Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera

Kurwa i dupa nie są cool

Ten temat czekał już dość długo na rozwinięcie, dziś pod wpływem  dyskusji pod innym postem jestem zmotywowany aby się za to zabrać :-)

Czasem słuchając wypowiedzi innych ludzi mam wrażenie, że zbyt dużo naoglądali się filmów Pasikowskiego, czy Tarantino, oraz niektórych programów polskiej telewizji. Przy takich źródłach wiedzy o świecie łatwo dojść do wniosku, że przeklinanie jest najnormalniejszą rzeczą pod słońcem i np. używanie „kurwa” jako znacznika zaangażowanie emocjonalnego, albo „dupa” w różnych przypadkach dla oceniania czegoś lub kogoś pokazuje jacy jesteśmy dobrzy. Nic bardziej błędnego!!! Na stanowiskach „galerniczych” (obejmijących też pewien poziom managementu) może to ujść płazem, ale powyżej pewnego poziomu zarządzania (i dochodów) podejście takie może okazać się prawdziwą blokadą w Waszej dalszej karierze. W latach 90 było nieco inaczej i może stąd pochodzi takie przekonanie, że wszystko wolno, ale teraz w dobrych firmach mamy zupełnie inną sytuację. Pracując dość długo w branży i mając wieloletnie kontakty z klientami widzę w jak wielu przypadkach możliwości dalszego atrakcyjnego awansu na wysokie stanowiska lądują na rafach tylko i wyłącznie dlatego, że wiadomo iż kandydat od czasu do czasu wyraża się jak osoba pozbawiona elementarnej ogłady. I nawet jeśli na obecnym stanowisku dostarczacie dobrych wyników, to w wielu wypadkach Wam nie pomoże! W tym wszystkim  niekoniecznie chodzi tylko o tzw. kulturę danej osoby.

Dodatkowe rozważania stanowiące „gwoździe do trumny” kandydata to:

  • jeśli ktoś przeklina, to pokazuje światu, że potrzebuje znaleźć upust dla swoich gwałtownych negatywnych emocji. Gwałtowne negatywne emocje to nie jest to, co dobra firma chciałaby mieć np. u swoich członków zarządu lub wyższego managementu. To jest duży minus, który w warunkach silnej konkurencji może okazać się zabójczy dla dalszej kariery
  • jeśli ktoś używa określeń typu „do dupy”, to pokazuje że nie potrafi dawać konstruktywnego feedbacku a przy okazji może demotywować wartościowych, ale wrażliwych na takie sformułowania pracowników. Mając do wyboru kilku kandydatów na dane stanowisko świadomy pracodawca raczej uzna to za spory minus, który też może zablokować nam możliwość awansu

Dodajmy do tego jeszcze jedno przemyślenie, a mianowicie, że ludzi decydujących o Waszym awansie na dowolne już stanowisko (a więc niekoniecznie zarząd, czy top management) możemy podzielić na dwie grupy:

  • tacy, którzy tolerują wyrażenia wywodzące się z dolin społecznych proletariatu miast i wsi
  • tacy, którzy tego nie tolerują

W tym drugim wypadku zostaniecie „odstrzeleni” na dzień dobry, bo rekruterzy to też tylko ludzie poddający się pewnym emocjom. Naprawdę warto?
To, co powyżej napisałem nie występuje we wszystkich firmach czy rozważaniach o awansie wewnętrznym, niemniej byłem wystarczającą często świadkiem podejmowania decyzji o tym ostatnim, aby móc z czystym sumieniem powiedzieć „uważajcie na takie rzeczy”!! Szkoda, abyście przez takie niuanse językowe sami pozbawiali się istotnych sposobności pójścia do przodu. Znacie Efekt Motyla, tutaj często pojawia się on w bardzo niekorzystnej dla Was postaci.

PS: To, co napisałem dotyczy oczywiście też naszych wypowiedzi w internecie, bo Google zadba o to, aby nie zaginęły :-)
Lepiej żeby ta wyszukiwarka była Waszym przyjacielem, bo dzisiaj prawie każdy poważniejszy pracodawca sprowadzi co tam można o Was znaleźć

Komentarze (135) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nieproszony komentarz

W ramach porannej prasówki przeczytałem właśnie w Wyborczej wypowiedź stosunkowo młodej (28 i 36 lat) pary z dzieckiem na temat kryzysu. Zawarte tam wypowiedzi są z jednej strony dość powszechne a z drugiej bardzo szkodliwe, dlatego też bez zaproszenia pozwolę sobie skomentować je tutaj, bo ktoś czytając tamten artykuł mógłby pomyśleć, że to co mówią ci ludzie jest OK.
Zacznijmy od otwarcia:

” Oszczędności? – Darek się śmieje. – Nie mamy, wydajemy wszystko, co zarabiamy.”

To jest pierwszy krok do prywatnej katastrofy finansowej, wszystko jedno ile zarabiamy. Zycie jest dość długoterminową zabawą i nigdy nie możemy wykluczyć tego, że stracimy zdolność zarobkowania, lub będziemy mieli niespodziewane (dla większości ludzi) wydatki.

Kolejny cytat:

„może i lepiej by było, gdyby wszystkie banki kompletnie zbankrutowały. Wtedy może nie musielibyśmy spłacać kredytu!”

Błąd w rozumowaniu! Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać. Choćby poprzez sprzedaż takich wierzytelności firmom, które są bardzo skuteczne w ich ściąganiu

dalej:

„Zero zabezpieczenia. Samochód tylko służbowy, żadnych oszczędności, ziemi, nieruchomości, papierów wartościowych. I tak ledwo dostałem 160 tys., chociaż przed kryzysem rozdawali kredyty prawie wszystkim.”

Bardzo „odpowiedzialne” postępowanie 36-letniego ojca rodziny!! Jeszcze tylko stracić pracę i spełniamy wszystkie kryteria tego, co Krzysztof Rybiński nazwał DuPA (bez dochodów, pracy i aktywów). I to wszystko za 30-metrowe mieszkanie w bloku!!!

„A my już całe życie tą klitkę będziemy spłacać.”

