa się u każdego wcześniej lub później – tak jesteśmy zaprogramowani przez ewolucję i nie da się tego oszukać…bo w końcu czym jest popęd seksualny? jego założeniem jest poczęcie potomstwa, jednak to nie jedyna z reakcji naszych organizmów mająca na celu przekazanie naszych genów dalej…
Krzysiek
Piszesz:” uważam że istnieją związki które nie muszą być utrzymywane siłą ”
Zgadzam się w 100% i dlatego warto takich intensywnie szukać!!! Podkreślam:szukać – czyli aktywnie robić coś w tym kierunku
Dalej mówisz:”Co do seryjnej monogamii – ja po prostu bym tak nie mógł”.
To są Twoje co najmniej kilkuletnie doświadczenia, czy też założenia a priori?
Jeśli chodzi o twierdzenia w pozostałej części Twojej wypowiedzi, to jest to temat na długą dyskusję, ale trzeba by chyba podjąć ją w osobnym watku
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex napisłeś:
„Myślę, że Twoja interpretacja powodów, dla których ci ludzie z wysokich stanowisk nie byli szczęśliwi w tym wymarzonym nowym życiu jest zbytnim uogólnieniem.”
Zgadza się napisałem ogólnie choć nie uważam, że „zbyt”.
Napisałeś też:
„Problem częściej polega na tym, że osiągając pewien poziom życiowy mamy też spore możliwości wyboru i porównania. Wtedy wiele rzeczy, o których na podstawie wyidealizowanych wyobrażeń myśleliśmy wcześniej nie wytrzymuje “konkurencji” z innymi opcjami, które w międzyczasie są osiągalne. W następnym poście napiszę jak to było w moim przypadku.”
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem tej wypowiedzi. Możliwe, że zbyt szybko przelałeś na „papier” ;) swoje myśli. Czy mógłbyś to rozwinąć?
Co do mono- poli- oraz innych gamii, to czy naprawdę Uważacie, że to jest miejsce gdzie należy poruszać te kwestie? Alex czy jesteś również sexuologiem?
Pytam z ciekawości…
Shoovi
W pierwszej kwestii zgódźmy się że mamy odmienne zdania :-)
W drugiej, jak wspomniałem w komentarzu, rozwinę to w odrębnym poście
W kwestii, jak piszesz: „mono- poli- oraz innych gamii” to sprecyzujmy o co Ci chodzi.
Ja w moim komentarzu napisałem, że spora część ludzi żyje w tzw. seryjnej monogamii co jest dość znanym faktem społecznym.
Jeżeli Twoje pytanie o właściwość miejsca dotyczyło tej konkretnej dyskusji, to zwróć uwagę na moje zdanie: „No ale to już inna historia” sugerujące konieczność dyskutowania na takie tematy w w osobnych wątkach.
Jeśli zaś chodziło o ten blog jako miejsce dyskusji o formach relacji międzyludzkich, to zdecydowanie tak!!! To przecież istotny element naszego życia!!
I wreszcie ostatnie Twoje pytanie czy jestem seksuologiem. Nie bardzo jest dla mnie jasne, co to ma do rzeczy w kontekście tej dyskusji?? No ale miałeś pewnie w tym zapytaniu jakiś głębszy sens, więc muszę Cię zmartwić, że to nie jest moja profesja. Jeśli potrzebujesz kogoś z tej dziedziny, to znam pewną panią, która jest uznanym w Polsce autorytetem, mogę Cię z nią skontaktować. Co prawda po kilkudziesięciu latach praktyki zawodowej zaszyła się ona nad morzem, ale dla chcącego….
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam, czytam z ciekawością.
I dziękuję za kolejną dawkę śmiechu :)
Pozdrawiam wszystkich
@ Agnieszka M. Ryczko
Rzeczywiscie – retoryczne mistrzostwo swiata :)
Alex
Przykładami sytuacji, kiedy dopiero wyedukowana osoba jest się w stanie cieszyć jakąś aktywnością, są chyba wszelkie sytuacje kiedy trzeba wykazywać się jakąś wiedzą i umiejętnościami, żeby tą aktywność uprawiać np. gra na gitarze.
