Ostatnio dość często dostaję maile od młodych ludzi, którzy stoją przed poważnymi decyzjami życiowymi i chcą posłuchać mojego zdania. Mam z tym pewien problem, bo nawet gdybym kogoś dobrze znał, to nie czuje się kompetentny aby komukolwiek mówić, co ma robić ze swoim życiem. A osób, które piszą do mnie nie znam przecież w ogóle!!! Z drugiej strony takie maile są odbiciem pewnej potrzeby i nie chcę kompletnie jej ignorować. Dziś dostałem kolejny list od młodego człowieka, a ponieważ zgodził się on na użycie zawartości na blogu, to postaram się podzielić z nim i ewentualnie osobami w podobnej sytuacji kilkoma moimi obserwacjami i przemyśleniami. Może się to komuś przyda. Tekst publikuje w oryginalnym brzmieniu zmieniając tylko imiona i miejsce „akcji”.
Witam Alex!Nazywam się Karol_x i mam 23 lata. Studiuję i pracuję w dużym mieście wojewódzkim. Piszę do Ciebie, gdyż od około roku śledzę wpisy na Twoim blogu i uważam Cię za bardzo wartościowego człowieka (choć nie znam Cię osobiście), którego zdanie zawsze może pomóc.Chodzi o to, że jestem 5 lat w związku z dziewczyną. W tym roku jesienią bierzemy ślub, tylko od jakiegoś czasu oboje zachowujemy się co najmniej dziwnie. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie znajdujemy już wspólnego języka. Stajemy się wobec siebie obojętni. W trakcie trwania związku były między Nami zgrzyty, ale zawsze jakoś się dogadywaliśmy. Poruszaliśmy oczywiście temat kupna mieszkania/domu jednak zawsze kończyło to się kłótnią.Moi przyjaciele mówią, że raczej do tego ślubu nie dojdzie i tylko pogłębiają moje wątpliwości. Nie chciałbym im mówić jak wielkie one są, bo wiem, że byliby zdolni zrobić wszystko, żebym został wolny. Tylko pytanie, czy byłbym szczęśliwy? Czy teraz jestem? Niestety nie potrafię sobie na to pytanie odpowiedzieć.Od około 18 roku życia jestem „samodzielny”. Zaznaczyłem to cudzysłowem, gdyż prawda jest taka, że to mama wybrała mi ścieżkę życia, a moja dziewczyna pokazała mi, że też mam swoje pragnienia i powinienem je realizować.Najgorsze jest to, że widzę swoje błędy i nie potrafię nic z nimi zrobić. Chciałbym prosić Cię o pomoc, o radę… Co mogę zrobić ze swoim życiem? Nie chciałbym za kilka lat stwierdzić, że moje dotychczasowe życie nie miało większego znaczenia.Co do ogólnych zasad wysyłania maili do Ciebie:– zgadzam się oczywiście na ewentualne udostępnienie mojej sprawy na blogu (bez imion)– co do numeru telefonu, to mogę oczywiście podać (+48 XXX XXX XXX), jednak wolałbym otrzymać odpowiedź w formie maila – w pracy nie bardzo mogę odebrać, a po pracy nie chcę wzbudzać podejrzeń u dziewczyny.Nie musisz się śpieszyć oczywiście z odpowiedzią. Bardzo ucieszy mnie to jeśli odpiszesz mi w ogóle.Z góry dziękuje za pomoc!—PozdrawiamKarol_x
Karolu_x
Pozwól, że najpierw podzielę się moimi wrażeniami i spekulacjami, które przechodzą mi przez głowę, kiedy czytam Twój list. Jako że nie znam Cię osobiście może się okazać, że są one całkowicie chybione, wtedy używając Twojego blogowego pseudonimu „Karol_x” skoryguj mnie w komentarzach. Pozwól też, że będę w moich wypowiedziach bardzo bezpośredni, nie zamierzam Cię w tym obrażać bądź okazywać lekceważenie.
- jesteś młodym, ale dość otwartym mężczyzną, nie boisz się poprosić obcego w sumie człowieka o zdanie
- w wieku 23 lat jesteś od 5 lat w związku z dziewczyną. To oznacza że jak zaczęliście miałeś 18 lat i jest to prawdopodobnie Twoja pierwsza próba poważniejszego związku z kobietą, Z tego wynika, że nie masz żadnych innych osobistych doświadczeń w tym względzie i jakiejkolwiek skali porównawczej
- Piszesz: „ mama wybrała mi ścieżkę życia, a moja dziewczyna pokazała mi, że też mam swoje pragnienia i powinienem je realizować”. Dla mnie oznacza to, że (jeszcze) nie jesteś mężczyzną, który ma własne zdanie o życiu, nie boi się prób jego realizacji i przejęcia związanej z tym odpowiedzialności. To, plus to co napisałem w poprzednim punkcie skłania mnie do przypuszczenia, że nie masz jeszcze wielu zróżnicowanych doświadczeń seksualnych z kobietami, a co za tym idzie, nie wiesz co Tobie konkretnie najbardziej odpowiada w tej ważnej dziedzinie (współ)życia. Innymi słowy jesteś trochę jak bardzo wygłodzony człowiek na pustyni, któremu dano coś do jedzenia, co by to nie było smakuje mu znakomicie :-) Co będzie jak zaspokoisz ten pierwszy głód? A jeżeli to, co aktualnie dostajesz to jest ta metaforyczna kaszka z postu o małym Kaziu? To co napisałem, to nie jest nic specjalnego, większość facetów, mnie w to wliczając ma na początku taką sytuację. Chodzi o to, aby w rozpędzie tego pierwszego zaspokajania „głodu” nie podejmować decyzji i działań, których konsekwencje trudno będzie potem odwrócić.
- Piszesz: „Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie znajdujemy już wspólnego języka. Stajemy się wobec siebie obojętni.” Dla mnie oznacza to, że poza (ewentualnie) seksem nie ma jakiejkolwiek rozsądnej bazy do wspólnej relacji. Sam seks może być bazą do bycia tzw. „fuck buddies”, czyli parą, która od czasu do czasu spotyka się wyłącznie po to, aby zaspokoić się fizycznie. To samo w sobie nie jest niczym złym, choć odrobina sympatii oraz umiejętność porozmawiania ze sobą „przed” i/lub „po” na dłuższą metę znacznie podwyższa zadowolenie z takich spotkań. Do tego, aby z kimś brać ślub jest to moim zdaniem absolutnie za mało!! Po co zresztą??
- W Twoim wieku, sytuacji materialnej i sytuacji ekonomicznej na świecie kupowanie mieszkania/domu na kredyt uważam za bardzo nierozsądne, bo łatwo możesz się „uwalić” na kilkadziesiąt lat i to w sytuacji, kiedy świat tak szybko idzie do przodu. Robienie tego razem z dziewczyną, z którą masz taką „relację” jak opisujesz jest w moich oczach nierozsądne do kwadratu.
- Piszesz: „Najgorsze jest to, że widzę swoje błędy i nie potrafię nic z nimi zrobić.”
Hej, jeśli widzisz błędy to nie jest najgorzej!!! Większość ludzi leci na autopilocie we mgle nie mając pojęcia aż do katastrofy. Świadomość błędów to wielki krok naprzód, który zrobiłeś!! - Z tym „nie potrafię” to zastanów się czy to rzeczywiście jest brak umiejętności, czy też obawa przed nieznanym lub wygodnictwo. Jeżeli to pierwsze, to jakich umiejętności Ci brakuje? Napisz w komentarzach, może coś zaradzimy. Jeżeli obawa, to chyba wszyscy miewamy takie chwile, kiedy czujemy się niepewnie w obliczu nieznanego. To jest normalny element bycia człowiekiem i nie powinien powstrzymywać nas od działania!
- Bardzo niedobrym symptomem jest to, co napisałeś po podaniu mi numeru telefonu: „ wolałbym otrzymać odpowiedź w formie maila – ….. nie chcę wzbudzać podejrzeń u dziewczyny”
Nigdy nie pozwól, aby jakakolwiek kobieta cenzurowała z kim i o czym rozmawiasz!!! Relacja, w której nie masz oczywistego prawa do telefonicznej rozmowy z dowolnym człowiekiem na dowolny temat, to jest coś, co bardzo kiepsko świadczy o poczuciu własnej wartości drugiej strony, lub jest próbą sprawdzenia jak daleko można Cię sobie podporządkować. W obydwu przypadkach trzeba brać nogi za pas, bo długoterminowo nic dobrego z tego nie wyniknie!
Na koniec pytasz: „Co mogę zrobić ze swoim życiem?”
Zrób najlepsze, co jest możliwe, bo masz tylko jedno życie i nikt nie wie jak długo będzie ono trwało. A zrobić możesz prawie wszystko!!
Na pewno rozsądne działania powinny między innymi:
- postawić Cię na nogi ekonomicznie. Znasz tę kartkę, którą ktoś na początku kadencji napisał Clintonowi „economy first, stupid”? To ma pełne zastosowanie w życiu prywatnym, szczególnie dla nas, mężczyzn.
- znacznie rozszerzyć Twoje doświadczenia z kobietami, również te intymne. Wejdź w różnorakie relacje z kobietami z różnych środowisk i w różnym wieku. Zobaczysz nie tylko jak wiele się przy tym nauczysz, ale też ile dowiesz się o sobie samym. A to jest podstawą świadomego życia.
- wyeliminować wszystko, co w wieku dwudziestu kilku lat może zablokować Twoją swobodę manewru i wrzucić Cię w „lejek”
Wiem, że to dość ogólne wypowiedzi, ale przemyśl je, może znajdziesz coś dla siebie. Pamiętaj też, że jest to moje subiektywne spojrzenie, mogą być inne, bardzo różniące się od niego. W końcowym rozrachunku nikt nie zwolni Cie od konieczności podejmowania własnych decyzji i związanego z tym ryzyka. Życzę Ci, aby te decyzje prowadziły Cię do życia pełnego zadowolenia i spełnienia!!
Wszystkich Czytelników zapraszam do dyskusji w komentarzach
Hey Karol_x,
odnośnie rady Alexa to nic dodać nic ująć!
W nawiązaniu do postu Alexa odnośnie Twojego związku z potencjalną wybranką. Nie piszesz czy mieszkacie razem, więc pytam: Jak długo mieszkacie razem?
Mam na myśli wynajęte (osobne) lokum, a nie kątem u Twoich rodziców, u potencjalnych Teściów lub w akademiku (stancji) po różnych pokojach.
Ponadto pytania do Ciebie, które być może pomogą rozwiać Twoje wątpliwości odnośnie ślubu.
Czy samochód kupujesz (kupowałeś) bez jazdy próbnej w nim?
Ile samochodami musi (musiałeś) się przejechać, aby podjąć decyzje o jego kupnie? Na rynku jest więcej niż jedna marka samochodu, czyż nie?
Pozdr
Kuba
Witajcie! Blog czytam od dawna, to mój pierwszy komentarz tutaj. Kilka słów o mnie:Jestem 25letnia pracującą sigielką, kocham siebie i swoje życie ;)
a teraz do rzeczy: W ciągu całego mojego życia byłam w trzech różnych relacjach z mężczyznami. Przy każdym nauczyłam się czegoś nowego, każdy z nich pokazał mi czego nie lubię u facetów, na co się nie godzę. Te związki pozwoliły mi opisać partnera którego pragnę. Każda z tych relacji się posypała . Mimo tego jestem wdzięczna za to, że ich spotkałam, bo wiem, że ma to duży wpływ na moje przyszłe związki z mężczyznami. Każdego napotkanego człowieka traktuję jako swojego nauczyciela lub przyjaciela.
Skoro masz wątpliwości co do dziewczyny to prawdopodobnie nie jest to „TO”.
Na koniec zacytuje Coelha:
„Przyjmuj, co ofiarowuje ci życie i staraj się pić ze wszystkich kielichów. Każdego wina trzeba skosztować, niektórych tylko jeden łyk, innych całą czarę.
– Tylko jak je rozróżnić?
– Po smaku. Tylko, ten, kto spróbował gorzkiego wina, rozpozna smak dobrego. ”
I jeszcze jedno zacznij żyć swoim życiem, nie życiem Twojej mamy, dziewczyny. Jeśli czegoś nie chcesz nie rób tego…
Karolu,
podpisuję się pod wszystkim co napisał
Ci Alex ! Jest to najkrótsza „instrukcja” i najlepsza dla młodego mężczyzny.
Gdybym była Twoją mamą (a mogłabym być) to powiedziałabym: ” uciekaj szybciutko” świat czeka i zaprasza do poznania. To samo usłyszałaby Twoja dziewczyna.
Karolu, moim zdaniem
jeżeli już teraz macie problem z komunikacją to się to nie zmieni zwłaszcza, ze po 5 latach powinno być lepiej, a nie gorzej. Perspektywa kredytu na mieszkanie, pojawienia się dzieci nie poprawi tego. Każda potencjalna przeszkoda, kłopot zazwyczaj rodzi zdenerwowanie i konflikt , a w przypadku braku zdrowej komunikacji i wzajemnego zrozumienia pogłębia rozdźwięk w związku.
I dla mnie osobiście najważniejsza i najstraszniejsza rzecz, która dyskwalifikuje u mnie każdego – to próba kontroli nad tym co robię i Twoje stwierdzenie ” nie wzbudzać podejrzeń..”
Zadaj sobie pytania : jakich to podejrzeń nie chcesz wzbudzać? A jeżeli je wzbudzisz to cóż takiego się stanie ?
I czy jesteś gotów przez najbliższe lata nie być sobą, ukrywać to co robisz ???
Z doświadczenia wiem, ze podejrzliwe osoby nigdy nie wyzbywają się tego nawyku, a jak nie mają czym się karmić to wytworzą sobie same pożywkę.
Podejmij odważną i właściwą decyzję.
Pozdrawiam
KrysiaS
@Alex
Dziękuję Ci za Twoją opinię. Zapewne masz racje pod wieloma względami. Postanowiłem napisać do Ciebie, gdyż czytając blog widziałem, że potrafisz pomóc ludziom. Poradzić co mogliby zrobić, aby ich sytuacje zmieniła się na lepszą.
Wielu moich znajomych mówi mi podobne rzeczy (o tym, że to pierwszy poważny związek; że nie potrafię trzymać się swego; że moim zdaniem kierują inni).
@Jakub Płoński
Z dziewczyną mieszkam prawie 4 lata. Co do porównania z autem, to rozumiem je, ale nie mogę się zgodzić. Przez te lata byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. Nadal mi na niej zależy (i nie chodzi tu o przyzwyczajenie), lecz o prawdziwe uczucie :)
@Hanah
Dziękuję za Twe słowa i przedstawienie swojej sytuacji. Zapewne jest ona pomocna. Być może brak mi pewności siebie, żeby spróbować czegoś podobnego ;), ale tak jak pisałem @Jakubowi nadal chcę być z tą dziewczyną, chcę tylko naprawić to co mnie boli…
Karolu, moje życie to moja droga. To tylko i wyłącznie moja odpowiedzialność jak przejdę tą drogę. Czasem podejmuję kroki, które tylko ja rozumiem, bo dotyczą mojego życia.
Jestem żonaty, od kilkunastu lat. Możliwość rozmowy, przyjaźń, wsparcie, udzielenie sobie nawzajem wolności do rozwoju są dla mnie najważniejsze w moim małżeństwie.
Karolu, uważam, że każdą decyzję i sytuację w życiu można zmienić. Nawet jeśli ożenisz się, to możesz potem opuścić żonę. Lecz cena może być ogromna. Możesz zapłacić cenę ogromnego cierpienia dzieci, jeśli już będą w Twojej rodzinie, możesz zapłacić także dosłownie za zobowiązania, kredyty i wszelkie koszty rosnące, gdy dawni kochankowie stają się swoimi śmiertelnymi wrogami.
Rodzina do moim zdaniem super pomysł na życie. Lecz kiepska rodzina to kiepski pomysł na życie…
Karol_x: nie staraj się na siłę być z tą dziewczyną. To będzie widać dobrze dopiero z perspektywy, niestety. Wpadasz w klasyczną pułapkę obowiązku, dobroci, unikania konfliktu. Przeczytaj koniecznie „Psychologię miłości” Bogdana Wojciszke!
Ja przez 3 lata starałem się „naprawiać” związek na którym mi zależało, co jednak jedynie powiększało frustrację. Rozstanie, choć ze smutkiem, poprawiło samopoczucie obojga. Obecna partnerka ma nie tylko zalety poprzedniej, ale i szereg dodatkowych. Zamiast się męczyć w imię źle pojętych zasad z tym, co wydawało mi się jedyne słuszne, jestem szczęśliwy.
Analogia „samochodowa” wydaje się być nieelegancka, ale jest bardzo prawdziwa. Bez doświadczenia nie wiemy co jest dla nas dobre.
Karolu,
to ja może kilka zdań ze swojego życiowego doświadczenia.
12 lat temu byłem w podobnej do Twojej sytuacji. Pierwsza dziewczyna, byliśmy razem od kilku lat, nigdy nie było w tym jakiegoś prawdziwego ognia, ale też nie zdarzyło się nic co by ten związek przerwało. Tak się kulaliśmy z rozpędu i dokulaliśmy się do ślubu. Miałem wtedy niecałe 22 lata. Od blisko pięciu lat pracowałem zawodowo (wcześnie zacząłem), odnosiłem już dość fajne sukcesy, czułem się niezależny, samodzielny – świat stał przede mną otworem. Stwierdziłem, że trzeba się naprawdę uniezależnić – do dzisiaj nie wiem czemu, ale wydawało mi się że ślub będzie pierwszym krokiem do tego.
Co gorsza – i tu jesteś w nieco lepszej sytuacji – nigdy wcześniej nie mieszkaliśmy razem, co więcej z uwagi na przekonania religijne mojej dziewczyny, czekaliśmy z seksem do ślubu. Tak więc w wieku 22 lat wstępowałem w związek małżeński z dziewczyną której nie byłem do końca pewien (tak jak Ty), w dodatku jako prawiczek.
Bardzo szybko się okazało, że jesteśmy nie tylko seksualnie, ale i życiowo, całkowicie niedopasowani. Wpakowaliśmy się w mieszkanie, wspólny kredyt hipoteczny, więc trudno było przestać to ciągnąć – tzn. teraz wiem że to było czyste życiowe tchórzostwo i obawa przed przyznaniem do porażki, wtedy myślałem że rozwód to będzie koniec świata.
