Miałem spore wątpliwości, czy publikować poprzedni, w moim odczuciu dość banalny post, ale jak widać z toczonej pod nim dyskusji, był jednak on potrzebny.
Zanim przejdziemy tutaj do sedna sprawy, najpierw jeszcze kilka istotnych faktów, aby wyjaśnić opisaną tam sytuację:
- Nie znam osoby, która obchodziła urodziny, wiedziałem tylko, że jest w „grupie docelowej”, która bardzo może skorzystać na przeczytaniu mojej książki
- Nie znam osoby obdarowującej
- Na początku nie skojarzyłem, kim jest Czytelniczka, która zapytała mnie o możliwość, nie było to zresztą w tamtym momencie tak istotne
- Czytelniczka, po usłyszeniu co można zrobić, stwierdziła, że to może zbyt dużo zachodu, ale to ja uparłem się, aby spróbować
- Każdy z uczestniczących w akcji wziął w niej udział dobrowolnie
- Nikt z dyskutujących pod poprzednim postem nie miał większej wiedzy o wydarzeniu niż pozostali, a różnice w ocenie wynikały prawdopodobnie z różnego podejścia
Kilkoro szanowanych przeze mnie Komentatorek i Komentatorów stwierdziło (logicznie słusznie), że nakład związany z dostarczeniem na czas przesyłki był nieadekwatny, można to było inaczej rozwiązać, to były tylko urodziny itp.
Oczywiście macie rację, ale moi Drodzy, wyrażając to po angielsku: you missed the point!!!
Racjonalne i finansowo efektywne prowadzenie miniksięgarni internetowej nie było tematem tamtego postu :-) Księgarnia, jak i cały projekt „książka” spinają się finansowo bardzo dobrze, tak czy inaczej.
Tu chodziło o inne sprawy, a mianowicie:
- Kosmos, przeznaczenie, lub jakbyście tego nie nazwali podsunęło mi sposobność zrobienia czegoś dobrego dla innego, nieznanego mi człowieka
- Ten człowiek ewidentnie jest w grupie, dla której moja książka ma potencjał zrobienia znacznie więcej, niż tylko bycie sympatyczną lekturą do przeczytania
- Ten człowiek ma przyjaciół, którzy zadają sobie trudu popytania, jaka książka będzie dobrym prezentem. To oznacza po pierwsze, że nie jest to osoba asocjalna, po drugie, jest to ktoś, kto czyta. Prawdopodobnie miła, inteligentna osoba, której przyda się taki katalizator.
Razem do kupy, cóż za wspaniała okazja zrobienia czegoś dobrego!!! Wymagała tylko oderwania się na chwile od własnych spraw, pokombinowania, zrobienia paru telefonów.
Obrazowo mówiąc, świat spokojnie szedł sobie swoim racjonalnym torem a my wprowadziliśmy w nim jakieś pozytywne zaburzenie. Zaburzenie, którego echa nie jesteśmy nawet w stanie ocenić, a które dzięki „efektowi motyla” może być znacznie większe, niż nam się śniło!! Nawet jak nie nastąpi to tym razem, to może następnym!! Czyż nie przyjemne uczucie?
Jeżeli teraz ktoś pomyśli: „Alex to ma dobrze, bo może pozwolić sobie na takie akcje”, to śpieszę z wyjaśnieniem, że jest dokładnie odwrotnie. Ponieważ mam takie nastawienie i robię takie akcje dość regularnie, też wtedy, kiedy nie było mi łatwo, to dziś stać mnie na wiele. Jak to dokładnie działa nie podejmuję się tutaj interpretować, ale działa!
Zdaję sobie sprawę, że wielu z Was tkwi różnych koniecznościach dnia codziennego: kredyty, rodzina, wymagania pracy zarobkowej i wiele innych. Jeżeli jednak pragniecie kiedykolwiek wyrwać się z tego kołowrotka, to znajdźcie, wynegocjujcie, ba wyszarpcie na siłę od życia kawałki czasu, aby bezpodstawnie i czasem nieracjonalnie zrobić cos dla drugiego człowieka, najlepiej takiego, który nie ma jak się Wam odpłacić. Długofalowo naprawdę warto…
Kiedy zaczniecie?