Inna sprawa to sytuacja kiedy sednem marzenia jest bycie w jakimś stopniu najlepszym w otoczeniu a drugorzędne znaczenia ma co się konkretnie robi.
Chodzi o to, że okres testowania może być za krótki i warunki nieadekwatne żeby uznać test za miarodajny. Może czasem pomimo tego, że test wykazał oczywistą pomyłkę, warto czasem przeprowadzić kolejny test będąc mądrzejszym o doświadczenia z pierwszego.
Nie chce się tu wdawać w roztrząsanie warunków brzegowych konkretnych przypadków. Podałem tylko jakąś tezę, która wydaje mi się logiczna.
Co do seryjnej monogamii to opisałeś to Alexie jak na mój gust w trochę zbyt różowych kolorach :)
„kilka bardzo intensywnych, pełnych miłości związków w życiu zamiast jednego, często utrzymywanego na siłę”
W każdym takim związku w serii może z wyjątkiem ostatniego :) jest powód jego zakończenia czyli brak miłości. Inne powody jak wiemy miłość potrafi pokonać :). I w praktyce nigdy nie będzie tak, że ta miłość się kończy z dnia na dzień, fizyka mówi że do czegoś takiego była by potrzebna nieskończona energia. Wyłączając sytuacje ekstremalne jak gwałt jest to czasem całkiem długi okres kiedy związek nie jest pełny miłości. I każdy człowiek który ma trochę pokory będzie podejmował próby utrzymania takiego związku, bo może to on gdzieś popełnił błąd.
Druga sprawa to to, że prawie nigdy dwie osoby nie odkochują się w sobie jednocześnie.
Niejednokrotnie może być nawet tak, że podczas kiedy jedna osoba przestała kochać to druga kocha dalej i przestawać nie zamierza. I przerywając taki związek rani się tą drugą osobę. Nie piszę tu czy z tego powodu powinno się przerywać związek czy go podtrzymywać. Stwierdzam tylko fakt, że kogoś się rani czasem bardzo głęboko.
Rozumiem, że wyrządzenie takiej rany jednych rusza bardziej innych mniej ale chyba nie uszczęśliwia.
Według mnie takie rozstanie jest mało bolesne kiedy obie osoby traktują miłość raczej powierzchownie. Ale czy wtedy ich związek jest pełen miłości? Dla nich pewnie tak, dla mnie raczej nie.
Jeżeli znasz Alexie jakiś w miarę bezbolesny sposób win-win kończenia bliższych związków do napisz.
Szczerze pozdrawiam.
Shoovi wrote:
„Co do mono- poli- oraz innych gamii, to czy naprawdę Uważacie, że to jest miejsce gdzie należy poruszać te kwestie? ”
Tak właśnie uważam.
pozdrawiam, Artur
Hahaha – nie martwię się – ;)
Cóż, pytając zazwyczaj dopatruję się głębszego sensu.
Sprecyzujmy. Moje pytania były podyktowane zwykłą Ciekawością, którą cechuję się od „dziecienctwa”. Tak już jest, że często interpretuję rzeczywistość zupełnie inaczej niż otaczający mnie ludzie – może dlatego potrafię dobrze improwizować – to też zwykłe PYTANIE często przywraca mi kontakt z realiami. W Twoich postach często pojawiają się różne stwierdzenia traktujące niekoniecznie wprost o sexualności oraz tzw. „pożyciu”. Odbieram je jako dosyć autorytatywne – możliwe że z tego powodu kilka tygodni temu zrodziła się myśl o tym, że być może zawodowo się tym zajmowałeś (doradztwem). Nie rozumiem tylko sarkazmu i drwiny w Twojej odpowiedzi? Czyżbyś nie był tak „easy” na jakiego się lansujesz?
Dziękuję za kolejne cenne doświadczenie.
Pozdrawiam gorąco…
Wojciech Szywalski
„Chodzi o to, że okres testowania może być za krótki i warunki nieadekwatne żeby uznać test za miarodajny.”