No więc dalej tak się kulaliśmy. Oczywiście katolicyzm reguluje też sprawę antykoncepcji, więc bardzo szybko pojawiło się pierwsze dziecko, potem drugie, potem trzecie… Gdzieś między drugim a trzecim stwierdziliśmy, że się nie pomieścimy na 40 metrach kwadratowych i potrzebne jest większe mieszkanie. Więc kolejny kredyt hipoteczny, przeprowadzka, urządzanie…
Było sporo stresów i kłótni, na nowym mieszkaniu wylądowaliśmy już w zasadzie jako obcy sobie emocjonalnie ludzie. Mnie roznosiło – nigdy nie zdołałem zaznać porządnego, pełnego pasji, zaangażowanego obustronnie i satysfakcjonującego seksu. Zacząłem ją zdradzać. Nabrałem porównania – zobaczyłem jak interesujące mogą być osoby, które nie są związane średniowiecznymi przesądami. Czułem coraz większe obrzydzenie do swojego związku, samego siebie, czułem się przez życie oszukany – choć tak naprawdę sam siebie oszukałem. W końcu przyszła decyzja o rozwodzie.
W efekcie jestem teraz 34-latkiem z półmilionowym kredytem hipotecznym na karku za mieszkanie w którym mieszka moja ex-żona z dziećmi. Mam trójkę cudownych dzieci które bardzo kocham, ale widuję raz na tydzień. Spłaty hipoteki, alimentów zbiegły się niestety z ciężką chorobą, utratą źródła utrzymania na wiele miesięcy (byłem samozatrudniony więc gdy nie mogłem pracować, nie zarabiałem). Oszczędności szybko się skończyły, musiałem ratować budżet pożyczkami gotówkowymi – nie mogłem przecież pozwolić, żeby moje dzieci nie miały co jeść, albo co gorsza by bank wywalił je z mieszkania.
Potem miałem trochę pecha, zostałem oszukany na grubą kasę przez partnera biznesowego z Azji. Z samym tym jakoś bym sobie poradził, ale w połączeniu z faktem jak sobie urządziłem życie, z brakiem mobilności (nie chcę tracić kontaktu z dziećmi), z wielkimi comiesięcznymi obciążeniami dla kieszeni – tylko się bardziej zakopałem.
W efekcie dzisiaj mam jeszcze dodatkowe ponad 140 tys. długów gotówkowych. Musiałem się przeprowadzić z wynajętego mieszkania do mojego starego pokoju u rodziców. Wegetuję, cały czas na granicy bankructwa i załamania nerwowego. Mam nawroty depresji. Bywa, że tygodniami nie jestem w stanie wziąć się do pracy – co oczywiście tylko pogarsza sytuację.
Cały czas sobie powtarzam, że jeszcze kilka lat i się wygrzebię – tak, ale za kilka lat będę blisko czterdziestki i w końcu dojdę do etapu, na którym byłem mając lat 21.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, to małżeństwo było mi zupełnie niepotrzebne i szczerze traktuję je jako największy błąd w moim życiu. Nie byłem pewien tej osoby, wszedłem to bo „już tyle lat byliśmy razem”. Nie wiedziałem jak będzie się z nią żyło. Nie poznałem nic innego. Za szybko się wpakowałem w hipoteki, czym bardzo ograniczyłem sobie potencjalne możliwości. W zasadzie jednym głupim ruchem zatrzasnąłem sobie drzwi do świata na wiele lat.
Zatem, moje zdanie? Daj sobie trochę czasu… Jeżeli nie dogadujesz się z Twoją dziewczyną teraz, to zobaczysz co będzie, gdy ona Cię przyjmie jako pewnik, za sprawą obrączki na palcu. Nie uwiązuj się w tak młodym wieku ekonomicznie. Wiem że mieszkanie wydaje się być inwestycją – ale skąd wiesz co będzie za 30 lat? Gdzie będziesz chciał być, co robić? Wynajem wydaje się być wyrzucaniem pieniędzy w błoto… ale tak naprawdę, to płacisz za coś bezcennego – wolność wyboru. Dziś możesz wynajmować tu, jutro tam. Dziś mniejsze, jutro większe, potem znów mniejsze – w zależności od potrzeb i warunków.
No i na koniec to co już Alex pisał, a ja potwierdzam – różnorodność seksualna jest bardzo ważna i prędzej czy później za nią zatęsknisz. Poznaj trochę życia… lepiej to zrobić w zgodzie z samym sobą niż za czyimiś plecami.
I jeszcze mała propozycja. Wróć tu za trzy dni, jak już będziesz umiał się trochę zdystansować, i przeczytaj jeszcze raz swój email, tak jakbyś czytał coś napisanego przez obcego człowieka. Niby piszesz że nie umiesz sobie odpowiedzieć na pytania odnośnie Twojej dziewczyny – ale to jest list napisany przez kogoś, kto już sobie na nie odpowiedział, tylko boi się drastycznych ruchów – i chyba trochę opinii środowiska, rodziców, kłopotów związanych ze zmianą czegoś, co zna od kilku lat.
Z doświadczenia powiem Ci – lepiej teraz, niż za trzy lata gdy będziecie mieli wspólny majątek i być może dzieci.
Karolu,
jeżeli chcesz coś zmienić w swoim życiu poszukaj przede wszystkim ludzi (w świecie relnym lub wirtualnych;), którzy nauczą Cię samemu decydować co dla Ciebie jest ważne i żyć zgodnie z WŁASNYMI wartościami (poznać swoje wartości). „Wujków dobra rada” mających gotowy zestaw odpowiedzi jak masz żyć (lub jak masz nie żyć) – omijaj szerokim łukiem – zwłaszcza jeżeli twierdzą, że ich poglądy są „dla Ciebie najlepsze, bo oni mają właśnie takie doświadczenia”. Pytasz co robić w Twojej sytuacji – ja nie wiem;) Wiem, że Ty wiesz co zrobić i wiem, że wybierzesz to co dla Ciebie najlepsze. pozdrawiam!
Witam
Karolu_x Do rad Aleksa, w związku z tym, co napisałeś w komentarzu, dorzuciłabym jeszcze jedną – nie unikaj wzbudzania podejrzeń, a przeciwnie – zdobądź się na szczerość w stosunku do dziewczyny :-) Jeśli Ci na niej zależy powinna wiedzieć co jest dla Ciebie w życiu ważne – i że czegoś Ci w życiu brakuje. Inaczej trudno o bliskość – mamy zamiast tego coś w rodzaju związku dwóch awatarów…
I jeszcze jedno – zrób to zanim zdecydujecie się na ślub :-)
@Michał
Szczerze to przedstawiłeś mi moje najgorsze myśli o przyszłości. Właśnie tego się teraz boję. Dlatego targa mną niepewność. Dlatego właśnie zwróciłem się o pomoc do Alexa i do Was.
Chcę jeszcze zapytać. Czy uważacie, że to już nie ma sensu? Że jedynym wyjściem jest zakończenie związku? Niczego nie można naprawić?
Tak jak pisałem wcześniej nadal darzę tą dziewczynę wielkim uczuciem, ona również coś do mnie czuje. Jest między Nami źle, ale nie tragicznie.
Czy scenariusz życia zawsze jest taki sam? Czy pewne wzorce zawsze się powtarzają? Czy znacie ludzi, którzy są swoimi pierwszymi poważnymi partnerami i są szczęśliwi w małżeństwie?
Alex i Michał
Dziękuje wam za cenną, darmową i praktyczną wiedzę :)
Karol_x
Zgadzam się z Michałem, czytając Twój list czuje się czego oczekujesz w odpowiedzi. Co jeśli wątpliwości nie znikną, a będą narastać? Na pewno chcesz zrezygnować z ponad 3 300 000 000 kobiet właśnie dla Niej?
Każda sytuacja jest inna i naprawdę trudno powiedzieć jak będzie w Twojej. Stąd moja rada – wróć za kilka dni do swojego emaila i przeczytaj go starając się zapomnieć że to Ty go pisałeś. To Ci pomoże spojrzeć na sytuację świeżym okiem i między wierszami wyczytać swoje własne nastawienie.
Na pewno, jeżeli masz takie wątpliwości, to nic nie stoi na przeszkodzie by decyzję o ślubie i kupnie mieszkania odłożyć w czasie. Reakcja Twojej partnerki na to też dużo Ci o sytuacji powie. Najgorsze co możesz teraz zrobić, to jest to co ja zrobiłem – stanąć przed ołtarzem w głębi duszy przekonany, że te małżeństwo nie przetrwa. To Ty musisz być pewien że ten związek przyniesie Wam obu satysfakcję w dłuższym terminie – jeżeli wejdziesz w małżeństwo bez tej pewności, to… w zasadzie pozostaje zapytać po co w nie wchodzić, nie mając takiego przekonania? Toż to hazard własnym życiem jest…
Ostatnie pytanie – postawiłbyś kilkaset tysięcy złotych na ruletkę? A 5 lat życia jest moim zdaniem warte więcej, niż jakiekolwiek pieniądze. Jeżeli nie czujesz, że szanse są zdecydowanie przeważające w stronę sukcesu, to dobrze zastanów się nad swoją decyzją.
______
Od Alexa: Karol_x jest zarezerwowany dla Autora listu, prosze nie używaj tego nicka, zmieniłem na Anonim_x
Ups, przepraszam, ostatni komentarz był napisany przeze mnie, chciałem go zaadresować do Karola stąd przez pomyłkę jego imię w polu „Name”…
Karol_x
Pewnie można naprawić i przez jakiś czas może być nawet bardzo dobrze. Ale nadal będziesz „małym Kaziem” i wątpliwość prędzej czy później wypłyną.
Witam,
Michał jestem pod wrażeniem.
Zwróciłeś uwagę na na bezcenną wolność. Ja ją już mam, jednocześnie obserwuje wokół siebie jak wiele osób z łatwością z niej rezygnuje. Odzyskanie jej bywa „ciężkie” jednak warto.
Przyszedł mi na myśl przykład mojego kolegi lat 33, który ma czterech synów, płaci alimenty, spłaca kredyt za mieszkanie w którym mieszka żona z dziećmi i tak samo zależy mu na tym (jak Tobie) , aby dzieci miały co jeść i gdzie mieszkać. Niestety jego była żona nie robi nic, widzę, że wręcz wykorzystuje poprzez dzieci obowiązkowość mojego kolegi jako łatwy sposób na posiadanie mieszkania i utrzymanie siebie i dzieci. Korzysta z wolności gdy on zapracowuje się aby dzieciom niczego nie brakowało.
Dla mnie jest to nieuczciwe.
Wierzę , że u Ciebie tak nie jest.
Karolu
„Czy uważacie, że to już nie ma sensu? Że jedynym wyjściem jest zakończenie związku? Niczego nie można naprawić?”
Moja odpowiedź na te pytania Tak , zakończenie związku. Dlaczego?
Zostają w nas pewne rzeczy, które wydaje się, ze naprawiliśmy,lecz w kolejnej sytuacji kryzysowej dają znać o sobie podwójnie.
Może warto odejść od siebie na daleką odległość i pewien czas, bo przecież jeżeli jest jak piszesz, że czujesz coś do niej i ona tez ?
Tylko co to jest to „coś” , sądzę, że można to tylko bezpiecznie sprawdzić rozstając się.
„Jest między Nami źle, ale nie tragicznie.”
Czy koniecznie chcesz brać ślub i sprawdzić czy będzie tragicznie ?
Ja, na Twoim miejscu poszukałabym związku gdzie będzie bardzo dobrze.
Nie bój się działać.
:-)
KrysiaS
KrysiaS napisała: „jeżeli już teraz macie problem z komunikacją to się to nie zmieni”
Skąd taka kategoryczna pewność? Tym bardziej, że nie wiemy, jaki charakter mają te komunikacyjne problemy, o których pisze Karol. Wiadomo, że komunikacja w związku z 4 letnim stażem inaczej wygląda niż na początku znajomości. Sam fakt decyzji o ślubie może mieć wpływ na kłopoty komunikacyjne – wszak to jest nowa dla pary sytuacja.
Karol napisał: „Czy uważacie, że to już nie ma sensu? Że jedynym wyjściem jest zakończenie związku? ”
Moim zdaniem niekoniecznie. Na Twoim miejscu porozmawiałbym uczciwie z dziewczyną. Szczerze powiedział co Ci się nie podoba oraz jakie masz oczekiwania odnośnie związku. Tu obustronna szczerość jest niezwykle ważna. Następnie zaproponował odłożenie decyzji o ślubie. I tu mamy dwie możliwości.
1) dziewczyna może zrozumieć sytuację, uznać że decyzja o odłożeniu ślubu nie jest skierowana przeciwko Waszej relacji tylko po to, by podnieść ją na wyższy poziom. To może być niezły impuls do pogłębionego dialogu między wami. Ogólnie jest wtedy podstawa do a) pracowania nad związkiem lub b) nadaniu waszej relacji innego niż dotychczas charakteru.
2)Dziewczyna będzie naciskać by ślub jednak wziąć, będzie się obrażać, nie będzie próbowała nawiązać dialogu lub ewentualnie jedno z was (lub oboje) odczujecie ulgę z faktu odłożenia decyzji o ślubie. Ponieważ takie decyzje mogą się wiązać z silnym pobudzeniem emocjonalnym trzeba by przeczekać jakiś czas (kilka tygodni?). Jeżeli sytuacja braku komunikacji okaże się stała, wtedy należy sobie ten związek darować.
Na pewno 23 lata to nie jest wiek, kiedy trzeba podejmować formalne decyzje „na całe życie”. Tak ja to widzę.
Pozdrawiam
:)
Karol_x: zastanów się też czego się boisz w rozstaniu, co naprawdę powoduje że chcesz zostać z tą dziewczynę. Może myślisz że nie ma szansy żeby inna atrakcyjna dziewczyna zwróciła na ciebie uwagę? Może uważasz że powinieneś ją kochać mimo trudności (co wiele osób już opisało jako błędne)?
Szkoda ci czasu włożonego w związek (lepiej stracić ten czas i odzyskać szczęście, niż tracić je do końca małżeństwa)?
Uczciwa odpowiedź, bez ściemniania samemu sobie, na pytanie „dlaczego chcę/nie chcę” powinna być drogą do szczęścia, o ile tylko się nie przestraszysz odpowiedzi.
Chyba pierwszy raz muszę się wypowiedzieć troszkę krytycznie o tego typu postach.
Rozumiem rozterki Karola – każdy takie czasem ma – czy to żonaty, czy wolny. W życiu są lepsze i gorsze dni i nie każdy potrafi być non-stop optymistą.
Ale widząc tutaj namawianie do „uciekania jak najszybciej” czuję się nie dziwnie. Przecież o Karolu nic nie wiem. Opisuje swoje odczucia emocjonalnie – ale ile w tym jest prawdy, a ile odczucia obecnego nastroju, potrzeby chwili?
Alex dobrze odpisał, że nie jesteś (jeszcze) mężczyzną. Dobrze, że widzisz problemy. A teraz „przestań narzekać i zacznij działać”! Dostosuj rady (mamy, dziewczyny i Alex’a) do siebie. Bo mam wrażenie, że potraktujesz rady Alexa jako „gotowe rozwiązanie na dobre życie”. Nie podejmuj ŻADNYCH decyzji przy słabej kondycji psychicznej. Upewnij się, że problem o którym myślisz to rzecz zupełnie niezależna od innych problemów – np. finansowych.
A gotowych rozwiązań nie ma – sam podejmujesz decyzję, ryzyko i odpowiedzialność.
Każdy związek po pewnym czasie wygląda inaczej niż na początku. Po okresie zachwycania się sobą przychodzi uspokojenie, czasem chce się mieć chwilę tylko dla siebie albo akurat nie ma się ochoty rozmawiać. O każdy związek trzeba „dbać”.
I każdy od związku oczekuje czego innego. Ważne aby obie osoby w związku wiedziały co to jest. Ważne aby samemu także wiedzieć czego się chce.
Co do porównania do samochodów to jest to, moim zdaniem, poniżej krytyki.
Osobista wolność, niezależność są bardzo ważne, ale pod warunkiem, że druga osoba ma pełną informację o tym w co gra i w co się pakuje. Ciekawe czy Kuba informuje dziewczyny, że „zabiera je na próbną jazdę” – bo jakoś mi się nie wydaje.
Na pocieszenie powiem Ci, że ja w wieku 25 lat się ożeniłem, mam mieszkanie na kredyt, nie spałem z inną dziewczyną niż moja żona i byłem prawiczkiem do 21 roku życia i na dodatek w momencie ślubu byłem bez pracy. Obecnie zarabiam całkiem dobrze i odkładam kasę – mieszkam w Lublinie, mam 28 lat, seks z żoną mi się nie nudzi, do pracy jeżdżę autobusem bo tak taniej i jestem zadowolony z życia i decyzji jakie podjąłem.
Karol_x,
skoro piszesz, że nadal darzysz swoją partnerkę uczuciem, to może dobrym rozwiązaniem będzie jeśli poczynisz działania prowadzące do pewnego poluzowania tej relacji bez konieczności jej zakończenia? Co mam na myśli wysuwając taką propozycję? Może trafnym posunięciem będzie zamieszkanie osobno na jakiś czas, zadbanie o poszerzenie i zróżnicowanie swoich znajomości tak, aby twoja dotychczasowa aktywność życiowa wzbogaciła się o nowe obszary działania. To da ci możliwość zdystansowania się i spojrzenia na aktualną sytuację z zupełnie nowej perspektywy i zmodyfikowanie dotychczasowej relacji w taki sposób, który będzie dla Ciebie czy też całego związku najbardziej odpowiedni (zakładając, że w obecnym modelu takie zmiany nie są możliwe bądź są zbyt energochłonne). Skoro już wspominasz o obojętności, która wkradła się w wasze relacje to może takie rozwiązanie i nowe doświadczenia zebrane na innym polu pomogą wam nieco „podładować akumulatory” :D.
Zastanów się czego naprawdę chcesz. Zasadniczym pytaniem byłoby tu pytanie o to czy chcesz relacji, która ostatecznie sprowadzi się do bytu podtrzymywanego z poczucia obowiązku, takiej która jest obarczona wieloma wyrzeczeniami lub znaczącymi niedogodnościami, czy też chcesz może czegoś, co będzie dla ciebie przyjemnością – taką składową życia, która dodatkowo je napędza?