Zgadzam sie z konkluzja bez dwoch zdan!
Ponad 10 lat temu zacząłem (czasy LO). Fakt najbardziej powyższe podejście uaktywniło się po LO – w czasie pracy w handlu (stacjonarny sklep jak i później allegro) ale dodziś staram sie taki być wobec ludzi wokół mnie.
Pzdr
MacDom – wcześniej nick Maciej D. (z Torunia).
W zasadzie to spokojnie ten post można by umieścić nie w kategorii „suksces w relacjach…” a dziale „nasz niewykorzystany potencjał” :)
Gdybym miał wybrać jedno, najwazniejsze dla mnie przesłanie bloga, to właśnie chyba byłoby to opisane w tym poście.
Pozdrawiam
Maciek
Jakimś sposobem przeoczyłem wpis „Historia pewnego prezentu”. Super akcja :) Ja darowany przez Ciebie dodatkowy egzemplarz książki cichutko przekazałem do naszej puli książek do rozlosowania na MeetPRO w Warszawie. Jestem mega zadowolony z lektury swojego egzemplarza i mam cichą nadzieję, że osoba obdarowana również swój doceni :) Taki mały gest w mojej strategii wielu małych (i czasami większych) gestów – nie ukrywam, że podbudowanej Twoją książką. Dzięki!
To aż zasługuje na mój pierwszy komentarz na tym blogu, chociaż czytam go od dawna.
Krótko: warto, chociaż czasem cała okolica będzie patrzeć na ciebie, jak na wariata (i nie, nie jest to tylko polska specyfika, jak w NL przytrzymasz komuś drzwi w sklepie to pomysli, że chcesz od niego kasę ;-))
Takie działania jak Toja Alex „akcja” z książką zdarza mi się podejmować dość często. Robię to z własnej nieprzymuszonej woli, nie oczekując w zamian nawet dziękuję. Po prostu to robię. A w innym czasie, od innych zupełnie ludzi, w zupełnie odmiennych okolicznościach ma miejsce miłe dla mnie wydarzenie. Moja babcia mawiała o tym w ten sposób, że „co rozdajesz, to do ciebie wraca”. I to się sprawdza. Jeżeli chcę spotykać na swej drodze dobro i życzliwość, to przede wszystkim zaczynam to sama robić, sprawiać, dawać.
Dywagacje na temat nakładu sił i środków, zastanawianie się, czy mam na to czas, czy mi się chce, czy mi się to opłaci lub zwróci, w przypadku takich drobnych, dobrych uczynków nie mają większego sensu. Robię to, co mogę, co jestem w stanie, co nie sprawia mi większego problemu. Dla kogoś może to być coś niesłychanie ważnego i pomocnego.
Przypomina mi się tutaj coś, co zrobiłam kiedyś, a co w moich znajomych wzbudziło kilka pytań: dlaczego i po co?
Byłam w Chełmnie i kiedy fotografowałam różne serca w przestrzeni miejskiej (Chełmno jest miastem zakochanych, taki pomysł na promocję miasta:)w parku od dość wesołego i wskazującego na spożycie trunków bynajmniej nie szlachetnych towarzystwa, oderwał się jeden z uczestników „imprezki”. Podszedł do nas i grzecznie się przywitał. Byłam pewna, że poprosi o kilka złotych na następną butelkę. On jednak poprosił, żeby zrobić mu zdjęcie z siostrą na ławeczce, której oparcie stanowiły dwa serca. Tak mnie rozbawił swoją argumentacją, dlaczego nie posiada żadnego zdjęcia razem ze swoją siostrą, ze zgodziłam się pstryknąć kilka fotografii. Poprosiłam go, aby podał jakiś adres, to mu wyślę te zdjęcia. Rodzeństwo lekko zażenowane podało mi adres swojej mamy. Zapisałam ten adres i po przyjeździe do domu, wydrukowałam zdjęcia, włożyłam do koperty, zaadresowałam i przy najbliższej wizycie na poczcie wysłałam je. Wysyłając kilka fotografii nieznajomej kobiecie jej dorosłych, uzależnionych od alkoholu dzieci, które trzymają się za ręce na ławce z oparciem z serc pomyślałam, że być może kobieta od dawna nie miała powodu do jakiejś radości ze swego syna i córki,którzy wyglądali na stałych bywalców tego parku i zwolenników mocno niezdrowego spędzania czasu. A otwierając kopertę być może się uśmiechnie, że dzieci zrobiły jej niespodziankę.