Ale mówimy o ZNACZNYM zredukowaniu niebezpieczeństwa zabrnięcia w ślepą uliczkę. Brak konfrontacji swoich marzeń/oczekiwań z testem/próbą jest wg mnie skrajnie nierozsądne i niebezpieczne, zaś testowanie rozciagnięte zbytnio w czasie i powtarzane to z kolei strata czasu, energii i innych szans.
„Może czasem pomimo tego, że test wykazał oczywistą pomyłkę, warto czasem przeprowadzić kolejny test będąc mądrzejszym o doświadczenia z pierwszego.”
A jeśli ten kolejny test da negatywny skutek, to może jeszcze jeden? A potem jeszcze… Myślę, że pomyłką jest roztrząsanie kwestii ilości i czasu trwania takich życiowych testów marzeń. To wg mnie bardziej sprawa swoistości danej sytuacji oraz wyczucia i rozsądku, a nie matematyki.
Pozdrawiam
Piotruś
Właśnie wróciłem z ważnego spotkania (nawiasem mówiąc chodziło o fascynujący projekt, w którym z wielką ochotą wezmę udział) i za chwilę muszę jechać na następne. Dlatego na razie tylko króciutko.
Agnieszka, Kuba
Co konkretnie macie na myśli??
Tom
Odpowiedź na Twój komentarz warta jest całej nowej dyskusji, pozwól że tak to zrobimy
Shoovi
Dziękuję za wyjaśnienie. Hmmm…. muszę jeszcze wyraźniej podkreślać, że to co piszę o różnych aspektach życia jest moim osobistym spojrzeniem, bo może część Czytelników starania o klarowność wypowiedzi odbiera jako jej autorytatywność, a to nie o to chodzi. Pomyślę o tym.
Przykro mi, że w moich pytaniach (nie rozumiejąc dokładnie o co chodzi trzeba pytać, powtarzam to ciągle na blogu) doszukałeś się drwiny. Nie było to moim zamiarem, ja szanuję moich Czytelników. Po prostu nie wiedząc dokładnie o co chodzi z jednej strony starałem się tego dociec, a z drugiej „w ciemno” udzieliłem informacji, która ewentualnie mogła być przydatna. Nawiasem mówiąc, z tą panią kiedyś może przeprowadzę wywiad dla blogu, bo ma ona wiele ciekawego do powiedzenia.
Teraz mam znowu pytanie. Napisałeś:”Czyżbyś nie był tak “easy” na jakiego się lansujesz?”
Co chcesz przez to powiedzieć? W szczególności interesuje mnie jakie moje działania nazywasz „lansowaniem się”?
teraz muszę startować do następnych rozmów, do zobaczenia późnym wieczorem
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam
Alex,
wyczułam nutkę ironii w Twojej wypowiedzi. Nie oznacza to jednak, że moja ocena jest nieomylna. Każdy nieco inaczej interpretuje to co piszesz Ty lub Twoi czytelnicy (wady komunikacji pisanej, niemożność zaobserwowania zachowania osoby, mimiki twarzy).
Druga kwestia. Czasami sposób w jaki prowadzisz rozmowy przypomina mi „moje zwyczaje” prowadzenia konwersacji. To między innymi drugi powód, dlaczego po prostu się uśmiechnęłam :)
Pozdrawiam
Witam po raz pierwszy,
Forum czytam regularnie, wiele prezentowanych przez Alexa teorii jest rzeczywiście bardzo skutecznych w biznesie. Mój pierwszy wpis sprowokował jednak trochę głębszy tekst TOMA nawiązujący do sfery osobistej i związków oraz moja oczywiście subiektywna opinia, że NIE WARTO TESTOWAĆ RELACJI MIĘDZYLUDZKICH a jedynie je BUDOWAĆ…. Rozstrzygnięcie czy jest to miejsce i kompetencje na takie rozważania pozostawiam opiniom czytelników, dla mnie temat mieści się jednak w kategorii rozwój osobisty .
Powtarzane w mojej rodzinie powiedzenie radzi żeby uczyć się rzemiosła od najlepszych rzemieślników i słuchać rad tylko szczęśliwych ludzi. Jestem bardzo szczęśliwa w jednym związku od ponad 10 lat, więc stwierdziłam, że może te doświadczenia kogoś pozytywnie zainspirują do BUDOWANIA, a niekoniecznie do powierzchownego zaliczania i testowania, które w dłuższej perspektywie przynosi chyba jednak głęboką samotność, tak to przynajmniej widzę wśród „testujących” i ciągle „prężących się” w moim otoczeniu.