Wiesz, jeszcze 4 lata temu gdy rozpadła się moja relacja z mężczyzną, co do której żywiłam ogromne nadzieje, wydawało mi się że zawalił mi się świat. Wraz z upływem czasu moje wyobrażenia tak bardzo się zmieniły, że na dzień dzisiejszy małżeństwo wydaje mi się bardzo abstrakcyjną koncepcją, będącą poza obszarem moich zainteresowań :D. To nauczyło mnie nieco większej ostrożności w kwestiach gdzie nasza emocjonalna natura może wziąć nad nami górę i stworzyć jakieś wyidealizowane obrazy funkcjonujące jedynie w naszej głowie a będące niestety dalekie od rzeczywistości. W takich momentach chłodne, analityczne podejście może być bardzo pomocne w formułowaniu trafnych wniosków i ogólnej diagnozie sytuacji (przynajmniej dla mnie takie jest :D). To jest tylko i wyłącznie mój punkt widzenia, całą resztą musisz zająć się Ty sam, bo nie ma jednego słusznego przepisu na życie :). Przy okazji, fajnie, że ten list został opublikowany. Ze swojej strony mogę potwierdzić zainteresowanie czy też zapotrzebowanie na tematy tego typu, bo prędzej czy później większość z nas staje przed dylematami o podobnym charakterze.
Pozdrawiam
Jeszcze odnośnie tego co napisała KrysiaS, z czym ja się głęboko nie zgadzam.
„Może warto odejść od siebie na daleką odległość i pewien czas, bo przecież jeżeli jest jak piszesz, że czujesz coś do niej i ona tez?”
Wszystkie pary, które znałem i które stosowały tę metodę rozstania „na próbę” wcześniej czy później rozstały się. Dlatego uważam, że jest to owszem skuteczna metoda na zerwanie, natomiast wyjątkowo nieskuteczna metoda na naprawę związku. Nie wiem, dlaczego niektórzy ludzie wierzą, że problemy komunikacyjne rozwiążą się same w czasie odosobnienia.
To samo dotyczy zdania: „Na Twoim miejscu poszukałabym związku gdzie będzie bardzo dobrze”
Odczytuję to jako mityczną wiarę w to, że gdzieś czeka na nas idealny związek, który wystarczy tylko znaleźć (nie trzeba już nic w niego inwestować ani starać się). Tak szukać można całe życie, omijając te związki, w których jest po prostu dobrze (choć nie we wszystkich sferach idealnie) a które można mieć tu i teraz.
Pozdrawiam ponownie
:)
Karol_x
Piszesz: „Chcę jeszcze zapytać. Czy uważacie, że to już nie ma sensu? Że jedynym wyjściem jest zakończenie związku? Niczego nie można naprawić?”
Myślę że ciekawą perspektywą dla Twoich wątpliwości na temat zakończenia tego związku jest przemyślenie powiedzenia cytowanego kilkukrotnie przez Alexa: „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca”
Jeśli masz dobrą wyobraźnie – a Michał opisujący swoje doświadczenia – bardzo Twojej wyobraźni pomógł, to cytowane wyżej powiedzenie ma dużą siłę motywującą do konstruktywnych zmian (sprawdziłem we własnym życiu, Dzięki Alex :-) )
„Czy scenariusz życia zawsze jest taki sam? Czy pewne wzorce zawsze się powtarzają? Czy znacie ludzi, którzy są swoimi pierwszymi poważnymi partnerami i są szczęśliwi w małżeństwie?”
Karolu ja nie znam takich ludzi, zazwyczaj z pierwszym partnerem jest tak że wydaje nam się że złapaliśmy pana Boga za nogi że pierwszy będzie tym ostatnim i pojawiają się wtedy deklaracje ślubu, wspólnego życia aż do grobowej deski i wtedy przychodzi rozstanie często z bardzo banalnego powodu i żal że wypowiedziało się pewne słowa i deklaracje. Jeśli nie wiesz co masz zrobić ze swoim życiem to polecam przeczytanie Ci jednego z tekstów Aleksa gdzie poleca on próbowanie wielu rzeczy ale tak żeby nie wkopać się w jakieś długoterminowe, niechciane, zobowiązania. Może to kiepskie pocieszenie ale wiem doskonale co przeżywasz bo przechodziłem całkiem niedawno podobny kryzys – mi bardzo pomogły w pozbieraniu się wpisy Aleksa – za co mu chciałbym teraz serdecznie podziękować.
Maćku K.,
zwróć proszę uwagę, ze wszystkie moje wypowiedzi są moim osobistym zdaniem wynikającym z mojego osobistego doświadczenia.
Jednocześnie piszę co zrobiłabym ja będąc na miejscu Karola.
Napisałeś też:
„Odczytuję to jako mityczną wiarę w to, że gdzieś czeka na nas idealny związek ” zwróć uwagę, ze nie napisałam nic o idealnym związku ,ale o związku w którym będzie mi bardzo dobrze. Co oznacza bardzo dobrze to już prywatna sprawa, każdego z nas. Użyłam celowo oceny bardzo dobrze , bo dla mnie dobrze jest każdego dnia.
Pozdrawiam słonecznie
KrysiaS
Chodzi o prawdziwe uczucie, narzeczeni darzą się wielkim uczuciem…
Moim zdaniem emocjonalny poryw serca wobec dziewczyny może być fajnym początkiem miłości. Lecz „prawdziwe uczucie” ma według mnie tyle wspólnego z miłością, co wizyta w chińskiej restauracji ma wspólnego z poznaniem Chin, z podróżą przez Chiny.
Miłość budujemy potrzez troskę o drugą osobę, zainteresowanie jej sprawami, opiekowaniem się. Miłość to gesty miłości.
Poryw miłości to chyba niezły sposób, aby rozpocząć wędrówkę przez życie z osobą, w której się zakochałem. Poryw miłości to zachęta, aby zacząć kochać.
Szczerze odradzam budowanie przyszłości wyłącznie na emocjonalnym „prawdziwym uczuciu”. „Prawdziwe uczucie” przeminie. Moim zdaniem taka jest jego fizjologia. W wersji optymistycznej, rozpuści się z gestach miłości i bliskości. W pesymistycznej, zostanie po niej nieznośna pustka.
Miłość jaką darzę moją żonę mogę nazwać rozmaicie, lecz to nie jest „wielkie uczucie”.
Korolu, moim zdaniem ważne by poślubić kobietę, która kochasz i którą będziesz kochał do ostatniego dnia kiedy będziecie razem. Lecz „wielkie uczucie” to za mało.
Witajcie,
Chciałbym poruszyć pewien aspekt dotyczący młodych par, które mają w bagażu swoich życiowych doświadczeń tylko jeden (pierwszy) związek. W sytuacji, gdy po kilku latach oboje partnerów nadal (i nic nie zapowiada się by to się zmieniło) łączy głębokie uczucie zwanym miłością, komunikacja pomiędzy nimi jest na wysokim poziomie, realizują swoje pasje, zbudowali bezpieczną poduszkę finansową, potrafią rozwiązywać wspólne problemy również poprzez szczery fedback a także w związku mają czas tylko dla siebie to wówczas uważam, że nie zawsze warto kończyć związku kosztem zdobycia innych doświadczeń.
Uprzedzając pewne stwierdzenia odnośnie określenia przeze mnie stopnia komunikacji na wysokim poziomie uważam, że będąc w związku można zapoznać się „ze skalą” na podstawie rozmów z innymi parami, innymi ludźmi przeciwnej płci, poprzez czytanie blogu Alexa.
Jakie macie zdanie na ten temat?
Mam też przemyślenia dotyczące „samochodowej analogii”. Zdaję sobie z tego sprawę, że może ona mieć miejsce dość rzadko.
Załóżmy sytuację, w której chłopak poznał (i „garażował”) 5 bardzo zindywidualizowanych pod niego modeli samochodów. Pierwszą był najnowszy Mercedes klasy E, ostatnią zaś Skoda Favorit. Załóżmy też, że po wyjściu z „ostatniej relacji” powrót do Mercedesa nie będzie możliwy.
Na świecie jest mnóstwo kobiet, lecz (w omawianym przykładzie – powrót do „pierwszego, zindywidualizowanego pod chłopaka Mercedesa”) może okazać się niemożliwy. Dużo zależy od szczęścia, dużo od promocji własnej osoby a także intensywności i wybrania właściwych sposobów poszukiwań. Taki hipotetyczny wariant, że chłopak skończy ostatecznie w związku z mniej dopasowaną do niego osobą (np. z chęci założenia rodziny) niż była to pierwsza dziewczyna może mieć miejsce.
Z drugiej strony taki hipotetyczny wariant podnosi obawy Karola_x przed działaniem. Jeśli obecnie rzeczywiście nie dogaduje się on bardzo dobrze ze swoją partnerką, to jest wielce prawdopodobne, że w przyszłości pozna on „lepszy model”.
Karolowi_x życzę dużej pewności siebie a sam polecam szczerą dyskusję z partnerką (niestety nie wiem na ile jest ona „open mind” a może być to w waszych dalszych relacjach decydujące). Z całą pewnością – w przeciągu następnych lat nie podejmuj żadnych nieodwracalnych decyzji. Buduj swoje aktywa, ograniczaj pasywa.
Karol,
Prosiles o przyklad, wiec ja jestem ze swoim chlopakiem od 17 roku zycia (on mial wtedy 19). Mamy 5 letnia coreczke, ale jeszcze nie wzielismy slubu. Ostatnio obchodzilismy 9 rocznice bycia razem. I powiem tak, watpliwosci jakie teraz masz Ty, tez mialam wiele razy. Nazywam je przejsciowymi kryzysami. I bardzo sie ciesze, ze nigdy nie zwatpilam w nasz zwiazek, bo te kryzysy w jakims stopniu nas umocnily. Fakt, ze wiekszosc z tych par, ktore znalam jak mialam 17 lat sie rozstaly do tej pory, ale nie wszystkie. Z tego co piszesz, na twoim miejscu nie rozstalabym sie z ta osoba, ale tez nie podejmowalabym decyzji trudnych do odwrocenia. Slub moze poczekac, do wlasciwego momentu. Z mieszkaniem na kredyt, tez bym poczekala, a w miedzyczasie oszczedzala na wiekszy wklad wlasny.
Jeszcze jedno, nie gwarantuje, ze wasz zwiazek bedzie udany i do konca zycia, bo sama w swoim przypadku takiej gwarancji nie mam. Ale zawsze warto sprobowac, i nie podejmowac szybkich i nieodwracalnych decyzji. Jeszcze odnosnie udzielanych rad, nie chce nikogo obrazic, bo kazdy ma swoja racje w takich sprawach, ale ja takich podobnych jak wyzej slyszalam duzo w trakcie mojego zwiazku. A jednak jestem szczesliwa i niezamienilabym swojego przyszlego meza za zadne skarby.
Dzieki
Karolina J
KrysiaS
Nie zakwestionowałem, że nie jest to Twoje zdanie, tylko wskazałem, że ja się z nim nie zgadzam, na podstawie z kolei moich doświadczeń.
Dalej piszesz: „nie napisałam nic o idealnym związku ,ale o związku w którym będzie mi bardzo dobrze.”
Jeśli chodzi o ten akapit, to bardziej niż kwestia idealnego związku, zwróciło moją uwagę słówko „szukać”. Moje myślenie idzie tak: skoro mamy dobrego związku „szukać” to znaczy, że możemy go znaleźć. A to by mogło oznaczać, że on gdzieś może istnieć sam z siebie. A tak niestety chyba nie jest. Dobry związek zależy od kilku czynników, m.in. naszych przekonań na ten temat, oczekiwań wobec drugiej osoby a przede wszystkim interakcji między partnerami. A to są raczej czynniki dynamiczne, mogące zmieniać się w czasie w zależności od naszego zaangażowania, chęci, umiejętności. Dlatego nie do końca mogę się zgodzić z założeniem, że dobry związek to jest coś, co się osiąga w wyniku szukania.
:)
Dziękuję Wam bardzo za Wasze opinię. Z każdym komentarzem zaczyna kształtować się moja wizja jutra. Dodajecie mi sił, by zabrać się za swoje życie, by coś zmienić.
Przykład @Karoliny bardzo mnie pokrzepił w myśli, że „jeszcze będzie przepięknie”.
@Swojak – bardzo podoba mi się Twoja definicja miłości. Widzę w niej sytuacje z mojego życia – mam nadzieję, że moje „wielkie uczucie” jest synonimem Twojego poważania „prawdziwości uczucia” :)
Hey Karol_x,
posługując się ponownie analogią.
Spróbuj swój „narkotyk” odstawić na jakiś czas – przerwa na przemyślenie i wyjście ze swojej „strefy komfortu” oraz otwarcie się na nowych ludzi – i zobacz, co się stanie.
Jeśli będziesz na głodzie jak narkoman to musi to być miłość i gratuluję, że tak szybko znalazłeś swoją wybrankę.
Jeśli jednak będziesz mógł normalnie funkcjonować to zaoszczędziłeś sobie prawdopodobnie największy błąd życiowy – vide opis Michała.
Tak czy siak win-win dla Ciebie niezależnie od scenariusza oraz dla Twojej połówki, gdyż ona tak samo się przekona czy jest na głodzie za Tobą.
Powodzenia!
Każdy tutaj podaje receptę która u niego konkretnie sie sprawdziła lub która jego zdaniem wydaje się być trafna. Ty także musisz poszukać swojego rozwiązania. Słuchaj, czytaj, nie zamykaj się na opinie dla Ciebie nie do pomyślenia. Nikt z nas za Ciebie nie będzie żył, sam musisz zadbać o swoje dobre życie. Whatever works. :)
Przyznam, że jedynie pobieżnie przeczytałam komentarze pod postem i byłam nieco przerażona większością rad, również tych od Alexa. Cieszę się, że po jakimś czasie pojawiły się również komentarze nie sugerujące drastycznych rozwiązań, a raczej spojrzenie prawdzie w oczy i szczerą rozmowę z Twoją wybranką. Oczywiście w życiu te „drastyczne” rozwiązania są łatwiejsze, tzn. zdaje nam się, że wymagają nie lada odwagi, ale tak naprawdę, gdy raz się odważymy, wtedy czujemy wiatr w żaglach, który dodaje nam energii do działania. Tylko czy nie jest to nieco złudne, zaczynanie zawsze czegoś od nowa, zamiast próby naprawienia tego, co się zbudowało?
Z tego co piszesz w ciągu kilku lat udało Wam się utrzymać ten związek i nadal zależy Wam na sobie, więc może po prostu trzeba się zdobyć na szczerą rozmowę, by sprawdzić jakie są oczekiwania obu stron i czy jest szansa utrzymania tego o co dbaliście przez tyle czasu.
Jestem od Ciebie kilka lat starsza i obecnie cieszę się wolnością, nieco podróżuję, ale tak się składa, że w przeszłości byłam przez kilka lat w udanym związku, ale bałam się zobowiązań i utraty założenie rodziny pozbawi mnie wielu możliwości takich jak podróżowanie i rozwój osobisty. Obecnie cieszę się wolnością, ale do tej pory nie spotkałam osoby, która byłaby mi tak bliska jak tamten mężczyzna, który obecnie założył już rodzinę, więc jest to dla mnie zamknięty rozdział. Z perspektywy czasu, żałuję, że na etapie, gdy pojawiły się wątpliwości nie wystarczyło mi siły na chwilę refleksji i szczerą rozmowę.
Oczywiście moja rada jak każdej osoby tutaj jest bardzo subiektywna, jednak uważam, że związek wcale nie musi ograniczać, wszystko zależy od tego jaki układ mamy z daną osobą.
Przepraszam, że moja wypowiedź jest nieco chaotyczna, mam nadzieję jednak, że okaże się przydatna. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego, K.
Karol_x
Gdy przeczytałam Twój list pomyślałam sobie, że faktycznie pewnie to nie to, ale z drugiej strony przyszło mi na myśl, że Ty zupełnie nie wiesz w tym momencie czego chcesz. Moim zdaniem spróbuj na jakiś czas wyłączyć się z tego wszystkiego, może weź urlop, wyjedź na tydzień. Może jesteś też nakręcony przez swoich znajomych, którzy powtarzają, że to nie ma sensu?
Myślę, że rady by szczerze porozmawiać z dziewczyną są jak najbardziej słuszne, a po rozmowie przemyśleć samemu swoje życie i nabrać do sprawy dystansu.
Nie rób niczego pochopnie, bo później może się okazać, że nie ma powrotu. I pochopnie postąpisz zarówno biorąc ślub, jeśli nie jesteś pewien, że tego chcesz jak i rozstając się z dziewczyną na fali dobrych rad, że to nie ma sensu.
To jest Twoje życie i tylko i wyłącznie Ty wiesz czego chcesz.
Pozdrawiam i życzę Ci szczęścia :)
Małgosia
Jesli moge cos dodac, to tylko jedno: bylam dokladnie w tej samej sytuacji 10 lat temu i do slubu doszlo. Gdybym tylko mogla cofnac czas. O ile pierwsze lata byly znosne, to teraz czuje sie usidlona i coraz bardziej trace do siebie szacunek. Ludzie mowia, ze kazde malzentwo jest trudne ale ja jestem zdania, ze jesli nie ma w sercu tej pewnosci i woli bycia razem to zycie z druga osoba jest nie do wytrzymania.
A poza tym Alex, dziekuje za blog. Czesto czytam ale jeszcze nie komentowalam.
To ja może od innej strony:
Tuż za Twoim czołem znajduje się kora przed-czołowa – siedlisko najwyższych funkcji homo sapiens sapiens. Ten obszar mózgu dojrzewa najpóźniej – ostatecznie ok 25 roku życia (18 latek wcale nie jest dojrzały).
Tak więc może jeszcze zbyt wcześnie na podejmowanie tak drastycznych decyzji życiowych. Pewnie jeszcze się zmienisz… skoro pytasz, czytasz tego bloga, itd, to pewnie zmienisz się mocno.
Najlepsze co można w takim wieku robić to zbierać doświadczenia aby przygotować się do przepoczwarzenia:) żadnych drastycznych kroków – jeszcze.
Każdy z nas oczekuje, żeby swój problem rozwiązać w sposób jak najbardziej prosty i uczciwy względem siebie i innych. Prawda jednak jest taka, że nie ma prostej drogi do własnego spełnienia, wiele razy trzeba się potknąć i upaść by zrozumieć samego siebie. Przekreślenie z góry waszego związku byłoby czymś nie fair w stosunku do was obojga, ale mocne i szybkie związywanie na tak duża odpowiedzialnosc chyba tez jest zbyt pochopne? Hmm, zastanów sie czy napewno tego juz teraz chcesz tego dokonać, czy jest powód dla którego musisz się spieszyć. Jeżeli bylyscie tyle lat razen to musisz porozmawiać z nią szczerze i nie ukrywać tego przed nią (co więcej, nie uważasz to za paradoks ze zwierzasz się z problemów obcym ludziom ale ukrywasz w tajemnicy kontakt z Alexem przed swoja dziewczyna?. Jeżeli nie potrafi zrozumieć Ciebie to … powinienes wszystko jeszcze raz zweryfikować.
