Znacie to powiedzenie chyba Abrahama Lincolna „Jak mam 7 godzin na ścięcie drzewa, to 6 godzin ostrzę moją siekierę”?
Od bardzo dawna stosuję coś podobnego, z tym, że w dzisiejszych czasach to ostrzenie siekiery nie musi trwać tak długo :)
Dzisiaj razem z moją żoną „zmarnowaliśmy” większość dnia na wyspanie się po wczesnym locie z Berlina, nieprzyzwoicie obfite śniadanie, testowanie nowych smakołyków w Słodkości by Oskar Zasuń Chef, małżeński Quality Time i wieczorne testowanie nowych smaków lodów w Gelateria La Mia.
Dobrze nam z tym i chcemy więcej :)
Na życie trzeba zarobić, więc ja pracuję zarobkowo ok. 50 dni w roku, a od pewnego czasu pracujemy nad tym, aby też w działalności Karoliny znaleźć sposób, by skoncentrowanymi działaniami i robieniem bardzo dużej różnicy dla odpowiednich klientów ogarnąć kwestię zarabiania pieniędzy bez konieczności siedzenia ciągle w kancelarii. Tak powstał Projekt Kancelaria 2.0 i wygląda na to, że mój „egoistyczny” zamysł, aby mieć więcej mojej Żony dla siebie, nie ograniczając jednocześnie jej rozwoju biznesowego, jest na właściwym torze :) Da się nawet w działalności tak różnej od mojej!
Piszę o tym, aby zachęcić wszystkich z Was, którzy mają fajnego partnera/partnerkę do regularnego odrywania się od tzw. „biężączki” i wspólnego zastanowienia się, co wspólnie możecie wymyśleć, aby każde z Was zarabiało konieczne pieniądze jeszcze efektywniej, z mniejszym nakładem czasu i energii. A może z mniejszym stresem i kontaktami z niesympatycznymi ludźmi? Aby było więcej czasu i energii na wspólne życie we dwoje.
To nie musi od razu być rewolucja, my w bardzo wielu dziedzinach stosujemy filozofię KAIZEN, małymi krokami ale ciągle lepiej.
Mając odpowiedniego partnera warto zacząć gdziekolwiek, ale zacznijcie już dziś! I ewentualne różnice między partnerami nie muszą być przeszkodą, lecz mogą stać się dodatkową inspiracją, o ile nie uważamy się za wszystkowiedzących guru i umiemy w miarę komunikować. Zobaczcie na nasz Team: Millenials i Baby Boomer, teoretycznie dość problematyczna kombinacja :)
A jednak tak nie jest, a Wy zapewne macie w związku do czynienia z mniejszymi różnicami, nieprawdaż? :) Na co więc czekacie? :)
Gra jest zdecydowanie warta świeczki, bo przecież chodzi o odczuwalną jakość naszego życia! Chętnie podzielę się moimi doświadczeniami i przemyśleniami.
Zapraszam więc do dyskusji i pytań związanych z tym tematem.
W rozmowach z moimi przyjaciółmi, szczególnie tymi młodszymi, jednym z najbardziej znienawidzonych przez nich określeń które stosuję, to „dług odbiorczy”.
Dług odbiorczy, w pewnym uproszczeniu, to jest taki rodzaj długu, który jeśli chcesz go odebrać, to musisz pofatygować się do dłużnika i powiedzieć mu „oddaj mi dług”.
Co to ma wspólnego ze mną i młodymi ludźmi?
Bardzo wiele, bo nie musząc uganiać się za pieniędzmi, mogę sobie pozwolić na bezpłatne, a jednocześnie bardzo konkretne wspieranie młodych, ambitnych ludzi. I często taką gotowość komunikuję, ale…. ta moja gotowość to jest właśnie dług odbiorczy :) Trzeba wykazać inicjatywę i samemu zapoczątkować konkretną interakcję. Kluczowe słowa to „inicjatywa” i „konkretną”!