1.) WYBÓR
Podejmując się bycia z kimś zakładam wzajemną fascynację i zgodność wartości na trzech płaszczyznach; intelektualnej, duchowej i fizycznej – tutaj kolejność przypadkowa, ponieważ priorytetyzowanie zależy od partnerów w związku. Ważne są zasadnicze wartości, różnice w upodobaniach mogą związek bardzo wzbogacić. Jeśli nie ma zgodności na którejś z płaszczyzn nie tracę cennego czasu na testowanie, bo wiem, że w efekcie będzie mnie to męczyć/ nudzić, że nie będzie to relacja rozwijająca. W dobrym związku również nie tracimy czasu na testowanie i poznawanie się, ponieważ wzajemne potrzeby znamy doskonale. Koncentrujemy się za to na przyjemnym DOŚWIADCZANIU bliskości, zrozumienia, spełnienia, szukaniu dalszych dróg rozwoju i poziomów satysfakcji, a kiedy trzeba na wzajemnym wspieraniu się, co testowanie z zasady wyklucza; zepsuł się – wymieniam na inny model.
2.) AKT KOCHANIA
Miłość to TWORZENIE, AKTYWNOŚĆ i wzajemne DOSKONALENIE ww. trzech zasadniczych płaszczyzn. Relacja to nie produkt tylko proces, to nie „mieć kogoś” a „być z kimś”. Miłość w żadnym wypadku nie ogranicza indywidualnego rozwoju a na pewno go wspiera.
3.) RYZYKO
Moim zdaniem ryzyko osobistej porażki to albo niewłaściwy wybór (punkt 1.) albo zaniechanie i brak aktywności (punkt 2.). Testowanie przez dłuższy czas nie przybliża zatem do szczęścia w relacji, ponieważ nie zakłada wzajemnego DOSKONALENIA i TWORZENIA nie zakłada AKTYWNEJ MIŁOŚCI obu stron.
Testowanie nie zakłada też determinacji obu stron w dążeniu do pozytywnego REZULTATU.
4.) SYNERGIA
Dobra relacja to wzajemne i nieustanne wzbogacanie ważnych sfer naszego życia, dodawanie sobie wiary, siły, nadziei oraz bycie oparciem, gdy jest gorzej. Prawdziwa miłość to więcej niż win-win, prawdziwa miłość tworzy efekt synergii.
Rozbawił mnie przykład synergii z Wikipedii, zacytuję ponieważ świetnie pasuje na zakończenie. „Dwie osoby działając razem, są w stanie przesunąć ciężką szafę o 10 metrów. Każda z nich osobno mogłaby przesunąć ją nie więcej niż np. 3 metry. Zatem suma działań indywidualnych jest równa 2 x 3 m = 6 m, natomiast efekt działań wspólnych wynosi 10 m i jest większy niż suma działań indywidualnych”.
Aneto
Witaj na naszym blogu :-)
Pozwól, że zacznę od drobiazgu, a mianowicie użytego przez Ciebie słowa „teoria”. Otóż tak, jak wielokrotnie podkreślam przedstawiam tutaj moje subiektywne poglądy, obserwacje i doświadczenia. W znakomitej większości wywodzą się one wprost z życia, a nie z jakichkolwiek teoretycznych rozważań (chyba że specjalnie to ostatnie podkreślam).
Dziękuję Ci za bardzo piękny opis metody BUDOWANIA związku.
Między nią, a tym co napisałem w głównym poście nie ma specjalnych sprzeczności, bo i Ty zaczynasz od wyboru. odpowiedniego partnera („Jeśli nie ma zgodności na którejś z płaszczyzn nie tracę cennego czasu na testowanie, bo wiem, że w efekcie będzie mnie to męczyć/ nudzić, że nie będzie to relacja rozwijająca „). Aby taką niezgodność u początkowo obcego nam człowieka stwierdzić trzeba trochę „potestować” i to w najróżniejszych sytuacjach życiowych, chyba że istnieje inna, nieznana mi metoda „przejrzenia” kogoś.