Kilka dni później udało mi się załatwić bardzo trudną dla mnie sprawę. Przypadek? Być może. Z perspektywy czasu myślę, że nie.
Alex, lubię Twoje wpisy. Dają do myślenia za każdym razem. Moje przemyślenie jest takie, że niezależnie od tego ile mamy pieniędzy, status społeczny i możliwości – zawsze jest możliwość zrobienia czegoś dla drugiego człowieka. Niech będzie to nawet przytrzymanie drzwi, podniesienie zakupów, które uciekły z siatki, podwiezienie autostopowicza. Nawet takie drobne czynności pozwalają na zachowanie dobrego samopoczucia przez cały czas :)
Pozdrawiam,
Artur
To właśnie można nazwać z jednej strony obsługą klienta, która ujmuje. Ludzie potem o tym mówią , wieść niesie i wraca 100-krotnie.
Przykład? Ostatnia akcja firmy lotniczej westjet (można na youtube znaleźć), która wzruszyła klientów do łez.
Owszem, było to zamierzone, ale chodzi o to jak poczuli się klienci. Wielu mogło się poczuć wyjątkowo jak nigdy wcześniej.
Druga sprawa to dawanie wartości bliskim wokół siebie. To właśnie daje szczęście im, które potem wraca. Buduje silne relacje.
Puenta filmu Into The Wild (Wszystko za życie) właśnie o tym mówi i otwiera oczy. Nie napiszę jak się kończy, żeby nikomu nie psuć oglądania jeśli jeszcze nie widział :)
Alex, bardzo potrzebny wpis!
Postawa, którą przedstawiłeś na swoim przykładzie daje ogromną satysfakcję. Podpisuję się pod nią obiema rękami. Szczerze mówiąc, dopiero po lekturze wpisu i komentarzy doszło do mnie, że jest to tak dla mnie ważne. Taka postawa nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem innych (cytuję „nie szkoda ci czasu, pieniędzy” itp.). Bardzo ci dziękuję za ten wpis.
Ponadto, wierzę, że los (kosmos, siła wyższa) stawia na naszej drodze różnych ludzi i różne sytuacje w jakimś celu. Wielokrotnie tego doświadczyłam. Filmy, artykuły, książki (ostatnio Twoja książka), bezinteresowna pomoc przyjaciela lub życzliwość zupełnie obcej osoby pojawiają się często w „dobrym” momencie. Ten sam los stawia nas na drodze innych. Co w ich życie wniesiemy, zależy od nas.
Artur Rogowski
Podpisuję się pod każdym Twoim słowem, a w szczególności tymi, że „zawsze jest możliwość zrobienia czegoś dla drugiego człowieka”. Tylko trzeba mieć oczy szeroko otwarte.
pozdrawiam Wszystkich serdecznie
Fajny wpis :) Cieszy mnie bardzo, że w naszym kraju wiele osób mimo wszystko reprezentuje powyższe myślenie (chociażby czytelnicy niniejszego Bloga) :) Mnie taka postawa jest także bardzo bliska. Alexie, jeszcze trochę i będziesz musiał poważnie zastanowić się nad kolejną częścią „Sukcesu…” bo tematów na pewno nie zabraknie. :D
jak to fajnie być bezinteresownie życzliwym,tak po prostu, bez motywowania sie jakąs filozofią czy światopogladem.Czasem robię takie małe gesty życzliwości wobec nieznanych mi osób.Kiedyś otrzymałem na ulicy od nieznanej mi osoby kwiatek… i fajnie się poczułem na dalszą część dnia.
pozdrawiam :)
Jak to fajnie być bezinteresownie życzliwym,tak po prostu, bez motywowania sie jakąs filozofią czy światopoglądem.Czasem robię takie małe gesty życzliwości wobec nieznanych mi osób.Kiedyś otrzymałem na ulicy od nieznanej mi osoby kwiatek… i fajnie się poczułem na dalszą część dnia.