Niezła perspektywa!! Czy drodzy Czytelnicy też taką chcielibyście mieć? To się nazywa jakość życia?

dalej padają argumenty:

„W wynajętym mieszkaniu nie moglibyśmy sobie pozwolić na taką tapetę (w stylu art deco, w czerwone wzory), w ogóle nic nie moglibyśmy remontować”

Pierwszy argument powala mnie, przy drugim się dziwię. Przez wszystkie te lata wynajmowania mieszkań nigdy nie musiałem nic remontować (poza standardowym odmalowaniem ich przed oddaniem właścicielowi). Po prostu w nich spałem, pracowałem, jadłem, czytałem, kochałem się i na wszystkie inne sposoby delektowałem życiem :-) Kto tak wielu Polaków zaraził obsesją remontową? Jaki to ma wpływ na jakość życia?

„Państwo chce pomagać bankom!
– Największym złodziejom! – Gośka dalej rozplątuje korale.
– Ja od półtora roku płacę pół mojej wypłaty, 1,2 tys. raty, a mój kredyt zmalał tylko o 2 tys.
”

Ha, ktoś tutaj nie wie, jak na całym prawie świecie spłacane są kredyty hipoteczne (w pierwszych latach głównie odsetki). Tak jest, jeśli w szkole uczą religii i dziewiętnastowiecznych lektur, a kompletnie zaniedbują ABC ekonomii codziennego życia. Potem tak wykształceni ludzie wołają „złodzieje!!”

Dalej:

„– No i ślubu nie bierzemy, bo nas nie stać ….     ……… A ja nie chcę przyjęcia, tylko prawdziwego wesela na 120 osób, tak jak miały moje siostry. No cóż, na to musielibyśmy wziąć drugi kredyt.”

Jeśli ktoś z Was młodzi Czytelnicy ma partnera/partnerkę który w podobnej sytuacji do tej pary ma taki sposób myślenia to uciekajcie gdzie pieprz rośnie :-)

i na koniec:

„I jeszcze jedno, bez czego nie wyobrażam sobie przyszłości: mieć swój własny interes. Byłoby idealnie. Tylko że na to potrzeba pieniędzy, a więc i na to musiałbym wziąć drugi kredyt.”

Hmmmm, przy takim podejściu i zrozumieniu ekonomii zalecam autorowi trzymanie się pozycji zatrudnionego na pensji tak długo, jak tylko się da. Próba otwarcia biznesu mogłaby się dla niego bardzo źle skończyć.

Napisałem te słowa na gorąco, bo chcę, abyście spojrzeli na własne podejście i sprawdzili, czy przypadkiem nie ma tam takich szkodliwych elementów.  Do samych autorów wywiadu nie mam nic, to jest ich życie, ale czuję się zobowiązany w stosunku do osób odwiedzających ten blog.

Jako odskocznię na zakończenie polecam bardzo ciekawy wywiad, który Krzysztof Rybiński udzielił Dziennikowi. Tam jest kilka wypowiedzi (nie tylko dotyczących kryzysu), które warto przemyśleć

Komentarze (142) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

Gdy jesteś pytany o zdanie ….

W kontaktach z różnymi ludźmi zauważyłem dość często następujące zjawisko:

Ktoś pyta mnie o zdanie lub radę na jakiś temat, a kiedy zaczynam je przedstawiać, to ta osoba szybko mi przerywa zaczynając polemizować z tym, co w międzyczasie zdążyłem powiedzieć.

Takie postępowanie w cywilizowanym świecie jest wyjątkowo nieeleganckie i dyskwalifikuje rozmówcę, więc sprawdźcie uważnie, czy też nie pokazujecie takiego godnego pożałowania zachowania (biję się w piersi – ja też kiedyś tak miałem).

Jeśli diagnoza wypadnie pozytywnie, to proście znajomych i przyjaciół, aby zwracali Wam za każdym razem uwagę, bo jeśli się tego nie pozbędziecie to bardzo poważnie ograniczycie wasze szanse osiągnięcia czegoś więcej w życiu. Naprawdę nie żartuję!!

No ale post jest o tym, co robić jeśli to my jesteśmy osobami, które najpierw się pyta, a potem nie pozwala im dokończyć wypowiedzi.

Tak na szybko możemy wyodrębnić następujące przypadki:

  • ktoś, z kim nie mam specjalnego związku emocjonalnego pyta mnie o zdanie lub radę, a potem przerywając mi zaczyna ze mną polemizować. W takim przypadku po prostu przestaję mówić! Kiedyś jeszcze pytałem „czy chcesz się coś ode mnie dowiedzieć?”, ale w międzyczasie stwierdziłem, że zazwyczaj szkoda mojego czasu i energii. To przerwanie rozumiem dosłownie – po prostu zamykam buzię na kłódkę :-) Wtedy zazwyczaj rozmówca nagle pyta „dlaczego nic nie mówisz?”, a ja na to „przecież nie jesteś zainteresowany tym, co chciałem powiedzieć”. Ludzie, którzy mają ograniczony zasób pojęć w języku ojczystym pytają potem jeszcze „dlaczego się obrażasz?” co świadczy o nieumiejętności rozróżnienia pomiędzy racjonalnym zaprzestanie bezsensownego działania a nieistniejącą w takim przypadku reakcją emocjonalną („obrażeniem się”)
  • gorzej, jeśli taka rzecz zdarzy się w rozmowie z kimś, kogo z różnych powodów nie możemy „spuścić na drzewo”. Wtedy trzeba spróbować utrzymać rozmowę w rzeczowy sposób. Ja zazwyczaj zadaję wtedy pytanie: „Czy uważasz, że w sprawie XX jestem kompetentną osobą, która wie o czym mówi?” Podtrzymuję to pytanie, aż otrzymam jednoznaczną odpowiedź. Wtedy są dwie możliwości:
    1) nasz rozmówca odpowiedział „nie wiem”, albo „nie” – wtedy dalsze prezentowanie Twojego stanowiska lub rad jest bezprzedmiotowe
    2) jeśli rozmówca powie „tak”, to wtedy jeszcze dla pewności zapytaj „czy w takim razie chcesz się coś ode mnie dowiedzieć?”. Dopiero kiedy uzyskasz i na to pytanie jednoznaczną odpowiedź twierdzącą, wtedy miłym głosem i z uśmiechem na ustach powiedz „w takim razie słuchaj uważnie, co mam Ci do powiedzenia”. W żadnym wypadku nie toleruj potem przerywania Ci, po powyższych wyjaśnieniach byłby to objaw braku szacunku dla Ciebie i działanie „z premedytacją”
    Powyższe zdaje się być bardzo proste, ale będąc ostatnio w Polsce widziałem w telewizji, że nawet niektórzy czołowi politycy nie potrafią sobie w takiej sytuacji poradzić. Kiepskie szkolenie lub jego brak!! :-)
  • Szczególnym przypadkiem jest sytuacja, kiedy jako pracownik lub manager przygotowałeś jakiś plan, prognozę lub strategię i prezentujesz ją przełożonym. Czasem niestety zdarza się, że takie osoby bez podania konkretnych faktów przerywają Ci na forum publicznym i bardzo ogólnie krytykują to, co przygotowałeś. Wtedy, jeśli jesteś absolutnie pewnie słuszności Twoich tez (ale tylko wtedy!!!)  trzeba „mieć jaja” i uprzejmie zapytać „Słuchaj, zostałem zaangażowany do tego zadania, bo firma uznała, że mam wystarczające kompetencje aby je wykonać, nieprawdaż?”  Na to pytanie rozmówcy będzie trochę trudno odpowiedzieć „nie” bo:
    1) jeśli to on przydzielił Ci to zadanie, to musiałby publicznie przyznać się do błędu
    2) jeśli był to ktoś inny, to na ewentualne „nie” możesz natychmiast skontrować uprzejmym pytaniem „chcesz przez to powiedzieć, że dyrektor X-iński nie wiedział co robi przydzielając mi to zadanie??” Metoda jest szczególnie skuteczna jeśli X-iński siedzi na tym zebraniu, ale proszę nie przesadzać :-)
    Po uzyskaniu „tak” możemy znowu bardzo uprzejmie powiedzieć „w takim razie proszę wysłuchaj całej koncepcji do końca, a potem zastanowimy się jak można ją ewentualnie ulepszyć!”
    W tym przypadku z pracy musimy liczyć się z ryzykiem, że w kiepskiej firmie może on poważnie zaszkodzić naszej karierze, ale kto chciałby długofalowo pracować na galerze? :-) Tutaj znów kłania się niemieckie „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca”. Nawiasem mówiąc jest jasne, że duży kredyt na karku znacznie ogranicza nam możliwości takich zagrań, dlatego też ciągle powtarzam „nie róbcie z siebie dobrowolnie niewolników!!”

Reasumując, szanujmy siebie samych i nie przyzwalajmy aby w powyżej opisany sposób ludzie okazywali nam brak poważania. Jeśli tego nie będziemy pilnować, to „wytresujemy” innych na traktowanie nas coraz gorzej i gorzej, a to źle wpływa nie tylko na szanse w życiu, ale też samopoczucie i wartość własną. Ceną takiego postępowania jest to, że nie wszyscy będą nas kochali, ale przecież w życiu wystarczy te kilkanaście, kilkadziesiąt naprawdę bliskich osób, a bycie osobą traktowaną z respektem ma duże zalety:-)

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi

Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi

W ostatni piątek wieczorem, po zakończeniu warsztatów w Ciechocinku przydarzyła mi się następująca historia:

Planując powrót pociągiem, co nawiasem mówiąc na tej trasie było logicznym rozwiązaniem, podjechałem najpierw do Aleksandrowa Kujawskiego na „stację” PKP, która okazała się być wyjątkowo obskurnym obiektem, pozbawionym jakichkolwiek kiosków, sklepów itp. Aby kupić coś na drogę udałem się do pobliskiego marketu, wybrałem parę drobiazgów i ustawiłem się w powoli poruszającej się kolejce. Przede mną stała schludnie, ale niebogato ubrana kobieta w wieku ok. 55 lat która wyłożyła na taśmę kilka zakupów, między innymi jakąś tanią bonbonierę. Kiedy powoli posuwaliśmy się do kasy pani ta kilkakrotnie brała do ręki jedną z wystawionych obok doniczek z małymi różami, z wahaniem stawiała ją na taśmę i odstawiała z powrotem. Przy samej kasie, kiedy kasjerka zaczęła przeciągać jej zakupy przez skaner nagle powiedziała z lekkim zażenowaniem „proszę odłożyć na bok tę bonbonierę, kupię zamiast niej doniczkę z kwiatami”, na co kasjerka odsunęła pudełko na bok. Dla mnie sytuacja była absurdalna, ktoś, kto nie był menelem ani żebrakiem musiał w Polsce roku 2008 podjąć takie rozstrzygnięcie typu „albo-albo”!!! Natychmiast zapytałem kasjerki ile ta bonboniera kosztuje. Kasjerka na to „osiem siedemdziesiąt dziewięć”, a ta kobieta myśląc że ja chciałem kupić ją dla siebie dodała „jest naprawdę smaczna”. Ja na to „proszę dołożyć tę bonbonierkę do zakupów tej pani a cenę dodać do mojego rachunku”. Obie kobiety na chwilę zbaraniały. Potem ta klientka do mnie „ależ bardzo dziękuję!!”. Ja na to do niej „To ja dziękuję za to, że mogę Pani zrobić mały prezent. Ktoś, kto tak lubi kwiaty zapewne jest też dobrym człowiekiem. Cała przyjemność po mojej stronie :-)” . Na to obie kobiety uśmiech od ucha do ucha, cała reszta kolejki, jakby dotknięta czarodziejską różdżką też nagłe zaczęła się do siebie życzliwie uśmiechać. Ja zapłaciłem za zakupy i udałem się na peron.

