Niezależnie od tego, jak bardzo bylibyśmy niezależni, rodzaj ludzi, jaki nas otacza ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie. Zaskakuje mnie często, jak niewielu z nas podejmuje konsekwentne działania, aby mieć wokół siebie miłe i pozytywnie nastawione do życia osoby. Całkiem wyraźnie widzimy dwie postawy:
- Spora część społeczeństwa traktuje obecność nieprzyjemnych i psujących atmosferę osobników jako normalną i nieuchronną okoliczność w życiu, z którą zaciskając zęby trzeba się pogodzić.
- Inni łudzą się zapewne, że w jakiś cudowny sposób „poprawią” takich delikwentów, przeważnie jest to płonna nadzieja, która oprócz frustracji i straty czasu niewiele przynosi.
Skąd się te ograniczające nastawienia biorą? Mam wrażenie, że ich początki pochodzą ze szkoły podstawowej, kiedy to wylądowaliśmy w klasie złożonej z dość przypadkowo dobranych dzieci, na której skład nie mieliśmy żadnego wpływu. Mogliśmy co najwyżej zaprzyjaźnić się z niektórymi uczniami i schodzić z drogi innym. Podobnie sprawa wyglądała w szkole średniej i ten sumaryczny okres na ogół wystarczy. aby wykształcić w ludziach te powyższe szkodliwe przekonania.
Potem zaczynamy dorosłe życie i często długo nie uświadamiamy sobie, jak wielkie możliwości wyboru mamy w tej dziedzinie. Wpadamy albo w ten program rezygnacji, albo modyfikacji tego drugiego człowieka, obydwa nieprzyjemne i nieefektywne. Rzecz ma miejsce zarówno w pracy, jak i życiu osobistym, co każdy z Was bez trudu może zaobserwować rozglądając się wokoło.
Moja rada dla Was: nie róbcie sobie tej krzywdy!!! Nasze życie na tej planecie jest zdecydowanie za krótkie, aby tracić czas na użeranie się z negatywnymi, złośliwymi, czy zgorzkniałymi ludźmi. Jeśli zrobicie z tej sprawy priorytet i przez kilka lat będziecie w miarę konsekwentnie nad nim pracować, to pewnego dnia obudzicie się w zupełnie innym świecie, otoczeni pozytywnymi, inspirującymi istotami ludzkimi, których obecność doda Wam skrzydeł. To robi zdecydowaną różnicę w jakości życia i to niezależnie od posiadanych dóbr materialnych!!
Teraz naturalnie może pojawić się pytanie, czy to co piszę, to nie jest jakiś idealistyczny, nierealny obraz? Otóż nie, moja osobista praktyka dowodzi, że jest to możliwe. I tak na przykład:
- mam w otoczeniu prywatnym wyłącznie sympatycznych ludzi
- mam sympatycznych klientów
- mam sympatycznych uczestników szkoleń, które prowadzę
- mam sympatycznych właścicieli mieszkań, które wynajmuję
- mam sympatycznych lekarzy, z których usług korzystam
- mam sympatycznych doradców podatkowych
- mam sympatycznego bankiera
- mam sympatycznych kierowców, którzy mnie wożą
- mam sympatycznego mechanika
- i tak dalej…….
Patrząc na sprawę chłodnym okiem, to jestem całkiem normalnym człowiekiem i jeśli ja mogłem taki stan osiągnąć, to oznacza że każdy z Was też może. Czyż nie jest to kusząca perspektywa?
Gdyby ktokolwiek z Was też zapragnął takiej sytuacji to pamiętajcie że:
- trzeba sobie najpierw uświadomić, że to jest możliwe
- trzeba z tego zrobić wysoki priorytet w Waszym życiu (i to na serio!!!)
- trzeba konsekwentnie działać w kierunku jego realizacji. W większości przypadków oznaczać to będzie bezpardonową selekcję z kim się zadajecie, w naprawdę wyjątkowych modyfikację zachowań drugiego człowieka. W moim osobistym przykładzie tylko w jednym przypadku (moja mama – tej nie da się wymienić na inną osobę) zmodyfikowałem parę drobiazgów używając opisywanych na tym blogu prostych technik, reszta to rezultat świadomych wyborów z mojej strony i rozstawania się z osobami niekompatybilnymi pod tym względem
- pamiętając, że podobne przyciąga się z podobnym (przynajmniej w zakresie relacji międzyludzkich) trzeba być równie konsekwentnie miłym człowiekiem
Sądzę, że powyższy tekst dostarczy Wam przynajmniej materiału do własnych przemyśleń, jak zwykle to Wy decydujecie, co chcecie zastosować w Waszym życiu. Zapraszam też oczywiście do dyskusji w komentarzach.
Mój mechanik nie jest sympatyczny, ale za to potrafi naprawić każdą usterkę sprawnie i tanio.
I chyba go nie wymienię na sympatycznego :-)
Artur
Mój mechanik ma te same zalety, plus jest sympatycznym człowiekiem :-)
Artur, nie sluchaj Alexa, ktory nadaje z Amsterdamu pewnie, z milego w obejsciu coffeshopu. przeciez to jasne, ze takich mechanikow jakich przez niego opisany nie ma ;)
powazniej to zastanawiam sie juz dosc dlugi czas nad tematem ktory opisales Alex. pewien juz jestem, ze wynik takiego dzialania bardzo mi odpowiada, podoba sie. boli tylko, i to bardzo mocno, droga ktora trzeba przejsc zeby tam dotrzec. a wlasciwie pierwsze kroki bola, chwile potem widac juz pierwsze efekty detoksykacji i jest latwiej. nie wiem jednak, czy to dobre… ale ze smaczne to tak, przyznaje! ;)
Witam serdecznie;)
Nadejszła wielkopomna chwila, by zostawić po sobie malusi ślad;) Dopiero od jakiś 2 tygodni czytuję blog Alexa, niemniej jednak zaryzykuję stwierdzeniem, że zbytnio nie odstaję od pozostałych czytelników, jesli chodzi o znajomość treści.
Temat bardzo bliski, stąd pewna siła tknęła w me paluszki, by wyklikać swoj pogląd na ten temat i podzielić sie swoimi doswiadczeniami.
Zgadzam się, że w otoczeniu sympatycznych (tak ich nazwijmy) ludzi żyje się o niebo lepiej, ba powiem więcej, nie wyobrażam sobie życia w otoczeniu pesymistów, manipulatorów, itp. To wyłącznie kwestia świadomości, co dla nas, jako osób jest cenne, najważniejsze. Pomimo, że jestem młodą osobą, to bardzo szybko (relatywnie) zauważyłam, że w towarzystwie destruktywnych osób czuję sie źle, a przecież to relacje społeczne we wszystkich aspektach życia są dla mnie najważniejsze.
Dwa lata spędzone w „chorym” środowisku firmy szkoleniowej dały mi szansę, bym przemyślała i zweryfikowała wszelkie priorytety w życiu. Na tym etapie po wejściu w relacje z firmami współpracującymi potrafię z łatwością powiedzieć: „Nie! Koniec! Po co robic coś, z kimś, kto będzie dostarczał mi negatywnych emocji?!”.
Alexie (darowałam sobie formę per) to prawda, że ludzie nie maja świadomości, że w ogóle jest to realne. Zastanawiam się na ile jest to brak wiary w to, że jest to możłiwe, a na ile świadomość dużych kosztów, jakie wiązałyby się ze zmianą. Zmianą miejsca pracy, studiów, partnera, etc. Każde z tych zmian mam za sobą, nawet po kilka raz z każdego i sama wiem, jak czasami cieżka jest to praca, np.: poradzić sobie z różnicami programowymi na uczelni, wejść w nowe środowisko zawodowe, ba znaleźc odpowiednie środowisko, poradzić sobie emocjonalnie z krytyką najbliższych, zakończyć długoletni związek. Tylko właśnie te ponoszone koszty są ku lepszemu, temu, co dla nas w dłuższej perspektywie czasowej będzie tym, co pragniemy.
Poza tym Alexie tak sobie myślę, czy to nie jest tak, że uczestnicy na szkoleniach bardzo często zmieniają swoją postawę i zachowanie pod wpływem takiego „bajagiełka” energetycznego, jakim jest owy prowadzący?;) przynajmniej takie są moje doświadczenia i misja, z resztą tak jak w życiu;)
Pozdrawiam ze słonecznego Wroclawia;)
Aleksandra
nota bene – żałuję, że nie byłam ciałem we Wrocku, w terminie, w kórym odbyło się wrocławskie spotkanie.
Raf
Mój mechanik jest oczywiście w Polsce (choć nie w Warszawie :-))
Sama droga, o której wspominasz nie jest taka bolesna, bo bardzo szybko zauważasz pozytywne zmiany w Twoim życiu, choć najpierw może zrobić się trochę pusto.
W tym ostatnim przypadku pomocne jest pamiętanie o niemieckim przysłowiu „nie zmieniaj koni w środku rzeki” :-)
Aleksandro
Witaj na naszym blogu :-)
Gratuluję Ci, że tak szybko zauważyłaś, jak ważne jest to pozytywne otoczenie. U mnie zajęło to trochę więcej czasu, dlatego napisałem ten post, aby choć parę osób wpadło na to, że można zrobić coś takiego praktycznie natychmiast.
Te koszty o których wspominasz rzeczywiście mogą wystąpić, należy tylko porównać je z długofalowymi kosztami życia wśród nieszczęśliwych, toksycznych ludzi. Możemy je zminimalizować unikając sytuacji, kiedy nagle odcinamy się od „starego” i stoimy przed pustką. Tutaj akurat „ewolucyjne podejście”, które polega na sukcesywnym wynajdowaniu i zastępowaniu zdaje się być na początku bardziej sensowne. Potem odcinanie się od „starego” odczuwamy raczej jako pozbywanie się balastu, które przynosi ulgę.
Cenną korzyścią takiego postępowania jest wyrabianie u siebie niemal intuicyjnego wyczucia, pozwalającego błyskawiczne szacowanie pod tym względem nowo poznawanych ludzi (a propos tego wyczucia, polecam książkę „Blink” Malcolm Gladwell). Moje życie znacznie się poprawiło, kiedy wyrobiłem sobie takowe w stosunku do potencjalnie problematycznych kobiet :-) Od tego czasu „no hassle in my castle”, czego Wam wszystkim serdecznie życzę.
To fakt, że ludzie zmieniają postawę i zachowanie w trakcie szkolenia, taki jest przecież sens treningów interpersonalnych. Nie jest tylko wszystko jedno, z jakiego poziomu wyjściowego startujemy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A jesli juz jest wokol nas te 99% sympatycznych ludzi, to dlaczego nie zostawic sobie tej namiastki niesympatycznych? I swoim zachowaniem pokazac im, ze sympatycznym jednak byc warto? Uwazam, ze jesli kogos da sie zmienic choc odrobinke na lepsze, to zawsze warto probowac :)
Marta
Możesz sobie zostawić dowolny procent ludzi niesympatycznych :-) Jak zwykle jest to Twój wybór. Jeśli chcesz kogoś zmieniać więcej niż odrobinkę, to szanse są dość marne. Tak naprawdę to my sami możemy się zmienić, inni mogą ten proces wspierać
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alexie,
Strzał w dziesiątke z tym tematem!!! Jak jednak zareagowac, gdy dochodzi sie wreszcie do wniosku – bo zwykle oferuję duzy i dlugoterminowy kredyt wiary w czlowieka, że to jeden z najblizszych przyjaciol jest osobą malo sympatyczna/bardzo pesymistyczna/z tendencjami do wcielania sie w role ofiary?
Zapytasz pewnie skad wiec taki przyjaciel w ogole sie wzial – a wiec, wybor dokonal sie w wieku dzieciecym (kiedy to z sympatycznascią jeszcze problemu nie bylo). Zaczal sie troche pozniej… Przerabiam opisywany przez Ciebie dylemat od kilku miesiecy. Wnioski sa smutne – a) bo naprawic niesympatycznosci się nie da (szanse sa praktycznie zerowe – probowalam od kilku lat)), b) wpływ negatywny na wlasnej psyche sie odczuwa, pomimo dosc dobrych „systemow” obronnych, c) pustka bedzie, bo tyle lat…
Oj, trudna decyzja…
Rita
Miło widzieć Cię ponownie na tym blogu :-)
Wracając do Twojego pytania, to proponuję zastosowanie przysłowia austriackich chłopów:
Napisane poprawnym niemieckim „Was wiegt’s das hat’s”
Napisane w oryginalnym dialekcie „Wuos wieagts des hoats” :-)
Co w wolnym przekładzie znaczy „to jest tyle warte ile waży (teraz)”, czyli nieważne ile ten towar ważył tydzień temu, ważne ile waży w chwili obecnej. Najbardziej świetlana przeszłość jakiejś relacji nie pomoże Ci wiele, jeśli teraz ta osoba zaczyna Cię zatruwać.
Ja też zawsze daję kredyt wiary innym ludziom….. ale jego wielkość zależna jest od emocjonalnej „zdolności kredytowej” tej drugiej osoby. Tutaj przydaje się ta intuicyjna umiejętność o której wspomniałem w jednym z poprzednich komentarzy.
Piszesz: „pustka bedzie, bo tyle lat”. Hmmmmm ponad 6 miliardów innych ludzi żyje na tej planecie, w czym problem?
Pozdrawiam
Alex
Witam! Zawsze powtarzam sobie, żeby sie otaczać dobrymi ludźmi, bo tylko wtedy czujemy się lepsi, spełnieni, bogatsi wewnętrznie. Poco pływać w maraźmie ludzi o usposobieniu agresywnym, którzy mają wieczne pretensje do otoczenia i stwarzają problemy tam gdzie ich nie ma. W konsekwencji panikujemy, rodzi sie w nas niepokój i tak dalej. Musimy szukać dobra (mimo ze to oklepane dzisiaj i nic nieznaczące słowo) w każdym bo to jest jak pozytywna bakteria – zaraża. Masz więcej enerii, motywacji i rozwijasz skrzydła….. Miłego lotu życzę
Czytając o „naprawczej” i „ignoranckiej’ postawie opisanej przez Ciebie Alex, doszedłem do wniosku, że nasz brak zdecydowanej reakcji na negatywne podejście innych ludzi wyrządza więcej szkód niż pożytku. I to nie tym ludziom a nam samym.
Dla przykładu – dziś, idąc za tłumem, znów wylądowałem w niesympatycznym barze, w którym stołuje się większość moich współpracowników. Bar ten przez nikogo nie jest lubiany – posiłki są wątpliwej jakości, ceny nieatrakcyjne a i obsługa pozostawiająca wiele do życzenia. Właściciel baru jest oczywiście o tym poinformowany.
Ilekroć jednak gdy w godzinach obiadowych przechodzę obok podziwiam iście peerelowskie kolejki.
Jaka jest reakcja właściciela i pracowników? No cóż – właściwie prawidłowa – jest to brak reakcji. Właściciel nie robi kompletnie nic, no bo po co? Przecież wszyscy mimo, że nie lubią i tak korzystają z jego usług. Sami się prosimy aby obsługa była niesympatyczna i wciąż narzekamy na „jakość”
Masz rację Alex – najważniejsza jest konsekwencja.
Ja tam więcej nie pójdę – wolę zjeść u sympatycznych… :)
Aniu
Coś w tym jest, że w każdym z nas tkwi potencjał bycia dobrym i miłym człowiekiem, niemniej ja zdecydowanie wolę ludzi, którzy już go rozwinęli :-)
Konrad
Głosowanie nogami to rzecz, którą a w takich przypadkach robie najczęściej. Powiedzenie „Dziękuję, beze mnie” jest jedną z najmocniejszych reakcji i nie tracimy czasu, czy energii na ulepszanie czyjegoś biznesu :-)
Moje pokolenie (jak to staro brzmi :-)) było właśnie wychowane w takim „milczącym znoszeniu bylejakości”. Całe szczęście, że im młodsi ludzie, tym mają mniejszą tolerancję na takie podejście w stosunku do nich, choć ciągle jeszcze moim zdaniem za dużą. To taka polska specjalność: bądź pokorny wobec możnych wszelkiego rodzaju.
Pozdrawiam
Alex
Przytoczę fragment wypowiedzi z jednego z odwiedzanych przeze mnie forów: „Bez umiejętności normalnej twardej dyskusji, bez inteligentnego szyderstwa – jak wy sobie w codziennym życiu radzicie? Fajnie, jak pod pewną ochroną są początkujący, ci którzy w normalnym życiu są pod pewną ochroną pozwalającą im nabrać sił i doświadczenia do dorosłego życia.” Z postawą którą przedstawił autor spotykam się już od szkoły podstawowej. I jakoś nigdy nie była ona mi bliska. Musiałem silić się na inteligentne szyderstwa, udowadniać sobie i innym, że jestem twardy, ale tak naprawdę nigdy nie było to w mojej naturze. Czy to ze mną jest coś nie tak, czy z resztą świata? Czy musimy porozumiewać się ze sobą docinkami, szyderstwami, zagadkami, z pozycji siły? Ja wolałbym szczerość i uśmiech, ale przez osoby o innym podejściu do życia jestem uznawany za dziwaka, czy mięczaka, co przysparza mi od zawsze wielu kłopotów. Zastanawiam się nad wyjazdem z Polski. Moi znajomi którzy wyjechali za lepszym życiem do Irlandii twierdzą, że ten kraj podoba im się nie tylko ze względu na wyższe zarobki, ale także otwartość ludzi i ich życiową radość. Alexie, sporo podróżujesz, czy w powiedzeniu „polskie piekiełko” jest dużo prawdy? Pozdrawiam PiotrP
hej Rita! :) prawda, ze Alex jakos na *dobrych* falach nadaje? :) wielokroc juz o tym myslalem, ze opisuje rzeczy wtedy wlasnie, kiedy powinienem taki dokladnie opis przeczytac :)
czytajac Cie pomyslalem, ze moze wlasnie takiej akcji brakuje owej osobie? to znaczy moze wlasnie fakt, iz ma w Tobie oparcie powoduje, paradoksalnie, ze zmiany sa odkladane wciaz i wciaz? tak czy owak kciuki trzymam, zeby ogolna ilosc radosci sie zwiekszala, nie zmniejszala! :)
> PiotrP
mimo, ze nie pytany to podejde do tablicy :) hmm… jak by to powiedziec. w polandii jest… inaczej. mam jednak dla Ciebie mala rade: nie sluchaj innych, nie mysl obrazami, ktore ktos rysuje. sam sie przekonaj, jak jest, okay?
Podobnie jak w przypadku Rafa ten post spadl mi jak z nieba. Chcialbym poprosic o rozwiniecie jednego z pobocznych watkow w nim zawartych.
Chodzi mi o porade jak podejsc od strony 'terapeutycznej’ do 'oduczenia’ kogos, ze nie wszyscy musza go lubic (zwlaszcza w pracy) i ze lepiej, w mysl calej koncepcji bloga, zaangazowac energie w rozwijanie pozytywnych relacji z sympatycznymi ludzmi, ktorzy odwzajemniaja dobre emocje.
Moj 'pacjent’ przejawia zadziwiajaca konsekwencja w „rzucaniu perel przed swinie” (o ile dobrze zapamietalem metafore… :), co w efekcie powoduje bardzo zle samopoczucie – 'pacjent’ za wszelka cene stara sie „nawrocic” kogos, kto ma ewidentny problem z samym soba i powiedzenie, ze jest „niesympatyczny” jest tutaj bardzo lagodna wersja rzeczywistosci…
Niestety nie wystarczy zacytowanie mysli z tego bloga, bo to juz wyprobowalem wielokrotnie. Wszelkie racjonalizacje, proby zmiany podejscia itd. nie dzialaja.
Moze jest jakis bardziej 'radykalny’ sposob na uswiadomienie komus, ze nie warto sie meczyc i psuc sobie zdrowia?
Albo moze jakis nowatorski pomysl usprawnienia relacji z ta problematyczna osoba?
Tresura w tym wypadku przynosi ograniczony efekt, bo tylko na poziomie behawioralnym, co dla mojego 'pacjenta’ jest niewystarczajace, bo chce budowac pozytywne relacje, a nie tylko nauczyc kogos poprawnych reakcji na bodzce…
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba
Dodam jeszcze tylko, ze nie jest to przypadek, w ktorym mozna zrezygnowac z utrzymywania kontaktu – to sa relacje sluzbowe, na ktore nie ma sie bezposredniego wplywu i na pewien czas sa ustalone i niezmienne.
Patrzac obiektywnie, „wycofanie sie”, zmiana pracy itd., zeby uniknac tych nieprzyjemnych emocji jest w tym przypadku bez sensu, bo to byloby troche tak, jakby lekarz zamiast wycinac nowotwor, pozbyl sie zdrowego i potrzebnego narzadu, zeby rak mogl spokojnie rosnac…
Piotrze
Najpierw należałoby zdefiniować, co autor wypowiedzi miał na myśli mówiąc “twarda dyskusja”. Twarda w stosunku do dyskutowanej sprawy, czy też twarda w stosunku do jej uczestników? To nie jest to samo!! Sam pamiętam, jak w pewnej firmie po całorocznym moim działaniu (a było co robić) powiedziano kiedyś o mnie “ekstremalnie twardy w stosunku do problemów, łagodny w stosunku do ludzi” i uważam że tak jest OK. Druga część stwierdzenia cytowanego przez Ciebie człowieka (ta o “inteligentnym szyderstwie”) raczej sugeruje tę twardość w stosunku do ludzi.
“inteligentni szydercy” (a paru takich zrobiło nawet “karierę”, patrz Kuba W.) to często rzeczywiście inteligentni ludzie z kolosalnymi brakami w poczuciu własnej wartości. To poważny problem i jak widzę takie zachowanie, to mi jest człowieka po prostu żal. Mamy wokół nas mnóstwo ludzi z kompleksami, stąd takie rozpowszechnienie tych postaw, które obserwujesz. Dostosowanie się do tego nie jest dobrym pomysłem, bo nabywasz przy tym nawyków zamykających Ci drogę do znacznie lepszego, sympatyczniejszego świata. Stąd, jeśli jesteś miły i przyjazny, a Twoje otoczenie uważa to za dziwactwo, to zmień swoje otoczenie. Wiem że łatwiej to powiedzieć, niż zrobić, ale stawką jest Twoje życie (versus udawanie, że żyjesz).
Całej tej sympatyczności nie należy mylić ze słabością, co robi wielu ludzi. Moje bycie miłym i uczynnym człowiekiem, nie wyklucza, że zaatakowany, po próbach “porozumowania” i odpowiednim “strzale ostrzegawczym” mogę zrobić agresorowi poważną krzywdę (fizycznie, werbalnie, emocjonalnie, gospodarczo). Na szczęście takie konieczności zdarzają się bardzo rzadko, ale dobrze jest wiedzieć, że w razie potrzeby i to potrafisz. Taka właśnie kombinacja łagodności na co dzień (gentle+man=gentleman, w przeciwieństwie do pospólstwa) jest tym czynnikiem, który, cytując pewną reklamę, “separates the men from the boys”. No ale to jest temat do dyskusji o byciu mężczyzną, Panie wśród naszych Czytelników wybaczą mi tę małą dygresję :-)
Co do Irlandii, to może poruszymy ten temat w przyszłości., bo to trochę złożona sprawa.
Raf, Kuba
Do waszych wypowiedzi wrócę wieczorem, mam dziś serię bardzo ważnych spotkań
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Rita wrote:
„Wnioski sa smutne – a) bo naprawic niesympatycznosci się nie da (szanse sa praktycznie zerowe – probowalam od kilku lat)), b) wpływ negatywny na wlasnej psyche sie odczuwa, pomimo dosc dobrych “systemow” obronnych, c) pustka bedzie, bo tyle lat…
Oj, trudna decyzja…”
Rita poruszyła tu bardzo ważny dla mnie dylemat. Niesympatyczność tych osób moim zdaniem nie jest cechą wrodzoną to kwestia ich stylu bycia i nastawienia do świata (uwarunkowane np. przez środowisko, w jakim ten ktoś dorastał). Tak więc są to cechy, nad którymi można pracować i zmienić. I tu jest moje rozdarcie, czy my jako osoby posiadające tą wiedzę powinniśmy dla własnego bezpieczeństwa unikać takich osób, czy zainwestować trochę czasu w próbę wskazania im lepszej drogi. Wiem też, że bez dobrej woli drugiej strony taka zmiana jest nie możliwa, ale zanim wysondujemy tę wolę trzeba z pacjentem trochę poprzebywać.
Pozdrawiam czekając na opinie
Artur Jaworski
Raf
Poruszasz ważny temat – jeśli zbyt długo dajemy oparcie innemu człowiekowi, to pozbawiamy go okazji nauczenia sią stania o własnych siłach.
Kuba
Wiesz jak to jest z dawaniem rad na odległość bez dokładnej znajomości okoliczności.
Jeśli ktoś z uporem maniaka powtarza jakieś niekorzystne dla siebie zachowanie, do tego zdając sobie intelektualnie sprawę z nieskuteczności swoich działań, to zazwyczaj ma w takim postępowaniu tzw. korzyść wtórną (jak np. dziecko kiedy choruje to nie musi iść do szkoły i otrzymuje ekstra uwagę i ciepło rodziców). Zastanów się jaka mogłaby być korzyść wtórna tej osoby z takiego zachowania. Dopóki tej korzyści nie zaspokoisz w inny sposób wszelkie próby trwałej zmiany zachowań będą bezowocne, chyba że precyzyjnie kogoś przetresujesz :-)
Nie bardzo chcę dawać tutaj dalszych wskazówek terapeutycznych, bo wymagałoby to dokładnego ecology check itp. i nie jest też celem tego blogu.
Artur
naturalnie, że niesympatyczność na ogół nie jest cechą wrodzoną. Po prostu w jakimś momencie życia dana jednostka stwierdziła, że w ten sposób może osiągać swoje cele i poprzez uogólnienie stosuje dalej. Można też nad takimi cechami pracować i zmienić je, najlepiej jeśli robi to osoba, która ma ten problem.
Możesz oczywiście inwestować Twój czas na próbę wskazania komuś lepszej drogi, choć w ten sposób rezygnujesz na rzecz tej osoby z części twojego życia. Oszacuj sam, czy naprawdę warto.
Pozdrawiam
Alex
Naszła mnie jeszcze jedna refleksja związana z tym tematem. Niedawno będąc w małym zakładzie fryzjerskim zobaczyłem taką oto scenkę – młody uczeń biegał po pomieszczeniach i próbował wykonywać polecenia swojej szefowej, która siedząc na fotelu strasznie mu dokuczała, szydziła z niego i wręcz krzyczała nań. Zdenerwowany i zaczerwieniony chłopak dwoił się i troił, by sprostać wymaganiom, ale wszystko wylatywało mu z rąk – efekt stresu. To jeszcze bardziej rozwścieczało damę dworu. Co ciekawe pracownicy zakładu pomagali biedakowi, tak, by szefowa nie widziała tego wsparcia. Strasznie zrobiło mi się żal chłopaka, bo sam bywałem w podobnych co on sytuacjach. Znam takie sceny z praktyk, szkoły i o zgrozo z domu rodzinnego. :( W moim dzieciństwie zbicie szklanki, urwanie linki do suszenia prania i inne zdarzenia losowe oznaczały awanturę i ostrą reprymendę. Zaznaczam, że mam na myśli zdarzenia losowe, a nie celowe czy złośliwe działanie dziecka. Oczywiście im dotkliwsze były krzyki, tym bardziej stawałem się gapowaty, a dłonie bardziej się trzęsły i zdarzało się, że zamiast posprzątać po sobie robiłem więcej szkód. Często też słyszałem że jestem „niezdarą”, „głupkowaty”, głupi” itd. Podobne klimaty panowały między nami na podwórku. Jaki wpływ ma to na psychikę człowieka, nawet w okresie dorosłości, można się łatwo domyślić. Ja w pewnym wieku zastanowiłem się, czy rzeczywiście jestem takim nieudacznikiem, czy tylko mi to wmówiono, ale wielu ludzi bezwiednie idzie z takim bagażem w świat. A i mnie nachodzi czasami okropny dołek emocjonalny – czyżby pamiątka z przeszłości? :(
Nie cofnę czasu, nie zmienię tego co było, ale mogę uniknąć złego w teraźniejszości i przyszłości. Dlatego w moim domu każdy ma prawo do błędów. Gdy moja Pani przypali zupę, to zamiast burczeć na nią, jak przystało na męża, przytulam ją i pocieszam (na początku naszego związku było to dla niej niezwykłe, bo wychowywała się w typowej polskiej rodzinie). W takim duchu jest też wychowywany nasz roczny synek. Ma to ogromny, pozytywny wpływ na atmosferę w domu.
Znowu zrobiło się bardzo osobiście. :)
Witam
W komentarzach do tego postu Rita pisze o pesymistycznym przyjacielu. Parę razy miałam do czynienia z takim typem bliskiego wówczas mi człowieka, przy czym relacje te były długoletnie. Za każdy razem po definitywnym, radykalnym rozstaniu się czy to z partnerami życiowymi, czy z wieloletnią przyjaciółką odczuwałam wyraźną poprawię mojej jakości życia i psychicznego komfortu. Oczywiście nie zachęcam do stosowania takich metod, jednak jeśli relacja z bliskim człowiekiem jest daleka od bliskości, to warto zastanowić się nad tym „co jest w tym dla mnie dobrego?” W moim przypadku rachunek wypadał na minus. Rozstając się z przyjaciółką niewiele straciłam a zyskałam spokój. W przypadku partnerów to koszty takiej decyzji były zdecydowanie większe, przy czym zysk na dziś jest kolosalnie większy.
Rita pisze w punkcie „c) pustka będzie, bo tyle lat… ” Otóż życie nie znosi próżni i owa pustka szybko się wypełnia. Zyskując spokój stałam się jeszcze bardziej pogodna niż na ogół. Zyskując czas dla siebie zyskałam czas na poznawanie naprawdę dobrych ludzi.
Pozdrawiam Ewa
Wymieniłeś Aleksie dość ważny aspekt obcowania z ludźmi. Choć ja osobiście w kontaktach tych mniej intensywnych (zazwyczaj usługowo-zawodowych, w których jestem klientem, np. taksówkarza, doradcy, itp.) wymagam przede wszystkim solidności i spolegliwości (w rozum. pierwotnym a nie tym potocznym), a w dalszej kolejności tego by nie byli niesympatyczni (co wystarcza).
Kiedyś miałem b. sympatycznego kierowcę (wyjść z taksówki się nie chciało ;-)), ale jak mnie raz zawiózł na pociąg tak że oglądałem czerwone światła ostatniego wagonu, niknące na horyzoncie, a innym razem w ogóle nie przyjechał, przestało być sympatycznie :-(. Teraz mam kierowcę, którego zazwyczaj określa się terminem „mruczek” – nie jest niemiły choć też nie jakoś szczególne sympatyczny, ale mam ten komfort że mogę wyjśc z domu 10 min przed odjazdem pociągu bez stresu, czy zdążę (mieszkam w niedużym mieście, gdzie dotarcie samochodem na dworzec zajmuje zazwyczaj kilka min) czy nie. A jeśli sam nie może, zawsze podstawia kolegę na zastępstwo.
Co do osób bliższych, to to już nie wystarczy nie bycie niemiłym. Tu już oczekuję pewnej aktywności w tym zakresie. A jeśli ktoś nie jest w stanie z siebie wykrzesić życzliwości, sympatyczności dla osób bliskich to niestety trzeba podejmować kroki. Ja osob. miałem w przeciwieństwie do Ciebie problem tego rodz. z ojcem, tylko że zamiast próbować zmieniać go (wówczas ten blog jeszcze chyba nie istniał) zastosowałm (raczej nie do końca świadomie) „myk” pt. „dziękuję, nie”. Tym sposobem, widujemy się co prawda z rzadka, ale za to bardzo mile, zamiast często z ciągłym słuchaniem utyskiwań, na to, na tamto i owo… To tak trochę a propos ograniczenia kontaktów z bliskimi osobami „z przeszłości” – można i należy!
Tak czytając twój temat, moge powiedzieć, że właśnie tak powinno być, że ludzie wokół mnie powinni być sympatyczni.
Tylko że taka arkadia bylaby moim zdaniem nudna, bez życia. Człowiek musi mieć wokół siebie ludzi niesympatycznych, bo właśnie dzieki temu może docenić tych ktorzy własnie są wporzadku pod każdym wzgledem dla nas.
Współpracuje rownież z ponurakami/smuciarzami/niesymaptycznymi itd. tylko jedynym kryterium dla mnie w pracy jest uczciwość, na całą resztę patrzę przez palce. ktoś ma zadanie, sprawdza sie, jest ok. a to że jest niesympatyczny to juz mniej jest wazne, ważne że uczciwy.
właśnie dzięki nim doceniam tych, co mają w sobie pozytywną energie którą potrafia się dzielić ze mną
Sympatyczność można sprowadzić wręcz do poprawności politycznej, tak jak jest w USA , tam każdy do każdego jest uśmiechniety, z tym plastikowym uśmiechem nawet jak mu matka umarła. stad wśród kontaktów brak naturalnej szczerości bo wszyscy sa happy. czy my musimy robić ze wszystkiego amerykańską kalkę , nie sądze.
my, polacy nie mamy takiej natury, nie badźmy komiczni. bo tylko wtedy słomę jeszcze bardziej widać z butów kiedy zapatrzeni robimy coś na siłe wbrew naszej naturze.
Piotrze
To Twoja suwerenna decyzja, w jakim świecie chcesz żyć. Jeśli, aby docenić ludzi miłych, potrzebujesz kontaktu z ludźmi niesympatycznymi, to proszę bardzo :-) Ja osobiście się jakoś bez tego obywam i w bardzo dobry sposób wpływa to na jakość mojego życia.
Piszesz: „Sympatyczność można sprowadzić wręcz do poprawności politycznej, tak jak jest w USA , tam każdy do każdego jest uśmiechniety, z tym plastikowym uśmiechem nawet jak mu matka umarła. stad wśród kontaktów brak naturalnej szczerości bo wszyscy sa happy. czy my musimy robić ze wszystkiego amerykańską kalkę , nie sądze.”
Przykro mi, ale teraz muszę zadać Ci kilka pytań kompetencyjnych, a mianowicie: przez ile czasu mieszkałeś w USA, w miarę możliwości nie w polonijnym otoczeniu? W jakich konkretnie stanach to było? Z jakimi rodowitymi Amerykanami utrzymywałeś intensywne kontakty (co wymaga też pewnego poziomu języka=? Nie gniewaj się, w tym wypadku mam wrażenie że nie wiesz o czym piszesz powtarzając zasłyszane stereotypy.
Jeśli chodzi o domniemaną naturę Polaków, to zaryzykuję stwierdzenie, że takowej nie ma, zbyt duże są indywidualne różnice.
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alex
Przepraszam że odpisuje po tylu dniach, ale czasami dnia nie starcza, ale do rzeczy.
Piszesz Alex '…to Twoja suwerenna decyzja, w jakim świecie chcesz żyć…’ trochę to zrozumiałem jakbym miał narzekać na swój świat, a tak zupełnie nie jest, nie narzekam na niego, moja jakość życia jest w pełni zadowalająca dla mnie patrząc z mojej perspektywy.
Uważam jedynie, że każde środowisko/społeczność ma ludzi niesympatycznych obok których człowiek się obraca.
Meritum moich twierdzeń było to, że potrafie patrzeć na 'niesympatyczność’ jakby przez palce, dzieki czemu nie muszę koncentrować sie na rzeczach nieistotnych.
Zwyczajnie nie wyprowadza mnie to z równowagi, staram sie mieć pewien dystans do siebie jak i do innych. Mając świadomość, że jak ktos mi nie pasuje, tak ja moge nie pasować innym.
Napisałem '…Człowiek musi mieć wokół siebie ludzi niesympatycznych…’ gdyby tak nie było nie wiedziałby co jest przeciwieństwem do cytatu czyli sympatyczność, nie potrafiłby jej docenić.
To tak jakby wszyscy na świecie byli uczciwi , tak nie wiedziałby czlowiek kto to jest złodziej. Czy jakby czlowiek był organizmem idealnym to nie wiedziałby czym są choroby, dzięki którym możemy docenic wartość zdrowia dla człowieka.
Teraz chciałbym o Ameryce, która jak dla mnie jest moją pasją jeśli chodzi poznawanie społeczeństwa, kultury (tylko nie od strony hollywood).
Odpowiadając sobie na twoje pytania kompetencyjne, wychodzi że moja kompetencja jest żadna. Więc odpowiadam:
1. okres czasu: 2,5 miesiąca (5 lat temu)
2. otoczenie: polonijne/meksykańskie(praca, oni to już zupełnie inny świat)
3. stany: Illinois(2 miesiące); Dystrykt Kolumbii/Wirginia, Nowy Jork, Massachusetts (podróż dzięki 2 mies w IL)
4. kontakty z rodowitymi amerykanami: przelotne w żadnym wypadku nie moge
napisać że intensywne
5. poziom języka: (nie mnie oceniać) niski, ale nigdy nie mialem kłopotu aby sie dogadać(nie mówie o polnusach), z tym że większy niż meksykanów z którymi pracowalem ;-) arrrrriva….
Uwierz mi Alex, z powyższych podpunktów prawdy nie odczytasz, bo nie da sie tej podróży życia (do dzisiaj) do nich sprowadzić. Tych przygód w IL, a przede wszystkim w drodze i pomiędzy miastami wschodniego wybrzeża.
Pisząc '…piszesz powtarzając zasłyszane stereotypy…’ to tutaj się nie zgodze, bo to jest moja ocena subiektywna zachowań które widziałem( nie tylko w dziwnym środowisku polonusów) i w żadnym wypadku zasłyszana
tak na koniec '…domniemana natura Polaków…’ , ja jednak zaryzykuje że taka jest, gdyż taką naturę posiada każdy naród (co szczególnie widać w USA).
Pozdrawiam
Piotrek
PS.1 Wiem, że pewnie w stanach byłeś nie raz, stąd masz z pewnością wiele spostrzeżeń na temat, z innej perspektywy niż moja (chlopaka z dachów). Gdybyś kiedyś miał ochotę napisać jakiś post o USA, chociaż zdaję sobie sprawę, że ten blog podróżniczym nie jest. Może więcej ludzi czytających twój blog chciałoby sie podzielic swoimi spostrzeżeniami na temat ziem Geronimo i gen.Cartera.
PS.2 Ciekawe spostrzeżenia na temat USA bedzie w 'Lapidarium VI’ Kapuścińskiego.
dzis dostępne fragmenty drukowane w Wyborczej.
Pewien pustelnik mieszkał dokładnie w połowie drogi pomiędzy dwoma miastami. Nad ranem spotkał go człowiek idący z mniejszego miasta do większego. Zaczął rozmowę, że chce się przenieść, bo już czas na zmiany. Zapytał pustelnika
– A jacy ludzie mieszkają w Większym Mieście ?
– A jacy mieszkają w Twoim ?
– Niesympatyczni, smutni, źli i nieżyczliwi.
– W Większym mieszkają tacy sami.
Wieczorem przechodził człowiek idący z mniejszego miasta do większego. Zaczął rozmowę, że chce się przenieść, bo już czas na zmiany. Zapytał pustelnika
– A jacy ludzie mieszkają w Większym Mieście ?
– A jacy mieszkają w Twoim ?
– Sympatyczni, weseli, dobrzy i życzliwi.
– W Większym mieszkają tacy sami – odpowiedział mędrzec.
Usłyszane na szkoleniu z komunikacji ;-)
PiotrP
„Inteligentne szyderstwo” to rzeczywiście coś okropnego, czego nie lubię. Jednak skutkiem przystosowywania się i czegoś takiego nauczyć się musiałem. Co z kolei niestety czasami skutkowało tym, że raniłem nim osoby, które takie nie są. Na szczęście, mam nadzieję, nie wynikły z tego większe problemy w relacjach naszych.
Alex:
Też myślę, że „inteligentni szydercy” mają problemy z poczuciem własnej wartości. Jednak pozostaje fakt, że od czasu do czasu muszę sobie i z takimi ludźmi radzić. Choćby doraźnie. I to jest dopiero sztuka :)
Kiedyś zainspirował mnie ten post i od dłuższego czasu zbierałem się w sobie, żeby sobie poradzić z takim pewnym problemem, i usunąć z mojego życia taką negatywną osobę, co właśnie przed paroma godzinami zrobiłem. Jestem jeszcze roztrzesiony emocjonalnie, bo sprawa byla skomplikowana, bo chodzilo o dziewczyne (żone) mojego przyjaciela. Nie chciałem stracić przyjaciela, ale chciałem zakonczyc znajomość z jego żoną, bo straciłem już wystarczająco dużo nerwów przez tą babe.
Na początku naszej rozmowy głos mi się ścisnął, były emocje i wogole, ale w końcu jakoś poszło i teraz ogólnie myślę, że dobrze postąpiłem. Względem siebie napewno dobrze.
To nie było łatwe, bo mój przyjaciel jest bardzo za tą osobą, bo w końcu to jego żona i szczerze życze mu z nią szcześcia, ale sam tez nie chcę więcej niepotrzbnego psucia swoich nerwów przez kontakty z tą osobą.
Żałuje tylko, że nic takiego jak ten post mnie do tego nie zainspirowało wcześniej – jakieś pare lat temu i pozwoliłem, żeby sprawy w moim życiu tak bardzo się zapusciły :/
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek
Znasz te powiedzenia „lepiej późno niż wcale” (polskie) oraz „lepszy bolesny koniec niż ból bez końca” (niemieckie) :-)
Gratuluję odzyskania części wolności!! Relacja Twojego przyjaciela z jego żoną to kompletnie jego sprawa, ale Ty nie musisz w tym uczestniczyć
Pozdrawiam
Alex
Alex, dziękuje za wsparcie :)
Właśnie między innymi powiedzenie “lepszy bolesny koniec niż ból bez końca” (btw. o którym pierwszy raz się tu dowiedzialem) było mi bardzo pomocne w odzyskaniu czesci mojej wolności :)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek
Proszę bardzo :-)
To niemieckie powiedzenie jest bardzo użytecznie, też z niego korzystałem :-)
Trochę się kłóci z tradycyjną polską tradycją że trzeba cierpieć, bo to szlachetne, ale tym gorzej dla tradycji!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dużo naszych zachowań wynika z tego jak nas traktowano kiedy byliśmy mali. Jak traktowali nas rodzice, nauczyciele w szkole i inne dzieci na podwórku. Najważniejsze to sobie uświadomić zachowanie, które z takiego traktowania wynika. Wiem po sobie :). Kiedyś strasznie nie lubiłam jeździć do rodzinki na wsi i nie wiem, nie pamiętałam z czego to wynikało gdyż moi bracia uwielbiali. W pewnym momencie przypomniałam sobie jak wójek strasznie mnie skrzyczał za zamoczenie ręcznika w rzece… i to był mój problem. Niby nie było to nic wielkiego ale na mnie (w domu na mnie raczej nie krzyczano) wywarło tak wielkie wrażenie, że za taką pierdołę można tak bardzo na kogoś nakrzyczeć i nieświadomie wyrządzić krzywdę i zostawić ślad na wiele lat. Dopiero kilka lat temu sobie to uświadomiłam. Znalazłam powód swojej niechęci, wybaczyłam nieświadomemu wójkowi i od niedawna często ich odwiedzam :).
Nie sympatycznych a spontanicznych. Takich co nie zawsze są mili,ale często mówią co myślą. Jest tak,że człowiek często szuka ludzi podobnych do siebie. Ale takie towarzystwo jest nudne. Wolę więc różnicować je nawet jeśli części z moich znajomych nie trawię lub bardzo różnimy się poglądami. Jestem tolerancyjna.
Lavinka
Witaj na naszym blogu :-)
Jeśli mielibyśmy robić osobisty ranking z tymi dwoma kryteriami to mój wyglądałby następująco:
1) osoby sympatyczne i spontaniczne
2) osoby sympatyczne i mało spontaniczne
3) i 4) osoby niesympatyczne niezależnie od ich spontaniczności
Widzisz to inaczej?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Pozdrawiam
Nie robię rankingów ludzi. Moje kontakty uzależniam w dużej mierze od ich użyteczności (miło spędzony czas do nich się zalicza). Ciężko się dyskutuje z ludźmi,którzy tylko przytakują.
Lavinka
Mnie zdarza się prowadzić ożywione dyskusje z sympatycznymi ludźmi :-)
Może różnie rozumiemy znaczenie tego słowa?
Za Słownikiem Języka Polskiego PWN:
„sympatyczny
1. «wzbudzający sympatię i sprawiający przyjemne wrażenie»
2. przychylny, życzliwy”
ad 1) czy ktoś wzbudza moją sympatię, czy też nie, to niewiele ma wspólnego z tym, czy zgadza się on ze mną czy nie.
ad 2) często ludzie mi przychylni polemizują ze mną wyświadczając mi w ten sposób przysługę. Ostatnio pewien przesympatyczny Czytelnik w rozmowie telefonicznej ze mną w 2 zdaniach „ustrzelił” pewien mój pomysł i chwała mu za to :-)
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alexie,
jest to mój pierwszy post i chciałabym w nim podzielić się swoimi przemyśleniami na temat otoczenia. Od pewnego czasu mam poczucie gry w „muzyczne krzesła” gdzie z roku na rok słychać coraz mniej muzyki i ostatecznie trzeba przygotować się na któreś z ( wybranych przez siebie lub kogoś z racji braku innych miejsc) krzeseł. Dotyczyć to może pracy, przyjaciół lub misia do przytulania ;) .Analizując swoje odczucia doszłam do wniosku że moje nastawienie ukierunkowane jest na strach przed nieznanym. To nie prawda że nie uda sie mi znaleźć dobrej pracy z dobrymi pozytywnie nastawionymi kolegami. To nie prawda że nie zasługuje na optymistycznych, uśmiechniętych i pomocnych przyjaciół. To nie prawda że wystarczy bym wiedziała że ktoś mnie kocha. Jeżeli tego mi nie okazuje to zasługuje na więcej. Do czego zmierzam, bardzo trudno je się pozbyć iluzji w której to nasze wybory jak i otoczenie są stałe i niezmienne. Do tej pory słyszę w pamięci głos mojej babci który mówi mi że lepszy diabeł którego się zna. Jak również słowa mojego dziadka, który nie uznawał rozwodów i zmarł tak jak żył- nieszczęśliwie żonaty.
Aleksie,
chciałem podlinkować Twój post bliskim osobom, ale niestety nie wyświetlają się obrazki – prawdopodobnie linki popsuły się podczas jakiejś migracji bloga pomiędzy platformami. Czy może udałoby Ci się je naprawić?
Aleksie,
Powyższy komentarz jest pomyłką. Miałem otwartych kilka postów naraz i wpisałem komentarz pod niewłaściwym, przepraszam.