Bravo Alex, podoba mi się Twoje podejście.
pozdrawiam :)
„Alex to ma dobrze, bo może pozwolić sobie na takie akcje”
Nie sadze, aby to byl temat, na ktory mozesz sobie pozwolic tylko Ty Alex. Tego rodzaju sytuacje to nie jest cos co zdarza sie nagminnie. Nie kazda sytuacja jest adektwatna do tego rodzaju zachowania, to raczej sporadyczne. Mam tu na mysli tego rodzaju „akcje”:)
Oczywiscie, powinnismy wychodzic z zyczliwoscia do wszystkich, jednak nie powinno byc to swojego rodzaju gotowosc na to aby zablysnac kiedy sie tylko da a czescia naszej osobowosci i sposobu w jaki odbieramy swiat i chcemy aby swiat nas odbieral.
Jezeli w taki sposob bedziemy do tego podchodzic, napewno zachowamy swoj profesjonalizm i racjonalnosc, nie narazimy przyszosci firmy na niepowodzenie z uwagi na nagminna ilosc tzw „zyczliwosci w nadprogramowych, nieadekwatnych sytuacjach”.
Wystarczy zrozumiec sytuacje i potrzebe, byc naturalnym i pokazac innym, ze to wlasnie Ty, a nie zachowanie wymuszone odgornie przez sily wyzsze zasiadajace w radzie firmy:)
Pozdrawiam
Roman Piekarski
Piszesz: „Tego rodzaju sytuacje to nie jest cos co zdarza sie nagminnie. Nie kazda sytuacja jest adektwatna do tego rodzaju zachowania, to raczej sporadyczne. Mam tu na mysli tego rodzaju “akcje””.
Zgadzam się, ze nie każda sytuacja może być adekwatna do tego rodzaju zachowania. Zastanawiam się jednak czy da się łatwo powiedzieć, jakie sytuacje nadają się do tego typu „akcji” a jakie nie? W moim przypadku dzieje się to raczej spontanicznie i intuicyjnie. Zdarza się, co nie oznacza, że jest to mój modus operandi we wszystkich sprawach.
Myślę, że w tej dyskusji nie wszyscy rozumiemy słowo „nieracjonalnie” tak samo. Ja to rozumiem, jako działanie wykraczające poza to co wynika z kalkulacji czy nam się opłaca.
Takie zachowanie nie wyklucza wzięcia pod uwagę Twojego postulatu o racjonalność działania w kontekście narażania się na koszty (firmy lub siebie). Można i trzeba mieć je na względzie we wszystkich takich sytuacjach. Jeśli uruchamiam „takie akcje” to przecież myślę o kosztach i konsekwencjach. Wiem na ile mogę sobie pozwolić.
Piszesz:„ jednak nie powinno byc to swojego rodzaju gotowosc na to aby zablysnac kiedy sie tylko da a czescia naszej osobowosci i sposobu w jaki odbieramy swiat i chcemy aby swiat nas odbieral. Jezeli w taki sposob bedziemy do tego podchodzic, napewno zachowamy swoj profesjonalizm i racjonalnosc”. Nie wiem, czy dobrze cię zrozumiałam. Jakie jest ryzyko dla naszego profesjonalizmu w takich sytuacjach? Ja sprawę opisaną przez Alexa w poprzednim poście odebrałam jako przykład wysokiego poziomu profesjonalizmu.
Myślę, że zachowanie/postawa, o których mówimy wynika z osobowości i jest ona jak najbardziej naturalnym zachowaniem. Nie szukam okazji, same się nadarzają.
Pozdrawiam
Ola
@Aleksandra J
Intuicja zapewne odgrywa tutaj najwieksza role jako zmysl orientacji w danej sytuacji, jednak bez uprzednich spontanicznych badz przemyslanych zachowan, ktore podnosza jej wskaznik efektywnosci w oparciu o nabyte doswiadczenia sie nie obedzie:)
„Takie zachowanie nie wyklucza wzięcia pod uwagę Twojego postulatu o racjonalność działania w kontekście narażania się na koszty (firmy lub siebie). Można i trzeba mieć je na względzie we wszystkich takich sytuacjach. Jeśli uruchamiam „takie akcje” to przecież myślę o kosztach i konsekwencjach. Wiem na ile mogę sobie pozwolić.”