Co do reszty, to prawie z wszystkim zgadzam się z Tobą.
To prawie to twoje stwierdzenie:”Testowanie nie zakłada też determinacji obu stron w dążeniu do pozytywnego REZULTATU.”, a dokładnie kwestia determinacji. Jeśli harmonijne współżycie w związku wymagałoby determinacji to nie jest to całkiem po mojemu (patrz na post „wszystko co jest dla mnie dobre przychodzi mi bez trudu„). Oczywiście rozumiem, że mnóstwo ludzi robi to inaczej i jest to naturalnie ich sprawa. Ostatnie dwa zdania napisałem przykładając do Twojej wypowiedzi słownikową definicję „determinacja – zdecydowane dążenie do celu pomimo trudności”.
W takiej sytuacji, osobiście zamiast determinacji w osiągnięciu pozytywnego rezultatu z konkretnym człowiekiem, wolę determinację w poszukiwaniu takiej osoby, gdzie relacja będzie „sama z siebie” przebiegać harmonijnie.
Jak już wspomniałem cały temat jest bardzo ważny i normalnie zasługuje na odrębną dyskusję.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex,
W zasadzie to jestem teraz na etapie testowania pewnego nowego dla mnie rozwiązania i jak na razie jestem zadowolony z wyników. :) Mam zamiar też w przyszłości potestować i te marzenia wymienione w innym wątku… :) Jeżeli zaś chodzi o pytanie zadane przez Shooviego czy na tym blogu powinno się poruszać pewne kwestie to jestem zdania, że jak najbardziej tak ponieważ wchodzi to w zakres tematyki tego blogu gdyż relacje międzyludzkie z pewnością są ważną częścią rozwoju osobistego, a czasami taki post może otworzyć oczy na oczywistą oczywistość lub przynajmniej zmusić do zastanowienia się i przemyślenia pewnych rzeczy…
Ps. Przyznam się szczerze, że i ja w pierwszej chwili (mimo iż zarówno lektura tego blogu jak i jedyne spotkanie z Alexem nigdy nie dawały ku temu powodów) odebrałem odpowiedź na pytanie o seksuologa jako nieco ironiczną. Myślę, że wzięło się to z prostego powodu, pewnej projekcji myśli. Ja zrozumiałem pytanie Shooviego nie w kontekście tego, że jest mu potrzebny seksuolog a właśnie tylko jako ciekawość czy kiedyś się podobną tematyką zajmowałeś. Przy założeniu, że i Ty tak zrozumiałeś tę wypowiedź Twoja odpowiedź rzeczywiście może wydawać nieco ironiczna… Oczywiście dopiero później przyłapałem się na moim błędnym założeniu…
Pozdrawiam serdecznie :)
Grzegorz
Pamiętajmy że podstawą jest właśnie wyrobienie sobie własnego zdania na różne tematy, nie przejmowanie np. mojego :-)
Jeśli chodzi o Shooviego to mieliśmy najwyraźniej do czynienia z nieporozumieniem i m oją zbyt szybką chęcią dostarczenia informacji. Napisałem mu w mailu, że nie było moim zamiarem wywoływanie jakichkolwiek negatywnych emocji i ubolewam nad tym, jeśli coś takiego nastąpiło. To nie były moje intencje.
Pozdrawiam serdecznie po bardzo długim, niemniej niezwykle ciekawym dniu
Alex
„jakość jest za darmo” – tak się mówi często w kontekscie różnego rodzaju projektów, bo koszty uruchomienia czegoś niesprawdzonego często są daleko większe niż sumiennego sprawdzenia. Problem z „testowaniem” polega jednak na tym, że czas (przynajmniej w naszym odbiorze) nieubłaganie upływa i trzeba decydować czy projekt ma iść w kubeł, czy do wdrożenia. Niektórzy są tak zajęci testowaniem (np. związków ale nie tylko) że potem im czasu i środków na normalne wdrożenie brakuje – i jeszcze się dziwią konsekwencjami…
Pozdrawiam, Piotr
Piotr
problem polega na tym, że większość ludzi przy poważniejszych projektach nie testuje prawie wcale, czy o to tak naprawdę im chodzi. Zwróć uwagę, że cały post dotyczy naszych spraw osobistych i tutaj testy powinny właściwie być przyjemnością (bo testujemy rzeczy, które w przyszłości chcielibyśmy robić)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Mówiąc o teoriach miałam na myśli teorie stosowane w biznesie i rozwinięte przez Ciebie na blogu np. zasadę Pareto, zasadę partnerstwa, win-win itd., elementy NLP.