Byłem w identycznej sytuacji (jestem twoim rówieśnikiem) co ty, przy czym to ona mnie zostawiła – poźniej starałem się i probówałem oddzyskać ją z spowrotem ale bez skutku. Nie żałuje tego co sie wydarzyło bo dzięki temu otrzymałem kolejny bogaty bagaż doświadczeń. Najważniejsze czego się nauczyłem w tym wszystim to prawdziwy, że związek nie wprowadza ograniczeń i cenzury tylko jest synonimem synergii. Życze Ci byś swój dramat moralny rozwiązał w sposób uczciwy względem siebie – to twoje życie i nie można pozwolić sobie by głównie sentymenty były przyczynkiem do twoich decyzji :) Pozdrawiam
Michał, rzeczywiście depresja w sytuacji, którą opisałeś nie jest sprzymierzeńcem wygrzebania się. Polecam ci gorąco byś przyjrzał się metodzie The Work – Byron Katie. Metoda jest bardzo prosta i nie trzeba brać udziału w żadnych kursach. Wystarczy książka mnóstwo materiałów na YouTube. To działa, depresja zniknie i przy okazji wiele bolesnych przekonań.
Michał, Karolx
Michale moja sytuacja podobna poniekąd…wyszłam za mąż w wieku 18 lat…tylko dlatego,że z nim był ten 1 raz,a moja mama mówiła,że to się robi tylko z mężem…bałam się,ze mnie zostawi i nikt mnie więcej nie zechce…był miły, kochający,czuły…tylko od początku seks do d…dziś jestem 18 lat po ślubie…mamy 2 dzieci…mój mąż to wymarzony ideał…przystojny, uczynny, pracowity tylko ja od nastu lat udaję w sypialni…dziś czuję się jak w matni,tłumaczę sobie,że nie ma idealnych związków,że seks to nie wszystko…że pewnie to wina mojej oziębłości,bo spróbowałam raz z kims innym i było podobnie…ale kiedy nachodzi mnie zlość marzę by mu wykrzyczeć,że nie mam sił tak żyć…,ale jak zostawić to co budowaliśmy,dzieci, dom…przecież na swój sposób go zawsze kochałam…chociaż bardziej jak ojca czy brata…jak patrzę na losy związków koleżanek to się prostuję,że za dużo wymagam…i tak leci kolejny rok…poza tym moi rodzice też się wcześniej rozwiedli i mają mnie z 2 związku…i wcale sobie nie polepszyli…w ogóle do siebie nie pasowali, więc jak mam zostawić coś i zamienić na gorsze?I czy intymność ma przeważyć nad czułością, którą go darzę, oczekiwaniami na jego powrót z pracy i pocałunek w czoło…zawsze mogę na niego liczyć…a jednak gdybym mogła cofnąć czas nigdy nie wyszłabym za niego za mąż…myślę,że zniszczyłam siebie i jego przy okazji…a z drugiej strony odczuwam paniczny lęk przed jego odejściem…czy ktokolwiek to zrozumie?Duszę się…ginę,ale zmienić tego nie potrafię…boję się być sama… obawiam się,że gdyby to on mnie zostawił…też tego bym nie przeżyła…bo jest mi bliski…egoizm, tragizm…paranoja…nigdy nie wiadomo, jaki wybór jest lepszy…mogłam wyjśc za kogoś kto dałby mi udany seks,ale okazałby się łajdakiem…wtedy też byłabym nieszczęsliwa…tylko na jedno nie dałam sobie szansy…na samodzielne dorastanie i smakowanie życia…spod skrzydeł rodziców trafiłam wprost pod skrzydła męża…za wcześnie na takie decyzje…jedynie dzieci nie żałuję…na szczęście wygladamy zawsze na szczęsliwą parę, normalnie ze sobą rozmawiamy i mamy wobec siebie dobre uczucia…więc one nawet nie widzą…co się ze mną dzieje w środku…znajomi uważają nas za parę idealną…to wszystko doprowadza mnie do emocjonalnych dołów, tycia…braku podejmowania innych decyzji wz. z pracą i chęcią jej zmiany itd….nie ma we mnie tej ikry…jak stare dobre małżeństwo…jak małżeńska prostytutka…kiepska aktorka zmęczona grą w jednym teatrze…dramat to za mało,a może przesadzam i powinnam dziękować Bogu za to co mam…
@Karol:
Do tego co napisal Alex (a z czym sie zgadzam) dorzuce jeszcze jedno: zeby „naprawiac” jakikolwiek zwiazek to potrzeba do tego woli OBU osob. W pojedynke nic nie zdzialasz. Podobnie ze wspolnym zyciem: jesli twoj partner/ka nie podziela twojej wizji zycia i nie macie w tym temacie consensusu, to nawet mimo nawiekszego uczucia w koncu kiedys sie wszystko rypnie, bo po prostu kazdy bedzie ciagnal w swoja strone.
Napisales, ze rozmowy o kupnie mieszkania koncza sie klotnia. Dlaczego? Macie tutaj zapewne odmienne poglady na sprawe. Dopoki tego nie wyjasnicie nie ma sensu pakowanie sie w kredyt hipoteczny.
Podobnie ze slubem: „bierzemy slub na jesieni” a z drugiej strony Ty masz watpliwosci.
Dopoki je masz, czysty rozsadek nakazuje powstrzymanie sie od takich zobowiazan.
Sam musisz dojsc do tego, co chcesz i oczekujesz od zycia i dobrze by bylo zeby twoja dziewczyna tez potrafila to zakomunikowac.
Las sie nie pali ani pociag nie odjezdza…slub mozna wziac zawsze :) a kredyt hipoteczny to uwiazywanie sie za noge do banku i zamykanie na wlasne zyczenie otwartej drogi zycia.
Karol_x
Piszesz m.in. „…nadal chcę być z tą dziewczyną, chcę tylko naprawić to co mnie boli…”
Bardziej doszukujesz się potwierdzenia dla swoich zamiarów (dość typowe podejście) niż prawdziwej rady w danej sytuacji. Chcesz dostać zielone światło od otoczenia i uspokoić swoje sumienie? Czas odważnie spojrzeć prawdzie w oczy.
1. Nawet jeśli ten zwiazek ma sens, to masz za mało innych doświaczeń.
2. Nawet jeśli rozumiesz się idealnie z partnerką, to jest mało prawdopodobne, aby było tak długookresowo.
3. Jak na początku jest już coś nie tak (Twój przypadek) to „naprawa” tego jest pobożnym życzeniem.
Powodzenia
Tomek
Witajcie,
z uwagą przeczytałam ten post i komentarze. Wypisałam w punktach istotne według mnie fragmenty wypowiedzi Karola_x. Obok dopisałam swoje myśli i pytania, które mi się nasunęły. Nie oczekuję odpowiedzi, to raczej pytania pomocnicze w procesie dochodzenia do decyzji. W takich sytuacjach według mnie warto skupić się na faktach, oddzielając je choćby na chwilę od emocji.
Mam też przy okazji tego postu silne skojarzenie z „dylematem Malwiny” opisanym w jednym z postów, bo według mnie chodzi o odwagę i umiejętność podejmowania własnych decyzji i przejmowanie odpowiedzialności za własne życie. Ważne, by samemu sobie zdawać sobie sprawę z faktów i samemu sobie dać odpowiedzi na różne ważne pytania, a potem wyciągnąć wnioski i działać zgodnie z nimi.
Karol_x piszesz:
1/ „Nie potrafimy ze sobą rozmawiać.” A co to konkretnie oznacza w praktyce?
2/ „Nie znajdujemy już wspólnego języka.” – A co sprawiało, że kiedyś ten wspólny język był? Jaki był ten wspólny język? Co się zmieniło?
3/ „Stajemy się wobec siebie obojętni.” – W jakim znaczeniu obojętni? – punkt 11 i 12 poniżej przeczą powszechnemu rozumieniu słowa „obojętny”.
4/ „W trakcie trwania związku były między Nami zgrzyty, ale zawsze jakoś się dogadywaliśmy.” – Co to znaczy „jakoś”? To jak konkretnie w praktyce się dogadywaliście? Jaki był udział / rola każdej ze stron w tym dogadaniu skoro jest „-śmy”?
5/ „Poruszaliśmy oczywiście temat kupna mieszkania/domu jednak zawsze kończyło to się kłótnią.” – Skąd to „oczywiście”? Dla mnie ten temat wcale nie jest oczywisty, zwłaszcza gdy się jest młodym studentem; W czym tkwi różnica zadań na ten temat? Czy podejmowanie dwóch tak ważnych decyzji jak ślub i kredyt w tym samym czasie jest konieczne / optymalne dla Ciebie?
6/ „Nie chciałbym im mówić [przyjaciołom] jak wielkie one są[…]” Czy dobrze rozumiem, że Twoje wątpliwości są większe niż te, o których komunikujesz przyjaciołom? Czy w takim razie otwarcie komunikujesz o swoich wątpliwościach i potrzebach w relacjach ze swoją dziewczyną, przyjaciółmi, rodziną? Punkt 8 poniżej sugeruje, że jednak nie.
7/ „Nie chciałbym za kilka lat stwierdzić, że moje dotychczasowe życie nie miało większego znaczenia.” – Co nadaje znaczenie życiu według Ciebie? Czy odpowiedziałeś sobie na to pytanie? Jakie konkretnie znaczenie życiu według Ciebie nadaje sformalizowanie tego związku? Na co to ma wpływ w Twoim / waszym życiu i jaki?
8/ „nie chcę wzbudzać podejrzeń u dziewczyny” – Podejrzeń o co? Czy po pracy istnieje czas, kiedy jesteś bez swojej dziewczyny? Czy ona wie o Twoich wątpliwościach? Jaki jest poziom otwartości i szczerości w Waszych relacjach? Ewentualnie kto może to zmienić i w jaki sposób?
9/ „nadal chcę być z tą dziewczyną, chcę tylko naprawić to co mnie boli…” – Co konkretnie Cię boli? Czy druga strona wie, co Cię boli? Co leży u podstaw tego „chcę być z”? Gdybyś miał zrobić listę „Chcę być z Nią ponieważ…” to co by się na tej liście znalazło? A gdyby Ona zrobiła taką listę, to co by się według Ciebie na niej znalazło? A gdybyście oboje porównali swoje takie listy?
10/ „Czy uważacie, że to już nie ma sensu? Że jedynym wyjściem jest zakończenie związku? Niczego nie można naprawić?” – A co Ty uważasz? Czy sam sobie odpowiedziałeś? Czy rozmawiasz o tym ze swoją dziewczyną?
11/ „nadal darzę tą dziewczynę wielkim uczuciem” – Co to w praktyce oznacza konkretnie? W czym się to przejawia?
12/ „ona również coś do mnie czuje” – Co to jest to „coś”? Jak się to w praktyce przejawia? Jak to się ma do wielkiego Twojego uczucia z pkt. 11? Jaka jest cena za utrzymanie związku i jego formalizowanie, którą gotów jesteś zapłacić?
14/ „Jest między Nami źle, ale nie tragicznie.” – Co konkretnie jest źle? Czy formalizowanie związku na etapie „jest źle” jest właściwym rozwiązaniem? Czy ślub według Ciebie poprawi to, co złe na coś, co będzie dobre? Jeśli tak, to w jaki sposób? Co można w takiej sytuacji zrobić innego przy założeniu, że wszystko jest możliwe i zostanie zaakceptowane?
15/ „Czy znacie ludzi, którzy są swoimi pierwszymi poważnymi partnerami i są szczęśliwi w małżeństwie?” A jakie to ma znaczenie dla Ciebie, czy znamy czy nie znamy? Pewnie są i takie, i takie przypadki, co to zmienia konkretnie w Twojej sytuacji?
Pada też pytanie „Czy teraz jestem [szczęśliwy]?” – co dla Ciebie oznacza bycie szczęśliwym?
Karol_x,
A gdybyś powiedział swojej dziewczynie: „Zależy mi na Tobie, kocham Cię, wiem, że Ty też coś do mnie czujesz, mam jednak wiele konkretnych wątpliwości co do ślubu, nie jestem gotów na tym etapie naszych problemów komunikacyjnych na formalizowanie tego związku”? Co by się według Ciebie wtedy zdarzyło i co by to oznaczało dla Ciebie?
Pozdrawiam i życzę owocnych przemyśleń.
Ewa
@Tomasz
„1. Nawet jeśli ten zwiazek ma sens, to masz za mało innych doświaczeń.” – Czy brak innych doświadczeń jest czymś złym? Znam pary, które są ze sobą od 18. roku życia, a teraz mają np. 25 lat i świetnie się nadal dogadują. Myślę, że to nie jest kwestia posiadania lub braku doświadczeń, tylko komunikacji.
„2. Nawet jeśli rozumiesz się idealnie z partnerką, to jest mało prawdopodobne, aby było tak długookresowo.” – Jeszcze raz komunikacja. Myślę, że warto próbować:).
„3. Jak na początku jest już coś nie tak (Twój przypadek) to “naprawa” tego jest pobożnym życzeniem.” – Oni są ze sobą już od dobrych kilku lat, więc nie nazwałabym tego początkiem. To zrozumiałe, że po jakimś czasie do związku wkrada się nuda, pojawiają się konflikty, ale chyba warto spróbować pojąć ten temat w rozmowie i wysłuchać swoich racji?
Karolu,
Pięć lat to szmat czasu.
Fakt, że przez tyle lat byliście ze sobą, pomimo wielu okazji poznawania innych ludzi, świadczy że macie wiele wspólnego.
Co więcej, to że nie wypróbowaliście swojego dopasowania seksualnego, jest znakiem, że łączy Was coś więcej i oboje „macie kręgosłup” i potraficie pójść pod prąd.
Ja osobiście widzę dużą wartość w tym, że potraficie zachować zasady, wbrew presji społecznej.
Oczywiście dużo zależy od Twojej filozofii życiowej i planów na przyszłość.
Jeśli jednak chciałbyś założyć trwałą rodzinę i mieć dzieci, to może warto zawalczyć o związek z osobą, z którą przeżyłeś już 5 lat i o której wiesz, że potrafi być z Tobą.
Szukanie dopasowania, skacząc z kwiatka na kwiatek, w wydaniu obojga partnerów – bo skoro akceptujemy coś względem nas, to oczywiście również dla drugiej strony – nie wydaje mi się dobrą prognozą na trwały związek w przyszłości. Oczekiwania seksualne mogą zmieniać się z czasem i osobiście uważam, że w związku potrzebne jest coś więcej – otwarta komunikacja, wspólne zainteresowania i filozofia życiowa, charakter i umiejętność przestrzegania zasad.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrej rozmowy z Twoją Dziewczyną.
Teodor
Teodor,
napisałeś dwie rzeczy, które mnie zdziwiły. Czy odnosisz się do sytuacji Karola-x, czy do swojego wyobrażenia o tej sytuacji?
Napisałeś bowiem:
1. „Fakt, że przez tyle lat byliście ze sobą, pomimo wielu okazji poznawania innych ludzi, świadczy że macie wiele wspólnego.” – istotne jest co to jest to wspólne, a tego nie wiemy; poza wszystkim ludzie są ze sobą wiele lat nawet gdy jedyne wspólne to kredyt lub strach przed odejściem i zmianą.
2. „nie wypróbowaliście swojego dopasowania seksualnego” – z jakiego fragmentu wypowiedzi Karola_x się tego dowiedziałeś?
Ewa W
@Teodor
„Jeśli jednak chciałbyś założyć trwałą rodzinę i mieć dzieci, to może warto zawalczyć o związek z osobą, z którą przeżyłeś już 5 lat i o której wiesz, że potrafi być z Tobą.”
Zawalczyć o związek z osobą z którą się przeżyło już 5 lat? Czy naprawdę uważasz, że najlepszym teraz rozwiązaniem dla Karola będzie walka z tą dziewczyną? Walcząc o związek rozumiem, że jedna osoba wygrywa, a druga przegrywa i zwycięzca tak właściwie to co otrzymuje?
Zastanawiajmy się nad tym jak używamy języka!
Temat używania wyrażenia „walka o związek” było co prawda już poruszane na blogu w komentarzach, ale jak widać dalej takie „kwiatki” się pojawiają.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
@aaa
cd 1. Jaką przewagę życiową ma upieranie się przy poważnych i długookresowych zobowiązaniach z pierwszą osobą?
cd.2 Próbować można, ale co z kosztami? Statystyka jest silnie niekorzystna. Ja oraz wielu moich znajomych słabo wyszło na takim założeniu.
cd 3. W skali życia to początek. Właśnie rozważają poważne zobowiązania długookresowe.
Zgaduję, że jesteś w podobnej sytuacji co Karol_x? ;)
Pozdrawiam
Bardzo ciekwawa dyskusja…
Moje życie było bardzo podobne do życia Michała – ale nie sprawdzałem jak to by było z innymi kobietami… Mimo faktu, że w pewien sposób żałuję braku pewnych doznań i doświadczeń (a tak na prawdę przyjemności bo do tego się to sprowadza) jestem stale z żoną wychowuję razem z nią dzieci, poświęciłem swoją karierę zawodową (ona zresztą swoją też) i staram się nie myśleć o utraconej wolności i o tym czy z kimś byłoby mi lepiej czy nie. Tak właśnie (według mnie) wygląda na dłuższy dystans miłość o której to (pewnie ze względu na staroświeckość) nikt tu wcześniej nie wspomniał…
Dlatego radzę Ci Karolu_x zastanów się dobrze czy tą dziewczynę kochasz – bo małżeństwo to nie tylko wspólne mieszkanie, kredyt i dzieci. A zadaniem mężczyzny nie jest tylko przynieść pieniądze – ma być przede wszystkim partnerem.
Pozdrawiam wszystkich
Kors
@Kors
Jeśli masz chęć to odpowiedz – czy jesteś szczęśliwy z podjętych decyzji i z aktualnego życia?
Wiem, że (czasami) miłość potrafi dużo wynagradzać i być solidną podstawą szeroko rozumianego szczęścia.
Wydaje się, że nie koncentrowaliśmy się na aspekcie miłości, gdyż sam Karol_x wyłączył kwestię uczuć w swoim liście skierowanym do Alexa.
Osobiście uważam jednak, że kwestie intymności, namiętności i zaangażowania w związku będą odgrywały kluczową rolę w decyzji Karola_x.
@Sun Bin
Czy jestem szczęśliwy… Sądzę, że tak. Mimo że często chodzą mi po głowie inne możliwe scenariusze mojego życia. Tak jak napisałem, nie zrobiłem kariery i pomimo, iż całe życie byłem tą „purpurową krową” utknąłem na niskoopłacanym stanowisku, znacznie poniżej moich umiejętności i predyspozycji. Borykam się z problemami finansowymi. Ale za to mam dwójkę dzieci (planuję następne – nie wiem czy się uda) i to one wypełniają mi czas.
Nauczyłem się filtrować (fajny pomysł na nowy post w tym blogu!) to co mówi do mnie żona (i kierownik w pracy ;), w taki sposób, by sprawy które nie są dla mnie kluczowe i przyszłościowe nie nakręcały mnie (nie powodowały niepotrzebnych kłótni i nerwów).
Szczęście w życiu nie zależy tylko od tego w jakich warunkach żyjemy, ile mamy, ale jak o tym myślimy. Żyję marzeniem, że założę/rozwinę własną firmę i będę obrzydliwie bogaty. Staram się tym marzeniem (i koncepcjami na firmę) zarazić żonę. Może kiedyś się uda…
Pozdrawiam
Kors
aaa,
W swoich komentarzach napisałaś:
„Z tego co piszesz w ciągu kilku lat udało Wam się utrzymać ten związek” – utrzymać, tylko w jakiej kondycji? Czy samo utrzymanie związku jest celem, czy może jednak chodzi w tym o cos innego? np. szczęśliwe życie? A Karol_x nie wie, czy jest szczęśliwy…
„i nadal zależy Wam na sobie” – zależy Karolowi_x – to wiemy, i wiemy, ze dziewczyna „też coś czuje”. A to nie jest to samo co „zależy Wam”.
„Znam pary, które są ze sobą od 18. roku życia, a teraz mają np. 25 lat i świetnie się nadal dogadują.” A co powiesz na to, ze ja znam dokładnie odwrotne przypadki? Jakie to ma znaczenie w przypadku Karola_x?
„Myślę, że to nie jest kwestia posiadania lub braku doświadczeń, tylko komunikacji.” A co, jeśli się mylisz i w tym przypadku jest inaczej?
„chyba warto spróbować pojąć ten temat w rozmowie i wysłuchać swoich racji?”. Oczywiście, może się okazać, że warto było. Niemniej czy do tego potrzebne jest formalizowanie związku?
Pozdrawiam, Ewa W
@Tomasz Nie jestem w podobnej sytuacji, byłam w niej kilka lat temu i postanowiłam definitywnie zakończyć związek (chyba już streściłam tę sytuację w którymś z moich poprzednich komentarzy). Obecnie mam za sobą kilka lat więcej doświadczenia, kilka relacji z mężczyznami i nie spotkałam do tej pory osoby, która darzyłaby mnie podobnym uczuciem i nie udało mi się zbudować podobnie trwałego związku opartego w dużej mierze na przyjaźni i zaufaniu (choć rzeczywiście na pewnym etapie wydawało mi się, że ten związek nie jest tym, czego pragnę), stąd moja rada, by nie podejmować zbyt pochopnych decyzji. Nie twierdzę, że należy tkwić w związku za wszelką cenę, nawet gdy jest źle, ale warto choćby podjąć dyskusję z tą drugą osobą, nawet gdyby miała być burzliwa i zakończyć się rozstaniem. Uważam tylko, że warto jest zawalczyć o to co się pielęgnowało przez parę lat życia.
@Ewa W Nie napisałam , że powinni formalizować ten związek. Być może nie wyraziłam się zbyt precyzyjnie, bo moje komentarze zostały źle zinterpretowane. Miałam na myśli próbę walki, dialog…
Absolutnie nie twierdzę, że znam sytuację Karola i tej dziewczyny, staram się tylko pokazać swoją perspektywę i opisać moje doświadczenia.
Pozdrawiam
aaa,
Walkę czy dialog? Czy jedno nie wyklucza przypadkiem drugiego?
Co do dialogu, otwartej komunikacji – pełna zgoda.:-) To niezwykle ważne na każdym etapie relacji.
Pozdrawiam, Ewa
dorzucę kilka pytań, które wg mnie warto sobie zadać:
– czy to co studiujesz sam wybrałeś czy to jest właśnie ta „ścieżka” , którą wybrano za Ciebie?
– czy pragnienia o których piszesz to jedyne które drzemią w Tobie i bez dziewczyny byś ich nie odkrył?
– czy jest jakaś decyzja w miarę długoterminowa, którą podjąłeś sam czy właśnie ślub będzie taką pierwszą?
– czy macie pomysł na wychowywanie dzieci? dyskutowaliście na ten temat ze sobą? czy swojego syna namawiałbyś w tej sytuacji do „walki o związek za wszelką cenę” i do ślubu w takiej sytuacji?
– gdzie obecnie mieszkacie i jak długo ze sobą i tylko ze sobą?
w
Nie zaglądałem tu w czasie weekendu, ponieważ postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Miałem bardzo poważną rozmowę z dziewczyną, powiedziałem jej o wszystkim co mnie trapi, wszystkie wątpliwości,potem wysłuchałem jej i od tej pory znów jestem szczęśliwy.
Sprawa ślubu wyjaśniła się w bardzo pozytywny sposób (oboje tego chcemy). Cały weekend spędziliśmy jak „zakochane małolaty”. Mamy koncepcję, by takie sytuacje więcej się nie przydarzyły :)
Dziękuje Wam bardzo za Wasze opinie, okazały się bardzo pomocne :)
Pozdrawiam
Karol_x
Czyli już „pozamiatane” ;-). Super, że układa się Wam razem, ale czy weekendowe uniesienie to wystarczający powód by podejmować tak wiążącą decyzję?
Posiadanie obrączki przysłania prawdziwą naturę związku (niezależnie od jego stażu) – nie wiadomo czy jesteście razem bo się kochacie, czy bardziej dlatego, że trudniejsze jest rozstanie. Jeśli jesteście razem mimo wolności (braku obrączki i sądowego papierka), to oznacza że jest to zdrowy związek. Jeśli macie obrączki to już takie oczywiste nie jest – bo może problemy z otrzymaniem rozwodu jedną stronę powstrzymują przed odejściem. Ale to że ktoś nie odchodzi to nie oznacza że jest dobrze.
Pytanie: komu przynosi korzyść małżeństwo?
Najczęściej ślub jest zawierany nie dla siebie tylko dla rodziców, bo tego oczekują,bo nie wypada żyć na „kocią łapę”, bo religia nakazuje itp. Inną przyczyną zawierania związku małżeńskiego jest lęk – lęk przed pozostaniem samotnym. Czy jednak nie lepiej zostać samotnym niż skazanym na towarzystwo osoby, która Cię nie kocha?
W każdym razie obie motywacje do zwarcia związku są motywacjami negatywnymi. I trzeba się w takiej sytuacji zabrać za uzdrowienie własnej psychiki (odrzucenie konieczności spełniania oczekiwań rodziny, odrzucenie własnych lęków), a nie realizować kolejny cykl społecznej karuzeli (z klapkami na oczach).
O kredycie hipotecznym również warto wspomnieć, bo to aktualnie najgorsza rzecz jaką może zrobić każdy Polak. Sytuacja w kraju (spowodowana głównie dobrze ukrywaną sytuacją w budżecie państwa) nie nastraja optymistycznie – w 2012 (najpóźniej według mnie) zacznie się wszystko sypać. Sypać bardzo poważnie. Lepiej wtedy nie być zmuszonym do mieszkania w Polsce, a co dopiero do mieszkania w Polsce z kredytem na 30 lat na karku.
Podsumowując – trwały związek z dziewczyną: jestem za. Związek formalny i kredyt – zdecydowanie nie.
Witajcie,
Karol_x pisze: „Sprawa ślubu wyjaśniła się w bardzo pozytywny sposób (oboje tego chcemy). Cały weekend spędziliśmy jak “zakochane małolaty”. Mamy koncepcję, by takie sytuacje więcej się nie przydarzyły :)”
Jakoś tak czułem, że tak to się skończy.
pozdrawiam, Artur
Karol_x odezwij się za miesiąc jak jest.
@Karol_x
Tyle razy opisywałeś tutaj swój związek i sytuację, ale nigdzie (przynajmniej ja nie znalazłem) nie napisałeś, że ją kochasz, czy że darzysz miłością. Piszesz „prawdziwe uczucie”, „darzę tą dziewczynę wielkim uczuciem”. To brzmi jak tworzenie dystansu od niej i syganlizacja, że to jednak nie jest miłość. Piszesz, że to Ja nie mógłbym myśleć o mojej dziewczynie i powiedzieć „ta dziewczyna” albo „darzę ją uczuciem”. To jest Moja Dziewczyna i ją kocham, tęsknie za nią siedząc w pracy. Dalej 'Cały weekend spędziliśmy jak “zakochane małolaty”’,czyli zakochane małolaty to nie Wy. Nie jesteście zakochani jak małolaty. Piszesz „Nadal mi na niej zależy (i nie chodzi tu o przyzwyczajenie), lecz o prawdziwe uczucie”. Możliwe, że ci zależy (bo na przykład nie chcesz oddać czegoś co Twoje) i że to prawdziwe uczucie. Ale nadal nie widzę tutaj miłości. Uważam, że jesteś nadal „samodzielny”. Podpinasz się pod podgląd Swojaka i bierzesz jako swoje bo Ci się podobają. Oczywiście, że matki i dziewczyny nie spytasz jak masz postąpić w kwestii ślubu, przyjaciele dają Ci opinie, których nie lubisz, więc napisałeś do faceta z bloga, który jest dla Ciebie autorytetem. Branie ślubu to nie jest taka prosta i sprytna rzecz. Weżmiesz ślub, wdasz się w długi, których nie będziesz w stanie sam spłacić w razie rozwodu, a to co kupisz za te środki nie pokryje kredytu przy sprzedarzy. Przy oklaskach „opinii społecznej” i rodziny zrobicie dziecko w rok po ślubie. Taki Polish Dream – żona, dziecko, samochód, mieszkanie na kredyt w bloku. I zanim się obejrzysz nei będziesz już w stanie zmienić swojego życia z poczucia powinności względem żony i dziecka albo z powodów należności bankowi.
Masz 23 lata. Jeżeli jesteś na studiach, to jeszcze nie masz magistra. Twoje życie dopiero się zaczyna, a Ty nie umiesz samodzielnie podejmować decyzji i masz zamiar dokonać zmian, które wpłyną na resztę Twojego życia. Zastanów się.
Pozdrawiam
Witajcie
Byłem (i jestem) ostatnio dość zajęty, dlatego nie brałem zbyt aktywnego udziału w dyskusji.
Dziękuję wszystkim zabierającym głos, szczególnie tym, którzy otwarcie opisali konkretne przykłady ze swojego życia. To nie jest proste, a jednocześnie dla innych Czytelników bardzo wartościowe. Jeszcze raz wielkie dzięki i wyrazy szacunku.
Karol_x, to jest Twoje życie i Ty musisz je przeżyć. Dostarczyliśmy Ci wiele faktów i przemyśleń ale oczywiście ostateczna decyzja należy do Ciebie. Obyś był długoterminowo zadowolony z Twoich wyborów.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Uważam, że była to bardzo ciekawa dyskusja i dała mi wiele do myślenia na temat tego w jaki sposób ludzie osądzają innych na podstawie kilku danych, które posiadają (a resztę nadpisują na podstawie własnego doświadczenia – jeśli mam wymienić konkretnych uczestników wypowiedzi, to sama tak postąpiłam:)) oraz jak nieprecyzyjność wypowiedzi może wpłynąć na jej interpretację. Przyznam, że często mam z tym problem w życiu, że ciężko jest mi sprecyzować „o co mi dokładnie chodzi”. Podziwiam ludzi, którzy posiadają łatwość ubierania w słowa swoich przemyśleń.
Pozdrawiam,
K.
Myślę, że takich osób jak Karol_x jest wokół nas mnóstwo. Odpowiedź Alexa pokrywa się z moim postrzeganiem problemu. Podkreśliłbym to co powiedział pod koniec – swoboda telefonowania, tematów. Jeśli miałbyś z tego tytułu jakiś problem to albo przesadzasz i boisz się kolejnego zgrzytu, albo faktycznie masz tak zdominowany związek, że w oczach obserwatora takiego jak ślub wydaje się jeszcze bardziej odległą decyzją.
Ale takie decyzje podejmuje się każdego dnia. Ludzie boją się szukać i wziąć to czego chcą. Wielu żyje w obawie, że po rozstaniu będą sami, będą żałować. Co gorsza – postrzegają potem przeszłość lepszą niż naprawdę była. Kobieta odeszła, zabrała ze sobą swoje ZALETY, ale też wady. Moje napisanie wielkimi literami słowa zalety odpowiada temu jak widzimy sprawę. Zejdź na ziemię i przeczytaj na głos swój list do Alexa.
Jeśli chcesz być facetem to pora wyhodować parę jaj i być niezależnym. Niezależnym w zakresie swoich decyzji. Przyjmować rady warto, ale „matka wybrała mi studia”? Może pomogła ci tylko wybrać i przesadzasz. Jeśli za parę lat będziesz jej wdzięczny to dobrze. Masz wolną wolę więc sam wybrałeś studia. Jestem ciut starszy od Ciebie i być może niedługo poczujesz to samo – chodzi o coraz większą świadomość ograniczeń. Granice i obawy, które w wieku lat 18 wymijasz, dziś stają się wkurzające.
Dziś wiem co mnie ogranicza i jeśli byłoby to namacalne to rozwaliłbym to w drobny mak. Ale tu chodzi o charakter i jego kreowanie, a nie rozwalenie czegokolwiek. A w kwestii wyboru kobiety życia to chyba ludzie lubią przesadzać. Słyszałem o takich, którzy bzykali ogromne ilości kobiet niczym serialowy Hank Moody. To chyba prosta droga do znieczulicy, zatracenia kontaktu wzrokowego z celem. Inni z kolei poprzestają na małej ilości, czasem wręcz jednej kobiecie. Poznałeś ją mając lat 18, teraz masz 23. Świat się zmienił, nie znam was, ale wy pewnie też sporo się zmieniliście.
Jeśli wyobrazisz sobie budowanie związku jak budowanie budynku, to stawiałeś fundamenty swojego domu będąc młodym, niedoświadczonym inżynierem. Dziś patrzysz na ten budynek, jako inżynier z większym doświadczeniem, widzisz jakieś błędy jego konstrukcji. Czasem to kwestia szlifu, ładniejszego tynku i dom służy latami. Ale jeśli widzisz, że jest nachylony i grozi zawaleniem, albo zupełnie nie podoba Ci się rozkład pomieszczeń – potrzebujesz nowego domu.
Powodzenia w życiu, niczego nie żałuj ;)
czytam i oczom nie wierze, a wypowiedziami czesci kobiet to jestem wrecz zdruzgotany!!!
ale postanowilem nie polemizowac ale przedstawic Karolowi swoj punkt widzenia. a moze skorzysta ktos jeszcze.
1. malzenstwo w naszej kulturze to bardzo duza odpowiedzialnosc! za siebie i za drugiego czlowieka moze nawet bardziej ( zona, dzieci)!!! to nie jakies „ochajtanie” czy „papierek” ale na wielu plaszczyznach zespolenie/polaczenie, dla wielu na cale zycie ( szczegolnie po kredycie hipotecznym).
2. jestes na swiecie nie po to aby brac ile sie da czy tez dawac wiecej niz mozesz. ale po to aby sie ROZWIJAC jako czlowiek, a nie jako zwierz/bydle, ktoremu „sie zachcialo”.
3. jestes w relacji/zwiazku z druga osoba. to tez jest czlowiek!!! ( az sam sie dziwie, ze podkreslam tego typu oczywistosci ale komentarze sa wstrzasajace). i ten drugi czlowiek ma raz lepszy dzien, raz gorszy zreszta tak samo jak Ty. (u kobiet dochodzi takze znp/pms co dodatkowo „utrudnia”). dlatego nie oceniaj/podejmuj decyzji w oparciu o negatywne emocje.
4. bedac w realacji, ktora ulegla skomplikowaniu, zastanow sie co leglo u jej podstaw. krotko mowiac co widziales u partnera/ki, co podobalo Ci sie, dlaczego postanowiles/cie byc razem!!!
5. jesli Twoja lista nie sklada sie z jednego elementu albo nie jest nim tzw „sex” to zastanow sie ile zostalo z tego co bylo pierowtnie w chwili obecnej, co sie pojawilo, co ubylo – i DLACZEGO?!
6. zastanow sie co mozesz zrobic aby „uratowac” zwiazek/realcje.
7. zastanow sie czego Twoja Kobieta potrzebuje/oczekuje od Ciebie, a jakie sa Twoje pragnienia i ROZMAWIAJ!!! jesli on/a nie chce rozmawiac to sam inicjuj/mow/dopytuj co sie dzieje, o co chodzi.
8. najwazniejsze badz szczery sam ze soba! jesli nic nie czujesz, nie masz uczucia do niej/niego, jesli nie ma miedzy wami milosci, jesli serce nie mowi Ci to ON/A…to wstrzymaj sie zarowno z tym mieszkaniem jak i malzenstwem do czasu az bedziesz pewien, ze odpowiada Ci to co masz.
9. wez pod uwage, ze wiekszosc osob bardzo generalizuje albo uzywa dowodow anegdotycznych czyli swoimi opowiesciami chce wysnuc jakes prawo/regułę dla Ciebie – z calego serca PRZESTRZEGAM CIE przed tego typu „RADAMI”!!!
10. dlaczego? bo KAZDY CZLOWIEK JEST INNY, KAZDY PRZYPADEK/ZWIAZEK rowniez. nie oczekuj, ze ktos rozwiaze Twoj/Wasz problem, ktory nastepnie z miejsca zostanie rozwiazny, a Ty/Wy bedziecie zyli dlugo i szczesliwie…to TWOJE ZYCIE i to TY je ksztaltujesz Ty na nie PRACUJESZ.
tyle tak na szybko,
pozdro,
@Kaki z March 21, 2011 at 18:12
bardzo dobry komentarz!
uczucie-milosc, odpowiedzialnosc, ucieczka od wolnosci, autorytet/y, doroslosc, dojrzalosc?
pozdro!
Mietek,
Komentarz „tak na szybko”, ale bardzo dobry!!! Sama sprawdzilam punkt po punkcie czy wszystko u mnie wporzadku :)
Dzieki,
Karolina J
@mietek
napisałeś:
>>u kobiet dochodzi takze znp/pms co dodatkowo “utrudnia”).
Nie wiem czy sobie zdajesz sprawę jak bardzo protekcjonalne jest to, co napisałeś. Kobieta też człowiek, jak słusznie zauważyłeś, i jest w stanie panować nad swoim zachowaniem nawet w przypadku gorszego samopoczucia. Jeśli do tej pory miałeś pecha trafiać na takie, które wyżywały się na Tobie tłumacząc to zespołem napięcia przedmiesiączkowego to wiedz, że był to najprawodopodobniej tylko pretekst :)
Mietek
Napisałeś bardzo interesujący komentarz, niemniej chętnie dowiem sie bliżej co miałeś na myśli.
Które dokładnie komentarze odebrałeś jako wstrząsające?
Do jakiej granicy według Ciebie warto/należy „ratować” związek?
Jeżeli ktoś nie chce z nami rozmawiać, to jaki sens ma namawianie/zmuszanie go do tego?
Pozdrawiam
Alex
@ Karolina J March 23, 2011 at 14:11
ciesze sie Twoim szczesciem:)
@ Magda z March 23, 2011 at 15:25
Droga Magdo,
tak mam tę swiadomosc, jednakze bedac tylko „przelotem” nie potrafilem bardziej cyzelowac swojego slownictwa. stad tez musialem i ja pewne kwestie delikatnie mowiac zgeneralizowac/uprosic aby powstal ten swoisty Dekalog.
Kobieta jest dla mnie cudem natury i z wielu powodow to nazwanie jej „tez czlowiekiem” jest, w moim odczuciu, perjoratywne/uwlaczajace.
jednakze bede sie upieral, nad tym co napisalem tak nieporadnie, postarajac sie rozwinac swa mysl.
po 1.
dla mlodego czlowieka – mezczyzny – a do niego przede wszystkim adresowalem swoj Dekalog, kobieta jest kims kogo musi sie tak po porstu nauczyc/poznac aby moc sememu sie rozwijac/nac. poniewaz sam siebie jeszcze dobrze ( w wiekszosci przypadkow) nie zna ( jest w trakcie dojrzewania cielesnego i mentalnego) i te „okolicznosci” towarzyszace znp/pms sa dla niego duzym wyzwaniem/”utrudnieniem” w zrozumieniu siebie i drugiego czlowieka plci przeciwnej. bardzo czesto przeslaniaja mu realny obraz partnerki.
po 2.
piszesz: „Kobieta też człowiek, (…) jest w stanie panować nad swoim zachowaniem nawet w przypadku gorszego samopoczucia.”
ja uwazam, ze to IDEAL a nie kobieta:) i jestem w stanie przytoczyc wiele przypadkow kiedy „burza hormonalna” dala sie obojgu partnerom we znaki. ( Twoja historia, czy jakokolwiek inna niestety to moga byc wyjatki w en masse – to nazywamy dowodami anegdotycznymi).
po 3.
wrescie CALKOWICIE SIE Z TOBA ZGADZAM, ze istnieja kobiety, ktore po prostu „wyzywaja” sie „wykorzystujac okazje”, dlaczego? to moze komentarz na inna okazje ( jesli alex pozwoli mi sie jeszcze wypowiadac of kors)
konczac, w sumie mialem o tym nie wpsominac, ale uwazam, ze warto. wypowiedzialas sad:
„Jeśli do tej pory miałeś pecha trafiać na takie, które wyżywały się na Tobie tłumacząc to zespołem napięcia przedmiesiączkowego to wiedz, że był to najprawodopodobniej tylko pretekst”
w moim przypadku „mialem” i „mam” to szczescie, ze jestem z TĄ i to moja jedyna kobieta przez cale dotychczasowe zycie.
@ Alex z March 23, 2011 at 15:45
po 1. dziekuje za mile slowa, poniewaz byl to moj pierwszy komentarz tym bardziej ciesza z ust kogos, kogo szanuje.
po 2. postaram sie u Ciebie wiecej pisac, jesli bede tylko mogl, a Ty nie bedziesz mial nic przeciw temu.
po 3. „Które dokładnie komentarze odebrałeś jako wstrząsające?”
wolalbym nie wskazywac po imieniu bo z dosiwadczenia wiem, ze bardzo czesto krytyke czynu/zachowania bardzo wiele osob bierze jako krytyke danej osoby. i zamiast nauczyc sie na konkretnym przypadku wykorzysta go w „niecnym celu”.
dlatego moze ogolniej co mna wstzrasnelo i to na Twoim przykladzie ( mysle, ze jedynie Ty ze swoja dojrzaloscia to wlasciwie odbierzesz) i zaznaczam jednoczesnie, ze to nie jest krytyka tego co napisales, tylko nawolywanie aby pojawialo sie tez to czego zabraklo w tym co napisales.
a) piszesz ze swojej perspektywy i ze swojego punktu widzenia, a jest to punkt widzenia mezczyzny dojrzalego, doroslego, o pewnym doswiadczeniu w zyciu prywatnym i zawodowym, wiodacego swoj zywot podlug pewnych/okreslonych wartosci.
b) adresujesz swoj przekaz/komunikat do osob, ktore nierzadko same siebie dobrze nie znaja ( sa w trakcie wchodzenia w doroslosc), a ktore zyjac w okreslonych warunkach zderzaja sie z Twoim przeslaniem.
sam spojrz jaka rady dajesz podlotkom, ktore z racji mniejszego poznania zaimplementuja wszystko bez wlasciwej oceny sytuacji:
„Z tego wynika, że nie masz żadnych innych osobistych doświadczeń w tym względzie i jakiejkolwiek skali porównawczej” oraz „(…)a co za tym idzie, nie wiesz co Tobie konkretnie najbardziej odpowiada w tej ważnej dziedzinie (współ)życia. Innymi słowy jesteś trochę jak bardzo wygłodzony człowiek(…)”
niby wszystko „gra”, text niby prawdziwy ale gdybym mial 23lata i uslyszal TE SLOWA z ust Autorytetu ( a dla wielu mlodych jestes nim!) to bym uslyszal ni mniej ni wiecej tylko: „mam apetyt ( oooo w tym wieku to mialem apetyt), do tej pory raczylem sie pasztetowa ( fakt tylko jedna w cv) to moze sproboje podwawelskiej ( chulaj duszo piekla nie ma bo przeciez zbieram doswiadczenia aby zwiazek byl udany!!!)”.
a wedlug mnie tzw „sex” odpowiedzialny jest za 30-50% udanego zwiazku ( jesli of kors nie rozpatrujemy sex-zwiazkow czy tez fak-zwiazkow ale tutaj nie mamy tego przypadku zakladam) dlaczego wiec podajesz to jako jedno z pierwszych remedium na klopoty???
czy nie widzisz ze potencjalnie masz przypadek swiadomego faceta ( bo dostal brief: „mam zbierac doswiadczenia sexulane aby zwiazek byl udany) oraz nieswiadoma tego i tylko tego nastawienia faceta kobiete! pomyslales ile łez wylanych bedzie z tych dwoch Twoich zdan??? czy pomyslales ze brak dodanie kilku slow sprawi, ze jeden facet bedzie zadowolony i x-kobiet nieszczesliwych bo oszukanych!!!
moze teraz nastaly nowe czasy, ale mi kiedys mama mowila „synu, towar dotkniety uznaje sie za zakupiony, dlatego im dluzej bedziesz myslal glowa, ktora masz na karku tym dluzej bedziesz mogl podejmowac swiatle decyzje”. po latach wiem, ze wiele w tym prawdy bylo co mi ta „prosta kobieta” przekazala, zaczynajac wczesnie „kochac sie” ukierunkowujesz siebie/swoja energie wlasnie na te aktywnosc, ktora staje sie quasi narkotykiem bez ktorej nie mozesz zyc i ktora nie ma z pernamentym rozwojej wiele wpsolnego. zatracic moze mlody czlowiek to piekno jekie niesie drugi czlowiek, ktore dostrzeze wtedy, kiedy swoja energie sexulana przeksztalci w tworcza…ale o tym napisano juz tyle ksiazek i rozpraw filozoficznych czy chemicznych ze nie bede sie powtarzal. po porstu apleluja abys mial jeszcze wieksza ( wiem ze i tak masz wysoka bo czytam od wielu lat) odpowiedzialnosc za slowo, chociaz Ty jeden.
po 4.
„Do jakiej granicy według Ciebie warto/należy “ratować” związek?”
oraz
„Jeżeli ktoś nie chce z nami rozmawiać, to jaki sens ma namawianie/zmuszanie go do tego?”
wedlug mnie nie ma prostej odpowiedzi. nie potrafie jej udzielic nie znajac przypadku.
dlatego tez tak bardzo generalizujac jestem mysli/zdania aby walczyc o swoje, a jesli jest to dalej niemozliwe aby pozwolic odejsc. sprzeciwiam sie natomiast egoizmowi czy „wojnie damsko-meskiej” bo ona nie rozwija osobowosci – jak z definicji kazda wojna.
jesli ktos na kim mi zalezy „gniewa sie”/milczy to chowam swoje ego/dume do tylniej kieszeni i pierwszy podchodze inicjujac najpierw byc moze MONOLOG, a nastepnie DIALOG. w jego czasie staram sie zrozumiec racje/arguementy ( czasem emocjonalne) partnera/ki. to wcale nie jest proste, czesto mam ochote tupnac noga i powiedziec oooo nie on/a pierwsza niech przyjdzie.
podsumowujac:
bardzo ciekawy temat! dobrze ze go poruszyles.
pozdrawiam serdecznie,
Mietek
Dziękuję za obszerne odniesienie się do moich pytań.
Napisałeś: „wolalbym nie wskazywac po imieniu bo z dosiwadczenia wiem, ze bardzo czesto krytyke czynu/zachowania bardzo wiele osob bierze jako krytyke danej osoby ….”
Myślę że tutaj niekoniecznie. Poza tym mogłeś po prostu zacytować konkretne odpowiedzi, wtedy byłaby być może podstawa do ciekawej dyskusji.
Dobrze, że przynajmniej zrobiłeś to ze mną, więc porozmawiajmy :-)
Może po kolei:
Piszesz: „gdybym mial 23lata i uslyszal TE SLOWA z ust Autorytetu ……. to bym uslyszal ni mniej ni wiecej tylko: “mam apetyt (…..), do tej pory raczylem sie pasztetowa ( …..) to moze sproboje podwawelskiej ( chulaj duszo piekla nie ma bo przeciez zbieram doswiadczenia aby zwiazek byl udany!!!)”. „
Jeżeli opisujemy sytuacje 23 latka, który od 5 lat jest z jedną kobietą, to prawdopodobnie nie jest on w stanie powiedzieć, czy raczy sie pasztetową, czy tez wykwintną szynkę (przepraszam za te metafory, ale podejmuję po prostu Twoje), bo nic innego w życiu nie miał w ustach!!! Przy takim braku skali porównawczej i wspomnianym przez Ciebie zdrowym głodzie :-) łatwo o podjęcie długoterminowych decyzji, które potem mogą okazać się błędne.
Ta sama kwestia dotyczy zresztą kobiet, nie tylko mężczyzn!!
Pytasz o seksie: „dlaczego wiec podajesz to jako jedno z pierwszych remedium na klopoty?? „
To chyba nieporozumienie, ja tego nie proponowałem jako remedium na aktualne kłopoty, lecz jako remedium aby uniknąć kłopotów w przyszłości!! W sensie wspomnianego powyżej pochopnego podejmowania poważnych decyzji.
Nie proponuję też jak piszesz: „mam zbierac doswiadczenia sexulane aby zwiazek byl udany „
Bardziej mówię: „ludzie o dużym doświadczeniu (ale nie „pokaleczeni”) mają większa szansę na stworzenie długoterminowo zadowalającego związku, bo wiedzą czego chcą i co jest możliwe. W związku z tym zbieraj najpierw doświadczenia inaczej działasz na ślepo!!” Wiem że to mało „wzniosłe” ale nie ja wymyśliłem tę rzeczywistość.
Piszesz: „mama mowila “synu, towar dotkniety uznaje sie za zakupiony, dlatego im dluzej bedziesz myslal glowa, ktora masz na karku tym dluzej bedziesz mogl podejmowac swiatle decyzje” „
Z tym „towarem”, to muszę zaprotestować, tym bardziej że dzisiaj „dotykają” obie płcie. W tamtym stwierdzeniu brzmi echo przesądu, że kobiety sa aseksualne, co nie pokrywa się z prawdą.
Co do drugiej części wypowiedzi Twojej Mamy to miała rację. Praktyczni Niemcy mówią „Wenn der Schwanz steht, ist der Verstand im Arsch.” co przełożone na polski brzmi „kiedy kut.. stoi to rozum jest w d…” :-)
Dlatego trzeźwe decyzje podejmuje się w stanie seksualnego zaspokojenia, stąd jest ono takie ważne :-)
Piszesz dalej: „ zaczynajac wczesnie “kochac sie” ukierunkowujesz siebie/swoja energie wlasnie na te aktywnosc, ktora staje sie quasi narkotykiem bez ktorej nie mozesz zyc i ktora nie ma z pernamentym rozwojej wiele wpsolnego. „
Tutaj trochę popolemizuję. Co to znaczy „quasi narkotyk”? Jeżeli ważna część naszego bycia człowiekiem jest (przy odpowiednim podejściu i partnerze/partnerce) bardzo przyjemna co stoi na przeszkodzie, aby delektować się tym na potęgę?? Przekonania innych ludzi??
Oczywiście, że można żyć bez seksu, ale co to za życie (w porównaniu):-)
Rozwój naszej seksualności w sensie umiejętności (ale nie tylko czysto technicznej!!) kochania się z druga istotą ludzką jest niezwykle ważnym elementem rozwoju w ogóle, niestety często totalnie zaniedbanym.
Dalej piszesz: „zatracic moze mlody czlowiek to piekno jekie niesie drugi czlowiek, ktore dostrzeze wtedy, kiedy swoja energie sexulana przeksztalci w tworcza….ale o tym napisano juz tyle ksiazek i rozpraw filozoficznych „
Zakład, że większość autorów tych książek nie doznała piękna, jakie niesie drugi człowiek, kiedy nie „transformujesz” energii seksualnej, lecz intensywnie używasz jej do jej do kochania się z tą osobą?
Dziękuję, że doceniasz moją odpowiedzialność za słowo. Z drugiej strony pobudzenie do zmian wymaga czasem poprowadzenia innych na granice ich komfortu, a z kwestią seksualność wiele osób ma problemy (to chyba ludzkie). Na szczęście nie pisze dla małych dzieci, lecz ludzi już w jakimś sensie dorosłych.
Na wszelki wypadek podkreślam: Nie jestem Autorytetem, ani Guru. Po prostu facetem w wieku rodziców większości z Was, który od dawna dość intensywnie i kolorowo żył, nadal jest z tego życia zadowolony i uśmiechnięty. Piszę na blogu o moich doświadczeniach i przemyśleniach, bo jestem przekonany, że dla sporej części |Czytelników może to byc użyteczne, ale ani nie wiem wszystkiego, ani nie mam patentu na nieomylność.
Tak więc „use your judgenment”!! :-)
Piszesz dalej o wojnie „damsko-męskiej” a ja właśnie zalecam, aby tego nie robić, tylko poszukać sobie bardziej pasującego partnera :-) Co w tym złego?
Dalej: „jesli ktos na kim mi zalezy “gniewa sie”/milczy to chowam swoje ego/dume do tylniej kieszeni „
Tutaj u mnie jest inaczej. Mi nie zależy na osobach, które nie chcą ze mną komunikować. Po jakiejś rozsądnej ilości prób reaktywowania tejże komunikacji idę sobie…
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex’ie,
Twoja odpowiedz doslowanie przed chwila zobaczylem, niestety odpowiedziec bede mogl najwczesniej jutro w godzinach popoludniowych.
Obiecalem pomoc jednej osobie i mysle, ze od przyjemnosci dyskusji z Toba( nie wiem dlaczego ale zakladam wystapienie polemiki:) ) odpowiedniejsze bedzie dotrzymanie slowa.
dziekuje za odpowiedz,
pozdrawiam,
mietek,
Szkoda, ze nie przywołujesz konkretnych wypowiedzi, które Tobą wstrząsnęły, a odnosisz się tylko do wypowiedzi Alexa. Twój wybór. Ograniczasz tym jednak możliwość prowadzenia konstruktywnej dyskusji.
Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli pisząc o „niecnym celu” i skąd zawoalowane założenie, ze Czytelnicy tego bloga będą tak właśnie reagować.
Zaskakuje mnie ton Twoich wypowiedzi – według mnie jest deprecjonujący, np. w wypowiedzi do Alexa napisałeś „myslę, ze jedynie Ty ze swoja dojrzaloscia to wlasciwie odbierzesz”, albo Twoja wypowiedź o „dowodach anegdotycznych” czy „spojrz jaka rady dajesz podlotkom, ktore z racji mniejszego poznania zaimplementuja wszystko bez wlasciwej oceny sytuacji”, także ta wypowiedź: „zamiast nauczyc sie na konkretnym przypadku wykorzysta go w “niecnym celu””.
Jakie jest Twoje wyobrażenie o Czytelnikach tego blogu (niezależnie od płci i z jej uwzględnieniem)?
Co upoważnia Cie do takich umniejszających innych wypowiedzi? Nawet jeśli masz za sobą trudne czy nieprzyjemne doświadczenia, to nie są one uniwersalne – niezależnie od tego, jak o nich myślisz.
Pozdrawiam, Ewa
@ Ewa W z March 23, 2011 at 22:19
Droga Ewo,
1. „Szkoda, ze nie przywołujesz konkretnych wypowiedzi, które Tobą wstrząsnęły, a odnosisz się tylko do wypowiedzi Alexa. Twój wybór. Ograniczasz tym jednak możliwość prowadzenia konstruktywnej dyskusji”
to prosze, pierwszy komentarz
„Czy samochód kupujesz (kupowałeś) bez jazdy próbnej w nim?”
napisany przez faceta do i dla faceta. jesli mozesz wskaz mi kto wsrod wszystkich komentujacych zwrocil uwage w „konstruktywnej dyskusji”( wliczajac w to Ciebie), ze przyrownanie kobiety w pewnym sensie do kota nie jest „deprecjonujący”?
kolejny: „Ile samochodami musi (musiałeś) się przejechać, aby podjąć decyzje o jego kupnie? – dlaczego tutaj nie doszukalas sie tresci, ktore sa „zawoalowane”, czyz autorowi-facetowi – moglo chodzic o „przebieg”? tez jakos bez „konstruktywnej dyskusji” sie obeszlo.
mam tak przejsc przez wszystkie? bo w kazdej wstrzasnelo mna cos innego, slowo/zdanie ktore sie pojawilo albo to ktore az prosilo aby sie pojawilo, a go zabraklo. dlaczego odmawiasz mi prawo do mojej oceny? do mojej wrazliwosci? sama zas pozwalalas na duzo mniej wrazliwosci u czesci komentujacych???
p2.
„Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli pisząc o “niecnym celu” i skąd zawoalowane założenie, ze Czytelnicy tego bloga będą tak właśnie reagować.”
np Twoj komentarz wlasnie tak odbieram. przypisujesz mi bowiem cos o czym nawet nie pomyslalem. w sumie masz do tego prawo bo nie jestes Duchem swietym badz innym i nie czytasz w myslach. dlatego tak bardzo chcialem uniknac bezposredniej krytyki zdania kogokolwiek innego niz Alexa i Twoj post niestety bardzo mnie w tym utwierdzil.
p3.
„Zaskakuje mnie ton Twoich wypowiedzi – według mnie jest deprecjonujący, np. w wypowiedzi do Alexa napisałeś “myslę, ze jedynie Ty ze swoja dojrzaloscia to wlasciwie odbierzesz”, albo Twoja wypowiedź o “dowodach anegdotycznych” czy “spojrz jaka rady dajesz podlotkom, ktore z racji mniejszego poznania zaimplementuja wszystko bez wlasciwej oceny sytuacji”, także ta wypowiedź: “zamiast nauczyc sie na konkretnym przypadku wykorzysta go w “niecnym celu””.
bardzo trudno jest mi odpowiedziec na tę czesc. moge Ciebie i wszystkich gosci/gospodarza goraco zapewnic o mojej dobrej woli i duzym szacunku dla kazdego czlowieka/blizniego, ktore wynioslem z rodzinnego domu i ktore „jest bo jest” wprost z zalozenia.
a Alexa uczynilem adresatem „krytyki” tylko dlatego, ze znam go ( z widzenia:) ) i wiedzialem ponad wszelka watpliwosc, ze jest dojrzalym czlowiekiem – jedynym ktorego tutaj znam! jego odpowiedzi mnie tylko w tym utwierdzily. zapewniam raz jeszcze, ze nie chcialem umniejszac doroslosci kogokolwiek poniewaz nie mialem do tego prawa – z tej racji, ze nie znam nikogo wiecej!
p4.
„Jakie jest Twoje wyobrażenie o Czytelnikach tego blogu (niezależnie od płci i z jej uwzględnieniem)?”
czy nie uwaza Pani, ze to pytanie jest niestosowne? a wyszczegolnienie podzialu plci i mojego stosunku do kazdej z nich wprost impertynenckie!!! mysle, ze jakakowliek moja odpowiedz bylaby eufemistyczne mowiac nie-na-miejscu. dlatego prosze mnie zwolnic z odpowiedzi na to pytanie.
p5.
„Co upoważnia Cie do takich umniejszających innych wypowiedzi?”
nie jestem pewny, ale mysle, ze moze byc Pani z ta ocena mojego „upowaznienia” w mniejszosci. jesli pojawia sie kolejne wypowiedzi, w ktorych inne osoby przedstawia podobne sądy to obiecuje przemyslec swoja postawe. do tego momentu bede mial jednak w miare spokojne sny.
p.5a
„Nawet jeśli masz za sobą trudne czy nieprzyjemne doświadczenia, to nie są one uniwersalne – niezależnie od tego, jak o nich myślisz.”
dwie kwestie.
a) doslownie siedem wersow powyzej „konstruktywnie dyskutujac” krytykuje Pani fakt, poslugiwania sie przeze mnie m.in. okresleniem „dowodu anegdotycznego” i nagle „zapominajac” o tym fakcie w podsumowaniu tlumaczyc mi ich definicje, gdzie tu konsekwencja?
b) zakladajac cokolwiek o drugim czlowieku nalezy sie liczyc z tym ze blednie zalozymy (stad tez ja wybralem za swoj przyklad Alexa poniewaz duzo o nim wydaje mi sie ze wiem i wiem, ze jeszcze wiecej nie wiem i nie mam z ta niewiedza zadnego problemu, nie dociekam), Pani zas o mnie nic nie wie poza tym, ze jej sie wydaje, ze mnie „musiala” spotkac jakas wielka krzydwa. na szczescie poza rozcietym lukiem brwiowym i kilkoma szwami oraz zlamana reka ( ktora ladnie sie zrosla) nic mnie w zyciu zlego nie spotkalo. moze stad ta wiara w ludzi? i brak doszukiwania sie czegos czego nie ma…w nich?
dziekuje za pozdrowienia,
ps. Alex’ie moja odpowiedz jednak dopiero dzis wieczorem. niestety teraz juz nie dam rady z racji wyekspolatowania mysli, bardzo intensywny dzien, wieczor i noc, a nie mam juz niestety 18-lat.
mietek,
moim zdaniem komentarze w których Czytelnicy bloga poprzez podawanie znanych sobie przykładów z życia udzielają wskazówek Karolowi_x wnoszą bardzo dużo w wiedzę nie tylko jego , ale pozostałych czytających niezależnie od wieku i płci.
Jestem bardzo ciekawa co dokładnie spowodowało ,że napisałeś „..czytam i oczom nie wierze, a wypowiedziami części kobiet to jestem wrecz zdruzgotany!!!”
Nie mam problemu z przyjmowaniem informacji od innych , nie używam tu słowa krytyka, ponieważ jest to zdanie innych i można się nad nim zastanowić lub je pominąć.
Z doświadczenia swojego wiem, że faktycznie niektórzy mężczyźni tak reagują, kiedy po drugiej stronie w danej sytuacji mają za partnera kobietę, która wie czego chce, a dodatkowo zalana potokiem słów , które po „wyciśnięciu ” pozostawiają śladowe ilości treści nie zmienia swojego zdania , jeżeli uważa je za słuszne, niezależnie od tego czy zwracając się do siebie mówią sobie na Ty lub na Pani.
I nie można „zrzucić” jej zachowania na psm ponieważ hormony i nastrój ma w porządku.
mietku,
doprecyzuj proszę jak to jest z tym wydawaniem się bo z Twojej wypowiedzi
„…zakladajac cokolwiek o drugim czlowieku nalezy sie liczyc z tym ze blednie zalozymy (stad tez ja wybralem za swoj przyklad Alexa poniewaz duzo o nim wydaje mi sie ze wiem i wiem, ze jeszcze wiecej nie wiem i nie mam z ta niewiedza zadnego problemu, nie dociekam), Pani zas o mnie nic nie wie poza tym, ze jej sie wydaje,…” nic nie wiem, zrozumiałam to , że Tobie może się wydawać , a Ewie W. nie. Jeżeli jest inaczej to popraw moje rozumowanie.
Z ciekawością czekam, napisz ….które wypowiedzi Cię zdruzgotały ?
Pozdrawiam słonecznie z gór
KrysiaS
@ KrysiaS Posted March 24, 2011 at 07:35
Krysiu,
p. 1
„moim zdaniem komentarze w których Czytelnicy bloga poprzez podawanie znanych sobie przykładów z życia udzielają wskazówek Karolowi_x wnoszą bardzo dużo w wiedzę nie tylko jego , ale pozostałych czytających niezależnie od wieku i płci.”
z tego co widzialem w komentarzach to pozwól ale pozostane przy swoim zdaniu. dlaczego?
uzyj, proszę, swojej empatii i wczuj sie w sytuacje 23letniego faceta, ktory jest w zwiazku, ktory ma zostac sfromalizowany w niedlugim czasie, a ktory „jakos sie nie klei”, i powiedz czy wiekszosc z opisanych swiadectw/historii nie jest tylko „poklepaniem po ramieniu” i pocieszeni „nie przejmuj sie jak sie rozpadnie bo mi sie rozpadlo”? zauwaz jak malo jest jakiejkowliek proby wspolnej analizy/zastanowienia z jakiego powodu moglo sie stac tak jak opisane to zostalo. facet potrzebowal pomocy aby utrzymac zwiazek ( trzymam sie tej hipotezy), a dostal historie, z ktorych wynika, ze zwiazki sie rozpadaja i/bo tak jest…”czepiam” sie wlasnie tej niewykorzystanej szansy. brakuje mi wgryzienia sie w te niewykorzystane szanse np czegos w stylu: „kolego jestem mniej wiecej w Twoim wieku, bylem/am w trzech relacjach/zwiazkach. niestety byly nieudane i zakonczyly sie niepowdzeniem ale Tobie nadal moze sie udac. spojrz moj pierwszy rozpadl sie dlatego ze oboje nie wiedzielismy czego chcemy, drugi bo oboje odgrywalismy role wzajemnie sie oszukujac, trzeci bo facet/kobieta traktowala mnie jak przedmiot, a nie podmiot i to mi przestalo po pewnym czasie odpowiadac. dlatego z moich doswiadczen moge zasugerowac Ci abys zwrocil szczegolna uwage na….i….oraz….a takze.” nie ma pozostawienie proszacego ze swoim problemem i nasza historia, gdzie wartosc dodana?
—————————————–
chce z całą moca podkrslic, ze to tylko moja subiektywna opinia i kazdy moze miec swoja wlasna. „związko-logia” nie jest „nauka scisla, wnetrza czlowieka tym bardziej dwojga/zwiazku nie da sie zamknac w jednej formulce, wzorze. jest po porstu niewymierny i dlatego takie piekne jest poznawanie drugiej osoby poprzez, ktora mamy szanse poznac samego siebie.
—————————————-
p.2
„Jestem bardzo ciekawa co dokładnie spowodowało ,że napisałeś “..czytam i oczom nie wierze, a wypowiedziami części kobiet to jestem wrecz zdruzgotany!!!”
podtrszymuje to z cala moca! ja jako facet czytajac pierwszy komenatrz – zreszta tez faceta – uwazam, ze traktuje kobiety deprecjonujaco, „krzepi radą” w stylu „nie kupuj kota w worku” oraz „zrob jazde probna” czy sprawdz „przebieg”. czy ktoras z kobiet podjela „konstruktywna dyskusje” aby wyjasnic te „dwuznacznosci”? wlasnie brak reakcji na przemycony sexizm wstrzasnal chyba najbardziej. czy nie boli Cię Krysiu przyrownaie do kota? mnie by bardzo zabolalo do tego stopnia, ze drazylbym temat albo do jego wyjasnienia albo do uslyszenia przeprosin.
p.3
„Nie mam problemu z przyjmowaniem informacji od innych , nie używam tu słowa krytyka, ponieważ jest to zdanie innych i można się nad nim zastanowić lub je pominąć.”
bardzo mnie taka postawa raduje. zreszta widac ja z Twojego kometarza, ktory odbieram jako probe dotarcia do informacji.
p.4
„Z doświadczenia swojego wiem, że faktycznie niektórzy mężczyźni tak reagują, kiedy po drugiej stronie w danej sytuacji mają za partnera kobietę, która wie czego chce, a dodatkowo zalana potokiem słów , które po “wyciśnięciu ” pozostawiają śladowe ilości treści nie zmienia swojego zdania , jeżeli uważa je za słuszne, niezależnie od tego czy zwracając się do siebie mówią sobie na Ty lub na Pani.
I nie można “zrzucić” jej zachowania na psm ponieważ hormony i nastrój ma w porządku.”
Krysiu/inne panie prosze zrozum/cie, ze pisze z perspektywy mezczyzny i opisuje to co mezczyzna odbiera/rejestruje swoimi zmyslami, a umysl analizuje. nie opisuje tutaj patologii czy tez tych mezczyzn, ktorzy sami za bardzo nie rozumieja dlaczego spodnie nosza…
po tym wstepnie (za ktory jestem gotow przyjac „becki” od facetow) jeszcze raz powtorze swoj punkt widzenia. skalda sie z kilku zalozen.
a)mezczyzna uczy sie kobiety(zreszta tak samo jak sam siebie) czy ogolniej czlowieczenstwa.
b)wyciaga wnioski, tworzy zalozenia, nierzadko generalizuje/upraszcza z racji ogromu informacji po to aby miec latwiej, wiedziec jak postepowac.
c)hormony to nie cukierki, a przeciez i cukierki wyplywaja na nas poprzez wzrost przyjemnosci. nie mozna wiec przekonywac, ze hormony nie maja wplywu na nasze cialo. a czlowiek powiedzmy ze chociaz jest kims ponad cialo, to jednak duch potrzebuje ciala.
zastanow sie dlatego raz jeszcze, czy nawet najbardziej swiadoma siebie i opanowana kobieta, w okresie „gwalotwnej zmiany-burzy” hormonow, z ktora mozna sie zetnac przy znp/pms czy chociazby w ciazy, w 100% pozostaje niezmienna?
dla faceta te nowe zachowania „zaburzaja” jego cosy place bo to z czym ( chodzi o reakcje,zachowania) byl juz zaznajomiony nagle wymknelo mu sie spod „kontroli”. stad tez to „utrudnia” i stad tez moja rady aby kazdemu ( mezczyznie, kobiecie) dac prawo do gorszego dnia/chwili i w emocji nie podejmowac zadnych decyzji.
p.5
„doprecyzuj proszę jak to jest z tym wydawaniem się (…) Tobie może się wydawać , a Ewie W. nie. Jeżeli jest inaczej to popraw moje rozumowanie.”
z mojego punktu widzenia tworzenie/dorabianie historii dotyczacej drugiej osoby, ktora powstala na bazie jednego czy dwoch zdan wypowiedzianych przez nia „przelotem” jest duzym bledem, z racji tego, ze duzo latwiej jest o postawienie mylnej hipotezy z powodu zbyt malej liczby obserwacji/informacji.
uprawione jest natomiast przeslanie zwrotnej informacji/feedback’u dotyczacej konkretnej sytuacji.
spojrzmy na to co napisala p. Ewa „Nawet jeśli masz za sobą trudne czy nieprzyjemne doświadczenia, to(…)”
albo spojrzmy na to co napisala powyzej p. Magda „Jeśli do tej pory miałeś pecha trafiać na takie, które wyżywały się na Tobie (…)”
p.6
„Z ciekawością czekam, napisz ….które wypowiedzi Cię zdruzgotały?”
moim subiektywnym wrazeniom dajmy juz dzien wolny, dobrze:)
dziekuje za pozdrowienia, i to SŁONECZNE!!! a tu tak malo slonca:(
miego dnia,
mietek,
dużo słów przeczytałam, treść/przesłanie czy tu może gwiazdka właściwe skreśl :-)
i cóż na moje pytanie:
Z ciekawością czekam, napisz ….które wypowiedzi Cię zdruzgotały ?
Brak odpowiedzi, a dla mnie była ona najważniejsza. Ignorancja to tez sposób zachowania.
KrysiaS
Krysiu,
widze, ze pochodzisz do tematu w oparciu o biblijne „proscie o bedzie Wam dane”.
to prosze. pierwsza z powodu opisanego w swoim wczesniejszym komentarzu do Ciebie. i kolejne ( w tym Twoj nr 3 w kolejnosci) za brak jesli nie „odporu” to chociazby dopytania czy w pierwszym autor mial na mysli „deprecjonowanie” kobiet czy to tylko taka niezamierzona dwuznacznosc „sama wyszla”.
piszac – „Ignorancja to tez sposób zachowania.” -mysle, ze uzylas slowa w jego nieslownikowym znaczeniu. ignorancja to «nieznajomość czegoś lub brak wiedzy z jakiejś dziedziny».
dlaczego myslisz, ze uzywam slow „bez pokrycia”?
trzymaj sie,
mietek,
kończę , ponieważ dyskusja odeszła od sedna postu.
napisałeś „… dlaczego myslisz, ze uzywam slow “bez pokrycia”? to duża umiejętność wiedzieć co kto myśli ja tego nie umiem, odpowiedz sobie sam.
Pozostawiam dyskusje z Tobą .
KrysiaS
Alex’ie,
Przeczytałem Twoją wypowiedź z March 23, 2011 at 18: 52. nakreśliła mi Twój punkt widzenia na pewne kwestie i wyjaśniła dwie wątpliwości. Lepiej teraz rozumiem Twoje podejście, użyte argumenty zapewniam Cię, ze do mnie trafiają i z większością jest mi nawet blisko/po drodze. Co do całości, to myślę, ze dyskutujemy tylko, dlatego, ze nasze rozumowanie opiera się na założeniach, które w części nie są wspólne.
Dlatego zamiast polemiki zdanie po zdaniu przedstawię tylko swój ogólny punkt widzenia.
Analizując Twoje wypowiedzi i komentarze powoli skłaniam się do uogólnienia Twojej idei, jako „dąż do swojego szczęścia i nie pozwól, aby na twoim nieszczęściu ktokolwiek opierał swoje szczęście.”( Popraw, jeżeli się mylę).
To bez wątpienia bardzo dobre motto/hasło przewodnie, którym można kierować się w życiu codziennym. Niestety, według mnie, bez dodania kilku założeń łatwo może zostać użyte w zlej wierze lub jako „wygodne alibi” dla zachowań typu – „to nie moja wina ze związek mi się rozpadł, bo ja przecież tylko poszukiwałem/łam i nie chciałem/łam kupować kota w worku albo auta bez jazdy próbnej”.
Krótko mówiąc brakuje mi, na głównej stronie blogu, podkreślenia roli odpowiedzialności w dążeniu do swojego szczęścia, tak, aby nie realizować go na krzywdzie/łzach innych – opozycja do „cel uświęca środki” czy „po trupach do celu”.
Dopominam się także o podkreślenie roli rozumu, teżna głównej stronie blogu, bo przeciez dzięki niemu we wczesnej fazie możemy spróbować ocenić perspektywy danego związku/relacji, ( o czym dość obrazowo wspomnieliśmy, Ty po niemiecku nawet:)) zamiast brnąc w niej dalej i dalej, skąd dużo trudniej jest powrócic.
pozdrowienia,
Krysiu,
w takim razie dziękuję za Twój czas i dyskusję.
pozdrowienia,
mietek,
witasz mnie dość zaskakującym mnie zwrotem „Droga Ewo”, , a potem przechodzisz na formę „Pani”… Tu wszyscy zwracamy się do siebie bezpośrednio, bez „panowania” i „paniowania”.
Na moją uwagę dotyczącą braku przytoczenia fragmentów, które Toba wstrząsnęły przywołujesz trzy (tylko mężczyzn, a wcześniej piszesz o „wstrząsających” wypowiedziach także kobiet i nawet po ponowieniu pytania o te kobiece wypowiedzi, co zrobiła KrysiaS nadal ich nie przywołujesz). Wykorzystujesz te trzy w specyficzny sposób – atakujesz unikając przy tym odniesienia do tego, co napisałam w odniesieniu do Twojej wypowiedzi. Niezła „kombinacja alpejska”. :-)
W drugim punkcie znowu nie odpowiadasz, a odnosisz się do mojego komentarza, który nastąpił po Twoim. Uzasadniasz wcześniejszą swoją wypowiedź tym, co nastąpiło później?
Przyjmuję Twoje zapewnienie o dobrej woli i szacunku. I chyba to najlepszy moment na zakończenie naszej dyskusji, bo do tematu raczej niewiele ona wniesie.
Pozdrawiam, Ewa
Karolu_x
Nie wiem czy jeszcze śledzisz tę dyskusję, jednak chciałabym podzielić się z Tobą moją historią.
Kiedyś miałam chłopaka. Byliśmy swoimi pierwszymi „prawdziwymi” miłościami. Po kilku latach zaczęliśmy myśleć o ślubie.
Jednak wraz z myślą o ślubie zaczęły mnie ogarniać wątpliwości. Zdarzały nam się kłótnie, czasami miałam wrażenie że się zupełnie nie rozumiemy.
Myślałam, że te wątpliwości to wina mojego charakteru, że we wszystkim szukam „drugiej strony medalu”. Bo przecież kłótnie zdarzają się wszystkim, że w końcu uda nam się wrócić do stanu takiego porozumienia, jakie było na początku związku.
Koniec końców się rozstaliśmy. Teraz jak o tym myślę to mam wrażenie, że kłótnie nigdy nie dotyczyły prawdziwego problemu. Problemem tym było to że widzieliśmy się w innych rolach.
Tutaj trzeba byłoby wrócić do początku naszego związku. Poznaliśmy się jako nastolatkowie. Spodobaliśmy się sobie, mieliśmy wspólne zainteresowania. Zakochaliśmy się. I wszystko nadal byłoby piękne, gdyby nie to, że dorośliśmy.
Z osób, które nie mają za dużo obowiązków, nie mają planów małżeńskich, planów hipotecznych nagle staliśmy się „dorosłymi” ludźmi, kończącymi studia, rozpoczynającymi pracę, którzy wiedzą, że od prawdziwej dorosłości i odpowiedzialności dzieli ich naprawdę niedużo.
Wtedy zaczęliśmy myśleć o małżeństwie i o tym jak wyobrażamy sobie nasz związek na dłuższą metę. Podświadomie zaczęliśmy wprowadzać się nawzajem w role, które ta druga osoba powinna wg. nas wypełniać.
I tu zaczęły się tarcia. Ja uważam, że jak obie osoby pracują to obowiązkami domowymi również powinniśmy się dzielić po połowie. On z domu wyniósł przekonanie, że prace w domu do część życia kobiety niezależnie, czy pracuje, czy nie.
Tutaj chciałabym podkreślić jedną rzecz: nasze kłótnie praktycznie nigdy nie dotyczyły tego tematu bezpośrednio. Kłóciliśmy się o rzeczy poboczne, o jakieś mało istotne sprawy. To było takie ścieranie się. Czyje będzie na wierzchu.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz którą chciałabym Ci napisać.
Po rozstaniu poznałam kogoś za kogo po paru latach wyszłam za mąż. I teraz jak o tym myślę, to stwierdzam, że w żadnym wypadku nie żałuję mojego wyboru, ale gdybyśmy odłożyli tę decyzję o rok, czy dwa to zupełnie nic by się nie stało. Nic by to nie zmieniło.
„Dla mnie oznacza to, że poza (ewentualnie) seksem nie ma jakiejkolwiek rozsądnej bazy do wspólnej relacji. Sam seks może być bazą do bycia tzw. „fuck buddies”, czyli parą, która od czasu do czasu spotyka się wyłącznie po to, aby zaspokoić się fizycznie. To samo w sobie nie jest niczym złym, choć odrobina sympatii oraz umiejętność porozmawiania ze sobą „przed” i/lub „po” na dłuższą metę znacznie podwyższa zadowolenie z takich spotkań. ”
Panie Alexie. Bardzo cenię Pana za prowadzenie bloga, ale nie za teksty o sprawach damsko-męskich.
Jako zdrowy MŁODY facet muszę stwierdzam, że jakkolwiek wspaniale sobie Pan w życiu zawodowym radzisz, to w życiu prywatnym jest Pan podstarzałym singlem(to inna nazwa na Starego Kawalera), który po swojej jakże wspaniałej „robocie” zalicza Pan różne kobiety jak Casanova. Żenada. Starszy facet, ale do poważnego związku opartego na MIŁOŚCI to się jak widać Pan w ogóle nie nadaje.
Czuje obrzydzenie czytając(ostatni raz) takie Pańskie wypociny(jak ten cytat) odnośnie damsko-męskich relacji.
Zamiast miłości, wspólnego życia z Ukochaną aż po grób wybiera Pan „hukanie” się z coraz to nowymi „łatwodajkami”…
I Pan pisze o „dorosłości” w związkach?
Nie wstyd Panu???
(Dla mnie to Pan- nie napiszę „przegrał”, ale PRZEGRYWA swoje życie-chociaż mi Pan zaraz zaprzeczy temu.
Ale wg mnie to Pan jeszcze nie jest mężczyzną, chociaż ma Pan ponad ponad 2 razy więcej lat ode mnie…
Zwykły Pies na Baby z Pana.
Ciekawe czy jako stary dziadek się Pan opamięta, jak zobaczy, że nie ma przy sobie bliskiej rodziny?…
Kobiety, które Pan jedynie seksualnie skonsumował(tyle to każdy potrafi, no chyba że impotent lub ksiądz) raczej Panem zainteresowane nie będą…)
Do napisania „tego czegoś” popchnął mnie fakt, że nikt nie krytykuje żałosnego podejścia do związków z kobietami naszego internetowego(przynajmniej) Mentora…
Pamietajcie Drodzy Czytelnicy, że Mentor nie Anioł i chociaż wiele jego wpisów jest bardzo pomocnych, i w ogóle pomocny z Niego gość, to już w innej dziedzinie słuchanie tego Pana może Wam BARDZO zaszkodzić!!!
Przegrywa Pan życie(wg mnie!) nie dlatego, że nie ma/nie chce miec żony( można być szczęśliwym nie żeniąc się-dobry przykład to ksiądz), tylko dlatego, że jest Pan właśnie tym Psem na Baby. A to jest równie obrzydliwe jak homoseksualizm…
To teraz juz wiem, dlaczego nie ma tutaj żadnych krytycznych komentarzy. No tak. Trzeba budować „markę”…
Prawda w oczy kole!
@Mateusz:
Jak to szło po kolei.
1) Ciężko dyskutować z twoimi argumentami bo tak naprawdę nie masz pojęcia (tak jak i ja nie mam)jak wyglądają związki Alexa. W związku z tym z bardzo niewielu danych wyciągasz bardzo daleko idące wnioski. Bardzo to w sumie ryzykowne :-)
2) Każdy ma prawo do szukania szczęścia na swój sposób. Prosta w sumie zasada którą jeśli się zaakceptuje to życie staje się łatwiejsze :-).
3)Nie oceniaj. Był o tym dość obszerny i sensowny post polecam
pozdrawiam
Sebastian
Panie Mateuszu,
1. Nikt tu nikogo nie namawia do wiernego kopiowania życia autora Blogu. Alex daje tylko pewne wskazówki i przemyślenia ze swojego życia i doświadczeń. Do reszty sam namawia aby używać własnego mózgu :-D
2. Swój pogląd co do związków określił w jednym z postów:
Cytat „Jeżeli chodzi o moje osobiste nastawienie do tematu, to dobrze oddaje je nieco zmodyfikowany (bo w tłumaczeniu był czasownik “używać”) cytat z książki Stendahl’a “O miłości”, którą przeczytałem wiele lat temu:
“Posiadać jest niczym, delektować się jest wszystkim“”
3. Rozumiem, że Twoja postawa wynika z troski o przyszłość życia Alexa i jego związki. Uważasz, że gdyby Alex miał problem to nie wiedział by się do kogo zwrócić?
Każdy ma inny system wartości, lepiej go spróbowac zrozumieć i zaakceptować ( jesli nie wyrządza nikomu krzywdy ) niż osądzać i piętnować.
Pozdrawiam
Monika
( od 28 lat w szczęśliwym związku z tym samym mężczyzną, sakralnym )
Mateuszu,
Czy przeczytałeś ten tekst ze zrozumieniem?
Zauważ, że przytoczony przez Ciebie fragment jest komentarzem do wypowiedzi: „Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie znajdujemy już wspólnego języka. Stajemy się wobec siebie obojętni.” i moim zdaniem jest bardzo trafny. Alex napisał, że skoro już stają się dla siebie obojętni i nie umieją ze sobą rozmawiać to być może jedynym spoiwem takiego związku byłby seks (nie ma w tym niczego złego) ale nawet wtedy warto mieć umiejętność porozmawiania ze sobą. Co więcej Alex napisał, czego już nie cytujesz, „Do tego, aby z kimś brać ślub jest to moim zdaniem absolutnie za mało!!” czyli, że jednak dobrze by było aby w związku było coś więcej niż tylko seks i nie wiem skąd wysuwasz takie wnioski w stosunku do Aleksa, że to „Starszy facet, ale do poważnego związku opartego na MIŁOŚCI to się jak widać Pan w ogóle nie nadaje.”
Za bardzo obraźliwe uważam Twoje stwierdzenie: „Zamiast miłości, wspólnego życia z Ukochaną aż po grób wybiera Pan “hukanie” się z coraz to nowymi “łatwodajkami”” Z tego co pamiętam (Alex pisał o tym w którymś komentarzu, a nie mam teraz czasu by go wyszukać) związki Alexa trwały od roku do sześciu lat i były pełne miłości (której brak tak bardzo zarzucasz Aleksowi) i pasji. Nie wiem skąd wysuwasz swoje wnioski i co chcesz przez nie powiedzieć? Nie mówiąc już o tym, że takie stwierdzenia jak Twoje są nie tylko obraźliwe dla Aleksa ale również dla jego ówczesnych partnerek.
Prawdę powiedziawszy stokroć bardziej wolałbym przegrywać życie na sposób Aleksa niż wygrywać je na Twój sposób.
Pozdrawiam.
Grzegorz Kudybiński.
Jakoś trudno mi uwierzyć, że komentarz Mateusza wynika z troski o Autora czy Czytelników tego bloga, ze pisany jest w duchu miłości, dobra, szacunku, troski, pokory…
Rozumiem, że różni ludzie mogą mieć różne poglądy na życie i różne sposoby na realizację swojego życia, niemniej to nikomu nie daje prawa do obrażania , umniejszania, wulgarności, „plucia jadem” etc. A Mateusz to właśnie zrealizował w swoim komentarzu. I nie nam, a sobie daje świadectwo.
Jak to jest, że często osoby deklarujące się jako wierzące, praktykujące naukę kościoła rzymskokatolickiego, zapominają o fundamentach:
– o zasadzie „nie sądźcie a nie będziecie sądzeni”,
– o „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”
– o Jezusowym „cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich – mniecie uczynili”,
I wielu jeszcze innych ważnych zasadach i przesłaniach wynikających czy to z NT czy z katechizmu, czy z Dekalogu.
Jak te powyższe mają się do takich fragmentów, jak np.:
„“hukanie” się z coraz to nowymi “łatwodajkami””,
„żałosnego podejścia do związków z kobietami”
„to jest równie obrzydliwe jak homoseksualizm”
Jak to się ma do szacunku, miłości, dobra, pokory…?
Na szerszą dyskusję szkoda tu mojego czasu i energii. W pełni podzielam, co napisał Mateuszowi Grzegorz Kurdybiński : „stokroć bardziej wolałbym przegrywać życie na sposób Aleksa niż wygrywać je na Twój sposób”.
Pozdrawiam, Ewa W
Ewo
Pytasz
Jak to jest, że często osoby deklarujące się jako wierzące, praktykujące naukę kościoła rzymskokatolickiego, zapominają o fundamentach:
– o zasadzie „nie sądźcie a nie będziecie sądzeni”
Mam wrażenie, że jeśli ktoś wychodzi z założenia, że moja racja jest absolutna i doskonała i nie bierze poprawki na to, że nawet nasze wartości, które w życiu wyznajemy mogę się w międzyczasie zmienić pod wpływem pewnych wydarzeń – wtedy nie ma problemu z byciem osądzanym, bo uważa się za kogoś absolutnie doskonałego w swoim postępowaniu. Tak rozumiem motywy wypowiedzi Mateusza.
Myślę, że powinniśmy cieszyć się z luksusu posiadania otartych umysłów (stale, choć ostatnio nieco mniej regularnie :) ) doświetlanych postami Alexa i spokojnie dalej delektować się próbowaniem różnych dobrych rzeczy. Walka z wiatrakami nie ma większego sensu :)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Dyskusja wywołana komentarzem Mateusza potoczyła się w dość ciekawym kierunku. Pozwolę sobie nie komentować samej zawartości 'merytorycznej’ tego komentarza, ograniczę się jedynie do nawiązania do tego, co napisał Ludwik C. Siadlak.
Ludwik, piszesz:
„Mam wrażenie, że jeśli ktoś wychodzi z założenia, że moja racja jest absolutna i doskonała i nie bierze poprawki na to, że nawet nasze wartości, które w życiu wyznajemy mogę się w międzyczasie zmienić pod wpływem pewnych wydarzeń – wtedy nie ma problemu z byciem osądzanym, bo uważa się za kogoś absolutnie doskonałego w swoim postępowaniu.”
Na te słowa przychodzi mi do głowy jeden, bardzo zresztą znamienity fragment z filmu „Dzień Świra” (można go znaleźć na youtube), gdzie przedstawiona jest w dość karykaturalny sposób Polska scena polityczna, a dokładniej, przedstawiony jest pewien typ mentalności przebijający się przez zachowania i wypowiedzi co poniektórych decydentów z tych właśnie kręgów.
Chodzi tu o fragment, gdzie w dzikim amoku padają z mównicy słowa (okrzyki):
„Jest tylko jedna racja i ja, my ją mamy!”
albo
„Moja jest tylko racja, i to święta racja.
Bo nawet jak jest Twoja,
to moja jest mojsza niż Twojsza,
że właśnie moja racja, jest racja najmojsza!!!”
I tak właśnie, wracając do zaistniałej tu sytuacji, mam nieodparte wrażenie, że przez wypowiedź Mateusza przebija się ten, bądź podobny obraz mentalności. Mogę się, mylić, nie mniej jednak faktem jest, że przy „takich argumentach” jakie zostały wytoczone, i budowaniu w oparciu o nie tak daleko idących wniosków, ciężko jest mi się podjąć z Mateuszem jakiejkolwiek sensownej polemiki, bez uprzedniego wrażenia, że mój czas z góry byłby czasem spisanym na marne.
Pozdrawiam
Marta
Mateusz: „To teraz juz wiem, dlaczego nie ma tutaj żadnych krytycznych komentarzy. No tak. Trzeba budować “markę”…”
Słabo obserwujesz ten blog, bo krytyczne uwagi tutaj się pojawiały, a dlaczego nie ma ich w proporcji 50-50 lub podobnej, aby te krytyczne komentarze były widoczne? Proste – jeśli ktoś ma zdrowe poczucie własnej wartości i ma co robić z czasem to nie zajmuje się „naprawianiem” kogoś i wystawianiem negatywnych komentarzy tylko idzie dalej z założeniem, że i tak już wystarczająco czasu spędził na stronie, która w jego mniemaniu niesie negatywne/demoralizujące treści.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Marta
Pisząc o racji absolutnej chodził mi po głowie właśnie ten cytat, jednak nie mogłem go dokładnie odszukać w zakamarkach pamięci – dziękuję, że go przytoczyłaś!! :-)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Proszę bardzo :-)
Pozdrawiam
Marta
Witam !
Od czasu do czasu natrafiamy na ludzi którzy jak są w towarzystwie to jeszcze pół biedy , byleby tylko się nie odzywali :)
Taką osobą jest niewątpliwie kolega Mateusz który uraczył ten blog swym nadwyraz błyskotliwym komentarzem ,obrażając przy okazji Aleksa i pośrednio wiele innych osób, prezentując swoje poglądy z XIX wieku.
Miejmy nadzieję że wkrótce usłyszymy to skromne :
Przepraszam
Przepraszam za Mateusza !
Mateusz
ciekawy kierunek rozumowania prezentujesz tylko żeby móc podyskutować powinniśmy zdefiniować kilka pojeć, których używasz.
Więc zanim podyskutujemy proszę zdefiniuj co rozumiesz pod poszczególnymi pojęciami, tak będzie łatwiej.
– Singiel i to na dodatek podstarzaly ergo Stary Kawaler
– poważny związek
– miłość
– nadawanie sie na poważny związek oparty na miłości
– dorosłość w związkach
– być mężczyzną
– mieć przy sobie bliską rodzinę
ja np paradoksalnie im byłem młodzszy i mniej widziałem w życiu to tym bardziej mnie się wydawało, że te pojęcia mam tak wryte w głowę, że traktowałem je jakbym sam je sobie wymyślił i nie chciałem ich podważać wręcz traktując je jako bluźnierstwo.
Teraz jakoś tak samo się wszystko na nowo przeobrażą i mam nieodparte wrażenie, że już nigdy nie chcę mieć tych pojęć na sztywno zdefiniowanych – lepiej nie chce pod tym kątem nic analizować tylko sie delektować życiem, przyjemnościami, spokojem i nie osądzaniem.
pozdrawiam
wz
errata: traktując to podważanie
Zaintrygowała mnie rada z różnorodnością seksualną. Zatem uważacie, że jeśli w związku dwie osoby zaczynają się dusić to rozwiązaniem będzie 'wypróbowanie’ innych osób, by sprawdzić czy aktualny partner jest na pewno tą osobą? Albo żeby 'wyszaleć się’? Przerażająco to brzmi w moich oczach, dlatego proszę o dodatkowe wyjaśnienia.
Pozdrawiam!
A
Piszesz:”Zatem uważacie, że jeśli w związku dwie osoby zaczynają się dusić to rozwiązaniem będzie ‘wypróbowanie’ innych osób, by sprawdzić czy aktualny partner jest na pewno tą osobą?”
Dlaczego sprawdzać dopiero wtedy??
Większość ludzi bardzo pochopnie podejmuje decyzje o związaniu się z drugą osobą „na całe życie”, nie uważasz?
Pozdrawiam serdecznie
Alex