Chlodna ocena sytuacji intuicja:)
„Nie wiem, czy dobrze cię zrozumiałam. Jakie jest ryzyko dla naszego profesjonalizmu w takich sytuacjach?”
Mam tu glownie na mysli „zachowanie profesjonalizmu dozujac zyczliwosc w granicach zdrowego rozsadku”.
Oczywiscie mozesz pozwolic sobie na wiecej jezeli jestes Pania Wlasnego losu i Wlasnym szefem. Wszystko rozchodzi sie o ta trafnie przez Ciebie poruszona „INTUICJE” :)
Pozdrawiam
Roman
Tak jak mówiłeś – może i nie każdego stać na wielkie akcje bycia darczyńcą, ale każdy – nawet najmniejszy dobry uczynek, pozwala spać nam lepiej. Już w zeszłym roku pisałeś, że w okazji świąt każdy z nas powinien zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka. Zainspirowany i pobudzony w tym kierunku: sprezentowałem pewnemu bezdomnemu, który włóczył się miedzy poznańskimi blokami, trochę jedzenia. Chciałem co prawda pomóc mu jeszcze bardziej, przygotowując dla niego świeże ubrania i jeszcze więcej jedzenia – ale ten nie pojawił się już na umówione spotkanie. Czy byłem rozczarowany? Może trochę. Czy nie mógł się pojawić, czy po prostu nie chciał? Tego nie wiem, ale przygotowaną paczkę dałem po prostu innej osobie, która tego potrzebowała. Tak czy inaczej w tym roku też zamierzam zrobić coś, co jak piszesz – nie zwróci mi się z sposób bezpośredni, ale długofalowo – na pewno warto. Pozdrowienia z Poznania.
Tak jak mówiłeś – może i nie każdego stać na wielkie akcje bycia darczyńcą, ale każdy – nawet najmniejszy dobry uczynek, pozwala spać nam lepiej. Już w zeszłym roku pisałeś, że w okazji świąt każdy z nas powinien zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka. Zainspirowany i pobudzony w tym kierunku: sprezentowałem pewnemu bezdomnemu, który włóczył się miedzy poznańskimi blokami, trochę jedzenia. Chciałem co prawda pomóc mu jeszcze bardziej, przygotowując dla niego świeże ubrania i jeszcze więcej jedzenia – ale ten nie pojawił się już na umówione spotkanie. Czy byłem rozczarowany? Może trochę. Czy nie mógł się pojawić, czy po prostu nie chciał? Tego nie wiem, ale przygotowaną paczkę dałem po prostu innej osobie, która tego potrzebowała. Tak czy inaczej w tym roku też zamierzam zrobić coś, co jak piszesz – nie zwróci mi się z sposób bezpośredni, ale długofalowo – na pewno warto. Pozdrowienia z Poznania. Kuba
Jestem pod ogromnym wrażeniem Alex, zresztą nie pierwszy już raz. Różo, to prawda. Ja jestem typem który wciąż więcej dostaje niż daje, kiedy o tym myślę, mam wrażenie że nie spłacę już tego co teraz dostałam do konca życia. Jan, ja tez, ja tez dostałam kwiatek na ulicy, może od tej samej osoby? Ostatnio zdarzyło mi się tak. Wczołgałam się na strych, z tym moim psem, który musiał obwąchać wszystkie drzwi po drodze do pewnej starszej kobiety. Wiecie, nic takiego. Kawa, głośna rozmowa, bo pani niedosłyszy. Kobieta nie wychodzi z domu prawie w ogóle, a późną jesienią czy zimą? Zapomnijcie. Kiedy poleży np. jeden dzien, trudno jej potem wstać. Prócz opiekunki nikt jej nie odwiedza. Jest markotna. Pogadałyśmy sobie trochę, pani wygłaskała psa i poleciałam do pracy. Od opiekunki wiem, że kobieta podobno cały dzien była ożywiona i wesoła. Mam prośbę rozejrzyjcie się, czy koło was nie mieszka ktoś taki. Do tego nie potrzebujecie sporo czasu, nakładów finansowych, ani wielkich umiejętności komunikacyjnych. Czasem wystarczy się tylko uśmiechnąć.
Moja historia kupowania książki!