Odnośnie testowania będziemy się jednak dalej pięknie różnić :-).
Jest wiele sposobów na dokładne poznanie kogoś bez poddawania go testom, możemy kiedyś o tym podyskutować. Wbrew pozorom nawet preferencje zmysłowe można wyczuć i zaobserwować podczas rozmowy. Niektórzy nazywają to też chemią. Jeśli się zatem zgadzamy i „czujemy” w zasadniczych wartościach, to najróżniejsze sytuacje życiowe powinniśmy już przeżywać wzajemnie się wspierając a nie oceniając. Dlatego właśnie uważam, że jest zasadnicza sprzeczność pomiędzy determinacją (celowo używam tego słowa) w budowaniu związku a jego testowaniem. Jeśli znalazłam to, czego szukałam, pragnę to zachować i dlatego chcę wkładać wysiłek w budowanie i utrwalanie tej relacji, chcę angażować siebie i partnera, nawet, jeśli pojawi się kryzys. A kryzys na pewno się pojawi ponieważ nie jest możliwa 100% zgodność zakładając, że żadna z osób nie będzie w tej relacji niewolnikiem cudzych przekonań i pragnień.
Relacje i harmonia w relacjach niestety nie tworzą się „same z siebie”, nie są nam „DANE”, ponieważ TWORZĄ je dwie indywidualności. Nie ma związku idealnego, absolutu, który na wieki sam z siebie zachowa harmonię i atrakcyjność, ponieważ każdy z partnerów nieustannie się zmienia i rozwija. Nie ma dwóch połówek pomarańczy. Są dwa pięknie do siebie pasujące i wzbogacające się DYNAMICZNE w rozwoju i KOMPLETNE indywidualności. Idea testowania relacji skazuje nas na wieczne testowanie, bo nie ma absolutu constans, bo chcąc uzyskać rzeczywiste wyniki testu, powinniśmy właściwie przeprowadzać nieustannie „live test” aktualnej, nawet „idealnej” relacji, ponieważ ludzie się na szczęście nieustannie zmieniają.
Monogamia seryjna, o której piszesz, moim zdaniem nieco idealistycznie, jest rezultatem opisywanego przez współczesnych psychologów KRYZYSU BLISKOŚCI w zachodnim świecie. Francuski socjolog i antropolog Serge Chaumier w „Razem lecz osobno” pisze o współczesnych relacjach w zachodnim świecie które charakterystyczne są dla tzw. osobowości borderline z silnym odchyleniem narcystycznym. Osoby takie nie potrafią troszczyć się o bezpośrednie relacje, są niestałe, ulegają zachciankom. Najprostszym rozwiązaniem dla takich osób w chwili kryzysu jest rozstanie, ponieważ wyobrażenie o związku okazuje się tylko wyobrażeniem. Podstawą tego zachowania jest właśnie iluzja, że istnieje związek idealny. Nie jestem psychologiem, więc nie rozszerzę tego zagadnienia, odsyłam do książki. Warto zastanowić się czy testowanie to nie jest właśnie instrumentalne traktowanie relacji, która ma służyć jedynie osiągnięciu konsumpcyjnego sukcesu.
Nie zgodzę się również z tezą, że wszystko, co dobre dla mnie przychodzi mi bez trudu, a na pewno nie w tym kontekście. Polecana przez Ciebie pozycja „Die Fortuna Formel” (Alex Rovera Celma & Fernando Trias de Bes) wspiera mnie w argumentacji:
Erste Regel:
Das Glueck, das das Schicksal dir bringt,
Haelt nich Lange an, Weil es nicht von dir abhaengt.