Osoby, którym pomagam pro bono (podobnie zresztą jak klienci) nie dostają żadnych certyfikatów, świadectw, medali i tym podobnych tanich gadżetów, którymi można się pochwalić i na które poluje mnóstwo nieświadomych ludzi. Zamiast tego wynoszą konkretne rozwiązania i umiejętności, przy pomocy których osiągają sukcesy i uzyskują przewagę nad konkurencją. To się przecież liczy w ogólnym rozrachunku! A ja bardzo lubię rozgryzać różne wyzwania negocjacyjne czy sprzedażowe. Teoretycznie wielu ludzi mogłoby bezpłatnie z tego skorzystać :) Niestety tylko teoretycznie.
Dlaczego tak się dzieje? Widzę kilka powodów:
Przytłaczająca większość jest przeświadczona, że tylko to, co dostarczają kosztowni guru albo „oficjalne” źródła wiedzy (studia, kursy itp.) jest wartościowe. Takich ludzi mi nawet nie jest żal. Mają, co chcą.
Obawa, że potencjalny partner (np. ja) powie, że akurat nie ma czasu, nie ma ochoty, albo go dany przypadek nie interesuje. Takie rzeczy się zdarzają i nie jest to katastrofa! Można spróbować „wstrzelić się” w bardziej pasujący moment lub kazus, świat się na jednej odmowie nie kończy. Znajomość też nie :) Trzeba próbować.
Przeświadczenie, że „liznąwszy” parę trików i uzyskując dzięki temu pewną przewagę nad konkurencją „już wystarczy”. Nie wystarczy, bo sytuacja rynkowa zmienia się dynamicznie, poza tym, nikt chyba nie chce cały czas tylko pracować, prawda? A do tego trzeba nasz biznes solidnie tuningować. Najlepiej ciągle, jak w metodzie Kaizen.
Lenistwo i niekonsekwencja. Często słyszę od takich, często bardzo inteligentnych przyjaciół „to trzeba robić regularnie” i mają całkowitą rację! Tylko, że poprzestają na takich deklaracjach, tak jakby umówienie się na rozmowę i przygotowanie do niej przekraczało ich możliwości czy chęci. Duża strata.
Żyjemy w tej chwili w czasach wyjątkowo dobrej koniunktury, niestety wygląda na to, że czekają nas duże wstrząsy gospodarcze i społeczne o nieporównywalnej dotąd skali. W tej sytuacji, jeśli chcemy zminimalizować ryzyko wylądowania w bardzo licznej grupie tych, którzy obudzą się z ręką w nocniku, jako profesjonaliści różnego rodzaju koniecznie powinniśmy wykorzystywać możliwości „zawirusowania” jak największej części możliwego rynku.
Do tego potrzeba oczywiście umiejętności merytorycznych, które wiele osób już ma, ale koniecznie musimy też znacznie lepiej umieć zdobyć zaufanie klientów, przekonać do naszej argumentacji, potrafić umiejętnie negocjować i zadbać o reputację.
To wymaga dość prostych, ale całkiem innych umiejętności niż te nabyte na studiach czy podczas konsumowania polskich mediów wszelkiego rodzaju. Mając niekorzystne nawyki komunikacyjne, trzeba je zmienić poznając te lepsze i intensywnie ćwicząc, a nie kiwając głowami. Z tym zdaje się jest spory problem. Łatwy do rozwiązania, ale to jest własnie dług odbiorczy u wartościowych mentorów wszelkiego rodzaju.
Mi jest czasem szkoda patrzeć, jak różne fajne osoby marnują sposobności, ale może taka jest kolej rzeczy?
Co o tym sądzicie?
Zdjęcia są metaforą, ten pierwszy samolot obrazuje skuteczność biznesu typowego profesjonalisty, ten drugi skuteczność po wykorzystaniu wszystkich sposobów tunningowania. Ten pierwszy jest sympatyczny, ale ja tam wolę możliwości tego drugiego :)
Dziś na gorąco kilka słów o rekrutacji mentorów, niedocenianym czynniku, który mógłby katapultować wiele osób na zupełnie inny poziom działania i życia.
Na spotkaniu w Pozytywnej Kawce, wspominałem, że najlepsi mentorzy nie produkują się w mediach wszelkiego rodzaju, nie organizują płatnych kursów czy konferencji (bo mają dość kasy ze swojej podstawowej działalności) i jak znajdą sobie podopiecznego, to prowadzą go za darmo. Dodałem wtedy, że znam co najmniej kilka takich osób.
W rezultacie, następnego dnia pewna sympatyczna osoba poprosiła mnie o adresy tych mentorów :) To nie tak działa!!!
Jeżeli mówimy teraz o ludziach z górnej półki, którzy faktycznie dostarczają klientom znaczących rezultatów w jakiejś konkretnej dziedzinie (a nie są po prostu dobrzy w sprzedawaniu szkoleń i konsultacji), to:
Ludzie ci zazwyczaj prowadzą ciekawe życie i nie szukają desperacko kogoś do mentorowania,
Mając wiele możliwości robienia różnych rzeczy, bardzo cenią sobie swój czas (w sensie starannego wyboru, na co go przeznaczają),
Jeśli już decydują się na poprowadzenie kogoś, to zazwyczaj robią to z własnej inicjatywy, bo np. podoba im się czyjeś podejście i potencjał.
W takich przypadkach, dlaczego miałbym naruszać prywatność różnych osób, które znam udostępniając ich dane kontaktowe, ot tak sobie??? To nie tak!!!
Zdarza się czasem, że zachwycam się kimś, kto potrzebuje mentoringu z innej dziedziny, niż ja jestem kompetentny, a znam kogoś pasującego. Wtedy ja zwracam się do potencjalnego mentora, mówiąc np. „Wiesz, poznałem kogoś bardzo ciekawego z dużym potencjałem, któremu przydałby się kontakt z tobą. Mogę mu podać namiary do Ciebie?”. Aby to zrobić muszę:
Sam uznać tego kandydata do mentorowania za ciekawą osobę z dużym potencjałem
Sam mieć przekonanie, że ta osoba chce się rozwijać i robić to w etyczny sposób
Sam mieć przekonanie, że ta osoba potrafi dochować wymagań poufności
Dlaczego tak jest? Polecając kogoś potencjalnemu mentorowi kładę na szalę moją reputację u tego ostatniego! Dlatego muszę mieć maksimum pewności, że polecana osoba „nie zrobi mi wstydu” w szerokim tego słowa znaczeniu! A do tego potrzebuję znacznie więcej, niz proste zapytanie o kontakt.
Mam nadzieję, że to się Wam przyda.
Na zakończenie jeszcze małą autentyczna historia: Jakieś 2 tygodnie temu odezwał się do mnie młody, 21-letni Kolega, z prośbą o spotkanie. To była nawiasem mówiąc druga prośba, poprzednia, kilka miesięcy temu trafiła na bardzo niekorzystny moment. Mieliśmy rozmowę na tyle ciekawą, że kiedy widząc że jestem w Krakowie, zaproponował kolejne, to chętnie się zgodziłem. Druga rozmowa poszła jeszcze lepiej, jestem zaskoczony, jak ktoś tak młody nie tylko ma szerokie spojrzenie na różne rzeczy, ale też potrafi je dobrze wyartykułować. To ostatnie jest pewną słabością większości Millenialsów :) W rezultacie nie tylko myślę, z kim go skontaktować, ale wychodząc naprzeciw jego głodowi wiedzy, dałem mu pełny dostęp do mojego konta na Amazonie :) To wymagało tylko obietnicy, że nie będzie na moje konto robił zakupów i zabezpieczy swój smartfon hasłem :) Za to ma pełen dostęp do ponad 330 książek, które tam kupiłem, co dla młodego człowieka pewnie jest niezłym zasobem do czytania, do tego bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów :)
Tak to działa (na przykład)
Życzę Wam znajdowania i rekrutacji mentorów, którzy faktycznie wesprą Was w dążeniu do szczęśliwego życia! A ja wracam do pisania książki o relacjach w biznesie :)
Zdrowe poczucie własnej wartości, jest i będzie jednym z istotnych czynników powodzenia, też w tym zmienionym świecie, z którym wkrótce będziemy mieli do czynienia. Nie będę tutaj pisał akademickiej rozprawy na ten temat, zostawmy to dyplomowanym teoretykom, zgoda? :)
Zamiast tego, w kilku odcinkach podzielę się z Wami paroma osobistymi doświadczeniami i obserwacjami. Mimo ich subiektywnego i „nienaukowego” charakteru stały się one podwaliną bardzo dobrego życia i to nie tylko w moim wykonaniu.
Krok pierwszy, to zaakceptowanie własnej niedoskonałości i to niedoskonałości pod wieloma postaciami :) Nie oznacza to zaniechania rozwoju, ale świadomość, że taki, jaki jestem teraz, to jest najlepsza aktualnie dostępna wersja mnie. A życie toczy się tu i teraz!!!
Tu i teraz mamy do wyboru:
Żyć pełnią życia, „kombinując” (popularna nazwa kreatywnego szukania rozwiązań :-) ), jak poradzić sobie mimo różnych postrzeganych słabości własnego ciała i ducha. To jest to, co robię aktualnie, bo niedoskonałości mi nie brakuje :-)
Żyć „sztucznym” życiem, pokazując się otoczeniu w masce przedstawiającej człowieka, jakim chciałbym być (ale nie jestem). To jest strategia bardzo wielu osób, szczególnie absolwentów wszelkiego rodzaju szkoleń z „marki osobistej”, ale nie tylko. Obserwując długoterminowe skutki takiego podejścia i sam stosując je bardzo wiele lat temu, zdecydowanie odradzam! Taka maska, raz użyta zmusza do jej ciągłego zakładania, pod ryzykiem, że stracimy osiągniętą dzięki niej pozycję społeczną czy zawodową. To nie ma wiele wspólnego z prawdziwą jakością życia, niezależnie od tego, ile pieniędzy, domów, czy odznaczeń zgromadziliśmy! Jak tak uważnie patrzę na wielu „ludzi sukcesu”, to nigdy nie zamieniłbym się z nimi na życie!
Uznać się za kogoś gorszego od innych, zrezygnować z aspiracji dobrego życia, rozwoju i zaakceptować okruchy ze stołu, które od czasu do czasu rzucają nam inni. To jest bardzo żałosny stan ducha! Piszę to też z doświadczenia, bo wiele, wiele lat temu też to przerabiałem.
Mogę Was zaprosić do małej „inwentaryzacji”, na którym etapie aktualnie jesteście? Oczywiście nie spodziewam się, że ktoś tu będzie pisał o swoich słabościach, to jest zazwyczaj temat na bardzo dobrą rozmowę we dwójkę i w realu. Jeśli macie kogoś, z kim szczerze możecie na ten temat porozmawiać, to zachęcam.
To może być pierwszy krok, w stronę znacznie lepszego życia. O ile wyrazicie zainteresowanie, w następnych krokach zajmiemy się już samym poczuciem własnej wartości i kilkoma pułapkami z tym związanymi. Porozmawiamy też o tym, jak przyczynić się do lepszej samooceny u różnych bliskich nam osób, szczególnie partnerów i dzieci. Miłej soboty i do zobaczenia :)
Bardzo często jesteś na rozmowie rekrutacyjnej nie wiedząc o tym!
Oczywiście stwierdzenie zawarte powyżej zazwyczaj jest bzdurą, jeśli spotykamy się w kręgu tych samych, bardzo podobnych do nas osób.
Sprawa robi się nieco bardziej skomplikowana, kiedy spotykamy się z ludźmi, którzy:
sami podejmują różne przedsięwzięcia w których potrzebują wsparcia,
albo mają szeroki krąg znajomych, którzy takowymi się zajmują,
albo po prostu lubią otwierać różne drzwi sympatycznym i kompetentnym ludziom.
Piszę to, bo często bywam takim rozmówcą z tej trzeciej grupy i znam sporo ludzi z tych dwóch pierwszych. Jako człowiek życzliwy, kiedy spotykam kogoś sympatycznego, to staram się odpowiedzieć w myślach na pytanie „co mogę dla tej osoby zrobić?” ….. oczywiście wtedy, kiedy mam wrażenie że warto.
Faktem jest, że wbrew temu, co się powszechnie uważa, ciągle jest wiele szans na rynku, też dla młodych ludzi i początkujących przedsiębiorców. Stosunkowo rzadko chodzi tutaj o klasyczny „etat”, niemniej wiele osób, mnie w to wliczając, zaczęło bardzo ciekawą karierę życiową działając „bezetatowo” dla interesujących ludzi. To otworzyło cały łańcuch sposobności, którego wykorzystanie doprowadziło nas do ciekawego i dostatniego życia. Warto więc przyjrzeć się „od kuchni”, jak się taka „rekrutacja” odbywa.
Najlepiej zrobię to na przykładzie własnym, pisząc na co zwracam uwagę, kiedy rozważam, czy komuś w ogóle warto opowiedzieć o możliwości którą znam? Moje wstępne kryteria są następujące (kolejność jest istotna!!): 1. Czy mam do czynienia z pogodnym, pozytywnie myślącym człowiekiem (!!!!)? 2. Czy mam do czynienia z człowiekiem, na którym można polegać (jeśli np. ktoś sam proponuje termin spotkania a potem się spóźnia to ma raczej „przechlapane”)? 3. Czy ten człowiek ma minimum umiejętności komunikacyjnych? 4. Czy dany człowiek ma kompetencje pasujące do kogoś, o kogo potrzebach wiem?
Ciekawe, że zdawałoby się krytyczny element kompetencji ląduje u mnie na czwartym miejscu, wiele osób, które spotykam nigdy do tego pytania nie dotrze. Założę się, że bardzo wiele osób mojego pokroju postępuje podobnie, najwyżej nie zadało sobie trudu takiego sformułowania kryteriów, jak ja powyżej. Teraz ważne ćwiczenie dla Was:
Zastanówcie się, jak wyglądacie w świetle powyższych kryteriów i w jakim stopniu wpływa to na Wasze „szanse” u ludzi takich jak ja?
Jasne, że można sobie w życiu poradzić bez korzystania z takich sposobności, tylko w sytuacji ogromnej konkurencji jaka jest cena niekorzystania z potencjalnych atutów i dojść? To jest tylko faza wstępna „rozmowy rekrutacyjnej”, często niestety zdarza się, że ktoś przeszedł ja bez problemu a potem z powodu dość głupich zachowań dyskwalifikuje się z bardziej zaawansowanych zadań. No ale o tym podyskutujemy w następnym poście.
Na zakończenie dam Wam przykład takiej nieudanej rekrutacji która odbyła się stosunkowo niedawno. Jak wiecie ja oprócz moich działań zawodowych, gdzie pracuję zarobkowo maksymalnie 50 dni w roku, lubię robić różne fajne rzeczy pro bono z ciekawymi ludźmi. Ostatnio wymyśliłem sobie taki projekt że zrobię za darmo szkolenia negocjacyjne dla małej grupy młodych profesjonalistów, takie nowe wydanie słynnych w niektórych branżach warsztatów Top Gun.
Wdałem się w rozmowę z sympatyczną osobą, która biorąc pod uwagę jej sytuację pasowałaby do grupy, ale musiałem delikatnie wybadać jakie jest jej nastawienie i otwartość na uczenie się nowych rzeczy. Nawiązując do jej chęci otwarcia własnego biznesu o charakterze doradczym, zapytałem, co by ta osoba odpowiedziała gdyby klient zapytał „dlaczego akurat tobie mam powierzyć wykonanie moich zadań”? To jest nawiasem mówiąc, bardzo ważne pytanie, na które zawsze trzeba mieć dobrą odpowiedź bo w różnych wariantach będzie się ona ciągle przydawać. A ta młoda osoba, zaczynająca w ogóle swoją działalność, mówi do mnie „dlaczego miałbym się z tobą dzielić moim know-how” :) :)
Zdziwiony dałem jeszcze jedną szansę, nawiązując do tematu pozyskiwania klientów, ale w momencie, kiedy ta osoba zapytała „Czy ja jestem na rozmowie rekrutacyjnej?” mogłem już zgodnie z prawdą powiedzieć „Absolutnie nie!”, nawet, jeśli jeszcze 10 sekund temu była to faktycznie rozmowa rekrutacyjna na bardzo atrakcyjne warsztaty, prowadzone za darmo przez eksperta, którego od lat angażują zarządy dużych firm płacąc mu czterocyfrowe honoraria godzinowe :)
Podaję powyższą historię, jako taki mały przykład, abyście zobaczyli jak łatwo można sobie zepsuć szansę wzięcia udziału w czymś ciekawym i bardzo wartościowym. Pamiętajcie, kiedy rozmawiacie z kimś, kto jest spoza kręgu Waszych znajomych, może się okazać, że nie zdając sobie z tego sprawy jesteś na rozmowie rekrutacyjnej, nawet jeśli Twój rozmówca nie jest znany z występów w mediach, na konferencjach czy wystylizowanych, profesjonalnych zdjęć w mediach społecznościowych :) Dobrze jest wtedy przynajmniej: – wykazać zainteresowanie, nawet jeśli pewne rzeczy nie są zgodne z własnym obrazem świata czy biznesu, – słuchać do końca co mówi ta osoba, a nie tylko po to, aby pokazać w których punktach macie inny obraz świata :), – przejawić minimum inicjatywy własnej.
Powodzenia w wykorzystywaniu szans i otwieraniu nowych drzwi :)
Bardzo wiele osób pragnie mieć dobre, dostatnie życie i sporo wolnego czasu, a jednocześnie albo podejmuje nieefektywne działania (bo tak robią wszyscy), albo polega na jakiejś zewnętrznej sile (np. politykach), która ma w cudowny sposób zmienić ich rzeczywistość i przynieść to upragnione szczęście.
To jest bardzo naiwne i generalnie prowadzi do sporej frustracji. Na szczęście można zrobić to skuteczniej, i dziś zajmiemy się jednym z takich aspektów – jakością ludzi, z którymi mamy do czynienia zawodowo.
Ładną chwilę temu udzieliłem wywiadu przemiłemu zespołowi „Business Misja”, który ukazał się na YouTube kilka dni temu.
Życie na luzie, praca zarobkowa tylko 50 dni w roku, budowanie kariery konsultanta w atrakcyjnej niszy rynkowej, nawiązywanie dobrych relacji – to były tylko niektóre z tematów. Słuchając tego nagrania, dochodzę do wniosku, że powinienem każdy z nich rozbudować i pociągnąć dalej opisując otwarcie jak to działa. To jest szczególnie ważne kiedy zawodowo, mówiąc metaforycznie, zamiast tak jak większość ludzi (z całym szacunkiem) bawić się na poziomie podchodów harcerskich, chcemy operować na poziomie skuteczności jednostki specjalnej. A tylko taki poziom długofalowo pozwala nam na wieloletnie dostatnie życie, bez konieczności zbytniego starania się o marketing, czy stania się pracoholikiem. I do tego nie trzeba być ani „ucertyfikowanym”, ani pięknym, ani młodym, ani powszechnie znanym celebrytą bo nie te czynniki są kluczowe.
Są chętni na taką wiedzę?
PS: Wywiad został nagrany przed wystartowaniem akcji „Odchudzamy Alexa” :-) Widać na nim, jak bardzo jest ona potrzebna :-) W tej dziedzinie proszę, nie naśladujcie mnie :-)
Witajcie po przerwie.
Jak zapewne zauważyliście, Blog Alexa wygląda nieco inaczej niż dotychczas.
Po prawie 9 latach był już najwyższy czas, aby nieco przewietrzyć układ strony, nie tylko w celu ułatwienia korzystania z niej na urządzeniach mobilnych, ale też zwiększenia przejrzystości i wzbogacenia treści. Chciałem przy tym zachować jego klarowny i oszczędny design, bo to nie świecidełka, lecz zawartość zawsze była i będzie jego największą wartością.
To, co widzicie w tej chwili, to jest drugi etap tej przemiany, pierwszym była niedawna zmiana hostingu na polską, niezawodna firmę, dzięki czemu powinny skończyć się niemiłe momenty, kiedy blog był niedostępny. Dziękuję Stabilny.net i Sławkowi Nowakowi za wszelkie wsparcie w trakcie przeprowadzki i błyskawiczną reakcję na moje potrzeby.
Obiecałem składać relacje z tego, co robimy w projekcie Top Gun dla Prawników i ze sporym opóźnieniem spowodowanym innymi aktywnościami, podzielę się z Wami tematami, którymi zajmowaliśmy się ostatnio.
W miarę jak projekt posuwa się dalej, coraz więcej ludzi dowiaduje się o nim – w tym osoby, które wiedzą, że jak coś robię, to musi to być dobre i którym kompetentne i zaangażowane wsparcie prawnicze może się przydać. Dlatego na ostatnim spotkaniu pracowaliśmy prawie wyłącznie nad kwestią jak skutecznie sprzedawać usługi prawnicze i negocjować ich ceny.
To był strzał w dziesiątkę, bo tego oczywiście nikt skutecznie nie uczy, a każdy z aplikantów (przynajmniej ci z aplikacji adwokackiej) w którymś momencie stanie wobec konieczności prowadzenia takich działań. Dodatkowo, przy potrzebie utrzymywania się w trakcie aplikacji i jednoczesnej nadpodaży młodych prawników na rynku, ta umiejętność znacznie ułatwia nie tylko finansowe przeżycie tych trudnych lat, ale też budowanie sobie grupy klientów na przyszłość.
Ten nieco przydługi tytuł opisuje typowe strategie stosowane przez ludzi w celu osiągnięcia tego, czego pragną. Tym „czymś” może być np. interesująca praca, takież towarzystwo, czy też partner życiowy.
Przyjrzyjmy się, jak to wygląda w szczegółach
Metaforyczne czekanie na brzegu to siedzenie w jednym miejscu i codzienna obserwacja, co też fale życia nam na ten brzeg wyrzucą. To jest strategia bardzo oszczędna energetycznie i nie wymagająca wysiłku. Nic dziwnego, że zdumiewająco wiele osób ją stosuje, mimo jej generalnie kiepskiej skuteczności. To polega na tym, że:
Bardzo wielu ludzi przyjmuje dość byle jaką pracę, bo akurat jest ona w pobliżu aktualnego miejsca zamieszkania, często miejsca w którym dana osoba mieszka od urodzenia.
Towarzystwo, z którym spędza się najwięcej czasu, to dość przypadkowa zbieranina bliższej i dalszej rodziny, znajomych ze szkoły i studiów.
Partnera życiowego zazwyczaj dobiera się z kręgu „starych znajomych”, sąsiadów, szkoły, studiów lub miejsca pracy.
Najnowsze komentarze