Potrzebowałem na początek 4 egzemplarzy, 1 dla siebie i 3 na prezenty, z czego w dwóch chciałem autograf z dedykacją ;)
Był to zaraz po uruchomienia sklepu, wiec okres bardzo gorący dla projektu i Alexa. Ponieważ mieszkam w Warszawie, umówiłem się z Alexem, że przyjdę osobiście po książki w dogodnym dla nas terminie i tak zdobędę dedykację. Ponieważ okres było gorący również dla mnie, znalezienie tego terminu nie było banalne, ponadto poinformowałem osoby obdarowywane co wkrótce dostaną. Nie był to najlepszy pomysł, ponieważ wkrótce zaczęły się dopytywać, kiedy będą książki ;)
Napisałem więc do Alexa co i jak, był akurat tuż przed wyjazdem do punktu wysyłkowego, celem przeszkolenia z nowego workaround, następnego dnia leciał na spotkania do innego miasta, jak pisałem bardzo gorący okres.
Oczywiście po paru dniach otrzymałem przesyłkę, gdzie dwa egzemplarze były rozpakowane i podpisane :)
Wszyscy zachwycenia, Kosmos zmieniony!
Pozdrawiam, Artur
Dziekuję Wam za bardzo interesujące komentarze :-)
Z nich wynika, że zdecydowanie warto było napisać oba teksty.
Nawiasem mówiąc, na początku sprzedaży było bardzo gorąco i zdarzyło sie kilka pomyłek. Wtedy funkcjonowały tez 2 metody taniego nabycia książki:
1) ktoś zamówił pojedynczą, a dostał dwupak. Na pytanie, jak ma odesłać nadprogramowa książkę otrzymywał gratulacje wraz z prośbą, aby nadprogramowy egzemplarz sprezentować komuś, komu sie to przyda.
2) zdarzyło się, że ktoś zamówił dwupak, a dostał pojedynczą. Po mailu do mnie niezwłocznie wysyłaliśmy dwupak, a ten pojedynczy zostawał u klienta w ramach przeprosin za pomyłkę :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Bezapelacyjnie popieram bycie nieracjonalnie życzliwym. Jednak w związku z opublikowaniem relacji dot. dostarczenia książki na urodziny może wiązać się spore ryzyko dla autora tej relacji – mam na myśli ryzyko nadmiernych oczekiwań względem Ciebie Alex. Post o książce przypomniał mi wcześniejszy post: http://alexba.eu/2013-02-13/szacunek-i-zaufanie-u-innych/niebezpieczne-przekonanie/ Nikt kto regularnie czyta Twojego bloga, nie powinien oczekiwać, że zajmujesz się wyłącznie tym blogiem i odpowiadaniem na pytania czytelników, ale jak sam zwróciłeś uwagę w „Niebezpiecznym przekonaniu”, napisał do Ciebie ktoś kogo a. – nie znasz, b. najwyraźniej nie zna Ciebie, a sprawa skończyła się nieuzasadnionymi pretensjami. Tym bardziej po publikacji postu o pomocy przy ekspresowym dostarczeniu książki (co większość osób postronnych będzie uważała, ze sprawę błachą), mogłeś rozbudzić nadzieję (pomijając czy słusznie) czytelników, że każda ważniejsza niż powyższa sprawa, z którą zwrócą się do Ciebie, spotka się z równie szybką Twoją reakcją i równie dużym zaangażowaniem.
Pozdrawiam serdecznie
Paweł
tak to jest bardzo wyzwalające, gdy robimy coś nie z typowych pobudek jak: przetrwanie czy własna korzyść :)
chociaż ktoś może się przyczepić, że robimy przyjemność komuś aby sami poczuć się przyjemnie i jest to własna korzyść ;)
Witam
W zupełności popieram idee takiego pomagania i staram się ją realizować w swoim życiu od kilku lat- no może na przestrzeni ostatniego roku było to dość trudno, bo sama takiej pomocy potrzebowałam (i o dziwo z wielu stron ją otrzymałam, czego nie zapomnę do końca życia, czując swego rodzaju dług wdzięczności w stosunku do tych ludzi). Dlatego działałam w organizacji studenckiej, realizują projekty np. szkolenia dla licealistów,wsparcie merytoryczne dla NGO.