Wahres Glueck erschaffst du selbst.
Er haelt immer an”
(Wolne tłumaczenie ADM: Szczęście, które przynosi ci los nie trwa długo, ponieważ nie zależy od Ciebie. Prawdziwe szczęście tworzysz sam. Ono trwa zawsze.”
Gorąco pozdrawiam życząc wszystkim sukcesów w BUDOWANIU własnego szczęścia w bliskości z drugim człowiekiem.
Aneta
Aneto
Pisząc o Pareto, win-win i tym podobnych sprawach opisuję zazwyczaj osobiste obserwacje wynikające z konkretnej praktyki, stąd moje natychmiastowa prośba o sprecyzowanie określenia „teoria” :-)
Jeśli chodzi o różnice to przy całym ich pięknie mam wrażenie, że wcale nie są tak duże. Bardziej mam wrażenie, że w paru wypadkach inaczej opisujemy i nazywamy te same rzeczy.
To wynika może z nieco dosadnego użycia przez mnie słowa „testowanie”. Oczywiście, że w wypadku relacji międzyludzkich nie oznacza to pilnej obserwacji drugiej osoby i poddawana jej różnego rodzaju eksperymentom!!! Tutaj popełniłem błąd nie uwzględniając takiej możliwości interpretacji mojej wypowiedzi.
To co mam na myśli to dwie rzeczy:
– to co nazywasz wyczuciem chemii, czyli stwierdzeniem na samym początku, czy dany człowiek nam odpowiada. Jeśli piszesz „Jeśli znalazłam to, czego szukałam” to jakoś musiałaś to stwierdzić. Ja robię dokładnie to samo.
– „protokół rozbieżności” możemy mieć w innej kwestii. Ja od czasu do czasu zadaję sobie pytanie, czy ta relacja, którą mam ciągle wzbogaca życie obydwu stron. Nie chodzi tu o typowe wahania i różnice zdań dnia codziennego, lecz bardziej o generalne spojrzenie w pewnym okresie czasu. Jeśli nie, to trzeba sobie uczciwie odpowiedzieć, czy można to jakimś rozsądnym nakładem czasu i starań zmienić na lepsze, czy też dla obydwu stron będzie lepiej, jeśli poszukają sobie bardziej pasujących partnerów. Inaczej ponosimy ryzyko metamorfozy, jak w wierszu pod tym samym tytułem, który napisał Jörn Pfenning:
„Neue Zweisamkeit
schöne Zweisamkeit
vertraute Zweisamkeit
fade Zweisamkeit
tote Zweisamkeit
Einsamkeit zu zweit”
Przepraszam Czytelników nie władających językiem Goethego, ale mam problem ze znalezieniem polskiego słowa odpowiadającego niemieckiemu „Zweisamkeit” – bycie z kimś we dwoje i dlatego nie tłumaczę całości.
Piszesz: „A kryzys na pewno się pojawi ponieważ nie jest możliwa 100% zgodność …”
Tutaj bardzo wiele zależy od tego, jak rozumiesz słowo „kryzys”. W moim odczuciu pomiędzy wspominaną przez Ciebie 100% zgodnością, a kryzysem mamy bardzo szerokie spektrum stanów pośrednich, to nie jest czarno białe. Jeśli obie strony uznają, że ich relacja jest „good enough” to nie potrzeba 100% zgodności aby być w niej szczęśliwym. A taką relację możesz mieć odpowiednio szukając i dobierając drugą osobę. Jeśli znajdziesz partnera, gdzie te krytyczne elementy z obydwu stron do siebie pasują, to jeśli chodzi o resztę można „dać sobie luz” i pozwolić każdemu być takim, jakim chce. Jeśli krytyczne elementy nie pasują, żadne „budowanie związku” na dłuższą metę nie pomoże. Widzisz jakiś błąd w moim rozumowaniu?
Jeśli chodzi o seryjną monogamię, to pozwól że napiszę o tym zjawisku w osobnym poście.