Dlaczego opowiedziałem tę historię? Powodów jest kilka:

  • Niezależnie od tego, jak wysoko wywędrowaliśmy na drabinie społecznej i gospodarczej pamiętajmy, że obok nas jest wielu ludzi, którzy z bardzo różnych powodów muszą zmagać się z zupełnie innymi wyzwaniami niż my. Ci ludzie to nie zawsze obiboki, lenie czy margines społeczny. Stojąc potem na peronie zastanawiałem się, że gdybym stosunkowo wcześnie w moim życiu parę decyzji podjął w innym kierunku, to też nie byłbym dziś dobrze opłacanym, podróżującym po świecie  ekspertem, lecz takim dobrym, sympatycznym człowiekiem odkładającym na bok słodycze za osiem siedemdziesiąt dziewięć aby móc kupić sobie doniczkę z kwiatkami. Dlatego też powinniśmy od czasu do czasu mieć nieco dystansu do naszych osiągnięć i okazywać zrozumienie oraz szacunek dla innych, którzy będąc tak samo dobrymi i przyzwoitymi ludźmi jak my podjęli decyzje, które ekonomicznie zatrzymały ich w miejscu. Jeśli ktoś, jak np. Prezydent tego kraju z pogardą wyraża się o współbliźnich, bo „ktoś skończył tylko zawodówkę”, albo „wychował się na podwórku”, to są to relikty postawy z czasów komuny, które należy jak najprędzej wyeliminować z naszej mentalności. W kręgach z pewną klasą takie zachowanie uchodzi za skrajne plebejskie i dyskwalifikuje człowieka. Uważajcie więc na to (pamiętacie, jak kiedyś „odstrzeliłem” kandydata na atrakcyjne stanowisko za pogardliwe odnoszenie się do kelnerki?)
  • Ważne jest, abyśmy już w młodym wieku podejmowali lepsze decyzje, abyśmy nie musieli w okolicach pięćdziesiątki znaleźć się w sytuacji podobnej do tej pani.
  • Wiele osób idąc przez życie ciągnie za sobą (metaforycznie) całkiem spory cień, który przy okazji rzuca na innych ludzi. Moja rada dla wszystkich: chcesz dobrze żyć (w szerokim tego słowa znaczeniu), to rzucaj w życie innych ludzi promień słońca a nie cień!!! Spraw, aby dzięki temu że istniejesz w życiu innych ludzi pojawiał się uśmiech, życzliwość, to poczucie że tak naprawdę jesteśmy częściami tego samego Wszechświata. Czasem, jak w przypadku powyżej, wymaga to tylko odrobiny uwagi i złotych osiem siedemdziesiąt dziewięć. Nie ma więc wykrętów, że to zbyt trudne lub za drogie. Moja dobra rada dla Was drodzy Czytelnicy: praktykujcie taką „bezpodstawną życzliwość”, to zmieni nie tylko życie „beneficjentów”, ale też i Wasze.
Komentarze (73) →
Alex W. Barszczewski, 2008-10-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Dla przyjaciół z HR

1000 dolarów nagrody za porzucenie pracy

Natknąłem się ostatnio na bardzo interesujący wywiad i zapraszam Was na zapoznanie się z jego zawartością. Dla niecierpliwych najpierw krótkie streszczenie.

Amerykańska firma Zappos  ( ok miliard USD przychodu w 2008, ponad 1600 pracowników) ma bardzo niezwykły sposób rekrutowania nowych pracowników. Już cały „tradycyjny” proces rekrutacyjny nakierowany jest na sprawdzenie, czy kandydat oprócz niezbędnej wiedzy ma odpowiednie nastawienie do kwestii właściwego podejścia do klienta (co jest elementem, który ma wyróżnić firmę na rynku). To jest pierwszy etap, sam w sobie jeszcze nic niezwykłego. Ciekawa rzecz dzieje się z tymi kandydatami, którzy zostali zakwalifikowani, gdyż niezależnie od stanowiska każdy z nich przechodzi czterotygodniowy trening, podczas którego przy pełnych poborach zapoznaje się on nie tylko ze strategią i kulturą przedsiębiorstwa, ale też z jego wyjątkowym podejściem do klientów. Mniej więcej po pierwszym tygodniu takiego szkolenia każdy nowy pracownik dostaje propozycję, aby przerwać trening i zrezygnować z pracy w firmie. W takim przypadku otrzymuje on nie tylko pełną wypłatę za dotychczasowy okres, ale też bonus w wysokości 1000 USD!! Doświadczenie wykazuje, że ok 10% przyjętych pracowników przyjmuje tę ofertę.

Jaki jest sens tego postępowania? Kierownictwo firmy doszło do wniosku, że dla jej sukcesu krytycznym jest posiadanie pracowników, którzy są naprawdę zdecydowani, aby pracować u nich i praktykować na codzień kulturę totalnego skoncentrowania się na zadowoleniu klienta. W takim wypadku zapłacenie 1000 USD za stwierdzenie faktu, że ktoś mimo przejścia przez rekrutację nie jest całym sercem z ich filozofią biznesu jest niewielką ceną w porównaniu z szeroko rozumianymi kosztami, które mogłoby to spowodować później.

Oczywiście, to jest Ameryka i nie wymagam od nikogo skopiowania tego w Polsce (choć właściwie czemu by nie :-))

Zastanówmy się więc przynajmniej nad następującymi kwestiami:

  • jeżeli jesteśmy managerami, to na ile zależy nam na to, aby pracowali z nami ludzie, którzy robią to nie z braku innych alternatyw, lecz z głębokiego przekonania że tak jest dla nich najlepiej?
  • jeżeli nie zależy nam na tym, to nie narzekajmy, że jesteśmy poganiaczami niewolników na kolejnej galerze!!
  • jeśli nam zależy, to co robimy, aby rekrutować właśnie takich pracowników z zaangażowaniem? Jakie mamy metody, aby to sprawdzić?
  • jeżeli nam zależy, to co robimy, aby tacy kandydaci w ogóle rozważali staranie się o pracę u nas?
  • jeżeli mamy już takich pracowników, to co robimy aby podtrzymać to ich zaangażowanie (zaniedbania w tym zakresie to ciężki grzech wielu firm!!!)
  • i z zupełnie innej beczki: wielu, szczególnie młodszych mężczyzn i kobiet stara się „zdobyć” tego wymarzonego partnera a potem jak najszybciej go „zaklepać”. Co by było, gdybyśmy przed ostatecznym związaniem się z taką osobą zaproponowali jej pewnego rodzaju „nagrodę” za zostawienie nas?? To brzmi pozornie absurdalnie, ale ja na przykład nie wiązałbym się z osobą, która nie chce być ze mną z całym sercem i przekonaniem. Za dużo potem komplikacji i zmarnowanego czasu!!

Tyle nasuwających się pytań, zapraszam Was do przemyśleń i podzielenia się z nimi w komentarzach

Komentarze (94) →
Alex W. Barszczewski, 2008-10-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Etikettenschwindel

Niemieckie słowo użyte w tytule oznacza oszustwo polegające na tym, że na etykietce produktu sugeruje się coś innego niż zawiera opakowanie.

Pomysł napisania tego postu zrodził się jakiś miesiąc temu. Wtedy to kilka osób które znam (moje bardzo szerokie grono znajomych to nie tylko prezesi i biznesmeni) dowiedziawszy się, że jadę samochodem z Berlina poprosiło mnie o przywiezienie niemieckiego proszku do prania. To mnie nieco zdziwiło, bo większość tych proszków dostępna jest   w Polsce, więc zapytałem jaki jest cel tej akcji. Wtedy parę gospodyń domowych uświadomiło mnie, że istnieje znacząca różnica pomiędzy tymi środkami produkowanymi na Niemcy i na Polskę, nawet jeśli mają taką samą nazwę i opakowanie. No cóż, z braku możliwości przeprowadzenia analizy chemicznej nie mogę twierdzić tego z całą pewnością, ale jeśli tyle różnych, wykształconych praktyków prania tak twierdzi to może coś jest na rzeczy. To pasuje mi do ogólnego obrazu dość rozpowszechnionego w Polsce zjawiska, a mianowicie opisywania pewnych produktów i usług słowami, które znaczą zupełnie coś innego. Typowe, często dość banalne przykłady to :

  • „masło” w którym niewiele jest prawdziwego masła – do niedawna spotykało się to świństwo w prawie każdym sklepie
  • „szynka” składająca się w 40-50% ze wstrzykniętej wody z chemikaliami
  • jako „stek” w niektórych restauracjach ciągle jeszcze możesz dostać produkt zrobiony z mielonej wieprzowiny
  • w większości polskich kawiarni i restauracji dostajesz „tiramisu”, w którym nawet dokładna analiza nie wykaże śladów mascarpone
  • „ciabatta”, która w większości z włoskim oryginałem ma wspólną tylko nazwę i ewentualnie kształt

lub też poważniejsze jak:

  • „szkolenia”, często pod szumnymi i doniosłymi nazwami,  których głównym celem jest nabicie kieszeni organizatora a uczestników „w butelkę” :-)
  • „studia wyższe” dające pracę „kadrze dydaktycznej” marnujące czas i pieniądze studentów wtłaczaniem im encyklopedycznej wiedzy, która często nijak nie przystaje do tego, co jest niezbędne aby osiągnąć sukces zawodowy
  • ”lekarzy specjalistów”, którym pacjent po tygodniach mało skutecznej terapii musi podpowiadać „zróbmy z tego oka wymaz i antybiogram abyśmy wiedzieli co to za bakteria i na jakie medykamenty jest wrażliwa”
  • „mammografia”, której jedynym rezultatem jest naświetlenie pacjentek promieniami Roentgena, bez szansy na wykrycie czegokolwiek (ostatnia kontrola wykazała że taką „mammografię” robi 30% placówek )

i wiele wiele innych.
Jak wiecie, ten blog nie jest miejscem pustego narzekania na rzeczywistość, dlatego czas na jakieś wynikające z powyższego konstruktywne przemyślenia. Te idą w dwóch kierunkach:

  • jako konsumenci mieszkający w Polsce musimy zabezpieczyć się przed staniem się ofiarą takiego oszustwa. Ważne jest, abyśmy nie dali się omamić „naukowo” i „profesjonalnie” brzmiącymi etykietkami wszelkiego rodzaju. Tutaj bardzo pomocny jest internet i Google, a bezcenna własna sieć rekomendacji, nad którą zdecydowanie trzeba pracować i to zanim okaże się potrzebna. Dobra sieć będzie prawdopodobnie składać się z bardzo różnych ludzi. Bojkotowanie firm i organizacji uważających nas za głupców długoterminowo też powinno przynieść pewien skutek.
  • jako dostawcy mamy do czynienia z rynkiem, na którym w wyniku częstego Etikettenschwindel panuje spora dawka nieufności. Z tego możemy zrobić naszą przewagę jeśli długo i konsekwentnie będziemy pielęgnować naszą reputację i zadbamy o to, aby jak najwięcej osób o niej się dowiedziało. Ta reputacja w wielu wypadkach okaże się znacznie silniejszym atutem, niż duży budżet reklamowy. I to budowanie reputacji to nie jest tylko kwestia zaawansowanych profesjonalistów!! Jeśli drogi Czytelniku masz teraz 20-25 lat to jest to bardzo dobry okres, aby zacząć się tym zajmować. „Odsetki” mogą przekroczyć Twoje najśmielsze oczekiwania!!

Na zakończenie odpowiedź na pytanie, dlaczego użyłem niemieckiego słowa w tytule. No cóż, chciałem pokazać, iż jeśli nasi sąsiedzi zza Odry mają na to zjawisko specjalne słowo, to ten problem zapewne nie był im obcy, choć muszę przyznać, że tak prymitywnie jak w powyższych przykładach raczej się to tam nie odbywa. Zbyt silny jest u nich ruch konsumencki, który jak mam nadzieję rozwinie się i w Polsce. No ale to tak na marginesie.

Komentarze (84) →
Alex W. Barszczewski, 2008-10-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera

Komunikuj precyzyjnie

Kilka tygodni temu, po prawie miesięcznej walce z uporczywym zapaleniem spojówek (leczonych przez 2 polskich okulistów medykamentami dobieranymi „na oko” :-)) postanowiłem znaleźć jakieś laboratorium i zbadać, co tak naprawdę „mnie gryzie”. Jako ciekawostka LIM-Center i Damian nie zrobią Ci takiej analizy, musisz wykupić przy okazji wizytę u okulisty (stąd  wzięło się też tych dwóch lekarzy wspomnianych na początku). Dopiero na Ursynowie znalazłem ośrodek, robiący takie badania bez przymusowego wspierania polskiej okulistyki.  Zadzwoniłem tam aby się upewnić i odbyłem następującą rozmowę:

  • ja– „dzień dobry, czy wykonują Państwo wymaz z worka spojówkowego oka?”
  • sympatycznie brzmiąca Pani – „tak, proszę przyjść do 10 to zrobimy ten wymaz. Ale nie myjemy twarzy, nie przecieramy i  nie myjemy oczu, nie zakrapiamy oczu, nie usuwamy zgromadzonej tam ewentualnie ropki”
  • ja (nieco skonsternowany) – „nie ma problemu, ja tylko chcę zrobić wymaz, innych usług nie potrzebuję”

Co oznaczała wypowiedź Pani z recepcji zrozumiałem trochę później, kiedy wylądowałem w gabinecie i nad stołem zobaczyłem napis „Nie stawiamy próbek z moczem na biurku” :-)
Wtedy zaświtało mi, że to niekoniecznie jest deklaracja ze strony tych państwa, może w języku polskim pojawiła się nowa forma negatywnego trybu rozkazującego. To nie byłoby nic dziwnego, bo np. w hiszpańskim też używasz w takich sytuacjach innego trybu, ale w naszym języku ojczystym!! Nie muszę mówić, że do badania jako schludny chłopak pojawiłem się dokładnie wymyty i ogolony :-) Całe szczęście, że mimo moich ablucji coś tam wyhodowali i moja kuracja ruszyła pełną parą.

Inny przykład to pewna znajoma, która kilka dni temu opowiedziała mi, że po dramatycznym spadku na giełdach nie wiedziała co robić i sprzedała wszystkie akcje (co było poważnym błędem). Na moje delikatne pytanie dlaczego nie zadzwoniła wcześniej np. do mnie zarzuciła mi, że kilka miesięcy temu odmówiłem jej pomocy w tym względzie!!  Nie przypominając sobie takiego faktu zacząłem się dopytywać i ustaliliśmy, że wtedy w trakcie jakiejś rozmowy na zupełnie inny temat powiedziała mi następujące zdanie „mam oszczędności w akcjach które spadają”. To było wszystko – ja potraktowałem to jako czystą informację, druga strona jako prośbę o radę.

To trochę ekstremalne przykłady, faktem jest że Polacy niezwykle nieprecyzyjnie używają języka ojczystego. Celuje w tym pokolenie 40+ ale i młodsi Czytelnicy miejcie się na baczności!! Na wielu szkoleniach wychodzi, że słaba skuteczność wielu „młodych wilków”w argumentacji i negocjacjach wywodzi się w prostej linii z braku precyzji własnych wypowiedzi i nieumiejętności dopytania się o co dokładnie chodzi drugiej stronie. Tutaj musicie sami się pilnować i pilnie trenować, bo o ile na moich warsztatach niektórzy uczestnicy dostają taką nauczkę, że pamiętają ją bardzo długo, o tyle nie bardzo wiem jak zrobić to na blogu. :-)
Proponuję Wam na początek:

  • zaprzyjaźnienie się ze słownikiem języka polskiego (choćby wersja online PWN), ja też konsultuję go dość często
  • wyrobienie w sobie nawyku dokładnego analizowania tego, co mówią inni i wyłapywania tam wszelkich luk i sprzeczności
  • bardzo świadome używanie wyrazistych słów przez nas samych, tak, aby nikt nie musiał domyślać się o co nam może chodzić

PS: Gdyby wszyscy używali jasnych i klarownych wypowiedzi, a do tego zamiast domyślać się intencji rozmówcy po prostu o nie zapytali, to nie byłoby większości „oper mydlanych”. Obejrzyjcie parę odcinków, a zobaczycie jak często akcja opiera się na takich nieporozumieniach komunikacyjnych (plus typowo polskie wtrącanie się w nieswoje sprawy). Dlatego też podtrzymuję twierdzenie, że oglądanie rodzimej telewizji jest szkodliwe!!!

Komentarze (27) →
Alex W. Barszczewski, 2008-10-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Dla przyjaciół z HR

Ciekawy artykuł o szkoleniach

Dziś natknąłem się na interesujący artykuł o szkoleniach opublikowany w gazeta.pl (dziękuję Rafał za cynk :-))

W artykule tym między innymi cytowano moją wypowiedź z postu „Porozmawiajmy o szkoleniach” opublikowanego ponad rok temu, jak widać sprawa wcale nie straciła na aktualności. Cieszę się, że i mainstreamowe media podejmują ten bolesny temat, bo nagłośnienie nieprawidłowości może wreszcie obudzić wielu decydentów, co wyjdzie na dobre zarówno ich firmom, jak i całej gospodarce (bo skala marnotrawstwa pieniędzy i czasu ludzi jest ogromna). Dlatego nie tylko polecam wszystkim zainteresowanym przeczytanie tego tekstu, lecz też podanie jego linka dalej. Proszę tylko nie denerwować się przy czytaniu!! :-)

Wątpliwości, co do kompetencji wielu dostawców dobrze oddaje cytat:

„Rynek jest na tyle chłonny, że każdy może coś wykroić sobie z tego tortu. Pewien właściciel niewielkiej firmy szkoleniowej z Dolnego Śląska mówi wprost:

– Żeby przygotować ofertę i przeprowadzić szkolenie z określonej tematyki nie muszę aż tak dobrze orientować się w samym temacie. Wystarczy, że zatrudniam specjalistę z danej dziedziny na umowę o dzieło, który zrobi to za mnie. To on ma odpowiedni certyfikat, dyplom i wiedzę. Ja tylko przygotowuję odpowiednią ofertę i zgarniam główną część pieniędzy. Dzięki temu jestem tańszy od dużych firm szkoleniowych. Co wtedy kiedy niewiele rozumiem z danej tematyce? Podczas rozmowy na temat przyszłego szkolenia wykorzystuję swój urok osobisty i zmieniam temat. Na przykład opowiadam jakiś dowcip, a szczegóły ustalam potem przez email, po konsultacji z odpowiednim specjalistą.

Jego firma ma się świetnie dzięki szkoleniom z dotacji unijnych, które są podstawą działalności. ”

Trzeba przyznać, że problem dotyczy nie tylko małych firm szkoleniowych, o czym wie każdy doświadczony HR-owiec.
PS: Autor, Marcin Borowicz pod moim cytatem zadaje pytanie: „Próba podważenia kwalifikacji konkurencji, czy smutna prawda?”
Panie Marcinie, niestety to smutna prawda (podany przeze mnie cytat z Pana artykułu chyba to potwierdza), ale niech Pana tekst będzie cegiełką, aby zmienić ten stan rzeczy przez podwyższenie świadomości „co jest grane”

Komentarze (18) →
Alex W. Barszczewski, 2008-10-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Kiedy przychodzi czas na zmiany.

Dziś zapraszam do przeczytania postu gościnnego Marzeny (nazwisko usunąłem 1.11.2012 na prośbę Autorki), znanej Wam z obszernych komentarzy, które zamieszczała u nas ostatnio. Przyjemnej i użytecznej lektury!!
_________________________________________________________

„Jeśli chcesz budować okręt, to nie zwołuj ludzi w celu zrobieni planów, podzielenia pracy, przygotowani narzędzi i wycinania drzew, lecz nucz ich tęsknoty za bezmiarem morza. Wtedy zbudują statek sami” Antoine de Saind-Exupery „Mały Książe”

Po niespełna kilku miesiącach pracy w agencji reklamowej, jako koordynator regionu otrzymałam awans. Nagle miałam zarządzać grupą osób, których znałam ze wspólnych szkoleń. (Bardziej kojarzyłam ich adresy mailowe niż ich samych) W regionach odczuwalna była próba sił. W pierwszym kwartale rozpoczęłam porządkowanie zasad współpracy i usunęłam największego gracza, niezastąpionego;) z olbrzymim doświadczeniem, doskonale przygotowanego logistycznie, zarządzającego jedną czwartą Polski koordynatora. Powodem był głównie brak szczerości, brak poszanowania współpracowników, jakość pracy, stosunek roszczeniowy i próby szantażu, brak przyzwoitości w kontaktach. /Pamiętam moment kiedy krzyczał przez słuchawkę Kim ty k……. jesteś? G….. mi zrobisz! Głupia szczeniara ! Myślisz ze tak buduje się szacunek widać ze nie masz o tym pojęcia! (tak na marginesie: właściciel jednej z lepiej prosperujących agencji w danym regionie, pan dobrze po 40 – agencja funkcjonuje do dnia dzisiejszego) / Przyznam szczerze nie wiedziałam, nie zastanawiałam się nad tym , widziałam jeden cel „zbudować zespół” wspierających się ludzi, dla których realizacja akcji będzie wyzwaniem, przyjemnością, przygodą i rozwojem.

W kolejnych kilku miesiącach w regionach wrzało. Nastąpiło dużo zmian w ekipie głównie awanse pracowników niższych szczebli, rezygnacja ze współpracy z pracownikami, którzy „kuleją” w komunikacji. Przyjmowałam osoby z dużym doświadczeniem i laików.

Zawsze wyznacznikiem był człowiek.

Patrząc z perspektywy dostrzegam ze moja praca polegała na wpajaniu zasady, że wspólnie możemy pokonać każdy kłopot jeśli tylko zaczniemy o tym rozmawiać z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym. Kiedy team był gotowy wspólnie obraliśmy kierunek wiedząc ze możemy zrobić naradę wiele ciekawych rzeczy. A przy tym z niecierpliwością wyglądaliśmy nowych wyzwań. Mając tą pewność mogłam wrócić do spotkań z Klientami, pisania projektów, stwarzania prezentacji, przygotowywania dokumentacji, przygotowania kosztorysów, ofert przetargowych . Dbając aby Team miał co robić ;) Dzisiaj mogę powiedzieć, że na przełomie 2004-2007 zrobiliśmy kawał dobrej roboty.

Teraz moi byli pracownicy stali się liderami projektów realizując swój własny sposób pracy z nowymi ludźmi. Z uwagą obserwuję to jak wzrastają.

Krok po kroku:

  • Budowanie zespołu zaczynaj od oszlifowania własnej wizji tego co chcesz robić.
  • Określ z kim chcesz pracować.
  • Zawsze bijących brawo, podpisujących się pod tym co powiesz bez głębszej refleksji, tzw. „oddane narzędzia” omijaj szerokim łukiem.
  • Szukaj ludzi zakręconych ale mających nietuzinkowe pasje olbrzymie parcie na sukces.
  • Wkręcaj w zespół pozytywne wibracje.
  • Przysiądź obok kiedy mają problem, wskaż możliwe ścieżki i rozwiązania zaś decyzję pozostaw po ich stronie.
  • Nie wyręczaj, ucz samodzielności.
  • Jeśli coś obiecasz, dotrzymuj obietnicy.
  • Jeśli potrzebują Twojej pomocy nigdy nie zostawiaj ich samych.
  • Bądź nauczycielem a nie szefem.
  • Wpajaj zasady którymi kierujesz się w życiu biznesowym i osobistym mając nadzieję ze staną się one ogólnie przyjętymi zasadami.
  • Przede wszystkim szanuj ludzi J to przecież oni dają Tobie energię do działania, to dzięki nim i dla nich obierasz kierunek, wspólnie z nimi możesz płynąć gdzie chcesz.
  • Nie bój się, że Cię przeskoczą.
  • I nie bój się ryzyka.

To przecież takie proste,

Pozdrawiam
Marzena

_____________________________________________________

Parę słów o mnie:
Studiowałam Filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim
Obecnie prowadzę  agencję reklamową i nadal pracując z wariatami :-)  z którymi wiem ze warto robić coś niezwykłego :-) Realizujemy kampanie BTL na terenie kraju ale również wspomagamy inne agencje  ogólnopolskie. Jesteśmy wozem strażackim do gaszenia pożarów :-)
W planach: studiowanie psychologii klinicznej, przygotowanie serwisu przeznaczonego dla rodziców dotyczącego rozwijania kreatywności u dzieci.
Najważniejszy cel:

  1. Zdrowie i prawidłowy rozwój córki
  2. Nauczyć się nie wzbraniać przed osiągnięciem sukcesu
  3. Pozostać babą z jajami ;)
Komentarze (15) →
Alex W. Barszczewski, 2008-09-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jesteś jak belka żeliwna czy drewniana?

Zanim zaczniecie zastanawiać się co mi jest i jaki związek te techniczne rozważania mają z tematem blogu, przyjrzyjmy się najpierw, jak zachowują się obie belki poddane obciążeniu.

  • Jeśli przyłożymy zwiększającą się siłę do belki żeliwnej, to nic widocznego nie będzie się działo do momentu, kiedy siła ta przekroczy wytrzymałość elementu który nagle pęknie
  • Jeśli przyłożymy taką samą siłę do belki drewnianej (np. z sosny albo świerku), to w miarę zwiększania obciążenia ten element najpierw zacznie się uginać, potem wyraźnie i głośno trzeszczeć i dopiero na końcu się złamie. W technice mówi się, że drewno ma właściwości ostrzegawcze, to znaczy element z niego wykonany sygnalizuje znaczne przeciążenie odpowiednio wcześnie przed osiągnięciem naprężenia, które go zniszczy.

Ciekawe, że podobnie zachowują się ludzie i niestety wielu z nich wykazuje raczej właściwości żeliwa niż drewna.
Pomińmy tutaj ekstremalny przypadek żony potulnie znoszącej wieloletnie znęcanie się nad nią, aby w którymś momencie niespodziewanie zadźgać go nożem kuchennym :-)
Spójrzmy na częsty przypadek ludzi, którzy bardzo długo tłumią w sobie frustracje związane z pracą, aby w którymś momencie nieodwołalnie i ostatecznie „rzucić papierami”. Zamiast tłumienia frustracji  często występuje też „terapeutyczne” omawianie problemu z niewłaściwymi adresatami, o czym pisałem niedawno, w tym wypadku osoby odpowiedzialne za powstające napięcie też nic o tym nie wiedzą.
Takie zachowanie może być znakiem odczuwanej bezsilności, jest jednak całkowicie kontraproduktywne, bo łatwo stawia nas w sytuacji, kiedy poza szeroko rozumianym „zerwaniem” nie mamy już innych opcji. Dawanie wcześniej wyraźnych sygnałów że coś jest nie tak pozwoliłoby może drugiej stronie na podjęcie właściwych działań, a przynajmniej dialogu. Swiadomie napisałem w poprzednim zdaniu „może”, bo oczywiście nie mamy żadnych gwarancji, że wyłożenie problemu na stół doprowadziłoby do rozwiązania. Zbyt wielu ludzi wokół nas źle znosi konfrontację z rzeczywistością nie odpowiadającą ich obrazowi samego siebie i ma z tym spory problem. Niemniej, jeśli będziemy „cierpieć w milczeniu” aż do przekroczenia granicy drastycznych działań z naszej strony, to pozbawimy się wszelkich szans na rozwiązanie sprawy w istniejącym układzie osobowym. A następny wcale nie będzie wolny od podobnych wyzwań, więc lepiej nauczyć się rozwiązywać je od razu!

Jakie jest moje zalecenie dla Was?

  • Zamiast zaciskać zęby, znosząc i udając na zewnątrz, że wszystko jest w porządku sygnalizujcie w miarę wcześnie,że pewne rzeczy zdecydowanie Wam nie odpowiadają. Ważne jest, aby te sygnały docierały do właściwych odbiorców! Może się oczywiście zdarzyć, że taka otwartość przyśpieszy „koniec”, ale w ten sposób będziecie mieli więcej czasu i zasobów, aby zacząć coś nowego, co będzie Wam lepiej odpowiadało. W wielu wypadkach jednak, jeśli będziecie mieli do czynienia z ludźmi na poziomie może się okazać, że kiedy dowiedzą się oni o problemie (bo nikt nie jest jasnowidzem) da się wypracować z nimi jakieś dobre rozwiązanie bez niepotrzebnych cierpień i konieczności podejmowania drastycznych decyzji. Gra jest warta świeczki!!!
  • Ważne jest, aby nie przesadzić i nie „trzeszczeć” już przy minimalnych obciążeniach, jakie ciągle zdarzają się w życiu. W tym przypadku może do nas przylgnąć etykietka mimozy, a to nie jest korzystne.

Jak zwykle w życiu cała sztuka polega na odpowiednim dobraniu proporcji, niemniej gorąco zachęcam Was do przeanalizowania, czy przypadkiem w życiu zawodowym, albo co gorsza prywatnym nie funkcjonujecie jak ta nieszczęsna belka z żeliwa.

Komentarze (16) →
Alex W. Barszczewski, 2008-09-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 37 of 67« First...102030«3536373839»405060...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Roma: Wyobraźcie sobie odwrotną...
    • Kamil Szympruch: Witam wszystkich....
    • Maciek: Witam serdecznie, Osobiście...
    • Ewa W: Małgorzata, dzięki za dobre...
    • Paweł Kuriata: @Alex Dopuszczam jak...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
    • Agnieszka L: Alex, miałam na myśli...
    • Małgorzata: Małgosia S. Oczywiście,...
    • sniezka: Witek, właśnie chodzi mi o...
    • Witek Zbijewski: snieżka nie mam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Mags: ad napisał: „Zapomnia...
    • Tomasz: Mxx: a ja taką jeszcze mała...
    • gonia: Tak to dobra rada, żeby nie...
    • Ewa W: Mxx, piszesz: „Chciała...
    • KrzysiekP: Witam. Może nie będę się...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Emilia Ornat: Ten blog dodaje mi...
    • KatarzynaAnna: Dzień dobry wszystkim,...
    • Elżbieta: Witam, Czytam bloga (i...
    • Monika Góralska: Witam, Kilka postów...
    • Grzesiek: Tego bloga czytam ponieważ...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • Alex W. Barszczewski: Katarzyna...
    • Katarzyna Skawran: Podoba mi się twój...
    • Arek S.: Alex, Odpowiedziałeś Maćkowi...
    • Aleksandra Mroczkowska: Rzeczywiście...
  • Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu  (1)
    • Tomek: Świetny pomysł Alex! Już...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Paulina: Witam. Mamy rok 2012,dopiero...
  • Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi  (60)
    • Piotr Cieślak: Alex :))) Jest rok...
  • Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi  (73)
    • Stella: Prosta sprawa, a taka piękna...
  • Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka  (14)
    • Witek Zbijewski: noveeck:...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Aleksandra Mroczkowska: Alex, u mnie...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025