Uważam, że takie doświadczenia wzbogacają nas jako ludzi, w całym tym ogóle beznadziei i natłoku złych informacji, dają nadzieję- dla mnie bezcenne. I nie wiem jak Wy, ale ja widząc, że faktycznie pomogłam,czuję dumę- taką autentyczną, niewymuszoną.
Artur, fajnie ze o tej ukrytej wlasnej korzysci wspomniales. O tym mowi ksiazka „Przebudzenie”
http://www.youtube.com/watch?v=JI4DPVejl2Y (Audiobook w tym przypadku)
Alex, moze w wolnej chwili zechcialbys wypowiedziec sie na temat tej ksiazki w dodatkowym poscie? Bardzo jestem ciekaw Twojej opini
Artur J
Co do Twojego drugiego stwierdzenia:
Gdybym miała się zastanawiać, czy ktoś mógłby się do tego przyczepić, to nic nigdy bym nie zrobiła, bo do wszystkiego można się przyczepić.
Nie widzę też nic złego w tym, że ktoś coś robi dla kogoś, aby samemu lepiej się poczuć. Mamy w ten sposób dwoje ludzi czujących się dobrze. Szczęście się mnoży, gdy się je z kimś dzieli.
Cała ta historia – moim zdaniem – da się streścić do słów, które kiedyś powiedział Władysław Bartoszewski:
„Na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej (…) nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte.”
No więc ten wysiłek kilku osób, żeby przesyłka wyszła na pewno się nie opłacał, ale był siebie warty :)
(a cytat ten wisi mi na ścianie – codziennie patrzę i codziennie się uśmiecham na jego widok. Jest genialny.)
Cześć,
A słyszeliście o bezinteresownym sprzedawcy z Allegro, który przywiózł klientowi osobiście paczkę w wigilię, by dać trochę radości?
http://www.hotmoney.pl/Sprzedawca-z-Allegro-nadlozyl-340-km-zeby-uszczesliwic-klienta-a32875
Hej Różo.
Napisałaś: „Nie widzę też nic złego w tym, że ktoś coś robi dla kogoś, aby samemu lepiej się poczuć. Mamy w ten sposób dwoje ludzi czujących się dobrze. Szczęście się mnoży, gdy się je z kimś dzieli.”
Ja też nie widzę w tym nic złego, chodzi jednak o motywację o robienie czegoś z powodu bezgranicznej miłości do wszelkich istot ludzkich, wielu ludzi robi coś dla innych aby zagłuszyć swoje poczucie winy.
Pozdrawiam, Artur
Pozwólcie, że dorzucę swoje „trzy grosze” w odniesieniu do: „Nie widzę też nic złego w tym, że ktoś coś robi dla kogoś, aby samemu lepiej się poczuć”.
Można według mnie na to spojrzeć w dwojaki sposób:
1 – spojrzenie nazwijmy to etyczno-filozoficzne: Jeśli robię coś z uwagi na dobro drugiego człowieka, a ewentualna moja korzyść jest (lub nie ma jej) skutkiem ubocznym, to mamy sytuację, gdy motywacją jest drugi człowiek. Wtedy według mnie mamy owo Alexowe „Widzę Cię” w pełnym wymiarze. I analogicznie – jeśli robię coś, żeby się dobrze poczuć (motywacja skierowana na „ja” a nie „on”), to po prostu używam drugiego człowieka do tego, żeby sobie zrobić dobrze. W miejsce „Widzę Cię” wchodzi „Widzę siebie, a Ciebie o tyle, o ile mogę Cię użyć dla swoich korzyści”.
2 – spojrzenie praktyczne: niezależnie od tego, czy podmiotem jestem ja czy druga osoba (działanie podejmowane z myślą o dobru własnym lub dobru innej osoby) – dobro się dzieje, ktoś dostaje i my dostajemy.
Idealnie jest, gdy podmiotem, motywem działania jest drugi człowiek, gdy nie jest on jedynie narzędziem do sprawiania sobie dobra, a przy tym i my sami czerpiemy finalnie z tego korzyść. Ale nie żyjemy w idealnym świecie. Nie jestem zwolenniczka używania ludzi, wolę gdy dobro jest czynione ze względu na drugiego człowieka, z uważnością na drugiego człowieka, ale biorąc pod uwagę efekt (jest on właściwie taki sam w obu przypadkach) zaryzykuję stwierdzenie, że niezależnie od pobudek – lepiej czynić dobro nawet z egoistycznych pobudek niż tego nie robić. :-)
Pozdrawiam, Ewa
To jest niesamowite, trafiam na bloga po raz kolejny po dość długiej nieobecności i trafiam na post, który oddaje to czego mi właśnie brakuje. Chwili czasu od „kogoś” bezinteresownie, aby miło spędzić z kimś czas, iść na kawę, na spacer. Ludzie pędzą w swoich życiach choć nie wiedzą dokąd, że ta droga donikąd ich nie zaprowadzi jeśli po drodze nie znajdą czasu dla innego człowieka.
@Ewa W
Ależ żyjemy w „świecie idealnym” bo jedynym nam (na ten moment?) dostępnym. Za wszelką cenę unikamy jedynie dostrzeżenia tego faktu.
Poza tym uważam, że każde „dobrowolne działanie” (cudzysłów stąd, że żadna akcja nie jest dobrowolna, ma zaledwie takie znamiona) posiada źródło w nas samych i jest nakierowane na „własny zysk” (cudzysłów analogicznie do „dobrowolności działania”). Niezależnie od tego czy motywem jest „altruizm” genetyczny, społeczny, narodowy itd. W samym rdzeniu „altruizmu” tak naprawdę ukrywa się egoizm, czy nam się to podoba czy nie. Wprawdzie na gruncie etyki i filozofii egoizm i altruizm zostały ustanowione jako swoje przeciwieństwa, podobnie jak ogień i woda, jednak ich pierwociną jest ta sama forma energii, przybiera jedynie różne formy i daje odmienne efekty interakcji z otoczeniem (skutki naszego działania).
John Nash (ten od teorii gier) twierdził mniej więcej tyle, że dobro ogółu osiąga się poprzez realizację osobistych celów. Wydaje mi się, że im mniej jesteśmy tego świadomi, tym bardziej jesteśmy „altruistyczni” ;)
R-next,
to tak jakbyś mi powiedział, że sukienka, nawet źle dopasowana, brzydka, za duża, poplamiona etc jest dla mnie idealna tylko dlatego, że jest jedyną opcją, ze innej nie mam w szafie… No nieee… Albo ze kiepski kochanek jest idealny z braku innego, no też Nieee:-) I nie jest to kwestia postrzegania :-)
Idealne to idealne, a nie jedyne dostępne, jedyne znane czy jedyne :-)
Nieee… ;-) :-)
Pozdrawiam, Ewa
http://www.youtube.com/watch?v=TDlZhBbZjgc – z dedykacją dla wszystkich ;-)
„Zrób może kiedyś coś
naprawdę dobrego
nie dla siebie
lecz dla kogoś obcego… Hej!
W dłonie swoje pluń
i podwiń rękawy
bez forsy i bez braw
jedynie dla sprawy
Choć w jeden dzień
choć w jedną noc
daj chleba kęs
daj ciepły koc
Choć w jedną noc
choć w jeden dzień
dla kogoś czas
i serce miej
Nawet mały gest
coś może naprawić
zapuchnięte oczy
przestają łzawić
A niebo nad nami
i prawo jest w nas
jesteśmy skrzydłami
niosącymi świat.”
Ewa W,
Podoba mi się twoje spojrzenie z rozbiciem na etyczno-filozoficzne i praktyczne. Oprócz tego co napisałaś dostrzegam jeszcze jedną możliwość: robię coś dla kogoś z motywacją skierowaną na siebie (egoistyczną), wchodzi “Widzę siebie, a Ciebie o tyle, o ile mogę Cię użyć dla swoich korzyści”. OK. Tylko czasami może być tak, że wydaje mi się, że czynie dobro drugiej osobie, a ta druga osoba może nie odbierać tego jako dobro. Innymi słowy jestem tak bardzo skupiony na sobie i swoim samopoczuciu, że mogę nie zauważyć co jest naprawdę dobre dla drugiej osoby. Gdy motywacją jest drugi człowiek taka sytuacja raczej się nie zdarzy. Takie mam wrażenie :-)
Co Ty na to?
Pozdrawiam,
Wojtek