Napisałaś:” Nie zgodzę się również z tezą, że wszystko, co dobre dla mnie przychodzi mi bez trudu”
Masz do tego pełne prawo, więc let’s agree to differ :-)
Zgadzam się z tym, co pisze Celma i Trias de Bes. Ja też sam tworzę moje szczęście, nie czekam aż mi je los przyniesie. Zrobiłem tylko obserwację, że przy optymalnym doborze składników cała reszta praktycznie „robi się sama” i tym dzielę się z Czytelnikami. Są oczywiście też i inne podejścia i każdy może sobie wybrać mu pasujące. Ważne abyśmy nie popadali w dogmaty, że pewne rzeczy „muszą być”
Życzę wszystkim sukcesów w dążeniu do szczęścia, drogami, które Wam odpowiadają
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Książka, którą cytuje Aneta ukazała się też w języku polskim pod tytułem „Szczęście czy fart”. Warto przeczytać i przemyśleć.
Alex
Czy mogę przewidzieć, że za 10 lat mój wymarzony domek z sadem będzie dla mnie frustracją? Teraz próbuję sobie wyobrazić siebie za 10 lat i nie wszystko mogę sobie wyobrazić, bo są rzeczy, które chciałabym zmienić ale nie wiem jeszcze jak i na co, np. praca. Chciałabym zmienić ale nie wiem co mi z tego wyjdzie i co będzie za 10 lat, gdzie będę. A domek wciąż pozostaje, dlaczego? bo chcę mieć swoje miejsce.
Wspominałeś o sprawdzeniu się partnerów najlepiej 24/7 a co jeśli to sprawdzanie 24/7 trwa już 6 lat i nadal nic? Zero wniosków, są plusy i minusy.
Witek
Nie biorę pod uwagę tego co mówi kościół bo to tylko wymysł księży a co oni wiedzą o życiu i o rodzinie?? Tyle, że znam dwóch, którzy będąc jeszcze księżmi mieli dzieci i zdecydowali się na rodzinę (dużo odkręcania i listów do Papieża) ale obecnie są szczęśliwymi tatusiami.
Dla mnie to kwestia mojego sumienia a nie tego co powiedzą sąsiedzi.
Aneto
Jestem w długim niesformalizowanym związku (dla mnie 6 lat to długo) i wciaż mogę mówić chyba o testowaniu, docieraniu się, walce, o budowaniu relacji. Ale jak długo można to robić i wciąż mieć mieszane uczucia, wrażenie że to nie to, a może jednak to i nic lepszego nie zbuduję?
Pink
Pytasz: „Czy mogę przewidzieć, że za 10 lat mój wymarzony domek z sadem będzie dla mnie frustracją?”
Tego dokładnie nie możemy powiedzieć. To, co możesz zrobić to praktycznie przetestować u znajomych różne aspekty posiadania takiego domu (sprzątanie, liście, itp), oraz jeśli chcesz go kupić na raty spróbowanie jak to jest z drastycznie zmniejszonymi wolnymi dochodami.
Jeśli kupisz ten dom na raty, to przez kilkadziesiąt lat nie będzie on spełniał kryterium „Twojego miejsca”, bo jego prawdziwym właścicielem będzie bank!
Jeśli „sprawdzasz” kogoś 24/7 przez 6 lat (to znaczy że pracujecie razem, wypoczywacie razem i wyjeżdżacie razem) i jak piszesz „nadal nic” to można z tego wyciągnąć dwa wnioski:
1) „nadal nic” oznacza brak poważniejszych niekompatybilności, czyli jeśli zadowala Cię takie życie to możesz kontynuować następne 30 lat
2) „nadal nic” może też oznaczać brak pasji, namiętności, wzajemnej inspiracji. W takim przypadku masz problem, bo w tym układzie (6 lat bycia razem) lepiej już raczej nie będzie. Co to oznacza sama wiesz.
Napisałaś też: „Dla mnie to kwestia mojego sumienia a nie tego co powiedzą sąsiedzi. ”
Brawo!!! To jest właśnie to pokolenie, które może zmienić ten kraj na lepsze!!!
Zalecam wszystkim używanie własnego umysłu i sumienia, a nie oglądanie się na ludzi, z którymi nie zamienilibyście się na życie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex